Słowa o poznaniu siebie

Fragment 42

Kluczem do osiągnięcia zmiany usposobienia jest poznanie własnej natury, które musi nastąpić zgodnie z objawieniami od Boga. Tylko poprzez słowo Boże można poznać własną ohydną naturę, rozpoznać w niej różne trucizny szatana, uświadomić sobie, że jest się głupcem i ignorantem, a także rozpoznać słabe i negatywne elementy własnej natury. Kiedy już je rozpoznasz i naprawdę będziesz mógł nienawidzić siebie oraz porzucić cielesność, konsekwentnie wypełniać słowo Boże, stale dążyć do prawdy podczas pełnienia swoich obowiązków, osiągnąć zmianę usposobienia i stać się osobą, która prawdziwie kocha Boga, wtedy wkroczyłeś na ścieżkę Piotra. Bez łaski Bożej, bez oświecenia i przewodnictwa Ducha Świętego, trudno byłoby kroczyć tą drogą, ponieważ ludzie nie posiadają prawdy i nie potrafią zdradzić siebie. Kroczenie ścieżką doskonałości Piotra opiera się przede wszystkim na stanowczości, posiadaniu wiary i poleganiu na Bogu. Ponadto należy poddać się działaniu Ducha Świętego – w niczym nie można obyć się bez słów Boga. Są to kluczowe aspekty, z których żaden nie może zostać naruszony. Poznanie siebie poprzez doświadczenie jest bardzo trudne – bez działania Ducha Świętego jest to daremny wysiłek. Aby kroczyć ścieżką Piotra, należy skoncentrować się na poznaniu siebie i na przemianie własnego usposobienia. Ścieżka Pawła nie polegała na szukaniu życia ani na skupianiu się na wiedzy o sobie samym – Paweł koncentrował się szczególnie na wykonywaniu pracy, jej wpływie i rozmachu. Jego motywacją było uzyskanie błogosławieństw Bożych w zamian za swoją pracę i cierpienie, a także otrzymanie nagród od Boga. Była to jednak zła motywacja. Paweł nie skupiał się na życiu ani nie przywiązywał najmniejszej wagi do osiągnięcia zmiany usposobienia, koncentrował się tylko na nagrodach. Ponieważ obrał błędne cele, ścieżka, którą kroczył, była oczywiście również niewłaściwa. Było to spowodowane przez jego arogancki i zarozumiały charakter. Najwyraźniej Paweł nie posiadał żadnej prawdy, nie miał też sumienia ani rozumu. Ocalając i zmieniając ludzi, Bóg przede wszystkim zmienia ich usposobienie. Celem Jego słów jest osiągnięcie w ludziach rezultatu w postaci nabycia zmienionego usposobienia, zdolności poznania Boga, poddania się Mu i wielbienia Go w normalny sposób. Taki jest cel słów Boga i Jego dzieła. Sposób poszukiwania Pawła pozostawał w sprzeczności z Bożą wolą i był jej bezpośrednim pogwałceniem – Paweł działał całkowicie wbrew niej. Natomiast sposób poszukiwania Piotra był w pełni zgodny z wolą Bożą: Piotr skupił się na życiu i na zmianie usposobienia, co stanowiło właśnie taki rezultat, jaki Bóg pragnie osiągnąć w ludziach poprzez swoje dzieło. Ścieżka Piotra jest zatem błogosławiona i otrzymuje uznanie Boga. Jako że ścieżka Pawła jest pogwałceniem Bożej woli, Bóg jej nienawidzi i ją przeklina. Aby iść ścieżką Piotra, trzeba znać wolę Bożą. Jeśli ktoś naprawdę jest w stanie w pełni zrozumieć Jego wolę poprzez Jego słowa – co oznacza zrozumienie, co Bóg chce uczynić z człowiekiem oraz jaki ostatecznie rezultat pragnie osiągnąć – tylko wówczas może dokładnie zrozumieć, którą ścieżką należy podążać. Jeśli nie rozumiesz w pełni ścieżki Piotra, a jedynie pragniesz nią podążać, to nie będziesz w stanie na nią wkroczyć. Innymi słowy, możesz znać wiele doktryn, ale ostatecznie nie będziesz w stanie wkroczyć w rzeczywistość. Choć możesz dokonać powierzchownego wejścia, nie będziesz w stanie osiągnąć żadnego rzeczywistego rezultatu.

W dzisiejszych czasach większość ludzi rozumie samych siebie jedynie bardzo powierzchownie. Wcale nie osiągnęli jasnego zrozumienia pewnych rzeczy, które stanowią część ich natury. Znają jedynie kilka ujawnianych przez siebie skażonych stanów, rzeczy, które skłonni są zrobić, czy kilku swoich wad, więc są przekonani, iż dobrze poznali samych siebie. A jeśli jeszcze przy tym stosują się do kilku zasad, wystrzegają się błędów w pewnych obszarach i udaje im się unikać popełniania pewnych wykroczeń, to uważają, że posiedli rzeczywistość w swej wierze w Boga i zakładają, że zostaną zbawieni. Są to jednak wyłącznie wytwory ludzkiej wyobraźni. Jeśli będziesz trzymał się takich przekonań, to czy naprawdę staniesz się zdolny do tego, by powstrzymać się od wszelkich wykroczeń? Czy osiągniesz prawdziwą przemianę swego usposobienia? Czy faktycznie będziesz urzeczywistniał podobieństwo istoty ludzkiej? Czy naprawdę zdołasz w ten sposób zadowolić Boga? Zdecydowanie nie; nie ma co do tego wątpliwości. Wiara w Boga działa tylko wtedy, kiedy człowiek stawia sobie wysokie wymagania, kiedy zyskał prawdę oraz zmienił choć trochę swoje życiowe usposobienie. To pierwsze wymaga zaangażowania w poznawanie siebie. Jeśli więc wiedza o sobie jest u ludzi zbyt płytka, nie będą w stanie rozwiązywać problemów, a ich życiowe usposobienie po prostu się nie zmieni. Konieczne jest dogłębne poznanie siebie, co oznacza poznanie własnej natury: poznanie, jakie elementy się w tej naturze zawierają, jak powstały i skąd pochodzą. Co więcej, czy jesteś w stanie znienawidzić te rzeczy? Czy dostrzegłeś swoją własną brzydką duszę i swoją złą naturę? Jeśli naprawdę potrafisz ujrzeć prawdę o sobie, wówczas znienawidzisz siebie. Kiedy się znienawidzisz, a potem będziesz praktykować Boże słowo, wówczas będziesz w stanie porzucić cielesność i będziesz mieć siłę, by realizować prawdę, i nie uznasz tego za zadanie wyczerpujące. Dlaczego wiele osób postępuje zgodnie ze swoimi cielesnymi preferencjami? Ponieważ uważają się za całkiem dobrych, czują, że ich działania są słuszne i uzasadnione, że nie mają żadnych wad, a nawet że mają całkowitą rację, to są w stanie działać przy założeniu, że sprawiedliwość jest po ich stronie. Kiedy ktoś rozpoznaje, jaka jest jego prawdziwa natura – jak jest podła, nikczemna i żałosna – wtedy staje się mniej dumny z siebie, już nie tak szalenie arogancki i zadowolony z siebie jak wcześniej. Taka osoba czuje, „Muszę rzetelnie i w realistyczny sposób praktykować pewne słowa Boga. Jeśli tego nie zrobię, wówczas nie spełnię standardu bycia człowiekiem i będzie mi wstyd żyć w obecności Boga”. Naprawdę postrzega siebie jako kogoś rzeczywiście nieistotnego i bezwartościowego. Łatwo jest mu wtedy urzeczywistniać prawdę i będzie się wydawał kimś, kto jest w pewnym stopniu taki, jaki powinien być człowiek. Ludzie są w stanie porzucić cielesność tylko wtedy, gdy naprawdę nienawidzą siebie samych. Jeśli nie będą się nienawidzić, nie będą w stanie jej porzucić. Prawdziwa nienawiść do siebie nie jest czymś prostym. Musi ona obejmować kilka rzeczy: po pierwsze, poznanie własnej natury, a po drugie, postrzeganie siebie jako osoby roszczeniowej i żałosnej, bardzo małej i nieistotnej, oraz zdawanie sobie sprawy, że posiada się żałosną i brudną duszę. Gdy ktoś w pełni zobaczy, kim naprawdę jest, i osiągnie ten rezultat, wówczas naprawdę zdobędzie wiedzę o sobie i można powiedzieć, że w pełni siebie poznał. Dopiero wtedy można naprawdę znienawidzić siebie, posunąć się nawet do przeklęcia siebie i naprawdę poczuć, że zostało się głęboko zepsutym przez szatana, do tego stopnia, że nie przypomina się nawet istoty ludzkiej. Pewnego dnia, gdy w oczy zajrzy groźba śmierci, taka osoba pomyśli sobie: „To sprawiedliwa kara Boża. Bóg jest rzeczywiście sprawiedliwy. Rzeczywiście powinienem umrzeć!”. W tym momencie nie będzie się skarżyła, ani tym bardziej obwiniała Boga, czując po prostu, że jest tak potrzebująca i żałosna, tak brudna i zepsuta, że Bóg powinien ją odrzucić i zniszczyć, a dusza taka jak jej nie nadaje się do życia na ziemi. Osoba ta nie będzie więc narzekać na Boga i opierać się Bogu, a tym bardziej nie zdradzi Go. Jeśli ktoś nie zna siebie i nadal uważa, że jest całkiem dobry, to kiedy śmierć zapuka, pomyśli sobie: „Tak dobrze sobie poradziłem w wierze. Jakże wnikliwie poszukiwałem! Dałem z siebie tak wiele, tyle wycierpiałem, ale ostatecznie Bóg teraz prosi mnie o śmierć. Nie wiem, gdzie jest sprawiedliwość Boga. Dlaczego każe mi umrzeć? Jeśli ja muszę umrzeć, to któż zostanie zbawiony? Czyż rasa ludzka się nie skończy?”. Po pierwsze, ta osoba ma pojęcia na temat Boga. Po drugie, osoba ta uskarża się i nie okazuje żadnego podporządkowania. Tak jak Paweł: kiedy miał umrzeć, nie znał siebie, a gdy kara Boża nadeszła, było już za późno.

