19. Znalazłam drogę do uporania się z poczuciem niższości
Kiedy byłam dzieckiem, moi rodzice byli zajęci zarabianiem na życie i nie mieli czasu się mną opiekować, więc wysłali mnie na wychowanie do babci. Przeprowadzano wtedy spis ludności pod kątem planowania rodziny, a ponieważ nie byłam zameldowana u babci, to ilekroć we wsi pojawiali sie ankieterzy, babcia brała mnie na ręce i gdzieś chowała, żeby uniknąć grzywny. Sąsiedzi naśmiewali się ze mnie, że nie mam meldunku, nazywali mnie „małym zerem” i mówili, że jestem dzieckiem bez matki. Chociaż byłam tylko dzieckiem, dobrze wiedziałam, że się ze mnie naśmiewają. Bardzo mnie to raniło. Unikałam ich i nie chciałam bawić się z innymi dziećmi. Przez większość czasu siedziałam sama w domu, oglądając telewizję, albo bawiłam się z babcią. Moje dzieciństwo było dość przygnębiające i monotonne. Później, gdy osiągnęłam wiek szkolny, rodzice zabrali mnie z powrotem do domu. Ponieważ byłam introwertyczką, nie lubiłam rozmawiać i nie witałam się z ludźmi, mama mówiła, że jestem mało pojętna i nie tak bystra jak moja młodsza siostra. Sama też uważałam, że mam dużo braków, więc stałam się jeszcze bardziej niechętna do rozmawiania z ludźmi. Stopniowo odkryłam, że mam trudności w komunikacji z innymi, nie wiedziałam, jak zacząć rozmowę ani co właściwie mam mówić. Czasami coś mi chodziło po głowie i chciałam wyrazić swoje opinie, ale kiedy próbowałam się odezwać, z nerwów i strachu tylko mamrotałam. Szczególnie w rozmowie z nieznajomymi w dużych grupach denerwowałam się tak bardzo, że aż robiłam się czerwona na twarzy. Dlatego za każdym razem, gdy przyjeżdżali krewni lub musiałam iść na jakieś przyjęcie, starałam się jakoś od tego wymigać, a jeśli nie mogłam odmówić, siadałam cicho w kącie, obserwując, jak inni rozmawiają i się śmieją.
Po odnalezieniu Boga nadal taka byłam. Pamiętam, że na którymś zgromadzeniu było 50 czy 60 osób. Od razu mnie to onieśmieliło i przy tak wielu ludziach nie odważyłam się odezwać. Nie umiałam się dobrze wysłowić, więc czułam, że jeśli będę mówić niewyraźnie albo inni mnie nie zrozumieją, będzie to bardzo niezręczne i upokarzające. Dlatego za każdym razem, gdy przełożona prosiła mnie o omówienie czegoś, wolałam milczeć i tylko słuchać. Czasami, gdy uczyłam się umiejętności zawodowych z braćmi i siostrami, przełożona prosiła, abyśmy podzielili się swoimi przemyśleniami, a ja nie ze zdenerwowania nie śmiałam nic omówić, bojąc się, że wypowiem się niejasno. Kilka razy nie miałam wyboru i musiałam zabrać głos, gdy przełożona mnie wywołała. Byłam tak roztrzęsiona, że zmienił mi się głos, a im dłużej mówiłam, tym mocniej czułam palące wypieki na twarzy. W końcu nie byłam już w stanie mówić wyraźnie i czułam się bardzo zawstydzona. Pomyślałam: „Dlaczego jestem taka beznadziejna? Wyrażam tylko swoje opinie, więc dlaczego jest to takie trudne i stresujące? Nie potrafię nawet mówić wyraźnie, jestem taką idiotką!”. Widząc siostry, z którymi współpracowałam, omawiające wszystko tak naturalnie i płynnie, czułam wielką zazdrość: „Dlaczego nie mam takiej pewności siebie i odwagi? Dlaczego tak trudno mi jest się odezwać i wyrazić swoje myśli?”. Później przełożona wyznaczyła mnie na liderkę zespołu. Pomyślałam sobie: „Jestem introwertyczką i nie umiem się wysłowić, a gdy wokół jest wielu ludzi, boję się w ogóle odezwać. Czy nie będzie niezręcznie, jeśli bracia i siostry będą mieli pytania, a ja nie będę umiała na nie jasno odpowiedzieć?”. Chciałam tylko, żeby przełożona znalazła kogoś innego, i po prostu wolałam być szeregową członkinią zespołu. Bałam się jednak, że jeśli odrzuce ten obowiązki, przełożona wyrobi sobie złą opinię na mój temat, więc odrzuciłam tę myśl. Później, nadzorując pracę braci i sióstr, nadal czułam się onieśmielona. Gdy zadawali mi pytania, zawsze chciałam, żeby odpowiedział ktoś inny, bo bałam się, że nie wyjaśnię czegoś należycie lub nie rozwiążę ich problemów. Kiedy nie mogłam tego uniknąć, zmuszałam się, by powiedzieć kilka słów, ale nadal byłam bardzo zdenerwowana. Widząc siebie w takim stanie, czułam się bardzo sfrustrowana i zdałam sobie sprawę, że ten stan poważnie wpływa na moją normalną komunikację z innymi i na zdolność do wykonywania obowiązków. Gdybym szybko tego nie zmieniła, wykonywałabym swoje obowiązki w coraz bardziej bierny sposób, a to z pewnością opóźniłoby pracę. Dlatego świadomie szukałam prawdy, aby rozwiązać swoje problemy.
