49. Czy ponoszenie wyrzeczeń i kosztów w celu otrzymania błogosławieństw, jest czymś słusznym?
Mam nadciśnienie tętnicze, które jest w mojej rodzinie dziedziczne. W 2013 roku zacząłem dodatkowo mieć silne bóle głowy, które pojawiały się co jeden lub dwa dni. Gdy nadchodził ból, nie byłem w stanie nic robić. Czułem się osłabiony na całym ciele i nie mogłem nawet ustać na nogach, a bólom głowy towarzyszyły bóle zębów i nudności. Chociaż byłem w największych szpitalach, nie udało się zdiagnozować przyczyny. Czasami ból był tak intensywny, że miałem ochotę rozbić głowę o ścianę i umrzeć, ale widząc moją żonę i nowo narodzone dziecko, wytrzymywałem. Jakiś czas później, gdy moja mama podzieliła się ze mną ewangelią Boga Wszechmogącego dni ostatecznych, zacząłem pokładać nadzieję w Bogu. Myślałem, że skoro jest On wszechmocny, gdy będę w Niego wierzył całym sercem, może mnie pobłogosławi i mnie uzdrowi. Gdy zacząłem wierzyć w Boga, mój stan poniekąd się poprawił. Któregoś dnia przeczytałem następujące słowa Boga: „Do tych z was, którzy szczerze ponoszą dla Mnie koszty: z pewnością pobłogosławię cię obficie” (Wypowiedzi Chrystusa na początku, rozdz. 55, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Byłem przeszczęśliwy i nabrałem jeszcze większego przekonania, że dopóki będę się starał ponosić koszty na rzecz Boga, w przyszłości zostanę przez Niego pobłogosławiony. Jakiś czas później zrezygnowałem z dobrze płatnej pracy, aby poświęcić się obowiązkom w pełnym wymiarze godzin. Bez względu na to, ile cierpień i trudności znosiłem, wykonywałem moje powinności z ochotą i radością. W ciągu tych lat bóle głowy zdecydowanie zelżały, a ataki stały się rzadsze. Kilka lat później, gdy wykonywałem obowiązki poza domem, spotkałem siostrę, która była lekarką. Powiedziała mi, że moje bóle głowy są spowodowane neuralgią nerwu trójdzielnego i przepisała mi lek, który kosztował ponad dziesięć juanów. Ku mojemu zaskoczeniu, po dwóch miesiącach przyjmowania leku, moje dolegliwości w cudowny sposób zniknęły. Przewlekła choroba, na którą cierpiałem od lat, ustąpiła. Byłem przeszczęśliwy. Wiedziałem, że z pozoru to leki mnie uzdrowiły, ale w rzeczywistości stało się to za sprawą łaski Bożej, która na mnie spłynęła. Wydawało się, że ponoszenie kosztów na rzecz Boga rzeczywiście przynosi nagrody, więc z jeszcze większym oddaniem wykonywałem swoje obowiązki.
W lipcu 2023 roku zacząłem się czuć ciągle przymulony. Czasami miałem też bóle i zawroty głowy. Na początku zbyt wiele o tym nie myślałem, zakładając, że skoro mam wysokie ciśnienie krwi, sporadyczne zawroty głowy są czymś normalnym. Jednak po ponad miesiącu bez żadnej poprawy objawy pogorszyły się do tego stopnia, że mogłem wykonywać swoje obowiązki tylko rano. Po południu i wieczorem miałem bóle i zawroty głowy. Drętwiała mi też lewa ręka. Kiedy zawroty głowy stawały się bardzo dotkliwe, kładłem się na chwilę, aby odpocząć. Któregoś dnia, gdy wychodziłem z łazienki, tak bardzo zakręciło mi się w głowie, że szybko oparłem się o ścianę i zamknąłem oczy, ale po chwili nagle zemdlałem. Gdy się ocknąłem, poczułem intensywny ból z tyłu głowy i uświadomiłem sobie, że leżę na betonowej podłodze. Kiedy brat pomógł mi wstać, zauważyłem, że upadając, złamałem framugę drzwi, a z tyłu głowy miałem dużego guza. Pomyślałem sobie: „Dobrze, że najpierw upadłem na framugę. Gdybym uderzył głową bezpośrednio w podłogę, konsekwencje byłyby niewyobrażalne!”. Zgłosiłem się więc na badania kontrolne, które wykazały, że miałem udar mózgu. Byłem w szoku i zapytałem lekarza: „Jak to możliwe, że miałem udar mózgu w tak młodym wieku? Czy to nie choroba starszych ludzi? Czy w diagnozie mogła zajść pomyłka?”. Lekarz kilka razy potwierdził, że to był udar mózgu i dał mi skierowanie do szpitala. Powiedział, że gdyby zatkane małe naczynia krwionośne u tak młodej osoby nie zostały szybko udrożnione, mogłoby to doprowadzić do zablokowania głównych naczyń, co stanowiłoby poważny problem. Słowa lekarza ciążyły mi na sercu jak kamień. Widziałem wielu starszych ludzi z udarem mózgu. Niektórzy z nich mieli sparaliżowaną jedną stronę ciała, zaburzoną mowę, wykrzywione usta i przekrzywione oczy oraz upośledzone zdolności umysłowe. Bałem się, że przydarzy mi się to samo i myślałem: „Jeśli do tego dojdzie, jak będę w stanie jeść i pić słowa Boga oraz wykonywać swoje obowiązki? A jeśli nie będę wykonywał obowiązków, jak będę mógł dostąpić zbawienia?”