5. Czy „bycie surowym wobec siebie, a wyrozumiałym dla innych” naprawdę jest cnotą?

Autorstwa Li Jia, Chiny

Kiedyś zawsze myślałam, że powinnam być wyrozumiała i wielkoduszna wobec ludzi, mieć wzgląd na ich uczucia i rozumieć ich trudności. Wolałabym przysporzyć kłopotu sobie niż innym, bo myślałam, że tak postępują ludzie wspaniałomyślni, wielkoduszni i mający dobry charakter. Potem, gdy zaczęłam nadzorować produkcję materiałów wideo, miałam poczucie, że jako liderka zespołu muszę dawać dobry przykład i odgrywać wiodącą rolę, wyznaczyłam sobie wysokie standardy i czułam, że nie powinnam być zbyt wymagająca i surowa wobec członków zespołu, bo takie postępowanie jest życzliwe i wspaniałomyślne. Każdy czułby, że mam wspaniałe człowieczeństwo i jestem wyrozumiała, na każdym wywarłabym dobre wrażenie. Osobiście więc wykonywałam tyle pracy dla grupy, ile mogłam, a jeśli praca przydzielona innym była zbyt trudna i nie chcieli oni się nią zająć, sama ją wykonywałam. Starałam się, jak mogłam, żeby nie wywierać presji na ludziach, żeby nie mówili, że stawiam im za wysokie wymagania i jestem przesadnie surowa. Choć czasem myślałam, że biorę na siebie za dużo pracy i że wiele mnie to kosztuje, i tak buntowałam się przeciwko swojej cielesności i pracowałam tyle, ile byłam w stanie, żeby tylko inni nie wyrobili sobie o mnie złej opinii. Potem do grupy dołączyło kilkoro nowych członków. Nie byli obeznani z pracą i brakowało im umiejętności zawodowych, więc musiałam sprawdzać wszystkie materiały wideo, które wyprodukowali. Czasem zwracali się też do mnie z prośbą o rozmowę na temat problemów, których nie potrafili rozgryźć. Sama ta praca wypełniała cały mój harmonogram, a przecież oprócz tego miałam też inne rzeczy do zrobienia. Zadania szybko zaczęły się kumulować, a ja każdego dnia byłam całkowicie zawalona pracą. Czasem, kiedy mnie prosili o pomoc przy rozwiązaniu zupełnie podstawowych problemów, myślałam sobie: „Moglibyście łatwo rozwiązać ten problem sami, wystarczy, że go przedyskutujecie, czemu musicie z każdą trudnością zwracać się do mnie?”. Ale moja następna myśl była taka: „Zwrócili się już do mnie, więc jeśli im odmówię pomocy, wyjdę na osobę nieodpowiedzialną. Przecież na dyskusję o tej sprawie też potrzebują czasu. Nieważne, znajdę czas i sama się z tym uporam”. I zgodziłam się im pomóc. Później dotarło do mnie, że jedna z sióstr zrzuca na mnie swoją pracą z lenistwa i lęku przed odpowiedzialnością. Najpierw chciałam z nią porozmawiać, ale potem, bojąc się, żeby nie uznała, że za dużo wymagam, zmieniłam zdanie. Czasem, gdy widziałam, że inni nie wydają się mieć dużo pracy, a ja miałam na głowie kilka ważnych spraw i byłam przytłoczona, chciałam zlecić innym część pracy, byśmy mogli zdążyć z zadaniami przed czasem. Ale gdy to sobie przemyślałam, nie potrafiłam się do tego zmusić. Myślałam: „Jeśli dam im więcej pracy, to czy nie pomyślą, że jestem zbyt wymagająca i zabieram im wolny czas? Nieważne, lepiej sama się tym zajmę”. Ale wykonując pracę, czułam, że to trochę niesprawiedliwe. Zwłaszcza widząc, jak oni się relaksują, gdy ja pracuję, czułam się jeszcze bardziej rozżalona i winiłam ich za to, że nie dźwigają brzemienia obowiązków. Jakimś cudem nie dostrzegali, ile pracy jest do zrobienia. A ja tylko narzekałam w myślach i niczego nie mówiłam na głos, bojąc się, że jeśli coś powiem, to sprawię wrażenie, że mam złe człowieczeństwo i jestem małoduszna. Dlatego bez względu na to, jak bardzo byłam zajęta, robiłam sama tyle, ile mogłam. Czasami, gdy rozdzielałam pracę, opierając się na harmonogramie grupy, wszystko było w porządku, jeśli oni dobrze reagowali, ale jeśli wyglądali na niezadowolonych lub narzekali, wahałam się, czy przydzielić im pracę, i zarywałam noce, żeby samodzielnie uporać się z wszystkim, co było do zrobienia. Tak naprawdę, kiedy tak pracowałam, czułam, że to niesprawiedliwe, i przepełniało mnie poczucie rozżalenia. Czułam, że to jest ewidentnie ich praca, a mimo to musiałam poświęcać na nią swój dodatkowy czas i bywałam nawet tak bardzo zajęta, że nie znajdowałam chwili na ćwiczenia duchowe. Ale nie śmiałam o swoich żalach mówić na głos. Dlatego z rezygnacją pocieszałam samą siebie, mówiąc: „Najlepiej jest być osobą wspaniałomyślną, taktowną i troszczącą się o innych, a nie małostkową, inaczej wyjdę na kogoś, kto ma kiepski charakter”. Później bracia i siostry z mojego zespołu powiedzieli, że potrafię dźwigać brzemię obowiązków, znosić cierpienie i płacić cenę, że jestem osobą kochającą i troszczącą się o innych. Słysząc, co o mnie myślą, poczułam, że choć doświadczyłam cierpień, warto było przez nie przejść, żeby wszyscy tak mnie chwalili. Ale nie postępowałam zgodnie z zasadami, stale próbowałam przypodobać się innym i rozdzielałam zadania w sposób bezrozumny, więc praca zaczęła się kumulować i jako zespół robiliśmy słabe postępy. Wśród braci i sióstr były osoby leniwe, niezmotywowane i zadowalające się wykonywaniem tylko swojej pracy. Inni nie modlili się do Boga ani nie szukali prawdozasad, gdy mieli problemy, woląc polegać na mnie i czekać, aż ja rozwiążę ich problemy, przez co nie rozwijali swoich umiejętności.

