Szerzenie ewangelii jest powinnością, do której wszyscy wierzący są moralnie zobowiązani
Podczas ostatniego spotkania rozmawialiśmy o należytym wykonywaniu swojego obowiązku. Sprostanie temu jest pierwszym i najistotniejszym z czterech fundamentalnych warunków niezbędnych w Bożym procesie doskonalenia człowieka. Poprzednim razem zajęliśmy się omawianiem definicji i zasad wykonywania własnego obowiązku. Przedyskutowaliśmy też kilka przykładów, rozmawiając o rozmaitych zewnętrznych oznakach wskazujących na to, że ludzie nie wykonują swoich obowiązków należycie. Tym samym umożliwiłem wybrańcom Boga wyraźne dostrzeżenie, iż tego rodzaju problemy powinny być korygowane, oraz zrozumienie postawy, jaką Bóg przyjmuje wobec tych, którzy tak właśnie wykonują swoje obowiązki. Omówiwszy tę kwestię, zyskaliście ogólne pojęcie na temat tego, jak w należyty sposób wykonywać swój obowiązek, czemu poświęcać uwagę, czego nie czynić i jakie działania mogą obrazić usposobienie Boga i doprowadzić do zniszczenia. Czy biorąc udział w rozmowie o tym, jak wykonywać swój obowiązek należycie, jesteście w stanie koncepcyjnie dostrzec i zrozumieć jakąkolwiek prawdę związaną z tą sprawą? Jakich zasad powinni przestrzegać i jakie prawdy praktykować różni ludzie podczas wykonywania rozmaitych obowiązków? Czy jasno rozumiecie tego typu szczegółowe kwestie? (Nie pojmujemy ich jasno). Musimy zatem dokładniej omówić tę sprawę. Trzeba nam ustanowić bardziej szczegółowe klasyfikacje potrzebne do przedyskutowania tego, co właściwie oznacza wykonywanie swojego obowiązku w należyty sposób.
Dzieło domu Bożego składa się z kilku głównych kategorii. Na czele wszystkich jego działań znajduje się dzieło szerzenia ewangelii. Angażuje ono ogromną ilość ludzi, porusza rozległy zakres spraw i wymaga wielkiego nakładu pracy. Jest to pierwsza z kategorii oraz najważniejsze zadanie w całokształcie pracy kościoła. Rozpowszechnianie ewangelii jest najważniejszym zadaniem w Bożym planie zarządzania. Z tego względu musi być ono zaklasyfikowane jako pierwsza kategoria owego dzieła. Jaki tytuł noszą ci, którzy wykonują ów obowiązek? To głosiciele ewangelii. Przejdźmy do drugiej kategorii: jaki jest najważniejszy obowiązek w wewnętrznej pracy kościoła? (To obowiązek spełniany przez przywódców i pracowników). Zgadza się, chodzi o obowiązek przywódców i pracowników wszystkich szczebli w kościele, łącznie z kierownikami i liderami poszczególnych grup. Jest to powinność najwyższej wagi, ważny jest również ogół pracy wykonywanej przez tych ludzi. To druga kategoria. Przechodząc do powinności mieszczących się w trzeciej kategorii: które obowiązki odgrywają stosunkowo ważną rolę w dziele szerzenia ewangelii? (To pewne szczególne obowiązki). Owszem, trzecia kategoria obejmuje ludzi wykonujących rozmaite szczególne obowiązki, takie jak: pisanie, tłumaczenie, tworzenie muzyki, filmów, sztuki oraz prace związane z kwestiami zewnętrznymi. Osoby należące do czwartej kategorii wykonują zaś przede wszystkim zwyczajne obowiązki związane z logistyką, takie jak praca w recepcji, gotowanie czy robienie zakupów. Szczegółowe klasyfikowanie tych czynności nie jest konieczne. Do piątej kategorii należą ci, którzy ze względu na sytuację rodzinną, warunki fizyczne czy też inne tego typu powody są w stanie wykonywać niektóre obowiązki jedynie w swoim wolnym czasie. Ludzie ci czynią to najlepiej, jak potrafią. To piąta kategoria. Pozostali – ci, którzy nie wykonują żadnych obowiązków – należą do kategorii szóstej. Te osoby nie mają nic wspólnego z wykonywaniem obowiązków – dlaczego zatem w ogóle zostają ujęte w jakiejkolwiek kategorii? Umieszcza się je w ostatniej kategorii, ponieważ są zaliczane do grona członków kościoła. Skoro wysłuchały wielu kazań, są zdolne pojąć prawdę i dobrowolnie proszą o powierzenie im obowiązków, to powinniśmy pozwolić im je wykonywać oraz dać im możliwość okazania skruchy, o ile ich wiara jest szczera i o ile nie są to ludzie bardzo małego formatu bądź źli, a także pod warunkiem, że obiecają nie wywoływać niepokojów. Zasadniczo wszyscy członkowie kościoła należą do którejś z sześciu wyżej wymienionych kategorii. Pozostali jeszcze nowi wierzący. Nie można mówić, że nie wykonują oni swoich obowiązków. Chodzi raczej o to, że mając niedojrzałą postawę i posiadając zaledwie płytkie zrozumienie prawdy, nie są zdolni do zrobienia czegokolwiek. Nawet jeżeli niektórzy z nich mają dobry potencjał, to jednak nie pojmują prawdy ani zasad, a zatem i tak nie są w stanie wykonywać żadnych obowiązków. Dopiero po dwóch lub trzech latach wiary w Boga mogą zacząć to czynić. Wówczas możliwe jest zakwalifikowanie ich do poszczególnych kategorii osób wykonujących obowiązki. Podsumowując: wyodrębniliśmy teraz wyraźnie sześć kategorii. Do pierwszej należą ci, którzy szerzą ewangelię; do drugiej przywódcy i pracownicy wszystkich szczebli w kościele; do trzeciej osoby wykonujące szczególne obowiązki; do czwartej ludzie wykonujący zwyczajne obowiązki; do piątej ci, którzy wykonują obowiązki, gdy czas im na to pozwala; do szóstej zaś ci, którzy w ogóle nie wykonują żadnych obowiązków. Na podstawie jakich zasad uporządkowano owe kategorie? Utworzono je, uwzględniając charakter danej pracy, czas wymagany do jej wykonania, a także jej nakład oraz wagę. Gdy poprzednio rozmawialiśmy o wykonywaniu obowiązków, to w zasadzie poruszyliśmy różne związane z tym aspekty prawdy. Nasza rozmowa dotyczyła prawdozasad, którymi wszyscy ludzie winni się kierować podczas wykonywania swoich obowiązków. Nie opracowaliśmy żadnych kategorii, nie przedyskutowaliśmy szczegółowo zasad, jakich powinien przestrzegać każdy z owych typów ludzi, ani też wchodzenia w określone prawdy, na wkraczaniu w które powinni się oni skoncentrować. Omówimy teraz pełniej ów aspekt prawdy, rozpatrując po kolei każdą kategorię tak, by wszystko było jasne.
Rozpocznę naszą rozmowę od prawd, jakie winni pojąć ci, którzy szerzą ewangelię. Jakie fundamentalne prawdy powinni zrozumieć owi ludzie i w które z nich powinni się zaopatrzyć? W jaki sposób powinieneś podejść do tego obowiązku, aby dobrze go wykonać? Musisz być zaopatrzony w pewne prawdy wizji konieczne do szerzenia ewangelii, a także opanować rządzące tą czynnością zasady. W jakie inne prawdy powinieneś się zaopatrzyć (opanowawszy zasady szerzenia ewangelii), by móc skorygować pojęcia i przezwyciężyć problemy innych? Jak powinieneś traktować tych, którzy zgłębiają prawdziwą drogę? Najważniejszą sprawą jest umiejętność rozeznania. Komu możesz, a komu nie możesz głosić ewangelii – to pierwsza zasada, jaką musisz zrozumieć. Głoszenie ewangelii ludziom, wśród których nie może być ona głoszona, to nie tylko marnotrawienie wysiłku, lecz także duże ryzyko sprowadzenia ukrytych niebezpieczeństw. Trzeba to pojąć. Ponadto, nawet te osoby, wśród których można głosić ewangelię, nie przyjmą jej, jeżeli wypowiesz jedynie kilka słów albo będziesz opowiadać o pewnych głębokich doktrynach. To nie takie proste. Może się zdarzyć, że będziesz mówić tak długo, aż zaschnie ci w ustach i spierzchnie ci język, aż stracisz wszelką cierpliwość i zechcesz porzucić tych, którzy zgłębiają prawdziwą drogę. Co przede wszystkim trzeba posiadać w takich okolicznościach? (Miłość i cierpliwość). Musisz mieć w sobie miłość i cierpliwość. Jeżeli całkiem brakuje ci uczucia miłości, to na pewno jesteś też pozbawiony cierpliwości. Poza pojmowaniem prawdy w odniesieniu do wizji szerzenie ewangelii wymaga również wielkiej miłości i wielkiej cierpliwości. Jedynie tak możesz właściwie wykonywać obowiązek szerzenia ewangelii. W jaki sposób definiuje się obowiązek szerzenia ewangelii? Jak go postrzegasz? Czym szerzący ewangelię różnią się od osób wykonujących inne obowiązki? Składają oni świadectwo o Bożym dziele w dniach ostatecznych i o przybyciu Boga. Niektórzy ludzie mówią, że są posłańcami ewangelii, że wysłano ich z misją, że są zstępującymi z góry aniołami. Czyż można ich zdefiniować w taki sposób? (Nie można). Na czym polega misja szerzących ewangelię? Jaki jest ich obraz w ludzkich umysłach? Jaką odgrywają rolę? (Kaznodziejów). Kaznodziejów, posłańców, kogo jeszcze? (Świadków). Większość ludzi zdefiniowałaby ich właśnie w taki sposób. Lecz czy te definicje rzeczywiście są trafne? Powszechnie używanymi określeniami są „kaznodzieja” i „świadek”, zaś „posłaniec ewangelii” to bardziej prestiżowe miano. Często słyszy się trzy powyższe określenia. Bez względu na to, w jaki sposób ludzie pojmują i definiują tytuły osób wykonujących ów obowiązek, wszystkie te miana są nierozerwalnie związane ze słowem „ewangelia”. Które z owych trzech określeń jest najodpowiedniejsze i najbardziej pasuje do obowiązku szerzenia ewangelii, stanowiąc tym samym najracjonalniejsze miano? (Kaznodzieje). Większość ludzi uważa, że najtrafniejszy jest tytuł kaznodziei. Czy ktokolwiek jest za mianem świadka? (Tak). A co z mianem posłańca ewangelii? (Nie). Właściwie nikt nie aprobuje tytułu posłańca ewangelii. Na początek rozważmy, czy odpowiednie jest miano kaznodziei. „Głoszenie” oznacza szerzenie, rozpowszechnianie, przekazywanie i nagłaśnianie czegoś – a jaką to „drogę” głoszą kaznodzieje? (Prawdziwą drogę). To dobry sposób, by to wyrazić. „Droga” oznacza prawdziwą drogę dzieła Boga oraz Bożego zbawienia człowieka. Oto jak objaśniamy i definiujemy słowo „kaznodzieja”. Pomówmy teraz o „świadku”. O czym zaświadcza świadek? (O dziele Bożym w dniach ostatecznych). Nie jest błędem stwierdzenie, że świadek składa świadectwo o Bożym dziele w dniach ostatecznych. Te dwa miana zdają się być całkiem adekwatne. Co jednak z posłańcem ewangelii? Co oznacza słowo „ewangelia”? Dobre nowiny i radosne wieści dotyczące dzieła Boga, Bożego zbawienia człowieka i Bożego powrotu. Jak wyjaśnić słowo „posłaniec”? Dobre objaśnienie to: ktoś zesłany przez Boga, ktoś, komu bezpośrednio powierzono zadanie szerzenia ewangelii, albo też jakiś człowiek, którego Bóg posyła w odpowiednim czasie, by przekazał Jego słowa lub ważne przesłanie. To właśnie jest posłaniec. Czyż szerzący ewangelię odgrywają taką rolę? Czy wykonują tego rodzaju pracę? (Nie). Jaką zatem pracę wykonują? (Składają świadectwo o dziele Boga w dniach ostatecznych). Czy ich świadectwo o Bożym dziele w dniach ostatecznych stanowi misję, którą przyjęli bezpośrednio od Boga? (Nie). W takim razie jak można ową misję objaśnić? (To obowiązek istot stworzonych). To ludzki obowiązek. Bez względu na to, czy Bóg wyznaczył ci takie zadanie, czy ci o tym powiedział, czy powierzył ci obwieszczanie swego nowego dzieła oraz rozpowszechnianie ewangelii, spoczywa na tobie odpowiedzialność i obowiązek opowiedzenia o ewangelii, rozpowszechnienia jej i przekazania jeszcze większej liczbie ludzi. Umożliwienie większej liczbie ludzi poznania owej nowiny, stawienia się przed obliczem Boga i powrotu do Jego domu to twoja odpowiedzialność i obowiązek. Jest to ludzki obowiązek i ludzka odpowiedzialność, a zatem nie można mówić, że człowiek został przysłany czy wysłany przez Boga. Z tego względu słowo „posłaniec” tu nie pasuje. Jaką naturę ma to słowo? Jest fałszywe, przesadne i puste. Określenie „posłaniec” jest zbyt przesadne, by mogło być odpowiednie. Od czasów Starego Testamentu do dziś, od początku Bożego dzieła zarządzania do czasów obecnych w zasadzie nigdy nie istniała rola posłańca. Innymi słowy: nikt nie odgrywał takiej roli w dziele Bożego planu zarządzania służącego zbawieniu ludzkości przez cały okres jego realizacji. W jaki sposób zwykli ludzie byliby w stanie wziąć na swoje barki sens słowa „posłaniec”? Nikt nie jest zdolny podjąć się takiej pracy. Z tego względu rola ta jest niedostępna człowiekowi i nikt nie może być kojarzony z tym słowem. Zgodnie z ludzką interpretacją posłaniec to ktoś, kto został zesłany przez Boga, aby coś zrobić lub przekazać jakąś wiadomość. Taki człowiek ma niewiele wspólnego z wielkim i nadrzędnym dziełem Boga, jakim jest zarządzanie ludzkością. Rola posłańca praktycznie nie występuje zatem na żadnym z trzech etapów Bożego dzieła. W przyszłości nie używaj więc tego słowa. To naiwne. Czy człowiek może przybrać tytuł „posłańca ewangelii”? Nie może. Po pierwsze: jest on istotą z krwi i kości. Po drugie: należy do skażonego rodzaju ludzkiego. Jakiego typu istotą jest posłaniec? Wiecie to? (Nie wiemy). Nie wiecie, a mimo to nadal ośmielacie się używać tego określenia. To podszywanie się. Z całą pewnością można stwierdzić, iż posłańcy nie mają żadnego związku z ludzkością, a ludzie nie mogą mieć nic wspólnego z określeniem „posłaniec”. Rodzaj ludzki nie jest w stanie wziąć tego na swoje barki. Posłańcy ewangelii, posłańcy zstępujący z góry oraz dzieło posłańców zasadniczo dobiegły końca w czasach Abrahama i Starego Testamentu. To się już skończyło. Z chwilą, gdy Bóg oficjalnie dokonał dzieła zbawienia ludzkości, rodzaj ludzki powinien zaprzestać używania słowa „posłaniec”. Dlaczego nie powinno się go już używać? (Człowiek nie jest w stanie wziąć tego na swoje barki). Tu nie chodzi o to, czy człowiek jest, czy nie jest w stanie tego udźwignąć, lecz o to, iż posłańcy nie mają nic wspólnego ze skażoną ludzkością. Nie istnieje taka rola ani takie miano pośród skażonej ludzkości. Powróćmy do słowa „kaznodzieja”. Gdybyśmy mieli sformułować obiektywną, precyzyjną i pogłębioną definicję „drogi”, którą kaznodzieja głosi, jak by ona brzmiała? (Słowo Boga). To dość ogólne określenie. A dokładniej: czy odnosi się ona wyłącznie do ewangelii i do aktualnego przesłania Bożego dzieła? (Nie). W takim razie co właściwie obwieszczają ludzie szerzący ewangelię? W jakim stopniu dzieło szerzących ewangelię wiąże się z „drogą”? Właściwie jakiego typu praca wchodzi w zakres ich obowiązków? Oni po prostu przekazują odbiorcom ewangelii pewne podstawowe informacje; na przykład o przyjściu Boga w dniach ostatecznych, o dziele, którego On dokonał, o słowach Boga i Bożych intencjach, po to, by ludzie mogli je usłyszeć i przyjąć, a następnie powrócić do Boga. Przywiódłszy ludzi przed oblicze Boga, wywiązują się oni z obowiązku szerzenia ewangelii. Czy w przekazywanych przez nich informacjach zawarty jest jakikolwiek element tego, co określa się mianem „drogi”? Terminy „informacje” i „ewangelia” są tu w zasadzie równorzędne. Czy mają one jakikolwiek związek z „drogą”? (Nie). Dlaczego nie istnieje takie powiązanie? Do czego dokładnie odnosi się termin „droga”? Najprostszym słowem, jakie może posłużyć za wyjaśnienie, jest „ścieżka”. Termin „ścieżka” zawiera w sobie bardziej szczegółową definicję „drogi”. Ujmując rzecz konkretniej: „droga” to wszystkie słowa dane przez Boga po to, by zbawić ludzkość, uwolnić ludzi od ich skażonego szatańskiego usposobienia i umożliwić im ucieczkę z niewoli szatana i wyrwać się spod jego ciemnego wpływu. Czy to precyzyjny i konkretny opis? Czy gdy spojrzymy na to teraz, uznamy słowo „kaznodzieja” za właściwe określenie tych, którzy wykonują obowiązek szerzenia ewangelii? (Nie jest ono właściwe). Obowiązek kaznodziei wykracza daleko poza szerzenie ewangelii. To miano mogą przybrać jedynie ci, którzy znają Boga i składają o Nim świadectwo. Czy przeciętny człowiek szerzący ewangelię jest w stanie wziąć na swoje barki pracę kaznodziei? Absolutnie nie. Szerzenie ewangelii to po prostu obwieszczanie dobrej nowiny i składanie świadectwa o Bożym dziele. Ludzie, którzy to czynią, absolutnie nie są w stanie wziąć na swoje barki pracy kaznodziejów, nie mogą wykonywać kaznodziejskiego obowiązku, a więc nie można nazywać ich kaznodziejami. Miano kaznodziei przydaje wyższej rangi, lecz szerzący ewangelię na nie nie zasługują. Ów tytuł nie jest dla nich odpowiedni. Pozostał nam już tylko termin „świadek”. O czym zaświadcza świadek? (O dziele Bożym w dniach ostatecznych). Czy właściwe jest stwierdzenie, że obwieszcza on Boże dzieło w dniach ostatecznych i składa o nim świadectwo? Gdyby trzeba było precyzyjnie zdefiniować znaczenie słowa „świadek”, to należałoby je odnieść raczej do kogoś, kto składa świadectwo o Bogu, a nie o ewangelii. A gdybyśmy nazwali szerzących ewangelię świadkami Boga? Czy są oni zdolni składać świadectwo o Bogu? (Nie są). W jaki sposób możemy objaśnić użyte w tym miejscu słowo „świadek”? Przyjrzawszy się temu dokładniej, widzimy, że termin „świadek” również nie jest odpowiedni. Jako że szerzący ewangelię jedynie obwieszczają słowa wypowiedziane przez Boga wszystkim tym, którzy są spragnieni Bożych słów, oraz głoszą Jego słowo ludziom z radością przyjmującym ukazanie się Boga, nie odpowiada to prawdziwemu znaczeniu terminu „świadek”. Dlaczego twierdzę, że nie to należy rozumieć poprzez składanie świadectwa? Niesienie świadectwa obejmuje to, o czym dana osoba rozmawia i co obwieszcza po to, by umożliwić ludziom poznanie Boga i by przyprowadzić ich przed Jego oblicze. Dziś ci, którzy szerzą ewangelię, sprowadzają jedynie ludzi do kościoła – Bożego miejsca pracy na ziemi. Nie składają oni świadectwa o Bożym usposobieniu, o tym, co Bóg ma i czym jest, ani o Jego dziele. Czy „świadek” to dla nich odpowiednie miano? Ściśle mówiąc: nie jest ono ani odpowiednie, ani adekwatne. Przeanalizowaliśmy i rozważyliśmy właśnie wszystkie trzy terminy – „posłańcy ewangelii”, „kaznodzieje” i „świadkowie” – i doszliśmy do wniosku, że żaden z nich nie pasuje do szerzących ewangelię. Abstrahując od tego, czy terminy te zaczerpnięto z religii, czy też są one powszechnie używane przez członków domu Bożego – nie są ani odpowiednie, ani adekwatne. Stajemy teraz przed pytaniem: czy tytuły są istotne? (Tak). Czy naprawdę są one tak ważne? Przykładowo: jeżeli pierwotnie nazywałeś się Jan Kowalski, a teraz jesteś Arturem Nowakiem, to czy to oznacza, że się zmieniłeś? Czy nie pozostajesz sobą? Czyli miano lub imię, którego używasz, nie jest ważne. A skoro nie ma ono znaczenia, to po co analizować te terminy? Uczyniłem to, by ludzie zyskali dokładny ogląd obowiązku szerzenia ewangelii, precyzyjnie zdefiniowali, czym właściwie jest ów obowiązek, i wiedzieli, jak prawidłowo go wykonywać i traktować. Przede wszystkim musisz zdefiniować własną pozycję w ramach owego obowiązku. To bardzo ważne. Z tego względu ów tytuł musi być precyzyjny.
Właśnie z grubsza przeanalizowałem kilka tytułów czy terminów odnoszących się do ludzi wykonujących obowiązek szerzenia ewangelii. Miana i definicje świadka, kaznodziei i posłańca ewangelii są niewłaściwe. Dlaczego? Ponieważ ludzie, którzy jedynie szerzą ewangelię, nie wykonują żadnej istotnej pracy, która zasługiwałaby na te miana. Nie składają oni świadectwa o Bożych uczynkach, Bożym dziele ani istocie Boga. To nie jest ich praca ani nie wykonują oni takiego obowiązku. Dlatego nie są godni, by nosić miano świadków. Podobnie jest z tytułem kaznodziei, nie mówiąc już o posłańcu ewangelii. To ostatnie miano jest pozbawione znaczenia i nie ma żadnego uzasadnienia. Nie jest niczym więcej, jak tylko wzniośle brzmiącym tytułem, który ludzie nadają sami sobie. Skąd wzięło się miano posłańca? Czyż nie zrodziło się ono na skutek rozdęcia aroganckiego ludzkiego usposobienia? (Tak). Czyż nie chodzi tu po prostu o chęć nadania sobie wzniosłego miana? Gdy ktoś samego siebie obdarza tego rodzaju tytułem, to takie zachowanie nie jest przejawem posiadania rozumu. Inne miana są nawet jeszcze mniej stosowne i pasujące, nie będziemy ich więc wymieniać ani po kolei analizować. Skoro te tytuły są nieodpowiednie, zastanówmy się, co tak naprawdę stanowi esencję obowiązku szerzenia ewangelii. Jak w religii określa się pozyskiwanie kogoś za sprawą szerzenia ewangelii? (Przynoszenie owoców). Gdy szerzący ewangelię pozyskują jakiegoś człowieka, mówią, że przynieśli owoce. Kiedy spotykają się i rozmawiają, za każdym razem mówią o tym, jak wiele owoców przynieśli, szerząc ewangelię w tym czy innym miejscu. Ludzie ci porównują się ze sobą, by sprawdzić, kto przyniósł więcej owoców i jakie one są. Dlaczego przeprowadzają takie porównania? Co właściwie porównują, powierzchownie zestawiając liczbę owoców? Otóż porównują oni swoje zasługi oraz kwalifikacje potrzebne, by wejść do królestwa niebieskiego. Skoro dokonują między sobą takich porównań, to czy postrzegają dzieło szerzenia ewangelii jako swój obowiązek? Dlaczego przykładają tak wielką wagę do przynoszonych przez siebie owoców? Wierzą, iż są one w jakiś sposób powiązane z pójściem do nieba, z otrzymywaniem błogosławieństw i nagród. Czy gdyby tak nie było, dokonywaliby takich porównań za każdym razem, gdy się spotykają? Porównywaliby inne aspekty. Dokonywaliby wzajemnych porównań wszystkiego, co wiązałoby się z otrzymaniem nagród i wejściem do królestwa niebieskiego. Jako że pozyskiwanie innych i przynoszące owoce szerzenie ewangelii jest powiązane z pójściem do nieba i otrzymaniem nagród, ludzie, chcąc tych rzeczy dostąpić, nigdy nie znudzą się porównywaniem tego, kto podczas szerzenia ewangelii pozyskał więcej osób i kto przyniósł więcej owoców. Później kalkulują oni w swoich sercach, jak pozyskać więcej ludzi i przynieść więcej owoców, tak aby w kwestii wejścia do nieba i otrzymania nagrody zyskać większe kwalifikacje i pewność siebie. Uwidacznia się tu postawa różnego rodzaju ludzi wobec szerzenia ewangelii. Czy ich nastawienie i motywacja do szerzenia ewangelii oznaczają pragnienie wypełnienia swych obowiązków, przynależnych istotom stworzonym? (Nie). To niewłaściwy punkt widzenia. Celem tych ludzi nie jest właściwe spełnianie swoich obowiązków ani wypełnianie Bożego posłannictwa, lecz zdobycie nagród. Wykonywanie obowiązku tak, jakby to była transakcja, nie stoi rzecz jasna w zgodzie z prawdą, lecz stanowi jej pogwałcenie. Nie jest to zgodne z intencjami Boga, lecz dla Niego odrażające. Ilość owoców przyniesionych przez tych ludzi nie ma wpływu na ich ostateczne przeznaczenie. Uznają oni szerzenie ewangelii za profesję, za drogę lub pomost do uzyskania błogosławieństw i nagród. Gdy wykonują swoje obowiązki i przyjmują posłannictwo, ich zamiarem wcale nie jest wypełnienie zadań wyznaczonych przez Boga ani właściwe wykonanie obowiązków, a jedynie uzyskanie błogosławieństw i nagród. Z tego względu ludzie takiego pokroju, niezależnie od ilości przyniesionych owoców, nie są ani świadkami, ani kaznodziejami. Ich praca nie polega na wykonywaniu obowiązku, lecz jest harówką i pracą wykonywaną jedynie po to, by otrzymać błogosławieństwa. Najpoważniejszy problem stanowi tu nie tylko to, że osoby te szerzą ewangelię, by uzyskać błogosławieństwa i nagrody, lecz także to, że wykorzystują pozyskiwanie ludzi za sprawą szerzenia ewangelii jako kartę przetargową, którą można wymienić u Boga na nagrody i błogosławieństwo wejścia do nieba. Czyż nie stanowi to bardzo poważnego problemu? Gdzie leży jego istota? Ci ludzie wystawiają ewangelię na sprzedaż, „sprzedając” ją w zamian za błogosławieństwa. Czyż nie ma w tym odrobiny natury, przejawiając się w próbie dobicia targu z Bogiem? Oto istota ich zamiarów i praktyk oraz natura ich działań. Problem sprzedawania ewangelii w zamian za nagrody zdaje się dotyczyć tak zwanych „kaznodziejów” świata religijnego. Czy więc ci, którzy dziś wykonują obowiązek szerzenia ewangelii w domu Bożym, borykają się z tym samym problemem? (Tak). Co stanowi ich zasadniczy wspólny problem? To, że sprzedają ewangelię w zamian za zadowolenie i uznanie Boga, po to, by osiągnąć swój cel, jakim jest uzyskanie błogosławieństw i owego pięknego przeznaczenia. Przedstawienie tego w taki sposób może niektórych z was nie przekonać, a jednak wielu ludzi rzeczywiście tak postępuje.
