95. Jak traktować rodziców zgodnie z intencją Boga

Autorstwa Xinyi, Chiny

Gdy byłam młoda, często słyszałam, jak moja babcia mówiła: „Spójrz na to dziecko z takiej-a-takiej rodziny, cóż to za niewdzięcznik pozbawiony synowskiego oddania. Rodzice tak bardzo poświęcili się jego wychowaniu, ale ono nie okazuje im szacunku i oddania. Niebiosa doczekają swojej sprawiedliwości!”. Nauczyła mnie, jak właściwie traktować rodziców, a gdy dorosłam, w jaki sposób okazywać teściom szacunek i oddanie. Powiedziała też, że szacunek i oddanie są w takich sytuacjach całkowicie naturalne i uzasadnione, a gdy ktoś ich nie wykazuje, popełnia wielką zdradę i nie ma sumienia. Z tego powodu w moim młodym sercu wierzyłam, że niezależnie od tego, jak traktowali mnie rodzice, musiałam okazywać im szacunek i oddanie, a gdybym tego nie robiła, popełniałabym wielką zdradę i na końcu zostałabym ukarana przez niebiosa. Odkąd byłam młoda, uważnie słuchałam rodziców, a gdy zaczęłam pracować i zarabiać pieniądze, starałam się jak najlepiej okazywać im szacunek i oddanie. Gdy byli chorzy, stałam u ich boku, by się nimi opiekować, jak tylko miałam na to czas, a na święta kupowałam im różne prezenty. To, że widziałam ich szczęśliwych i zadowolonych, sprawiało mi ogromną radość. W 2001 roku przyjęłam Boże dzieło w dniach ostatecznych. Po jakimś czasie zaczęłam wykonywać moje obowiązki w kościele, ale wciąż znajdowałam czas, by wracać do domu i odwiedzać rodziców. Po nieco ponad dziesięciu latach w rezultacie zdrady jakiegoś judasza do mojego domu przyszła policja, by mnie aresztować. Dzięki Bożej ochronie udało mi się uciec, ale opuściłam dom w takim pośpiechu, że było wiele rzeczy, których nie wyjaśniłam rodzicom. Moja starsza teściowa wciąż musiała się zajmować moim dzieckiem, a sama myśl, że moi rodzice i teściowa zostali w to wplątani, dawała mi poczucie, że spowodowałam problemy. Myślałam o całym wysiłku rodziców włożonym w moje wychowanie i o tym, jak trudno było im zarobić na moje jedzenie, ubrania i wykształcenie. Teraz, gdy posuwali się w latach, potrzebowali, by ich dzieci się nimi zajmowały i były u ich boku, ale ja nie tylko nie wypełniłam obowiązków jako córka, ale też wplątałam ich w to zamieszanie, przez co martwili i niepokoili się o mnie. Zastanawiałam się, czy moi rodzice i sąsiedzi powiedzieliby, że brakuje mi sumienia i człowieczeństwa, oraz nazwaliby mnie córką nieokazującą należnego rodzicom szacunku i oddania. W tamtym czasie nie ośmielałam się zadzwonić do domu ze względu na to, że byłam obserwowana przez wielkiego czerwonego smoka. Nie wiedziałam, jak mają się moi rodzice, co mnie martwiło. Podczas wykonywania obowiązków nie mogłam uspokoić serca i od czasu do czasu byłam myślami gdzie indziej. To wpływało na postępy mojej pracy. Wiedziałam, że muszę szybko to zmienić, dlatego modliłam się do Boga, zawierzając Mu wszystko i prosząc Go o przewodnictwo.

