Dlaczego nie biorę na siebie ciężaru?
W październiku 2021 roku pracowałam przy filmach jako superwizorka. Pomagali mi brat Leo i siostra Claire. Oboje wypełniali obowiązek znacznie dłużej niż ja i mieli większe doświadczenie, więc decydowali o kolejnych krokach i wykonywali większość zadań. Poza tym dopiero co zaczęłam praktykować i nie rozumiałam wielu aspektów tej pracy, więc przyjęłam tylko małą funkcję. Uważałam, że o ile nie będzie problemów z moją pracą, wszystko będzie dobrze, a pozostałe kwestie mogą załatwić inni. Dzięki temu mniej się martwiłam i nie ponosiłam odpowiedzialności. Z czasem brałam na siebie coraz mniejszy ciężar i w efekcie niewiele rozumiałam z pracy moich partnerów i mało w niej uczestniczyłam. Podczas dyskusji o pracy nie wyrażałam swoich opinii, a w czasie wolnym oglądałam świeckie filmy. Sądziłam, że takie wypełnianie obowiązku jest w porządku.
Pewnego dnia przyszła do mnie przywódczyni z informacją, że Leo i Claire będą wypełniali swój obowiązek gdzie indziej, więc muszę bardziej się starać i przejąć odpowiedzialność za filmy. Osłupiałam na wieść o tej nagłej zmianie. Od niedawna spełniałam obowiązek, a trzeba było dopilnować wielu spraw. Czy to nie wielka presja? Praca moich partnerów była dość skomplikowana i wymagała ciągłej uwagi. Musiałabym szukać informacji, by pomagać osobom bez umiejętności. Leo i Claire byli dość zdolni i zazwyczaj bardzo zajęci. Jako nowicjuszka musiałabym pracować jeszcze więcej niż oni. Czy zostałby mi jakiś czas wolny? Czy nie popełniłabym wykroczenia, gdybym nie wzięła na siebie tej odpowiedzialności i opóźniła pracę? Uznałam, że byłoby lepiej, gdyby przywódczyni znalazła kogoś odpowiedniejszego. Gdy milczałam, przywódczyni zapytała, o czym myślę. Nie chciałam jej niczego mówić. Po zakończonej rozmowie po prostu wyszłam. Kiedy wyobraziłam sobie problemy i trudności, z którymi musiałabym poradzić sobie sama, przytłoczyła mnie presja. Czułam, że taka przyszłość byłaby nie do zniesienia. Jakkolwiek na to patrzyłam, miałam wrażenie, że nie poradzę sobie z tą pracą. Gdy przywódczyni zapytała o mój stan, szybko jej odpowiedziałam: „Nie czuję się na siłach, by przejąć te zadania. Może znajdziecie kogoś odpowiedniejszego?”. Przywódczyni spytała: „Na jakiej podstawie uważasz, że się nie nadajesz?”. Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć. Nawet nie spróbowałam i nie wiedziałam, czy się nadaję. Jednak na myśl o presji i wysiłku fizycznym związanym z tą pracą, pragnęłam odmówić. Czy nie uchylałam się od odpowiedzialności i obowiązku? Wtedy pomyślałam, że wszystko co mnie spotyka pochodzi od Boga i powinnam się temu poddać. Modliłam się więc: „Boże, moi partnerzy się przenoszą i mam sama przejąć wszystkie zadania. Czuję opór i nie chcę się na to zgodzić. Wiem, że takie podejście jest niewłaściwe, ale nie rozumiem Twojej woli. Oświeć mnie, proszę, żebym mogła poznać siebie i się podporządkować”.
Później siostra przesłała mi fragment słów Boga, które do mnie przemówiły. Bóg mówi: „W czym przejawia się bycie osobą uczciwą? Po pierwsze, przejawia się ono w braku wątpliwości wobec Bożych słów. Poza tym najważniejszym przejawem bycia osobą uczciwą jest poszukiwanie i praktykowanie prawdy we wszystkich sprawach – to jest najbardziej istotne. Mówisz, że jesteś uczciwy, ale cały czas ignorujesz słowa Boga i robisz, co tylko chcesz. Czy jest to przejaw bycia osobą uczciwą? Mówisz: »Choć jestem słabego charakteru, to mam szczere serce«. A jednak kiedy przypada ci w udziale jakiś obowiązek, boisz się cierpienia i tego, że jeśli nie wypełnisz tego obowiązku dobrze, będziesz musiał ponieść odpowiedzialność. Dlatego wynajdujesz rozmaite wymówki, aby się od niego wymigać, lub sugerujesz, by zajął się nim ktoś inny. Czy jest to przejaw bycia osobą uczciwą? Oczywiście, że nie. Jak zatem winna zachować się osoba uczciwa? Powinna poddać się Bożym ustaleniom, lojalnie wykonywać powierzony jej obowiązek i starać się wypełnić intencje Boga. Przejawia się to na kilka sposobów. Jednym jest przyjęcie swojego obowiązku ze szczerym sercem, nie zważając na interesy własnego ciała, pracując z pełnym przekonaniem i nie knując dla własnej korzyści. To są przejawy uczciwości. Inny sposób to wkładanie całego serca i wszystkich sił w należyte wykonywanie obowiązku, robienie wszystkiego jak trzeba, wkładanie serca i miłości w wypełnianie obowiązku, by zadowolić Boga. Takie przejawy uczciwości powinny charakteryzować ludzi podczas wykonywania