71. Tylko ci, którzy wytrwale wykonują swoje obowiązki, mają sumienie

Autorstwa Xiaomo, Chiny

Odkąd pamiętam, moja mama opiekowała się na co dzień swoją mamą. Często przynosiła jej gotowe posiłki, a od czasu do czasu opowiadała mi, jak zajmowała się także rodzicami mojego taty, gdy byli chorzy i przykuci do łóżka. Nauczyła mnie ponadto, jak być oddaną córką. W szkole nauczyciele również mówili nam, żebyśmy szanowali swoich rodziców, ponieważ tylko postępując w ten sposób, wykażemy się sumieniem. Gdy ludzie wokół mnie rozmawiali o kimś, kto nie darzył oddaniem swoich rodziców, zarzucali mu brak sumienia i bycie wyrodnym dzieckiem. Przykład, jaki dawała mi słowem i czynem moja mama, szkolna edukacja oraz komentarze otoczenia utwierdziły mnie w przekonaniu, że tylko ci, którzy szanują swoich rodziców, mają sumienie. Jeśli ktoś nie był oddany swoim rodzicom, jego zachowanie uznawane było za absolutnie haniebne, a on sam był przez innych krytykowany i napiętnowany. Gdy dorosłam, to chociaż wyszłam za mąż za mężczyznę, który mieszkał setki kilometrów od mojego rodzinnego domu, w miarę możliwości znajdowałam czas, żeby odwiedzić mamę, porozmawiać z nią i pomóc jej w obowiązkach domowych.

W 2012 roku przyjęłam dzieło Boga Wszechmogącego w dniach ostatecznych. Jakiś czas później wyjechałam, aby wykonywać obowiązki poza domem. Ponieważ byłam w związku z nimi bardzo zajęta, rzadko miałam czas, żeby odwiedzać mamę. Na początku 2022 roku dowiedziałam się, że się poślizgnęła i złamała rękę. Chciałam do niej pojechać, ale z powodu pandemii wszystkie drogi były zamknięte. Byłam też bardzo zajęta swoimi obowiązkami i gdybym wyjechała na kilka dni, opóźniłabym pracę, więc nie udałam się w odwiedziny do mamy. Często narzekała przez telefon, że rzadko przyjeżdżam do domu, a bratowa strofowała mnie, mówiąc: „Wszystkie córki wracają do domu, żeby zająć się swoimi chorymi matkami. Czy naprawdę jesteś aż taka zajęta?”. Mówiła też nieprzyjemne rzeczy. Czułam się wtedy bardzo nieswojo i miałam wyrzuty sumienia, myśląc: „Moja mama jest chora, a ja nawet nie mogę być przy niej, żeby się nią zaopiekować. Wychowywała mnie na próżno!”. W tamtym czasie mój stan nie był dobry i biernie wykonywałam swoje obowiązki. Myślałam nawet, że gdybym pewnego dnia została zwolniona, mogłabym wrócić do domu i okazać mamie właściwe oddanie, spłacając mój dług wobec niej.

W listopadzie 2023 roku moja mama zaczęła odczuwać ból w nodze i wymagała hospitalizacji. W tamtym czasie kościół pilnie potrzebował dobrych kazań do głoszenia ewangelii. Byłam liderką zespołu i miałam mnóstwo pracy, więc nie mogłam pojechać do domu, żeby się nią zaopiekować. Gdy do niej dzwoniłam, bratowa znów mnie rugała, mówiąc: „Ależ musisz być zajęta, skoro nie masz nawet czasu, żeby wrócić do domu i zająć się matką! Gdyby jej córka była przy niej i z nią rozmawiała, nie byłaby taka samotna. Jak to możliwe, że córka nie wraca do domu, gdy jej stara matka leży w szpitalu?”. Słuchając słów bratowej, poczułam się przygnębiona, jakby ktoś ugodził mnie nożem w serce. Pomyślałam, że moja mama leży samotnie w szpitalnym łóżku, a ja nie mogę przy niej być, otoczyć ją troską i zachować się tak, jak przystoi córce. Byłam takim wyrodnym dzieckiem! Im więcej o tym myślałam, tym bardziej byłam roztrzęsiona. Potulnie słuchałam połajań bratowej, a w moich oczach zebrały się łzy. Pomyślałam: „Mamie nie było łatwo mnie wychować. Bardzo się o mnie troszczyła pod każdym względem, a teraz, gdy jest chora, nie mogę przy niej być. Wychowywała mnie na próżno!”. Niedługo potem dostałam kolejny list z informacją, że moja mama miała poważny wypadek samochodowy. Byłam zszokowana. Nie wiedziałam, jak się czuje. Miała już ponad siedemdziesiąt lat. Czy była w stanie to znieść? Czy istniała szansa, że jeszcze ją kiedykolwiek zobaczę? Naprawdę chciałam wrócić do domu i się z nią spotkać. W tamtym czasie nastąpiły jednak przetasowania personelu i byłam jedyną osobą odpowiedzialną za pracę zespołu. Gdybym wyjechała, praca zostałaby opóźniona, ale gdybym została, nie mogłabym przestać myśleć o mamie. W moim sercu zapanował chaos i nie mogłam powstrzymać łez. Gdy myślałam o mamie leżącej w szpitalnym łóżku po wypadku samochodowym, miałam poczucie, że jeśli nie pojadę do domu, to będzie znaczyło, że nie mam sumienia. Cała moja rodzina by mnie krytykowała, a wszyscy w wiosce mówiliby, że jestem wyrodną córką i niewdzięczną łajdaczką. Gdy o tym pomyślałam, nie mogłam już usiedzieć na miejscu. Po skończonej tego dnia pracy kupiłam bilet na pociąg, aby jeszcze tego samego wieczoru odwiedzić mamę. Kiedy dotarłam do szpitala i okazało się, że jej życie nie jest zagrożone, w końcu poczułam ulgę. Gdy ludzie w mojej wiosce zobaczyli, że wróciłam, wszyscy się uśmiechali i mówili: „Przyjechałaś! Dobrze, że jesteś. Zaopiekuj się swoją mamą. Dawno cię nie widzieliśmy. Najwyższy czas, żebyś wróciła”. Słysząc te słowa, poczułam się trochę lepiej. W tamtych dniach codziennie miałam mnóstwo spraw do załatwienia i nie czułam się już tak bardzo zobowiązana wobec mamy. Jednak potem pomyślałam o tym, że mam zaległości w wykonywaniu swoich obowiązków, i poczułam wyrzuty sumienia. Widząc, że stan mojej mamy nieco się poprawił, szybko wsiadłam do pociągu i wróciłam na miejsce, żeby zająć się pracą.