Podczas ćwiczeń duchowych przeczytałam fragment słów Bożych: „Z powodu uwarunkowań tradycyjnej kultury chińskiej, zgodnie ze swoimi tradycyjnymi pojęciami Chińczycy wierzą, że każdy jest zobowiązany do synowskiej nabożności względem swoich rodziców. Osoba, która tego obowiązku nie przestrzega, jest niegodnym dzieckiem. Takie idee wpaja się ludziom od dziecka, naucza się ich w praktycznie każdym domu, szkole i całym społeczeństwie. Kiedy ludzie mają głowy pełne takich twierdzeń, wówczas myślą: »Synowska nabożność jest najważniejsza. Jeśli jej nie przestrzegam, to nie będę dobrym człowiekiem – będę niegodnym dzieckiem i zostanę potępiony przez społeczeństwo. Będę osobą pozbawioną sumienia«. Czy taki pogląd jest właściwy? Ludzie widzieli tak wiele prawd wyrażonych przez Boga – czy Bóg wymagał, aby okazywali synowską nabożność swoim rodzicom? Czy jest to jedna z prawd, które wierzący w Boga muszą zrozumieć? Nie. Bóg jedynie omawiał niektóre zasady. Według jakiej zasady słowa Boże nakazują ludziom traktować innych? Kochajcie to, co Bóg kocha, i nienawidźcie, czego Bóg nienawidzi – oto zasada, której należy przestrzegać. Bóg kocha tych, którzy poszukują prawdy i są w stanie podążać za Jego wolą. Są to ludzie, których my również powinniśmy kochać. Ci, którzy nie są w stanie podążać za wolą Bożą, którzy nienawidzą Boga i buntują się przeciwko Niemu, to ludzie, których Bóg nienawidzi, i my także powinniśmy ich nienawidzić. O to Bóg prosi człowieka. (…) Szatan używa tego rodzaju tradycyjnej kultury i pojęć moralnych, aby więzić twoje myśli, twój umysł i twoje serce, przez co nie jesteś w stanie przyjąć Bożych słów; jesteś opętany przez te szatańskie rzeczy i niezdolny do przyjęcia Bożych słów. Kiedy chcesz praktykować słowa Boga, te rzeczy powodują w tobie niepokój wewnętrzny, skłaniając cię do sprzeciwiania się prawdzie i wymaganiom Boga, i nie masz siły uwolnić się od jarzma tradycyjnej kultury. Przez jakiś czas walczysz, a potem idziesz na kompromis: wolisz wierzyć, że tradycyjne pojęcia moralne są słuszne i zgodne z prawdą, więc odrzucasz słowa Boga, wyrzekasz się ich. Nie przyjmujesz Bożych słów za prawdę i lekceważysz zbawienie, uważając, że wciąż przecież żyjesz na tym świecie i możesz przetrwać tylko polegając na tych rzeczach. Nie mogąc znieść oskarżeń społeczeństwa, wolisz zrezygnować z prawdy i z Bożych słów, oddajesz się tradycyjnym pojęciom moralności i wpływowi szatana, wolisz obrażać Boga i nie praktykować prawdy. Powiedz Mi, czyż człowiek nie jest żałosny? Czyż nie potrzebuje Bożego zbawienia? Niektórzy wierzą w Boga od wielu lat, ale wciąż nie rozumieją dogłębnie kwestii synowskiej nabożności. Naprawdę nie rozumieją prawdy. Nie mogą nigdy przezwyciężyć tej bariery relacji w świecie doczesnym. Brakuje im odwagi i wiary, nie mówiąc już o determinacji, więc nie potrafią kochać Boga i okazywać Mu posłuszeństwa(Naprawdę zmienić można się tylko wtedy, gdy rozpozna się swoje błędne poglądy, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Gdy rozmyślałam nad słowami Boga, nagle zorientowałam się, że przez cały czas żyłam w poczuciu długu i winy wobec rodziców, a było tak z powodu tradycyjnych myśli szatana, które głęboko zakorzeniły się w moim sercu. Jak często uczyła mnie babcia: „Musisz okazywać synowskie szacunek i rodzicom, bo w przeciwnym razie będziesz popełniać wielką zdradę”. „Musisz okazywać szacunek i oddanie rodzicom, bo w przeciwnym razie zostaniesz ukarana przez niebiosa”. Zawsze traktowałam te słowa jako zasady, według których postępowałam. Odkąd byłam dzieckiem, starałam się słuchać rodziców i unikać wprawiania ich w złość. Gdy zaczęłam zarabiać pieniądze, próbowałam jak najlepiej okazywać rodzicom szacunek i oddanie, a na święta kupowałam im różne prezenty. Kiedy chorowali, zabierałam ich do szpitala na leczenie. Widok szczęśliwych rodziców sprawiał, że i ja odczuwałam radość. Gdy zaczął mnie ścigać wielki czerwony smok i musiałam uciekać z domu, nie tylko nie mogłam zaopiekować się rodzicami, ale także wplątałam ich w tę sprawę, przez co martwili się o mnie. Czułam się ich dłużniczką i nie mogłam skupić się na obowiązkach, przez co moja praca się opóźniała. Wiedziałam, że jako istota stworzona moje obowiązki stanowiły moją odpowiedzialność, od której absolutnie nie mogłam się uchylić. Mimo to wciąż kierowałam się niedorzecznym poglądem, wedle którego „Synowskie oddanie jest najważniejszą z cnót” oraz nakazującego „Nie podróżować daleko, jeśli twoi rodzice jeszcze żyją”. Jako że nie mogłam okazywać rodzicom należnych im szacunku i oddania, czułam wyrzuty sumienia i i podczas wykonywania obowiązków mimowolnie myłsami byłam gdzie indziej. Zauważyłam, jak głęboko skrzywdziła mnie tradycyjna kultura.

