Tylko pozbywając się własnych pojęć, możesz wkroczyć na właściwą ścieżkę wiary w Boga (3)
Dziś zajmiemy się dalszym omawianiem kwestii pojęć i wyobrażeń. Już dwukrotnie omawialiśmy to zagadnienie, a dziś uczynimy to ponownie, by je podsumować. Jeżeli chodzi o sprawy, które już omówiliśmy, to po naszym spotkaniu powinniście sami porozmawiać ze sobą na ich temat, a następnie je przemyśleć i stopniowo ich doświadczać. Takich kwestii nie da się w pełni zrozumieć w zaledwie dzień czy dwa; jest to możliwe jedynie na drodze stopniowego życiowego doświadczania i odczuwania. To, co jesteście teraz w stanie sobie przypomnieć, stanowi jedynie odtworzenie tego, czego nauczyliście się na pamięć. Jedzenie i picie Bożych słów wymaga doświadczenia; dopiero po pewnym czasie spędzonym na przeżywaniu prawdziwego życia można je naprawdę pojąć i docenić. Ludzkie pojęcia to przede wszystkim ich wyobrażenia o Bogu i Bożym dziele. Owe dwa rodzaje pojęć najbardziej wpływają na ludzkie dążenia, na sposób, w jaki ludzie postrzegają pewne sprawy, na ich pojmowanie Boga i stosunek do Niego, a jeszcze bardziej na ścieżkę wiary, którą podążają, oraz na kierunek i cele, jakie obierają w swoim życiu. Czy na podstawie naszych dwóch poprzednich rozmów jesteście teraz w stanie dokładnie określić, czym są pojęcia? Pewnym typem pojęć są na przykład wyobrażenia na temat wiary w Boga. Wyobrażenia te przejawiają się przede wszystkim w pewnych zewnętrznych zachowaniach w mowie i sposobie postępowania człowieka, a także w drobnych kwestiach związanych z jego codziennym życiem, takich jak jedzenie, ubiór, mieszkanie czy środki transportu. To jest ten najbardziej podstawowy poziom. Idąc o krok dalej: istnieją pewne pojęcia związane z tym, do czego człowiek dąży i jaką ścieżką kroczy w swej wierze w Boga, a także pewne ludzkie żądania, wyobrażenia i błędne mniemania związane z Bożym dziełem. Czego dotyczą owe błędne mniemania? Dlaczego tak je określamy? Błędne mniemanie zdecydowanie nie stanowi uzasadnionego przekonania. Przeciwnie: nie znajduje ono pokrycia w faktach, jest niespójne z prawdą, niezgodne i sprzeczne z Bożym dziełem i usposobieniem; albo też jest ono czymś związanym z ludzką wolą, czymś zrodzonym z ludzkich pojęć, wyobrażeń i wiedzy, co nie ma nic wspólnego z samym Bogiem ani z Jego dziełem. Powstawanie tego typu wyobrażeń, błędnych mniemań i żądań oznacza, iż ludzkie pojęcia o Bogu i Bożym dziele osiągnęły apogeum. Co wówczas dzieje się z relacją pomiędzy ludźmi a Bogiem? (Powstaje pomiędzy nimi bariera). Pomiędzy ludźmi a Bogiem tworzy się bariera – czy to poważny problem? (Tak). Taka bariera świadczy o tym, iż problem ludzkich pojęć i wyobrażeń stał się bardzo poważny. Gdy pomiędzy ludźmi i Bogiem wyrasta mur, oznacza to, iż ludzie są niezadowoleni z pewnych rzeczy uczynionych przez Boga, nie chcą już pokładać w Nim ufności, traktować Go jak Boga i okazywać Mu posłuszeństwa. Zaczynają kwestionować Bożą sprawiedliwość i Boże usposobienie. Z jakimi zewnętrznymi przejawami mamy zaraz potem do czynienia? (Z oporem). Jeżeli ludzie nie szukają prawdy, to tego rodzaju błędne mniemanie nie tylko tworzy barierę w ich sercach, lecz także automatycznie prowadzi do oporu – wobec prawdy, Bożych słów i Bożej władzy. To, co uczynił Bóg, przestaje ich zadowalać i mówią: „To, co czynisz, nie jest słuszne; nie aprobuję tego i się z tym nie zgadzam!”. Ukryte przesłanie brzmi: „Nie mogę się podporządkować – to mój wybór. Pragnę zgłosić zdanie odrębne, wyrazić odmienną opinię, która różni się od słów Boga, od prawdy i od Bożych wymagań”. Co to za zachowanie? (Ludzie ci głośno protestują). Po oporze następuje protest i sprzeciw – to eskalacja. Gdy do głosu dochodzi skażone usposobienie, już jedno pojęcie może wytworzyć barierę oraz błędne mniemania, które odgrodzą człowieka od Boga. Jeżeli ten problem nie zostanie szybko rozwiązany na drodze poszukiwania prawdy, wówczas bariera urośnie, przekształcając się w gruby mur. Wtedy nie dostrzegasz już Boga ani Jego prawdziwego istnienia, nie mówiąc już o Jego boskiej istocie. Zaczynasz wątpić, czy Bóg wcielony rzeczywiście jest Bogiem, jedzenie i picie słowa Bożego już cię nie zajmują i nie chcesz modlić się do Boga. Tym samym coraz bardziej się od Niego oddalasz. Z jakiego powodu ludzie przejawiają takie zachowania? Otóż czują, że to, co uczynił Bóg, zraniło ich serca, uchybiło ich godności i upokorzyło ich jako ludzi. Czy tak jest w istocie? (Nie). W takim razie z czego to wynika? (Z tego, że pragnienia ludzi nie zostały zaspokojone, a sytuacja, w której się znaleźli, zaszkodziła ich interesom). Powodem jest to, że ludzie mają skażone usposobienie; gdy ich wygórowane pragnienia nie są natychmiast zaspokajane, zaczynają stawiać opór Bogu i są skrajnie niezadowoleni z tego, iż działa On w sposób niezgodny z ich pojęciami. Nie uznają oni ani nie przyjmują do wiadomości, iż to, co czyni Bóg, jest prawdą, miłością Bożą i służy ludzkiemu zbawieniu. Rozwijają oni w sobie pojęcia i błędne mniemania na temat tego, co uczynił Bóg, a to oznacza, że ich skażone usposobienie sprawuje nad nimi kontrolę. Jakie są, po powstaniu takich barier, zewnętrzne przejawy wszelkiego typu skażonych skłonności ujawnianych przez ludzi, którzy kierują się w życiu swoimi pojęciami? Oni niczego nie poszukują ani nie oczekują, nie okazują posłuszeństwa, a już na pewno nie boją się Boga ani nie okazują skruchy. Zaczynają od analizowania i osądzania, po czym potępiają, a na koniec stawiają opór. Czyż takie zachowania nie są zupełnym przeciwieństwem pozytywnych zewnętrznych przejawów, takich jak poszukiwanie, oczekiwanie, podporządkowywanie się, akceptacja i okazywanie skruchy? (Zgadza się). W takim razie wszystkie wspomniane wcześniej zachowania stanowią odwrotność tych pozytywów. Ujawniają one skażone usposobienie, które sprawuje kontrolę nad czynami i myślami owych ludzi, a także nad ich postawą, zamiarami i poglądami dotyczącymi wydawania osądów na temat ludzi, wydarzeń i spraw. Skoro ludzie poświęcą się badaniu, analizowaniu, osądzaniu, potępianiu i stawianiu oporu, to jaki będzie ich kolejny krok? (Sprzeciw). Wówczas pojawia się sprzeciw. Jakie są niektóre z zewnętrznych przejawów sprzeciwu? (Negatywność i zaniechanie obowiązków). Jednym z przejawów jest negatywność; odpuszczają sobie oni pracę w negatywny sposób i porzucają swoje obowiązki. Co jeszcze? (Szerzenie pojęć). (Wydawanie osądów). Wydawanie osądów czy szerzenie pojęć – wszystko to są zewnętrzne przejawy głośnego protestu i sprzeciwu wobec Boga. Co jeszcze? (Ludzie ci mogą zdradzić Boga i prawdziwą drogę). To najpoważniejszy ze wszystkich przejawów; gdy ktoś dochodzi do tego etapu, jego diabelska natura w pełni wychodzi na jaw, zupełnie negując i zdradzając Boga; taki człowiek w każdej chwili może się od Niego odwrócić.
Jakie zewnętrzne przejawy zachowań stanowiących protest i sprzeciw wobec Boga przed chwilą wymieniliście? (Odpuszczanie sobie w pracy w negatywny sposób i zaniechanie obowiązków). (Osądzanie Boga). Osądzanie Boga oraz Jego dzieła. (Następnie zaś dochodzi do szerzenia pojęć, a w końcu do zdradzenia Boga). Przeanalizujmy to bardziej szczegółowo. Czy szerzenie pojęć wiąże się ze skargami? (Tak). Czasem szerzenie pojęć przeplata się ze skargami, takimi jak: „To, co czyni bóg, nie jest sprawiedliwe”, „Wierzę w boga, a nie w ludzi” i „Wierzę, że bóg jest sprawiedliwy”. W słowach tych pobrzmiewają nuty skargi. Odpuszczanie sobie w pracy w sposób negatywny, szerzenie pojęć i osądzanie Boga to bardzo poważne zachowania, lecz najpoważniejszym z nich jest zdrada. Cztery powyższe przykłady są dość oczywiste i stosunkowo poważne; zachowania te z natury stanowią bezpośredni opór wobec Boga. Jakie zewnętrzne przejawy owych zachowań przychodzą wam do głowy? Które z nich zaobserwowaliście? Które przydarzyły się wam samym? (Istnieje jeszcze podżeganie: by dać upust swemu rozczarowaniu Bogiem, niektórzy podżegają innych ludzi do tego, by Mu się sprzeciwili). To jest zewnętrzny przejaw szerzenia pojęć. Czy mowa tu też o tych, którzy na pozór wydają się podporządkowani, lecz modląc się, stwierdzają: „Niechże Bóg to ujawni; to, co czynię, jest słuszne. Wszystko zostanie objawione w swoim czasie; wiem, że Bóg jest sprawiedliwy”? Może i słowa te brzmią słusznie, a nawet są uzasadnione, lecz kryje się za nimi nieposłuszeństwo oraz rozczarowanie Bogiem. Są przejawem umysłowego sprzeciwu, odpuszczania sobie w negatywny sposób i negatywnego oporu. Czy są jeszcze inne aspekty? (W przypadku negatywnego odpuszczania sobie mamy również do czynienia z popadaniem w rozpacz i załamywaniem rąk z powodu frustracji, z wiarą owych ludzi w to, że tacy właśnie są, że taka jest ich natura; uważają oni, iż nikt nie może ich uratować, więc skoro Bóg chce ich zniszczyć, to niechże tak będzie). Jest to forma milczącego sprzeciwu; faktyczny stan tych ludzi to negatywność, przekonanie, iż Boże czyny są niezrozumiałe i że człowiek tak naprawdę nie jest w stanie ich pojąć, a zatem bez względu na to, co Bóg chce uczynić, należy Mu na to pozwolić. Na pozór wydaje się, iż tacy ludzie poddali się planowym działaniom i ustaleniom Boga, lecz tak naprawdę w głębi serca stawiają im stanowczy opór, są bardzo niezadowoleni i nieposłuszni. Uznali oni już, że wszystko to jest dziełem Boga i nie wysuwają żadnych dalszych żądań – dlaczego zatem twierdzimy, że ich odczucia są wyrazem sprzeciwu? Dlaczego tak to definiujemy? Rzeczywiście, oni w swojej świadomości też wcale nie chcą potępić owych działań ani stwierdzić: „To, co uczynił Bóg, jest złe; nie przyjmuję tego. Mogę podporządkować się innym Bożym czynom, lecz nie temu. Tak czy inaczej, to sprawi, że odpuszczę sobie w pracy w negatywny sposób”. Na poziomie podświadomości ich stan wcale taki nie jest, nie zdają oni sobie z tego sprawy; w głębi serca są po prostu nieco zbuntowani, niezadowoleni bądź zgorszeni. Niektórzy z nich są wręcz skłonni świadomie potępić Boże czyny jako coś niewłaściwego, lecz tak naprawdę w głębi serca, z perspektywy swoich subiektywnych pragnień, nie chcą tego uczynić, gdyż to właśnie w Boga wierzą. Dlaczego zatem twierdzimy, że takie zachowanie jest wyrazem sprzeciwu, że dowodzi odpuszczania sobie i zawiera w sobie znamiona negatywności? Negatywność sama w sobie stanowi formę oporu i sprzeciwu, ma ona też kilka zewnętrznych przejawów. Przede wszystkim, gdy ludzie popadają w takie stany jak rozpacz czy odpuszczanie sobie w negatywny sposób, to czyż w głębi serca zdają sobie sprawę z tego, że są one złe? (Tak). Każdy może to sobie uświadomić, z wyjątkiem tych, którzy wierzą zaledwie od dwóch lub trzech lat i rzadko słuchają kazań – ci bowiem nie pojmują owych kwestii. Jeżeli jednak dana osoba wierzy w Boga od co najmniej trzech lat, często słucha kazań i pojmuje prawdę, to może mieć tę świadomość. Gdy ludzie zdadzą sobie sprawę, że owe stany są niewłaściwe, to co powinni uczynić, by uniknąć przyjmowania postawy wyrażającej sprzeciw? Po pierwsze: muszą poszukiwać. Czego? Odpowiedzi na pytanie o to, dlaczego Bóg zarządził sprawami w taki sposób, dlaczego przydarzyły im się takie sytuacje, jakie są Boże zamiary i co takiego powinni uczynić. To są rzeczy pozytywne, zewnętrzne przejawy, jakie powinny występować u ludzi. Co jeszcze należy uczynić? (Akceptuj to, co się dzieje, okazuj posłuszeństwo i porzuć własne koncepcje). Czy łatwo jest porzucić własne koncepcje? (Nie). Jeżeli uważasz, że to ty masz rację, to nie będziesz w stanie ich porzucić. Aby to zrobić, musisz poczynić pewne kroki. Jakiego rodzaju praktykowanie najlepiej się do tego nadaje? (Modlitwa). Jeżeli na twoją modlitwę składa się jedynie kilka pustych zdań i odmawiasz ją mechanicznie, to ów problem nie zostanie rozwiązany. Modlisz się tymi słowami: „Boże, pragnę Ci się podporządkować; proszę, zaplanuj i zorganizuj moje otoczenie tak, abym mógł to uczynić. Jeżeli nadal nie będę potrafił – chłostaj mnie”. Czy wypowiedzenie kilku pustych zdań odmieni twój zły stan? Nie odmieni go ani na jotę. Aby dokonać zwrotu, potrzebna ci będzie metoda praktykowania. Jak zatem praktykować, by odmienić taki stan rzeczy? (Należy czynnie poszukiwać Bożych intencji, uznawać w duchu, że to Bóg ma rację, a my się mylimy, i umieć przeczyć samemu sobie). Oto dwie metody praktykowania: czynne poszukiwanie Bożych intencji i wewnętrzne uznanie, że to Bóg ma rację, a my się mylimy. Obie metody są dość dobre, wyrażają słuszne rzeczy, lecz jedna z nich jest praktyczniejsza. Która? A która z nich jest pustą gadaniną? (Praktyczne jest czynne poszukiwanie Bożych intencji). Często Bóg nie powie ci wprost o swoich zamiarach. Nie opromieni cię też nagle blaskiem zrozumienia ani nie doprowadzi do tego, że będziesz jeść i pić Jego właściwe słowa – te, które powinieneś pojąć. Wszystkie te metody są dla ludzi zbyt nierealne. Czy więc owo podejście polegające na czynnym poszukiwaniu Bożych intencji w waszym przypadku mogłoby się okazać skuteczne? Skuteczna metoda to najlepsza metoda; najbardziej realistyczna i najpraktyczniejsza. Nieskuteczna metoda, bez względu na to, jak dobrze brzmi, jest natomiast czysto teoretyczna i ogranicza się jedynie do słów, wcale nie przynosząc rezultatów. Zatem która z tych metod jest praktyczna? (Druga: uznanie, iż to Bóg jest prawdą, a my jesteśmy w błędzie). Zgadza się: przyznawanie się do błędów świadczy o posiadaniu rozumu. Niektóre osoby twierdzą, iż nie zdają sobie sprawy z tego, że się mylą. W takiej sytuacji powinieneś zachować się rozumnie oraz wiedzieć, jak odpuścić i zaprzeczyć samemu sobie. Niektórzy mówią: „Sądziłem, że mam rację, i nadal tak uważam. Ponadto wielu ludzi to aprobuje i zgadza się ze mną, ja zaś w ogóle nie czuję w sercu wyrzutów. Co więcej, moje intencje są słuszne – jakże więc mógłbym się mylić?”. Jest wiele powodów, przez które nie możesz odpuścić i zaprzeczyć samemu sobie. Co powinieneś uczynić w takiej sytuacji? Nieważne, jakie masz powody, by sądzić, że racja jest po twojej stronie – jeśli twoje przekonanie jest sprzeczne z Bogiem i prawdą, to po prostu się mylisz. Niezależnie od tego, jak posłuszna jest twoja postawa czy w jaki sposób modlisz się do Boga w swoim sercu – nawet jeżeli werbalnie przyznajesz się do błędu, lecz w głębi duszy wciąż walczysz z Bogiem i trwasz w stanie zniechęcenia, to istota tego wszystkiego nadal sprowadza się do sprzeciwu wobec Boga. Świadczy to o tym, iż wciąż nie zdajesz sobie sprawy, że się mylisz – nie akceptujesz tego faktu. Ludzie, którzy wyrobili sobie błędne mniemania i pojęcia na temat Boga, muszą najpierw uznać, że to On jest prawdą, że oni sami prawdy nie posiadają i że z pewnością się mylą. Czy jest to tylko formalność? (Nie). Czy praktykując w tak powierzchowny sposób, jakby było to tylko formalnością, można uświadomić sobie własne błędy? Nigdy. Poznanie samego siebie wymaga szeregu kroków. Przede wszystkim musisz określić, czy twoje czyny są zgodne z prawdą i zasadami. Nie zaczynaj od własnych intencji; zdarzają się sytuacje, w których są one słuszne, błędne są natomiast praktykowane przez ciebie zasady. Czy takie sytuacje zdarzają się często? (Tak). Dlaczego twierdzę, że twoje zasady praktykowania są błędne? Być może poszukiwałeś, lecz w ogóle nie rozumiesz, czym są zasady; a może wcale nie poszukiwałeś i w swoim postępowaniu polegałeś wyłącznie na dobrych intencjach i entuzjazmie, na swoich wyobrażeniach i doświadczeniu, w wyniku czego popełniłeś błąd. Potrafisz to sobie wyobrazić? Nie jesteś w stanie tego przewidzieć i popełniłeś błąd – czyż nie zostałeś wówczas ujawniony? Jeżeli po tym, jak zostałeś ujawniony, nadal rywalizujesz z Bogiem, to gdzie leży błąd? (Polega on na tym, że nie przyznaję racji Bogu, lecz upieram się, że to ja mam słuszność). Na tym właśnie polega twój błąd. Twoją największą pomyłką nie było to, że uczyniłeś coś złego i naruszyłeś zasady, powodując tym samym straty czy inne konsekwencje, lecz to, że zrobiwszy coś złego, nadal upierasz się przy swoim sposobie rozumowania, nie potrafiąc przyznać się do błędu. Nadal sprzeciwiasz się Bogu, kierując się własnymi pojęciami i wyobrażeniami, negując Jego dzieło i wyrażone przez Niego prawdy – to twoja największa i najpoważniejsza pomyłka. Dlaczego taki stan człowieka jest nazywany sprzeciwem wobec Boga? (Ponieważ człowiek nie przyznaje się, że to, co czyni, jest złe). Bez względu na to, czy ludzie przyznają, że to, co czyni Bóg, jest słuszne, i że słuszna jest jego władza, ani czy uznają znaczenie tego wszystkiego – jeżeli nie potrafią najpierw przyznać, że są w błędzie, to ich stan sprowadza się do sprzeciwu wobec Boga. Co należy uczynić, by go skorygować? Przede wszystkim człowiek musi sobie zaprzeczyć. Ludziom wcale nie wydaje się praktyczne to, co przed chwilą powiedzieliśmy o tym, że w pierwszej kolejności należy poszukiwać Bożych intencji. Niektórzy mówią: „Skoro to nie jest aż tak praktyczne, to czy koniecznie trzeba poszukiwać? Przecież niektóre kwestie, których można poszukiwać i które można pojąć, wcale tego nie wymagają – mogę po prostu pominąć ten krok”. Czy to zadziała? (Nie). Czy człowiek, który postępuje w ten sposób, nie pozbawia się szansy na zbawienie? Sposób pojmowania takich ludzi jest zniekształcony. Poszukiwanie intencji Boga jest czymś dość trudnym i nie można ot tak tego osiągnąć; bardziej realistycznym rozwiązaniem jest to, by najpierw porzucić swoje przekonania, wiedząc, iż nasze działania są niewłaściwe i niezgodne z prawdą, a następnie poszukiwać prawdozasad. Oto jakie kroki należy poczynić. Mogą one wydawać się proste, a jednak wcielenie ich w życie nastręcza wielu kłopotów, gdyż ludzie mają skażone skłonności, a także wszelkiego typu wyobrażenia, żądania i pragnienia, wszystko to zaś przeszkadza im w zanegowaniu samych siebie i porzuceniu własnych przekonań. To nie są proste sprawy. Nie będziemy zagłębiać się w to zagadnienie; porozmawiajmy dalej o problemie pojęć, którym zajmowaliśmy się podczas naszych dwóch ostatnich omówień.
Przed chwilą nasze omówienie koncentrowało się przede wszystkim na tym, w jaki sposób pojęcia mogą prowadzić do błędnych mniemań na temat Boga, co z kolei skutkuje powstaniem bariery pomiędzy Nim a ludźmi – bariery, przez którą rośnie opór człowieka wobec Boga. Jaka jest natura owego oporu? (To sprzeciw). Jest to sprzeciw, buntowniczość. Zatem to, że w ludziach pojawia się sprzeciw wobec Boga i protestują oni przeciwko Niemu, nie bierze się znikąd, lecz ma głębokie korzenie. Przypomina to sytuację, w której człowiek nagle odkrywa, że zapadł na poważną chorobę, i zastanawia się, jak to się stało, że rozwinęła się ona tak szybko. W rzeczywistości schorzenie było już od dawna obecne w jego organizmie, zapuściło tam korzenie – nie pojawiło się ono w dniu, w którym je zdiagnozowano, wtedy jedynie odkryto jego obecność. Co chcę przez to powiedzieć? Czy ludzie, gdy po raz pierwszy zaczynają wierzyć w Boga, są w stanie przewidzieć w sobie zdolność do buntowania się i protestowania przeciwko Niemu czy też do sprzeciwiania Mu się? Absolutnie nie. Czy to, by na koniec wystąpić przeciwko Bogu i sprzeciwić Mu się, stanowi pierwotny zamiar ludzi pokładających w Nim wiarę? Czy ktokolwiek kiedykolwiek powiedział: „Nie wierzę w Boga dla błogosławieństw; ja chcę jedynie, zobaczywszy Go, zaprotestować przeciwko Niemu i sprzeciwić się Mu, tak by dorobić się wielkiej sławy i sprawić, by moje życie było warte zachodu”? Czy ktoś kiedykolwiek miał takie plany? (Nie). Nikt nigdy nie snuł takich planów, nawet ludzie skrajnie nierozsądni, głupi czy źli. Wszyscy ludzie pragną szczerze wierzyć w Boga, być dobrzy, słuchać Bożych słów i czynić wszystko to, co Bóg im nakazuje. Choć nie są oni w stanie okazać Bogu absolutnego podporządkowania, mogą przynajmniej spełnić minimalne stawiane przez Niego wymagania i zadowolić Go na miarę swoich możliwości. Jakże szczytne jest ich pragnienie – jak więc doszło do tego, że protestują przeciwko Bogu i sprzeciwiają Mu się? Ludzie odczuwają ową niechęć i sami nie wiedzą, skąd ona się wzięła. Czują się źle i są zmartwieni z powodu owego protestu oraz sprzeciwu wobec Boga, i myślą tak: „Jak ludzie mogli tak postąpić? Nawet jeżeli inni zachowują się w taki sposób, to ja nie powinienem”. Właśnie tak rzekł Piotr: „Choćby się wszyscy zgorszyli z twojego powodu, ja się nigdy nie zgorszę” (Mt 26:33). Słowa Piotra płynęły prosto z serca, lecz w swoim postępowaniu nie był on w stanie sprostać własnym pragnieniom i aspiracjom. Słabość człowieka jest czymś, czego on sam nie jest w stanie przewidzieć. Gdy coś naprawdę mu się przydarza, jego skażenie zostaje obnażone. Naturoistota i skażone usposobienie mogą narzucać człowiekowi pewne myśli i zachowania oraz sprawować nad nim kontrolę. Wraz ze skażonym usposobieniem mogą zrodzić się rozmaite pojęcia, a także różne pragnienia i żądania prowadzące do wszelkiego rodzaju buntowniczych zachowań. To zaś bezpośrednio wpływa na relację człowieka z Bogiem, na jego wejście w życie i przemianę usposobienia. Nie takie są intencje człowieka, gdy po raz pierwszy zaczyna wierzyć w Boga, nie tego w głębi serca pragnie i nie to ma nadzieję uczynić. Oto jakie są konsekwencje ludzkich pojęć dotyczących Boga. Jeżeli człowiekowi nie uda się pozbyć owych pojęć, to jego plany, los i przeznaczenie mogą stanąć pod znakiem zapytania.