obowiązku. Jeśli nie realizujesz tego, co wiesz i rozumiesz, i dajesz z siebie tylko pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt procent wysiłku, to nie wkładasz w pracę całego serca i wszystkich sił. Jesteś natomiast krętaczem, który się obija. Czy ludzie, którzy wypełniają swoje obowiązki w ten sposób, są uczciwi? W żadnym razie. Bogu nie są potrzebni tacy nierzetelni krętacze; należy ich wyeliminować. Do pełnienia obowiązków Bóg używa tylko ludzi uczciwych. Nawet lojalni robotnicy muszą być uczciwi. Wszyscy ludzie, którzy zawsze są niedbali, podstępni i wiecznie szukają sposobów, by się obijać, są krętaczami i demonami. Żaden z nich naprawdę nie wierzy w Boga i wszyscy zostaną wyeliminowani. Niektórzy ludzie myślą tak: »Bycie osobą uczciwą polega po prostu na tym, że mówi się prawdę i nie kłamie. Naprawdę łatwo być człowiekiem uczciwym«. Co sądzicie o takiej opinii? Czy bycie osobą uczciwą ogranicza się tylko do tego? Absolutnie nie. Musisz obnażyć swoje serce i oddać je Bogu – taką postawę powinna mieć osoba uczciwa. Dlatego właśnie uczciwe serce jest tak cenne. Co z tego wynika? To, że uczciwe serce może kontrolować twoje zachowanie i odmienić twój stan. Może sprawić, że dokonasz właściwych wyborów, podporządkujesz się Bogu i zyskasz Jego aprobatę. Takie serce jest naprawdę cenne. Jeśli posiadasz tego rodzaju uczciwe serce, to powinieneś żyć w takim stanie, tak się zachowywać i w ten sposób dawać z siebie wszystko” (Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowo Boże sprawiło, że poczułam wielki wstyd. W obliczu obowiązku uczciwi ludzie nie martwią się potencjalnym ryzykiem, jakie ten obowiązek może ze sobą nieść, nie uchylają się od niego ani nie odmawiają jego wykonania z lęku przed cierpieniem. Zamiast tego przyjmują go i dają z siebie wszystko. To uczciwe podejście. Zastanowiłam się nad swoim podejściem do obowiązku. Gdy usłyszałam o wyjeździe partnerów, zasmuciło mnie, że przybędzie mi pracy i zmartwień i wzrośnie presja na mnie. Musiałabym brać odpowiedzialność za pracę źle wykonaną przez innych. Próbowałam więc uchylić się od obowiązku, używając wymówki o braku kwalifikacji. Byłam fałszywa i pozbawiona sumienia. W modlitwach przyrzekałam poddawać się ciężarowi od Boga, ale w chwili próby poddałam się ciału, nie praktykowałam żadnej z prawd i używałam pustych słów, by oszukać Boga. Gdybym poddała się woli Boga, wiedząc, że się nie nadaję i nie będąc w stanie znaleźć nikogo odpowiedniego, powinnam intensywnie doskonalić swoje umiejętności i współpracować z innymi, by praca nad filmami nie ucierpiała. Tak by postąpiła osoba z sumieniem i człowieczeństwem. Gdyby na koniec się okazało, że się nie nadaję i gdybym została przeniesiona lub zwolniona, to powinnam po prostu się poddać planowi Bożemu. To jedyne racjonalne postępowanie. Na myśl o tym poczułam się nieco spokojniejsza.
Później przeczytałam fragment słów Boga, dzięki któremu zrozumiałam swoje podejście do obowiązku. Bóg mówi: „Wszyscy, którzy nie dążą do prawdy, przy wykonywaniu obowiązku przejawiają postawę braku odpowiedzialności. »Gdy ktoś prowadzi, podążam; pójdę, gdziekolwiek mnie poprowadzą. Zrobię wszystko, czego ode mnie zażądają. Ale jeśli chodzi o wzięcie na siebie odpowiedzialności i troski lub zadawanie sobie dodatkowego trudu, by coś zrobić, wkładanie w coś całego serca i wszystkich sił – ja się na to nie piszę«. Tacy ludzie nie chcą płacić ceny. Są skłonni tylko się wysilać, ale nie chcą brać na siebie odpowiedzialności. To nie jest postawa, która pozwala prawdziwie wypełnić obowiązek. Trzeba nauczyć się wkładać serce w wypełnianie obowiązku; osoba mająca sumienie jest w stanie się na to zdobyć. Jeśli ktoś nigdy nie wkłada serca w wypełnianie swego obowiązku, to znaczy, że nie ma sumienia, a ten, kto nie ma sumienia, nie może zyskać prawdy. Dlaczego mówię, że tacy ludzie nie mogą zyskać prawdy? Nie wiedzą, jak się modlić do Boga i szukać oświecenia Ducha Świętego, ani jak okazywać wzgląd na Boże intencje, ani jak wkładać serce w kontemplację słów Bożych; nie wiedzą, jak szukać prawdy, jak szukać zrozumienia Bożych wymagań i pragnień. Na tym właśnie polega niezdolność do poszukiwania prawdy. Czy doświadczacie takich stanów, w których – bez względu na to, co się dzieje, lub jakiego rodzaju obowiązek wykonujecie – potraficie często wyciszać się przed Bogiem, wkładać całe serce w kontemplację Jego słów, w poszukiwanie prawdy i w rozważania, jak powinniście wykonać ten obowiązek, aby