70. Już nie zadręczam się przyszłością mojej córki

Autorstwa Bai Yang, Chiny

W listopadzie 2019 roku, opuściłam dom, aby wykonywać obowiązki w innym miejscu, gdyż takie były potrzeby. Chociaż ciężko mi było rozstać się z córką, to gdy napisała mi w liście, że w domu wszystko jest w porządku, mogłam z większym spokojem wykonywać swój obowiązek. W maju 2024 roku wróciłam do domu, aby załatwić kilka spraw i spotkałam się z córką. Dowiedziałam się, że uczęszcza na dodatkowe zajęcia, przygotowując się do egzaminów. Jej ojciec tymczasem spotykał się z inną kobietą, rzadko bywał w domu i niewiele interesował się córką. Nie chciał płacić za jej korepetycje, a do tego nawet strofował ją przez telefon. Gdy to usłyszałam, byłam wstrząśnięta; nie spodziewałam się, że życie mojej córki jest aż tak trudne. Pocieszyłam ją, mówiąc: „Nie gniewaj się na ojca. Musisz nauczyć się być samodzielna w przyszłości. Jeśli będziesz miała jakieś trudności, zawsze możesz przyjść do mnie. Mama się tobą zajmie”. Bardzo ją to ucieszyło. Jednak po kilku dniach spędzonych z córką zauważyłam, że chociaż ma już 20 lat, wciąż się nie ustatkowała i robi, co jej się podoba. Wprawdzie wierzyła w Boga i chodziła na zgromadzenia, ale nie dążyła do prawdy i lubiła grać na telefonie, zupełnie jak niewierzący. Nie przykładała się też sumiennie do dodatkowych zajęć. Pomyślałam, że jeśli tak dalej pójdzie, nie tylko nie będzie dobrze wierzyć w Boga, ale też trudno jej będzie znaleźć w przyszłości dobrą pracę. Co się z nią stanie? Na tę myśl poczułam w głębi serca ogromny ból. Nie mogłam się powstrzymać od myślenia: „Gdybym lepiej jej pilnowała w domu, być może nie doszłoby do tego. Inne dzieci są pilnowane w domu przez rodziców, przez co ich życie nie jest tak swobodne”. Im więcej o tym rozmyślałam, tym bardziej czułam się winna wobec córki i chciałam jej to wynagrodzić. Pomyślałam: „Jeśli w przyszłości ojciec nie będzie się nią opiekował, wezmę ją do siebie. Podejmę się wtedy wykonywania jakiegoś pojedynczego obowiązku i jednocześnie będę się nią zajmować”. Ale gdy tak pomyślałam, poczułam w sercu wyrzuty sumienia: „Jestem teraz przywódczynią okręgu, odpowiedzialną za pracę kilku kościołów. Gdybym naprawdę zrezygnowała ze swojego obowiązku, czyż nie byłoby to jego porzuceniem?”. Potem jednak naszła mnie myśl: „Nie mogę zignorować córki. Gdybym to zrobiła, czyż nie miałaby do mnie żalu, mówiąc, że jestem okrutną matką, która się nią nie opiekuje i jej nie chce? Czy rodzina by mnie nie skrytykowała?”. Te myśli sprawiły, że byłam w rozterce i nie wiedziałam, co robić. Przez tamte dni tylko o tym myślałam. Nie mogłam normalnie jeść ani spać, a moje serce było niespokojne. Wyjechałam ze względu na obowiązki, ale czasami ogarniał mnie niepokój na myśl o córce, co odbijało się na moim obowiązku. Zdałam sobie sprawę, że mój stan jest niewłaściwy, więc modliłam się do Boga, aby pomógł mi uspokoić serce i poszukiwać prawdy, bym rozwiązała swoje problemy.