. Te myśli przepełniły mnie niepokojem i poczuciem krzywdy, więc zacząłem się skarżyć: „Przez wszystkie te lata zostawiałem mojąrodzinę i karierę w tyle. Chociaż moi krewni i znajomi wyśmiewali mnie i oczerniali, nigdy nie zrezygnowałem z wiary w Boga. Pokonałem tyle trudności, aby wykonywać swoje obowiązki. Dlaczego Bóg mnie nie ochronił? Dlaczego pozwolił, żebym zapadł na tę chorobę? Gdybym był zdrowy, czy nie byłbym w stanie jeszcze lepiej wykonywać swoich obowiązków?”. Podczas mojego pobytu w szpitalu byłem najmłodszym spośród prawie stu pacjentów. Gdy inni dowiedzieli się, co mi dolega, byli zszokowani i mówili: „To zrozumiałe, że na tę chorobę cierpią osoby starsze, ale jak to możliwe, że ktoś tak młody, jak ty mógł mieć udar mózgu?”. Słysząc to, czułem się jeszcze gorzej. Widząc kilku pacjentów na oddziale intensywnej terapii, którzy stracili przytomność w wyniku nagłego udaru mózgu, byli podłączeni do aparatów tlenowych i na zmianę tracili i odzyskiwali przytomność, martwiłem się, że jeśli znowu zemdleję, mogę skończyć jak oni. Myślałem: „Dlaczego miałem takiego pecha i zachorowałem akurat na tę chorobę?”. Czułem lęk i niepokój. Po pewnym okresie leczenia mój stan został opanowany. Gdy wróciłem do domu, skupiłem się na swoim zdrowiu, unikając zbytniego wysiłku, a moje myśli nie koncentrowały się już wokół moich obowiązków.
Którejś nocy, gdy leżałem w łóżku, myślałem o tym, że przez ostatnie kilka dni nie przykładałem się do swoich obowiązków, bo byłem skupiony na swoim zdrowiu, i poczułem się nieco winny. Następnego dnia stanąłem przed obliczem Boga w modlitwie: „Boże Wszechmogący, odkąd dowiedziałam się, że miałem udar mózgu, ciągle się martwię, że choroba powróci i znowu zemdleję. Boję się, że jeśli upadnę, a moje życie będzie zagrożone, nie będę mógł dostąpić zbawienia. W związku z tym nie byłem w odpowiednim stanie, aby wykonywać swoje obowiązki i bardziej martwiłem się o swoje zdrowie. Boże, daj mi proszę siłę i doradź mi, jak poszukiwać prawdy, abym uporał się ze swoim stanem”. Po modlitwie przypomniałem sobie słowa Boga, które podesłała mi jedna z sióstr, zanim trafiłem do szpitala: „Długość życia każdego człowieka została z góry określona przez Boga. Z medycznego punktu widzenia choroba może być nieuleczalna, ale z Bożego punktu widzenia jeśli twoje życie ma jeszcze trwać, twój czas jeszcze nie nadszedł, to nie możesz umrzeć, nawet gdybyś chciał. Jeśli otrzymałeś posłannictwo od Boga i twoja misja jeszcze nie została zakończona, to nie umrzesz, nawet jeśli zapadniesz na chorobę, która uważana jest za śmiertelną – Bóg jeszcze cię nie zabierze. Nawet jeśli nie będziesz się modlił i szukał prawdy ani nie będziesz się zanadto skupiał na leczeniu swojej choroby, a nawet jeśli leczenie się opóźni, nie umrzesz. Jest to prawdziwe zwłaszcza w przypadku tych, którzy mają ważne zadanie wyznaczone przez Boga: zanim ich misja zostanie wypełniona, bez względu na to, jaka choroba ich spotka, nie umrą od razu; będą żyć do chwili ostatecznego zakończenia swojej misji. Czy masz taką wiarę? Jeśli nie, to zaniesiesz do Boga tylko jakieś powierzchowne modlitwy: »Boże, muszę zrealizować posłannictwo, które mi dałeś. Chcę spędzić swoje ostatnie dni w całkowitej lojalności wobec Ciebie, tak bym niczego nie żałował. Musisz mnie chronić!