79. Nie chciałam zostać przywódczynią – o co się tak martwiłam?
Podczas wyborów kościelnych w 2023 roku dowiedziałam się, że niektórzy bracia i siostry chcą na mnie głosować, ale w głębi serca nie chciałam zostać przywódczynią. Przypomniałam sobie, że jakiś czas temu przywódca zlecił pewnym braciom i siostrom przekazanie ofiar, ale z powodu wyboru niewłaściwych osób ofiary zostały przejęte przez wielkiego czerwonego smoka, a kilkoro braci i sióstr zostało aresztowanych. Kościół badał konkretne przyczyny. Chociaż ten przywódca nie został zwolniony, i tak było to poważne wykroczenie. Pomyślałam też o siostrze, którą znałam wcześniej, a która, będąc przywódczynią, działała według własnego uznania i opóźniała pracę. Ostatecznie stała się fałszywą przywódczynią i została zwolniona. Kiedy pomyślałam o tych kwestiach, byłam pełna obaw, wierząc, że z byciem przywódcą wiąże się znaczna odpowiedzialność i że przywódcy mogą zostać zwolnieni w każdej chwili, gdyby w swoich działaniach naruszyli zasady. Pomyślałam: „Teraz dzieło Boże osiągnęło swój ostatni etap i jest to również moment, w którym Bóg decyduje o wyniku każdej osoby. Jeśli w tym krytycznym momencie nie tylko nie przygotuję dobrych uczynków, ale także popełnię zło i zostanę potępiona, jak mogłabym mieć dobry wynik? Lepiej byłoby podjąć się pojedynczego zadania bez ponoszenia ryzyka”. Mając to na uwadze, nie chciałam podjąć się pełnienia roli przywódczyni. Kilka dni później, podczas wyborów kościelnych, wybrano mnie na przywódczynię. Nie byłam zadowolona z tego rezultatu. Zamiast tego ogarnęło mnie przygnębienie i cierpiałam, myśląc: „Nieprzyjęcie propozycji świadczyłoby o braku podporządkowania się. Z kolei jeśli ją przyjmę, nie tylko będę musiała pracować ciężej i znosić więcej niż inni, ale też, jeśli zawalę, będzie to niemały problem. Gdybym obraziła Boże usposobienie, moja droga wiary w Boga dobiegnie końca. Czy wtedy wszystkie lata, kiedy wierzyłam w Boga, nie poszłyby na marne? Lepiej byłoby dobrze wykonywać moje obecne obowiązki w przyziemny sposób”. Kiedy tak myślałam, czułam w sercu wyrzuty sumienia, ale kiedy rozważyłam wielką odpowiedzialność związaną z byciem przywódczynią i jak szybko taka osoba może zostać zdemaskowana i wyeliminowana, gdy popełni błąd, nadal nie chciałam przyjąć tej roli. Przez cały czas toczyłam w swoim wnętrzu walkę, coś jak przeciąganie liny. Modliłam się więc do Boga, prosząc Go, by mnie prowadził.
Pewnego dnia przeczytałam fragment słów Bożych i byłam głęboko poruszona. Bóg Wszechmogący mówi: „Jeśli czujesz, że możesz wykonać pewien obowiązek, ale jednocześnie boisz się, że popełnisz błąd i zostaniesz wyeliminowany, w związku z czym jesteś bojaźliwy, bierny i nie jesteś w stanie robić postępów, to czy jest to postawa uległości? Na przykład, jeśli twoi bracia i siostry wybierają cię na swojego przywódcę, możesz czuć się zobowiązany do wykonania tego obowiązku, ponieważ zostałeś wybrany, ale nie podchodzisz do niego proaktywnie. Czemu nie jesteś proaktywny? Bo masz na ten temat swoje przemyślenia i czujesz, że »Bycie przywódcą wcale nie jest dobrą rzeczą. To jak spacer na ostrzu noża lub stąpanie po cienkim lodzie. Jeśli wykonam pracę dobrze, nie otrzymam nagrody, a jeśli wykonam ją źle, to mnie przytną. A to, że mnie przytną, wcale nie jest najgorsze ze wszystkiego. Co bowiem, jeśli zostanę zastąpiony kimś innym lub wyeliminowany? Gdyby do tego doszło, czy nie byłby to mój koniec?