Pewnego dnia nasz przełożony przyszedł na kontrolę i zauważył, że praca nie była rozdzielana w sposób rozsądny. Powiedział, że część praca mogła być przydzielana członkom zespołu, a ja powinnam więcej czasu poświęcać na obowiązki liderki zespołu, w tym na sprawdzanie postępów pracy i rozwiązywanie pojawiających się problemów w zakresie umiejętności. W ten sposób każdy mógłby brać na siebie część odpowiedzialności i ciężaru obowiązków. Wiedziałam, że ma rację i że taki podział pracy jest korzystny. Myślałam jednak, że takie praktykowanie jest po prostu zbyt trudne, więc pomodliłam się do Boga, prosząc, by mnie prowadził, tak abym poznała swoje zepsute usposobienie. Podczas ćwiczeń duchowych szukałam słów Bożych dotyczących stanu, w jakim się znajdowałam. Jeden fragment wyjątkowo mnie poruszył: „»Bądź surowy wobec siebie, a wyrozumiały dla innych« – tak samo jak zalecenia: »Nie chowaj do kieszeni znalezionych pieniędzy« i »Czerp przyjemność z pomagania innym« – jest jednym z tych żądań, które tradycyjna kultura wysuwa w odniesieniu do ludzkiego postępowania moralnego. Z tego powodu jednak nie staje się to normą czy standardem do oceny ich człowieczeństwa, niezależnie od tego, czy ktoś potrafi zdobyć się na takie postępowanie moralne. Być może faktycznie jesteś w stanie być surowy wobec siebie, a wyrozumiały dla innych i przestrzegasz szczególnie wysokich standardów. Być może jesteś nieskazitelny i może zawsze myślisz o innych oraz masz na nich wzgląd, nie jesteś samolubny i nie troszczysz się o własne interesy. Możesz wydawać się osobą wyjątkowo wielkoduszną i bezinteresowną, może masz silne poczucie odpowiedzialności społecznej i społecznej moralności. Twoja szlachetna osobowość i cechy charakteru mogą być widoczne dla osób ci bliskich, dla osób, które spotykasz i z którymi wchodzisz w interakcje. Być może twoje zachowanie nigdy nie daje innym powodu, by ci coś zarzucić lub cię skrytykować, a zamiast tego wzbudzasz jedynie podziw i słyszysz wiele pochwał. Ludzie mogą uważać cię za kogoś, kto faktycznie jest surowy wobec siebie, a wyrozumiały dla innych. Jednak są to jedynie pozory. Czy twoje myśli i pragnienia w głębi twojego serca są zgodne z tym, jak się zachowujesz wśród ludzi, i z działaniami, które urzeczywistniasz? Odpowiedź brzmi: nie, nie są. Powodem, dla którego jesteś w stanie tak postępować, jest skryta pobudka. Co to jest dokładnie za pobudka? Czy byłbyś w stanie to znieść, gdyby owa pobudka wyszła na światło dzienne? Na pewno nie. Dowodzi to, że pobudka ta to coś, do czego nie sposób się przyznać; coś mrocznego i złego. Dlaczego zatem nie sposób przyznać się do tej pobudki i dlaczego jest ona zła? Dlatego, że człowieczeństwem ludzi władają i kierują ich skażone usposobienia. Wszystkie myśli rodzaju ludzkiego, bez względu na to, czy ludzie ubierają je w słowa, czy też uzewnętrzniają w inny sposób, są niezaprzeczalnie zdominowane, kontrolowane i zmanipulowane przez ich skażone usposobienie. W rezultacie wszystkie ich motywy i intencje są niewłaściwe i złe. Niezależnie od tego, czy ludzie potrafią być surowi wobec siebie, a wyrozumiali dla innych, i czy na pozór doskonale realizują tę zasadę moralną, czy nie, i tak w sposób nieunikniony zasada ta nie będzie miała żadnej władzy ani wpływu na ich człowieczeństwo. Co zatem włada człowieczeństwem ludzi? To ich skażone usposobienie, istota ich człowieczeństwa, która kryje się za zasadą moralną, jaką głosi maksyma »Bądź surowy wobec siebie, a wyrozumiały dla innych« – to właśnie jest ich prawdziwa natura. Prawdziwa natura człowieka jest istotą jego człowieczeństwa. A co składa się na istotę czyjegoś człowieczeństwa? Składają się na nią głównie preferencje danej osoby, jej dążenia, spojrzenie na życie i system wartości, a także jej stosunek do prawdy i Boga, i tak dalej. Tylko te rzeczy naprawdę odzwierciedlają istotę czyjegoś człowieczeństwa. Można z całą pewnością stwierdzić, że większość ludzi, którzy wymagają od siebie przestrzegania zasady moralnej, którą głosi maksyma »Bądź surowym wobec siebie, a wyrozumiały dla innych«, ma obsesję na punkcie statusu. Kierowani swoim zepsutym usposobieniem, nie potrafią się powstrzymać i gonią za prestiżem pośród ludzi, pozycją społeczną i statusem w oczach innych. Wszystko to