26. Bolesna lekcja płynąca z pragnienia komfortu

Autorstwa Li Yi, Chiny

Pod koniec 2017 roku zostałam wybrana na przywódczynię kościoła. Czułam się trochę pod presją, ponieważ nigdy wcześniej nie pełniłam tej funkcji, ale wiedziałam, że poprzez daną mi możliwość wykonywania tego obowiązku Bóg mnie wywyższa i obdarza łaską, więc byłam gotowa podjąć się tej roli. Na początku gdy bracia i siostry napotykali problemy, polegałam na Bogu i szukałam prawozasad, aby je rozwiązać. Czasami pracowałam do późna w nocy, a mimo to nie było mi ciężko i nie czułam się wyczerpana. Po pewnym czasie różne elementy pracy kościoła uległy pewnej poprawie i zrozumiałam niektóre zasady związane z tym obowiązkiem, co zmniejszyło nieco presję, którą odczuwałam.

Lata mijały. Do marca 2021 roku obciążenie pracą wzrosło z powodu zwiększonej liczby członków kościoła i zaczęłam odczuwać presję. Siostra Jing Yuan, która wówczas ze mną współpracowała, była nową wierzącą, nie radziła sobie jeszcze z pracą i miała tendencję do zniechęcania się w obliczu trudności, więc większość pracy w kościele spadała na mnie. Na początku umiałam podejść do sprawy właściwie, myśląc, że skoro Jing Yuan jest wierząca dopiero od niedawna i nie radzi sobie z pracą, to w porządku, żebym ja robiła więcej. W ciągu dnia byłam zajęta zgromadzeniami, wdrażając pracę i rozwiązując problemy braci i sióstr. Kiedy wracałam do domu wieczorem, musiałam podsumować uchybienia i problemy w pracy. Po dłuższym czasie poczułam, że bycie przywódczynią jest zbyt trudne i męczące i że nie mam wolnego czasu. Mój stan zdrowia pozostawiał wiele do życzenia, miałam wcześniej raka i byłam w trakcie rekonwalescencji dopiero od kilku lat, a lekarz kazał mi dużo odpoczywać. Pomyślałam sobie: „Jestem tak bardzo zajęta każdego dnia; jeśli nadal będę się tak przemęczać, to czy nie dojdzie do nawrotu choroby? Jeśli tak się stanie, nie tylko moje ciało będzie cierpieć, ale mogę też umrzeć”. Myśląc o tym, zaczęłam się martwić i nie chciałam już dłużej wykonywać obowiązków przywódczyni. Wolałam zmienić obowiązki na łatwiejsze, by mieć więcej czasu na odpoczynek. Wiele razy nosiłam się z zamiarem złożenia rezygnacji. Ilekroć o tym myślałam, czułam się trochę winna. Kościół nie miał nikogo, kto nadawałby się na przywódczynię, więc co by się stało z pracą kościoła, gdybym ustąpiła? Później zaczęłam wdrażać pracę ewangelizacyjną i odkryłam, że bracia i siostry mają wiele błędnych poglądów, które ich krępowały. Na początku potrafiłam włożyć wysiłek we współpracę i rozwiązywanie problemów, ale po pewnym czasie wyniki pracy ewangelizacyjnej były nadal słabe. Ilekroć myślałam o czasie i wysiłku, których wymagało podsumowywanie uchybień i rozwiązywanie problemów, o tym, że będę musiała nadal monitorować i rozwiązywać wszelkie problemy potencjalnych odbiorców ewangelii, oraz o tym, jak wiele pracy było do wykonania, czułam się zmęczona. Pomyślałam: „Mam już mnóstwo pracy. Jak mam sobie z tym wszystkim poradzić? Co jeśli moje ciało zawiedzie? Moje ciało należy do mnie, muszę się oszczędzać. Nie mogę się tak męczyć”. Tak więc za każdym razem, gdy spotykałam się z braćmi i siostrami, krótko pytałam, czy są jacyś potencjalni odbiorcy ewangelii, którym mogłabym ją głosić, a potem wygłaszałam kilka słów doktryny i wychodziłam. Niedługo potem zwierzchnicy wysłali list, w którym napisali, że powodem, dla którego praca ewangelizacyjna nie przynosi rezultatów, musi być to, że przywódczyni nie wykonuje rzeczywistej pracy. Poczułam się trochę zdenerwowana i pomyślałam: „Praca ewangelizacyjna jest moją odpowiedzialnością, a brak rezultatów jest bezpośrednio związany ze mną”. Czułam się też nieco przytłoczona i pomyślałam, że lepiej byłoby wykonywać jedno zadanie, jak podlewanie nowych wierzących w kościele. W ten sposób mogłabym się trochę odprężyć i nie męczyć się tak bardzo. Bycie przywódczynią to ciężka praca i jeśli nie była dobrze wykonywana, musiałam wziąć za to odpowiedzialność. Czułam, że powinnam po prostu przyznać się do odpowiedzialności i zrezygnować. Kiedy więc spotkałam się z wyższym przywódcą, poskarżyłam się na swoje trudności i problemy, mówiąc, że brakuje mi odpowiedniego potencjału do wykonywania tego obowiązku, że zajmowanie przeze mnie pozycji przywódczej opóźnia wejście braci i sióstr w życie oraz odbija siię na pracy kościoła i że w ten sposób popełniam zło. Przywódca nie przyjął mojej rezygnacji i zamiast tego zaoferował mi rozmowę i pomoc. Zdałam sobie sprawę, że nie brakuje mi potencjału, tylko za bardzo przejmuję się własną cielesnością. Ilekroć myślałam o tym, że będę musiała doświadczyć fizycznego cierpienia, wciąż obawiałam się, że moje ciało tego nie wytrzyma, i zastanawiałam się, co się stanie, jeśli dostanę nawrotu choroby i umrę. Chociaż wydawało się, że wykonuję swoje obowiązki, cierpiałam i czułam się przygnębiona. Później siostra odpowiedzialna za pracę ewangelizacyjną powiedziała do mnie: „Słabe wyniki pracy ewangelizacyjnej w twoim kościele są bezpośrednio związane z tobą”. Nie zastanowiłam się nad sobą, a zamiast tego wymyślałam wymówki i usprawiedliwienia, mówiąc, że nie mam wystarczającego potencjału i nie radzę sobie z tą pracą. Później nadal w sposób bierny podchodziłam do swoich obowiązków.

