47. Refleksja nad niedbałością
W grudniu 2021 roku zaczęłam praktykować inspekcje filmów. Z początku studiowałam i rozważałam z całego serca. Ilekroć natrafiałam na coś niejasnego, szukałam porady u pracującej ze mną siostry. Często też siostra omawiała ze mną problemy, jakie zidentyfikowała w wideoklipach. Za każdym razem podsumowywałam swoje niedociągnięcia i odstępstwa, a następnie próbowałam wyszukać i nauczyć się odpowiednich zasad. Podczas zespołowych dyskusji na temat zasad pilnie słuchałam wypowiedzi wszystkich członków wspólnoty i starannie wszystko przemyśliwałam, żeby nadrobić swoje braki. Po praktykowaniu w ten sposób przez jakiś czas poczyniłam pewne postępy w zakresie specjalistycznych umiejętności i byłam w stanie poradzić sobie z niektórymi zadaniami. Zaczęłam być zadowolona, myśląc, że pojęłam pewne zasady. Od tego czasu rzadko podejmowałam inicjatywę, żeby się douczać. Podczas omawiania zasad i dyskutowania problemów z innymi członkami zespołu nie zastanawiałam się już nad wszystkim tak poważnie, jak wcześniej, ani nie skupiałam się na podsumowywaniu problemów w pracy. Zaczęłam biernie podchodzić do wykonywania mojego obowiązku.
Pamiętam, że w pewnym okresie niektórzy bracia i siostry byli świeżo przydzieleni do swoich obowiązków i z wideoklipami, które przesyłali, było wiele problemów. Musiałam wszystko z nimi omówić i odpowiedzieć im, jednemu po drugim, aby zająć się tymi problemami. W moim sercu zalęgły się przebiegłe myśli: „Jeśli dokładnie sprawdzę każdy wideoklip i poszukam odpowiednich zasad, aby je z nimi omówić i im odpowiedzieć, zajmie mi to dużo czasu i będzie wymagać wiele wysiłku. Ile potrwa zajęcie się tyloma wideoklipami? Może powinnam po prostu krótko wskazać ich problemy i pozwolić im samym dojść do tego, jak je rozwiązać. W ten sposób odejmę sobie sporo pracy”. Zwróciłam więc tylko uwagę na problemy w wideoklipach i wskazałam ogólny kierunek wprowadzania modyfikacji. Innym razem sprawdziłam wideoklip i znalazłam w nim pewne problemy. Nie byłam jednak pewna, więc porozmawiałam z siostrą, która ze mną pracowała. Powiedziała, że nie widzi żadnych problemów, ale ja nadal czułam się niespokojna. Choć myslałam nad tym przez pewien czas, nadal nie byłam pewna, czy faktycznie są to problemy. Rozważyłam wtedy pobieżne potraktowanie sprawy, myśląc „Może powinnam zostawić to tak, jak jest. Siostra rozumie zasady lepiej niż ja. Nawet ona twierdzi, że wszystko jest w porządku, więc nie powinno być żadnych problemów. Nie muszę spędzać nad tym więcej czasu. Poza tym, to tylko moje odczucie. A co jeśli się mylę i opóźnię pracę?”. I tak, przestałam się zastanawiać i szukać odpowiedzi. Po prostu przesłałam wideoklip w niezmienionej formie. Kilka dni później nasz przełożony zwrócił uwagę, że z wideoklipem są pewne problemy i trzeba je rozwiązać. Następnie moi bracia i siostry jeden po drugim zgłaszali negatywne odczucia po przeczytaniu naszych sugestii. Uważali, że z nagranymi przez nich filmami jest zbyt wiele problemów, i nie wiedzieli, jak je rozwiązać. W obliczu tych ujawnionych problemów poczułam się całkowicie zagubiona. Przypomniałam sobie jednak, że ludzie, wydarzenia i sprawy, które napotykam każdego dnia, są ustanowione przez Boga i podlegają Jego suwerennej władzy. Napotkanie tych okoliczności miało swoje przyczyny. Musiałam wyciągnąć z tego naukę, więc modliłam się do Boga i szukałam Jego przewodnictwa.