wiąże się z ich pragnieniem statusu i dokonuje się pod przykrywką dobrego, moralnego postępowania. A skąd wzięły się te ich dążenia? Wynikają one wyłącznie z ich zepsutego usposobienia i przez nie właśnie są napędzane. Dlatego nie ma znaczenia, czy ktoś przestrzega zasady moralnej mówiącej, że należy być »surowym wobec siebie, a wyrozumiałym dla innych«, czy też nie, i czy robi to w sposób doskonały, gdyż absolutnie nie jest to w stanie zmienić istoty jego człowieczeństwa. Prowadzi to do wniosku, że nie może to też w żaden sposób zmienić jego spojrzenia na życie czy systemu wartości ani nie może kształtować jego postaw i perspektyw dotyczących ludzi, zdarzeń i rzeczy. Czyż nie tak właśnie jest? (Tak jest). Im bardziej ktoś jest w stanie być surowy wobec siebie, a wyrozumiały dla innych, tym lepiej potrafi udawać, maskować się, wprowadzać innych w błąd swoim dobrym postępowaniem i miłymi słowami, tym bardziej taka osoba jest kłamliwa i niegodziwa ze swej natury. W im większym stopniu ktoś jest tego rodzaju osobą, tym głębsze staje się jego umiłowanie statusu i władzy i tym bardziej usilne staje się jego dążenie do tych rzeczy(Co to znaczy dążyć do prawdy (6), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Zrozumiałam, że ci, którzy są „surowi wobec siebie, a wyrozumiali dla innych”, mają wielką obsesję statusu. Stale dążą do tego, być mieć dla siebie miejsce w sercach ludzi. Tacy ludzie mają fałszywą i nikczemną naturę, są hipokrytami. Ten opis dotknął mnie do żywego. Myślałam o tym, jak, będąc liderką, brałam na siebie sporą część pracy swojego zespołu. Zawsze miałam na względzie grafiki pracy innych ludzi, ich obciążenie pracą i trudności, jakie napotykali. Byłam wyjątkowo troskliwa wobec innych, dbając o to, by nigdy nie czuli się nieszczęśliwi. Mogło się wydawać, że jestem bardzo wyrozumiała, ale tak naprawdę robiłam to wszystko, żeby pompować swój status i swoją reputację. Stale się martwiłam, że powiem albo zrobię coś, co innym sprawi przykrość i ukaże mnie w negatywnym świetle. Dźwigałam cięższe brzemię niż pozostali, byłam w stanie cierpieć i płacić cenę, wykazywałam się tolerancję, wyrozumiałością i zdolnością do kompromisu, ale kryło się za tym moje przeświadczenie, że jestem lepsza od innych, że mam postawę dojrzalszą od innych oraz że jestem wobec nich tolerancyjna i wyrozumiała. Z tego powodu podziwiali mnie i polegali na mnie. Czekali, aż rozwiążę ich problemy, i nie potrafili polegać na Bogu ani szukać prawdy, by uporać się z problemami. Zrozumiałam, że zostałam skażona przez szatana i miałam w sobie pełno szatańskich skłonności. Wcale nie byłam bezinteresowna i wielkoduszna! Gdy jedna z sióstr zrzuciła na mnie swoją pracę, ochoczo to przyjęłam, ale w głębi serca byłam niezadowolona, a podczas pracy czułam do niej urazę o to, że nie dźwiga brzemienia. Miałam mnóstwo pracy i byłam pod wielką presją, a choć nic nie mówiłam i zachowywałam się tak, jakbym nie była samolubna, w środku czułam, że to wszystko jest niesprawiedliwe, i nie chciałam cierpieć ani myśleć o niczym innym. Przy rozdzielaniu pracy, gdy jedna siostra dogadzała swojemu ciału i nie chciała zbyt ciężko pracować, nie omówiłam prawdy, by rozwiązać jej problem, tylko wzięłam na siebie jej pracę. Tak naprawdę, miałam o niej wyrobioną opinię, miałam do niej żal, bo przez jej lenistwo więcej pracy spadało na mnie. Patrząc wstecz na to wszystko, zrozumiałam, że moja wyrozumiałość wobec innych jest fałszywa, że to tylko fasada i że wcale nie cieszy mnie pomaganie innym. Ewidentnie po prostu byłam egoistką, ale zachowywałam się jak altruistka – oszukiwałam wszystkich. Kierowałam się tylko do jedną pobudką w swoich działaniach – chciałam zdobyć pochwały, szacunek i aprobatę innych ludzi. Jaka byłam fałszywa i obłudna! Ludzie widzieli jedynie moje zwodnicze działania, ale nie mogli czytać mi w myślach. Wszyscy wierzyli, że mam dobre człowieczeństwo i jestem bardzo wyrozumiała. Czy ich nie oszukiwałam i nie zwodziłam? Im więcej o tym myślałam, tym większy czułam wstręt do siebie. Szłam przez życie, nosząc maskę, i nie tylko ja sama bardzo cierpiałam, ale na dodatek opóźniałam pracę kościoła. Krzywdziłam siebie i innych. Zaczęłam się nienawidzić, chciałam okazać skruchę i zmienić się jak najszybciej.