Fragment 43

Chociaż zgromadzenia wiernych często omawiają zagadnienie prawdy, a także analizują zepsute usposobienie ludzi, roztrząsając kwestię samopoznania i zgłębiając temat różnych stanów i zachowań człowieka, obecnie jednak wciąż jest wiele osób nieświadomych własnego skażonego usposobienia. Niektórzy ludzie jedynie przyznają, że mają zepsute usposobienie, ale nie zdają sobie sprawy, kiedy je objawiają. Są też tacy, którzy mają zdolność rozumienia i przyswajania słów Bożych i czytając je, przyznają, że Jego słowa są prawdą, a to, co Bóg mówi, jest praktyczne. Kiedy jednak coś im się przydarzy, ich zrozumienie zaistniałych okoliczności jest raczej powierzchowne. Osoby takie zawsze są zdania, że i tak radzą sobie całkiem nieźle, oraz że są dobrymi ludźmi i chociaż uważają, że ich usposobienie jest nieco zepsute, to wciąż zaliczają samych siebie do grona ludzi dobrych. Nie znają natury swego skażonego usposobienia ani konsekwencji, jakie się z nim wiążą. Czy to jest prawdziwe samopoznanie? Większość ludzi po kilku latach praktykowania wiary w Boga poprzez czytanie Jego słów, słuchanie kazań i omówień, a także dzięki temu, że Bóg ich przycinał i rozprawiał się z nimi, w końcu przejrzała na oczy i jasno zobaczyła, że ich człowieczeństwo nie jest dobre a ich usposobienie jest naprawdę zepsute i że potrafią dokonywać czynów sprzecznych z prawdą i sprzeciwiających się Bogu. Jednakże wiele osób tak naprawdę nie zdaje sobie z tego sprawy; jedynie werbalnie przyznają, że są diabłami, że są szatanami i że powinni być przeklęci. Czy tego rodzaju zrozumienie jest praktyczne, czy też nie? Czy jest to coś, co wypływa prosto z serca? Czy źródłem takiego stwierdzenia jest autentyczna nienawiść do samego siebie? Weźmy za przykład przywódcę czy pracownika, którego zwolniono ze stanowiska za niewykonywanie praktycznych obowiązków, a który – chcąc unaocznić wszystkim swoje „wyrzuty sumienia” – wystosował list, w którym w ten sposób wyrażał swoją skruchę: „Zawiodłem Boga i jestem Mu dłużny. Nie jestem godny Jego zbawienia ani Jego pieczołowitej troski i wysiłku. Jestem demonem, jestem szatanem – moje człowieczeństwo jest podłe. Powinienem być przeklęty, powinienem pójść do piekła i zginąć!” W każdym zdaniu tego listu skruchy, jego autor piętnuje i potępia sam siebie, a czyni to przy pomocy słów, których niewierzący nigdy by nie użył. Chociaż przyznaje, że jest demonem i szatanem, to czy którekolwiek z tych słów jest prawdziwe? (Nie. Nie wspomina o tym, jakie aspekty jego zepsucia wyszły na jaw, jakich złych uczynków się dopuścił lub jakich strat przysporzył dziełu Kościoła). Nie ma w tym liście ani jednego zdania, które wyjaśniałoby rzeczywistą sytuację lub wyrażało to, co jego autor nosi w sercu; są to wszystko puste słowa. Czy tak wygląda prawdziwe zrozumienie siebie? (Nie). Jeśli nie jest to prawdziwe samopoznanie, to czy autor zdaje sobie rzeczywiście sprawę z faktu, że jest skażony? (Nie). Sprecyzujmy to: osoba taka nie przyznaje się do własnego zepsucia. Napisała list wyrażający skruchę i na pierwszy rzut oka wydaje się, że jest to osoba samoświadoma, która uznaje swoje skażenie. Od tego momentu powinieneś obserwować, jak ktoś taki zachowuje się na co dzień i czy jego rzeczywiste postępowanie za kulisami uległo zmianie; dopiero wtedy będziesz mógł wyciągnąć trafne wnioski. Na podstawie jakich zachowań takiej osoby możemy skonstatować, że autentycznie przyznaje się ona do własnego zepsucia i naprawdę zna siebie samą? (Kiedy dana osoba rzeczywiście zrozumie samą siebie, nastąpią w niej prawdziwe zmiany). To prawda. Bóg sprawdza, czy w człowieku zachodzi rzeczywista zmiana. Jeśli ktoś pisze list wyrażający skruchę, a jego słowa wydają się szczere i zdaje się, że rzeczywiście rozumie samego siebie, czy oznacza to, że naprawdę odczuwa żal za swoje przewiny? Czy może to być dowodem na to, że rzeczywiście okazał skruchę? Nie, musimy sprawdzić, czy nastąpiła w kimś takim rzeczywista zmiana – to jest sedno sprawy. Jednak po tym, jak osoba taka zostanie zwolniona z pełnionego stanowiska, często broni się i usprawiedliwia przed braćmi i siostrami, co jest równoznaczne z tym, że w dalszym ciągu nie przyznaje się do własnego zepsucia i nie ma prawdziwego zrozumienia samej siebie. Jej zakulisowy opór, samoobrona i usprawiedliwianie się potwierdziły tę tezę. Ponadto, kiedy Zwierzchnik takiej osoby analizuje jej działania, nazywając ją antychrystem, czy fałszywym przywódcą stroniącym od praktycznej pracy, to jaka jest jej reakcja na bycie zdemaskowanym przez swojego Zwierzchnika? Dowodzi swoich racji broni się i usprawiedliwia, objaśniając te kwestie wszem i wobec, ale nie przyznaje się do tego, że nie wykonuje praktycznej pracy, oraz że posiada wady charakteru, a wreszcie, że nie rozumie prawdy i że jest fałszywym przywódcą. Jakie usposobienie kryje się za tym wypieraniem się i taką samoobroną? Otóż jest to usposobienie nieprzejednane i aroganckie – usposobienie, które brzydzi się prawdą. Kiedy ktoś taki pisał swój list pokutny, nazwał sam siebie diabłem i szatanem, twierdząc, że jest niegodny Boga i że jest Jego dłużnikiem, dodając przy tym, że jego człowieczeństwo nie jest dobre. Ale natychmiast po przyznaniu się do tego, powrócił do swoich starych zwyczajów. A zatem: z czym mamy tu do czynienia? (Jego przyznanie się do winy nie jest szczere). Jakie jest prawdziwe oblicze takiej osoby? Jaka jest jej prawdziwa postawa? (Samoobrona i usprawiedliwianie się). Jej zakulisowe uzasadnienia, samoobrona, i tłumaczenie się ze swojego postępowania wszem i wobec – to jest prawdziwe oblicze takiej osoby. Czy to nie dowodzi, że nie przyznaje się ona do tego, że nie potrafi wykonywać praktycznej pracy oraz że nie posiada prawdorzeczywistości? W ogóle się do tego nie przyznaje. Jeśli osoba taka nie przyznaje się nawet do tego, to czy naprawdę zna samą siebie? Jeśli nie jest samoświadoma, to czy fakt, że mieni siebie diabłem i szatanem nie świadczy o tym, że zwodzi ludzi? A zatem wszystko, co mówi o poznaniu samej siebie, jest kłamstwem; wszystko to jest oszukańcze. Ktoś taki nie przyznaje się do tego, że nie potrafi wykonać swojej pracy i że jego człowieczeństwo nie jest dobre, więc dlaczego wciąż wypowiada te słowa samopotępienia? To jest nie do pojęcia. Jeśli osoba taka nie jest samoświadoma, to dlaczego nadal udaje, że zna samą siebie? Robi to, żeby zwieść innych. Przedstawione nam fakty dowiodły już, że mamy tu do czynienia z człowiekiem obłudnym. Czy zatem ktoś taki przyznaje, że ma zepsute usposobienie? (Nie przyznaje się do tego). Nie chce się do tego przyznać, a nawet robi wszystko, co w jego mocy, aby wynaleźć rozmaite wymówki i uzasadnienia, by udowodnić, że jego postępowanie nie było złe. Osoba taka jest przekonana, że cokolwiek by nie zrobiła, będzie to słuszne, a jej Zwierzchnicy nie powinni tego potępiać ani analizować. Może zaakceptować zwolnienie, ale nie przystanie na bycie niesprawiedliwie traktowaną z powodu zaistniałych okoliczności. Nieważne, jaka była przyczyna jej zwolnienia – może się ona poddać decyzji Zwierzchników i zaakceptować ją; natomiast nie aprobuje i nie przyjmuje do wiadomości wyłącznie tego faktu, że została zwolniona za te konkretne czyny, których się dopuściła. Czyż nie to jest właśnie źródłem jej usprawiedliwiania się i jej samoobrony? Osoba taka oznajmia, że jest diabłem i szatanem, oraz twierdzi, że należy ją przekląć i zesłać do piekła, i wielokrotnie wykrzykuje te hasła, nie przestając się zarazem wykłócać i usprawiedliwiać – czy ktoś taki naprawdę zna samego siebie? (Nie). Raz za razem trąbi na lewo i prawo, że jest diabłem i szatanem, ale nie przyznaje się do żadnego ze swoich złych uczynków. Czy osoba taka przyjmuje do wiadomości fakt, że ma zepsute usposobienie? (Nie). Dlaczego mówi się, że tego nie uznaje? Wszyscy ludzie tego pokroju przyznają się do bycia diabłami i szatanami, więc dlaczego nie uznają faktu, że mają skażone usposobienie? Która konsekwencja jest dotkliwsza – przyznanie się do posiadania zepsutego usposobienia, czy do bycia diabłem i szatanem? W rzeczywistości, osoby takie w głębi serca rozumieją, że utożsamianie się z szatanami i diabłami może zwieść innych i przynieść dobry rezultat, a ludzie nic im nie zrobią. Jeśli jednak przyznają się do swoich występków lub do tego, że brakuje im człowieczeństwa, ludzie będą ich unikać i nimi gardzić. Dlatego wybierają hasło godne plakatu, aby wszystkich oszukać i zatuszować sprawę. Dlaczego wykrzykują takie slogany i frazesy? Co jest tego celem? (W ten sposób chcą unaocznić innym, jak dalece znają samych siebie). A zatem z jednej strony afiszują się ze swoją duchowością, a z drugiej strony myślą sobie: „Wszyscy mówią, że są diabłami i szatanami. Jeśli sam siebie nazwę diabłem i szatanem, to nie będę musiał ponieść żadnych konsekwencji, a nawet mogę zyskać powszechną aprobatę. Dlaczego by tego nie zrobić?” Czy to nie o to właśnie im chodzi? Czy takie poznanie samego siebie nie jest nader przebiegłe? (Tak, jest to podstępne). Jest to zwodnicze i oszukańcze z natury i nosi cechy religijnego oszusta! Co mówią tacy religijni oszuści? „Wszyscy jesteśmy grzesznikami; wszyscy zgrzeszyliśmy!” Nie mówią jednak, w jakim stopniu są źli oni sami ani nie wyszczególniają swoich występków. Twierdzą też: „Wszyscy jesteśmy grzesznikami i musimy odprawić pokutę. Spójrzcie, ile drogocennej krwi przelał za nas Pan Jezus!” Jaki cel zamyślają osiągnąć tymi słowami? Chodzi im o to, aby sprawiać wrażenie uduchowionych. Popisują się i sprawiają, że inni wyrabiają sobie o nich wysokie mniemanie, aby osiągnąć swój zamierzony cel, jakim jest zdobycie serc i umysłów. Czy ci ludzie, którzy twierdzą, że są diabłami i szatanami, również pragną osiągnąć taki rezultat? Czy to nie jest także ich zamysł? Na pierwszy rzut oka wydaje się, że są samoświadomi i wydają się być ludźmi naprawdę skruszonymi, mieniąc się diabłami, szatanami, i dziećmi piekła zasługującymi na zagładę. Jakże żarliwe są ich słowa! Ale choć wypowiadają się tak żarliwie, to czy tak samo sumienne jest ich faktyczne postępowanie „za kulisami”? Zupełnie nie. Stosują podejście dwulicowe: z jednej strony publicznie oznajmiają, że są diabłami i szatanami, a z drugiej strony bronią swoich czynów i usprawiedliwiają się z nich na lewo i prawo, tłumacząc, że nie zrobili nic złego. Twierdzą, że zostali niesprawiedliwie potraktowani przez swojego Zwierzchnika, który jest niezaznajomiony z faktyczną sytuacją, oraz że za sprawą tego biegu wydarzeń doświadczyli wielkich trudności, doznali wielkiej krzywdy i zapłacili ogromną cenę; dodają także, że w ogóle nie powinni być w ten sposób traktowani. Mówią to, żeby zyskać więcej współczucia, a także po to, by więcej osób błędnie uwierzyło, że przyznają się do bycia diabłami i szatanami, oraz że naprawdę znają siebie samych; pragną również przekonać innych, że Zwierzchnik był wobec nich niesprawiedliwy i że zostali zwolnieni przez lada błahostkę. Sprawiają wrażenie osób samoświadomych i zasługujących na to, by być liderami. W rzeczywistości jednak zaciekle bronią swojego stanowiska i odpierają wszelkie zarzuty. Czy ludzie tacy, którzy są dobrzy w maskowaniu się, uzasadnianiu swoich czynów i rozgłaszaniu wszem i wobec duchowych sloganów, naprawdę mogą cechować się dogłębnym samopoznaniem? (Nie, nie mogą). Ich tak zwana samoświadomość po prostu polega na zachowywaniu pozorów, oszukiwaniu innych i udawaniu, a wszystko po to, by wywrzeć na ludziach dobre wrażenie. Tak naprawdę nie stają przed obliczem Boga, aby odpokutować za swoje przewiny i przyznać się do nich, ani nie akceptują tego, że Bóg ich przycina i rozprawia się z nimi, tym samym demaskując ich, karcąc, a nawet odrzucając. Po prostu nie mają takiego nastawienia.