Pewnego dnia przeczytałam słowa Boże: „W każdej sytuacji powodującej jakieś trudności ludzie tchórzliwi wycofują się. Dlaczego tak robią? Jedną z przyczyn jest ich poczucie niższości. Ponieważ czują się gorsi, boją się ludzi; nie potrafią nawet wziąć na siebie obowiązków i odpowiedzialności, jakich powinni się podjąć; nie są w stanie podjąć się czegoś, co tak naprawdę byliby w stanie osiągnąć w oparciu o swoje zdolności i charakter, w oparciu o zakres doświadczeń własnego człowieczeństwa. Poczucie niższości wpływa na każdy aspekt ich człowieczeństwa, wpływa na ich osobowość, a także, rzecz jasna, na ich charakter. Gdy znajdują się w towarzystwie innych ludzi, rzadko wyrażają swoje poglądy i prawie nigdy nie precyzują swojej opinii czy swojego stanowiska w jakiejś sprawie. Gdy napotykają problem, nie śmią się odezwać i zawsze zamykają się w sobie i wycofują. Gdy ludzi jest niewielu, są na tyle odważni, by pośród nich zasiąść, ale gdy ludzi jest dużo, szukają jakiegoś ciemnego kąta i nie mają odwagi wejść pomiędzy nich. Ilekroć czują, że pozytywnie i aktywnie chcieliby coś powiedzieć, wyrazić swoje opinie i poglądy, aby pokazać, że mają słuszność, to nie znajdują w sobie odwagi, by to uczynić. Ilekroć mają takie pomysły, ich poczucie niższości ujawnia się w całej pełni, kontroluje ich, tłamsi i mówi: »Nie odzywaj się, jesteś do niczego. Nie wyrażaj swoich opinii, zachowaj je dla siebie. Jeśli masz w sercu coś, co naprawdę chcesz powiedzieć, zapisz to w notatniku na komputerze i przemyśl to w samotności. Nie możesz pozwolić, żeby ktoś inny się o tym dowiedział. Co będzie, jeżeli powiesz coś niewłaściwego? To będzie strasznie żenujące!«. Ten głos ciągle powtarza ci, żebyś nie robił tego czy tamtego, żebyś nie mówi tego czy tamtego, sprawiając, że gryziesz się w język, ilekroć chcesz coś powiedzieć. Gdy chcesz powiedzieć coś, co rozważałeś w swoim sercu przez długi czas, wycofujesz się i nie masz odwagi tego powiedzieć albo czujesz się zbyt skrępowany, żeby to powiedzieć, uważając, że nie powinieneś tego robić, a jeśli już się zdecydujesz, to czujesz się tak, jakbyś postąpił wbrew zasadom albo złamał prawo. Gdy któregoś dnia aktywnie wyrazisz swoją opinię, w głębi serca czujesz się straszliwie nieswojo, odczuwasz trudny do opisania niepokój. Choć to uczucie silnego niepokoju w końcu ustępuje, twoje poczucie niższości stopniowo tłumi twoje pomysły, intencje i plany dotyczące tego, co chciałbyś powiedzieć, dotyczące opinii, które chciałbyś wyrazić, dotyczące twojej chęci bycia normalną osobą, bycia takim jak wszyscy inni. Ci, którzy cię nie rozumieją, uważają, że jesteś osobą małomówną, cichą i nieśmiałą, kimś, kto nie lubi się wyróżniać. Gdy mówisz coś w obecności wielu ludzi, odczuwasz skrępowanie i rumienisz się; jesteś poniekąd introwertykiem i tylko ty tak naprawdę wiesz, że czujesz się gorszy od innych. (…) Choć nie można tego poczucia niższości nazwać zepsutym usposobieniem, to ma ono rażąco negatywne skutki; wyrządza krzywdę człowieczeństwu ludzi i ma ogromnie negatywny wpływ na różne emocje, a także słowa i działania w ich zwykłym człowieczeństwie, co prowadzi do poważnych konsekwencji. Mniej istotny wpływ dotyczy charakteru, upodobań i ambicji, natomiast bardziej istotny wpływ dotyczy celów i ukierunkowania w życiu. Biorąc pod uwagę przyczyny tego poczucia niższości, proces jego kształtowania się i konsekwencje, do których prowadzi, a także każdy aspekt tego poczucia, czy nie jest to coś, czego ludzie powinni się wyzbyć? (Tak)” (Jak dążyć do prawdy (1), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Po przeczytaniu słów Bożych zdałam sobie sprawę, że naprawdę mam poczucie niższości. Wykazywałam obnażone przez Boga stan i przejawy takiego właśnie poczucia. Moje serce było nim spętane i zawsze czułam, że pod różnymi względami nie jestem wystarczająco dobra. W kontaktach z ludźmi bałam się odzywać, gdy było ich zbyt wielu, albo chowałam się w kącie i milczałam. Ilekroć musiałam wyrazić swoje myśli podczas wykonywania obowiązków, mimowolnie stawałam się nerwowa, a moje myśli nie skupiały się na tym, jak współpracować ze wszystkimi, aby swoje obowiązki wypełnić, a zamiast tego czułam, że moje umiejętności językowe są niewystarczające, że nie potrafię się dobrze wysłowić, i wolałam, żeby