82. Jak poradziłam sobie ze smutkiem po śmierci mamy
W czerwcu 2019 roku udałam się do innego regionu, aby wykonywać tam swoje obowiązki. Byłam poza domem ponad rok, więc mój niewierzący mąż doniósł na mnie i na moją mamę. Aby uniknąć schwytania przez policję, od tego czasu nie odważyłam się wrócić do domu ani odwiedzić mojej mamy. Często o niej myślałam: „Moja mama się starzeje. Tata wcześnie zmarł i nie ma nikogo, kto by się nią zaopiekował. Teraz, gdy mój mąż na nią doniósł, nie ma odwagi kontaktować się z braćmi i siostrami. Nie wiem, w jakim jest stanie ani jak sobie teraz radzi”. Moja mama bardzo się natrudziła, aby mnie wychować, a teraz, gdy się zestarzała i potrzebuje kogoś do opieki, nie tylko nie mogę być przy niej i spełnić swojej powinności jako córka, ale wciągnęłam ją w swoje sprawy, przez co żyła w strachu. Ilekroć o tym myślałam, czułam się zasmucona i zobowiązana wobec mamy. Z utęsknieniem wyczekiwałam dnia, w którym będę mogła ją odwiedzić i spełnić swoją powinność jako córka. Bałam się jednak, że jeśli wrócę do domu, zostanę schwytana przez policję. Byłam ponadto zajęta obowiązkami, więc nie mogłam wrócić do domu, żeby się z nią zobaczyć.
W lipcu 2023 roku w trakcie zgromadzenia dowiedziałam się od jednej z sióstr, że moja mama ma demencję, nie jest już w stanie o siebie zadbać i mieszka w domu opieki. Nie mogłam w to uwierzyć. Jak to się stało, że moja mama zachorowała na demencję? Nie była w stanie o siebie zadbać i nie miała żadnych krewnych, którzy mógliby się nią zaopiekować. Nie mogłam sobie nawet wyobrazić, jak bardzo musiała cierpieć! W czasie zgromadzenia strałam się opanować emocje. Później, gdy wieczorem się uspokoiłam, pomyślałam: „Jako to możliwe, że moja mama zachorowała na demencję? Gdyby to była inna choroba, przynajmniej miałaby jasny umysł i mogłaby się nad sobą zastanawiać, lepiej siebie rozumieć i wyciągać naukę. Możliwe, że nawet by wyzdrowiała. Jednak teraz, gdy nie funkcjonuje normalnie, czy może mieć jakąkolwiek nadzieję na zbawienie?”. Przyszło mi też do głowy, że mama zapadła na demencję, bo mój mąż na nas doniósł. Nie mogła przez to uczestniczyć w zgromadzeniach i wykonywać obowiązków. Martwiła się też o mnie. Mogło to wpłynąć na jej umysł. Gdybym mogła wykonywać obowiązki w rodzinnym mieście, byłabym w stanie się nią zaopiekować, omawiać z nią słowa Boże i ją wspierać. Może wówczas nie zapadłaby na tę chorobę. W czasie, gdy moja mama najbardziej mnie potrzebowała, nie mogłam przy niej być. Jaki sens miało wychowanie takiej córki? Czułam się głęboko zobowiązana wobec mojej mamy. Nie miałam motywacji do wykonywania swoich obowiązków i nawet żałowałam, że przyjechałam do innego regionu, aby się nimi zajmować.