Aby pozbyć się błędnych mniemań o Bogu, należy odrzucić własne pojęcia związane z Nim samym, z Jego dziełem, istotą i usposobieniem. By pozbyć się owych pojęć, człowiek musi je najpierw dostrzec, poznać i zrozumieć. Czym więc dokładnie są owe pojęcia? To sprowadza nas z powrotem do głównego tematu. Musimy zacząć od kilku praktycznych przykładów, aby odnieść się do owych pojęć i zachowań ludzi, uwidaczniając tym samym Boże intencje w owych konkretnych przypadkach, pozwalając człowiekowi zajrzeć w głąb Bożego serca i dostrzec, jakie jest Jego usposobienie i istota oraz w jaki sposób traktuje On ludzi, jak oni wyobrażają sobie, że powinien ich traktować, a także umożliwiając im dokonanie rozróżnienia, objaśnienie i zestawienie owych dwóch perspektyw. To zaś może pomóc w zrozumieniu i zaakceptowaniu sposobu, w jaki Bóg obchodzi się z nimi i sprawuje nad nimi władzę, a także w pojmowaniu i przyjęciu Bożej istoty i Bożego usposobienia. Gdy ludzie dokładnie zrozumieją, w jaki sposób Bóg sprawuje nad nimi władzę i na czym polega Jego dzieło, nie będą już snuć pojęć na Jego temat. Zniknie także bariera oddzielająca ich od Boga, a w ich sercach nie zrodzą się już skierowane przeciwko Niemu stany sprzeciwu i protestu. Podobne problemy wiążące się z buntowniczością i oporem wobec Boga można szybko rozwiązać dzięki lekturze Bożych słów i omawianiu prawdy. Bez względu na to, do którego aspektu owych pojęć się odnosimy, zawsze trzeba zacząć od lektury Bożych słów i omówienia prawdy. Wszystko musi być powiązane z prawdą, wszystko jej dotyczy. Czym zatem są owe ludzkie pojęcia? Zacznijmy od rozważań na temat Bożego dzieła, podczas których posłużymy się konkretnymi przykładami po to, by objaśnić zasady leżące u jego podstaw. Omówimy także reguły i metody, jakie Bóg stosuje, obchodząc się z ludźmi i władając nimi. Przykłady mogą odnosić się do metody leżącej u podstaw Bożego dzieła albo metody, za pomocą której Bóg klasyfikuje daną osobę i wyznacza jej wynik; mogą też dotyczyć Bożego usposobienia i Bożej istoty. Czy sądzicie, iż właściwym byłoby, gdybyśmy przy pomocy pustosłowia próbowali objaśnić te kwestie; omawiali to, jaki jest Bóg, czego dokonał i jak obchodził się z ludźmi w ciągu sześciu tysięcy lat czynienia swego dzieła? Czy byłoby wam łatwo to przyswoić? A czy łatwo byłoby to pojąć, gdybyśmy rozmawiali chociażby o tym, jak Bóg działał przez sześć tysięcy lat, jak w drugiej fazie swego dzieła dokonywał go w Judei, czy też o tym, jak obchodził się On wówczas z narodem żydowskim i w jaki sposób, biorąc to pod uwagę, należy przyglądać się Bożemu usposobieniu? (Nie byłoby to łatwe). Czy łatwiej byłoby to zrozumieć, gdybyśmy porozmawiali na przykład o tym, w jaki sposób Bóg rządzi światem: jak obchodzi się z ludźmi należącymi do różnych grup etnicznych, co myśli, w jaki sposób wytycza im terytoria i dlaczego umieszcza ich na różnych obszarach, zwłaszcza zaś o tym, dlaczego niektóre dobre osoby trafiają w gorsze miejsca, podczas gdy te złe – w lepsze, a także o tym, jakimi zasadami kieruje się Bóg, tak wszystkim rozporządzając, i gdybyśmy przez ten pryzmat przyjrzeli się Bożym metodom rządzenia ludzkością? (Nie byłoby to łatwiejsze). Czyż tematy te nie są dość odległe od przemian usposobienia, jakich doświadczają ludzie, i od ich codziennego wchodzenia w życie? Czyż nie są dość abstrakcyjne? (Są). Dlaczego twierdzimy, że tematy te są odległe i abstrakcyjne? Ponieważ w prawdziwym życiu samo zrozumienie prawd powiązanych z wizjami, jak choćby szczegółowe informacje o tym, jak Bóg włada ludzkością i jak ją prowadzi, zdaje się być nieco odległe od problemów, z jakimi borykamy się w naszym codziennym życiu, i nie ma dla nas większego znaczenia. Aby odnieść się do realnych problemów, trzeba zacząć od przykładów czegoś, co możecie sami usłyszeć, ujrzeć i odczuć w swoim własnym życiu, i stąd wyprowadzić dalsze rozważania. Nieważne, jakie opowiadam historie, z jakimi ludźmi i wydarzeniami są one związane ani czy odnoszą się do czegoś, co robiłeś w przeszłości – ostatecznie służą one temu, by pomóc ci zrozumieć prawdy powiązane z omawianym dziś tematem. Każda opowiedziana historia czemuś służy, każda odnosi się do konkretnej wartości, jaką ma przekazać, oraz do prawdy, którą wyraża.
Przejdźmy zatem do naszych historii. Oto pierwszy przypadek. Dawno temu pewien kościół przysłał butelkę syropu na kaszel, wyjaśniając: „Bóg stale przemawia do nas i naucza, a czasami, gdy mówi zbyt dużo, kaszle. Chcąc sprawić, by Boże nauczanie było płynniejsze, a kaszel mniej dokuczliwy, wysyłamy ten oto syrop”. Gdy butelka syropu dotarła na miejsce, pewien mężczyzna ujrzał ją i rzekł: „Podobno to syrop na kaszel, ale kto wie, jak naprawdę działa. Nie możemy tak po prostu dać go bogu do wypicia – może okazać się szkodliwy. To jest lekarstwo, a każde lekarstwo zawiera toksyny. Spożycie go może mieć skutki uboczne!”. Ci, którzy usłyszeli to, co mówił, pomyśleli: „Człowiek ten jest bardzo ostrożny. W takim razie nie możemy podać syropu Bogu”. W owym czasie lekarstwo nie było mi potrzebne, więc pomyślałem, że zachowam je na później, i na tym sprawa się skończyła. Ale czy to już koniec tej historii? Nie, historia owego leku tego dnia dopiero się rozpoczęła. Pewnego razu ktoś odkrył, że ów człowiek sam pił ten syrop na kaszel, a gdy doszło do odkrycia, w butelce została już tylko połowa leku. Łatwo zgadnąć, co wydarzyło się później: człowiek ten wypił wszystko. Oto cała historia. Zastanówcie się, co to ma wspólnego z pojęciami, o których dzisiaj rozmawiamy. Po pierwsze, odpowiedzcie na pytanie, czy ta historia wami wstrząsnęła, czy was poruszyła? (Tak). Jakie są wasze przemyślenia po jej wysłuchaniu? Co was w niej poruszyło? Z reguły ludzie, których poruszyła ta historia, myślą: „Ależ to była ofiara złożona Bogu! Jak ktoś mógł go wypić?”. To pierwsza rzecz, która sprawia, że są poruszeni. Drugą ich myślą jest: „Ten człowiek pił i pił, nie mogę uwierzyć, że wypił wszystko!”. Poza tym, że jesteście poruszeni, co jeszcze przychodzi wam do głowy? Jaka waszym zdaniem mogłaby być Boża reakcja, biorąc pod uwagę to, co uczynił ów człowiek – wszystkie jego postępki, czyli każdy najdrobniejszy element tej historii. Jak postąpiłby Bóg? Co powinien uczynić? W jaki sposób powinien potraktować tego człowieka? Czy nie stąd właśnie biorą się ludzkie pojęcia? Odłóżmy na bok istotę tego, co tak was poruszyło, i porozmawiajmy o tym, czy samo to poruszenie może przynieść wam jakąkolwiek korzyść. Gdy ludzie są poruszeni, odczuwają jedynie pewien dyskomfort sumienia, lecz nie są w stanie wyraźnie się na ten temat wypowiedzieć. Może się również zdarzyć, że będą potępiać i ganić bohatera historii ze względów etycznych czy moralnych, z uwagi na teorie teologiczne lub słowa i doktryny – jednak wszystko to nie jest tożsame z prawdą. Jeżeli chcemy dotrzeć do prawdy, to musimy pozbyć się problemów, jakimi są zarówno ludzkie pojęcia powstałe w związku z samym wydarzeniem, jak i oczekiwania w kwestii tego, co Bóg powinien uczynić. Najważniejsze w tej historii są ludzkie pojęcia i myśli związane z tym, jak Bóg powinien postąpić w opisanej sytuacji. Nie koncentruj się jedynie na swojej reakcji emocjonalnej; to, że coś cię porusza, nie rozwiąże problemu twojej buntowniczości. Może się zdarzyć, że pewnego dnia i ty odnajdziesz pośród ofiar składanych Bogu coś, co szczególnie ci się spodoba lub coś, czego bardzo potrzebujesz, i poczujesz pokusę, by zagarnąć to dla siebie – taka sytuacja w ogóle by cię nie poruszyła. Twoje obecne poruszenie jest jedynie kwestią sumienia, wynikiem moralnych standardów, jakimi kieruje się ludzkość; nie jest to element prawdy. Jeżeli potrafisz pozbyć się pojęć narosłych w związku z ową sytuacją, to zrozumiesz zawartą w niej prawdę. Pozbędziesz się wszelkich pojęć i błędnych mniemań, jakie w takich sprawach i sytuacjach żywisz względem Boga, zrozumiesz prawdę i rzeczywiście coś zyskasz. Zastanów się teraz, jakiego rodzaju pojęcia ludzie mogą sobie wyrobić w tej sytuacji. Które z nich mogą doprowadzić do błędnych mniemań o Bogu, do formowania się bariery między Nim a tobą, a nawet do sprzeciwu wobec Niego? Właśnie to powinniśmy omówić. Powiedz: czy kiedy to się wydarzyło, ów człowiek miał jakiekolwiek wyrzuty sumienia? (Nie). Skąd masz pewność? (Przecież wypił cały syrop na kaszel). Stosunkowo łatwo to przeanalizować, czyż nie? Od pierwszego do ostatniego łyku nie powściągnął się i nie przestał pić. Gdyby tylko posmakował syropu i na tym poprzestał, oznaczałoby to, że dręczą go wyrzuty sumienia: istotnie, powstrzymałby się i nie pił dalej. On jednak tego nie uczynił i wypił calusieńką butelkę. Gdyby syropu było więcej, piłby dalej. To pokazuje, iż nie odczuwał on żadnych wyrzutów sumienia – tak to wygląda z człowieczej perspektywy. A jak na tę sprawę patrzy Bóg? Właśnie to powinniście zrozumieć. Przyglądając się temu, w jaki sposób Bóg odnosi się do owej sytuacji, jak ją ocenia i charakteryzuje, jesteście w stanie dostrzec usposobienie i istotę Boga, a także rozeznać się w zasadach i metodach Jego postępowania. Jednocześnie przy tej okazji mogą się ujawnić pewne ludzkie pojęcia, które każą ludziom powiedzieć: „A więc taki jest stosunek Boga do ludzi; to tak Bóg z nimi postępuje. Wcześniej nie przyszło mi to do głowy”. Fakt, iż do tej pory nie przeszło ci to przez myśl, ujawnia istnienie bariery pomiędzy tobą a Bogiem, to, że jesteś zdolny do wytworzenia w sobie błędnych mniemań na Jego temat, oraz to, że masz pewne wyobrażenia o tym, jak Bóg postępuje i co czyni w tym względzie. Jak zatem Bóg postąpił w obliczu tej sytuacji? Bohater historii powiedział: „To jest lekarstwo, a każde lekarstwo zawiera toksyny. Nie możemy tak po prostu dać go Bogu do wypicia – spożycie go może mieć skutki uboczne”. Jaka intencja czy jaki cel kryły się za jego słowami? Czy słowa te były zgodne z prawdą, czy fałszywe? Nie, nie były one zgodne z prawdą, lecz podstępne, fałszywe i nieszczere. Późniejsze czyny owego człowieka oraz wszystko to, co ujawnił, jasno pokazały, co działo się w jego sercu. Czy Bóg uczynił cokolwiek w związku z jego fałszywymi słowami i czynami? (Nie). Skąd wiemy, że nic nie uczynił? Kiedy ów człowiek wypowiadał te słowa, nie był szczery, lecz fałszywy. Bóg jedynie przyglądał się temu z boku, nie czyniąc ani pozytywnego dzieła, którym byłoby przewodnictwo, ani tego negatywnego, polegającego na czynieniu wymówek. Czasem ludzie odczuwają wyrzuty sumienia – to oznacza, iż Bóg czyni w nich dzieło. Czy również ów człowiek tak się wówczas czuł? (Nie). Nie tylko nie odczuwał on wyrzutów sumienia, lecz także wypowiadał się w górnolotny sposób. Bóg nie czynił mu wymówek – On po prostu go obserwował. Dlaczego? Czy obserwował go po to, by zobaczyć, jak rozwinie się sytuacja? (Nie). Niekoniecznie. Czyż Bóg nie rozumie człowieka już w momencie, gdy ten staje w obliczu jakiejś sytuacji, jeszcze zanim człowiek podejmie decyzję o tym, co należy uczynić, lub czegokolwiek dokona? (Tak). Bóg pojmuje nie tylko to, jacy ludzie są na pozór, lecz także dostrzega to, co znajduje się w ich wnętrzu: to, czy ich serce jest dobre, czy złe, szczere czy fałszywe; to, jaka jest rzeczywista postawa ludzi wobec Boga, czy mają Go w sercu, czy żywią prawdziwą wiarę – Bóg wie to wszystko zawczasu; ma na to niezbite dowody i stale prowadzi obserwacje. Co uczynił Bóg, usłyszawszy tego człowieka? Po pierwsze, nie czynił mu wyrzutów; po drugie, nie oświecił go ani nie uświadomił mu, iż ów lek stanowił ofiarę – tej zaś ludzie nie powinni nierozważnie ruszać. Czy Bóg musi powiedzieć to ludziom wprost, tak by mieli tę świadomość? (Nie). Owa świadomość powinna cechować zwykłe człowieczeństwo. Niektórzy mogą mówić: „Są tacy, którzy po prostu tego nie wiedzą. Ty byś im nie powiedział? Czy nie jest tak, że gdy po prostu im to powiesz, to będą wiedzieli? Niewiedza zwalnia z grzechu: teraz tego nie wiedzą, lecz gdyby wiedzieli, nie popełniliby takiego błędu, nieprawdaż? Czy to by ich nie chroniło?”. Czy Bóg tak postąpił? (Nie). Dlaczego? Z jednej strony bohater tej historii powinien był wiedzieć, że „jest to ofiara przeznaczona dla Boga – tej zaś ludzie nie powinni ruszać”. Z drugiej jednak strony, jeżeli tego nie wiedział, to dlaczego Bóg mu tego nie wyjaśnił? Dlaczego mu tego nie uświadomił, powstrzymując tym samym przed owym czynem i jego konsekwencjami? Czy gdyby Bóg mu to powiedział, nie ukazałoby to lepiej szczerości Jego intencji zbawienia ludzi? Czy nie ujawniłoby to wyraźniej Bożej miłości? Dlaczego zatem Bóg tego nie uczynił? (Ponieważ chciał ujawnić owego człowieka). Tak, Bóg pragnął go ujawnić. To nie przypadek, że stajesz w obliczu pewnych sytuacji. Dana sytuacja może prowadzić cię do zbawienia lub do zniszczenia. W takich chwilach Bóg obserwuje, milczy, nie aranżuje specjalnych warunków, by ci coś podpowiedzieć, ani nie oświeca cię słowami w rodzaju: „Nie wolno ci tego czynić; konsekwencje byłyby niewyobrażalne” lub „Takie postępowanie jest pozbawione rozumu i człowieczeństwa”. Ludzie nie mają takiej świadomości. Jej brak jest w pewnym sensie spowodowany tym, iż Bóg nie udzielił im w odpowiednim momencie żadnej podpowiedzi – Bóg nie zareagował. Inne pytanie brzmi: czy jeżeli dany człowiek ma sumienie i pewną dozę człowieczeństwa, to Bóg jest w stanie na tym fundamencie podjąć jakiekolwiek działanie? (Tak). Zgadza się. Bóg obdarzyłby takiego człowieka ową łaską. Dlaczego więc zignorował tę konkretną sytuację? Jednym z powodów jest to, iż wspomnianemu człowiekowi brakowało sumienia i rozumu, nie miał on godności ani zwykłego człowieczeństwa, i nie odznaczał się prawością. Wcale też do tego nie dążył; nie miał Boga w sercu i nie był prawdziwym wierzącym. Dlatego Bóg pragnął go ujawnić poprzez tę sytuację. Czasem podobne ujawnienie jest formą zbawienia, a czasem nie – Bóg celowo działa w ten sposób. Jeżeli masz sumienie i rozum, to bycie ujawnionym przez Boga stanowi próbę oraz formę zbawienia. Jeżeli zaś nie masz ani sumienia, ani rozumu, to Bóg, ujawniając cię, tym samym eliminuje cię i niszczy. Co więc, z dzisiejszej perspektywy, oznaczało dla Boga ujawnienie owego człowieka? Oznaczało bycie wyeliminowanym; to nie było błogosławieństwo, lecz przekleństwo. Niektórzy mówią: „Ten człowiek popełnił tak wielki błąd, że aż wstyd. Czy w momencie, w którym zaczął potajemnie pić ów syrop, Bóg nie mógł stworzyć odpowiednich warunków, które skłoniłyby go do zaprzestania tego procederu? W efekcie nie popełniłby przecież wspomnianego błędu i nie zostałby wyeliminowany”. Czy Bóg tak właśnie postąpił? (Nie). Co zatem uczynił? (Pozwolił, by sytuacja rozwijała się własnym torem). Bóg pozwolił, by sprawy toczyły się własnym torem – jest to jedna z Jego zasad. Czy po tym, jak ów mężczyzna otworzył butelkę syropu, pomiędzy pierwszym a ostatnim łykiem nastąpiła w nim jakakolwiek przemiana natury? (Nie). Dlaczego? (Ów człowiek taki właśnie jest w swej istocie). Cała ta sytuacja ujawniła jego człowieczeństwo, dążenia oraz wiarę.
W czasach Starego Testamentu Ezaw sprzedał swoje pierworództwo za miskę soczewicy. Nie miał pojęcia o tym, co tak naprawdę jest ważne i wartościowe, pytał więc: „Czemu niby to prawo pierworództwa jest takie istotne? Nic się nie stanie, jeśli je przehandluję; wciąż będę żyw, czyż nie?”. Właśnie taka myśl pojawiła się w jego sercu. Być może nawet podszedł do problemu dość realistycznie, lecz utracił Boże błogosławieństwo, a to niesie za sobą niewyobrażalne konsekwencje. Obecnie w kościele jest wielu ludzi, którzy nie dążą do prawdy. Nie podchodzą oni poważnie do Bożych obietnic i błogosławieństw. Czyż nie jest to w swej naturze tożsame z utratą pierworództwa? A może to nawet coś poważniejszego? Ludzie mają tylko jedną szansę na Boże zbawienie; jeżeli z niej nie skorzystają, to będzie po wszystkim. Pewien człowiek został nawet ostatecznie wyeliminowany jedynie z powodu butelki syropu, takie coś przehandlował za wynik w postaci zniszczenia – to się po prostu w głowie nie mieści! W rzeczywistości nie ma w tym nic nieprzeniknionego. Dlaczego tak mówię? To zdarzenie może wydawać się nieistotne. Gdyby doszło do niego pośród ludzi, nie zostałoby uznane za poważne. To tak, jak w przypadku popełnienia przestępstwa, na przykład kradzieży czy uszkodzenia ciała; co najwyżej poniesiesz karę po śmierci, a następnie odrodzisz się w ludzkiej postaci po kilku cyklach reinkarnacji. Nie miałoby to dużego znaczenia. A czy sytuacja, którą teraz opisuję, jest równie prosta? (Nie). Dlaczego twierdzimy, że nie jest prosta? Dlaczego zasługuje na omówienie? Zacznijmy od owej butelki syropu. Właściwie syrop na kaszel sam w sobie nie miał wielkiej wartości, lecz w momencie, gdy ofiarowano go Bogu, jego istota uległa zmianie: od tej pory stanowił ofiarę. Niektórzy mówią: „Ofiary są święte; nie należą do ludzi – ludzie nie powinni ich ruszać”. Te słowa również są słuszne. Czym jest ofiara? Jest to coś, co człowiek poświęca Bogu – nazywamy to ofiarą niezależnie od tego, co to dokładnie jest. Ofiary należą do Boga, a zatem nie należą już do człowieka. Nieważne, co zostaje złożone Bogu w ofierze – czy są to pieniądze, czy dobra materialne – i jaka jest jej wartość, należy ona w całości do Boga i człowiek nie może nią dysponować ani jej używać. Jak zatem należy postrzegać ofiary składane Bogu? One należą do Boga i tylko Bóg może nimi rozporządzać, nikt też bez Jego zgody nie ma prawa ich tknąć ani snuć wobec nich planów. Niektórzy pytają: „Skoro Bóg czegoś nie używa, to dlaczego my nie możemy? Czy nie byłoby szkoda, gdyby to się po pewnym czasie zmarnowało?”. Nie, nawet wtedy ludziom nie wolno tego tknąć – taka jest zasada. Ofiary składane Bogu należą do Niego, a nie do człowieka; bez względu na to, czy są duże, czy małe, wartościowe, czy też nie – kiedy już człowiek je złoży, ich istota ulega zmianie, i nie ma znaczenia, czy Bóg ich pragnie. Gdy dany przedmiot zostaje złożony jako ofiara, staje się własnością Stwórcy i jedynie On może nim dysponować. O czym świadczy sposób, w jaki człowiek obchodzi się z ofiarami? O jego stosunku do Boga. Jeżeli postawa danej osoby wobec Boga jest impertynencka, pełna pogardy i lekceważenia, to z pewnością tak samo osoba ta zachowa się względem wszystkich rzeczy należących do Boga. Niektórzy mówią: „Istnieją ofiary, o które nikt się nie dopytuje. Czy nie oznacza to, że należą one do osoby, która dostała je w swoje ręce? Nie wiem, czy o tym słyszeliście, ale obowiązuje zasada »znalezione nie kradzione«; każdy, kto położy rękę na tych rzeczach, staje się ich właścicielem”. Co sądzisz o takim założeniu? Dość wyraźnie widać, że jest ono błędne. A jaki jest stosunek Boga do składanych Mu ofiar? Bez względu na to, co otrzymuje On w ofierze i czy ją przyjmuje – w momencie, w którym dany przedmiot zostaje uznany za ofiarę, każdy, kto ma wobec niego jakiekolwiek plany, może „wejść na minę”. Co to znaczy? (To znaczy, że ktoś taki obraża Boże usposobienie). Zgadza się. Wszyscy znacie tę zasadę, dlaczego więc nie dostrzegacie istoty sprawy? Czego ludzie dowiadują się dzięki tej sprawie? Tego, że usposobienie Boga nie toleruje żadnych wykroczeń ze strony ludzi i że nie powinni oni majstrować przy rzeczach, które do Niego należą. Weźmy ofiary składane Bogu: gdyby ktoś je sobie przywłaszczył lub zmarnował i roztrwonił, ryzykowałby, że obrazi Boże usposobienie i zostanie ukarany. Boży gniew rządzi się określonymi zasadami; nie jest tak, jak ludzie to sobie wyobrażają, a mianowicie, że Bóg rzuca się na każdego, kto popełni błąd. Jego gniew wzbiera przede wszystkim wtedy, gdy ktoś obraża Go w odniesieniu do zasadniczych, najważniejszych kwestii. Zwłaszcza gdy chodzi o podejście do Bożego wcielenia i ofiar Jemu składanych, ludzie muszą wykazać się ostrożnością i bogobojnym sercem – jedynie w ten sposób zyskają pewność, że nie obrażą Bożego usposobienia.
