48. Jakie korzyści przyniosło mi przyjęcie wskazówek i pomocy?
We wrześniu 2023 roku zostałam wybrana na głosicielkę ewangelii i powierzono mi pracę w kilku kościołach. Po ponad dwóch miesiącach pracy z owymi kościołami życie kościelne i podlewanie nowo przybyłych uległo poprawie, więc moja przełożona zaprosiła mnie do wymiany pomysłów na temat dobrych ścieżek praktyki. Byłam z siebie bardzo zadowolona i czułam, że udało mi się wykonać pewną rzeczywistą pracę. Jednakże pod koniec listopada spostrzegłam, że postępy w pracy ewangelizacyjnej były niewielkie, dlatego też podsumowałam niektóre problemy zaistniałe przy okazji tej pracy, a następnie podzieliłam się moimi pomysłami i sugestiami dotyczącymi tych kwestii z kilkoma liderami zespołów ewangelizacyjnych. Omówiłam też z nimi intencję Boga, aby mogli głosić ewangelię z entuzjazmem. Po oddelegowaniu zadań, poczułam, że spisałam się wystarczająco dobrze i że wykonywałam pracę w sposób drobiazgowy, więc wkrótce zajęłam się innymi sprawami. Kilka dni później, gdy zapytałam liderów zespołów o ich postępy w pracy ewangelizacyjnej, niektórzy w ogóle nie odpowiedzieli, inni zaś oznajmili, że dopiero za kilka dni spotkają się z pracownikami ewangelizacyjnymi. Widząc, że niektórzy liderzy zespołów ze mną współpracowali, nie zadałam sobie trudu, by dokładniej przyjrzeć się sprawie i zrozumieć specyfikę sytuacji. Ponad dziesięć dni później moja przełożona napisała do mnie list, w którym pytała o postępy w pracy ewangelizacyjnej, o to, dlaczego była ona nieefektywna, jak układała się współpraca z pracownikami ewangelizacyjnymi i jakie rzeczywiste problemy rozwiązałam. Jako że nie otrzymałam listów od liderów zespołów, nie miałam jasności co do szczegółów dotyczących postępów w pracy ewangelizacyjnej. Dlatego też odpowiedziałam przełożonej, że przedstawię pełny raport po otrzymaniu listów od liderów zespołów. Następnie naciskałam na owych liderów, aby złożyli mi sprawozdania ze swoich rezultatów. Jednak gdy po kilkukrotnych ponagleniach nadal nie odpowiadali, wpadłam w złość, uważając, że niezwykle nieodpowiedzialnie wykonują swoje obowiązki. W miarę jak od mojej przywódczyni przychodziły kolejne listy z pytaniami o postępy w pracy, stawałam się coraz bardziej niespokojna, lecz uważałam, że i tak nie mogę nic zrobić, bo liderzy zespołów nie odpowiadali na moje listy. Powiedziałam o tym mojej przywódczyni, by wiedziała, że problem leży po stronie owych liderów, a nie po mojej.