Gdy kierowniczka dowiedziała się o moim stanie, przeczytałam mi następujący fragment słów Boga: „Nie musisz przesadnie zgłębiać ani analizować tego, że twoi rodzice zapadli na ciężką chorobę lub spotkało ich wielkie nieszczęście, ani nie powinieneś poświęcać na to swojej energii – to byłoby i tak bezużyteczne. To zupełnie normalne, że ludzie się rodzą, starzeją, chorują i umierają oraz że doświadczają w życiu zarówno doniosłych, jak i drobnych rzeczy. Jeśli jesteś osobą dorosłą, to powinieneś myśleć w sposób dojrzały i traktować taką sytuację ze spokojem i prawidłowo: »Moi rodzice są chorzy. Niektórzy mówią, że zachorowali, bo bardzo za mną tęsknili; czy to możliwe? Oczywiście, że za mną tęsknili, jak rodzice mogliby nie tęsknić za swoim dzieckiem? Ja też za nimi tęskniłem, więc czemu nie zachorowałem?«. Czy ktoś może zachorować z tęsknoty za swoimi dziećmi? Nie. Co się zatem dzieje, gdy twoich rodziców coś takiego spotyka? Można jedynie powiedzieć, że Bóg tak to zaplanował. Ręka Boża o tym przesądziła. Nie możesz skupiać się na obiektywnych powodach i przyczynach, twoich rodziców miało to spotkać w tym właśnie wieku, ta choroba była im z góry przeznaczona. Czy mogliby jej uniknąć, gdybyś był przy nich? Gdyby Bóg nie zdecydował, że przypadnie im w udziale taki los, że zachorują, to nic by im się nie stało, nawet gdyby cię przy nich nie było. Jeśli przeznaczone im było napotkać w swoim życiu to wielkie nieszczęście, co by to zmieniło, gdybyś był przy nich? I tak nie byliby w stanie go uniknąć, zgadza się? (Tak). Pomyśl o ludziach, którzy nie wierzą w Boga – czy ich rodziny nie żyją razem, rok po roku? Gdy rodzicom przytrafia się jakieś wielkie nieszczęście, to ich dzieci i najbliżsi krewni są przy nich, zgadza się? Gdy rodzice zapadają na jakąś chorobę lub stan ich zdrowia się pogarsza, czy dzieje się tak dlatego, że dzieci ich opuściły? Wcale nie, tak miało się po prostu stać. Ciebie, jako ich dziecko, łączą z nimi więzy krwi, więc ogarnia cię niepokój, gdy dowiadujesz się, że twoi rodzice zachorowali, a tymczasem inni ludzie niczego takiego nie czują. To jest zupełnie normalne. Jednak to, że twoim rodzicom przytrafiło się wielkie nieszczęście, nie oznacza, że musisz tę sytuację analizować i zgłębiać ani że musisz się zastanawiać, w jaki sposób tego problemu się pozbyć lub go rozwiązać. Twoi rodzice są dorośli; spotkali się już z czymś takim wiele razy, żyjąc w społeczeństwie. Jeśli Bóg zaaranżuje sytuację, która uwolni ich od tego problemu, to prędzej czy później wszystko wróci do normy. Jeśli ten problem jest dla nich życiową przeszkodą, której muszą doświadczyć, od Boga zależy, jak długo to potrwa. Jest to coś, czego muszą doświadczyć i czego nie zdołają uniknąć. Jeśli chcesz na własną rękę się tym zająć, przeanalizować i zgłębić źródła, przyczyny i konsekwencje, to jest to głupi pomysł. Na nic się to nie zda, będzie to czymś całkiem zbędnym” (Jak dążyć do prawdy (17), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Po przeczytaniu słów Bożych zrozumiałam, że narodziny, starość, choroba i śmierć to prawa ustanowione przez Boga. Trudności i cierpienia, przez które człowiek musi przejść w życiu, są z góry przesądzone przez Boga i nie powinnam ich analizować ani zgłębiać z ludzkiej perspektywy. Powinnam przyjąć je od Boga oraz nauczyć się podporządkowywać Jego ustaleniom i rozporządzeniom. Moja mama zachorowała na demencję. Było to cierpienie związane z jej losem, które powinna znieść. Nie było ono spowodowane tym, że się o mnie martwiła, ani tym, że się nią nie opiekowałam. Ja jednak błędnie myślałam, że gdybym przy niej była, aby się o nią troszczyć i pomagać jej w wejściu w