Pewnego dnia w czerwcu 2021 roku zostałam aresztowana przez policję podczas zgromadzenia. W tamtym momencie wyraźnie zdałam sobie sprawę, że to Bóg wymierza mi karę chłosty. Zawsze byłam bierna w podejściu do swoich obowiązkach, stale martwiłam się o swoje ciało i chciałam zrezygnować, porzucić obowiązki przywódcze, a teraz straciłam szansę na ich wykonywanie. Czułam, że Bóg wykorzystał tę sytuację, by odsunąć mnie od wykonywania obowiązków, a moje serce przepełniło się cierpieniem. Później, dzięki Bożej ochronie, zostałam szybko wypuszczona na wolność. Aby uniknąć inwigilacji i aresztowania przez policję, musiałam się przez jakiś czas ukrywać i nie mogłam wychodzić, by wykonywać swój obowiązek. Bardzo cierpiałam i czułam się zniechęcona. Zastanawiałam się, czy ta sytuacja oznacza, że Bóg mnie demaskuje i już mnie nie chce. Później przeczytałam fragment słów Bożych i zrozumiałam Jego intencję. Bóg mówi: „Czasami Bóg używa jakiejś sprawy, aby zdemaskować cię lub zdyscyplinować. Czy to oznacza, że zostałeś wyeliminowany? Czy oznacza to, że nadszedł twój koniec? Nie. (…) W rzeczywistości w wielu przypadkach obawy ludzi wynikają z dbania o własną korzyść. Mówiąc ogólnie, jest to obawa, że nie będą mieli żadnego wyniku. Ciągle myślą sobie tak: »Co będzie, jeśli Bóg mnie zdemaskuje, wyeliminuje i odrzuci?«. To jest twoje błędne rozumienie Boga; to są tylko twoje jednostronne domysły i przypuszczenia. Musisz przeniknąć zamiar Boga. Gdy zaś On demaskuje ludzi, nie czyni tego po to, aby ich wyeliminować. Ludzie są demaskowani po to, aby ujawnić ich braki, błędy i ich naturoistotę, aby mogli poznać siebie i stali się zdolni do prawdziwej skruchy; z tegoż właśnie powodu demaskowanie ludzi ma zatem ułatwić im wzrastanie w życiu. Bez czystego zrozumienia ludzie mają skłonności do błędnego rozumienia Boga, popadania w zniechęcenie i słabość. Mogą nawet poddać się rozpaczy. W rzeczywistości zdemaskowanie przez Boga nie musi oznaczać, że zostaniesz wyeliminowany. Ma ci to pomóc poznać własne zepsucie i sprawić, że okażesz skruchę. Ponieważ ludzie są skłonni do buntu i, gdy przejawiają zepsucie, nie starają się znaleźć rozwiązania w prawdzie, Bóg często musi stosować dyscyplinę. Dlatego czasami demaskuje ludzi, odsłaniając ich brzydotę i żałosność, sprawiając, że poznają samych siebie, co pomaga im wzrastać w życiu. Demaskowanie ludzi ma dwa rodzaje implikacji: dla złych ludzi zdemaskowanie oznacza wyeliminowanie. Dla tych, którzy są w stanie przyjąć prawdę, jest to przypomnienie i ostrzeżenie; zmusza się ich do refleksji nad sobą, do ujrzenia swojego prawdziwego stanu, aby przestali już być krnąbrni i lekkomyślni, gdyż dalsze takie postępowanie byłoby niebezpieczne. Demaskowanie ludzi w ten sposób ma na celu upomnienie ludzi, aby – wykonując swoje obowiązki – nie stali się bezmyślni i niedbali, nie traktowali spraw niepoważnie, nie zadowalali się tylko połowicznymi rezultatami, sądząc przy tym, że wykonali swoje obowiązki na akceptowalnym poziomie – podczas gdy w rzeczywistości, mierząc wedle Bożych wymagań, wypadli znacznie gorzej, a mimo to nadal są zadowoleni z siebie i wierzą, że nieźle im idzie. W takich okolicznościach Bóg dyscyplinuje, przestrzega i napomina ludzi. Czasami Bóg demaskuje ich brzydotę – co oczywiście ma służyć jako przypomnienie. W takich chwilach powinieneś zastanowić się nad sobą: wykonywanie obowiązków w ten sposób jest nieodpowiednie, jest w tobie skłonność do buntu, jest nazbyt wiele negatywnych elementów, wszystko, co robisz, jest powierzchowne, a jeśli nadal nie okażesz skruchy, powinieneś zostać ukarany. Czasami, gdy Bóg cię dyscyplinuje lub demaskuje, nie musi to oznaczać, że zostaniesz wyeliminowany. Trzeba mieć do tej sprawy prawidłowe podejście. Nawet jeśli zostaniesz wyeliminowany, powinieneś to przyjąć, podporządkować się, niezwłocznie zastanowić się nad sobą i okazać skruchę(Jedynie praktykując prawdę i podporządkowując się Bogu, można osiągnąć zmianę usposobienia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Dzięki słowom Boga przestałam opacznie Go rozumieć. Myślałam, że poprzez moje aresztowanie i utratę obowiązków Bóg mnie zdemaskował i wyeliminował, ale w rzeczywistości napominał mnie i ostrzegał, co skłoniło mnie do autorefleksji. Zawsze narzekałam na przeszkody i trudności oraz pragnęłam komfortu zamiast wykonywać rzeczywistą pracę w ramach moich obowiązków, co tylko utrudniało postępy. Gdyby ta sytuacja mi się nie przytrafiła, nie zastanowiłabym się nad sobą i nadal lekceważyłabym swoje obowiązki. Spowodowałoby to nieodwracalne straty w pracy i rozgniewałoby Boga, a tym samym doprowadziłoby do wyeliminowania mnie. Wiedziałam, że powinnam dogłębnie zastanowić się nad sobą i okazać prawdziwą skruchę, ponieważ było to zgodne z Bożą intencją. Nie mogłam dłużej źle rozumieć Boga. Zaczęłam więc rozmyślać i modliłam się do Boga, prosząc Go, by poprowadził mnie do wyciągnięcia nauki z tej sytuacji.