Podczas ćwiczeń duchowych przeczytałam te fragmenty słów Bożych: „Istnieje pewien składnik skażonego usposobienia, który sprawia, że człowiek załatwia sprawy w sposób nonszalancki i nieodpowiedzialny: często nazywa się tę cechę łajdactwem. Tacy ludzie robią wszystko tylko do momentu, gdy można powiedzieć: »to już z grubsza wystarczy«, albo »mniej więcej o to chodzi«. Jest to podejście w stylu »może być«, »ujdzie«, »tak na osiemdziesiąt procent«. Tacy ludzie wszystko robią byle jak, poprzestają na niezbędnym minimum i zadowala ich to, że przebrną przez wszystko blefem. Nie rozumieją, czemu mieliby traktować różne rzeczy poważnie albo być skrupulatni, a jeszcze mniej sensu widzą w poszukiwaniu prawdozasad. Czyż nie jest to cecha tkwiąca w skażonym usposobieniu? Czy jest to przejaw normalnego człowieczeństwa? Nie. Można zupełnie słusznie nazwać to arogancją lub, nie mniej trafnie, określić takie zachowanie jako rozpasane. Jednak jedynym słowem w pełni oddającym jego charakter jest »łajdactwo«. Większość ludzi ma w sobie łajdactwo, jednak w różnym stopniu. W większości spraw postępują powierzchownie i niedbale, a wszystko, co robią, podszyte jest nieuczciwością. Oszukują innych, kiedy tylko mogą, idą na łatwiznę, gdzie tylko się da, przy każdej okazji oszczędzają czas. W duchu myślą: »Dopóki nie powoduję żadnych problemów, dopóki nikt mnie nie przyłapie i nie pociągnie do odpowiedzialności, jakoś będę brnął do przodu. Nie muszę wykonywać swojej pracy bardzo dobrze, to zbyt dużo zachodu!«. Tacy ludzie w niczym nie osiągają mistrzostwa, nie przykładają się do nauki, nie cierpią i nie płacą ceny. Chcą ledwie liznąć jakiejś umiejętności, a potem twierdzą, że biegle ją opanowali i przekonani, że umieją już wszystko, czego można się było nauczyć, brną przed siebie, opierając się na swej niepełnej wiedzy. Czyż nie tak właśnie ludzie podchodzą do innych ludzi, wydarzeń i spraw? I czy jest to właściwa postawa? Nie. Można to ująć krótko: »byle jakoś przebrnąć«. Takie łajdactwo jest cechą całego skażonego rodzaju ludzkiego. Ludzie, których człowieczeństwo jest skażone łajdactwem, przyjmują postawę »byle jakoś przebrnąć« we wszystkim, co robią. Czy tacy ludzie są w stanie wykonywać obowiązek we właściwy sposób? Nie. Czy mogą działać zgodnie z zasadami? Jest to jeszcze mniej prawdopodobne” (Punkt ósmy: Chcą, by ludzie podporządkowywali się tylko im, a nie prawdzie lub Bogu (Część druga), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). „Jak odróżnić ludzi szlachetnych od niegodziwych? Popatrz po prostu na ich postawę i działania wobec obowiązków i spójrz na to, jak podchodzą do spraw i zachowują się wtedy, gdy pojawiają się problemy. Ludzie posiadający uczciwość i godność są skrupulatni, sumienni i staranni w swych poczynaniach oraz skłonni do płacenia ceny. Natomiast ludzie pozbawieni uczciwości i charakteru są niedbali i niestaranni, w każdej chwili gotowi zagrać nieczysto i przez cały czas próbują tylko jakoś przez wszystko się prześlizgnąć. Jakiej techniki by się nie uczyli, nie robią tego sumiennie, nie potrafią jej opanować, i ile czasu by na to nie poświęcili, pozostają całkowitymi ignorantami. Są