życie, nie zapadłaby na tę chorobę. Dowodziło to, że nie rozumiałam suwerennej władzy Boga i jego ustaleń oraz miałam wypaczony sposób myślenia. Myślałam o rodzicach na tym świecie. Niektórzy z nich mają u swego boku dzieci, które im towarzyszą i się nimi opiekują, a mimo to cierpią z powodu chorób, które na nich spadają, i umierają w wyznaczonym czasie. To, że są przy nich dzieci, które otaczają ich troską, nie uwalnia ich od strasznego cierpienia. To Bóg decydował o tym, na co chorowała moja mama i jak poważna była ta choroba. Gdybym wróciła do domu, mogłabym zapewnić jej opiekę, ale nie byłabym w stanie ulżyć jej w cierpieniu. Musiałam się podporządkować i zawierzyć chorobę mamy Bogu, pozwalając Mu wszystkim rozporządzić i wszystko ustalić, a ponadto powinnam wkładać całe serce w wykonywanie swoich obowiązków.
W styczniu 2024 roku niespodziewanie dowiedziałam się, że miesiąc wcześniej moja mama zmarła z powodu swojej choroby. Ta wiadomość zwaliła mnie z nóg. Nigdy bym nie przypuszczała, że mama tak szybko umrze. Przez te kilka ostatnich lat miałam nadzieję, że będę mogła wrócić do domu i się z nią zobaczyć, ale nie dane mi było wypełnić powinności córki i mama na zawsze odeszła z tego świata. Nie miałam już szansy tego zmienić. Byłam naprawdę przygnębiona i z trudem powstrzymywałam łzy. Nieustannie wołałam do Boga, prosząc Go, by nie pozwalał mi się na Niego skarżyć i opacznie Go rozumieć. Przez całe popołudnie siedziałam wpatrzona w ekran komputera, nie mając serca do wykonywania obowiązków. Myślałam o tym, że nie opiekowałam się chorą mamą i że nie udało mi się jej nawet zobaczyć, nim zabrała ją śmierć. Miałam głębokie poczucie winy i długu. Wiedziałam, że krewni i znajomi będą mnie krytykować za brak sumienia, a także nazywać niewdzięczną i wyrodną córką. Przez kilka następnych dni, choć wykonywałam swoje obowiązki, byłam całkowicie zobojętniała. Nawiedzały mnie obrazy mojej cierpiącej z powodu choroby mamy i myślałam o tym, jak bardzo musiała pragnąć, żebym wróciła do domu i zobaczyła się z nią ostatni raz, zanim odejdzie. Im więcej o tym myślałam, tym bardziej czułam się zobowiążana wobec mamy i nie mogłam powstrzymać łez. Przez kilka dni byłam całkowicie zamroczona. Później zrozumiałam, że takie zachowanie jest niebezpieczne, więc pomodliłam się do Boga, prosząc Go, aby pomógł mi uwolnić się z więzów uczuć i odzyskać spokój. Znalazłam fragment słów Bożych, który okazał się bardzo pomocny. Bóg mówi: „Już choroba twoich rodziców byłaby dla ciebie szokiem, więc ich śmierć to szok jeszcze większy. Toteż zanim do tego dojdzie, w jaki sposób powinieneś przygotować się na ten nieoczekiwany cios, aby nie wpłynął on na to ani nie zakłócił i nie zaburzył tego, jak wykonujesz swój obowiązek i jaką ścieżką kroczysz? Po pierwsze, zastanówmy się, czym właściwie jest śmierć i opuszczenie tego ziemskiego padołu – czy nie oznacza to, że ktoś odchodzi z tego świata? (Tak). Oznacza to, że życie, które ktoś posiada, objawiające się fizyczną obecnością, zostaje usunięte ze świata materialnego postrzeganego przez ludzi i znika. Ten ktoś rozpoczyna wtedy życie w innym świecie, w innej postaci. Gdy twoi rodzice umierają, oznacza