24. Jak pozbyłam się uczucia wdzięczności, które towarzyszyło mi przez połowę mojego życia

Autorstwa Pat, Hiszpania

Odkąd pamiętam, moi rodzice często mówili, że moja mama urodziła mnie w wieku 33 lat i że w czasie porodu miała silne krwawienie. Pracownicy szpitala określili wręcz jej stan jako krytyczny i stwierdzili, że nie ma pewności, czy ona i ja przeżyjemy. Zajęło im trzy dni i trzy noce, aby nas obie uratować. Później moja mama często powtarzała, że wiele z jej nawracających problemów zdrowotnych pojawiło się po tym, jak mnie urodziła. Ilekroć myślałam o bólu, którego wówczas doświadczyła, czułam, że bardzo wiele jej zawdzięczam. Gdy byłam w gimnazjum, moi rodzice, którzy pracowali w sektorze publicznym, przeszli na wcześniejszą emeryturę, planując założenie własnej firmy, aby zarabiać więcej pieniędzy. Ostatecznie mój ojciec otworzył fabrykę, ale został oszukany i wpadł w duże długi. Gdy wracałam ze szkoły, często spotykałam w domu windykatorów. Wtedy postanowiłam, że będę pilnie się uczyć, dostanę się na studia, znajdę dobrą pracę i zarobię dużo pieniędzy, żeby wierzyciele nie ścigali już moich rodziców. Później zostałam przyjęta na studia licencjackie. Mój ojciec pożyczył i uzbierał wystarczająco dużo pieniędzy, aby zapłacić za pierwszy rok mojej nauki. Potem rodzice przeprowadzili się do miasta, w którym studiowałam, i pracowali jako tragarze brykietów węglowych, aby zarobić pieniądze na opłacenie mojego wykształcenia. Gdy widziałam, jak ciężko pracują, bolało mnie serce. Przez cztery lata studiów miałam tylko jeden cel: szybko je skończyć i zarobić pieniądze, aby spłacić długi rodziców i odwdzięczyć się za ich dobroć. Ilekroć myślałam o tym, ile dla mnie wycierpieli, było mi strasznie ciężko na sercu, jakby przygniatał je wielki głaz. W 2006 roku skończyłam studia i dostałam pracę w gazecie. Wiązała się ona z dobrymi świadczeniami i wysokim wynagrodzeniem. Spłacenie długów zaciągniętych przez rodziców, włącznie z kapitałem i odsetkami, zajęło mi dwa lata. Choć było to ciężkie i męczące, w końcu zobaczyłam uśmiech na twarzy rodziców, którzy mogli znów chodzić z podniesioną głową. Dało mi to trochę szczęścia i satysfakcji. Później odkładałam praktycznie całą miesięczną pensję, żeby kupować rodzicom ubrania i suplementy diety. Ilekroć przynosiłam do domu pełne torby z zakupami i widziałam uśmiech szczęścia na ich twarzach, miałam poczucie, że moje wysiłki się opłaciły i że jestem oddaną córką, która potrafi odwdzięczyć się za okazaną dobroć. Po ślubie często oddawałam rodzicom większość swojej pensji i premii. Moi rodzice byli dla mnie całym światem. Jednak po tym, jak pomogłam im spłacić długi, ciągle czułam się pusta w środku, jakbym była wydrążona i straciła oparcie. Miałam poczucie, że nie mam w życiu żadnego celu ani kierunku, i często się zastanawiałam: „Jaki jest cel życia? Czy naprawdę sprowadza się ono do wyjścia za mąż, posiadania dzieci, zarabiania i wydawania pieniędzy aż do starości i śmierci?”.

