75. Moje przeznaczenie już mnie nie ogranicza
Kiedy po raz pierwszy odnalazłam Boga, byłam bardzo żarliwa i po dwóch miesiącach zaczęłam zajmować się ogólnymi obowiązkami. Później podjęłam się obowiązku udzielania gościny i pomimo tego, że byłam zajęta różnego rodzaju zadaniami, nigdy nie narzekałam na trudności czy zmęczenie. Wierzyłam, że aby zostać zbawioną, muszę spełnić więcej dobrych uczynków, znosić więcej cierpienia i płacić cenę za moje obowiązki. Dwa lata później, w 2007 roku, zostałam wybrana na przywódczynię kościoła. Włożyłam w to jeszcze więcej wysiłku i poświęciłam się jeszcze bardziej. Nie mogłam jeździć na rowerze, więc na zgromadzenia w miejscach, gdzie transport był uciążliwy, chodziłam pieszo. Nie czułam się zmęczona, jakbym miała niespożytą energię, i czułam, że Bóg obserwuje moje wysiłki oraz że w przyszłości wynagrodzi moje poświęcenie dobrym przeznaczeniem. Później aktywnie współpracowałam przy wszelkich obowiązkach organizowanych przez kościół i chociaż mój podeszły wiek stwarzał pewne realne trudności, nigdy nie byłam tym ograniczona.
W 2017 roku, gdy miałam 76 lat, przywódczynie zorganizowały dla mnie prace oczyszczające w kościele. Byłam bardzo szczęśliwa, czułam, że nawet w moim wieku wciąż mam możliwość wykonywania swoich obowiązków, co było dla mnie prawdziwą Bożą łaską i wywyższeniem! Powiedziałam sobie, że będę pielęgnowała tę możliwość wykonywania obowiązków. Obowiązki sprawiały, że byłam dość zajęta w tym czasie i zwykle kładłam się późno spać, ale nie czułam się zmęczona. Pewnego dnia w 2019 roku nagle poczułam zawroty głowy i miałam trudności z oddychaniem podczas chodzenia. Po badaniu w szpitalu zdiagnozowano u mnie wysokie ciśnienie krwi i chorobę serca. Lekarz zalecił mi hospitalizację. Poczułam niepokój i pomyślałam: „Pobyt w szpitalu to nie kwestia jednego czy dwóch dni; jeśli trafię do szpitala, przywódczynie z pewnością będą musiały znaleźć kogoś innego, kto przejmie moje obowiązki. Czy wtedy nie stracę szansy na pełnienie tego obowiązku? W moim wieku, z moimi problemami zdrowotnymi, nie będę też w stanie wykonywać innych obowiązków. Jeśli zostanę zwolniona i będę mogła tylko udzielać gościny niewielkim zgromadzeniom, jakie dobre uczynki będę w stanie spełnić w tak trywialnym obowiązku? Jak zostanę zbawiona bez dobrych uczynków? Nie, absolutnie nie mogę porzucić obowiązku, by leczyć się w szpitalu. Poza tym, jeśli Bóg zobaczy, że wytrwale wypełniam swoje obowiązki w chorobie, z pewnością mnie ochroni”. Powiedziałam szybko: „Nie zostanę w szpitalu; po prostu pójdę do domu i wezmę leki”. Potem kontynuowałam wykonywanie swoich obowiązków jak zwykle każdego dnia.