to ludzie podłego charakteru” (Punkt ósmy: Chcą, by ludzie podporządkowywali się tylko im, a nie prawdzie lub Bogu (Część druga), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). „Oszukują innych, kiedy tylko mogą” „pozbawieni uczciwości” „podłego charakteru” Każde słowo w tych zdaniach przeszywało moje serce. Zastanowiłam się nad swoim zachowaniem podczas wypełniania obowiązku. Czy moje postępowanie nie było dokładnie takie, jak obnażył to Bóg? Kiedy zauważyłam, że w filmach zrealizowanych przez braci i siostry pojawia się wiele problemów, nie zastanawiałam się, jak pomóc im je rozwiązać, ani jak poprowadzić ich do zrozumienia prawdy i przyjęcia zasad. Zamiast tego zastanawiałam się przede wszystkim nad tym, jak zaoszczędzić sobie wysiłku. Pomyślałam, że jeśli będę dokładnie sprawdzać każdy film i szczegółowo się do niego odnosić, będzie to zbyt uciążliwe i wymagające za dużo namysłu. Tak więc, jedynie krótko wspomniałam o problematycznych kwestiach w filmach, ale nie porozmawiałam z nimi o zasadach ani nie wskazałam praktycznych rozwiązań. W rezultacie bracia i siostry poczuli się zniechęceni, czytając moje sugestie. Czyż nie wprowadzałam w ten sposób zakłóceń? Podczas sprawdzania pewnego wideoklipu miałam wrażenie, że coś jest z nim nie tak, ale wolałam się nad tym głębiej nie zastanawiać, bo nie miałam pewności. Usprawiedliwiałam się nawet przed samą sobą, uznając, że rozważania niekoniecznie doprowadzą do jakichkolwiek rezultatów. Siostra rozumiała zasady lepiej niż ja. Nawet powiedziała, że wszystko jest w porządku, więc nie powinno być większych problemów. Zanim jeszcze doszłam do wniosku, że rozmyślanie może nie przynieść żadnych rezultatów, nie włożyłam tak naprawdę wysiłku w poszukiwanie odpowiedzi. Czyż nie byłam po prostu nierzetelna i sobie nie odpuściłam? Byłam doprawdy tak fałszywa! Moje podejście do obowiązku było dokładnie takie, jak to obnażył Bóg: „Dopóki nie powoduję żadnych problemów, dopóki nikt mnie nie przyłapie i nie pociągnie do odpowiedzialności, jakoś będę brnął do przodu. Nie muszę wykonywać swojej pracy bardzo dobrze, to zbyt dużo zachodu!” (Punkt ósmy: Chcą, by ludzie podporządkowywali się tylko im, a nie prawdzie lub Bogu (Część druga), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Te słowa idealnie oddawały to, kim byłam. Cały dzień działałam na autopilocie. Odpowiadało mi unikanie harówki, byle tylko jakoś leciało. Nigdy nie zastanawiałam się nad trudnościami moich braci i sióstr, ani czy wypełnianie mojego obowiązku w ten sposób było skuteczne. Jeśli mogłam po prostu przez coś przebrnąć, robiłam to, bez poszanowania swojego obowiązku. Z taką postawą byłam całkowicie niegodna zaufania, jak opisuje to Bóg, „bez uczciwości i godności” oraz „ludzie o podłym charakterze”. I wcale nie była to przesada. Byłam głęboko przygnębiona i dokuczały mi wyrzuty sumienia, więc modliłam się do Boga, „Boże, moja postawa wobec obowiązków jest lekkomyślna i całkowicie nieodpowiedzialna. Nie chcę już dłużej prowadzić tak nędznego życia. Jestem gotowa przeciwstawić się cielesności, być pilną i gorliwą oraz zapłacić cenę, by dobrze wypełniać swój obowiązkek”.