W 2008 roku moi teściowie podzielili się ze mną ewangelią Boga Wszechmogącego w dniach ostatecznych. Przeczytałam następujące słowa Boże: „Jesteś istotą stworzoną: to oczywiste, że powinieneś czcić Boga i dążyć do osiągnięcia życia pełnego znaczenia. Jeśli nie czcisz Boga i żyjesz tylko w swym plugawym ciele, to czyż nie jesteś jedynie zwierzęciem w ludzkiej skórze? Skoro jesteś istotą ludzką, powinieneś ponosić koszty dla Boga i znosić wszelkie cierpienia! Powinieneś z radością i z pełnym przekonaniem przyjmować tę odrobinę cierpienia, jakiemu jesteś dziś poddawany, i wieść życie pełne znaczenia, tak jak Hiob i Piotr(Praktyka (2), w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Gdy zobaczyłam określenie „istota stworzona”, wydało mi się ono czymś zupełnie nowym. Nigdy wcześniej go nie słyszałam. Zdałam sobie sprawę, że jestem istotą stworzoną i że moje życie pochodzi od Boga, powinnam więc żyć, aby Go wychwalać i wykonywać swoje obowiązki. Przez wiele lat wiedziałam tylko tyle, że się urodziłam i że wychowali mnie moi rodzice. Nie zdawałam sobie sprawy, że moje życie pochodzi od Boga i że nie tylko rodzice się mną opiekują. Bóg również nade mną czuwa. Byłam bardzo podekscytowana i poczułam, że w końcu mam wsparcie, miejsce, do którego należę, i poczucie bezpieczeństwa. Szczerze powiedziawszy, przez wszystkie te lata moim życiowym celem było zarobienie pieniędzy, aby spłacić długi rodziców i odwdzięczyć się za ich dobroć. Gdy uregulowałam ich zobowiązania, w moim sercu pojawiła się pustka i nagle poczułam, że moje życie nie ma kierunku ani celu. Słowa Boga Wszechmogącego dały mi odpowiedź. Powinnam żyć po to, aby wypełniać obowiązek istoty stworzonej i dążyć do prawdy. Taka jest intencja i wymaganie Boga. Wkrótce zaczęłam podlewać w kościele nowych wierzących. Podzieliłam się także Bożą ewangelią w dniach ostatecznych ze swoimi rodzicami, a oni z radością ją przyjęli. Zimą 2009 roku zostałam wybrana na przywódczynię w kościele, jednak bez chwili namysłu odmówiłam, ponieważ wciąż pracowałam. Czasami udawało mi się wziąć wolne, żeby uczestniczyć w zgromadzeniach albo głosić ewangelię, ale gdybym wzięła na siebie obowiązki przywódczyni, wpłynęłoby na moją pracę i nie mogłabym zarabiać więcej pieniędzy, aby dawać je rodzicom. Ich życie nieco się poprawiło, ale ja wciąż nie osiągnęłam swojego celu. Musiałam zaoszczędzić jeszcze więcej pieniędzy na przyszłość rodziców. Później przywódcy kilkakrotnie omawiali ze mną znaczenie wykonywania obowiązków, ale za każdym razem odmawiałam i szukałam wymówek. Dopiero na początku 2010 roku doświadczyłam czegoś, co sprawiło, że zaczęłam się budzić. Wydałam prawie wszystkie półroczne oszczędności na zakup ubezpieczenia emerytalnego dla mojego ojca, ale zostałam oszukana. Z dnia na dzień straciłam wszystkie pieniądze, które odkładałam przez większą część roku. W tamtym momencie poczułam wielki żal. W ciągu ostatnich sześciu miesięcy lub nawet dłużej wielokrotnie odmawiałam przyjęcia obowiązków przywódczyni tylko po to, aby zarobić pieniądze dla rodziców, ale ostatecznie wszystko poszło na marne. Czułam się całkiem zagubiona i myślałam: „Gdybym wiedziała, że tak się stanie, nie robiłabym tego przez ostatnie sześć miesięcy. Gdybym od razu przyjęła obowiązki przywódczyni, o ile więcej prawdy bym zyskała i dobrych uczynków przyszykowała!”. Potem chciałam znaleźć odpowiednią okazję, aby jak najszybciej zacząć wykonywać swoje obowiązki.

Niedługo potem mój ojciec spadł z drugiego piętra wynajmowanego domu. Choć miał ponad 60 lat, mimo że spadł z dużej wysokości i wylądował na głowie, skończyło się jedynie na niewielkim zadrapaniu, a tata był przytomny. Miejsce, w którym upadł, znajdowało się zaledwie kilka centymetrów od pionowych stalowych prętów. Tylko tam, gdzie wylądowała głowa mojego ojca, ziemia była miękka. Tuż obok znajdowała się betonowa podłoga. Gdyby na nią upadł, w głowę wbiłby mu się jeden ze stalowych prętów lub doznałby poważnego wstrząsu mózgu. To naprawdę była cudowna Boża ochrona! Po kilku dniach mój ojciec mógł znowu normalnie chodzić. Jego wypadek miał na mnie ogromny wpływ. Zawsze chciałam chronić rodziców, a także uchronić ich przed cierpieniem, nieszczęściami i prześladowaniami ze strony złych ludzi, jednak nie potrafiłam ustrzec ich przed nagłym wypadkiem. Chciałam chronić rodziców, ale po prostu nie byłam w stanie tego zrobić. Poza tym, gdy mój tata miał wypadek, nie zdążyłam wrócić do domu na czas, i to bracia i siostry się nim zajęli. Gdy się o tym dowiedziałam, wzruszyłam się do łez. Pomyślałam o następujących słowach Bożych: „Dlaczego nie oddasz ich w Moje ręce? Czy Mi nie ufasz? A może obawiasz się, że zaplanuję dla ciebie coś nieodpowiedniego? Dlaczego zawsze martwisz się o swoją cielesną rodzinę i niepokoisz się o swoich bliskich?(Wypowiedzi Chrystusa na początku, rozdz. 59, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Moi rodzice i ja jesteśmy istotami stworzonymi, które są w rękach Boga, i to Bóg rozporządza naszym losem. Ja jednak nieustannie chciałam chronić rodziców, polegając na własnych umiejętnościach, i arogancko myślałam, że mi się to uda, ale to po prostu nie było możliwe. Gdy to zrozumiałam, byłam gotowa powierzyć swoich rodziców Bogu. W maju 2010 roku zrezygnowałam z pracy i zaczęłam wykonywać obowiązki jako przywódczyni w kościele.