Pewnej nocy dwa lata później nagle poczułam ostry, przeszywający ból wzdłuż talii aż do bioder. Następnego dnia moja córka zabrała mnie do szpitala na badania i zdiagnozowano u mnie uszkodzenie kręgosłupa spowodowane osteoporozą. W uszach mi dzwoniło i czułam się, jakby świat walił mi się na głowę. Serce mi biło jak szalone, a z ciała uchodziły siły. Usiadłam na krześle, czując nieopisany ból w sercu, nie wiedząc, jak stawić czoła tej rzeczywistości. Pomyślałam sobie: „Wierzyłam w Boga przez tyle lat i choć nie doświadczyłam wielkich trudności w wypełnianiu obowiązków, znosiłam wiele drobnych przeciwności. Co więcej, skoro obecnie wykonuję swoje obowiązki, jak ta choroba mogła mnie nagle dopaść? Czy to możliwe, że Bóg wykorzystuje to, by powstrzymać mnie przed ich wykonywaniem?”. Poczułam się zupełnie opuszczona. Potem pomyślałam: „Nawet jeśli w przyszłości wyzdrowieję, w moim wieku nie będę w stanie wykonywać żadnych znaczących obowiązków. Co najwyżej będę w stanie udzielać gościny na zgromadzenia. Nie byłabym w stanie cierpieć ani się poświęcać, więc jakie dobre uczynki mogłyby wyniknąć z wykonywania moich obowiązków w ten sposób? Naprawdę zazdroszczę tym młodszym braciom i siostrom, którzy mogą wykonywać wszelkiego rodzaju obowiązki. Jak cudownie byłoby, gdybym mogła cofnąć czas o kilka dekad! Dlaczego Bóg nie pozwolił mi urodzić się kilkadziesiąt lat później?”. Kiedy wróciłam do domu, mogłam tylko leżeć i musiałam powoli się poruszać. Nie mogłam wykonywać żadnych obowiązków. Kiedy przychodziły siostry, nawet otwarcie drzwi było dla mnie wyzwaniem. Czułam się bardzo zniechęcona i myślałam: „Czy stałam się bezużyteczna? Przez tyle lat wierzyłam w Boga, zawsze wykonywałam swoje obowiązki, cierpiałam i poświęcałam się tak bardzo. Kiedyś wierzyłam, że mogę zostać zbawiona, ale nigdy nie śniłam, że stanę się bezużyteczna i niezdolna do wykonywania jakichkolwiek obowiązków”. Te myśli sprawiły, że straciłam wszelką nadzieję. Żyłam w stanie zniechęcenia, a moje serce nie mogło znaleźć pokoju przed Bogiem. W moim duchu pojawił się mrok. Modliłam się więc do Boga: „Boże, odkąd zachorowałam i nie mogę wykonywać swoich obowiązków, czuję się przygnębiona. Cały czas martwię się, że mogę nie zostać zbawiona, i nie wiem, w jakim aspekcie prawdy powinnam szukać rozwiązania tego problemu. Proszę, oświeć mnie i poprowadź, abym rozpoznała swoje problemy”.
Później przeczytałam fragment Bożych słów: „Są wśród braci i sióstr ludzie starsi, w wieku od 60 do 80 lub 90 lat, którzy ze względu na swój zaawansowany wiek również doświadczają trudności. Pomimo dojrzałego wieku ich myślenie niekoniecznie jest prawidłowe i racjonalne, a ich mniemania i opinie niekoniecznie pozostają w zgodzie z prawdą. Ci starsi ludzie mają problemy tak samo jak inni i stale się zamartwiają: »Nie cieszę się już tak dobrym zdrowiem jak kiedyś i podlegam ograniczeniom, jeśli chodzi o obowiązki, jakie jestem w stanie wykonywać. Jeśli wykonuję tylko te drobne obowiązki, to czy Bóg mnie zapamięta? Czasem choruję i ktoś musi się mną opiekować. Jeśli nie ma takiej osoby, nie jestem w stanie wykonywać obowiązków, więc co mam począć? Jestem w podeszłym wieku i nie zapamiętuję Bożych słów, gdy je czytam, a także trudno mi zrozumieć prawdę. Gdy omawiam prawdę, moje słowa są zagmatwane i nielogiczne, nie mam doświadczeń, którymi warto byłoby się podzielić. Mam już swój wiek i brak mi energii, wzrok mi się pogorszył i siły mam nadwątlone. Wszystko jest dla mnie trudne. Nie jestem w stanie wypełniać obowiązków, a do tego łatwo zapominam i opacznie rozumiem różne rzeczy. Czasem mam mętlik w głowie, przez co przysparzam problemów kościołowi oraz braciom i siostrom. Chcę dostąpić zbawienia i dążyć do prawdy, ale to bardzo trudne. Co na to poradzę?