Później przeczytałam te słowa Boże: „Przy wykonywaniu obowiązku ludzie zawsze wybierają lekką pracę, pracę, która nie jest męcząca i nie sprawia, że będą narażeni na kaprysy pogody. Jest to wybieranie łatwych zadań, a unikanie trudnych, i jest przejawem pragnienia wygód cielesnych. Co jeszcze? (Wieczne narzekanie, gdy obowiązek jest trochę trudny i męczący oraz wymaga zapłacenia ceny). (Ciągłe skupienie na jedzeniu i ubraniu oraz przyjemnościach ciała). To wszystko są przejawy pragnienia cielesnych wygód. Kiedy taka osoba widzi, że jakieś zadanie jest zbyt pracochłonne lub ryzykowne, zrzuca je na kogoś innego; sama wykonuje tylko lekkie prace i znajduje wymówki, mówiąc, że ma za niski potencjał i brakuje jej odpowiednich zdolności do pracy, więc nie może podjąć się tego zadania – podczas gdy w istocie chodzi o to, że pragnie cielesnych wygód. Nie chce cierpieć, bez względu na to, jaką pracę czy jakie obowiązki wykonuje. (…) Również kiedy ludzie ciągle narzekają na różne trudności podczas wykonywania swojego obowiązku, kiedy nie chcą wkładać weń żadnego wysiłku, kiedy przy każdej odrobinie wolnego czasu odpoczywają, wdają się w pogawędki i plotkują, lub oddają się wypoczynkowi i rozrywce. A gdy pracy jest coraz więcej i przez to zmienia się rytm i zaburzona zostaje zwykła rutyna ich życia, czują się nieszczęśliwi i nieusatysfakcjonowani. Skarżą się i narzekają oraz zaczynają niedbale wykonywać swój obowiązek. Czy nie jest to pragnienie cielesnych wygód? (…) Bez względu na to, jak wiele pracy jest do wykonania w kościele lub jak bardzo ci ludzie są zajęci obowiązkami, nic nie może zakłócić ich normalnej rutyny i warunków życia. Nigdy nie podchodzą niedbale do żadnych szczegółów życia fizycznego, mają nad nimi pełną kontrolę, traktują je z całą powagą i surowością. Kiedy jednak zajmują się pracą domu Bożego, to bez względu na to, jak poważna jest sprawa, a nawet jeśli dotyczy ona bezpieczeństwa braci i sióstr, traktują ją beztrosko. Nie dbają nawet o te rzeczy, które wiążą się z zadaniem wyznaczonym przez Boga lub obowiązkiem, który powinni wykonać. Nie przyjmują na siebie żadnej odpowiedzialności. Czyż nie jest to oddawanie się wygodom cielesnym? Czy ludzie, którzy oddają się wygodom cielesnym, nadają się do wykonywania obowiązków? Gdy tylko ktoś poruszy temat wykonywania obowiązku, wspomni o płaceniu ceny i znoszeniu trudności, potrząsają głowami. Mają zbyt wiele problemów, wciąż narzekają i pełno w nich negatywnego nastawienia. Z takich ludzi nie ma żadnego pożytku. Nie zasługują na to, by wykonywać swój obowiązek, i należy ich wyeliminować(Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników (2), w: Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). „Jest tak dlatego, że sposób, w jaki traktujesz sprawy, które Bóg ci powierza oraz obowiązek, który ci zleca, a także twoja postawa, najbardziej zauważalnie odzwierciedlają więź łączącą cię z Bogiem. Ta kwestia jest najbardziej widoczna i najbardziej praktyczna. Bóg czeka; chce zobaczyć twoje podejście. W tym kluczowym momencie powinieneś się spieszyć i wyjawić Bogu swoją pozycję, przyjąć wyznaczone przez Niego zadanie i dobrze wykonać swój obowiązek. Kiedy zrozumiesz ten kluczowy punkt i wypełnisz zadanie, które Bóg ci wyznaczył, twoja relacja z Bogiem stanie się normalna. Jeśli Bóg powierza ci zadanie lub każe ci wykonać pewien obowiązek, a twoja postawa jest zdawkowa i apatyczna, nie traktujesz tego poważnie, czy nie jest to zupełne przeciwieństwo oddania całego serca i wszystkich sił? Czy w taki sposób możesz dobrze wykonać swój obowiązek? Z pewnością nie. Nie wykonasz swego obowiązku należycie. Zatem twoja postawa podczas wykonywania obowiązków ma kluczowe znaczenie, podobnie jak wybrana metoda i ścieżka. Osoby, które nie wykonają dobrze swoich obowiązków zostaną wyeliminowane bez względu na to, od ilu lat wierzą w Boga(Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Rozważając słowa Boże, czułam się tak, jakby moje serce zostało przebite, jakby Bóg stał przede mną i mnie osądzał. Bóg powierza ludziom zadania w nadziei, że będą je wypełniać z całego serca i ze wszystkich sił. Ale ja miałam lekceważące podejście do mojego obowiązku i w ogóle nie wypełniałam swoich zadań. Kiedy miałam pełne ręce roboty lub pojawiały się trudności, które wymagały ode mnie zastanowienia się lub zapłacenia ceny, pragnęłam komfortu i narzekałam, nie chcąc znosić trudów ani płacić ceny. Chciałam nawet zrezygnować i uchylić się od obowiązków. Przypomniałam sobie, jak po raz pierwszy zostałam przywódczynią kościoła. Chociaż było wiele do zrobienia, polegałam na Bogu i płaciłam realną cenę, a Bóg mnie prowadził i poczyniłam w pracy pewne postępy. Później gdy liczba członków kościoła wzrosła, miałam jeszcze więcej na głowie, a siostra, z którą pracowałam, była nową wierzącą, więc większość pracy kościoła wymagała mojego osobistego zaangażowania. Byłam zajęta dzień i noc i czułam, że cierpię fizycznie. Szczególnie martwiłam się, że mogę dostać nawrotu raka, więc nie chciałam już wkładać serca w moje obowiązki. Nie widząc postępów w pracy ewangelizacyjnej, narzekałam na przeszkody i trudności, wymyślając wymówki, że nie radzę sobie z pracą, ponieważ brakuje mi potencjału, zawsze pragnąc uchylić się od odpowiedzialności na rzecz łatwiejszego obowiązku. Prawda była taka, że gdybym była gotowa zapłacić cenę, mogłabym wykonywać tę pracę dobrze, ale bałam się kłopotów i nie chciałam podejmować wysiłku szukania słów Bożych, by rozwiązać trudności braci i sióstr. Bałam się, że moje ciało nie wytrzyma, więc po prostu patrzyłam na powolne postępy pracy, nie przejmując się nimi, w wyniku czego ewangelizacja nie przynosiła żadnych efektów przez wiele miesięcy. Wszystko to było spowodowane moim nadmiernym pragnieniem wygody. Nawet w takiej sytuacji, gdy siostra mnie przycinała, nie zastanawiałam się nad tym i próbowałam się usprawiedliwić. Bóg nienawidził mojego podejścia do obowiązków i brzydził się nim. Bóg wykorzystał tę sytuację, by odsunąć mnie od obowiązków, w pełni objawiając swoje sprawiedliwe usposobienie. Ale ja nie zastanawiałam się nad sobą i myślałam, że Bóg wykorzystuje tę sytuację, by mnie zdemaskować i wyeliminować. Błędnie to wszystko postrzegałam. W ogóle nie rozumiałam dobrych intencji Boga! Zdając sobie z tego sprawę, poczułam, że mam u Boga wielki dług, więc modliłam się do Niego: „Boże, nie wypełniłam swoich obowiązków, a w obliczu trudności narzekałam, troszcząc się tylko o swoje ciało i obawiając się wyczerpania. W ogóle nie brałam pod uwagę Twojej intencji. Teraz przyznaję, że byłam zbuntowana, i jestem gotowa okazać skruchę. Nie wiem, czy w przyszłości będę miała okazję wykonywać obowiązki, ale jeśli tak, to chcę mieć wzgląd na Twoją intencję i porzucić dążenie do fizycznego komfortu”.