«. W tym momencie zaczynasz się czuć rozdarty. Co to za postawa? Jest to postawa, w której wyraża się rezerwa i niezrozumienie. Nie taką postawę powinni mieć ludzie wobec swojego obowiązku. Jest to postawa wyrażająca demoralizację i zniechęcenie. Jak więc powinna wyglądać pozytywna postawa? (Powinniśmy być serdeczni, bezpośredni i mieć odwagę, by brać na siebie ciężary). Ta postawa powinna się cechować podporządkowaniem i aktywną współpracą. To, co mówicie, to puste słowa. Jak możesz być serdeczny i bezpośredni, skoro tak się boisz? I co to znaczy mieć odwagę, by brać na siebie ciężary? Jaka mentalność da ci odwagę, by wziąć na siebie ciężary? Jeśli zawsze boisz się, że coś pójdzie nie tak i nie będziesz w stanie sobie z tym poradzić, a także masz wiele wewnętrznych blokad, to zasadniczo zabraknie ci odwagi, by wziąć na siebie ciężary. »Bycie serdecznym i bezpośrednim«, »posiadanie odwagi, by brać na siebie ciężary« lub »niecofanie się nawet w obliczu śmierci«, o których mówisz, brzmią trochę jak slogany wykrzykiwane przez młodych, gniewnych ludzi. Czy te hasła mogą rozwiązać praktyczne problemy? Potrzebujesz teraz właściwej postawy. Aby ją mieć, musisz zrozumieć ten aspekt prawdy. Jest to jedyny sposób, który rozwiąże twoje wewnętrzne trudności i pozwoli ci gładko zaakceptować to zadanie, ten obowiązek. To jest ścieżka praktyki i tylko to jest prawdą. Czy posługiwanie się takimi zwrotami jak »bycie serdecznym i bezpośrednim« oraz »posiadanie odwagi, by brać na siebie ciężary«, żeby rozwiać lęk, który odczuwasz, będzie skuteczne? (Nie). To pokazuje, że te slogany ani nie są prawdą, ani nie są ścieżką praktyki. Możesz powiedzieć: »Jestem serdeczny i bezpośredni, mam niezłomną postawę, w moim sercu nie ma innych myśli ani zanieczyszczeń i mam odwagę, by brać na siebie ciężary«. Na pozór podejmujesz swój obowiązek, ale później, po chwili zastanowienia, nadal czujesz, że cię to przerasta. Możesz nadal odczuwać strach. Ponadto możesz być świadkiem tego, jak ktoś przycina innych, i przestraszyć się jeszcze bardziej, jak zbity pies na widok kija. Coraz bardziej będziesz czuł, że twoja postawa jest zbyt niedojrzała i że ten obowiązek jest jak ogromna przepaść, nie do pokonania, i koniec końców nadal nie będziesz w stanie udźwignąć tego ciężaru. Dlatego właśnie recytowanie sloganów nie może rozwiązać praktycznych problemów. Jak więc możesz rozwiązać ten problem? Powinieneś aktywnie szukać prawdy i przyjąć postawę podporządkowania i współpracy. W ten sposób możesz całkowicie rozwiązać ten problem. Bojaźliwość, strach i zamartwianie się nie zdadzą się na nic. Czy istnieje jakiś związek między tym, czy zostaniesz zdemaskowany i wyeliminowany, a byciem przywódcą? Jeśli nie jesteś przywódcą, czy twoje skażone usposobienie zniknie? Prędzej czy później musisz rozwiązać problem swojego skażonego usposobienia. Ponadto, jeśli nie jesteś przywódcą, będziesz miał mniej okazji do praktyki i będziesz czynił powolne postępy w życiu, mając ledwie kilka szans na bycie doskonalonym. Chociaż bycie przywódcą lub pracownikiem wiąże się z nieco większym cierpieniem, daje również wiele zysków, a jeśli potrafisz kroczyć ścieżką dążenia do prawdy, możesz zostać udoskonalony. Cóż to za wielkie błogosławieństwo! Powinieneś zatem się podporządkować i aktywnie współpracować. Jest to twój obowiązek i twoja odpowiedzialność. Bez względu na to, co przed tobą, powinieneś mieć posłuszne serce. Oto jest postawa, z jaką powinieneś wykonywać swój obowiązek” (Czym jest odpowiednie wykonywanie obowiązków? w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boże obnażyły myśli w moim sercu tak dogłębnie, że poczułam się zawstydzona i zażenowana. Zastanowiłam się nad sobą, nad tym, dlaczego tak bardzo bałam się bycia przywódczynią. To dlatego, że miałam okazję widzieć, jak przywódczyni wybrała niewłaściwych ludzi, organizując przekazanie ofiar, w wyniku czego ofiary zostały przejęte przez wielkiego czerwonego smoka, a kilkoro braci i sióstr zostało aresztowanych, a także jak dom Boży badał tę sprawę i zajmował się nią. Dlatego obawiałam