wypełnić Boże intencje, i jakie prawdy powinniście posiąść, by go wykonać w zadowalający sposób? Czy wiele razy szukacie prawdy w ten sposób? (Nie). Wkładanie serca w swój obowiązek i umiejętność wzięcia na siebie odpowiedzialności wymaga cierpienia i poniesienia kosztów – nie wystarczy po prostu o tych sprawach mówić. Jeśli nie włożysz serca w wykonanie obowiązku, zawsze chcąc jedynie się natrudzić, to z pewnością nie zostanie on wypełniony dobrze. Będziesz tylko zachowywać pozory, nic ponadto, i nie dowiesz się, czy wypełniłeś swój obowiązek dobrze, czy źle. Jeśli włożysz weń serce, zaczniesz stopniowo rozumieć prawdę; jeśli tego nie zrobisz, nie zrozumiesz jej. Kiedy włożysz serce w wykonywanie swojego obowiązku i w dążenie do prawdy, stopniowo dojdziesz do zrozumienia Bożych intencji, odkryjesz swoje zepsucie i braki oraz zapanujesz nad swoimi różnymi stanami. Skupiając się wyłącznie na swoich wysiłkach i nie wkładając serca w refleksję nad sobą, nie będziesz w stanie odkryć prawdziwego stanu swego serca oraz niezliczonych reakcji i przypadków ujawnienia zepsucia, jakie przejawiasz w różnych sytuacjach. Jeżeli nie wiesz, jakie będą konsekwencje, gdy problemy pozostają nierozwiązane, to masz poważne kłopoty. Dlatego właśnie nic dobrego nie wynika z tego, że się wierzy w Boga, mając zamęt w głowie. Musisz żyć przed obliczem Boga przez cały czas i w każdym miejscu; cokolwiek cię spotyka, zawsze musisz szukać prawdy, a czyniąc to, musisz także zastanawiać się nad sobą, poznać problemy, jakie niesie ze sobą twój stan i natychmiast szukać prawdy, by je rozwiązać. Tylko w ten sposób możesz dobrze wykonywać swój obowiązek i uniknąć opóźniania pracy. Nie tylko będziesz w stanie dobrze wypełniać swój obowiązek – najważniejsze jest to, że będziesz też miał wejście w życie i będziesz w stanie wyzbyć się swych skażonych skłonności. Tylko wtedy możesz wejść w prawdorzeczywistość. Jeśli tym, co często rozważasz w swoim sercu, nie są sprawy związane z twoim obowiązkiem, lub nie są to kwestie mające coś wspólnego z prawdą, a zamiast tego zaprzątasz sobie głowę zewnętrznymi rzeczami i rozmyślasz o sprawach ciała, to czy będziesz w stanie zrozumieć prawdę? Czy będziesz wówczas potrafił dobrze wypełniać swój obowiązek i żyć przed obliczem Boga? Z całą pewnością nie. Ktoś taki zaś nie może zostać zbawiony” (Jedynie uczciwy może prawdziwie żyć na podobieństwo człowieka, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Demaskując ten rodzaj podejścia, Bóg malował mój portret. Kiedy rozpoczynałam pełnienie obowiązku, nie wzięłam na siebie odpowiedzialności. Moi partnerzy byli bardziej doświadczeni, więc wtopiłam się w tło i uznałam, że to w porządku, o ile będę należycie wykonywała własne zadania. W ten sposób wyglądałabym przyzwoicie i bym się nie przemęczała. Skupiłam się więc na własnej pracy i nie zaprzątałam sobie głowy ich obowiązkami. Nie podchodziłam też poważnie do pojawiających się problemów i trudności. Kiedy przywódca zapytał, dlaczego nasza grupa pracuje tak nieefektywnie, nie potrafiłam odpowiedzieć. W taki sposób swoją pracę traktują niewierzący. Niby jak w wykonywaniu swojego obowiązku poddawałam się woli Boga? Kiedy pojawiały się problemy, nie poszukiwałam prawdy, nie podsumowywałam odchyleń, ani nie starałam się poprawić efektywności. Uważałam, że jeśli moi współpracownicy są w stanie się tym zająć, to ja mogę się trochę zrelaksować. W wolnym czasie dogadzałam swojej cielesności lub oglądałam świeckie filmy. Pogłębiała się moja rozwiązłość i oddalałam się od Boga. Nie wypełniałam gorliwie obowiązku. Traktowałam go jak etat. Czy w ten sposób mogłam wypełniać go należycie? W końcu zrozumiałam, że moi „zastępcy” odeszli zgodnie z planem Bożym, żebym mogła praktykować, nauczyć się przejmować, przyjmować odpowiedzialność, w trudnych chwilach polegać na Bogu i poszukiwać prawdozasad. Co więcej, zrozumiałam też, że moje niedbałe i nieodpowiedzialne podejście do obowiązku budziło odrazę Boga. Presja pracy zmuszała mnie teraz, bym się bardziej przyłożyła do obowiązku i starała się wykonywać go należycie. Gdy zrozumiałam intencje Boga, byłam gotowa poddać się tym okolicznościom. W kolejnych dniach starałam się bardziej angażować w pracę. Kiedy zauważyłamproblemy związane z filmami, opisywałam je i próbowałam rozwiązywać. Przygotowałam harmonogram prac i przejmowałam zadania jak najszybciej. Gdy skorygowałam swój stan, miałam więcej czasu na pracę i czułam się spokojniejsza.
