23. Teraz mogę ze spokojem stawić czoła śmierci

Autorstwa Li Rui, Chiny

Zawsze byłam chorowita. Po ślubie zajmowałam się jednocześnie rodziną i firmą i nie miałam czasu na regularne posiłki ani odpoczynek. Lata ciągłego pośpiechu i wyczerpania sprawiły, że mój stan zdrowia się pogorszył. Zachorowałam na zapalenie mięśnia sercowego, zapalenie odźwiernika żołądka i zapalenie woreczka żółciowego. Miałam też zawroty głowy. Cierpiałam ponadto z powodu ostróg kostnych i częstych bólów górnego odcinka kręgosłupa. Prawie całe moje ciało dotknęła jakaś choroba. Zapalenie mięśnia sercowego było wyjątkowo poważne, więc gdy wykonywałam nawet najlżejszą pracę, brakowało mi tchu i miałam trudności z oddychaniem. Przez te wszystkie lata dręczyły mnie choroby i bardzo cierpiałam. Większość czasu mogłam jedynie odpoczywać w domu i czułam się bezużyteczna. Widząc na ulicy ludzi, którzy mieli mnóstwo energii, bardzo im zazdrościłam. Często się zastanawiałam: „Kiedy będę mogła mieć takie zdrowe ciało jak oni?”.

W 2004 roku przyjęłam dzieło Boga Wszechmogącego w dniach ostatecznych. Nieco ponad rok później moje choroby zasadniczo ustąpiły i byłam naprawdę wdzięczna Bogu. W głębi duszy postanowiłam: „Muszę całym sercem wierzyć w Boga, aby odwdzięczyć się za Jego miłość!”. Potem, ilekroć widziałam, że bracia i siostry mają trudności, z całych sił starałam się im pomóc, i bez względu na to, jakie obowiązki mi powierzono, robiłam wszystko, co w mojej mocy, aby jak najlepiej je wykonywać. W 2009 roku przywódca poprosił mnie, abym podlewała nowych wierzących. Pomyślałam: „Nasza rodzinna firma opiera się wyłącznie na mnie, a okazjonalne wykonywanie obowiązków nie przeszkadza mi w zarabianiu pieniędzy. Jednak gdybym miała podlewać nowych wierzących, wymagałoby to ode mnie więcej czasu i energii. Gdyby nikt inny nie zajął się firmą, czy nie musiałabym jej zamknąć?”. Poczułam się nieco rozdarta. Jednak potem pomyślałam o tym, jak Bóg mnie uzdrowił i obdarzył wielką łaską. Wiedziałam, że muszę właściwie wykonywać swoje obowiązki, aby odwdzięczyć się za Jego miłość. Czułam, że gdybym teraz zrezygnowała z zarabiania pieniędzy i włożyła więcej wysiłku w swoje obowiązki, Bóg z pewnością by mnie ochronił i dał mi zdrowie, a gdy Jego dzieło dobiegnie końca, być może uchroniłby mnie nawet przed kataklizmami i pozwoliłby mi wejść do królestwa niebieskiego, abym mogła cieszyć się wspaniałymi błogosławieństwami. Wzięłam więc na siebie te obowiązki i przekazałam firmę mężowi. Czasami pokonywałam kilkanaście kilometrów dziennie, aby głosić ewangelię, a gdy wracałam do domu, miałam opuchnięte kostki. W sercu nigdy się jednak nie skarżyłam. Gdy pomyślałam o tym, że w przyszłości mogłabym otrzymać od Boga jeszcze więcej łaski i błogosławieństw oraz wejść do królestwa niebieskiego, byłam jeszcze bardziej zmotywowana do wykonywania swoich obowiązków.