się, że jeśli zostanę przywódczynią i popełnię jakiś duży błąd w pracy, spowoduje to nie tylko straty dla kościoła, ale także opóźni wejście w życie przez braci i siostry. To byłoby poważne wykroczenie i zostałabym szybko zdemaskowana i wyeliminowana. Bezpieczniej byłoby więc podjąć się pojedynczego zadania. Ciągle myślałam o własnych interesach, nie mając odwagi przyjąć na siebie obowiązku bycia przywódczynią. Zrozumiałam, że byłam zbyt samolubna, bez śladu podporządkowania się. Chociaż bycie przywódczynią wymaga więcej pracy, oferuje więcej możliwości szkolenia się, więcej szans na zdobycie prawdy i szybszy wzrost w życiu. Stały za tym szczere intencje Boga, ale ja ich nie rozumiałam, a zamiast tego nosiłam w sercu nieufność i niezrozumienie Boga. Czy nie było to dla Niego bardzo krzywdzące? Powinnam się podporządkować i aktywnie współpracować, poszukiwać prawdy, by rozwiać moje obawy i niewłaściwe rozumienie Boga.
Następnie przeczytałam kolejny fragment słów Bożych: „Nawet jeżeli ten człowiek całkowicie oddaje się spełnianiu obowiązku, rezygnuje z pracy i wyrzeka się rodziny, to jeśli nie oddaje Bogu swojego serca i ma się przed Nim na baczności – czyż jego stan jest dobry? Czy to jest zwyczajny stan wkraczania w prawdorzeczywistość? Czy dalszy rozwój takiego stanu nie budzi przerażenia? Jeśli ktoś trwa w owym stanie, czy może otrzymać prawdę? Czy może zyskać życie? Czy może wkroczyć w prawdorzeczywistość? (Nie). Czy zdajecie sobie sprawę z tego, że sami jesteście w takim stanie? Czy, gdy to sobie uświadomicie, zastanawiacie się: »Dlaczego stale mam się na baczności przed Bogiem? Dlaczego zawsze myślę w ten sposób? Takie myślenie jest naprawdę przerażające! Stanowi sprzeciw wobec Boga i odrzucenie prawdy. Czy wystrzeganie się Boga jest tym samym, co stawianie Mu oporu?«. Stan wystrzegania się Boga jest jak zachowanie złodzieja: nie masz odwagi żyć w świetle, boisz się odsłonić swoje demoniczne oblicze, a jednocześnie jesteś przerażony. »Z Bogiem się nie igra. Może On sądzić oraz karcić ludzi zawsze i wszędzie. Jeżeli rozgniewasz Boga, to w łagodnych przypadkach przytnie cię On, a w tych ciężkich – ukarze cię, sprawi, że zachorujesz lub będziesz cierpieć. Ludzie nie są w stanie tego znieść!«. Czyż ludzie nie miewają takiego błędnego rozumienia? Czy to jest bogobojne serce? (Nie). Czyż tego rodzaju stan nie jest przerażający? Gdy człowiek jest w takim stanie, gdy ma się na baczności przed Bogiem i nieustannie ma takie myśli, gdy zawsze ma tego rodzaju stosunek do Boga, to czy traktuje on Boga jak Boga? Czy to jest wiara w Boga? Jeśli człowiek wierzy w Boga w taki sposób i nie traktuje Boga jak Boga, czyż nie stanowi to problemu? Ludzie co najmniej nie uznają sprawiedliwego usposobienia Boga ani realności Jego dzieła. Myślą: »To prawda, że Bóg jest miłosierny i kochający, ale jest również gniewny. Gdy Boży gniew spada na człowieka – jest katastrofalny. Może On w każdej chwili zadać ludziom śmierć, niszcząc, kogo tylko zapragnie. Nie wywołuj gniewu Boga. Prawdą jest, że Jego majestat oraz gniew nie dopuszczają żadnej obrazy. Trzymaj się od Niego z daleka!«. Skoro człowiek ma tego rodzaju nastawienie i myśli, to czyż może w pełni i szczerze stanąć przed obliczem Boga? Nie może” (Jedynie przez praktykowanie prawdy można zrzucić okowy zepsutego usposobienia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Rozważając słowa Boże i zastanawiając się nad sobą, zdałam sobie sprawę, że chociaż wierzyłam w Boga przez wiele lat, pozornie porzucając rodzinę i karierę, by wykonywać swoje obowiązki, nigdy tak naprawdę nie oddałam swojego serca Bogu. Zawsze trzymałam się kurczowo szatańskich reguł przetrwania, takich jak „Im więksi są ludzie, tym trudniejszy jest ich upadek” oraz „Na szczycie jest