Po powrocie zaczęłam się zastanawiać: „Ilekroć pojawia się konflikt między wykonywaniem moich obowiązków a byciem dobrą, oddaną córką, moje serce jest rozdarte i pełne bólu. Chyba nie mogę za każdym razem odkładać obowiązków na bok i opóźniać pracy? Jakiego aspektu prawdy powinnam zatem szukać? W jaki aspekt prawdy powinnam wkroczyć?”. Później przeczytałam następujące słowa Boże: „Relacja z rodzicami jest najtrudniejsza pod kątem emocjonalnym, ale tak naprawdę można nad tą relacją zapanować. Tylko opierając się na zrozumieniu prawdy ludzie są w stanie potraktować tę sprawę prawidłowo i racjonalnie. Niech twoim punktem wyjścia nie będą uczucia ani przekonania lub punkty widzenia ludzi z laickiego świata. Traktuj swoich rodziców w sposób właściwy, czyli zgodny ze słowami Boga. Kwestii tego, jaką rolę tak naprawdę odgrywają rodzice, co dzieci w rzeczywistości znaczą dla swoich rodziców, jaką postawę dzieci powinny przyjąć wobec swoich rodziców oraz jak ludzie powinni podchodzić do relacji między rodzicami a dziećmi, ludzie nie powinni traktować w sposób, jaki podpowiadają im uczucia, ani nie powinni ulegać w tym względzie błędnym przekonaniom i wymysłom lub obiegowym opiniom – należy właściwie pojmować i traktować te kwestie, tak, jak nakazują słowa Boga. (…) większość ludzi decyduje się opuścić dom, by wykonywać obowiązki, po części z powodu nadrzędnych obiektywnych okoliczności, które wymagają, żeby opuścili rodziców; nie są w stanie zostać u boku rodziców, by się nimi opiekować. Nie jest tak, że z ochotą postanawiają opuścić rodziców; istnieje ku temu obiektywny powód. Po drugie, patrząc subiektywnie, podejmujesz się wykonywania obowiązków nie dlatego, że chcesz uciec od odpowiedzialności wobec swoich rodziców, ale dlatego, że Bóg cię wezwał. Aby współpracować z dziełem Boga, przyjąć Jego wezwanie i wypełniać obowiązki istoty stworzonej, nie miałeś wyboru i musiałeś opuścić rodziców; nie mogłeś zostać przy nich, towarzyszyć im i się nimi opiekować. Nie opuściłeś ich, żeby uchylić się od odpowiedzialności, zgadza się? Porzucenie ich, by uchylić się od odpowiedzialności, a przymusowe opuszczenie ich, by odpowiedzieć na wezwanie Boga i wypełniać obowiązki – czyż nie ma tu różnicy pod względem natury? (Jest). Jesteś emocjonalnie przywiązany do rodziców i myślisz o nich; twoje uczucia nie są puste. Jeśli obiektywne okoliczności by na to pozwalały i byłbyś w stanie być przy nich, a jednocześnie wypełniać swoje obowiązki, to byłbyś skłonny dotrzymywać im towarzystwa, otaczać ich opieką i wziąć na siebie tę odpowiedzialność. Ale z powodu obiektywnych okoliczności musisz ich opuścić; nie jesteś w stanie pozostać z nimi. To nie tak, że nie chcesz brać na siebie tej odpowiedzialności – po prostu nie jesteś w stanie. Czyż nie jest to coś innego pod względem natury? (Jest). Gdybyś opuścił dom, by uchylić się od obowiązków dziecka względem rodziców, to byłoby wyrodne i nieludzkie. Twoi rodzice cię wychowali, a ty nie możesz się doczekać, by rozwinąć skrzydła i szybko pójść na swoje. Nie chcesz widywać swoich rodziców i nie obchodzi cię, że mają jakieś trudności. Nawet jeśli jesteś w stanie pomóc, nie robisz tego; udajesz, że nic nie wiesz, i nie przejmujesz się tym, co mówią o tobie inni – po prostu uchylasz się od odpowiedzialności. To jest wyrodne. Ale czy tak się sprawy mają w tym przypadku? (Nie). Wielu ludzi opuściło swój kraj, swoje miasto i swoją prowincję, aby wypełniać obowiązki; mieszkają z dala od swoich rodzinnych miejscowości. Ponadto z wielu powodów kontaktowanie się z rodziną jest dla nich niedogodnością. Czasami pytają o sytuację swoich rodziców ludzi pochodzących z tej samej miejscowości i czują ulgę, słysząc, że ich rodzice są zdrowi i dobrze sobie radzą. Tak naprawdę nie jesteś wyrodnym dzieckiem. Nie jest tak, że brakuje ci człowieczeństwa w takim stopniu, że wcale nie obchodzą cię twoi rodzice i nie chcesz wypełniać swoich powinności względem nich. Z różnych obiektywnych przyczyn nie możesz spełnić swojej powinności, więc nie jesteś wyrodnym dzieckiem(Jak dążyć do prawdy (16), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Słowa Boże pozwoliły mi zrozumieć, że kiedy moja mama była chora i leżała w szpitalu, głównym powodem, dla którego czułam się jak wyrodna córka, nie mogąc się nią zaopiekować, było to, że nie do końca rozumiałam, jaka jest różnica między oddanym a wyrodnym dzieckiem. Zawsze myślałam, że jeśli nie mogę być przy rodzicach, aby się nimi opiekować, gdy są chorzy, to jestem wyrodną córką pozbawioną sumienia. Gdy członkowie mojej rodziny mnie strofowali, to poczucie było jeszcze silniejsze. Dlatego czułam się zobowiązana wobec mamy i miałam wyrzuty sumienia. Po przeczytaniu słów Bożych w końcu zrozumiałam, że miałam błędne zapatrywanie. O tym, czy ktoś jest oddanym dzieckiem, nie decyduje to, czy może być przy rodzicach, aby im towarzyszyć i się nimi opiekować. Na przykład, niektórzy bracia i siostry chcą być ze swoimi rodzicami i okazywać im troskę, ale z powodu prześladowań ze strony KPCh zostali zmuszeni do opuszczenia domu, aby wykonywać swoje obowiązki gdzie indziej. W przeciwnym razie mogliby zostać aresztowani i trafić do więzienia. Chociaż opuścili swoje rodzinne miasta, w sercu wciąż martwią się o rodziców i chcą wypełnić swoje powinności wobec nich, ale obiektywne okoliczności na to nie pozwalają. Nie można ich nazwać wyrodnymi dziećmi. Innym przykładem są uczniowie i apostołowie w Wieku Łaski. Z determinacją postanowili opuścić swoje domy, aby krzewić ewangelię Pana Jezusa. Aby to robić, przemierzali oceany. Nie mogli sobie pozwolić, żeby zostać ze swoimi rodzicami i się nimi opiekować. Podążali jednak za wolą Boga, aby umożliwić większej liczbie ludzi przyjęcie Bożego zbawienia. To, co zrobili, było najbardziej sprawiedliwe i znaczące. Nie można ich określić mianem wyrodnych dzieci. Nie mogłam zbyt często jeździć do mamy nie dlatego, że nie chciałam wypełnić swoich powinności jako jej córka, ale dlatego, że byłam zajęta swoimi obowiązkami. Moja praca polega na tym, żeby po dokonaniu oceny jak najszybciej wybrać dobre kazania, aby głosić ewangelię i przyprowadzać więcej ludzi przed oblicze Boga. To cenna i znacząca rzecz, dlatego nie można mnie uznać za wyrodną córkę. Choć niektóre dzieci mają możliwości i energię, aby opiekować się swoimi rodzicami, to gdy widzą, że ci się starzeją i stają się bezużyteczni, zaczynają ich lekceważyć i ignorować. To jest prawdziwy brak sumienia i absolutnie haniebne zachowanie. Byłam zajęta swoimi obowiązkami i nie miałam czasu zająć się mamą. To zupełnie co innego niż brak troski o rodziców, nawet gdy warunki na to pozwalają, i nie można wrzucać tych dwóch sytuacji do jednego worka. Nie patrzyłam na sprawy zgodnie ze słowami Bożymi i myślałam, że jestem wyrodną córką, bo nie zostałam z mamą, żeby się nią opiekować. Często czułam się wobec niej zobowiązana i miałam wyrzuty sumienia. Byłam taka otumaniona!