«. Choć modlisz się w ten sposób, to o ile nie wykażesz inicjatywy do poszukiwania prawdy, zabraknie ci woli i siły, aby okazać lojalność. Jako że nie chcesz zapłacić prawdziwej ceny, często przedstawiasz podczas modlitwy do Boga tego typu wymówki i stosujesz taką metodę, aby z Nim negocjować – czy taka osoba dąży do prawdy? Gdyby twoja choroba miała zostać uleczona, czy naprawdę byłbyś w stanie dobrze wykonywać swój obowiązek? Niekoniecznie. Faktem jest, że bez względu na to, czy twoje targowanie ma na celu wyleczenie cię z choroby i uchronienie przed śmiercią, czy też masz w tym jakiś inny zamiar lub cel, z punktu widzenia Boga, dopóki możesz wykonywać swój obowiązek, dopóki jesteś wciąż użyteczny, dopóki Bóg uznaje, że masz zostać użyty, oznacza to, że nie powinieneś umrzeć. Nie będziesz mógł umrzeć, nawet gdybyś chciał. Jeśli jednak będziesz lekkomyślnie sprawiać kłopoty i popełniać różnorakie złe czyny, a także rozdrażnisz Boże usposobienie, umrzesz wcześniej; twoje życie zostanie skrócone. Długość życia każdego człowieka została określona przez Boga przed stworzeniem świata. Jeśli ludzie potrafią się podporządkować ustaleniom i rozporządzeniom Boga, to niezależnie od tego, czy cierpią na choroby, czy nie, oraz czy są w dobrym, czy w złym zdrowiu, będą żyć tyle lat, ile zawczasu ustalił Bóg. Czy masz taką wiarę? Jeśli przyznajesz to tylko na podstawie wiedzy doktrynalnej, to nie masz prawdziwej wiary i nie ma sensu, byś mówił ładnie brzmiące słówka. Jeśli w głębi serca potwierdzisz, że Bóg to uczyni, twoje podejście i sposób praktyki w naturalny sposób ulegną zmianie” (Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Czytając słowa Boże, zrozumiałem, że życie i śmierć człowieka, a także długość jego życia są z góry przesądzone przez Boga. Kiedy misja człowieka na ziemi dobiega końca, kończy się także jego życie. Jeśli jednak misja człowieka nie została jeszcze zakończona, to niezależnie od tego, jak poważna jest jego choroba, jego życie jeszcze się nie skończy. Zdałem sobie sprawę, że to, kiedy ktoś umrze, nie ma nic wspólnego z jego chorobą, ale jest przesądzone przez Boga. Poyślałem o braciach i siostrach, u których zdiagnozowano bardzo poważne schorzenia. Chociaż lekarze stwierdzili, że nie zostało im wiele życia, ostatecznie ich choroby zostały w cudowny sposób uleczone. Słyszałem też o chłopcu, który zmarł z powodu zwykłego przeziębienia. To pokazało mi, że życie i śmierć człowieka nie mają nic wspólnego z tym, jak poważna jest choroba, ale zostały z góry przesądzone przez Boga. Ja jednak wyraźnie tego nie dostrzegałem. Kiedy dowiedziałem się, że miałem udar mózgu, żyłem w strachu i niepokoju. Martwiłem się, że mój stan się pogorszy, że znów stracę przytomność i że poważny upadek mógłby zagrozić mojemu życiu, przez co straciłbym szansę na zbawienie. Skarżyłem się nawet, że Bóg mnie nie chronił i pozwolił mi zapaść na taką poważną chorobę. W rezultacie mój zapał do wykonywania obowiązków osłabł i skupiłem się wyłącznie na swoim zdrowiu, co obnażyło fakt, że nie miałem prawdziwej wiary w Boga. Teraz zrozumiałem, że jedyne, co mogę zrobić, to uspokoić swoje serce, sumiennie i właściwie wypełniać swoje obowiązki oraz powierzyć swoje życie i śmierć Bogu, pozwalając Mu wszystkim rozporządzać. Myśląc o tym w ten sposób, nie czułem już takiego smutku i niepokoju, co wcześniej i mogłem całym sercem zaangażować się w wykonywanie obowiązków.
Później przeczytałem następujące słowa Boga: „Niektórzy ludzie wierzą, że wiara w Boga powinna przynosić pokój i radość, a jeśli napotkają określone sytuacje, to wystarczy, że pomodlą się do Boga, a Bóg ich wysłucha, udzieli łaski i błogosławieństw oraz zapewni, że wszystko pójdzie spokojnie i gładko. Celem ich wiary w Boga jest poszukiwanie łaski, uzyskanie błogosławieństw oraz cieszenie się pokojem i szczęściem. Mając takie poglądy, porzucają swoje rodziny lub rezygnują z pracy, aby poświęcić się Bogu. Mogą znosić trudności i płacić cenę. Wierzą, że dopóki będą wyrzekać się pewnych rzeczy, ponosić koszty na rzecz Boga, znosić trudności i pilnie pracować, wykazując się wyjątkowym postępowaniem, zyskają Boże błogosławieństwa i Bożą przychylność, i że bez względu na to, jakie napotykają trudności, jeśli tylko będą się modlić do Boga, On je rozwiąże i utoruje im we wszystkim drogę. Taki jest punkt widzenia większości ludzi, którzy wierzą w Boga. Uważają oni, że takie myślenie jest uzasadnione i poprawne. Z takim poglądem bezpośrednio związana jest zdolność wielu ludzi do zachowywania przez lata wiary w Boga bez porzucania jej. Myślą oni: »Zrobiłem tak wiele dla Boga, moje zachowanie było dobre i nie popełniłem żadnych złych uczynków, więc Bóg na pewno mnie pobłogosławi. Ponieważ wiele