samotnie”, traktując je jako maksymy i mądrości. Kierowałam się w życiu szatańskimi regułami przetrwania, nie wierząc w sprawiedliwe usposobienie Boga. Postrzegałam dom Boży jako taki sam jak świat, pozbawiony sprawiedliwości i prawości. Wyobrażałam sobie, że Bóg jest jak zepsuci ludzie, wierząc, że nawet mały, nieumyślny błąd doprowadzi do potępienia i wyeliminowania. Kiedy więc widziałam, jak inni są przycinani lub zwalniani, jeszcze bardziej wystrzegałam się Boga w swoim sercu. Martwiłam się, że jeśli zostanę przywódczynią i nie będę dobrze wykonywać swojej pracy, zostanę zwolniona i wyeliminowana, i że bezpieczniej byłoby wykonywać tylko jedno zadanie. Z powodu tych błędnych poglądów nie potrafiłam poddać się rozporządzeniom i ustaleniom Boga. W rzeczywistości to, czy dana osoba zostanie zdemaskowana i wyeliminowana, nie ma nic wspólnego z jej statusem. Decyduje o tym ścieżka, którą kroczy. Jeśli ktoś nie dąży do prawdy, nawet jeśli nie ma statusu, to i tak zostanie zdemaskowany i wyeliminowany. U niektórych przywódców i pracowników mogą pojawiać się odchylenia lub niepowodzenia w pracy, ale potrafią oni szukać prawdy i zastanowić się nad sobą, dokładając wszelkich starań, aby działać zgodnie z zasadami, a im więcej wykonują swoich obowiązków, tym bardziej zyskują głębsze zrozumienie prawdy. Dla takich osób przyjęcie roli przywódcy jest środkiem, dzięki któremu mogą być udoskonalani. Przywódczyni, którą znałam wcześniej, została zwolniona, ponieważ nie poświęcała czasu i energii prawdozasadom, zakłócała i zaburzała pracę i uparcie odmawiała poznania samej siebie. Nawet gdy jej problemy zostały obnażone i omówione, kłóciła się i broniła, zamiast okazać skruchę. Doprowadziło to do jej zwolnienia. Również ci antychryści wydaleni przez dom Boży nie zostali zrujnowani przez status ani wyeliminowani z powodu pojedynczego wykroczenia. Stało się tak, ponieważ w czasie, gdy byli przywódcami, działali lekkomyślnie i autokratycznie, tworząc frakcje, aby ustanowić niezależne królestwa, co poważnie zakłóciło pracę kościoła. Nawet po tym, jak zostali przycięci i ostrzeżeni, uparcie odmawiali okazania skruchy. Zostali wydaleni i wyeliminowani, ponieważ należeli do kategorii ludzi, którzy są niechętni prawdzie i nienawidzą jej. O ich porażce zadecydowała ich natura i ścieżka, którą kroczyli. W domu Bożym decyzja o zwolnieniu lub wyeliminowaniu kogoś nie opiera się na jego chwilowym zachowaniu lub pojedynczym błędzie, który popełnił, ale raczej na jego naturze i uporczywym postępowaniu. Co więcej, Bóg daje każdemu człowiekowi wiele okazji do okazania skruchy. Nie jest tak, że każdy, kto popełnił błąd, zostanie wydalony lub wyeliminowany. Podobnie jak w przypadku przywódczyni naszego kościoła, chociaż wystąpił poważny problem z ustaleniami dotyczącymi przekazania ofiar, później szukała prawdy, zastanawiała się nad sobą i wykazała gotowość do okazania skruchy. W rezultacie do tej pory nie została zwolniona. Uświadomiłam sobie, że moje przekonanie o tym, że „Im więksi są ludzie, tym trudniejszy jest ich upadek”, było zasadniczo niezgodne z prawdą. Zrozumiałam, jak wypaczony był mój punkt widzenia! Ciągle martwiłam się o swoją przyszłość i los, obawiając się, że jeśli zostanę przywódczynią i nawalę w pracy, nie osiągnę dobrego wyniku i przeznaczenia. Gdyby te błędne dążenia i niepoprawne punkty widzenia nie zostały skorygowane przez poszukiwanie prawdy, to nawet gdybym nie została przywódczynią, skoro moja natura opierania się Bogu jest tak głęboko zakorzeniona, ostatecznie zostałabym wyeliminowana. W tym momencie uświadomiłam sobie, że życie według filozofii szatana jest naprawdę niebezpieczne, ponieważ może sprawić, że zbuntuję się przeciwko Bogu i odejdę od Niego w dowolnym czasie i miejscu.
