20. Gdy się dowiedziałam, że moja mama zostanie usunięta z kościoła
W sierpniu 2021 roku kościół przeprowadzał oczyszczanie i przywódczyni poprosiła mnie o pisemną opinię na temat mojej mamy. Trochę mnie to zmartwiło. Ostatnio mamie polecono odizolować się w domu i choć nie wiedziałam nic o tym, jak wykonuje swoje obowiązki, to zauważyłam, że w trakcie izolacji cały czas myśli o zarabianiu pieniędzy i dostatnim życiu. W swoich zapatrywaniach, które kierowały jej dążeniami, podobna była do niewierzących i zachowywała się trochę jak niedowiarek. Myśląc o tym, że w jej sprawie prowadzone jest rozpoznanie i że może zostać usunięta z kościoła, byłam bardzo rozdarta: „Moja mama wierzy w Boga od trzydziestu lat, nieustannie mierzy się z szyderstwami i obelgami ze strony krewnych a mój ojciec często ją prześladował, bił i jej wymyślał, lecz ona nigdy nie odeszła od Boga, a nawet wychowała mnie w wierze i wspierała, gdy wykonywałam obowiązki na pełny etat. Zresztą, ona też wykonuje obowiązki w kościele, modli się i czyta słowa Boże każdego dnia. Być może ostatnio jej stan nie jest zbyt dobry, zniechęciła się i uległa deprawacji, ale powinno się ją traktować jak kogoś, kto szczerze wierzy w Boga, więc chyba nie zasługuje na to, żeby ją usunąć z kościoła?”. Gdy wróciłam do domu, chciałam tylko pomówić z nią o jej problemach, aby mogła się nad sobą zastanowić, zyskać zrozumienie oraz szybko okazać skruchę i się zmienić. Zapytałam, czemu polecono jej się odizolować. Odparła, że w październiku poprzedniego roku zaczęła wykonywać obowiązki udzielania gościny. Gdy przeniosła się do nowego domu, nie znalazła tam artykułów gospodarstwa domowego, więc napisała do zespołu do spraw ogólnych, prosząc o ich dostarczenie, lecz jej prośba nie została spełniona. Wtedy wróciła do swojego domu, gdzie spędziła dziesięć kolejnych dni. Później przywódczyni surowo ją przycięła, tłumacząc to tym, że moja mama porzuciła swoje obowiązki i zachowała się nieodpowiedzialnie. Przy innej okazji mama pomagała braciom i siostrom przy przeprowadzce i pożyczyła skuter siostry, która została aresztowana. Nazajutrz przywódczyni ją przycięła, mówiąc, że jej działanie mogło sprowokować zagrożenie, i kazała jej natychmiast się ukryć. Mama bardzo się wtedy opierała i wróciła prosto do domu. Później przywódczyni nie powierzyła jej już żadnych obowiązków. Mama powiedziała też, że w 2020 roku opuściła dom, by wykonywać swoje obowiązki na pełny etat, ale zaledwie dwa dni później przywódczyni kazała jej wracać, mówiąc, że gdyby jej mąż doniósł na nią policji, bracia i siostry byliby w niebezpieczeństwie. Gdy wróciła do domu, przywódczyni ociągała się z wyznaczeniem jej nowych obowiązków. Bardzo się zezłościłam, gdy to wszystko usłyszałam, i pomyślałam: „Moja mama sama podjęła inicjatywę, żeby wykonywać obowiązki. Czemu przywódczyni jej na to nie pozwoliła? Pozbawiła ją prawa do wykonywania obowiązków i odebrała jej motywację. Jeśli przywódcy i pracownicy nie pojmują zasad i bez należytego zastanowienia usuną moją mamę z kościoła, czy nie wyrządzą krzywdy dobrej osobie? To takie niesprawiedliwe! Tak być nie może. Muszę dotrzeć do sedna tej sprawy. Nie mogę pozwolić, żeby mama cierpiała z powodu niesłusznych oskarżeń”.