W dzisiejszych czasach doświadczenie życiowe większości ludzi jest zbyt płytkie, a ich samowiedza nazbyt ograniczona. Wielu przyznaje się jedynie do błędów w swoich metodach postępowania i do swoich wad, podczas gdy tylko nieliczni przyznają się do swojego słabego charakteru, zniekształconego pojmowania, niezdolności do zrozumienia kwestii duchowych i deficytu człowieczeństwa. Jeszcze mniej liczne grono osób uznaje Boże słowa objawienia za fakty absolutne, wierząc, że słowa te ujawniają prawdę o ich własnym zepsuciu, oraz że są w pełni dokładne i wolne od błędów. To dowód na to, że ludzie wciąż tak naprawdę nie znają siebie. Nieuznanie faktu, że żyją w zgodzie ze swoim szatańskim usposobieniem i szatańską naturą, oznacza, że nie są prawdziwie samoświadomi. Bez względu na to, jakie przejawy swojego zepsutego usposobienia ujawniają, nie przyznają się do nich. Zakrywają je i kamuflują, uniemożliwiając innym dostrzeżenie swojego skażenia. Tacy ludzie są bardzo dobrzy w maskowaniu się i są hipokrytami. Obecnie większość ludzi skłania się ku prawdzie, a ich stan nieco się poprawił, lecz nadal nie posiadają prawdziwej samowiedzy. Wiele osób konsekwentnie reaguje na popełnienie przez siebie błędu, po prostu przyznając, że w tym konkretnym przypadku się pomylili. Jeśli ich spytasz: „Gdzie dokładnie popełniłeś błąd w tej kwestii? Które prawdozasady pogwałciłeś? Jakie przejawy twojego zepsutego usposobienia ujawniłeś?”, to odpowiedzą: „To nie ma nic wspólnego z zepsutym usposobieniem. To była tylko chwila słabości; nie przemyślałem sytuacji i zadziałałem impulsywnie. Nie było to moim zamiarem”. Ich niezamierzone działania i błędy stały się osłoną i wymówką dla ujawnionego przez nich skażonego usposobienia. Czy jest to autentyczne przyznanie się do własnego zepsucia? Nie, nie jest. Jeśli często szukasz wymówek lub wynajdujesz przyczyny ujawnionych przez ciebie aspektów skażonego usposobienia, znaczy to, że nie potrafisz naprawdę stawić czoła swojemu własnemu zepsuciu, ani też nie jesteś w stanie się do niego przyznać ani go zrozumieć. Weźmy za przykład osobę, która dobrze wykonuje swoje obowiązki przez pewien okres czasu; jej stan jest stabilny, wszystko, co robi, przebiega gładko i bez zakłóceń, przynosząc pozytywne rezultaty i zaskarbiając jej uznanie innych. Ktoś taki uważa, że wnosi wielki wkład i że Bóg powinien go wynagrodzić. W rezultacie ujawnia zatem swoje aroganckie i zepsute usposobienie osoby przekonanej o własnej nieomylności – uważa się za lepszego od innych, nie słucha nikogo i nie potrafi z nikim harmonijnie współpracować. Wkrótce taki człowiek zacznie popełniać błędy w wykonywaniu swoich obowiązków, a jego bracia i siostry rozprawią się z nim i zdemaskują go, mówiąc mu, że jest nazbyt arogancki. Trudno mu wówczas będzie zaakceptować ten fakt i nieustannie będzie się nad tym zastanawiać i to roztrząsać: „Jestem arogancki? Nie sądzę. Niczym się nie przechwalałem, więc jak nagle mogłem stać się arogancki?” Osoba taka utknie na słowie „arogancki” i nie będzie w stanie przejść nad tym do porządku dziennego. Jej niezdolność do zaakceptowania tego słowa dowodzi, że brakuje jej rozumu, oraz że w ogóle nie zna siebie i nie uznaje własnego zepsutego usposobienia. Kiedy coś ci się przytrafia i ujawniasz swoje skażone usposobienie, jeśli ktoś cię krytykuje lub przycina i rozprawia się z tobą, twierdząc, że to, co zrobiłeś, narusza prawdozasady, ale ty jedynie przyznajesz się do popełnienia błędu w tej konkretnej sprawie, nie chcąc przyznać natomiast, że była to konsekwencja ujawnionego przez ciebie zepsutego usposobienia i jesteś jedynie skłonny naprawić błąd, przy czym nigdy nie zaakceptujesz faktu, że ujawniłeś swoje skażone usposobienie – znaczy to, że tak naprawdę nie znasz siebie. Czy przyznanie się do błędów samo w sobie może oznaczać samowiedzę? Samowiedza odnosi się do identyfikacji pierwotnej przyczyny własnych błędów i poznania własnego zepsutego usposobienia. Jeśli przyznasz, że zrobiłeś coś złego, a potem twoje zachowanie zmieni się w taki sposób, że będzie się wydawać, że nie popełniasz już tego samego błędu, ale jeśli zarazem nie odrzuciłeś swojego zepsutego usposobienia i pierwotna przyczyna błędu nie została usunięta, to jakie byłyby wówczas tego konsekwencje? Nadal nieuchronnie ujawniałbyś swoje skażone usposobienie, buntując się przeciwko Bogu i sprzeciwiając się Mu. Nie zakładaj, że zaprowadzenie kilku zmian w twoim zachowaniu będzie równoznaczne ze zmianą twojego usposobienia. Poznawanie siebie to niekończący się proces; jeśli dana osoba nie jest w stanie zidentyfikować podstawowych przyczyn swojego zepsutego usposobienia lub jeśli nie wie, co jest źródłem jej buntu i sprzeciwu wobec Boga, wówczas nie będzie mogła dokonać zmiany w swoim usposobieniu. To jest właśnie trudne w modyfikacji usposobienia. Dlaczego wielu ludzi wierzących w Boga zmienia jedynie swoje zachowanie, a nie usposobienie życiowe? W tym właśnie tkwi problem. Jeśli przyznasz, że to, co ujawniasz swoimi czynami to zepsute usposobienie, które spowodowało, że postępujesz według własnego uznania, podejmując arbitralne decyzje, nie współpracując w harmonii z innymi i stawiając się ponad innych – a następnie po przyznaniu się do tych zachowań, przyznasz również, że zostały one spowodowane twoim aroganckim usposobieniem, to jaką korzyść ci to przyniesie? Dopiero wtedy naprawdę przemyślisz te kwestie i zrozumiesz, że skażone usposobienie jest podstawową przyczyną sprzeciwu wobec Boga i jest niezbitym dowodem zepsucia ludzkości przez szatana. Zdasz sobie wtedy sprawę, że jeśli ktoś nie odrzuci tego skażonego usposobienia, to nie jest godny miana człowieka ani życia przed obliczem Boga. Jeśli jednak przyznasz się tylko do tego, że zrobiłeś coś złego, jakie będą tego konsekwencje? Będziesz się wyłącznie skupiać na swoim sposobie postępowania i wkładać wysiłek tylko w to, jak go usprawnić, aby to, co robisz na pozór wyglądało na należyte, oraz będziesz trudzić się tym, jak ukryć ujawnienie swojego aroganckiego usposobienia. Staniesz się coraz bardziej podstępny, a metody, jakie będziesz stosować do zwodzenia innych, staną się coraz bardziej wyrafinowane. Będziesz sobie myślał: „Tym razem popełniłem błąd i wszyscy to zauważyli, bo nie byłem ostrożny. Następnym razem nie będę taki nieuważny”. W rezultacie, chociaż na pozór zmienił się sposób, w jaki postępujesz i inni nie mogą ci nic wytknąć, to jednak ukryłeś swoje zepsute usposobienie. Czym się stałeś? Stałeś się bardziej podstępny i obłudny. Jeśli ktoś skupia się na tym, jak mówi i jak się zachowuje, i wkłada w to wysiłek, aby pozornie nikt nie był w stanie dopatrzyć się w takim postępowaniu żadnych problemów ani znaleźć w nim nic złego, oraz żeby jego działania wydawały się bezbłędne, przy czym osoba taka nie modyfikuje choćby w najmniejszym stopniu swojego skażonego usposobienia, czyż zatem nie staje się faryzeuszem? Obłudne postępowanie może oszukać ludzi, ale czy może zwieść Boga? Co dokładnie oznacza dążenie do prawdy? Przede wszystkim odnosi się do dążenia do zmiany usposobienia. Jeżeli ktoś nigdy nie zgłębi swojego zepsutego usposobienia, wówczas niemożliwa będzie jego modyfikacja. Jednocześnie przyznając, że ma skażone usposobienie, osoba taka musi także zaakceptować prawdę, zastanowić się nad tym, w czym dokładnie popełniła błąd i gdzie poniosła porażkę, a następnie musi dążyć do prawdy, aby móc rozwikłać swoje problemy. Tylko w ten sposób można stopniowo wyzbyć się swojego zepsutego usposobienia, praktykować prawdę w wykonywaniu swoich obowiązków i postępować zgodnie z zasadami. Czyniąc to, osoba taka wejdzie w prawdorzeczywistość. Tylko ci, którzy potrafią szukać prawdy i wiedzą, jak ją praktykować, są tymi, którzy dążą do prawdy. Są to osoby, które potrafią stale wkładać wysiłek w praktykowanie prawdy i postępowanie zgodnie z zasadami, a także wiedzą, jak podsumowywać swoje doświadczenia i wyciągać [z nich] wnioski. Kiedy zaczną praktykować prawdę, wejdą w rzeczywistość i będą kierować się zasadami w swoich działaniach, a zarazem będą popełniać mniej błędów, wówczas stopniowo będą się nadawać do bycia narzędziem w rękach Boga. Jeśli ktoś nie jest osobą dążącą do prawdy, niezależnie od tego, jak chętnie oddaje się czczemu gadaniu o samopoznaniu i bez względu na to, że nazywa siebie diabłem i szatanem, ostatecznie i tak nie wprowadzi prawdy w życie. Jaka jest więc różnica między tymi dwoma osobami? Jedna z nich uznaje swoje własne zepsute usposobienie, poszukuje prawdozasadzasad i postępuje zgodnie z prawdą – to jest ścieżka dążenia do prawdy. Druga nie przyznaje się do tego, że ma zepsute usposobienie i nie akceptuje faktu, że jej usposobienie jest skażone, zamiast tego wkładając wysiłek w swój sposób postępowania. Jednakże przeobraża to jedynie zewnętrzne zachowanie takiej osoby i nie następuje żadna zmiana w jej usposobieniu życiowym, co czyni jej zachowanie [jeszcze] bardziej oszukańczym. Czy praktykowane przez tych ludzi postawy są zgodne z prawdozasadami? Całkowicie się do tego nie umywają i nawet nie przestrzegają tych zasad po łebkach. To, co osoby takie robią, to przebieranki, udawanie i zwodzenie, a ich celem jest oszukiwanie wybranego ludu Boga. Ludzie tego pokroju nie praktykują prawdy, ale nadal chcą, by wszyscy ich chwalili, aprobowali i popierali – po to, by móc wyrobić sobie status w kościele. Czyż nie jest to przejaw maskowania się i oszustwa? Osoby takie przebierają się i kamuflują, skupiając się na tym, jak zaskarbić sobie przychylność innych. Czy w takim sposobie postępowania istnieją jakieś prawdozasady? Wcale nie – całkowicie opiera się on na wyobrażeniach ludzkiego umysłu, ludzkich metodach, ludzkich filozofiach radzenia sobie ze światem i nadal jest to życie w zgodzie z szatańskim usposobieniem. Ta praktyka hipokryzji przynależy do fałszywej duchowości; jest to oszukiwanie ludzi i brak w nim choćby najmniejszej dozy prawdorzeczywistości.