to, że relacja, jaka cię z nimi łączyła w tym świecie, zostaje zerwana, kończy się i znika. Twoi rodzice żyją teraz w innym świecie, w innej postaci. Jeśli chodzi o to, jak potoczy się ich życie w tym innym świecie, czy powrócą do tego świata, czy znów ich spotkasz i czy będą cię z nimi łączyć jakieś relacje cielesne lub uwikłania emocjonalne, decyduje o tym Bóg i nie ma to z tobą nic wspólnego. Podsumowując, ich odejście oznacza, że ich misja na tym świecie dobiegła końca i postawiona została kropka. Ich misja w tym życiu i na tym świecie zakończyła się, tak samo jak twoja relacja z nimi. (…) Wieść o śmierci twoich rodziców będzie ostatnią wieścią, jaką o nich usłyszysz na tym świecie, a także ostatnim z etapów, który dostrzeżesz lub o którym usłyszysz, jeśli chodzi o ich doświadczenia związane z narodzinami, starzeniem się, chorobami i śmiercią w całym ich życiu – to wszystko. Ich śmierć niczego ci nie odbierze ani niczego ci nie da, oni po prostu będą martwi, ich człowiecza podróż dobiegnie końca. Jeśli zatem chodzi o ich śmierć, nie ma żadnego znaczenia, czy jest to śmierć wskutek wypadku, śmierć naturalna, czy też śmierć z powodu choroby, bo gdyby nie władza Boga i Jego zarządzenia, i tak żadna osoba ani siła nie mogłaby odebrać im życia. Ich odejście z tego świata oznacza po prostu koniec ich fizycznego życia. Jeśli ci ich brakuje i tęsknisz za nimi, jeśli wstydzisz się z powodu swoich uczuć, to nie powinieneś się tak czuć, nie jest konieczne, żebyś miał takie odczucia. Twoi rodzice odeszli z tego świata, więc nie ma sensu za nimi tęsknić, zgadza się? Jeśli myślisz: »Czy moi rodzice tęsknili za mną przez te wszystkie lata? O ile bardziej cierpieli z tego powodu, że nie byłem przy nich i nie okazywałem im szacunku i oddania przez tak wiele lat? Przez cały ten czas stale życzyłem sobie, żebym mógł spędzić z nimi kilka dni, nigdy się nie spodziewałem, że tak szybko odejdą. Smutno mi i czuję się winny«, to nie jest wcale konieczne, żebyś tak myślał, ich śmierć nie ma z tobą nic wspólnego. Czemu nie ma z tobą nic wspólnego? Ponieważ – nawet jeśli okazywałeś im szacunek i oddanie i byłeś przy nich – nie jest to obowiązek ani zadanie, które Bóg ci powierzył. Bóg przesądził o tym, ile szczęścia i ile cierpienia twoi rodzice doświadczą z twojego powodu – nie ma to nic wspólnego z tobą. Twoi rodzice nie będą żyć dłużej dlatego, że jesteś przy nich, ani nie będą żyć krócej dlatego, że jesteś daleko i nie możesz się z nimi często widywać. Bóg przesądził o tym, jak długo będą żyć, i nie ma to z tobą nic wspólnego. Toteż nie musisz czuć się winny, dowiadując się, że twoi rodzice odeszli z tego świata za twojego życia. Musisz do tego podejść we właściwy sposób i zaakceptować to, co się stało” (Jak dążyć do prawdy (17), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Słowa Boga są bardzo jasne. Bóg tak zrządził, że istnieją narodziny, starość, choroby i śmierć. Niezależnie od tego, ile dana osoba ma lat i w jaki sposób umiera, czy jest to śmierć naturalna, czy przypadkowa, jest to z góry ustalone przez Boga i nikt nie może tego zmienić. Sposób, w jaki zmarła moja mama, również wynikał z suwerennej władzy Boga i Jego ustaleń. On