Kilka dni później wpadłam na przywódczynię kościoła i zapytałam: „Mojej mamie nie było wcale łatwo podjąć się obowiązków. Czemu ją odesłałaś? Na długi czas pogrążyła się z tego powodu w zniechęceniu”. Przywódczyni odparła, że głównym powodem był mój ojciec, człowiek z natury złośliwy i podły. Nieobecność mojej mamy w domu mogła skłonić go do zawiadomienia policji, a to, być może, źle by się skończyło dla niektórych braci i sióstr. Powiedziała też, że moja mama stale ulega w swoich działaniach chwilowym nastrojom i jest bardzo samowolna. Gdy miała pozytywne nastawienie, gotowa była wszystkiego się podjąć, ale gdy opanowywało ją zniechęcenie, nikogo nie słuchała, bez względu na to, kto z nią rozmawiał lub próbował jej pomóc. Miała skłonność do łatwego porzucania obowiązków. Traktowała je wedle własnego widzimisię i postępowała samowolnie, a większość braci i sióstr nie miała odwagi jej zaufać. Było więcej szkody niż pożytku z tego, że opuściła dom, by wykonywać obowiązki, i dlatego polecono jej wrócić. Przywódczyni dodała: „Kiedy udzielała gościny i przeniosła się do nowego domu, zauważyła brak artykułów gospodarstwa domowego, ale nie chciała ich kupić za swoje pieniądze, więc napisała do zespołu do spraw ogólnych, żądając dostarczenia potrzebnego sprzętu w ciągu jednego dnia. Ale nie było dość czasu i gdy zespół dostał list, termin, który wyznaczyła, już minął. Później skarżyła się na braci i siostry, a nawet porzuciła swoje obowiązki i przez dwa tygodnie siedziała w domu. Następnie została przycięta za nieodpowiedzialne traktowanie obowiązków i choć przyznała, że to jej wina, nie zmieniła swojego postępowania. Przy innej okazji, choć miała własny skuter elektryczny, uparła się, żeby wziąć skuter aresztowanej siostry, doprowadzając tym samym do ryzykownej sytuacji. Gdy później bracia i siostry ją przycięli, puściły jej nerwy i powiedziała: »Gdy robię coś dobrze, nie doceniacie tego, ale gdy tylko zaliczę wpadkę, przycinacie mnie. Już tego dłużej nie zniosę! Rzucam te obowiązki. Idę do domu! Kończę z tym wszystkim, choćbym miała pójść do piekła!«. Kierowniczka i ja rozmawiałyśmy z nią, ale nie chciała nas słuchać, zabrała swoje rzeczy i poszła sobie”. Słowa przywódczyni wprawiły mnie w zdumienie. Nie było wcale tak, jak to przedstawiała moja mama. Nie przypuszczałabym, że jest taka samowolna i że tak wiele razy zaburzyła i zakłóciła pracę kościoła. Nic dziwnego, że przywódczyni chciała poznać schemat jej zachowania. Moja mama zachowywała się jak niedowiarek, to było oczywiste, i bałam się, że tym razem faktycznie mogą ją usunąć z kościoła. Gdyby do tego doszło, jej podróż w wierze dobiegłaby końca i mama ostatecznie poniosłaby karę w czasie kataklizmów. Jaka to byłaby szkoda! Już sama myśl o tym sprawiła, że poczułam się okropnie. Czy mama nagrabiła sobie tak bardzo, że zostanie usunięta? Miałam poczucie, że gdybym z nią jeszcze raz pomówiła, a ona okazałaby skruchę, to może mogłaby być w kościele wyrobnikiem. Zapytałam więc przywódczynię: „Biorąc pod uwagę zachowanie mojej mamy, czy omówiłaś z nią jasno naturę i konsekwencje tych problemów? Czy przeanalizowałaś jej postępowanie i ją zdemaskowałaś za pomocą słów Bożych? Jeśli ona ma słabe pojmowanie, mały potencjał i bardzo zepsute usposobienie, to tym bardziej potrzebuje omawiania i przycinania”. Po wysłuchaniu mnie przywódczyni odparła: „Rozmawialiśmy z nią, ale nie przyjęła naszego omówienia. Może ty spróbujesz i zobaczymy wtedy, czy pojawią się u niej jakieś oznaki skruchy i przemiany”.