Później przeczytałam więcej słów Bożych: „Z powodu uwarunkowań tradycyjnej kultury chińskiej, zgodnie ze swoimi tradycyjnymi pojęciami Chińczycy wierzą, że każdy jest zobowiązany do synowskiej nabożności względem swoich rodziców. Osoba, która tego obowiązku nie przestrzega, jest niegodnym dzieckiem. Takie idee wpaja się ludziom od dziecka, naucza się ich w praktycznie każdym domu, szkole i całym społeczeństwie. Kiedy ludzie mają głowy pełne takich twierdzeń, wówczas myślą: »Synowska nabożność jest najważniejsza. Jeśli jej nie przestrzegam, to nie będę dobrym człowiekiem – będę niegodnym dzieckiem i zostanę potępiony przez społeczeństwo. Będę osobą pozbawioną sumienia«. Czy taki pogląd jest właściwy? Ludzie widzieli tak wiele prawd wyrażonych przez Boga – czy Bóg wymagał, aby okazywali synowską nabożność swoim rodzicom? Czy jest to jedna z prawd, które wierzący w Boga muszą zrozumieć? Nie. Bóg jedynie omawiał niektóre zasady. Według jakiej zasady słowa Boże nakazują ludziom traktować innych? Kochajcie to, co Bóg kocha, i nienawidźcie, czego Bóg nienawidzi – oto zasada, której należy przestrzegać. Bóg kocha tych, którzy poszukują prawdy i są w stanie podążać za Jego wolą. Są to ludzie, których my również powinniśmy kochać. Ci, którzy nie są w stanie podążać za wolą Bożą, którzy nienawidzą Boga i buntują się przeciwko Niemu, to ludzie, których Bóg nienawidzi, i my także powinniśmy ich nienawidzić. O to Bóg prosi człowieka. (…) Szatan używa tego rodzaju tradycyjnej kultury i pojęć moralnych, aby więzić twoje myśli, twój umysł i twoje serce, przez co nie jesteś w stanie przyjąć Bożych słów; jesteś opętany przez te szatańskie rzeczy i niezdolny do przyjęcia Bożych słów. Kiedy chcesz praktykować słowa Boga, te rzeczy powodują w tobie niepokój wewnętrzny, skłaniając cię do sprzeciwiania się prawdzie i wymaganiom Boga, i nie masz siły uwolnić się od jarzma tradycyjnej kultury. Przez jakiś czas walczysz, a potem idziesz na kompromis: wolisz wierzyć, że tradycyjne pojęcia moralne są słuszne i zgodne z prawdą, więc odrzucasz słowa Boga, wyrzekasz się ich. Nie przyjmujesz Bożych słów za prawdę i lekceważysz zbawienie, uważając, że wciąż przecież żyjesz na tym świecie i możesz przetrwać tylko polegając na tych rzeczach. Nie mogąc znieść potępienia przez społeczeństwo, wolisz zrezygnować z prawdy i z Bożych słów, oddajesz się tradycyjnym pojęciom moralności i wpływowi szatana, wolisz obrażać Boga i nie praktykować prawdy. Powiedz Mi, czyż człowiek nie jest żałosny? Czyż nie potrzebuje Bożego zbawienia? Niektórzy wierzą w Boga od wielu lat, ale wciąż nie rozumieją dogłębnie kwestii synowskiej nabożności. Naprawdę nie rozumieją prawdy. Nie mogą nigdy przezwyciężyć tej bariery relacji w świecie doczesnym. Brakuje im odwagi i wiary, nie mówiąc już o determinacji, więc nie potrafią kochać Boga i okazywać Mu posłuszeństwa(Naprawdę zmienić się można tylko wtedy, gdy rozpozna się swoje błędne poglądy, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boże dokładnie obnażyły mój stan. Od dzieciństwa wpajano mi idee tradycyjnej kultury, takie jak: „Synowskie oddanie jest najważniejszą z cnót”, „Wyrodne dziecko jest gorsze od zwierzęcia” i „Wy wychowaliście mnie, gdy byłam młoda, a ja będę się wami opiekować, gdy będziecie starzy”. Uważałam, że skoro rodzice wychowywali mnie w trudnych warunkach, to gdybym nie mogła być przy nich, kiedy mnie potrzebowali, aby odwdzięczyć się im za życzliwość, jaką okazali mi w dzieciństwie, byłabym pozbawiona sumienia, a ludzie dookoła krytykowaliby mnie i