Podczas moich poszukiwań przeczytałam następujące słowa Boga: „Czy okazywanie oddania rodzicom stanowi prawdę? (Nie, nie stanowi). Okazywanie im oddania jest właściwe i pozytywne, ale dlaczego mówimy, że nie jest prawdą? (Ponieważ ludzie nie czynią tego zgodnie z zasadami i nie są w stanie rozpoznać, jakimi ludźmi naprawdę są ich rodzice). To, w jaki sposób człowiek winien traktować swoich rodziców, ma związek z prawdą. Jeżeli twoi rodzice wierzą w Boga i dobrze cię traktują, to czy powinieneś okazywać im oddanie? (Tak). Jak to robisz? Traktujesz ich inaczej niż braci i siostry. Czynisz wszystko, co ci każą, a jeżeli są leciwi, musisz przy nich trwać i opiekować się nimi, co nie pozwala ci wykonywać twego obowiązku. Czy takie postępowanie jest właściwe? (Nie). Co powinieneś zrobić w takich sytuacjach? To zależy od okoliczności. Jeżeli wykonujesz swój obowiązek niedaleko domu i wciąż jesteś w stanie opiekować się rodzicami, oni zaś nie mają nic przeciwko twojej wierze w Boga, to powinieneś spełnić swój obowiązek jako syn bądź córka i pomóc rodzicom przy niektórych czynnościach. Jeżeli są chorzy, zaopiekuj się nimi; jeżeli coś ich gnębi, pociesz ich; jeżeli twoja sytuacja finansowa na to pozwala, kup im suplementy diety, które mieszczą się w twoim budżecie. Jak jednak powinieneś postąpić w sytuacji, w której jesteś zajęty swoim obowiązkiem i nie ma nikogo, kto mógłby zaopiekować się twoimi rodzicami, a oni też wierzą w Boga? Jaką prawdę powinieneś praktykować? Skoro bycie oddanym swoim rodzicom nie jest prawdą, lecz tylko odpowiedzialnością i zobowiązaniem człowieka, to co powinieneś zrobić, jeśli twoje zobowiązanie wchodzi w konflikt z obowiązkiem? (Nadać priorytet mojemu obowiązkowi; postawić obowiązek na pierwszym miejscu). Zobowiązanie nie jest koniecznie obowiązkiem. Kiedy wybieramy wypełnianie obowiązku, wówczas praktykujemy prawdę, natomiast nie praktykujemy jej, wypełniając zobowiązanie. Jeśli masz ku temu warunki, możesz wypełnić tę odpowiedzialność lub zobowiązanie, ale jeśli aktualne okoliczności na to nie pozwalają, to co powinieneś zrobić? Powinieneś powiedzieć: »Muszę spełnić swój obowiązek – to jest praktykowanie prawdy. Bycie oddanym moim rodzicom to życie w zgodzie z własnym sumieniem, nie dorasta ono do praktykowania prawdy«. Powinieneś więc nadać priorytet swojemu obowiązkowi i stać na jego straży. Jeśli nie masz aktualnie obowiązku, nie pracujesz daleko od domu i mieszkasz blisko rodziców, wówczas znajdź sposoby, by się nimi zająć. Dołóż starań i pomóż, aby żyło się im nieco lepiej i żeby zmniejszyć ich cierpienie. Zależy to jednak także od tego, jakimi ludźmi są twoi rodzice. Co powinieneś zrobić, jeśli twoi rodzice mają kiepskie człowieczeństwo, ciągle utrudniają ci wiarę w Boga i odciągają cię od tej wiary i od wypełniania obowiązku? Jaką prawdę powinieneś praktykować? (Odrzucenie). W takim przypadku musisz ich odrzucić. Wypełniłeś swoje zobowiązanie. Twoi rodzice nie wierzą w Boga, więc nie jesteś zobowiązany, by okazywać im oddanie. Jeśli wierzą w Boga, wtedy są rodziną, twoimi rodzicami. Jeśli nie, wówczas kroczycie różnymi ścieżkami: oni wierzą w szatana i czczą króla diabła; kroczą ścieżką szatana; są ludźmi, którzy podążają innymi drogami niż osoby wierzące w Boga. Nie jesteście już wtedy rodziną. Oni uważają osoby wierzące w Boga za swoich przeciwników i wrogów, więc nie ciąży już dłużej na tobie zobowiązanie do opiekowania się nimi i musisz się całkowicie od nich odciąć. Co jest prawdą: bycie oddanym swoim rodzicom czy wypełnianie swojego obowiązku? Prawdą jest oczywiście wypełnianie obowiązku. Wypełnianie swojego obowiązku w domu Bożym nie polega wyłącznie na wypełnianiu zobowiązania i robieniu tego, co należy. Polega ono na wypełnianiu obowiązku istoty stworzonej. Oto zadanie wyznaczone przez Boga; to jest twoje zobowiązanie, twoja odpowiedzialność. To prawdziwa powinność, którą stanowi wypełnianie twojej odpowiedzialności i zobowiązania wobec Stwórcy. Tego Stwórca wymaga od ludzi i jest to istotna kwestia życiowa. Natomiast okazywanie szacunku swoim rodzicom jest zaledwie odpowiedzialnością i zobowiązaniem syna lub córki. Z pewnością nie jest zadaniem wyznaczonym przez Boga i w żadnym razie nie jest zgodne z Bożymi wymaganiami. Dlatego też, gdy mowa o okazywaniu szacunku rodzicom i wypełnianiu obowiązku, bez wątpienia wypełnianie obowiązku, i tylko ono, stanowi praktykowanie prawdy. Wypełnianie swojego obowiązku jako istota stworzona jest prawdą i jest świętym obowiązkiem. Okazywanie szacunku rodzicom to bycie nabożnym wobec ludzi. Nie stanowi ono wypełniania obowiązku ani praktykowania prawdy(Czym jest prawdorzeczywistość? w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). „To, jak traktujesz Boże zadania, jest niezwykle istotne, jest to bardzo poważna sprawa. Jeśli nie potrafisz wypełnić tego, co Bóg powierzył ludziom, to nie jesteś zdolny do życia w Jego obecności i powinieneś zostać ukarany. To, że ludzie powinni wykonywać wszystkie zadania, które Bóg im powierza, jest całkowicie naturalne i uzasadnione. Jest to największa odpowiedzialność człowieka i jest ważne jak samo jego życie. Jeśli nie traktujesz poważnie Bożych zadań, wtedy zdradzasz Boga w najcięższy sposób. Jesteś wtedy bardziej godny ubolewania niż Judasz i powinieneś zostać przeklęty. Ludzie muszą dokładnie zrozumieć, w jaki sposób traktować to, co Bóg im powierza, a przynajmniej muszą zrozumieć, że zadania, jakie im wyznacza, stanowią wywyższenie i szczególną łaskę od Boga, i że są czymś najwspanialszym. Wszystko inne można porzucić. Nawet jeśli jakaś osoba ma poświęcić własne życie, i tak musi wykonać zlecone przez Boga zadanie(Jak poznać naturę człowieka, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Po przeczytaniu Bożych słów zrozumiałam zasady, według których należy traktować rodziców. Gdy okazywanie im szacunku i oddania stoi w sprzeczności z wykonywaniem obowiązków, należy się skupić na tych ostatnich, bo to one są najważniejszą rzeczą w życiu. Okazywanie szacunku i oddania wiąże się z wywiązywaniem się z powinności i zobowiązań, ale niezależnie od tego, jak dobrze je ktoś wypełnia, nie oznacza to praktykowania prawdy. Jedynie wypełnianie obowiązków jako istota stworzona jest praktykowaniem prawdy. Jako że obowiązki są zadaniami wyznaczonymi istotom stworzonym przez Stwórcę, stanowią one najwyższą odpowiedzialność i ich wykonywanie jest całkowicie naturalne oraz uzasadnione. Nie rozumiałam prawdy i uważałam, że okazywanie rodzicom szacunku i oddania było zasadą, według której powinnam postępować. Gdy zajmowałam się obowiązkami lub gdy byłam ścigana i uciekałam, nie mogąc opiekować się rodzicami, czułam się ich dłużniczką i uważałam się za córkę nieokazującą rodzicom należnego im szacunku i oddania. Dopiero gdy przeczytałam Boże słowa, zorientowałam się, że moja perspektywa była błędna. Miałam szczęście usłyszeć głos Boga. Otrzymałam Boże zbawienie w dniach ostatecznych, jadłam i piłam wiele Jego słów i zrozumiałam niektóre prawdy, a mimo to nigdy nie przyszło mi do głowy, by odwdzięczyć się za Jego miłość. Naprawdę brakowało mi człowieczeństwa i sumienia! Teraz zrozumiałam, że wypełnianie przeze mnie obowiązków jako istota stworzona jest najwyższym priorytetem oraz że jest to tak ważne, jak moje własne życie, i muszę zrobić wszystko, co w mojej mocy, by tego dokonać, bo niepowodzenie byłoby wielką zdradą. Po tym mojemu sercu udało się uspokoić i mogłam skupić się na wykonywaniu obowiązków.