Któregoś dnia w 2017 roku wyczułam w klatce piersiowej twardy guz. Gdy zgłosiłam się do szpitala, lekarz stwierdził: „Musimy zrobić biopsję, aby określić, czy guz jest łagodny, czy złośliwy. Jeśli okaże się złośliwy, konieczna będzie operacja”. Trochę się przestraszyłam i pomyślałam: „Jeśli okaże się, że guz jest złośliwy, czy to nie będzie dla mnie wyrok? W końcu to nieuleczalna choroba!”. Jednak potem się zreflektowałam: „Jestem istotą stworzoną. To, czy będę żyła, czy umrę, jest w rękach Boga. Jeśli Bóg chce, żebym żyła dalej, nie umrę, nawet jeśli zachoruję na raka”. Myśląc o tym w ten sposób, przestałam się tak bardzo bać. Gdy przyszły wyniki biopsji, lekarz powiedział, że zdiagnozowano u mnie raka piersi i wyznaczył termin operacji. Po niecałych trzech godzinach zabieg zakończył się sukcesem. Wiedziałam, że stało się tak dzięki ochronie Boga i byłam Mu za to naprawdę wdzięczna. Pomyślałam też o tym, że mimo ciężkiej choroby nie skarżyłam się na Boga i że Bóg z pewnością usunie mojego raka. Po operacji zostałam poddana chemioterapii. Myślałam, że potem zostanę wypisana, ale ku mojemu zaskoczeniu lekarz stwierdził, że mój stan jest dość poważny i że komórki rakowe zajęły już węzły chłonne. Powiedział również, że chemioterapia nie przyniosła rezultatów i że będę musiała poddać się radioterapii. Byłam w szoku. Słyszałam od innych pacjentów, że radioterapia jest wyjątkowo bolesna i że przez nią ciągle wymiotowali oraz byli niezwykle osłabieni. Niektórzy nie byli nawet w stanie chodzić i musieli być wożeni na wózkach inwalidzkich przez członków rodziny. U niektórych pacjentów mimo radioterapii nie udało się opanować nowotworu i w rezultacie zmarli. Bardzo się bałam. Myślałam: „Radioterapia jest bardzo bolesna. Czy będę w stanie ją znieść? Czy umrę, jeśli nie da się dzięki niej opanować komórek nowotworowych? A jeśli do tego dojdzie, to czy nie stracę szansy na zbawienie? Czy wówczas wszystkie te lata poświęceń i poniesionych kosztów nie pójdą na marne? Dlaczego Bóg na to nie zważa i mnie nie chroni? Wielu pacjentów na oddziale w ogóle nie wierzy w Boga, ale po chemioterapii udało się u nich opanować nowotwór i wypisano ich ze szpitala. Dlaczego choć wierzę w Boga, jestem w gorszej sytuacji niż niewierzący? Czy to możliwe, że Bóg mnie opuścił?”. Gdy o tym myślałam, płakałam spazmatycznie jak dziecko i byłam tak zrozpaczona, że nie mogłam jeść ani spać. Czytając słowa Boga, jedynie szybko przebiegałam je wzrokiem i nie wiedziałam, jak mam się modlić. Moje serce było przepełnione mrokiem i bólem. W swojej rozpaczy uklęknęłam i się pomodliłam: „Boże, na samą myśl o radioterapii strasznie się boję. Martwię się, że jeśli umrę, stracę szansę na zbawienie. Boże, jestem teraz bardzo słaba. Proszę, udziel mi wskazówek, abym zrozumiała Twoją intencję, i daj mi odwagę, abym potrafiła doświadczyć tej sytuacji”. Po modlitwie przypomniałam sobie następujący fragment słów Bożych: „Ludzie powinni podążać za Bogiem, a im dalej wiedzie ta ścieżka, tym jaśniejsza się staje. Bóg nie sprowadzi cię na manowce, a nawet jeżeli wyda cię szatanowi, to do samego końca będzie odpowiedzialny. Musisz posiadać taką wiarę, to jest postawa, jaką istoty stworzone powinny przyjmować wobec Boga(Jak poznać suwerenną władzę Boga?, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boże dały mi wiarę. Pomyślałam o Hiobie. Chociaż Bóg pozwolił, aby szatan go kusił, nie pozwolił odebrać mu życia. Choć ciało Hioba bardzo cierpiało, nie stracił życia z powodu krzywdy wyrządzonej przez szatana. Miałam raka, a moje ciało było bardzo słabe, ale czy to, że wciąż żyję, a operacja przebiegła pomyślnie, nie oznacza, że Bóg mnie chroni? Powinnam mieć w Niego wiarę.