przesądził o tym, jeszcze zanim się urodziła. Teraz, gdy nadszedł jej czas, jej śmierć była czymś naturalnym. Nawet gdybym przy niej była i się nią opiekowała, nie mogłabym utrzymać jej przy życiu. Przypomniałam sobie, że gdy zachorował mój tata, zabrałam go do szpitala na leczenie i byłam przy nim przez kilka miesięcy, troskliwie się nim opiekując. Nie mogłam jednak ulżyć mu w cierpieniu i w końcu i tak zmarł z powodu swojej choroby. Narodziny, starość, choroby i śmierć są czymś, o czym Bóg z góry przesądził. Nie mogłam złagodzić cierpienia moich rodziców ani przedłużyć ich życia, więc musiałam zachować racjonalną postawę i podporządkować się suwerennej władzy Boga oraz Jego ustaleniom. Myślałam też o tym, że zanim moja mama odnalazła Boga, cierpiała z powodu różnych dolegliwości. Wszyscy lekarze mówili, że długo nie pożyje, ale odkąd uwierzyła w Boga, jej stan zdrowia się poprawił. To, że dożyła siedemdziesiątki, już samo w sobie było łaską i błogosławieństwem od Boga. Gdy to pojęłam, poczułam się wyzwolona i nie miałam już takich wyrzutów sumienia i poczucia winy z powodu śmierci mojej mamy.
Potem przeczytałam następujący fragment słów Boga: „W świecie niewierzących jest takie powiedzenie: »Kruki odwdzięczają się matkom, karmiąc je, a jagnięta klękają, by ssać mleko matek«. Jest jeszcze takie powiedzenie: »Wyrodne dziecko jest gorsze od zwierzęcia«. Jak pompatycznie brzmią te powiedzenia! Zjawiska, o których mówi pierwsze z nich (»Kruki odwdzięczają się matkom, karmiąc je, a jagnięta klękają, by ssać mleko matek«), rzeczywiście istnieją, są to fakty. Są to jednak po prostu zjawiska w świecie zwierząt. To tylko prawidło, jakie Bóg ustanowił dla różnych istot żywych i do którego stosują się wszelkie rodzaje istot żywych, w tym ludzie. To, że wszelkiego rodzaju istoty żywe stosują się do tego prawidła, dodatkowo potwierdza, że wszystkie one zostały stworzone przez Boga. Żadna istota żywa nie może złamać tego prawidła ani poza nie wykroczyć. Nawet niebezpieczne zwierzęta mięsożerne, na przykład lwy i tygrysy, opiekują się swoim potomstwem i nie gryzą swoich młodych, zanim te nie osiągną dojrzałości. Jest to zwierzęcy instynkt. Bez względu na gatunek i bez względu na to, czy są drapieżne, czy łagodne, wszystkie zwierzęta posiadają ten instynkt. Wszystkie stworzenia, w tym ludzie, mogą rozmnażać się i przetrwać, kierując się tym instynktem i tym prawidłem. Gdyby nie stosowały się do tego prawidła albo nie miały tego prawidła i tego instynktu, nie byłyby w stanie rozmnażać się i przetrwać. Łańcuch biologiczny nie istniałby, podobnie jak ten świat. Czy nie jest to prawdą? (Jest). To powiedzenie – »Kruki odwdzięczają się matkom, karmiąc je, a jagnięta klękają, by ssać mleko matek« – mówi właśnie o tym, że takie prawidło obowiązuje w świecie zwierzęcym. Wszystkie istoty żywe mają ten instynkt. Gdy młode przychodzą na świat, samice lub samce danego gatunku opiekują się nimi, aż te osiągną dojrzałość. Wszystkie istoty żywe są w stanie wypełniać swoje powinności wobec potomstwa, sumiennie i obowiązkowo wychowując nowe pokolenie. Tym bardziej powinno tak się dziać w przypadku ludzi. O ludziach mówi się, że stoją najwyżej wśród