wycierpiałem i zapłaciłem wielką cenę za wszystko, co robiłem, postępując zawsze zgodnie ze słowami i wymaganiami Bożymi, nie popełniając przy tym żadnych błędów, Bóg powinien mnie pobłogosławić; powinien zapewnić, że wszystko pójdzie mi gładko, że często będę miał pokój i radość w sercu oraz będę cieszył się Jego obecnością«. Czy to nie jest ludzkie pojęcie i wyobrażenie? Ludzie cieszą się Bożą łaską i otrzymują korzyści, więc z ich własnej perspektywy ma sens, aby trochę pocierpieć z tego powodu i warto wymienić to cierpienie na Boże błogosławieństwa. Jest to mentalność dobijania targu z Bogiem. Jednak z perspektywy prawdy i Boga zdecydowanie nie jest to zgodne z zasadami dzieła Bożego ani ze standardami, których wymaga On od ludzi. Jest to całkowicie myślenie życzeniowe, czysto ludzkie pojęcie i wyobrażenie o wierze w Boga. Niezależnie od tego czy wiąże się ono z dobijaniem targu z Bogiem lub żądaniem od Niego czegoś, czy też zawiera ludzkie pojęcia i wyobrażenia, tak czy siak nie jest to ani zgodne z wymaganiami Boga, ani nie spełnia Bożych zasad i standardów błogosławienia. W szczególności jest to myślenie transakcyjne i punkt widzenia, który obraża usposobienie Boga. Jednak ludzie nie zdają sobie z tego sprawy. Kiedy to, co Bóg robi, nie jest zgodne z ich wyobrażeniami, wtedy w swoich sercach szybko wyrażają skargi i nieprawdziwe opinie na Jego temat. Czują się wręcz skrzywdzeni, a potem zaczynają spierać się z Bogiem, a nawet mogą Go osądzać i potępiać. Bez względu na to, jakie pojęcia i nieporozumienia pojawiają się w ludzkich umysłach, z Bożej perspektywy wygląda to tak, że Bóg nigdy nie działa, ani nie traktuje nikogo według ludzkich pojęć lub życzeń. Bóg zawsze robi to, co chce zrobić, na własny sposób i w oparciu o istotę swojego usposobienia. Bóg ma zasady w tym, jak traktuje każdą osobę. Nic, co robi wobec każdej osoby, nie opiera się na ludzkich pojęciach, wyobrażeniach czy preferencjach – jest to aspekt Bożego dzieła, który jest najbardziej sprzeczny z ludzkimi pojęciami. Kiedy Bóg przygotowuje dla ludzi środowisko, które jest całkowicie sprzeczne z ich pojęciami i wyobrażeniami, wyrabiają oni sobie w sercach pojęcia, osądy i potępienia wobec Niego, a nawet mogą się Go wyprzeć. Czy Bóg może wtedy zaspokoić ich potrzeby? Absolutnie nie. Bóg nigdy nie zmieni swojego sposobu działania i swoich pragnień stosownie do ludzkich wyobrażeń. Kto zatem musi się zmienić? Ludzie. To ludzie muszą porzucić swoje wyobrażenia, zaakceptować środowiska przygotowane przez Boga, podporządkować się im i doświadczyć ich oraz szukać prawdy, aby odrzucić swoje własne wyobrażenia, zamiast oceniać to, co Bóg robi, miarą własnych wyobrażeń, aby zweryfikować, czy jest to poprawne. Kiedy ludzie upierają się, by trzymać się swoich pojęć, wykształca się w nich opór przeciwko Bogu – dzieje się to niejako naturalnie. Gdzie leży źródło tego oporu? Ano w tym, że to, co ludzie zwykle mają głęboko w sercu, to bez wątpienia ich pojęcia i wyobrażenia, a nie prawda. Dlatego w obliczu dzieła Bożego, które nie jest zgodne z ludzkimi wyobrażeniami, ludzie mogą przeciwstawiać się Bogu i osądzać Go. Dowodzi to, że absolutnie nie mają oni serca posłusznego Bogu, że ich skażone usposobienie jest dalekie od oczyszczenia i że w zasadzie żyją zgodnie z nim. Wciąż są niewiarygodnie daleko od osiągnięcia zbawienia” (Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników (16), w: Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). „Inni, niezależnie od środowiska, w jakim się znajdują, nie szukają prawdy. Zamiast tego oceniają wszystkie środowiska, którymi Bóg rozporządza, na podstawie swoich pojęć, wyobrażeń i tego, czy środowiska te są dla nich korzystne. Ich rozważania zawsze kręcą się wokół ich własnych interesów. Zawsze troszczą się o to, jak wielką korzyść mogą odnieść i w jakim stopniu mogą zaspokoić swoje interesy pod kątem rzeczy materialnych, pieniędzy i cielesnych przyjemności. Zawsze podejmują decyzje i traktują wszystko, co Bóg aranżuje, na podstawie tych właśnie czynników. Ostatecznie, po wytężonym namyśle, decydują się nie podporządkowywać środowisku przygotowanemu przez Boga, lecz