Przydzielono mi potem nową partnerkę. Wciąż starałam się być bardziej odpowiedzialna, lecz po pewnym czasie odkryłam, że ta siostra jest zdolna i bardziej doświadczona ode mnie. Przekazałam jej więc część zadań i nie zajmowałam się nimi więcej. Żeby utrzymać reputację, uczestniczyłam czasem w dyskusjach, ale nie udzielałam sugestii, myśląc: „Widzę, że sobie radzisz, więc nie mam powodu do zmartwień i mogę sobie odpocząć”. Przywódczyni poradziła, żebym się bardziej zaangażowała. Robiłam tak przez kilka dni, ale wkrótce wróciłam do dawnych nawyków. Czasami bracia i siostry przysyłali nam wiadomości o pojawiających się w pracy trudnościach, które należało natychmiast rozwiązać, ale jeśli dotyczyły one zadań, którymi zajmowała się moja partnerka, ignorowałam je. Celowo oznaczałam wiadomości jako nieprzeczytane i udawałam, że ich nie przeczytałam, licząc, że ona się nimi zajmie. Czułam, że to nieodpowiedzialne, ale jeśli zadania były normalnie realizowane, nie zastanawiałam się nad tym. Kilka miesięcy później powierzono nam osobne części pracy nad filmami. Tym razem nikt mi nie pomagał i wiedziałam, że na pewno napotkam liczne trudności i problemy. Pomyślałam jednak o tym, że podchodzę do obowiązku nieodpowiedzialnie, i jeśli mam na tym skorzystać, to powinnam zacząć od tego, że się podporządkuję. Gdy zaczęłam, odkryłam, że spoczywa na mnie dużo więcej zadań, a ilość codziennych czynności nie miała końca. Ponadto, moje umiejętności zawodowe nie były wspaniałe i pojawiało się coraz więcej problemów. Do każdego filmu otrzymywaliśmy uwagi i musiałam z namysłem ustosunkować się do wszystkich. Z czasem ulotnił się mój i tak niewielki entuzjazm i zastanawiałam się często: „Choć bardzo się staram, wiele kwestii wciąż trzeba załatwić. Może powinni znaleźć kogoś odpowiedniejszego”. Wkrótce potem wiele naszych nagrań odesłano do ponownego wykonania, co mnie dodatkowo przygnębiło. Nie chciałam już mierzyć się z trudnymi problemami i coraz bardziej tęskniłam za pracą z partnerami, za których plecami mogłam się beztrosko chować i nie musiałam brać na siebie takiej presji. Nie miałam motywacji do wypełniania obowiązku i czułam się ociężała. Uświadomiłam sobie, że nie mogę go wypełniać w takim stanie, więc się modliłam. Podczas poszukiwań, przypomniałam sobie o Noem. Budując arkę, doświadczył wielu trudności i porażek, lecz się nie poddał i pracował 120 lat. Ukończył arkę i wypełnił zadanie od Boga. W obliczu kilku trudności ja chciałam zrzucić swój ciężar i wziąć nogi za pas. Czy to nie tchórzostwo? Wzięłam się więc jakoś w garść i należycie podeszłam do swoich służbowych problemów.
Podczas modlitwy przeczytałam ten fragment słów Boga: „Fałszywi przywódcy nigdy nie wykonują rzeczywistej pracy, zachowują się tak, jakby rola, którą pełnią, była jakimś oficjalnym stanowiskiem, czerpiąc korzyści ze swojego statusu. Obowiązek, który powinni wykonywać, oraz pracę, która należy do przywódcy, traktują jako obciążenie i kłopot. W ich sercach wzbiera sprzeciw wobec pracy kościoła. Jeśli się ich skłoni, by nadzorowali pracę i zidentyfikowali zaistniałe problemy, które powinny być monitorowane i rozwiązane, reagują niechęcią. To jest praca, która należy do przywódców i pracowników, to jest ich zadanie. Jeśli tego nie robią – jeśli nie mają ochoty tego robić – to dlaczego nadal chcą być przywódcą lub pracownikiem? Czy wykonują swój obowiązek, aby zważać na Boże intencje, czy po to, by pełnić urząd i cieszyć się korzyściami statusu? Czy to nie jest bezwstydne, być przywódcą, jeśli pragną tylko zajmować oficjalne stanowisko? Jest to najpodlejszy rodzaj charakteru – tacy ludzie nie mają szacunku do siebie, nie mają wstydu. Jeśli chcą się cieszyć wygodami ciała, to niech pędzą z powrotem do świata i gonią za nimi, złapią je i zagarną dla siebie, ile tylko potrafią. Nikt nie będzie im w tym przeszkadzał. Dom Boży jest miejscem, w którym wybrańcy Boga wykonują swoje obowiązki i wielbią Go; jest to miejsce, w którym ludzie mogą dążyć do prawdy i zostać zbawieni. Nie jest to miejsce do rozkoszowania się wygodami ciała, a tym bardziej miejsce, w którym pozwala się ludziom żyć konfortowo niczym książętom. (…) Bez względu na