Pozyskawszy ludzi, wielu spośród szerzących ewangelię czuje, że jest w stanie zbawić innych oraz że wykonało wielką posługę, i często mówi do tych, którzy przyjęli od nich ewangelię: „Gdybyśmy nie głosili wam ewangelii, to nigdy nie bylibyście w stanie uwierzyć w Boga. Dzięki naszym kochającym sercom dostąpiliście szczęścia otrzymania ewangelii”. Po tym zaś, gdy ci ludzie przyjmą ewangelię, tego rodzaju człowiek niechybnie ich zapyta: „Kto szerzył wśród was ewangelię?”. Rozważą oni to pytanie i pomyślą: „Prawdą jest, że to ty głosiłeś nam ewangelię, jednak było to dzieło Ducha Świętego, nie możemy więc przypisać ci za to zasług”. I nie zechcą odpowiedzieć. Brak odpowiedzi wywoła gniew pytających, którzy nadal będą ich wypytywać. Jakie zamiary kryją się za tymi ciągłymi pytaniami? Pytający pragną sobie przypisać zasługi. Pośród szerzących ewangelię są także i tacy, którzy wprawdzie zanoszą ją człowiekowi, lecz gdy ów spełni warunki przystąpienia do kościoła, odmawiają przekazania go kościołowi. Zdarzają się ludzie głoszący ewangelię kilku osobom, których następnie nie przekazują kościołowi, są też tacy, którzy szerzą ewangelię pośród 20 czy 30 osób – liczby wystarczającej do tego, by założyć kościół – i ich również nie przekazują. Dlaczego tego nie czynią? Twierdzą: „Ludzie ci nie mają jeszcze solidnych podstaw. Poczekajmy, aż je zbudują, aż pozbędą się wszelkich wątpliwości i nie dadzą się łatwo zwieść, a wtedy przekażę ich kościołowi”. Po pół roku te osoby zbudują już jakieś podstawy i spełnią warunki wejścia do kościoła, lecz owi głosiciele ewangelii nadal nie zechcą ich przekazać. Sami pragną prowadzić tych ludzi. Jaki zamiar się za tym kryje? Czy gdyby nie można było nic na tym zyskać, chcieliby ich prowadzić? Na jaki zysk liczą? Chcą od tych ludzi osobistych profitów i korzyści. Jeśliby przekazali te osoby kościołowi, nie mogliby czerpać takich profitów. Musisz zatem mieć rozeznanie w tej sprawie. Podobnie wielu duchownych i starszych ze świata religii doskonale wie, czym jest prawdziwa droga, lecz nie przyjmuje jej i nie pozwala wierzącym na jej przyjęcie. W istocie czynią tak dla własnego prestiżu i zysku. Gdyby tylko wierzący przyjęli prawdziwą drogę, owi duchowni i starsi nie mogliby czerpać korzyści z ich wiary. Tacy głosiciele ewangelii obawiają się, że ich odbiorcy zapomną o nich, dołączywszy do kościoła, a wówczas nie będą oni mogli dłużej czerpać korzyści z ich wiary. To dlatego nie przekazują tych ludzi kościołowi. Kiedy ci głosiciele ewangelii przekażą owych ludzi? Gdy wszyscy oni będą ich słuchać i okazywać im posłuszeństwo. Wszedłszy do kościoła, niektóre z tych osób, odznaczające się dosyć dobrym człowieczeństwem, szczerym pojmowaniem i miłością do prawdy, będą często słuchać kazań i zrozumieją niektóre prawdy, a przez to uda im się rozeznać co do tych, którzy szerzyli wśród nich ewangelię. Powiedzą wówczas: „Człowiek ten zdaje się być antychrystem jak Paweł”. A gdy ponownie spotkają owych głosicieli ewangelii, nie zwrócą na nich uwagi. Ci zaś, gdy zostaną zignorowani, wpadną w gniew i będą mówić: „Jesteś niewdzięczny! Czy gdybym nie przyniósł ci ewangelii, uwierzyłbyś w boga? Odnalazłbyś prawdziwą drogę? Czyżbyś zapomniał o mnie, swym ojcu, teraz, gdy kto inny cię prowadzi?”. Oni chcą, by widziano w nich ojca. Czy ludzie mówiący w ten sposób są rozumni? (Nie). Jeżeli ktoś jest w stanie tak powiedzieć, to z całą pewnością nie jest dobry. Dlaczego tak twierdzę? Do kogo należą ludzie, których pozyskują szerzący Bożą ewangelię? (Do Boga). Choć szerzący ewangelię potrafią ciężko pracować, ludzie, których pozyskują, nie należą do nich, lecz do Boga. Przyjmujący ewangelię pragną podążać za Bogiem, nie zaś wierzyć w tych, którzy głosili im ewangelię, lecz tacy głosiciele ewangelii nie pozwalają im dołączyć do kościoła i podążać za Bogiem. Wolą trzymać tych ludzi w garści i kontrolować po to, by ci za nimi podążali. Czyż szerzenie ewangelii w ten sposób to nie rozbój w biały dzień? Tacy głosiciele ewangelii utrudniają ludziom przyjście przed oblicze Boga, doprowadzając do tego, że aby tam dotrzeć, osoby te muszą przejść przez nich i wszystko musi być przekazywane za ich pośrednictwem. Czyż nie próbują oni czerpać korzyści z wiary ludzi? Czyż nie pragną ich kontrolować? (Tak). Jakiego rodzaju jest to zachowanie? Jest ono zupełnie szatańskie! Oznacza ono, iż antychryst odkrył swoje prawdziwe oblicze i chce kontrolować kościół oraz wybrańców Boga. Ludzi tego pokroju można znaleźć w każdym kościele. W poważnych przypadkach kontrolują oni dziesiątki, a nawet setki osób. W przypadkach mniej poważnych, głosząc ewangelię kilku osobom, nieustannie domagają się od nich wdzięczności, za każdym razem, gdy je widzą, przypominają im o długu, jaki te mają wobec nich, i stale przywołują czasy, gdy osoby te po raz pierwszy uwierzyły. Dlaczego stale do tego nawiązują? Ponieważ nie chcą, by te osoby zapomniały o ich dobroci oraz o tym, czyje kazania umożliwiły im wejście do domu Bożego i komu należy się za to uznanie. Mają oni ukryty cel w poruszaniu takich kwestii, a gdy nie udaje im się go osiągnąć, ganią tych ludzi. Jakie są pierwsze słowa, które wypowiadają, by ich zganić? (Że ludzie ci są niewdzięczni). Czy te słowa są rozumne? (Nie). Dlaczego twierdzisz, że są nierozumne? (Ponieważ owi głosiciele ewangelii wykraczają poza przypisane im miejsce. Szerzenie ewangelii jest ich obowiązkiem, czymś, co powinni czynić. Mimo to, zaniósłszy ludziom ewangelię, postrzegają to jako swój wkład, a nie obowiązek). Stale uważają, że szerząc ewangelię, wnieśli jakiś wkład. To błąd. Po pierwsze: wykraczają poza przypisane im miejsce. To Bóg zbawia ludzi, ci zaś mogą z Nim jedynie współpracować. Cóż może osiągnąć człowiek, gdy Bóg nie czyni dzieła? Po drugie: szerzenie ewangelii wśród ludzi nie stanowi żadnego wkładu z ich strony. Nie wnieśli oni żadnego wielkiego wkładu – jest to ich obowiązek. To Bóg pragnie pozyskać ludzi, zaś głosiciele ewangelii jedynie odrobinę z Nim współpracują. Zbawianie i pozyskiwanie ludzi to Boża sprawa, z którą głosiciele ewangelii nie mają nic wspólnego. Oni nie mogą tego czynić. Szerząc ewangelię, wykonują wyłącznie pracę polegającą na jej przekazywaniu; po prostu dzielą się z innymi Bożą ewangelią dni ostatecznych. Nie można tego uznać za jakąś szczególną życzliwość, jaką obdarzają oni innych, a zatem ktoś, kto nie zwraca na nich uwagi, wcale nie jest niewdzięczny. Czyż takie sytuacje nie mają często miejsca, kiedy ludzie wykonują swój obowiązek szerzenia ewangelii? Czy i wy przejawiliście takie zepsucie? (Tak). Czy te przejawy były wyraźne? Czy posunęliście się do tego, by ganić innych? By ich nienawidzić? By chcieć ich przeklinać i kontrolować? Chcesz zdominować i kontrolować każdego, kto przyjmuje od ciebie ewangelię. Pragniesz zagarnąć tych ludzi dla siebie, zamiast przekazać ich Bogu. Oczekujesz, że każdy, kto otrzymuje od ciebie ewangelię, stanie się twoim lojalnym następcą. Czy macie takie myśli? Dla wielu ludzi głoszenie ewangelii jest jak przynoszenie owoców. Sądzą oni, iż każdy, kto przyjmuje od nich ewangelię, staje się ich owocem i naśladowcą, musi posłusznie za nimi podążać i traktować niczym swego Boga i pana. Czy i ty myślisz w ten sposób? Nawet jeżeli nie posuwasz się do tak rażącej skrajności, to nadal masz w sobie ów aspekt skażonego usposobienia. A dlaczego? Ogólnie rzecz biorąc, sprowadza się to do dwóch następujących kwestii: po pierwsze, ludzie wykraczają poza przypisane im miejsce i nie wiedzą, kim są, a po drugie, nie uważają szerzenia ewangelii za swój obowiązek. Jeżeli będziesz je traktować jako swój obowiązek, pojmiesz, że bez względu na to, co czynisz, niezależnie od tego, ilu ludziom głosisz kazania czy ilu ich pozyskujesz, jest to po prostu wykonywanie obowiązku istoty stworzonej, odpowiedzialność i zobowiązanie, jakie powinieneś wypełniać, i nie ma tu mowy o żadnym wielkim wkładzie. Takie pojmowanie tej kwestii jest zgodne z prawdą. Dlaczego jednak niektóre osoby głoszące ewangelię są zdolne kontrolować tych, którzy ją od nich otrzymują, i zawłaszczać ich, tak jakby ci ludzie należeli do nich? Ponieważ są z natury zanadto aroganckie, zadufane w sobie i nie mają ani krzty rozumu. Powodem jest także to, iż nie pojmują one prawdy ani nie uporały się z owym aspektem swego skażonego usposobienia. To dlatego są w stanie dopuszczać się tak głupich, aroganckich i barbarzyńskich czynów, które budzą odrazę innych i wstręt Boga.
Gdy ludzie coś czynią, kiedy posiadają odrobinę kapitału lub wnoszą jakiś wkład, to chcą się tym pochwalić, pragną kontrolować innych, wymienić to, czego dokonali, na nagrody, lub zagwarantować sobie dobre przeznaczenie. Niektórzy z nich posunęliby się wręcz do tego, by próbować przehandlować Bożą ewangelię. Jaką transakcję chcą oni przeprowadzić? Podam przykład. Gdy ktoś taki przybywa do domu potencjalnego odbiorcy ewangelii i spostrzega, że jego rodzina jest biedna, uznaje, iż prawdopodobnie nie odniesie żadnej korzyści z głoszenia mu ewangelii. W rezultacie traci zainteresowanie tą osobą, a wręcz ją dyskryminuje. Ilekroć ją widzi, czuje niezadowolenie i mówi do swego przywódcy: „Ten człowiek nie będzie w stanie uwierzyć w Boga. A nawet gdyby uwierzył, nie zyska prawdy”. Jest to wymówka, której używa, by uniknąć głoszenia ewangelii owemu człowiekowi. Wkrótce potem ktoś inny idzie szerzyć ewangelię u tej osoby, ona zaś ją przyjmuje. W jaki sposób pierwszy z głosicieli ewangelii może to wytłumaczyć? Jak mógł stwierdzić, że ów człowiek nie uwierzy w Boga? Jak mógł być tak arbitralny? Skąd miałby wiedzieć, czy ów człowiek uwierzy, skoro nie głosił mu ewangelii? Nie mógł tego wiedzieć. Dlaczego nie pozyskał tej osoby? Nie zdołał tego uczynić, ponieważ żywił wobec niej uprzedzenia, patrzył na nią z góry i nie okazywał jej serca pełnego miłości. Wykonując swój obowiązek w taki sposób, dopuścił się zaniedbania. Nie okazał serca pełnego miłości ani nie sprostał spoczywającej na nim odpowiedzialności. Czy Bóg uznaje to za zasługę, czy za wykroczenie? (Za wykroczenie). Z całą pewnością jest to wykroczenie. Dlaczego do niego doszło? Czyż nie dlatego, że człowiek ten nie mógł czerpać żadnych korzyści od owego odbiorcy ewangelii? Spostrzegłszy, że głoszenie ewangelii tej osobie nie przyniosłoby mu korzyści, poczuł do niej awersję i wziął na niej odwet, gdyż nie chciał pozwolić jej dostąpić zbawienia, następnie zaś wynajdywał najrozmaitsze powody i wymówki, by uniknąć szerzenia ewangelii. To poważne zaniedbanie obowiązku i ciężkie wykroczenie! Odmawianie szerzenia ewangelii, gdy nie można uzyskać żadnych korzyści – cóż to za postawa? Czyż nie jest to typowa cecha człowieka, który zamiast głosić ewangelię, sprzedaję ją? (Tak). W jaki sposób to czyni? Wytłumacz szczegóły oraz cały proces. (Ów głosiciel ewangelii podejmował decyzję o tym, czy głosić ją danej osobie, biorąc pod uwagę ewentualne płynące z tego korzyści. Jest to równoznaczne z traktowaniem Bożej ewangelii jak towaru i handlowaniem nią w celu uzyskania pożądanych profitów. Gdy człowiek ten dostrzegł, że nic nie zyska, odmówił szerzenia ewangelii). Taki ktoś postrzega Bożą ewangelię jako swoje prywatne dobro. Gdy dostrzega kogoś pochodzącego z bogatej i wpływowej rodziny, kogoś dobrze odżywionego i dobrze ubranego, myśli sobie: „Jeżeli będę głosić tej osobie ewangelię, to zatrzymam się w jej domu, dostanę smaczne jedzenie i dobre ubranie”. Następnie zaś postanawia głosić jej ewangelię. Jak można określić takie zachowanie? To typowy przykład człowieka, który ewangelię sprzedaje. Ten głosiciel traktuje Bożą ewangelię i radosną nowinę o nowym dziele Boga niczym towar i swoje prywatne dobro, oszukując i zwodząc innych na każdym kroku po to, by zapewnić sobie korzyści i wszystko to, czego potrzebuje. Czy na tym polega wykonywanie obowiązku? Coś takiego zwie się robieniem interesów i czerpaniem korzyści z handlu ewangelią. Handlowanie oznacza sprzedawanie rzeczy, które się posiada, oraz otrzymywanie w zamian pieniędzy lub dóbr materialnych, których się pragnie. Jak zatem taki człowiek handluje ewangelią? Wszystko zależy od tego, czy może on czerpać korzyści dzięki potencjalnym odbiorcom ewangelii. Czyli: „Będę głosić ci ewangelię, o ile będzie to dla mnie korzystne. Jeżeli nie mam w tym żadnego interesu, znajdę wymówkę, by jej nie głosić. Cóż, nie każda transakcja może się powieść”. Dlaczego ta się nie powiodła? Ponieważ nie była korzystna dla szerzyciela ewangelii. Jak nazywamy taką osobę? Nazywamy ją „obwoźnym naciągaczem”. Nie ma ona nic prawdziwego do zaoferowania, lecz na każdym kroku oszukuje i zwodzi innych, licząc na to, że słowa przyniosą jej pieniądze i zyski. Czy, głosząc ewangelię w ten sposób, wykonuje swój obowiązek? Wyrządza wyłącznie zło. Jej czyny nie mają nic wspólnego z wykonywaniem obowiązku, ponieważ nie uważa ona, by szerzenie ewangelii nim było; nie dostrzega w tym też swojej odpowiedzialności, powinności ani posłannictwa powierzonego jej przez Boga. Widzi to raczej jako pracę, profesję wykonywaną w zamian za potrzebne jej rzeczy, po to, by załatwić własne interesy i zaspokoić swoje pragnienia. Są i tacy, którzy udawszy się głosić ewangelię w zamożnych rejonach, nie chcą stamtąd odchodzić, gdyż smacznie tam jedzą, dobrze się ubierają i nocują w świetnych warunkach. Zaczynają oni żalić się odbiorcom ewangelii, jacy są biedni: „Spójrzcie, jaka łaska Boża i jakie Boże błogosławieństwa was tu otaczają. Każda rodzina ma swój samochód, mieszka w swojej własnej niewielkiej willi i dobrze się ubiera. Codziennie jecie mięso. To nie do pomyślenia tam, skąd my pochodzimy”. Usłyszawszy to, odbiorcy ewangelii odpowiadają: „Skoro w miejscu, w którym mieszkacie, panuje taka bieda, często przyjeżdżajcie tutaj i zatrzymujcie się u nas”. Następnie zaś dają głosicielom ewangelii różne rzeczy. To zakamuflowana forma nagabywania i wyłudzania od ludzi pieniędzy oraz dóbr materialnych. Na czym polega to wyłudzenie? „Głosiliśmy wam Bożą ewangelię i nie otrzymaliśmy niczego w zamian. Wypełniliśmy Boże posłannictwo. Dostąpiliście tak wielkich błogosławieństw, a zatem powinniście odwdzięczyć się Bogu za Jego miłość i przekazać nam drobny datek. Czy na to nie zasługujemy?”. W ten oto sposób ludzie ci wykorzystują rozmaite środki, by przebiegle, wprost lub pośrednio, wyłudzać od innych dobra materialne i pieniądze. Szerzenie ewangelii jest dla nich okazją do czerpania osobistych korzyści. Pierwszą oznaką jest sprzedawanie ewangelii, czyn najpoważniejszej natury. Drugą – zakamuflowane wyłudzanie. Stąd też w szeregach ludzi wykonujących obowiązek szerzenia ewangelii są tacy, których kieszenie niepostrzeżenie zaczynają się wybrzuszać i którzy głosząc ją, stają się zamożni. Niektórzy pytają: „Czy bycie zamożnym nie jest dobre? Czyż nie jest to Boże błogosławieństwo?”. Bzdury! Polegasz na własnych sztuczkach i wybiegach, by oszukiwać ludzi i wyłudzać od nich różne rzeczy, a później twierdzisz, że to Boże błogosławieństwo. Jakiej natury są te słowa? Są bluźnierstwem przeciwko Bogu. To wcale nie jest Boże błogosławieństwo. Bóg nie błogosławi ludzi w taki sposób. Dlaczego zatem ktoś miałby wpaść na taki pomysł? To skutek ambicji i zachłannej, szatańskiej natury tych ludzi.
Wszyscy głosiciele ewangelii doświadczają wielu cierpień. Niekiedy są prześladowani i nękani przez wyznawców różnych religii, a nawet wydawani reżimowi szatana. Odrobina nieostrożności może sprawić, że zostaną aresztowani przez wielkiego, czerwonego smoka. Ludzie miłujący prawdę są jednak zdolni podchodzić do takich spraw we właściwy sposób, ci zaś, którzy jej nie kochają, często skarżą się na każde najdrobniejsze cierpienie. Niektórzy głosiciele ewangelii opowiadali takie rzeczy: „Głosiłem ewangelię pewnemu człowiekowi i choć mówiłem bardzo długo, on nie podał mi nawet szklanki wody. Nie chcę głosić mu ewangelii”. Czy to, że ktoś nie podał tej osobie szklanki wody, stanowi problem? W słowach owych głosicieli ewangelii pobrzmiewa pewien rodzaj usposobienia. Wynika z nich, iż szerzenie ewangelii jest warte zachodu jedynie wtedy, gdy jest przyjemne i opłacalne. Jeżeli zaś w grę wchodzi cierpienie, a głosiciel ewangelii nie dostaje nawet szklanki wody, to nie warto tego robić. Kryje się za tym zamiar zyskania czegoś i dobicia targu. Czy osoba, która stale szerzy ewangelię na zasadzie transakcji, szczerze ponosi koszty na rzecz Boga? Skoro nie jest ona w stanie znieść nawet odrobiny cierpienia podczas wykonywania swego obowiązku, a mała rzecz może przyprawić ją o negatywizm, to czyż jest zdolna do należytego wykonywania swego obowiązku? Taki ktoś powie też: „Nie tylko nie podano mi ani kropli wody, lecz także nie dostałem niczego na obiad”. Czy to, że ktoś nie zaprosił owych głosicieli ewangelii do siebie na posiłek, stanowi jakiś problem? Szerzą oni ewangelię od paru lat, zawsze zwracając uwagę na to, jak ludzie ich goszczą oraz jakie jedzenie, picie i podarunki im oferują – skąd to się bierze? Czy wiedzą, jak postępować z ludźmi, którzy badają prawdziwą drogę? To charakter tych głosicieli stanowi problem. Czy mają oni w swoich sercach choć odrobinę miłości do ludzi? Dlaczego nadal nie pojmują cierpień, jakie powinni znosić szerzący ewangelię, ani tego, w jaki sposób praktykować prawdę? Dlaczego w ogóle nie wprowadzili tego w życie? Czy to, że ludzie, którym głosisz ewangelię, nie podają ci wody ani jedzenia, stanowi jakiś problem? Nie. Szerzenie ewangelii wśród ludzi jest wypełnianiem naszego zobowiązania – to nasz obowiązek. Nie ma tu żadnych dodatkowych warunków. Ludzie, którym głosisz ewangelię, nie są zobligowani do tego, by cię karmić, czekać na ciebie czy się do ciebie uśmiechać. Nie muszą słuchać wszystkiego, co mówisz, ani okazywać ci posłuszeństwa. Nie mają takiego obowiązku. Jeżeli potrafisz myśleć w ten sposób, to twoje rozumowanie jest obiektywne i racjonalne. Jesteś wówczas zdolny postrzegać te sprawy we właściwy sposób. Jak więc należy traktować kogoś, kto bada prawdziwą drogę? Dopóki podporządkowuje się zasadom domu Bożego dotyczącym szerzenia ewangelii, mamy obowiązek mu ją głosić; a nawet jeśli jego obecna postawa jest słaba i nieakceptująca, musimy wykazać się cierpliwością. Jak długo i do jakiego stopnia musimy być cierpliwi? Aż taki ktoś cię odrzuci, odmówi wstępu do swojego domu, a wszelkie rozmowy, dzwonienie do niego i wysyłanie kogoś innego z zaproszeniem nie przyniesie skutku, aż zacznie cię ignorować. Wówczas nie da się głosić mu ewangelii. Wtedy spełniłeś swoją powinność. Na tym właśnie polega wykonywanie obowiązku. Jednakże dopóki istnieje odrobina nadziei, powinieneś imać się każdego sposobu i robić wszystko, co w twojej mocy, by czytać takiej osobie słowa Boga i nieść świadectwo o Jego dziele. Powiedzmy na przykład, że utrzymujesz z kimś kontakt od dwóch lub trzech lat. Wielokrotnie próbowałeś głosić tej osobie ewangelię i nieść świadectwo o Bogu, ale ona nie ma zamiaru tego przyjąć. Mimo to jej zdolność pojmowania jest całkiem dobra i naprawdę jest ona potencjalnym odbiorcą ewangelii. Co powinieneś zrobić? Przede wszystkim absolutnie nie rezygnować z tej osoby, lecz utrzymywać z nią normalne stosunki, nadal czytać jej słowa Boga i nieść świadectwo o Jego dziele. Nie rezygnuj z niej, bądź cierpliwy aż do końca. Pewnego dnia ten ktoś ocknie się i poczuje, że nadszedł czas, aby zbadać prawdziwą drogę. Dlatego właśnie praktykowanie cierpliwości i wytrwałość aż do końca są tak ważnym aspektem szerzenia ewangelii. Dlaczego należy to robić? Ponieważ jest to obowiązek stworzonej istoty. Skoro masz kontakt z tą osobą, to masz obowiązek i odpowiedzialność głosić jej Bożą ewangelię. Od momentu, gdy po raz pierwszy usłyszy słowa Boże i ewangelię, do czasu, gdy się nawróci, zajdzie wiele procesów, a to wymaga czasu. Ten okres wymaga od ciebie cierpliwości i oczekiwania, aż nadejdzie dzień, kiedy osoba ta się nawróci i przyprowadzisz ją przed oblicze Boga, z powrotem do Jego domu. To jest twój obowiązek. Co to jest obowiązek? Jest to odpowiedzialność, od której nie można się uchylić, do której jest się moralnie zobowiązanym. To jest jak relacja matki z dzieckiem. Niezależnie od tego, jak nieposłuszne lub złośliwe jest dziecko lub jeśli jest chore i nie chce jeść, jaki jest obowiązek matki? Wiedząc, że to jest jej dziecko, troszczy się o nie, kocha je i troskliwie się nim opiekuje. Nie ma znaczenia, czy dziecko uznaje ją za swoją matkę, czy nie, i nie ma znaczenia, jak ją traktuje – ona pozostaje u jego boku, chroniąc je, nie opuszczając go ani na chwilę, nieustannie oczekując, aż uwierzy, że ona jest jego matką, i powróci w jej objęcia. W ten sposób nieustannie nad nim czuwa i troszczy się o nie. To właśnie oznacza odpowiedzialność; to właśnie oznacza bycie moralnie zobowiązanym. Gdyby ci, którzy zajmują się szerzeniem ewangelii, praktykowali w ten sposób, z tak kochającym sercem dla ludzi, to przestrzegaliby zasad szerzenia ewangelii i byliby w zupełności zdolni do osiągania rezultatów. Jeżeli stale się usprawiedliwiają i rozprawiają o swojej sytuacji, to nie będą zdolni do szerzenia ewangelii ani do wykonywania swego obowiązku. Część osób szerzących ewangelię stale wybrzydza na to, że jej potencjalni odbiorcy zadają zbyt wiele pytań, mają zbyt wiele trudności i są kiepskiego formatu – z tego względu nie są one skłonne cierpieć ani płacić ceny, by ich pozyskać. Gdy jednak ich rodzice czy krewni borykają się z wieloma trudnościami i gdy są kiepskiego formatu, ci wciąż potrafią odnosić się do nich z miłością w sercu. Czyż nie oznacza to, że traktują ludzi niesprawiedliwie? Czy mają miłość w sercu? Czy biorą pod uwagę intencje Boga? Absolutnie nie. Szerząc ewangelię, stale szukają jakichkolwiek obiektywnie dostępnych w danych warunkach powodów i wymówek, by nie głosić ludziom ewangelii, lub też każdego, z kim się zetkną, uważają za niemiłego i gorszego od siebie; stale czują, że nie ma nikogo, komu mogliby głosić ewangelię, więc w rezultacie nie przynoszą jej nikomu. Czy takie szerzenie ewangelii w ogóle opiera się na jakichś zasadach? Taki ktoś zupełnie nie myśli o Bożych intencjach ani Bożych wymaganiach. Każdy człowiek, który jest zdolny uznać, iż słowa Boga są prawdą, oraz przyjąć tę prawdę, jest potencjalnym odbiorcą ewangelii, chyba że chodzi o osoby ewidentnie złe lub niedorzeczne. Gdyby ludzie naprawdę liczyli się z intencjami Boga, wykonywaliby swoje obowiązki i traktowali innych zgodnie z zasadami. Niezależnie od tego, jakie problemy mają osoby badające prawdziwą drogę lub do jakiego stopnia ujawniają one swoje skażone usposobienie – dopóki są zdolne uznać i przyjąć prawdę, dopóty powinieneś niestrudzenie czytać im słowa Boga i zaświadczać o Bożym dziele. Szerząc ewangelię, należy przestrzegać tej zasady.