Część ludzi pokłada wiarę w Bogu, jest zdolna ponieść koszty na Jego rzecz i zapłacić cenę, uzyskując tym samym dobre wyniki we wszystkich aspektach, z wyjątkiem jednego. Widząc obfitość zasobów domu Bożego i wiedząc, że wybrańcy Boga składają Mu w ofierze nie tylko pieniądze, lecz także żywność, odzież i rozmaite lekarstwa, taki człowiek myśli: „Wybrańcy Boga ofiarowują Mu tak wiele rzeczy, że On sam nie jest w stanie z nich skorzystać. Nawet przedmioty, które mogłyby posłużyć do głoszenia ewangelii, będą leżały odłogiem. Co więc należy z nimi uczynić? A może przywódcy i pracownicy również powinni mieć do nich dostęp?”. Ów człowiek zaczyna się niepokoić i odczuwać wzburzenie, sprawa ta zaczyna mu ciążyć, a w głowie pojawiają się takie myśli: „Teraz, gdy jestem odpowiedzialny za owe ofiary, powinienem z nich skorzystać. Czyż w przeciwnym razie wszystkie one nie przepadną, gdy świat zostanie unicestwiony? Sprawiedliwe jest rozdzielanie ich pomiędzy przywódców i pracowników. Wszyscy mieszkańcy domu Bożego są równi; skoro poświęciliśmy się Bogu, to Jego rzeczy należą do nas, a nasze do Niego. Nic wielkiego się nie stanie, jeżeli spożytkuję niektóre z ofiar złożonych Bogu – i tak stanowią one cząstkę Bożego błogosławieństwa. Nie muszę się krępować, mogę po prostu ich użyć”. Takie myśli sprawiają, że ów człowiek ulega pokusie. Jego pragnienia coraz bardziej się rozdymają; zaczyna on pożądać ofiar i przywłaszczać je sobie, nie czując w sercu żadnych wyrzutów. Sądzi, iż nikt się o tym nie dowie, i dodaje sobie otuchy takimi słowami: „Poniosłem koszty na rzecz Boga, a skorzystanie z kilku złożonych ofiar to nic takiego. Nawet jeżeli Bóg się o tym dowie, wybaczy mi. Użyję teraz tylko kilku z nich”. W efekcie człowiek ten przystępuje do kradzieży ofiar, obrażając tym samym Boże usposobienie. Z pozoru znajduje dla siebie wiele wymówek, takich jak: „Jeżeli rzeczy te nie zostaną wykorzystane, to po pewnym czasie się zmarnują! Bóg sam nie jest w stanie ich spożytkować, ale jest ich też za mało, by rozdzielić je równo między wszystkich. Dlaczego ja nie miałbym się tym zająć? I co jeśli nie uda się wydać wszystkich tych pieniędzy przed końcem świata? Każdy z nas powinien dostać swoją część – to również świadczy o Bożej miłości i łasce! Choć Bóg nic takiego nie powiedział i nie istnieje taka zasada, dlaczego nie mielibyśmy być zapobiegawczy? Takie postępowanie jest zgodne z zasadami!”. Ów człowiek wymyśla przeróżne górnolotnie brzmiące powody, a następnie przystępuje do działania. Lecz gdy już zacznie to czynić, sprawy wymykają mu się spod kontroli i odczuwa w sercu coraz mniej wyrzutów. Być może czuje się wręcz usprawiedliwiony i myśli: „Skoro Bóg tego nie potrzebuje, to powinienem z tego korzystać. Przecież to żaden problem”. W tym momencie sprawy przybierają zły obrót. Jak sądzicie: czy ta kwestia ma duże znaczenie? Czy to poważna sprawa? (Tak). Dlaczego twierdzimy, że sprawa jest poważna? Czy warto ją omawiać? (Tak). Co sprawia, iż jest ona warta omówienia? (To, że wiąże się z Bożym usposobieniem, a także wynikiem i przeznaczeniem człowieka). To istotny problem, a jego natura jest poważna. Przed czym zatem powinienem was przestrzec? Niech nigdy nie przyjdzie wam do głowy, by położyć rękę na ofiarach. Niektórzy mówią: „To nie w porządku; przecież ofiary składane przez braci i siostry mają służyć domowi Bożemu, kościołowi. To czyni je wspólną własnością wszystkich”. Czy te słowa są słuszne? Jakie jest ich źródło? Takie teorie biorą się z ludzkiej chciwości. Z czym jeszcze wiąże się ów problem? Jest jeszcze jedna kwestia, której do tej pory nie poruszyliśmy. Co to takiego? Niektórzy myślą tak: „Dom Boży to jedna wielka rodzina. By było tak jak w dobrej rodzinie, musi tu panować miłość i tolerancja; ludzie powinni dzielić się jedzeniem, piciem i innymi dobrami; rzeczy te należy zaś rozdzielić równo między wszystkich. Dla przykładu: każdy powinien otrzymać ubranie; odzież należy bowiem rozdzielić równo między wszystkich. Bóg nie okazuje nikomu specjalnych względów; jeżeli kogoś nie stać nawet na skarpetki, a Bóg ma kilka dodatkowych par, to powinien pomóc takiemu człowiekowi i podarować mu jedną z nich. Co więcej, owe ofiary zostały złożone przez braci i siostry; Bóg ma ich już tak wiele, czyż więc nie należałoby rozdać ich ubogim? Czy nie byłoby to wyrazem Bożej miłości?”. Czy ludzie myślą w ten sposób? Czyż to wszystko nie są ludzkie pojęcia? Ludzie z przekonaniem roszczą sobie prawo do Bożej własności, eufemistycznie nazywając to Bożą łaską, Bożymi błogosławieństwami czy wielką miłością Boga. Stale chcą równo dzielić się wszystkim z Bogiem i cały czas dążą do egalitaryzmu. Sądzą, iż symbolizuje to jedność wszechświata, człowieczą harmonię i egzystencję przynoszącą spełnienie, i uważają, że właśnie do takiego stanu rzeczy należy doprowadzić. Czyż to nie są ludzkie pojęcia? W domu Bożym uważa się zwłaszcza, że nikt nie powinien chodzić głodny. Jeżeli człowiek odczuwa głód, to powinnością Boga jest wspomóc go swoimi ofiarami; nie może ignorować tej sprawy. Czy owa podkreślana przez ludzi „powinność” nie jest pewnego rodzaju pojęciem? Czyż nie jest to żądanie wysuwane przez ludzi wobec Boga? Niektórzy, po tym, jak uwierzyli w Boga, mówią: „Tyle lat wierzyłem w Boga i nic nie zyskałem; moja rodzina nadal żyje w ubóstwie. Tak nie powinno być; Bóg powinien być dla mnie łaskawy, powinien mi błogosławić, abym mógł mocniej Go wielbić”. Jako że twoja rodzina jest uboga, nie dążysz do prawdy; liczysz na poprawę swego nędznego położenia na drodze wiary w Boga i wykorzystujesz wysławianie Go jako pretekst, by się z Nim targować. Wszystko to są ludzkie pojęcia i wyobrażenia; wygórowane człowiecze pragnienia. Czy tak motywowana wiara nie jest formą targowania się z Bogiem? Czy ci, którzy się z Nim targują, mają sumienie i rozum? Czy tacy ludzie okazują Bogu posłuszeństwo? Absolutnie nie. Brak im sumienia i rozumu, nie przyjmują prawdy; są wzgardzeni przez Boga, nierozsądni i niezdolni do tego, by dostąpić Bożego zbawienia.
Niektórzy rozumują w następujący sposób: „Gdy ludzie mają jakieś niestosowne myśli lub dopuszczają się czynów naruszających Boże zarządzenia administracyjne i obrażających Boże usposobienie, to Bóg powinien interweniować i ich przed tym powstrzymać. Na tym polega Boże zbawienie, Boża miłość”. Czyż to nie są ludzkie pojęcia i wyobrażenia? Czy Bóg w taki właśnie sposób czyni dzieło zbawienia? Bóg zbawia ludzi poprzez wyrażanie prawdy. O ewentualnym zbawieniu człowieka decyduje to, czy jest on w stanie przyjąć prawdę. Oprócz tego jest jeszcze jedna, wręcz istotniejsza w oczach Boga kwestia, a mianowicie ludzkie sumienie i człowieczeństwo. Jeżeli w twoim człowieczeństwie nie ma sumienia, prawości i rozumu, czyli w obliczu zdarzeń twoje sumienie i racjonalność nie działają normalnie; nie są w stanie pohamować i kontrolować twoich czynów ani naprostować twoich zamiarów i poglądów, to Bóg z pewnością nic nie uczyni. Aby cię zmienić, Bóg najpierw sprawia, że twoje sumienie i twoja racjonalność zaczynają działać. Gdy odczujesz wyrzuty sumienia, zaczniesz się zastanawiać: „Źle postępuję – co Bóg by na to powiedział?”. To zaś skłoni cię do dalszych poszukiwań i doprowadzi do aktywnego, pozytywnego wejścia. Jednakże co uczyni Bóg, jeśli dany człowiek nie wykona nawet owego pierwszego kroku, gdy jest bez sumienia i właściwie nie odczuwa w sercu żadnych wyrzutów, a stanie w obliczu jakiegoś problemu? Bóg nic nie uczyni. Na jakim założeniu opierają się zatem wszelkie wypowiadane przez Boga słowa oraz wszystkie żądania i prawdy, jakich naucza On ludzi? Oparte są na założeniu, że człowiek posiada sumienie i racjonalność. Wróćmy do wspomnianego wcześniej mężczyzny: gdyby posiadał sumienie i pewien poziom racjonalności, to co by zrobił, widząc ten syrop na kaszel? Jakie zachowania by przejawiał? Gdyby miał sumienie, to co by zrobił wobec takiej myśli: „Ofiarowano to bogu, a zatem prawdopodobnie jest to coś całkiem dobrego; dlaczego ja sam miałbym tego nie wypić zamiast boga?”? Czy otworzyłby wówczas butelkę i upił pierwszy łyk? (Nie). Jakie byłoby źródło owego przeczenia? (Sumienie). Sumienie odegrałoby tu znaczącą rolę, panowałoby bowiem nad tym człowiekiem i nie posunąłby się on ani o krok dalej – nie upiłby pierwszego łyka. Rezultat całej tej sytuacji byłby odwrotny, a zakończenie zupełnie inne. Człowiek ten jednakże nie posiadał ani sumienia, ani racjonalności, był ich zupełnie pozbawiony. Do czego to doprowadziło? Kiedy podobne myśli zrodziły się w jego głowie, bez żadnych wyrzutów sumienia i skrupułów otworzył butelkę syropu i upił pierwszy łyk. Nie tylko nie odczuł z tego powodu żadnych wyrzutów i o nic się nie obwiniał, lecz wręcz sprawiło mu to przyjemność. Sądził, że ujdzie mu to na sucho, i myślał: „Patrzcie, jak sprytnie korzystam z okazji. Głupcy z was, w ogóle nie rozumiecie tych spraw. Doświadczenie zawsze bierze górę nad młodością! Nikomu z was nie przyszło to do głowy, nikt poza mną się na to nie odważył. Co najgorszego może się stać? Upiłem już pierwszy łyk – kto się o tym dowie?”. Ów człowiek uważał, że coś zyskał, i odczuwał wewnętrzną satysfakcję, a nawet czuł się wyróżniony; sądził, że spłynęła na niego łaska Boża. Raz popełniwszy ten błąd, wciąż go powtarzał, aż wymknęło mu się to spod kontroli i trwało do momentu, gdy wypił całą butelkę syropu. Przez cały ten czas ani razu nie ruszyło go sumienie i nie przypisywał sobie żadnej winy. Ani razu sumienie i racjonalność nie odezwały się w nim w ten sposób: „To nie jest twoja własność; nawet jeżeli Bóg tego nie wypije, nawet jeśli to wyrzuci albo da psu czy kotu, to o ile Bóg nie powie, że jest to dla ciebie, nie powinieneś tego używać; nie tobie ma to służyć”. Sumienie mu tego nie podpowiedziało, gdyż wcale go nie miał. Czym jest człowiek bez sumienia? Określa się go mianem bestii. Właśnie tak postępują ludzie bez sumienia; na początku w ich głowach pojawiają się tego rodzaju myśli, po czym trwają przy tym do końca, i przez cały ten czas sumienie ani trochę ich nie dręczy. Być może ów człowiek już dawno zapomniał o tym incydencie albo, jeżeli ma dobrą pamięć, pamięta, co uczynił, i nadal sądzi, że postąpił wówczas słusznie. Nigdy nie uważał swego czynu za zły i nadal nie zdaje sobie sprawy z powagi i natury tego, co zrobił. Nie jest w stanie tego dostrzec. Czy Bóg właściwie klasyfikuje takich ludzi? (Tak). Gdy Bóg klasyfikuje ludzi, gdy ich demaskuje i eliminuje, przeznaczając im taki wynik, na jakiej czyni to wszystko podstawie i według jakich zasad? (Podstawą klasyfikacji jest ich naturoistota). Czy człowiek pozbawiony sumienia i racjonalności spełnia warunki niezbędne do przyjęcia i praktykowania prawdy? Czy posiada odpowiednią istotę? (Nie). Dlaczego twierdzimy, że nie? Gdy ktoś taki zaczyna wyrażać swoje poglądy na tę sprawę, to gdzie, w głębi serca, umieszcza swego boga? Kim jest bóg obecny w jego sercu? Gdzie on się znajduje? Czy człowiek ten w ogóle ma Boga w sercu? Możemy z całą pewnością stwierdzić, że nie. Co z tego wynika? (Ten człowiek jest niedowiarkiem). Zgadza się. Jego wiara w Boga nie jest szczera; nie jest on bratem ani siostrą, lecz po prostu niedowiarkiem. Które z jego zachowań o tym świadczą? Jako że w sercu tego człowieka nie ma Boga, postępuje on i wypowiada się wyłącznie wedle swoich zachcianek, kierując się własnymi pojęciami, wyobrażeniami i upodobaniami, i nie dopuszcza do siebie głosu sumienia. Nie pojmuje prawdy, a więc nie odzywa się w nim sumienie; postępuje wyłącznie wedle swoich upodobań, mając na względzie tylko osobistą korzyść i własny zysk. Czy w jego sercu w ogóle jest miejsce dla Boga? Nie ma go wcale. Dlaczego tak twierdzę? Ponieważ motywy, źródła, cele, a nawet zewnętrzne przejawy jego czynów i wypowiadanych przez niego słów służą jedynie jego własnym interesom; działa on zatem i wypowiada się, mając na uwadze wyłącznie to, co uzna za korzystne dla siebie. Wszystko, co bierze pod uwagę, podporządkowuje realizacji własnych interesów i celów, nie odczuwa wyrzutów sumienia i postępuje bez zahamowań. Wnioskując z takiego zachowania: jak ów człowiek traktuje Boga? (Jak powietrze). Właśnie tak. Gdyby był zdolny odczuć Bożą obecność, to, jak Bóg bada ludzkie serce, jak trwa u boku człowieka, nieustannie mu się przyglądając, to czy jego postępowanie byłoby pozbawione zahamowań? Czy wykazałby się tak lekkomyślną zuchwałością? Zdecydowanie nie. Nasuwa się pytanie: czy bóg, w którego ów człowiek wierzy, rzeczywiście istnieje? (Nie). Oto sedno sprawy. Bóg, w którego on wierzy, nie istnieje – to tylko powietrze. Dlatego nie mają znaczenia słowa, których ten człowiek używa, by opisać Boga, nie jest ważne, w jaki sposób się do Niego modli, od ilu lat wierzy, co uczynił i ile poświęcił. Jego naturę w pełni obnaża jego mowa i postępowanie, postawa wobec Boga i wszystkich rzeczy z Nim związanych. Ów człowiek traktuje Boga jak powietrze – czyż w ten sposób nie bluźni przeciwko Niemu? (Bluźni). Dlaczego uznaje się to za bluźnierstwo? Ktoś taki myśli: „Mówią, że bóg bada serce człowieka, ale gdzie on jest? Dlaczego ja go nie odczułem? Powiadają też, że bóg będzie karał za kradzież ofiar, lecz nigdy nie widziałem, by ktokolwiek poniósł za to karę”. Przeczy on istnieniu Boga, a to jest bluźnierstwem. Twierdzi: „Przecież bóg nawet nie istnieje; jak mógłby więc czynić jakiekolwiek dzieło? Jak mógłby zbawiać ludzi? W jaki sposób miałby ich ganić? Czy kiedykolwiek kogoś ukarał? Nigdy tego nie widziałem, a zatem uznaję, że wszystko, co zostało ofiarowane bogu, można swobodnie wykorzystać. Jeżeli dziś na coś się natknę, to będzie to moje; uznam, że bóg mi sprzyja. Każdy, kto coś znajdzie, może uznać to za swoje – i jemu sprzyja bóg”. Co to za logika? To szatańska logika, właściwa złodziejom; wypływająca na powierzchnię diabelska natura człowieka. Czy ktoś taki szczerze wierzy? (Nie). Ów człowiek wyrzuca z siebie lawinę diabelskich słów, choć wysłuchał tak wielu kazań – czy więc w ogóle opiera się on na prawdzie? (Nie). Co zatem wyniósł ze słuchania tych wszystkich kazań? Nie przyjął Bożych słów, nie uznaje ich za prawdę i nie traktuje Boga jako Boga. Na tym koniec.
Niektórzy ludzie rzeczywiście w głębi serca wierzą, że Bóg istnieje, i nie mają najmniejszych wątpliwości co do Jego wcielenia. Lecz choć podążają za Nim od kilku lat, doświadczyli trudów i zapłacili pewną cenę, w głębi serca nie posiadają ani krzty zrozumienia tego, czym On jest. W gruncie rzeczy nadal wierzą w jakiegoś niejasnego, wyobrażonego boga, którego definiują zaledwie jako powietrze. W jaki sposób Bóg odnosi się do takich ludzi? Po prostu ich ignoruje. Niektórzy zastanawiają się: „Skoro Bóg ignoruje tego człowieka, to dlaczego nadal przebywa on w domu Bożym?”. Ponieważ wykonuje w nim pracę. Jak należy to rozumieć? Ten, kto wykonuje pracę, w najmniejszym stopniu nie interesuje się prawdą, a wręcz ma tak słaby charakter, że nie jest w stanie do niej dotrzeć. Traktuje zarówno Boga, jak i prawdę jako coś pustego i niejasnego, a chcąc uzyskać błogosławieństwa, może w zamian jedynie wytężać siły. Choć na pozór taki człowiek nie stawia wprost oporu Bogu, nie przeklina Go ani nie sprzeciwia Mu się, to jednak jego istota nadal jest podobna istocie szatana: zaprzecza i opiera się Bogu. Każdy człowiek niekochający prawdy jest bezwartościowy; Bóg w sercu swym postanowił nie zbawiać takich ludzi. Czy Bóg nadal traktuje poważnie tych, których nie zamierza zbawić? Czy powiedziałby komuś takiemu: „Nie pojmujesz tego aspektu prawdy, powinieneś więc uważnie słuchać; a skoro i tamtego aspektu nie rozumiesz, to musisz dołożyć większych starań i głębiej się nad nim zastanowić”? Co więcej, Bóg wie, że tacy ludzie nie pojmują prawdy i nie traktują Go jako Boga. Czy powinien On ukazać im jakieś cuda i dziwy, by stali się świadomi Jego istnienia, a może mocniej ich oświecić i iluminować, aby poznali, że On istnieje? Czyż Bóg postąpiłby w ten sposób? (Nie). Czyniąc takie rzeczy, Bóg kieruje się zasadami; nie postępuje tak względem każdego człowieka. Zawsze czyni dzieło wobec tych, którzy są zdolni przyjąć prawdę. A co z tymi, którzy nie są w stanie jej przyjąć czy też nie potrafią do niej dotrzeć? (Bóg ich ignoruje). Według ludzkich pojęć, człowiek ignorowany przez Boga błąka się niczym żebrak. Nie dąży do prawdy, ani też nie widać, by Bóg w jakikolwiek sposób czynił wobec niego dzieło; taki człowiek wykonuje jedynie pracę i nie pojmuje prawdy. Czy to już wszystko? W zasadzie ludzie tego pokroju w pewnym stopniu również mogą cieszyć się Bożą łaską i Bożymi błogosławieństwami. Co więcej, gdy znajdą się w niebezpiecznej sytuacji, Bóg ich ochroni. Gdy poważnie zachorują, On ich również uzdrowi. Bóg może nawet obdarzyć ich wyjątkowymi talentami, a w pewnych szczególnych okolicznościach poddać ich działaniu cudów lub uczynić z nimi coś niezwykłego. To oznacza, że jeżeli tacy ludzie rzeczywiście są w stanie ponieść koszty na rzecz Boga oraz dobrze i bez przeszkód wykonywać pracę, to Bóg nie będzie ich dyskryminował. Jakie ludzkie pojęcia są związane z tą kwestią? „Bóg nie zbawi owych ludzi, lecz po prostu zrobi z nich pożytek wedle własnego upodobania, a potem odrzuci”. Czy właśnie tak Bóg postąpi? Nie. Nie zapominaj, kim jest Bóg; On jest Stwórcą. W oczach Boga każdy człowiek, wierzący i niewierzący, bez względu na wyznanie czy pochodzenie, jest istotą przez Niego stworzoną. To dlatego Pan Jezus rzekł: „On bowiem sprawia, że jego słońce wschodzi nad złymi i nad dobrymi”. Słowa te stanowią zasadę, wedle której Bóg – Stwórca – czyni swoje dzieło. Nie ma znaczenia, jakim wynikiem Bóg ostatecznie obdarzy danego człowieka na podstawie jego istoty; czy zanim go nim obdarzy, zbawi go, czy też nie; nie ma też znaczenia sama istota owego człowieka, ponieważ dopóki jest on zdolny wykonywać określone zadania oraz pracę w Bożym domu, dla Bożego dzieła, dopóty łaska Boża pozostaje niezmienna; Bóg nadal będzie traktował go zgodnie ze swoimi zasadami, nie wykazując przy tym żadnej stronniczości. Na tym polega Boża miłość, taką zasadą Bóg kieruje się w swoim postępowaniu i takie jest Jego usposobienie. Jednakże istota owych ludzi rodzi poglądy i postawy, wedle których postrzegają oni Boga jako coś niejasnego i mglistego; tak jakby On istniał, a zarazem nie istniał. Nie są w stanie rozpoznać rzeczywistego istnienia Boga, ani też go doświadczyć, a w ostatecznym rozrachunku nadal nie są pewni, czy On rzeczywiście istnieje. W ich przypadku więc Bóg może uczynić tylko tyle, ile powinien, obdarzając ich łaską, błogosławieństwami i ochroną w doczesnym życiu, pozwalając im poczuć ciepło domu Bożego i cieszyć się Bożą łaską, miłosierdziem i łaskawością. Na tym koniec; to już wszystkie błogosławieństwa, jakie ludzie ci otrzymają w tym życiu. Niektórzy mówią: „Skoro Bóg jest tak tolerancyjny, a owi ludzie i tak cieszą się Jego łaską i błogosławieństwami, to czyż nie należałoby pójść o krok dalej i umożliwić im również Bożego zbawienia?”. Także i to należy do ludzkich pojęć, Bóg bowiem nie postępuje w taki sposób. Dlaczego nie? Czyż można wprowadzić Boga do serca, w którym nie ma dla Niego miejsca? Nie można. Nie ma znaczenia, jak wiele prawd omówisz z takimi ludźmi ani jak wiele wypowiesz słów – nie zmieni to ich pojęć i wyobrażeń na temat Boga. Dlatego jedyną rzeczą, jaką Bóg może uczynić dla człowieka tego pokroju, jest zapewnienie mu łaski, błogosławieństw, opieki i ochrony. Niektórzy pytają: „Skoro ludzie ci mogą cieszyć się Bożą łaską, to czyż nie uda im się rozpoznać rzeczywistego istnienia Boga, jeśli Ten jeszcze mocniej oświeci ich i iluminuje?”