Gdy wróciłam do domu, od razu siadłam do rozmowy z mamą, omawiając i analizując wszystko to, czego się dopuściła w kościele. Ona jednak wcale nie była skruszona ani nie poczuwała się do winy. Zafiksowała się na innych ludziach i na różnych detalach. Powiedziała: „Czemu tylko mi każą się nad sobą zastanowić? Czy przywódcy są czyści jak łza? Nie słuchaj tego, co mówią, oni też mogą nie mieć racji. Czasem ustalenia przywódców również są sprzeczne z zasadami. Bo inaczej czemu Bóg wypowiada teraz tyle słów na temat rozeznawania się co do fałszywych przywódców? Robi to, bo dokoła aż roi się od fałszywych przywódców”. Widząc, że mama cały czas roztrząsa, co jest dobre, a co złe, zaniepokoiłam się i poczułam frustrację. Dlatego ostrzegłam ją: „Jeśli się nad sobą nie zastanowisz i nie okażesz skruchy, zostaniesz wydalona!”. Usłyszawszy to, moja mama przyznała, że chce się zmienić i okazać skruchę, ale niedługo potem powiedziała mi: „Myślę, że powinnaś znaleźć sobie pracę. Nie traktuj swojej wiary aż tak poważnie. Wielu ludzi pracuje i jednocześnie wykonuje swoje obowiązki. Tak też można wierzyć w Boga, czyż nie? Zważywszy na to, jak wielu ludzi wykonuje obowiązki na pełny etat, jedna osoba mniej czy więcej nie ma znaczenia. Powinnaś zostawić sobie otwartą furtkę i pomyśleć o swojej przyszłości. Jestem twoją matką i mówię to wszystko dla twojego dobra. Jeśli mnie nie posłuchasz, będziesz żałować!”. Jej słowa wzbudziły we mnie niepokój i gniew. Później, przez jakiś miesiąc, nie chciała się nad sobą zastanowić ani poznać samej siebie bez względu na to, co do niej mówiłam. Zamiast tego stale się wykłócała i usprawiedliwiała, przekręcając fakty i czepiając się przywódców i pracowników. Chciała mnie wciągnąć w pogoń za doczesnymi rzeczami i raz po raz stawała mi na drodze, gdy chciałam pójść na zgromadzenie i wykonywać swoje obowiązki. Jej istota ukazała mi się w całej pełni: moja mama była niedowiarkiem.
Pomyślałam o tych słowach Bożych: „Jeśli mowa i zachowanie osób wierzących są tak swobodne i nieskrępowane jak niewierzących, wówczas są oni w jeszcze większym stopniu niegodziwi niż niewierzący – są archetypicznymi demonami” (Ostrzeżenie dla tych, którzy nie praktykują prawdy, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „Czyż to nie podłe, że niektórzy ludzie, gdy tylko coś im się przydarzy, chętnie dzielą włos na czworo i brną w ślepą uliczkę? To duży problem. Ludzie o jasnych umysłach nie popełnią tego błędu, natomiast ci niedorzeczni są właśnie tacy. Stale wyobrażają sobie, że inni utrudniają im życie, że celowo dają im popalić – dlatego też nieustannie zrażają do siebie ludzi. Czyż nie jest to odchylenie od normy? Ci ludzie nie wkładają wysiłku w kwestie dotyczące prawdy; gdy coś im się przydarzy, wolą spierać się o nieistotne rzeczy, żądając wyjaśnień i próbując zachować twarz; zawsze też sięgają po ludzkie rozwiązania, by poradzić sobie z tymi kwestiami. Jest to największa przeszkoda na drodze do wejścia w życie. Jeżeli wierzysz w Boga w taki sposób lub tak praktykujesz, to nigdy nie dostąpisz prawdy, ponieważ nigdy nie stajesz przed Bogiem. Nigdy nie przychodzisz przed oblicze Boga, by otrzymać wszystko to, co On dla ciebie przygotował, ani nie wykorzystujesz prawdy, by sobie z tym wszystkim poradzić, a zamiast tego stosujesz ludzkie rozwiązania. Dlatego w oczach Boga zanadto się od Niego oddaliłeś. Nie tylko twoje serce oddaliło się od Niego, lecz także cała twoja istota nie żyje