Następnie uspokoiłam się, czytałam słowa Boże i modliłam się do Boga, zastanawiając się nad tym, dlaczego nie chcę cierpieć ani płacić ceny przy wykonywaniu obowiązków. Później przeczytałam fragment słów Bożych: „Masz nadzieję, że twoja wiara w Boga nie będzie wymagać żadnych wyzwań czy cierpień, ani najmniejszego nawet trudu. Ciągle dążysz do osiągnięcia tych rzeczy, które są bezwartościowe, a nie przywiązujesz wagi do życia, przedkładając zamiast tego własne ekstrawaganckie myśli ponad prawdę. Jakże jesteś bezwartościowy! Żyjesz jak świnia: jaka jest różnica pomiędzy tobą a świniami czy psami? Czyż wszyscy ci, którzy nie dążą do osiągnięcia prawdy, a zamiast tego kochają cielesność, nie są zwierzętami? Czy wszyscy ci umarli bez ducha nie są chodzącymi trupami? Jak wiele słów zostało wypowiedzianych pomiędzy wami? Czyż tylko niewiele pracy wykonane zostało pomiędzy wami? W jak wiele was zaopatrzyłem? Dlaczego zatem nie pozyskałeś Mego zaopatrzenia? Na co możesz się uskarżać? Czyż nie jest tak, że nie zyskałeś niczego przez to, że zanadto ukochałeś ciało? Czy to nie przez to, że twoje myśli są nazbyt ekstrawaganckie? Czy nie dlatego, że jesteś nazbyt głupi? Jeśli nie jesteś w stanie pozyskać tych błogosławieństw, czy możesz winić Boga, że cię nie zbawi? (…) Tchórz taki jak ty, który zawsze podąża za cielesnością: czy ty w ogóle masz serce? Czy masz ducha? Czyż nie jesteś zwierzęciem? Ja daję ci drogę prawdy, nie prosząc o nic w zamian, lecz ty nią nie podążasz. Czy jesteś jednym z tych, którzy wierzą w Boga?(Doświadczenia Piotra: jego znajomość karcenia i sądu, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Bóg ujawnia, że kiedy ludzie napotykają trudności w wykonywaniu swoich obowiązków, narzekają i nie chcą ich wykonywać, i że tacy ludzie, którzy szukają komfortu, są jak świnie, umieją tylko obżerać się jedzeniem, piciem i snem, bez żadnego pozytywnego dążenia. Rozważając słowa Boże, dostrzegłam, że właśnie taka jestem. Wykonywanie obowiązków przywódczych było dla mnie okazją do praktyki, pozwalało mi szukać prawdy i brać pracę na swoje barki, gdy pojawiały się trudności. Ale kiedy zobaczyłam, że bycie przywódczynią oznacza wzięcie na siebie wielu trosk i znoju, poczułam opór, i kiedy ewangelizacja nie przynosiła rezultató i wymagała ode mnie cierpienia i płacenia ceny, troszczyłam się tylko o swoje ciało, obawiając się, że wyczerpanie spowoduje nawrót raka, więc ciągle szukałam wymówek i chciałam zrezygnować. Dotarło do mnie, że nie mam sumienia ani poczucia odpowiedzialności. Byłam nieodpowiedzialna i lekceważyłam swoje obowiązki, co spowodowało, że w pracy ewangelizacyjnej nie było żadnych postępów. Nie pomagałam też braciom i siostrom. Choć się nie przemęczałam, opóźniałam pracę kościoła. Byłam samolubną i niegodną zaufania osobą. Jak Bóg mógł mnie nie nienawidzić i nie brzydzić się mną? Wróciłam myślami do czasów, gdy kościół miał mniej członków. Chociaż było wiele zadań i pojawiły się pewne trudności w pracy, płacąc cenę, po pewnym czasie widać było oznaki poprawy, a ja zrozumiałam niektóre prawdozasady. Wraz ze wzrostem liczby członków kościoła pojawiły się pewne problemy w pracy. Nie chciałam płacić ceny ani szukać prawdy, by je rozwiązać, ponieważ bałam się, że moje ciało się podda. W rezultacie nie tylko dzieło było nieefektywne, ale też nie zyskałam żadnej prawdy. Bóg zapłacił za mnie tak wielką cenę. Zaaranżował wiele sytuacji, by oczyścić i zmienić moje zepsute usposobienie, a także dał mi możliwość zyskania prawdy poprzez wykonywanie obowiązków, ale ja w obliczu trudności przynoszących fizyczne cierpienie wycofałam się. Oznaczało to, że nie tylko zawiodłam żmudne intencje Boga, ale także spowodowałam straty w pracy kościoła i popełniłam wiele występków. Czułam się winna i modliłam się do Boga, pragnąc okazać skruchę.