Przywódczyni szybko odpowiedziała, pytając, czy zrozumiałam rzeczywiste problemy i trudności liderów zespołów, i mówiąc, że gdy przyjrzała się mojej pracy przez pryzmat mojego listu, wydało się jej, iż nie wkładam w swój obowiązek wystarczająco dużo uwagi i wysiłku. Gdy nasza praca nie przyniosła rezultatów, obwiniałam innych i nie zastanawiałam się nad własnymi problemami. Powiedziała również, że jeśli podczas monitorowania postępów pracy, tylko poganiałam liderów zespołów, by osiągali wyniki, zamiast rozpoznawać rzeczywiste problemy i dawać ludziom konkretne ścieżki praktyki, które pomogłyby im się z owymi problemami uporać, to nie było szans, by nasza praca przyniosła rezultaty. Gdy przeczytałam jej list, poczułam w sobie pewien sprzeciw i pomyślałam: „Chcę dobrze wykonywać swoją pracę, brałam udział w pracy ewangelizacyjnej, pisałam listy i omawiałam z liderami zespołów ich stany, nakłaniając ich do niezwłocznego kontaktu ze mną w razie napotkania jakichkolwiek trudności. Co mam robić, skoro oni nie mówią mi o swoich problemach? Wcześniej w tych kościołach dochodziło do przestojów w pracy z powodu masowych aresztowań, ale już po dwóch miesiącach od mojego przybycia we wszystkich aspektach pracy nastąpiła poprawa. Moim zdaniem świadczy to o tym, że już radzę sobie całkiem nieźle, a ty każesz mi się zastanowić? Po prostu nie mogę przyjąć tego rodzaju omówienia”. W tamtym czasie czułam się skrzywdzona, oporna i kłótliwa. Im więcej nad tym myślałam, tym bardziej popadałam w zniechęcenie i czułam, że po prostu nie będę w stanie wykonywać tego obowiązku. Zdałam sobie sprawę, że jestem w złym stanie, ale po prostu nie potrafiłam się z niego wyrwać i nie wiedziałam, jakie wnioski powinnam wyciągnąć z tej sytuacji. Później modliłam się do Boga, prosząc, by wskazał mi drogę do zrozumienia Jego intencji. Znalazłam fragment słów Bożych wspomniany w wideoklipie ze świadectwem pochodzącym z doświadczenia, który bardzo pasował do mojego ówczesnego stanu. Bóg Wszechmogący mówi: „Gdy niektórzy ludzie doświadczają przycinania podczas wykonywania obowiązku, mówią: »Ile mogę naprawdę zrobić z moimi ograniczonymi zdolnościami? Nie rozumiem zbyt wiele, więc jeśli chcę dobrze wykonać tę pracę, czy nie będę musiał uczyć się na bieżąco? Czy będzie to dla mnie łatwe? Bóg po prostu nie rozumie ludzi; czy to nie jest próżny trud? Niech zrobi to ktoś, kto rozumie więcej ode mnie. Ja potrafię działać tylko w ten sposób – nic ponadto nie umiem«. Ludzie regularnie mówią i myślą w ten sposób, prawda? (Zgadza się). Każdy może to przyznać. Nikt nie jest doskonały i nikt nie jest aniołem; ludzie nie żyją w próżni. Każdy ma takie myśli i przejawy zepsucia. Każdy może przejawić te rzeczy i często żyć w takich stanach, i to nie z własnej woli; nic nie może poradzić na swój sposób myślenia. Ludzie znajdują się w dość normalnym stanie dopóki coś im się nie przydarzy; sprawy mają się zaś zupełnie inaczej, gdy coś im się przytrafia – negatywny stan przejawia się bardzo łatwo i naturalnie, bez przeszkód i ograniczeń; nikt nie musi ich do niczego podżegać ani nakłaniać. Jeśli rzeczy, które napotykają, nie są zgodne z ich własną wolą, te zepsute skłonności przejawiają się zawsze i wszędzie. Dlaczego są one w stanie przejawić się w każdym czasie i miejscu? Jest to dowodem na to, że