W 2012 roku KPCh nasiliła prześladowania wierzących w Boga, a moi rodzice tak bardzo bali się aresztowania, że nie mieli odwagi dalej w Niego wierzyć. Jakiś czas później, z powodu aresztowań i prześladowań ze strony KPCh, uciekłam za granicę, gdzie mogłam swobodnie wierzyć w Boga i wykonywać swoje obowiązki. Na początku 2015 roku, gdy zadzwoniłam do rodziców, moja matka powiedziała, płacząc: „Jesteś naszą jedyną córką. Oboje przez całe życie cierpieliśmy. Jesteśmy już starzy i schorowani. Pora, żebyś się nami zaopiekowała. Nie możesz być taka pozbawiona sumienia i samolubna! Jeśli nie wrócisz, przed śmiercią już nas więcej nie zobaczysz. Nasi krewni będą cię krytykować za plecami, a ty będziesz tego żałować do końca życia!”. Gdy się rozłączyłam, wróciłam do domu pełna trudnych i sprzecznych emocji. Przez wiele dni nieustannie myślałam o tym, co powiedziała moja matka: „Nie możesz być taka pozbawiona sumienia i samolubna! Jeśli nie wrócisz, przed śmiercią już nas więcej nie zobaczysz. Nasi krewni będą cię krytykować za plecami, a ty będziesz tego żałować do końca życia!”. Jej słowa rozbrzmiewały mi w głowie i miałam wrażenie, że zaraz zemdleję. W tamtym czasie nie chciałam z nikim rozmawiać i milczałam nawet w trakcie zgromadzeń. Widziałem, że w kościele jest mnóstwo pracy do wykonania, ale po prostu nie byłam w stanie wkładać w nią całego serca. Chociaż codziennie wykonywałam swoje obowiązki, nie angażowałam się w nie i robiłam wszystko mechanicznie. W rezultacie w pracy ewangelizacyjnej, za którą byłam odpowiedzialna, nie było żadnych postępów. Ponieważ KPCh monitoruje rozmowy telefoniczne, nie miałam potem odwagi zadzwonić do rodziców. Zanim się obejrzałam, minęło dziewięć lat. Przez cały ten czas nieustannie czułam się winna wobec rodziców i się o nich martwiłam. Ciągle się za nich modliłam, prosząc Boga, aby nad nimi czuwał i ich chronił, a także aby byli zdrowi i żeby nie spotkały ich żadne nieszczęścia. Wiedziałam, że jest to nierozsądne żądanie wobec Boga, ale dla dobra rodziców mimo wszystko się o to modliłam. Czasami, gdy wyobrażałam sobie cierpienie rodziców, chciało mi się płakać. Zwłaszcza, że ostatnie słowa, które moja mama powiedziała przez telefon, na wiele lat zapisały się w mojej pamięci. Zawsze miałam poczucie, że wiele rodzicom zawdzięczam. Oboje są teraz po siedemdziesiątce, a ja nie wiem, co przez ostatnie lata działo się z ich zdrowiem. Jestem ich jedyną córką i powinnam być przy nich, żeby się nimi opiekować. Jednak z powodu groźby aresztowania przez KPCh nie miałam odwagi wrócić do domu, a nawet do nich zadzwonić. Czułam się bardzo winna. Choć moi rodzice pokładali we mnie wszystkie swoje nadzieje, od lat nie miałam z nimi kontaktu. Czy moja mama miała uraz psychiczny? Mój tata jest bardzo otyły. Czy ma wysoki poziom cukru we krwi lub wysokie ciśnienie? Ludzie często mówią, że „córki są dla rodziców niczym ciepłe, przytulne kurtki”, ale kiedy moi rodzice byli starzy i chorzy, ja nie mogłam przy nich być. Ależ nasi krewni muszą się z nich śmiać! Chociaż wiedziałam, że wiara w Boga i praca w kościele oznaczają podążanie właściwą ścieżką, i że moim zesłanym z nieba powołaniem jest wykonywanie obowiązku istoty stworzonej, w moim sercu zawsze był węzeł. Miałam poczucie, że jestem niewdzięczna i pozbawiona sumienia, bo nie potrafię być oddana wobec rodziców. Żałowałam nawet, że wyjechałam za granicę, bo gdybym została w Chinach, mogłabym się nimi opiekować. Węzeł w moim sercu zaczął się powoli rozluźniać dopiero wtedy, gdy przeczytałam fragment słów Bożych.