. Czy ludzie tego pokroju są w stanie pojąć prawdę? Czy są zdolni ją praktykować? (Nie). To, że nie potrafią praktykować prawdy, czyni ich niezdolnymi do osiągnięcia zbawienia. Z tego względu Bóg nie będzie się angażował w bezcelowe czy bezużyteczne dzieło. Niektórzy mówią: „To nie w porządku. I oni są czasem dyscyplinowani albo oświecani przez Boga i uzyskują od Niego pewną część prawdy”. Ponownie ma to związek z Bożym dziełem. Co takiego muszą posiadać ci, których Bóg pragnie zbawić, by w istocie dostąpić zbawienia; by stać się jego przedmiotem? Ludzie powinni to rozumieć. Bóg również to wie; nie zbawia byle kogo. Czy mogą dostąpić zbawienia ludzie, wobec których Bóg czyni cuda i dziwy i którym ukazuje swoją potęgę po to, by Go uznali? To nie tak. W kwestii zbawiania ludzi Bóg przestrzega pewnych norm; dany człowiek musi szczerze wierzyć i miłować prawdę. Z tego względu podobne normy dotyczą dzieła czynionego przez Boga wobec ludzi, dzieła, które obejmuje osądzanie, karcenie, próby i oczyszczenie. Niektórzy mówią: „Często spotyka nas sąd i karcenie. Czy zaznanie sądu, karcenia, prób i oczyszczenia to znak, iż zostaniemy zbawieni przez Boga?”. Czy rzeczywiście tak jest? (Nie). Skąd ta pewność? Skoro niektóre osoby nie spełniają warunków niezbędnych do dostąpienia Bożego zbawienia, to czyż Bóg nadal będzie stosował wobec nich sąd, karcenie, próby i oczyszczenie? Nasuwa się pytanie o to, wobec kogo w takim razie je zastosuje – to wiąże się również z błędnymi mniemaniami, jakie żywią ludzie. Czy człowiek, który nie wie nawet, kim jest Bóg, gdzie On jest i czy w ogóle istnieje, może zaznać Bożego sądu i karcenia? Czy może zaznać ich ktoś, kto postrzega Boga zaledwie jako powietrze? Czy człowiek o sercu zupełnie pozbawionym Boga może przejść Boże próby i oczyszczenie? Absolutnie nie. Z czym więc ktoś taki od czasu do czasu może się zetknąć? (Z dyscypliną). Zgadza się – z dyscypliną. Osoby, które postrzegają Boga zaledwie jako powietrze, które zasadniczo nie uznają Bożego istnienia ani w nie nie wierzą, z całą pewnością nie zaznają Bożego sądu, karcenia, prób ani oczyszczenia. Można powiedzieć, że ludzie o takiej istocie, przejawiający podobne zachowania, nie są przedmiotem Bożego zbawienia. Nie są oni w stanie go dostąpić, lecz nie dlatego, że Bóg ich nie zbawia; przesądza o tym ich naturoistota – wroga i nienawistna wobec prawdy. Brak im odpowiedniej postawy, pełnej miłości i akceptacji wobec prawdy, przez co nie spełniają warunków koniecznych do zbawienia. Jak zatem Bóg się z nimi obchodzi, gdy przenikają do Jego domu w nadziei na błogosławieństwa? Jakich metod, poza zapewnieniem niektórych błogosławieństw, łaski, opieki i ochrony, używa Bóg, by wypełnić swą rolę Stwórcy? Bóg napomina, ostrzega i przekonuje ludzi za pomocą słów. Następnie przycina ich, gani i dyscyplinuje; tu dobiega końca dzieło, jakie wobec nich czyni; to wszystko, co ono obejmuje. Jaki wpływ owe Boże czyny wywierają na ludzi? Dzięki nim są oni w stanie sumiennie przestrzegać ograniczeń i zachowywać się przyzwoicie podczas wykonywania pracy w domu Bożym, w niczym nie przeszkadzając i nie czyniąc zła. Czy to, co czyni Bóg, może sprawić, że lojalnie wypełnią oni swój obowiązek? (Nie). Dlaczego nie? Czy otrzymywane przez nich: łaska, błogosławieństwa, opieka i ochrona – a także napomnienia zawarte w Bożych słowach, przycinanie, chłosta, dyscyplinowanie i tak dalej – mogą doprowadzić do przemiany ich usposobienia? (Nie). Skoro to niemożliwe, to jaki wpływ ma na owych ludzi czynione przez Boga dzieło? Dzięki niemu powściągają oni nieco swoje zachowanie, łatwiej przychodzi im przestrzeganie zasad i na pozór w pewnym stopniu zyskują ludzkie podobieństwo. Co więcej, czyni ich ono względnie posłusznymi; chcąc uzyskać Bożą łaskę i błogosławieństwa, akceptują, choć z niechęcią, fakt, iż Bóg ich przycina, są również zdolni postępować zgodnie z regulaminem i zarządzeniami administracyjnymi domu Bożego. I na tym koniec. Czy wszystkie te osiągnięcia oznaczają, że owi ludzie praktykują prawdę? Nadal daleko im do tego, gdyż ich czyny w gruncie rzeczy są po prostu zgodne z zasadami zawartymi w zarządzeniach administracyjnych domu Bożego, a także z kilkoma ścisłymi wytycznymi. Po prostu zmienili swoje zachowanie, nic więcej. Czy można więc powiedzieć, że skoro owi ludzie zmienili swoje zachowanie, to dobrze byłoby umożliwić im również przemianę usposobienia? (Oni nie są do tego zdolni). Jednym z powodów jest to, że ludzie ci nie są do tego zdolni, nie potrafią tego osiągnąć. A jaki jest najważniejszy powód? Przede wszystkim nie mają oni Boga w sercu; nie wierzą w Jego istnienie. Czy takie osoby są w stanie zrozumieć Boże słowa? Niektóre z nich potrafią je pojąć i mówią: „Boże słowa są dobre, lecz niestety nie umiem wcielić ich w życie. Praktykowanie tych słów przynosi więcej bólu niż operacja na otwartym sercu”. Gdy interesy tych osób są zagrożone lub gdy muszą one postępować wbrew własnej woli, zupełnie tracą orientację i nie potrafią wytrwać. Choćby doprowadziły się do skrajnego wyczerpania, nadal nie będą w stanie wcielić w życie Bożych słów. Co więcej, nigdy nie uznają ani nie zaakceptują faktu, że Boże słowa są prawdą. Nie są w ogóle w stanie tego przyswoić; nie rozumieją, dlaczego stanowią one prawdę. Na przykład, gdy Bóg mówi człowiekowi, by był uczciwy, on odpowiada: „Dobrze, skoro tego chcesz, to będę uczciwy, ale dlaczego uczciwość jest uważana za prawdę?”. Ten człowiek tego nie wie i nie potrafi zaakceptować. Gdy Bóg mówi ludziom, że powinni się Mu podporządkować, ci pytają: „Czy można na tym zarobić? Czy Bóg udziela błogosławieństw w zamian za podporządkowanie? Czy dzięki niemu przeznaczenie człowieka może ulec zmianie?”. Nie wierzą oni, że cokolwiek z tego, co mówi lub czyni Bóg, jest prawdą. Nie mają pojęcia, jakie jest znaczenie słów Boga i wymagań, które stawia On człowiekowi, i nie potrafią rozeznać się w tym, które czyny są właściwe i zgodne z prawdozasadami. Wszystko, co pochodzi od Boga – Jego tożsamość, istota, słowa i żądania – ich zdaniem nie może być określane jako to, co Bóg posiada, i to, czym jest. Ludzie ci nie wiedzą, że Bóg jest Stwórcą; nie pojmują, czym jest Stwórca ani czym jest Bóg. Czyż to nie stanowi problemu? A jednak tak właśnie niektórzy się zachowują. Inni mówią: „To niemożliwe. Skoro ludzie ci mają takie przemyślenia i poglądy, to jakim cudem nadal ochoczo wykonują swoje obowiązki w domu Bożym?”. Należałoby ująć w cudzysłów słowo „ochoczo”. Jak to wyjaśnić? Z jednej strony tacy ludzie wykonują swoje obowiązki, gdyż zmuszają ich do tego okoliczności lub potrzeba otrzymania błogosławieństw. Z drugiej zaś strony czują, że nie mają innego wyjścia – na razie, choć niechętnie, muszą się z tym pogodzić; nadal wykonywać jakieś obowiązki i wytężyć nieco siły. W głębi serca wierzą, że to właśnie powinni czynić, lecz ponieważ nie interesuje ich prawda, mogą jedynie wytężać siły i wykonywać pewne obowiązki w zamian za Boże błogosławieństwa. Czy z takim nastawieniem są oni w stanie przyjąć prawdę? (Nie). Nie rozumieją nawet, czym jest prawda, jak więc mieliby ją przyjąć?
Dzieło osądzania czynione przez Boga w dniach ostatecznych ma położyć kres temu wiekowi. To, czy dany człowiek może zostać zbawiony, zależy w dużej mierze od tego, czy jest on w stanie przyjąć Boży sąd i karcenie, a także prawdę. Niektórzy ludzie uznają, że słowa Boga są prawdą, lecz owej prawdy nie przyjmują. Przyjęcie prawdy jest dla nich jak przeszczep serca – tak bolesne im się wydaje. Biorąc pod uwagę sposób, w jaki człowiek tego pokroju traktuje prawdę, bez względu na wszystko wzbraniając się przed jej przyjęciem, to nie Boga należy winić za to, iż go nie zbawił – on sam jest winien, bowiem nie przyjął prawdy; nie posiada tego błogosławieństwa. Boże zbawianie ludzi od wpływu szatana nie jest takie proste, jak się ludziom wydaje. Z jednej strony wierzący w Boga muszą zaakceptować chłostę i przycinanie poprzez Boże słowa – to jeden z etapów. Z drugiej strony muszą przyjąć również Boży sąd i karcenie, próby i oczyszczenie. Sąd i karcenie stanowią jeden etap; próby i oczyszczenie – inny. Niektórzy ludzie potrafią niechętnie przyjąć przycinanie, sądząc, iż udało im się okazać posłuszeństwo; poźniej zaś nie czynią żadnych postępów i już nie dążą do prawdy. Inni wyjątkowo miłują prawdę i są w stanie znieść każdy ból, byleby ją uzyskać. Ci są zdolni nie tylko znieść chłostę zawartą w słowach Boga, lecz także osiągnąć etap, na którym zaakceptują Boży sąd i karcenie. Uważają oni, że przyjęcie Bożego sądu i karcenia jest wywyższeniem przez Boga, przejawem Bożej miłości i sprawą chwalebną. Nie boją się cierpienia. Tacy ludzie, doświadczywszy sądu i karcenia, są zdolni zaakceptować również próby i oczyszczenie oraz nadal dążyć do prawdy. Niezależnie od ciężaru owych prób i oczyszczenia, oni wciąż dostrzegają Bożą miłość i są w stanie sami siebie ofiarować, aby zadowolić Boga. Nie ma znaczenia, jak bardzo są przycinani – to dla nich żaden trud, wręcz postrzegają to jako jeszcze większą miłość otrzymaną od Boga. Doświadczywszy wielu kolejnych prób i oczyszczeń, ostatecznie zostają gruntownie obmyci i udoskonaleni. Na tym polega doświadczanie Bożego dzieła na najwyższym poziomie. Powiedzcie mi teraz, czy istnieje różnica pomiędzy tymi, którzy wierzą w Boga i doświadczają tylko jednego etapu, czyli Bożej chłosty zawartej w Jego słowach, a tymi, którzy doświadczają dwóch etapów, to jest Bożego sądu i karcenia, a także prób i oczyszczenia? Z pewnością istnieje między nimi różnica. W przypadku niektórych ludzi Bóg poprzestaje na chłoście, pozostawiając resztę ich własnym wyborom i świadomości. Jeżeli nie przyjmują prawdy i nie obierają właściwej ścieżki, to co to dla nich oznacza? Można rzec, że nie ma sposobu, by Bóg zbawił takich ludzi. Niektórzy stale opowiadają o cierpieniu związanym z pracą, z planami na przyszłość, z domem, partnerem, uczuciami – wszystko jest dla nich cierpieniem. A do czego to ostatecznie prowadzi? (W żaden sposób nie wiąże się to z prawdą). Zgadza się, nie ma to związku ani z prawdą, ani z Bożym dziełem. W tym przypadku po prostu cierpisz bez celu; zmagasz się i pozwalasz, by czas mijał, nie poświęcając się modlitwie do Boga ani poszukiwaniu prawdy. Ten rodzaj cierpienia nie jest związany z oczyszczeniem, jako że nie jest dziełem Boga i nie ma z Nim nic wspólnego. Ty po prostu sam cierpisz, nie przechodzisz wcale Bożego oczyszczenia. A jednak nadal wierzysz, że to Bóg cię oczyszcza; jesteś przesadnym optymistą. To myślenie życzeniowe! Nie jesteś nawet uprawniony do tego, by być oczyszczonym przez Boga. Nie przeszedłeś nawet etapu karcenia i sądu, a oczekujesz, że Bóg podda cię próbom i oczyszczeniu? Czy to jest w ogóle możliwe? Czy to nie mrzonka? Czy zwykli ludzie mogą znieść próby i oczyszczenie? Czy są w stanie to zaakceptować? Czy jest to coś, czym Bóg obdarza zwykłego człowieka? Zdecydowanie nie. Bóg chłoszcze ludzi tylko w następujący sposób: napomina człowieka, a jeżeli ów przez swoją arogancję, nieustępliwość, fałsz, nikczemność czy jakąkolwiek inną skłonność, jest w jednej lub wielu kwestiach sądzony, dyscyplinowany bądź jawnie chłostany przez Boga i dzięki temu uświadamia sobie powód Bożego dyscyplinowania, a co za tym idzie, wyrabia sobie prawdziwe zrozumienie Boga oraz siebie samego, to jego usposobienie ulega rzeczywistej przemianie, po czym stopniowo autentycznie podporządkowuje się on prawdzie. Od czego Bóg uzależnia wykonanie owego dzieła? Jest jeden warunek: człowiek przyjmujący owo dzieło musi być zdolny odpowiednio wykonywać swój obowiązek w domu Bożym. Ta odpowiedniość wymaga tylko dwóch elementów: podporządkowania i lojalności. Człowiek musi mieć przede wszystkim sumienie i rozum; tylko ludzie, którzy je mają, spełniają warunki konieczne do przyjęcia prawdy. Gdy ludzie posiadający sumienie i rozum przyjmują od Boga chłostę, są w stanie poszukiwać prawdy i okazać posłuszeństwo. Dopiero wówczas Bóg przystępuje do dzieła osądzania i karcenia. Taka jest kolejność, zgodnie z którą Bóg czyni swe dzieło. Jeżeli jednak któryś z mieszkańców domu Bożego nigdy nie jest zdolny lojalnie wykonać swego obowiązku, ani trochę nie okazuje podporządkowania wobec Bożej władzy i nie wywiązuje się należycie ze swoich powinności, to w obliczu przeciwności, ujawnienia i przycinania doświadczy co najwyżej Bożej chłosty i dyscypliny. Ktoś taki nie podlega Bożemu sądowi i karceniu, nie mówiąc już o próbach i oczyszczeniu. Innymi słowy: zasadniczo nie uczestniczy w Bożym dziele doskonalenia ludzkości.
Zagadnienia, które właśnie omówiliśmy, odnoszą się do Bożego dzieła zbawiania i doskonalenia ludzi, do metod i przedmiotów owego dzieła, a także do tego, wobec jakich osób Bóg wykonuje swoje dzieło osądzania i karcenia, prób i oczyszczenia. Dotyczy to również tego, w jakiej mierze ludzie wkraczają w życie, gdy zostają poddani owemu dziełu Bożemu, a także tego, jakiego rodzaju istotę i warunki muszą choć w minimalnym stopniu posiadać, by przyjąć Boży sąd i karcenie. Jakie są więc ludzkie pojęcia z tym związane? Ludzie myślą tak: „O ile człowiek podąża za Bogiem, o ile akceptuje ów etap Jego dzieła, czeka go Boży sąd i karcenie. Wkrótce potem nadejdą również Boże próby i oczyszczenie. To dlatego często stajemy w obliczu prób i oczyszczenia, jesteśmy przycinani, oderwani od rodziny, uczuć, pozbawieni statusu i perspektyw. W następstwie tego nieustannie cierpimy właśnie z powodu uczuć, statusu i życiowych perspektyw”. Czy takie myśli są słuszne? (Nie). Ludzie potrafią przekształcić jedno słowo Boga pochodzące z Jego wypowiedzi i dzieła w coś, co według nich jest pojęciem natury duchowej. Dlaczego tak się dzieje? W rzeczywistości ich cierpienie to jedynie zmagania i przepuszczanie czasu przez palce – nie ma ono zupełnie żadnego znaczenia. Oni jednak postrzegają je jako próby i oczyszczenie, twierdząc, że to Bóg ich oczyszcza. To poważny błąd; coś, co ludzie na siłę przypisują Bogu, a co nie ma nic wspólnego z Jego zamiarami. Czyż nie jest to błędne mniemanie na temat Boga? Tak właśnie jest. A jak ono powstaje? Jako że ludzie nie pojmują prawdy, wykształcają w sobie takie błędne mniemania na podstawie własnych wyobrażeń. Następnie zaś bezwstydnie je rozpowszechniają i wszędzie szerzą, co ostatecznie prowadzi ich do formułowania rozmaitych twierdzeń dotyczących „cierpienia”. Dlatego często słyszę ludzi mówiących: „Pewien człowiek został zastąpiony i przez to się zniechęcił – »cierpi« z powodu statusu”. Cierpienie ze względu na status nie jest jednoznaczne z doświadczaniem prób i oczyszczenia; chodzi tu po prostu o utratę statusu, przeżywanie frustracji i zmaganie się z wewnętrznym bólem wywołanym porażką. Skoro to, co ludzie nazywają „cierpieniem”, i to, co Bóg zwie oczyszczeniem, to dwie różne rzeczy, to czym tak naprawdę jest prawdziwe oczyszczenie? Przede wszystkim trzeba zrozumieć, że Bóg przeprowadza szereg przygotowań, zanim podda ludzi próbom i oczyszczeniu. Z pewnością dokonuje selekcji i wybiera właściwych ludzi. Wcześniej rozmawialiśmy o tym, kto jest właściwym człowiekiem w oczach Boga i jakie warunki musi spełniać. Po pierwsze, ktoś taki w swoim człowieczeństwie musi choć w minimalnym stopniu posiadać sumienie i rozum. Po drugie, musi być w stanie odpowiednio wykonywać swoje obowiązki, z lojalnością i podporządkowaniem. Następnie zaś musi przez lata doświadczać ze strony Boga przycinania, dyscyplinowania i chłosty. Możecie nie zdawać sobie jasno sprawy z tego, co oznacza dyscyplina i chłosta, gdyż koncepcje te nie są dla was wystarczająco wyraźnie zarysowane. Być może wydają się one ludziom dość nieuchwytne i abstrakcyjne. Przycinanie ludzi jest zaś czymś, co mogą oni usłyszeć i odczuć; jest z tym związany określony język i ton, dzięki którym ludzie wiedzą, o co chodzi. Gdy dana osoba popełni jakiś zły czyn, postąpi wbrew zasadom, zachowa się lekkomyślnie lub podejmie subiektywną decyzję szkodzącą interesom domu Bożego lub dziełu kościoła, po czym ktoś ją przytnie, to właśnie wówczas będziemy mieć do czynienia z przycinaniem. A co z chłostą i dyscypliną? Przykładowo: jeśli ktoś nie nadaje się na lidera grupy, brak mu lojalności i postępuje w sposób naruszający prawdozasady lub kościelne regulaminy, w wyniku czego zostaje zastąpiony, to czy mamy tu do czynienia z chłostą? Istotnie, jest to forma chłosty. Nie ma znaczenia, czy na pozór wydaje się, że kościół radzi sobie z takim człowiekiem, czy też zostaje on zastąpiony przez jakiegoś przywódcę – w oczach Boga jest to Jego czyn, część Jego dzieła, forma chłosty. Co więcej, gdy człowiek jest w dobrym stanie, zazwyczaj jest pełen światła, zdolny do nowych spostrzeżeń. Jednak gdy jego dzieło ulega zniszczeniu przez różne stany czy z konkretnych powodów, i zostaje ujawniony – czyż nie jest to forma chłosty? Tak, to również jest forma chłosty. Czy można to uznać za sąd i karcenie? Na tym etapie nie liczy się to jeszcze jako sąd i karcenie, a zatem z pewnością nie można tego uznać za oczyszczenie i próby. Są to zaledwie chłosty otrzymywane podczas wykonywania własnych obowiązków. Zewnętrzne przejawy chłosty obejmują czasami: problemy zdrowotne, ciągłe partaczenie zadań lub zagubienie i niewiedzę w sprawach, w których niegdyś było się biegłym. Oto czym jest chłosta. Oczywiście czasami chłosta ma postać wskazówek od osób z otoczenia lub jakiejś kwestii ujawnionej przez dane wydarzenie, która wprawia człowieka w zakłopotanie i zmusza go do głębokiej autorefleksji. To również jest chłosta. Czy otrzymywanie chłosty od Boga jest czymś dobrym, czy złym? (To coś dobrego). Teoretycznie jest to coś dobrego. Bez względu na to, czy ludzie potrafią je przyjąć, czy też nie, napomnienie jest czymś dobrym, gdyż przynajmniej dowodzi, że Bóg bierze za ciebie odpowiedzialność, że cię nie opuścił i że nad tobą pracuje, pobudzając cię i prowadząc. To, iż Bóg nad tobą pracuje, potwierdza, że nie zamierza on jeszcze z ciebie zrezygnować. Jedną z konsekwencji takiego stanu rzeczy jest to, że Bóg może cię nadal chłostać i dyscyplinować lub, jeżeli dobrze sobie radzisz i podążasz właściwą ścieżką – poddać cię sądowi i karceniu. Nie wybiegajmy jednak za daleko w przyszłość; na razie Bóg wiele razy będzie cię chłostał i dyscyplinował. Później zaś, ponieważ dążysz do prawdy, okazujesz posłuszeństwo i jesteś właściwym człowiekiem, Bóg podda cię sądowi i karceniu – to pierwszy krok. Większość ludzi już doświadczyła przycinania; jedynie nowicjusze jeszcze tego nie zaznali. W większości przypadków ludzie kierują się w swoim postępowaniu głosem sumienia, odczuwają bowiem wyrzuty i słyszą w uszach lub sercach Boże słowa podszeptujące: „Nie powinienem tego czynić, to bunt”. To właśnie są Boże słowa, które ich pobudzają, napominają i ostrzegają. Istnieją różne formy przycinania ludzi – mogą one być wymierzane przez przywódców i pracowników, braci i siostry, Zwierzchnika, a nawet przez samego Boga. Wiele osób tego doświadczyło, mniej natomiast jest takich, które zaznały Bożej chłosty i dyscypliny. Co to oznacza, że jest ich mniej? To, że jest znacznie więcej osób dalekich od otrzymania Bożego sądu i karcenia. A co z Bożymi próbami i oczyszczeniem? To jest dla nich jeszcze odleglejsze; a przepaść i dystans dzielące ich od tego – jeszcze większe. Wcześniej ludzie myśleli: „Bóg mnie osądził i skarcił, sprawiając, że mam w ustach pęcherze” i „Bóg mnie osądził i skarcił; popełniłem błąd, powiedziałem coś niewłaściwego i przez wiele dni bolała mnie głowa. Teraz już rozumiem, czym jest Boży sąd i karcenie”. Czyż nie są to błędne mniemania? Jest to najbardziej powszechne błędne mniemanie o Bogu – właśnie ono cechuje większość ludzi. Wywołuje ono również pewne negatywne skutki, sprawiając, iż ludzie czują, że wypowiedzenie choćby jednego niewłaściwego słowa będzie skutkowało Bożą dyscypliną. Jest to zupełnie błędne mniemanie na temat Boga, całkowicie niezgodne z tym, co On czyni. Czy mając tak błędne mniemanie o Bogu, w ostatecznym rozrachunku można spełnić Boże wymagania? Z całą pewnością nie.