Potem przeczytałam następujące słowa Boże: „Im bardziej Bóg uszlachetnia ludzi, tym bardziej ludzkie serca potrafią Go kochać. Męki ich serc przynoszą korzyść ich życiu, łatwiej im zachować spokój w obliczu Boga, ich relacja z Bogiem jest bliższa, potrafią lepiej dostrzec najwyższą miłość Boga i Jego najwyższe zbawienie. Piotr doświadczył uszlachetniania setki razy, a Hiob przeszedł kilka prób. Jeśli chcecie, by Bóg was udoskonalił, wy także musicie przejść uszlachetnianie setki razy – musicie przejść przez ten proces i oprzeć się na tym kroku – tylko wtedy będziecie w stanie spełnić intencje Boga i zostać przez Niego udoskonalonymi. Uszlachetnianie to najlepszy środek, za pomocą którego Bóg doskonali ludzi. Tylko ono i gorzkie próby mogą wyzwolić prawdziwą miłość do Boga w sercach ludzi. Ludziom, jeśli nie doświadczą cierpienia, brak jest szczerej miłości do Boga; jeśli nie przejdą wewnętrznej próby i nie zostaną poddani prawdziwemu uszlachetnianiu, ich serca niezmiennie dryfować będą w zewnętrznym świecie. Jeśli zostaniesz do pewnego stopnia uszlachetniony, dostrzeżesz własną słabość i problemy, zobaczysz, jak wiele ci brakuje, zrozumiesz, że nie możesz pokonać wielu napotykanych problemów, i zdasz sobie sprawę, jak bardzo się zbuntowałeś. Tylko w trakcie prób ludzie mogą naprawdę poznać, w jakim stanie rzeczywiście się znajdują. Próby jeszcze bardziej nadają się do udoskonalania ludzi(Tylko doświadczając oczyszczenia, człowiek może posiąść prawdziwą miłość, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „W swojej wierze w Boga ludzie dążą do tego, by w przyszłości uzyskać błogosławieństwa – taki jest cel ich wiary. Wszyscy ludzie mają taki zamiar i taką nadzieję. Jednakże zepsucia w ludzkiej naturze trzeba pozbyć się poprzez próby i uszlachetnianie. Ludzie muszą zostać uszlachetnieni we wszystkich tych aspektach, w których nie zostali oczyszczeni i w których ujawniają skażenie – takie jest Boże ustalenie. Bóg przygotowuje dla ciebie otoczenie, zmuszając cię, byś został uszlachetniony, tak abyś mógł poznać własne zepsucie. W końcu osiągasz ten moment, kiedy chcesz porzucić swoje zamysły i pragnienia i podporządkować się suwerennej władzy Boga oraz Jego ustaleniom, nawet jeśli oznacza to śmierć. Dlatego też, jeśli ludzie nie przejdą kilku lat uszlachetniania i nie zaznają ani trochę cierpienia, nie będą w stanie uwolnić się w myślach i w sercach z ograniczeń cielesnego zepsucia. Wszelkie aspekty, w których ludzie nadal są poddani ograniczeniom swojej szatańskiej natury bądź w których mają wciąż swoje własne pragnienia i wymagania, są zarazem tymi aspektami, w których powinni cierpieć. Jedynie poprzez cierpienie ludzie mogą się czegoś nauczyć, czyli zyskać prawdę i zrozumieć intencje Boga. Tak naprawdę wiele prawd pojmuje się przez doświadczanie cierpienia i prób. Nikt nie może zrozumieć Bożych intencji, poznać wszechmocy i mądrości Boga czy zrozumieć Jego sprawiedliwego usposobienia, kiedy pozostaje w wygodnym i bezproblemowym otoczeniu lub gdy okoliczności są dlań sprzyjające. Byłoby to doprawdy niemożliwe!(Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Po przeczytaniu słów Boga nieco lepiej zrozumiałam Jego intencję. Bóg wystawia ludzi na próby i uszlachetnianie, aby ich oczyścić, zmuszając ich do poszukiwania prawdy i poznania swojego zepsucia, nieczystości i intencji. Dzięki temu mogą zyskać prawdziwe zrozumienie Boga i rozwinąć w sobie szczerą miłość do Niego. Zachorowałam na raka nie dlatego, że Bóg próbował mnie zdemaskować i wyeliminować, ale dlatego, że miałam zepsute usposobienie, a w mojej wierze były nieczystości. Takie rzeczy mogły zostać ujawnione wyłącznie w tego typu sytuacjach. Zrezygnowałam z prowadzenia firmy, aby wierzyć w Boga i wykonywać swoje obowiązki. Bez względu na to, jak bardzo w związku z tym cierpiałam, nigdy się nie skarżyłam. Zawsze traktowałam te poświęcenia i ponoszone koszty jako kartę przetargową wobec Boga, a nawet myślałam, że jestem Mu podporządkowana i Go kocham. Jednak teraz, gdy zachorowałam na raka i musiałam poddać się radioterapii, nie miałam za grosz wiary w Boga i opacznie Go rozumiałam. Myślałam, że już mnie nie chce. Wykorzystywałam wręcz swoje wysiłki i poniesione koszty jako kartę przetargową, aby się z Nim wykłócać i skarżyć się, że mnie nie chroni. Zrozumiałam, że jestem naprawdę zbuntowana, a także pełna wymagań i oczekiwań wobec Boga. Gdyby nie doświadczenie choroby, nigdy nie poznałabym swojego zepsutego usposobienia ani błędnych intencji w wierze w Boga. Gdybym przed końcem Bożego dzieła w ogóle się nie zmieniła, całkowicie straciłabym szansę na zbawienie. Stawiając mnie w obliczu choroby, Bóg nie chciał mnie wyeliminować, ale zbawić! Ja jednak nie rozumiałam Jego intencji, a wręcz opacznie Go rozumiałam i się na Niego skarżyłam. Myśląc o tym, poczułam głęboki żal i wstyd. Pomodliłam się w sercu do Boga, gotowa okazać Mu skruchę i szukać prawdy, aby zastanowić się nad swoim zepsutym usposobieniem.