«. Gdy myślą o tych sprawach, zaczynają się zadręczać: »Czemu zacząłem wierzyć w Boga dopiero w tym wieku? Czemu nie mam teraz dwudziestu albo trzydziestu lat, a choćby nawet czterdziestu lub pięćdziesięciu lat? Czemu poznałem dzieło Boga w tak podeszłym wieku? Nie przypadł mi w udziale zły los; w każdym razie dane mi było poznać dzieło Boga. Mój los jest dobry i Bóg okazał mi łaskawość! Jedna tylko rzecz psuje mi radość – jestem już za stary. Pamięć mi szwankuje, zdrowie mam nie najlepsze, ale w sercu odczuwam wewnętrzną siłę. Chodzi tylko o to, że moje ciało odmawia mi posłuszeństwa, na zgromadzeniach szybko robię się śpiący. Czasem zamykam oczy, by się pomodlić, i zasypiam, moje myśli błądzą, gdy czytam słowa Boga, dopada mnie senność i odpływam, a słowa Boga nie docierają do mnie. Co mam począć? Czy doświadczając takich praktycznych trudności jestem w stanie dążyć do prawdy i zrozumieć prawdę? Jeśli nie, jeżeli nie potrafię praktykować zgodnie z prawdozasadami, to czy moja wiara nie okaże się daremna? Czy nie dostąpię zbawienia? Co mam począć? Tak bardzo się martwię! (…)« (…) to nie jest tak, że starsi ludzie nie mają nic do roboty, że nie są w stanie wykonywać obowiązków, nie mówiąc już o tym, że nie są w stanie dążyć do prawdy – mogą oni wiele rzeczy robić. Różne herezje i niedorzeczności, które sobie przyswoiłeś w ciągu całego życia, a także rozmaite tradycyjne idee i pojęcia, rzeczy uporczywe i ignoranckie, konserwatywne, irracjonalne i wypaczone, które się w tobie nagromadziły, zalegają w twoim sercu i powinieneś spędzić więcej czasu niż młodzi ludzie, aby się do nich dokopać, szczegółowo je przeanalizować i nauczyć się je rozpoznawać. Nie jest prawdą, że nie masz nic do roboty albo że powinieneś czuć udrękę, niepokój i zmartwienie, gdy nie wiesz, co ze sobą począć – to nie jest twoje zadanie ani twoja odpowiedzialność. Po pierwsze, starsi ludzie powinni mieć odpowiednie nastawienie. Choć posuwasz się w latach i twój wiek wpływa na kondycję fizyczną, powinieneś mieć nastawienie osoby młodej. Choć się starzejesz, twoja myśl nie jest już tak lotna jak kiedyś i pamięć ci szwankuje, to jeśli wciąż jesteś w stanie poznać siebie, rozumieć słowa, które wypowiadam, i rozumieć prawdę, to dowodzi, że wcale nie jesteś stary i nie brakuje ci potencjału. Jeśli ktoś jest po siedemdziesiątce, ale nie jest w stanie pojąć prawdy, to pokazuje, że ma słabą postawę i się nie nadaje. Dlatego wiek nie ma znaczenia, jeśli chodzi o prawdę” (Jak dążyć do prawdy (3), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Po przeczytaniu słów Bożych i zastanowieniu się nad swoim stanem, zrozumiałam, że mój stan był dokładnie taki, jak Bóg obnażył. Poczułam się zawstydzona i zażenowana. Przez wiele lat wierzyłam w Boga i skupiałam się na zewnętrznej pracy, zamiast wkładać wysiłek w prawdę. Nie miałam jasnego zrozumienia prawd dotyczących tego, jak Bóg działa, by zbawić ludzi. Kiedy zachorowałam, moje zepsute usposobienie oraz niedorzeczne, stronnicze myśli i poglądy zostały obnażone. Kiedy byłam