Potem trafiłam na dwa kolejne fragmenty słów Bożych, które rzuciły nowe światło na mój stan. Bóg Wszechmogący mówi: „Kiedy niektórzy przywódcy kościoła widzą, że bracia lub siostry wykonują swoje obowiązki w sposób niedbały, nie ganią ich, choć powinni to robić. Kiedy widzi, że ewidentnie cierpią na tym interesy domu Bożego, nie przejmuje się tym ani nie docieka i nie uraża innych w najmniejszym stopniu. W rzeczywistości nie okazuje zrozumienia dla ludzkich słabości, gdyż jego intencją i celem jest zjednanie sobie ludzkich serc. W pełni świadomie myśli on: »Dopóki będę tak postępować i nikogo nie urażę, inni będą uważać, że jestem dobrym przywódcą. Będą mieli o mnie dobrą opinię i wysokie mniemanie. Będą mnie lubić i okazywać mi aprobatę«. Ten człowiek nie dba o to, jak wiele szkód przynosi to interesom domu Bożego, jak bardzo cierpi na tym wejście w życie wybrańców Bożych ani jak dalece zaburzone jest ich życie kościelne, po prostu trwa w swojej szatańskiej filozofii i nikogo nie uraża. W głębi serca on nigdy nie czuje wyrzutów sumienia. Kiedy widzi, że ktoś powoduje zakłócenia i wywołuje niepokoje, może co najwyżej zamienić z nim kilka słów na ten temat, bagatelizując sprawę i na tym poprzestać. Taki człowiek nie będzie omawiał prawdy ani wskazywał tej osobie istoty problemu, a tym bardziej analizował jej stanu i nigdy nie będzie omawiał Bożych intencji. Fałszywi przywódcy nigdy nie demaskują ani nie analizują zepsutych skłonności ludzi ani błędów, które oni często popełniają. Nie rozwiązuje żadnych rzeczywistych problemów, lecz zawsze pobłaża błędnym praktykom i przejawom zepsucia u innych i bez względu na to, jak zniechęceni lub słabi są ludzie, nie traktuje tego poważnie. On głosi jedynie pewne słowa i doktryny oraz wygłasza kilka słów napomnienia, aby uporać się z sytuacją w sposób powierzchowny, starając się utrzymać harmonię. W rezultacie, wybrańcy Boga nie wiedzą, jak zastanawiać się nad sobą i poznawać samych siebie, żadne przejawy ich skażonych skłonności nie są rozwiązywane i żyją oni wśród słów i doktryn, pojęć i wyobrażeń, bez jakiegokolwiek wejścia w życie. Wierzą nawet w swoich sercach: »Nasz przywódca ma dla naszych słabości nawet więcej zrozumienia niż Bóg. Nasza postawa jest zbyt słaba, byśmy mogli sprostać wymaganiom Boga. Wystarczy, jeśli będziemy spełniać wymagania naszego przywódcy; podporządkowując się przywódcy, podporządkowujemy się Bogu. Jeśli nadejdzie dzień, kiedy Zwierzchnictwo go zwolni, nie będziemy siedzieć cicho; aby zatrzymać naszego przywódcę i nie dopuścić do jego zwolnienia, będziemy negocjować ze Zwierzchnictwem i zmusimy ich, by przystali na nasze żądania. W ten sposób oddamy sprawiedliwość naszemu przywódcy«. Kiedy ludzie mają w sercach takie myśli, kiedy zbudowali taką relację ze swoim przywódcą, a w ich sercach zrodził się ten rodzaj zależności, zazdrości oraz czci wobec przywódcy, wiara w ich przywódcę jeszcze bardziej wzrasta i zawsze chcą bardziej słuchać jego słów niż poszukiwać prawdy w słowach Bożych. Taki przywódca niemal zajął w sercach ludzi miejsce Boga. Jeśli przywódca chętnie zgadza się na utrzymanie takiej więzi z wybrańcami Boga, jeśli w głębi serca czerpie z niej radość i wierzy, że wybrańcy Boży powinni go tak traktować, to w niczym nie różni się od Pawła i wstąpił już na ścieżkę antychrysta, a Boży wybrańcy zostali już zwiedzeni przez tego antychrysta i całkowicie brakuje im rozeznania(Punkt pierwszy: Usiłują zjednać sobie ludzkie serca, w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). „Możecie to sobie porównać z niektórymi spośród antychrystów i złych ludzi w kościele. Aby ugruntować swój status i władzę w kościele oraz zyskać lepszą opinię pośród pozostałych jego członków, są oni w stanie cierpieć i płacić