Większość ludzi doświadczyła zatem Bożej chłosty i dyscypliny, tego, że ktoś ich przyciął, była pobudzana i przekonywana słowami Boga, lecz na tym koniec. Nasuwa się pytanie: dlaczego nawet ludzie, którzy dotarli do tego etapu, nie doświadczyli Bożego sądu ani karcenia? Dlaczego przycinanie człowieka, pobudzanie Bożymi słowami, dyscyplinowanie i chłosta nie zaliczają się do sądu i karcenia? Jaki rezultat został osiągnięty, biorąc pod uwagę pobudzanie człowieka Bożymi słowami, przycinanie go, a także doświadczenie chłosty i dyscyplinowania? (Zewnętrzne zachowanie człowieka zostało ograniczone). W zachowaniu człowieka zaszły pewne zmiany, lecz czy to wskazuje na przemianę jego usposobienia? (Nie). To wcale nie oznacza przemiany usposobienia. Niektórzy mówią: „Wierzymy w Boga od tak wielu lat i wysłuchaliśmy już tylu kazań, a jednak nasze skłonności wciąż nie uległy przemianie. Czyż nie zostaliśmy skrzywdzeni? Nasze zachowanie zmieniło się tylko nieznacznie – czyż to nie żałosne? Kiedy Bóg zacznie nas zbawiać? Kiedy dostąpimy zbawienia?”. Porozmawiajmy zatem o tym, jakie korzyści odnieśli ci, którzy doświadczyli owych rozmaitych aspektów Bożego dzieła, i jakie zmiany się w nich dokonały. Przed chwilą ktoś wspomniał o zmianach w zachowaniu – to ogólne stwierdzenie. Dokładniej rzecz ujmując: ludzie, którzy po raz pierwszy przychodzą do kościoła i przystępują do wykonywania swoich obowiązków, nigdy nie doświadczyli przycinania, są najeżeni i chcą mieć ostatnie słowo w każdej sprawie. Myślą sobie: „Teraz, gdy wierzę w Boga, w kościele przysługują mi prawa i swoboda, będę więc postępować tak, jak uważam za stosowne”. W końcu jednak, kiedy już przejdą przycinanie i dyscyplinowanie, gdy przeczytają Boże słowa, wysłuchają kazań oraz ludzi omawiających prawdę, nie będą już mieli śmiałości zachowywać się w taki sposób. W rzeczywistości nie stali się zupełnie ulegli; zyskali jedynie odrobinę rozsądku i zaczęli pojmować pewne doktryny. Gdy inni mówią rzeczy odpowiadające prawdzie, osoby te są w stanie uznać słuszność owych twierdzeń i choć być może dobrze ich nie rozumieją, potrafią je zaakceptować. Czyż nie są więc o wiele bardziej uległe niż wcześniej? To, iż są w stanie zaakceptować te kwestie, dowodzi, że ich zachowanie uległo pewnym zmianom. Jak do nich doszło? Były one możliwe dzięki namowom, pobudzeniu, a także pocieszeniu, jakie niosły za sobą Boże słowa. Niekiedy tacy ludzie potrzebują pewnej dyscypliny, przycinania, a także omówienia zasad, aby ktoś powiedział im, że dana czynność ma być wykonana w określony sposób i nie można tego zrobić inaczej. Takie osoby myślą: „Muszę to przyjąć. Oto gdzie leży prawda; któż ośmieliłby się jej zaprzeczyć?”. W domu Bożym Bóg jest wielki i prawda jest wielka; prawda tam panuje. Ta teoretyczna podstawa przyczyniła się do tego, że niektórzy ludzie się przebudzili i pojęli, na czym polega wiara w Boga. Weźmy kogoś, kto z początku był barbarzyński i zepsuty, zupełnie pozbawiony zahamowań, kto nie znał reguł, nie wiedział nic o wierze w Boga, o domu Bożym, o kościele ani o zasadach związanych z wykonywaniem obowiązku. Gdy taki nic niewiedzący człowiek przychodzi do domu Bożego z życzliwością i entuzjazmem, pełen „wielkich” aspiracji i nadziei, i jest tam pobudzany, napominany, podlewany i karmiony, przycinany za pomocą Bożych słów, gdy raz za razem jest chłostany i dyscyplinowany, to stopniowo jego człowieczeństwo ulega pewnym zmianom. Jakim? Ów człowiek zaczyna coś pojmować w kwestii zasad ludzkiego postępowania i dowiaduje się, że w przeszłości raczej brakowało mu podobieństwa człowieka; był barbarzyński, arogancki, krnąbrny i wzburzony; przemawiał w sposób niepodobny do prawdziwego człowieka i w swoim postępowaniu nie kierował się żadnymi regułami, nie umiał poszukiwać prawdy; sądził, iż wiara w Boga polega po prostu na tym, by czynić wszystko, o co Bóg poprosi, i iść wszędzie tam, gdzie On rozkaże. To oznacza, że człowiek ten nosił w sobie barbarzyński zapał, jednocześnie przez cały czas wierząc, iż była to lojalność i miłość wobec Boga. Teraz zaś wszystkiemu zaprzecza i wie, że były to wytwory ludzkiej wyobraźni, zaledwie dobre zachowania, zaś niektóre z tych rzeczy pochodziły wręcz od szatana. Ludzie wierzący w Boga powinni wsłuchiwać się w Jego słowa i ponad wszystko przedkładać prawdę, sprawiając, by we wszystkich kwestiach to ona dzierżyła władzę. Krótko mówiąc: teoretycznie wszyscy już pojęli, uznali i w głębi swych serc zaakceptowali, że te słowa wypowiedziane przez Boga są słuszne – że są prawdą, rzeczywistością rzeczy pozytywnych – niezależnie od tego, jak mocno zakorzeniły się one w ich sercach i jak wielką odegrały rolę. Następnie, po tym, jak ludzie ci w pewnym stopniu doświadczyli niematerialnej chłosty i dyscypliny, w ich świadomości rodzi się pewna doza prawdziwej wiary. Gdy przejdą drogę od początkowych niejasnych wyobrażeń o Bogu po towarzyszące im obecnie poczucie, iż Bóg istnieje i jest całkiem praktyczny, i gdy w swej wierze w Boga doświadczą owych uczuć, wówczas ich myśli i zapatrywania, sposoby postrzegania rzeczy, standardy moralne oraz tok myślenia stopniowo zaczną ulegać przemianie. Przykładowo: Bóg wymaga od ludzi uczciwości. Choć wciąż jesteś zdolny do kłamstwa i podstępu, w głębi serca wiesz, że fałsz jest czymś złym, a okłamywanie i zwodzenie Boga to grzech i niegodziwe usposobienie. Nie jesteś jednak w stanie sobie z tym poradzić. Załóżmy na przykład, że nadal masz aroganckie usposobienie. Czasami nie potrafisz się pohamować; często ujawniasz owo usposobienie i niejednokrotnie buntujesz się przeciwko Bogu, stale pragnąc dominować, chcąc samemu decydować i mieć ostatnie słowo. Wiesz jednak, że twoje usposobienie jest skażone, i potrafisz modlić się do Boga w tej intencji. Choć nie doszło do zauważalnej transformacji, twoje zachowanie stopniowo zaczęło ulegać zmianie. Mimo że nie zaznałeś sądu i karcenia, a twoje usposobienie nie uległo zmianie, prawda i słowa Boga stopniowo rozjaśniają otchłanie twego serca, jednocześnie kierując twoim zachowaniem i je zmieniając, sprawiając, że twoje życie jest coraz bardziej ludzkie i stopniowo budząc twoje sumienie. Jeżeli uczynisz coś wbrew swemu sumieniu, to poczujesz w sercu dyskomfort. Rozmowa na ten temat powoduje, że coś odczuwasz; nie jesteś już tak odrętwiały jak wcześniej, żałujesz i chcesz się poprawić. Nawet jeżeli nie jesteś w stanie od razu odmienić pod tym względem swojego usposobienia, to jeżeli dotyczy to twojego stanu, to zyskujesz świadomość, że w ogóle jesteś w takim stanie, a owa samoświadomość wpływa na zmianę twojego zachowania. Taka zmiana zachodzi wyłącznie w twoim zachowaniu. Choć jest to zmiana, która stale trwa, nie oznacza ona przemiany usposobienia – absolutnie nią nie jest. Niektórzy ludzie, usłyszawszy to, mogą poczuć się niepewnie i tak to wyrażać: „Nawet tak znacząca zmiana wciąż jeszcze nie stanowi przemiany usposobienia? Czym zatem jest taka przemiana? Jakie zmiany obejmuje?”. Odłóżmy to teraz na bok i pomówmy dalej o zmianach, które już zaszły w ludziach, a które są efektem Bożych słów i wszystkiego, co Bóg uczynił z człowiekiem. Ludzie ciężko pracują, by odmienić swoje myśli oraz przekonania, które nie odpowiadają prawdzie. Są świadomi w obliczu problemów i porównują je z prawdą, mówiąc: „Ta kwestia nie zgadza się z prawdą, lecz wciąż jeszcze nie potrafię porzucić mojego poglądu; nadal go wyznaję”. Ty tylko uświadomiłeś sobie i przekonałeś się, że twój pogląd nie jest zgodny ze słowami Boga – czy to wystarczający dowód, że zmieniłeś lub odrzuciłeś ów pogląd? Nie. On wcale nie uległ zmianie ani nie został przez ciebie odrzucony – to zaś dowodzi, że twoje skażone usposobienie pozostaje takie, jakie było, że nie zaczęło się zmieniać. Chodzi jedynie o to, że twoja świadomość, twoje wewnętrzne serce, przyjęło już Boże słowa i uznało je za prawdę. Jest to jednak tylko teoretyczne i subiektywne pragnienie – słowa Boga nie stały się jeszcze twoim życiem i twoją rzeczywistością. Kiedy Boże słowa staną się twoją rzeczywistością, porzucisz swoje poglądy i zaczniesz odnosić się do wszystkich ludzi, wydarzeń, rzeczy i do tego, co dzieje się wokół ciebie, posługując się przekonaniami zawartymi w Bożych słowach.
Na jakim etapie jest teraz wasze wejście w życie? Wiesz już, że twoje zapatrywania są błędne, lecz wciąż polegasz na nich w życiu i są one dla ciebie miarą Bożego dzieła. Własne myśli i poglądy służą ci do wydawania osądów na temat warunków, jakie Bóg dla ciebie stwarza, i to przez ich pryzmat postrzegasz Bożą władzę. Czy to jest zgodne z prawdozasadami? Czyż nie jest to absurdalne? Ludzie pojmują jedynie niewielką część doktryny, a mimo to chcieliby oceniać czyny Boga. Czyż nie jest to szczyt arogancji? Ty zaś tylko uznajesz, że słowa Boga są dobre i słuszne, a sądząc po twoim zewnętrznym zachowaniu, nie czynisz nic, co w sposób oczywisty byłoby sprzeczne z prawdą, a tym bardziej nic, co stanowiłoby osąd Bożego dzieła. Jesteś również w stanie podporządkować się ustaleniom dotyczącym pracy obowiązującym w domu Bożym. Tak wygląda przemiana z człowieka niewierzącego w naśladowcę Boga o obyczajności świętego. Z kogoś, kto w sposób zdecydowany kieruje się w życiu filozofiami, koncepcjami, prawami i wiedzą pochodzącymi od szatana, zmieniasz się w osobę, która usłyszawszy Boże słowa, czuje, iż są one prawdą, przyjmuje je i za prawdą podąża, stając się kimś zdolnym do uczynienia Bożych słów swoim życiem. Na tym właśnie, i na niczym więcej, polega ów proces. W owym czasie twoje zachowanie i sposoby postępowania z pewnością ulegną pewnym zmianom. Nie ma znaczenia, jak bardzo się zmienisz – to, co się w tobie uobecnia, nie jest dla Boga niczym więcej, jak przemianą zachowania i metod, twoich najskrytszych pragnień i aspiracji. Są to jedynie zmiany zachodzące w twoich myślach i zapatrywaniach, nic więcej. Być może teraz, gdy zbierzesz siły i poczujesz impuls, będziesz w stanie ofiarować swoje życie Bogu, lecz nie zdołasz osiągnąć absolutnego podporządkowania wobec Niego w sprawach, które wydają ci się szczególnie przykre. Na tym właśnie polega różnica między zmianą zachowania a przemianą usposobienia. Może i twoje życzliwe serce sprawia, że oddajesz Bogu życie i wszystko, co posiadasz, mówiąc: „Jestem gotów oddać moją życiodajną krew za Boga i pragnę tego. Niczego w tym życiu nie żałuję i na nic nie narzekam! Zrezygnowałem z małżeństwa, z perspektyw, jakie świat przede mną otwiera, z wszelkiej chwały oraz bogactw, i przyjmuję warunki stworzone dla mnie przez Boga. Wytrzymam wszelkie drwiny i oszczerstwa czyhające na mnie na tym świecie”. Jednakże gdy Bóg stwarza dla ciebie warunki niepasujące do twoich pojęć, jesteś zdolny do tego, by powstać, protestować przeciwko Niemu i stawić Mu opór. Na tym polega różnica między zmianą zachowania a zmianą usposobienia. Możliwe jest również, że jesteś w stanie oddać swoje życie dla Boga, porzucić ludzi, których kochasz najbardziej, lub to, co kochasz najbardziej, z czym twojemu sercu najtrudniej jest się rozstać – ale kiedy otrzymasz wezwanie, by przemówić do Boga z głębi serca i być uczciwą osobą, okaże się to dla ciebie trudne i nie będziesz potrafił tego zrobić. Na tym polega różnica między zmianą zachowania a zmianą usposobienia. Z drugiej strony, być może nie pragniesz w tym życiu cielesnych wygód, nie jadasz wystawnie ani nie nosisz pięknych ubrań i każdego dnia pracujesz, wykonując swój obowiązek, aż do zupełnego wyczerpania. Potrafisz wytrzymać wszelkiego rodzaju ból sprawiany przez ciało, ale jeśli Boże zrządzenia nie są zgodne z twoimi pojęciami, nie możesz tego zrozumieć, rodzą się w tobie skargi na Boga i błędne rozumienie Boga. Twoja relacja z Nim staje się coraz bardziej anormalna. Stale stawiasz Mu opór i buntujesz się, nie potrafiąc w pełni się podporządkować. Na tym polega różnica między zmianą zachowania a przemianą usposobienia. Jesteś gotów poświęcić swoje życie dla Boga, a zatem dlaczego nie potrafisz skierować do Niego szczerego słowa? Z chęcią porzucisz wszystko, co cię otacza, więc dlaczego nie możesz być szczególnie lojalny wobec posłannictwa wyznaczonego ci przez Boga? Chętnie poświęciłbyś Bogu swoje życie, więc dlaczego nie potrafisz się nad sobą zastanowić, widząc, że w swoim postępowaniu i w relacjach z innymi ludźmi polegasz na uczuciach? Dlaczego nie potrafisz zająć stanowiska w obronie dzieła kościoła i interesów domu Bożego? Czy osoba tego pokroju żyje przed Bogiem? Przysiągłeś już przed Nim, że przez całe swoje życie będziesz ponosić koszty na Jego rzecz i przyjmować wszelkie cierpienia, jakie spotkasz na swojej drodze – dlaczego więc jeden przypadek zwolnienia z obowiązku sprawia, iż pogrążasz się w zniechęceniu do tego stopnia, że przez wiele dni nie potrafisz się z tego podźwignąć? Dlaczego twoje serce jest pełne oporu, żalu, błędnych mniemań i zniechęcenia? Co się z tobą dzieje? To pokazuje, iż twoje serce najbardziej miłuje status, co oznacza poważną słabość. Dlatego, gdy zostajesz odsunięty, upadasz i nie potrafisz się podnieść. Stanowi to wystarczający dowód na to, że mimo zmiany zachowania, twoje życiowe usposobienie nie uległo zmianie. Na tym właśnie polega różnica między zmianą zachowania a przemianą usposobienia.
Większość ludzi wykazuje teraz dobre zachowania, lecz bardzo niewielu poszukuje prawdy bądź ją przyjmuje, i niemal nikt nie okazuje szczerego podporządkowania. Patrząc z tej perspektywy, wielu ludzi przechodzi jedynie zmiany zachowania, a także swych myśli i zapatrywań; osoby te mają w sobie gotowość i aspiracje, by przyjąć Bożą władzę i podporządkować się jej, i nie chowają w swych sercach urazy. Powiedz, czyż ludzie ci doświadczyli Bożego sądu i karcenia? (Nie). Niestety, świadectwa oparte na doświadczeniu, którymi podzieliliście się wcześniej, nie dotyczą Bożego sądu i karcenia – żadne z nich nie spełnia Bożych wymagań. Dopóki nie doświadczyłeś Bożego sądu i karcenia, dopóty przemiana twojego usposobienia się nie rozpoczęła. Jeżeli zaś przemiana twojego usposobienia jeszcze się nie rozpoczęła, to zmiany, które dostrzegasz, są jedynie zmianami w zachowaniu. Takie zmiany zachowania można przypisać temu, że ty sam współdziałasz, częściowo zaś wynikają one z twojego dobrego człowieczeństwa i są efektem Bożego dzieła. Naprawdę sądzisz, że Bóg, zbawiając ludzi, tylko na tym poprzestanie? (Nie). Co w takim razie uczyni On później? Przede wszystkim w jakie dzieło zaangażowany jest Bóg, gdy zbawia ludzi? (W dzieło sądu i karcenia). Podstawową metodą stosowaną przez Boga, by zbawić ludzi, jest sąd i karcenie. Niestety, jak dotąd niemal nikt nie był w stanie ich przyjąć. Z tego względu Boże dzieło zbawiania ludzi, doskonalenia ich i zmieniania ich skłonności oficjalnie jeszcze się nie rozpoczęło. Dlaczego? Ponieważ owo dzieło Boże nie może jeszcze zostać zrealizowane w ludziach. Z jakiego powodu? Ze względu na to, że biorąc pod uwagę obecny stan ludzi, ich postawę oraz to, do czego są dziś zdolni, wciąż daleko im do norm wymaganych przez Boga. Dlatego nie może On kontynuować swego dzieła. Czy to oznacza, że Bóg je przerwie? Nie, Bóg czeka. Co takiego jeszcze czyni, czekając? Obmywa On kościół, oczyszczając go z tych, którzy zakłócają jego pracę i w niej przeszkadzają, z antychrystów, złych duchów, złych ludzi, niedowiarków, z tych, którzy nie wierzą w Niego prawdziwie, i tych, którzy nie są nawet w stanie wykonywać pracy. Nazywamy to czyszczeniem pola albo oddzielaniem ziarna od plew. Czy czyszczenie pola jest najważniejszym dziełem Boga w tym czasie? Nie. W tym okresie Bóg nadal będzie czynił w was dzieło, pobudzając was za pomocą słów, podlewając, pielęgnując, przycinając was, chłoszcząc i dyscyplinując. Dokąd będzie to czynił? Dopiero gdy ludzie spełnią podstawowe warunki potrzebne do tego, by przyjąć sąd i karcenie, Bóg przystąpi do dzieła sądu i karcenia. Powiedzcie mi teraz, opierając się na waszych domysłach i osądach: jakie warunki muszą spełnić ludzie, zanim Bóg przystąpi do czynienia dzieła sądu i karcenia? Widzicie, że Bóg czyni wszystko w swoim czasie. On nie działa bezładnie. Jego dzieło zarządzania jest zgodne z planem, który stworzył, i czyni On każdą rzecz krok po kroku, nie w sposób przypadkowy. Jak wyglądają owe kroki? Każdy z nich musi odnieść skutek, a gdy Bóg widzi, że tak jest w istocie – wykonuje kolejny krok. Bóg wie, w jaki sposób Jego dzieło może odnieść skutek, co takiego musi powiedzieć i uczynić. Czyni On je zgodnie z ludzkimi potrzebami, nie zaś w sposób przypadkowy. Bóg czyni wszystko to, co skutecznie oddziałuje na ludzi, i z pewnością nie zajmuje się tym, co nieistotne i co nie przynosi żadnego rezultatu. Przykładowo: gdy pojawia się potrzeba przeprowadzenia lekcji poglądowych, dzięki którym wybrańcy Boga mogą rozwijać swoją umiejętność rozeznania, w kościele pojawiają się fałszywi Chrystusowie, antychryści, złe duchy, źli ludzie oraz ci, którzy zaburzają i zakłócają porządek. To wobec nich ludzie mogą rozwijać swoją umiejętność rozeznania. Kiedy wybrańcy Boga pojmą już prawdę i będą w stanie rozeznać się co do tych ludzi, będzie to oznaczało, że ci wyświadczyli już usługę i ich dalsze istnienie jest bez wartości. Wówczas wybrańcy Boga powstaną, by ich obnażyć i donieść na nich, kościół zaś natychmiast się z nich oczyści. Całe Boże dzieło składa się z poszczególnych etapów, a wszystkie one ułożone są przez Boga w taki sposób, by uwzględniały życiowe potrzeby człowieka oraz jego postawę. Czego on tak naprawdę potrzebuje i dlaczego w kościele pojawiają się antychryści i źli ludzie? Na ogół człowiek jest zagubiony w tych sprawach i nie rozumie, o co w nich chodzi. Niektórzy, nie pojmując Bożego dzieła, żywią pewne pojęcia, a nawet skarżą się tymi słowami: „Jakże antychryści mogą pojawiać się w kościele Bożym? Dlaczego Bóg się tym nie zajmuje?”. Dopiero przeczytawszy słowa Boga mówiące, że owe zjawiska służą temu, by ludzie wyciągnęli wnioski i rozwinęli umiejętność rozeznania, doznają olśnienia i pojmują Boże zamiary. Początkowo człowiekowi brak rozeznania w kwestii złych ludzi. Gdy kościół wyrzuca takie osoby, ludzie zaczynają żywić pewne pojęcia; uważają, iż ci, którzy zostali wyrzuceni, wnieśli wiele ofiar i byli zdolni przetrwać trudności, a także sądzą, że nie powinni oni zostać wyrzuceni. W obliczu tego, co uczynił Bóg, zaczynają stawiać opór. Jednakże po pewnym czasie spędzonym na doświadczaniu, zyskują zrozumienie prawdy i rozwijają w sobie umiejętność rozeznania złych ludzi. Teraz, gdy któryś ze złych ludzi zostanie wyrzucony, osoby te nie żywią już żadnych pojęć i nie stawiają oporu. Ujrzawszy złego człowieka ponownie dopuszczającego się złych czynów, potrafią go rozpoznać. Co więcej, wszyscy ze sobą współpracują, by donieść na taką osobę i usunąć ją, zanim wyrządzi jakiekolwiek poważne szkody. W ten sposób ci źli ludzie tracą oparcie w domu Bożym. Jak się to udaje? W jaki sposób ludzie zyskują taką umiejętność rozeznania? To dzieło Boga. Gdyby Bóg nie czynił swego dzieła, ludzie nigdy nie byliby w stanie pojąć tych rzeczy. Boże dzieło przebiega według pewnej sekwencji, a poszczególne składające się na nią kroki są zależne od tego, czego wymaga ludzkie życie. Jednakże ludzie sami nie są pewni, czego tak naprawdę potrzebują, mają zamęt w głowach. Dlatego Bóg może jedynie nieprzerwanie czynić swoje dzieło, udzielając ludziom licznych lekcji, umożliwiając im wejście w prawdorzeczywistość i osiągnięcie rezultatów, których od nich żąda. Bóg niestrudzenie kontynuuje swoje dzieło, niezależnie od tego, czy ludzie pojmują, czy też nie – taka jest Boża miłość. Widać to na przykładzie Bożego przycinania: jeśli jakiś człowiek popełni błąd, to Bóg go przycina, a jeżeli popełni go ponownie, to i Bóg powtórnie go przytnie. Jeżeli ów człowiek zostanie ponownie ujawniony, wówczas Bóg ponownie go przycina. Bóg cierpliwie czyni dzieło, aż do chwili gdy człowiek naprawdę osiągnie zrozumienie, otrząśnie się z odrętwienia, a ponownie znalazłszy się w obliczu podobnych sytuacji, stanie się tak wrażliwy, jakby dotykał przewodu pod napięciem, i nie popełni już błędów. To wystarczy – Bóg zakończy wówczas swoje dzieło. Gdy zetknąwszy się ponownie z takimi sprawami, jesteś w stanie sam sobie z nimi poradzić, przestrzegając zasad, Bóg nie ma już powodów do zmartwień. Jest to bowiem dowód na to, że pojąłeś Boże słowa oraz prawdę, przyjąłeś je w swym sercu i stały się one twoim życiem. Wówczas dzieło Boże dobiega końca. Takie są etapy Bożego dzieła. Doświadczywszy ich, dostrzeżesz Bożą istotę i mądrość – to niezaprzeczalne i stuprocentowo pewne.
