46. Wytrwałość w szerzeniu ewangelii pośród ucisku
W czerwcu 2022 roku przywódca powiedział, że niedawno KPCh przeprowadziła nalot na pewien kościół, i teraz ich praca ewangelizacyjna nie jest skuteczna, więc przywódca chciał, żebym pojechała tam jako kierowniczka. Przełożony wspomniał również, że aresztowano pięcioro lub sześcioro pracowników ewangelizacyjnych i że trzeba szybko wyszkolić nowy personel. Trochę się obawiałam, myśląc: „KPCh już mnie ściga, a dwa razy prawie zostałam schwytana. Jeśli tam pojadę i ujawnię się, czy będę obserwowana i zostanę aresztowana przez policję? Jeśli zostanę aresztowana, będą mnie torturować albo pobiją na śmierć, lub też jeśli policja przymusem bądź podstępem sprawi, że zdradzę Boga wtedy moja podróż wiary w Boga całkowicie się zakończy”. Z tego powodu nie chciałam się zgodzić, ale czułam się trochę winna, myśląc: „Wierzę w Boga od wielu lat, ale kiedy przychodzi co do czego, zawsze biorę pod uwagę własne interesy. Jestem naprawdę zbuntowana! Muszę przestać chronić własne interesy”. Mając to na uwadze, podporządkowałam się i przyjęłam ten obowiązek.
Po przybyciu do kościoła dowiedziałam się, że praca ewangelizacyjna była nieskuteczna, ponieważ wszyscy ewangelizatorzy żyli w stanie lęku. Szybko znalazłam słowa Boże, aby omówić je z braćmi i siostrami, pomagając im zrozumieć takie prawdy, jak autorytet Boga, to, że ludzkie życie i śmierć są w rękach Boga, oraz to, że szerzenie ewangelii jest naszą misją. Usłyszawszy to, wszyscy umocnili się w wierze, rozpoznali swój egoizm i swoją podłość, poczuli wyrzuty sumienia i byli gotowi zmienić sytuację i właściwie współpracować w pracy ewangelizacyjnej. Byłam bardzo wdzięczna Bogu. Po pewnym czasie praca ewangelizacyjna uległa poprawie. Ale niespodziewanie, pięć miesięcy później, kilkoro kolejnych braci i sióstr zostało namierzonych i aresztowanych. Siostra, która organizowała nasze zgromadzenia, również była przesłuchiwana przez policję. Potem przyszedł list od przywócy, mówiący, że współpracownicy, z którymi miałam ostatnio kontakt, zostali aresztowani, a teraz ja też jestem w niebezpieczeństwie i powinnam szybko wyjechać. Po przeczytaniu tego listu wpadłam w lekką panikę, myśląc: „Ostatnio niemal bez przerwy wychodziłam z tymi współpracownikami szerzyć ewangelię. Jeśli teraz, gdy wszyscy zostali aresztowani, policja sprawdzi nagrania z monitoringu, na pewno mnie znajdą. Muszę się ukryć! Nie mogę pozwolić, by złapała mnie policja!” Myślałam o tym, jak policja co roku przychodziła do mojego domu, by zapytać o moje miejsce pobytu, i o tym, że jeśli tym razem naprawdę zostanę złapana, to na pewno mnie nie wypuszczą. Gdybym nie wytrzymała tortur i przymusu i zdradziła Boga, to w końcu nie tylko moje ciało zostałoby ukarane, ale i moja dusza trafiłaby do piekła. Uznałam więc, że muszę przede wszystkim się ukryć i ochronić samą siebie. Szybko przekazałam całą dalszą pracę przełożonemu, chociaż wiedziałam, że są potencjalni obiorcy ewangelii, którzy potrzebują mojego głoszenia, i nowi wierni, którzy potrzebują mojego podlewania. Starałam się o tym nie myśleć.