inni przedstawiali omówienia. Kiedy miałam własne opinie czy przemyślenia na pewne tematy, wahałam się, myśląc: „Czy powinnam się wypowiedzieć, czy nie? Czy moja opinia jest słuszna? Czy inni się ze mną zgodzą? Nieważne, lepiej nic nie mówić. Najlepiej po prostu posłuchać opinii innych”. Często byłam pod wpływem tych myśli, jakby moje usta były zapieczętowane, a gardło zablokowane, co sprawiało, że w wielu sytuacjach nie byłam w stanie wyrazić swoich opinii i swojego stanowiska. Przełożona poprosiła mnie, abym została liderką zespołu, a ja wiedziałam, że podjąwszy się tych obowiązków, powinnam wywiązywać się ze swojej odpowiedzialności, ale za każdym razem, gdy musiałam nadzorować pracę, nie mogłam wydusić z siebie słowa, bojąc się, że nie będę w stanie wyjaśnić wszystkiego, jak należy, a inni mnie nie zrozumieją. To byłoby naprawdę upokarzające! Dlatego zawsze chciałam, żeby na pytania braci i sióstr odpowiadał ktoś, kto lepiej potrafi się wysłowić, a ja bym po prostu stała z boku, słuchała i przytakiwała. W rezultacie nie mogłam wywiązać się z odpowiedzialności, z której powinnam była się wywiązywać, i wykonywałam swoje obowiązki w coraz bardziej bierny sposób. To negatywne poczucie niższości naprawdę miało na mnie ogromny wpływ, sprawiając, że stawałam się coraz bardziej onieśmielona i bierna, a nawet niezdolna do normalnej komunikacji z innymi. Straciłam poczucie odpowiedzialności i zapał, coraz częściej oceniałam siebie negatywnie i wydawałam na siebie wyroki, a moja chęć wycofania się stawała się coraz silniejsza. Przekonałam się, jak bolesne jest bycie spętaną i ograniczoną przez to poczucie niższości.
Później, szukając rozwiązania tego problemu, przeczytałam słowa Boże: „Z pozoru poczucie niższości to uczucie, które ludzie przejawiają, ale w istocie główną jego przyczyną jest skażenie przez szatana, otoczenie, w którym ludzie żyją, i obiektywne przyczyny po stronie ludzi. Cała ludzkość podlega władzy złego i jest głęboko przez szatana skażona. Nikt też nie naucza kolejnego pokolenia w sposób zgodny z prawdą ani słowami Boga, a zamiast tego czyni się to w sposób zgodny z tym, co pochodzi od szatana. Dlatego konsekwencją wpajania kolejnemu pokoleniu i ludzkości rzeczy szatańskich, poza skażeniem usposobienia i istoty ludzi, jest rozbudzanie w ludziach negatywnych uczuć. Jeśli są one tymczasowe, nie będą miały dużego wpływu na życie danej osoby. Jeśli jednak negatywne uczucie zakorzeni się głęboko w sercu i duszy, stając się czymś nieusuwalnym, i jeśli taki człowiek nie będzie w ogóle w stanie o nim zapomnieć ani go wykorzenić, to w sposób konieczny wpłynie na jego każdą decyzję, na jego podejście do wszelkiego rodzaju ludzi, zdarzeń i spraw, na dokonywane przez niego wybory w obliczu istotnych kwestii związanych z zasadami oraz na ścieżkę, którą będzie on w życiu podążał – tak właśnie realne społeczeństwo ludzkie oddziałuje na każdą osobę. Inny aspekt to obiektywne przyczyny tkwiące w ludziach. Chodzi o edukację i nauki w okresie dorastania, myśli, idee i sposoby postępowania, jakie ludzie sobie przyswajają, a także różne ludzkie maksymy – wszystko to pochodzi od szatana i to do tego stopnia, że ludzie nie potrafią rozwikłać tych napotykanych w życiu problemów poprzez spojrzenie na nie z właściwej perspektywy i odpowiedniego punktu widzenia. Dlatego nieświadomie pozostając po wpływem tego surowego środowiska, ulegając jego opresji i kontroli, człowiek siłą rzeczy rozwija w sobie różne negatywne uczucia oraz za ich pomocą próbuje stawiać czoła problemom, których nie potrafi rozwiązać, zmienić ani usunąć. Weźmy przykład poczucia niższości. Twoi rodzice, nauczyciele, osoby starsze i inni ludzie z twojego otoczenia w sposób nierealistyczny oceniają twój charakter, twoje człowieczeństwo i twoją uczciwość, wskutek czego jesteś atakowany, prześladowany, tłamszony, pętany i krępowany. Kiedy w końcu już zabraknie ci siły, żeby się temu opierać, nie masz wyjścia i wybierasz życie milczącej akceptacji zniewag i upokorzenia, milczącej akceptacji tej niesprawiedliwej rzeczywistości wbrew twojemu osądowi. Gdy akceptujesz tę rzeczywistość, budzą się w tobie emocje, które nie mają nic wspólnego ze szczęściem, zadowoleniem, pozytywnością czy postępem. Nie odczuwasz większej motywacji ani ukierunkowania, a