to, jaką pracę niektórzy ludzie wykonują czy jakie obowiązki pełnią, nie są w stanie robić tego dobrze, nie potrafią wziąć ich na siebie; nie są w stanie wypełnić żadnej powinności ani zobowiązania, jakie człowiek powinien wypełniać. Czy to nie są śmieci? Czy można ich jeszcze nazwać człowiekiem? Czy oprócz półgłówków, osób umysłowo upośledzonych i z dysfunkcjami fizycznymi istnieje ktoś jeszcze, kto nie jest zobowiązany wykonywać obowiązku i przyjmować odpowiedzialności? Ale taka osoba wiecznie coś knuje, obija się i nie chce wypełniać swoich obowiązków; oznacza to, że nie chce postępować przyzwoicie. Bóg dał takim ludziom możliwość bycia istotami ludzkimi, dał im potencjał i talenty, oni jednak nie potrafią z tego skorzystać przy wykonywaniu obowiązku. Nie robią nic, ale na każdym kroku chcą czerpać przyjemność. Czy taką osobę można nazwać istotą ludzką? Bez względu na to, jakie zadanie się im powierzy – ważne czy zwyczajne, trudne czy proste – zawsze wykonają je niestarannie, zawsze będą niewiarygodni. Kiedy pojawiają się problemy, próbują zrzucić odpowiedzialność za nie na innych, nie biorąc na siebie odpowiedzialności, a mimo to pragnąc dalej wieść życie pasożyta. Czy nie są bezużytecznymi śmieciami? Kto w społeczeństwie nie musi polegać na sobie, aby przetrwać? Kiedy człowiek dorośnie, powinien sam się utrzymywać. Rodzice wypełnili już swój obowiązek i nawet gdyby nadal chcieli takiego kogoś wspierać, ten nie czułby się z tym dobrze. Powinien zdać sobie sprawę z tego, że jego rodzice wykonali już swoje zadanie wychowania dzieci. Powinien zrozumieć, że jako dorosły i sprawny fizycznie powinienem być w stanie prowadzić niezależne życie. Czy nie jest to minimum rozumu, jakie powinien przejawiać dorosły człowiek? Jeśli ktoś rzeczywiście ma rozum, nie może wciąż żerować na rodzicach, bo obawiałby się, że inni go wyśmieją i zawstydzą. Czy więc ktoś, kto kocha wygodę i nienawidzi pracy, posiada rozum? (Nie). Ci ludzie zawsze pragną czegoś za nic. Nigdy nie chcą brać na siebie żadnej odpowiedzialności, życząc sobie, by słodycze po prostu spadały z nieba i wpadały wprost do ich ust. Zawsze chcą otrzymywać trzy posiłki dziennie, mieć kogoś, kto im usługuje, i rozkoszować się pysznym jedzeniem i piciem bez wykonywania najmniejszej pracy. Czy to nie jest sposób myślenia pasożyta? A czy ludzie, którzy są pasożytami, mają sumienie i rozum? Czy mają godność i uczciwość? Absolutnie nie. Wszyscy są darmozjadami i nieudacznikami, zwierzętami pozbawionymi sumienia i rozumu. Nikt z nich nie nadaje się do pozostania w domu Bożym” (Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników (8), w: Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). Te słowa dały mi do myślenia: monitorowanie i rozumienie problemów oraz poszukiwanie prawdy dla ich rozwiązania, to zadanie przywódcy i pracownika. Fałszywi przywódcy uznają to jednak za obciążenie. Ich celem nie jest wypełnianie obowiązku, tylko korzystanie z atrybutów stanowiska. Dostrzegłam, że właśnie tak się zachowuję. Powinnam była wziąć odpowiedzialność za problemy i trudności i je rozwiązywać, wykorzystać tę sytuację do poszukiwania prawdy i nadrabiania własnych braków. Dzięki temu szybciej bym robiła postępy. Chciałam jednak odrzucić obowiązek z powodu zbyt wielu trudności. Jako superwizorka nie wykonywałam realnej pracy ani nie rozwiązywałam realnych problemów. Czyż nie łaknęłam tylko korzyści płynących ze statusu? Gdy analizowałam sytuację, choć mogło się wydawać, że wykonywałam pracę z partnerami, zadania były rozdzielane między kilkoro z nas i nie byłam odpowiedzialna za zbyt wiele. Miałam łatwy obowiązek, więc właściwie w ogóle się nie przemęczałam. Kiedy przeniesiono moich partnerów, presja znacznie wzrosła i musiałam cierpieć, by unieść odpowiedzialność. Czułam tak silny opór, że chciałam nawet zdradzić Boga i porzucić obowiązek. Choć później polepszyłam swój stan, jedząc i pijąc słowo Boga, to ponownie przyjęłam mniejszą odpowiedzialność, gdy współpracowałam z bardziej doświadczoną siostrą. Wypełniałam wtedy swój obowiązek rekreacyjnie, żeby się nie martwić. Gdy stałam się samodzielnie odpowiedzialna za trudną pracę nad filmami, znów