ludzie mają w sobie tego rodzaju skażone usposobienie i skażoną naturę. Zepsute skłonności ludzi nie są im narzucane przez innych, nie są im wpajane, nikt ich nie naucza ani nie wzbudza; ludzie raczej sami je posiadają. Jeśli ludzie nie skorygują tych skażonych skłonności, nie będą mogli żyć w prawidłowych, pozytywnych stanach” (Tylko zmiana zepsutego usposobienia może doprowadzić do prawdziwej transformacji, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Bóg mówi, że ludzie, którzy nie mierzą się z problemami, często są w normalnym stanie, lecz gdy tylko sprawy nie układają się zgodnie z ich wyobrażeniami, nieuchronnie zaczynają ujawniać stany sprzeciwu, uporu i niezadowolenia. Są to problemy związane z ludzką naturą. Przeczytawszy słowa Boże, rozważyłam je w świetle własnego stanu. Gdy moja przywódczyni wytknęła mi brak wysiłku i uwagi przy pracy ewangelizacyjnej oraz nieudolność w wykonywaniu prawdziwej pracy, poczułam się niesprawiedliwie potraktowana i pełna sprzeciwu. Uważałam, że dałam z siebie wszystko. Brałam udział w pracy i omawiałam z liderami zespołów ich stany, ale po prostu nie mogłam nic zrobić, gdyż nie zdawali mi oni sprawozdań ze swojej bieżącej sytuacji. Czułam, że moja przywódczyni po prostu w ogóle nie rozumie mojej sytuacji. Żyłam w stanie krnąbrnej argumentacji, która wskazywała na to, że nie przyjęłam prawdy. Widząc, jak poważnej natury był mój problem, modliłam się do Boga: „Boże, Wiem, że nikt nie próbuje dać mi się we znaki, przycinając mnie, i że dzieje się to za Twoim przyzwoleniem. Wiem, że są rzeczy, nad którymi powinnam się zastanowić i w które powinnam wejść, ale w tej chwili jakoś nie mogę pojąć, czym one są. Proszę, oświeć mnie i poprowadź, abym zrozumiała siebie i wyciągnęła wnioski z całej tej sprawy”.
Później zobaczyłam ten oto fragment słów Bożych: „Niezależnie od okoliczności, które powodują, że ktoś jest przycinany, jak wygląda kluczowa postawa, jaką należy wobec tego przyjąć? Po pierwsze, musisz to zaakceptować. Bez względu na to, kto i z jakiego powodu cię przycina, niezależnie od tego, czy wydaje ci się to nazbyt surowe, albo w jakim jest utrzymane tonie i w jakich wyrażone słowach, powinieneś to zaakceptować. Następnie powinieneś rozpoznać, co zrobiłeś źle, jaką skażoną skłonność ujawniłeś i czy postąpiłeś zgodnie z prawdozasadami. Przede wszystkim powinieneś przyjąć taką właśnie postawę. A czy antychryści mają taką postawę? Nie; od początku do końca emanuje z nich postawa oporu i niechęci. Czy z takim nastawieniem mogą wyciszyć się przed Bogiem i pokornie zaakceptować przycinanie? Nie mogą. Co więc wtedy zrobią? Przede wszystkim będą się wykłócać i przedstawiać uzasadnienia, broniąc się i argumentując przeciwko krzywdom, jakie wyrządzili i zepsutemu usposobieniu, jakie ujawnili, w nadziei zyskania zrozumienia i przebaczenia ludzi, aby nie musieli brać żadnej odpowiedzialności ani przyjmować słów, które się z nimi rozprawiają. Jaką postawę przejawiają w obliczu rozprawiania się z nimi i przycinania? »Nie zgrzeszyłem. Nie zrobiłem nic złego. Jeśli popełniłem błąd, był ku temu powód; jeśli popełniłem błąd, nie zrobiłem tego celowo i nie powinienem brać za to odpowiedzialności. Kto nie popełnia kilku błędów?