Później dowiedziałam się, że wielu braci i sióstr szerzyło ewangelię i wykonywało swoje obowiązki, i spojrzałam na siebie – na osobę, która, obawiając się aresztowania, nie odważyła się szerzyć ewangelii ani dawać świadectwa o Bogu. Zadałam sobie pytanie, czy nie jestem jednym z tych kąkoli zdemaskowanych w czasie wielkiej udręki? Im więcej o tym myślałam, tym bardziej się smuciłam. Nie mogłam jeść ani spać i zastanawiałam się: „Dlaczego wierzę w Boga? Obecnie prowadzę żałosne życie, aby uniknąć aresztowania przez policję, i w czasie, gdy trzeba szerzyć ewangelię, nie staję na wysokości zadania i brakuje mi jakiegokolwiek świadectwa. Naprawdę zaniedbuję swój obowiązek!”. Przeczytałam słowa Boże: „Tym, czego pragnę, jest wasza lojalność i podporządkowanie w tej chwili, wasza miłość i świadectwo dawane teraz. Nawet jeśli w tym momencie nie wiecie, czym jest świadectwo lub czym jest miłość, powinniście przynieść Mi wszystko, co macie, i oddać Mi jedyne posiadane przez was skarby: waszą lojalność i podporządkowanie. Powinniście wiedzieć, że świadectwo o tym, iż pokonałem szatana tkwi w lojalności i podporządkowaniu człowieka, podobnie jak świadectwo o tym, że całkowicie podbiłem człowieka. Obowiązkiem waszej wiary we Mnie jest niesienie świadectwa o Mnie, bycie lojalnym względem Mnie i nikogo innego oraz podporządkowanie aż do końca. Zanim zacznę następny etap Mojego dzieła, jak będziecie nieść o Mnie świadectwo? Jak będziecie względem Mnie lojalni i podporządkowani? Czy poświęcicie całą swoją lojalność swej funkcji, czy po prostu się poddacie? Czy wolelibyście podporządkować się każdemu Mojemu planowi (nawet gdyby była to śmierć bądź zguba), czy uciec w połowie drogi, aby uniknąć Mego karcenia? Ja was karcę, abyście nieśli o Mnie świadectwo i byli Mi wierni oraz podporządkowani. Ponadto obecne karcenie jest po to, by rozwinąć następny etap Mojego dzieła i pozwolić, aby dzieło mogło rozwijać się bez przeszkód. Dlatego napominam was, abyście byli mądrzy i nie traktowali ani waszego życia, ani znaczenia waszego istnienia jako bezwartościowego piachu. Czy możecie dokładnie poznać, jakie będzie Moje dzieło? Czy wiecie, jak będę pracował w nadchodzących dniach i jak rozwinie się Moje dzieło? Powinniście poznać znaczenie waszego doświadczenia Mojego dzieła, a ponadto znaczenie waszej wiary we Mnie” (Co wiesz o wierze? w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boże nagle mnie przebudziły. To prawda, Bóg pragnie lojalności i podporządkowania się ludzi, a pokonanie szatana również wymaga ich lojalności. Ale po tym, jak dowiedziałam się, że moi współpracownicy zostali aresztowani, obawiałam się, że policja sprawdzi nagrania z monitoringu i mnie znajdzie, więc ukrywałam się, myśląc o własnym bezpieczeństwie, i odtrąciłam potencjalnych odbiorców ewangelii bez obaw czy poczucia odpowiedzialności. Katastrofa tak bardzo przybrała na sile, ale niektórzy potencjalni odbiorcy jeszcze nie słyszeli Bożej ewangelii, a nowi wierni nie zdążyli jeszcze zapuścić korzeni i istniało ryzyko, że odejdą. Ja