Bóg Wszechmogący mówi: „Przede wszystkim, większość ludzi decyduje się opuścić dom, by wykonywać obowiązki, po części z powodu nadrzędnych obiektywnych okoliczności, które wymagają, żeby opuścili rodziców; nie są w stanie zostać u boku rodziców, by się nimi opiekować. Nie jest tak, że z ochotą postanawiają opuścić rodziców; istnieje ku temu obiektywny powód. Po drugie, patrząc subiektywnie, podejmujesz się wykonywania obowiązków nie dlatego, że chcesz uciec od odpowiedzialności wobec swoich rodziców, ale dlatego, że Bóg cię wezwał. Aby współpracować z dziełem Boga, przyjąć Jego wezwanie i wypełniać obowiązki istoty stworzonej, nie miałeś wyboru i musiałeś opuścić rodziców; nie mogłeś zostać przy nich, towarzyszyć im i się nimi opiekować. Nie opuściłeś ich, żeby uchylić się od odpowiedzialności, zgadza się? Porzucenie ich, by uchylić się od odpowiedzialności, a przymusowe opuszczenie ich, by odpowiedzieć na wezwanie Boga i wypełniać obowiązki – czyż nie ma tu różnicy pod względem natury? (Jest). Jesteś emocjonalnie przywiązany do rodziców i myślisz o nich; twoje uczucia nie są puste. Jeśli obiektywne okoliczności by na to pozwalały i byłbyś w stanie być przy nich, a jednocześnie wypełniać swoje obowiązki, to byłbyś skłonny dotrzymywać im towarzystwa, otaczać ich opieką i wziąć na siebie tę odpowiedzialność. Ale z powodu obiektywnych okoliczności musisz ich opuścić; nie jesteś w stanie pozostać z nimi. To nie tak, że nie chcesz brać na siebie tej odpowiedzialności – po prostu nie jesteś w stanie. Czyż nie jest to coś innego pod względem natury? (Jest). Gdybyś opuścił dom, by uchylić się od obowiązków dziecka względem rodziców, to byłoby wyrodne i nieludzkie. Twoi rodzice cię wychowali, a ty nie możesz się doczekać, by rozwinąć skrzydła i szybko pójść na swoje. Nie chcesz widywać swoich rodziców i nie obchodzi cię, że mają jakieś trudności. Nawet jeśli jesteś w stanie pomóc, nie robisz tego; udajesz, że nic nie wiesz, i nie przejmujesz się tym, co mówią o tobie inni – po prostu uchylasz się od odpowiedzialności. To jest wyrodne. Ale czy tak się sprawy mają w tym przypadku? (Nie). Wielu ludzi opuściło swój kraj, swoje miasto i swoją prowincję, aby wypełniać obowiązki; mieszkają z dala od swoich rodzinnych miejscowości. Ponadto z wielu powodów kontaktowanie się z rodziną jest dla nich niedogodnością. Czasami pytają o sytuację swoich rodziców ludzi pochodzących z tej samej miejscowości i czują ulgę, słysząc, że ich rodzice są zdrowi i dobrze sobie radzą. Tak naprawdę nie jesteś wyrodnym dzieckiem. Nie jest tak, że brakuje ci człowieczeństwa w takim stopniu, że wcale nie obchodzą cię twoi rodzice i nie chcesz wypełniać swoich powinności względem nich. Z różnych obiektywnych przyczyn nie możesz spełnić swojej powinności, więc nie jesteś wyrodnym dzieckiem(Jak dążyć do prawdy (16), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Ze słów Bożych zrozumiałam, że brak oddania wobec rodziców to tak naprawdę niechęć do udzielenia im pomocy pomimo trudności, z jakimi się borykają, niechęć do wywiązania się z odpowiedzialności wobec nich, a także niezwracanie na nich uwagi, mimo że warunki pozwalają, aby się nimi opiekować. Na tym polega brak oddania. Jeśli w sercu ktoś chce opiekować się swoimi rodzicami, ale ze względu na okoliczności nie może wrócić do domu, nie oznacza to, że nie jest wobec nich oddany. Tym bardziej nie brakuje mu oddania, jeśli nie może zostać z rodzicami, aby się nimi opiekować, ponieważ musi wykonywać swój obowiązek jako istota stworzona. Jest to podporządkowanie się słowom Bożym i praktykowanie prawdy, a nie bycie niewdzięcznym łajdakiem. Przypomniałam sobie czasy, kiedy byłam w domu. Gdy dostawałam wypłatę, kupowałam rodzicom suplementy diety i ubrania, a po pracy im pomagałam i z nimi rozmawiałam. Nie jestem bezduszną osobą pozbawioną sumienia i uczuć. Słowa Boże rozwiązały węzeł w moim sercu i uwolniły mnie od samooskarżeń.