Dlaczego pewni ludzie, którzy również zdają się wykonywać swoje obowiązki tak jak inni, ostatecznie szokują wszystkich dopuszczając się wielkiego zła – i to zupełnie nagle, znikąd? Czy taki rozwój wydarzeń można wywołać w ciągu zaledwie jednego lub dwóch dni? Absolutnie nie. Nie od razu Rzym zbudowano. Pozornie wydają się być dobrze wychowani i prostoduszni, i nikt nie może mieć im nic do zarzucenia, ale ostatecznie popełniane przez nich złe uczynki są bardziej ekstremalne i zdumiewające niż te, jakich dopuszcza się ktokolwiek inny – bowiem ich przewiny popełniane są przez tzw. „dobrze wychowanych” ludzi. Czy wiecie, jaką wspólną cechę mają ludzie tego pokroju? (Zwykle wydają się być całkiem dobrze wychowani i wygląda na to, że posiadają dobre maniery). To, co urzeczywistniają oraz ich naturoistota mają dwie odrębne cechy – czy potraficie pojąć te kluczowe aspekty? (Nie miłują oni prawdy ani nie uznają swojego zepsutego usposobienia. Kiedy mówią o poznaniu siebie, maskują się i postępują obłudnie). Obłudne działanie jest jednym z aspektów tego zjawiska, więc jak możesz je dostrzec i potwierdzić, że ci ludzie są hipokrytami? Jak możesz potwierdzić, że te praktykowane przez nich dobre zachowania to jedynie pozory? (Na pierwszy rzut oka, ich słowa są bardzo miłe, ale swoim prawdziwym działaniem chronią tylko własne interesy, nie biorąc pod uwagę interesów domu Bożego). Jest to specyficzny przejaw obłudy. Chociaż ci hipokryci prawią piękne słówka, w rzeczywistości jednak oszukują i zwodzą ludzi. Dodatkowo obnażają swój egoizm i podłość, chroniąc jedynie własne interesy, nie licząc się z interesami domu Bożego – chcą wieść życie ladacznicy, oczekując zarazem pomnika ku czci swojej cnoty. Wszystko to reprezentuje ich naturoistotę, która jest pozbawiona człowieczeństwa. Wspomniałem powyżej, że ich naturoistota ma dwie odrębne cechy. Pierwszą jest to, że ludzie tego pokroju często wykrzykują frazesy i mówią o doktrynach, jakby byli głęboko uduchowieni, ale w rzeczywistości zupełnie nie kochają prawdy, a bez miłości do prawdy, nie są w stanie jej praktykować. W związku z tym, czy to, co wspomnieliście wcześniej na ich temat, odnośnie ich zabiegania wyłącznie o własne interesy, nie jest jednym z przejawów niemiłowania prawdy? Dlaczego biorą pod uwagę własne interesy? Czy kochają prawdę? (Nie miłują prawdy – troszczą się jedynie o własne interesy). Bronią tylko swoich własnych interesów i wcale nie biorą pod uwagę interesów domu Bożego, czy też swoich braci i sióstr. Czy nie jest to zachowanie osoby niemiłującej prawdy nawet w najmniejszym stopniu? Niektórzy ludzie mówią: „Jeśli nie miłują prawdy, dlaczego zawsze omawiają sprawy związane z prawdą?” Jak byście to wyjaśnili? (Robią to, żeby zaimponować innym i dla niepoznaki, żeby się kamuflować). To jeden z aspektów tej kwestii, ale poza tym, czy rzeczywiście omawiają zagadnienie prawdy? To wcale nie jest prawda; to tylko słowa i doktryny. Jeśli więc są to wyraźnie tylko słowa i doktryny, jak można to nazwać prawdą? Tylko głupcy zrównaliby słowa i doktryny z prawdą. Diabły są bardzo uzdolnione w wypowiadaniu słów i formułowaniu doktryn, aby zwodzić nimi ludzi, a także chcą udawać ludzi, którzy posiadają prawdę, aby móc oszukiwać innych i Boga. Bez względu na to, jak wzniosłe są słowa i doktryny wypowiadane przez ludzi, nie są one prawdą; tylko słowa wypowiedziane przez Boga są prawdą. Jak zatem można jednym tchem wymieniać słowa i doktryny wypowiadane przez ludzi oraz prawdę? To są dwie różne rzeczy. To jest pierwszy aspekt tej kwestii: ci ludzie w ogóle nie kochają prawdy. Czy ten aspekt stanowi ich naturoistotę? (Tak). Dlaczego mówimy, że jest to ich naturoistota, a nie tylko tymczasowe ujawnienie lub przejściowe zachowanie? Dzieje się tak dlatego, że biorąc pod uwagę wszystkie ich ujawnienia i zachowania, można dojść do wniosku, że istotą ich człowieczeństwa jest to, że w ogóle nie kochają prawdy. Na podstawie tych różnorodnych zachowań można stwierdzić, że są to ludzie niemiłujący prawdy. To jest pierwsza cecha. Jaka jest zatem ich druga charakterystyka? Mianowicie chodzi o to, że ci ludzie w ogóle nie przyznają się do tego, że mają zepsute usposobienie. Co to znaczy, że w ogóle się do niego nie przyznają? Jeśli mówi się, że nie uznają swojego skażonego usposobienia, to dlaczego zawsze poruszają temat samopoznania? Nie tylko mówią o poznaniu siebie, ale także bezwstydnie pomagają innym ludziom osiągnąć samopoznanie. Często również twierdzą, że nie robią wystarczająco dużo, że są dłużnikami Boga, że są diabłami i szatanami i zasługują na przeklęcie. Jak można to wyjaśnić? (Kiedy mówią o samopoznaniu, nie ma w tym prawdziwej treści ani żadnych szczegółów. Na przykład nie czynią konkretnych odniesień do aspektów zepsutego usposobienia, jakie ujawnili ani względem żywionych przez nich złych intencji czy aspektów ich skażonego usposobienia, które nimi sterują; nie mówią też jakie są konkretne przejawy tego zepsucia ani do jakiej naturoistoty przynależą, i tak dalej. Po prostu ogólnikowo stwierdzają, że są diabłami i szatanami, nie wyrażając przy tym swoich prawdziwych uczuć ani swojego pojmowania tych słów). (Jednym ze skutków prawdziwego samopoznania jest zdolność do prawdziwej nienawiści do samego siebie. Ludzie tego pokroju przyznają się werbalnie do swojego zepsucia, ale w głębi serca nie są wcale nienawistni wobec siebie, a także wynajdują wszelkiego rodzaju powody do samoobrony i usprawiedliwiania się. Czasem też pozornie nie tłumaczą się z niczego, ale w duchu nie akceptują i nie uznają swojego zepsucia. Zupełnie nie są w stanie przyjąć prawdy i nie zachodzą w nich żadne zmiany). Nie przyznają się do własnego skażenia – jak można to wyjaśnić? (Kiedy coś im się przytrafi i zostają zdemaskowani, uważają, że nie są zdolni do popełnienia danego czynu, więc nie przyznają się też do posiadania tego rodzaju zepsutego usposobienia). Ludzie tego pokroju zawsze mówią o samopoznaniu, ale co dokładnie wiedzą na swój temat? Czy znają swoje zachowania i przejawy swojego skażonego usposobienia? A może wiedzą tylko, co zrobili źle? Istnieje ogromna różnica pomiędzy tymi rodzajami wiedzy. Niektóre rodzaje poznania stanowią wiedzę prawdziwą, inne natomiast są powierzchowne i pozbawione esencji. Wiedza niektórych osób jest jeszcze płytsza i świadomi są oni jedynie tego, co zrobili źle lub przyznają się tylko do swoich wykroczeń, które były sprzeczne z moralnością lub prawem. Nie różni się to od wyznania przez ludzi wierzących swojej winy przed Panem; nie prowadzi to do prawdziwej pokuty. Są też tacy, którzy po prostu głoszą pewne doktryny, mówiąc o poznawaniu siebie, lub naśladują to, co mówią inni na temat samowiedzy. Jest to jeszcze większa forma maskowania się i oszustwa. Dlaczego ci ludzie tak naprawdę nie znają siebie samych? Najważniejszą przyczyną jest to, że nigdy nie akceptują prawdy, więc wszystkie ich działania i zachowania opierają się całkowicie na ich własnych preferencjach, własnej satanistycznej filozofii oraz własnych interesach, ambicjach i pragnieniach. W głębi serca nie uważają swoich ambicji i pragnień za zepsute; wszystko, czego potrzebują, jest nieskażone, więc robią, co chcą i co im się żywnie podoba. Oceniając to na podstawie ich działań, czy przyznają się oni do własnego zepsucia? (Nie, nie uznają go). Jak zachowują się ludzie, którzy przyznają się do swojego skażenia? Czy postępują w zgodzie z poszukiwaniem prawdozasad, czy też po prostu modlą się, kontemplują i postępują zgodnie ze swoimi własnymi przemyśleniami? Które z tych dwóch podejść obierają? (Poszukują prawdozasad). Zatem obserwując działania wyżej wymienionych typów ludzi, staje się oczywiste, że zawsze robią oni to, co się im żywnie podoba. Wierzą, że słowa Boga są przeznaczone dla innych i przekazują innym doktryny, które pojęli, co oznacza, że zmuszają innych do postępowania według słów Bożych, sugerując, że „wy wszyscy objawiacie zepsucie, ale ja dążę do prawdy we wszystkim, co robię i prawie nigdy nie przejawiam żadnego skażenia”. Czy są to ludzie, którzy naprawdę znają siebie samych? Nie mają odwagi przyznać się do własnego zepsucia; taka jest prawda. Wierzą, że zgodne z prawdą i słuszne jest płacenie ceny, a także mówienie trochę więcej, znoszenie nieco więcej cierpienia, a nawet wyzucie się z rzeczy i poświęcenie wszystkiego, co posiadają w celu zaspokojenia swoich ambicji i pragnienia. Gdybyś ich zapytał: „Skoro wszyscy ludzie są zepsuci, czy nie boicie się, że zbłądzicie, myśląc w ten sposób?”, odpowiedzieliby ci: „Nie, wszystko jest w porządku; Nie boję się o to. Moje intencje są słuszne”. Zauważ, że postrzegają swoje ambicje, pragnienia i intencje jako coś pozytywnego. Czy ludzie tego pokroju przyznają się do własnego zepsucia? (Nie, nie uznają go). Z obiektywnej perspektywy po prostu nie przyznają się do własnego skażenia. Czy ktoś, kto nie przyznaje się do własnego zepsucia, może szczerze okazać skruchę? (Nie, nie może). Absolutnie nie będzie skruszony; nigdy nie okaże skruchy. Czy okazuje prawdziwe posłuszeństwo? (Nie). Co więcej, nie wie nawet, jaka jest prawda, więc jak może się podporządkować? Jedyne, czemu się poddaje, to własnym ambicjom i pragnieniom. Wszelkie przedsięwzięcia podejmowane przez takich ludzi na przestrzeni ich całego życia stoją w zgodzie z ich własnymi pragnieniami; mówią i robią, co im się żywnie podoba, oraz wybierają drogę życia wyłącznie w oparciu o własną wolę, nigdy nie szukając prawdy. Niektórzy mówią: „Skoro nigdy nie dążą do prawdy, to po co słuchają kazań?”. Słuchanie kazań niekoniecznie oznacza, że są w stanie szukać prawdy; to tylko jeden aspekt wiary w Boga. Czy nie zostaliby zdemaskowani, gdyby nie słuchali kazań ani nie uczestniczyli w zgromadzeniach? Zatem poddanie się temu procesowi jest dla nich konieczne, ale słuchanie kazań nie oznacza, że akceptują prawdę lub przyznają się do własnego zepsucia; nie można wyciągnąć takiego wniosku. Przyznanie się do własnego skażenia nie jest rzeczą łatwą i z trudem przychodzi osobom, które nie miłują prawdy.