tym bardziej nie dążysz do prawidłowych i właściwych celów ludzkiego życia, za to rodzi się w tobie głębokie poczucie niższości. Gdy to się dzieje, czujesz, że nie masz się dokąd zwrócić. Gdy napotykasz problem, który wymaga, żebyś wyraził swoją opinię, będziesz po wielokroć rozważał w głębi serca to, co chciałbyś powiedzieć, i pogląd, jaki chciałbyś wyrazić, ale i tak nie będziesz w stanie zmusić się, by powiedzieć to na głos. Gdy ktoś wyraża pogląd, z którym się zgadzasz, pozwalasz sobie w głębi serca na uczucie afirmacji, potwierdzające, że nie jesteś gorszy od innych. Ale gdy ta sama sytuacja się powtórzy, i tak mówisz sobie: »Nie mogę mówić wprost ani działać pochopnie, nie mogę wystawić się na pośmiewisko. Jestem do niczego, jestem głupi, jestem idiotą. Muszę nauczyć się ukrywać, słuchać, a nie mówić«. Czy zatem od momentu, gdy pojawia się poczucie niższości, do momentu, gdy zakorzenia się głęboko w ludzkim sercu, nie dzieje się coś, co pozbawia ludzi wolnej woli i przysługujących im praw, jakimi obdarzył ich Bóg? (Tak). Zostali oni tych rzeczy pozbawieni” (Jak dążyć do prawdy (1), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Po przeczytaniu słów Bożych zaczęłam się zastanawiać, dlaczego jestem taka bojaźliwa i mam takie poczucie niższości, i mimowolnie pomyślałam o swojej przeszłości. Kiedy byłam mała, aby uniknąć ankieterów przeprowadzających spis ludności, wychowywałam się u babci i często musiałam z nią uciekać i się chować. To rzuciło cień na moje serce i stałam się naprawdę strachliwa. Ponieważ wychowywałam się bez rodziców, kobieta z rodziny sąsiadów prześmiewczo nazywała mnie „małym zerem”, a dzieci w moim wieku z drwiną w głosie przezywały mnie sierotą. Miałam poczucie, że żyję pod szarym i bezsłonecznym niebem. Czułam się naprawdę samotna i przygnębiona, myśląc, że jestem inna niż pozostałe dzieci. One miały oboje rodziców u boku, a ja nie. Po tym wszystkim nie lubiłam wychodzić, bałam się spotykać z ludźmi i stawałam się coraz bardziej małomówna. Gdy zaczęłam chodzić do szkoły, rzadko rozmawiałam z koleżankami i kolegami z klasy podczas przerw, ponieważ byłam nieśmiała i nie czułam się bezpiecznie. Widziałam, jak rozmawiają, śmieją się i bawią po lekcjach, ale mogłam tylko patrzeć i im zazdrościć, zawsze czując, że jestem inna niż oni. Jedno z doświadczeń, które odcisnęły się we mnie silnym piętnem, miało miejsce podczas lekcji języka chińskiego. Ponieważ mój głos był bardzo cichy, kiedy odpowiadałam na pytanie, nauczycielka sarkastycznie powiedziała: „Powinnam ci załatwić megafon”, a na jej słowa cała klasa wybuchnęła śmiechem. W tamtym momencie poczułam się jak pośmiewisko całej klasy i ze wstydu chciałam uciec. Z powodu moich przeciętnych ocen i pogardy nauczycielki po tym, jak zostałam tak wyśmiana, moja samooocena poważnie ucierpiała. Po powrocie do domu rodziców zobaczyłam, że często się kłócą, i poczułam się jeszcze bardziej przygnębiona i samotna. Ponieważ przez długi czas tkwiłam w tym stanie emocjonalnym, musiałam sama zmagać się z wieloma myślami i uczuciami w swoim sercu. Ponieważ zawsze byłam cicha i wydawałam się niezręczna w kontaktach z ludźmi i w tym, jak radziłam sobie z różnymi sytuacjami, moi rodzice złościli sie na mnie i czuli się bezradni, mówiąc: „Czy ty jesteś głupia? Mamrotasz tylko coś pod nosem, jakby język stanął ci kołkiem!”. Z czasem zaczęłam akceptować fakt, że jestem do niczego i że nie umiem się wysłowić, a te oceny przylgnęły do mnie jak łatki, wytwarzając we mnie trwałe poczucie niższości. Nawet teraz, kiedy w ramach swoich obowiązków musiałam powiedzieć, co myślę, ewidentnie miałam własne opinie i pomysły, ale byłam zbyt przestraszona, by zabrać głos. Zawsze bałam się, że źle dobiorę słowa, przez co zostaną one odrzucone, a to sprawi, że będę wyglądać jeszcze gorzej. Ale w rzeczywistości wiele moich opinii i sugestii okazało się później odpowiednich i wartych rozważenia. Zastanawiając się nad tymi rzeczami, zaczęłam jaśniej rozumieć przyczyny mojego poczucia niższości. Pod wpływem okoliczności zewnętrznych nieustannie oceniałam siebie negatywnie i wydawałam na siebie wyroki, i z czasem straciłam inicjatywę. Zarówno w komunikacji z innymi, jak i w wykonywaniu moich obowiązków, stawałam się coraz bardziej bierna i nieśmiała.