zdrowa, nie spadła na mnie żadna choroba ani katastrofa, wykonywałam swoje obowiązki każdego dnia, tak jak każda młoda osoba, i czułam się naprawdę szczęśliwa. Z wiekiem różne choroby przychodziły jedna po drugiej i cały czas się martwiłam, że zachoruję i nie będę w stanie wykonywać swoich obowiązków. Często stawałam się niespokojna i sfrustrowana, pogrążając się w negatywnych emocjach. Później, gdy zachorowałam i nie mogłam wykonywać swoich obowiązków, całkowicie się załamałam, a nawet źle zrozumiałam Boga, myśląc, że chce mnie wyeliminować i że już mnie nie zbawi, więc nie mogłam się podnieść i byłam zniechęcona. Teraz zrozumiałam, że chociaż jestem stara i chora i nie mogę wykonywać swoich obowiązków, mój umysł wciąż jest jasny, wciąż mogę pojąć słowa Boże i wciąż mogę szukać prawdy, by rozwiązać problem mojego zepsutego usposobienia. Pod przewodnictwem słów Boga nabrałam wiary. Po cichu powiedziałam sobie, że póki jeszcze żyję, muszę skorzystać z tej ograniczonej okazji, by dążyć do prawdy i wykorzystać ją do rozwiania tendencyjnych i niedorzecznych myśli i poglądów we mnie. Modliłam się do Boga: „Boże, kiedy wcześniej mogłam poświęcać się swoim obowiązkom, czułam, że naprawdę dążę do prawdy, ale teraz, gdy zachorowałam, narosło we mnie wiele nieporozumień i zbytnio przytłoczyło mnie zniechęcenie. Co dokładnie było tego przyczyną? Proszę, oświeć mnie i poprowadź, abym mogła wyciągnąć wnioski”.
Przeczytałam dwa fragmenty Bożych słów: „Każdy, kto zaczyna wierzyć w Boga, jest gotów przyjmować tylko Bożą łaskę, Boże błogosławieństwa i obietnice, jest chętny do przyjmowania Jego dobroci i współczucia. Nikt jednak nie czeka ani nie przygotowuje się na przyjęcie Bożego karcenia i sądu, Jego prób i oczyszczenia ani tego, że Bóg mu coś odbierze; żaden człowiek nie czyni przygotowań, by przyjąć od Boga sąd i karcenie, pozbawienie ich czegoś i przekleństwo. Czy taka relacja między ludźmi a Bogiem jest normalna, czy zaburzona? (Zaburzona). Dlaczego uważacie, że jest zaburzona? Czemu nie spełnia oczekiwań? Ponieważ ludzie nie posiadają prawdy, a to dlatego, że mają zbyt wiele pojęć i wyobrażeń, przez cały czas błędnie rozumieją Boga i nie korygują tego przez poszukiwanie prawdy – z tego powodu najprawdopodobniej pojawią się problemy. W szczególności ludzie wierzą w Boga tylko po to, by otrzymać błogosławieństwa. Chcą jedynie zawrzeć z Bogiem układ i żądać od Niego pewnych rzeczy, ale nie dążą do prawdy. To bardzo niebezpieczne. Gdy tylko przydarzy im się coś, co jest sprzeczne z ich wyobrażeniami, natychmiast w ich głowach pojawiają się różne pojęcia dotyczące Boga, mają pretensje do Niego i błędnie Go rozumieją, a nawet mogą Go zdradzić. Czy konsekwencje tego są poważne? Jaką ścieżką podąża większość ludzi w swojej wierze w Boga? Chociaż być może słuchaliście już wielu kazań i w swoim mniemaniu zrozumieliście sporo prawd, faktem jest, że wciąż kroczycie ścieżką wiary w Boga tylko po to, by najeść się do syta bochenkami chleba” (Co to znaczy dążyć do prawdy (11), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). „Ludzie wierzą w Boga, aby zostać pobłogosławionym, nagrodzonym, ukoronowanym. Czy nie ma go w sercu każdego człowieka? Jest, to fakt. Chociaż ludzie nieczęsto o tym mówią, a nawet ukrywają motywację i pragnienie otrzymania błogosławieństw, to jednak ta motywacja i pragnienie w głębi ludzkich serc zawsze były niewzruszone. Bez