W swoich poszukiwaniach przeczytałam następujące słowa Boże: „Związek człowieka z Bogiem oparty jest wyłącznie na czystej korzyści własnej. To związek pomiędzy biorcą a dawcą błogosławieństw. Upraszczając, jest to relacja pomiędzy pracownikiem i pracodawcą. Pracownik ciężko pracuje jedynie po to, by otrzymać wynagrodzenie przyznawane przez pracodawcę. W takiej opartej na interesach relacji nie ma bratniego przywiązania, tylko transakcja. Nie ma kochania i bycia kochanym, wyłącznie jałmużna oraz litość. Nie ma zrozumienia, a tylko bezradne, stłumione oburzenie i oszustwo. Nie ma zażyłości, jedynie przepaść nie do przebycia. Teraz, gdy sprawy zabrnęły tak daleko, kto jest w stanie zmienić ich bieg? Ilu ludzi jest zdolnych naprawdę zrozumieć, jak zgubna stała się ta relacja? Wierzę, że gdy ludzie zanurzają się w radości płynącej z błogosławieństwa, nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie, jak żenująca i odrażająca jest taka relacja z Bogiem(Dodatek 3: Człowiek może dostąpić zbawienia jedynie pod Bożym zarządzaniem, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „Co jest złego w tym, że ludzie ciągle mają wymagania wobec Boga? I co jest złego w tym, że nieustannie mają wyobrażenia o Bogu? Co takiego zawiera się w naturze ludzkiej? Odkryłem, że niezależnie od tego, co się ludziom przytrafia lub z czym się mierzą, zawsze chronią własne interesy i martwią się o własne ciało oraz nieustannie wyszukują przyczyn lub wymówek, które działają na ich korzyść. Nawet w najmniejszym stopniu nie poszukują oni prawdy ani jej nie przyjmują, a wszystko, co robią, jest usprawiedliwianiem własnej cielesności i snuciem planów z myślą o własnych perspektywach. Wszyscy zabiegają o łaskę Boga, pragnąc zyskać wszelkie możliwe korzyści. Dlaczego ludzie wymagają od Boga tak wiele? Dowodzi to, że są zachłanni z natury, a dla Boga nie mają ani odrobiny rozumu. Wszystko, co ludzie robią – modlenie się, omawianie czy głoszenie kazań – wszystkie ich dążenia, myśli i aspiracje stanowią wymagania wobec Boga i próby uzyskania czegoś od Niego; ludzie robią to wszystko w nadziei, że uzyskają coś od Boga. Niektórzy twierdzą, że »taka jest ludzka natura« i mają rację! Ponadto fakt, że ludzie mają zbyt dużo wymagań wobec Boga, i zbyt wiele ekstrawaganckich pragnień, dowodzi tego, że naprawdę brak im sumienia i rozumu. Wszyscy żądają różnych rzeczy przez wzgląd na siebie i zabiegają o nie lub próbują się kłócić i wynajdują sobie wymówki – robią to wszystko dla samych siebie. Można dostrzec między innymi, że zachowanie ludzi jest całkowicie pozbawione rozumu, co bezsprzecznie dowodzi tego, że szatańska logika: »Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego«, stała się już naturą ludzką. O jakim problemie świadczy to, że ludzie mają zbyt wiele wymagań wobec Boga? Świadczy to o tym, że szatan skaził ludzi do pewnego stopnia, a gdy wierzą oni w Boga, w ogóle nie traktują Go jak Boga(Ludzie mają zbyt dużo wymagań wobec Boga, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Bóg obnaża, że natura człowieka jest samolubna i godna pogardy i że bez względu na to, co człowiek robi, robi to dla własnego dobra. Nawet w swojej wierze w Boga dba tylko o osobiste interesy i ma próżną nadzieję na to, że będzie mógł wymienić swoje cierpienie i poniesione koszty na dobre przeznaczenie. Bóg dokładnie obnażył mój stan. Zanim odnalazłam Boga, byłam schorowana, a gdy w Niego uwierzyłam, wszystkie moje choroby zostały uleczone. Dziękowałam Mu więc i Go wychwalałam. Postanowiłam też odwdzięczyć się za Jego miłość i bez względu na to, jakie obowiązki wyznaczył mi kościół, aktywnie je wykonywałam. Odłożyłam nawet na bok swoją firmę i na pełen etat ponosiłam koszty na rzecz Boga. Gdy dowiedziałam się, że mam raka, choć sprawiałam wrażenie dość podporządkowanej, tak naprawdę próbowałam wymienić swoje „podporządkowanie” na Bożą ochronę, mając nadzieję, że Bóg mnie uzdrowi. Gdy widziałam, jak niewierzący chorzy na raka wracają do zdrowia, podczas gdy ja po chemioterapii musiałam się poddać radioterapii – nie tylko znosząc cierpienie, ale także stając w obliczu ewentualnej śmierci – zostało ujawnione moje prawdziwe oblicze. Zaczęłam się skarżyć, że Bóg mnie nie chroni i stawiałam mu niedorzeczne żądania, aby mnie uzdrowił. Zrozumiałam, że w swojej wierze kierowałam się intencjami uzyskania błogosławieństw i że wszystkie lata moich wysiłków i poniesionych kosztów nie miały na celu wypełnienia obowiązku istoty stworzonej, ale chęć ich wymiany na łaskę, błogosławieństwa i niebiańskie nagrody. Byłam naprawdę samolubna i godna pogardy. Paweł głosił ewangelię w dużej części Europy i wiele wycierpiał, ale robił to, aby żądać od Boga nagród i korony. W końcu wypowiedział nawet te bezwstydne słowa: „Dobrą walkę stoczyłem, bieg ukończyłem, wiarę zachowałem. Odtąd odłożona jest dla mnie korona sprawiedliwości” (2Tm 4:7-8). Podobnie jak w przypadku Pawła, moje wysiłki i poniesione koszty także były pełne intencji. Nie miałam za grosz szczerości ani lojalności wobec Boga. Traktowałam Go jako ostatnią deskę ratunku. Niczym pracodawcę, który rozdaje nagrody i wypłaca wynagrodzenie. Moje cierpienie i poniesione koszty miały na celu jedynie uzyskanie korzyści od Boga. Postępując w ten sposób, próbowałam Go oszukać i wykorzystać. To naprawdę wzbudza w Nim odrazę. Gdybym nie zmieniła błędnych perspektyw leżących u podstaw moich dążeń i nie dążyła do zmiany usposobienia, to bez względu na to, jak aktywnie wykonywałabym swoje obowiązki, ostatecznie i tak nie dostąpiłabym zbawienia. Pomodliłam się w sercu do Boga: „Boże, dzięki doświadczeniu raka zrozumiałam, że chociaż wierzę w Ciebie od wielu lat, nie byłam wobec Ciebie szczera ani lojalna. Nawet wykonując swoje obowiązki, próbowałam jedynie żądać od Ciebie łaski i błogosławieństw. Teraz widzę, jaka jestem samolubna i godna pogardy. Boże, nie chcę już dłużej się tak przeciwko Tobie buntować. Bez względu na to, jaka sytuacja mnie spotka, chcę skupić się na poszukiwaniu prawdy oraz podporządkować się Twoim rozporządzeniom i ustaleniom”.