«. Chwytają się tych stwierdzeń i fraz, ale nie szukają prawdy, nie przyjmują do wiadomości, że popełnili błędy ani że przejawili zepsute skłonności – i z pewnością nie przyznają, jakie mieli intencje i cele w czynieniu zła. (…) Bez względu na to, że fakty ujawniają ich skażone usposobienie, nie przyznają tego ani nie przyjmują do wiadomości, tylko kontynuują swój sprzeciw i opór. Cokolwiek mówią inni, oni nie akceptują ani nie uznają tego, tylko myślą: »Zobaczymy, kto kogo przegada; przekonajmy się, kto jest lepszym mówcą«. Jest to jeden z rodzajów postawy, jaką antychryści mają wobec bycia przycinanymi” (Punkt dziewiąty (Część ósma), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Dzięki słowom Bożym zdałam sobie sprawę, że wobec przycinania, pomocy i rad nie miało znaczenia, jaką postawę i ton względem mnie stosowano ani jak bardzo to, co mówiono, nie zgadzało się z moimi pojęciami – musiałam przyjąć to od Boga, podporządkować się i zastanowić nad własnymi problemami. Ludzie powinni mieć tego rodzaju postawę. Antychryści są oporni, kłótliwi, prowokujący, a wobec przycinania, rady i pomocy wręcz zrzucają winę na innych. W najmniejszym stopniu nie posiadają postawy charakteryzującej się akceptacją prawdy. Zastanawiając się nad tym w kontekście własnego zachowania: gdy moja przywódczyni wytknęła mi moje problemy, byłam oporna i w głębi ducha nieustannie się z nią spierałam, uważając, że zapłaciłam cenę i że przywódczyni przycinała mnie, nie rozumiejąc sytuacji. Czułam, że potraktowano mnie niezwykle niesprawiedliwie, i sądziłam, iż to, co uczyniłam, było szczytem moich możliwości. Czułam wewnętrzny sprzeciw i opór oraz ujawniałam usposobienie polegające na niechęci do prawdy. Pomyślałam o tym, jak pomimo początkowego delegowania części pracy, później nie udało mi się tak naprawdę w niej uczestniczyć ani przeprowadzić w związku z nią działań następczych. Pośpieszałam tylko pracowników ewangelizacyjnych w kwestii uzyskania rezultatów, nie zadając sobie trudu, by zrozumieć ich problemy i stany. Realizując pracę w taki sposób, nie wypełniałam swojego obowiązku. Nie udało mi się również rozwiązać rzeczywistych problemów – oznaczało to zaniechanie wykonywania rzeczywistej pracy. Przywódczyni przycinała mnie za moje problemy, lecz ja tego nie akceptowałam, a wręcz byłam oporna, kłótliwa i zrzucałam odpowiedzialność na innych. W gruncie rzeczy nie przyjmowałam prawdy i sprzeciwiałam się Bogu. Gdybym nie okazała skruchy i nadal żyła w tak nieustępliwym usposobieniu, ostatecznie doprowadziłabym do tego, że Bóg by mnie znienawidził i wyeliminował.
Później natknęłam się na inny fragment słów Bożych: „W kościele są tacy, którzy sądzą, że podejmowanie sporych wysiłków lub zrobienie paru ryzykownych rzeczy oznacza, że zgromadzili zasługi. Biorąc pod uwagę ich działania, rzeczywiście zasługują na pochwałę, jednak ich usposobienie i nastawienie do prawdy są odrażające i wstrętne. Nie mają żadnej miłości do prawdy, a raczej czują do niej niechęć. Już samo to sprawia, że są odpychający. Ludzie tacy są bezwartościowi. Kiedy Bóg widzi, że ludzie są marnego formatu, że mają pewne wady i zepsute skłonności lub też istotę, która Mu się sprzeciwia, nie czuje do nich odrazy i nie trzyma ich z daleka od siebie. Nie takie są intencje Boga i nie takie jest Jego podejście do człowieka. Bóg nie gardzi marnym formatem ludzi, nie gardzi ich głupotą