jednak beztrosko ich porzuciłam. Naprawdę nie byłam godna zaufania. Zawsze powtarzałam, że muszę być lojalna wobec Boga, ale w obliczu faktów zostałam zdemaskowana. To, co mówiłam wcześniej, było kłamstwem mającym na celu oszukanie Boga. Bóg potrzebuje ludzi, którzy potrafią słuchać Jego słów, a także takich, którzy potrafią być wobec Niego lojalni w każdej sytuacji, ale ja w obliczu niewielkiego niebezpieczeństwa porzuciłam swój obowiązek i ukryłam się, nie dbając o to, czy będzie to miało wpływ na życie nowych wiernych. Zrozumiałam, że nie ma we mnie lojalności ani świadectwa pośród ucisku i prób. Byłam takim rozczarowaniem dla Boga! Przypomniałam sobie Hioba, którego ogromny majątek został zagarnięty przez złodziei w ciągu jednej nocy i który pokrył się wrzodami, którego żona namawiała nawet do porzucenia Boga, a który jednak wolał przekląć siebie niż obwiniać Boga w obliczu prób tak bolesnych fizycznie i psychicznie, i trwał przy swoim świadectwie, ostatecznie zawstydzając i pokonując szatana. Pomyślałam też o Abrahamie, który własnymi rękami chwycił nóż, aby zabić swojego syna i ofiarować go Bogu, okazując absolutne podporządkowanie się Bogu. Dla porównania, ja nie byłam ani lojalna, ani podporządkowana. Musiałam okazać skruchę przed Bogiem, podążać za przykładami Hioba i Abrahama. Nawet jeśli zostałabym złapana, torturowana i straciłabym życie, musiałabym wytrwać przy swoim świadectwie i zawstydzić szatana. Mając to na uwadze, odzyskałam wiarę i siłę, i szybko napisałam do przywódcy, że mogę przenieść się do innego kościoła, aby szerzyć ewangelię.
Następnie udałam się do kościoła w Shu Guang. Ale miesiąc później wielki czerwony smok zacisnął swoje szpony również na tym kościele i za jednym zamachem aresztował kilkanaścioro braci i sióstr. Potem dowiedziałam się, że ktoś był judaszem i nas sprzedał i że policja użyła zdjęcia jednej z sióstr, żeby ten judasz mógł ją zidentyfikować. Pomyślałam o tym, że często przebywałam z tą siostrą, i że jeśli jej zdjęcie było na policji, to czy nie mają też mojego? Gdyby policja ją namierzyła, ja też bym się nie wywinęła. Zdałam sobie również sprawę z tego, że jeśli zostałabym złapana, wyrok byłby surowszy, ponieważ nie byłam miejscowa, więc powinnam unikać wychodzenia na zewnątrz, w przeciwnym razie mogłabym zostać złapana jako następna. Przestałam więc chodzić do kościoła i współuczestniczyć w pracy ewangelizacyjnej. Później nagle przypomniałam sobie, jak ostatnim razem przez ponad dwadzieścia dni opóźniałam pracę, ukrywając się ze strachu, ponieważ współpracownicy kościoła zostali aresztowani. Gdybym ukrywała się za każdym razem, gdy pojawia się choćby najmniejsza oznaka kłopotów, jak miałabym szerzyć ewangelię? Na myśl o tym moje sumienie wypełniło się poczuciem winy. W obliczu ucisku nie myślałam o tym, jak chronić pracę kościoła, ale tylko o własnym bezpieczeństwie. Zachowałam się naprawdę samolubnie i podle! Później zaczęłam spotykać się z braćmi i siostrami, aby rozmawiać z nimi o lojalności i właściwym wypełnianiu naszych obowiązków.