Pewnego dnia przeczytałam słowa Boże: „Są również ci, którzy, ponieważ wierzą w Boga, żyją życiem kościoła, czytają słowa Boże i wykonują obowiązki, nie mają czasu, by angażować się w normalne relacje ze swoimi niewierzącymi dziećmi, żoną (mężem), rodzicami, znajomymi i krewnymi. W szczególności nie są w stanie należycie opiekować się swoimi niewierzącymi dziećmi ani robić rzeczy, których te dzieci wymagają, więc martwią się o ich przyszłość i perspektywy. Zwłaszcza gdy dzieci dorastają, niektórzy zaczynają się zamartwiać: czy moje dziecko pójdzie na studia? W czym będzie się specjalizować na studiach? Moje dziecko nie wierzy w Boga i chce iść na studia, czy więc ja, jako ktoś, kto wierzy w Boga, mam płacić za jego studia? Czy mam zadbać o jego codzienne potrzeby i zapewnić mu utrzymanie na czas studiów? A kiedy weźmie ślub, zacznie pracować, założy rodzinę i będzie mieć własne dzieci, jaka powinna być moja rola? Co powinienem robić, a czego nie robić? Nie mają żadnego rozeznania w tych sprawach. Gdy tylko coś takiego się zdarzy, gdy tylko znajdą się w tego rodzaju sytuacji, czują się zagubieni i nie mają pojęcia, co robić, nie wiedzą, jak się z takimi sprawami uporać. Z tego powodu wraz z upływem czasu rodzą się w nich udręka, niepokój i zmartwienie: boją się, że jeśli uczynią te rzeczy dla swojego dziecka, to boją się, że postąpią wbrew intencjom Boga i będzie On niezadowolony, a z drugiej strony boją się, że jeśli tego nie uczynią, to nie wypełnią swoich rodzicielskich obowiązków, że dziecko i inni krewni będą ich obwiniać; boją się, że jeśli uczynią te rzeczy, to utracą świadectwo, a z drugiej strony jeśli ich nie uczynią, ludzie światowi będą z nich kpić, sąsiedzi będą ich wyśmiewać, drwić i ich osądzać; boją się narazić Bogu, a z drugiej strony boją się, że przylgnie do nich zła reputacja i nie będą mogli spojrzeć innym w twarz ze wstydu. Gdy tak się wahają, w ich sercach budzą się udręka, niepokój i zmartwienie; dręczą się tym, że nie wiedzą, co zrobić, niepokoją się, że cokolwiek postanowią, postąpią niewłaściwie; nie wiedzą, czy to, co robią, jest słuszne, i martwią się, że jeśli takie rzeczy będą się powtarzać, to któregoś dnia nie będą w stanie się z nimi uporać, a jeśli się załamią, to będzie im jeszcze trudniej. Ludzie w takiej sytuacji odczuwają udrękę, niepokój i zmartwienie względem wszystkiego, co im się przytrafia, nieważne, czy są to drobne, czy poważne sprawy. Gdy już rozbudzą się w nich te negatywne uczucia, pogrążają się w udręce, niepokoju i zmartwieniu – nie są w stanie się z tego stanu wyswobodzić. Każda opcja działania wydaje się niewłaściwa i sami już nie wiedzą, jak należy postąpić; chcą zadowolić innych ludzi, ale boją się wywołać niezadowolenie Boga; chcą przysłużyć się innym, by dobrze o nich mówiono, ale nie chcą narazić się Bogu albo stać się Mu wstrętni. To dlatego wciąż nurzają się w uczuciach udręki, niepokoju i zmartwienia. (…) jeśli dążysz do prawdy, to nie pogrążysz się w negatywnych uczuciach z powodu środowiska. Jeśli jednak nie dążysz do prawdy, to czymś naturalnym jest, że środowisko cię przytłacza raz po raz i tkwisz przez to w pułapce negatywnych uczuć udręki, niepokoju i zmartwienia. Patrząc na to z tej perspektywy, czy dążenie do prawdy jest ważne? (Jest). Istnieją prawdozasady, których należy szukać we wszystkim, co się wydarza. W rzeczywistości jednak, ponieważ ludzie nie dążą do prawdy i nie poszukują prawdozasad albo też wiedzą, czego wymaga Bóg, jakie są prawdozasady, jaką ścieżkę powinni praktykować i jakie są kryteria praktykowania, ale mimo to nie zwracają na nie uwagi i ich nie stosują, wciąż podejmując własne decyzje i snując własne plany, to jaki czeka ich koniec? Gdy ludzie nie praktykują zgodnie ze słowami Boga, ciągle martwiąc się o to czy o tamto, rezultat może być tylko jeden – pogrążają się w udręce, niepokoju i zmartwieniu i nie są w stanie się od tych uczuć uwolnić(Jak dążyć do prawdy (3), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). To, co obnażyły słowa Boże, to był dokładnie mój stan. Okazało się, że sytuacja mojej córki wpędziła mnie już w stan udręki i zmartwienia. Widząc, że córka nie radzi sobie w nauce, nie ustatkowała się i brakuje jej w życiu dyscypliny, martwiłam się, że trudno jej będzie znaleźć dobrą pracę, a także, że jeśli nie będzie należycie wierzyć w Boga, nie będzie miała w przyszłości dobrego przeznaczenia. Czułam, że ją zawiodłam, i myślałam, że gdybym była przy niej, nie stałaby się taka. Dlatego chciałam zmienić obowiązek na jakieś pojedyncze zadanie, zamieszkać z córką i dobrze się nią opiekować. Byłam jednak przywódczynią okręgu, odpowiedzialną za pracę kilku kościołów, więc zaszkodziłoby to mojemu obowiązkowi. Czułam się rozdarta, byłam w kropce i nie wiedziałam, co robić. Modliłam się do Boga: „Drogi Boże, proszę, oświeć mnie i poprowadź, abym zrozumiała prawdę, mogła porzucić ten stan i całym sercem zaangażować się w obowiązki”.