Słyszałem, że niektórzy głosiciele ewangelii nie mają ani odrobiny miłości w sercach. Wielokrotnie angażują się oni w rozmowy, rozprawiając się z pojęciami i pytaniami ludzi badających prawdziwą drogę. Jednakże gdy ludzie ci nadal nie pojmują i wciąż zadają pytania, owi głosiciele ewangelii nie mogą tego dłużej znieść i zaczynają ich pouczać: „Zadajecie zbyt wiele pytań. Choćbym nie wiem jak długo z wami rozmawiał, nie rozumiecie prawdy. Wasz format jest zbyt niewielki, nie posiadacie zdolności pojmowania i nie potraficie uzyskać prawdy ani życia. Wszyscy jesteście robotnikami”. Niektóre osoby nie są w stanie znieść takich słów i na pewien czas popadają w zniechęcenie. Ludzie są różni. Część z nich, badając prawdziwą drogę, dostrzega, że Boże słowa są prawdą. Nawet jeżeli mają jakieś wyobrażenia i borykają się z problemami, to rozwiązują je, czytając słowa Boga. Ludzie ci są tak czyści, że bez trudu przyjmują prawdę. Samodzielnie czytają oni Boże słowa, poszukują i badają, a kiedy później ktoś z nimi rozmawia, ochoczo przyjmują prawdziwą drogę i przystępują do kościoła. Jednakże są i tacy, którzy mają mnóstwo pytań. Ci badają dopóty, dopóki nie uzyskają jasności we wszystkich aspektach. Jeżeli istnieje choć jedna kwestia, której nie zbadali na tyle dokładnie, by stała się jasna, nie przyjmą prawdziwej drogi. Ludzie ci są ostrożni i przezorni we wszystkim, co robią. Niektórzy głosiciele ewangelii nie mają w swoich sercach ani odrobiny miłości do takich osób. Jaka jest ich postawa? „Możesz uwierzyć lub nie! Dla domu Bożego nie będziesz ani wielką stratą, ani zyskiem. Jeżeli nie wierzysz, po prostu odejdź! Jak to możliwe, że masz tak wiele pytań? Na wszystkie udzielono ci już odpowiedzi”. W istocie owi głosiciele ewangelii nie odpowiadają w przejrzysty sposób na pytania stawiane przez jej potencjalnych odbiorców, nie omawiają klarownie prawdy, nie rozwiewają całkowicie wątpliwości tkwiących w sercach owych ludzi, chcą za to, by porzucili oni swoje wyobrażenia i jak najszybciej przyjęli ewangelię. Czy ludzi można do tego zmusić, nawet jeśli nie chcą? Jeżeli jakaś osoba szczerze przyznaje, że czegoś nie rozumie, to powinieneś przeczytać jej kilka fragmentów Bożych słów odnoszących się do jej problemów i wyobrażeń, a następnie porozmawiać z nią o prawdzie tak, by potrafiła zrozumieć. Niektórzy potencjalni odbiorcy ewangelii lubią dociekać sedna sprawy. Takie osoby chcą wiedzieć wszystko. Nie utrudniają ci życia, nie czepiają się ani nie doszukują się błędów, one po prostu biorą wszystko na poważnie. Napotkawszy tak poważnych ludzi, niektórzy głosiciele ewangelii nie są zdolni udzielić im odpowiedzi i czują, że wyszli na głupców. W rezultacie nie chcą rozmawiać z tymi osobami i mówią: „Od tylu lat szerzę ewangelię, ale nikt jeszcze nie był mi takim cierniem w oku!”. Owi głosiciele ewangelii nazywają tych ludzi cierniem w swoim oku. W gruncie rzeczy mają oni jedynie połowiczne zrozumienie jakiegokolwiek aspektu prawdy, mówią o wzniosłych doktrynach i pustych słowach, starając się nakłonić ludzi do uznania ich za prawdę. Czyż to nie utrudnia sprawy innym? Gdy inni nie pojmują i zadają szczegółowe pytania, głosiciele ewangelii nie są zadowoleni i mówią: „Wyjaśniłem ci już trzy etapy dzieła Bożego i zrobiłem to w przejrzysty sposób. Jeżeli po tym wszystkim, co powiedziałem, nadal nie jesteś w stanie tego zrozumieć, to powinieneś samodzielnie przeczytać Boże słowa, aby pozbyć się swoich wyobrażeń. Słowo Boże po prostu tam jest. Jeżeli je przeczytasz i pojmiesz – uwierz. Jeżeli nie jesteś w stanie go pojąć, to nie wierz!”. Usłyszawszy to, potencjalni odbiorcy ewangelii myślą: „Jeżeli nie przestanę zadawać pytań, mogę stracić szansę na zbawienie i nie być w stanie otrzymać błogosławieństw. Nie będę już więc zadawał żadnych pytań, tylko prędko się zgodzę i uwierzę!”. Osoby te później nadal uczęszczają na zgromadzenia, uważnie słuchają kazań, stopniowo pojmują niektóre prawdy i pozbywają się swoich wyobrażeń. Abstrahując od tego, jak obecnie przedstawia się ich wiara – czy taki sposób szerzenia ewangelii jest właściwy? Czyż można powiedzieć, że owi głosiciele ewangelii wypełnili swoje zobowiązanie? (Nie można). Głosząc ewangelię, musisz najpierw wypełnić swoje zobowiązanie. Musisz kierować się swoim sumieniem oraz rozumem i zrobić wszystko, co możesz, oraz wszystko, co powinieneś. Osobie, która bada prawdziwą drogę, musisz z miłością pomóc rozwiązać problem dotyczący pojęć i udzielić odpowiedzi na jej pytania. Jeśli nie potrafisz wymyślić rozwiązania, możesz znaleźć kilka odpowiednich fragmentów słów Boga do odczytania albo pokazać jej pasujące materiały wideo ze świadectwami opartymi na doświadczeniu lub jakieś inne odpowiednie filmy ewangelizacyjne zawierające świadectwa. Bardzo możliwe, że takie działania okażą się skuteczne, a w najgorszym wypadku przynajmniej wypełnisz swoją powinność i nie będziesz czuć wyrzutów sumienia. Jeśli jednak wykonujesz swój obowiązek pobieżnie, chcąc po prostu dobrnąć do końca, możesz cały ten proces opóźnić i niełatwo będzie pozyskać tę osobę. Głosząc ewangelię innym, trzeba wypełnić swoje zobowiązanie. Co powinno się rozumieć poprzez „zobowiązanie”? Jak dokładnie należy wcielić je w życie i zastosować? Cóż, powinieneś zrozumieć, że powitawszy Pana i doświadczywszy dzieła Boga w dniach ostatecznych, masz obowiązek nieść świadectwo o Jego dziele tym, którzy wyczekują tego, że się pojawi. Jak więc podzielisz się z nimi ewangelią? Zarówno w sieci, jak i w rzeczywistym świecie powinieneś głosić ją w sposób, który skutecznie pozyska ludzi. Nie możesz głosić ewangelii tylko wtedy, gdy masz na to ochotę bądź masz dobry humor, a kiedy go nie masz, to przestajesz. Nie możesz też robić tego zgodnie z własnymi preferencjami – decydować o tym, kto otrzyma specjalne traktowanie, głosić ewangelii tym, których lubisz, a nie głosić jej tym, których nie lubisz. Ewangelię trzeba głosić zgodnie z wymogami Boga i zasadami Jego domu. Powinieneś wypełnić zobowiązanie i obowiązek istoty stworzonej, zrobić wszystko, co się da, by tym, którzy badają prawdziwą drogę, świadczyć o prawdach, które rozumiesz oraz o słowach i dziele Boga. Tak właśnie wypełnia się zobowiązanie i obowiązek istoty stworzonej. Co powinien zrobić człowiek, gdy szerzy ewangelię? Powinien wypełniać swoją odpowiedzialność, robić wszystko, co w jego mocy i być gotów zapłacić każdą cenę. Może się zdarzyć, że głosisz ewangelię od niedawna, brakuje ci odpowiedniego doświadczenia, nie jesteś zbyt elokwentny i nie masz wystarczającego wykształcenia. W gruncie rzeczy nie ma to zasadniczego znaczenia. Najważniejsze jest to, byś wybierał odpowiednie fragmenty Bożego słowa oraz omawiał prawdy trafiające w sedno i zdolne rozwiązywać problemy. Twoja postawa musi być szczera i musi pozwalać ci poruszać ludzi, tak by niezależnie od tego, co mówisz, potencjalni odbiorcy ewangelii z chęcią cię słuchali, szczególnie wtedy, gdy opowiadasz o swoich rzeczywistych doświadczeniach i mówisz prosto z serca. Jeżeli zdołasz sprawić, by cię polubili, a co za tym idzie chętnie się z tobą kontaktowali, rozmawiali i słuchali twojego świadectwa, to znaczy, że odniosłeś sukces. Wówczas będą widzieć w tobie powiernika i chętnie wysłuchają wszystkiego, co powiesz, stwierdzą, że wszystkie aspekty prawdy, które zdecydowałeś się omówić, są dobre i bardzo praktyczne, a także będą w stanie je wszystkie przyjąć. W ten sposób łatwo uda ci się ich pozyskać. Oto jest mądrość, jaką musisz posiadać, chcąc szerzyć ewangelię. Jeżeli nie potrafisz z miłującym sercem pomagać ludziom i nie jesteś zdolny być ich powiernikiem, to szerzenie ewangelii i pozyskiwanie ludzi będzie stanowiło dla ciebie zbyt duży wysiłek. Jak to się dzieje, że ci, którzy mówią w sposób prosty i otwarty, są bezpośredni i serdeczni, okazują się tak skuteczni w szerzeniu ewangelii? Wynika to z faktu, że wszyscy ich lubią, chętnie nawiązują z nimi relacje i zawierają przyjaźnie. Gdy tacy głosiciele ewangelii pojmą prawdę i omówią ją w wyjątkowo praktyczny i przejrzysty sposób, gdy będą potrafili cierpliwie rozmawiać o prawdzie z innymi, rozwiązywać różnego rodzaju ludzkie problemy, trudności i dylematy, rozświetlać serca i przynosić wielką pociechę, to ludzie będą ich lubić i darzyć zaufaniem w swoich sercach, będą widzieć w nich powierników i chętnie słuchać wszystkiego, co oni mówią. Jeżeli głosiciel ewangelii będzie stale sam wynosił się na piedestał i pouczał ludzi, traktując ich jak dzieci i uczniaków, zapewne będą go oni uważać za irytującego i odpychającego człowieka. Z tego względu, chcąc szerzyć ewangelię, powinieneś posiąść następującą mądrość: przede wszystkim zrób dobre wrażenie, mówiąc w sposób odpowiadający twoim słuchaczom. Wysłuchawszy cię, osoby te powinny móc coś z tego wynieść i odnieść jakąś korzyść. W ten sposób szerzenie przez ciebie ewangelii będzie przebiegało gładko, nie napotkasz żadnych przeszkód i uzyskasz owocne rezultaty. Choć niektóre osoby mogą nie przyjąć ewangelii, to i tak zobaczą, że jesteś dobrym człowiekiem, i chętnie będą się z tobą kontaktować. Głosiciele ewangelii powinni umieć nawiązywać stosunki towarzyskie z ludźmi. Pozyskiwanie szerokiego grona przyjaciół to dobra droga. Jest jeszcze coś niezwykle ważnego. Niezależnie od tego, komu głosisz ewangelię, najpierw musisz się do tego solidnie przygotować. Musisz zaopatrzyć się w prawdę, opanować zasady, posiąść umiejętność przenikania ludzi oraz zastosować mądre metody. Musisz wytrwale pracować nad owym solidnym przygotowaniem. Przede wszystkim, rozmawiając z osobami badającymi prawdziwą drogę, musisz wychwycić i zrozumieć, skąd się wywodzą, jakiego są wyznania, jakie są ich główne wyobrażenia, czy są introwertykami, czy ekstrawertykami, jakie są ich umiejętności pojmowania i jakie mają charaktery. To najważniejsza kwestia. Kiedy już dogłębnie pojmiesz każdy aspekt dotyczący potencjalnych odbiorców ewangelii, będziesz głosić ją o wiele skuteczniej i wiedzieć, jak przepisać właściwe lekarstwo, by przezwyciężyć ich wyobrażenia i problemy. Mając do czynienia z pokusami pochodzącymi od złych ludzi, ateistów lub diabłów, będziesz w stanie ich wyczuć, rozeznać się co do nich i natychmiast porzucić. Lektura Bożych słów może obnażyć wszelkie typy ludzi. Źli ludzie i ateiści poczują odrazę, gdy je usłyszą, diabły zaś nienawidzą słuchać słów Boga. Jedynie ludzie spragnieni prawdy okażą zainteresowanie. Będą jej poszukiwać i zadawać pytania. Oto jak możesz upewnić się, że są oni potencjalnymi odbiorcami ewangelii. Potwierdziwszy to, możemy zaangażować ich w regularne rozmowy na temat prawdy. Omawiając prawdę, możemy w pełni uchwycić potencjał owych potencjalnych odbiorców ewangelii, określić, do jakiego stopnia są oni w stanie pojąć prawdę, a także ocenić stan ich charakterów. Tym sposobem dowiemy się, nad którymi ludźmi pracować oraz jak rozmawiać o prawdzie. Bez względu na to, ile wysiłku w to włożymy, nie pójdzie on na marne. Jeśli podczas procesu szerzenia ewangelii nie wychwycisz i nie zrozumiesz, w jakiej sytuacji znajduje się druga strona, i nie przepiszesz jej właściwego lekarstwa, nie będzie ci łatwo pozyskać ludzi. Nawet jeżeli uda ci się pozyskać kilkoro z nich, stanie się to tylko przez przypadek. Ci, którzy rozumieją prawdę i docierają do sedna spraw, szerząc ewangelię, podejmują mniej błędnych decyzji lub zupełnie im się to nie zdarza. Głoszą ewangelię tym ludziom, którym powinni ją głosić, i nie głoszą jej tym, którym nie powinni. Zanim wygłoszą komuś kazanie, dokonują dokładnej oceny sytuacji i unikają bezcelowej pracy. W ten sposób spełniają swój obowiązek skuteczniej i nie marnują sił, dzięki czemu uzyskują dobre rezultaty. Jeżeli zatem chcesz skutecznie szerzyć ewangelię, zaopatrz się w prawdę i zadbaj o odpowiednie przygotowanie. Co się stanie, jeżeli spotkasz religijną osobę, która dobrze zna Biblię, gdy tymczasem ty jej nie czytałeś? Co możesz wówczas zrobić? W takiej chwili jest już za późno na to, byś zaopatrzył się w prawdę zawartą w Biblii, powinieneś więc szybko przedstawić tę osobę głosicielowi ewangelii, który Biblię rozumie. Przekaż tę osobę komuś, kto pojmuje Biblię. Takie postępowanie jest zgodne z prawdozasadami. Jeżeli będziesz próbował bezmyślnie się popisywać i mimo wszystko głosić ewangelię tej osobie, to ona jej nie przyjmie. Doprowadzi do tego twoja nieodpowiedzialność. Co więcej, w czasie wolnym od pracy musisz znaleźć czas na to, by zdobyć nieco wiedzy o Biblii. Szerzenie ewangelii bez jakiejkolwiek znajomości Biblii jest mało wykonalne. Wiele z pytań zadawanych przez badających odnosi się do słów zawartych w Biblii. Jeżeli rozumiesz Biblię, możesz posłużyć się jej prawdą, by na nie odpowiedzieć. Bez względu na to, jakie wyobrażenia mają potencjalni odbiorcy ewangelii, ty jesteś w stanie odszukać odpowiednie wersety z Biblii oraz Boże słowa, które te wyobrażenia obalą. Jedynie w ten sposób można osiągnąć pożądany rezultat. To dlatego szerzenie ewangelii wymaga pewnego stopnia znajomości Biblii. Przykładowo: powinieneś wiedzieć, które proroctwa Starego Testamentu i które wersety zawarte w Nowym Testamencie niosą świadectwo o Bożym powrocie oraz o Bożym dziele w dniach ostatecznych. Powinieneś częściej czytać te słowa, rozważać je i nosić w sercu. Co więcej, musisz pojąć, w jaki sposób osoby religijne rozumieją owe wersety z Biblii, zastanowić się nad tym, jak z nimi rozmawiać, by doprowadzić je do precyzyjnego i pełnego zrozumienia tychże wersetów, a następnie wpleść te fragmenty w rozmowę w taki sposób, aby pomóc owym ludziom w zrozumieniu dzieła Bożego w dniach ostatecznych. Czy na tym właśnie polegają przygotowania? Dokładnie na tym. Musisz zrozumieć potrzeby różnego typu ludzi badających prawdziwą drogę, a następnie przygotować się odpowiednio do sytuacji. Dopiero wtedy będziesz mógł zrobić wszystko, co w twojej mocy, i wywiązać się ze swoich zobowiązań. To twoja odpowiedzialność. Niektórzy powiedzą: „Nie muszę tego wszystkiego robić. Wystarczy, że parę razy przeczytam Biblię. Niezależnie od tego, komu głoszę ewangelię – zawsze mówię to samo. Słowa, którymi się posługuję, są z góry ustalone i nie podlegają zmianom. Użyję ich, a ludzie mogą uwierzyć lub nie. Ci, którzy nie uwierzą, nie otrzymają błogosławieństw. Nie mogą mnie za to winić. W końcu ja wywiązałem się ze swojego zobowiązania”. Czy rzeczywiście? W jakiej sytuacji znajduje się człowiek badający prawdziwą drogę, w jakim jest wieku, jakie ma wykształcenie, stan cywilny, hobby, osobowość, człowieczeństwo, uwarunkowania rodzinne i tak dalej? Nic o tym nie wiesz, a mimo to idziesz i głosisz tym ludziom kazania. Ani trochę się nie przygotowałeś i nie włożyłeś w to żadnego wysiłku. I ty nadal twierdzisz, że wywiązałeś się ze swojego zobowiązania? Czyż nie jest to zwyczajne ogłupianie ludzi? Takie podejście do własnego obowiązku jest niedbałe i nieodpowiedzialne. To powierzchowna postawa. Głosisz ewangelię z takim nastawieniem, więc kiedy kogoś nie pozyskasz, mówisz: „Skoro nie wierzy, to ma pecha. Ponadto brakuje mu duchowego zrozumienia, a zatem nawet gdyby uwierzył, nie byłby w stanie dostąpić prawdy ani zbawienia!”. To nieodpowiedzialne. Uciekasz od odpowiedzialności. Ewidentnie nie przygotowałeś się dobrze. To oczywiste, że nie wywiązałeś się ze swojego zobowiązania; że nie spełniłeś lojalnie swojego obowiązku. A jednak wciąż się usprawiedliwiasz, podając najrozmaitsze powody i usiłując uchylić się od odpowiedzialności za pomocą słów. Jak nazwiemy takie zachowanie? To oszustwo. Chcąc uniknąć odpowiedzialności, wydajesz osądy i formułujesz wnioski na temat ludzi oraz wygadujesz nieodpowiedzialne bzdury. Nazywamy to arogancją, zadufaniem w sobie, podłością, złośliwością, a także oszustwem. To próba oszukania Boga.
Skoro Bóg powierzył ci obowiązek głoszenia ewangelii, powinieneś przyjąć Jego posłannictwo posłusznie i z szacunkiem. Powinieneś starać się traktować z miłością i cierpliwością wszystkich, którzy badają prawdziwą drogę, i umieć znosić trudy oraz niedostatki. Podczas głoszenia ewangelii bądź sumienny i odpowiedzialny, w jasny sposób omawiaj prawdę i dojdź do takiego etapu, na którym będziesz w stanie zdać Bogu sprawę ze swoich działań. To jest postawa, jaką człowiek powinien się wykazywać względem wykonywania swojego obowiązku. Jeśli ktoś, kto bada prawdziwą drogę, szuka prawdy u ciebie, a ty odsuwasz go na bok, nie potrafisz z nim szczerze omówić prawdy ani rozwiązać jego problemu, a nawet szukasz wymówek typu: „Nie jestem teraz w nastroju. To nie moja sprawa bez względu na to, kim jest, jak bardzo jest spragniony prawdy, pojawienia się Boga i Jego dzieła. Nie ode mnie zależy, czy potrafi uwierzyć. Jeśli nie zadziała Duch Święty, choćbym się bardzo dobrze przygotował, nic to i tak nie da, więc nie podejmę tego wysiłku! Przekazałem już przecież wszystkie prawdy, które rozumiem. Teraz od Boga zależy, czy ta osoba przyjmie prawdziwą drogę. Nie ma to nic wspólnego ze mną” – to co to za postawa? To postawa nieodpowiedzialna, zatwardziała. Czyż wielu nie głosi ewangelii właśnie w ten sposób? Czy takie głoszenie ewangelii może spełnić odpowiednie kryterium? Czy może wysławiać Boga i nieść o Nim świadectwo? Nie, nawet w najmniejszym stopniu. Takie głoszenie ewangelii to zaledwie wykonywanie odrobiny pracy – jest zupełnie niewystarczające do wykonania obowiązku. Jak więc można głosić ewangelię należycie? Bez względu na to, kto bada prawdziwą drogę, musisz się najpierw trochę przygotować i wyposażyć w prawdę, a następnie polegać na miłości, cierpliwości, tolerancji i poczuciu odpowiedzialności, by dobrze wykonać swój obowiązek. Zachowując czystość, należy zrobić wszystko, co można i co powinno się zrobić. Głoszenie ewangelii w taki sposób jest należyte. Jeżeli okoliczności nie pozwalają ci na szerzenie ewangelii lub człowiek badający prawdziwą drogę nie chce cię słuchać i odchodzi, to nie ma w tym twojej winy. Zrobiłeś to, co powinieneś, i sumienie nie będzie cię gryzło. Innymi słowy: wywiązałeś się ze swojego zobowiązania. Może się zdarzyć, że choć niektóre osoby spełniają warunki, by głosić im ewangelię, to dany moment nie jest właściwy. Nie nadszedł jeszcze Boży czas. W takim przypadku dzieło szerzenia ewangelii musi na razie zostać odłożone na bok. Czy oznacza to, że nie będziesz głosić ewangelii takiej osobie? Nie chodzi o to, że przestaniesz ją szerzyć, lecz o to, że musisz poczekać na odpowiedni czas. Komu jeszcze nie należy głosić kazań? Na przykład komuś, kto mówi językami – nie przez dzień lub dwa czy nawet przez rok lub dwa, ale przez długi czas – i jest w stanie przemawiać w taki sposób o każdej porze i w każdym miejscu. Jest to bowiem zły duch i nie można głosić mu ewangelii. Są i tacy, którzy pozornie wydają się być dobrymi ludźmi, lecz dokładniej zbadawszy i zrozumiawszy sprawę, odkrywasz, że wielokrotnie dopuścili się cudzołóstwa. Szerzenie ewangelii pośród takich ludzi będzie przyczyną wielu kłopotów. Istnieje prawdopodobieństwo, że przysporzą oni przeszkód wybrańcom Boga, a zatem nie wolno głosić im ewangelii. Zdarzają się też pewni duchowni, którzy stawiają zbyt wysokie wymagania, nim przyjmą prawdę. Nawet jeżeli są skłonni ją przyjąć, nadal stawiają warunki. Zadowala ich jedynie służba na stanowiskach przywódców i pracowników. Większość tego typu ludzi to antychryści. Zasady mówią, że nie powinno się szerzyć wśród nich ewangelii. Jest to dozwolone tylko wtedy, gdy tacy ludzie są chętni do wykonywania pracy polegającej na szerzeniu ewangelii i zdolni pociągnąć za sobą wielu innych. Jeżeli człowieczeństwo danej osoby jest zbyt złe i już na podstawie samego jej wyglądu można stwierdzić, że jest to zła osoba, to nigdy nie przyjmie ona prawdy i nie okaże skruchy. Jeśliby nawet ktoś taki wstąpił do kościoła, zostałby wydalony, a zatem nigdy nie należy głosić ewangelii takim osobom. Szerzenie wśród nich ewangelii byłoby równoznaczne ze sprowadzeniem do kościoła szatana, wprowadzeniem do niego diabła. Z jeszcze inną sytuacją mamy do czynienia wtedy, gdy nieletni są gotowi uwierzyć w Boga. Jednak w niektórych krajach demokratycznych osoby niepełnoletnie, które chcą uczestniczyć w życiu kościoła i wykonywać swoje obowiązki, muszą uzyskać zgodę opiekunów. Nie ignoruj tego wymogu. Tu potrzeba rozsądnego rozwiązania oraz mądrości. W Chinach jest tak, że dopóki jedno z rodziców prowadzi takiego niepełnoletniego człowieka ku wierze w Boga, dopóty nie stanowi to żadnego problemu. Jeżeli nastolatek, który nie jest już osobą nieletnią, potrafi pojąć prawdę i chce uwierzyć w Boga, lecz jego rodzice sprzeciwiają się temu i go ograniczają, to może on opuścić swoją rodzinę i wstąpić do kościoła, by wierzyć w Boga i za Nim podążać, wolny od ograniczeń i przeszkód stwarzanych przez rodziców. Takie działanie jest jak najbardziej właściwe. W identycznej sytuacji znalazł się Piotr, gdy zaczął wierzyć w Boga. Podsumowując, szerzenie ewangelii jest dozwolone bez względu na sytuację, o ile pozwalają na to obiektywne uwarunkowania i nie narusza się przy tym prawa. Do kwestii tej należy podejść, kierując się prawdozasadami i nakazami mądrości.
W jaki sposób osoba szerząca ewangelię ma wykonywać ów obowiązek należycie? Przede wszystkim musi pojmować i rozumieć prawdę związaną z szerzeniem ewangelii. Dopiero kiedy ją zrozumie, będzie mogła wyrobić sobie właściwy pogląd i dowiedzieć się, jak radzić sobie z błędnymi czy absurdalnymi przekonaniami oraz jak załatwić różne sprawy i uporać się z problemami, przestrzegając prawdozasad. Wówczas będzie potrafiła rozeznać się w rozmaitych niewłaściwych praktykach i działaniach antychrystów, które naruszają prawdozasady. Dzięki temu w naturalny sposób pojmie, które z owych prawdozasad należy opanować, aby wykonać obowiązek szerzenia ewangelii. Która z prawd jest najważniejsza i którą należy przede wszystkim pojąć, by wykonać ów obowiązek? Musisz zrozumieć, iż szerzenie wieści o Bożym dziele jest odpowiedzialnością i obowiązkiem każdego z wybrańców Boga. To posłannictwo, które Bóg powierzył wszystkim. To ono jest źródłem owego obowiązku. Niektórzy mówią: „Nie należę do grupy szerzącej ewangelię, czy zatem spoczywa na mnie ta odpowiedzialność, ten obowiązek?”. One spoczywają na wszystkich. Prawda związana z tym aspektem obowiązku jest użyteczna dla każdego. Nie wiem, czy zauważyliście pewne zjawisko dotyczące przydziału pracowników do różnych zadań wewnątrz kościoła. Niektórzy ludzie byli kiedyś przywódcami, lecz później zostali zastąpieni, ponieważ nie potrafili wykonywać praktycznej pracy. Gdy ich zastąpiono, nie mogli wykonywać żadnych ważnych obowiązków, jako że nie posiadali umiejętności ani doświadczenia. Ostatecznie przydzielono ich zatem do grupy szerzącej ewangelię, do podlewania nowych wiernych lub do wykonywania pewnych zwykłych obowiązków. A co powinno się z nimi uczynić, jeżeli nie są w stanie wypełnić również żadnych innych obowiązków w kościele? Tacy ludzie to odpadki, które należy wyeliminować. Jeżeli zatem zwolniono cię z funkcji przywódcy kościoła ze względu na twoją niekompetencję i nie masz żadnych szczególnych talentów ani umiejętności, to musisz przygotować się na to, że będziesz szerzyć ewangelię. Jeżeli jesteś w stanie to czynić i spełniać swój obowiązek jako członek zespołu szerzącego ewangelię, wówczas prawda o należytym wykonywaniu obowiązków ma dla ciebie znaczenie. Jeżeli zaś nie wywiązujesz się z szerzenia ewangelii, to prawda o należytym wykonywaniu obowiązków nie ma dla ciebie żadnego znaczenia i w domu Bożym, w czasie Bożego dzieła, w ogóle nie przejmujesz się wykonywaniem obowiązków. W głębi serca powinieneś doskonale wiedzieć, co to oznacza. Jeżeli nie wykonujesz żadnego obowiązku, to w jaki sposób jesteś związany z Bożym dziełem? Niezależnie więc od rodzaju wykonywanego obowiązku, rzecz jasna najlepiej jest robić to dobrze i wytrwać do końca. Niektórzy mówią: „Nie chcę szerzyć ewangelii, ponieważ zawsze wiąże się to z kontaktem z nieznajomymi. Nie brakuje wszelkiego rodzaju złych ludzi zdolnych do przeróżnych złych rzeczy. Szczególnie zaś ludzie religii traktują szerzących Bożą ewangelię dni ostatecznych jak wrogów i są gotowi wydać ich reżimowi szatana. Oni są gorsi od niewierzących. Nie byłem w stanie znieść tego bólu. Mogli mnie pobić na śmierć, okaleczyć lub wydać wielkiemu czerwonemu smokowi. To by mnie zniszczyło”. Jako że nie jesteś w stanie podołać trudom, a twoja postawa jest tak niedojrzała, powinieneś dobrze wykonywać swoją obecną pracę. Dokonałbyś wówczas mądrego wyboru. Rzecz jasna byłoby jeszcze lepiej, gdybyś oprócz szerzenia ewangelii potrafił wykonywać także różne inne obowiązki. Za szerzenie ewangelii nie odpowiadają jedynie członkowie zespołu ewangelizacyjnego, lecz wszyscy. A to dlatego, że każdy usłyszał od Boga dobrą nowinę i radosną wieść o Jego nowym dziele, na każdym spoczywa odpowiedzialność i obowiązek głoszenia owej ewangelii, tak aby więcej ludzi, usłyszawszy dobrą nowinę, przybyło do domu Boga i stanęło przed Jego obliczem, by przyjąć zbawienie. To sprawi, że dzieło Boże dokona się tak szybko, jak to tylko możliwe. Oto jest posłannictwo wyznaczone przez Boga, oto jest Jego intencja.
Niektóre z osób szerzących ewangelię robią to pracowicie całymi dniami, a mimo to nawet po kilku latach nie udaje im się nikogo pozyskać. Dlaczego? Sprawiają przecież wrażenie bardzo zajętych i wygląda na to, że spełniają swój obowiązek z wielką starannością. Dlaczego zatem nikogo nie pozyskały? Prawda, którą trzeba pojąć w związku z obowiązkiem szerzenia ewangelii, w rzeczywistości przypomina prawdy odnoszące się do innych obowiązków, które również należy zrozumieć. Jeżeli ktoś przez parę lat głosi ewangelię i nikogo nie pozyskuje, to znaczy, że ma problemy. Jakie? Zasadniczym problemem jest to, że szerząc ewangelię, taka osoba nie omawia w przejrzysty sposób prawdy wizji. Dlaczego jej omówienie nie jest jasne? Wynika to albo z tego, że osoba ta nie ma wystarczającego potencjału, albo z tego, że przez cały dzień zaprząta sobie czymś głowę bez żadnego ważnego powodu, przez co nie ma czasu na czytanie słów Bożych ani na refleksję nad prawdą, nie pojmuje ani odrobiny prawdy i nie jest w stanie rozprawić się z żadnymi wyobrażeniami, herezjami czy mitami. A jeżeli w grę wchodzą obie te kwestie, to czy taki człowiek jest zdolny wypełnić obowiązek szerzenia ewangelii? Obawiam się, że będzie mu bardzo trudno pozyskać ludzi. Niezależnie od tego, ile lat pracuje, szerząc ewangelię, nie zobaczy wyraźnych rezultatów. Aby szerzyć ewangelię, musisz najpierw pojąć prawdę wizji. Bez względu na to, jakie pytania zadadzą ludzie, dopóki będziesz omawiać prawdę tak, że staje się jasna, dopóty zdołasz na nie odpowiedzieć. Jeżeli zaś nie pojmujesz prawdy wizji i bez względu na to, jak prowadzisz rozmowę, nie potrafisz mówić jasno, to niezależnie od twojego sposobu szerzenia ewangelii, nie osiągniesz rezultatów. Jeśli nie pojmujesz prawdy, to powinieneś skoncentrować się na poszukiwaniu jej oraz na rozmowach o niej. Jeśli przeczytasz więcej słów Bożych, wysłuchasz większej liczby kazań, będziesz częściej omawiać prawdę dotyczącą szerzenia ewangelii oraz wciąż usilnie pracować, rozmawiając o prawdzie wizji, po to, by rzeczywiście ją zrozumieć i być w stanie przezwyciężyć najpowszechniejsze wyobrażenia i problemy ludzi religii, to uda ci się uzyskać pewne rezultaty zamiast żadnych. A zatem niemożność pojęcia prawdy wizji dzieła Bożego stanowi jeden z powodów, dla których ludzie szerzący ewangelię nie są w stanie uzyskać rezultatów. Ponadto nie jesteś zdolny uchwycić sensu ani zrozumieć pytań zadawanych przez osoby badające prawdziwą drogę, nie potrafisz też zajrzeć do ich serc, by dowiedzieć się, jakie są ich największe problemy, i ustalić, co stoi im na przeszkodzie w przyjęciu prawdziwej drogi. Jeżeli nie masz pewności co do tych kwestii, to nie możesz szerzyć ewangelii ani nieść świadectwa o Bogu innym ludziom. Jeżeli praktykujesz głoszenie ewangelii, posługując się wyłącznie pustymi teoriami, to coś takiego ci się nie uda. Gdy badający zaczną zadawać pytania, nie będziesz w stanie na nie odpowiedzieć. Jedyne, co będziesz umiał zrobić, to zbyć ich niedbale, mówiąc o jakichś doktrynach. Czy szerząc ewangelię w ten sposób, można pozyskać ludzi? Z całą pewnością nie. Wielokrotnie zdarza się, że osoby badające nie potrafią z łatwością przyjąć prawdziwej drogi, ponieważ nie udzielasz jasnych odpowiedzi na ich pytania. W takich sytuacjach zastanawiają się one, dlaczego ty, człowiek od tak dawna wierzący w Boga, nie potrafisz udzielić im klarownych wyjaśnień. W głębi serca będą wątpić, czy to jest prawdziwa droga, i dlatego nie odważą się uwierzyć ani jej przyjąć. Czyż taka sytuacja nie jest realna? Oto drugi powód, dla którego może się zdarzyć, że ludzie szerzący ewangelię nie osiągną rezultatów. Jeśli pragniesz szerzyć ewangelię, ale nie jesteś w stanie rozwiązywać rzeczywistych problemów, to w tym przypadku również ci się nie uda. Jak możesz rozwiązać problemy tych ludzi, skoro nie pojmujesz prawdy? Jeżeli zatem chcesz osiągnąć rezultaty w szerzeniu ewangelii, musisz ciężko pracować, aby odszukać prawdę i dokładnie zrozumieć wszystkie pytania zadawane przez badających. Tym sposobem, omawiając z nimi prawdę, możesz odpowiedzieć na ich pytania. Niektóre osoby szerzące ewangelię stale poszukują jakiejś obiektywnej przyczyny, która mogłaby posłużyć im za wymówkę, twierdząc: „Jakże ciężko jest poradzić sobie z tymi ludźmi. Co jeden, to bardziej podatny na wypaczenia, a żaden z nich nie przyjmuje prawdy. Są zbuntowani, uparci i wciąż kurczowo trzymają się religijnych wyobrażeń”. Takie osoby wcale nie będą ciężko pracować, by przezwyciężyć trudności i problemy innych, dlatego każda podjęta przez nich próba głoszenia kazań zakończy się niepowodzeniem. Brak im choćby krzty miłości i nie są w stanie długo wytrwać w pełnieniu tego obowiązku. Z pozoru wygląda to tak, jakby byli bardzo zajęci, ale w rzeczywistości nie podjęli wystarczającego wysiłku na rzecz każdej osoby badającej prawdziwą drogę. Nie podchodzą oni poważnie i odpowiedzialnie do pytań zadawanych przez tych ludzi. Nie poszukują prawdy, by znaleźć rozwiązanie, by krok po kroku odpowiedzieć na te pytania i ostatecznie ich pozyskać. Zamiast tego rutynowo brną dalej. Niezależnie od tego, ile osób tracą, wciąż stosują to samo podejście. Najpierw pracują przez kilka dni, a potem biorą parę dni wolnego. W co zmieniają szerzenie ewangelii? Robią z tego grę, formę interakcji społecznej. Myślą sobie: „Dziś spotkam się z takimi a takimi ludźmi i ciekawie spędzę czas. Jutro spotkam się z jeszcze innymi ludźmi i będzie to coś nowego i interesującego”. Ostatecznie jednak nigdy nikogo nie pozyskują. Nigdy też nie robią sobie wyrzutów ani nie ciąży im to, że nie udało im się nikogo pozyskać. Czyż są oni w stanie wypełnić swój obowiązek, szerząc ewangelię w taki sposób? Czy nie są powierzchowni i nie próbują oszukać Boga? Ktoś, kto od zawsze tak właśnie szerzy ewangelię, w rzeczywistości nie wykonuje swojego obowiązku, ponieważ w ogóle nie udźwignął odpowiedzialności. Do wszystkiego podchodzi niedbale. Jakie są inne przyczyny niemożności pozyskania ludzi podczas szerzenia ewangelii? Powiedzcie Mi. (To, że nie szerzy się ewangelii zgodnie z zasadami). Zdarza się, że szerzący ewangelię dbają wyłącznie o liczby. Takie osoby nie głoszą kazań zgodnie z zasadami i często nie udaje im się nikogo pozyskać. Czasami dochodzi również do tego, że niektórzy ludzie w zespole ewangelizacyjnym skwapliwie walczą o potencjalnych odbiorców ewangelii, sądząc, że ten, kto będzie ją szerzył wśród większej liczby osób, zyska większe uznanie. Gdy potencjalni odbiorcy ewangelii spostrzegą tę rywalizację, wcale ich to nie pokrzepi. Przeciwnie, w ich umysłach zrodzi się takie wyobrażenie: „Wy, wierzący w Boga, wcale nie jesteście zjednoczeni, dzielą was zazdrość i spory” i nie zechcą uwierzyć. To stanowi przeszkodę. Czy to także jest jednym z powodów, dla których szerzącym ewangelię nie udaje się pozyskać ludzi? (Tak). Niektórzy potencjalni odbiorcy ewangelii już od dawna żyją w społeczeństwie i są ostrożni w kontaktach z innymi ludźmi, szczególnie z nieznajomymi. Jeżeli nie ma żadnego pośrednika, który mógłby przedstawić komuś takiemu osobę szerzącą ewangelię, to przy pierwszym spotkaniu będzie on nieufny. Jeśli na przykład dopiero co spotkałeś obcą osobę, z pewnością nie zdradzisz jej bez namysłu swojego imienia, adresu i numeru telefonu. Gdy się z nią zaznajomisz, gdy lepiej się poznacie i gdy przekonasz się, że nie ma ona wobec ciebie złych zamiarów – zaprzyjaźnicie się. Dopiero wówczas przekażesz jej informacje o sobie. Tymczasem niektóre osoby szerzące ewangelię nie potrafią tego zrozumieć i twierdzą, że ludzie, którzy podchodzą do nich nieufnie, są fałszywi i nikczemni. Potępiają ich obronną postawę, przerzucając własną odpowiedzialność na innych. A czy takie osoby szerzące ewangelię same nie odnoszą się do obcych z ostrożnością? Dlaczego nie potępiają samych siebie, lecz uważają swoją nieufność za mądrość? Traktowanie ludzi w taki sposób jest niesprawiedliwe. Niektórzy szerzący ewangelię proszą jej potencjalnych odbiorców o podanie prywatnych informacji zaraz po tym, jak ich spotkają. Jeżeli ktoś ich nie poda, taka osoba szerząca ewangelię nie zechce głosić dla niego kazań. Cóż to za usposobienie? Złośliwe. Ludzie ci wpadają w gniew i odmawiają głoszenia ewangelii tylko dlatego, że ktoś nie spełnia ich oczekiwań w tak drobnej sprawie. Ależ to podłe! Dlaczego pragniesz szerzyć ewangelię wśród ludzi? Czyż nie na tym polega spełnianie obowiązku? Czy spełniasz go, postępując zgodnie z własnym widzimisię? Czyż nie jest to zwykłe wykonywanie pracy? W jaki sposób powinieneś zaprezentować się Bogu? Jeżeli nigdy nie okażesz skruchy, Bóg cię potępi i wyeliminuje. Sprowadzasz na siebie kłopoty.