Po pewnym czasie KPCh przeprowadziła naloty na kilka kolejnych kościołów, a do tego policja zaczęła obserwować dom, w którym się gromadziliśmy. Nie mając odpowiedniego miejsca na zgromadzenia, musieliśmy spotykać się w improwizowanych lokalizacjach, w dawno opuszczonych domach lub w pobliżu cmentarzy. Pewnego dnia, kiedy ponownie zgromadziliśmy się w jakimś starym domu, nagle wpadła pewna siostra i powiedziała: „To miejsce nie jest już bezpieczne. Wczoraj ponad pięćdziesięciu policjantów robiło rewizje i przeszukano kilka domów, w których przechowywano księgi ze słowami Bożymi. Policja wciąż zatrzymuje i kontroluje samochody na drodze!”. Kiedy to usłyszałam, moje serce zaczęło bić jak oszalałe i pomyślałam: „KPCh zagroziła, że jeśli złapią wierzących, pobiją ich na śmierć i umrą oni niepomszczeni, więc wpadnięcie w ich ręce oznacza niemal pewną śmierć! Zawsze byłam ścigana przez KPCh, więc jeśli mnie złapią, na pewno pobiją mnie na śmierć”. Na tę myśl znów stchórzyłam i nie odważyłam się szerzyć ewangelii. Później przeczytałam słowa Boże: „A jak umarli uczniowie Pana Jezusa? Wśród uczniów byli tacy, którzy zostali ukamienowani, włóczeni końmi, ukrzyżowani głową w dół, rozerwani przez pięć koni – doświadczyli każdego rodzaju śmierci. Dlaczego ich zgładzono? Czy zostali zgodnie z prawem straceni za swoje zbrodnie? Nie. Zostali potępieni, pobici, zbesztani i skazani na śmierć, ponieważ głosili ewangelię Pańską, ale ludzie ich odrzucili – oto dlaczego zginęli śmiercią męczeńską. (…) W gruncie rzeczy tak umarły i odeszły ich ciała; w ten sposób opuścili świat ludzi, ale to nie znaczy, że ich wynik również taki był. Bez względu na to, w jaki sposób umarli i odeszli, czy jak do tego doszło – nie oznacza to, że Bóg właśnie tak określił ostateczny wynik tych żywotów, tych istot stworzonych. Musisz to jasno zrozumieć. Było zupełnie odwrotnie: użyli właśnie tych środków, by potępić ten świat i dać świadectwo o czynach Boga. Te istoty stworzone wykorzystały to, co najcenniejsze – swoje życie, wykorzystały ostatnie chwile swojego życia, aby świadczyć o czynach Boga, świadczyć o wielkiej mocy Boga oraz oznajmić szatanowi i światu, że czyny Boże są słuszne, że Pan Jezus jest Bogiem, że On jest Panem i ciałem wcielonego Boga. Aż do ostatniej chwili życia nigdy nie zaparli się imienia Pana Jezusa. Czy nie była to forma osądu tego świata? Wykorzystali swoje życie, aby ogłosić światu i potwierdzić przed ludźmi, że Pan Jezus jest Panem, że Pan Jezus jest Chrystusem, że jest ciałem wcielonego Boga, że dzieło odkupienia, którego On dokonał dla całej ludzkości, pozwala ludzkości żyć dalej – ten fakt jest niezmienny na zawsze. W jakim stopniu ci, którzy zostali umęczeni za szerzenie ewangelii Pana Jezusa, wypełnili swój obowiązek? Czy w najwyższym stopniu? Jak się przejawił ten najwyższy stopień? (Ofiarowali swoje życie). Zgadza się, zapłacili cenę swojego życia. Rodzina, bogactwo i rzeczy materialne należące do tego życia są rzeczami zewnętrznymi; jedyną rzeczą związaną z wnętrzem człowieka jest samo życie. Dla każdego żyjącego człowieka życie jest rzeczą najcenniejszą, najbardziej wartościową i tak się złożyło, że ci ludzie mogli ofiarować to, co mieli najcenniejszego – własne życie – jako potwierdzenie i świadectwo miłości Boga do człowieka. Aż do śmierci nie wyparli się imienia Boga, nie wyparli się dzieła Bożego i wykorzystali ostatnie chwile swojego życia, aby zaświadczyć o istnieniu tego faktu – czy to nie jest najwyższa forma świadectwa? To