Później przeczytałam fragment słów Bożych zacytowany w materiale wideo ze świadectwem opartym na doświadczeniu, który głęboko mnie poruszył i pozwolił mi pozbyć się części poczucia winy wobec rodziców. Bóg Wszechmogący mówi: „Przyjrzyjmy się kwestii następującej: twoi rodzice wydali cię na świat. Kto zdecydował, że wydali cię na świat: ty czy oni? Jeśli spojrzeć na to z perspektywy Boga, to nie ludzie dokonują wyboru. Ani ty nie postanowiłeś, że twoi rodzice sprowadzą cię na ten świat, ani oni nie podjęli takiej decyzji. W istocie przesądził o tym Bóg. Odłożymy teraz ten temat na bok, bo ludziom łatwo tę kwestię zrozumieć. Patrząc z twojej perspektywy, byłeś bierny, gdy rodzice wydawali cię na świat, nie miałeś w tej sprawie nic do powiedzenia. Patrząc z perspektywy twoich rodziców, posiadanie i wychowywanie dzieci jest skutkiem ich subiektywnej woli. Innymi słowy, pomijając na chwilę zarządzenia Boga, jeśli chodzi o posiadanie i wychowywanie dzieci, pełnię władzy w tym względzie mieli twoi rodzice. Oni postanowili, że wydadzą cię na świat. Ty biernie się im urodziłeś i nie miałeś żadnego wyboru. Skoro więc twoi rodzice mieli pełnię władzy i sprowadzili cię na świat, mają obowiązek i odpowiedzialność, by cię wychować i wprowadzić w dorosłość. Czy chodzi o zapewnienie ci edukacji, pożywienia, czy ubrań – to jest ich odpowiedzialność i obowiązek, tak właśnie powinni postąpić. Tymczasem ty, w okresie, kiedy rodzice cię wychowywali, byłeś zawsze bierny, nie miałeś prawa wyboru – musiałeś być przez nich wychowywany. Ponieważ byłeś młody, nie miałeś możliwości sam się sobą opiekować, mogłeś jedynie biernie poddać się temu, że wychowują cię rodzice. Nie ty decydowałeś o tym, w jaki sposób będą to robić. Jeśli dawali ci dobre rzeczy do jedzenia i picia, to jadłeś i piłeś dobre rzeczy; jeśli rodzice stworzyli środowisko życia, w którym żywiłeś się plewami i dziko rosnącymi roślinami, to tym się właśnie żywiłeś. W każdym razie, gdy cię wychowywano, byłeś bierny, a twoi rodzice wypełniali swoje obowiązki. (…) W każdym razie, wychowując cię, twoi rodzice wypełniają swój obowiązek i wywiązują się z odpowiedzialności. Wychowywanie cię aż do wkroczenia w dorosłość to ich obowiązek i odpowiedzialność, nie można tego nazwać życzliwością. A skoro nie można tego nazwać życzliwością, to czy można powiedzieć, że jest to coś, z czego powinieneś korzystać? (Można). Jest to twoje prawo, z którego powinieneś korzystać. Powinieneś być wychowywany przez rodziców, bo przed wejściem w dorosłość twoją rolą jest być dzieckiem, które jest wychowywane. Toteż twoi rodzice wywiązują się wobec ciebie z pewnej odpowiedzialności, a ty to po prostu przyjmujesz, ale nie otrzymujesz od nich tym samym żadnej łaski ani życzliwości. W przypadku każdej istoty żywej wydawanie na świat potomstwa i opiekowanie się nim, rozmnażanie się i wychowywanie kolejnego pokolenia to swego rodzaju odpowiedzialność. Na przykład, ptaki, krowy, owce, a nawet tygrysy muszą opiekować się swoim potomstwem po wydaniu go na świat. Nie ma istot żywych, które nie opiekują się swoim potomstwem. Możliwe, że istnieją jakieś wyjątki, ale my o nich nie wiemy. Jest to naturalne zjawisko w egzystencji istot żywych, jest to ich instynkt i tego zachowania nie można przypisywać życzliwości. Chodzi tu o stosowanie się do prawa, które Stwórca ustanowił dla zwierząt i dla ludzkości. Dlatego fakt, że rodzice cię wychowali, nie jest z ich strony żadną życzliwością. Na tej podstawie można powiedzieć, że rodzice nie są twoimi wierzycielami. Wypełniają swoje obowiązki wobec ciebie. Bez względu na to, ile krwi serdecznej dla ciebie wylewają i ile wydają na ciebie pieniędzy, nie powinni oczekiwać od ciebie za to żadnej rekompensaty, bo to jest ich odpowiedzialność rodzicielska. Skoro jest to odpowiedzialność i obowiązek, powinni wychowywać cię za darmo, nie oczekując rekompensaty. Wychowując cię, twoi rodzice wypełniają swój obowiązek i biorą na siebie odpowiedzialność i powinni to robić bezpłatnie – nie powinna to być transakcja. Toteż nie musisz traktować swoich rodziców i swojej relacji z nimi opierając się na idei rekompensaty(Jak dążyć do prawdy (17), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Słowa Boga są bardzo jasne. Moi rodzice zdecydowali się mnie począć i wychować. Cała ciężka praca, jaką w to włożyli, była częścią ich powinności i odpowiedzialności za wychowanie dziecka. Ponieważ zdecydowali, że mam się urodzić, musieli wziąć za mnie odpowiedzialność. Podobnie jak zwierzęta rozmnażają się i wychowują potomstwo. To tylko instynkt i nie można tego nazwać dobrocią. Jest to nawet to samo, co posiadanie kota lub psa. Ponieważ decydujesz się na posiadanie zwierząt domowych, nie możesz ich głodzić ani źle traktować. To jest twoja odpowiedzialność i powinność. Myślałam o tym, że gdy moja matka mnie urodziła, prawie umarła, a gdy byłam w gimnazjum, mój ojciec otworzyła fabrykę, po czym został oszukany i stracił mnóstwo pieniędzy. Później moi rodzice przeprowadzili się do miasta, gdzie studiowałam, aby harować jako tragarze brykietów węglowych i zarobić na moją naukę. Patrzono na nich z góry i byli chorzy ze zmęczenia. Uznałam, że to wszystko stanowi dług, jaki mam wobec rodziców. Byłam im winna nie tylko pieniądze, ale miałam wobec nich także dług wdzięczności, którego nigdy nie będę w stanie spłacić. Im więcej w swoim życiu cierpieli, tym bardziej czułam, że jestem im coś winna. Gdy porównałam to ze słowami Bożymi, w końcu zrozumiałam, że moje przekonanie jest błędne. Moi rodzice zdecydowali, że mam się urodzić, więc w okresie, w którym mnie wychowywali, cała praca, którą wykonywali, wszystkie trudności, które ich spotkały, i wszystko, czego im w życiu brakowało, było to coś, czego musieli doświadczyć, aby przetrwać, i wynikało z suwerennej władzy Boga oraz predestynacji. To nie ja powinnam dźwigać brzemię wzlotów i upadków oraz trudności i cierpienia, których w swoim życiu doświadczyli. Nie stanowi ono także mojego długu wobec rodziców. Bóg mówi: „Ilość cierpienia, jakie jednostka musi znieść, i dystans, jaki musi pokonać na swojej ścieżce, jest wyznaczony przez Boga i nikt tak naprawdę nie może pomóc nikomu innemu(Ścieżka… (6), w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Wszystko, czego doświadczyli w swoim życiu moi rodzice, zostało z góry ustalone przez Boga i nie miało nic wspólnego ze mną. Moje wcześniejsze przekonania były takie absurdalne!