W trakcie jednego z ćwiczeń duchowych przeczytałam następujące słowa Boże: „Nie ma żadnej korelacji między obowiązkiem człowieka a tym, czy otrzyma on błogosławieństwa, czy też doświadczy nieszczęścia. Obowiązek to coś, co człowiek powinien wypełnić – jest to jego powołanie zesłane mu z nieba i powinien on je realizować, nie oczekując rekompensaty, nie stawiając warunków i nie zważając na powody. Tylko wtedy bowiem można to uznać za wykonywanie obowiązku. Otrzymanie błogosławieństw odnosi się do tych błogosławieństw, którymi człowiek cieszy się, gdy, doświadczywszy sądu, zostaje udoskonalony. Doświadczenie nieszczęścia odnosi się do kary, jaką otrzymuje człowiek, gdy jego usposobienie nie ulega zmianie po tym, jak przeszedł przez karcenie i sąd – czyli gdy nie dostąpił udoskonalenia. Jednakże bez względu na to, czy otrzymają błogosławieństwa, czy doświadczą nieszczęścia, istoty stworzone winny wypełniać swój obowiązek, robiąc to, co do nich należy i to, co są w stanie zrobić. Każda osoba – osoba, która podąża za Bogiem – winna zrobić przynajmniej tyle. Nie powinieneś wykonywać swojego obowiązku tylko dla otrzymania błogosławieństw i nie powinieneś odmawiać jego wykonywania z obawy przed tym, że doświadczysz nieszczęścia. Pozwólcie, że coś wam powiem: wypełnianie swego obowiązku przez człowieka oznacza, że robi on to, co należy. Jeśli zaś nie jest w stanie swego obowiązku wypełnić, wówczas jest to jego buntowniczość. To przez proces wykonywania swego obowiązku człowiek stopniowo ulega zmianom, a w jego trakcie pokazuje swoją lojalność. Skoro tak, im bardziej jesteś zdolny wykonywać swój obowiązek, tym więcej prawdy otrzymujesz i tym bardziej realne staje się twoje wyrażanie. Ci, którzy tylko udają, że spełniają swój obowiązek i nie szukają prawdy, zostaną ostatecznie wyeliminowani, ponieważ tacy ludzie nie wykonują swojego obowiązku w praktykowaniu prawdy ani nie praktykują prawdy przy wykonywaniu swojego obowiązku. To są ci, którzy pozostają niezmienieni i doświadczą nieszczęścia. Nie tylko ich wyrażanie jest nieczyste, ale wszystko, co wyrażają, jest złe(Różnica pomiędzy służbą Boga wcielonego a obowiązkiem człowieka, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Po przeczytaniu słów Bożych zyskałam właściwe zrozumienie znaczenia wykonywania swoich obowiązków. Jesteśmy istotami stworzonymi, więc wykonywanie naszych obowiązków jest całkowicie naturalne i uzasadnione. To jest to, co powinniśmy robić. Nie powinniśmy próbować używać tego jako karty przetargowej, aby zawierać układy z Bogiem. To, czy jesteśmy błogosławieni, czy też spotykają nas nieszczęścia, nie ma nic wspólnego z tym, czy wykonujemy swoje obowiązki. Samo ich wykonywanie nie gwarantuje błogosławieństw. Bóg patrzy na to, czy w naszym usposobieniu zaszła zmiana. Tylko gdy poddamy się osądowi i karceniu słów Bożych, nasze zepsute usposobienie ulegnie zmianie, prawdziwie podporządkujemy się Bogu i będziemy potrafili wypełnić obowiązek istoty stworzonej, zyskamy Bożą aprobatę. Jeśli nasze zepsute usposobienie nie zostało oczyszczone, to bez względu na to, jak bardzo będziemy zajęci i jakie koszty będziemy ponosić, nadal nie zyskamy błogosławieństw. Przypomniałam sobie, że gdy moja choroba była kwestią życia i śmierci, traktowałam swoje przeszłe cierpienia i poniesione koszty jako kartę przetargową, aby żądać od Boga ochrony, błędnie myśląc, że skoro zapłaciłam cenę, Bóg powinien obdarzyć mnie łaską. Choć otrzymałam od Boga tak wiele łask i błogosławieństw, nie traktowałam wykonywania obowiązków jako swojej odpowiedzialności. Prosiłam Boga o błogosławieństwa i nagrody za choćby niewielki wysiłek lub poniesiony koszt. Byłam naprawdę pozbawiona sumienia i rozumu! Bóg wybrał mnie z ogromnego morza ludzi, przyprowadził z powrotem do swojego domu i pozwolił mi wykonywać obowiązki. Jego intencją było, abym w trakcie ich wykonywania poszukiwała prawdy i zmieniła swoje zepsute usposobienie, a następnie mogła zostać oczyszczona i zbawiona. Powinnam podporządkować się Bogu i starać się Go zadowolić. Myśląc o tym, w duszy postanowiłam: „Jeśli po radioterapii mój rak nie zostanie wyleczony, to nawet jeśli umrę, będę nadal gotowa podporządkować się Bożym rozporządzeniom i ustaleniom i nie będę się już skarżyć na Boga. Jeśli mojego raka uda się wyleczyć za pomocą radioterapii, będę jeszcze bardziej gorliwie dążyć do prawdy i wypełnię swój obowiązek, aby odwdzięczyć się za Bożą miłość”. Gdy to wszystko zrozumiałam, przestałam tak dużo myśleć i poprosiłam męża, żeby zawiózł mnie do szpitala na radioterapię. W szpitalu lekarz poprosił mnie, żebym podniosła rękę, aby przygotować odlew do unieruchomienia mojego ciała w trakcie radioterapii. Jednak ramię bolało mnie tak bardzo, że nie mogłam go nawet podnieść na wysokość ramienia. Maszyna nie mogła objąć obszaru z komórkami rakowymi i nie udało się wykonać odlewu. Lekarz nie miał innego wyjścia, jak tylko kazać mi wrócić do domu, ćwiczyć przez kilka dni i zgłosić się do szpitala, gdy będę w stanie unieść rękę. Po powrocie do domu od razu zaczęłam ćwiczyć, ale po trzech dniach nadal nie mogłam podnieść ręki. Leżałam w szpitalnym łóżku i w sercu modliłam się do Boga: „Boże, bez względu na to, czy będę dziś mogła bez problemu poddać się radioterapii, jestem gotowa podporządkować się Twoim rozporządzeniom i ustaleniom!”. Nawet nie zdając sobie z tego sprawy, zdołałam podnieść rękę i oprzeć ją za głową. Gdy lekarz to zobaczył, natychmiast wykonał odlew. W trakcie radioterapii zbytnio nie cierpiałam i nie miałam też wielu skutków ubocznych. Doskonale wiedziałam, że w ten sposób Bóg mnie chroni. Byłam Mu naprawdę wdzięczna. W ten oto sposób po siedemnastu cyklach radioterapii udało się opanować moją chorobę. Potem kontynuowałam wykonywanie obowiązków u boku braci i sióstr.