ani tym, że mają zepsute skłonności. Czym Bóg najbardziej gardzi w ludziach? Tym, że czują niechęć do prawdy. Jeśli czujesz niechęć do prawdy, to tylko z tego powodu Bóg nigdy nie znajdzie w tobie upodobania. Jest to pewne ponad wszelką wątpliwość. Jeśli czujesz niechęć do prawdy, jeśli jej nie miłujesz, jeśli twój stosunek do niej jest obojętny, pogardliwy i arogancki, a nawet odpycha cię ona, czujesz wobec niej opór i odrzucasz ją – jeśli w ten sposób się zachowujesz, to Bóg całkowicie się tobą brzydzi i nie masz żadnych szans, jesteś nie do uratowania. Jeśli w głębi serca rzeczywiście miłujesz prawdę, a chodzi tylko o to, że jesteś nieco słabego formatu, pozbawiony wnikliwości, niezbyt mądry i często popełniasz błędy, ale twoim zamiarem nie jest to, by czynić zło, a po prostu zrobiłeś kilka głupstw; jeśli w głębi serca pragniesz usłyszeć Boże omówienie prawdy i tęsknisz za prawdą; jeśli do prawdy i słów Bożych podchodzisz z tęsknotą i szczerością, potrafisz cenić i pielęgnować słowa Boże – to wystarczy. Bóg lubi takich ludzi. Nawet jeśli czasami bywasz trochę niemądry, Bóg i tak cię lubi. Bóg kocha twoje serce, które tęskni za prawdą, i kocha twoje szczere podejście do prawdy. Dlatego Bóg ma dla ciebie miłosierdzie i zawsze obdarza cię łaską. Nie bierze pod uwagę twojego słabego formatu ani twojej głupoty, ani twoich przewinień. Ponieważ twoja postawa wobec prawdy jest szczera i gorliwa, a twoje serce jest wierne, to – przez wzgląd na wierność twojego serca oraz tę twoją postawę – będzie On dla ciebie zawsze miłosierny, a Duch Święty będzie działał w tobie i będziesz miał nadzieję zbawienia. Z drugiej strony, jeśli masz nieprzejednane serce i pobłażasz sobie, jeśli czujesz niechęć do prawdy, nigdy nie zważasz na słowa Boże i na cokolwiek, co wiąże się z prawdą, a także jesteś z głębi serca wrogo nastawiony i pełen pogardy, to jaki jest stosunek Boga do ciebie? Pogarda, odraza i nieustający gniew” (Aby dobrze wypełniać obowiązek, kluczowe jest zrozumienie prawdy, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Bóg mówi, że bardzo poważnie traktuje postawy, jakie ludzie przyjmują wobec prawdy. Niektórzy ludzie zazwyczaj sprawiają wrażenie, że są w stanie zapłacić cenę i dość skutecznie wywiązać się ze swoich obowiązków, jednak gdy stają w obliczu problemów, nie przyjmują prawdy, a wręcz czują do niej niechęć. Bóg jest tym oburzony. Myśląc o ostatnich dwóch miesiącach, gdy zapłaciłam pewną cenę i osiągnęłam określone wyniki w realizowaniu mojego obowiązku, sądziłam, iż już wykonuję rzeczywistą pracę, a zatem moja przywódczyni nie powinna wytykać mi problemów. Zdałam sobie jednak sprawę, że Bóg nie patrzy tylko na to, ile ktoś wycierpiał, ile pracy wykonał lub jakie osiągnął rezultaty – patrzy również na to, jaką postawę dana osoba przybiera wobec prawdy i czy ją przyjmuje. Gdybym w obliczu przycinania nieustannie stawiała opór i nie przyjmowała go, wykłócała się i sprzeciwiała Bogu, to On byłby mną oburzony i nie otrzymałabym dzieła Ducha Świętego. Przekonałam się, że życie w usposobieniu niechętnym prawdzie jest w istocie bardzo niebezpieczne. To szczera prawda, że praca ewangelizacyjna przebiegała wówczas nieskutecznie, więc powinnam była przyjąć radę mojej przywódczyni i rzeczywiście rozwiązać problemy zaistniałe w owej pracy.