cenę przy wykonywaniu swoich obowiązków; mogą nawet wyrzec się pracy i rodziny oraz sprzedać wszystko, co mają, aby ponosić koszty dla Boga. W niektórych przypadkach cena, jaką płacą, i cierpienie, jakiego doświadczają, ponosząc koszty dla Boga, przekraczają granice tego, co przeciętny człowiek może znieść; tacy ludzie są w stanie ucieleśniać ducha skrajnego samozaparcia, aby podtrzymać swój status. Jednak bez względu na to, jak bardzo cierpią lub jaką cenę płacą, żaden z nich nie stoi na straży Bożego świadectwa czy interesów domu Bożego ani nie praktykuje zgodnie ze słowami Boga. Celem, do którego dążą, jest jedynie osiągnięcie statusu, władzy i Bożych nagród. Nic z tego, co robią, nie ma najmniejszego związku z prawdą. Niezależnie od tego, jak surowi są wobec siebie i jak wyrozumiali dla innych, jaki będzie ich ostateczny wynik? Co Bóg o nich pomyśli? Czy zdecyduje o ich losie na podstawie tych na pozór dobrych zachowań, jakie urzeczywistniają? Z pewnością nie. To ludzie postrzegają i osądzają innych na podstawie tych zachowań i zewnętrznych przejawów; a ponieważ nie potrafią przejrzeć ich istoty, w końcu zostają przez nich oszukani. Bóg jednak nigdy nie daje się zwieść człowiekowi i z pewnością nie pochwali ani nie zapamięta sobie moralnego postępowania ludzi, dlatego że potrafili być surowi wobec siebie i wyrozumiali dla innych. Zamiast tego potępi ich za ich ambicje i za to, jakie obierali ścieżki w pogoni za statusem(Co to znaczy dążyć do prawdy (6), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Rozważając słowa Boże, zyskałam większą jasność co do natury i konsekwencji swoich działań. Aby chronić swoją reputację i swój status, zawsze miałam na względzie trudności innych ludzi i wszystko robiłam sama. W rezultacie bracia i siostry nie mogli normalnie wypełniać swoich obowiązków. Niektórzy dogadzali swojemu ciału i nie dźwigali brzemienia, inni zafiksowali się na podziwianiu mnie i poleganiu na mnie, zwracali się do mnie z wszystkimi problemami i nie byli w stanie polegać na Bogu i szukać prawdy, by je rozwiązywać. Bóg nie miał dla siebie miejsca w ich sercach. Uczyniłam zło! Gdy jedna z sióstr nie chciała nieść brzemienia i spychała na mnie swój obowiązek, to gdybym wtedy choć trochę z nią porozmawiała i pozwoliła jej dostrzec naturę i konsekwencje stanu, w jakim się znajdowała, być może zbuntowałaby się przeciwko swojej cielesności i polegałaby na Bogu, żeby rozwiązać swój problem. To by jej umożliwiło poczynienie postępów w życiu i doskonalenie umiejętności zawodowych. Ale mnie obchodziły tylko moja reputacja i mój status, nie oferowałam rozmowy ani rady braciom i siostrom uwikłanym w skażone skłonności. Takie postępowanie było zgodne z potrzebami ciała ludzi, ale oni nie czynili postępów w życiu i stawali się coraz bardziej zdeprawowani. Stale dogadzając ludziom, krzywdziłam ich! Nikt nie rozeznał się co do mojego zachowania i wszyscy ulegli fałszywemu przekonaniu, że jestem dobrą i troskliwą osobą. Jaka ja byłam fałszywa! Wprowadzałam ich wszystkich w błąd! Wydawało się, że niosę wielkie brzemię, wykonując obowiązki, i że potrafię cierpieć i płacić cenę. Inni postrzegali mnie jako dobrego człowieka, ale ja tak naprawdę zostałam potępiona przez Boga, bo każde moje działanie nie miało na celu tego, by zadowolić Boga, ale to, by chronić mój status w sercach ludzi. Nie zrobiłam niczego rażąco złego, ale nie wprowadziłam ludzi w rzeczywistość słów Bożych, a zamiast tego skupiłam ich wokół siebie. Próbowałam pozyskać dla siebie ludzi i przejawiałam usposobienie antychrysta. Gdy to do mnie dotarło, zrozumiałam, że znajduję się w niebezpiecznym stanie. Wykonywałam swój obowiązek, kierując się wartościami tradycyjnej kultury, i szłam przeciwną Bogu ścieżką antychrysta.