Słyszałem o pewnej sytuacji, w której członkowie dwóch zespołów ewangelizacyjnych spotkali potencjalnego odbiorcę ewangelii. Później pokłócili się ze sobą, gdyż każdy z nich twierdził, że to on jako pierwszy skontaktował się z tym człowiekiem. Po co w ogóle się o to kłócić? Czyż nie jest to wynikiem ignorancji? Nie można czegoś takiego robić. Co zatem należy uczynić? Wszyscy muszą wspólnie przedyskutować tę sprawę. Nie ma znaczenia, kto pierwszy nawiązał znajomość. Jeżeli okaże się, że skontaktowałeś się z tą samą osobą co ktoś inny, wspólnie szerzcie ewangelię, podzielcie się pracą i współpracujcie. Jeśli początkowo planowałeś poświęcić dwa miesiące na niesienie ewangelii temu człowiekowi, to skoro teraz jest was więcej, postaraj się zrobić to w miesiąc. Następnie powinniście wszyscy omówić problemy, z jakimi boryka się potencjalny odbiorca ewangelii, porozmawiać o tym, których aspektów prawdy każdy powinien poszukiwać, by rozwiązać te trudności, a także o tym, w jaki sposób oba zespoły mają ze sobą współpracować, i tak dalej. Czemu to służy? Chodzi o to, by pozyskać tę osobę i wypełnić swój obowiązek. Kiedy ludzie są zjednoczeni w sercu i umyśle, rozmawiają ze sobą i kierują wszystkie swoje wysiłki ku realizacji tego samego celu, Duch Święty oświeca ich i prowadzi. Gdy ludzie się zjednoczą, łatwo osiągną cele i otrzymają Boże błogosławieństwa oraz przewodnictwo. Jeżeli jednak nie postępujesz w ten sposób, stale rywalizujesz z innymi, myślisz tylko o własnym interesie, wytyczasz wyraźną granicę pomiędzy sobą a resztą ludzi, a szerząc ewangelię, dbasz jedynie o to, by samemu pozyskać jak najwięcej osób („Ty głoś kazania z myślą o sobie, a ja sam pozyskam dla siebie ludzi”), to czy jesteś zdolny wypełnić swój obowiązek, zjednoczony z innymi w sercu i umyśle? Niekiedy ludzie potrafią spełnić obowiązek samodzielnie, lecz w innych przypadkach muszą ze sobą zgodnie współpracować, by należycie realizować dzieło Kościoła. Gdyby każdy działał na własną rękę i nie współpracował harmonijnie z innymi, zakłóciłoby to pracę Kościoła. Kto weźmie za to odpowiedzialność? Każdy ją ponosi, zaś większa jej część spoczywa na głównym kierowniku. Zakłócając pracę Kościoła, nie tylko nie spełniasz należycie swojego obowiązku, lecz także popełniasz wielkie zło, wzbudzając w Bogu wstręt i odrazę. Wówczas wpadasz w tarapaty. Jeżeli Bóg potępi cię jako złego człowieka albo antychrysta zaburzającego dzieło Kościoła, będzie jeszcze gorzej. Z całą pewnością zostaniesz ujawniony i wyeliminowany, a wręcz będziesz musiał ponieść karę. Z czym wiąże się porzucenie przez ciebie obowiązku? Nie będziesz mieć udziału w dziele Bożym i nie dostąpisz Bożego zbawienia. Będziesz jednym z niewierzących, a twoje życie straci sens. Po co dziś żyjesz? Jaką wartość wnosisz do zespołu szerzącego ewangelię? Jak możesz pokazać swoją wartość jako jednostka? Musisz wypełniać swoje obowiązki, twardo stąpając po ziemi, robić to dobrze oraz być zdolnym do zapewnienia Boga: „Szerząc ewangelię, pozyskałem paru ludzi. Zrobiłem wszystko, co w mojej mocy. Choć mam niewielki potencjał i posiadam zaledwie kilka prawdorzeczywistości, zrobiłem, co mogłem. Spełniłem swój obowiązek i nie poddałem się, nie wpadłem w złość, nie zniechęcałem się, nie obijałem ani nie starałem się zdobyć sławy czy zysku. Zamiast tego, głosząc ewangelię, doznałem niejednego upokorzenia, zniosłem obelgi oraz wydalenie z kręgów religijnych i spałem na ulicy. Choć doświadczyłem zniechęcenia i słabości, nie porzuciłem swojego obowiązku, lecz przez cały czas wytrwale szerzyłem ewangelię. Dziękuję Bogu za ochronę i przewodnictwo, które mi dał”. Właśnie na tym polega prawdziwe wypełnianie swoich zobowiązań. Gdy przyjdzie czas, będziesz mógł z czystym sumieniem stanąć przed obliczem Boga i zdać sprawę z tego, czego dokonałeś. Być może spotkałeś licznych potencjalnych odbiorców ewangelii, lecz nie udało ci się pozyskać zbyt wielu osób. Biorąc jednak pod uwagę twój potencjał i twoje czyny, pozyskałeś wszystkich ludzi, których mogłeś pozyskać, i włożyłeś w to maksimum wysiłku. Jak w takim przypadku oceni cię Bóg? Należycie wykonałeś swój obowiązek. Dałeś z siebie wszystko i włożyłeś w to całe serce. Aby móc szerzyć ewangelię wśród jej potencjalnych odbiorców, włożyłeś mnóstwo pracy w zaopatrzenie się w prawdę wizji oraz zapoznałeś się z odpowiednimi wersetami z Biblii. Zapamiętałeś to, co trzeba było zapamiętać, i zapisałeś to, czego zapamiętać nie potrafiłeś. Niezależnie od tego, kogo spotkałeś, szerząc ewangelię, i jakie pytania zadały ci te osoby – potrafiłeś udzielić im odpowiedzi. Tym sposobem twoja praca nad szerzeniem ewangelii zaczęła przynosić coraz dorodniejsze owoce i byłeś w stanie pozyskiwać coraz więcej ludzi. Chcąc, by było ich jeszcze więcej, pragnąc dobrze wykonać swój obowiązek i wypełnić swoje zobowiązania, przezwyciężyłeś w liczne trudności, łącznie z własnymi niedociągnięciami, słabościami i negatywnymi emocjami. Poradziłeś sobie z tym wszystkim i poświęciłeś temu zadaniu wiele czasu. Czyż nie trzeba przezwyciężyć tego rodzaju trudności, by dobrze wykonać swój obowiązek? (Trzeba). Co więcej, aby doprowadzić do tego, że badający prawdziwą drogę usłyszą głos Boga, zrozumieją i poznają Jego dzieło oraz przyjmą tę prawdziwą drogę, musisz pojąć więcej prawdy, byś mógł lepiej zaświadczać o dziele Bożym. Niezależnie od tego, czy twoje rozmowy o prawdzie są głębokie czy płytkie, powinieneś mieć w sobie miłość i cierpliwość. Możliwe, że twoi słuchacze kpią z ciebie, obrażają cię, odrzucają lub nie rozumieją – to wszystko jest nieważne. Jeżeli potrafisz odpowiednio sobie z tym poradzić i cierpliwie omawiać z nimi prawdę, jeżeli włożyłeś w to wiele wysiłku i zapłaciłeś za to wysoką cenę, to wypełniłeś swoje zobowiązania. Tak właśnie należy spełniać swój obowiązek.
Niektóre osoby szerzące ewangelię zawsze gdy spotykają potencjalnego odbiorcę, który jest arogancki z powodu bogactwa i statusu społecznego swojej rodziny, czują się przy nim gorsi i odczuwają dyskomfort. Czy takie uczucia wpływają na wykonywanie obowiązku? Jeżeli wpływa to na ciebie do tego stopnia, że nie jesteś w stanie dobrze spełnić swojego obowiązku ani wypełnić swojej powinności, to w ogóle tego obowiązku nie wykonujesz. Jeżeli zaś wpływa to jedynie na twój nastrój, sprawiając, że czujesz smutek i dyskomfort, lecz nie porzucasz swojego obowiązku ani nie zapominasz o zobowiązaniach i powinnościach, a ostatecznie doprowadzasz pracę do końca i robisz to dobrze, to naprawdę wypełniłeś swój obowiązek. Czy to prawda? (Tak). Taka jest prawda i każdy powinien ją przyjąć. Czy może się zdarzyć, że znajdziesz się w takiej sytuacji? Przykładowo: niektórzy odbiorcy ewangelii mogą patrzeć na ciebie z góry, ponieważ pochodzisz ze wsi. Mogą cię wręcz lekceważyć. Jak sobie z tym radzisz? Mówisz: „Urodziłem się na wsi, w biedzie, ty zaś w mieście, by wieść uprzywilejowane życie. Tak nakazał Bóg. On jest miłościwy bez względu na to, gdzie się urodziliśmy. Wszyscy żyjemy w tej epoce i fakt, że możemy być świadkami Bożego dzieła w dniach ostatecznych, jest błogosławieństwem”. Słowa te są rzeczywiste i nie stanowią próby przypodobania się. Odbiorcy ewangelii powiedzą: „A zatem ty nie otrzymałeś takiego błogosławieństwa jak my. My cieszymy się błogosławieństwami zarówno tego życia, jak i świata, który ma nadejść, wy zaś potraficie radować się jedynie tymi ostatnimi. Dlatego my cieszymy się większą liczbą błogosławieństw niż wy”. Ty zaś powiesz: „Wszystko to dzięki łasce Bożej”. Czyż spieranie się z nimi jest konieczne, skoro nie znają dzieła Bożego? Jeżeli nie przywiązujesz wagi do takich rzeczy, to nie będziesz się z nimi kłócić. W głębi serca powinieneś dobrze zrozumieć co następuje: „Mam w sercu obowiązek, niosę na barkach ciężar, misję i powinność. Nie będę się z nimi spierać. Gdy nadejdzie dzień, w którym uwierzą i powrócą do domu Bożego, wysłuchawszy większej liczby kazań oraz zrozumiawszy cokolwiek z prawdy, przemyślą swoje dzisiejsze postępowanie i czyny i będą się wstydzić”. Jeżeli pomyślisz o tym w ten sposób, twoje serce się otworzy. Właśnie tak się stanie. Jeżeli naprawdę ich pozyskasz, a oni rzeczywiście będą dążyć do prawdy, to po trzech czy pięciu latach wiary przyznają, że to, jak potraktowali cię przy pierwszym spotkaniu, było niewłaściwe, pozbawione człowieczeństwa i sprzeczne z prawdą. Przy kolejnym spotkaniu będą musieli cię przeprosić. Szerząc ewangelię, będziesz często spotykać się z tego rodzaju sytuacjami. Jak Ja sobie z nimi radzę? Nie zwracam na takie rzeczy większej uwagi. To nic takiego. Jeśli będziesz tak myśleć, ich słowa cię nie urażą. Zwiemy to posiadaniem postawy. Gdy pojmiesz prawdę i posiądziesz prawdorzeczywistość, będziesz w stanie przejrzeć liczne wypowiedzi lub praktyki, które mogą wyrządzić ludziom krzywdę. Będziesz w stanie się z tym uporać. Jeżeli jednak nie uda ci się przejrzeć tych kwestii, zapamiętasz tego typu słowa i działania na całe życie i każdy będzie mógł cię zranić mrugnięciem, słowem bądź gestem. Jak dotkliwe są takie obrażenia? Pozostawią one ślad w twoim sercu. Na widok zamożnych ludzi o statusie wyższym od twojego czy też podobnych do tych, którzy kiedyś patrzyli na ciebie z góry i cię atakowali, będziesz się bać i ogarnie cię nieśmiałość. Jak się jej pozbyć? Musisz przejrzeć istotę tych osób. Niezależnie od tego, jakie są wspaniałe, jaki mają status czy pozycję – są skażone. Nie ma w nich nic wyjątkowego. Gdy to dostrzeżesz, twoje serce nie będzie ograniczone. Szerząc ewangelię, z pewnością napotkasz tego rodzaju problemy. Wszystkie one są powszechne. Niektóre osoby nie będą cię rozumiały lub będą do ciebie uprzedzone, czasem będą wręcz mówić za twoimi plecami paskudne rzeczy, by cię ośmieszyć. Niektórzy powiedzą, że głosisz ewangelię dla pieniędzy, zysku lub miłostek. Jak zachowałbyś się w takiej sytuacji? Czy powinieneś spierać się z takimi ludźmi? W szczególności co powinieneś zrobić, jeżeli potencjalny odbiorca ewangelii pochodzi z zamożnej rodziny, a ty spożywasz posiłek w jego domu i dostrzegasz ów znaczący wyraz twarzy? Jeżeli pragnąc zachować godność, nie zjesz w domu tego człowieka, to czy będziesz w stanie dalej głosić ewangelię o pustym żołądku? Powinieneś podejść do sprawy w następujący sposób: „Dziś mogę zjeść w domu tego człowieka i szerzyć tam ewangelię. Jest on zdolny przyjąć tych, którzy ją głoszą, i na tym polega jego szczęście”. W istocie tak właśnie jest. Na tym polega jego szczęście. On sam nie zdaje sobie z tego sprawy, lecz ty w głębi serca musisz to wiedzieć. Podczas głoszenia ewangelii często można spotkać się z drwinami, kpinami, szyderstwami i oszczerstwami, a nawet znaleźć się w niebezpiecznych sytuacjach. Na przykład niektórzy bracia i niektóre siostry są potępiani lub porywani przez złych ludzi, a na innych wzywa się policję i przekazuje się ich władzom. Niektórzy mogą zostać aresztowani i osadzeni w więzieniu, podczas gdy inni mogą nawet zostać pobici na śmierć. Wszystkie te rzeczy się zdarzają. Czy jednak teraz, kiedy o tym wszystkim wiemy, powinniśmy zmienić nasze nastawienie do pracy przy szerzeniu ewangelii? (Nie). Głoszenie ewangelii jest powinnością i obowiązkiem każdego. W każdej chwili, niezależnie od tego, co słyszymy, co widzimy czy jak nas traktują, musimy nieść tę odpowiedzialność głoszenia ewangelii. Pod żadnym pozorem nie możemy porzucić tego obowiązku przez negatywne nastawienie czy słabość. Obowiązek głoszenia ewangelii to nie łatwizna, lecz zadanie pełne niebezpieczeństw. Kiedy głosicie ewangelię, nie zetkniecie się z aniołami, kosmitami czy robotami. Będziecie się musieli zmierzyć jedynie ze złym i skażonym człowieczeństwem, żywymi demonami, bestiami – wszystko to są ludzie, którzy przetrwali w tym miejscu pełnym zła, tym złym świecie, dogłębnie zdeprawowani przez szatana i opierający się Bogu. Dlatego proces głoszenia ewangelii z pewnością najeżony jest rozmaitymi niebezpieczeństwami, nie wspominając już nawet o drobnych oszczerstwach, szyderstwach i nieporozumieniach, które zdarzają się powszechnie. Jeśli naprawdę potraktujesz głoszenie ewangelii jak odpowiedzialność, zobowiązanie i swój obowiązek, to będziesz umiał odpowiednio podejść do tych niebezpieczeństw i poradzić sobie z nimi. Nie porzucisz swojej odpowiedzialności ani zobowiązań. Nie odstąpisz też przez nie od swojego pierwotnego zamiaru głoszenia ewangelii i świadczenia o Bogu, nigdy nie zrzekniesz się tej odpowiedzialności, ponieważ jest to twój obowiązek. Jak należy rozumieć ten obowiązek? To wartość i główny obowiązek ludzkiego życia. Szerzenie dobrej nowiny o Bożym dziele w dniach ostatecznych i ewangelii dzieła Boga jest wartością ludzkiego życia.
Dziś omawiamy prawdę dotyczącą wypełniania obowiązku szerzenia ewangelii. Czy coś dzięki temu zyskaliście? (Tak). W przeszłości nasze rozmowy o prawdzie szerzenia ewangelii skupiały się na wizji. Innymi słowy: omawialiśmy przede wszystkim prawdę związaną z wizją i nie poruszaliśmy wielu szczegółowych kwestii, tak jak czynimy to dziś. Jako że większość ludzi wie coś o prawdzie wizji w ogólnym zarysie, lecz może nie mieć jasności co do szczegółowych ścieżek praktykowania i zasad dotyczących konkretnych kwestii, dziś poruszymy podczas naszej rozmowy te właśnie zagadnienia. Czy sądzicie, że prawda dotycząca szerzenia ewangelii staje się konkretniejsza i łatwiejsza do wdrożenia w prawdziwym życiu dzięki omówieniu niektórych przypadków oraz ludzkich zachowań, czy też słusznych i niesłusznych sposobów postępowania w obliczu różnych sytuacji i poglądów ludzi, a także tego, jak powinni oni wypełniać swoją powinność, swój obowiązek? Sądzę, że po wysłuchaniu tego aspektu prawdy wasze serca się rozjaśnią. Napotkawszy konkretne problemy podczas szerzenia ewangelii, skorzystacie z tych słów, gdyż są one praktyczne i dotyczą prawdozasad. To nie są puste słowa. Czy kiedy na co dzień stykacie się z tego typu kwestiami związanymi z szerzeniem ewangelii i żyjecie w pewnych niewłaściwych stanach lub też napotykacie pewne problemy w swojej pracy osób szerzących ewangelię, czy potraficie wykorzystać omawiane prawdy do tego, by pokonać piętrzące się przed wami trudności? Jeżeli potraficie je przezwyciężyć, to wypowiedziane dziś słowa nie idą na marne. Jeśli wciąż nie potraficie rozwiązać tego typu problemów lub robicie wszystko po swojemu, samodzielnie podejmujecie decyzje i obstajecie przy nich, robicie, co chcecie, działacie rozmyślnie i lekkomyślnie, nie zważając na swoje obowiązki i powinności, to prawdy te są dla was jedynie pustą gadaniną i na nic się nie zdadzą. Na nic się one nie zdadzą nie dlatego, że prawda nie może ci pomóc albo nie masz z niej żadnego pożytku, lecz dlatego, że wcale nie kochasz prawdy i jej nie praktykujesz. Postrzegasz obowiązek szerzenia ewangelii zaledwie jako hobby lub formę zabicia czasu. Co się stanie, jeżeli będziecie podchodzić do obowiązku szerzenia ewangelii, patrząc na niego pod tym kątem? Czy będziecie zdolni wykonać swój obowiązek w należyty sposób? (Nie). Jeżeli rozmowa o wykonywaniu swojego obowiązku w należyty sposób wydaje się wam czymś trudnym, to pozwólcie, że najpierw zadam wam następujące pytanie: Czy z takim podejściem do obowiązku szerzenia ewangelii można wypełnić Bożą intencję? (Nie). Każdy z was w głębi serca powinien to dobrze rozumieć. Jeżeli podejdziesz do tego obowiązku z takim nastawieniem i spojrzysz na niego pod takim kątem, odczujesz w sercu niepewność. Pomyślisz, że nie takiej postawy życzyłby sobie Bóg. Jeżeli postępujesz w ten sposób, to nawet pozyskując niektórych ludzi i na pozór spełniając dobre uczynki, podczas wykonywania swojego obowiązku kierujesz się zamiarami i powodami, które są sprzeczne z prawdozasadami. Jesteś taki sam jak ludzie religii szerzący ewangelię po to, by otrzymać błogosławieństwa i dobić targu z Bogiem. Takie zamiary i takie źródło motywacji są niewłaściwe. Rozpatrując sposób, w jaki ludzie wykonują swoje obowiązki, Bóg osądza ich intencje i pobudki. Bóg przygląda się ich nastawieniu oraz sposobowi myślenia, z jakim podchodzą do swoich obowiązków. Na tej podstawie podejmuje działania mające obmyć ludzi ze skażenia i zbawić ich, by mogli wyzwolić się od grzechu. A zatem bez względu na to, w jaki sposób szerzysz ewangelię, powinieneś przyjąć Boży nadzór. Niezależnie od tego, jakim jesteś człowiekiem, jaki masz potencjał, jakiego rodzaju obowiązek już wypełniłeś i co nim było, zanim dołączyłeś do grona szerzących ewangelię, powinieneś przestrzegać prawdozasad szerzenia ewangelii, postrzegać szerzenie ewangelii jako swój obowiązek i swoją odpowiedzialność oraz wziąć je na swoje barki.
Niektórzy przywódcy i pracownicy, którzy nie umieją wykonywać praktycznej pracy ani rozwiązywać rzeczywistych problemów, są zastępowani, przydzielani do szerzenia ewangelii i dołączają do zespołu ewangelizacyjnego. Mogą wówczas mówić każdemu, kogo spotkają: „Byłem przywódcą. Zostałem wysłany do zespołu ewangelizacyjnego, by szerzyć ewangelię, ponieważ sobie nie radziłem. Być może Bóg każe mi szerzyć ewangelię, by na pewien czas mnie zahartować, zaopatrzyć w prawdę i wyćwiczyć. To zaś oznacza, że nie muszę wkładać aż tyle wysiłku w szerzenie ewangelii. Cokolwiek zrobię, będzie dobrze. Ostatecznie jestem przecież materiałem na przywódcę. Gdy moja postawa lepiej się ukształtuje, muszę nim zostać. Jako że mam tak wielki potencjał, to by było marnotrawię talentu, gdyby tak się nie stało. Aktualnie Kościół cierpi na niedobór przywódców i pracowników!”. Słowa tych ludzi sugerują, że dom Boży sobie nie poradzi, jeśli oni nie będą zajmować stanowisk przywódczych. Zostali wyznaczeni do szerzenia ewangelii wyłącznie po to, by mieli możliwość praktykowania, zaopatrzyli się w prawdę i mogli wykonywać pracę u podstaw w ramach własnego rozwoju i szkolenia. Z tego względu postrzegają oni obowiązek szerzenia ewangelii jako coś tymczasowego, robią to tylko po to, by wypełnić swoje życiorysy, dobrze się bawić i poszerzyć horyzonty. Sądzą, że jeżeli uda im się osiągnąć rezultaty w szerzeniu ewangelii, pojmą prawdę i będą w stanie wykonać jakąś pracę, zostaną awansowani na przywódców lub pracowników. Czyż mogą oni prawdziwie okazać skruchę, jeżeli są w ten sposób nastawieni do wykonywania obowiązku szerzenia ewangelii? Nie zastanowili się nad sobą ani też nie poznali samych siebie. Nie mają żadnej samoświadomości. Czy ludzie ci są w tarapatach? Nie pojmują oni szerzenia ewangelii we właściwy sposób. Mają o sobie zbyt wysokie mniemanie, a tak naprawdę wcale siebie nie znają! Są zupełnie nieświadomi tego, co się dzieje. W istocie jest tak, ponieważ ludzie ci nie dążą do prawdy i kompletnie brak im zdolności pojmowania. Na pozór są elokwentni, chętnie załatwiają różne sprawy i wydaje się, że mają jakiś potencjał, lecz kiedy służą jako przywódcy i pracownicy, ich charakter i potencjał sprawiają, że nie stają oni na wysokości zadania. Nie są w stanie sprostać standardom i kryteriom niezbędnym do pełnienia roli przywódców i pracowników, zostają więc wyeliminowani. Nie znają swojej miernej wartości, a przy tym bezwstydnie się przechwalają i puszą. Niektórzy z nich, choć nigdy tego nie przyznają, są przekonani, że do szerzenia ewangelii wyznaczani są jedynie ci, którzy nie potrafią robić nic innego. W głębi serca dzielą oni wszystkie obowiązki pełnione w domu Bożym na ważne, średnio ważne i nieważne. Szerzenie ewangelii uważają zaś za najmniej ważny ze wszystkich obowiązków w domu Bożym. Każdy, kto dopuści się błędu lub nie wykona swojego obowiązku w należyty sposób, zostanie odesłany do szerzenia ewangelii. Oto jak tacy ludzie rozumieją ten obowiązek. Czy jest jakaś różnica pomiędzy takim sposobem pojmowania a uznawaniem szerzenia ewangelii za powinność i obowiązek, jakie należy w swoim życiu wypełnić? Czy ktoś, kto rozumuje to w ten sposób, może dobrze spełniać swój obowiązek? (Nie). Na czym polega błąd takiej osoby? Uważa ona największą odpowiedzialność człowieka oraz obowiązek, jaki powinien on wypełniać w swoim życiu, czyli dzieło szerzenia ewangelii, za najskromniejsze zajęcie. Nie traktuje tego jako własnej odpowiedzialności i powinności ani nie widzi w tym obowiązku. Niezależnie od tego, w jaki sposób dom Boży omawia konieczność lojalnego wykonywania obowiązków i to, że szerzenie ewangelii do tych obowiązków należy, taki człowiek tego nie uznaje. W głębi serca jest on przekonany, że najważniejsze są różne szczeble przywódców, pracowników i innych ludzi pełniących odpowiedzialne funkcje w domu Bożym. Posiadają oni bezwzględny autorytet i w ostatecznym rozrachunku otrzymają wspaniałe nagrody, a Bóg ich udoskonali. Ci, którzy za nimi podążają, są jedynie szeregowcami, a tyczy się to zwłaszcza osób szerzących ewangelię, które stale kontaktują się z ludźmi spoza Kościoła. Spośród wszystkich zadań to właśnie ich praca może się okazać najtrudniejsza i najbardziej wyczerpująca. Ostatecznie nie można z całą pewnością stwierdzić, czy ludzie ci zostaną udoskonaleni. Czy ich winą jest, że w taki sposób pojmują obowiązek szerzenia ewangelii? Czy są jak ci, którzy uważają tę świętą powinność, obowiązek szerzenia ewangelii, za najskromniejsze zajęcie i plasują je na najniższym szczeblu w hierarchii stanowisk i stopni? Patrzą oni z góry zarówno na ten obowiązek, jak i na tych, którzy go wykonują. Jaki zatem punkt widzenia sami przyjmują, spełniając go? (Postrzegają go jako coś tymczasowego). Czy można tu coś jeszcze dodać? Kiedy kogoś pozyskają, nie zaprzątają sobie tym głowy, a gdy nie uda im się kogoś pozyskać – nie przejmują się tym. Nie uważają oni szerzenia ewangelii za element własnej pracy i nie dokładają wszelkich starań, by dobrze wykonywać ten obowiązek. W głębi serca go lekceważą – jaki zatem będzie rezultat ich pracy nad szerzeniem ewangelii? Czy potrafią zaopatrzyć się we wszystkie aspekty prawdy, po to by wypełnić ten obowiązek? Czy uczą się na pamięć fragmentów słowa Bożego oraz wersetów z Biblii i zaznajamiają z różnego rodzaju świadectwami doświadczenia po to, by pozyskiwać więcej ludzi i rozwiązywać rozmaite problemy napotkane podczas szerzenia ewangelii? (Nie). W jaki sposób, szerząc ją, poradzą sobie z trudnymi pytaniami zadawanymi przez ludzi o wypaczonym sposobie pojmowania i wielorakich wyobrażeniach? (Dadzą sobie z nimi spokój). Chodzi tu o pewnego rodzaju nastawienie. Czy ludzie ci poskarżą się Bogu, mówiąc: „Dlaczego szerząc ewangelię, spotkałem tak niedorzeczną osobę, pozbawioną jakiegokolwiek duchowego zrozumienia? Co za pech!”? Nie darzą oni miłością potencjalnych odbiorców ewangelii i żywią nadzieję, że Bóg nie zbawi tego typu ludzi. Jeśli chodzi o tę kwestię, to nie modlą się oni do Boga ani nie poszukują Jego intencji, a wręcz w ogóle się z nimi nie liczą. Podejmują decyzję o tym, jak traktować potencjalnych odbiorców ewangelii, kierując się preferencjami natury cielesnej, a gdy spotykają ludzi z licznymi problemami i poważnymi wyobrażeniami, dają sobie z nimi spokój. Postanawiają szerzyć ewangelię wyłącznie wśród ludzi, którzy mają niewiele wyobrażeń lub nie mają ich wcale, a przy tym nie chcą płacić za to żadnej ceny. Co robią za każdym razem, gdy coś szkodzi ich próżności, godności, reputacji czy statusowi albo jest sprzeczne z ich preferencjami natury cielesnej lub kłóci się z uciechami ciała? Postanawiają dać sobie spokój, uciec, nie wypełniać tego zobowiązania, lecz je odrzucić. Jednocześnie w głębi serca skarżą się Bogu: „Dlaczego spotkałem tak niedorzeczną osobę o tak wielu wyobrażeniach? Dlaczego muszę to znosić? Straciłem twarz, mój wysiłek poszedł na marne i nie udało mi się nikogo pozyskać”. Chowają w sercach głęboką urazę wobec Boga. Z tego powodu nie chcą przyjąć obowiązku szerzenia ewangelii ani wypełnić powinności polegającej na jej głoszeniu – jeżeli ich postawa wobec tego obowiązku jest właśnie taka, to niewiele trzeba, by zostali wyeliminowani.