W trakcie moich poszukiwań przypomniałam sobie fragment słów Bożych i zajrzałam do niego. Bóg mówi: „Nie uczestniczy w żadnej rzeczywistej pracy, nie dogląda jej ani nie udziela wskazówek, nie docieka i nie szuka informacji o tym, jak można rozwiązać problemy. Czy wypełnia obowiązki przywódcy? Czy w ten sposób można dobrze wykonywać pracę w kościele? Kiedy Zwierzchnictwo pyta go o to, jak idzie praca, on odpowiada: »Praca kościoła przebiega normalnie. Nad każdym jej elementem czuwa kierownik nadzorujący«. Na dalsze pytania, czy są jakieś problemy w pracy, odpowiada: »Nie wiem. Prawdopodobnie nie ma żadnych problemów!«. Taka jest postawa fałszywych przywódców wobec pracy. Wykazujesz się całkowitym brakiem odpowiedzialności za przydzielone ci zadania przywódcze; wszystko zlecasz innym, niczego nie doglądasz, o nic nie pytasz ani nie pomagasz w rozwiązywaniu problemów – po prostu siedzisz bezczynnie jak jakiś nadzorca. Czy nie zaniedbujesz swoich obowiązków? Czy nie zachowujesz się jak urzędnik? Nie wykonujesz żadnej konkretnej pracy, nie doglądasz jej, nie rozwiązujesz rzeczywistych problemów – czy tacy przywódcy nie są jedynie ozdobą? Czy nie są fałszywymi przywódcami? To jest uosobienie fałszywego przywódcy” (Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników (4), w: Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). Słowa Boże obnażyły mój aktualny stan: praca ewangelizacyjna jest jednym z głównych zadań, których postępy monitorują przywódcy, i stanowiła ona mój obowiązek, lecz po oddelegowaniu owej pracy, doszłam do wniosku, że to liderzy zespołów są za nią odpowiedzialni. Sądziłam, że mogę po prostu siedzieć z założonymi rękami, czekając, aż oni osiągną rezultaty, i nie skupiałam się na zrozumieniu ich stanów czy problemów, które pojawiały się, gdy wykonywali obowiązki. Jednakże gdy moja przywódczyni zapytała o postępy w pracy, odpowiedziałam, że liderzy zespołów jeszcze się do mnie nie odezwali. Jasne było, że to ja odpowiadałam za tę pracę, jednak nie angażowałam się w drobiazgowe kontrolowanie jej postępów i przyjęłam podejście dające im wolną rękę. Czyż nie było to zachowanie cechujące fałszywego przywódcę? Wtedy w końcu zdołałam przyjąć w swoim sercu radę przywódczyni. Następnie ujrzałam fragment słów Bożych, który brzmiał następująco: „Na czym polega nadzór? Nadzór obejmuje kontrolowanie i wskazywanie kierunku. Konkretnie polega to między innymi na zadawaniu szczegółowych pytań dotyczących pracy, na dowiadywaniu się o postępach w pracy i o jej najsłabszych ogniwach, na ustaleniu, kto odpowiedzialnie wykonuje swoją pracę, a kto nie, oraz kto jest, a kto nie jest w stanie jej wykonać. Niekiedy nadzór wymaga skonsultowania się w danej sprawie, zrozumienia i zbadania sytuacji. Czasami wymaga przeprowadzenia przesłuchania twarzą w twarz lub bezpośredniej kontroli. Rzecz jasna, częściej wiąże się z przeprowadzeniem bezpośredniego omówienia z osobami zarządzającymi oraz z zapytaniem o wdrażanie pracy, napotkane trudności, problemy i tak dalej. Sprawując nadzór, możesz wykryć, które osoby jedynie pozornie przykładają się do swojej pracy i robią różne rzeczy tylko powierzchownie, które nie wiedzą, jak realizować konkretne zadania, a które to wiedzą, lecz nie wykonują rzeczywistej pracy, i inne tego typu problemy. Najlepiej jest, jeśli owe wykryte problemy można w porę rozwiązać. Jaki jest cel nadzoru? Celem nadzoru jest lepsze wdrożenie ustaleń dotyczących pracy, sprawdzenie, czy zarządzona przez ciebie praca przebiega prawidłowo, czy występują jakieś niedopatrzenia lub kwestie, których nie wziąłeś pod uwagę, obszary niezgodne z zasadami, wypaczone aspekty albo miejsca, w których popełniono błędy, i