Później przeczytałam słowa Boże: „Bez względu na to, jakie sytuacje, zdarzenia lub osoby wywołały w tobie poczucie niższości, musisz w prawidłowy sposób pojmować swój własny potencjał, swoje zalety, talenty i swój własny charakter. Nie jest to właściwe, gdy ktoś czuje się gorszy od innych, ale tak samo nie jest właściwe, gdy ktoś czuje się od innych lepszy – w obu przypadkach mamy do czynienia z negatywnymi uczuciami. Poczucie niższości może krępować twoje działania i myśli, może wpływać na twoje opinie i punkt widzenia. Poczucie wyższości też ma negatywne skutki. Dlatego, czy jest to poczucie niższości, czy też jakieś inne negatywne uczucie, powinieneś prawidłowo zrozumieć interpretacje, które prowadzą do powstania tych uczuć. Po pierwsze, musisz pojąć, że te interpretacje są nieprawidłowe i że bez względu na to, czy chodzi o twój potencjał, talent, czy charakter, oceny i wnioski ciebie dotyczące są zawsze niesłuszne. Jak więc możesz prawidłowo ocenić i poznać siebie oraz uwolnić się od poczucia niższości? Powinieneś potraktować słowa Boga jako podstawę do zyskania samowiedzy, aby zdać sobie sprawę, jakie masz człowieczeństwo, potencjał, talenty i zalety. (…) W takiej sytuacji musisz prawidłowo siebie ocenić i przyłożyć właściwą miarę do swojej osoby, opierając się na słowach Boga. Powinieneś ustalić, czego się nauczyłeś i jakie są twoje zalety, a następnie robić wszystko to, co jesteś w stanie robić; jeśli chodzi o to, czego nie potrafisz, twoje braki i wady, powinieneś poddać je refleksji i poznać, a także powinieneś prawidłowo ocenić i poznać swój potencjał i to, czy jest wysoki, czy też niski. Jeśli nie jesteś w stanie zyskać jasnego zrozumienia i wiedzy na temat swoich własnych problemów, znajdź w swoim otoczeniu ludzi pojętnych i poproś o ich opinie o twojej osobie. Bez względu na to, jak trafne będą te opinie, dadzą ci jakiś punkt odniesienia i pozwolą na podstawowym poziomie siebie samego ocenić i scharakteryzować. Będziesz wtedy w stanie rozwiązać kluczowy problem negatywnych uczuć, takich jak poczucie niższości, i stopniowo się od nich uwolnić. Takiego poczucia niższości łatwo się wyzbyć, jeśli zdasz sobie z niego sprawę, rozeznasz się w nim i będziesz poszukiwać prawdy” (Jak dążyć do prawdy (1), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Po przeczytaniu słów Bożych znalazłam sposób na pozbycie się poczucia niższości. Polegał on na obiektywnej i sprawiedliwej ocenie samej siebie przez pryzmat słów Bożych. Nie mogłam ciągle pogrążać się w tych starych wspomnieniach, do tego stopnia ograniczana przez cienie przeszłości i błędne oceny innych na mój temat, że te rzeczy kontrolowały moje myśli i życie. Powinnam mierzyć i oceniać siebie zgodnie ze słowami Bożymi i prawidłowo postrzegać swoje mocne i słabe strony. Mogłam również wziąć pod uwagę oceny otaczających mnie osób, aby obiektywnie ocenić samą siebie. Przypomniałam sobie, jak oceniali mnie bracia i siostry, z którymi współpracowałam. Mówili, że mam przeciętny potencjał, że moje rozumienie nie jest wypaczone, że w obliczu różnych sytuacji mam własne przemyślenia i że mam poczucie ciężaru i odpowiedzialności przy wykonywaniu swoich obowiązków. Zrozumiałam, że chociaż nie jestem bardzo zdolna i bystra i nie mam bardzo wysokiego potencjału, to nie jestem kimś w ogóle pozbawionym potencjału ani bezmyślnym. Co więcej, moi bracia i siostry nie mieli mi za złe, że jestem introwertyczką i nie potrafię dobrze się wysławiać. Zamiast tego, kiedy się denerwowałam i nie potrafiłam wypowiedzieć się w sposób precyzyjny, pomagali mi wyjaśnić i uzupełnić to, co próbowałam powiedzieć. To sprawiło, że poczułam prawdziwą pomoc między braćmi i siostrami, bez umniejszania czy pogardy.