Po modlitwie przypomniałam sobie fragment Bożych słów: „To, jak traktujesz Boże zadania, jest niezwykle istotne, jest to bardzo poważna sprawa. Jeśli nie potrafisz wypełnić tego, co Bóg powierzył ludziom, to nie jesteś zdolny do życia w Jego obecności i powinieneś zostać ukarany. To, że ludzie powinni wykonywać wszystkie zadania, które Bóg im powierza, jest całkowicie naturalne i uzasadnione. Jest to największa odpowiedzialność człowieka i jest ważne jak samo jego życie. Jeśli nie traktujesz poważnie Bożych zadań, wtedy zdradzasz Boga w najcięższy sposób. Jesteś wtedy bardziej godny ubolewania niż Judasz i powinieneś zostać przeklęty(Jak poznać naturę człowieka, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). To była prawda. Byłam lekceważąca, oporna i brakowało mi poczucia brzemienia wykonywanych obowiązków. To była poważna zdrada Boga i byłam bardziej godna pożałowania niż Judasz. Judasz zaprzedał Pana Jezusa dla własnych interesów, a w tamtym czasie Bóg nie głosił mu zbyt wiele. Ale dziś przeczytałam tak wiele słów Bożych i zrozumiałam niektóre prawdy oraz Boże intencje zbawienia ludzi, jednak zamiast starać się jak najlepiej wypełniać swoje obowiązki, by odwdzięczyć się Bogu za Jego miłość, posłuchałam swojego ciała i byłam nieodpowiedzialna wobec dzieła kościoła. Czyż moje postępowanie nie było bardziej odrażające niż Judasza? W swoich obowiązkach brałam pod uwagę tylko swoją cielesność, zawsze szłam na łatwiznę i całkowicie lekceważyłam pracę kościoła. Moje zachowanie stanowiło zdradę Boga i uzasadniało bycie przeklętą i ukaraną przez Boga. Prawda jest taka, że gdybym była bardziej sumienna w swoich obowiązkach i gotowa włożyć trochę wysiłku i zapłacić cenę, to praca ewangelizacyjna nie tkwiłaby martwym punkcie przez tyle miesięcy. Lekceważąco traktowałam swoje obowiązki i opóźniałam ewangelizację. To był poważny występek! Gdy zdałam sobie z tego sprawę, ogarnął mnie strach. Pomyślałam o tym, że moja postawa wobec obowiązków była naprawdę obrzydliwa i znienawidzona przez Boga i że zasługiwałam na bycie przeklętą. Ale Bóg nie potraktował mnie stosownie do moich czynów. Zamiast tego wykorzystał fakt, że KPCh mnie aresztowała, by zmusić mnie do stanięcia przed Nim i do rozpoznania w sobie zepsutego usposobienia oraz do zastanowienia się nad nim. W nadziei, że będę w stanie porzucić swoją cielesność i zwrócić się do Niego. Byłam gotowa przyjąć Boży sąd i pokutować przed Bogiem, a w przyszłości, bez względu na to, jak męczące lub trudne byłyby moje obowiązki, nie uchylałabym się już od nich, i chciałam tylko jak najlepiej je wykonywać.