Podczas szerzenia ewangelii wielu z tych, którzy się tym zajmują, traktuje swoją pracę pobieżnie i niedbale. Oni nigdy się nie zmieniają. Nigdy nie podchodzą do tego, prezentując uważną, ostrożną, roztropną i bogobojną postawę. Zamiast tego myślą sobie: „I tak nic się u mnie nie dzieje, mogę robić cokolwiek. Zespół ewangelizacyjny wygląda ciekawie, więc do niego dołączę”. Potem podążają tą drogą i szerzą ewangelię. W rzeczywistości jednak ich wkład w ten proces jest bardzo ograniczony. Po prostu poświęcają na to nieco czasu i trochę podróżują, lecz nie płacą prawdziwej ceny. Oni zawsze głoszą ewangelię zgodnie z preferencjami natury cielesnej oraz własnymi pojęciami i wyobrażeniami. Nigdy w najmniejszym stopniu nie stosują się do prawdozasad. Wielu jest takich, którzy chętnie głoszą kazania ludziom zamożnym, tym, którzy mają pieniądze, a niechętnie – biednym. Lubią to czynić wobec atrakcyjnych ludzi, a nie lubią – wobec tych o przeciętnym wyglądzie. Podoba im się głoszenie ewangelii osobom, z którymi dobrze się dogadują, nie chcą zaś głosić jej tym, z którymi im nie po drodze. Chętnie nauczają tych, którzy nie mają zbyt wielu wyobrażeń, a niechętnie – tych, którzy mają ich zbyt wiele. Oni lubią szerzyć ewangelię wśród tych, którym łatwo ją przekazać i którzy przyjmą ją bez konieczności wysłuchiwania zbyt wielu przemów. Jeżeli głoszenie ewangelii wiąże się z licznymi męczącymi rozmowami – nie chcą tego robić. Podam przykład: powiedzmy, że jakaś kobieta, szerząc ewangelię, spotyka mężczyznę pochodzącego z bogatej rodziny, który ma dom i samochód, którego rodzice mają dobrą pracę, który jest jedynakiem i jest przystojny. Kobieta sądzi, że gdyby go poślubiła, mogłaby wieść bogate życie, a zatem pragnie głosić mu ewangelię, uważa bowiem, że byłoby wspaniale, gdyby ją przyjął. Inni usiłują ją powstrzymać, mówiąc, że ten człowiek wcale nie poszukuje prawdy i nie jest kimś, komu można głosić ewangelię, lecz ona odpowiada: „Jeżeli będziemy więcej rozmawiać o prawdzie, to możliwe, że on ją przyjmie. A jeśli nie zaniesiemy ewangelii tak dobremu człowiekowi i nie zbawimy go, to czyż nie będzie to sprzeczne z bożymi intencjami?”. Tak naprawdę ona dąży do własnego celu. Nie próbuje pozyskać tej osoby po to, by przyprowadzić ją przed oblicze Boga, lecz chce się jej zareklamować i sprzedać. Po licznych działaniach marketingowych ostatecznie dostaje to, czego chciała, i może nawiązać relację z tym mężczyzną dla własnych celów. Na czym polega problem? Kobieta ta we wszystkim, co robi, kieruje się osobistymi pobudkami, a to jest wbrew prawdozasadom. Ostatecznie wykorzystuje ona rozmaite metody, aby „nieść” mężczyźnie ewangelię, a nawet wychodzi za niego za mąż i twierdzi: „Największym dokonaniem w mojej pracy szerzenia ewangelii było odnalezienie bratniej duszy. Muszę przyjąć to od boga. Małżeństwo jest przez niego zrządzone. To, że poznałam i poślubiłam tego człowieka, wynika wyłącznie z bożego zarządzenia. To jest boża łaska i boże błogosławieństwo”. W efekcie zakłada ona małą rodzinę i wiedzie szczęśliwe życie. Czy jest wówczas w stanie nadal szerzyć ewangelię? (Nie). Po roku lub dwóch robi to sporadycznie, gdy dobrze się czuje, lecz większość czasu spędza na życiu rodzinnym, a w jej sercu powstaje coraz większa pustka. Ostatecznie zdaje sobie sprawę, że życie rodzinne to nic innego jak siedzenie w garach, jedzenie, picie, wygłupy i zamęt. Czuje, że to wszystko jest bezcelowe. Spoglądając wstecz, snuje rozważania i myśli: „Wiara w boga – oto coś, co wciąż ma znaczenie. Pozwólcie mi wrócić, ponownie przyjąć wiarę i dalej szerzyć ewangelię!”. Finalnie opowiada ona o swoich doświadczeniach w ten oto podniosły sposób: „Człowiek został stworzony przez boga, a więc nie może go opuścić. Nie jest w stanie bez niego żyć. Tak jak ryba pozbawiona wody skazana jest na śmierć, tak i człowiek, który opuści boga, z pewnością nie znajdzie już w życiu żadnej dalszej drogi. Właśnie dlatego wróciłam. Ponieważ wezwał mnie bóg”. Cóż za bezbrzeżna bezwstydność! Powróciwszy, kobieta się domaga, by pozwolono jej wykonywać obowiązek, mówiąc: „Kiedy nie spełniam obowiązku, czuję pustkę. Każdy musi spełniać swój obowiązek”. Słowa ludzi, którzy nie praktykują prawdy i nie żywią do niej miłości, budzą odrazę tych, którzy je słyszą. Mówisz, że nie możesz opuścić Boga, dlaczego zatem nie zapytasz Go, czy On chce ciebie? Podczas wykonywania swojego obowiązku znalazłaś partnera, porzuciłaś ten obowiązek i uciekłaś. Dlaczego nie pomodliłaś się do Boga, nie zapytałaś, czy się z tym zgadza i nie poznałaś Jego stanowiska? Czy wypełniłaś swoje zobowiązania? Wypełniłaś posłannictwo powierzone ci przez Boga? Czy potraktowałaś Boga jak Boga? Czy twój obowiązek rzeczywiście nim był w twoich oczach? Odpowiedź na wszystkie te pytania brzmi: „nie”. Czym jest dla ciebie Bóg? Jest jedynie znajomym, którego spotkałaś po drodze. Witasz się z nim i od razu sądzisz, że zostaliście przyjaciółmi. Jeżeli służy to twoim interesom, idziesz z Nim dalej, a jeśli nie jest to dla ciebie korzystne – żegnasz się. Potem jednak przypominasz sobie o Nim, gdy Go potrzebujesz. Taka właśnie jest twoja relacja z Bogiem. Jeżeli postrzegasz Boga jak kumpla, którego kiedyś poznałaś, to co On o tobie pomyśli? Jak cię potraktuje? Jesteś smutna, a twoje dni są puste, dlatego potrzebujesz Boga. Zawracasz i chcesz znów wykonywać swój obowiązek. Czyż Bóg tak po prostu ci go powierzy? (Nie). Dlaczego? Ponieważ na to nie zasługujesz! Choć tacy ludzie zaraz po tym, jak uwierzą w Boga, wykonują swoje obowiązki, to nim je ukończą, odchodzą od Niego bez żadnego ostrzeżenia, opuszczają swoje stanowiska i porzucają pracę. Jak Bóg się na to zapatruje? Jaka jest natura takiego zachowania? (To zdrada). Zdrada to nie drobnostka. Tacy ludzie to dezerterzy! Jak dezerterzy wykonują swój obowiązek? Pod pozorem wywiązywania się z niego zabiegają o własne korzyści. Snują plany zabezpieczenia własnej przyszłości oraz źródeł utrzymania i pogwałcają przy tym pierwotny zamiar wykonywania obowiązków. Ostatecznie uciekają w trakcie ich wykonywania, co czyni ich dezerterami. Tacy ludzie nie ponoszą ze szczerym sercem kosztów na rzecz Boga. Przeciwnie: mają swoje zamiary oraz cele i usiłują oszukać Boga, ostatecznie ujawniając swoje prawdziwe oblicze. Czyż nie są to ludzie zdradzający Boga? Niektórzy pytają: „Czyż w domu Bożym nie ma wolności w kwestii dołączania i odchodzenia?”. To prawda, że jest wolność w tej kwestii, lecz każdy, kto wchodzi do domu Bożego, musi zostać poddany analizie. Możesz swobodnie opuścić dom Boży i nikt nie stanie ci na drodze. Jeżeli jednak pragniesz powrócić do domu Bożego, to nie jest to już takie proste. Musisz zostać przetestowany oraz sprawdzony przez przywódców i pracowników Kościoła na wszystkich szczeblach, by udowodniono, że twoja skrucha jest autentyczna. Dopiero wtedy zostaniesz przyjęty. Zatem łatwo jest wyjść, ale trudno jest wrócić. Słyszałem o ludziach, dla których szerzenie ewangelii było tak trudne i tak bardzo przez nie cierpieli, że porzucili swoje brzemię i uciekli. W czym tkwi problem? W tym, że to dezerterzy. Co jest najważniejsze w pracy polegającej na głoszeniu ewangelii? Każdy, kto szerzy ewangelię, w oczach Boga pełni istotną rolę, a dotyczy to zwłaszcza osób zajmujących ważne stanowiska. Nie ma większego wykroczenia niż opuszczenie swojego stanowiska bez pozwolenia Boga, gdy pełnisz ważną rolę w szerzeniu ewangelii. Czy nie jest to akt zdrady wobec Boga? (Jest). Jak zatem, waszym zdaniem, Bóg powinien traktować dezerterów? (Powinien ich odsunąć na bok). Odsunięcie na bok oznacza, że jesteś ignorowany i możesz robić, co ci się podoba. Jeśli osoby odsunięte na bok czują skruchę, to jest możliwe, że Bóg uzna ich postawę za wystarczająco skruszoną i zechce ich z powrotem. Ale na tych, którzy porzucają swój obowiązek – i tylko na nich – Bóg tak nie spojrzy. Jak Bóg traktuje takich ludzi? (Bóg ich nie zbawia. Bóg nimi wzgardza). To się w pełni zgadza. Mówiąc dokładniej, ludzie, którzy wykonują ważny obowiązek, otrzymali zadanie od Boga i jeśli porzucą swoje stanowisko, to bez względu na to, jak dobrze radzili sobie do tej pory, czy jak będą sobie radzić w przyszłości, dla Boga są ludźmi, którzy Go zdradzili i nigdy więcej nie dostaną możliwości pełnienia obowiązku. Co to oznacza nie otrzymać więcej takiej możliwości? Jeżeli powiesz: „Jestem pełen skruchy. Mam dług wobec Boga. Nie powinienem był na początku dokonywać takiego wyboru. Uległem wówczas jakiemuś czarowi i dałem się zwieść, a teraz tego żałuję. Błagam Boga, by dał mi jeszcze jedną szansę na wykonanie mojego obowiązku, tak abym zyskał możliwość odpokutowania za to, co zrobiłem, poprzez spełnianie chwalebnych uczynków i naprawienie moich błędów” – to jak Bóg postąpi w tej sprawie? Skoro mówi On, że nie uzyskasz więcej takiej możliwości, to znaczy, że już nigdy nie zwróci na ciebie uwagi. Oto jaka jest postawa Boga wobec dezerterów. Rozprawiając się z ludźmi popełniającymi pospolite wykroczenia, Bóg może stwierdzić, że ich czyn był czymś chwilowym lub został popełniony z powodu niesprzyjającego otoczenia, niedojrzałej postawy, braku zrozumienia prawdy lub z innej podobnej przyczyny. W takich przypadkach Bóg może dać tym ludziom możliwość odpokutowania. Jednakże dezerterom, i tylko im, Bóg nie daje drugiej szansy. Niektórzy pytają: „Co to oznacza, że Bóg nie daje drugiej szansy? Jeśliby chcieli wypełnić swój obowiązek, to czy Bóg by na to nie pozwolił?”. Możesz wykonywać swój obowiązek, szerzyć ewangelię, a także słuchać kazań i zostać członkiem Kościoła. Kościół nie usunie twojego imienia ze swoich list, lecz Bóg, niezależnie od tego, jak wykonujesz swój obowiązek i w jaki sposób okazujesz skruchę, nie potrzebuje cię ani nie aprobuje, choć wykonujesz dla Niego pracę. Takie jest nastawienie Boga. Być może niektórzy nie pojmują tej kwestii i pytają: „Dlaczego Bóg postępuje tak bezdusznie i bezwzględnie z tego typu ludźmi?”. Człowiek nie musi tego rozumieć. Takie jest usposobienie Boga. Takie jest Jego nastawienie. Możesz sobie myśleć, co tylko chcesz. To Bóg ma moc decydowania. On ma władzę, która pozwala Mu działać i zajmować się tą sprawą w taki właśnie sposób. Co może zrobić człowiek? Czy ludzie mogą protestować? Kto ci bronił od samego początku podążać właściwą ścieżką, kto ci powiedział, byś zdradził Boga i stał się dezerterem? Jeden człowiek nie jest w stanie samodzielnie dokonać dzieła szerzenia ewangelii – do tego potrzeba wielu ludzi. Jeżeli nie jesteś w stanie wykonać swojego obowiązku, Bóg wybierze kogoś innego, kogoś, kto to potrafi. Jeśli nie współpracujesz i nie wykonujesz swojego obowiązku, świadczy to o twojej ślepocie. Dowodzi, że jesteś zagubiony i głupi. Nie wiesz, że to jest błogosławieństwo, a zatem go nie otrzymasz. Powinieneś po prostu odejść! Jeżeli odejdziesz, lecz po pewnym czasie powrócisz, to czyż Bóg znów cię zechce? Nie, Boga to nie obchodzi. Takie jest Jego nastawienie wobec dezerterów i tylko wobec nich. Niektórzy mówili: „Po moim powrocie i wykonaniu obowiązku oświeca mnie Duch Święty!”. Gdy po raz pierwszy wykonywałeś swój obowiązek, zbiegłeś bez pozwolenia, a Duch Święty cię nie powstrzymał. Czyż teraz, kiedy powróciłeś, Duch Święty może cię jeszcze oświecić? Nie rozdmuchuj tak bardzo swoich sentymentalnych uczuć. Bóg nie uczyni niczego wbrew własnym pragnieniom, a ma On swoje zasady, jeśli chodzi o postępowanie z ludźmi. Jakie ostrzeżenie dla ludzi się w tym kryje? Musisz nieugięcie trwać w swoim obowiązku i wypełniać swoje zobowiązania. Czy nastawienie Boga do dezerterów jest zbyt radykalne? (Nie). Dlaczego twierdzisz, że nie? Co rozumiesz przez to, że nie jest zbyt radykalne? Czy każdy obowiązek spełniany dziś przez każdego człowieka, niezależnie od tego, jaki obowiązek wypełnia dana osoba, ma związek z tym, co zarządził Bóg? Są one ściśle powiązane. Patrząc na to w ten sposób: czy to, że jesteś zdolny do wykonywania swojego obowiązku, oznacza, że Bóg włożył w to wiele pracy? Od momentu stworzenia świata Bóg z góry o tobie przesądził. Przesądził On o epoce oraz wieku, w których się urodziłeś, o rodzinie, w której się urodziłeś, o wpływie, jaki ona na ciebie wywarła, o obowiązku, którego Bóg od ciebie wymaga, a także o rzeczach, których pozwolił ci się zawczasu nauczyć. Jeżeli na przykład poznałeś język obcy, to posiadasz teraz taki potencjał – talent, który pozwala ci z powodzeniem wykonywać swój obowiązek. Bóg włożył ogrom pracy w przygotowania. W jakim celu je poczynił? Czy po to, byś wyróżnił się z tłumu? Po to, byś mógł gonić za światem i służyć szatanowi? Zdecydowanie nie! Bóg pragnie, byś, szerząc ewangelię Bożą i realizując Boży plan zarządzania, ofiarował Jemu domowi to, co On ci dał. Jak jednak poczuje się Bóg, jeżeli nie będziesz w stanie zaoferować tego, co od Niego otrzymałeś, a zamiast tego służyć będziesz szatanowi? Co On zrobi w takiej sytuacji? Jak, zgodnie ze swoim usposobieniem, powinien postąpić Bóg? On Cię odrzuci jednym ciosem. Bóg cię nie chce. Zapominasz o Jego dobroci i zdradzasz Jego zaufanie. Nie uznajesz swojego Stwórcy ani się ku Niemu nie zwracasz. Nie ofiarowujesz Bogu tego, co ci dał, lecz oddajesz to szatanowi. To poważna zdrada. Bóg nie chce takiego zdrajcy!
W Bożym dziele zbawienia ludzkości potencjał każdej poszczególnej osoby czyni ją zdolną do wykonywania obowiązku, który powinna wykonywać. Do wypełnienia go muszą również zostać wykorzystane doświadczenie i wiedza zdobyte po tym, jak osoba ta uwierzyła w Boga, a także prawdy, które pojęła. Jedynie w ten sposób ludzie mogą wnieść swój skromny wkład w dzieło szerzenia ewangelii królestwa. Na czym ten wkład polega? Chodzi o obowiązek, który człowiek powinien wypełnić. Bóg pozwala ci pojąć prawdę oraz posiąść inteligencję i mądrość, tak byś mógł dobrze wykonywać swój obowiązek. Oto wartość i sens twojego życia. Jeżeli nie urzeczywistniasz tej wartości i tego sensu, dowodzi to, że nic nie zyskałeś dzięki wierze w Boga. Stałeś się bezużytecznym odpadkiem w domu Bożym. Czyż Bóg nadal może cię chcieć, skoro urzeczywistniasz szatana i cielesność? Wartość i sens twojego życia przepadły. Z punktu widzenia Boga powinieneś po prostu na zawsze zniknąć z Jego domu. On już cię nie chce. Ponadto w czasie, gdy Boże dzieło zarządzania postępuje, wszyscy, którzy podążają za Bogiem, wykonują swój obowiązek i raz za razem poddawani są przez wielkiego, czerwonego smoka represjom i okrutnym prześladowaniom. Ścieżka podążania za Bogiem jest wyboista, nierówna i niezwykle trudna. Każdy, kto podążał za Bogiem przez ponad dwa lub trzy lata, doświadczył tego na własnej skórze. Źródłem obowiązku wykonywanego przez każdego człowieka, czy to stale, czy tymczasowo, jest suwerenność Boga i Jego zarządzenia. Być może często dochodzi do aresztowań ludzi, a praca kościoła jest zakłócana i niweczona, może też wyraźnie brakować osób potrzebnych do wykonywania obowiązków (zwłaszcza tych o dużym potencjale i fachowej wiedzy, którzy są w mniejszości), jednak dzięki przywództwu Boga, Jego mocy i władzy, dom Boży wydźwignął się z najtrudniejszych czasów, a całe jego dzieło zostało skierowane na właściwe tory. Człowiekowi wydaje się to niewykonalne, lecz dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Te trzydzieści lat, odkąd Bóg pojawił się i rozpoczął swoje dzieło, aż do chwili obecnej, naznaczone było nawałnicami i mękami wszelkiego rodzaju. Gdyby nie przywództwo Boga oraz Jego słowa, które napełniają ludzi wiarą i siłą, nikt nie zaszedłby tak daleko. Wszyscy wybrańcy Boga osobiście tego doświadczyli. Żadna z prac wykonywanych w domu Bożym nie idzie gładko, wszystkie rozpoczyna się od zera i wykonuje z wielkim trudem, wszystkie są też najeżone trudnościami. Dlaczego tak jest? Ponieważ stawiamy czoła nie tylko szaleńczym represjom i prześladowaniom reżimu wielkiego, czerwonego smoka, lecz także dyskryminacji, pomówieniom i potępieniu ze strony całej społeczności religijnej oraz skażonej ludzkości – wręcz cała epoka porzuca nas i powstrzymuje. Całe Boże dzieło zarządzania rozpoczyna się i toczy w okolicznościach i warunkach najeżonych złymi szatańskimi tendencjami, tam, gdzie władzę sprawuje szatan. To wcale nie jest takie proste – to niezwykle trudne! Dlatego każdy człowiek, który jest w stanie wykonywać obowiązek, przynosi Bogu pociechę, a fakt, że to robi, jest rzeczą rzadką i cenną. Wysoko ceni On i uważa za bardzo istotne: sumienność, lojalność i koszty, jakie każdy jest w stanie ponieść, a także postawę pełną szczerości i odpowiedzialności wobec własnego obowiązku, pełną podporządkowania wobec Bożego posłannictwa i czci dla Boga. Z kolei największy wstręt żywi On do ludzi, którzy porzucają swoje obowiązki lub nie traktują ich poważnie, gardzi rozmaitymi zachowaniami, działaniami i przejawami zdrady wobec Niego, ponieważ pośród różnych kontekstów, ludzi, wydarzeń i spraw zarządzonych przez Boga, rolą takich osób jest utrudnianie, niszczenie, opóźnianie, zaburzanie lub wpływanie na postępy Bożego dzieła. Jak z tego powodu czuje się Bóg i jak reaguje na dezerterów oraz na ludzi, którzy Go zdradzają? Jaki stosunek ma do nich Bóg? (Nienawidzi ich). Czuje do nich tylko wstręt i nienawiść. Czy odczuwa litość? Nie – On nie mógłby mieć dla nich litości. Niektórzy mówią: „Czy Bóg nie jest miłością?”. Dlaczego Bóg nie kocha takich ludzi? Ludzie ci nie są godni miłości. Jeśli ty ich kochasz, to twoja miłość jest głupia, a to, że ty ich kochasz, nie znaczy, że Bóg też ich kocha; ty możesz się o nich troszczyć, ale Bóg tego nie czyni, ponieważ w takich ludziach nie ma nic godnego troski. Dlatego Bóg zdecydowanie porzuca takich ludzi i nie daje im więcej żadnych szans. Czy to rozsądne? Jest to nie tylko rozsądne, ale przede wszystkim to jest jeden z aspektów Bożego usposobienia i jest to również prawda. Są ludzie, którzy podczas procesu szerzenia ewangelii nie przyjmują nawet części prawdy. Zawsze postępują samowolnie i lekkomyślnie, kierując się własną wolą. Są przeszkodą i utrudnieniem dla dzieła szerzenia ewangelii. Odgrywają negatywną rolę, ponieważ przeszkadzają, zakłócają i niweczą dzieło ewangeliczne oraz hamują jego postęp. Dlatego stosunek Boga do tych ludzi jest pełen wstrętu i nienawiści. Zostaną oni wyeliminowani. W ten sposób objawia się sprawiedliwe usposobienie Boga. Niektórzy pytają: „Czy takie obchodzenie się z tymi ludźmi nie jest przesadą?”. Nie ma w tym żadnej przesady. W konfrontacji z takimi diabłami Bóg może odczuwać wyłącznie wstręt i nienawiść. Bóg się nie maskuje. Jego usposobienie jest sprawiedliwe i widać je jak na dłoni. Jakie są dwa najważniejsze aspekty sprawiedliwego usposobienia Boga? (Obfite miłosierdzie i dogłębna wściekłość). Jakie ma to tutaj znaczenie? Kto doświadcza dogłębnej wściekłości Bożej? Spada ona na tych, którzy sprzeciwiają się Bogu, odrzucają prawdę i podążają za szatanem. Bóg nie chce tych, którzy zdecydowani są podążać za szatanem, nie chce zdrajców ani dezerterów. Niektórzy mówią: „W chwili słabości postanowiłem nie spełniać swojego obowiązku, ale w rzeczywistości nie chciałem opuścić Boga ani powrócić do świata i do obozu szatana”. Bez względu na to, czy okazałeś się słaby, czy też chciałeś powrócić do świata, Bóg, rozprawiając się z twoją słabością, w zależności od sytuacji może okazać miłosierdzie i tolerancję. Miłosierdzie Boga jest obfite. Ludzie żyją pośród swoich skażonych skłonności i w pewnych okolicznościach nie są w stanie uniknąć poczucia słabości, negatywnego nastawienia czy lenistwa. Bóg sprawdza to wszystko i postąpi z tymi ludźmi stosownie do sytuacji. Jeżeli nie jesteś dezerterem, to nie potraktuje cię jak dezertera. Jeśli jesteś słaby, z pewnością postąpi z tobą stosownie do twojej słabości. Jeżeli przez moment przejawisz swoje zepsucie, okażesz słabość lub tymczasowo zbłądzisz, Bóg cię oświeci, poprowadzi i wesprze. Potraktuje cię jak kogoś nikłej postury, kto nie rozumie prawdy, ponieważ ten problem nie tkwi w twojej naturoistocie. Dlaczego Bóg nie rozprawia się z takimi osobami w taki sposób, że je porzuca? Ponieważ one wcale nie chcą odrzucić ani Jego, ani prawdy, i nie chcą podążać za szatanem. Okazują jedynie chwilową słabość i nie są w stanie stanąć na wysokości zadania, dlatego Bóg daje im kolejną szansę. Jak zatem należy obchodzić się z ludźmi, którzy doznają chwilowej słabości i nie mogą wykonywać swoich obowiązków, lecz później powracają do ich wypełniania? Powinni oni zostać przyjęci. Jest to przypadek odmiennej natury niż kwestia dezerterów, a zatem nie można zastosować tej samej zasady ani tego samego podejścia, by sobie z nimi poradzić. Niektórzy ludzie nie doznają słabości, a są dezerterami. Jeżeli z powrotem ich przyjmiesz, znów zdezerterują, gdy tylko znajdą się w podobnej sytuacji. Ktoś taki nie jest dezerterem jedynie na chwilę – zawsze nim będzie. To dlatego Bóg wyrzuca takich ludzi i nigdy nie przyjmuje ich z powrotem. W najmniejszym stopniu nie jest to przesada. Ponieważ nigdy nie są oni przyjmowani z powrotem, to kogokolwiek Bóg postanowi zbawić, nie będą to ci ludzie. Gdy Bóg widzi, że w zespole zbawienia brakuje jednej osoby, może przyjąć kogoś nowego, lecz taki człowiek jest niepożądany. Już na zawsze zostaje odizolowany i nikt go nie chce.
Istnieje jeszcze inna kategoria ludzi: ci, którzy szerząc ewangelię, niejednokrotnie zaburzają i psują dzieło ewangelizacji, lecz wykonali także pewną pracę i pozyskali jakichś ludzi. Czy można im to poczytać za dobre uczynki? Na razie odłóżmy na bok pytanie o to, czy ci ludzie rzeczywiście je spełnili. Zacznijmy od tego, że szerząc ewangelię, często zaburzają oni i niweczą dzieło ewangelizacji. Przykładowo: jeżeli dana osoba odpowiada za pracę ewangelizacyjną i stale rywalizuje z innymi o status czy władzę lub często wdaje się w spory, zaburzając i niwecząc pracę, to jak Bóg będzie postrzegał tę sprawę? Czy Bóg postawi na wadze dokonania i błędy takiego człowieka, by sprawdzić, co przeważy szalę, czy też podejdzie do niego w inny sposób? (Bóg poczyta mu to za przewinienie). Dlaczego? Bo choć tacy ludzie głosili niektórym kazania, wykonali jakąś pracę i osiągnęli pewne rezultaty, to nadal dopuszczali się złych uczynków. Choć nie popełniają znaczących błędów, często zdarzają im się drobne pomyłki. Czym są często popełniane drobne pomyłki? Polegają one na niepraktykowaniu prawdy, walce o sławę, zysk i status, wypowiadaniu się bez krzty pobożności, na tym, że nigdy nie poszukuje się prawdozasad, często działa się samowolnie i bez zahamowań, nigdy nie wprowadza się żadnych zmian i jest się podobnym do niewierzących, a to ma szkodliwy wpływ na życie kościoła i wybrańców Boga oraz sprawia, że niektórzy nowi wierzący popełniają błędy. Czyż nie są to złe uczynki? (Są). Nawet jeżeli ludzie ciężko pracowali, by wypełnić swoje obowiązki, to czy naprawdę je wypełnili, skoro dopuścili się tak złych czynów? Czy rzeczywiście wykonywali swoje obowiązki w należyty sposób? Jak Bóg postrzega takie osoby? Choć wykonały one pewną pracę, wciąż mogą nierozważnie czynić zło – czy zatem wykonują swoje obowiązki? (Nie). Dlaczego więc są zdolne do tak lekkomyślnego czynienia zła? Z jednej strony wynika to z ich skażonego usposobienia. Z drugiej przyjmują mentalność opartą na losowości. Myślą: „Jeśli chodzi o szerzenie ewangelii, zrobiłem wiele dobrego. W takim to a takim kościele są setki ludzi, bo ja zaniosłem im ewangelię. Jeżeli ci ludzie zostaną zbawieni, będzie to moją wielką zasługą. Jak zatem Bóg mógłby o mnie zapomnieć? Mając na uwadze tych ludzi, Bóg nie może mnie potępić”. Czyż taki człowiek nie przecenia samego siebie? Czy ma bogobojne serce? Czy ze szczerego serca ponosi koszty na rzecz Boga? Jest jak Paweł: dąży do nagród i laurów. W jego sercu nie ma miejsca dla Boga. Nie pojmuje usposobienia Boga i ośmiela się z Nim handlować. Dowodzi to, że nie posiada żadnej prawdorzeczywistości. Pewien człowiek od kilku lat głosił ewangelię i miał w tym nieco doświadczenia. Głosząc ją, wiele wycierpiał, został nawet aresztowany i skazany na wiele lat więzienia. Po wyjściu nadal głosił ewangelię i pozyskał kilkuset ludzi. Niektórzy z nich, jak się okazało, mieli spory talent; niektórzy zostali nawet wybrani na przywódców lub pracowników. W rezultacie ten człowiek uważał, że zasługuje na wielkie uznanie, i wykorzystywał to jako swój kapitał, którym chwalił się wszędzie, gdziekolwiek poszedł, popisując się i świadcząc o sobie: „Spędziłem osiem lat w więzieniu, lecz niewzruszenie trwałem przy swoim świadectwie. Szerząc ewangelię, pozyskałem wielu ludzi i niektórzy z nich są dziś przywódcami lub pracownikami. Zasługuję na uznanie w domu bożym, bo poczyniłem weń wkład”. Gdziekolwiek głosił ewangelię, zawsze chwalił się przed miejscowymi przywódcami i pracownikami. Mówił też: „Musicie słuchać tego, co mówię; nawet wasi przywódcy wyższego szczebla muszą zachowywać się uprzejmie, zwracając się do mnie. Dam nauczkę każdemu, kto tego nie zrobi!”. Czyż ta osoba nie stosuje przemocy? Gdyby ktoś taki nie głosił ewangelii i nie pozyskał tych ludzi, czy ośmieliłby się zachowywać tak wyniośle? Owszem, ośmieliłby się. To, że tacy ludzie potrafią być tak wyniośli, dowodzi faktu, że tkwi to w ich naturze. Taka jest ich naturoistota. Stają się tak aroganccy, iż nie mają ani krzty rozumu. Po głoszeniu ewangelii i pozyskaniu kilku osób wzbiera w nich arogancka natura i stają się jeszcze bardziej nadęci. Tacy ludzie, gdziekolwiek pójdą, chwalą się swoim kapitałem, domagają się uznania, a nawet naciskają przywódców różnych szczebli, próbując rozmawiać z nimi jak równy z równym, a przy tym myślą, że to oni sami powinni być przywódcami wyższego szczebla. Na podstawie tego, co przejawia się w zachowaniu takich ludzi, wszyscy powinniśmy mieć jasność co do ich natury i prawdopodobnego wyniku. Kiedy demon przeniknie do domu Bożego, najpierw przez jakiś czas wykonuje nieco pracy, zanim pokaże swoją prawdziwą twarz; bez względu na to, kto próbuje go przyciąć, on nie słucha i uparcie walczy z domem Bożym. Jaka jest natura jego działań? W oczach Boga ktoś taki sam zabiega o śmierć i nie spocznie, póki się nie zabije. Tylko tak można to ująć. Określenie „zabieganie o śmierć” ma znaczenie praktyczne. Jakie? To dobrze, gdy ludzie są w stanie wykonywać swoje obowiązki. Niektórzy rodzą się z pewnymi talentami, co jest błogosławieństwem, lecz jeżeli nie podążą właściwą ścieżką, wpadną w kłopoty. Są tacy, którzy potrafią na przykład elokwentnie mówić. Wiedzą, jak porozumiewać się z różnego rodzaju ludźmi, i z łatwością z każdym rozmawiają. To również można uznać za swego rodzaju wrodzoną umiejętność. Zamiast od razu mówić, że jest to coś dobrego lub złego, kluczową rzeczą jest przyjrzenie się naturze danego człowieka i sprawdzenie, czy podąża on dobrą, czy złą ścieżką. W czasie realizacji Bożego dzieła szerzenia ewangelii wykorzystałeś swoje talenty, dużo myślałeś i pozyskałeś wielu ludzi. To samo w sobie nie jest niczym złym. Wniosłeś swój wkład w dzieło ewangelii, co zasługuje na Bożą pamięć. Jeżeli dobrze spełniasz swój obowiązek i się z tym nie afiszujesz, bracia i siostry, zobaczywszy twoją pracę, będą cię szanować, a ci, którzy czegoś nie pojmują, zwrócą się do ciebie z prośbą o radę i będą szukać odpowiedzi u ciebie. Jeżeli masz w sobie człowieczeństwo i dążysz do prawdy, ludzie będą cię lubili, a Bóg ci pobłogosławi. Jednakże może się zdarzyć, że nie obierzesz właściwej drogi. Być może myślisz o małym darze od Boga jak o kapitale i posuwasz się do tego, że wszędzie chwalisz się swoim pobytem w więzieniu. W rzeczywistości przebywanie w więzieniu nie jest niczym wspaniałym. W kraju wielkiego, czerwonego smoka wielu ludzi zostało aresztowanych i uwięzionych za szerzenie ewangelii lub pracę na rzecz kościoła. Nie należy o tym myśleć jak o kapitale, lecz jak o cierpieniu, które człowiek powinien znieść. Jeżeli po doświadczeniu cierpienia ludzie są zdolni dawać świadectwo, to mogą zaświadczać o Bożych uczynkach, o tym, jak w czasie prześladowań polegali na Bogu, by pokonać szatana, jakiego rodzaju cierpienia znosili i co z tego wynieśli. To jest właściwa droga. Jednakże oni rozmyślnie jej nie obierają, a zamiast tego wszędzie chodzą i się chełpią: „Tyle lat siedziałem w więzieniu i tak wiele wycierpiałem, że powinniście traktować mnie w taki a taki sposób. Jeżeli tego nie robicie, to jesteście ślepi, niedouczeni i bezduszni”. Czyż tacy ludzie nie ponoszą porażki w kwestii podążania właściwą drogą? Początkowo to, że zostali uwięzieni i cierpieli, nie sprzedali się i niewzruszenie trwali przy swoim świadectwie po tym, jak ich skazano, było czymś dobrym. Zasługiwało na Bożą pamięć. Niemniej jednak rozmyślnie nie postępowali tak, jak powinni. Na każdym kroku chwalili się swoimi osiągnięciami, by zyskać szacunek i współczucie ludzi. Posunęli się nawet do tego, by zażądać pewnych dóbr materialnych. Domagają się nagrody za swoje osiągnięcia. Co kryje się za domaganiem się nagród przez tego typu osoby? Mogą one zabiegać o nagrody u ludzi, czy więc mogą zabiegać o nie u Boga? Udają się do ludzi, by prosić o stosowne nagrody, zabiegają o status, sławę i zyski, prestiż i uciechy cielesne, a następnie zwracają się z prośbą o nagrody do Boga. Czyż nie tak postępował Paweł? Co więcej, wypełniając swój obowiązek, osoby te pozyskały wielu ludzi. Jeżeli chodzi o Boga, to o ile będą one w stanie nadal spełniać swoje obowiązki, opierając się na zrozumieniu prawdy, i nadal będą dobrze wykonywać tę powinność, to On dalej będzie im powierzał szerzenie ewangelii. Jednakże te osoby postanawiają tego nie czynić, za to uważają, że mają wystarczające zasługi i kwalifikacje, by wszystkim je obwieścić. Z tego względu nie wykonują żadnej pracy, lecz zaczynają domagać się nagrody. Wszędzie tam, gdzie się udadzą, chełpią się, obnoszą ze swoim kapitałem, podkreślają swoje zasługi i chwalą tym, ilu setkom lub tysiącom ludzi przyniosły ewangelię. Takim postępowaniem nie oddają chwały Bogu i nigdy nie zaświadczają o Jego wszechmocy i mądrości. Czyż nie jest to zabieganie o śmierć? Takie osoby wierzą w Boga, lecz nie podążają właściwą ścieżką. Zatem jaki mają stosunek do słuchania kazań i do wspólnych rozmów? Myślą: „Ja nie muszę słuchać, byłem w więzieniu, nie stałem się Judaszem, mam świadectwo, które muszę nieść. Ponadto pozyskałem więcej ludzi niż ktokolwiek inny i zapłaciłem najwyższą cenę. Zniosłem wszelkie trudy, przedzierałem się przez chaszcze i spałem w jaskiniach. Nie ma takiego cierpienia, którego nie mógłbym znieść, ani miejsca, w którym bym nie był. Kto z was może się ze mną równać? Oto dlaczego nie muszę w pełni pojmować kazań, których słucham. Czyż słuchanie kazań nie służy jedynie ćwiczeniom? Ja już to wszystko przerobiłem, urzeczywistniłem. Nawet wcielenie boga nie jest aż tak imponujące”. Jaki typ człowieka wypowiada takie słowa? (Paweł). Oto Paweł przywrócony do życia. Taki człowiek powie też: „Nie jesteście tak uzdolnieni jak ja. Gdybyście byli, nie musielibyście wysłuchiwać tak wielu kazań i codziennie pilnie zapisywać, przepisywać i zapamiętywać słów bożych. Spójrzcie na mnie. Głosząc ewangelię, pozyskałem tak wielu ludzi. Czyż kiedykolwiek kształciłem się tak jak wy? Nie muszę tego robić, bo gdy tylko duch święty dokonuje swojego dzieła – ja mam wszystko”. Czyż nie jest to wielka głupota? Arogancja takich ludzi nie ma granic. Czym według nich jest przyjęcie dzieła Bożego i dążenie do zbawienia? Traktują to niczym dziecinną zabawę. Są przekonani, że wykonali trochę pracy, zachowywali się dość dobrze, stoczyli swoją walkę i dobiegli do swojej mety, więc jedyne, co im jeszcze pozostało, to zgarnąć laury. Dla nich Bóg, który nie rozdaje laurów, nie jest żadnym Bogiem. Pod tym względem podzielają oni ten sam pogląd co ludzie religii. Mówią również: „Wycierpiałem już wszystko, co tylko można wycierpieć, i zapłaciłem każdą cenę. Doznałem niemal tyle samo cierpienia co bóg. Powinienem więc móc otrzymać bożą nagrodę”. Czyż tacy ludzie nie są jak Paweł? Stale klasyfikują innych według kompetencji i starszeństwa. Niemal stwierdzają, że dla nich żyć to być chrystusem. Jeżeli naprawdę chcą się nim stać, wpadną w tarapaty. Taki człowiek to drugi Paweł. Czy ktoś, kto podąża tą ścieżką, ma jeszcze możliwość odwrotu? Absolutnie nie. To ślepa droga antychrystów.