chciałam uciec. Dostrzegłam, że moje podejście do obowiązku było zdradliwe i byłam gotowa porzucić wszystko w obliczu trudności lub odpowiedzialności. Zawsze pragnęłam znaleźć łatwą i niestresującą pracę, ale trudności pojawiają się w każdej profesji i bez zmiany skażonego usposobienia, nie byłabym w stanie należycie wykonać żadnego obowiązku. Zauważyłam, że z natury byłam znużona prawdą i nie kochałam pozytywnych rzeczy. Nie chciałam wypełniać obowiązku tylko otrzymać błogosławieństwa. Z takiej wiary nic się nie rodzi. Przeczytałam w słowach Boga: „Ci ludzie zawsze pragną czegoś za nic. Nigdy nie chcą brać na siebie żadnej odpowiedzialności, życząc sobie, by słodycze po prostu spadały z nieba i wpadały wprost do ich ust. Zawsze chcą otrzymywać trzy posiłki dziennie, mieć kogoś, kto im usługuje, i rozkoszować się pysznym jedzeniem i piciem bez wykonywania najmniejszej pracy. Czy to nie jest sposób myślenia pasożyta?”. Byłam właśnie taką osobą, o jakich mówił Bóg. Nie chciałam siać, tylko zbierać plony i korzystać z owoców pracy innych. Czyż nie byłam taką miernotą? Im więcej o tym myślałam, tym bardziej było mi niedobrze. W przeszłości najbardziej nienawidziłam darmozjadów żerujących na rodzicach, dorosłych osób, które się nie wyprowadzały z domu, wykorzystywały rodziców i nie brały na siebie odpowiedzialności. Do niczego się nie nadają. Tylko czym różniło się moje zachowanie od ich? Robiłam sobie wyrzuty i modliłam się: „Boże, w końcu widzę, że bardzo egoistycznie i nieszczerze wypełniam swój obowiązek. Zawsze myślałam o swojej cielesności i chciałam być pasożytem. Głęboko przerażają mnie te skażone myśli. Mnóstwo pracy w kościele pilnie wymaga realizacji w ramach współpracy, ale nie staram się robić postępów ani brać na siebie ciężaru. Jestem miernotą”.
Poddałam się rozmyślaniom. Dlaczego zawsze chciałam uciec i porzucić obowiązek, gdy w pracy pojawiała się presja i trudności? Z czego to wynikało? Poszukując odpowiedzi, przeczytałam te słowa Boga: „Dziś nie wierzysz słowom, które wypowiadam, i nie zwracasz na nie uwagi; kiedy nadejdzie dzień szerzenia tego dzieła i ujrzysz dzieło to w całości, będziesz żałował i w owym czasie będziesz oniemiały. Istnieją oto błogosławieństwa, lecz ty nie wiesz, jak się nimi cieszyć; jest też prawda, lecz ty do niej nie dążysz. Czyż nie sprowadzasz na siebie pogardy? Dziś, choć kolejny etap Bożego dzieła ma się dopiero zacząć, nie ma nic wyjątkowego w wymaganiach, jakie się wobec ciebie stawia, ani w tym, co każe ci się urzeczywistniać. Jest tak wiele pracy i tak wiele prawd; czyż nie są godne tego, abyś je poznał? Czyż Boże karcenie i sąd nie są w stanie obudzić twego ducha? Czy Boże karcenie i sąd nie są w stanie sprawić, byś znienawidził samego siebie? Czy rad jesteś żyć pod wpływem szatana, w pokoju i radości, korzystając z odrobiny cielesnych uciech? Czy nie jesteś najpodlejszym ze wszystkich ludzi? Nikt nie jest głupszy od tych, którzy ujrzeli zbawienie, lecz nie dążą do tego, aby je osiągnąć. Są to ludzie, którzy opychają się cielesnością i znajdują upodobanie w szatanie. Masz nadzieję, że twoja wiara w Boga nie będzie wymagać żadnych wyzwań czy cierpień, ani najmniejszego nawet trudu. Ciągle dążysz do osiągnięcia tych rzeczy, które są bezwartościowe, a nie przywiązujesz wagi do życia, przedkładając zamiast tego własne ekstrawaganckie myśli ponad prawdę. Jakże jesteś bezwartościowy! Żyjesz jak świnia: jaka jest różnica pomiędzy tobą a świniami czy psami? Czyż wszyscy ci, którzy nie dążą do osiągnięcia prawdy, a zamiast tego kochają cielesność, nie są zwierzętami? Czy wszyscy ci umarli bez ducha nie są chodzącymi trupami? Jak wiele słów zostało wypowiedzianych pomiędzy wami? Czyż tylko niewiele pracy wykonane zostało pomiędzy wami? W jak wiele was zaopatrzyłem? Dlaczego zatem nie pozyskałeś Mego zaopatrzenia? Na co możesz się uskarżać? Czyż nie jest tak, że nie zyskałeś niczego przez to, że zanadto ukochałeś ciało? Czy to nie przez to, że twoje myśli są nazbyt ekstrawaganckie? Czy nie dlatego, że jesteś nazbyt głupi? Jeśli nie jesteś w stanie pozyskać tych błogosławieństw, czy możesz winić Boga, że cię nie zbawi? Tym, do czego dążysz, jest osiągnięcie