Pewnego dnia przeczytałam fragment słów Bożych, który okazał się dla mnie bardzo pomocny. Bóg mówi: „Bóg obdarował cię dziećmi tylko po to, żebyś radował się ich wychowywaniem, żebyś zdobył doświadczenie i wiedzę jako rodzic, żebyś doświadczył czegoś wyjątkowego i niezwykłego w ludzkim życiu, i by twoje potomstwo mogło się dalej rozmnażać… Oczywiście chodzi też o to, by jako rodzic spełnić powinność istoty stworzonej. Tę powinność względem następnego pokolenia przeznaczył dla ciebie Bóg, podobnie jak rolę rodzica następnego pokolenia. Z jednej strony, chodzi o przejście przez ten niezwykły proces wychowywania dzieci, a z drugiej – o tworzenie następnego pokolenia. Gdy wypełnisz tę powinność i twoje dzieci wkroczą w dorosłość, to, czy osiągną wielki sukces, czy też będą prostymi, zwykłymi ludźmi, nie ma nic wspólnego z tobą, bo ich przeznaczenie od ciebie nie zależy, nie ty je wybierasz i z pewnością nie od ciebie ono pochodzi – jest ono przesądzone przez Boga. Ponieważ jest przesądzone przez Boga, nie powinieneś interweniować ani wtykać swojego nosa w życie swoich dzieci bądź ich przetrwanie. Ich nawyki, codzienna rutyna, postawa wobec życia i strategie przetrwania, a także ogólny pogląd na życie i nastawienie wobec świata – to są ich decyzje i nie powinny cię one obchodzić. Nie masz obowiązku, aby cokolwiek naprawiać albo znosić cierpienia w imieniu swoich dzieci, żeby zapewnić im szczęście każdego dnia. To wszystko jest zupełnie zbyteczne. O przeznaczeniu każdej osoby decyduje Bóg; toteż jeśli chodzi o to, ile błogosławieństw i ile cierpień doświadczą w życiu, jaką będą mieć rodzinę, małżeństwo i potomstwo, czego doświadczą, żyjąc w społeczeństwie, i co im się w życiu przydarzy, twoje dzieci nie są w stanie tego ani przewidzieć, ani zmienić, a ty, jako rodzic, tym bardziej. Dlatego też, jeśli dzieci napotykają trudności, rodzice powinni im pozytywnie i proaktywnie pomagać, jeśli tylko są w stanie. Jeśli nie, powinni odpuścić i postrzegać te sprawy z perspektywy istoty stworzonej, traktując swoje dzieci również jako istoty stworzone. To cierpienie, którego doświadczasz, musi także stać się ich udziałem; życie, które wiedziesz, one także muszą wieść; to, co przeżyłeś, wychowując swoje dzieci, również twoje dzieci przeżyją, wychowując własne; wzloty i upadki, oszustwa i podstępy, których doświadczasz, żyjąc w społeczeństwie i pośród ludzi, emocjonalne uwikłania i konflikty interpersonalne, wszystkie inne podobne rzeczy, których doświadczyłeś, staną się także udziałem twoich dzieci. One, tak samo jak ty, są zepsutymi ludźmi, porywanymi przez prądy zła, skażonymi przez szatana; nie uciekniesz od tego i one też nie. Dlatego ta chęć, by pomóc im uniknąć wszelkiego cierpienia i cieszyć się wyłącznie błogosławieństwami świata, to naiwna ułuda i głupia idea. Nieważne, jak wielkie są skrzydła orła, nie są w stanie chronić jego orląt przez całe ich życie. Młody orzeł w końcu dorasta i od tego momentu musi latać sam. Gdy młody orzeł wzbija się do samodzielnego lotu, nikt nie wie, który skrawek nieba będzie jego skrawkiem i dokąd postanowi polecieć. Dlatego gdy dzieci wkroczą już w dorosłość, najracjonalniejszą postawą ich rodziców jest odpuścić, pozwolić dzieciom doświadczać życia na własną rękę, żyć samodzielnie i samodzielnie stawiać czoła różnym wyzwaniom i radzić sobie z nimi. Jeśli dzieci szukają u ciebie pomocy i