najlepszy sposób wypełnienia swojego obowiązku; na tym polega wypełnienie odpowiedzialności. Nie uchylili się od odpowiedzialności, kiedy szatan im groził i ich terroryzował, a nawet gdy zmusił ich, by zapłacili cenę życia. Tym właśnie jest wypełnienie swojego obowiązku w najwyższym stopniu. Co chcę przez to powiedzieć? Czy chcę powiedzieć, że macie użyć tego samego sposobu, aby świadczyć o Bogu i głosić Jego ewangelię? Niekoniecznie musicie tak zrobić, ale powinniście zrozumieć, że jest to wasza odpowiedzialność, że jeśli Bóg będzie tego od was potrzebował, macie to uznać za coś, co nakazuje wam honor” (Szerzenie ewangelii jest powinnością, do której wszyscy wierzący są moralnie zobowiązani, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Czytanie słów Bożych dało mi wiarę. Przeznaczenie każdego człowieka jest zdeterminowane przez suwerenną władzę Boga i bez względu na to, jakie okoliczności napotkam podczas szerzenia ewangelii, muszę wypełniać swój obowiązek jako istota stworzona. Pomyślałam o uczniach Pana Jezusa, którzy znieśli wiele prześladowań i ucisków, aby szerzyć ewangelię królestwa niebieskiego, a ostatecznie ponieśli śmierć męczeńską za Pana. Niektórych ukrzyżowano, innych wleczono na śmierć końmi, a jeszcze innych ukamienowano, ale nigdy nie porzucili oni swojej misji ani obowiązków. Ich ciała może i umarły, ale ich dusze były w rękach Boga, a cena życia, którą zapłacili za szerzenie ewangelii, zyskała aprobatę Boga. Wtedy przypomniałam sobie słowa Pana Jezusa: „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz nie mogą zabić duszy. Bójcie się raczej tego, który może i duszę, i ciało zatracić w piekielnym ogniu” (Mt 10:28). Moje życie, śmierć, przyszłość i przeznaczenie są w rękach Boga. Nawet jeśli policja mnie schwyta i pobije na śmierć, nie będzie mogła pozbawić mnie duszy. Śmierć ciała nie jest przerażająca. Przerażające jest to, że usłyszawszy o niebezpieczeństwie, ukrywałam się w strachu o swoje życie, nie miałam odwagi wykonywać swoich obowiązków i w ten sposób straciłam moje świadectwo, żyjąc w tak żałosny sposób. Nawet gdybym nie została schwytana, to żyjąc w ten sposób i tak zostałabym wyeliminowana, gdy Boże dzieło dobiegnie końca. Kiedy to zrozumiałam, nie ograniczał mnie już strach przed śmiercią.
Pewnego dnia przeczytałam inny fragment słów Bożych: „O czym, poza troską o własne bezpieczeństwo, myślą niektórzy antychryści? Mówią oni: »Obecne warunki nie są sprzyjające, więc mniej się pokazujmy i rzadziej głośmy ewangelię. Dzięki temu istnieje mniejsze prawdopodobieństwo, że nas schwytają i że dzieło kościoła zostanie zniszczone. Jeżeli nas nie złapią, nie staniemy się Judaszami, a wówczas mamy szansę na przetrwanie w przyszłości, prawda?«. Czyż nie brakuje antychrystów, którzy stosują takie wymówki, by wprowadzać w błąd braci i siostry? (…) Jakimi zasadami się kierują? Takie osoby mówią: »Przebiegły królik ma trzy nory. Potrzebuje ich, by się ukryć i tym samym uchronić przed atakami drapieżników. Czy dopuszczalna jest sytuacja, w której na człowieka czyha niebezpieczeństwo i musi on uciekać, lecz nie ma gdzie się ukryć? Musimy uczyć się od królików! Zwierzęta stworzone przez Boga mają ową zdolność przetrwania, którą ludzie powinni od nich przejąć«. Objąwszy funkcję przywódcy, ludzie ci przyswoili sobie ową doktrynę, a wręcz uwierzyli, że pojęli prawdę. W istocie jednak są śmiertelnie przerażeni. Gdy tylko usłyszą o jakimś przywódcy, na którego doniesiono policji, gdyż mieszkał w niebezpiecznej