w Jego obecności. Tak właśnie Bóg postrzega tych, którzy zawsze nadmiernie analizują sprawy i dzielą włos na czworo. (…) Mówię wam, że bez względu na to, jakie obowiązki wykonuje człowiek wierzący w Boga – czy zajmuje się zewnętrznymi sprawami, czy też rozmaitymi pracami lub dziedzinami wiedzy w domu Bożym – jeżeli nie staje częstokroć przed obliczem Boga i nie żyje w Jego obecności, nie ma śmiałości poddać się Jego nadzorowi ani nie szuka prawdy u Boga, to jest niedowiarkiem i niczym nie różni się od niewierzącego” (Tylko często żyjąc przed obliczem Boga można mieć z Nim normalną relację, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Bóg mówi, że jeśli ktoś Go odnajdzie, ale mimo to nadal niczym nie różni się w swoich słowach i czynach od niewierzących, i bez względu na to, co się dzieje, niczego nie przyjmuje od Boga, jeśli stale fiksuje się na ludziach i problemach oraz nigdy nie przyjmuje prawdy, to taki ktoś jest niedowiarkiem. Myślałam o tym, że moja mama wierzyła w Boga od wielu lat, ale nigdy niczego nie przyjmowała jako pochodzącego od Niego. Twierdziła, że chce brać udział w zgromadzeniach i wykonywać swoje obowiązki, ale nigdy nie była w tym szczera. Ilekroć w grę wchodził jej fizyczny dobrostan, odkładała swoje obowiązki na bok, i bez względu na to, ile razy bracia i siostry przychodzili do niej z omówieniami, nigdy nie przyjmowała tego, co mówili. Nawet podczas izolacji nie zastanowiła się nad swoimi problemami, a zamiast tego przekręcała fakty, wykrzykiwała skargi i narzekała. Nie chciała przyznać się do tego, że spowodowała zakłócenia i zaburzenia; zafiksowała się na ludziach i sprawach, zawzięcie dawała się innym we znaki oraz czepiała się przywódców i pracowników. Gdy dostrzegła, że nie może żywić nadziei na błogosławieństwa, zaczęła gonić za bogactwem i najważniejsze stały się dla niej ubrania, jedzenie i przyjemności. Szerzyła nawet pojęcia, dawała upust zniechęceniu oraz przeszkadzała mi w uczestniczeniu w zgromadzeniach i wykonywaniu obowiązków. Próbowała skusić mnie do pójścia w jej ślady i podjęcia pracy zarobkowej, do podążania ścieżką świata doczesnego. Dostrzegałam to, że choć mama wierzy w Boga od lat, to w ogóle nie przyjmuje prawdy, i że w swoich słowach, postępowaniu i zapatrywaniach niczym nie różni się od niewierzących; była na wskroś niedowiarkiem. Skoro kościół przeprowadza oczyszczanie, powinnam spisać wszystko, co wiem na temat jej zachowania, i zgłosić to przywódcom. Ale gdybym to zrobiła, na pewno by ją usunięto. Myślałam o tym, jak moja rodzina faworyzowała chłopców kosztem dziewcząt, gdy byłam mała. Moja babcia, ciocia i wujek traktowali mnie ozięble, a mój ojciec też nigdy nie okazywał mi troski. Całymi dniami tylko palił i pił, a gdy miał zły humor, przeklinał, bił ludzi i niszczył różne rzeczy. W naszym domu tylko ja i moja mama mogłyśmy na sobie nawzajem polegać. Zresztą, to mama przyprowadziła mnie do Boga i wspierała mnie, gdy wykonywałam swoje obowiązki na pełny etat. Przelała dla mnie dużo krwi serdecznej. Gdyby się dowiedziała, że to ja zgłosiłam jej zachowanie, czy nie pękłoby jej serce? Czy nie byłaby mną strasznie rozczarowana? Czułam, że robiąc to, pokazałabym, że naprawdę nie mam sumienia, i zawiodłabym mamę. Ta myśl sprawiła, że nie mogłam już dłużej powstrzymywać łez; czułam się głęboko rozdarta i udręczona. Po wielokrotnym namyśle nie zgłosiłam tego, że moja mama zachowuje się jak niedowiarek, i odłożyłam tę sprawę na bok.