Później przeczytałam więcej słów Bożych: „Ludzie żyjący w ramach zwykłego człowieczeństwa również są ograniczeni przez wiele cielesnych instynktów i potrzeb. (…) Czasem ludzi mogą ograniczać uczucia i potrzeby cielesne, innym razem mogą oni podlegać ograniczeniom cielesnych instynktów lub ograniczeniom czasowym i osobowościowym – to normalne i naturalne. Przykładowo, niektórzy ludzie od dziecka są dość introwertyczni; nie lubią rozmawiać i mają trudności z nawiązywaniem relacji. Nawet jako dorośli, w wieku trzydziestu czy czterdziestu lat, nadal nie są w stanie przezwyciężyć własnej osobowości: nie potrafią przemawiać ani dobrze się wysławiać, nie są też biegli w nawiązywaniu kontaktów międzyludzkich. Gdy zostają przywódcami, jako że owa cecha osobowości do pewnego stopnia ich ogranicza i przeszkadza im w pracy, często wywołuje to w nich niepokój i frustrację, sprawiając, że czują się do czegoś usilnie zmuszani. Introwersja i niechęć do mówienia stanowią zewnętrzne przejawy zwykłego człowieczeństwa. Skoro są to przejawy zwykłego człowieczeństwa, to czy uznaje się je za występki przeciwko Bogu? Nie, to nie są występki i Bóg potraktuje je w odpowiedni sposób. Twoje problemy, defekty i wady nie mają żadnego znaczenia w oczach Boga. On przygląda się temu, jak poszukujesz prawdy, w jaki sposób ją praktykujesz, co czynisz, by postępować zgodnie z prawdozasadami i podążać drogą Bożą w przyrodzonych stanach zwykłego człowieczeństwa. Temu właśnie przygląda się Bóg” (Jak dążyć do prawdy (3), w: Słowo, t. 7, O dążeniu do prawdy). Po przeczytaniu słów Bozych poczułam większą jasność w sercu. Zawsze nie lubiłam siebie za to, że jestem introwertyczką i nie potrafie się wysłowić, i często byłam lekceważona i poniżana przez kolegów z klasy i współpracowników, ale Bóg mówi, że te rzeczy są przejawami zwykłego człowieczeństwa. W końcu zdałam sobie sprawę, że bycie introwertyczką i nieumiejętność wysławiania się nie są czymś złym ani czymś, czego należy się wstydzić. Wrodzonej osobowości człowieka nie da się zmienić, a dzieło Boże nie ma na celu zmiany osobowości człowieka, przekształcenia introwertyków w ekstrawertyków ani tych, którzy nie potrafią się wysłowić, w elokwentnych mówców. Dzieło Boże skupia się raczej na oczyszczeniu i zmianie zepsutego usposobienia człowieka, a Bóg nie potępia niedociągnięć i braków w ramach zwykłego człowieczeństwa. Bóg patrzy na to, czy człowiek potrafi dążyć do prawdy i czy potrafi słuchać słów Bozych oraz praktykować zgodnie z nimi. Zrozumiawszy to, przestałam martwić się swoją introwertyczną osobowiącią i kiepską umiejętnością wysławiania się. Przestałam też siebie nie lubić. Powinnam prawidłowo traktować swoje niedociągnięcia, a kiedy muszę wyrazić swoją opinię, nie powinnam zawsze myśleć: „Nie potrafię tego zrobić. Jestem introwertyczką i nie umiem dobrze się wysłowić”, a zamiast tego muszę wywiązać się ze swojej odpowiedzialności i postępować zgodnie z zasadami. Wykonując potem swoje obowiązki, świadomie praktykowałam zgodnie ze słowami Bożymi.