W 2020 roku wykonywałam obowiązek udzielania gościny. Ze względu na potrzeby pracy musiałam od czasu do czasu wychodzić z domu i załatwiać różne sprawy, a gdy wracałam wieczorem, byłam czasami bardzo zmęczona. Przypomniałam sobie, że jeden z pacjentów powiedział kiedyś: „Gdy zachorujesz na raka, nie wolno ci się zbytnio forsować, bo choroba może łatwo powrócić. Jeśli do tego dojdzie, nowotwór może okazać się nieuleczalny”. Lekarz również zalecił mi, żebym więcej odpoczywała i się nie przemęczała. Zwłaszcza gdy myślałam o wszystkich przypadkach śmierci z powodu nawrotu choroby, o których słyszałam w szpitalu, byłam nieco przestraszona: „A co, jeśli rak powróci? Czy z tego powodu umrę?”. Jednak w tamtym czasie KPCh jak szalona aresztowała braci i siostry, a ja musiałam zabezpieczyć otoczenie i zapewnić im bezpieczeństwo, więc po prostu nie miałam czasu, żeby pójść do szpitala na wizytę kontrolną. Choć wydawało się, że wytrwale wykonuję swoje obowiązki, często martwiłam się swoją chorobą i od czasu do czasu myślałam: „Choć jestem słabego zdrowia, przez wszystkie te lata nie przestałam wykonywać swoich obowiązków. Bóg z pewnością uchroni mnie przed nawrotem raka, prawda?”. Zdałam sobie sprawę, że znów próbuję zawierać układy z Bogiem, więc szybko się do Niego pomodliłam, aby zbuntować się przeciwko swojej intencji. Później przeczytałam fragment słów Bożych i nieco lepiej pojęłam kwestię życia i śmierci. Bóg mówi: „Osoba, która po doświadczeniu kilkudziesięciu lat życia pozyskała wiedzę o suwerennej władzy Stwórcy, jest kimś, kto prawidłowo ocenia znaczenie i wartość życia. Taka osoba ma głęboką znajomość celu życia, prawdziwy bagaż doświadczeń i zrozumienie suwerennej władzy Stwórcy, a co więcej, jest w stanie poddać się Jego autorytetowi. Osoba taka rozumie znaczenie stworzenia ludzkości przez Stwórcę, rozumie, że człowiek powinien Go wielbić, że wszystko, co człowiek posiada, pochodzi od Stwórcy i powróci do Niego w nieodległej przyszłości. Osoba taka rozumie, że Stwórca ustala narodzenie człowieka i posiada suwerenność nad jego śmiercią oraz że zarówno życie, jak i śmierć są predestynowane przez autorytet Stwórcy. A zatem, kiedy człowiek prawdziwie pojmie te rzeczy, w naturalny sposób będzie w stanie spokojnie stanąć w obliczu śmierci, spokojnie odłożyć na bok wszystkie swoje rzeczy zewnętrzne, z radością zaakceptować i poddać się wszystkiemu, co nastąpi, oraz powitać ostatni punkt zwrotny życia ustalony przez Stwórcę, zamiast tkwić w zaślepieniu strachem i walczyć z nim(Sam Bóg, Jedyny III, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Po przeczytaniu słów Bożych zrozumiałam, że narodziny, starość, choroby i śmierć są w rękach Boga i że czas śmierci człowieka został przez Niego z góry określony. Nie jest tak, jak mówią niewierzący, że przepracowanie powoduje nawrót raka, który prowadzi do śmierci. Jeśli Bóg z góry ustalił, że dożyję tylko pewnego wieku, to nawet jeśli będę codziennie odpoczywała w łóżku i nie będę się przemęczała, i tak nie uniknę śmierci. Gdybym przestała wykonywać swoje obowiązki z obawy przed nawrotem raka, to dopiero byłby prawdziwy bunt przeciwko Bogu. Nawet gdyby nie doszło do nawrotu choroby, to gdybym nie wypełniła swojego obowiązku, moje życie byłoby puste, a Bóg by mną wzgardził. Zrozumiałam również, że to, czy żyję, czy umrę, podlega suwerennej władzy i ustaleniom Boga, a moje zmartwienia i obawy nie mogą tego zmienić. Muszę podporządkować się ustaleniom Boga i wypełnić swój obowiązek. Wtedy, nawet jeśli pewnego dnia opuszczę ten świat, moje życie będzie miało wartość. Gdy to sobie uświadomiłam, przestałam się już martwić, czy mój rak wróci i czy umrę.