Później, aby zająć się moim ciągłym lękiem przed cierpieniem ciała i strachem przed śmiercią, przeczytałam więcej słów Bożych, które rozwiały moje obawy. Bóg mówi: „Tak naprawdę jeśli ktoś rzeczywiście ma w sercu wiarę w Boga, musi przede wszystkim wiedzieć, że długość życia człowieka jest w Bożych rękach. Czas narodzin i śmierci człowieka jest przez Niego przeznaczony(Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). „Niektórzy ludzie, gdy zachorują, łamią sobie głowę, próbując wymyślać różne metody, by zwalczyć chorobę, jednak jakiej terapii by nie podjęli, nic nie jest w stanie ich wyleczyć. Im dłużej trwa leczenie, tym bardziej ich stan się pogarsza. Zamiast modlić się do Boga, żeby dowiedzieć się, o co dokładnie chodzi z tą chorobą i poszukać leżącej u jej podstaw przyczyny, biorą sprawy w swoje ręce. Koniec końców imają się wielu metod i wydają niemało pieniędzy, ale choroba nadal nie jest wyleczona. Natomiast gdy tylko zrezygnują z kuracji, nieoczekiwanie choroba po jakimś czasie ustępuje samoistnie, a oni nie wiedzą, jak to się stało. Zdarza się, że ludzie zapadają na dość zwyczajną chorobę i nie przejmują się nią zbytnio, jednak któregoś dnia ich stan się pogarsza i nagle umierają. O co tu chodzi? Ludzie nie są w stanie tego pojąć. W rzeczywistości, z punktu widzenia Boga, misja tej osoby na tym świecie została ukończona, więc Bóg ją zabrał. Często mówi się: »Ludzie nie umierają, jeśli nie są chorzy«. Czy tak jest w rzeczywistości? Byli tacy ludzie, którzy po przebadaniu w szpitalu zostali uznani za zdrowych. Chociaż byli okazami zdrowia, zmarli kilka dni później. To właśnie jest umieranie pomimo braku choroby. Jest wiele takich przypadków. Oznacza to, że jakaś osoba dotarła do kresu swojego życia i została zabrana z powrotem do sfery duchowej. Niektórzy przeżyli raka i gruźlicę, i dożyli do siedemdziesiątki czy osiemdziesiątki. Jest niemało takich ludzi. To wszystko zależy od Bożych zrządzeń. Zrozumienie tej kwestii oznacza posiadanie prawdziwej wiary w Boga(Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Ze słów Bożych zrozumiałam, że to, czy dostanę nawrotu choroby i czy umrę, jest w rękach Boga i że nie są to rzeczy, które mogę kontrolować. Mój rak nie był wytworem mojej własnej woli, a to, kiedy zachorowałam i kiedy wyzdrowiałam, było z góry przesądzone przez Boga. Powinnam podporządkować się suwerennej władzy Boga i Jego zarządzeniom oraz dobrze wykonywać swoje obowiązki, zamiast na próżno martwić się o życie i śmierć. Stale się bałam, że jeśli będę wykonywać obowiązki do utraty tchu, to dostanę nawrotu choroby i umrę. Nie miałam poczucia brzemienia przy wykonywaniu moich obowiązków i opóźniałam pracę kościoła. W tamtym momencie zrozumiałam, że życie i śmierć człowieka są w rękach Boga, że niezależnie od tego, czy dostanę nawrotu raka, muszę dobrze wykonywać swoje obowiązki, i że jeśli Bóg pozwoli śmierci, by mnie zabrała, powinnam przyjąć postawę akceptacji i podporządkowania się, która jest zgodna z Bożą intencją.