od niego uciec i go unikać. Ze względu na swoją postawę oporu, odrzucenia i unikania, oddalają się od słów Bożych, tracą szansę na zdobycie doświadczenia życiowego i ponoszą straty, co przynosi ból i udrękę ich sercom. Im bardziej sprzeciwiają się takim środowiskom, tym częściej i bardziej cierpią. Kiedy pojawia się taka sytuacja, niewielka wiara, jaką mają w Boga, zostaje ostatecznie zmiażdżona. W tym momencie wszystkie pojęcia, które dominują w ich sercach, pojawiają się jednocześnie: »Poświęcałem się dla boga przez tak długi czas, ale nie spodziewałem się, że potraktuje mnie on w ten sposób. Bóg jest niesprawiedliwy i nie kocha ludzi! Powiedział, że ci, którzy szczerze ponoszą koszty na Jego rzecz, z pewnością zostaną obficie pobłogosławieni. Szczerze ponosiłem koszty na rzecz boga, porzuciłem rodzinę i karierę, znosiłem trudności i ciężko pracowałem – dlaczego mnie on obficie nie pobłogosławił? Gdzie są te boże błogosławieństwa? Dlaczego ich nie czuję ani nie widzę? Dlaczego bóg traktuje ludzi niesprawiedliwie? Dlaczego nie dotrzymuje słowa? Ludzie mówią, że bóg jest wierny, lecz dlaczego ja tego nie czuję? Pomijając wszystko inne, nawet w tym środowisku w ogóle nie czułem, że jest on wierny!«. Ponieważ ludzie mają swoje wyobrażenia, łatwo dają się im oszukać i wprowadzić w błąd. Nawet gdy Bóg przygotowuje środowisko, żeby ludzie mogli zmienić usposobienie i wzrastać w życiu, trudno im to zaakceptować i źle Go rozumieją. Myślą, że to nie jest Boże błogosławieństwo i że Bóg ich nie lubi. Uważają, że szczerze ponosili koszty na rzecz Boga, lecz On nie spełnił swoich obietnic. Takich ludzi, którzy nie dążą do prawdy, bardzo łatwo demaskuje więc pojedyncza próba w jakimś pomniejszym środowisku” (Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników (16), w: Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). Bóg obnaża fakt, że ludzie żywią pewne wyobrażenia na temat swojej wiary w Niego. Myślą, że dopóki ponoszą wyrzeczenia i koszty na rzecz Boga, znoszą cierpienia i się poświęcają, Bóg powinien im błogosławić, czuwać nad nimi i ich chronić, a także obdarzyć ich spokojem ducha i radością. Kiedy Bóg nie zadowala ich zgodnie z ich wyobrażeniami, wykłócają się z Nim, źle Go rozumieją i się na Niego skarżą. Ja robiłem dokładnie to samo. Gdy zacząłem wierzyć w Boga, myślałem, że dopóki wierzę w Niego całym sercem i jestem gotowy znosić trudności i płacić cenę, wykonując swoje obowiązki, Bóg mi pobłogosławi i mnie uzdrowi. Kierując się takim podejściem, na przestrzeni lat porzuciłem rodzinę i karierę, aby wykonywać swoje obowiązki. Nawet gdy neuralgia nerwu trójdzielnego powodowała silne bóle głowy albo gdy wysokie ciśnienie krwi wywoływało zawroty głowy, wymioty i ogólne osłabienie, nigdy nie zwlekałem z wykonywaniem obowiązków. Często pocieszałem się myślą, że Bóg weźmie pod uwagę moje cierpienia i wydatki, będzie nade mną czuwał i mnie chronił, a w przyszłości obdarzy mnie wspaniałymi błogosławieństwami. Kiedy jednak dowiedziałem się, że miałem zawał mózgu, poczułem się skrzywdzony. Myślałem, że Bóg nie pobłogosławił mnie dobrym zdrowiem. Wręcz przeciwnie, pozwolił mi zapaść na tę chorobę i zamiast otrzymać błogosławieństwa, spotkało mnie nieszczęście. Przez to zacząłem źle rozumieć Boga i się na Niego skarżyć, a nawet się z Nim wykłócać, myśląc: „Czy gdybym cieszył się dobrym zdrowiem, nie mógłbym jeszcze lepiej wykonywać swoich obowiązków?”. Uświadomiłem sobie, że przez te wszystkie lata wiary w Boga po prostu próbowałem się z Nim targować i stawiałem Mu żądania. Gdy Bóg mnie uzdrowił, entuzjastycznie i sumiennie wykonywałem swoje obowiązki, ale kiedy mnie nie zadowolił, moja motywacja do wykonywania obowiązków i ponoszenia kosztów na Jego rzecz zmalała. Byłem po prostu podłym małym człowiekiem, nastawionym wyłącznie na czerpanie osobistych korzyści, gorliwie zabiegającym o błogosławieństwa i unikającym trudności. Byłem naprawdę totalnie samolubny! Moje wysiłki były wyraźnie ukierunkowane na mnie samego i uzyskanie błogosławieństw, a mimo to pompatycznie twierdziłem, że mają one na celu zadowolenie Boga i wykonywanie obowiązków. Ależ to było bezwstydne!