tak dalej – wszystkie te problemy można wykryć podczas sprawowania nadzoru. Jednak czy jesteś w stanie wykryć owe problemy, pozostając w domu i nie wykonując tej konkretnej pracy? (Nie). By dowiedzieć się o jakimś problemie i go pojąć, trzeba o niego zapytać, zaobserwować go i zrozumieć, będąc na miejscu” (Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników (10), w: Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). Dzięki słowom Bożym dowiedziałam się, że nadzorowanie pracy nie polega jedynie na delegowaniu jej innym ludziom i czekaniu na rezultaty, lecz raczej na faktycznym uczestnictwie w owej pracy i odkrywaniu rzeczywistych problemów zaistniałych w czasie jej postępów. Czy przydzielona ludziom praca jest dla nich odpowiednia, czy bracia i siostry są w złym stanie, czy może przyjmują błędne postawy wobec wykonywanych obowiązków? Przywódcy muszą dokładnie rozumieć i pojmować te kwestie, a także omawiać prawdę, aby w porę je rozwiązywać. Na tym właśnie polega rzeczywista praca. Zastanowiłam się nad tym, jak to po prostu delegowałam pracę liderom zespołów, a potem stale wywierałam na nich presję, by osiągali rezultaty – w najmniejszym stopniu nie zrealizowałam swoich przywódczych obowiązków. Niczym nie różniłam się od urzędników wielkiego czerwonego smoka, którzy po prostu usadowili się na swoich wysokich stanowiskach przydających im statusu, ale nigdy nie wykonali żadnej rzeczywistej pracy. Nieważne, jaką pracę wykonuje urzędnik – on tylko stale recytuje slogany, przekazuje podwładnym polecenia zwierzchników i wykonuje pracę, która stawia go w dobrym świetle. Jeśli o mnie chodzi, to kontrolowałam pracę ewangelizacyjną tylko po to, by móc złożyć sprawozdanie mojej przywódczyni, a nie po to, by rozwiązać rzeczywiste problemy i trudności w niej zaistniałe. Bóg jest oburzony taką postawą wobec pracy. Gdybym nie skorygowała własnej postawy, wyrządziłabym szkodę pracy kościoła i tym samym, wykonując swój obowiązek, czyniłabym zło. Po tym wszystkim zaczęłam postępować zgodnie ze słowami Bożymi i pośpiesznie starałam się skorygować swoje odchylenia. Zyskując rzeczywiste zrozumienie, odkryłam, że w niektórych kościołach brakowało pracowników ewangelizacyjnych, że niektórzy liderzy zespołów nie przydzielali pracy w dostatecznie szybkim tempie, co skutkowało powolnymi postępami, a część braci i sióstr nie była w stanie normalnie wykonywać swoich obowiązków z powodu aresztowań i nadzoru ze strony KPCh. Ze względu na te i wiele innych problemów praca ewangelizacyjna stała się nieefektywna. Następnie omówiłam owe problemy i rozwiązałam je jeden po drugim. Przestałam szukać wymówek, by zrzucać odpowiedzialność na innych, przestałam też koncentrować się na tym, co inni robią, a czego nie. Zamiast tego postanowiłam skupić się na wykonywaniu własnego obowiązku zgodnie z zasadami oraz na bardziej rzeczywistej pracy. Po pewnym okresie współdziałania praca ewangelizacyjna uległa poprawie. Byłam niezmiernie szczęśliwa; nigdy nie wyobrażałam sobie, że korygując swój stan i rzeczywiście pracując, doświadczę Bożych porad i wskazówek.
Dzięki temu doświadczeniu dowiedziałam się, że przycinanie, rada i pomoc pochodzą od Boga; że są to rzeczy pozytywne, które pomagają nam korygować odchylenia podczas wykonywania obowiązków i pozwalają czynić to w sposób spełniający standardy. Pomagają nam one również poznać nasze zepsute skłonności i się ich pozbyć. Za tym wszystkim stoją dobre intencje Boga. W wyniku tego doświadczenia dowiedziałam się z pierwszej ręki o korzyściach płynących z przyjęcia przycinania, rady i pomocy, a także nauczyłam się, jak kontrolować i nadzorować pracę. Bogu niech będą dzięki za Jego porady i wskazówki!