Pomyślałam też o tym, jak Noe potraktował Boże posłannictwo. Bóg mówi: „Noe nie cofnął się w obliczu rozmaitych kłopotów, trudnych sytuacji i wyzwań. Kiedy pewne z jego trudniejszych zadań inżynieryjnych często się nie udawały i ich efekty ulegały zniszczeniu, to mimo że Noe odczuwał w swoim sercu przygnębienie czy niepokój, gdy myślał o słowach Boga i przypominał sobie każdą rzecz, którą Bóg mu nakazał, oraz Boże wyniesienie go – często czuł się niezwykle zmotywowany: »Nie mogę się poddać, nie mogę odrzucić tego, co Bóg mi nakazał i powierzył; to jest zadanie wyznaczone przez Boga, a skoro je przyjąłem, skoro usłyszałem słowa wypowiedziane przez Boga i Jego głos, i skoro przyjąłem to zadanie od Boga, to powinienem się bezwzględnie podporządkować. Właśnie do osiągnięcia czegoś takiego powinien dążyć człowiek«. Tak więc, bez względu na to, jakie trudności, kpiny lub oszczerstwa napotkał, jak wyczerpane było jego ciało, jak bardzo był zmęczony, nie porzucił zadania, które zostało mu powierzone przez Boga, i stale pamiętał o każdym jednym słowie tego, co Bóg powiedział i nakazał. Niezależnie od tego, jak zmieniało się jego otoczenie, jak wielkie trudności napotykał, ufał, że nic z tego nie będzie trwało wiecznie, że tylko słowa Boga nigdy nie przeminą i tylko to, co nakazał On uczynić, z pewnością zostanie wykonane. Noe miał w sobie prawdziwą wiarę w Boga oraz podporządkowanie, jakie powinien mieć, i nadal budował arkę, którą Bóg kazał mu skonstruować. Z dnia na dzień, z roku na rok, Noe stawał się coraz starszy, ale jego wiara nie słabła ani nie zmieniały się jego nastawienie oraz determinacja, by wypełnić zadanie wyznaczone przez Boga. Choć zdarzało się, że jego ciało czuło się zmęczone i wyczerpane, że chorował, a jego serce było słabe, jego determinacja i wytrwałość w dążeniu do wypełnienia zadania wyznaczonego przez Boga i podporządkowania się słowom Bożym nie osłabły. W ciągu tych wszystkich lat, w których Noe budował arkę, praktykował on słuchanie słów wypowiedzianych przez Boga oraz podporządkowywanie się im, a także ważną prawdę o tym, że istota stworzona i zwykły człowiek muszą wypełnić zadanie wyznaczone przez Boga(Aneks trzeci: Jak Noe i Abraham okazywali posłuszeństwo słowom Boga i podporządkowywali się Mu (Część druga), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Ze słów Bożych wynika, że Noe był w stanie mieć wzgląd na Bożą intencję. W obliczu ogromnych trudności związanych z budową arki nie cofnął się, choć jego ciało musiało znieść wiele cierpienia. Zamiast tego wytrwale wykonywał powierzone mu przez Boga zadanie, dzień po dniu, przez sto lat, aż arka została zbudowana. Porównując praktykę Noego z moją własną, poczułam się zawstydzona i upokorzona. Nie wytrwałam w swoim obowiązku, a zamiast tego narzekałam na trudności i na każdym kroku myślałam tylko o swoim ciele. W żaden sposób nie mogłam się równać z Noem, byłam po prostu osobą bez sumienia. Miałam raka i zostałam uzdrowiona dzięki Bożej ochronie. Przez te wszystkie lata, gdy wykonywałam swoje obowiązki, choroba nie powróciła, ale zamiast próbować odwdzięczyć się Bogu za Jego miłość, zawsze myślałam o swojej cielesności, martwiąc się, że rak powróci, i zawsze szukałam fizycznej wygody. Nie raz chciałam nawet uchylić się od swojego obowiązku. Nie byłam lojalna wobec Boga. Byłam naprawdę samolubna i podła, pozbawiona człowieczeństwa i rozumu! Im więcej o tym myślałam, tym bardziej czułam się winna i niegodna Bożego wywyższenia i zbawienia. Musiałam pójść za przykładem Noego i przestać słuchać swojego ciała. Gdyby nadarzyła się kolejna okazja do wykonywania obowiązków, musiałam ją docenić.