Po modlitwie przeczytałam słowa od Boga i bliżej pojęłam Jego wymagania. Bóg mówi: „Wykonując obowiązek, trzeba nauczyć się sumienności, skrupulatności, pieczołowitości i odpowiedzialności oraz twardo stąpać po ziemi, to znaczy stawiać jedną stopę przed drugą. Człowiek musi wytężyć wszystkie siły, by dobrze wypełniać swój obowiązek, dopóki nie będzie zadowolony ze sposobu, w jaki go wypełnił. Jeśli ktoś nie rozumie prawdy, powinien szukać zasad i postępować zgodnie z nimi oraz z wymaganiami Boga; powinien z własnej woli włożyć w to więcej wysiłku, dobrze wypełnić swój obowiązek i nigdy nie wykonywać go w sposób niedbały. Tylko praktykując w ten sposób, można poczuć spokój w sercu i nie mieć wyrzutów sumienia” (Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników (5), w: Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). Bóg wymaga od nas poważnego traktowania obowiązków, podchodzenia z sumiennością i odpowiedzialnością do wszystkiego, co robimy oraz poszukiwania prawdozasad i dawania z siebie wszystkiego. Zrozumiałam, że nie mogę już podchodzić do spraw niedbale. Należało wcielić w życie wymagania Boga, uważnie sprawdzać każdy film i przekazywać szczegółowe, oparte na zasadach wskazówki dotyczące błedów. Wymagałoby to nieco więcej fizycznego cierpienia i myślenia, ale przyniosłoby lepsze rezultaty mojej pracy, a więc było warto. Później, gdy badałam problemy moich braci i sióstr i odnosiłam sie do nich, zastanawiałam się, jak się wyrazić, aby osiągnąć najlepsze rezultaty. Wdrażając to podejście, nie czułam się wcale bardzo zmęczona i byłam w stanie głębiej poznać zasady. Jednak z winy mojego silnie zepsutego usposobienia i nadmiernego łaknienia fizycznego komfortu, nadal odczuwałam pokusę, by iść na łatwiznę i zdawkowo traktować złożone problemy.
Pewnego razu, podczas sprawdzania wideoklipu, napotkałam na problem, którego nie dało się łatwo naprawić. Pomyślałam: „Jeśli mam coś komuś zasugerować, najpierw muszę zbadać sprawę i dotrzeć do sedna problemu. To tyle pracy, że sama myśl przyprawia mnie o ból głowy! A jeśli poświęcę temu mnóstwo czasu i nadal nic nie będę mogła wymyśleć, to czy nie będzie to strata energii? Nie ma mowy. Póki co, skupię się na innych wideoklipach, a do tego wrócę później, kiedy znajdę czas”. Po pewnym czasie nasi liderzy zauważyli spadek skuteczności naszej produkcji wideoklipów i sprawdzili ponownie materiały przesłane przez braci i siostry w ciągu ostatnich trzech miesięcy. Okazało się, że sporo wideoklipów nie zostało przejrzanych i że nie zajęliśmy się nimi odpowiednio szybko ani nie udzieliliśmy braciom i siostrom wskazówek, jak zmodyfikować je zgodnie z zasadami, co spowodowało znaczne opóźnienia w produkcji wideoklipów. Byłam oszołomiona takim rezultatem. Czyż to wszystko nie wynikało z mojego niedbałego i zdawkowego podejścia do mojego obowiązku? Nie potrafiłam opisać tego uczucia w moim sercu. To było jak kamień uciskający moją klatkę piersiową, blokujący oddech. Później przeczytałam ten fragment słów Bożych: „To, jak traktujesz Boże zadania, jest niezwykle istotne, jest to bardzo poważna sprawa. Jeśli nie potrafisz wypełnić tego, co Bóg powierzył ludziom, to nie jesteś zdolny do życia w Jego obecności i powinieneś zostać ukarany. To, że ludzie powinni wykonywać wszystkie zadania, które Bóg im powierza, jest całkowicie naturalne i uzasadnione. Jest to największa odpowiedzialność