względu na to, jak wiele duchowych teorii ludzie rozumieją, jakie mają doświadczenie i wiedzę, jakie obowiązki mogą wykonać, jak wiele cierpienia znoszą lub jak wysoką cenę płacą, nigdy nie porzucają ukrytej głęboko w ich sercach motywacji do uzyskania błogosławieństw i zawsze w milczeniu trudzą się w służbie dla niej. Czyż nie jest to coś, co tkwi najgłębiej w ludzkich sercach? Jak czulibyście się bez tej motywacji do otrzymywania błogosławieństw? Z jakim nastawieniem wykonywalibyście swoje obowiązki i podążali za Bogiem? Co by się stało z ludźmi, gdyby pozbyto się tej motywacji do otrzymywania błogosławieństw, która kryje się w ich sercach? Jest możliwe, że wielu ludzi ogarnęłoby zniechęcenie, a inni staliby się zdemotywowani do wykonywania swoich obowiązków. Straciliby zainteresowanie swoją wiarą w Boga, tak jakby ich dusza zniknęła. Wyglądaliby tak, jakby wyrwano im serce. Dlatego właśnie mówię, że motywacja do błogosławieństw jest czymś głęboko ukrytym w ludzkich sercach” (Sześć wskaźników rozwoju życiowego, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). To, co ujawnił Bóg, było moim prawdziwym stanem. Przez wiele lat wiary w Boga moje koszty i cierpienia wynikały z pragnienia zdobycia błogosławieństw. Traktowałam moje poświęcenia i koszty jako karty przetargowe do wymiany w zamian za wejście do królestwa. Wierzyłam, że im więcej cierpienia zniosę, im większe koszty poniosę i im więcej dobrych uczynków spełnię, tym bardziej będę się kwalifikować do zbawienia. Skupiłam się więc na cierpieniu i kosztach związanych z moimi obowiązkami. Ale kiedy zachorowałam i nie mogłam już ich wykonywać, nagle się załamałam. To naprawdę ujawniło, kim dokładnie jestem. Kiedy było coś do zyskania, byłam w stanie odrzucić wszystko, znosić trudy, ponosić koszty i poświęcać się, ale kiedy zobaczyłam, że moja nadzieja na otrzymanie błogosławieństw zniknęła, poddałam się i w jednej chwili wszystkie moje niezrozumienia i skargi wypłynęły na powierzchnię. Zrozumiałam, że wykonywałam swoje obowiązki tylko po to, by otrzymać błogosławieństwa, traktując swoje wysiłki, cierpienie i koszty jako środki, za pomocą których targowałam się z Bogiem. Byłam naprawdę nikczemna! To, co robiłam, nie tylko sprawiało, że Bóg mnie nienawidził, ale także sprawiało, że czułam odrazę do samej siebie. Osoba taka jak ja nie zasługiwała na Boże zbawienie! To dzięki obnażeniu przez słowa Boże zobaczyłam, że jestem na złej drodze w wierze i że jeśli się nie nawrócę, będę skazana na porażkę.
Pewnego dnia przeczytałam więcej słów Boga: „W wierze w Boga nie chodzi o to, by zyskać łaskę bądź Bożą wyrozumiałość i litość. O cóż więc w niej chodzi? O to, aby zostać zbawionym. Co zatem jest oznaką zbawienia? Spełnienia jakich norm wymaga od nas Bóg? Co trzeba zrobić, by zostać zbawionym? Chodzi o wyzbycie się swego skażonego usposobienia. To właśnie stanowi sedno sprawy. Tak więc w ostatecznym rozrachunku, bez względu na to, ile wycierpiałeś, jak wielką zapłaciłeś cenę czy za jak głęboko wierzącego człowieka się podajesz – jeśli, koniec końców, wcale nie wyzbyłeś się swego skażonego usposobienia, oznacza to, że nie jesteś kimś, kto dąży do prawdy. Można też ująć to tak, że ponieważ nie dążysz do prawdy, nie wyzbyłeś się swego skażonego usposobienia. To zaś oznacza, że w ogóle nie wkroczyłeś na drogę zbawienia; znaczy to, że wszystko to, co Bóg mówi, i całe dzieło, jakie