Później trafiłam na jeszcze inny fragment słów Bożych, który sprawił, że klarowniej ujrzałam swoje problemy. Bóg Wszechmogący mówi: „Bez względu na to, do jakiej grupy kierowane są takie stwierdzenia dotyczące moralnego postępowania, wszystkie one wymagają od ludzi powściągliwości – powściągania własnych pragnień i powstrzymywania się od niemoralnego postępowania – oraz wyznawania stosownych poglądów ideowych i moralnych. Niezależnie od tego, jak duży wpływ maksymy te wywierają na ludzkość, i bez względu na to, czy wpływ ten jest pozytywny, czy negatywny, celem owych tak zwanych moralistów było, mówiąc krótko, wyznaczanie granic i regulowanie moralnego postępowania człowieka poprzez formułowanie takich stwierdzeń, tak aby dać ludziom podstawowy kodeks określający, jak powinni się zachowywać i działać, patrzeć na innych i na różne sprawy oraz postrzegać własne społeczeństwo i kraj. Patrząc na pozytywne aspekty tego zagadnienia, sformułowanie tych maksym na temat moralnego postępowania odegrało pewną rolę w wyznaczaniu granic i regulowaniu moralnego postępowania ludzkości. Jeśli jednak przyjrzeć się obiektywnym faktom, doprowadziło również do tego, że ludzie przyjęli pewne fałszywe, fasadowe idee i poglądy. W rezultacie ludzie przesiąknięci tradycyjną kulturą i pozostający pod jej wpływem stali się jeszcze bardziej podstępni i przebiegli, potrafią lepiej udawać, a ich sposób myślenia jest jeszcze bardziej ograniczony. Z uwagi na moc wpływu owej kultury i zaszczepionych przez nią idei ludzie stopniowo uznali te wywodzące się z niej błędne poglądy i maksymy za rzeczy pozytywne i czczą niczym świętych wszystkich tych luminarzy i wielkie postaci, które sprowadzają ich na manowce. Ludzie sprowadzeni na manowce mają zamęt w głowach, a ich umysły stają się odrętwiałe i otępiałe. Nie wiedzą już, czym jest zwykłe człowieczeństwo, ani do czego powinni dążyć ludzie, którzy je sobą reprezentują, i czego winni się trzymać. Nie wiedzą, jak mają żyć na tym świecie, jaki sposób czy zasady istnienia winni uznać za swoje, a tym bardziej nie wiedzą, jaki jest właściwy cel ludzkiego życia. Ze względu na wpływ tradycyjnej kultury, przesiąknięcie jej wartościami, a także ograniczeniami, pozytywne rzeczy, wymagania i zasady pochodzące od Boga zostają usunięte w cień. Patrząc pod tym kątem, rozmaite maksymy na temat moralnego postępowania, funkcjonujące w tradycyjnej kulturze, w dużym stopniu wprowadzają ludzi w błąd i wywierają głęboki wpływ na ich sposób myślenia, ograniczając go i sprowadzając ich na manowce z właściwej drogi życia, coraz dalej od Bożych wymagań. Oznacza to, że im bardziej wpływają na ciebie rozmaite idee i punkty widzenia tradycyjnej kultury dotyczące moralnego postępowania i im dłużej są ci one wpajane, tym bardziej oddalasz się od myśli, aspiracji i celu, do którego należy dążyć, oraz od zasad egzystencji, jakich powinni przestrzegać ludzie reprezentujący sobą zwykłe człowieczeństwo, i tym bardziej oddalasz się od standardów, których spełnienia wymaga Bóg od człowieka. (…) Boży wybrańcy muszą dostrzec jeden fakt: słowo Boże jest słowem Bożym, prawda jest prawdą, a ludzkie słowa są tylko słowami człowieka. Życzliwość, prawość, przyzwoitość, mądrość i spolegliwość to ludzkie słowa, i cała tradycyjna kultura to słowa człowieka. Ludzkie