napiętnowali. Zostałam głęboko zatruta i zniewolona tymi idee tradycyjnej kultury. Gdy moja mama złamała rękę, poczułam się winna, ponieważ z powodu pandemii i natłoku obowiązków nie mogłam być przy niej i się nią opiekować. Gdy zostałam dodatkowo zrugana przez bratową, jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że jestem wyrodną córką, i z utęsknieniem czekałam na dzień, w którym przydzielone mi zostaną inne obowiązki, żebym mogła wrócić do domu i być oddaną córką. Kiedy moja mama trafiła do szpitala z powodu bólu nogi, byłam zbyt zajęta swoimi obowiązkami, aby przy niej być i się nią opiekować. Bez względu na to, jak bardzo bratowa mnie łajała, ani słowem nie zaprotestowałam. Byłam przekonana, że to z mojej winy mama jest samotna i że nie mam ani krzty sumienia. Choć nie wróciłam do domu, żeby się nią zaopiekować, w sercu czułam niepokój, więc nie byłam w stanie całkowicie poświęcić się swoim obowiązkom, co odbiło się na pracy związanej z kazaniami. Później, kiedy moja mama miała wypadek samochodowy, to choć wiedziałam, że mój brat i bratowa się nią opiekują, a mój powrót przeszkodziłby mi w wykonywaniu obowiązków, martwiłam się, że jeśli nie wrócę, będę się czuła jeszcze bardziej zobowiązana wobec mamy. Bałam się również, że ludzie będą mnie nazywać niewdzięczną łajdaczką i wyrodną córką. Taka obmowa to była dla mnie za duża presja, więc żeby ludzie dookoła nie krytykowali mnie za moimi plecami i mnie nie potępiali, odłożyłam na bok swoje obowiązki i pojechałam odwiedzić mamę, co opóźniło pracę. Chociaż inni mnie chwalili, to przecież porzuciłam swoje obowiązki. Uległam i zdradziłam Boga. Byłam osobą niegodną zaufania, która wzbudziła w Bogu wstręt! Gdy to zrozumiałam, poczułam się bardzo nieswojo. Byłam zbyt mocno ograniczana szatańską tradycyjną kulturą i pojęciami moralności, w związku z czym nie potrafiłam już odróżnić dobra od zła. Powodem, dla którego nie wróciłam do domu, aby zaopiekować się mamą, było to, że byłam zajęta swoimi obowiązkami i nie chciałam opóźniać pracy. To było coś pozytywnego. Oznaczało lojalne traktowanie obowiązków, a nie bycie wyrodną córką. Jednak gdy moja bratowa mnie zrugała, nie miałam nic do powiedzenia. Czułam się zobowiązana i miałam wyrzuty sumienia. Byłam przekonana, że jestem wyrodną córką i że to moja wina. Choć doskonale zdawałam sobie sprawę, że Bóg wymaga od ludzi, aby wytrwale wykonywali swoje obowiązki, i tak odłożyłam je na bok, żeby wrócić do domu i zająć się mamą, opóźniając w ten sposób pracę kościoła. Był to prawdziwy przejaw braku sumienia. Jednak gdy mieszkańcy wioski wyrazili aprobatę dla tego, co zrobiłam, pokrzepiło mnie to. Nie czułam się zobowiązana wobec Boga przez to, że opóźniłam pracę. Wręcz przeciwnie, miałam poczucie, że wypełniłam swoją powinność jako córka i jestem osobą posiadającą sumienie. Naprawdę nie odróżniałam dobra od zła! W ogóle nie ceniłam swoich obowiązków i nie miałam za grosz lojalności wobec Boga. Myślałam przede wszystkim o tym, że „synowskie oddanie jest najważniejszą z cnót”, a gdy wykonywanie moich obowiązków kolidowało z byciem oddaną córką, wolałam opóźnić pracę, ulegając podszeptom uczuć. Byłam taka samolubna! Dotarło do mnie, że szatan wykorzystuje idee tradycyjnej kultury, aby deprawować i zniewalać ludzi, i sprawił, że postawiłam rodziców w centrum wszystkiego, uznałam ich za najważniejszych, a nawet zdradziłam Boga, żeby się nimi opiekować i być oddaną córką. Gdybym dalej kierowała się szatańskimi ideami tradycyjnej kultury, z pewnością w końcu zostałabym wyeliminowana przez Boga.