Później przełożeni wyznaczyli mnie do nadzorowania pracy w kościele nowych wierzących. Byłam bardzo szczęśliwa, wiedząc, że Bóg daje mi szansę na pokutę. Kiedy przybyłam do kościoła nowych wierzących, zobaczyłam, że wyniki pracy są słabe, w szczególności w pracy ewangelizacyjnej nie poczyniono jeszcze żadnych postępów, a w zespole brakowało ludzi. Poczułam, że trudności są naprawdę duże, i pomyślałam: „Dobre wykonanie tej pracy będzie wymagało wiele wysiłku, a także przestudiowania i opanowania różnych zasad pracy. Moje zdrowie nie jest najlepsze, co jeśli moje ciało nie podoła?”. Nie chciałam płacić za to ceny. Ale zdałam sobie sprawę, że moje myślenie jest błędne, i pomodliłam się do Boga: „Boże, nie chcę działać pod dyktando ciała, gdy praca kościoła napotyka trudności. Muszę mieć sumienie i rozum, by współpracować z Tobą. Proszę, prowadź mnie. Jestem gotowa działać w pełnej jedności z braćmi i siostrami, aby dobrze wykonywać pracę”. Następnie gdy zobaczyłam, że nie ma miejsc na zgromadzenia, podjęłam się znalezienia odpowiednich domów gościnnych, aby moi bracia i siostry mogli prowadzić życie kościelne. Czułam się również zmartwiona widząc, że bracia i siostry, którzy głosili ewangelię, mają trudności. Jednak pomyślałam o tym, że głoszenie ewangelii jest Bożą intencją i że nie mogę się wycofać w obliczu przeciwności. Szukałam więc słów Boga, by pomóc braciom i siostrom w uporaniu się ze stanem, w jakim się znajdowali, i rozmawiałam z nimi o tym, jak Noe potraktował Boże posłannictwo, umożliwiając im w ten sposób zrozumienie znaczenia głoszenia ewangelii i naglącej intencji Boga. Po moim omówieniu stan braci i sióstr poprawił się i byli chętni do pracy ewangelizacyjnej. Po pewnym czasie uległa ona pewnej poprawie w porównaniu z tym, co było wcześniej. Było to zasługą Bożego przewodnictwa!

Dzięki temu doświadczeniu do pewnego stopnia zrozumiałam istotę i konsekwencje pragnienia komfortu, a także zrozumiałam sprawiedliwe usposobienie Boga. Dziś jestem w stanie skorygować swoją postawę i wzbudzić w sobie poczucie odpowiedzialności za moje obowiązki. Rezultat ten został osiągnięty dzięki słowom Bożym. Dzięki niech będą Bogu!

Wstecz: 25. Słowa Boga wskazały mi kierunek w życiu

Dalej: 27. Konsekwencje przesadnej zazdrości

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

44. Wróciłem do domu

Autorstwa Chu Keen Ponga, MalezjaWierzyłem w Pana przez ponad dziesięć lat, a przez dwa lata służyłem w kościele, po czym opuściłem swój...

38. Ocalona w inny sposób

Autorstwa Huang Lin, ChinyKiedyś byłam zwyczajną wierną ruchu charyzmatycznego i od kiedy zaczęłam wierzyć w Pana, nigdy nie opuściłam ani...

Ustawienia

  • Tekst
  • Motywy

Jednolite kolory

Motywy

Czcionka

Rozmiar czcionki

Odstęp pomiędzy wierszami

Odstęp pomiędzy wierszami

Szerokość strony

Spis treści

Szukaj

  • Wyszukaj w tym tekście
  • Wyszukaj w tej książce

Połącz się z nami w Messengerze