Poszukiwałam dalej. Przez wiele lat byłam przekonana, że mam dług wobec rodziców. Jak mogłam rozwiązać ten problem? Przeczytałam fragment słów Bożych i znalazłam jego przyczynę. Bóg Wszechmogący mówi: „Z powodu uwarunkowań tradycyjnej kultury chińskiej, zgodnie ze swoimi tradycyjnymi pojęciami Chińczycy wierzą, że każdy jest zobowiązany do synowskiej nabożności względem swoich rodziców. Osoba, która tego obowiązku nie przestrzega, jest niegodnym dzieckiem. Takie idee wpaja się ludziom od dziecka, naucza się ich w praktycznie każdym domu, szkole i całym społeczeństwie. Kiedy ludzie mają głowy pełne takich twierdzeń, wówczas myślą: »Synowska nabożność jest najważniejsza. Jeśli jej nie przestrzegam, to nie będę dobrym człowiekiem – będę niegodnym dzieckiem i zostanę potępiony przez społeczeństwo. Będę osobą pozbawioną sumienia«. Czy taki pogląd jest właściwy? Ludzie widzieli tak wiele prawd wyrażonych przez Boga – czy Bóg wymagał, aby okazywali synowską nabożność swoim rodzicom? Czy jest to jedna z prawd, które wierzący w Boga muszą zrozumieć? Nie. Bóg jedynie omawiał niektóre zasady. (…) Szatan używa tego rodzaju tradycyjnej kultury i pojęć moralnych, aby więzić twoje myśli, twój umysł i twoje serce, przez co nie jesteś w stanie przyjąć Bożych słów; jesteś opętany przez te szatańskie rzeczy i niezdolny do przyjęcia Bożych słów. Kiedy chcesz praktykować słowa Boga, te rzeczy powodują w tobie niepokój wewnętrzny, skłaniając cię do sprzeciwiania się prawdzie i wymaganiom Boga, i nie masz siły uwolnić się od jarzma tradycyjnej kultury. Przez jakiś czas walczysz, a potem idziesz na kompromis: wolisz wierzyć, że tradycyjne pojęcia moralne są słuszne i zgodne z prawdą, więc odrzucasz słowa Boga, wyrzekasz się ich. Nie przyjmujesz Bożych słów za prawdę i lekceważysz zbawienie, uważając, że wciąż przecież żyjesz na tym świecie i możesz przetrwać tylko polegając na tych rzeczach. Nie mogąc znieść oskarżeń społeczeństwa, wolisz zrezygnować z prawdy i z Bożych słów, oddajesz się tradycyjnym pojęciom moralności i wpływowi szatana, wolisz obrażać Boga i nie praktykować prawdy. Powiedz Mi, czyż człowiek nie jest żałosny? Czyż nie potrzebuje Bożego zbawienia? Niektórzy wierzą w Boga od wielu lat, ale wciąż nie rozumieją dogłębnie kwestii synowskiej nabożności. Naprawdę nie rozumieją prawdy. Nie mogą nigdy przezwyciężyć tej bariery relacji w świecie doczesnym. Brakuje im odwagi i wiary, nie mówiąc już o determinacji, więc nie potrafią kochać Boga i okazywać Mu posłuszeństwa(Naprawdę zmienić można się tylko wtedy, gdy rozpozna się swoje błędne poglądy, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Bóg dokładnie obnażył mój stan. Od najmłodszych lat wpajano mi tradycyjne myśli i przekonania, takie jak: „synowskie oddanie jest najważniejszą z cnót” i „synowskie oddanie jest wspanialsze niż niebo”. Byłam przekonana, że są to kryteria oceny charakteru danej osoby i tego, czy ma ona sumienie, a także że ci, którzy nie są oddani wobec rodziców, to bestie, które ludzie w świecie powinni odrzucić z pogardą. Zawsze też patrzyłam z góry na tych, którzy nie byli oddani wobec swoich rodziców, a wręcz nimi pogardzałam. Pod wpływem tego tradycyjnego myślenia, żeby nie zwiększać brzemienia rodziców, gdy byłam w liceum, przez dwa miesiące jadłam tylko marynowane warzywa i bułki gotowane na parze. Często bolał mnie brzuch, ale im o tym nie mówiłam, żeby ich nie martwić. Gdy poszłam na studia, aby ich odciążyć, wolałam sama bardziej cierpieć i pracować, żeby zarobić pieniądze, niż pozwolić im harować. Rzadko też mówiłam im o trudnościach, jakie napotykałam, i radziłam sobie z nimi sama. Gdy coś im się stało albo byli chorzy, czułam się bezradna i przestraszona, a nawet chciałam stale być z nimi. Później byłam ścigana przez policję za wiarę w Boga i musiałam opuścić dom, aby wykonywać swoje obowiązki, więc nie mogłam się nimi opiekować. W rezultacie miałam ogromne poczucie winy. Zwłaszcza gdy usłyszałam, jak moja matka mówi, że nie mam sumienia i że jeśli nie zobaczę ich ostatni raz przed śmiercią, będę tego żałować do końca życia, zaczęłam wierzyć, że jestem wyrodną córką pozbawioną sumienia i człowieczeństwa. Żyjąc w takim stanie, nie wkładałam serca w obowiązki, co miało wpływ na pracę kościoła. Chociaż wiedziałam, że dążenie do prawdy i wypełnianie obowiązku istoty stworzonej jest moją powinnością i odpowiedzialnością, w głębi serca wciąż nie mogłam wyrwać się z kajdanów tradycyjnych pojęć, takich jak: „synowskie oddanie jest wspanialsze niż niebo” i „bądź oddany wobec swoich rodziców”. Były one niczym żelazne łańcuchy, mocno zaciśnięte wokół mojej szyi, przez które wielokrotnie odmawiałam wzięcia na siebie obowiązków, aby okazać rodzicom oddanie, a nawet żałowałam wyjazdu za granicę. Bóg chronił mnie, gdy uciekłam z kraju wielkiego czerwonego smoka i przybyłam do demokratycznego i wolnego kraju, aby móc wierzyć w Boga, wykonywać swoje obowiązki i dążyć do prawdy w bardziej komfortowych warunkach. To była Boża miłość, ale ja nie wiedziałam, co jest dla mnie dobre i nie byłam wdzięczna Bogu. Zamiast tego żałowałam, że opuściłam kraj. Nie miałam za grosz sumienia! Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że te tradycyjne myśli i zapatrywania to godne pogardy narzędzia, za pomocą których szatan krzywdzi ludzi i pozbawia ich szansy na zbawienie. To negatywne rzeczy, które są sprzeczne z Bogiem. Kierując się nimi, jedynie oddalałabym się od Boga i czułabym wobec Niego jeszcze większy opór. Pomyślałam o tym, jak Piotr zdecydowanie zostawił swoich rodziców, aby podążać za Panem. Choć nie usłyszał wtedy jeszcze tak wielu prawd, był w stanie całym sercem podążać za Bogiem. Tymczasem ja, choć słyszałam tak wiele prawd wyrażonych przez Boga Wszechmogącego, nigdy nie zawierzyłam Mu swojego serca. Na pierwszy rzut oka wykonywałam wprawdzie swoje obowiązki, ale w głębi serca wciąż myślałam o rodzicach. Gdyby Bóg nie obnażył istoty tradycyjnych myśli i zapatrywań, takich jak „bycie oddanym wobec swoich rodziców”, chyba całe życie kierowałabym się szatańskim powiedzeniem, według którego „synowskie oddanie jest wspanialsze niż niebo”. Gdy o tym pomyślałam, nagle poczułam, że moje życie jest bardzo żałosne. Mam 41 lat i przez większość swojego życia próbowałam odwdzięczyć się rodzicom za ich dobroć. Moje życie było takie żałosne! Te tradycyjne myśli i zapatrywania, które zaszczepił we mnie szatan, sprawiły, że byłam nieszczęśliwa i przytłoczona. Przez cały rok czułam się zobowiązana i winna wobec rodziców i nie byłam w stanie wkładać więcej serca w dążenie do prawdy i wykonywanie swoich obowiązków. Bardzo żałowałam, że nie szukałam prawdy i znacznie wcześniej nie pozbyłam się tych głęboko zakorzenionych tradycyjnych myśli i poglądów, w rezultacie tracąc wiele okazji do zyskania prawdy. Odtąd nie chciałam już dłużej kierować się przekonaniem, że „synowskie oddanie jest wspanialsze niż niebo”. Chciałam cieszyć się czasem, który mi pozostał, i poświęcić całą swoją istotę i serce obowiązkom, aby odwdzięczyć się Bogu za Jego miłość.