Zastanawiałam się dalej. Zawsze myślałam, że mojej mamie nie było łatwo mnie wychować i że gdyby nie otrzymała ode mnie niczego w zamian, to wychowałaby mnie to na próżno. Dlatego zawsze chciałam się jej odwdzięczyć za jej życzliwość. Czy moje podejście było słuszne? Przeczytałam następujące słowa Boże: „W niewierzącym świecie jest takie powiedzenie: »Kruki odwdzięczają się matkom, karmiąc je, a jagnięta klękają, by ssać mleko matek«. Jest jeszcze takie powiedzenie: »Wyrodne dziecko jest gorsze od zwierzęcia«. Jak pompatycznie brzmią te powiedzenia! Zjawiska, o których mówi pierwsze z nich (»Kruki odwdzięczają się matkom, karmiąc je, a jagnięta klękają, by ssać mleko matek«), rzeczywiście istnieją, są to fakty. Są to jednak po prostu zjawiska w świecie istot żywych. To tylko prawidło, jakie Bóg ustanowił dla różnych istot żywych. Wszelkie rodzaje istot żywych, w tym ludzie, stosują się do tego prawidła, co dodatkowo potwierdza, że wszystkie one zostały stworzone przez Boga. Żadna istota żywa nie może złamać tego prawidła ani poza nie wykroczyć. Nawet niebezpieczne zwierzęta mięsożerne, na przykład lwy i tygrysy, opiekują się swoim potomstwem i nie gryzą swoich młodych, zanim te nie osiągną dojrzałości. Jest to zwierzęcy instynkt. Bez względu na gatunek i bez względu na to, czy są drapieżne, czy łagodne, wszystkie zwierzęta posiadają ten instynkt. Wszystkie stworzenia, w tym ludzie, mogą rozmnażać się i przetrwać, kierując się tym instynktem i tym prawidłem. Gdyby nie stosowały się do tego prawidła albo nie miały tego prawidła i tego instynktu, nie byłyby w stanie rozmnażać się i przetrwać. Łańcuch biologiczny nie istniałby, podobnie jak ten świat. Czy nie jest to prawdą? (Jest). To powiedzenie – »Kruki odwdzięczają się matkom, karmiąc je, a jagnięta klękają, by ssać mleko matek« – mówi właśnie o tym, że takie prawidło obowiązuje w świecie istot żywych. Wszystkie istoty żywe mają ten instynkt. Gdy młode przychodzą na świat, samice lub samce danego gatunku opiekują się nimi, aż te osiągną dojrzałość. Wszystkie istoty żywe są w stanie wypełniać swoje powinności wobec potomstwa, sumiennie i obowiązkowo wychowując nowe pokolenie. Tym bardziej powinno tak się dziać w przypadku ludzi. O ludziach mówi się, że stoją najwyżej wśród zwierząt – jeśli nie potrafią stosować się do tego prawidła i brak im tego instynktu, to są gorsi od zwierząt, czyż nie? Toteż bez względu na to, jak bardzo rodzice o ciebie dbali i w jak dużym stopniu, wychowując cię, wywiązali się z odpowiedzialności wobec ciebie, robili tylko to, co powinni w zakresie możliwości stworzonych ludzi – to był instynkt. (…) Wszystkie rodzaje istot żywych i zwierząt mają takie instynkty i prawidła. Kierują się nimi bardzo umiejętnie, osiągając w tej dziedzinie doskonałość. Jest to coś, czego nikt nie byłby w stanie zniszczyć. Są też szczególne gatunki zwierząt, takie jak tygrysy i lwy. Gdy osiągają wiek dojrzały, opuszczają rodziców, a niektóre samce, stając się rywalami, robią użytek ze swoich kłów, walczą ze sobą i konkurują wedle konieczności. Jest to normalne, to prawo przyrody. Zwierzęta te nie zwracają uwagi na uczucia, nie żyją pod wpływem uczuć, jak to jest w przypadku ludzi, którzy stale pragną odwdzięczyć się swoim rodzicom za życzliwość, jaką ci im okazali, wychowując ich, a przy tym stale obawiają się, że jeżeli nie okażą rodzicom oddania, to inni ludzie ich potępią, będą ich obmawiać i krytykować za plecami. Takie koncepcje nie istnieją w świecie zwierząt. Dlaczego ludzie mówią takie rzeczy? Bo w społeczeństwie i w grupach ludzkich funkcjonują różne idee i powszechnie panujące poglądy, które są niesłuszne. Gdy ludzie ulegną wpływowi takich przekonań i zostają przez nie zainfekowani i skażeni, wytwarzają się w nich różne sposoby rozumienia i traktowania relacji rodzic-dziecko i ostatecznie zaczynają odnosić się do swoich rodziców jak do wierzycieli – wierzycieli, których nie będą w stanie spłacić do końca swojego życia. Są nawet ludzie, którzy po śmierci rodziców mają poczucie winy do końca swojego życia, wyrzucając sobie, że nie udało im się odwdzięczyć za życzliwość, jaką okazali im rodzice, bowiem raz uczynili coś, co się rodzicom nie spodobało albo nie było po ich myśli. Powiedzcie Mi, czy to nie przesada? Ludzie żyją swoimi uczuciami, więc pozwalają, by różne idee, mające swoje źródło w tych uczuciach, ingerowały w ich życie i przeszkadzały w nim(Jak dążyć do prawdy (17), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). „Wydaje