Później przeczytałem fragment, w którym Bóg obnaża i szczegółowo analizuje stan ludzi, którzy wierzą w Niego wyłącznie w celu uzyskania błogosławieństw. Bóg mówi: „Co jest w tej relacji największym problemem? To, że oni nigdy wcale nie uważali siebie za istotę stworzoną, a Boga w najmniejszym stopniu za Stwórcę, którego należy czcić. Od początku swojej wiary w Boga traktowali Go jak sposób na łatwy zarobek, jak swego rodzaju skarbnicę; uważali Go za bodhisattwę, który wybawi ich od cierpienia i katastrofy, a siebie za wyznawców tego bodhisattwy, tego bożka. Myśleli, że wiara w Boga jest jak wiara w Buddę, gdzie żeby dostać to, czego chcą, wystarczy, że po prostu będą jeść wegetariańskie jedzenie, recytować święte teksty, często palić kadzidła i składać pokłony. Tak więc wszystkie historie, które rozwinęły się po tym, jak uwierzyli w Boga, wydarzyły się w sferze ich pojęć i wyobrażeń. Nie wykazywali oni żadnego z przejawów istoty stworzonej akceptującej prawdę od Stwórcy ani nie wykazywali żadnego podporządkowania, jakie powinna ona mieć wobec Stwórcy – były tylko ciągłe żądania, kalkulacje i niekończące się prośby. To wszystko ostatecznie doprowadziło do zerwania ich relacji z Bogiem. Tego rodzaju relacja jest transakcyjna i nigdy nie może być trwała. Jest jedynie kwestią czasu, zanim tacy ludzie zostaną ujawnieni” (Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników (16), w: Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). Po przeczytaniu słów Boga poczułem głęboki wstyd. Bóg dokładnie opisał moje podejście i dążenia. Ci, którzy czczą Buddę lub Guanyin, traktują ich jako źródło bogactwa i ochrony. Aby zdobyć awans, wzbogacić się i zapewnić zdrowie członkom swojej rodziny, kłaniają się w pas, palą kadzidła, przechodzą na wegetarianizm i recytują sutry, aby wymienić to wszystko na to, czego pragną. Dążą wyłącznie do osobistych korzyści. Gdy sam uwierzyłem w Boga, również błędnie myślałem, że dopóki w swojej wierze ludzie ponoszą koszty i się poświęcają, zostaną nagrodzeni w tym sensie, że Bóg będzie nad nimi czuwał, chronił ich i obdarzał ich nieskończonymi łaskami. Traktowałem Boga jak talizman, gwarantujący mi łaskę i spokój ducha. Kiedy zdiagnozowano u mnie udar mózgu, skarżyłem się, że Bóg nade mną nie czuwał i mnie nie chronił. Wykłócałem się z Nim i stawiałem Mu żądania, w najmniejszym stopniu nie okazując Mu poddania i tym samym zupełnie nie traktując Go jak Boga. Czym różniło się moje podejście do wiary od podejścia tych, którzy czczą Buddę lub Guanyin? W dniach ostatecznych główne dzieło Boga polega na wyrażaniu prawdy w celu sądzenia i karcenia ludzi, aby ich oczyścić i zbawić. Zamiast dążyć do prawdy, traktowałem Boga jak Buddę lub Guanyin, wierząc, że przyniesie ludziom korzyści w oparciu o ich zewnętrzny wkład i wysiłki. Było to podejście niedowiarków, a co więcej, forma bluźnierstwa przeciwko Bogu! Przypomniałem sobie także biblijną opowieść o 5000 ludzi, którzy podążyli za Panem Jezusem na górę. Nie zależało im na tym, aby wysłuchać Jego kazania, ale na tym, aby otrzymać błogosławieństwa i łaski. Będąc ludźmi, którzy chcą najeść się do syta chlebem, widzieli w Panu jedynie dobroczyńcę. Pan Jezus nie uznawał wiary takich ludzi. Moja wiara w Boga także miała na celu pogoń za zyskiem i korzyścią. To nie była prawdziwa wiara, ale raczej podejście niedowiarka, który pragnie najeść się do syta chlebem. Ostatecznie ja również z pewnością zostałbym odrzucony i wyeliminowany przez Boga. Poczułem w sercu strach i stanąłem przed obliczem Boga w modlitwie: „Boże, przez te wszystkie lata, kiedy w Ciebie wierzyłem, traktowałem Cię jak kogoś, od kogo można żądać łaski, wierząc w Ciebie z tego samego powodu, co ci, którzy czczą Buddę i Guanyin, i tak jak oni, żądając od Ciebie łask i błogosławieństw. Takie podejście jest niewłaściwe. Jestem gotowy okazać skruchę i się zmienić”.
Później przeczytałem następujący fragment słów Boga: „Bóg mówi: »Do tych z was, którzy szczerze ponoszą dla Mnie koszty: z pewnością pobłogosławię cię obficie« – czyż te słowa nie są prawdą? Są one stuprocentową prawdą. Nie są wyrazem popędliwości ani oszustwem. Nie są kłamstwami ani górnolotnymi ideami, a tym bardziej nie są jakąś teorią na temat duchowości – są prawdą. Jaka jest istota tych słów prawdy? Jest nią to, że musisz być szczery, gdy ponosisz koszty na rzecz Boga. Co oznacza słowo »szczery«? Chętny i wolny od nieczystych zamiarów; nie motywowany pieniędzmi czy sławą, a już na pewno nie własnymi intencjami, pragnieniami i celami. Ponosisz koszty na rzecz Boga nie dlatego, że jesteś do tego zmuszony, lub dlatego, że jesteś do tego podżegany, nakłaniany lub pociągany, lecz raczej bierze się to z twojego wnętrza i jest dobrowolne – rodzi się z twojego sumienia i rozumu. To właśnie oznacza bycie szczerym. Jeśli chodzi o gotowość ponoszenia kosztów na rzecz Boga, to bycie szczerym oznacza właśnie to. Jak zatem szczerość przejawia się w praktyce, gdy ponosisz koszty na rzecz Boga? Nie kłamiesz i nie oszukujesz, nie uciekasz się do podstępu, by uniknąć pracy, i nie robisz nic niedbale; wkładasz w to całe swoje serce i umysł, robiąc wszystko, co w twojej mocy, i tak dalej – jest zbyt wiele szczegółów, by je tu wymieniać! Krótko mówiąc, bycie szczerym obejmuje prawdozasady. Za Bożymi wymaganiami wobec człowieka kryje się standard i