Nieco ponad miesiąc później przywódczyni znów poprosiła mnie, bym na piśmie zrelacjonowała zachowanie mojej mamy. Wciąż czułam się trochę nieswojo, więc zwróciłam się do Boga w modlitwie: „Boże, kościół gromadzi informacje świadczące o tym, że moja mama jest niedowiarkiem. Chcą, żebym opisała jej zachowanie, ale ja wciąż jestem temu trochę niechętna, bo uważam, że jeśli to zrobię, to będzie znaczyło, że brak mi sumienia. Nie wiem, jak mam postąpić. Proszę, pomóż mi uporać się z tym stanem”. Później przeczytałam słowa Boże: „Kiedy Bóg zaczyna nad kimś pracować, kiedy kogoś wybrał, nikomu tej nowiny nie ogłasza, nie ogłasza jej szatanowi, a tym bardziej nie wykonuje żadnego spektakularnego gestu. On po prostu bardzo spokojnie, bardzo naturalnie robi to, co jest konieczne. Najpierw wybiera dla ciebie rodzinę; pochodzenie twojej rodziny, twoi rodzice, twoi przodkowie – o wszystkim tym Bóg decyduje zawczasu. Innymi słowy, Bóg nie podejmuje tych decyzji pod wpływem kaprysu; przeciwnie, rozpoczął On to dzieło dawno temu. Gdy Bóg wybierze dla ciebie rodzinę, wybiera również dzień, w którym się urodzisz. Następnie Bóg patrzy, jak we łzach przychodzisz na świat, obserwuje twoje narodziny, patrzy, jak wypowiadasz pierwsze słowa, obserwuje, gdy potykasz się i niepewnie stawiasz pierwsze kroki, ucząc się chodzić. Najpierw stawiasz jeden krok, potem następny, a teraz potrafisz już biegać, skakać, umiesz mówić i wyrażać swoje uczucia… Gdy ludzie dorastają, szatan skupia wzrok na każdym z nich, jak tygrys obserwujący ofiarę. Jednakże Bóg, gdy wykonuje swoje dzieło, nigdy nie doświadczył żadnych ograniczeń ze strony ludzi, wydarzeń czy rzeczy, przestrzeni czy czasu; robi to, co powinien, i robi to, co musi. W procesie dorastania możesz napotkać wiele rzeczy, które ci się nie spodobają, a także chorobę czy frustrację. Ale kiedy podążasz tą ścieżką, twoje życie i twoja przyszłość są pod ścisłą Bożą opieką. Bóg daje ci prawdziwą gwarancję, że będziesz mógł przetrwać całe swoje życie, ponieważ On jest tuż obok ciebie, pilnując cię i troszcząc się o ciebie” (Sam Bóg, Jedyny VI, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Po przeczytaniu słów Bożych zrozumiałam, że Bóg z góry przesądził o tym, w jakiej rodzinie przychodzimy na świat, jak zostajemy wychowani i jakie są nasze warunki życia. To, że dzisiaj żyję, mogę wierzyć w Boga i wykonywać obowiązki w kościele, zawdzięczam wyłącznie Bożemu przewodnictwu i Bożej ochronie. Gdy matka wydawała mnie na świat, to był trudny poród i sytuacja była krytyczna. Lekarz zapytał mojego ojca, czy mają ratować mnie, czy moją mamę. Ojciec był tak przerażony, że ręce mu się trzęsły i nie miał pojęcia, co robić. Mama pomodliła się wtedy do Pana Jezusa i dzięki Bożej ochronie obie przeżyłyśmy. Pewnego razu, gdy byłam mała, podczas zabawy wsadziłam sobie zapiaszczony patyk do oka. Momentalnie przestałam widzieć na prawe oko. Spanikowałam i bałam się, że całkiem oślepnę. Tarłam oko, ale nie udawało mi się usunąć piasku. Cała roztrzęsiona, mogłam jedynie w głębi serca wołać do Pana Jezusa. Wtedy oko zaczęło łzawić i dzięki temu piasek się wypłukał. Koniec końców, moja prawa gałka oczna wyglądała na trochę zapadniętą w porównaniu z lewą, ale mój wzrok