spokoju po uwierzeniu w Boga: żeby twoich dzieci nie nękały choroby, żeby twój mąż miał dobrą pracę, żeby twój syn znalazł sobie dobrą żonę, żeby twa córka znalazła porządnego męża, żeby twe woły i konie dobrze orały ziemię, żeby był rok dobrej pogody dla twoich plonów. Oto jest to, czego szukasz. Dążysz tylko do tego, by żyć wygodnie; by twojej rodzinie nie przytrafiały się żadne nieszczęśliwe wypadki, by omijały cię niepomyślne wiatry, by twej twarzy nie tknął piasek, by plonów twojej rodziny nie zalała powódź, aby nie dosięgło cię żadne nieszczęście, byś żył w objęciach Boga, byś wiódł życie w przytulnym gniazdku. Tchórz taki jak ty, który zawsze podąża za cielesnością: czy ty w ogóle masz serce? Czy masz ducha? Czyż nie jesteś zwierzęciem? Ja daję ci drogę prawdy, nie prosząc o nic w zamian, lecz ty nią nie podążasz. Czy jesteś jednym z tych, którzy wierzą w Boga? Ja obdarzam cię prawdziwym człowieczym życiem, lecz ty nie dążysz do jego osiągnięcia. Czyż nie jesteś taki sam jak świnia czy pies? Świnie nie dążą do osiągnięcia ludzkiego życia, nie dążą do tego, by zostać obmyte i nie rozumieją, czym jest życie. Każdego dnia, najadłszy się do syta, zapadają po prostu w sen. Ja zaś dałem ci drogę prawdy, lecz ty jej nie zyskałeś. Twoje ręce są puste. Czy masz zamiar tkwić nadal w takim życiu, życiu świni? Jakie znaczenie ma życie takich ludzi? Życie twoje jest godne pogardy i podłe, żyjesz pośród brudu oraz rozpusty i nie dążysz do żadnych celów. Czyż życie twoje nie jest najpodlejsze ze wszystkich? Czy masz czelność spoglądać na Boga? Jeśli nadal będziesz doświadczał życia w ten sposób, czyż nie będzie tak, że nie osiągniesz niczego? Dana ci została droga prawdy, lecz to, czy ostatecznie zdołasz ją osiągnąć, czy też nie, zależy od twoich osobistych dążeń” (Doświadczenia Piotra: jego znajomość karcenia i sądu, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Z surowych słów Boga wywnioskowałam, że brzydzi się On ludźmi łaknącymi komfortu i czuje do nich niechęć. Uważa ich za zwykłe zwierzęta. Za leniwych próżniaków, niechętnych czynieniu postępów i lubiących się obijać, którzy żadnego obowiązku nie wykonują prawidłowo i nie osiągają prawdy. Są miernotami. Ja taka byłam. Lubiłam, gdy było łatwo, i dopóki miałam obowiązek i mnie nie zwalniano, wszystko było w porządku. Jednak w obliczu trudności, które wymagały cierpienia lub poświęcenia, wycofywałam się. Wybierałam łatwe i proste prace i hołdowałam szatańskim zasadom życiowym: „Ciesz się życiem, póki żyjesz” i „Dogadzaj sobie”. Z powodu dominacji tych idei i poglądów zawsze łaknęłam komfortu i irytowało mnie, gdy piętrzyła się praca, bo obawiałam się, że uszczupli mój czas wolny. Kiedy musiałam opanować nowe umiejętności, nie poświęcałam się zbytnio. W rezultacie osiągałam niewielkie postępy i nie byłam w stanie wykonywać pracy. Niekiedy nawet zaniedbywałam obowiązki i oglądałam świeckie filmy pod pretekstem zdobywania nowych umiejętności. Stawałam się coraz bardziej otępiała i mroczna. W razie problemów powinnam jako superwizorka aktywnie je analizować i rozwiązywać. Kiedy dostrzegałam, że są nieco skomplikowane, stosowałam sztuczki, by je ignorować, co opóźniało postęp prac. Stale pragnęłam znaleźć kogoś na swoje miejsce, by zmniejszyć ciążącą na mnie presję. Wiedziałam, że nagrywanie filmów jest ważne, lecz w kluczowych momentach wolałam dogadzać cielesności i uciekać od odpowiedzialności. Byłam jak dziecko, które rodzice wychowali do osiągnięcia dorosłości, jednak gdy nadchodzi czas, kiedy to ono powinno się poświęcić dla rodziny, obawia się cierpienia i nie chce przyjąć odpowiedzialności. Takie osoby są pozbawione sumienia i są niewdzięcznymi draniami. Zachowywałam się w taki właśnie sposób. Bóg prowadził mnie do tego miejsca i okazał mi łaskę, pozwalając pełnić tak ważny obowiązek, ja jednak obawiałam się cierpienia i poddawałam się tylko cielesności. Brakowało mi sumienia! Zawsze narzekałam, że mam trudny obowiązek i z bólem rozstawałam się z doczesnym komfortem. Traciłam szansę na osiągnięcie prawdy, a także robiłam bałagan w obowiązkach, popełniając same wykroczenia. W końcu byłam pewna, że Bóg mnie odtrąci i wyrzuci.