masz możliwość i warunki, żeby im pomóc, możesz to oczywiście zrobić, możesz udzielić koniecznej pomocy. Musisz jednak zrozumieć pewien fakt: bez względu na to, jaka to pomoc, finansowa czy psychologiczna, może być ona jedynie tymczasowa i nie może ingerować w żadne istotne kwestie. Twoje dzieci muszą kroczyć własną ścieżką w życiu, a ty nie masz żadnego obowiązku, aby brać na siebie ich sprawy albo konsekwencje ich działań. Taką postawą powinni wykazywać się rodzice wobec swoich dorosłych dzieci(Jak dążyć do prawdy (19), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Po przeczytaniu słów Bożych moje serce bardzo pojaśniało. Zrozumiałam, że wychowawszy dzieci do dorosłości, wywiązaliśmy się już ze swoich rodzicielskich powinności i obowiązków. A to, jaka przyszłość czeka nasze dzieci, jaką pracę podejmą, jakie życie będą wiodły, ile błogosławieństw w życiu otrzymają i ile cierpienia zniosą – wszystko to zostało już przez Boga z góry ustalone. Moja córka jest teraz dorosła; nawet gdybym była tuż przy niej i opiekowała się nią, niczego by to nie zmieniło. To, do czego dąży i jaką ścieżkę wybierze, zależy od suwerennej władzy i zarządzeń Boga. W żaden sposób nie mogę w to ingerować ani o tym decydować. Co najwyżej mogę ją upomnieć, gdy nie zajmuje się właściwymi rzeczami, pocieszyć w chwilach bólu, powiedzieć kilka ciepłych słów i uronić z nią parę łez. Poza tym nic więcej nie mogę zrobić. Tak jak wtedy, gdy spotkałam córkę i dowiedziałam się, że nie wiedzie jej się dobrze – mogłam ją tylko trochę pocieszyć. W przyszłości i tak musi sama stawić czoła życiu, i niezależnie od tego, jakie trudności i cierpienia ją spotkają, musi je znieść. Ma swoje własne życie. Nie jestem w stanie, ani nie mam takiej mocy, by chronić ją wiecznie jak kwoka swoje pisklęta. Pomyślałam o kuzynce mojej córki, trzy lata młodszej od niej. Teraz podąża za złymi trendami – je, pije, imprezuje i często nie wraca na noc do domu. Jej matka codziennie nie spuszcza jej z oka, ale i tak nie może utrzymać jej w ryzach; gdy matka powie jedno słowo, ta potrafi odciąć się dziesięcioma. Zupełnie nie może nad nią zapanować. Zobaczyłam, że rodzice nie są w stanie decydować o tym, jaką drogą pójdzie ich dziecko i jaki los je czeka. To, że moja córka może dziś wierzyć w Boga, jest Jego łaską. Jeśli nie będzie dążyć do prawdy i pójdzie za złymi trendami, będzie musiała cierpieć katusze od szatana, tak jak ludzie tego świata, i nikt inny nie będzie mógł tego za nią znieść. Drogą, którą wybierze, musi iść sama. W niczym nie mogę jej pomóc. Jeśli będę miała okazję zobaczyć córkę, będę jej czytać więcej słów Bożych, aby zrozumiała, co jest pozytywne, a co negatywne. Ale jeśli nie będziemy mogły być razem, muszę nauczyć się odpuszczać. Moja córka jest już dorosła. Są doświadczenia, które musi przeżyć, i cierpienia, które musi znieść. Wierzę w Boga od wielu lat i często powtarzałam, że Bóg włada ludzkim losem i że chcę poddać się Jego suwerennej władzy i zarządzeniom. Ale gdy przyszło co do czego, przestałam wierzyć w Jego słowa. Kiedy zobaczyłam, że mojej córce źle się wiedzie, uznałam, że to dlatego, iż się nią niedostatecznie opiekowałam, i że całe jej cierpienie jest moją winą. Dlatego chciałam własnymi siłami odmienić jej los. Byłam naprawdę taka arogancka! Nie wierzyłam, że moja córka jest w rękach Boga; to, co ujawniłam, było postawą niedowiarka.