Właśnie wspomnieliśmy, że ludzie, którzy nie znają siebie, mają dwie odrębne cechy: jedną jest to, że zasadniczo nie kochają prawdy, a drugą jest to, że nigdy nie przyznają się do tego, że mają zepsute usposobienie. Zatem jak daleko jesteście od poznania siebie? (Na tę chwilę nadal jeszcze nie poznaliśmy siebie i nie osiągnęliśmy jeszcze punktu, w którym nienawidzilibyśmy siebie). Jesteście zatem jeszcze bardzo daleko. Poznanie siebie oznacza przede wszystkim poznanie swojego zepsutego usposobienia, swoich preferencji oraz błędnych poglądów i zachowań. To jest kluczowa kwestia, a inne aspekty samowiedzy są drugorzędne. Prawdziwa akceptacja prawdy i prawdziwa skrucha możliwe są tylko wtedy, gdy przyznasz się do posiadania zepsutego usposobienia, oraz do tego, że cechują cię wszelkiego rodzaju naturoistoty i objawienia skażenia, które Bóg wyciągnął na światło dzienne u ludzi i kiedy jesteś w stanie je wyszczególnić i przyznać, że wszystkie te konkretne fakty, zachowania i ujawnienia są niezgodne z prawdą, sprzeciwiają się Bogu i wszystkie są przez Niego znienawidzone. W dzisiejszych czasach, gdy ludzie twierdzą, że przyjmują prawdę, to uznają ją jedynie na poziomie doktryny i tylko w pewnej mierze modyfikują swoje postępowanie. Ale wkrótce potem wciąż urzeczywistniają zepsute szatańskie usposobienie i żyją zgodnie z jego filozofią; wcale się nie zmieniają. Zmiany w zachowaniu nie odzwierciedlają zmian w usposobieniu. By móc odmienić swoje usposobienie, należy poznać własną naturoistotę i własne skażone usposobienie – to jest punkt wyjścia. Ten, kto jedynie uznaje, że jego działania są problematyczne, przyznając, że nie jest dobrym człowiekiem czy, że jest diabłem i szatanem, daleki jest jeszcze od poznania własnej naturoistoty i przemiany swojego usposobienia.