Potem przeczytałam te słowa Boże: „Antychryści nigdy nie są posłuszni zarządzeniom domu Bożego i zawsze ściśle łączą swój obowiązek, sławę, zysk i status z nadzieją na zyskanie błogosławieństw oraz na swoje przyszłe przeznaczenie, jak gdyby po utracie reputacji i statusu nie mieli już nadziei na zyskanie błogosławieństw i nagród, a to odczuwają jak utratę życia. Myślą tak: »Muszę być ostrożny, nie mogę pozwolić sobie na niedbałość! Nie można polegać na nikim: na domu bożym na braciach i siostrach, na przywódcach i pracownikach ani nawet na bogu. Nie mogę ufać nikomu. Najbardziej można polegać na sobie samym, bowiem nikt bardziej nie zasługuje na zaufanie. Jeśli sam o siebie nie zadbasz, to kto zrobi to za ciebie? Kto weźmie pod uwagę twoją przyszłość? Kto weźmie pod uwagę to, czy otrzymasz błogosławieństwa? Muszę więc poczynić staranne plany i obliczenia, mając siebie samego na względzie. Nie mogę sobie pozwolić na błędy ani na najmniejszą nawet niedbałość, bo w przeciwnym razie co zrobię, jeśli ktoś spróbuje mnie wykorzystać?«. Toteż mają się na baczności przed przywódcami i pracownikami domu Bożego, obawiając się, że ktoś rozezna się co do nich lub ich przejrzy, w konsekwencji czego zostaną zwolnieni i ich marzenie o błogosławieństwach pryśnie. Sądzą, że muszą utrzymać swoją reputację i status, żeby nie utracić nadziei na zyskanie błogosławieństw. W oczach antychrysta bycie pobłogosławionym jest czymś większym niż niebo, większym niż życie, ważniejszym niż dążenie do prawdy, zmiana usposobienia czy osobiste zbawienie, ważniejszym niż dobre wypełnianie obowiązków i bycie istotą stworzoną spełniającą standardy. Uważają, że bycie istotą stworzoną spełniającą standardy, należyte wykonywanie obowiązku i zbawienie to wszystko nieistotne sprawy, niemal niewarte wzmianki ani odniesienia się, gdy tymczasem zyskanie błogosławieństw jest jedyną rzeczą w całym ich życiu, o której nigdy nie potrafią zapomnieć. Cokolwiek im się przytrafia, czy jest to sprawa duża, czy mała, odnoszą to do bycia błogosławionym, traktują niewiarygodnie uważnie i ostrożnie oraz zawsze zostawiają sobie jakąś furtkę” (Punkt dwunasty: Kiedy nie mogą zyskać pozycji ani nie mają nadziei na błogosławieństwa, chcą się wycofać, w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Ze słów Bożych wynika, że bez względu na to, w jakiej sytuacji znajdą się antychryści, najpierw rozważają, czy mogą zyskać błogosławieństwa, czy nie. Dopóki coś jest korzystne dla uzyskania błogosławieństw, będą to robić, a jeśli nie, nie zrobią tego. Nigdy nie biorą pod uwagę swoich obowiązków ani interesów domu Bożego. Zastanawiając się nad własnym zachowaniem, zdałam sobie sprawę, że postępowałam w ten sam sposób. Bracia i siostry wybrali mnie na przywódczynię. Było to wywyższenie przez Boga i okazja do szkolenia się. Powinnam była aktywnie współpracować, ale zbyt dużą wagę przywiązywałam do zdobywania błogosławieństw, najpierw myśląc o własnej przyszłości i losie. Gdy tylko pomyślałam o wielkiej odpowiedzialności związanej z byciem przywódczynią i potencjalnym negatywnym wpływie na moją przyszłość i przeznaczenie, jeśli popełnię jakieś wykroczenia, nie chciałam przyjąć tej roli. Uważałam, że zdobywanie błogosławieństw jest ważniejsze niż moje własne obowiązki i powinności. Byłam naprawdę samolubna i pozbawiona człowieczeństwa! Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, skruszona pomodliłam się do Boga i aktywnie przyjęłam na siebie obowiązek bycia przywódczynią.