W połowie maja 2020 roku w tajemnicy udałam się do domu rodziców. Gdy tata mnie ujrzał, był pogodnie nastawiony, ale po krótkiej chwili nagle zmienił wyraz twarzy i zaczął mnie karcić. Wypytywał, co robiłam przez ostatnie kilka lat, a także powiedział, że dwa lata wcześniej ciężko zachorował i prawie stracił życie, a mimo to nie widział po mnie śladu. Martwił się, że mój mąż i ja zostaliśmy pojmani podczas głoszenia ewangelii, przez co nie mógł spać w nocy i był bardzo zdenerwowany. Nazwał mnie nawet niewdzięcznicą nieokazującą rodzicom szacunku i oddania. Początkowo miał nadzieję, że będę się nim opiekować na starość, ale po wszystkim, co dla mnie zrobił, ja prawie doprowadziłam go do śmierci z gniewu… Gdy go słuchałam, miałam wrażenie, jakby w moje serce wbijały się igły. Czułam, że ojciec tak ciężko pracował, by mnie wychować, zarobić na moje wyżywienie i ubrania oraz wspierać moją edukację, a ja nie tylko nie okazywałam mu oddania i szacunku, ale sprawiłam, że musiał się o mnie martwić. Nawet gdy był ciężko chory, nie było mnie przy nim, by się nim zaopiekować. W ogóle nie okazałam mu szacunku i oddania! Czułam się tak wielką dłużniczką rodziców. Gdy słuchałam ojca, po twarzy spływały mi łzy i naprawdę chciałam zostać w domu trochę dłużej, tak bym mogła właściwie zaopiekować się rodzicami i spłacić dług w moim sercu. W tamtym czasie od dawna nie mogłam uspokoić serca, dlatego modliłam się w ciszy do Boga, prosząc Go, by chronił moje serce, tak by nic go nie niepokoiło. Po modlitwie moje serce znacznie się uspokoiło i przypomniałam sobie słowa Boga, które wcześniej zjadłam i wypiłam. W głębi serca wyraźnie zrozumiałam, że okazywanie szacunku i oddania rodzicom nie jest praktykowaniem prawdy, jest nim natomiast wypełnianie obowiązków jako istota stworzona, a porzucenie tych ostatnich, żeby zostać z rodzicami i wywiązywac się z odpowiedzialności spoczywającej na synu lub córce, byłoby okazaniem niewierności Bogu i wielką zdradą. Później spokojnie porozmawiałam z tatą, a jego nastawienie stopniowo złagodniało i szybko wyjechałam, gdy skończyłam to, co przybyłam zrobić.