człowieka i jest ważne jak samo jego życie. Jeśli nie traktujesz poważnie Bożych zadań, wtedy zdradzasz Boga w najcięższy sposób. Jesteś wtedy bardziej godny ubolewania niż Judasz i powinieneś zostać przeklęty” (Jak poznać naturę człowieka, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Czytając te słowa Boże, poczułam sprawiedliwe usposobienie Boga. Gdybym podchodziła do mojego obowiązku z lekceważącym nastawieniem – zawsze była niedbała, nierzetelna i opieszała – oznaczałoby to poważną zdradę Boga i byłabym niegodna przebywania w Jego obecności oraz zasługiwałabym na przekleństwo i karę. Byłam przerażona, czując, że znajduję się w niebezpiecznym położeniu. Jeśli chodziło o wyznaczenie mnie przez kościół do sprawdzania wideoklipów, miałam nadzieję włożyć w tę pracę całe swoje serce i siły i wykonać ją dobrze. Jednak nie przykładałam się do swoich obowiązków i szukałam sposobów, by się obijać. Gdy napotykałam sprawy, których nie rozumiałam lub nie potrafiłam doprowadzić do końca, nie zastanawiałam się nad nimi należycie. W obliczu kwestii, które wymagałyby znacznego wysiłku i myślenia, wolałam raczej oszczędzić sobie kłopotów i odkładałam wideoklipy na bok, nie przeprowadzając od razu badań i nie douczając się ani nie szukając odpowiednich zasad, aby pokierować pozostałych członków zespołu. Nie wypełniałam moich powinności. To, co robiłam, ogromnie utrudniło pracę nad wideoklipami. Z początku, gdy podjęłam się tego obowiązku, postanowiłam przed Bogiem, że docenię możliwość wykonywania tego obowiązku i lojalnie odwdzięczę się za Bożą miłość. Ale teraz, jeśli tylko mogłam jakoś uniknąć pracy, robiłam to bez poczucia odpowiedzialności. Czyż nie był to jawny fałsz wobec Boga? Zaprawdę, zawiodłam Boga i nie byłam godna zaufania! Myśląc o tym, czułam żal i wyrzuty sumienia, i jeszcze większy dług wobec Boga. We łzach modliłam się do Boga: „Boże, moje działania tylko utrudniały i zakłócały pracę. Jestem gotowa okazać skruchę i poprawić podejście do mojego obowiązku. Proszę, prowadź mnie”.
Później zaczęłam się zastanawiać. Na początku chciałam dobrze wykonywać swoje obowiązki, więc dlaczego skończyło się w ten sposób? Szukając odpowiedzi, natknęłam się na te fragmenty Bożych słów: „Ludzie leniwi nic nie zdziałają. Aby to podsumować w dwóch słowach, są ludźmi bezużytecznymi, przejawiają umiarkowany stopień niepełnosprawności. Bez względu na to, jak dobry charakter mają leniwi ludzie, są jak ozdoby w oknie; choć mają solidny potencjał, na nic im się on nie przydaje. Są za bardzo leniwi, wiedzą, co powinni zrobić, ale tego nie robią, a nawet jeśli dostrzegają problem, nie szukają prawdy, by go rozwiązać; i choć wiedzą, jakie trudności powinni znosić, by praca była skuteczna, nie mają ochoty znosić trudów, które są wszak tego warte. Nie mogą więc zyskać żadnych prawd i nie są w stanie wykonywać żadnej konkretnej pracy. Nie chcą znosić trudów, które ludzie powinni znosić; potrafią tylko pławić się w komforcie, cieszyć się chwilami radości i wolnym czasem, oraz wieść swobodne i zrelaksowane życie. Czyż nie są bezużyteczni? Ludzie, którzy nie potrafią znosić trudności, nie zasługują na to, by żyć. Ci, którzy ciągle chcą wieść życie pasożytów, to ludzie bez sumienia i rozumu; są to zwierzęta, i nie nadają się nawet do wykonywania pracy fizycznej. Ponieważ tacy ludzie nie potrafią znosić trudów, to nawet jeśli wykonują taką pracę, nie