Potem przeczytałam kolejny fragment słów Bożych i ścieżka praktyki stała się dla mnie jeszcze wyraźniejsza. Bóg Wszechmogący mówi: „Jeśli, wierząc w Boga i dążąc do prawdy, jesteś w stanie powiedzieć: »Bez względu na to, jaka choroba czy niepomyślne zdarzenie dotknie mnie za Bożym przyzwoleniem – bez względu na to, co zrobi Bóg – muszę się podporządkować i pozostać na swoim miejscu jako stworzona istota. Muszę wcielać w życie przede wszystkim ten właśnie aspekt prawdy – podporządkowanie. Muszę wprowadzić go w czyn i urzeczywistnić faktyczne podporządkowanie wobec Boga. Nie wolno mi ponadto odrzucać posłannictwa Bożego i obowiązku, jaki powinienem wypełniać. Muszę mocno trzymać się swego obowiązku aż do ostatniego tchu«, to czyż nie jest to właśnie niesienie świadectwa? Kiedy masz tego rodzaju postanowienie i taki stan ducha, to czy możesz nadal narzekać na Boga? Nie, nie możesz. W takiej chwili będziesz myśleć sobie tak: »To Bóg obdarza mnie tym tchnieniem życia, przez wszystkie te lata zapewniał mi byt i chronił mnie, oszczędził mi wiele bólu i obdarzył mnie wielką łaską oraz wieloma prawdami. Pojąłem prawdy i tajemnice, których ludzie nie zdołali zgłębić od wielu pokoleń. Tak dużo od Niego dostałem, muszę Mu więc odpłacić! Przedtem byłem człowiekiem zbyt małej postawy, niczego nie rozumiałem, a wszystko, co czyniłem, przynosiło szkodę Bogu. W przyszłości mogę nie mieć kolejnej okazji, aby Mu odpłacić. Bez względu na to, ile zostało mi życia, muszę zaofiarować Mu tę odrobinę siły, jaką mam, i zrobić dla Niego wszystko, co w mej mocy, aby mógł się przekonać, iż to, że zapewniał mi byt przez wszystkie te lata, nie poszło na marne, lecz przyniosło owoc. Niechaj zatem przyniosę Bogu pociechę i więcej już Go nie ranię i nie sprawiam Mu zawodu«. Co powiesz na to, by myśleć w ten właśnie sposób? Nie rozmyślaj o tym, jak się ocalić albo uciec, snując takie przemyślenia: »Kiedyż wyleczą mnie z tej choroby? Gdy już się to stanie, będę ze wszystkich sił starał się lojalnie wykonywać swój obowiązek. Jak mogę być lojalny, kiedy jestem chory? Jak mogę wypełniać obowiązek Jego stworzenia?«. Czy nie jesteś w stanie go wypełniać, dopóki pozostaje ci choć jedno ostatnie tchnienie? Czy dopóki pozostaje ci choć jedno, ostatnie tchnienie, będziesz potrafił nie przynieść Bogu wstydu? Dopóki pozostaje ci choć jedno, ostatnie tchnienie, dopóki twój umysł jest jasny, czy będziesz umiał nie uskarżać się na Boga? (Tak). Teraz łatwo jest powiedzieć »Tak«, ale nie będzie to takie proste, kiedy naprawdę nadejdzie twoja ostatnia godzina. Musicie więc dążyć do prawdy, nierzadko ciężko nad tym pracując, i poświęcać więcej czasu na zastanawianie się: »Jak mam spełnić Boże intencje? Jak mam odpłacić Bogu za Jego miłość? Jak mam wypełniać obowiązek istoty stworzonej?«. Czym jest istota stworzona? Czy powinnością stworzenia Bożego jest jedynie słuchać słów Boga? Nie! Jest nią urzeczywistnianie słów Boga. Bóg dał wam tak wiele prawdy, tak wiele ze swej drogi i tak dużo życia, abyś mógł urzeczywistniać te sprawy i nieść o Nim świadectwo. To właśnie winna czynić istota stworzona, jest to twoją powinnością i zobowiązaniem(Tylko przez częste czytanie słów Boga i kontemplację prawdy można się posuwać do przodu, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Zrozumiałam, że wymagania Boga wobec nas są bardzo proste. Mamy po prostu urzeczywistniać poddanie i bez względu na to, czy spotka nas choroba czy inne przeciwności losu, wypełnić swój obowiązek. Moje życie zostało mi dane przez Boga i to, czy w przyszłości moja choroba powróci i czy umrę, jest całkowicie w Jego rękach. Byłam gotowa podporządkować się Bożym rozporządzeniom i ustaleniom. Choć czułam się trochę zmęczona fizycznie, nie oznaczało to nawrotu raka. Nie byłam też aż tak wyczerpana, żeby nie móc wstać z łóżka. Zwłaszcza w obliczu gorączkowych aresztowań braci i sióstr przez KPCh powinnam skupić swoje serce na obowiązkach, modlić się do Boga i polegać na Nim, aby chronił moich braci i siostry, aby mogli w spokoju pracować. Potem po prostu jak zwykle wykonywałam swoje obowiązki. Czasami gdy moje ciało czuło się niekomfortowo, więcej odpoczywałam, a gdy poczułam się lepiej, wstawałam i czytałam słowa Boże. Gdy musiałam wyjść, żeby coś załatwić, robiłam to jak zwykle, nie myśląc za dużo o swojej chorobie. Jakiś czas później zgłosiłam się do szpitala na wizytę kontrolną. Okazało się, że nie mam nawrotu raka. Wykonuję tak swoje obowiązki od kilku lat, co kilka miesięcy zgłaszając się do szpitala na wizyty kontrolne, a mój rak nadal nie powrócił. Jestem naprawdę wdzięczna Bogu za Jego ochronę i wskazówki.