okolicy, albo o innym przywódcy namierzonym przez szpiegów wielkiego czerwonego smoka przez to, że zbyt często opuszczał dom, by spełnić swój obowiązek, i kontaktował się ze zbyt wieloma ludźmi, i gdy dowiedzą się, że ci ludzie zostali aresztowani i skazani, natychmiast zaczynają się bać. Myślą: »Tylko nie to! Czy teraz i mnie aresztują? Niech to będzie dla mnie nauczka. Nie powinienem być zbyt aktywny. Jeśli mogę uniknąć wykonywania jakiejś pracy w kościele, to jej nie wykonam. Jeśli mogę uniknąć odsłaniania twarzy, to jej nie odsłonię. Ograniczę moją pracę do minimum, będę unikał wychodzenia z domu i kontaktów z innymi ludźmi oraz zadbam o to, by nikt nie dowiedział się, że jestem przywódcą. Któż w dzisiejszych czasach może sobie pozwolić na to, by przejmować się innymi? Już samo utrzymanie się przy życiu jest wyzwaniem!«. Taki człowiek od momentu objęcia funkcji przywódcy nie wykonuje żadnej pracy, a jedynie przenosi bagaże i się ukrywa. Żyje jak na szpilkach, w ciągłym strachu, że zostanie złapany i skazany. Powiedzmy na przykład, że usłyszy, jak ktoś mówi: »Jeżeli cię schwytają, zabiją cię! Gdybyś nie był przywódcą, a jedynie zwykłym wierzącym, być może wyszedłbyś na wolność po zapłaceniu niewielkiej grzywny, lecz los przywódców jest niepewny. To bardzo niebezpieczne! Byli tacy przywódcy i pracownicy, którzy, gdy ich schwytano, odmówili udzielenia jakichkolwiek informacji i zostali śmiertelnie pobici przez policję«. Wiadomość o tym, że ktoś został pobity na śmierć, potęguje jego strach i człowiek ten jeszcze bardziej boi się pracować. Codziennie myśli tylko o tym, jak nie dać się złapać, jak ukryć swoją twarz, jak nie zostać wyśledzonym i uniknąć kontaktu z braćmi i siostrami. Łamie sobie głowę, rozmyślając o tych sprawach, i zupełnie zapomina o swoich obowiązkach. Czy taki człowiek jest lojalny? Czy ludzie tego pokroju są w stanie podołać jakiejkolwiek pracy? (Nie). Oni są po prostu bojaźliwi i nie możemy z całą stanowczością nazwać ich antychrystami wyłącznie na podstawie takiego zewnętrznego przejawu. Lecz jaka jest natura owego przejawu? Jego istotą jest bycie niedowiarkiem. Takie osoby nie wierzą, że Bóg może ochronić człowieka, a już z całą pewnością nie sądzą, by poświęcenie się Bogu i ponoszenie kosztów na Jego rzecz było poświęceniem się prawdzie i czymś, co Bóg aprobuje. W głębi serca nie boją się Boga; boją się jedynie szatana i niegodziwych partii politycznych. Nie wierzą w istnienie Boga, w to, że wszystko jest w Jego rękach, i z całą pewnością nie dowierzają, iż Bóg zaaprobuje to, że ktoś ponosi wszelkie koszty na Jego rzecz, na rzecz podążania Jego drogą i wypełniania Jego posłannictwa. Nie potrafią tego dostrzec. W co więc wierzą? Sądzą, że jeżeli wpadną w sidła wielkiego, czerwonego smoka, czeka ich marny koniec: mogą zostać skazani, a nawet stracić życie. W głębi serca obchodzi ich jedynie własne bezpieczeństwo, a nie dzieło kościoła. Czyż nie są niedowiarkami? (Zgadza się). Co mówi Biblia? »Kto straci swoje życie z mego powodu, znajdzie je« (Mt 10: 39). Czy oni wierzą w te słowa? (Nie wierzą w nie). Jeżeli zostaną poproszeni o spełnienie obowiązku wiążącego się z ryzykiem, będą chcieli się ukryć i nie dopuszczą do tego, by ktokolwiek ich zobaczył – zapragną być niewidzialni. Tak wielki jest ich strach. Nie wierzą, że Bóg jest podporą człowieka, że wszystko jest w Jego rękach, że jeśli coś naprawdę pójdzie nie tak lub jeśli zostaną schwytani, to znaczy, że Bóg na to pozwolił, a ludzkie serca winny być posłuszne. Oni