nie doznał uszczerbku. Kiedyś myślałam, że po prostu miałam szczęście, ale po przeczytaniu słów Bożych dotarło do mnie że to Bóg z ukrycia czuwał nade mną i mnie chronił. Wyglądało na to, że mama sporo wycierpiała, wychowując mnie, a poza tym to ona przyprowadziła mnie do Boga, lecz zgodnie ze słowami Bożymi to, kiedy się urodziłam, w jakim środowisku dorastałam, jakich ludzi spotykałam, czego doświadczałam i kiedy przyszłam do domu Boga, by wykonywać obowiązki, wynikało z Jego suwerennej władzy i zarządzeń. Bóg prowadził mnie na każdym kroku. Myśląc o tym, byłam głęboko poruszona i zawołałam w duchu: „Bóg jest zaiste wielki. Jego miłość jest taka rzeczywista!”. Wciąż jednak czułam, że skoro moja mama doznała trudów i wycieńczenia, by mnie wychować, to mam wobec niej dług wdzięczności. Dlatego, żeby nie usunięto jej z kościoła, świadomie zataiłam liczne przejawy jej zachowania, wskazujące, że jest niedowiarkiem, kryłam ją i nie chroniłam pracy kościoła. To był prawdziwy brak sumienia!
Przeczytałam też te słowa Boże: „Wynik każdego człowieka jest określany na podstawie jego istoty, wynikającej z jego postępowania, i zawsze jest określany właściwie. Nikt nie może wziąć na swoje barki grzechów kogoś innego, tym bardziej nikt nie może otrzymać kary za kogoś innego. To niepodważalne. (…) W ostatecznym rozrachunku czyniący sprawiedliwość są czyniącymi sprawiedliwość, a czyniący zło – czyniącymi zło. Czyniącym sprawiedliwość ostatecznie pozwoli się przetrwać, podczas gdy czyniący zło zostaną zniszczeni. Święci są święci; nie są splugawieni. Plugawi są plugawi, a nie święci. Ludzie, którzy zostaną zniszczeni, wszyscy bez wyjątku są źli, a ci, którzy przetrwają, wszyscy są sprawiedliwi – nawet jeśli dzieci złych spełniają sprawiedliwe uczynki i nawet jeśli rodzice sprawiedliwych popełniają złe uczynki. Nie ma zależności między wierzącym mężem i niewierzącą żoną, i nie ma zależności między wierzącymi dziećmi i niewierzącymi rodzicami; te dwa rodzaje ludzi są ze sobą zupełnie niezgodne. Przed wejściem w stan odpoczynku ludzie żywią cielesne, rodzinne uczucia, ale po wejściu nie będzie już żadnych takich uczuć, o których można by wspomnieć” (Bóg i człowiek wejdą razem do odpoczynku, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „Wody będą ryczeć, góry się zachwieją, wielkie rzeki zanikną, człowiekowi będzie wreszcie dane się zmienić, słońce się zaćmi, księżyc ściemnieje, człowiek nie będzie więcej miał dni życia w pokoju, już więcej nie będzie czasu spokoju na ziemi, niebiosa nigdy więcej nie pozostaną spokojne oraz ciche i nie będą już dłużej trwać. Wszystko będzie odnowione i odzyska pierwotny wygląd. Wszystkie domostwa na ziemi zostaną rozdarte, a wszystkie narody na ziemi rozdzielone; odejdą w zapomnienie dni pojednań męża i żony, matka z synem już więcej się nie spotka, nigdy więcej nie będzie też spotkania ojca z córką. Zetrę na proch wszystko, co dawniej było na ziemi. Nie daję ludziom okazji wyrażania ich uczuć, ponieważ Ja nie mam uczuć cielesnych i rozwinęło się we mnie skrajne obrzydzenie do ludzkich uczuć. To z powodu uczuć pomiędzy ludźmi zostałem odsunięty na bok i w ten sposób stałem się »inny« w ich oczach; to z powodu uczuć między ludźmi zostałem zapomniany; to