słowa nigdy nie są prawdą, ani nigdy się nią nie staną. To jest fakt(Co to znaczy dążyć do prawdy (8), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Dzięki słowom Bożym zrozumiałam, że przekonania i idee, które wpaja nam tradycyjna kultura, są niedorzeczne i absurdalne oraz że kłócą się z sumieniem i rozumem zwykłych ludzi i ze zwykłym człowieczeństwem, którego urzeczywistniania Bóg wymaga od ludzi. Sprowadzona na manowce przez to tradycyjną ideę „bycia surowym wobec siebie, a wyrozumiałym dla innych”, miałam zamęt w głowie, błądziłam i brakowało mi rozeznania. Myślałam, że tylko będąc wyrozumiała dla innych, troszcząc się o nich w każdy możliwy sposób i oszczędzając im kłopotu kosztem siebie, wykażę się dobrym charakterem, szerokimi horyzontami i wielkodusznością. Nie powinnam od nikogo za dużo wymagać ani być zbyt surowa, nie powinnam być małostkowa. Te przekonania były głęboko zakorzenione w moim umyśle, kontrolowały każde moje słowo i działanie oraz wpływały na moje interakcje z innymi ludźmi. Myśląc o tym, zrozumiałam, że moja wyrozumiałość nie jest wcale łagodnością charakterystyczną dla zwykłego człowieczeństwa, ale pobłażaniem, któremu brakowało zasad i standardów. Jako liderka zespołu powinnam była w rozsądny sposób rozdzielać pracę, kierując się naszym harmonogramem i umiejętnościami członków zespołu, tak by każdy mógł wnieść swój wkład, mieć okazję do praktykowania i wykorzystać swoje umiejętności. Tylko wtedy praca naszego zespołu toczyłaby się normalnie i dawała lepsze wyniki. Jeśli chodzi o tych, którzy byli mniej umiejętni, mieli przeciętny potencjał i z trudem przyswajali wiedzę, należało im przydzielać pracę na podstawie ich postawy i trudności, jakich doświadczali. Należało im dawać łatwiejsze zadania, by mieć pewność, że im podołają, i nie powinno się ich zmuszać, by robili coś, co wykracza poza zakres ich możliwości. Jeśli chodzi o tych z dobrym potencjałem, którzy potrafili uczyć się nowych rzeczy, znali zasady i mieli umiejętności, można było powierzać im więcej pracy, w granicach rozsądku, i wymagać od nich, by bardziej się angażowali i nieśli większe brzemię. Dzięki temu robiliby szybsze postępy. Gdyby napotykali trudności i czuli się trochę zestresowani, to przecież normalne; pobudziłoby ich to do polegania na Bogu, rozwijania umiejętności i szybszego robienia postępów. Ponadto, gdyby ktoś był niezadowolony z przydzielonej mu pracy, mogłabym z nim porozmawiać, żeby sprawdzić, czy faktycznie ma trudności, czy też jest wygodnicki i nie chce cierpieć ani płacić ceny. Mogłam działać na podstawie rzeczywistej sytuacji, co byłoby postępowaniem zgodnym z prawdozasadami. Tak naprawdę zazwyczaj rozdzielałam pracę rozsądnie, uwzględniając sytuację członków zespołu. Nie wymagałam za dużo, nie byłam surowa, a członkowie zespołu mogli podołać swoim zadaniom. Gdy czasami byli leniwi, nie chcieli płacić ceny ani dążyć do sukcesu albo bali się odpowiedzialności i spychali swoją pracę na innych, powinnam była z nimi to omówić i udzielić rady, aby uświadomić im ich zepsute usposobienie. W poważniejszych przypadkach powinnam była ich przyciąć. Nie mogłam stale im pobłażać i tolerować ich zachowania, nie stosując żadnego podstawowego standardu. Tylko w ten sposób mogłam utrzymać normalne postępy pracy naszego zespołu.