zasada” (Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników (16), w: Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). Ze słów Boga zrozumiałem prawdziwe znaczenie następującego stwierdzenia: „Do tych z was, którzy szczerze ponoszą dla Mnie koszty: z pewnością pobłogosławię cię obficie”. Jest ono skierowane do tych, którzy są oddani dążeniu do prawdy i wypełnianiu swoich obowiązków, aby zadowolić Boga. Nie szukają osobistych korzyści, nie rozumieją Boga opacznie i się na Niego nie skarżą, gdy spotykają ich nieszczęścia. Są gotowi wszystko porzucić i ponosić koszty na rzecz Boga. Tacy ludzie cieszą Boga i w przyszłości z pewnością otrzymają Jego błogosławieństwa. Weźmy na przykład Hioba. Zawsze podążał drogą Boga, często się do Niego modlił i składał ofiary. Nawet gdy odebrano mu majątek i dzieci, a jego ciało pokryły bolesne wrzody, nie obwiniał Boga. Zamiast tego stwierdził: „Jahwe dał, i Jahwe zabrał; błogosławione niech będzie imię Jahwe” (Hi 1:21). Hiob naprawdę wielbił Boga. Nie stawiał Mu żadnych żądań, a tym bardziej nie postrzegał swoich regularnych aktów czci i ofiar jako karty przetargowej umożliwiającej uzyskanie łaski i błogosławieństw. Gdy wszystko stracił, nadal nie skarżył się na Boga. Jego prawdziwa wiara i poddanie ostatecznie doprowadziły do tego, że otrzymał Boże błogosławieństwa. Gdy przyjrzałem się sobie, zdałem sobie sprawę, że niewłaściwie rozumiałem słowa Boże. Błędnie wierzyłem, że dopóki będę w stanie wszystko porzucić, ponosić koszty, znosić cierpienia i płacić cenę za moją wiarę, w końcu otrzymam błogosławieństwa, spokój i zdrowie. Moje dążenia były całkowitym przeciwieństwem dążeń Hioba. Wykorzystywałem swoje ofiary i wydatki, aby żądać od Boga łaski i błogosławieństw, wierząc w Niego wyłącznie ze względu na moje samolubne pragnienia i osobisty zysk. W obliczu choroby wręcz skarżyłem się na Boga. Było mi naprawdę wstyd, ponieważ nie dorastałem Hiobowi do pięt. Teraz zrozumiałem, że jako istota stworzona powinienem wierzyć w Boga i Go czcić. Wykonywanie obowiązków jest moją odpowiedzialnością, jest całkowicie naturalne i uzasadnione i nie ma nic wspólnego z otrzymywaniem błogosławieństw lub doświadczaniem nieszczęścia. Nawet w obliczu przeciwności losu i choroby powinienem podporządkować się Bogu i trwać przy swoim świadectwie.
W marcu 2024 roku miałem nawrót udaru mózgu. Lewa ręka mi drętwiała i ciągle kręciło mi się w głowie. Martwiłem się, że jeśli znowu upadnę i coś mi się stanie, nie będę w stanie wykonywać swoich obowiązków. Jak mógłbym wówczas dążyć do osiągnięcia zbawienia? Patrząc na innych braci, którzy byli zdrowsi ode mnie, czułem zazdrość i myślałem: „Dlaczego nie mogę mieć zdrowego ciała jak inni?”. Gdy w mojej głowie pojawiły się te myśli, zdałem sobie sprawę, że znów się skarżę i przeczytałem następujące słowa Boga: „Błogosławieństwa, łaska, nagrody, korona – to Bóg decyduje, jak i komu te rzeczy są dawane. Dlaczego to Bóg decyduje? Ponieważ te rzeczy należą do Niego; nie są to zasoby wspólnie posiadane przez ludzi i Boga, takie, które można po równo rozdzielić. One należą do Boga i On je przyznaje tym ludziom, którym je obiecuje. Jeśli Bóg nie obiecuje, że cię nimi obdarzy, to i tak powinieneś się Mu podporządkować. Jeśli z tego powodu porzucisz wiarę w Boga, jakie problemy to rozwiąże? Czy przestaniesz być istotą stworzoną? Czy możesz uciec przed suwerenną władzą Boga? Bóg i tak sprawuje suwerenną władzę nad wszystkim i jest to fakt niepodlegający zmianie. Nie można postawić znaku równości między tożsamością, statusem i istotą Boga a tożsamością, statusem i istotą człowieka i to się nigdy nie zmieni: Bóg zawsze będzie Bogiem, a człowiek – człowiekiem. Jeśli ktoś jest w stanie to zrozumieć, co powinien wówczas zrobić? Powinien podporządkować się suwerennej władzy Boga i Jego zarządzeniom – to jest najbardziej racjonalne postępowanie, a poza tym nie ma innej ścieżki, którą można by pójść” (Punkt dwunasty: Kiedy nie mogą zyskać pozycji ani nie mają nadziei na błogosławieństwa, chcą się wycofać, w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Słowa Boże w porę mnie przebudziły. Powinienem wyraźnie dostrzegać swoją tożsamość i status. Jestem jedynie istotą stworzoną, podczas gdy Bóg jest Stwórcą. Mimo to wciąż chciałam dyktować Bogu, jak powinien postępować i mnie traktować. Takie podejście było bezrozumne. Bałem się, że jeśli udar mózgu się powtórzy i nie będę w stanie wykonywać swoich obowiązków, stracę szansę na zbawienie, więc żądałem, aby Bóg obdarzył mnie takim samym dobrym zdrowiem, jak innych braci. To także oznaczało brak poddania! Powinienem podporządkować się suwerennej władzy Boga i Jego ustaleniom, robiąc wszystko, co w mojej mocy, aby wykonywać swoje obowiązki. Taki rozum powinienem posiadać. Stanąłem więc przed obliczem Boga w modlitwie: „Boże, niezależnie od tego, jak poważne mogą być u mnie nawroty udaru mózgu, spraw, żebym się nie skarżył i trzymał się swoich obowiązków”. Kilka dni później udałem się do szpitala na badania kontrolne. Lekarz powiedział, że mój stan jest pod kontrolą i że muszę tylko normalnie przyjmować leki. Jego słowa bardzo mnie ucieszyły. Pomyśleć tylko, że od mojego ostatniego leczenia minęło ponad siedem miesięcy, a ja nadal mogłem normalnie wykonywać swoje obowiązki – to wszystko dzięki łasce Bożej. Byłem naprawdę wdzięczny Bogu za Jego miłosierdzie.