z powodu uczuć człowiek łapie okazję do skorzystania ze swego »sumienia«; to z powodu uczuć człowiek zawsze czuje niechęć do Mojego karcenia; to z powodu uczuć człowiek nazywa Mnie nieuczciwym i niesprawiedliwym oraz mówi, że nie zwracam uwagi na ludzkie uczucia w Moim traktowaniu. Czy także mam krewnych na ziemi? Kto kiedykolwiek pracował tak, jak Ja, dniem i nocą, bez myślenia o jedzeniu czy spaniu, ze względu na cały Mój plan zarządzania? Jak człowiek mógłby być porównywany z Bogiem? Jak człowiek mógłby być zgodny z Bogiem? Jak mógłby Bóg, który stwarza, być tego samego rodzaju, co człowiek, który jest stworzony? Jak mógłbym zawsze żyć i działać wraz z człowiekiem na ziemi? Kto jest w stanie niepokoić się o Moje serce? Czy modlitwy człowieka?” (Słowa Boże dla całego wszechświata, rozdz. 28, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Po przeczytaniu słów Bożych zrozumiałam, w jakim kierunku zmierza Boże dzieło. Chodzi o to, by oddzielić tych, którzy sprzeciwiają się Bogu, od tych, którzy prawdziwie w Niego wierzą. Ci pierwsi zostaną przeklęci i ukarani, a ci drudzy otrzymają Bożą ochronę i łaskę. Bóg decyduje o wyniku każdej osoby na podstawie jej postępowania i czynów, a także jej naturoistoty, nie ma tu miejsca na faworyzowanie czy pociąganie za sznurki. W domu Bożym rządzi prawda i nie ma stronniczości ani faworyzowania. Teraz, gdy dzieło Boże zbliża się ku końcowi, wszelkie rodzaje ludzi są po kolei ujawniane. Jest to czas, by oddzielić kąkol od pszenicy, czas, gdy Bóg robi odsiew. Choć łączą mnie z matką bliskie więzy krwi, jej ostateczny wynik nie jest czymś, o czym ja mogłabym zdecydować. Pan Jezus powiedział: „Wtedy dwóch będzie w polu, jeden będzie wzięty, a drugi zostawiony. Dwie będą mleć na żarnach, jedna będzie wzięta, a druga zostawiona” (Mt 24:40-41). To, jakiego cierpienia w tym życiu doświadcza moja matka, oraz to, jaki będzie jej końcowy wynik i przeznaczenie, zależy od jej własnych decyzji i od ścieżki, którą kroczy. Bez względu na to, ile bym z nią rozmawiała, by zapobiec usunięciu jej z kościoła, miała naturoistotę niedowiarka i gdyby pozostała w kościele, zakłóciłaby jego życie oraz stan braci i sióstr i prędzej czy później zostałaby zdemaskowana i wyeliminowana. Nie zgłosiłam jej zachowania, bo kierowałam się uczuciami. Moja matka była niedbała i chodziła na skróty, wykonując swoje obowiązki, a często je po prostu porzucała. Gdy bracia i siostry ją napominali, przyznawała im rację, ale potem nadal postępowała samowolnie, nie mając żadnego względu na interesy kościoła. Gdy przywódczyni ją zdemaskowała i przycięła, moja mama zasłaniała się wypaczonymi argumentami i wpadła w złość. Gdy ją zwolniono, zawzięcie dawała się ludziom we znaki, przeinaczała fakty i głośno krzyczała, że została skrzywdzona. Nie odgrywała w kościele żadnej pozytywnej roli, stale tylko powodowała zakłócenia i zaburzenia oraz przeszkadzała braciom i siostrom w wykonywaniu obowiązków. Tak bardzo zakłóciła i zaburzyła pracę i życie kościoła, a prawdy nie przyjmowała choćby w najmniejszym stopniu. Było zupełnie oczywiste, że przejawia zachowanie niedowiarka, i doskonale zdawałam sobie sprawę, że należy ją usunąć z kościoła. Ale i tak ją kryłam i nie chciałam