nie mają takich serc, takiego zrozumienia i przygotowania. Czy naprawdę wierzą w Boga? (Nie, nie wierzą). Czyż istotą takiego zewnętrznego przejawu nie jest to, że są niedowiarkami? (Zgadza się). Tak właśnie jest. Ludzie tego pokroju są wyjątkowo bojaźliwi; straszliwie się lękają i obawiają fizycznego cierpienia, a także tego, że przydarzy im się coś złego. Czyni ich to lękliwymi niczym płochliwe ptaki i nie są oni w stanie dłużej wykonywać swojej pracy” (Punkt dziewiąty (Część druga), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Bóg obnaża to, że antychryści są szczególnie samolubni i nikczemni i w ogóle nie wierzą w suwerenną władzę Boga. Kiedy coś im się przytrafia, zawsze myślą o własnym bezpieczeństwie i własnych widokach na przyszłość i przeznaczeniu. Obowiązki i misja istoty stworzonej nie istnieją w ich sercach. Kiedy stają w obliczu niebezpieczeństwa w swojej wierze, ukrywają się. Nie dbają o pracę kościoła czy o wejście w życie przez braci i siostry, ani też w ogóle nie biorą pod uwagę interesów domu Bożego. Kiedy ponownie się sobie przyjrzałam, zobaczyłam, że jestem samolubna i nikczemna jak antychryst. Kiedy nie było niebezpieczeństwa, potrafiłam cierpieć i poświęcać się obowiązkom, ale kiedy nadeszło prawdziwe niebezpieczeństwo i pojawiły się trudności, ukryłam się jak żółw, który chowa głowę do skorupy nawet przy najmniejszych oznakach kłopotów, chcąc schować się w bezpiecznym miejscu, gdzie nikt nie mógłby mnie znaleźć, i całkowicie lekceważąc nowych wiernych i potencjalnych odbiorców ewangelii. Później, kiedy dowiedziałam się, że zostaliśmy sprzedani przez judasza, ponownie myślałam o swoim bezpieczeństwie. Martwiłam się, że ponieważ nie jestem miejscowa, zostanę pobita na śmierć lub okaleczona, jeśli mnie złapią, albo że nie wytrzymam tortur i wydam kościół, tracąc szansę na zbawienie, więc nie chciałam wychodzić, żeby głosić ewangelię. Nie uznawałam suwerennej władzy Boga, a w obliczu niebezpieczeństwa starałam się nie myśleć o swoim obowiązku. W ogóle nie chroniłam interesów domu Bożego i żyłam całkowicie w stanie bojaźliwości, strachu i troski o własne przetrwanie. Byłam takim samolubnym i nikczemnym niedowiarkiem! Zdając sobie z tego sprawę, poczułam jeszcze większe wyrzuty sumienia. Pomyślałam: „Bez względu na to, z jakim środowiskiem przyjdzie mi się zmierzyć, muszę wykonywać swoje obowiązki należycie”.
Potem aresztowania przez policję jeszcze bardziej się nasiliły i przełożeni przenieśli mnie do innego kościoła. Zaledwie dwa miesiące po przybyciu do tego kościoła zauważyłam, że przy moim rowerze elektrycznym zainstalowano nadajnik. Pomyślałam: „Czy policja namierzyła mnie tutaj, sprawdzając zapisy monitoringu po drodze? Jeśli tak, to nie mam jak uciec!”. Znowu poczułam strach, bojąc się, że jeśli wyjdę na zewnątrz, zostanę aresztowana przez policję. Ale przypomniałam sobie słowa Boże z wcześniej i wiedziałam, że nie mogę ponownie porzucić obowiązku dla ochrony siebie, ponieważ straciłabym swoje świadectwo. Przeczytałam więcej słów Bożych: „Bez względu na to, jak »potężny« jest szatan, niezależnie od tego, jaki jest on śmiały i ambitny, niezależnie od tego, jak wielka jest jego zdolność do czynienia szkód, niezależnie od tego, jak szeroki jest zakres technik, którymi deprawuje i kusi człowieka, niezależnie od tego, jak sprytne są sztuczki i schematy, którymi zastrasza człowieka, bez względu na to, jak zmienna jest forma, w jakiej istnieje, nigdy nie był w stanie stworzyć choć jednej żywej