Potem za każdym razem, gdy myślałam o słowach taty, czułam ból w sercu. Mogłam zaakceptować, że inni mnie nie rozumieli, ale dlaczego tata musiał mi powiedzieć takie słowa? W tamtym czasie, mimo że dni spędzałam na wykonywaniu obowiązków, czułam ciężar w sercu. Miałam wrażenie, że noszę ogromne brzemię i wciąż towarzyszyło mi poczucie winy. Gdy żyłam ogarnięta tymi negatywnymi emocjami, czułam w sercu ciemność oraz przygnębienie, a wydajność wykonywania przeze mnie obowiązków znacznie spadła. Minął jakiś miesiąc lub dwa, zanim stopniowo wróciłam do normalnego stanu. Później, gdy przeczytałam omawianą przez Boga prawdę, że rodzice nie są naszymi wierzycielami, zaczęłam wyraźniej dostrzegać relację pomiędzy rodzicami a dziećmi i uwolniłam się od tych frustrujących emocji. Bóg Wszechmogący mówi: „Ludzie mają to tchnienie i życie, a ich źródłem wcale nie są rodzice, nie pochodzą one od nich. Ludzie wprawdzie przyszli na świat za sprawą swoich rodziców, ale w gruncie rzeczy to Bóg obdarza ich życiem i tchnieniem. Toteż rodzice nie są panami twojego życia – Panem twojego życia jest Bóg. Bóg stworzył ludzkość, On jest stwórcą życia ludzkości i to On obdarzył ludzkość tchnieniem, które jest źródłem ludzkiego życia. Czy zatem nie jest łatwo pojąć, że rodzice nie są panami twojego życia? Twoje tchnienie nie zostało ci dane przez twoich rodziców, nie mówiąc już o tym, że trwanie tego tchnienia w czasie również nie jest darem od twoich rodziców. Bóg jest opiekunem i władcą każdego dnia twojego życia. Twoi rodzice nie mogą decydować o tym, jak potoczy się każdy dzień twojego życia, czy potoczy się gładko i szczęśliwie, kogo spotkasz i w jakim środowisku będziesz żyć. Jest po prostu tak, że Bóg opiekuje się tobą za pośrednictwem twoich rodziców – są oni ludźmi, których Bóg posłał, by się tobą opiekowali. (…) Mówiąc wprost, są oni tylko zwykłymi istotami stworzonymi. Z twojej perspektywy są kimś wyjątkowym – wydali cię na świat i wychowali, są twoimi szefami, twoimi rodzicami. Jednak w oczach Boga są po prostu zwykłymi ludźmi, należą do skażonej ludzkości, niczym się nie wyróżniają. Nie są nawet panami swojego własnego życia, jak więc mieliby być panami twojego? Chociaż wydali się na świat, to przecież nie wiedzą, skąd rzeczywiście pochodzi twoje życie i nie są w stanie zdecydować, w jakim czasie, o jakiej godzinie i w jakim miejscu ma się ono rozpocząć, ani o tym, jak będzie ono wyglądać. Nie mają w tej materii żadnej wiedzy. Po prostu biernie czekają – czekają na to, co przyniosą Boża władza i Boże zarządzenia. Bez względu na to, czy są z tego powodu szczęśliwi, czy nie, i bez względu na to, czy w to wierzą, czy nie, wszystko jest w rękach Boga i to On wszystkim kieruje. Rodzice nie są panami twojego życia – czyż nie jest to łatwe do pojęcia? (Jest)” (Jak dążyć do prawdy (17), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). „Wychowując cię, twoi rodzice wypełniają swój obowiązek i biorą na siebie odpowiedzialność i powinni to robić bezpłatnie – nie powinna to być transakcja. Toteż nie musisz traktować swoich rodziców i swojej relacji z nimi opierając się na idei rekompensaty. Jeśli odwdzięczasz się rodzicom, podchodzisz do swojej relacji z nimi i traktujesz ich na podstawie tej idei, jest to nieludzkie. Jednocześnie sprawi to zapewne, że popadniesz w niewolę cielesnych uczuć i będzie ci tak trudno wyrwać się z tych uwikłań, że możesz nawet zgubić drogę. Rodzice nie są twoimi wierzycielami, więc nie masz obowiązku spełniać wszystkich ich oczekiwań. Nie masz obowiązku płacić rachunku za ich oczekiwania. To znaczy, oni mogą mieć jakieś swoje oczekiwania. Ty za to masz swoje własne decyzje do podjęcia, ścieżkę życiową i przeznaczenie, jakie wyznaczył dla ciebie Bóg, a to nie ma nic wspólnego z twoimi rodzicami. Gdy więc jedno z twoich rodziców mówi: »Jesteś wyrodnym dzieckiem. Od wielu lat mnie nie odwiedzałeś i od wielu dni do mnie nie telefonowałeś. Choruję i nie ma kto się mną zaopiekować. Nic nie mam z tego, że cię wychowałem. Jesteś bezdusznym niewdzięcznikiem i wyrodnym szczeniakiem!«, to jeśli nie rozumiesz prawdy mówiącej, że »Rodzice nie są twoimi wierzycielami«, słowa twojego rodzica będą jak nóż wbity w twoje serce i twoje sumienie będzie cię potępiać. Każde z tych słów wyryje się w twoim sercu i sprawi, że będziesz się wstydził spojrzeć rodzicom w oczy, że będziesz czuł się ich dłużnikiem i będziesz wobec nich czuł się winny. Gdy rodzice powiedzą ci, że jesteś bezdusznym niewdzięcznikiem, pomyślisz wtedy: »Mają całkowitą rację. Wychowali mnie aż do tego wieku, a nie byli w stanie ogrzać się w moim świetle. Teraz są chorzy, a mieli nadzieję, że będę przy ich łóżku, że będę im usługiwał i dotrzymywał towarzystwa. Potrzebowali, żebym odwdzięczył im się za ich życzliwość, a mnie nie było przy nich. Naprawdę jestem bezdusznym niewdzięcznikiem!