Przed chwilą wspomnieliśmy, że etapy Bożego dzieła są powiązane ze zmianą ludzkiego usposobienia. Dzieło Boga nie polega na umożliwieniu ludziom dokonania niewielkiej zmiany zachowania, zrozumienia pewnych reguł i uzyskania odrobiny podobieństwa człowieka, a następnie ogłoszeniu tego wielkim sukcesem. Gdyby tak było, Boże dzieło zostałoby ukończone już w Wieku Łaski. Czego zatem chce Bóg? (Przemiany ludzkiego usposobienia). Zgadza się, ludzie prawdziwie zbawieni powinni przejść przemianę usposobienia. Bóg pragnie nie tylko zmiany ludzkiego zachowania, lecz, co ważniejsze, przemiany usposobienia – oto norma niezbędna człowiekowi do zbawienia. Dopiero co wymieniliśmy również pewne zmiany w zachowaniu, takie jak gotowość do porzucenia rzeczy i oddania życia za Boga – są to wyraźne zmiany zachowania. Jednakże gdy człowiek nie wypełnia lojalnie zadań wyznaczonych przez Boga, gdy nadal jest zdolny do zdawkowego postępowania oraz dopuszcza się oszustwa, to znaczy, że przemiana jego usposobienia jeszcze nie nastąpiła. Ludzie zasługują dziś na pochwałę jedynie pod względem zachowania; wydaje się, że swoją postawą bardziej przypominają świętych, zachowują się bardziej człowieczo, z pewną godnością i prawością. Jednakże, niezależnie od tego, jak dobre jest zachowanie człowieka, jeżeli nie łączy się ono z praktykowaniem prawdy i nie urzeczywistnia jego sumienia, rozumu i zwykłego człowieczeństwa, to nie ma ono nic wspólnego ze zmianą usposobienia i nie tego chce Bóg. Z tej perspektywy, biorąc pod uwagę wasze obecne zachowanie, bez względu na to, jak ściśle przestrzegacie reguł, jak bardzo jesteście ulegli i do jakiego stopnia poświęcacie swoje życie, czy też jak wielkie są wasze aspiracje – czy udało wam się zadowolić Boga? Czy spełniliście Boże wymogi? (Nie). Czy to dlatego, że są one zbyt wygórowane? Niektórzy myślą: „Ludzie są teraz tacy ulegli – jak to możliwe, że wciąż nie sprostali Bożym wymaganiom?”. Jak sądzicie: czy owa uległość to szczere podporządkowanie? (Nie). Zgadza się. Jest to jedynie odrobina racjonalności będącej owocem Bożej dyscypliny. Taki efekt zostaje osiągnięty wyłącznie dzięki Bożej dyscyplinie. Dopiero gdy Bóg z namaszczeniem wypowiedział wiele słów, sumienie ludzi się przebudziło, poruszyły ich wyrzuty i zaczęli urzeczywistniać pozory człowieczeństwa, przestrzegać pewnych zasad w swoim postępowaniu, nauczyli się zasięgać informacji we wszystkim, co czynią, i czuć skruchę, gdy postąpią wbrew zasadom. Krótko mówiąc: zmiany w zachowaniu nie wystarczają, by uzyskać Boży sąd i karcenie. Bóg wcale nie chce, by ludzie zmieniali swoje zachowanie. Czego więc pragnie? Przemiany ludzkiego usposobienia. Jakie są zewnętrzne przejawy przemiany usposobienia? Do jakiego stopnia ludzie muszą się zmienić w rozmaitych aspektach, by móc podlegać Bożemu sądowi i karceniu? Muszą oni przemienić się w takim stopniu, by Bóg mógł zobaczyć ich postępowanie we wszystkich aspektach. W szczególności muszą właściwie wykonywać swoje obowiązki, przyjmować przycinanie, poszukiwać prawdy we wszystkich rzeczach, w obliczu udręk i prób podążać za Bogiem, z gruntu przyjmować wszystko, co On mówi, i podporządkowywać się temu. Nawet gdy nie są nadzorowani i gdy czyhają na nich pokusy, potrafią powstrzymać się od czynienia złych rzeczy, nie popełniając żadnej niegodziwości. W oczach Boga tacy ludzie osiągnęli zadowalający poziom i formalnie spełniają warunki niezbędne do uzyskania sądu i karcenia, które to stanowią kolejny etap Bożego dzieła zbawienia i doskonalenia człowieka. Czy wiecie, o jakiego rodzaju sygnale, o jakiej normie tu mówimy? (Myślałem o tym, że dzięki Bożej chłoście i dyscyplinie człowiek może stopniowo odzyskać sumienie i rozum, a w połączeniu z pewnymi zmianami zachowania w ostatecznym rozrachunku będzie zdolny lojalnie wykonywać swoje obowiązki. Wówczas Bóg może przystąpić do czynienia dzieła sądzenia i karcenia owej osoby). Czy zgadzacie się wszyscy z tym stwierdzeniem? (Tak). Dobrze, lecz jest to tylko jeden z warunków. Zanim Bóg dokona na jakiejś osobie dzieła sądu i karcenia, najpierw ją oceni. W jaki sposób przeprowadzi taką ocenę? Bóg stosuje kilka norm. Najpierw przygląda się temu, jaki jest stosunek danej osoby do wyznaczonych przez Niego zadań, czyli jakie jest jej nastawienie do obowiązków, które powinna wykonywać, czy jest zdolna włożyć w nie całe serce, wypełnić je lojalnie i najlepiej jak potrafi. Krótko mówiąc: Bóg sprawdza, czy ludzie są w stanie spełnić standardy właściwego wykonywania obowiązku – to pierwszy z aspektów. Wiąże się to bezpośrednio z życiem w wierze w Boga i codzienną pracą, w którą ludzie się angażują. Dlaczego Bóg czyni z tego aspektu warunek, normę oceny? Czy wiecie, z czego to wynika? Gdy Bóg powierza człowiekowi jakieś zadanie, ocenia go przede wszystkim pod kątem jego postawy – to ona jest najważniejsza. Człowiek otrzymuje zadanie od Boga; jak podejdzie do niego ktoś, kto posiada sumienie, a jak ktoś, kto go nie posiada? Jak odniesie się do niego osoba racjonalna, a jak nieracjonalna? Istnieje pomiędzy nimi rozróżnienie. Człowieczeństwo powinno charakteryzować się sumieniem i racjonalnością. Niemniej jednak posiadanie jedynie odrobiny sumienia czy racjonalności nie wystarczy. Czy odzyskawszy sumienie i racjonalność, ludzie stają się bardziej ludzcy? Czy zyskali w ten sposób prawdorzeczywistość? Nie, to wciąż zbyt mało. Bóg przygląda się także temu, jaką ścieżką podążają ludzie w czasie wykonywania swojego obowiązku. Jakiego rodzaju ścieżka mogłaby spełnić normy wymagane przez Boga? Przede wszystkim nie wolno dopuszczać się zła i należy z podporządkowaniem wykonywać obowiązek – to minimalna norma. Jeżeli człowiek jest zdolny do czynienia zła, to jest skończony; Bóg nie chce zbawiać ludzi tego pokroju. Ponadto, jeżeli chodzi o podchodzenie do zadań wyznaczonych przez Boga, to oprócz ich sumiennego i racjonalnego wypełniania, bardzo ważna jest potrzeba poszukiwania prawdy i zrozumienia intencji Bożych. Niezależnie od okoliczności i od tego, czy sprawa, z którą masz do czynienia, przystaje do twoich pojęć i wyobrażeń, powinieneś zachować postawę podporządkowania. W tym momencie Bóg pragnie, byś przyjął taką postawę. Czy świadczy o niej samo uznanie, iż słowa Boga są całą prawdą i są słuszne? Absolutnie nie. Jaka jest praktyczna strona postawy podporządkowania? Oto jaka jest: musisz zmusić się do tego, by przyjąć słowa Boga. Choć twoje wejście w życie jest powierzchowne, twoja postawa niewystarczająca, a wiedza na temat praktycznej strony prawdy nadal nie dość głęboka, wciąż jesteś zdolny podążać za Bogiem i podporządkowywać Mu się – oto jest postawa pełna posłuszeństwa. Zanim osiągniesz pełne podporządkowanie, musisz przybrać taką postawę, czyli przyjąć Boże słowa, uwierzyć, iż są one słuszne, uznać je za prawdę i za zasady praktyki oraz przestrzegać ich niczym regulaminu, nawet wtedy, gdy dobrze nie pojmujesz zasad. Oto przykład postawy pełnej posłuszeństwa. Jako że twoje usposobienie nadal nie uległo przemianie, chcąc prawdziwie podporządkować się Bogu, musisz mieć odpowiednią mentalność i aspiracje do tego, by być posłusznym. Powinieneś mówić: „Podporządkuję się bez względu na to, co uczyni Bóg. Nie pojmuję wiele z prawdy, lecz wiem, że gdy Bóg powie mi, co mam robić – uczynię to”. Bóg widzi w tym postawę pełną posłuszeństwa. Niektórzy pytają: „A jeśli się myliłem, podporządkowując się Bogu?”. Czy Bóg w ogóle może być w błędzie? On jest prawdą i sprawiedliwością. Bóg nie popełnia błędów; czyni po prostu wiele rzeczy nieprzystających do ludzkich pojęć. Powinieneś powiedzieć: „Nie ma znaczenia, czy czyny Boga odpowiadają moim wyobrażeniom; po prostu skoncentruję się na słuchaniu Jego słów, okazywaniu Mu posłuszeństwa, przyjmowaniu Go i podążaniu za Nim. Jako istota stworzona to właśnie powinienem czynić”. Jeżeli nawet niektórzy ludzie oceniają cię za to, że okazujesz ślepe posłuszeństwo, nie powinieneś się tym przejmować. Masz w sercu pewność, że Bóg jest prawdą i że powinieneś Mu się podporządkować. Jest to słuszne i właśnie taką mentalność winni mieć ci, którzy okazują posłuszeństwo. Jedynie ludzie o takiej mentalności mogą zyskać prawdę. Jeżeli nie masz takiej mentalności, lecz mówisz: „Nie znoszę, gdy inni mnie drażnią. Nikomu nie uda się mnie oszukać. Jestem zbyt bystry i nikt nie zmusi mnie do podporządkowania! Badam i analizuję wszystko, co napotkam na swojej drodze. Tylko wtedy, gdy będzie to zgodne z moimi poglądami i będzie dla mnie do przyjęcia, okażę posłuszeństwo”, to czy taka postawa jest pełna posłuszeństwa? Nie, to oznacza, że brak ci uległej mentalności i w głębi serca nie masz zamiaru się podporządkować. Jeżeli mówisz: „Nawet gdy chodzi o boga, i tak muszę to przeanalizować. Traktuję tak samo nawet królów i królowe. To, co mówisz, na nic mi się nie zda. To prawda, że jestem istotą stworzoną, lecz nie jestem głupcem, więc mnie tak nie traktuj” – wówczas jesteś skończony; nie spełniasz warunków potrzebnych do przyjęcia prawdy. Takim ludziom brak choćby odrobiny racjonalności. Skoro nie posiadają zwykłego człowieczeństwa, to czyż nie są zwierzętami? Jakże człowiek może stać się posłuszny, nie będąc racjonalnym? By osiągnąć posłuszeństwo, należy najpierw odznaczać się uległą mentalnością. Tylko mając taką mentalność, można mówić o jakiejkolwiek racjonalności. Jeżeli człowiek nie posiada takiej mentalności, to brak mu również wszelkiej racjonalności. Ludzie to istoty stworzone; jakże mogą wyraźnie ujrzeć Stwórcę? Cała ludzkość przez 6000 lat nie była w stanie odszyfrować ani jednej Bożej idei, jak zatem ludzie mieliby w mgnieniu oka pojąć to, co czyni Bóg? Nie jesteś w stanie tego zrozumieć. Bóg od tysięcy lat czyni wiele rzeczy i wiele z nich już objawił ludzkości, lecz gdyby ich jej nie objaśnił – nadal by tego nie zrozumiała. Być może dziś rozumiesz dosłowne znaczenie Jego słów, lecz tak naprawdę pojmiesz je w pewnym stopniu dopiero po dwudziestu latach. Oto jak wielka przepaść dzieli ludzi od tego, czego żąda Bóg. W związku z tym ludzie powinni posiadać racjonalność oraz uległą mentalność. Ludzie są zaledwie mrówkami i larwami, a mimo to chcieliby wyraźnie ujrzeć Stwórcę. To bardzo nierozsądne. Niektórzy stale narzekają, że Bóg nie wyjawia im swoich tajemnic i wprost nie wyjaśnia prawdy, nieustannie skłaniając ich do poszukiwań. Jednakże takie wypowiedzi są niewłaściwe i nierozsądne. Jak wiele spośród wszystkich wypowiedzianych przez Boga słów pojmujesz? Ile potrafisz wcielić w życie? Dzieło Boże zawsze przebiega etapami. Czy gdyby 2000 lat temu Bóg powiedział ludziom o swoim dziele dni ostatecznych, to oni by je pojęli? W Wieku Łaski Pan Jezus przyjął podobieństwo grzesznego ciała i posłużył jako ofiara przebłagalna za grzechy wszystkich ludzi. Gdyby wówczas powiedział o tym ludziom, któż by to zrozumiał? Teraz tacy jak wy pojmują pewne teorie i koncepcje, lecz nigdy nie będą w stanie objąć umysłem takich prawd, jak rzeczywiste usposobienie Boga, Jego intencja miłowania ludzkości czy źródło i plan kryjące się za tym, co Bóg uczynił w tamtym czasie. Oto tajemnica prawdy, istota Boga. Jakże ludzie mogliby jasno to postrzegać? Twoje pragnienie, by wyraźnie ujrzeć Stwórcę, jest zupełnie nierozsądne. Jesteś zbyt arogancki i przeceniasz swoje możliwości. Ludzie nie powinni mieć takich pragnień. Zupełnie wystarczy, jeżeli pojmą część prawdy. W twoim przypadku zrozumienie choćby cząstki prawdy jest już wystarczającym osiągnięciem. Czy więc racjonalne jest posiadanie uległej mentalności? Jest to jak najbardziej racjonalne. Uległa mentalność oraz postawa podporządkowania stanowią niezbędne minimum, jakie powinna posiadać każda istota stworzona.
Ile czasu zajmuje dojście do właściwego i lojalnego wykonywania swojego obowiązku oraz wykształcenie w sobie uległej mentalności? Czy potrzeba na to określonej liczby lat? Nie ma określonych ram czasowych; wszystko zależy od ludzkich dążeń, aspiracji i stopnia tęsknoty za prawdą. Jest to również zależne od wrodzonego sumienia, rozumu, charakteru i zrozumienia człowieka. Gdy tylko wykształci on w sobie postawę podporządkowania, w jego mowie, czynach i zachowaniu natychmiast zajdą dalsze zmiany. Na czym one polegają? Obecnie w oczach Boga jesteś w zasadzie uczciwym człowiekiem. Co oznacza bycie zasadniczo uczciwym? Znaczy to, że w twojej mowie jest mniej zamierzonego kłamstwa; osiemdziesiąt procent tego, co mówisz, to prawda. Czasami, z powodu moralnego zepsucia, okoliczności lub z jakiejś innej przyczyny mimowolnie kłamiesz i odczuwasz dyskomfort, jakbyś połknął muchę; później przez kilka dni czujesz się nieswojo. Przyznajesz się do błędu i okazujesz skruchę przed Bogiem, po czym następują zmiany: coraz rzadziej kłamiesz, a twój stan ulega poprawie. W oczach Boga w zasadzie jesteś uczciwą osobą. Niektórzy mówią: „Skoro człowiek zasadniczo jest uczciwy, to czyż jego usposobienie nie uległo przemianie?”. Czy tak rzeczywiście jest? Nie, doszło jedynie do zmiany w zachowaniu. W oczach Boga bycie uczciwym człowiekiem pociąga za sobą coś więcej niż tylko zmianę w sposobie postępowania i w zachowaniu; wymaga to również istotnych zmian mentalności i poglądów na różne sprawy. Tacy ludzie nie zamierzają więcej kłamać ani oszukiwać, a ich słowa i czyny w żadnym razie nie są fałszywe ani zwodnicze. Ich słowa i czyny stają się coraz prawdziwsze, a w ich wypowiedziach jest coraz więcej szczerości. Przykładowo: gdy ktoś zapyta cię, czy dopuściłeś się danego czynu, to nawet gdyby przyznanie się do winy skutkowało biciem lub karą, ty i tak jesteś gotów powiedzieć prawdę. Nawet gdy przyznanie się do tego czynu wiąże się z poważną odpowiedzialnością, gdy grozi śmiercią lub unicestwieniem, ty i tak jesteś zdolny wyznać prawdę i jesteś gotów ją praktykować, po to by zadowolić Boga. To oznacza, że twoja postawa wobec Bożych słów stała się całkiem nieugięta. Moment nie ma znaczenia – wybór którejkolwiek z norm praktyki wymaganych przez Boga nie stanowi już dla ciebie żadnego problemu; jesteś w stanie w naturalny sposób je spełnić i wcielić w życie, nie będąc powstrzymywanym przez zewnętrzne okoliczności, bez przewodnictwa przywódców i pracowników czy poczucia, że Bóg sprawuje nad tobą nadzór. Jesteś w stanie czynić to wszystko sam bez większego wysiłku. Potrafisz zapobiegawczo przeanalizować własne zachowanie, określić, czy jest ono właściwe i zgodne z prawdą oraz czy zadowala Boga, a wszystko to nie będąc powstrzymywanym przez zewnętrzne okoliczności, a nie ze strachu przed Bożą dyscypliną czy przed wyrzutami sumienia, a już na pewno nie z obawy przed ośmieszeniem czy nadzorem ze strony innych – żaden z tych powodów nie gra roli. Wtedy to w zasadzie spełniasz normę bycia uczciwym człowiekiem w oczach Boga. Jest to trzeci podstawowy warunek przyjęcia Bożego sądu i karcenia.
Przed chwilą omówiliśmy trzy warunki niezbędne do przyjęcia Bożego sądu i karcenia: pierwszym z nich jest odpowiednie wykonywanie swojego obowiązku, drugim – postawa podporządkowania, trzecim zaś bycie zasadniczo uczciwym. Jak poddać ocenie ów trzeci warunek? Jakie kryteria są brane pod uwagę? (Człowiek świadomie rzadziej kłamie i częściej mówi prawdę). Chodzi o to, by w większości przypadków umieć powiedzieć prawdę – każdy z was powinien być w stanie to ocenić, czyż nie? Bycie uczciwą osobą to trzeci warunek niezbędny do przyjęcia Bożego sądu i karcenia. Drugim zaś jest postawa podporządkowania, która obejmuje kilka elementów: przede wszystkim to, by nie sprawdzać ani nie analizować dzieła Bożego, a tylko przyjąć uległą mentalność. Ponadto pociąga to za sobą dążenie do bycia uczciwym człowiekiem, by mówić mniej kłamstw i w większości przypadków być w stanie mówić prawdę, wyrażając swoje prawdziwe uczucia. Najważniejszy aspekt stanowi tutaj subiektywna współpraca człowieka, czyli aktywne czynienie postępów i dążenie do poznania prawdy. Uległa mentalność to rezultat osiągnięty na polu subiektywności; zdolność stania się uczciwym człowiekiem – bycie zasadniczo uczciwym – również jest kwestią subiektywną i efektem sumiennych dążeń. Jest jeszcze jeden podstawowy warunek dopuszczenia do przyjęcia Bożego sądu i karcenia. Najpierw dam wam wskazówkę i jeżeli podążycie za moim tokiem myślenia, będziecie w stanie ją zrozumieć. Czy ludzie popełnili w tym życiu wiele błędów, odkąd zaczęli wierzyć w Boga, aż do momentu, gdy przestali? Czy doszło do wielu aktów buntu skierowanych przeciwko Bogu? (Tak, było ich wiele). Co zatem powinien uczynić człowiek, który popełnił błąd, bądź jest zbuntowany? (Serce takiego człowieka musi być pełne skruchy). Serce pełne skruchy cechuje człowieka mającego sumienie i rozum. Sumienie i rozum stanowią minimum, jakie powinien posiadać człowiek uzyskujący Boże zbawienie; ludzie pozbawieni tych rzeczy nie mogą go dostąpić. Czymże jest ktoś, kto popełniwszy błąd, nie potrafi okazać skruchy? Czyż człowiek, którego nigdy nie stać na skruchę, może do samego końca podążać za Bogiem? Czy jest w stanie przejść prawdziwą przemianę? (Nie). Dlaczego nie? (Ponieważ brakuje mu serca pełnego skruchy). Zgadza się, a to prowadzi nas do ostatniego warunku: człowiek musi mieć serce pełne skruchy. Choć ludzie podążają za Bogiem, to z powodu swojej głupoty i ignorancji oraz różnych rodzajów zepsutego usposobienia często okazują się zbuntowani i czasami niewłaściwie rozumieją Boga i narzekają na Niego. Schodzą na manowce, a niektórzy nawet wyrabiają sobie pojęcia na temat Boga, popadają w zniechęcenie i przez jakiś czas niedbale wykonują pracę i tracą wiarę. Przejawy buntu pojawiają się na wszystkich etapach życia ludzi. Mają Boga w sercach i wiedzą, że On działa, kiedy coś im się przydarza, ale czasami ten fakt do nich nie dociera. Chociaż na pozór są w stanie się podporządkować, w głębi duszy po prostu nie potrafią tego zaakceptować. Jakie są wyraźne przejawy tego braku wewnętrznej akceptacji? Jednym z przejawów jest to, że choć wiedzą wszystko, po prostu nie są w stanie odłożyć na bok tego, co zrobili, i stanąć przed Bogiem, by przyznać się do swoich błędów i powiedzieć: „Boże, myliłem się. Nie będę już tak postępował. Będę poszukiwał Twoich intencji i robił to, co Ty każesz mi czynić. Nie słuchałem Ciebie; byłem głupi i często zbuntowany. Teraz to wiem”. Jaką postawę mają ludzie, jeśli potrafią przyznać się do swoich błędów? (Chcą dokonać zwrotu). Jeśli ludzie mają sumienie i rozum i pragną prawdy, ale nie wiedzą, jak zastanowić się nad sobą i dokonać zwrotu po popełnieniu błędów, uważają natomiast, że co było, to było i mają przekonanie, że się nie mylą, jaki rodzaj usposobienia to pokazuje? Co to za zachowanie? Jaka jest istota takiego zachowania? (Bycie nieprzejednanym). Tacy ludzie są nieprzejednani i cokolwiek się stanie, pójdą tą właśnie ścieżką. Bóg nie lubi takich ludzi. Co powiedział Jonasz, gdy przekazał słowa Boga mieszkańcom Niniwy? („Jeszcze czterdzieści dni, a Niniwa zostanie zburzona” (Jon 3:4)). Jak mieszkańcy Niniwy zareagowali na te słowa? Gdy zobaczyli, że Bóg zamierza ich zgładzić, czym prędzej wzięli wory pokutne i popiół, wyznali Mu swoje grzechy i porzucili złą ścieżkę. To właśnie jest skrucha. Jeśli człowiek jest w stanie okazać skruchę, to staje przed nim ogromna szansa. Cóż to za szansa? Szansa na dalsze życie. Bez prawdziwej skruchy trudno byłoby ci posuwać się naprzód, czy to w wykonywaniu obowiązków, czy w dążeniu do zbawienia. Na każdym etapie – bez względu na to, czy Bóg cię dyscyplinuje i chłoszcze, czy też napomina i poucza – jeśli dochodzi do konfliktu między tobą a Bogiem, a ty nie dokonujesz zwrotu i dalej trzymasz się swoich idei, punktów widzenia i postaw – wtedy nawet jeśli twoje kroki zmierzają do przodu, to jednak konflikt między tobą a Bogiem, twoje niezrozumienie, twoje narzekania oraz twoja buntowniczość wobec Niego nie zostaną skorygowane, a twoje serce się nie odmieni. Wówczas Bóg ze swojej strony cię wyeliminuje. Chociaż nie zrezygnowałeś z bieżącego obowiązku, nadal go wykonujesz i masz choć trochę lojalności wobec tego, co Bóg zlecił, a ludzie uważają to za dopuszczalne, spór między tobą i Bogiem jest nierozwiązywalny. Nie wykorzystałeś prawdy, aby go rozwiązać i zdobyć prawdziwe zrozumienie intencji Bożych. W rezultacie pogłębia się twoje niezrozumienie Boga i zawsze myślisz, że Bóg jest w błędzie, a ty jesteś traktowany niesprawiedliwie. Oznacza to, że nie zawróciłeś ze złej drogi. Twoja buntowniczość, twoje pojęcia i twoje niezrozumienie Boga wciąż się utrzymują, co sprawia, że masz mentalność braku uległości, zawsze jesteś zbuntowany i przeciwstawiasz się Bogu. Czy taka osoba nie jest kimś, kto buntuje się przeciwko Bogu, sprzeciwia się Mu i uparcie odmawia okazania skruchy? Dlaczego Bóg przywiązuje taką wagę do ludzi dokonujących zwrotu? Z jaką postawą istota stworzona powinna odnosić się do Stwórcy? Z uznaniem, że Stwórca ma rację, bez względu na to, co robi. Jeśli tego nie uznasz, to stwierdzenie, że Stwórca jest prawdą, drogą i życiem, będzie dla ciebie tylko pustymi słowami. A jeżeli tak się sprawy mają, czy nadal możesz dostąpić zbawienia? Nie możesz. Nie będziesz się do tego nadawał; Bóg nie zbawia ludzi takich jak ty. Niektórzy mówią: „Bóg prosi, aby ludzie mieli skruszone serce i aby wiedzieli, jak dokonać zwrotu. Jednakże w wielu sprawach nie dokonałem zwrotu. Czy mam jeszcze na to czas?”. Tak, jest jeszcze czas. Ponadto niektórzy pytają: „W jakich sprawach muszę dokonać zwrotu? To, co było w przeszłości, przeminęło i zostało zapomniane”. Jeśli twoje usposobienie nie zmienia się, jeśli nie uświadamiasz sobie, co w twoich działaniach nie jest zgodne z prawdą i co nie może być zgodne z Bogiem, oznacza to, że węzeł, który istnieje między tobą a Bogiem, nie został jeszcze rozsupłany; sprawa nie została rozwiązana. To usposobienie jest w tobie: ta idea, punkt widzenia i nastawienie wiążące się z buntem przeciw Bogu, są w tobie. Gdy tylko pojawią się odpowiednie okoliczności, ten twój punkt widzenia ponownie się wyłoni i konflikt z Bogiem wybuchnie na nowo. Tak więc, chociaż nie możesz naprawić przeszłości, musisz skorygować to, co wydarzy się w przyszłości. Jak można to zrobić? Musisz dokonać zwrotu i odłożyć na bok swoje pomysły i intencje. Kiedy już poweźmiesz taki zamiar, w naturalny sposób osiągniesz również postawę uległości. Jednak, ściślej mówiąc, odnosi się to do ludzi, którzy dokonują zwrotu w swojej postawie względem Boga, Stwórcy; jest to uznanie i potwierdzenie faktu, że Stwórca jest prawdą, drogą i życiem. Jeśli potrafisz dokonać zwrotu, dowodzi to, że jesteś w stanie odsunąć na bok te rzeczy, które uważasz za słuszne, lub te, które cała ludzkość – zepsuta ludzkość – zbiorowo uważa za słuszne; zamiast tego przyznasz, że słowa Boga są prawdą i że są pozytywne. Jeśli możesz przyjąć taką postawę, dowodzi to, że uznajesz tożsamość Stwórcy i Jego istotę. Tak patrzy na tę sprawę Bóg i dlatego uważa zawrócenie ze złej drogi za szczególnie ważne.