zwierząt – jeśli nie potrafią stosować się do tego prawidła i brak im tego instynktu, to stoją niżej od zwierząt, czyż nie? Toteż bez względu na to, jak wielką troską otaczali cię rodzice, gdy cię wychowywali, i w jaki dużym stopniu wywiązali się z odpowiedzialności wobec ciebie, robili tylko to, co powinni w zakresie możliwości stworzonych ludzi – to był instynkt. (…) Wszystkie rodzaje istot żywych i zwierząt mają takie instynkty i prawidła. Kierują się nimi bardzo umiejętnie, osiągając w tej dziedzinie doskonałość. Jest to coś, czego nikt nie byłby w stanie zniszczyć. Są też szczególne gatunki zwierząt, takie jak tygrysy i lwy. Gdy osiągają wiek dojrzały, opuszczają rodziców, a niektóre samce, stając się rywalami, robią użytek ze swoich kłów, walczą ze sobą i konkurują wedle konieczności. Jest to normalne, to prawo przyrody. Zwierzęta te nie kierują się uczuciami, nie żyją pod wpływem uczuć, jak to jest w przypadku ludzi, mówiących: »Muszę im się odwdzięczyć za ich życzliwość, muszę im to wynagrodzić – muszę okazywać posłuszeństwo rodzicom. Jeśli nie będę okazywać im szacunku i oddania, ludzie mnie potępią, będą mnie obmawiać i krytykować za moimi plecami, a tego nie mógłbym znieść!«. Takich sytuacji nie odnajdziemy w świecie zwierząt. Dlaczego ludzie mówią takie rzeczy? Bo w społeczeństwie i w grupach ludzkich funkcjonują różne niewłaściwe idee i konsensusy. Gdy ludzie ulegną wpływowi takich przekonań i zostają przez nie zainfekowani i skażeni, wytwarzają się w nich różne sposoby rozumienia i traktowania relacji rodzic-dziecko i ostatecznie zaczynają odnosić się do swoich rodziców jak do wierzycieli – wierzycieli, których nie będą w stanie spłacić do końca swojego życia. Są nawet ludzie, którzy po śmierci rodziców mają poczucie winy do końca swojego życia i uważają się za niegodnych życzliwości, jaką okazywali im rodzice, z powodu jednej rzeczy, którą zrobili, a która unieszczęśliwiła ich rodziców, albo z powodu czegoś, co nie potoczyło się po myśli ich rodziców. Powiedzcie Mi, czy to nie przesada? Ludzie żyją swoimi uczuciami, więc pozwalają, by różne idee, mające swoje źródło w tych uczuciach, ingerowały w ich życie i przeszkadzały w nim” (Jak dążyć do prawdy (17), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Po przeczytaniu słów Boga zrozumiałam, że powodem, dla którego czułam tak wielki ból, było to, że wpojono mi tradycyjne trucizny kulturowe, takie jak: „Wyrodne dziecko jest gorsze od zwierzęcia” oraz „Wychowaj dzieci, żeby zaopiekowały się tobą na starość”. Byłam przekonana, że skoro rodzice tyle się natrudzili, żeby mnie wychować, zapewniając mi wikt i opierunek, a także posyłając mnie do szkoły, a ja nie miałam okazji odwdzięczyć się tacie przed jego śmiercią, gdybym nie odwdzięczyła się mamie za jej dobroć, okryłabym się hańbą i okazała kimś gorszym niż zwierzę. Uważałam, że te tradycyjne wartości są czymś pozytywnym i stanowią zasady, według których należy żyć, nie zdając sobie sprawy, że życiem obdarzył mnie Bóg. Moja mama jedynie mnie urodziła i wychowała, razem z tatą biorąc na siebie odpowiedzialność rodzicielską i wypełniając swoją powinność we wszystkim, co dla mnie zrobili. Nie można tego