Później przeczytałam więcej słów Bożych: „Czy okazywanie oddania rodzicom stanowi prawdę? (Nie, nie stanowi). Okazywanie im oddania jest właściwe i pozytywne, ale dlaczego mówimy, że nie jest prawdą? (Ponieważ ludzie nie czynią tego zgodnie z zasadami i nie są w stanie rozpoznać, jakimi ludźmi naprawdę są ich rodzice). To, w jaki sposób człowiek winien traktować swoich rodziców, ma związek z prawdą. Jeżeli twoi rodzice wierzą w Boga i dobrze cię traktują, to czy powinieneś okazywać im oddanie? (Tak). Jak to robisz? Traktujesz ich inaczej niż braci i siostry. Czynisz wszystko, co ci każą, a jeżeli są leciwi, musisz przy nich trwać i opiekować się nimi, co nie pozwala ci wykonywać twego obowiązku. Czy takie postępowanie jest właściwe? (Nie). Co powinieneś zrobić w takich sytuacjach? To zależy od okoliczności. Jeżeli wykonujesz swój obowiązek niedaleko domu i wciąż jesteś w stanie opiekować się rodzicami, oni zaś nie mają nic przeciwko twojej wierze w Boga, to powinieneś spełnić swój obowiązek jako syn bądź córka i pomóc rodzicom przy niektórych czynnościach. Jeżeli są chorzy, zaopiekuj się nimi; jeżeli coś ich gnębi, pociesz ich; jeżeli twoja sytuacja finansowa na to pozwala, kup im suplementy diety, które mieszczą się w twoim budżecie. Jak jednak powinieneś postąpić w sytuacji, w której jesteś zajęty swoim obowiązkiem i nie ma nikogo, kto mógłby zaopiekować się twoimi rodzicami, a oni też wierzą w Boga? Jaką prawdę powinieneś praktykować? Skoro bycie oddanym swoim rodzicom nie jest prawdą, lecz tylko odpowiedzialnością i zobowiązaniem człowieka, to co powinieneś zrobić, jeśli twoje zobowiązanie wchodzi w konflikt z obowiązkiem? (Nadać priorytet mojemu obowiązkowi; postawić obowiązek na pierwszym miejscu). Zobowiązanie nie jest koniecznie obowiązkiem. Kiedy wybieramy wypełnianie obowiązku, wówczas praktykujemy prawdę, natomiast nie praktykujemy jej, wypełniając zobowiązanie. Jeśli masz ku temu warunki, możesz wypełnić tę odpowiedzialność lub zobowiązanie, ale jeśli aktualne okoliczności na to nie pozwalają, to co powinieneś zrobić? Powinieneś powiedzieć: »Muszę spełnić swój obowiązek – to jest praktykowanie prawdy. Bycie oddanym moim rodzicom to życie w zgodzie z własnym sumieniem, nie dorasta ono do praktykowania prawdy«. Powinieneś więc nadać priorytet swojemu obowiązkowi i stać na jego straży. Jeśli nie masz aktualnie obowiązku, nie pracujesz daleko od domu i mieszkasz blisko rodziców, wówczas znajdź sposoby, by się nimi zająć. Dołóż starań i pomóż, aby żyło się im nieco lepiej i żeby zmniejszyć ich cierpienie. Zależy to jednak także od tego, jakimi ludźmi są twoi rodzice. Co powinieneś zrobić, jeśli twoi rodzice mają kiepskie człowieczeństwo, ciągle utrudniają ci wiarę w Boga i odciągają cię od tej wiary i od wypełniania obowiązku? Jaką prawdę powinieneś praktykować? (Odrzucenie). W takim przypadku musisz ich odrzucić. Wypełniłeś swoje zobowiązanie. Twoi rodzice nie wierzą w Boga, więc nie jesteś zobowiązany, by okazywać im oddanie. Jeśli wierzą w Boga, wtedy są rodziną, twoimi rodzicami. Jeśli nie, wówczas kroczycie różnymi ścieżkami: oni wierzą w szatana i czczą króla diabła; kroczą ścieżką szatana; są ludźmi, którzy podążają innymi drogami niż osoby wierzące w Boga. Nie jesteście już wtedy rodziną. Oni uważają osoby wierzące w Boga za swoich przeciwników i wrogów, więc nie ciąży już dłużej na tobie zobowiązanie do opiekowania się nimi i musisz się całkowicie od nich odciąć. Co jest prawdą: bycie oddanym swoim rodzicom czy wypełnianie swojego obowiązku? Prawdą jest oczywiście wypełnianie obowiązku. Wypełnianie swojego obowiązku w domu Bożym nie polega wyłącznie na wypełnianiu zobowiązania i robieniu tego, co należy. Polega ono na wypełnianiu obowiązku istoty stworzonej. Oto zadanie wyznaczone