Potem natrafiłam na dwa inne fragmenty słów Bożych, które rozjaśniły mi kwestię mojej ścieżki praktykowania. Bóg Wszechmogący mówi: „We wszystkim, co robisz, musisz sprawdzać, czy twoje intencje są właściwe. Jeśli jesteś w stanie postępować zgodnie z wymaganiami Boga, to twoja relacja z Nim jest normalna. Jest to kryterium minimalne. Przyjrzyj się swoim intencjom i jeśli znajdziesz takie, które są niewłaściwe, zdobądź się na to, by zbuntować się przeciwko nim i działać zgodnie ze słowami Boga; wtedy staniesz się kimś, kto jest prawy przed Bogiem, a to z kolei pokaże, że twoja relacja z Nim jest normalna i że wszystko, co robisz, robisz dla Boga, a nie dla siebie. We wszystkim, co robisz lub mówisz, musisz mieć odpowiednie nastawienie w sercu, być sprawiedliwym w działaniu i nie kierować się uczuciami ani nie postępować zgodnie z własną wolą. Są to zasady, których muszą przestrzegać wierzący w Boga(Jak wygląda twoja relacja z Bogiem? w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „Jakich więc prawdozasad wymaga Bóg? Tego, by ludzie byli wyrozumiali dla innych, gdy ci są słabi i zniechęceni, by brali pod uwagę ich ból i trudności, a następnie pytali o te rzeczy, by oferowali pomoc i wsparcie oraz czytali im słowa Boże, aby pomóc im rozwiązać ich problemy, umożliwiając im tym samym zrozumienie Bożych intencji i uwolnienie się od słabości, oraz przyprowadzając ich przed oblicze Boga. Czyż nie jest to sposób praktykowania zgodny z zasadami? Takie praktykowanie jest zgodne z prawdozasadami. Naturalnie, jeszcze bardziej zgodne z prawdozasadami są relacje tego rodzaju. Kiedy ludzie z premedytacją powodują zakłócenia i zaburzenia lub rozmyślnie wykonują swoje obowiązki w sposób niedbały, a ty widząc to, jesteś w stanie zwrócić im na to uwagę, upomnieć ich i pomóc im zgodnie z zasadami, to takie postępowanie jest zgodne z prawdozasadami. Jeśli natomiast przymykasz na to oko lub godzisz się na ich zachowanie i kryjesz ich, a nawet posuwasz się do tego, że mówisz miłe rzeczy, chwaląc ich i przyklaskując im, to takie sposoby interakcji z ludźmi, rozwiązywania różnych spraw i radzenia sobie z problemami są wyraźnie sprzeczne z prawdozasadami i nie mają podstaw w słowach Bożych. Tak więc te sposoby interakcji z ludźmi i radzenia sobie z problemami są ewidentnie niewłaściwe, a naprawdę nie jest łatwo to odkryć, jeśli nie przeanalizuje się ich i nie rozezna co do nich przez pryzmat słów Bożych(Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników (14), w: Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). Gdy przemyślałam słowa Boże, rozjaśniło mi się w głowie. Jako osoba wierząca musiałam mieć Boga w sercu, gdy mówiłam i działałam, i powinnam otworzyć swoje serce przed Bogiem, by je zbadał. Przynajmniej tyle powinnam zrobić. Ponadto, w interakcjach i współpracy z innymi powinnam mieć dobre intencje, działać zgodnie z prawdozasadami, nie robić nic, co zaszkodziłoby interesom domu Bożego, i zawsze mieć na uwadze pracę kościoła. Powinnam wspierać tych, którzy są zniechęceni, słabi i borykają się z trudnościami, a jeśli chodzi o tych, którzy przejawiają zepsute usposobienie lub umyślnie zakłócają pracę kościoła, powinnam z nimi rozmawiać, pomagać im, doradzać lub ich demaskować, zamiast ich tolerować lub głupio traktować z dobrą wolą. Rozdzielając pracę, nie powinnam chronić swojej reputacji i brać pod uwagę tylko potrzeb ciała i uczuć ludzi. Powinnam rozdzielać pracę rozsądnie, kierując się zasadami i aktualnym stanem zespołu, by uniknąć opóźnień w pracy. Takie praktykowanie byłoby z korzyścią dla pracy kościoła i dla wszystkich członków. Później, w swoich interakcjach z braćmi i siostrami, praktykowałam uczciwość, mówiłam, co czuję, i rozmawiałam z innymi, gdy miałam problemy. Rozdzielałam pracę, kierując się aktualną sytuacją ludzi, tak by każdy mógł wnieść swój wkład. Przydzielałam członkom zespołu zajęcie się względnie łatwymi problemami i interweniowałam tylko wtedy, gdy nie mogli ich rozwiązać. Gdy ludzie byli niezadowoleni z przydzielonych im zadań i nie chcieli płacić większej ceny, omawiałam z nimi intencję Boga, dawałam im szansę, by poznali swoje zepsute usposobienie i się nad nim zastanowili oraz by skorygowali swoje niewłaściwe nastawienie. Gdy miałam za dużo pracy lub napotykałam problemy, rozmawiałam z innymi o tym, jak rozsądnie rozdzielić pracę, by zapobiec opóźnieniom, i przestałam sama się wszystkim zajmować. Wszyscy potrafili wykrzesać z siebie zapał do pracy i z większym entuzjazmem wykonywali swoje obowiązki, a postępy naszej pracy przyspieszyły. Czułam się dużo spokojniejsza. Wciąż czasem przejawiam zepsucie, ale potrafię świadomie praktykować zgodnie ze słowami Bożymi. Tylko dzięki przewodnictwu słów Bożych byłam w stanie zawrócić ze złej drogi. Dzięki Bogu!

Wstecz: 4. Nie będę już czuć się gorsza z powodu swojej nieporadności językowej

Dalej: 6. Podwójny kłopot źródłem testu

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Ustawienia

  • Tekst
  • Motywy

Jednolite kolory

Motywy

Czcionka

Rozmiar czcionki

Odstęp pomiędzy wierszami

Odstęp pomiędzy wierszami

Szerokość strony

Spis treści

Szukaj

  • Wyszukaj w tym tekście
  • Wyszukaj w tej książce

Połącz się z nami w Messengerze