Potem zastanowiłam się nad sobą: „Dlaczego, widząc, że córce źle się powodzi, poczułam, że ją zawiodłam, i nawet chciałam porzucić swój obowiązek, by się nią zaopiekować? Jakie myśli i poglądy mną kierowały?”. Przeczytałam fragment słów Bożych: „Ludzie żyjący w tym rzeczywistym społeczeństwie zostali głęboko skażeni przez szatana. Kultura tradycyjna jest w dużym stopniu zakorzeniona w ludzkich poglądach i sposobie myślenia niezależnie od poziomu wykształcenia. W szczególności od kobiet wymaga się, aby usługiwały swoim mężom i wychowywały dzieci, by były dobrymi żonami i kochającymi matkami, by poświęcały całe swoje życie rodzinie, by żyły tylko dla niej, zapewniały trzy pożywne posiłki dziennie, prały, sprzątały i wykonywały wszelkie inne prace domowe. To jest przyjęty standard, który dobra żona i kochająca matka powinna spełniać. Również każda kobieta uważa, że tak powinna postępować, a jeśli tego nie robi, to nie jest dobrą kobietą, sprzeciwia się sumieniu i nie spełnia standardów moralności. Naruszenie tych standardów moralnych będzie niektórym osobom bardzo ciążyć na sumieniu. Będą czuć, że zawiodły męża i dzieci oraz że nie są dobrymi kobietami. Kiedy jednak uwierzysz w Boga, przeczytasz dużo Jego słów, zrozumiesz pewne prawdy i przejrzysz niektóre sprawy na wylot, pomyślisz sobie: »Jestem istotą stworzoną i jako taka powinnam wypełniać swoją powinność oraz ponosić koszty dla Boga«. Czy w takiej sytuacji istnieje konflikt pomiędzy byciem dobrą żoną i kochającą matką a wykonywaniem obowiązku istoty stworzonej? Jeśli chcesz być dobrą żoną i kochającą matką, to nie możesz wykonywać obowiązków w pełnym wymiarze, a jeśli chcesz to robić w pełnym wymiarze, to nie możesz być dobrą żoną i kochającą matką. Co masz więc teraz zrobić? Jeśli wybierzesz należyte wykonywanie obowiązków, odpowiedzialność za pracę kościoła i lojalność wobec Boga, to musisz zrezygnować z roli dobrej żony i kochającej matki. Co możesz sobie teraz pomyśleć? Jaki rozdźwięk pojawi się teraz w twoim umyśle? Czy poczujesz, że zawodzisz dzieci i męża? Skąd bierze się to poczucie winy i ta obawa? Kiedy nie spełniasz powinności istoty stworzonej, czy czujesz, że zawiodłaś Boga? Nie masz poczucia winy, bo w twoim sercu i umyśle nie ma ani odrobiny prawdy. Co więc rozumiesz? Kulturę tradycyjną i rolę dobrej żony i kochającej matki. Stąd pojawi się w twoim umyśle przekonanie, że »jeśli nie jestem dobrą żoną i kochającą matką, to nie jestem dobrą ani porządną kobietą«. Od tego momentu to wyobrażenie będzie pętać cię i ograniczać, i pozostanie tak nawet po tym, jak już uwierzysz w Boga i zaczniesz wykonywać obowiązki. Kiedy zaistnieje konflikt pomiędzy twoimi obowiązkami a byciem dobrą żoną i kochającą matką, wtedy być może niechętnie zdecydujesz się wykonywać obowiązki, gdyż stać cię na nieco lojalności względem Boga, jednak nadal będzie ci towarzyszyć obawa i poczucie winy. Kiedy więc będziesz mieć wolny czas podczas wykonywania obowiązków, będziesz szukać okazji, aby zatroszczyć się o dzieci i męża, by im to wynagrodzić. Nie będzie ci przeszkadzało, że musisz więcej cierpieć, o ile zyskasz w ten sposób spokój ducha. Czy ta sytuacja nie jest spowodowana wpływem pochodzących z kultury tradycyjnej idei i teorii dotyczących roli dobrej żony i kochającej matki? Trzymasz teraz dwie sroki za ogon, chcesz dobrze wypełniać obowiązki, będąc jednocześnie dobrą żoną i kochającą matką. Jednak wobec Boga mamy tylko jedną powinność i tylko jedną misję: należyte wypełnianie powinności istoty stworzonej. Czy dobrze wypełniasz tę powinność? Dlaczego