«. Uznasz się za bezdusznego niewdzięcznika – czy to rozsądne? Czy jesteś bezdusznym niewdzięcznikiem? Gdybyś nie opuścił domu, aby wypełniać obowiązki poza swoim miastem, i gdybyś został z rodzicami, czy to by zapobiegło ich chorobie? (Nie). Czy od ciebie zależy to, czy twoi rodzice będą żyć, czy umrą? Albo to, czy są bogaci, czy biedni? (Nie). Bez względu na to, jaka choroba dopadnie twoich rodziców, nie stanie się to dlatego, że wyczerpało ich wychowywanie ciebie albo że za tobą tęsknili; a już na pewno nie zapadną na jedną z tych ciężkich, poważnych, potencjalnie śmiertelnych chorób z twojego powodu. Taki jest ich los i nie ma to nic wspólnego z tobą. Bez względu na to, jak wielkie oddanie im okazujesz, możesz jedynie nieco zmniejszyć ich cielesne cierpienia i obciążenia, ale jeśli chodzi o to, kiedy i na co zachorują albo kiedy i gdzie umrą – czy to ma z tobą cokolwiek wspólnego? Nie ma. Jeśli jesteś dobrym dzieckiem, jeśli nie jesteś bezdusznym niewdzięcznikiem, jeśli spędzasz z nimi całe dnie i opiekujesz się nimi, to czy nie zachorują Czy nie umrą? Jeśli mają zachorować, to czyż i tak nie zachorują? Jeśli mają umrzeć, to czyż i tak nie umrą? Zgadza się? (…) Nieważne, czy twoi rodzice nazywają cię bezdusznym niewdzięcznikiem, wykonujesz przynajmniej wobec Stwórcy powinność istoty stworzonej. Jeśli nie jesteś bezdusznym niewdzięcznikiem w oczach Boga, to wystarczy. Nie ma znaczenia, co ludzie mówią. To, co twoi rodzice o tobie mówią, nie musi być prawdą i nie jest pożyteczne. Musisz budować na fundamencie słów Boga. Jeśli Bóg mówi, że jesteś poprawną istotą stworzoną, to nieważne, że ludzie nazywają cię bezdusznym niewdzięcznikiem, oni nie są w stanie niczego osiągnąć. Ludzie ulegają wpływowi takich zniewag, bo odzywa się w nich sumienie lub gdy nie rozumieją prawdy i mają słabą postawę, wpadają wtedy w zły humor i czują się przygnębieni, ale gdy na powrót staną przed Bogiem, będą w stanie się z tym uporać i nie będzie to już dla nich żaden problem(Jak dążyć do prawdy (17), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). „Powinieneś, jako dziecko, zrozumieć, że rodzice nie są twoimi wierzycielami. Jest wiele rzeczy, które musisz w tym życiu robić, i są to rzeczy, które istota stworzona powinna robić, które zostały ci powierzone przez Pana stworzenia i które nie mają nic wspólnego z odwdzięczaniem się rodzicom za życzliwość. Okazywanie szacunku rodzicom i odwzajemnianie ich życzliwości nie mają nic wspólnego z twoją misją życiową. Można powiedzieć, że nie jest konieczne, żebyś okazywał rodzicom szacunek, odwdzięczał się im lub wypełniał wobec nich jakiekolwiek powinności. Mówiąc bardziej precyzyjnie, możesz po części te powinności wobec nich wypełniać, gdy pozwalają na to okoliczności; gdy nie pozwalają, nie musisz się upierać, żeby to robić. Jeśli nie jesteś w stanie wypełnić tych powinności polegających na okazywaniu rodzicom szacunku i oddania, nie jest to nic strasznego, jest to po prostu w jakimś niewielkim stopniu niezgodne z twoim sumieniem, ludzką moralnością i ludzkimi pojęciami. Ale przynajmniej nie jest sprzeczne z prawdą i Bóg cię za to nie potępi. Gdy zrozumiesz prawdę, twoje sumienie nie będzie cię dręczyć w tej kwestii(Jak dążyć do prawdy (17), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Z Bożych słów zrozumiałam, że to Bóg jest źródłem życia i że moje życie pochodzi od Boga. Każdy mój wdech był darem Boga i cieszyłam się pokarmem Jego słów, a także Jego wielką łaską. Wiedziałam, że muszę wypełniać obowiązki istoty stworzonej i odwdzięczyć się za miłość Boga, właśnie to oznaczało bowiem mieć sumienie i człowieczeństwo. Z zewnątrz wydawało się, że to rodzice dali mi życie i mnie wychowali oraz że ciężko w tym celu pracowali, zapewniając mi żywność, ubrania i wykształcenie, ale w rzeczywistości wszystko to zaplanował i zarządził Bóg. Rodzice jedynie wypełniają swoje powinności i zobowiązania i nie można tego nazywac dobrocią, a ja nie muszę się im odwdzięczać ani odpłacać. Żyłam według myśli i poglądów szatana, nie poszukując prawdy i traktując rodziców, jakby byli moimi wierzycielami, oraz myślałam, że skoro ciężko pracowali, by mnie wychować, powinnam odwdzięczyć się za ich dobroć. Gdy mój ojciec ciężko zachorował, nie było mnie, by się nim zaopiekować, przez co czułam się jak niewdzięcznica nieokazująca ojcu szacunku i oddania, często mając poczucie winy. Mimo że wydawało się, iż wykonywałam obowiązki, poczucie winy wpływało na wydajność mojej pracy. Po zjedzeniu i wypiciu Bożych słów uświadomiłam sobie, że jako istota stworzona nie przyszłam na ten świat, by okazywać szacunek i oddanie rodzicom, i że zrealizowanie mojej misji i wypełnienie moich obowiązków jako istota stworzona jest ważniejsze. Tak powinna postępować osoba cechująca się sumieniem i człowieczeństwem. Zrozumiałam też, że temu, jak należy traktować rodziców, muszą towarzyszyć zasady. Jeśli pozwalają na to okoliczności, mogę wypełniać swoje powinności i zobowiązania jako córka i opiekować się rodzicami, ale jeśli tak nie jest, nie muszę czuć się z tego powodu winna ani przytłoczona podczas wykonywania obowiązków. W rzeczywistości relacja rodziców z dziećmi to czysto biologiczna więź i nikt nie jest nic nikomu winien. Gdybym porzuciła obowiązki, by wrócić do domu i być córką okazującą szacunek i oddanie rodzicom w ramach wdzięczności za ich dobroć, lub gdybym czuła się winna i przygnębiona z tego powodu, że nie okazywałam im szacunku i oddania, i przez to opóźniałabym wykonywanie obowiązków, wtedy naprawdę brakowałoby mi sumienia i człowieczeństwa!