Dzięki tej chorobie nieco lepiej zrozumiałam intencję Boga, aby zbawić ludzkość, a także to, że bez względu na to, jakie sytuacje Bóg aranżuje, wszystkie one mają na celu oczyszczenie człowieka oraz usunięcie jego zepsutego usposobienia i nieczystości w wierze. Jednocześnie zrozumiałam, że dopóki człowiek żyje, powinien dążyć do prawdy, podporządkowywać się suwerennej władzy Boga i Jego i ustaleniom oraz wypełniać swój obowiązek. To jedyny sposób, aby nasze życie miało sens i wartość. Od teraz będę żarliwie dążyć do prawdy i zmiany usposobienia oraz wypełniać swój obowiązek, aby zadowolić Boga. Bogu niech będą dzięki!

Wstecz: 22. Dlaczego nie miałam śmiałości zwracać innym uwagi na ich problemy

Dalej: 24. Jak pozbyłam się uczucia wdzięczności, które towarzyszyło mi przez połowę mojego życia

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

70. Koniec z popisami

Autorstwa Mo Wen, HiszpaniaPamiętam, jak w 2018 r. ewangelizowałem w kościele, a później odpowiadałem za ten obowiązek. Dostrzegałem...

2. Ścieżka do obmycia

Autorstwa Allie, Stany ZjednoczonePrzyjęłam chrzest w imię Pana Jezusa w 1990 roku, a 8 lat później zaczęłam pracować dla kościoła. Dzieło...

Ustawienia

  • Tekst
  • Motywy

Jednolite kolory

Motywy

Czcionka

Rozmiar czcionki

Odstęp pomiędzy wierszami

Odstęp pomiędzy wierszami

Szerokość strony

Spis treści

Szukaj

  • Wyszukaj w tym tekście
  • Wyszukaj w tej książce

Połącz się z nami w Messengerze