Bóg Wszechmogący mówi: „Gdy Bóg zsyła na kogoś chorobę, mniej lub bardziej poważną, Jego celem nie jest to, żebyś docenił wszystkie aspekty bycia chorym, szkody, jakie choroba ci wyrządza, niedogodności i trudy przez nią powodowane i wszelkiego rodzaju uczucia, jakie z niej wynikają – Jego celem nie jest to, żebyś docenił chorobę, doświadczając jej na własnej skórze. Jego celem jest to, żebyś wyniósł naukę z choroby, żebyś nauczył się, jak uchwycić intencje Boga, żebyś poznał swoje zepsute skłonności, jakie ujawniasz, i błędne postawy, jakie przyjmujesz wobec Boga, gdy chorujesz, i nauczył się, jak podporządkować się suwerennej władzy i zarządzeniom Boga, tak byś mógł osiągnąć prawdziwe podporządkowanie się Bogu i wytrwać w świadectwie – to jest absolutnie kluczowe. Bóg chce cię zbawić i oczyścić poprzez chorobę. Z czego chce On cię oczyścić? Chce oczyścić cię ze wszystkich twoich nadmiernych pragnień i żądań wobec Boga, a nawet z twoich różnych przejawów wyrachowania, osądów i intryg, które czynisz za wszelką cenę, by przetrwać i pozostać przy życiu. Bóg nie domaga się, żebyś robił plany i wydawał osądy, oraz nie pozwala, byś miał wobec Niego jakieś wygórowane pragnienia; On wymaga jedynie, byś Mu się podporządkował i byś poprzez praktykę i doświadczenie podporządkowania się poznał własne nastawienie do choroby i do tych stanów ciała które od Niego pochodzą, a także byś poznał własne osobiste życzenia. Gdy poznasz te rzeczy, wtedy docenisz, jakie korzyści przynoszą ci ta choroba lub te symptomy cielesne przygotowane przez Boga; wtedy docenisz, jak bardzo są one pomocne w zmianie twojego usposobienia, w dostąpieniu zbawienia i we wkroczeniu w życie” (Jak dążyć do prawdy (3), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Czytałem ten fragment słów Bożych raz po raz i miałem poczucie, że za moją chorobą kryje się szczera intencja Boga. Bóg chciał mnie zbawić i pomóc mi siebie zrozumieć, doprowadzając do przemiany mojego usposobienia. Gdy uwierzyłem w Boga, chciałem uzyskać błogosławieństwa. Przez lata tak naprawdę do końca tego nie rozumiałem. Ponieważ Bóg jest święty, gdyby kwestia mojego zepsutego usposobienia nie została rozwiązana do końca Bożego dzieła, nie mógłbym dostąpić zbawienia. Choroba obnażyła moje pragnienie błogosławieństw, żądania wobec Boga i wyobrażenia na Jego temat, skłaniając mnie do poszukiwania prawdy, okazania skruchy i zmiany. To było dla mnie Boże zbawienie. Ja jednak nie pojmowałem intencji Boga, źle Go rozumiałem i się na Niego skarżyłem. To tak, jak w przypadku dziecka, które ciągle robi coś złego. Kiedy rodzice stosują surowe środki, aby pomóc mu zmienić swoje postępowanie na lepsze, ich intencje uwzględniają dobro dziecka. Jeśli jednak dziecko nie rozumie serca rodziców i ma poczucie, że się o nie nie troszczą, jest nierozsądne i przygnębia rodziców. Czyż nie jestem niczym to dziecko? Ignorantem, który nie potrafi odróżnić dobra od zła? Pomimo mojego niezrozumienia i skarg, Bóg nadal doradzał mi po cichu swoimi słowami, pomagając mi otrząsnąć się ze stanu zniechęcenia i buntu. Im więcej o tym myślałem, tym bardziej czułem się zawstydzony i winny. Odtąd, niezależnie od tego, czy moja choroba się poprawi, czy pogorszy, nawet jeśli będzie to zagrażać mojemu życiu, nie chcę już źle rozumieć Boga i się na Niego skarżyć. Jestem gotowy podporządkować się Bożym ustaleniom i rozporządzeniom.
Dzięki doświadczeniu choroby zyskałem pewne zrozumienie swojej pogoni za błogosławieństwami i naprawdę doceniłem usilne starania Boga, aby zbawić ludzi. Jestem wdzięczny Bogu za to, że mnie poprowadził i pomógł mi to wszystko zyskać!