uznać za życzliwość. Po namyśle doszłam do wniosku, że gdyby nie Boża opieka i ochrona, kiedy dorastałam, teraz bym już nie żyła. Kiedy byłam mała, poszłam popływać łódką z koleżanką i łódka się wywróciła. Wpadłyśmy do rzeki i prawie utonęłyśmy. Na szczęście dwójka dorosłych, którzy łowili ryby, nas uratowała. Wówczas myślałam, że po prostu miałam szczęście, ale później, gdy przeczytałam słowa Boga i dowiedziałam się, że On czuwa nad ludzkością dzień i noc, zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę to On mnie wtedy ochronił. Co więcej, to, że moi rodzice się mną opiekowali i mnie wychowali, także zostało zarządzone przez Boga. Ja jednak nie podziękowałam Mu za Jego opiekę i ochronę ani nie wykonywałam właściwie swoich obowiązków. Zamiast tego zawsze czułam się zobowiązana wobec mamy, ponieważ nie byłam w stanie się nią zaopiekować, co miało nawet wpływ na to, jak traktowałam swoje obowiązki. Zwłaszcza gdy dowiedziałam się o jej śmierci, poczułam się jeszcze bardziej winna i udręczona przez to, że nie mogłam zaopiekować się nią na starość i odpowiednio się z nią pożegnać. Żałowałam nawet, że opuściłam dom, aby wykonywać swoje obowiązki. Czy nie byłam całkowicie pozbawiona sumienia? Ulegałam wpływowi tradycyjnej kultury, która mnie skrzywdziły, i naprawdę nie potrafiłam odróżnić dobra od zła!
Później przeczytałam dwa fragmenty słów Bożych, które nauczyły mnie, jak należy traktować rodziców. Bóg Wszechmogący mówi: „W kwestii postępowania z rodzicami, to, czy jako dziecko wypełniasz swoje obowiązki związane z opieką nad nimi, musi być w pełni zależne od twoich indywidualnych stanów i Bożych zarządzeń. Czyż nie jest to doskonałe wyjaśnienie owego zagadnienia? Pewni ludzie po opuszczeniu rodziców czują, że dużo im zawdzięczają i że nic dla nich nie robią. Lecz gdy osoby te mieszkają z rodzicami, wcale nie okazują im oddania i nie wypełniają żadnego ze swoich zobowiązań. Czyż tacy ludzie w istocie są oddani rodzicom? To puste słowa. Bez względu na to, co czynisz, myślisz czy planujesz, rzeczy te nie są ważne. Ważne jest to, czy potrafisz pojąć, że wszystkie istoty stworzone są w rękach Boga, i naprawdę w to uwierzyć. Niektórzy rodzice dostąpili błogosławieństwa i przeznaczenia, które pozwala im cieszyć się domowym szczęściem i radością płynącą z posiadania dużej i zamożnej rodziny. To Boża władza i błogosławieństwo, jakiego Bóg im udziela. Są także rodzice, którym nie jest to pisane – Bóg tego dla nich nie zaaranżował. Nie dostąpili błogosławieństwa posiadania szczęśliwej rodziny ani radości z tego, że ich dzieci pozostają u ich boku. Jest to Boże zarządzenie i ludzie nie mogą tego wymusić. Bez względu na wszystko, jeśli chodzi o oddanie rodzicom, człowiek musi przynajmniej przyjąć postawę podporządkowania się. Jeżeli pozwalają na to warunki, a ty masz ku temu środki, możesz okazać swoim rodzicom oddanie. Jeśli warunki na to nie pozwalają i nie masz wystarczających środków, to nie próbuj tego robić na siłę. Jak to się nazywa? (Podporządkowanie się). Nazywamy to podporządkowaniem się. Skąd ono się bierze? Co stanowi jego fundament? Składają się nań wszystkie te rzeczy, które zostały zarządzone przez Boga i nad