Niektórzy ludzie pytają: „Jeżeli człowiek nie uczynił nic niegodziwego, to dlaczego ma zejść ze złej drogi?”. Nawet jeżeli w danym momencie nie zrobiłeś nic złego, najpierw musisz pojąć prawdę dotyczącą skruchy. Powinieneś ją posiadać. Zrozumiawszy prawdę, odkryjesz, że niektóre z twoich czynów były niewłaściwe, i wykryjesz problemy związane z twoimi zamiarami i mentalnością, czyli z twoim usposobieniem. Kwestie te wypłyną na powierzchnię, zanim zdasz sobie z tego sprawę, i sprawią, że dostrzeżesz, iż twoja relacja z Bogiem w rzeczywistości nie jest zwyczajnym związkiem pomiędzy Nim a ludźmi. Bóg pozostaje Bogiem, ty natomiast jesteś istotą stworzoną, która nie spełnia norm. Sprawy, w których ludziom nie udało się zachować właściwego sobie miejsca, ani osiągnąć tego, co powinni – to znaczy wywiązać się ze swoich obowiązków – zacisną się w nich niczym węzeł. Jest to nadal praktyczny problem, który wymaga rozwiązania. Jak zatem go rozwiązać? Jaką postawę powinni przyjąć ludzie? Przede wszystkim muszą być gotowi zejść ze złej drogi. Jak należy wcielić w życie ową gotowość do dokonania zwrotu? Przykładowo: pewien człowiek od paru lat pełni funkcję przywódcy, lecz ze względu na słaby format nie wykonuje dobrze swojej pracy, nie jest w stanie postrzegać żadnej sytuacji w sposób klarowny, nie potrafi posłużyć się prawdą w celu rozwiązania problemów i tak naprawdę w ogóle nie umie pracować, przez co zostaje zwolniony. Co takiego powinien uczynić, jeżeli po tym, jak go odprawiono, jest w stanie się podporządkować i nadal wykonywać swoje obowiązki, a także pragnie zejść ze złej drogi? Taki człowiek powinien przede wszystkim zrozumieć następujące słowa: „Bóg miał rację, postępując w ten sposób. Mam naprawdę słaby charakter i od bardzo dawna nie wykonuję żadnej realnej pracy, zamiast tego jedynie wstrzymuję dzieło kościoła i wejście w życie braci i sióstr. Mam szczęście, że dom Boży z miejsca mnie nie wyrzucił. Przez cały ten czas naprawdę bezczelnie trzymałem się swojego stanowiska, a wręcz wierzyłem, że wykonałem kawał dobrej roboty. Jakież to nierozsądne z mojej strony!”. Czy zdolność odczuwania nienawiści do samego siebie oraz wyrzutów sumienia jest wyrazem gotowości do dokonania zwrotu? Jeżeli człowiek jest w stanie to przyznać, to znaczy, że jest gotowy. Wyraża wprost gotowość zejścia ze złej drogi, jeśli w głębi serca mówi sobie: „Przez cały ten długi czas, gdy pełniłem funkcję przywódcy, stale dążyłem do osiągnięcia korzyści płynących ze statusu; nieustannie głosiłem doktrynę i w nią się zaopatrywałem; nie zabiegałem o wejście w życie. Dopiero teraz, kiedy zostałem zastąpiony, widzę, jak bardzo jestem niedoskonały i jak wiele mi brakuje. Bóg uczynił to, co należało, a ja muszę się podporządkować. W przeszłości cieszyłem się statusem, a bracia i siostry dobrze mnie traktowali; towarzyszyli mi, gdziekolwiek się udałem. Dziś nikt nie zwraca na mnie uwagi, zostałem porzucony – należało mi się, zasłużyłem na taką karę. A poza tym: jak istota stworzona mogłaby posiadać jakikolwiek status w oczach Boga? Nie ma znaczenia, jakim statusem cieszy się dana osoba, nie jest on ani wynikiem, ani przeznaczeniem; Bóg wyznacza mi posłannictwo nie po to, bym wykorzystywał swoją pozycję czy rozkoszował się własnym statusem, lecz po to, bym wykonywał swój obowiązek, powinienem więc czynić, co w mojej mocy. Powinienem przyjąć postawę podporządkowania wobec Bożej władzy i zarządzeń domu Bożego. Choć podporządkowanie się może okazać się trudne, muszę się na to zdobyć; Bóg słusznie czyni i nawet gdybym miał tysiące czy dziesiątki tysięcy wymówek, żadna z nich nie odpowiadałaby prawdzie. Prawdą jest podporządkowanie się Bogu!”. Jak Bóg oceniłby człowieka, który to wszystko posiada? Rzekłby, że jest to człowiek posiadający sumienie i rozum. Czy to wysoka ocena? Nie jest ona szczególnie wysoka; samo posiadanie sumienia i rozumu nie spełnia norm potrzebnych do tego, by być doskonalonym przez Boga. Jednakże w przypadku osoby tego pokroju jest to niemałe osiągnięcie. Okazywanie posłuszeństwa to cenna umiejętność. Później zaś sposób, w jaki człowiek stara się sprawić, by Bóg zmienił swój pogląd na jego temat, zależy od obranej przez niego drogi. Jeżeli nie okazał szczerej skruchy, a z powodu braku statusu nie jest lojalny w kwestii swoich obowiązków i stale wykonuje je pobieżnie, to jest całkowicie skończony i zostanie wyeliminowany. Jeżeli nadal żywi urazę i skarży się w ten sposób: „Gdy byłem przywódcą, wiele wycierpiałem i pracowałem ciężko nawet wtedy, gdy nic z tego nie miałem. Mówią, że nie wykonywałem rzeczywistej pracy, tymczasem ja robiłem całkiem sporo. Nieważne, czy osiągnąłem jakieś rezultaty, czy też nie – przynajmniej nie byłem bezczynny. Chociażby z tego względu Bóg nie powinien tak po prostu mnie eliminować. Nie mam nawet statusu, a wciąż zmusza się mnie, bym robił to czy tamto. Czyż nie jest to igranie ze mną?” i jeżeli po tym, jak go zastąpiono, zupełnie brakuje mu zapału do wykonywania jakiegokolwiek obowiązku, to czyż jest on choć trochę lojalny i podporządkowany? Człowiek tego pokroju nie jest lojalny, podporządkowany ani gotowy do tego, by zejść ze złej drogi – nie ma żadnej z tych cech. Czyż to nie żałosne? Jest to bardzo żałosne; przez te wszystkie lata ów człowiek wierzył na próżno. Latami słuchał kazań, nie praktykując jednak żadnej prawdy, stale wykładał innym słowa i doktryny, lecz sam nie był w stanie nic uczynić – oto jak ów człowiek wierzył w Boga; głosił całkiem sporo doktryn innym, a na koniec nie potrafił rozwiązać nawet własnych problemów. Jakież to żałosne! I ktoś taki nadal pragnie uzyskać Boży sąd i karcenie? Po tym, jak ów człowiek zostaje zastąpiony, nadal rywalizuje z Bogiem i cierpi męki, w ogóle nie okazując podporządkowania. Czyż nie jest to bezmyślne cierpienie? Twoje cierpienie nie jest nic warte! Abstrahując od wszystkiego innego i biorąc pod uwagę jedynie to, że wpadłeś we wściekłość i stałeś się agresywny, gdy kościół usunął cię z zajmowanego stanowiska, można stwierdzić, iż nie jesteś godzien bycia człowiekiem, nie jesteś godzien bycia Bożą istotą stworzoną. Dlaczego więc się sprzeczasz? Wszystkie twoje argumenty są bezwartościowe. Wierzysz od tak wielu lat, a wciąż brakuje ci choćby odrobiny podporządkowania; gdzież są owoce twojej wieloletniej wiary? To żałosne, wstrętne, oburzające! Nadano ci status, który potraktowałeś jak funkcję urzędową – czy posiadanie statusu oznacza, że twoje usposobienie uległo przemianie? Czyż nie jest to po prostu Boża łaska? Bóg zaszczycił cię owym posłannictwem, lecz ty potraktowałeś je jak funkcję urzędową – czyż to nie oburzające? Czy w domu Bożym są urzędnicy? Na przestrzeni wieków pośród świętych nie było nikogo takiego. Ludzie od dwóch tysięcy lat czczą Pawła, choć nigdy nie powiedziano, by miał on posiadać jakikolwiek oficjalny tytuł. Dlatego określenie „urzędnik” nie ma tu zastosowania; nie jest to ani nagroda, ani posłannictwo od Boga, musisz zatem dać temu spokój. Czy Bóg będzie aprobował to, że nieustannie dążysz do pełnienia roli funkcjonariusza? Czy pozwoli ci to dostąpić zbawienia? Zdecydowanie nie. Właśnie wspomnieliśmy o tym, że aby móc przyjąć Boży sąd i karcenie, człowiek musi być gotów zejść ze złej drogi. Czy to jest ważne? (Tak). Przyjęcie takiej postawy jest niezmiernie istotne! Jeżeli pragniesz ustanowić pomiędzy sobą a Stwórcą relację Zbawiciel-zbawiony i chcesz, by Bóg cię zbawił, musisz skorygować swoją pozycję i określić, jakie jest miejsce i status Boga w twoim sercu. Jaką więc zajmujesz pozycję? (Istoty stworzonej). Kim jest istota stworzona? Człowiekiem, a nie zwierzęciem. Musisz zawsze pamiętać o tym, że jesteś istotą stworzoną, zwykłym człowiekiem, i nie wolno ci zapominać o przynależnym ci miejscu. Gdy Bóg obdarza cię odrobiną łaski i błogosławieństwa, zapominasz o tym, kim jesteś. Kiedy On w swej skromności i utajeniu kieruje do ciebie płynące z głębi serca słowa, aby cię pocieszyć – wywyższa cię; a mimo to ty wynosisz się ponad innych, pragnąc zrównać się z Bogiem. Czy człowiek by tak postąpił? (Nie). Bóg nie uznaje takiej istoty stworzonej jak ty – równie dobrze możesz usunąć się na bok! Skoro Bóg cię nie uznaje, to czyż będzie cię doskonalił? Nie spełniasz warunków niezbędnych do tego, by mógł to czynić. Czy sedno tej dyskusji stało się teraz zrozumiałe? Zatem gotowość do zmiany obranej drogi jest niezwykle ważna; to stan umysłu, a zarazem postawa. Taka postawa zaś jest ważną zasadą praktyki, którą należy posiadać, chcąc dostąpić Bożego zbawienia i doskonalenia. Nie uważaj się za kogoś wielkiego i szlachetnego, ani nie zakładaj swojej absolutnej nieomylności. Wcale nie jesteś wielki, wspaniały ani nieomylny; jesteś raczej małą, słabą istotą stworzoną pochodzącą z rodzaju ludzkiego skażonego przez szatana. Musisz przyjąć zbawienie od Stwórcy. Nie zostałeś jeszcze zbawiony ani nie jesteś doskonały; musisz mieć na tyle rozumu, by to wiedzieć.
Aby móc przyjąć Boże karcenie i Boży sąd, należy spełnić cztery warunki: odpowiednio wykonywać swój obowiązek, mieć uległą mentalność, być zasadniczo uczciwym i żywić w sercu skruchę. Zapamiętajcie owe cztery warunki i odnoście się do nich w napotkanych sytuacjach. Jeżeli dana sytuacja wymaga podporządkowania – praktykuj podporządkowanie. Słowo Boże zobowiązuje ludzi do przyjęcia takiej postawy. Co jednak powinieneś uczynić, jeżeli odniesiesz do siebie Boże słowa i znajdziesz duże rozbieżności? Czyń to, co mówi Bóg, podążaj za Jego słowami, nie analizując ich i nie wdając się w spory. Jeżeli spróbujesz się spierać, oburzysz Boga. Co uczynisz, gdy Bóg będzie tobą oburzony? Jedynym środkiem zaradczym jest natychmiastowa zmiana obranej drogi. Nie rań Bożego serca z powodu błahostki, by potem dalej Go ranić i ignorować. Ludzie są niczym; jeżeli zignorujesz Boga, On już cię nie zechce. Co zrobisz, jeżeli Bóg cię zignoruje i już cię nie zechce? Mówisz: „Zmienię obraną drogę. Nie opuszczaj mnie, Boże. Bez Ciebie nie dam sobie rady”. Lecz samo wypowiadanie takich słów jest bezcelowe. Bóg nie potrzebuje miłych słówek; On przyjrzy się twojej postawie, praktyce, ścieżce, którą będziesz potem podążać, i twoim osiągnięciom. Nie myśl sobie, że Bóg jest zwykłą osobą, którą możesz poruszyć kilkoma pięknymi słówkami; Bóg taki nie jest, On przygląda się twojej postawie. Gdy zmienisz obraną drogę, dostrzeże, że z człowieka nieustępliwego stałeś się posłuszny i że jesteś w stanie przyjąć prawdę, już dłużej z Nim nie walcząc. Twoja nieustępliwość uległa przemianie, wiesz już, kim jesteś, i rozpoznajesz swego Boga; wkrótce Bóg zacznie realizować w tobie pewne dzieło. Niektórzy mówią: „Nie mam poczucia, że Bóg zamierza coś uczynić”. Nie polegaj na swoich odczuciach. Czyż one są trafne? Bóg tak wiele w tobie dokonał – czy cokolwiek z tego odczułeś? A gdy Bóg miał złamane serce, czułeś to? Nie miałeś o niczym pojęcia, a może nawet byłeś zupełnie gdzie indziej i czułeś się szczęśliwy. Dlatego nie interpretuj Bożych uczuć na podstawie tego, co sam czujesz, i nie mierz ich swoją miarą, gdyż jest to bezcelowe. Co masz uczynić, jeżeli Bóg cię ignoruje, jeżeli nic nie czujesz, a On nie oświeca cię ani nie uznaje? Pamiętaj o jednym: musisz dalej wypełniać obowiązki i powinności właściwe istocie stworzonej oraz mówić prawdę, tak jak należy. Nie powracaj do swoich wcześniejszych kłamstw tylko dlatego, że Bóg cię ignoruje albo już cię nie chce, i nie mów tego, co mówiłeś wtedy – jeżeli to uczynisz, będzie po tobie. To rywalizowanie z Bogiem i stawianie Mu oporu. Ty zaś musisz wytrwać w swoich obowiązkach i podporządkować się, jak należy. Jakie korzyści z tego płyną? Gdy Bóg ujrzy, że zmieniłeś obraną ścieżkę, Jego serce zmięknie, a gniew i złość, jakie wobec ciebie żywi, stopniowo ustąpią. Czy to nie dobry znak, że Boży gniew ustąpił? To znaczy, że nadszedł dla ciebie punkt zwrotny. Bóg zaaprobuje cię dopiero wtedy, gdy przestaniesz kierować się w życiu uczuciami, przestaniesz obserwować wyraz twarzy Boga i wysuwać wygórowane żądania, by ujawnił swoje stanowisko, a zamiast tego zaczniesz żyć zgodnie z wypowiedzianymi przez Niego słowami, w poszanowaniu obowiązków i zasad praktyki, jakie ci powierzył, podążając ścieżką, którą nakazał ci praktykować i którą masz kroczyć; gdy będziesz żyć wedle tego wszystkiego i postępować tak, jak należy, bez względu na to, w jaki sposób Bóg cię potraktuje i czy będzie poświęcał ci uwagę. Dlaczego cię wówczas zaaprobuje? Ponieważ pomimo tego, co Bóg ci czyni, bez względu na to, czy poświęca ci uwagę, obdarza cię łaską, błogosławieństwami, iluminacją, oświeceniem, opieką czy ochroną, i jak wiele z tych rzeczy odczuwasz, wciąż jesteś zdolny podążać za Nim aż do końca. Niewzruszenie trwałeś na pozycji, którą istota stworzona winna niezmiennie zajmować; uczyniłeś z Bożych słów cel i kierunek swojego życia, uznałeś je za prawdę i wyraz najwyższej życiowej mądrości. Co stanowi istotę takiego zachowania? Rozpoznanie w głębi serca, iż Stwórca jest twoim życiem, twoim Bogiem. Tym sposobem Bóg zyskuje zapewnienie, ty zaś stajesz się zwykłym człowiekiem żyjącym w Bożej obecności – ktoś taki spełnia podstawowe warunki umożliwiające przemianę usposobienia. Czy na tej podstawie można uznać, że osiągnięte przez ludzi zrozumienie i zmiany są jednoznaczne z przemianą usposobienia? To wciąż za mało. Z tego względu musisz uznawać tożsamość Stwórcy i podchodzić z odpowiedzialnością do swojego obowiązku. Co więcej, twoja postawa musi cechować się akceptacją i posłuszeństwem wobec prawdy. Gdy już posiądziesz owe cechy, Bóg przystąpi do dzieła: będzie cię sądził i karcił. Od tego rozpoczyna się proces zbawienia. Niektórzy pytają: „Czy to, że posiadam takie cechy, oznacza, iż moje usposobienie już uległo przemianie? Skoro tak bardzo się zmieniłem, za cóż jeszcze Bóg może mnie sądzić i karcić?”. Za co Bóg sądzi i karci? Chodzi o naturoistotę człowieka, którą stanowi jego skażone usposobienie. Który aspekt skażonego usposobienia człowieka uległ gruntownej zmianie, jeżeli jest on w stanie spełnić owe cztery warunki? Żaden. Jedynie jego zachowanie nieco się zmieniło, ale to za mało. Nie zaszła fundamentalna zmiana. Chcę przez to powiedzieć, że dopóki Bóg nie przystąpi do czynienia w tobie dzieła sądzenia i karcenia, twoja samowiedza zawsze będzie powierzchowna i pobieżna. Nie będzie odpowiadała twojej skażonej istocie; jest od niej bowiem daleka i dzieli je znaczny dystans. Dlatego zanim Bóg zacznie cię sądzić i karcić, bez względu na to, za jak dobrego, prostolinijnego i wiernego regułom się uważasz lub jak głęboko podporządkowaną przyjmujesz postawę, musisz wiedzieć jedno: przemiana twojego usposobienia tak naprawdę jeszcze się nie rozpoczęła. Twoje sposoby praktykowania oraz stosowane przez ciebie metody wskazują jedynie na zmianę w zachowaniu i świadczą o elementarnym człowieczeństwie, jakie powinien posiadać człowiek, który zostanie zbawiony przez Boga. Uczciwość, posłuszeństwo, zdolność do zmiany obranej drogi, lojalność – oto elementy, jakie powinno zawierać w sobie człowieczeństwo. Rzecz jasna dotyczy to również sumienia i rozumu; musisz posiadać te cechy, zanim Bóg przystąpi do sądzenia i karcenia. Bóg zacznie czynić w człowieku to dzieło, gdy ten spełni wszystkie cztery warunki: będzie należycie wykonywał swój obowiązek, będzie miał uległą mentalność, będzie zasadniczo uczciwy, a jego serce będzie pełne skruchy.
Teraz powinniście mieć już pewne pojęcie o tym, w jaki sposób Bóg czyni dzieło sądzenia i karcenia ludzi. Weźmy niegodziwość: ludzie często sprawdzają Boga, w niewytłumaczalny sposób pragną Go sprawdzać, żywią podejrzenia i wątpliwości oraz kwestionują Jego słowa. Snują domysły na temat tego, jaka naprawdę jest postawa Boga wobec ludzi; stale chcą się tego dowiedzieć. Czyż to nie jest niegodziwe? Czy dziś ludzie wiedzą, które z ich stanów lub zachowań są przejawem tego rodzaju usposobienia? Ludzie nie mają co do tego jasności. Bóg sądząc cię i karcąc, skłoni cię, byś się otworzył i obnażył siebie oraz swoje rozmaite stany, dzięki czemu w głębi serca zyskasz co do nich jasność. Rzecz jasna, obnażając się, nie trzeba się zbytnio wstydzić; przynajmniej dowiesz się wówczas, dlaczego Bóg cię sądzi i karci. Zobaczysz, że Boże słowa osądu i Boże demaskowanie są rzeczywiste, zyskasz co do nich całkowitą pewność i przekonasz się, że są bez wyjątku słuszne. Wówczas stanie się jasne, że wszystko to istnieje w tobie; nie są to tylko pojedyncze zachowania czy chwilowe przejawy, lecz twoje usposobienie. Później, w czasie gdy Bóg będzie czynił swe dzieło sądzenia i karcenia, ty, z uwagi na swoje skażone usposobienie, będziesz nieustannie ujawniany; On będzie cię przycinał, przysparzając ci cierpień i poddając oczyszczeniu. Dla przykładu: podejrzliwość wobec Boga jest wyrazem niegodziwości. Ludzie często żywią wobec Niego podejrzenia, lecz nie wiedzą, że jest to niegodziwe. Należy rozwiązać ten problem. Jeżeli jesteś podejrzliwy, to Bóg, sądząc cię i karcąc, da ci do zrozumienia, że postępujesz niegodziwie. Żyjesz pod wpływem niegodziwego usposobienia: wedle niego traktujesz Boga, w którego wierzysz; posługujesz się nim, by rywalizować ze swoim Bogiem i rzucać na Niego podejrzenia, twoje serce będzie więc cierpieć męki. Wcale nie chcesz tego czynić, ale nie możesz przestać. Ponieważ twoje usposobienie jest skażone, Bóg stworzy odpowiednie warunki, by cię oczyścić, sprawiając, iż bezwiednie porzucisz swoje pojęcia, wyobrażenia, logiczne rozumowanie oraz przemyślenia i koncepcje. Będziesz wówczas cierpieć – na tym polega prawdziwe oczyszczenie, a jesteś oczyszczany z powodu twego skażonego usposobienia. Jak dokonuje się oczyszczenie? Czy gdy Bóg będzie cię sądził, zostaniesz oczyszczony, skoro uważasz, że nie masz skażonego usposobienia, wierzysz, że nie występują u ciebie takie przejawy ani stany, że nie jesteś człowiekiem tego pokroju, i czujesz, że ów aspekt skażonego usposobienia wcale nie jest w tobie obecny? (Nie). Gdy natomiast przyznajesz, że ujawniłeś skażone usposobienie, wiesz, że Bóg cię osądził, i jesteś w stanie odnieść owo skażone usposobienie do Jego osądu, lecz nadal je usprawiedliwiasz i w nim trwasz, nie mogąc się uwolnić, to wówczas dochodzi do oczyszczenia. Wiesz, że Bóg nie znosi i nienawidzi twojego skażonego usposobienia i że daleko ci do spełnienia Bożych wymagań; doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że jesteś w błędzie, że to Bóg ma rację, lecz nie potrafisz wcielić prawdy w życie ani podążać drogą Boga – wtedy pojawia się w tobie ból. Czy teraz go odczuwacie? (Nie). Czyli w najgorszym razie nie doświadczyliście oczyszczenia w związku ze swoim skażonym usposobieniem; odczuwacie jedynie lekki ból z powodu ganienia i dyscyplinowania za wasze błędy czy występki, lecz to absolutnie nie jest oczyszczenie. Załóżmy, że jesteście w stanie wejść w takie życie, wkroczyć na tę ścieżkę i powiedzieć: „Nie cierpię już z powodu emocji czy statusu, lecz naprawdę doświadczam oczyszczenia. Zdałem sobie sprawę, że w istocie jestem niezgodny z Bogiem, moje skażone usposobienie głęboko się we mnie zakorzeniło i nie potrafię się go pozbyć. Niech Bóg mnie oczyści i ujawni”. Żyjąc pod wpływem takiego stanu, jesteś na drodze do zbawienia. To powiedziawszy, może i wszyscy tęsknicie i wyczekujecie nadejścia owego dnia, nie wiem jednak, ilu z was może otrzymać dość błogosławieństw, aby móc cieszyć się takim traktowaniem. Jest to coś niezmiernie dobrego, to ogromne błogosławieństwo. Nie jest łatwo zostać zbawionym. Jeżeli Stwórca naprawdę cię ceni, wybiera cię i pozwala, byś był Jego naśladowcą, to jest to dopiero pierwszy krok do zbawienia. Gdy On cię ceni i uznaje, że jesteś uprawniony do otrzymania Jego sądu i karcenia, stanowi to dopiero drugi krok. Ostateczny wynik zostaje osiągnięty, gdy udaje ci się wyłonić z Bożego sądu i karcenia, osiągnąć stan, w którym twoje usposobienie ulega przemianie, i gdy stajesz się zgodny ze Stwórcą, podążając ścieżką bojaźni Bożej i unikania zła. Kto spośród was otrzyma dość błogosławieństw, by doczekać owego dnia; kto zostanie obdarzony błogosławieństwem takiego zbawienia? Czy można się co do tego rozeznać, biorąc pod uwagę czyjś wygląd? A czyjś format? A poziom wykształcenia? (Nie można). Czy można to określić na podstawie obowiązków obecnie wykonywanych przez daną osobę? Albo patrząc na rodzinę, z jakiej ona pochodzi? Żadna z owych rzeczy o tym nie świadczy. Niektórzy mówią: „Moja rodzina od trzech pokoleń wierzy w Pana; ja uwierzyłem w Niego jeszcze w łonie matki, więc na pewno zostanę zbawiony”. To głupie gadanie i niesłychana ignorancja: Bóg w ogóle nie patrzy na takie rzeczy. Faryzeusze wierzyli w Niego od pokoleń, a cóż teraz się z nimi stało? Bóg nie chce nawet, by byli jego naśladowcami; zostali oni ostatecznie wyeliminowani; nie liczą się w Bożym dziele zbawienia i nie mają w nim żadnego udziału.