Dlaczego pewne osoby, które przez lata wierzyły w Boga, kroczą drogą antychrystów? To wynika z naturoistoty człowieka. Wszyscy ludzie źli, pozbawieni sumienia i rozumu, to ci, którzy nie kochają prawdy. Oto dlaczego uwierzywszy w Boga, w naturalny sposób wybierają drogę antychrystów. Każdy wierzy w Boga, czyta słowa Boże i słucha kazań, dlaczego więc niektórzy wybierają ścieżkę dążenia do prawdy, a inni ścieżkę sławy, zysku, statusu i błogosławieństw? Obiektywnie warunki, w jakich żyją, są podobne, lecz jakość ich człowieczeństwa i osobiste upodobania różnią się od siebie i dlatego wybierają oni odmienne ścieżki. Boże owce słuchają głosu Boga. Choć Bóg wypowiedział w dniach ostatecznych tak wiele słów, choć słowa Boże są głoszone od niemal trzydziestu lat, ci ludzie ich nie pojmują. Czy są oni zatem owcami Bożymi? (Nie). Jeżeli nie, to nie są godni nazywać się ludźmi. Na czym koncentrują się ludzie, którzy nie kochają prawdy i nie podążają za nią? Do czego dążą? Łatwo zauważyć, że ich pragnienie pogoni za statusem i błogosławieństwami jest wyjątkowo silne i że nie chcą słuchać prawdy niezależnie od tego, w jaki sposób się ją omawia. Nie tylko nie są zdolni do przyjęcia prawdy, lecz także uparcie gonią za sławą, zyskiem i statusem. Nie tylko brak im jakiejkolwiek samowiedzy, lecz także stale podkreślają swoje zasługi i wszędzie chełpią się własnym kapitałem. Jaka jest natura takiego zachowania i takich praktyk? (To zabieganie o śmierć). Zgadza się. Właśnie w taki sposób Paweł zabiegał o śmierć. Po tylu latach spędzonych na słuchaniu kazań, ludzie wciąż potrafią być jak Paweł, wcale nie okazując z tego powodu skruchy. Brak im jakiegokolwiek zrozumienia prawdy i w ogóle jej nie przyjmują. Czyż nie jest to zabieganie o śmierć? Początkowo ludzie niepojmujący prawdy przejawiają pewne zachowania i stosują praktyki, które biorą się z ludzkiej woli i są zafałszowane. Mogą oni również wykazywać pewne skłonności do robienia interesów lub żywić osobiste zamiary i pragnienia. Bóg nie zwraca na to uwagi, ponieważ ludzie ci nie pojmują prawdy. W czasach, gdy Boże słowa nie były jeszcze dla człowieka tak czytelne, Bóg dopuszczał jego skażenie, fałszerstwa, słabości i skłonność do robienia interesów. Obecnie Bóg wypowiedział wiele słów i uczynił to w wystarczającym stopniu, a mimo to ty wciąż upierasz się, by wierzyć, że to, czego się trzymasz, oraz zachowania, które prezentujesz, są właściwe. Zaprzeczasz słowom Boga, a wręcz pogardzasz nimi i ignorujesz je – patrzysz, a nie widzisz, słuchasz, a nie słyszysz. Jak Bóg podchodzi do takich ludzi? W jaki sposób postrzega takie sprawy? Bóg powie, że nie kochasz prawdy ani tego, co pozytywne, oraz że jesteś niedowiarkiem. Takie osoby nie wierzą, że prawda istnieje, że wszystko, co powiedział Bóg, jest prawdą i człowieczą ścieżką do zbawienia. Nie przyjmują tego faktu do wiadomości. Nie przeczą słowom Bożym, ale też ich nie akceptują. Patrząc na ich zachowanie oraz na to, co przejawiają, można stwierdzić, że nie kroczą ścieżką podążania ku prawdzie. Jaką drogą wędrują? Skoro wskazują własny kapitał i osiągnięcia, by ubiegać się o nagrody od Boga, to kroczą ścieżką Pawła. Niezależnie od tego, jak szczegółowo przeanalizowany zostanie Paweł, oni nie rozpoznają w sobie tych samych cech. Niezależnie od szczegółowości takiej analizy nie nawrócą się, nie okażą skruchy i nie poznają samych siebie. Oni wciąż wierzą, że wszystko, co robią, jest słuszne i odpowiada prawdzie. Nieważne, jak wiele słów wypowie Bóg ani w jaki sposób przeanalizuje i potępi takich ludzi, oni nigdy nie zastanowią się nad sobą. Ich zapatrywania na wiarę w Boga, ich zamiar uzyskania błogosławieństw czy praktyka robienia interesów z Bogiem pozostają niezachwiane i niezmienne. Co jest przyczyną takiego stanu rzeczy? Ludzie ci nie rozumieją głosu Boga i nie słuchają go. Niezależnie od tego, co mówi Bóg, nie ma to dla nich większego znaczenia. „Mów, co chcesz, ale pozwól mi iść własną ścieżką. Ty jesteś ty, a ja jestem ja. Cokolwiek robisz i jakakolwiek jest twoja intencja – jakie to ma dla mnie znaczenie? Nie ma to nic wspólnego z moim życiem ani moją śmiercią”. Jaki to rodzaj ludzi? (Niedowiarkowie). W kogo oni wierzą? W samych siebie. Czyż tacy ludzie nie są wstrętni? (Są). Są wstrętni i powinni zginąć. To nie oni zostaną zbawieni przez Boga. Dlatego też jeśli wśród szerzących ewangelię jest wielu ludzi, którzy stale spoczywają na laurach, obnoszą się ze swoim starszeństwem i domagają się od Boga nagród za przeszłe zasługi, to wpadną oni w tarapaty. Z uwagi na ich zachowanie, osiągnięty przez nich rezultat zostanie uznany za zabieganie o śmierć. Czy powinieneś zatem upomnieć kogoś takiego, gdy go spotkasz, by nie zabiegał o śmierć? Jeżeli taki człowiek nadal jest w stanie szerzyć ewangelię, to nie mów mu tego. Możesz mu o czymś przypominać, ostrzegać go i naprowadzać za pomocą pośrednich wskazówek, by pomóc mu na tyle, na ile to możliwe. Jak jednak powinniśmy go potraktować, jeżeli jego istota i usposobienie są w istocie identyczne jak u Pawła? Wiedzieć, że zabiega o śmierć, a mimo to nie mówić mu prawdy, dodawać mu otuchy i pozwalać dalej świadczyć usługi – nazywamy to upokarzaniem szatana. Czy takie postępowanie jest właściwe? (Tak). Mądrością Bożą jest czerpanie korzyści ze służby szatana. Jeżeli traktujesz w ten sposób braci i siostry, to popełniasz zły uczynek, do którego Bóg czuje odrazę. Czerpanie korzyści ze służby szatana nazywamy upokarzaniem szatana. Zwie się to mądrością. Wielki, czerwony smok, szatan i diabły służą wybrańcom Boga. Czy to Boże dzieło? (Tak). Jak powinniśmy to postrzegać? To jest mądrość Boża. Nie można tego potępić. To jest prawda. Musisz wykorzystać szatana, to coś, do własnych celów. Jeżeli nie użyjesz tego do celów posługi, to pewna część pracy nie zostanie dobrze wykonana, a uzyskanie rezultatów nie będzie proste. Ludzie kroczący ścieżką zbawienia i podążania za prawdą również przechodzą etap wykonywania pracy, lecz nie jest on czymś stałym. Bóg nie robi użytku z mądrości, by skłonić cię do służby – to raczej ty musisz przejść przez ten etap. Jako że nie pojmujesz prawdy, robisz wiele rzeczy, nie przestrzegając zasad, lecz zgodnie z własną wolą. Jeśli chodzi o twoją istotę, to nie chcesz wykonywać pracy, natomiast biorąc pod uwagę obiektywny fakt – wykonujesz ją. Tylko wtedy, gdy ludzie dobrze wykonują pracę i stopniowo dochodzą do zrozumienia Bożych intencji oraz prawdy, mogą krok po kroku przejść do dążenia ku prawdzie, faktycznie wykonywać swoje obowiązki, podporządkować się Bogu i być zgodni z Jego intencjami, a także sukcesywnie wkraczać na ścieżkę zbawienia. Jednakże takie wykonywanie pracy jest czymś zupełnie innym niż czerpanie korzyści ze służby szatana. Jest innej natury. Bóg tylko wykorzystuje służbę szatana, nie zbawia go. Robotnicy, którzy wierzą w Boga ze szczerego serca i są w stanie dążyć do prawdy, dostąpią zbawienia Bożego. Służbę niektórych robotników wykorzystuje się wtedy, gdy są oni użyteczni, lecz gdy zakłócają pracę kościoła i przeszkadzają w niej, muszą zostać surowo upomniani. Jeżeli nie okażą skruchy, zostaną wydaleni i wyrzuceni. Właśnie tak należy ich potraktować. Jeśli są w stanie uczciwie wykonywać pracę i nie zaburzają działania, to pozwólmy im nadal ją wykonywać. Być może pewnego dnia pojmą prawdę i będą mogli dostąpić zbawienia. To coś dobrego, więc dlaczego by nie zrobić tego w dobrej atmosferze? Nie możesz kogoś potępić, zanim przyjdzie na to czas. Dlaczego niektórzy ludzie zostają potępieni? Ponieważ wprowadzają zbyt duży zamęt. Niezależnie od tego, jak często będziesz rozmawiać z nimi o prawdzie, nie zdołają jej przyjąć i będą marnie wykonywać swoje obowiązki. Ich naturoistoty są identyczne z naturoistotą Pawła. Uparcie odmawiają okazania skruchy. Nie ma wątpliwości, że zabiegają o śmierć. Z całą pewnością tacy ludzie są w kościele. Na pewno są wśród nich osoby szerzące ewangelię. Jak sądzicie: czy pozwolenie takim ludziom na poznanie ewidentnej prawdy jest słuszne? Obawiacie się, że takie osoby poznają ewidentną prawdę? (Nie obawiamy się tego). Jeżeli potrafią one rozpoznać w tym samych siebie i okazać skruchę, to bardzo dobrze. Musisz dać im szansę. Nie spisuj ich na straty. Lecz jeśli znają ewidentną prawdę, a nie zmieniają swojego postępowania i nadal wywołują zamęt, to naprawdę zabiegają o śmierć. Gdy ludzie nie podążają właściwą ścieżką, nie należą im się żadne względy. Takie osoby powinny zostać wydalane i eliminowane.
W zasadzie takie oto są zasady odnoszące się do praktyki szerzenia ewangelii. Głosząc ewangelię, ludzie muszą udźwignąć swoją odpowiedzialność i gorliwie podchodzić do każdego potencjalnego odbiorcy ewangelii. Bóg zbawia człowieka w największym możliwym stopniu, a ludzie muszą zważać na Jego intencje, nie wolno im beztrosko pominąć nikogo, kto rozważa i bada prawdziwą drogę. Co więcej, należy zrozumieć zasady, żeby móc głosić ewangelię. W przypadku każdej osoby, która bada prawdziwą drogę, trzeba obserwować i rozumieć jej pochodzenie religijne, to, czy ma dobry, czy zły charakter, i jakość jej człowieczeństwa oraz orientować się w tych obszarach. Ludzie, którzy pragną prawdy, potrafią pojąć słowa Boga i umieją przyjąć prawdę, zostali przez Niego predestynowani. Powinniście się starać ze wszystkich sił omawiać z nimi prawdę i ich pozyskać. Jednak jeżeli mają marne człowieczeństwo i zły charakter, udają, że pragną prawdy, wciąż się wykłócają i trzymają swoich pojęć, to trzeba ich odstawić na bok i z nich zrezygnować. Niektórzy ludzie poznający prawdziwą drogę mają zdolność pojmowania oraz dysponują ogromnym potencjałem, ale jednocześnie są aroganccy i zarozumiali. Nie odpuszczają pojęć religijnych, więc by temu zaradzić, powinieneś omawiać z nimi prawdę z miłością i cierpliwością. Przestać możesz dopiero wtedy, gdy nie przyjmą prawdy, bez względu na częstotliwość i jakość omówień, bo to oznacza, że zrobiłeś już wszystko, co mogłeś. Krótko mówiąc, nie rezygnuj łatwo z nikogo, kto potrafi dostrzec i przyjąć prawdę. Jeśli tylko ludzie chcą badać prawdziwą drogę i potrafią dociekać prawdy, koniecznie trzeba czytać im więcej słów Boga, omawiać z nimi więcej prawd, świadczyć o Jego dziele i obalić ich pojęcia i wątpliwości po to, by ich pozyskać i przyprowadzić przed oblicze Boga. To jest zgodne z zasadami głoszenia ewangelii. Jak więc można ich pozyskać? Jeśli w trakcie nawiązywania z kimś kontaktu upewnisz się, że ta osoba ma dobry charakter i ma dobre człowieczeństwo, musisz zrobić wszystko, co w twojej mocy, aby wypełnić swoją odpowiedzialność; musisz zapłacić określoną cenę i wykorzystać określone sposoby i środki, a nie ma znaczenia, jakie sposoby i środki zastosujesz, o ile służą temu, aby kogoś pozyskać. Podsumowując, aby kogoś pozyskać, musisz wypełnić swoją odpowiedzialność, działać z miłością i robić wszystko, co w twojej mocy. Musisz omawiać wszystkie prawdy, które rozumiesz, i robić wszystko, co powinieneś. Nawet jeśli ta osoba nie zostanie pozyskana, będziesz mieć czyste sumienie. Zrobiłeś wszystko, co mogłeś. Jeśli nie omówisz jasno prawdy, a osoba ta wciąż trzyma się swoich pojęć, ty zaś jeszcze stracisz cierpliwość i zrezygnujesz z tej osoby z własnej woli, będzie to oznaczać zaniedbanie obowiązku, i będzie to wykroczenie i skaza. Niektórzy ludzie pytają: „Czy posiadanie takiej skazy oznacza, że zostałem potępiony przez Boga?”. Takie kwestie zależą od tego, czy ludzie robią te rzeczy celowo i stale. Bóg nie potępia ludzi za sporadyczne wykroczenia; muszą wówczas wykazać tylko skruchę. Ale kiedy świadomie czynią zło i odmawiają pokuty, zostają potępieni przez Boga. Jak Bóg mógłby ich nie potępić, kiedy są wyraźnie świadomi prawdziwej drogi, a mimo to umyślnie grzeszą? Patrząc na to zgodnie z prawdozasadami, jest to zachowanie nieodpowiedzialne i niedbałe; oznacza to co najmniej, że tacy ludzie nie wypełnili swojej powinności i wedle tego Bóg osądza ich błędy. Jeśli odmówią pokuty, zostaną potępieni. Tak więc, aby ograniczyć występowanie takich błędów lub ich uniknąć, ludzie powinni zrobić wszystko, co w ich mocy, aby wypełnić swoje obowiązki, aktywnie starając się odpowiedzieć na wszystkie pytania, jakie stawiają osoby badające prawdziwą drogę, a na pewno nie odkładać i nie opóźniać odpowiedzi na kluczowe pytania. Jeśli osoba badająca prawdziwą drogę wciąż powtarza to samo pytanie, to jak powinieneś reagować? Powinieneś poświęcić stosowną ilość czasu i wysiłku, by jej odpowiedzieć i znaleźć sposób, by jasno omówić jej wątpliwości, aż w końcu zrozumie i przestanie o to pytać. Wówczas wypełnisz swój obowiązek i twoje serce będzie wolne od poczucia winy. Co najważniejsze, będziesz w tej sprawie wolny od poczucia winy wobec Boga, bowiem ten obowiązek, ta odpowiedzialność, została ci powierzona przez Boga. Kiedy wszystko, co robisz, robisz przed Bogiem, stojąc przed Nim, kiedy wszystko mierzysz słowami Boga i postępujesz zgodnie z prawdozasadami, wtedy twoja praktyka będzie całkowicie zgodna z prawdą i wymaganiami Boga. W ten sposób wszystko, co robisz i mówisz, przyniesie ludziom korzyść, a oni to zaakceptują i bez trudu przyjmą. Jeśli słowa, które wypowiadasz, niosą oświecenie, są praktyczne i jasne, wówczas będziesz w stanie uniknąć sporów i konfrontacji, umożliwisz ludziom zrozumienie prawdy i podbudujesz ich. Jeśli słowa, które wypowiadasz, są niejasne i dwuznaczne, a twoje omówienie prawdy jest nieprzejrzyste, mętne i niepraktyczne, to nie będziesz w stanie rozwiązać ludzkich pojęć i problemów, a ludzie będą skłonni wykorzystywać twoje błędy, osądzać cię i potępiać. Problemy te będą jeszcze trudniejsze do rozwiązania; być może będziesz musiał omówić kilka kolejnych fragmentów słów Bożych, zanim ludzie będą w stanie zrozumieć prawdę i ją przyjąć. Trzeba zatem mówić mądrze, kiedy głosi się ewangelię, a prawdę trzeba omawiać przejrzyście, w taki sposób, który jest w stanie sprawić, że ludzie wyzbędą się swoich pojęć i wyobrażeń, a ty zyskasz ich podziw i szczere przekonanie. Łatwo jest osiągnąć rezultaty, gdy głosi się ewangelię w ten sposób; sposób ten sprawia, że ludzie gładko przyjmują Boże dzieło, co jest korzystne dla szerzenia ewangelii.
Co do zasad, jakimi należy się kierować, praktykując głoszenie ewangelii, jeszcze innym aspektem jest to, że postępowanie osób szerzących ewangelię musi być pełne godności i prawości, muszą oni mówić i zachowywać się niczym święci, wykazywać należytą powściągliwość we wszystkim, co robią podczas szerzenia ewangelii, i zachowywać się w sposób zdyscyplinowany. Niektórzy potencjalni odbiorcy ewangelii nie lubią, gdy ktoś nieznajomy zakłóca ich spokój – jak zatem powinieneś ją wśród nich głosić? Są tacy, którzy głoszą ewangelię, wydzwaniając do ludzi trzy razy dziennie, przybiegając do ich domów zaraz po tym, jak ci wrócą z pracy, i czytając słowa Boże potencjalnym odbiorcom, kiedy tylko ich zobaczą, niezależnie od tego, czy te osoby są zajęte. Zawsze wybierają niewłaściwy moment, przez co mogą się stać uciążliwi. Niektórzy z nich są tak głupi, że wręcz mówią ludziom poznającym prawdziwą drogę: „Ten świat pełen jest zła, więc porzuć to, co robisz, nie idź do pracy. Wiesz, co to za czasy? Nadchodzi wielka katastrofa. Musisz jak najszybciej uwierzyć w Boga!”. Czy głoszenie ewangelii w taki sposób jest właściwe? Do czego to doprowadzi? Masz do czynienia z niewierzącymi, którzy jeszcze nie przyjęli dzieła Bożego. Czy zwracanie się do nich w ten sposób jest konieczne? Poza tym nie wtrącaj się w prywatne życie czy osobiste poglądy potencjalnych odbiorców ewangelii. Są na przykład tacy, którzy starając się pozyskać ludzi, mówią do nich w ten sposób: „Słuchaj, czy ty nadal wierzysz w Boga? My, wierzący, nie nosimy takich ubrań, jakie noszą niewierzący” albo „Ludzie, którzy wierzą w Boga, nie jedzą takich potraw, musisz więc jeść to i to”. Czyż nie jest to wtykanie nosa w cudze sprawy? To głupota. Jeżeli twoje słowa i czyny w określonym momencie nie będą właściwe, może się zdarzyć, że zaprzepaścisz cenę, jaką zapłaciłeś, głosząc ewangelię. Dlatego na każdym kroku musisz działać ostrożnie, powściągać i kontrolować swoje zachowanie oraz postępować w sposób zdyscyplinowany. Na czym polega zdyscyplinowanie? Oznacza działanie według zasad, zastanawianie się nad tym, jakie słowa byłyby odpowiednie w odniesieniu do wykonywanego obowiązku i jakich słów byliby skłonni wysłuchać odbiorcy ewangelii. Nie rób ani nie mów czegoś, co wywoła u nich nienawiść lub złość, nie zadawaj nachalnych pytań i nigdy nie wtrącaj się w ich prywatne sprawy. Załóżmy, że ktoś ma dwóch synów, a ty mu mówisz: „Dobrze jest mieć dwóch synów, ale czy nie byłoby lepiej mieć również córki?”. Co to ciebie obchodzi? Jacyś potencjalni odbiorcy ewangelii znają angielski, a ty mówisz do nich: „Naprawdę świetnie mówisz po angielsku. Byłoby wspaniale, gdybyś uwierzył w Boga i wykonywał swój obowiązek w domu Bożym. Brakuje w nim ludzi takich jak ty”. Czy należy tak mówić? Nie ma dwóch takich samych ludzi. Gdy te osoby uwierzą, mogą się okazać bardziej zaangażowane i entuzjastyczne od ciebie, jednak jeszcze nie uwierzyły ani nie przyjęły wiary, więc nie wymuszaj niczego, nim nadejdzie odpowiedni czas, i nigdy nie wtrącaj się w życie innych ludzi. Rozumiesz?
Może się też zdarzyć inna sytuacja. Niektórzy ludzie podczas głoszenia ewangelii przyjmują Boże dzieło dni ostatecznych i pojmują niektóre prawdy. Mają się wówczas za kogoś znacznie lepszego od przeciętnych, zwykłych ludzi. Gardzą wszystkimi niewierzącymi, patrzą z góry na każdego człowieka poznającego prawdziwą drogę, jakiego spotkają, i każdą taką osobą wręcz pogardzają. Ci ludzie myślą sobie: „Jeżeli nie przyjmiecie Bożego dzieła dni ostatecznych, to jesteście ślepi, głupi i nic nie rozumiecie, jesteście stworzeni tylko po to, by umrzeć, i nie jesteście nic warci. Gdyby nie to, że dziś moim obowiązkiem jest głoszenie wam ewangelii, zignorowałbym was!”. Co to za postawa? Ty tylko przyjąłeś Boże dzieło dni ostatecznych, nic więcej. Nikogo nie przewyższasz. Nawet gdybyś był królem, czyż nadal nie byłbyś jedynie częścią skażonej rasy ludzkiej? Pod jakim względem jesteś lepszy od innych? Nie pogardzaj ludźmi poznającymi prawdziwą drogę. Nawet jeżeli głosisz im ewangelię, nie jesteś od nich lepszy ani wspanialszy. Nie zapominaj, że tak samo jak oni jesteś skażoną istotą ludzką. W głębi serca musisz mieć jasność w tej kwestii. Nie patrz wciąż na innych tak, jakbyś oddawał światu jakąś wielką przysługę lub prowadził wszystkie istoty czujące ku wybawieniu. Stale myślisz: „Wy, którzy nie przyjęliście ewangelii, jesteście żałośni. Codziennie płonę z niepokoju o was”. Czym jest ten ogień, który cię spala? Nie rozwiązałeś jeszcze swoich własnych problemów, a płoniesz z niepokoju o cudze sprawy. Czyż to nie obłuda? Nie oszukujesz innych? Nie chowaj się za maską cnoty. Tak naprawdę jesteś nikim. Nawet jeżeli przyjąłeś nowe dzieło Boże dwadzieścia czy trzydzieści lat temu, to nadal jesteś nikim. Nawet jeżeli codziennie żyjesz z Bogiem i rozmawiasz z Nim twarzą w twarz, to nadal jesteś zwykłym człowiekiem. Twoja istota nie ulega zmianie. Głoszenie ewangelii to twój obowiązek. To twoja powinność, twoja odpowiedzialność. Powinieneś zrozumieć, że niezależnie od tego, ilu ludzi pozyskasz, pozostaniesz sobą. Nie stajesz się kimś innym – nadal jesteś skażoną istotą ludzką. Choć pozyskałeś wielu ludzi, nie powinieneś się obnosić z dumą, a tym bardziej zachowywać się arogancko. Nie afiszuj się chełpliwie ze swoimi osiągnięciami, mówiąc: „Od wielu lat głoszę ewangelię, zdobyłem dużo doświadczeń i wyciągnąłem z nich sporo wniosków. Niezależnie od tego, komu ją głoszę, już na pierwszy rzut oka mogę stwierdzić, czy jest to dobry, czy zły człowiek i czy głosić mu ją, czy nie. Jeżeli należy to zrobić, będę wiedział, czy to łatwe lub w ogóle wykonalne. Zawsze znajdę sposób, by zanieść ewangelię ludziom, wśród których można ją głosić”. Mimo że masz doświadczenie w głoszeniu ewangelii, twoje wejście w życie pozostaje bardzo powierzchowne. Choć masz pewne życiowe doświadczenie i trochę się zmieniłeś, to czasem chełpisz się, by się popisać. Czy to nie stanowi problemu? Ludzie obdarzeni talentami są najbardziej skorzy do nadętej i pustej gadaniny. Ciągle uważają się za lepszych od innych, lubią pouczać potencjalnych odbiorców ewangelii i pragną, by ludzie ich podziwiali i czcili. Czy problem nie tkwi w ich usposobieniu? Czy można składać świadectwo o Bogu, zmieniwszy jedynie swoje zachowanie, a nie usposobienie? Jeżeli nie masz świadectwa potwierdzającego zmianę twojego usposobienia i potrafisz jedynie mówić o prawdzie ewangelii, by zaświadczać o Bogu, to czy nadajesz się do tego, by Bóg się tobą posłużył? Przyjąwszy prawdziwą drogę, ludzie muszą pojąć prawdę dotyczącą wejścia w życie oraz tę dotyczącą praktykowania. Jeżeli nie posiadasz rzeczywistych doświadczeń i nie wiesz, jak rozmawiać o swoim świadectwie opartym na doświadczeniu, to czyż nie są to twoje słabości? Jeżeli stale koncentrujesz się na mówieniu o doktrynach po to, by ludzie cię podziwiali i mieli o tobie wysokie mniemanie, i jeżeli stale chcesz zajmować wysokie stanowisko, to czy dajesz w ten sposób świadectwo o Bogu? Zdecydowanie nie. To świadectwo wyłącznie o tobie samym. Oznacza to, że twoje usposobienie jest skażone. Jeżeli nie zostaniesz osądzony i skarcony, to w jaki sposób masz zmienić swoje usposobienie? Niektóre osoby głoszące ewangelię opowiadają o różnych świadectwach opartych na doświadczeniach, a ci, którzy ich słuchają, czerpią z tego wiele korzyści, wzruszają się i z całego serca podziwiają takich mówców. Mimo to te osoby głoszące ewangelię nadal mają bogobojne serca. One nie gardzą potencjalnymi odbiorcami ewangelii. Potrafią rozmawiać z ludźmi od serca, dogadują się z innymi i bez problemu nawiązują przyjaźnie, a także rzeczywiście posiadają nieco rozumu właściwego zwykłemu człowieczeństwu. Jak im się to udaje? To dowodzi, że wierząc w Boga, coś zyskali. Przynajmniej pojmują pewne prawdy, coś o sobie wiedzą, a ich usposobienie życiowe nieco się zmieniło, a więc nie są już aroganccy. Gdy widzą ludzi, którzy nie przyjęli ewangelii, myślą: „Ja też kiedyś taki byłem, więc nie powinienem im umniejszać. Sam wcale nie jestem taki wspaniały”. Ich mentalność uległa zmianie. Gdy ludzie poznają swoją własną naturę, uznają za zupełnie normalne to, że potencjalni odbiorcy ewangelii przejawiają nieco ignorancji, głupoty czy słabości. Nie kpij z innych i nie ulegaj poczuciu ani przekonaniu, że reszta ludzi stanowi część zwykłej, przeciętnej masy. Takie nastawienie utrudni i narazi na szwank twoją pracę nad głoszeniem ewangelii. Jednakże czasami na widok licznych osób, które dopiero co uwierzyły w Boga, tego rodzaju skażone stany zrodzą się w twoim sercu. Załóżmy na przykład, że przyjąłeś Boże dzieło dni ostatecznych dwadzieścia lat temu, a od dziesięciu głosisz ewangelię. Potencjalni odbiorcy ewangelii, którymi się otaczasz, zawsze będą czuli, że jesteś od nich lepszy, i będą mówić: „Ty wierzysz w Boga od dwudziestu lat, gdy tymczasem my dopiero co Go przyjęliśmy. Nasza postawa jest wciąż bardzo niedojrzała i z pewnością nie dorastamy ci do pięt. Ty jesteś dorosły, my zaś dopiero co się narodziliśmy”. Jaka myśl powinna ci towarzyszyć, gdy ludzie dokonują takich porównań? „Choć przyjąłem Boga wcześniej niż oni i wierzyłem dłużej, wciąż jestem daleko w tyle, jeżeli chodzi o wejście w życie i prawdę. Nie przyjąłem jeszcze rzeczywistego Bożego sądu oraz karcenia i wciąż daleko mi do zbawienia i doskonałości”. Sam wiesz, jaki w głębi serca naprawdę jesteś. Co poczujesz, abstrahując od tego, jak bardzo ludzie cię podziwiają lub jak wysoko cenią? „Nie podziwiajcie mnie, jestem tylko zwyczajnym człowiekiem”. Zniesmaczy cię to i wcale nie będzie ci miło, gdyż w głębi serca wyraźnie widzisz, że jesteś niczym, że nie rozumiesz żadnych prawd i że potrafisz jedynie mówić o jakichś słowach i doktrynach. Ludzie są głupi i mają tendencję do stawiania innych na piedestale. Jeżeli cieszy cię to, że inni cię podziwiają, i czerpiesz z tego przyjemność, to jesteś w tarapatach. Jeżeli cię to drażni i chcesz uniknąć takich sytuacji, jeżeli nie odpowiada ci to, że inni tak cię traktują, to znaczy, że coś o sobie wiesz. To właściwy stan i w tym stanie prawdopodobieństwo, że popełnisz błędy i złe uczynki, jest mniejsze.