są w stanie dobrze jej wykonać, a jeśli chcą zyskać prawdę, to szansa na to jest jeszcze mniejsza. Ktoś, kto nie potrafi cierpieć i nie kocha prawdy, jest człowiekiem bezużytecznym; nie nadaje się nawet do wykonywania pracy fizycznej. To zwierzę bez odrobiny człowieczeństwa. Takich ludzi należy koniecznie eliminować; jedynie takie postępowanie zgodne jest z Bożymi intencjami” (Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników (8), w: Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). „Czy rad jesteś żyć pod wpływem szatana, w pokoju i radości, korzystając z odrobiny cielesnych uciech? Czy nie jesteś najpodlejszym ze wszystkich ludzi? Nikt nie jest głupszy od tych, którzy ujrzeli zbawienie, lecz nie dążą do tego, aby je osiągnąć. Są to ludzie, którzy pławią się w cielesności i znajdują upodobanie w szatanie. Masz nadzieję, że twoja wiara w Boga nie będzie wymagać żadnych wyzwań czy cierpień, ani najmniejszego nawet trudu. Ciągle dążysz do osiągnięcia tych rzeczy, które są bezwartościowe, a nie przywiązujesz wagi do życia, przedkładając zamiast tego własne ekstrawaganckie myśli ponad prawdę. Jakże jesteś bezwartościowy! Żyjesz jak świnia: jaka jest różnica pomiędzy tobą a świniami czy psami? Czyż wszyscy ci, którzy nie dążą do osiągnięcia prawdy, a zamiast tego kochają cielesność, nie są zwierzętami? Czy wszyscy ci umarli bez ducha nie są chodzącymi trupami? Jak wiele słów zostało wypowiedzianych pomiędzy wami? Czyż tylko niewiele pracy wykonane zostało pomiędzy wami? W jak wiele was zaopatrzyłem? Dlaczego zatem nie pozyskałeś Mego zaopatrzenia? Na co możesz się uskarżać? Czyż nie jest tak, że nie zyskałeś niczego przez to, że zanadto ukochałeś ciało? Czy to nie przez to, że twoje myśli są nazbyt ekstrawaganckie? Czy nie dlatego, że jesteś nazbyt głupi? Jeśli nie jesteś w stanie pozyskać tych błogosławieństw, czy możesz winić Boga, że cię nie zbawi? (…) Ja daję ci drogę prawdy, nie prosząc o nic w zamian, lecz ty nią nie podążasz. Czy jesteś jednym z tych, którzy wierzą w Boga? Ja obdarzam cię prawdziwym człowieczym życiem, lecz ty nie dążysz do jego osiągnięcia. Czyż nie jesteś taki sam jak świnia czy pies? Świnie nie dążą do osiągnięcia ludzkiego życia, nie dążą do tego, by zostać obmyte i nie rozumieją, czym jest życie. Każdego dnia, najadłszy się do syta, zapadają po prostu w sen. Ja zaś dałem ci drogę prawdy, lecz ty jej nie zyskałeś. Twoje ręce są puste. Czy masz zamiar tkwić nadal w takim życiu, życiu świni? Jakie znaczenie ma życie takich ludzi? Życie twoje jest godne pogardy i podłe, żyjesz pośród brudu oraz rozpusty i nie dążysz do żadnych celów. Czyż życie twoje nie jest najpodlejsze ze wszystkich? Czy masz czelność spoglądać na Boga? Jeśli nadal będziesz doświadczał życia w ten sposób, czyż nie będzie tak, że nie osiągniesz niczego? Dana ci została droga prawdy, lecz to, czy ostatecznie zdołasz ją osiągnąć, czy też nie, zależy od twoich osobistych dążeń” (Doświadczenia Piotra: jego znajomość karcenia i sądu, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). W przeszłości nigdy nie utożsamiałam się z takimi określeniami jak „śmieć” czy „pasożyt”, nie mówiąc już o wyobrażeniu sobie, że w oczach Boga moje zachowanie może być podobne do zachowania chodzącego trupa, nie czyniąc różnicy między mną, a świniami i psami. Uświadomienie sobie tego było bolesne i smutne. Jednakże słowa Boże obnażyły