się, że dar cielesnego życia otrzymałeś od swoich rodziców, że to oni obdarzyli cię życiem. Jednak z perspektywy Boga i biorąc pod uwagę istotę tej sprawy, twoje życie cielesne nie pochodzi od twoich rodziców, bo ludzie nie są w stanie stworzyć życia. Mówiąc wprost, nikt nie potrafi stworzyć ludzkiego tchnienia. Ciało ludzkie może stać się człowiekiem, ponieważ jest w nim tchnienie. Życie człowieka jest tym tchnieniem, po tym poznaje się, że człowiek żyje. Ludzie mają to tchnienie i życie, a ich źródłem wcale nie są rodzice, nie pochodzą one od nich. Ludzie wprawdzie przyszli na świat za sprawą swoich rodziców, ale w gruncie rzeczy to Bóg obdarza ich życiem i tchnieniem. Toteż rodzice nie są panami twojego życia – Panem twojego życia jest Bóg. Bóg stworzył ludzkość, On jest stwórcą życia ludzkości i to On obdarzył ludzkość tchnieniem, które jest źródłem ludzkiego życia. Czy zatem nie jest łatwo pojąć, że rodzice nie są panami twojego życia? Twoje tchnienie nie zostało ci dane przez twoich rodziców, nie mówiąc już o tym, że trwanie tego tchnienia w czasie również nie jest darem od twoich rodziców. Bóg jest opiekunem i władcą każdego dnia twojego życia. Twoi rodzice nie mogą decydować o tym, jak potoczy się każdy dzień twojego życia, czy potoczy się gładko i szczęśliwie, kogo spotkasz i w jakim środowisku będziesz żyć. Jest po prostu tak, że Bóg opiekuje się tobą za pośrednictwem twoich rodziców – są oni ludźmi, których Bóg posłał, by się tobą opiekowali. Gdy przyszedłeś na świat, to nie twoi rodzice obdarzyli cię życiem, czy zatem to dzięki twoim rodzicom mogłeś cieszyć się darem życia przez kolejne lata aż do dziś? Otóż nie. Źródłem twojego życia niezmiennie pozostaje Bóg, a nie twoi rodzice(Jak dążyć do prawdy (17), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Ze słów Bożych zrozumiałam, że moja mama mogła się mną opiekować i mnie wychowywać tylko dzięki suwerennej władzy Boga i Jego zarządzeniom. Choć urodziła mnie mama, a wychowali mnie rodzice, tak że na pierwszy rzut oka wydawało się, że to ich zasługa, tak naprawdę wszystko to wydarzyło się tylko dzięki suwerennej władzy Boga i Jego ustaleniom. To Bóg tchnął we mnie życie. Gdyby tego nie zrobił, to bez względu na to, jak sumiennie moi rodzice staraliby się mnie wychowywać, nic by to nie dało. Co więcej, wychowywanie kolejnego pokolenia jest prawem, które Bóg ustanowił dla wszystkich żywych istot. Wszystkie żywe istoty mogą się rozmnażać i przetrwać, tylko jeśli żyją zgodnie z prawami ustanowionymi przez Boga. W ogóle nie ma tu mowy o odwdzięczaniu się za życzliwość. Można to porównać do sytuacji, w której dorosły ptak nosi w dziobie owady, aby karmić swoje pisklęta, dopóki nie nauczą się one latać i samodzielnie przetrwać. Dorosły ptak nie wymaga od piskląt niczego w zamian. Bóg także ludzi obdarzył tym instynktem. Gdy mama mnie wychowywała, po prostu wywiązywała się ze swojej odpowiedzialności. Nie była to z jej strony życzliwość i nie musiałam się za nic odwdzięczać. Zostałam jednak uwarunkowana i zindoktrynowana przez szatańską tradycyjną kulturę i uważałam mamę za swojego dobroczyńcę. Byłam przekonana, że wychowywała mnie w trudnych warunkach, a teraz, gdy była chora i po wypadku samochodowy trafiła do szpitala, powinnam odwdzięczyć się jej za życzliwość i być oddaną córką, nie przejmując się nawet tym, że będę do tyłu ze swoimi obowiązkami. Tymczasem Bóg dał mi życie, sprawił, że moi rodzice się mną opiekowali i obdarzył mnie łaską, pozwalając mi stanąć przed Jego obliczem, być podlewaną przez Jego słowa, zrozumieć pewne prawdy, mieć możliwość wykonywania obowiązków i móc dążyć do zmiany mojego usposobienia poprzez wykonywanie obowiązków, aby dostąpić Bożego zbawienia. Powinnam gorliwie odwdzięczyć się za Bożą życzliwość. Ja jednak odłożyłam swoje obowiązki na bok, aby odwdzięczyć się za życzliwość innej osobie. Naprawdę byłam niewdzięczną łajdaczką pozbawioną sumienia! Teraz zrozumiałam, że nawet jeśli jestem zbyt zajęta obowiązkami i nie mogę zaopiekować się mamą, w związku z czym spotykam się z krytyką i potępieniem ze strony otoczenia, to nie ma to znaczenia. Potępienie ze strony innych jest niezgodne z prawdą i nie ma nic wpływu, a na pewno nie decyduje o naszym wyniku czy przeznaczeniu. Tylko ktoś, kto słucha słów Bożych, zgodnie z nimi postępuje i wytrwale wykonuje obowiązki powierzone mu przez Boga, naprawdę ma sumienie. Tylko ktoś taki może zyskać Bożą aprobatę.