Zaczęłam poszukiwać ścieżki praktyki. Przeczytałam takie słowa Boga: „Załóżmy, że kościół powierzy ci jakieś zadanie, a ty powiesz: »Nieważne, czy będę mieć szansę wykazać się, wykonując je, czy nie; skoro mi je zlecono, to zrobię je dobrze. Przyjmę tę odpowiedzialność. Jeśli przyjdzie mi zajmować się obsługą, dam z siebie wszystko, by dobrze obsługiwać ludzi. Będę dbać o braci i siostry, jak należy, i zrobię, co w mojej mocy, żeby każdy był bezpieczny. Jeżeli przydzielą mnie do szerzenia ewangelii, zaopatrzę się w prawdę i z miłością będę głosić ewangelię i dobrze wykonywać swoje obowiązki. Jeśli mam się uczyć języka obcego, będę to robić sumiennie i niestrudzenie. Nauczę się go tak szybko, jak tylko się da, w ciągu roku lub dwóch, żeby móc nieść świadectwo o Bogu osobom z innych krajów. Jeżeli poproszą mnie o pisanie artykułów ze świadectwami, będę się w tym skrupulatnie szkolić i postrzegać wszystko zgodnie z prawdozasadami; będę poznawać arkana języka i nawet jeśli nie zdołam ubierać myśli w piękne słowa, przynajmniej będę w stanie jasno przekazywać swoje świadectwo doświadczenia. Będę zrozumiale omawiać prawdę i przekazywać prawdziwe świadectwo o Bogu, by ludzie, czytając moje artykuły, czuli, że są budujące i przynoszą im korzyści. Bez względu na to, do jakiej pracy przydzieli mnie kościół, będę w nią wkładać całe swoje serce i starać się ze wszystkich sił. Jeśli zaś czegoś nie zrozumiem albo pojawi się problem, będę modlić się do Boga, szukać prawdy, rozwiązywać problemy zgodnie z prawdozasadami i robić swoje tak, jak należy. Bez względu na to, jakie będę pełnić obowiązki, dam z siebie absolutnie wszystko, by realizować je dobrze i zadowalać Boga. Bez względu na to, co mogę osiągnąć, zrobię, co w mojej mocy, by dźwignąć każdą spoczywającą na mnie odpowiedzialność. Z całą pewnością nie mogę czynić niczego wbrew sumieniu i rozumowi, pracować niedbale i niestarannie, uciekać się do podstępności ani wykręcać od zadań czy też zbierać owoców pracy innych. Nie zrobię niczego, co nie spełnia standardów, jakie dyktuje sumienie«. Są to minimalne wymagania wobec ludzkiej postawy, a osobę, która wykonuje swoje obowiązki w opisany powyżej sposób, można uznać za obdarzoną sumieniem i rozsądkiem. Gdy wypełniasz obowiązek, musisz zadbać co najmniej o czystość sumienia, musisz czuć, że zasługujesz na swoje trzy posiłki dziennie, a nie żebrać o nie. To jest poczucie odpowiedzialności. Nie jest istotne, czy masz dobry, czy kiepski charakter, czy rozumiesz prawdę, czy nie, ważne jest to, by mieć właściwe nastawienie: »Skoro powierzono mi to zadanie, muszę poważnie do niego podejść i uznać, że to moja sprawa. Muszę włożyć w nie całe serce i ze wszystkich sił starać się wykonać je dobrze. Nie mogę zagwarantować, że podołam mu perfekcyjnie, ale zrobię wszystko, co w mojej mocy, by zadbać o jego prawidłową realizację, i z pewnością nie będę działać niedbale ani po łebkach. Jeżeli napotkam problem w pracy, wezmę za niego odpowiedzialność i dołożę starań, by wynieść naukę z tej sytuacji, oraz spełnić swój obowiązek, jak należy«. Takie podejście jest właściwe. Czy masz takie nastawienie?” (Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników (8), w: Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). Słowa Boga mnie natchnęły. Skoro kościół powierzył mi tę pracę, musiałam przyjąć całą odpowiedzialność, jak osoba dorosła. Niezależnie od charakteru i zdolności czy ilości trudności, na jakie natrafiałam, nie mogłam się wycofać. Musiałam dać z siebie wszystko, by wykonać pracę. Gdy później kończyliśmy nagrywać film i otrzymywaliśmy uwagi od innych, czy był to problem, o którym wcześniej nie wiedziałam, czy też taki, którego nie potrafiłam rozwiązać, aktywnie poszukiwałam rozwiązania lub doświadczonej osoby, którą mogłam zapytać o zdanie. Stopniowo opanowałam te umiejętności i wyraźniej poznałam zasady. Wcześniej, każdy skomplikowany problem zwykle zrzucałam na swoich partnerów, ociągając się z odpowiadaniem na wiadomości na czacie. Teraz potrafię przyjmować odpowiedzialność i brać na siebie ciężar. Chociaż w ramach każdej współpracy pojawiają się trudności, uważne zawierzenie się Bogu i rozmowa z innymi sprawiają, że wyraźnie krystalizuje się ścieżka, którą należy wybrać.
Dopiero to doświadczenie uświadomiło mi, jaką byłam egoistką i oszustką. Byłam podstępna, leniwa i niechętnie brałam na siebie odpowiedzialność. Gdy naprawiłam swoją postawę, chętnie akceptowałam ciężar od Boga i angażowałam się we współpracę, dostrzegłam przywództwo i pomoc Boga. Nabrałam wiary i ochoty do bycia racjonalną osobą z sumieniem, wypełniającą swój obowiązek.
Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.