wykonuje, aby zbawić człowieka, niczego w tobie nie dokonało, nie doprowadziło do powstania żadnego świadectwa z twojej strony i nie przyniosło żadnego owocu w twym wnętrzu” (Co to znaczy dążyć do prawdy (2), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Dzięki słowom Bożym zrozumiałam, że zbawienia nie mierzy się ilością przebytych dróg ani wysokością poniesionych kosztów. Bez względu na to, ile dróg przebyła dana osoba i ile wycierpiała, jeśli jej usposobienie się nie zmieniło, nie może zostać zbawiona i ostatecznie zostanie wyeliminowana. Tylko dążąc do prawdy i zmieniając swoje usposobienie, można zyskać Bożą aprobatę. W przeszłości wierzyłam, że im więcej obowiązków wykonuję i im więcej cierpię, tym większe są moje szanse na zbawienie. Skupiałam się więc wyłącznie na wykonywaniu zewnętrznej pracy, poświęcaniu się i cierpieniu, myśląc, że jeśli zrobię te rzeczy, będę miała szansę na zbawienie, uważałam nawet, że moje dążenie jest usprawiedliwione. Zdałam sobie sprawę, że moje poglądy były naprawdę wypaczone. Kiedy zachorowałam, nie poszukiwałam prawdy, by rozwiązać problem mojego zepsutego usposobienia, ale zamiast tego zrodziły się we mnie nieporozumienia i skargi przeciwko Bogu i żyłam w stanie zniechęcenia. Z powodu braku dążenia do prawdy, bez względu na to, ile dróg przebyłam i ile wycierpiałam, jeśli moje usposobienie by się nie zmieniło, to nie spotkałabym się z Bożą aprobatą. Bóg daje ludziom szansę, by skupili się na wejściu w życie w trakcie wykonywania obowiązków, by stali się zdolnymi do działania zgodnie z prawdozasadami, by nieustannie zastanawiali się nad sobą i szukali prawdy w celu rozwiązania swojego zepsutego usposobienia. Tylko czyniąc te rzeczy, ludzie mogą uzyskać zbawienie od Boga. Usłyszałam hymn słów Bożych zatytułowany „Bóg pragnie, by ludzkość dążyła do prawdy i przetrwała”:
(…)
3 Każda osoba, bez względu na swój potencjał, wiek czy to, ile lat wierzy w Boga, powinna skierować swoje wysiłki w kierunku ścieżki dążenia do prawdy. Nie trzeba podawać żadnych obiektywnych uzasadnień, tylko bezwarunkowo dążyć do prawdy. Nie trwoń czasu. Załóżmy, że dążysz do prawdy i traktujesz to jako ważną sprawę w swoim życiu, zabiegasz o to i wkładasz w to wielki wysiłek i być może prawdy, które posiądziesz i do których możesz dotrzeć w swoim dążeniu, nie są tym, czego sobie życzyłeś. Ale jeśli Bóg mówi, że da ci odpowiednie dla ciebie przeznaczenie w świetle twojej postawy wobec dążenia do prawdy i twojej szczerości, to jakież to będzie wspaniałe!
4 Na razie nie skupiaj się na tym, jakie będzie twoje przeznaczenie, jaki uzyskasz wynik, co się stanie i co przyniesie przyszłość ani czy uda ci się uniknąć katastrofy i nie umrzeć – nie myśl o tych sprawach ani o nie nie proś. Skoncentruj się wyłącznie na słowach Boga i Jego wymaganiach, dąż do prawdy, dobrze wykonuj swoje obowiązki i spełniaj Boże intencje, nie zawiedź Boga, który czekał sześć tysięcy lat i sześć tysięcy lat wyczekiwał. Daj Bogu trochę pocieszenia; niech zobaczy dla ciebie jakąś nadzieję i niech Jego życzenia się w tobie urzeczywistnią. Powiedz Mi, czy Bóg potraktowałby cię niesprawiedliwie, gdybyś tak postąpił? Nawet jeśli efekty nie będą takie, jak by ludzie sobie tego życzyli, to jako istoty stworzone powinni podporządkować się we wszystkim Bożym planom i rozporządzeniom, wolny od jakichkolwiek osobistych pobudek. Jest to właściwe nastawienie.