Później, kiedy nadzorowałam pracę, zauważyłam, że niektórzy bracia i siostry biernie wykonują swoje obowiązki. Pomyślałam o zachęceniu ich, ale kiedy miałam wysłać wiadomość, zmartwiłam się, myśląc: „Jak powinnam to ująć? Czy odpowiedzą na moją wiadomość? Jeśli zadadzą mi pytania, a ja nie będę potrafiła na nie jasno odpowiedzieć, będzie tak niezręcznie!”. Myśląc w ten sposób, nie odważyłam się wysłać wiadomości. Zdałam sobie sprawę, że po raz kolejny zostałam spętana przez moje poczucie niższości. Pomyślałam o słowach Bożych, które przeczytałam kilka dni wcześniej: „Twoje problemy, defekty i wady nie mają żadnego znaczenia w oczach Boga. On przygląda się temu, jak poszukujesz prawdy, w jaki sposób ją praktykujesz, co czynisz, by postępować zgodnie z prawdozasadami i podążać drogą Bożą w przyrodzonych stanach zwykłego człowieczeństwa. Temu właśnie przygląda się Bóg” (Jak dążyć do prawdy (3), w: Słowo, t. 7, O dążeniu do prawdy). W tym momencie poczułam, że mam kierunek i ścieżkę. Niezależnie od tego, czy moi bracia i siostry odpowiedzą na moją wiadomość, i tak powinnam wywiązać się ze swojej odpowiedzialności. Wysłałam więc wiadomość, aby zachęcić ich do pracy. Kiedy zadawali mi pytania, odpowiadałam na tyle, na ile wiedziałam, a praktykowanie w ten sposób sprawiło, że poczułam się swobodnie. Doświadczyłam, że słowa Boże są naprawdę kierunkiem i kryteriami tego, jak ludzie powinni postępować.
Później siostra przypomniała mi, abym się zastanowiła: oprócz tego, że byłam pod wpływem poczucia niższości, jakie zepsute skłonności mnie ograniczały, kiedy zawsze podchodziłam biernie do swojego obowiązku i uchylałam się od niego? Siostra wysłała mi fragment słów Bożych: „Rodzina warunkuje ludzi nie tylko jednym czy dwoma powiedzeniami, ale całą masą znanych cytatów i aforyzmów. Na przykład, czy starsi i rodzice w twojej rodzinie często powtarzają powiedzenie »Człowiek zostawia po sobie ślad, gdziekolwiek jest, tak jak gęś wydaje krzyk, dokądkolwiek leci«? (Tak). Mówią ci: »Należy żyć dla swojej reputacji. Ludzie przez całe życie starają się tylko o to, by wyrobić sobie dobrą renomę i wywrzeć dobre wrażenie. Dokądkolwiek pójdziesz, jak najhojniej obdarzaj innych pozdrowieniami, uprzejmościami i komplementami i wypowiadaj wiele miłych słów. Nikogo nie obrażaj, lecz rób dobre uczynki i okazuj życzliwość«. Ten konkretny skutek warunkowania przez rodzinę ma pewien wpływ na zachowanie i zasady postępowania ludzi, a jego nieuniknioną konsekwencją jest to, że przywiązują oni wielką wagę do sławy i zysków. To znaczy, że przywiązują wielką wagę do własnej reputacji, prestiżu, wrażenia, jakie wywierają na innych, a także cudzej oceny wszystkiego, co robią i wszystkich wyrażanych przez siebie opinii. Przywiązując wielką wagę do sławy i zysków, chcąc nie chcąc niewiele zważasz na to, czy twoje wykonywanie obowiązku jest zgodne z prawdą i zasadami, czy zadowalasz Boga i czy wykonujesz swój obowiązek właściwie. Uznajesz te sprawy za mniej ważne i nadajesz im niższy priorytet, podczas gdy powiedzenie »Człowiek zostawia po sobie ślad, gdziekolwiek jest, tak jak gęś wydaje krzyk, dokądkolwiek leci«, według którego uwarunkowała cię rodzina, staje się dla ciebie niezwykle ważne. (…) Wszystko, co robisz, nie ma na celu praktykowania prawdy ani zadowolenia Boga, lecz wynika wyłącznie z troski o własną reputację. Czym w ten sposób faktycznie stało się wszystko, co robisz? Faktycznie stało się aktem religijnym. A co się stało z twoją istotą? Zmieniłeś się w archetypowego faryzeusza. Co się stało z twoją ścieżką? Zmieniła się w ścieżkę antychrystów. Tak to określa Bóg. Zatem istota wszystkiego, co robisz, została skażona, nie jest już taka sama; nie praktykujesz prawdy ani do niej nie dążysz, lecz gonisz za sławą i zyskiem. Ostatecznie w oczach Boga wykonujesz swój obowiązek – w jednym słowie – niewystarczająco. Dlaczego? Bo jesteś oddany jedynie własnej reputacji, a nie temu, co Bóg ci powierzył, ani swojemu obowiązkowi istoty stworzonej. (…) ponieważ istotą wszystkiego, co robisz, jest wyłącznie troska o własną reputację, i robisz