Wtedy przeczytałam fragment Bożych słów: „Podążasz właściwą ścieżką, postanowiłeś wypełniać obowiązek istoty stworzonej i stanąć przed Panem stworzenia, by przyjąć zbawienie Boże. To jest jedyna słuszna ścieżka w tym świecie. Dokonałeś właściwego wyboru. Bez względu na to, jak bardzo ci, co nie wierzą w Boga, w tym twoi rodzice, nie potrafią cię zrozumieć lub są tobą rozczarowani, nie powinno to wpływać na twoją decyzję, by iść ścieżką wiary w Boga, na twoje postanowienie, by wypełniać obowiązki, ani na twoją wiarę w Boga. Musisz być niezłomny, bo podążasz właściwą ścieżką. Tym bardziej więc musisz zrezygnować ze spełniania oczekiwań rodziców. Nie powinny one stać się dla ciebie obciążeniami, gdy podążasz właściwą ścieżką. Kroczysz właściwą ścieżką, dokonałeś najsłuszniejszego w życiu wyboru; jeśli twoi rodzice nie wspierają cię i jeśli stale wyzywają cię od bezdusznych niewdzięczników, to tym bardziej powinieneś się co do nich rozeznać, zdystansować się od nich emocjonalnie i nie dać się im ograniczać. Jeśli cię nie wspierają, nie dodają ci otuchy i nie pokrzepiają cię, poradzisz sobie – nic nie zyskasz ani nic przez to nie stracisz. Najważniejsze są oczekiwania Boga wobec ciebie. Bóg dodaje ci otuchy, zaopatruje cię i prowadzi. Nie jesteś sam. Zrzuciwszy z siebie ciężar oczekiwań swoich rodziców, możesz nadal wypełniać obowiązek istoty stworzonej i na tej podstawie pozostaniesz wciąż dobrym człowiekiem. Rezygnacja ze spełniania oczekiwań rodziców nie oznacza, że stałeś się nieetyczny i nieobyczajny, a już na pewno nie oznacza, że porzuciłeś swoje człowieczeństwo czy moralność i sprawiedliwość. Nie spełniłeś oczekiwań swoich rodziców, bo wybrałeś to, co pozytywne, i postanowiłeś wypełniać obowiązek istoty stworzonej. Nie ma tym nic złego, jest to ścieżka najsłuszniejsza. Powinieneś trwać niezłomnie w swojej wierze. Możliwe, że ponieważ wierzysz w Boga i wypełniasz obowiązek istoty stworzonej, nie otrzymasz od rodziców wsparcia, a co dopiero ich błogosławieństwa, ale to nie ma znaczenia. Nie jest to ważne, niczego nie utraciłeś. Najważniejsze jest to, że gdy postanowiłeś podążać ścieżką wiary w Boga i wypełniania obowiązku istoty stworzonej, Bóg zaczął mieć wobec ciebie oczekiwania i wiązać z tobą wielkie nadzieje. Jeśli na tym świecie ludzie oddalają się od krewnych i znajomych, mogą wciąż dobrze żyć. To jasne, że mogą również prowadzić zupełnie normalne życie po tym, jak oddalą się od swoich rodziców. Pogrążają się w mroku tylko wtedy, gdy oddalają się od Bożego przewodnictwa i Bożych błogosławieństw. W porównaniu z oczekiwaniami Boga wobec ludzi i Jego przewodnictwem oczekiwania rodziców są po prostu marginalne i niewarte wzmianki(Jak dążyć do prawdy (17), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). „Jacy ludzie na tym świecie najbardziej zasługują na szacunek? Czyż nie ci, którzy idą właściwą ścieżką? Do czego odnosi się tu »właściwa ścieżka«? Czy nie oznacza ona dążenia do prawdy i przyjęcia zbawienia Bożego? Czy ci, co idą właściwą ścieżką, nie są ludźmi, którzy podążają za Bogiem i się Mu podporządkowują? (Są). Jeśli jesteś lub starasz się być taką osobą, a twoi rodzice cię nie rozumieją, a nawet nieustannie cię przeklinają, i jeśli jesteś słaby, przygnębiony i zagubiony, oni nie tylko cię nie wspierają, nie pocieszają i nie dodają ci otuchy, ale często żądają, byś wrócił i okazał im szacunek i oddanie, być zarabiał dużo pieniędzy i się nimi opiekował, byś ich nie zawiódł, tak by mogli wraz z tobą pławić się w blasku i wieść z tobą dobre życie – czyż takich rodziców nie należy porzucić? (Należy). Czy tacy rodzice zasługują na twój szacunek? Czy zasługują na twoje oddanie? Czy zasługują na to, żebyś wywiązywał się ze swojej odpowiedzialności względem nich? (Nie zasługują). Dlaczego nie? Bo czują niechęć do rzeczy pozytywnych, czyż nie jest to faktem? (Jest). Bo nienawidzą Boga, czyż nie jest to faktem? (Jest). Bo gardzą tobą za to, że idziesz właściwą ścieżką, czyż nie jest to faktem? (Jest). Gardzą ludźmi, którzy służą słusznym sprawom; szydzą z ciebie i patrzą na ciebie z góry, bo podążasz za Bogiem i wypełniasz swoje obowiązki. Jacy to są rodzice? Czy nie są podłymi i wstrętnymi rodzicami? Czy nie są samolubnymi rodzicami? Czyż nie są nikczemnymi rodzicami? (Są). Z powodu twojej wiary w Boga znalazłeś się na liście poszukiwanych i polował na ciebie wielki, czerwony smok, uciekałeś i nie mogłeś wrócić do domu, a niektórzy musieli nawet wyjechać za granicę. Twoi krewni, znajomi i koledzy ze szkoły mówią, że jesteś zbiegiem, i z powodu tych pogłosek i plotek twoi rodzice myślą, że niesprawiedliwie skazałeś ich na cierpienie i przyniosłeś im wstyd. Nie tylko cię nie rozumieją, nie wspierają ani ci nie współczują, nie tylko nie robią wyrzutów ludziom rozsiewającym te plotki i tym, którzy tobą gardzą i cię dyskryminują, ale na dodatek twoi rodzice cię nienawidzą i mówią o tobie to samo co ludzie, którzy nie wierzą w Boga i którzy są u władzy. Co myślicie o tych rodzicach? Czy są dobrzy? (Nie). Czy zatem wciąż macie poczucie, że jesteście im coś winni? (Nie). (…) Niektórzy rodzice często mówią: »Zajmowanie się twoim wychowaniem jest gorsze niż tresura psa. Z takim psem sprawa jest prosta – jest z tobą bardzo blisko i wie, że ma machać ogonem, gdy widzi swojego pana. Co mi przyjdzie z tego, że cię wychowuję? Całe dnie poświęcasz na wiarę w Boga i wypełnianie obowiązków, nie prowadzisz firmy, nie chodzisz do pracy, nie chcesz nawet mieć zabezpieczonego bytu i na koniec wszyscy nasi sąsiedzi zaczęli się z nas śmiać. Jaki mam z ciebie pożytek? Niczego dobrego się od ciebie nie doczekałem i w żadnym blasku się nie pławię«. Gdybyś podążał za złymi świeckimi trendami i dążył do sukcesu w tym świecie, twoi rodzice pewnie by cię wspierali, dodawali ci otuchy i pocieszali, widząc, że cierpisz, chorujesz lub się smucisz. Tymczasem to, że wierzysz w Boga i masz szansę na zbawienie, wcale ich nie uszczęśliwia ani nie raduje. Wręcz przeciwnie – nienawidzą cię i przeklinają. Jeśli wziąć pod uwagę ich istotę, ci rodzice są twoimi nieprzyjaciółmi i zaprzysiężonymi wrogami, nie należą do tego samego rodzaju ludzi co ty i nie podążają ścieżką, którą ty podążasz. Łączą was wprawdzie więzy pokrewieństwa, ale jeśli spojrzeć przez pryzmat istoty, waszych dążeń, upodobań, ścieżek, którymi idziecie, i różnych postaw względem rzeczy pozytywnych, Boga i prawdy, to twoi rodzice nie są takimi samymi ludźmi jak ty. Toteż bez względu na to, jak często powtarzasz: »Mam nadzieję na zbawienie, wkroczyłem na właściwą ścieżkę w życiu«, twoi rodzice pozostaną niewzruszeni i nie będą się radować twoim szczęściem. Będą czuli wstyd. Na poziomie emocjonalnym twoi rodzice to twoja rodzina, ale w kontekście ich naturoistoty nie są oni twoją rodziną, lecz twoimi wrogami(Jak dążyć do prawdy (17), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Po przeczytaniu tych słów Bożych serce mi się rozjaśniło. Bóg wyraźnie omówił zasady, wedle których należy traktować rodziców. Nie chodzi o ślepe posłuszeństwo wszystkiemu, co mówią. Należy rozpoznać, jakimi są oni ludźmi. Przypomniałam sobie, jak podczas wypełniania obowiązków czasem wpływały na mnie słowa ojca, a było tak dlatego, że nie potrafiłam rozpoznać pokrętnych niedorzeczności, jakie wypowiadał, i nie postrzegałam ludzi ani spraw oraz nie postępowałam na podstawie słów Bożych. Mój ojciec chciał, żebym zarabiała pieniądze i okazywała rodzicom szacunek i oddanie oraz zapewniała im utrzymanie na starość i przynosiła im cześć. Wcześniej, gdy byłam w domu, przynosiłam drogie papierosy, alkohol i wykwintne jedzenie, gdy odwiedzałam ojca podczas świąt. Kiedy chorował, towarzyszyłam mu w szpitalu podczas leczenia, i on chwalił mnie, że jestem posłuszna oraz wrażliwa, a także mówił, że okazuję mu szacunek i oddanie. Teraz jednak, gdy nie mogłam go odwiedzić i jego fizyczne potrzeby nie były zaspokajane, był ze mnie niezadowolony. Nie mogłam wrócić do domu, bo ścigał mnie wielki czerwony smok, a mimo to ojciec nie żywił do niego niechęci. Zamiast tego czuł, że przyniosłam mu hańbę i wyklinał mnie jako niewdzięcznicę nieokazującą szacunku i oddania, obrzucając mnie wszystkimi surowymi słowami, jakie przychodziły mu do głowy. Odrzucił nawet więź łączącą nas jako ojca i córkę. Tata nie robił tych rzeczy dla mojego dobra. Gdyby naprawdę mu na mnie zależało, wspierałby mnie podczas kroczenia właściwą ścieżką w życiu, polegającą na wierze w Boga i podążaniu za prawdą. Zamiast tego nie tylko mnie nie wspierał, ale wręcz obrażał, a raz nawet wskoczył do rzeki, by spróbować wykorzystać swoją śmierć jako sposób zastraszenia mnie. Ujrzałam jego prawdziwą naturę, jaką była nienawiść do prawdy i Boga, i zrozumiałam, że jego istota jest istotą opierającego się Bogu diabła i że jest on wrogiem Boga. Nie warto było przejmować się takim ojcem ani okazywać mu szacunku i oddania. Nie zdawałam sobie jednak sprawy z jego istoty i ciągle czułam, że sprawiam mu zawód. Byłam prawdziwie nierozgarniętą idiotką, ślepą na różnicę między tym, co słuszne, a co nie! Kiedy przejrzałam istotę ojca, nie czułam już, że mam wobec niego dług.