Omawiam tu sytuacje, które zasadniczo często zdarzają się ludziom podczas głoszenia ewangelii. Jeśli chodzi o negatywne zachowania, to musicie unikać pewnych nieodpowiednich wypowiedzi, praktyk i sposobów postępowania oraz zadbać o to, by wasze usposobienie nie zdradzało tego, co niewłaściwe i niezgodne z prawdą. Co do pozytywnych aspektów waszej postawy: wykonując ten obowiązek, od początku do końca powinniście podchodzić do niego lojalnie i odpowiedzialnie. W ten sposób należycie go wykonacie. Podczas tego procesu powinniście sukcesywnie poszukiwać prawdy oraz zasad, tak by wypełnić Boże intencje, a także starać się wytrwać i do samego końca lojalnie wykonywać każdy obowiązek, jaki na was spoczywa. Niezależnie od tego, jakiego rodzaju obowiązek wykonujesz, powinieneś zadowolić Boga i zasłużyć na Jego pamięć za sprawą tego, co w sposób należyty i godny pochwały uczyniłeś. Głosząc ewangelię, musisz dokładać starań, by popełniać coraz mniej wykroczeń i błędów. Musisz coraz rzadziej dopuszczać do sytuacji, w których podczas wykonywania obowiązku ubijasz interesy lub zabiegasz o nagrody albo kierujesz się takimi ambicjami bądź pragnieniami. Jednocześnie musisz czynnie dążyć do wypełniania swoich obowiązków i robić to bezwzględnie, a także traktować je jako coś, co przypada ci w udziale. Ponadto staraj się spełniać swój obowiązek tak, by po wielu latach myśleć o nim z czystym sumieniem. To znaczy, że musisz stopniowo ograniczać liczbę sytuacji, które sprawiają, że czujesz się dłużnikiem. Nie możesz stale funkcjonować tak samo i w ogóle się nie zmieniać. Przypuśćmy, że głosząc ewangelię jej potencjalnemu odbiorcy, nie spełniłeś dobrze swojego obowiązku, a to sprawiło, że poczułeś się niekomfortowo, jakbyś stał się dłużnikiem, i odczułeś, że nie przygotowałeś się wystarczająco dobrze. A jednak, gdy następnym razem głosiłeś ewangelię, twój stan był taki sam i nic nie zmieniłeś. To oznacza, że w tym czasie w ogóle nie dojrzałeś. O czym świadczy ten brak rozwoju? O tym, że nie praktykowałeś ani nie uzyskałeś odpowiedniego aspektu prawdy, oraz o tym, że kwestie, które omawiam, nigdy nie były dla ciebie niczym więcej, jak tylko doktrynami. O czym świadczy to, że popełniasz coraz mniej wykroczeń i błędów, w mniejszym stopniu czujesz się dłużnikiem i coraz rzadziej dręczą cię wyrzuty sumienia? O tym, że wykonujesz swój obowiązek w coraz większej czystości, a twoje poczucie odpowiedzialności staje się coraz silniejsze. Innymi słowy: coraz lojalniej wykonujesz swój obowiązek. Posłużę się przykładem: w przeszłości głoszono ewangelię, polegając na ludzkich metodach, nie zaś na omawianiu prawdy czy interpretowaniu wersetów z Biblii. Dziś wydaje się, że takie podejście jest niewłaściwe, że nie tak powinien postępować człowiek przyjmujący posłannictwo Boże oraz że to przynosi ujmę Bogu. Miałeś takie odczucia? Być może teraz tego nie odczuwasz, lecz pewnego dnia, gdy zaopatrzysz się w więcej różnego rodzaju prawd i wyrobisz sobie pewną postawę, dokładniej i w sposób bardziej praktyczny przyjrzysz się swojemu wcześniejszemu praktykowaniu oraz zmienisz nastawienie na właściwsze i praktyczniejsze. To dowód na to, że twój wewnętrzny stan jest już normalny. Obecnie twoje przeszłe praktyki nie budzą w tobie żadnych uczuć, nie pogardzasz nimi, nie zapatrujesz się na nie ani nie oceniasz ich we właściwy sposób. Pozostajesz obojętny. Czyż nie jest to bardzo niepokojące? To dowód na to, że nie posiadasz żadnej z prawd odnoszących się do tych kwestii. Popadasz wręcz w odrętwienie w obliczu rozmaitych złych uczynków i sztuczek człowieczych oraz ludzkich praktyk, które nie trzymają się prawdy, akceptujesz takie nieczyste zachowania, popierasz je, a wręcz wyrażasz na nie zgodę. Jaki więc jest twój wewnętrzny stan? Kochasz niesprawiedliwość, to, co wiąże się z grzechem, i to, co nie trzyma się prawdy, lecz jej przeczy. To bardzo niepokojące. Jeżeli nadal będziesz stosować takie praktyki, poniesiesz bardzo poważne konsekwencje. Jakie? Wciąż kumulujesz złe uczynki i coraz bardziej oddalasz się od ścieżki zbawienia. Dlaczego twierdzę, że coraz bardziej z niej zbaczasz? Ponieważ wykonując swój obowiązek, nie poszukujesz prawdy, a w tym, co robisz, nie przestrzegasz zasad. Ty po prostu kierujesz się swoją wolą i swoimi upodobaniami. Jak zatem mógłbyś wykonywać swój obowiązek w należyty sposób? Celem, który ci przyświeca, gdy go wykonujesz, nie jest wejście w prawdę, lecz wykonanie zadania, a następnie zdanie sprawy z tego, co uczyniłeś. To, za czym podążasz, nie jest wolą Boga, a to, co przyjmujesz, nie jest Jego posłannictwem. Natura tych rzeczy jest inna. Z tej przyczyny gdy idziesz głosić ewangelię, nie podążasz ścieżką prowadzącą do zbawienia, lecz ścieżką wykonywania pracy, drogą Pawła, który robił interesy z Bogiem. Prędzej czy później, wziąwszy pod uwagę wszystko, co robisz, Bóg zgotuje ci taki sam koniec jak Pawłowi. Czy nie taki będzie efekt? Z pewnością. A w odwrotnej sytuacji: jeżeli głosząc ewangelię, stosujesz wyłącznie praktyczne metody i środki, twoim punktem wyjścia oraz zamiarem są usatysfakcjonowanie Boga i odpłacenie Mu za Jego miłość, zaś zasady, którymi się kierujesz, oraz ścieżka, którą podążasz, są zgodne z Bożymi wymaganiami i w pełni odpowiadają prawdzie, to jaki będzie efekt takiego praktykowania? Będziesz coraz dogłębniej pojmować prawdę, postępować w sposób coraz bardziej zgodny z zasadami, twoje życie będzie się coraz bardziej rozwijało, a twoja wiara, miłość i lojalność wobec Boga będą coraz większe. Tym sposobem wkroczysz na ścieżkę zbawienia. Jednocześnie, wykonując swój obowiązek, będziesz stopniowo analizować swoją własną buntowniczość, swoje zepsucie oraz rozmaite skażone skłonności. Wówczas będziesz zdolny do coraz większej powściągliwości podczas pełnienia obowiązków, a także do wykazywania się bogobojnym sercem i posłuszeństwem. Z czasem będzie ci towarzyszyło coraz silniejsze poczucie odpowiedzialności, a twoja lojalność będzie coraz czystsza. Pogłębi się również twoja bojaźń przed Bogiem. Równocześnie będziesz zdobywać coraz więcej doświadczenia i wiedzy związanych z rzeczywistością rozmaitych prawd. Tym samym droga, którą podążasz, będzie całkowicie przeciwna do tej obranej przez Pawła. To jest Piotrowa ścieżka dążenia do prawdy. Ścieżka zbawienia. Co się tyczy ostatecznego rezultatu – ty sam go doświadczysz. Bóg cię pochwali, a w twoim sercu zagości więcej spokoju i szczęścia. Boga nie obchodzi, ile zakrętów i zawirowań pokonałeś na swojej drodze, ile razy z niej zboczyłeś, ani jakie zniechęcenie, słabości, a nawet porażki i upadki ci towarzyszyły. Gdy to, co uczyniłeś, co ujawniłeś i co wyraziłeś, zostanie potraktowane całościowo, okaże się, że podążasz ścieżką zbawienia. Jaki wówczas wynik przyzna ci Bóg? Wcale nie będzie się z tym śpieszył. Bóg metodycznie i z łagodną cierpliwością będzie cię wspierał, pomagał ci i prowadził cię ścieżką zbawienia. Umożliwi ci przyjęcie swojego osądu i karcenia, poddanie się próbom i oczyszczaniu, aż w końcu cię udoskonali. Tym sposobem zostaniesz gruntownie i w pełni zbawiony. Czy zatem patrząc z tej perspektywy, ludzie nie zyskują szansy i możliwości wejścia na ścieżkę zbawienia poprzez wykonywanie obowiązku głoszenia ewangelii? (Zyskują). Ludzie mają taką sposobność i to jest jak najbardziej możliwe. Zależy to jedynie od tego, czy są w stanie dążyć do prawdy i obrać ścieżkę, która ku temu prowadzi.
Dziś omówiliśmy głównie różne prawdy związane z wykonywaniem obowiązku szerzenia ewangelii. Powróćmy do tematu, od którego zaczęliśmy naszą rozmowę. Jak powinniśmy nazywać ludzi wykonujących obowiązek głoszenia ewangelii? (To ludzie, którzy wykonują obowiązek głoszenia ewangelii). Zgadza się. Nie można nazywać ich świadkami, kaznodziejami, a już na pewno nie posłańcami ewangelii. W ostatecznym rozrachunku to ludzie, którzy głoszą ewangelię. Nigdy nie nazywaj siebie świadkiem. Ludzie nie są zdolni do poświadczania czegokolwiek, wystarczy, że nie przynoszą Bogu wstydu. Jeszcze gorsze jest nazywanie samego siebie kaznodzieją. Ciebie i kaznodzieję dzieli przepaść. To, czego nauczasz, nie jest „drogą” i jest od niej bardzo dalekie. Z tego względu, jeżeli zdecydujemy się na określenie „ludzie, którzy szerzą ewangelię”, to będziemy mieli dokładną definicję – są to po prostu ludzie, którzy wykonują ten obowiązek. Wcale nie są żadnymi świadkami ani kaznodziejami. Daleko im do tego. Czyż jeśli nazwiemy ich świadkami lub kaznodziejami, nie poczują się lepsi od innych? Ludziom niewiele trzeba, by zaczęli się popisywać i nadymać. Czy takie popisy i nadymanie się to coś dobrego czy złego? (To coś złego). Gdy nie wychwalasz i nie wywyższasz ludzi, oni i tak zawsze są skłonni do nadymania się. Wyobrażasz sobie, jak zachowaliby się, gdybyś podniósł ich rangę, nazywając ich świadkami, kaznodziejami czy posłańcami ewangelii? Nadęliby się do tego stopnia, że odlecieliby. Czy na podstawowym poziomie rozumiesz rozmaite prawdy związane z obowiązkiem szerzenia ewangelii? (Tak). Chcąc dobrze wykonywać ten obowiązek, musisz zaopatrzyć się w wiele prawd. Niektórzy pytają: „Ja nie głoszę ewangelii, czy więc muszę zaopatrzyć się w prawdę?”. Inni mówią: „Nie wiem, kiedy będę zdolny głosić ewangelię. Nigdy tego nie robiłem i jestem kiepskim mówcą, jak więc mam ją szerzyć?”. Może i nie jesteś zdolny do głoszenia ewangelii, ale czyż nie możesz zaopatrzyć się w związane z tym prawdy? Czyż nie możesz wyćwiczyć się w przemawianiu i poznawaniu ludzi? Jeżeli masz poczucie misji i odpowiedzialności, chcesz dobrze wykonywać swój obowiązek i współpracować z Bogiem, to powinieneś wyposażyć się w prawdy dotyczące szerzenia ewangelii, a także te odnoszące się do wizji i praktykowania. Wybrańcy Boga bezwzględnie muszą zaopatrzyć się w prawdy dotyczące tych dwóch ostatnich aspektów, gdyż one nigdy nie są zbyteczne. Nie tylko dotyczą głoszenia ewangelii, lecz także stanowią prawdy, które ludzkość musi pojąć. Jakie korzyści odniosą ludzie, gdy zrozumieją te prawdy? Jakie błogosławieństwa może im to zapewnić? Być może każdy człowiek jest w stanie pojąć myśl ogólną, lecz wraz z postępem i pogłębianiem się dzieła Bożego ludzie będą go doświadczali, a ich rozumienie prawdy również będzie się pogłębiało i postępowało. Ich relacje z Bogiem staną się coraz bliższe, a ich kontakty z Nim – coraz częstsze. Będą krok po kroku przyrównywać prawdy odnoszące się do wizji i do dzieła Bożego do uczynków Boga i Jego postawy wobec każdego człowieka. Taki stopniowy proces porównywania stanowi poznawanie Boga. Będąc istotą stworzoną, od dawna w Niego wierzysz, lecz nie wiesz, kim On jest ani w jaki sposób się ukazuje i dokonuje dzieła. Czyż taka wiara nie jest mało klarowna i nazbyt pogmatwana? Wykonywałeś swój obowiązek przez tyle lat, lecz jeśli w ostatecznym rozrachunku nadal nic nie wiesz o Bogu, to twoja wiara w Niego była bezcelowa. Czy uwierzyłbyś diabłom rozpowiadającym plotki o Bogu? (Nie). Teraz mówisz, że nie uwierzyłbyś w takie rzeczy, ale jeśli naprawdę nie rozumiesz Boga, to w dniu, w którym usłyszysz takie plotki, najdą cię wątpliwości i będziesz roztrząsać te rewelacje w swoim sercu, zastanawiając się: „Czy to może być prawda? Czy Bóg byłby zdolny do czegoś takiego?”. Będziesz się czuć niezręcznie, przez co nie zechcesz spełniać swojego obowiązku. Jeśli ulegniesz plotkom, będziesz mieć poczucie, że czeka cię ponura i mroczna droga, a to sprawi, że się pogubisz i stracisz orientację. Ludzie stale są zagubieni i zdezorientowani. Dlaczego? Ponieważ nie wiedzą, gdzie jest Bóg, i czy On w ogóle istnieje. W jakich sytuacjach rodzi się to poczucie niepewności? Powstaje ono wtedy, gdy wiele pozornie sprzecznych spraw dezorientuje ludzi, przez co nie widzą oni wyraźnie kierunku, jaki powinni obrać, i nie wiedzą, w którą stronę podążyć. Są wówczas zagubieni i skołowani. Czy jesteście w stanie wyraźnie dostrzec i przeniknąć mnogość rzeczy, jakie ukazują się waszym oczom, oraz podążyć właściwą ścieżką? Chodzi tu o to, w jaki sposób rozumiesz Boga, jak pojmujesz prawdę i do jakiego stopnia jesteś w nią zaopatrzony. O czym świadczy to, że ludzie są stale zagubieni i zdezorientowani? Czy naprawdę nie widzą dla siebie drogi? Czy ludzie zagubieni i zdezorientowani rzeczywiście są ślepi? Nie, to ich serca są ślepe i obojętne na prawdę, na Boga i na osądy dotyczące wszelkich ludzi, wydarzeń i spraw. Dlaczego są tacy odrętwiali? Ponieważ nie pojmują prawdy, nie wiedzą nic o czynach Boga, nie znają Jego usposobienia i nie mają podstaw, które pozwoliłyby im wydawać słuszne osądy dotyczące wszelkich spraw. Z tego względu nie mają oni żadnego kryterium pozwalającego na ocenę czy scharakteryzowanie czegokolwiek. Są skołowani, niczego nie widzą wyraźnie i niczego nie rozumieją, nie potrafią wydawać osądów. Nie umieją też niczego zdefiniować ani dotrzeć do sedna spraw. To nazywamy odrętwieniem. Odrętwienie prowadzi do ślepoty, ślepota zaś sprawia, że ludzie czują się zagubieni i zdezorientowani. Właśnie tak to działa. Zatem jak to się dzieje, że ludzie, którzy przez tyle lat słuchali kazań, wciąż nie potrafią rozeznać się w pewnych kwestiach? Ponieważ nie pojmują oni prawdy. Nie są w stanie przejrzeć niczego na wylot, natomiast ślepo przestrzegają reguł i wysuwają pochopne wnioski. Czy to można uznać za ślepotę? Choć nie można o nich powiedzieć, że są zupełnie ślepi, ale częściowo – tak. W istocie, jeśli nie pojmujesz prawdy, to nie jesteś w stanie dojść do sedna żadnej sprawy. Nieważne, od jak dawna człowiek wierzy w Boga ani ilu wysłuchał kazań, jeżeli nigdy nie udaje mu się pojąć prawdy, to znaczy, że problemem jest jego potencjał. Wiąże się to bezpośrednio z tym, czy posiada duchowe zrozumienie, czy nie. Większość ludzi, którzy od lat słuchają kazań, jest w stanie pojąć jakąś część prawdy, a być może i ty w rzeczywistości całkiem sporo rozumiesz, lecz po prostu nie miałeś odpowiednich warunków, przez co nie zastosowałeś niektórych prawd w praktyce i wciąż czujesz, że ich nie pojmujesz. Gdy jednak doświadczysz tego na własnej skórze, gdy staniesz przed koniecznością dokonania wyboru lub będziesz musiał poważnie rozważyć pewne sprawy, może się okazać, że z czasem odpowiedni aspekt prawdy stanie się dla ciebie zrozumiały. Obecnie twoje odczucia pełne są schematycznych, pustych zarysów i kwestii doktrynalnych. Wraz ze zdobywaniem doświadczenia i z wiekiem wiele prawd stopniowo nabierze w tobie bardziej praktycznego i realistycznego wymiaru. Dzięki temu zaczniesz coraz wyraźniej dostrzegać istotę prawdy. Tym sposobem będziesz mógł rzeczywiście zyskać zrozumienie prawdy i z wrażliwością przyjrzeć się problemom. Natomiast ludzie niepojmujący prawdy – bez względu na to, jak wielu wysłuchają kazań – i tak nie zdołają przeniknąć przejawów człowieczeństwa, skażonego usposobienia czy rozmaitych ludzkich stanów ani istoty różnych typów ludzi, nawet jeżeli będą mieć oczy szeroko otwarte. Oni są ślepi. Z kolei człowiek dążący do prawdy w głębi serca reaguje na zachowanie i aparycję innych, a także nieświadomie kształtuje swoje wyobrażenia na ten temat, choć z pozoru wydaje się nie zwracać na to wszystko uwagi. Skąd biorą się te wrażenia, te uczucia? Prawdy, które ludzie pojmują, czynią ich przenikliwymi. Dzięki temu potrafią oni zdefiniować istotę różnych zachowań, praktyk czy przejawów. Skąd bierze się ta umiejętność definiowania? To właśnie prawda pozwala ludziom rozumieć i sprawia, że stają się oni przenikliwi i zdolni do wydawania osądów. Teraz rozumiecie już niektóre prawdy i macie pewne rozeznanie co do różnych rzeczy. Jednakże to rozeznanie nie jest zbyt dokładne, dlatego też nadal brak wam czegoś takiego jak otucha i wciąż szukacie po omacku swojej dalszej drogi. Niektórzy mówią: „W takim razie powinieneś omawiać z nami każdą kwestię”. To nie jest konieczne. Ludzie mają swoje ludzkie zobowiązania, a Bóg własne pole działania. Opowiedziałem wam o każdym aspekcie prawdy, teraz pozostaje wam doświadczać wszelkiego rodzaju ludzi, wydarzeń i spraw w codziennym życiu. Duch Święty będzie działał i to koordynował. Od ludzi wymaga się tylko jednego: zaangażowania w ludzką współpracę i w ludzkie dążenia. Jeżeli nie zaangażujesz się w takie dążenia, to choćbym nie wiem jak przejrzyście ci wszystko tłumaczył – nic nie uzyskasz. Nie będę cię na siłę indoktrynował, przymuszał do wiedzy, pojmowania czy uzyskania wejścia. Ani ja, ani Duch Święty tego nie uczynimy. Prawda wyda w tobie owoce bez udziału twojej świadomości jedynie wtedy, gdy będziesz ją praktykować oraz wkraczać w nią chętnie, dobrowolnie i z zaangażowaniem. Gdy prawda przyniesie owoce, twoje serce wypełni się światłem. Oto jest pojmowanie prawdy. Jeżeli jednak jej nie pojmiesz, pozostaniesz nieczuły na wszystko, opieszały i niezdolny do tego, by dotrzeć do sedna jakiejkolwiek sprawy. Na przykład kiedy ktoś coś zrobi, a kto inny powie, że to zły uczynek o takiej a takiej naturze, ty nie będziesz mieć o tym pojęcia i nie dasz rady sam tego dostrzec. Gdy ktoś podsunie ci odpowiedź, być może opierając się na doktrynach, przyjmiesz ją i uznasz, lecz w kwestii istoty sprawy nadal nie będziesz w stanie okazać akceptacji. Jeżeli nie potrafisz tego zrobić, to czy naprawdę pojmujesz, co się dzieje? Nie pojmujesz, a więc jeśli chcesz poradzić sobie z tym, co napotykasz, pozostaje ci jedynie przestrzeganie reguł. Jest tak, ponieważ nie pojmujesz prawdy.
Jak dobrze wykonywać obowiązek głoszenia ewangelii? Przede wszystkim musisz pojąć rozmaite związane z nim prawdy. Przykładowo: jeśli chodzi o definicję i pozycję obowiązku głoszenia ewangelii, oraz o to, jaką postawę należy przyjąć, jakie cierpienia znieść, jaką cenę zapłacić, jakie prawdy praktykować i w jakie wkraczać, gdy się ten obowiązek wykonuje – zrozumienie tych prawd ułatwi czynienie tego we właściwy sposób. Ponadto trzeba przyjrzeć się negatywnym aspektom i zadać sobie pytania o to, jakich niewłaściwych praktyk należy unikać, które z nich można uznać za dobre ludzkie intencje oraz czy człowiecze pomysły i postępowanie rzeczywiście są zgodne z zasadami głoszenia ewangelii. To oznacza, że podczas głoszenia ewangelii należy dokładnie przeanalizować każde zachowanie oraz każdą praktykę, zasadę i konkluzję, by sprawdzić, czy to wszystko rzeczywiście jest zgodne z prawdozasadami. Trwaj tylko przy tym, co jest z nimi zgodne. To, co nie jest zgodne z prawdozasadami, musi zostać odrzucone. Jedynie w ten sposób wypełnianie obowiązku głoszenia ewangelii stopniowo zacznie przynosić lepsze rezultaty. Co więcej, musisz praktykować harmonijną współpracę, gdyż ona najbardziej służy dziełu ewangelii. Bez harmonijnej współpracy trudno je realizować. Bracia i siostry powinni być wobec siebie tolerancyjni i cierpliwi oraz wzajemnie się wspierać. By obowiązki mogły być dobrze wykonywane, konieczna jest też harmonijna koordynacja. Należy okazywać posłuszeństwo każdemu, kto mówi to, co jest słuszne. Przestań stale wychodzić z założenia, że to ty masz rację, a inni się mylą. Wszystko musisz ustalać zgodnie ze słowami Bożymi. Omawiaj prawdę, kierując się zasadami ustanowionymi przez dom Boży, po to by dojść do konsensusu. Ponadto współpracując przy wykonywaniu obowiązków, należy uczyć się od siebie nawzajem, starając się, by siła jednej osoby rekompensowała słabość drugiej, i nie należy być zbyt surowym dla innych. Musisz również zachować ostrożność i roztropność oraz polegać na miłości w odnoszeniu się do ludzi, którzy badają prawdziwą drogę, a to z tej przyczyny, że każdy, kto bada prawdziwą drogę, jest niewierzący – nawet ci spośród nich, którzy są religijni, pozostają jednak mniej lub bardziej niewierzący – i wszyscy są delikatni: jeśli cokolwiek nie zgadza się z ich pojęciami, będą temu zaprzeczać, a jeśli jakiekolwiek wyrażenie nie jest zgodne z ich wolą, będą je kwestionować. Dlatego szerzenie ewangelii wśród takich ludzi wymaga od nas tolerancji i cierpliwości. Wymaga z naszej strony najwyższej miłości, a także pewnych metod i pewnego podejścia. Najważniejsze jest jednak to, by czytać im słowa Boga, przekazać wszystkie prawdy, jakie Bóg wyraża dla zbawienia człowieka oraz umożliwić usłyszenie głosu Boga i słów Stwórcy. W ten sposób odniosą oni korzyści. Najważniejszą z zasad głoszenia ewangelii jest to, by ludziom, którzy są spragnieni pojawienia się Boga i kochają prawdę, zapewnić sposobność do czytania słów Bożych oraz usłyszenia Bożego głosu. Dlatego rzadziej mów do nich słowami człowieka, a częściej czytaj im słowa Boga. Kiedy już skończysz czytać, porozmawiaj z nimi o prawdzie, tak by mogli usłyszeć głos Boga i coś z tej prawdy zrozumieć. Wówczas prawdopodobnie powrócą do Boga. Głoszenie ewangelii to obowiązek i powinność wszystkich. Niezależnie od tego, na kogo ten obowiązek spada, nie wolno się przed nim uchylać ani posługiwać się jakimikolwiek wymówkami i argumentami, by go odrzucić. Niektórzy mówią: „Nie nadaję się do przemów, nie rozumiem Biblii i jestem bardzo młody. Co miałbym zrobić, gdybym napotkał pokusę lub niebezpieczeństwo?”. To niewłaściwe słowa. Głoszenie ewangelii nie polega na narażaniu się na niebezpieczeństwa. Dom Boży nie pozwoli ci iść gdzieś, gdzie czyha na ciebie zagrożenie. Wyznaczając ludzi mających szerzyć ewangelię, kościół postępuje zgodnie z zasadami. Nie chodzi o to, by narażać ludzi na ryzyko, lecz by dokonywać rozsądnych ustaleń na podstawie indywidualnych uwarunkowań, mocnych stron danej osoby i jej potencjału. Bracia i siostry ze sobą współpracują, a zadania przydzielane są tym, którzy mają do nich predyspozycje. Nie można jednak twierdzić, że nie ma w tym żadnego ryzyka. Każdy, kto żyje, czasem napotyka niebezpieczeństwo. Jeżeli Sam Bóg bezpośrednio cię posyła, to honor zobowiązuje cię, byś przyjął Jego posłannictwo, nawet jeżeli oznacza ono, że będziesz musiał stawić czoło pokusie, bólowi czy niebezpieczeństwu. Dlaczego powinieneś uważać, że honor zobowiązuje cię do przyjęcia posłannictwa? (Taka odpowiedzialność spoczywa na ludziach). Zgadza się: jedynie w ten sposób możesz naprawdę uznać głoszenie ewangelii za swoją odpowiedzialność i swój obowiązek. To jest właściwa postawa człowieka. To prawda, a ludzie powinni przyjąć prawdę i to bez zastrzeżeń. Jeżeli pewnego dnia okaże się, że nie jest wskazane, abyś wykonywał inne obowiązki, albo jeśli potrzebni będą ludzie głoszący ewangelię i zostaniesz do tego wyznaczony – co zrobisz? Powinieneś przyjąć to tak, jakby zobowiązywał cię do tego honor, bez żadnych sprzecznych emocji, analiz czy badań. To posłannictwo wyznaczone przez Boga. To twój obowiązek, twoja odpowiedzialność. Nie możesz wybrzydzać. Podążasz za Bogiem, a więc nie dokonujesz własnych wyborów. Dlaczego nie powinieneś samodzielnie wybierać? Ponieważ głoszenie ewangelii to posłannictwo wyznaczone przez Boga i wszyscy wybrańcy Boży mają w nim swój udział. Niektórzy mówią: „Jestem po osiemdziesiątce, nie daję rady nawet wyjść z domu. Czyż Bóg może jeszcze powierzyć mi to posłannictwo?”. Inni stwierdzają: „Mam zaledwie osiemnaście czy dziewiętnaście lat, niewiele w życiu widziałem i nie wiem, jak komunikować się z ludźmi. Jestem bardzo nieśmiały i boję się wystąpień publicznych. Czyż Bóg może powierzyć mi ten obowiązek?”. Bóg powierza ci to zadanie bez względu na wszystko. Niezależnie od tego, ile masz lat, powinieneś zrobić wszystko, co w twojej mocy, by wykonywać obowiązek głoszenia ewangelii. Rozgłaszaj ją wszędzie, gdzie tylko możesz, i zanieś ją jak największej liczbie ludzi. Niezależnie od tego, jaki obowiązek obecnie wykonujesz, powinieneś zrobić wszystko, co w twojej mocy, aby szerzyć ewangelię. Jeżeli pewnego dnia nadarzy ci się okazja, by komuś ją głosić, to czy powinieneś to zrobić? (Tak). Zgadza się. Wielu ludzi ma swoje własne obowiązki, lecz są oni w stanie w wolnym czasie głosić ewangelię, odnosząc nawet pewne rezultaty. Bóg to pochwala. Głoszenie ewangelii to zatem odpowiedzialność, która spoczywa na wszystkich. Nie powinieneś samodzielnie dokonywać wyborów ani uchylać się od tej odpowiedzialności, lecz czynnie i dobrowolnie współdziałać. Nie przyjmuj biernej czy pełnej zniechęcenia postawy, nie odmawiaj i nie zmyślaj żadnych argumentów ani wymówek, by nie wykonywać tego obowiązku. Niektórzy mówią: „Warunki, w których żyję, są zbyt niebezpieczne. Czy mogę nie głosić ewangelii?”. Jeżeli twoja obecna postawa jest niedojrzała i ktoś może cię zastąpić, ty zaś potrafisz robić inne rzeczy, to możesz zamienić ten obowiązek na inny. Co jednak powinieneś zrobić, jeżeli to ty musisz go wykonać? (Honor zobowiązuje mnie, bym go przyjął). To prawda. Honor nakazuje ci przyjąć tę powinność jako pochodzącą od Boga. To obowiązek i odpowiedzialność każdej istoty stworzonej. Niektórzy mówią: „Jestem słaby fizycznie, więc nie dam rady znieść trudów głoszenia ewangelii”. Skoro nie zniesiesz tego wielkiego trudu, to czy możesz przynajmniej wytrzymać mniejsze cierpienia? Jeśli nie jesteś zdolny znieść żadnych trudności, to czyż nie powinieneś cierpieć bolesnej kary? Dopóki żyjesz i oddychasz, dopóty powinieneś wykonywać swój obowiązek, czyli głosić ewangelię. Jest to zupełnie naturalne i uzasadnione. Jeżeli odmawiasz wykonywania swojego obowiązku, nie głosisz ewangelii i postanawiasz uchylać się i uciekać od odpowiedzialności, to prezentujesz postawę niegodną istoty ludzkiej. Ludzie nie powinni być tak oporni i tak się wzbraniać. Powinni za to być gotowi zawsze i wszędzie głosić ewangelię, uważając to za swój obowiązek i swoją powinność. Niektórzy mówią: „Od wielu lat wierzę w Boga, lecz kościół nigdy nie wyznaczył mnie do głoszenia ewangelii”. To dobrze czy źle? Tu nie chodzi o to, czy coś jest dobre, czy złe. Być może Bóg nie potrzebuje cię jeszcze do głoszenia ewangelii, lecz jesteś Mu potrzebny do spełniania innych obowiązków. One wszystkie są ważne, jak zatem spośród nich wybierać? Powinieneś podporządkować się zarządzeniom kościoła i nie wyrażać żadnych własnych pragnień. Gdy Bóg potrzebuje cię do głoszenia ewangelii, mówi: „Obowiązek, który obecnie wykonujesz, nie jest ani ważny, ani właściwy. Głoszenie ewangelii jest ważniejsze”. Co powinieneś wówczas zrobić? Przyjąć ten obowiązek, bowiem tak nakazuje ci honor, nie analizować go, nie oceniać, nie badać, a tym bardziej nie opierać się ani go nie odrzucać. Taką postawę wobec Stwórcy powinna przyjąć istota stworzona. Kiedy ją przyjmuje, czy można będzie powiedzieć, że w pewnym sensie jej relacja z Bogiem jest zdrowa i właściwa? W jaki sposób wyraża się relacja pomiędzy człowiekiem a Bogiem? Świadczy o niej sposób, w jaki podchodzisz do tego, co Bóg każe ci robić. Jeżeli Bóg powierza ci jakieś zadanie, a ty się nad nim zastanawiasz i rozmyślasz: „Dlaczego chcesz, bym to zrobił? Czy coś na tym zyskam?”, to twoja relacja z Bogiem nie jest zdrowa, nie podporządkowujesz się Mu, skoro potrafisz myśleć w ten sposób. Natomiast zachowujesz rozum właściwy istocie stworzonej i przyjmujesz postawę, jaką powinna ona mieć wobec swojego obowiązku, gdy mówisz: „To, co Bóg kazał mi zrobić, jest bardzo ważne. Nie mogę zlekceważyć tego, o co mnie prosi. Muszę się do tego przyłożyć. Cokolwiek Bóg każe mi zrobić i jakiekolwiek zadanie mi powierzy – to mój obowiązek. Posłucham Boga i zrobię wszystko, cokolwiek On zarządzi. Nie mogę odmówić. Jeżeli nie jestem zdolny wytrwać w wypełnianiu swojego obowiązku, jeżeli go odrzucam, nie traktuję poważnie, nie wywiązuję się z niego należycie, to zdradzam Boga”. Jeżeli mając pełną świadomość, że posłannictwo pochodzi od Boga, nadal odmawiasz jego przyjęcia i usprawiedliwiasz swoje uchylanie się od niego, to problem jest poważny. Nie chodzi jedynie o bunt przeciwko Bogu, lecz o zdradę. Jeżeli wierzysz w Boga, musisz obrać pozycję i status istoty stworzonej oraz przyjąć posłannictwo Stwórcy i podporządkować się mu. To właściwa postawa. Jeżeli nie potrafisz przyjąć właściwej postawy wobec własnego obowiązku, to problem jest bardzo poważny. Jeśli zaś dopiero co uwierzyłeś i nie pojmujesz prawdy, nie ma potrzeby, by na poważnie się tym zajmować. Jeżeli od paru lat wierzysz w Boga i pojmujesz niektóre prawdy, a mimo to jesteś w stanie odrzucić Boże posłannictwo, nie głosisz ewangelii i wciąż niedbale wykonujesz swój obowiązek, to na czym polega twój problem? To wszystko świadczy nie tylko o braku sumienia i rozumu, lecz także, co najważniejsze, o buncie i oporze wobec Boga, o zdradzeniu Boga. Można powiedzieć, że to wielkie nieposłuszeństwo. Nie byłoby w tym przesady. Taka osoba nie zasługuje na miano istoty ludzkiej i bez wątpienia poniesie karę. Przyznajesz, że jesteś istotą stworzoną – jakim więc rozumem odznaczają się takie istoty? Robią one wszystko, co każe im Stwórca, i podporządkowują się wszystkim Jego zarządzeniom. Oto sumienie i rozum właściwe istotom ludzkim. Od ludzi, którzy pojmują prawdę, oczekuje się jeszcze więcej: by całkowicie podporządkowali się rozporządzeniom i zrządzeniom Boga. Im nigdy nie wolno się nawet odrobinę zbuntować.