istoty, nigdy nie był w stanie ustanowić praw ani reguł dla istnienia wszystkich rzeczy i nigdy nie był w stanie rządzić ani kontrolować żadnej rzeczy, czy to ożywionej czy nieożywionej. W całym kosmosie i w obrębie firmamentu nie istnieje ani jedna osoba czy przedmiot, który się z niego zrodził lub istnieje z jego powodu; nie istnieje ani jedna osoba ani przedmiot, który jest przez niego zarządzany lub kontrolowany. Wręcz przeciwnie, nie tylko musi żyć pod zwierzchnictwem Boga, ale, co więcej, musi się podporządkować wszystkim Bożym nakazom i rozkazom. Bez Bożego pozwolenia trudno jest szatanowi dotknąć nawet kropli wody lub ziarenka piasku na ziemi; bez pozwolenia Boga szatan nie może nawet poruszyć mrówek na ziemi – nie mówiąc już o ludzkości, która została stworzona przez Boga. W oczach Boga szatan znaczy mniej od lilii w górach, od ptaków latających w powietrzu, od ryb w morzu i od larw na ziemi. Jego rolą pośród wszystkich rzeczy jest służenie wszystkim, służenie ludzkości oraz służenie dziełu Boga i Jego planowi zarządzania” (Sam Bóg, Jedyny I, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Bóg sprawuje suwerenną władzę nad wszystkim. Żadna osoba, wydarzenie ani sprawa nie może przewyższyć Bożego autorytetu. Bez względu na to, jak szalony i okrutny jest szatan, nie może przekroczyć granic wyznaczonych mu przez Boga. Bez Bożego pozwolenia nie odważy się przekroczyć granic, a tym bardziej nas skrzywdzić. Szatan jest jedynie pionkiem w ręku Boga, służącym doskonaleniu Bożych wybrańców! Rozmyślałam o latach, które spędziłam szerząc ewangelię niemal każdego dnia. Cały czas przechodziłam pod kamerami monitoringu, ale mnie nie aresztowano. Pewnego razu, kiedy przebywaliśmy w domu gospodarzy, zapukała policja, ale nie otworzyliśmy drzwi, pół godziny później przebraliśmy się przed wyjściem, a policja na dole nas nie rozpoznała i udało nam się uciec. Zrozumiałam, że bez Bożego pozwolenia policja nie mogła mnie złapać. Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, postanowiłam, że jeśli Bóg pozwoli mnie aresztować, podporządkuję się Jego rozporządzeniom i ustaleniom i oddam swoje życie, by nieść o Nim świadectwo.
Później przeczytałam pieśń złożoną ze słów Bożych, zatytułowaną „Najgłębsze życie”. „Jesteś istotą stworzoną: to oczywiste, że powinieneś czcić Boga i dążyć do osiągnięcia życia pełnego znaczenia. Skoro jesteś istotą ludzką, powinieneś ponosić koszty dla Boga i znosić wszelkie cierpienia! Powinieneś z radością i bez wahania przyjmować tę odrobinę cierpienia, jakiemu jesteś dziś poddawany, i wieść życie pełne znaczenia, tak jak Hiob i Piotr. Jesteście ludźmi, którzy podążają właściwą drogą, tymi, którzy dążą do poprawy. Jesteście ludźmi, którzy w narodzie wielkiego czerwonego smoka powstają, tymi, których Bóg nazywa sprawiedliwymi. Czyż takie właśnie życie nie jest życiem o największym znaczeniu?” (Praktyka (2), w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Rozmyślając nad tą pieśnią, poczułam w sercu otuchę. Możliwość wypełnienia obowiązku jest dla istoty stworzonej czymś najbardziej znaczącym i cennym, i zostaje to upamiętnione przez Boga. Ciągłe doświadczanie prześladowania i ucisku pozwoliło mi naprawdę dostrzec Bożą wszechmoc i suwerenną władzę oraz zyskać wiarę w Niego, rozpoznać złą istotę wielkiego czerwonego smoka, ale też zrozumieć moją własną samolubną naturę. A co najważniejsze, nauczyłam się stawiać czoła śmierci. Są to rzeczy, których nie mogłabym osiągnąć w komfortowych warunkach. Dziękuję Bogu!