dokładnie moje zachowanie. Brałam sobie za cel osiąganie fizycznego komfortu, zawsze dążąc do łatwego i wygodnego życia. Kiedy napotykałam trudności w wypełnianiu mojego obowiązku, wymagające ode mnie wysiłku i płacenia ceny, uciekałam się do przebiegłości i lenistwa. Albo jakoś przebrnęłam przez problem, albo ignorowałam wideoklipy i nie zajmowałam się nimi, idąc po linii najmniejszego oporu. Nie wypełniałam swoich powinności, powodując opóźnienia w pracy. Czyż nie byłam śmieciem i pasożytem żyjącym z pracy innych? Popadłam w ten stan, ponieważ byłam zatruta i pozostawałam pod wpływem takich szatańskich toksyn, jak „Życie jest krótkie, więc ciesz się nim, póki możesz”, „Nie troszcz się dzisiaj o dzień jutrzejszy” i „Dogadzaj siebie, póki żyjesz”. Te toksyczne ideologie doprowadziły mnie do przedkładania własnego fizycznego komfortu ponad wszystko inne, i dbania tylko o to, by się nie męczyć i nie stresować. Jeśli chodzi o to, czy wypełniałam swoje powinności i zobowiązania lub czy Bóg pochwalał sposób, w jaki wykonywałam swoje obowiązki, w ogóle mnie to nie obchodziło. Życie według tych toksycznych ideologii sprawiało, że stawałam się coraz bardziej samolubna i zdegenerowana, pozbawiona jakiejkolwiek determinacji, by dążyć do rzeczy pozytywnych. Chociaż takie podejście ułatwiało mi życie, to nie skutkowało żadnym rozwojem ani korzyściami. Raczej utrudniało pracę, prowadząc do występków. Pławienie się w fizycznej wygodzie oznacza rujnowanie samego siebie!
W późniejszym czasie zostałam wyznaczona na liderkę zespołu. Dwie siostry akurat zaczęły ćwiczyć tworzenie wideoklipów. Oprócz tego, że sama tworzyłam wideoklipy, musiałam też kierować ich pracą i zarządzać całokształtem pracy grupy. Czasami, widząc, że problemy w niektórych wideoklipach były skomplikowane, znów myślałam o pójściu na skróty. Myślałam tak: „Jeśli będę zastanawiała się i szukała zasad przy każdym problemie, trzeba będzie nad tym długo myśleć. Jak więc zdołam wypełnić wszystkie bieżące zadania? Samo myślenie o tym jest wyczerpujące. To za dużo zachodu! Może nie powinnam być aż tak drobiazgowa. O ile efekty pracy wyglądają na akceptowalnie, to powinno wystarczyć”. Uświadomiłam sobie, że po raz kolejny szukałam fizycznego komfortu. Przypominając sobie postawę Noego wobec jego obowiązku, wyszukałam dotyczące tego słowa Boże. Bóg Wszechmogący mówi: „Od chwili, gdy Bóg powierzył Noemu budowę arki, Noe ani razu nie pomyślał: »Kiedy Bóg zniszczy świat? Kiedy da mi sygnał, że tak się stanie?«. Zamiast zastanawiać się nad takimi sprawami, Noe żarliwie wziął sobie do serca wszystko, co Bóg mu powiedział, a potem każdą z tych rzeczy wprowadził w życie. Po przyjęciu tego, co zostało mu powierzone przez Boga, Noe natychmiast przystąpił do wykonania zadania budowy arki wspomnianej przez Boga, nie okazując najmniejszej nawet niedbałości, bo była to najważniejsza rzecz w jego życiu. Mijały dni, mijały lata, upływał dzień za dniem, rok za rokiem. Bóg nigdy nie nadzorował Noego, nie popędzał go, ale Noe przez cały ten czas trwał przy ważnym zadaniu, które Bóg mu powierzył. Każde słowo i zdanie, które wypowiedział Bóg, tkwiło w sercu Noego niczym słowa wyryte na kamiennej tablicy. Nie zważając na zmiany zachodzące w świecie zewnętrznym, na drwiny otaczających go ludzi, na trudności, które napotykał, przez cały czas trwał przy zadaniu, które powierzył mu Bóg, i nigdy nie rozpaczał