Po przeczytaniu słów Bożych, dowiedziałam się, jak należy traktować rodziców, i zrozumiałam, że tylko wykonywanie obowiązków jako istota stworzona i podążanie za prawdą jest właściwą ścieżką w życiu oraz że muszę kroczyć tą drogą bez wahania. Po tym wyzbyłam się poczucia ciężaru na sercu i poświęciłam się obowiązkom, a z czasem moja wydajność w ich wykonywaniu znacznie się zwiększyła. To, że udało mi się zrozumieć i zyskać to wszystko, zawdzięczam oświeceniu oraz przewodnictwu słów Bożych. Bogu niech będą dzięki!

Wstecz: 93. Przebudzenie niewolnicy pieniądza

Dalej: 96. Wyzbyłam się negatywnych emocji związanych z przytłoczeniem

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

49. Cudowny sposób życia

Autorstwa Xunqiu, JaponiaW dzieciństwie mówiono mi: nie bądź bezpośrednia wobec innych, nie rób kłopotów. Tak podchodziłam do życia....

3. Odkrywanie tajemnicy sądu

Autorstwa Enhui, MalezjaNa imię mi Enhui, mam 46 lat. Mieszkam w Malezji i od 27 lat wierzę w Boga. W październiku 2015 roku przeniosłam...

Ustawienia

  • Tekst
  • Motywy

Jednolite kolory

Motywy

Czcionka

Rozmiar czcionki

Odstęp pomiędzy wierszami

Odstęp pomiędzy wierszami

Szerokość strony

Spis treści

Szukaj

  • Wyszukaj w tym tekście
  • Wyszukaj w tej książce

Połącz się z nami w Messengerze