znów zboczyłaś z kursu? Czy naprawdę nie masz poczucia winy i nie robisz sobie żadnych wyrzutów? Może się zdarzyć, że zboczysz z kursu podczas wykonywania obowiązków, ponieważ w twoim sercu prawda wciąż się nie ugruntowała i nie zapanowała w nim. Chociaż jesteś w stanie teraz wykonywać obowiązki, w rzeczywistości dużo ci brakuje do spełniania standardów prawdy i Bożych wymagań. Czy widzisz to teraz wyraźnie? Co Bóg ma na myśli, mówiąc, że »Bóg jest źródłem ludzkiego życia«? Chodzi o to, aby wszyscy zdali sobie sprawę z tego, że nasze życie i dusza pochodzą od Boga i przez Niego zostały stworzone. Nie pochodzą od naszych rodziców i z pewnością nie od natury, ale zostały nam dane przez Boga; po prostu nasze ciało zrodziło się z naszych rodziców, a nasze dzieci zrodzone są z nas, jednak ich los spoczywa w pełni w rękach Boga. To, że możemy w Niego wierzyć, to szansa dana nam przez Boga; jest to Jego zarządzenie i Jego łaska. Nie ma więc żadnej potrzeby, aby spełniać obowiązki i powinności względem kogokolwiek innego, należy wyłącznie względem Boga wypełnić obowiązek, który jest powinnością istoty stworzonej. Właśnie to człowiek powinien zrobić przede wszystkim, jest to główna sprawa i kwestia nadrzędna, którą ludzie przede wszystkim powinni się zająć w swoim życiu(Naprawdę zmienić można się tylko wtedy, gdy rozpozna się swoje błędne poglądy, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Ze słów Bożych zrozumiałam, że tradycyjne idee kulturowe, takie jak „dobra żona i kochająca matka” czy „kobiety winny dbać o mężów i zajmować się wychowaniem dzieci”, pochodzą od szatana. Szatan wykorzystuje tradycyjną kulturę, aby deprawować ludzi, i używa tych tradycyjnych poglądów, aby krępować kobiety, sprawiając, że żyją dla mężów i dzieci. Nawet jeśli wierzą w Boga, i pełnią obowiązki, wciąż są pod wpływem tych idei i nie mogą całkowicie poświęcić serca swoim obowiązkom. Ja byłam dokładnie taka sama. Chociaż wierzyłam w Boga od wielu lat, moje myśli wciąż były spętane tradycyjnymi ideami kulturowymi, które zaszczepił we mnie szatan. Wierzyłam, że kobiety powinny zajmować się mężem i wychować dzieci, poświęcając dla nich wszystko. Kiedy zobaczyłam, że mojej córce źle się wiedzie, poczułam, że się nią niedostatecznie opiekowałam i nie wypełniłam swoich obowiązków jako matka. Dręczyło mnie sumienie. Martwiłam się, że córka mnie znienawidzi, a krewni będą mnie obgadywać za plecami, jeśli się dowiedzą. Przez tyle lat jadłam i piłam słowa Boże. Wiem, że całe ludzkie życie pochodzi od Boga i że to Bóg zaopatrzył nas we wszystko, czego potrzebujemy do życia. Jestem istotą stworzoną – wykonywanie mojego obowiązku jest czymś całkowicie naturalnym i uzasadnionym. Jednak uczucia do córki zniewoliły mnie i nawet chciałam porzucić swój obowiązek, aby się nią zaopiekować i wynagrodzić jej to, że ją zawiodłam. Szatan używał tych tradycyjnych idei, aby mnie spętać, próbując sprawić, bym porzuciła swój obowiązek i zdradziła Boga. Gdybym wybrała powrót i opiekę nad córką, zadowoliłoby to ją, ale nie wykonywałabym dobrze swojego obowiązku i zdradziłabym Boga. W końcu zostałabym przez Boga wyeliminowana i trafiłabym do piekła z szatanem. Taka była podstępna intencja szatana. Dopiero teraz jasno zobaczyłam, że tradycyjne idee kulturowe, takie jak „dobra żona i kochająca matka” czy „kobiety winny dbać o mężów i zajmować się wychowaniem dzieci”, są czymś negatywnym. Zwodzą i psują ludzi. Nie chciałam już żyć według tych tradycyjnych poglądów, ale pragnęłam należycie dążyć do prawdy i dobrze wykonywać swój obowiązek.