Później przeczytałam więcej słów Bożych i znalazłam ścieżkę praktyki dotyczącą sytuacji, gdy wykonywanie moich obowiązków koliduje z oddaniem wobec rodziców. Bóg mówi: „Nieważne, czy twoi rodzice nazywają cię bezdusznym niewdzięcznikiem, wykonujesz przynajmniej wobec Stwórcy powinność istoty stworzonej. Jeśli nie jesteś bezdusznym niewdzięcznikiem w oczach Boga, to wystarczy. Nie ma znaczenia, co ludzie mówią. To, co twoi rodzice o tobie mówią, nie musi być prawdą i nie jest pożyteczne. Musisz budować na fundamencie słów Boga. Jeśli Bóg mówi, że jesteś istotą stworzoną spełniającą standardy, to nieważne, że ludzie nazywają cię bezdusznym niewdzięcznikiem. Żadne zniewagi ludzi nie wpłyną na twój wynik. Po prostu będą one oddziaływać na ciebie, bo odezwie się w tobie sumienie, albo jeśli nie rozumiesz prawdy i masz niedojrzałą postawę, odbiją się one na twoim nastroju i wprawią cię w przygnębienie. Lecz kiedy staniesz przed Bogiem, aby szukać prawdy i będziesz w stanie podejść do tych kwestii tak, jak nakazują słowa Boga, wszelkie te problemy znikną i nie będą cię już dotyczyć. Czy kwestia odwdzięczania się rodzicom za życzliwość została rozstrzygnięta? Czy wszystko jest jasne? (Tak). Jaki jest fakt, który ludzie powinni tu zrozumieć? Rodzice odpowiadają za twoje wychowanie. Wydali cię na świat, więc mają obowiązek cię wychować, są za to odpowiedzialni. Wychowując cię aż do wkroczenia w dorosłość, po prostu wywiązują się ze swojej odpowiedzialności. Nic im nie jesteś winny, więc nie musisz im niczego wynagradzać. Ponieważ nie musisz im niczego wynagradzać – to wyraźnie pokazuje, że rodzice nie są twoimi wierzycielami i nie musisz niczego dla nich robić, aby odpłacić się im za ich życzliwość. Jeśli twoje okoliczności pozwalają ci w jakimś stopniu wypełniać twoje obowiązki wobec nich, rób to. Jeśli twoje środowisko i twoje obiektywne okoliczności nie pozwalają ci na to, nie zastanawiaj się nad tym; nie powinieneś myśleć, że jesteś im coś winien, bo rodzice nie są twoimi wierzycielami. Bez względu na to, czy okazujesz swoim rodzicom szacunek i oddanie lub wypełniasz swoje obowiązki wobec nich, po prostu przyjmujesz perspektywę dziecka i w pewnym stopniu wypełniasz swoje obowiązki wobec ludzi, którzy wydali cię na świat i wychowali. Z pewnością jednak nie możesz tego robić, przyjmując perspektywę odwdzięczania się albo perspektywę, którą można zdefiniować słowami: »Rodzice są twoimi dobroczyńcami i musisz się im odwdzięczyć, musisz im wynagrodzić ich życzliwość«(Jak dążyć do prawdy (17), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Dzięki słowom Bożym w moim sercu zagościło światło. Muszę podporządkować się suwerennej władzy Boga i Jego ustaleniom, jeśli chodzi o oddanie okazywane rodzicom. Jeśli warunki na to pozwalają, to jako córka powinnam wywiązać się ze swojej odpowiedzialności i opiekować się nimi w tym życiu na miarę swoich możliwości. Jeśli obiektywne warunki na to nie pozwalają, to w pierwszej kolejności powinnam wytrwale wykonywać swoje obowiązki, nie martwić się za bardzo tym, co myślą inni, i nie być ograniczana ich opiniami ani nie pozwolić, aby miały one wpływ na moją pracę. Na tym świecie jestem nie tylko córką. Jestem także istotą stworzoną i całe moje jestestwo pochodzi od Boga. Wypełnianie obowiązków istoty stworzonej jest moją misją, czymś całkowicie naturalnym i uzasadnionym. Jeśli ze względu na wykonywane obowiązki nie będę miała czasu, aby być dla swoich rodziców oddaną córką, Bóg mnie nie potępi. Teraz powinnam skupić się przede wszystkim na właściwym wykonywaniu swoich obowiązków, jak najszybciej wybierając wartościowe kazania, aby rozwiązywać problemy potencjalnych odbiorców ewangelii i umożliwić większej liczbie osób powrót do Boga.