Niedługo potem powierzono mi odpowiedzialność za przekazywanie ofiar. Wciąż odczuwałam strach w sercu, martwiąc się, że moje niewłaściwe decyzje mogą doprowadzić do jakiegoś błędu, więc chciałam się wycofać. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że ten stan nie jest właściwy, więc przyszłam przed oblicze Boga, żeby się pomodlić: „Boże, widzę, że jestem zbyt samolubna i znowu skupiam się na własnej przyszłości i losie. Ten obowiązek, który na mnie dziś nałożono, jest Twoim sprawdzianem dla mnie. Nie powinnam żyć w strachu, myśląc o własnych interesach. Powinnam polegać na Tobie i współpracować zgodnie z zasadami, aktywnie biorąc na siebie to brzemię, nie myśląc już o osobistych korzyściach lub stratach”. Po modlitwie pomyślałam o fragmencie słów Bożych: „Jakiego rodzaju człowiek odważy się wziąć na siebie odpowiedzialność? Jakiego rodzaju człowiek ma odwagę nieść ciężkie brzemię? Ktoś, kto przejmuje inicjatywę i odważnie rusza naprzód w najbardziej decydującym momencie dla dzieła domu Bożego; kto nie boi się wziąć na swe barki ciężaru odpowiedzialności i znosić wielkich trudności, gdy widzi dzieło, które ma największą wagę i znaczenie. To właśnie jest ktoś lojalny wobec Boga, dobry żołnierz Chrystusa. Czy każdy, kto boi się wziąć na siebie odpowiedzialność przy pełnieniu swoich obowiązków, zachowuje się tak dlatego, że nie rozumie prawdy? Nie; problem tkwi w człowieczeństwie takich ludzi. Nie mają oni bowiem poczucia sprawiedliwości ani odpowiedzialności, są samolubni i podli, nie są ludźmi wierzącymi w Boga ze szczerego serca i w najmniejszym nawet stopniu nie przyjmują prawdy. Z tego powodu nie mogą być zbawieni” (Punkt ósmy: Chcą, by ludzie podporządkowywali się tylko im, a nie prawdzie lub Bogu (Część pierwsza), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Gdy rozważałam słowa Boże, zrozumiałam, że ci, którzy szczerze wierzą w Boga i mają dobre człowieczeństwo, wykonują swoje obowiązki z poczuciem odpowiedzialności. Chronią interesy domu Bożego, nie zważając na osobiste korzyści czy straty. Zwłaszcza w kluczowej pracy stawiają czoła trudnościom i są w stanie wziąć na swoje barki ciężkie brzemię i uwzględnić Boże intencje. Bez względu na to, jak wielkie jest ryzyko, nie wycofują się, ale doświadczając różnych rzeczy, potrafią polegać na Bogu. Tacy ludzie naprawdę mają sumienie i rozum. Są oni filarami kościoła i tymi, którymi Bóg się zachwyca. Ale jeśli chodzi o tych, którzy nieustannie rozważają własne zyski i straty podczas wykonywania swoich obowiązków i którzy wcale nie chronią interesów domu Bożego, to brak im człowieczeństwa, są samolubni i nikczemni. W oczach Boga są oni niedowiarkami i niewierzącymi. Zastanawiając się nad tym wszystkim, poczułam przygnębienie i wyrzuty sumienia. Byłam gotowa wziąć na siebie tę odpowiedzialność i aktywnie współpracować, by jak najszybciej przenieść ofiary w bezpieczne miejsce. Praktykując w ten sposób, poczułam w sercu spokój i pewność.
Gdyby nie to, że Bóg przygotował środowiska, by mnie zdemaskować, nie poznałabym swojego samolubnego i nikczemnego, zepsutego usposobienia oraz błędnych poglądów dotyczących tego, do czego należy dążyć. Nie zrozumiałabym też żmudnych wysiłków Boga mających na celu zbawianie ludzi. Jestem wdzięczna Bogu za przygotowanie tych środowisk oraz za oświecenie i prowadzenie poprzez Jego słowa, które doprowadziły mnie do tej wiedzy i przemiany.