przez Boga; to jest twoje zobowiązanie, twoja odpowiedzialność. To prawdziwa powinność, którą stanowi wypełnianie twojej odpowiedzialności i zobowiązania wobec Stwórcy. Tego Stwórca wymaga od ludzi i jest to istotna kwestia życiowa. Natomiast okazywanie szacunku swoim rodzicom jest zaledwie odpowiedzialnością i zobowiązaniem syna lub córki. Z pewnością nie jest zadaniem wyznaczonym przez Boga i w żadnym razie nie jest zgodne z Bożymi wymaganiami. Dlatego też, gdy mowa o okazywaniu szacunku rodzicom i wypełnianiu obowiązku, bez wątpienia wypełnianie obowiązku, i tylko ono, stanowi praktykowanie prawdy. Wypełnianie swojego obowiązku jako istota stworzona jest prawdą i jest świętym obowiązkiem. Okazywanie szacunku rodzicom to bycie nabożnym wobec ludzi. Nie stanowi ono wypełniania obowiązku ani praktykowania prawdy(Czym jest prawdorzeczywistość? w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boże są bardzo jasne. Bycie oddanym wobec rodziców jest czymś pozytywnym i tak właśnie powinni postępować ludzie posiadający zwykłe człowieczeństwo. Jeśli nasi rodzice posiadają dobre człowieczeństwo, wierzą w Boga lub wspierają naszą wiarę w Niego, jako ich dzieci powinniśmy pomagać im w obowiązkach domowych najlepiej jak potrafimy, opiekować się nimi i dotrzymywać im towarzystwa. Jeżeli nas na to stać, możemy kupować im suplementy diety, żeby choć trochę poprawić ich życie. Jeśli jednak jesteśmy zbyt zajęci swoimi obowiązkami, a okoliczności nam na to nie pozwalają, powinniśmy wybrać nasze obowiązki. Na tym polega praktykowanie prawdy. Będąc oddanym wobec rodziców, po prostu wywiązujemy się z naszej odpowiedzialności i powinności. Nie ma to nic wspólnego z praktykowaniem prawdy. Moi rodzice przestali wierzyć w Boga, ponieważ byli zastraszeni i bali się aresztowania przez KPCh. Nie sprzeciwiali się jednak mojej wierze w Boga, więc gdybym z nimi została, musiałabym jedynie wywiązać się ze swojej powinności jako ich córka. Pomyślałam o czasie, gdy nie wykonywałam jeszcze swoich obowiązków. Co tydzień wracałam do domu, żeby pomóc rodzicom w praniu i obowiązkach domowych, kupowałam im różne smakołyki i zabierałam ich do lekarza, gdy źle się czuli. Wywiązałam się ze swojej powinności jako córka. Teraz nie mogę wrócić. Mogę jedynie zawierzyć rodziców w ręce Boga i mieć wiarę, że Bóg wszystko odpowiednio dla nich zaaranżuje. Kataklizmy się nasilają, a cały świat ogarniają wojny i plagi. Przyprowadzenie większej liczby ludzi przed oblicze Boga, aby przyjęli ewangelię Boga Wszechmogącego w dniach ostatecznych i dostąpili Jego zbawienia, to pilna intencja Boga i obowiązek, który muszę wykonać. Muszę zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby go wypełnić. Na tym polega praktykowanie prawdy. Dziękuję Bogu za Jego słowa, które krok po kroku mnie prowadziły, udzielały mi wskazówek i w końcu uwolnił mnie od brzemienia, które przez tak długi czas dźwigałam w sercu. Nie mam już poczucia, że całe cierpienie, jakiego wychowując mnie doświadczyli moi rodzice, jest długiem, który powinnam spłacić. W końcu mogę pozbyć się brzemienia i całym sercem wykonywać swoje obowiązki. Bogu niech będą dzięki!

Wstecz: 22. Dlaczego nie miałam śmiałości zwracać innym uwagi na ich problemy

Dalej: 35. Jak traktować zainteresowania swojego dziecka

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

27. Ponownie połączony z Panem

Autorstwa Jiandinga, USAUrodziłem się w katolickiej rodzinie i już od najmłodszych lat matka uczyła mnie czytać Biblię. Działo się to w...

Ustawienia

  • Tekst
  • Motywy

Jednolite kolory

Motywy

Czcionka

Rozmiar czcionki

Odstęp pomiędzy wierszami

Odstęp pomiędzy wierszami

Szerokość strony

Spis treści

Szukaj

  • Wyszukaj w tym tekście
  • Wyszukaj w tej książce

Połącz się z nami w Messengerze