którymi sprawuje On władzę. Choćby ludzie chcieli dokonywać wyborów, nie mogą tego uczynić, nie mają takiego prawa i powinni się podporządkować. Czy nie odczuwasz w swym sercu większego spokoju, gdy uważasz, że ludzie powinni się podporządkowywać oraz że wszystko jest zaaranżowane przez Boga? (Tak, odczuwam). Czy zatem nadal będzie cię dręczyć sumienie? Nie będzie cię ono już dręczyło i nie będzie cię przytłaczała myśl o tym, że nie postępowałeś po synowsku wobec swoich rodziców. Może się zdarzyć, że jeszcze czasem o tym pomyślisz, gdyż takie myśli czy instynkty są dla człowieczeństwa czymś normalnym i nikt nie jest w stanie ich uniknąć” (Czym jest prawdorzeczywistość? w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). „Powinieneś, jako dziecko, zrozumieć, że rodzice nie są twoimi wierzycielami. Jest wiele rzeczy, które musisz w tym życiu robić, i są to rzeczy, które istota stworzona powinna robić, które zostały ci powierzone przez Pana stworzenia i które nie mają nic wspólnego z odwdzięczaniem się rodzicom za życzliwość. Okazywanie szacunku rodzicom i odwzajemnianie ich życzliwości nie mają nic wspólnego z twoją misją życiową. Można powiedzieć, że nie jest konieczne, żebyś okazywał rodzicom szacunek, odwdzięczał się im lub wypełniał wobec nich jakiekolwiek powinności. Mówiąc bardziej precyzyjnie, możesz po części te powinności wobec nich wypełniać, gdy pozwalają na to okoliczności; gdy nie pozwalają, nie musisz się upierać, żeby to robić. Jeśli nie jesteś w stanie wypełnić tych powinności polegających na okazywaniu rodzicom szacunku i oddania, nie jest to nic strasznego, jest to po prostu w jakimś niewielkim stopniu niezgodne z twoim sumieniem, ludzką moralnością i ludzkimi pojęciami. Ale przynajmniej nie jest sprzeczne z prawdą i Bóg cię za to nie potępi. Gdy zrozumiesz prawdę, twoje sumienie nie będzie cię dręczyć w tej kwestii” (Jak dążyć do prawdy (17), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Słowa Boże wyraźnie pokazują, jak należy traktować rodziców. Zależy to przede wszystkim od naszych warunków i możliwości. Jeśli na to pozwalają, możemy wypełniać nasze powinności wobec rodziców i być dla nich oddanymi dziećmi, ale jeśli na to nie pozwalają, nie ma potrzeby przy tym obstawać. Należy wówczas podporządkować się Bożym rozporządzeniom i ustaleniom. To, że nie mogłam zaopiekować się mamą przed jej śmiercią, nie oznaczało, że byłam bezduszna i niewdzięczna. Chciałam być dla niej dobrą córką, ale ponieważ byłam prześladowana i poszukiwana przez KPCh za wiarę w Boga w ateistycznym kraju, nie mogłam wrócić do domu. Nie świadczyło to o moim braku sumienia. Co więcej, w swojej wierze w Boga mam do wypełniania misję, którą jest wykonywanie obowiązków istoty stworzonej. Gdybym sobie to uniemożliwiła, skupiając się wyłącznie na tym, żeby być dobrą córką dla mojej mamy, właśnie to by oznaczało, że jestem naprawdę pozbawiona sumienia. Gdy to pojęłam, nie czułam się już potępiona przez moje sumienie i byłam w stanie wykonywać swoje obowiązki ze spokojnym sercem. To słowa Boże zmieniły moje niedorzeczne zapatrywania, pozwalając mi właściwie potraktować śmierć mojej mamy i rozbudzić w sercu uczucie wyzwolenia.