Fragment 47

Czy widzicie teraz wyraźnie, jak podążać za Bogiem i kroczyć ścieżką poszukiwania prawdy? Na czym dokładnie polega wiara w Boga i podążanie za Nim? Czy chodzi tu jedynie o wyrzeczenie się kilku rzeczy, o gotowość do ponoszenia kosztów dla Niego, zniesienie odrobiny cierpień i podążanie za Bogiem do samego końca? Czy to wszystko? Czy można zdobyć prawdę, podążając za Bogiem w ten sposób? Czy można dostąpić zbawienia? Czy macie w swoich sercach pewność co do tych rzeczy? Niektórzy ludzie myślą, że kiedy dana osoba została osądzona, skarcona, rozprawiono się z nią i ją przycięto lub kiedy jej prawdziwe oblicze wyszło na jaw, to jej wynik jest już przesądzony i nie ma dla tej osoby nadziei na zbawienie. Większość ludzi nie ma jasności co do tej kwestii, wahają się, stojąc na rozdrożu, i nie wiedzą, jak podążać ścieżką, którą mają przed sobą. Czy to nie znaczy, że wciąż brakuje im prawdziwej wiedzy o Bożym dziele? Czy ci, którzy ciągle mają wątpliwości co do Bożego dzieła i zbawienia człowieka, posiadają w ogóle prawdziwą wiarę? Zazwyczaj ludzie, z którymi jeszcze się nie rozprawiono i których nie przycięto oraz którzy nie doświadczyli żadnych niepowodzeń, czują, że w swojej wierze powinni dążyć do prawdy i wypełniać wolę Boga. Jednak gdy tylko otrzymają lekki cios lub natrafią na jakiekolwiek trudności, wychodzi na jaw ich zdradziecka natura i jest to odrażający widok. Po fakcie sami również uznają to za odrażające i ostatecznie oceniają, że nadszedł ich koniec, mówiąc: „Wszystko skończone! Jeśli jestem zdolny do czegoś takiego, czy nie oznacza to, że nie ma dla mnie nadziei? Bóg mnie nigdy nie zbawi”. Wiele osób jest w tym stanie. Można nawet powiedzieć, że każdy tego doświadcza. Dlaczego ludzie wydają takie wyroki na siebie samych? Dowodzi to, że wciąż nie rozumieją Bożego zamiaru zbawienia ludzkości. Jeśli tylko raz cię przycięto i rozprawiono się z tobą, może cię to na długo wprawić w stan zniechęcenia, z którego nie będziesz w stanie się wyrwać – i to do tego stopnia, że możesz nawet porzucić swój obowiązek. Nawet mało istotny rozwój wypadków może cię przestraszyć na tyle, że przestaniesz dążyć do prawdy i utkniesz w martwym punkcie. To tak, jakby ludzie byli entuzjastyczni w swoich dążeniach tylko wtedy, gdy czują, że są nieskazitelni i bez wad, ale kiedy odkrywają, że są nadmiernie zepsuci, nie mają odwagi, aby kontynuować dążenie do prawdy. Wielu ludzi wypowiadało słowa frustracji i zniechęcenia, na przykład: „To już dla mnie koniec; Bóg mnie nie zbawi. Nawet jeśli Bóg mi przebaczy, ja sobie wybaczyć nie mogę; nigdy nie uda mi się zmienić”. Ludzie nie rozumieją woli Bożej, co pokazuje, że wciąż nie znają Jego dzieła. W rzeczywistości to naturalne, że ludzie czasami ujawniają pewne aspekty zepsutego usposobienia na drodze rozmaitych doświadczeń życiowych, lub postępują w sposób fałszywy, nieodpowiedzialny albo niedbały i pozbawiony lojalności. Dzieje się tak dlatego, że ludzie mają zepsute usposobienie; jest to nieubłagane prawo. Nazywają się zepsutymi istotami ludzkimi właśnie z powodu tych przejawów. Gdyby ludzie nie byli zepsuci, Boże dzieło zbawienia nie miałoby sensu. Teraz problem polega na tym, że ludzie nie rozumieją prawdy ani naprawdę nie rozumieją siebie i nie są w stanie wyraźnie dostrzec swoich stanów, dlatego potrzebują, aby Bóg obnażył i osądził ich słowami, by mogli ujrzeć światło. W przeciwnym razie byliby nadal odrętwiali i nierozumni. Gdyby Bóg nie działał w ten sposób, ludzie nigdy by się nie zmienili. Bez względu na to, jakie trudności was spotkają na każdym etapie, będę z wami omawiać prawdę, zapewniając jasność i wskazówki, i o ile będziecie w stanie wejść na właściwą ścieżkę, to wystarczy. Inaczej ludzie zawsze będą popadać w skrajności. Zawsze będą brnąć w ślepe zaułki i nie będą posuwać się naprzód, ferując na siebie wyroki po drodze. Kiedy człowiek dopiero zaczyna doświadczać Bożego dzieła, jeszcze nie rozumie siebie. A po porażce i kilkukrotnym zdemaskowaniu, ostatecznie wydaje werdykt na siebie. Mówi: „Jestem diabłem, jestem szatanem! Ze mną już koniec. Nie ma szans, żebym kiedykolwiek został zbawiony. Zbawienie jest poza moim zasięgiem”. Człowiek jest rzeczywiście zbyt kruchy i trudno sobie z nim radzić; ma też tendencję do popadania w skrajności na swojej drodze. Kiedy ludzie nie widzą, że ich zepsucie sięga tak głęboko, że są już diabłami, stają się wówczas aroganccy i zadufani w sobie; wierzą, że znieśli niezliczone trudności, że są ludźmi, którzy kochają Boga i że są uprawnieni do wejścia do królestwa niebieskiego. Jednakże, kiedy zdają sobie sprawę z głębi swego zepsucia, kiedy uświadamiają sobie, że nie urzeczywistniają ludzkiego podobieństwa, ale są diabłami i szatanami, zatracają się w rozpaczy i czują, że nie ma dla nich nadziei; że musieli zostać potępieni przez Boga, obnażeni i odrzuceni. Kiedy nie rozumieją siebie, są aroganccy i zadufani w sobie, natomiast kiedy posiadają samopoznanie, popadają w rozpacz. Oto jak kłopotliwi i trudni są ludzie. Jeśli będą w stanie przyjąć prawdę, jeśli pewnego dnia zrozumieją wolę Bożą, powiedzą: „Moje zepsucie było tak głębokie przez cały czas, lecz w końcu je pojąłem. Na szczęście Bóg mnie zbawia, a teraz widzę przed sobą wspaniałe życie i mogę podążać właściwą ścieżką życiową. Nie wiem, jak mam dziękować za to Bogu”. To tak, jakby obudzić się ze snu i zobaczyć światło. Czyż nie otrzymali wielkiego zbawienia? Czy nie powinni chwalić Boga? Niektórzy ludzie nie rozumieją samych siebie, nawet gdy śmierć jest blisko; nadal są aroganccy i nie potrafią zaakceptować ujawnionych faktów. Czują, że są całkiem dobrzy, mówią: „Jestem dobrym człowiekiem, jak mogłem to zrobić?”. Sprawiają wrażenie, jakby zostali niesłusznie oskarżeni. Niektórzy ludzie doświadczają przez lata Bożego dzieła, lecz na końcu nadal nie rozumieją swojej natury. Ciągle myślą, że są dobrymi ludźmi, którzy popełnili błąd w chwili dezorientacji, i nie podporządkowują się nawet do dnia, gdy zostaną wyrzuceni. Taka osoba jest zbyt arogancka i nieświadoma i po prostu nie przyjmuje prawdy. Nigdy nie będzie w stanie się zmienić i stać się istotą ludzką. To pokazuje, że chociaż natura ludzka stawia Bogu opór i jest wobec Niego zdradziecka, natura różnych ludzi różni się od siebie. To wymaga głębszego zrozumienia ludzkiej natury.