dokonać zgłoszenia. Czy nie osłaniałam szatana i nie kryłam niedowiarka? Kierowały mną uczucia, więc nie potrafiłam odróżnić dobra od zła i stałam się całkiem irracjonalna. Czy nie sprzeciwiałam się Bogu? Dopiero wtedy w końcu doświadczyłam tego, czemu Bóg z taką wzgardą traktuje ludzkie uczucia. Bóg mówi: „To z powodu uczuć pomiędzy ludźmi zostałem odsunięty na bok i w ten sposób stałem się »inny« w ich oczach; to z powodu uczuć między ludźmi zostałem zapomniany; to z powodu uczuć człowiek łapie okazję do skorzystania ze swego »sumienia«; to z powodu uczuć człowiek zawsze czuje niechęć do Mojego karcenia; to z powodu uczuć człowiek nazywa Mnie nieuczciwym i niesprawiedliwym”. Myśląc o tym, naprawdę poczułam, że mam wobec Boga ogromny dług. W głębi serca bardzo zapragnęłam praktykować zgodnie z Bożymi wymaganiami. Wiedziałam, że w tej sprawie nie mogę się już dłużej wahać, więc dokonałam zgłoszenia, opisując w całości zachowanie mojej matki.
Miesiąc później wróciłam do domu. Mama beznamiętnym tonem poinformowała mnie, że została usunięta z kościoła, po czym zaczęła mi robić wyrzuty: „Czemu doniosłaś im o wszystkim, co ci mówiłam? Naprawdę jesteś niewdzięcznicą i nie masz sumienia. Nie mogę uwierzyć, że wydałaś własną matkę”. Jej słowa mnie zasmuciły i poczułam się skrzywdzona. Wstyd mi było spojrzeć jej w oczy, jakbym zrobiła jej coś złego. Po chwili jednak pomyślałam: „Dlaczego tak bardzo przerażają mnie oskarżenia i skargi mojej matki? Postąpiłam zgodnie z zasadami!”. Uświadomiłam sobie, że znów daję się ograniczać uczuciom, więc w duchu pomodliłam się do Boga: „Boże, jak powinnam się zachować w tej sytuacji?”. W tamtej chwili pomyślałam o fragmencie słów Bożych: „Kochajcie to, co Bóg kocha, i nienawidźcie, czego Bóg nienawidzi – oto zasada, której należy przestrzegać” (Naprawdę zmienić można się tylko wtedy, gdy rozpozna się swoje błędne poglądy, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boże przyniosły mi prawdziwe oświecenie. Moja mama została usunięta, bo spowodowała wiele zakłóceń i zaburzeń, w ogóle nie przyjmowała prawdy i jej obecność w kościele nie przynosiła niczego pozytywnego. Zgłaszając jej zachowanie, nie robiłam jej krzywdy, tylko praktykowałam prawdę i postąpiłam zgodnie z zasadami, nie było potrzeby, żebym czuła się winna. Mamę usunięto z kościoła na podstawie jego zasad. Nie tylko odmawiała okazania skruchy, ale na dodatek mówiła jeszcze takie rzeczy. Utwierdziłam się w przekonaniu, że ma naturoistotę niedowiarka. Jeśli taka osoba nie zostaje usunięta, to z pewnością zakłóci życie braci i sióstr w kościele i nikt na jej obecności nie skorzysta. Należy ją więc wydalić! Bóg mówi, że należy miłować to, co On miłuje, i nienawidzić tego, czego On nienawidzi. Nie zrobiłam nic złego, postępując zgodnie z zasadami. Myśląc o tym, poczułam ulgę i nie czułam się już zobowiązana ani winna wobec mamy.
Doświadczywszy usunięcia mojej mamy z kościoła, zyskałam pewne rozeznanie co do zachowania niedowiarków. Zrozumiałam, że jeśli w relacjach z innymi kierujemy się uczuciami, to nasze działania pozbawione są zasad. Wiedziałam, że nie mogę już dłużej ulegać uczuciom w swoim postępowaniu. Bogu niech będą dzięki za to, że dał mi okazję do wyciągnięcia tej nauki!