(Dlaczego człowiek musi dążyć do prawdy, w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy)
Potem przeczytałam kolejny fragment słów Bożych: „Dążenie do prawdy jest w ludzkim życiu sprawą wielką. Żadna inna sprawa nie jest tak ważna jak dążenie do prawdy i żadna inna sprawa nie jest bardziej wartościowa niż zyskanie prawdy. Czy łatwo było podążać za Bogiem aż do dzisiaj? Pospiesz się i uczyń swoje dążenie do prawdy sprawą wielkiej wagi! Ten etap dzieła w dniach ostatecznych jest najważniejszym etapem dzieła, jakie Bóg dokonuje w ludziach w ramach swojego planu zarządzania obliczonego na sześć tysięcy lat. Dążenie do prawdy jest najważniejszym oczekiwaniem, jakie Bóg ma wobec swoich wybrańców. Bóg ma nadzieję, że ludzie kroczą właściwą ścieżką, którą jest dążenie do prawdy” (Dlaczego człowiek musi dążyć do prawdy, w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). W słowach Bożych wyczułam skrupulatne intencje Boga i moje serce zostało prawdziwie poruszone. Nie mogłam powstrzymać łez żalu i poczucia winy. Patrząc wstecz na moje lata wiary w Boga, zobaczyłam, że nie skupiałam się na szukaniu prawdy w słowach Bożych, a jedynie na pracy zewnętrznej, i że moje usposobienie życiowe prawie się nie zmieniło. Bóg obdarzył mnie łaską możliwości wykonywania moich obowiązków. Chciał, bym w trakcie wykonywania obowiązków dążyła do prawdy i wejścia w życie, ale ja zbłądziłam, wykorzystując swoje obowiązki do targowania się z Bogiem. Czy ja miałam jakiekolwiek sumienie lub rozum? Nie mogłam już skupiać się na wyniku i przeznaczeniu. Bez względu na to, jak potraktuje mnie Bóg i czy osiągnę dobry wynik, musiałam gorliwie dążyć do prawdy i wykonywać swoje obowiązki najlepiej jak potrafię, by pocieszyć serce Boga. Gdy moje zdrowie nieco się poprawiło, podjęłam się obowiązku udzielania gościny.
Później z powodu poważnych prześladowań i aresztowań przeprowadzanych przez KPCh, nie mogłam już dłużej pełnić obowiązków udzielania gościny. Czułam się trochę zagubiona. Ale potem pomyślałam, że nawet jeśli nie mogę wykonywać swoich obowiązków, nadal mogę praktykować samodzielne jedzenie i picie słów Bożych w domu i wkładać więcej wysiłku w ich kontemplację, mogłam także pisać artykuły ze świadectwami opartymi na moich doświadczeniach, szukać prawdy i zastanawiać się nad sobą. Dodatkowo były też lekcje, których mogłam uczyć się w domu. W przeszłości zawsze chciałam mieć ostatnie słowo, mówić z pozycji statusu i spierać się, gdy działo się coś, co wiązało się z moim aroganckim usposobieniem, z którym musiałam się uporać. Czytałam więc słowa Boże i zastanawiałam się nad sobą, a kiedy coś mi się przydarzało, świadomie się temu podporządkowywałam i wyciągałam wnioski, nauczyłam się odkładać siebie na bok i akceptować wskazówki innych. Teraz jestem stara i nie mogę wykonywać żadnych ważnych obowiązków. Ale Bóg mówi: „Czy łatwo było podążać za Bogiem aż do dzisiaj? Pospiesz się i uczyń swoje dążenie do prawdy sprawą wielkiej wagi! Ten etap dzieła w dniach ostatecznych jest najważniejszym etapem dzieła, jakie Bóg dokonuje w ludziach w ramach swojego planu zarządzania obliczonego na sześć tysięcy lat. Dążenie do prawdy jest najważniejszym oczekiwaniem, jakie Bóg ma wobec swoich wybrańców. Bóg ma nadzieję, że ludzie kroczą właściwą ścieżką, którą jest dążenie do prawdy” (Dlaczego człowiek musi dążyć do prawdy, w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Słowa Boże mnie inspirują i jestem gotowa włożyć wysiłek w dążenie do prawdy. Dopóki żyję, będę dążyć do prawdy i pilnie podążać za Bogiem!