Ludzka natura ta posiada pewne wspólne cechy, które należy zrozumieć. Wszyscy ludzie są zdolni do tego, by zdradzić Boga – to jest cecha powszechna – jednak każdy człowiek ma swoją podstawową słabość. Niektórzy ludzie kochają władzę, inni status; niektórzy czczą pieniądze, podczas gdy inni wielbią materialne przyjemności. Takie są różnice w naturze ludzi. Niektórzy są w stanie trwać niewzruszenie pomimo wielu trudności, których doświadczyli po tym, jak uwierzyli w Boga, podczas gdy inni zniechęcają się, narzekają i nie są w stanie wytrwać, gdy napotykają niewielkie trudności. Dlaczego więc, mimo że jedni i drudzy wierzą w Boga, jedzą i piją słowo Boże, ich reakcje różnią się, gdy coś ich spotyka? To pokazuje, że chociaż wszyscy głęboko zepsuci ludzie mają naturę szatana, jakość ich człowieczeństwa jest różna. Niektórzy ludzie brzydzą się prawdą i nienawidzą jej, podczas gdy inni są w stanie ją kochać i akceptować. Przejawy zepsutego usposobienia jednych są bardziej drastyczne niż u innych. Niektórzy ludzie są nieco bardziej życzliwi, podczas gdy inni są bardzo złośliwi. Chociaż ich słowa, zachowanie i przejawy mogą się różnić, ich zepsute usposobienie jest takie samo; wszyscy są zdeprawowanymi ludźmi, którzy są z szatana. To ich wspólna cecha. Natura człowieka określa to, kim jest. Chociaż istnieją podobieństwa między ludźmi w zakresie ich natury, każda osoba musi być traktowana inaczej, zgodnie z jej istotą. Na przykład złe żądze są wspólną cechą wszystkich ludzi. Każdy je posiada i niełatwo je przezwyciężyć. Jednak niektórzy ludzie mają szczególnie silne skłonności w tym zakresie. Ilekroć napotykają pokusy związane z płcią przeciwną, ulegają im. Ich serca zostają opętane i ulegają pokusie; w dowolnym momencie są gotowi uciec z drugą osobą i zdradzić Boga. Można więc powiedzieć, że ci ludzie mają złą naturę. Inni natomiast, gdy stają w obliczu tego rodzaju sytuacji, nawet jeśli okażą chwilę słabości lub ujawnią jakieś złe pożądliwości, nie zrobią nic niestosownego. Są zdolni do powściągliwości i unikania okoliczności tego typu; potrafią porzucić cielesność i uniknąć pokusy. Nie można zatem powiedzieć, że ich natura jest zła. Istoty ludzkie żyją w ciele, doświadczają więc złych żądz; ale niektórzy ludzie są samowolni i pochopni, oddają się swojej żądzy, a nawet popełniają czyny, które zakłócają i zaburzają pracę kościoła. Inni jednak tacy nie są. Potrafią dążyć do prawdy, działać zgodnie z nią, i są w stanie porzucić cielesność. Chociaż wszyscy ludzie doświadczają cielesnych pożądliwości, nie wszyscy zachowują się tak samo. Tak właśnie różnią się między sobą naturoistoty ludzi. Niektórzy ludzie są chciwi pieniędzy. Ilekroć widzą pieniądze lub ładne rzeczy, chcą je sobie zawłaszczyć. Mają szczególnie silne pragnienie nabycia tych rzeczy. Tacy ludzie są chciwi z natury. Pożądają wszelkich dóbr materialnych w zasięgu ich wzroku, a nawet ośmielają się kraść lub nadużywać Bożych ofiar – potrafią się posunąć nawet do tego, żeby zagarnąć tysiące lub dziesiątki tysięcy RMB. Im większa suma pieniędzy, tym zuchwalsi się stają. Ich serca są całkowicie pozbawione bojaźni Bożej. To jest właśnie chciwa natura. Innych ludzi dręczy sumienie po wydaniu kilku czy kilkudziesięciu RMB z kościelnych pieniędzy. Szybko padają przed Bogiem na kolana i modlą się skruszeni ze łzami w oczach, błagając Go o przebaczenie. Nie możemy powiedzieć, że tacy ludzie są chciwi pieniędzy, ponieważ każdy ma zepsute usposobienie i pewne słabości, a zdolność tych ludzi do okazania prawdziwej skruchy dowodzi, że ich czyny były jedynie objawieniem zepsutego usposobienia. Niektórzy ludzie osądzają innych. Mówią: „Ponieważ ta osoba wydała tym razem kilka RMB z pieniędzy kościoła, następnym razem może to być kilkadziesiąt RMB. Zdecydowanie jest to osoba, która kradnie ofiary i powinna zostać wyrzucona”. Tego typu słowa mają nieco osądzający charakter. Ludzie mają zepsute usposobienie, więc z pewnością ujawnią swoje zepsucie i uczynią wiele złych rzeczy. To normalne, ale osoba ujawniająca swoje zepsucie to nie to samo, co ktoś o niegodziwej naturze. Chociaż te dwa typy ludzi mogą czasem robić te same rzeczy, mają inną naturę. Na przykład osoba, która idzie ścieżką dążenia do prawdy i stara się być uczciwa, nieuchronnie od czasu do czasu będzie się dopuszczać kłamstw, oszustw lub matactw, natomiast diabeł będzie kłamać cały czas na temat wszystkiego, ponieważ kłamstwo i oszustwo są częścią jego natury. Chociaż oboje mogą posuwać się do kłamstwa, istota diabła i kogoś, kto dąży do prawdy, są zasadniczo różne. Czy zatem właściwe jest nazywanie ludzi, którzy starają się być uczciwi, diabłami i szatanami, tylko z powodu chwilowego ujawnienia zepsucia? Popełnienie wykroczenia takiego jak kłamstwo lub oszustwo nie oznacza, że są diabłami, które zawsze kłamią i oszukują innych. Ponieważ naturoistoty poszczególnych ludzi różnią się od siebie, nie możemy ich wszystkich wrzucać do jednego worka. Przyrównywanie kogoś, kto popełnił chwilowe wykroczenie, do diabła, jest formą arbitralnego osądu i potępienia. To wyrządza ludziom największą szkodę. Jeśli brakuje ci rozeznania i nie widzisz rzeczy takimi, jakimi są, nie wolno ci wypowiadać słów bez namysłu lub bezkrytycznie stosować zasad, ponieważ zaszkodzisz innym. Ludzie, którym brakuje duchowego zrozumienia i którzy lubią przestrzegać zasad, najczęściej osądzają i potępiają innych. Ci, którzy nie rozumieją prawdy, mówią i działają bez zasad, a osoby, które nierozważnie i arbitralnie osądzają i potępiają innych, nie przynoszą korzyści ani im, ani sobie.