Prawda na temat głoszenia ewangelii odnosi się do szerokiego grona osób. Powinna ona dotyczyć każdego. Usłyszawszy omówienie tego aspektu prawdy, niektórzy ludzie początkowo myśleli, że ich to nie dotyczy. Teraz już jednak każdy powinien prezentować postawę pełną gotowości do przyjęcia obowiązku głoszenia ewangelii i być świadom owego aspektu prawdy. Każdy też powinien umieć dokładnie zdefiniować ów obowiązek. W takim razie w jakiej roli postawili się ludzie? (Istot stworzonych). Skoro jesteś istotą stworzoną, to co jest dla ciebie priorytetem? (Podporządkowanie się Stwórcy). Czym konkretnie przede wszystkim przejawia się owo podporządkowanie? (Tym, że wykonuje się obowiązek właściwy istotom stworzonym). Jaki zatem jest najważniejszy obowiązek takiej istoty? (Głoszenie ewangelii i składanie świadectwa o Bogu). Zgadza się. Takiej odpowiedzi oczekiwałem. Przebyliście bardzo krętą drogę, zanim w końcu udzieliliście właściwej odpowiedzi. Głównym priorytetem każdej istoty stworzonej jest głoszenie ewangelii, niesienie świadectwa o Bożym dziele i szerzenie go na całym świecie, aż po krańce Ziemi. To odpowiedzialność i obowiązek spoczywające na wszystkich, którzy przyjmują Bożą ewangelię. Zobowiązuje ich do tego honor. Być może obecnie nie wykonujesz tego obowiązku lub jest on dla ciebie czymś odległym, a może nigdy nawet nie pomyślałeś, że musisz go wykonywać. Jednakże twoje serce musi mieć co do tego jasność: ów obowiązek jest z tobą ściśle związany. Ta odpowiedzialność nie spoczywa wyłącznie na innych – to również twoja odpowiedzialność i twój obowiązek. To, że obecnie nie wyznaczono cię do jego wykonywania, nie oznacza, że obowiązek ten cię nie dotyczy, nie jest dla ciebie albo że Bóg ci go nie powierza. Jeżeli jesteś w stanie w takim stopniu to pojąć, czyż nie oznacza to, że sposób, w jaki w głębi serca postrzegasz obowiązek głoszenia ewangelii, jest zgodny z prawdą i Bożą intencją? Gdy zrozumiecie to w takim stopniu, pewnego dnia, kiedy już wszyscy wykonacie całą powierzoną wam pracę, Bóg rozkaże wam się rozdzielić i roześle was do wszystkich możliwych miejsc, nawet tych, które wydają się wam najbardziej dziwne, nieprzyjemne i trudne. Co wówczas uczynicie? (Zachowamy się honorowo i przyjmiemy to). Teraz tak mówicie, lecz gdy nadejdzie ów dzień, wasze oczy mogą napełnić się łzami. Macie się przygotować. Oto, co musicie sobie uświadomić: „Urodziłem się w tej epoce. Miałem szczęście przyjąć Boże dzieło dni ostatecznych i stać się częścią Bożego planu zarządzania. Z tego względu wartością i sensem mojego życia powinno być poświęcenie całej mojej życiowej energii na rozpowszechnianie Bożego dzieła ewangelii. Skoncentruję się wyłącznie na tym”. Macie takie aspiracje? (Tak). Powinniście je mieć, powinniście poczynić przygotowania i opracować plan. Jedynie w ten sposób możecie być prawdziwymi istotami stworzonymi, miłowanymi przez Boga i takimi, które On uzna za odpowiednie. Niektórzy mówią: „Nie jestem gotowy. Gdyby teraz poproszono mnie o głoszenie ewangelii, bałbym się”. Nie obawiaj się, Bóg nie będzie cię do niczego zmuszał, dopóki nie będziesz gotowy. A nawet wtedy, gdy powiesz, że już jesteś gotów, Bóg może nie zechcieć się tobą posłużyć. Kiedy zatem to zrobi? To już zależy od Boga – nie musisz się o to martwić. Już On wszystko przygotuje, gdy będzie chciał się tobą posłużyć. Jeżeli masz odpowiednią postawę i doświadczenie oraz spełniasz wszelkie inne niezbędne warunki, Bóg może zarządzić, byś głosił ewangelię w rozmaitych miejscach. Czy gdy nadejdzie ten czas, będziesz mógł być nazywany posłańcem ewangelii? (Nie). Osoby wykonujące ów obowiązek w żadnym razie nie mogą być nazywane posłańcami ewangelii. To się nigdy nie zmieni. Jak zatem należy nazywać takich ludzi? (Są to ludzie, którzy głoszą ewangelię). To precyzyjniejsze określenie. Niezależnie od tego, jakim mianem się ich określa, to właśnie jest ich obowiązek. Taka jest prawda i to się nigdy nie zmieni. Jeśli zmianie ulegnie zarówno nazwa, jak i tożsamość owych ludzi, to zmieni się również istota ich pracy. A kiedy do tego dojdzie, zboczą oni ze ścieżki prawdy. Gdy zaś ich praca zboczy ze ścieżki prawdy, przeistoczy się w działanie religijne. W takiej sytuacji ludzie będą się coraz bardziej oddalać od ścieżki zbawienia i choć chcą iść na północ, pójdą na południe. Dlatego nigdy nie podążaj niewłaściwą ścieżką. Gdy głosiciele ewangelii są rozsyłani w rozmaite miejsca, nigdy nie czynią nic ponad to, że wykonują swój obowiązek szerzenia ewangelii. Nie są świadkami, kaznodziejami ani tym bardziej posłańcami ewangelii. To odwieczna i niezmienna prawda.
Większość ludzi wysłuchawszy tego, co powiedziałem do tej pory, z pewnością odczuje, że w ich sercach rozbłysło światło, a wielu będzie niecierpliwie i ochoczo zacierać ręce, myśląc: „Wspaniale, przyszłość wygląda bardzo obiecująco! Ścieżka, którą Bóg dla nas przygotował, lśni jasnym blaskiem!”. Być może wcale tak nie jest. Bóg ma plan dla każdego swojego wyznawcy. Dla każdego przygotował otoczenie, w którym ten może wykonywać swój obowiązek; każdy otrzymuje też łaskę i względy Boga, którymi może się cieszyć. Otrzymuje również szczególne okoliczności, które Bóg przygotował dla człowieka, i musi przejść wiele cierpień – w żadnym razie nie jest to łatwa droga, jaką człowiek sobie wyobraża. Poza tym, jeśli przyznajesz, że jesteś istotą stworzoną, to musisz przygotować się na cierpienie i zapłacić cenę za wypełnianie swej odpowiedzialności związanej z szerzeniem ewangelii i właściwe wykonywanie swoich obowiązków. Ceną tą może być cierpienie z powodu jakiejś fizycznej dolegliwości lub trudności, znoszenie prześladowań ze strony wielkiego, czerwonego smoka lub niezrozumienia ze strony ludzi świeckich, a także udręki, jakich doświadcza się podczas głoszenia ewangelii: jest możliwe, że ktoś cię wyda, że zostaniesz pobity i zbesztany, że zostaniesz potępiony – możesz nawet zostać otoczony i zaatakowany przez tłum i być narażony na śmiertelne niebezpieczeństwo. Jest możliwe, że w trakcie głoszenia ewangelii umrzesz, zanim dzieło Boże zostanie ukończone, i nie dożyjesz dnia Bożej chwały. Musicie być na to przygotowani. Nie chcę was straszyć, ale takie są fakty. Teraz, gdy to wyjaśniłem, a wy to zrozumieliście, jeśli nadal macie to pragnienie i jesteście pewni, że się ono nie zmieni, i jeśli pozostaniecie lojalni aż do śmierci, to dowodzi to, że posiadacie pewną postawę. Nie przyjmujcie za pewnik, że głoszenie ewangelii w owych zamorskich krajach, w których obowiązują swobody religijne i prawa człowieka, będzie wolne od niebezpieczeństw, że wszystko pójdzie wam gładko, że wszystko będzie się odbywać przy wsparciu Bożych błogosławieństw, Jego wielkiej mocy i władzy. To nic innego jak ludzkie pojęcia i wyobrażenia. Faryzeusze również wierzyli w Boga, a jednak pojmali Boga wcielonego i ukrzyżowali Go. Jakie zatem krzywdy dzisiejszy świat religii byłby zdolny wyrządzić Bogu wcielonemu? Owi ludzie uczynili tak wiele zła: osądzili Boga, potępili Go i bluźnili przeciwko Niemu. Nie ma takiego złego czynu, do którego nie byliby zdolni. Nie zapominajcie, że ci, którzy pojmali Pana Jezusa i ukrzyżowali Go, byli ludźmi wierzącymi. Jedynie oni mieli możliwość uczynienia czegoś takiego. Niewierzący nie przejmowali się takimi sprawami. To ludzie wierzący zmówili się z władzą, by pojmać Pana Jezusa i ukrzyżować Go. A jak umarli uczniowie Pana Jezusa? Wśród uczniów byli tacy, którzy zostali ukamienowani, włóczeni końmi, ukrzyżowani głową w dół, rozerwani przez pięć koni – doświadczyli każdego rodzaju śmierci. Dlaczego ich zgładzono? Czy zostali zgodnie z prawem straceni za swoje zbrodnie? Nie. Zostali potępieni, pobici, zbesztani i skazani na śmierć, ponieważ głosili ewangelię Pańską, ale ludzie ich odrzucili – oto dlaczego zginęli śmiercią męczeńską. Nie mówmy o ostatecznym wyniku owych męczenników ani o tym, jak Bóg zdefiniował ich czyny, lecz zapytajmy: Czy kiedy nadszedł ich koniec, sposób, w jaki dokonali żywota, był zgodny z ludzkimi wyobrażeniami? (Nie). Z perspektywy ludzkich pojęć osoby te zapłaciły bardzo wysoką cenę za szerzenie dzieła Bożego, lecz ostatecznie zostały zabite przez szatana. Nie zgadza się to z ludzkimi pojęciami, ale właśnie to je spotkało. Bóg do tego dopuścił. Jakiej prawdy można szukać w tym fakcie? Czy to, że Bóg pozwolił im umrzeć w taki sposób, było Jego przekleństwem i potępieniem, czy też Jego planem i błogosławieństwem? Ani jednym, ani drugim. Czym zatem było? Myśl o ich śmierci przyprawia teraz ludzi o ból w sercu, ale tak właśnie było. Ci, którzy wierzyli w Boga, umierali w taki sposób – jak to wyjaśnić? Kiedy poruszamy ten temat, stawiacie się w ich sytuacji; czy czujecie wtedy w sercach smutek i ukryty ból? Myślicie: „Ci ludzie wypełnili swój obowiązek szerzenia ewangelii Bożej i powinni być uważani za dobrych, więc jak to się stało, że spotkał ich taki koniec, taki wynik?”. W gruncie rzeczy tak umarły i odeszły ich ciała; w ten sposób opuścili świat ludzi, ale to nie znaczy, że ich wynik również taki był. Bez względu na to, w jaki sposób umarli i odeszli, czy jak do tego doszło – nie oznacza to, że Bóg właśnie tak określił ostateczny wynik tych żywotów, tych istot stworzonych. Musisz to jasno zrozumieć. Było zupełnie odwrotnie: użyli właśnie tych środków, by potępić ten świat i dać świadectwo o czynach Boga. Te istoty stworzone wykorzystały to, co najcenniejsze – swoje życie, wykorzystały ostatnie chwile swojego życia, aby świadczyć o czynach Boga, świadczyć o wielkiej mocy Boga oraz oznajmić szatanowi i światu, że czyny Boże są słuszne, że Pan Jezus jest Bogiem, że On jest Panem i ciałem wcielonego Boga. Aż do ostatniej chwili życia nigdy nie zaparli się imienia Pana Jezusa. Czy nie była to forma osądu tego świata? Wykorzystali swoje życie, aby ogłosić światu i potwierdzić przed ludźmi, że Pan Jezus jest Panem, że Pan Jezus jest Chrystusem, że jest ciałem wcielonego Boga, że dzieło odkupienia, którego On dokonał dla całej ludzkości, pozwala ludzkości żyć dalej – ten fakt jest niezmienny na zawsze. W jakim stopniu ci, którzy zostali umęczeni za szerzenie ewangelii Pana Jezusa, wypełnili swój obowiązek? Czy w najwyższym stopniu? Jak się przejawił ten najwyższy stopień? (Ofiarowali swoje życie). Zgadza się, zapłacili cenę swojego życia. Rodzina, bogactwo i rzeczy materialne należące do tego życia są rzeczami zewnętrznymi; jedyną rzeczą związaną z wnętrzem człowieka jest samo życie. Dla każdego żyjącego człowieka życie jest rzeczą najcenniejszą, najbardziej wartościową i tak się złożyło, że ci ludzie mogli ofiarować to, co mieli najcenniejszego – własne życie – jako potwierdzenie i świadectwo miłości Boga do człowieka. Aż do śmierci nie wyparli się imienia Boga, nie wyparli się dzieła Bożego i wykorzystali ostatnie chwile swojego życia, aby zaświadczyć o istnieniu tego faktu – czy to nie jest najwyższa forma świadectwa? To najlepszy sposób wypełnienia swojego obowiązku; na tym polega wypełnienie odpowiedzialności. Nie uchylili się od odpowiedzialności, kiedy szatan im groził i ich terroryzował, a nawet gdy zmusił ich, by zapłacili cenę życia. Tym właśnie jest wypełnienie swojego obowiązku w najwyższym stopniu. Co chcę przez to powiedzieć? Czy chcę powiedzieć, że macie użyć tego samego sposobu, aby świadczyć o Bogu i głosić Jego ewangelię? Niekoniecznie musicie tak zrobić, ale powinniście zrozumieć, że jest to wasza odpowiedzialność, że jeśli Bóg będzie tego od was potrzebował, macie to uznać za coś, co nakazuje wam honor. W dzisiejszych czasach ludzie noszą w sobie lęk i niepokój, ale czemu służą te uczucia? Po co masz się martwić, skoro Bóg tego od ciebie nie wymaga? Jeśli Bóg będzie tego od ciebie potrzebował, nie powinieneś uchylać się od tej powinności ani jej odrzucać. Powinieneś aktywnie współpracować i przyjąć to bez obaw. Bez względu na to, jak ktoś umiera, nie powinien umierać przed obliczem szatana ani w jego rękach. Jeśli ktoś ma umrzeć, powinien umrzeć w rękach Boga. Ludzie przyszli od Boga i do Boga wracają – takie przekonanie i taką postawę powinna mieć istota stworzona. To jest ostateczna prawda, którą należy zrozumieć, głosząc ewangelię i wypełniając swój obowiązek – trzeba zapłacić cenę życia, aby głosić i świadczyć o ewangelii Boga wcielonego wykonującego swoje dzieło i zbawiającego ludzkość. Jeśli masz takie aspiracje, jeśli możesz nieść świadectwo w taki sposób, to wspaniale. A jeżeli wciąż nie masz takich aspiracji, powinieneś przynajmniej właściwie wypełnić swoją odpowiedzialność i obowiązek, który masz przed sobą, a resztę powierzyć Bogu. Być może później, w miarę jak będą mijać miesiące i lata, ty staniesz się dojrzalszy i bardziej doświadczony, a twoje zrozumienie prawdy się pogłębi, zdasz sobie sprawę, że masz obowiązek i powinność poświęcić swoje życie, aż do ostatniej chwili, dziełu ewangelii Bożej.
Nadszedł odpowiedni czas, by zacząć rozmawiać na te tematy, bowiem głoszenie ewangelii królestwa już się rozpoczęło. Dawniej, w Wieku Prawa i w Wieku Łaski, niektórzy starożytni prorocy i święci oddali życie, głosząc ewangelię, a zatem ludzie urodzeni w dniach ostatecznych również mogą poświęcić życie za tę sprawę. To nie jest nic nowego ani niespodziewanego, a tym bardziej nie jest to żaden wygórowany wymóg. To jest coś, co istoty stworzone powinny czynić oraz obowiązek, który powinny wykonać. To prawda – najwyższa prawda. Samo wykrzykiwanie frazesów o tym, co chcesz uczynić dla Boga, jak chcesz wypełnić swój obowiązek, jak wiele wysiłku włożyć i jak wielkie koszty ponieść dla Boga, jest bezcelowe. Kiedy dosięgnie cię rzeczywistość i będziesz musiał poświęcić swoje życie, to czy w ostatniej chwili zaczniesz się skarżyć, czy będziesz gotów i czy naprawdę się podporządkujesz – oto sprawdzian twojej postawy. Jeżeli będąc o krok od utraty życia, zachowujesz spokój, jesteś gotów i podporządkowujesz się bez słowa skargi, jeżeli czujesz, że dopełniłeś swoich obowiązków, powinności i zobowiązań, jeżeli twoje serce jest radosne i spokojne – jeżeli odchodzisz w taki sposób, to dla Boga nie odszedłeś wcale. Żyjesz raczej w innej sferze i pod inną postacią. Zmieniłeś jedynie swój sposób życia. Tak naprawdę wcale nie jesteś martwy. Człowiek postrzega to w ten sposób: „Umarł tak młodo, co za szkoda!”. Jednakże w oczach Boga ty wcale nie umarłeś ani nie ucierpiałeś. Przeciwnie: odszedłeś, by radować się błogosławieństwami i by zbliżyć się do Boga. Ponieważ w oczach Boga jako istota stworzona zgodnie ze standardem wykonujesz swój obowiązek, twój obowiązek został zakończony i Bóg nie wymaga od ciebie, byś dalej go wykonywał pośród innych istot stworzonych. Dla Boga ty wcale nie „odszedłeś”, lecz zostałeś „zabrany”, „odprowadzony” lub „wyprowadzony”, a to oznacza coś dobrego. Czy chcecie zostać wyprowadzeni przez Boga? (Pragniemy tego). Nie pragnijcie. W tym życiu wiele jest rzeczy, których człowiek nie pojmuje. Nie śpiesz się z dotarciem do tego etapu. Nim nadejdzie ów dzień, musisz dołożyć starań, by lepiej zrozumieć prawdę i dowiedzieć się więcej o Stwórcy. Nie pielęgnuj w sobie żalu. Dlaczego mówię, byś tego nie czynił? W tym życiu ludzie mają niewiele czasu, by dojść od zrozumienia pewnych spraw do uzyskania szansy, posiadania odpowiedniego charakteru oraz spełnienia warunków umożliwiających nawiązanie dialogu ze Stwórcą po to, by móc Go prawdziwie zrozumieć, poznać Go i bać się, a także po to, by obrać ścieżkę bojaźni Bożej i unikania zła. Jeżeli teraz pragniesz być czym prędzej wyprowadzony przez Boga, to oznacza, że nie podchodzisz odpowiedzialnie do swojego życia. Jeśli chcesz być odpowiedzialny, powinieneś bardziej się postarać, by zaopatrzyć się w prawdę, głębiej się nad sobą zastanawiać, gdy coś ci się przytrafia, i szybko rekompensować własne braki. Powinieneś zacząć praktykować prawdę, postępować zgodnie z zasadami, wchodzić w prawdorzeczywistość, lepiej poznawać Boga, rozumieć Jego intencje i przestać żyć na próżno. Musisz dowiedzieć się, gdzie jest Stwórca, jakie są Jego intencje i w jaki sposób wyraża On radość, gniew, smutek i szczęście. Nawet jeżeli nie jesteś w stanie głębiej sobie tego uświadomić czy osiągnąć pełnej wiedzy, musisz zyskać przynajmniej podstawowe zrozumienie Boga, nie możesz Go nigdy zdradzić, musisz być z Nim zasadniczo zgodny, okazywać Mu szacunek, nieść prostą pociechę oraz czynić to, co słuszne i z zasady wykonalne dla istot stworzonych. To nie są łatwe sprawy. Podczas wykonywania swoich obowiązków ludzie mają możliwość stopniowego poznawania samych siebie, a tym samym poznania Boga. W zasadzie proces ten polega na interakcji pomiędzy Stwórcą a istotami stworzonymi i powinien przebiegać tak, by warto było go wspominać przez całe życie. Ludzie powinni móc się nim cieszyć, nie zaś traktować jako coś bolesnego i trudnego. Z tego względu należy doceniać dni i noce, lata i miesiące spędzone na wykonywaniu swoich obowiązków. Ludzie powinni pielęgnować ten etap życia, a nie postrzegać go jako ciężar czy brzemię. Powinni się nim delektować i zdobywać wiedzę empiryczną na jego temat. Osiągną wówczas zrozumienie prawdy i urzeczywistnią ludzkie podobieństwo, będą mieć serce bojące się Boga i czynić coraz mniej zła. Pojmujesz sporą część prawdy i nie dopuszczasz się rzeczy, które zasmucają Boga lub do których czuje On niechęć. Gdy stajesz przed Jego obliczem, czujesz, że On już przestał czuć do ciebie odrazę. To cudownie! Czy komuś, kto osiągnął ten stan, spokój nie towarzyszy nawet w obliczu śmierci? O co więc chodzi tym, którzy już teraz błagają o śmierć? Oni po prostu pragną uciec, nie chcą cierpieć. Chodzi im o to, by szybko skończyć ze swoim życiem i móc stanąć przed Bogiem. Może i ty tego pragniesz, lecz Bóg jeszcze cię nie chce. Dlaczego miałbyś stanąć przed Bogiem, nim On cię wezwie? Nie czyń tego przed czasem. To nic dobrego. To wspaniałe, gdy urzeczywistniasz pełne znaczenia, wartościowe życie, a Bóg cię zabiera!
Czy wszyscy rozumiecie to, o czym dzisiaj rozmawialiśmy? Mam nadzieję, że te słowa was nie przytłoczyły i nie wystraszyliście się ze względu na omawiany dziś temat. Żywię wręcz nadzieję, że dzięki niemu pojęliście pewne prawdy, które powinniście zrozumieć, aby lepiej radzić sobie z kwestią wiary w Boga; wiedzieć, na czym stoicie, i mieć co do tego większą jasność. Czy Moje słowa odniosły taki efekt? (Tak). Opowiedzcie Mi o tym. (W przeszłości tak naprawdę nie uważałem głoszenia ewangelii za swój obowiązek. Skrywałem w sercu wiele niedorzecznych przekonań. Sądziłem, że zostanę wyznaczony do szerzenia ewangelii jedynie wówczas, gdy będę źle wykonywać inne obowiązki. Wydawało mi się, że głoszenie ewangelii jest najgorszym z nich, i w rzeczywistości nie uważałem go za posłannictwo powierzone człowiekowi przez Boga. Dzięki dzisiejszemu Bożemu omówieniu wiemy, że głoszenie ewangelii i niesienie świadectwa o Bogu to odpowiedzialność spoczywająca na człowieku – honor powinien nakazywać ludziom, by się z niej wywiązywali. Dopiero wówczas poczułem, że moje przekonania były nazbyt absurdalne i sprawiły, że tak naprawdę nie chciałem należycie wykonywać obowiązku głoszenia ewangelii. Wysłuchanie dzisiejszego Bożego omówienia zmieniło moje zapatrywania). Świetnie. Czy ktoś jeszcze chce coś powiedzieć? (Niegdyś sądziłem, że jestem tylko małą istotą stworzoną, i nie uważałem, by wykonywanie owego obowiązku było ważne. Czułem, że był on nieistotny i nie zasługiwał na uwagę. Jednak dziś usłyszałem Boga mówiącego, iż każda osoba predestynowana przez Niego do wykonywania obowiązków czyni to, co On nakazał, a wszystkie te obowiązki zostały przez Niego starannie zaplanowane i zorganizowane. Jeżeli ludzie nie wykonują swoich obowiązków lojalnie, to uchylają się od odpowiedzialności i zobowiązań. Szczególnie kiedy usłyszałem w Bożym omówieniu, że głoszenie ewangelii i składanie świadectwa o Bogu to posłannictwo powierzane przez Niego każdemu oraz odpowiedzialność spoczywająca na istotach stworzonych, dało mi to wielką wiarę i wielkie aspiracje, by podążać ścieżką nakazaną przez Boga. Chcę wziąć odpowiedzialność za moje życie, dobrze spełnić mój obowiązek i zrealizować moją misję. Wówczas będę mógł przynieść Bogu odrobinę pocieszenia. Boże omówienie szczególnie poruszyło moje serce. Poczułem, że nie mogę już dłużej lekceważyć posłannictwa wyznaczonego mi przez Boga). Dobrze powiedziane. Każdy z was ma takie same odczucia, prawda? (Tak). Jak widać, ludzie, którzy nie pojmują prawdy, mają mętlik w głowie i potrafią zlekceważyć nawet tak istotną rzecz jak głoszenie ewangelii. Gdy jednak prawda zostanie omówiona w klarowny sposób, ludzie zdają sobie sprawę z wagi tej kwestii i uświadamiają sobie własną pozycję oraz wartość własnego życia. Czy to oznacza, że mają cel? (Tak). Prawda może zmienić ludzkie serca. Czy poza prawdą istnieje jakakolwiek teoria, która byłaby w stanie poruszyć twoje serce i zmienić twoje przekonania? Nie. Wyłącznie ścieżka prawdy może je odmienić. Dlaczego tak jest? Ponieważ owe prawdy są tak praktyczne, że nikt nie jest w stanie ich podważyć. Są powiązane z egzystencją człowieka i stanowią jego życiową misję. Ściśle wiążą się z istotami ludzkimi; nie są dla nich bez znaczenia. To nie są jakieś nieistotne kwestie – są one związane z życiową misją człowieka oraz wartością i sensem jego egzystencji. Z tego względu owe słowa, jeśli tylko zostaną wypowiedziane w klarowny sposób, mogą odmienić ludzkie serca, sprawić, że ludzie je przyjmą i zmienią swoje zapatrywania. Dzisiejsza rozmowa powinna odegrać pewną rolę w zmianie podejścia ludzi do własnych obowiązków. Byłoby wspaniale, gdyby te prawdy mogły zmienić ludzką egzystencję, sposób, w jaki żyją ludzie, oraz cel, do którego dążą. Znaczyłoby to, że nie wypowiedziałem dziś owych słów na próżno. Zakończyłem już omawianie tych prawd, zatem teraz musicie je sukcesywnie wprowadzać w życie, doświadczać ich i codziennie je przyswajać. Gdy staną się one twoją rzeczywistością i twoim życiem, Bóg nie pozbawi cię miana istoty stworzonej i naprawdę coś zyskasz. Wówczas, gdy Bóg rzeczywiście zwróci się do ciebie, byś ofiarował swoje życie i wykorzystał je do tego, by zaświadczać o Jego czynach i nieść świadectwo o Jego ewangelii, nie będziesz się martwić ani bać, i z pewnością nie odmówisz. Zgodzisz się z radością. Przyjmiesz to posłannictwo od Boga, bo sam Stwórca ci je powierza. Zatem oczekując, aż nadejdzie ów dzień, i chcąc go powitać, poza koniecznością zrozumienia prawd ludzie muszą dziś ciężko pracować, by zaopatrzyć się w Boże słowa oraz uzyskać szerszą i głębszą wiedzę o Bożym dziele i Bożym usposobieniu. To jest najważniejsze.
25 grudnia 2018 r.