to wyłącznie po to, aby wprowadzić w życie powiedzenie »Człowiek zostawia po sobie ślad, gdziekolwiek jest, tak jak gęś wydaje krzyk, dokądkolwiek leci«. Nie dążysz do prawdy, choć sam o tym nie wiesz. Uważasz, że nie ma nic złego w tym powiedzeniu, bo czy ludzie nie powinni żyć dla swojej reputacji? Jak głosi popularna maksyma: »Człowiek zostawia po sobie ślad, gdziekolwiek jest, tak jak gęś wydaje krzyk, dokądkolwiek leci«. To powiedzenie wydaje się bardzo pozytywne i uzasadnione, więc nieświadomie akceptujesz skutek warunkowania nim i postrzegasz je jako pozytywne. A kiedy raz uznasz to powiedzenie za pozytywne, nieświadomie będziesz się nim kierować i wprowadzać je w życie. Jednocześnie nieświadomie i mylnie interpretujesz je jako prawdę i jako kryterium prawdy. Uważając je za kryterium prawdy, nie słuchasz już tego, co mówi Bóg, i nie możesz tego zrozumieć. Ślepo wprowadzasz w życie motto »Człowiek zostawia po sobie ślad, gdziekolwiek jest, tak jak gęś wydaje krzyk, dokądkolwiek leci« i postępujesz zgodnie z nim, dzięki czemu na koniec zdobywasz dobrą reputację. Zyskałeś to, co chciałeś zyskać, ale tym samym pogwałciłeś i porzuciłeś prawdę oraz straciłeś szansę na zbawienie” (Jak dążyć do prawdy (12), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Dzięki słowom Bożym zdałam sobie sprawę, że zawsze byłam pod głębokim wpływem idei „Człowiek zostawia po sobie ślad, gdziekolwiek jest, tak jak gęś wydaje krzyk, dokądkolwiek leci”, i że zawsze wysoko ceniłam swoją reputację, bardzo dbając o to, co pomyślą o mnie inni. Byłam jak marionetka, spętana dumą i statusem. Pomyślałam o tym, jak przełożona wyznaczyła mnie na liderkę zespołu, co w rzeczywistości było dla mnie wspaniałą okazją do szkolenia. Kiedy komunikowałam się i uczyłam razem z braćmi i siostrami, była to również dobra okazja, aby nadrobić to, czego mi brakowało. Gdyby moje opnie były błędne, bracia i siostry mogliby pomóc mi skorygować wszelkie odchylenia. Ale mnie cały czas ograniczała duma, a kiedy widziałam wielu ludzi i musiałam podzielić się swoimi opiniami, moją pierwszą reakcją było zawsze: „Nie potrafię tego zrobić”. Bałam się ujawnienia moich niedociągnięć i tego, że bracia i siostry wyrobią sobie o mnie złe zdanie i będą na mnie patrzeć z góry. W rezultacie nie powiedziałam tego, co powinnam była powiedzieć, ani nie wywiązałam się z odpowiedzialności, z które powinnam była się wywiązać, co uczyniło mnie bardzo bierną w wykonywaniu moich obowiązków. Przywiązywałam zbyt dużą wagę do mojej osobistej dumy i do statusu. Aby chronić swoją dumę i swój status, straciłam wiele okazji do praktykowania prawdy i wypełniania moich obowiązków, a także wiele szans na otrzymanie dzieła Ducha Świętego. Musiałam świadomie praktykować prawdę i nie żyć już dla dumy czy statusu.
Później, z powodu potrzeb pracy, musiałam wykonywać swoje obowiązki w innym zespole, a jego liderka poprosiła mnie o nadzorowanie pracy braci i sióstr oraz prowadzenie spotkań grupowych. Pomyślałam sobie: „Nie potrafię się wysławiać. Jeśli nie wytłumaczę rzeczy jasno, a bracia i siostry nie zrozumieją, czy to nie sprawi, że ludzie będą na mnie patrzeć z góry?”. Czułam się trochę zdenerwowana i roztrzęsiona. Ale zdałam sobie sprawę, że Bóg pozwolił, aby ten obowiązek spadł na mnie, aby nałożyć na mnie brzemię i dać mi więcej okazji do ćwiczenia. Dlatego przyjęłam ten obowiązek. Na początku, kiedy spotykałam się z braćmi i siostrami, współprowadziłam spotkania z moją partnerką i nadal byłam zdenerwowana przed omawianiem, martwiąc się, że jeśli nie zrobię tego dobrze, bracia i siostry będą na mnie patrzeć z góry. Ale kiedy pomyślałam o tym, że to jest mój obowiązek, pojawiło się poczucie odpowiedzialności i byłam w stanie odważnie omawiać. Chociaż nadal denerwowałam się podczas omawiania, po kilku spotkaniach odkryłam, że po starannym przemyśleniu słów Bożych nie byłam już aż tak zdenerwowana. Nie przejmowałam się zbytnio tym, czy moje omówienie jest dobre, czy złe, i czułam się o wiele bardziej swobodnie. Tę odrobinę zmiany zawdzięczam przewodnictwu słów Bożych. Dzięki Bogu!