W głębi serca nie wiecie, jaki cel człowiek musi osiągnąć w swojej wierze w Boga, aby spełnić Jego wolę. Bardzo niewielu ludzi jest w stanie wierzyć w Boga, spełniając przy tym w pełni Jego wymogi. Macie w sobie zbyt wiele problemów, a być może nie jesteście jeszcze ich świadomi, nie są one dla was jasne. To pokazuje, że wciąż nie rozumiecie prawdy, nie jesteście zdolni do autorefleksji, i jeszcze nie odkryliście i wciąż nie jesteście w stanie przeanalizować różnych myśli i aspektów, które skrywa wasza własna natura. Po wysłuchaniu wielu kazań i zdobyciu doświadczenia, pewnego dnia zrozumiecie prawdę. Dopiero wtedy będziecie zdolni autentycznie poznać siebie samych. Chociaż naprawdę wierzycie w Boga, jeszcze nie pozbyliście się swojego zepsutego usposobienia, a waszą naturą nadal cechuje w wielu kwestiach powierzchowność, nadal lubicie nosić ładne ubrania i cieszyć się ładnymi rzeczami. Kiedy niektórzy ludzie noszą eleganckie ubrania lub sprawią sobie fajny telefon komórkowy, zmienia się ich ton głosu; gdy niektóre kobiety zakładają wysokie obcasy, zmienia się ich sposób chodzenia i same nie wiedzą już, kim są. Jeśli zaś chodzi o to, co ludzie pielęgnują w swoich sercach i jaka natura sprawia, że ujawniają te aspekty zła, brzydoty i powierzchowności, muszą oni poznać swoje własne zepsute usposobienie i dowiedzieć się, co skrywa ich natura. Chociaż ludzie mogą odczuwać swoje zepsute usposobienie, nie mogą się z nim rozprawić, mogą jedynie polegać na własnej sile woli, aby je powściągnąć i nie dopuścić, by ujawniało się na zewnątrz. W miarę pogłębiania się ich doświadczeń, ich wiedzy o własnej naturze i wszystkich aspektach prawdy oraz stopniowego pojmowania i wchodzenia w Boże wymagania, zepsute usposobienie ludzi i aspekty ich natury powoli zaczynają się zmieniać. Na początku ich samopoznanie jest bardzo płytkie. Mogą uznać, że mają zepsute usposobienie, ale nie są w stanie szukać prawdy i rozpoznać istoty swojego zepsucia. Kiedy zdobędą trochę wiedzy, chcą narzucić sobie ograniczenia, dzięki ciężkiej pracy porzucić cielesność i osiągnąć rezultaty, ale ich wysiłki okazują się daremne i wciąż nie mogą dostrzec, jakie jest źródło problemu. Kiedy później dojdą do prawdziwego zrozumienia prawdy i gruntownie poznają swoje zepsute usposobienie, zaczynają nienawidzić samych siebie. Wtedy nie muszą już wkładać wiele wysiłku w porzucenie cielesności, mogą aktywnie praktykować prawdę i działać zgodnie z zasadami. Chociaż czasami nie rozumieją do końca prawdy, to przynajmniej mogą postępować w oparciu o swoje sumienie i rozum. Kiedy ludzie po raz pierwszy zaczynają doświadczać Bożych słów, wszyscy napotykają trudności; ponieważ nie rozumieją prawdy i nie wiedzą, jak opierać się na zasadach, zawsze pytają, jak zrobić to lub tamto i mogą tylko przestrzegać przepisów. Co więcej, ludzi zawsze niepokoją stany przygnębienia, a czasami nie potrafią oni pójść naprzód. Co do tych stanów, te z nich, którym można zaradzić na drodze omówień, powinno się zwalczać na łonie wspólnoty. Te natomiast, którym nie da się zaradzić poprzez omówienia, należy zignorować. Zamiast tego powinieneś skupić się na normalnej praktyce i normalnym wchodzeniu w życie, oraz na częstszym omawianiu prawdy. Pewnego dnia, kiedy jasno zrozumiesz prawdę i przejrzysz wiele spraw, twoje stany przygnębienia znikną same z siebie. Czy wasze dawne stany przygnębienia już nie zniknęły? Przynajmniej doświadczacie ich o wiele rzadziej niż wcześniej. Wystarczy, że skupicie się na wkładaniu wiele wysiłku w dążenie do prawdy, a będziecie w stanie rozwiązać wszystkie swoje problemy. Kiedy będziecie w stanie rozwiązać własne problemy, będzie to znaczyło, że osiągnęliście postęp i dojrzeliście. Czyż to nie jest niesamowite, kiedy ludzie doświadczają aż do dnia, w którym ich spojrzenie na życie oraz znaczenie i podstawa ich egzystencji całkowicie się zmienią, kiedy zostaną przemienieni aż do szpiku kości i staną się kimś innym? To wielka zmiana, przełomowa zmiana. Będziesz mieć podobieństwo do istoty ludzkiej jedynie wtedy, gdy stracisz zainteresowanie sławą, zyskami, statusem, pieniędzmi, przyjemnościami, władzą oraz chwałą świata i będziesz potrafił bez trudu z nich zrezygnować. Ci, którzy ostatecznie zostaną dopełnieni przez Boga, są właśnie taką grupą – żyją dla prawdy, dla Boga i dla tego, co sprawiedliwe. To jest podobieństwo prawdziwej istoty ludzkiej.

Niektórzy ludzie spytają: „Czym właściwie jest istota ludzka?”. Obecnie nikt z ludzi nie jest istotą ludzką. Jeśli nie są istotami ludzkimi, to czym są? Można powiedzieć, że są to zwierzęta, bydlęta, szatani lub diabły w ludzkiej skórze, ale nie można ich nazwać istotami ludzkimi, ponieważ nie posiadają normalnego człowieczeństwa. Nazywanie ich zwierzętami jest bliskie prawdy, ale ludzie posiadają język, umysł i myśli, potrafią angażować się w naukę i produkcję, można ich więc zaliczyć do wyższej kategorii zwierząt. Jednakże ludzie są zbyt głęboko zepsuci przez szatana, dawno już stracili sumienie i rozum, i nie poddają się Bogu ani się Go nie boją. Nazywanie ich diabłami i szatanami jest w pełni uzasadnione. Ponieważ ich natura pochodzi od szatana, a oni sami ujawniają szatańskie usposobienie i wyrażają szatańskie poglądy, bardziej stosowne jest nazywanie ich diabłami i szatanami. Ludzie są zbyt głęboko zepsuci i nie wykazują szczególnie dużego ludzkiego podobieństwa. Są jak bydlęta i zwierzęta – są diabłami. W chwili obecnej ludzie nie są jednym lub drugim, nie przypominają ani ludzi, ani demonów i nie posiadają prawdziwego ludzkiego podobieństwa. Po wielu latach doświadczeń niektóre osoby od dawna wierzące zyskują trochę zażyłości z Bogiem i potrafią mniej więcej rozumieć Boga, mniej więcej martwić się o rzeczy, o które On się martwi, i mniej więcej myśleć o tym, o czym On myśli. Oznacza to, że istoty ludzkie przypominają nieco człowieka i są częściowo uformowane. Nowi wierzący nie doświadczyli jeszcze karcenia i osądzania, nie przycinano ich też często, ani nie rozprawiano się z nimi, nie słyszeli zbyt wiele prawdy, czytali tylko słowa Boga, ale nie mają prawdziwego doświadczenia. W rezultacie zawodzą. Głębia doświadczenia danej osoby decyduje o tym, jak bardzo się ona zmienia. Im mniej doświadczasz słów Bożych, tym mniej prawdy będziesz rozumiał. Jeśli nie masz żadnego doświadczenia, to jesteś nienaruszonym żywym szatanem, jesteś diabłem, to oczywiste. Wierzysz w to? Zrozumiesz te słowa pewnego dnia. Czy obecnie istnieją jacyś dobrzy ludzie? Jeśli ludzie nie przypominają człowieka, jak możemy nazywać ich istotami ludzkimi? Tym bardziej nie wchodzi w grę nazywanie ich dobrymi ludźmi. Mają tylko ludzką skorupę, ale nie mają ludzkiej istoty, nie byłoby przesadą nazywać ich bydlętami w ludzkim przebraniu. Jeśli ktoś chce poprzez doświadczanie Bożego dzieła stać się osobą o ludzkim podobieństwie, musi przejść przez objawienie, karcenie i sąd Bożych słów, tylko wtedy może ostatecznie osiągnąć zmianę. To jest właściwa droga; gdyby Bóg tego nie robił, ludzie nie byliby w stanie się zmienić. Bóg musi działać w ten sposób, krok po kroku. Ludzie muszą doświadczać sądu i karcenia, należy ich ciągle przycinać i rozprawiać się z nimi, trzeba też zdemaskować przejawy ich zepsutego usposobienia. Ludzie mogą wkroczyć na właściwą drogę tylko wtedy, gdy są w stanie zastanowić się nad sobą i zrozumieć prawdę. Dopiero po okresie doświadczenia i zrozumienia pewnych prawd ludzie mają odrobinę pewności, że są w stanie wytrwać. Widzę, że nadal wasza postawa jest zbyt wątła, zbyt mało prawdy rozumiecie i nie potraficie właściwie wykonywać swoich obowiązków. Chociaż wydaje się, że bardzo aktywnie angażujecie się w swoje obowiązki, w rzeczywistości wszyscy jesteście na skraju niebezpieczeństwa. Nie widzę, żebyście posiadali jakąkolwiek prawdorzeczywistość i trudno powiedzieć, czy jesteście ludźmi, którzy dążą do prawdy. To sprawia, że jesteście w wielkim niebezpieczeństwie. Wielokrotnie już wypowiadałem takie słowa, ale wielu ludzi nie rozumie, co one znaczą. Niektórzy mówią: „Jestem teraz tak pełen entuzjazmu w mojej wierze w Boga, że nie potknę się, ani nie pomylę drogi. Bóg traktuje mnie bardzo łaskawie, nie jestem w żadnym niebezpieczeństwie”. Bóg każdego człowieka traktuje łaskawie i chroni, ale ty nie wszedłeś w prawdorzeczywostość, więc oczywiście jesteś w niebezpieczeństwie. Czy możesz zagwarantować, że w obliczu prób będziesz w stanie wytrwać? Nikt nie odważy się udzielić takiej gwarancji. Wiele osób potrafi tylko mówić o niektórych słowach i doktrynach. Nie oznacza to, że rozumieją prawdę, i z pewnością nie oznacza to, że mają prawdziwą postawę, a mimo to uważają, że są o krok od sukcesu. Jeśli ktoś jest zdolny do powiedzenia czegoś takiego, widać, że jeszcze mu dużo brakuje. Każda osoba, która nie posiada prawdorzeczywistości, żyje w zagrożeniu. Jest to całkowita prawda.

Wstecz: Słowa o wykonywaniu obowiązku

Dalej: Słowa o tym, jak się pozbyć zepsutych skłonności

Koniec wszelkich rzeczy jest blisko. Czy chcecie wiedzieć, jak Pan wynagrodzi dobro i ukarze zło i ustali wynik człowieka, kiedy On powróci? Zapraszamy do kontaktu z nami, aby pomóc Ci znaleźć odpowiedź.

Ustawienia

  • Tekst
  • Motywy

Jednolite kolory

Motywy

Czcionka

Rozmiar czcionki

Odstęp pomiędzy wierszami

Odstęp pomiędzy wierszami

Szerokość strony

Spis treści

Szukaj

  • Wyszukaj w tym tekście
  • Wyszukaj w tej książce

Połącz się z nami w Messengerze