ani nie myślał o tym, by z niego zrezygnować. Słowa Boga, wyryte w sercu Noego, stały się jego codzienną rzeczywistością. (…) W sercu Noego słowa Boga stanowiły najważniejsze instrukcje, których powinien przestrzegać i które miałby wypełnić; nadały kierunek całemu jego życiu i stały się jego celem. Toteż cokolwiek Bóg mu powiedział, o cokolwiek go poprosił i cokolwiek nakazał mu zrobić, Noe całkowicie to akceptował i brał sobie do serca; uważał to za najważniejszą rzecz w życiu i zgodnie z tym postępował. Nie tylko nie zapominał, nie tylko zachowywał to w sercu, ale także wprowadzał to w czyn w swoim życiu codziennym, wykorzystując to życie, aby przyjąć i wypełnić Boże posłannictwo. I tak oto, deska po desce, zbudował arkę. Każdy ruch Noego, każdy jego dzień był poświęcony słowom i przykazaniom Boga. Może nie wyglądało to tak, jakby Noe wykonywał doniosłe przedsięwzięcie, ale w oczach Boga wszystko, co robił, każdy krok, który podejmował, by coś osiągnąć, każdy trud jego rąk – wszystko to było cenne i zasługiwało na zachowanie w pamięci, było warte naśladowania przez ludzkość” (Aneks drugi: Jak Noe i Abraham okazywali posłuszeństwo słowom Boga i podporządkowywali się Mu (Część pierwsza), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Postawa Noego wobec jego obowiązku zawstydziła mnie. Nieważne, jak trudne było zbudowanie arki i jakich poświęceń wymagało, Noe widział tylko jeden cel: wypełnić zadanie wyznaczone przez Boga, aby Go zadowolić. Aby osiągnąć ten cel, Noe szczerze znosił trudności i zapłacił cenę, wytrwale gromadząc wszelkie niezbędne materiały i budując arkę, kawałek po kawałku, za pomocą młotka i dłuta, przez 120 lat. Doświadczenie Noego głęboko mnie zainspirowało. Nie mogłam dłużej szukać komfortu i niedbale podchodzić do mojego obowiązku. Musiałam się modlić i polegać na Bogu oraz naśladować to, jak Noe podchodził do swojego obowiązku. Bez względu na trudności i cenę za wykonywanie mojego obowiązku, musiałam zrobić, co w mojej mocy, aby dobrze współpracować. Następnie opisałam swój stan w modlitwie Bogu. Czasami, gdy w niektórych wideoklipach znajdowałam wiele problemów, najpierw starannie je rozważałam, stosując zasady, i omawiałam je z siostrą, z którą pracowałam, a następnie komunikowałam się z naszymi braćmi i siostrami. Gdy niekiedy problemy były złożone, zamiast je ignorować, szukałam informacji, aby się uczyć i szukać przełomów, robiąc wszystko, co w mojej mocy, by rozmawiać z braćmi i siostrami o ścieżkach praktyki. Zarządzając całokształtem pracy, starałam się również jak najlepiej uwzględniać wszystkie aspekty, komunikując się z siostrą, z którą pracowałam, aby zażegnać wszelkie odchylenia lub problemy, jakie napotkaliśmy podczas pracy. Po pewnym okresie wspólnej pracy w ten sposób zarówno siostra, jak i ja poczyniłyśmy postępy. Wcześniej tylko powierzchownie rozumiałam niektóre zasady. Jednak poprzez rozmowy z moimi braćmi i siostrami zyskałam głębszy wgląd w te problemy, co pomogło mi rozwijać specjalistyczne umiejętności. Dodatkowo poczułam większy ciężar mojego obowiązku niż wcześniej. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że poprzez proces wykonywania naszych obowiązków Bóg oświeca nas i prowadzi do zrozumienia prawdozasad, krok po kroku, zsyłając nam ciężary i okazje do praktyki. Chociaż nasze ciało może nieco cierpieć, ostatecznie na tym korzystamy. Bogu niech będa dzięki!