Później byłam zbyt zajęta swoimi obowiązkami, żeby wrócić do domu i zająć się mamą. Czasami martwiłam się o to, czy wraca do zdrowia, ale potem przypominałam sobie, że ona również jest w rękach Boga i że powinnam podporządkować się Jego rozporządzeniom i ustaleniom. Nie czułam się już niekomfortowo i przestałam myśleć, że mam wobec mamy dług. Dzięki słowom Bożym zrozumiałam, na czym tak naprawdę polega różnica między oddaną a wyrodną córką. Zyskałam także pewne rozeznanie co do tego, jak szatan używa tradycyjnej kultury, aby niewolić ludzi, i znalazłam ścieżkę do właściwego traktowania swoich rodziców, co trochę wyzwoliło moje serce. Bogu niech będą dzięki!

Wstecz: 70. Już nie zadręczam się przyszłością mojej córki

Dalej: 73. Jak wydostałam się z wiru pogoni za pieniędzmi

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

60. Bóg jest taki sprawiedliwy

Autorstwa Zhang Lin, JaponiaWe wrześniu 2012 roku przewodziłem pracy kościoła i spotkałem moją przywódczynię, Yan Zhuo. Prosiła ona braci i...

9. Inny rodzaj miłości

Autorstwa Chengxina, BrazyliaTraf chciał, że w 2011 roku miałem okazję przyjechać do Brazylii z Chin. Tuż po przyjeździe czułem się wręcz...

Ustawienia

  • Tekst
  • Motywy

Jednolite kolory

Motywy

Czcionka

Rozmiar czcionki

Odstęp pomiędzy wierszami

Odstęp pomiędzy wierszami

Szerokość strony

Spis treści

Szukaj

  • Wyszukaj w tym tekście
  • Wyszukaj w tej książce

Połącz się z nami w Messengerze