Później przeczytałam więcej słów Bożych: „Jako ktoś, kto wierzy w Boga oraz dąży do prawdy i zbawienia, energię i czas, jakie ci jeszcze w życiu zostały, powinieneś wykorzystać na wykonywanie obowiązków i na wszystko to, co Bóg ci powierzył; nie powinieneś poświęcać czasu na swoje dzieci. Twoje życie nie należy do twoich dzieci, nie powinno być poświęcane na rzecz ich życia lub przetrwania ani na spełnianie twoich oczekiwań wobec nich. Powinieneś poświęcać swoje życie obowiązkom i zadaniom, jakie powierzył ci Bóg, a także misji, którą powinieneś realizować jako istota stworzona. W tym tkwi wartość i znaczenie twojego życia. Jeśli gotów jesteś utracić własną godność i stać się niewolnikiem swoich dzieci, martwić się o nie i robić dla nich wszystko, by spełniły się oczekiwania, jakie masz wobec nich, to wszystko to jest pozbawione wartości i znaczenia, i nie zostanie to zapamiętane. Jeśli będziesz się przy tym upierał i nie wyrzekniesz się tych idei i działań, oznacza to tylko, że nie jesteś kimś, kto dąży do prawdy, że nie jesteś istotą stworzoną spełniającą standardy i że się buntujesz. Nie doceniasz życia i czasu, które dał ci Bóg. Jeśli twoje życie i twój czas służą jedynie twojemu ciału i uczuciom, a nie obowiązkom powierzonym ci przez Boga, to twoje życie jest zbędne i pozbawione wartości. Nie zasługujesz na to, żeby żyć, żeby cieszyć się życiem danym ci przez Boga, ani żeby cieszyć się czymkolwiek, co dał ci Bóg(Jak dążyć do prawdy (19), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Słowa Boże naprawdę mnie poruszyły i zrozumiałam wartość oraz sens życia. Bóg sprowadził mnie na ten świat z misją do wypełnienia i obowiązkiem do wykonania. Powinnam cenić i szanować ten czas, i w tym ograniczonym okresie, jaki mi pozostał, dobrze wykonywać obowiązek istoty stworzonej, odrzucić skażone skłonności i osiągnąć zbawienie. Nie mogę porzucić obowiązku tylko po to, by opiekować się córką. Najważniejsze jest, aby zawsze trwać przy swoim obowiązku. Teraz dzieło Boże zbliża się ku końcowi i powinnam myśleć o tym, jak dobrze wykonywać swój obowiązek, a wykonując go, powinnam dążyć do prawdy i postępować zgodnie z zasadami. To właśnie chce widzieć Bóg i to właśnie powinnam czynić. Co więcej, w tym tkwi prawdziwa wartość mojego życia. Jeśli chodzi o moją córkę, dorosła i powinna być samodzielna. Czy czeka ją szczęście, czy cierpienie – nie mogę w to ingerować ani tego kontrolować. Nadszedł czas, abym ją puściła, powierzając w ręce Boga, zdając się na Jego rozporządzenia. Kiedy tak pomyślałam, poczułam ulgę. Już nie martwię się i nie zadręczam tym, czy moja córka będzie w przyszłości cierpieć, i nie czuję się już skrępowana w pełnieniu swojego obowiązku. Dzięki Bogu!

Wstecz: 69. Refleksje na temat niewykonywania rzeczywistej pracy

Dalej: 71. Tylko ci, którzy wytrwale wykonują swoje obowiązki, mają sumienie

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

42. Jak ucichła burza rozwodu

Autorstwa Lu Xi, JaponiaW 2015 roku jedna z moich znajomych namówiła mnie, bym zaczęła wierzyć w Boga Wszechmogącego. Po przyjęciu dzieła...

2. Ścieżka do obmycia

Autorstwa Allie, Stany ZjednoczonePrzyjęłam chrzest w imię Pana Jezusa w 1990 roku, a 8 lat później zaczęłam pracować dla kościoła. Dzieło...

39. Powitałem powrót Pana

Autorstwa Chuanyang, USAZima 2010 roku w Stanach Zjednoczonych sprawiła, że bardzo marzłem. Wiatr i śnieg niosły ze sobą odczuwalne...

Ustawienia

  • Tekst
  • Motywy

Jednolite kolory

Motywy

Czcionka

Rozmiar czcionki

Odstęp pomiędzy wierszami

Odstęp pomiędzy wierszami

Szerokość strony

Spis treści

Szukaj

  • Wyszukaj w tym tekście
  • Wyszukaj w tej książce

Połącz się z nami w Messengerze