To, czy człowiek jest zdolny przyjąć Boży sąd i karcenie, wiąże się bezpośrednio z zasadniczą kwestią przemiany usposobienia. Jednakże ludzie żywią na temat Bożego sądu i karcenia wiele wyobrażeń. To niezwykle ważne, by regularnie omawiać prawdę, kierując się Bożymi słowami, i tym sposobem pozbyć się owych problemów. To wyższa konieczność. Dlaczego Bóg sądzi i karci ludzi? Do jakiego stopnia ludzkość została poddana skażeniu? Rozwiązaniu jakich kwestii służą sąd i karcenie, i jaki jest ich wynik? Spełnienia jakich norm Bóg wymaga od ludzi? Jeżeli człowiek nie pojmie tych prawd, nie będzie mu łatwo przyjąć sądu i karcenia; za to bez trudu wykształci w sobie pojęcia na temat Boga, a także buntowniczość i opór, może nawet bluźnić Bogu i wrogo się do Niego odnosić. W jaki sposób Bóg zbawia ludzi? Kto jest zdolny przyjąć Boży sąd i Boże karcenie? Kto może wstąpić na ścieżkę dążenia do prawdy i bycia doskonalonym? Kto zostanie wyeliminowany podczas Bożego dzieła dni ostatecznych? Jeśli owe prawdy zostaną jasno omówione, czy nie rozwiąże to problemu ludzkich pojęć o sądzie i karceniu? Przynajmniej na podstawowym poziomie problem ten zostałby rozwiązany; wszystkie pozostałe kwestie można rozwikłać jedynie na drodze własnych doświadczeń – rozwiążą się one w sposób naturalny, gdy tylko człowiek pojmie prawdę. Niektórzy mówią: „Wybaczono nam nasze grzechy, dlaczego więc wciąż musimy doświadczać sądu i karcenia?”. Odpuszczenie grzechów to łaska Boga, która uprawnia ludzi do tego, by stanąć przed Jego obliczem. Celem sądu i karcenia jest jednakże pełne zbawienie ludzi od grzechu i wpływu szatana – te dwie rzeczy nie są ze sobą sprzeczne. W Wieku Łaski Bóg odkupuje ludzi i przebacza im grzechy; w Wieku Królestwa sądzi On ludzi i oczyszcza ich ze skażonego usposobienia. To dwa etapy Bożego dzieła. Wiele pozbawionych rozsądku osób z kręgów religijnych stale żywi pewne pojęcia na temat sądu i karcenia; kurczowo trzymają się one wyrażenia „usprawiedliwienie przez wiarę po odpuszczeniu grzechów” i zdecydowanie odmawiają przyjęcia Bożego sądu i karcenia. Czy należy wdawać się w kłótnie z takimi ludźmi? Jeżeli spotkacie kogoś takiego i będzie on zdolny przyjąć Boże słowa oraz prawdę, to możecie omówić z nim prawdę i przeczytać mu Boże słowa. Jeśli ów człowiek absolutnie odmawia przyjęcia prawdy, to nie ma powodu, by zawracać sobie nim głowę – zdecydowanie nie dostąpi on Bożego zbawienia. Bóg zbawia jedynie tych, którzy są zdolni przyjąć Jego słowa oraz prawdę; zdecydowanie nie zbawi zaś tych, którzy tego nie potrafią. Ludzie będący w stanie przyjąć prawdę mogą z łatwością pozbyć się swoich pojęć, bez względu na to, jak wiele ich żywią; muszą tylko przeczytać jeszcze więcej Bożych słów i usilniej poszukiwać prawdy. Ludzie zdolni do przyjęcia prawdy to ci posiadający człowieczeństwo, sumienie i rozum. Zanim człowiek przyjmie Boży sąd i karcenie, wykształci w sobie wiele pojęć i niewłaściwych myśli, a także pewne negatywne stany. Oto jak wyraża się jeden z najczęstszych tego rodzaju stanów: „Poniosłem koszty na rzecz Boga i wykonałem swoje obowiązki; powinienem być więc przez Niego we wszystkim chroniony i błogosławiony. Dlaczego przydarzyły mi się nieszczęścia?”. To jest najczęściej spotykany stan. Jest również inny, objawiający się w ten sposób, iż na widok osób znajdujących się w dobrym położeniu i cieszących się życiem, człowiek, który sam zmaga się z trudnościami i ubóstwem, obwinia Boga o niesprawiedliwość. Może się również zdarzyć, że ludzie, widząc, jak inni osiągają lepsze wyniki w wykonywaniu swojego obowiązku, zaczynają odczuwać zazdrość i zniechęcenie. Przygnębia ich również to, że cudze rodziny żyją w harmonii i zgodzie, że inni mają lepszy charakter od nich, że wykonywanie obowiązku ich męczy lub że coś nie idzie po ich myśli. Krótko mówiąc: przygnębiają ich wszelkie okoliczności, które nie pasują do ich pojęć i wyobrażeń. Jeżeli człowiek tego pokroju ma charakter i jest zdolny przyjąć prawdę, to należy mu pomóc. O ile pojmuje on prawdę, można łatwo pozbyć się problemu negatywnego nastawienia. Jeżeli zaś nie poszukuje prawdy, wciąż jest przygnębiony i stale skrywa w sobie pojęcia dotyczące Boga, wówczas Bóg odsunie go na bocznicę i nie będzie już zaprzątać sobie nim głowy, Duch Święty nie czyni bowiem dzieła nadaremno. Tacy ludzie są zanadto uparci, nie przyjmują prawdy, stale żywią pojęcia o Bogu i stawiają własne żądania – jest to wysoce nierozsądne i w pewnym sensie znieczula ich rozum. Są oni w stanie pojąć prawdę, lecz jej nie akceptują. Czyż nie przypomina to trochę świadomego popełniania wykroczeń? Z tego względu Bóg już na nich nie zważa. Niektórzy mówią: „Często jestem przygnębiony i Bóg mnie ignoruje. To znaczy, że On mnie nie kocha!”. Te słowa są absurdalne. Czy wiesz, kogo miłuje Bóg? Wiesz, jak przejawia się Boża miłość? Wiesz, kogo Bóg nie kocha i kogo dyscyplinuje? Boża miłość rządzi się swoimi zasadami; nie jest taka, jak wyobrażają to sobie ludzie: okazująca im wieczną cierpliwość, miłosierdzie i łaskę, zbawiająca każdego bez względu na to, kim jest, przebaczająca wszystkim, niezależnie od popełnionych przez nich grzechów, i ostatecznie wprowadzająca każdego bez wyjątku do królestwa Bożego. Czyż nie są to tylko ludzkie pojęcia i wyobrażenia? Gdyby naprawdę tak było, Bóg nie musiałby czynić dzieła osądzania. Istnieją zasady dotyczące tego, jak Bóg zachowuje się wobec ludzi, którzy często są negatywnie nastawieni. Kiedy ludzie są ciągle zniechęceni, pojawia się problem. Bóg powiedział tak wiele i wyraził tak wiele prawd, że jeśli ktoś naprawdę w Niego wierzy, to po przeczytaniu Bożych słów i zrozumieniu prawdy, będzie w nim coraz mniej negatywnych rzeczy. Jeśli ludzie są zawsze zniechęceni, to pewne jest, że w ogóle nie akceptują prawdy, więc gdy tylko napotykają coś niezgodnego z ich własnymi pojęciami, stają się zniechęceni. Dlaczego nie szukają prawdy w słowach Boga? Dlaczego nie przyjmują prawdy? Z pewnością jest tak dlatego, że mają pojęcia i błędne zrozumienie Boga, a ponadto nigdy nie szukają prawdy. Czy zatem Bóg nadal będzie zwracał na nich uwagę, skoro w ten sposób podchodzą do prawdy? Czy tacy ludzie nie są głusi na głos rozsądku? Jaki jest stosunek Boga do takich osób? Odrzuca ich i ignoruje. Możesz wierzyć w dowolny sposób, w jaki sobie życzysz; od ciebie zależy, czy wierzysz, czy nie; jeśli naprawdę wierzysz i dążysz do prawdy, wtedy zyskasz prawdę; jeśli nie dążysz do prawdy, nie otrzymasz jej. Bóg traktuje każdego człowieka sprawiedliwie. Jeśli nie masz postawy akceptacji wobec prawdy, jeśli nie masz postawy podporządkowania, jeśli nie starasz się spełnić wymagań Bożych, to możesz wierzyć, jak chcesz; a jeśli wolisz odejść, możesz to zrobić od razu. Jeśli nie chcesz wypełniać swojego obowiązku, dom Boży nie zmusi cię do tego; możesz iść gdziekolwiek chcesz. Bóg nie nakłania takich ludzi do pozostania. Taka jest Jego postawa. Bez wątpienia jesteś istotą stworzoną, a jednak wcale nie chcesz nią być. Wolisz być archaniołem, nie chcesz podporządkować się Bogu i nieustannie dążysz do tego, by się z Nim zrównać. W ten sposób bezwstydnie stawiasz opór Bogu, obrażając Jego usposobienie. Rzecz jasna jesteś tylko zwykłym człowiekiem, a mimo to stale domagasz się specjalnego traktowania i statusu, pragniesz być kimś, chcesz pod każdym względem przewyższać innych, otrzymać wielkie błogosławieństwa i wszystkich prześcignąć. To dowodzi, że brak ci rozumu. W jaki sposób Bóg postrzega ludzi pozbawionych rozumu? Jak ich ocenia? Rozum takich ludzi jest znieczulony. Niektórzy mówią: „Skoro twierdzisz, że mój rozum jest znieczulony, to nie będę więcej wykonywać pracy!”. A któż cię prosił o wykonywanie pracy? Jeżeli nie chcesz tego robić, Bóg nie będzie cię zmuszał; zbierz się i odejdź – dom Boży nie będzie cię zatrzymywał. Nawet wtedy, gdy jesteś gotów wykonywać pracę, pamiętaj, że dom Boży ma swoje wymagania. Jeżeli twoja praca nie odpowiada normom, a sposób, w jaki wykonujesz swój obowiązek, przysparza domowi Bożemu zbyt wielu kłopotów, przynosząc więcej szkody niż pożytku, to z pewnością zostaniesz z niego wyeliminowany – choćbyś chciał nadal wykonywać pracę, dom Boży nie wyrazi na to zgody. Ludzie gotowi wykonywać pracę, potrafiący przyjąć prawdę i przycinanie, są uprawnieni do pozostania w domu Bożym. Jeżeli są w stanie dążyć do prawdy, przyjąć Boży sąd i Boże karcenie, być zbawionymi i udoskonalonymi, to jest to ogromne błogosławieństwo. Nie sądź, że Bóg o coś cię błaga i że potrzebuje tego, by cię sądzić i karcić; On nie będzie cię błagał. Bóg zbawia i doskonali ludzi w sposób selektywny, dążąc do określonego celu i kierując się konkretnymi zasadami; nie wszyscy wierzący mogą dostąpić zbawienia – wielu jest wezwanych, lecz nieliczni są wybrani. Bóg naprawdę zacznie cię sądzić i karcić, czyścić i doskonalić dopiero wtedy, gdy spełnisz kilka Bożych norm: będziesz odpowiednio wykonywać swój obowiązek, mieć uległą mentalność, będziesz zasadniczo uczciwą osobą, odczuwającą w sercu skruchę. Niektórzy mówią: „Doświadczanie sądu i karcenia niesie ze sobą cierpienie!”. To prawda, że będziesz cierpieć, ale musisz być do tego uprawniony. W przeciwnym razie nie nadajesz się nawet do tego, by cierpieć! Sądzisz, że Boże dzieło i doskonalenie ludzi są takie proste? Ci, którzy odmawiają przyjęcia sądu i karcenia lub się przed tym uchylają, w ostatecznym rozrachunku odpowiedzą za swoje czyny. Nie ma znaczenia, kim ktoś jest i jaka jest jego postawa wobec Boga – jeżeli nie jest ona zgodna z Bożymi wymaganiami, to Bóg nie zareaguje i pozwoli takiemu człowiekowi pójść własną drogą. Wszystkie Boże słowa są na wyciągnięcie ręki; jeżeli jesteś w stanie uczynić to, co On mówi – uczyń to. Jeżeli jesteś gotów – zrób to. Jeżeli nie chcesz lub nie możesz tego zrobić, Bóg nie będzie cię zmuszał. Sądzisz, że Bóg będzie cię błagał? Myślisz, że będzie cię dyscyplinował? Możesz być pewien, że tego nie uczyni. Powie: „Jeżeli nie chcesz przyjąć prawdy, jeżeli czujesz niechęć do Bożego sądu i karcenia – nie ma sprawy. Doświadczyłeś już łask, więc teraz prędko wracaj do świata, zbierz się i odejdź; nikt nie będzie cię do niczego zmuszał. Nie jesteś uprawniony do tego, by cieszyć się błogosławieństwami królestwa niebieskiego, i nie mógłbyś ich uzyskać, nawet gdybyś chciał”. Co to oznacza, że Bóg nie przymusza ludzi do przyjęcia swego sądu i karcenia? Znaczy to tyle, że jeżeli ludzie nie przyjmują Bożego sądu i karcenia, to Bóg ich nie dyscyplinuje, nie karci, nie upomina ani nie namawia; Duch Święty ich nie oświeci ani nie iluminuje. Na pozór ludzie ci wydają się żyć całkiem komfortowo. Nie są dyscyplinowani za pobieżne wykonywanie swojego obowiązku, za negatywne podejście i opieszałość w pracy ani za beztroskie osądzanie Boga. Nawet wtedy, gdy żywią na Jego temat błędne mniemania, skarżą się na Niego i stawiają Mu opór, w głębi serca nic nie czują, aż do momentu, gdy popełnią wielkie zło, jak kradzież czy nieodpowiednie użycie ofiar – a mimo to trwają w nieświadomości. Ludzie, którzy popełniają tak wielkie zło, latami nie zastanawiają się nad sobą, nie okazują najmniejszej skruchy, nie przeczuwają, jaka spotka ich kara i jaki czeka ich wynik. Zwykły człowiek powinien mieć jakieś przeczucie, lecz nie ma go, gdyż Bóg absolutnie nic w nim nie czyni. Bezczynność Boga stanowi pewnego rodzaju postawę. O czym ona świadczy? Czy możecie sobie wyobrazić, co takiego Bóg myśli w głębi serca? On zupełnie zrezygnował z takich ludzi. Dlaczego z nich rezygnuje? Ponieważ nimi gardzi, są oni marniejsi niż puch, znaczą mniej niż mrówki, w ogóle nie warto o nich wspominać, a zatem ich wynik jest przesądzony. Czy Bóg ich zechce, gdy pewnego dnia powiedzą: „Chcemy być bożymi istotami stworzonymi, przyjmujemy cię jako swego pana, swego boga”? Nie, Bóg ich nie zechce. Niektórzy mówią: „Żałuję tego, teraz się nawrócę”. Czy jest już dla nich za późno? Tak. Bóg nie zbawi ludzi tego pokroju, ponieważ mają oni diabelską naturę, która nigdy nie ulegnie zmianie. Nieważne, jak wielki odczuwają oni żal ani jak żałośnie płaczą – czyż potrafią się zmienić? Czy są w stanie prawdziwie okazać skruchę? Absolutnie nie. Zatem nie ma znaczenia, czy dążysz do prawdy – jeśli tylko szczerze wierzysz w Boga, powinieneś pojąć zarządzenia administracyjne domu Bożego. Nie wolno ci żywić żadnych zamiarów wobec Bożych ofiar; sama myśl o ich wykradzeniu lub użyciu jest niedopuszczalna. Jeżeli postąpisz w ten sposób, sprowadzisz na siebie wielkie nieszczęście, które zaważy na twoim wyniku. Gdy twój wynik zostanie określony, rozmyślanie o tym, co takiego powiedział Bóg albo jakie są Jego wymagania, będzie bezcelowe, podobnie jak odczuwanie żalu – będzie na to za późno. W tej chwili Boże dzieło nie zostało jeszcze zakończone, lecz wyniki niektórych ludzi są już wyznaczone. Bóg tego nie obwieścił ani nikomu o tym nie powiedział. Osoby te nadal sądzą, że wszystko z nimi dobrze i nadal marnują czas. Nawet wtedy, gdy śmierć puka do ich drzwi, trwają w całkowitej nieświadomości; to stado ogłupiałych ludzi, którzy do niczego się nie nadają.
Przejdę teraz do omówienia dwóch kolejnych przykładów. Poprzedni przykład dotyczył mężczyzny, teraz zaś bohaterkami są dwie kobiety pełniące funkcję przywódczyni. Usłyszawszy ów tytuł, natychmiast pojmujemy, że ich status wcale nie jest niski – mimo to osoby o takim statusie są zdolne do popełniania wielkiego zła. Jedna z tych kobiet utrzymywała kontakty z pewnym niewierzącym, którego firma znalazła się na skraju bankructwa z powodu niedostatku kapitału. Jako że pełniła ona funkcję przywódczyni w kościele i sprawowała kontrolę nad środkami finansowymi, ów niewierzący poprosił ją o pożyczkę. Nie pytając o zdanie Zwierzchnika, samowolnie zgodziła się pożyczyć temu człowiekowi setki tysięcy juanów. Wolno pożyczać pieniądze należące do ludzi, lecz pieniądze Boga to ofiara, a każdy, kto dotknie Bożej ofiary, musi ponieść karę. Ta kobieta osobiście sprzeniewierzyła ofiary, kwota zaś była niemała. W następstwie tego przywłaszczenia kościół wymierzył jej karę, zobowiązując ją do pracy celem zwrotu pieniędzy. Oto jak kościół rozwiązał tę sprawę; zastosował człowieczą metodę. Kobiecie udało się zwrócić pieniądze i na pozór wydawała się mieć przyzwoitą postawę. Czy to oznacza, że zeszła ze złej drogi? (Nie). Jej czyny były dość zuchwałe, właściwe lekkomyślnym głupcom i zdradzały jej usposobienie oraz stosunek do Boga. Czy taka osoba jest w stanie w pełni pojąć prawdę? Czy jest zdolna rozumnie postępować? Miała czelność majstrować przy Bożych ofiarach, tak jakby to były jej pieniądze. Bez zaleceń od Boga dotyczących przydziału funduszy i bez zakazu ich dotykania, nie miała w sercu żadnych zasad ani granic. Uważała, że jako przywódczyni ma prawo zarządzać owymi pieniędzmi, i ośmieliła się je sprzeniewierzyć. Jak Bóg na to zareagował? Nie kiwnął nawet palcem; to kościół ją ukarał. Owe setki tysięcy juanów przesądziły o jej wyniku: Bóg na zawsze ją odrzucił i wykluczył. Dlaczego to uczynił? To znak gniewu Bożego; oczywiście jest to również jeden z aspektów Bożego usposobienia. Bóg nie toleruje żadnych wykroczeń; kto obraża Boże usposobienie, przekracza granicę. Czy zapisano to w zarządzeniach administracyjnych? (Tak). Wybrańcy Boga mają co do tego jasność: sprzeniewierzanie ofiar obraża Boże usposobienie. Czy Bóg zareagował na czyn owej kobiety? Nie zareagował On na to w żaden sposób, nie powstrzymał jej i nic nie powiedział; nie pohamował jej, gdy to czyniła, nie zganił ani nie ostrzegł – pożyczyła ona te pieniądze jak gdyby nigdy nic. Zanim sprawa została zdemaskowana, a kościół się nią zajął, była nawet z siebie całkiem zadowolona. Później rozpłakała się i biadoliła, a następnie szybko zaczęła odpracowywać pieniądze. Czyż jednak Boga one obchodziły? Nie; Bóg nie dbał o pieniądze, lecz o postawę, jaką w tej sprawie ujawniła owa kobieta. O to chodziło Bogu. Czyż nie zasługuje na śmierć ten, kto obraża Boże usposobienie właśnie z powodu pieniędzy? Tak to jest dostać to, na co się zasłużyło! Jeżeli jesteś trochę zniechęcony lub słaby, podczas wykonywania swojego obowiązku czasem dopuszczasz się pewnych fałszerstw lub trwasz na pozycji o określonym statusie i korzystasz z jego dobrodziejstw, Bóg postrzega to jako przejaw skażonego usposobienia. Lecz z jakim problemem mamy do czynienia, gdy ruszasz Boże ofiary, nie pytając Go o zdanie, lub używasz ich w niewłaściwy sposób, nie uzyskawszy Jego zgody? To kradzież ofiar. Na jakiego rodzaju usposobienie to wskazuje? To usposobienie archanioła, szatana. Czyż kradzież Bożych ofiar nie jest zdradą? (Jest). Jaki czyn szatana Bóg uznał za zdradę? (Szatan usiłował stać się Bogiem). Wracając do kobiety, o której mówimy: chciała ona sprawować kontrolę nad Bożymi ofiarami. Za kogo się uważała? (Sądziła, że jest Bogiem). Zgadza się, ona samą siebie postrzegała jako Boga i na tym polegał jej błąd. Dlatego mówimy, że obraziła Boże usposobienie. Czy jest to problem poważnej natury? (Tak). Czy trafnie go scharakteryzowaliśmy? (Trafnie). Przed ową kobietą nie ma już żadnego wyniku. Tak to się obecnie przedstawia. W kwestii definicji Boga oraz kar, jakie ją później spotkają, wszystko to odnosi się do przyszłości. Oto historia pierwszej kobiety. Była ona naprawdę zuchwała, zdolna oszukiwać zarówno zwierzchników, jak i podwładnych; postępowała lekkomyślnie, nie zważając na konsekwencje, była głupia i bezczelna. Czy okazywała choć odrobinę podporządkowania lub chęci poszukiwania? (Nie). Pragnęła sprawować kontrolę nad Bożymi ofiarami, nad tym, co Bóg posiada, nie pytając nikogo o zgodę i z nikim tego nie omawiając. Wzięła tę sprawę całkowicie w swoje ręce i poniosła konsekwencje. Być może niektórzy zapytają: „Czy już samo dotykanie Bożych ofiar stanowi obrazę Jego usposobienia?”. Czy tak w istocie jest? Nie. Kościół przestrzega pewnych zasad dotyczących dysponowania Bożymi ofiarami i jeżeli postępujesz zgodnie z nimi, Bóg nie będzie się w to mieszał. Jeżeli znasz owe zasady, lecz nie stosujesz się do nich, a zamiast tego jesteś uparcie lekkomyślny i czynisz wszystko po swojemu, zajmując się tym na własną rękę, to obrażasz Boże usposobienie. Taka jest historia pierwszej kobiety.
Historia drugiej przywódczyni również ma związek z ofiarami. Oto co się wydarzyło: kościół zakupił dom do remontu, który miał służyć jako miejsce kultu. Remont zaś generuje koszty związane z wykonywaniem projektów i zakupem materiałów. Jako że chodzi tu o dzieło domu Bożego dotyczące Bożego zarządzania, pieniądze na ten cel pochodzą oczywiście z domu Bożego i stanowią Bożą ofiarę. Są one wykorzystywane rozsądnie, legalnie, odpowiednio i zgodnie z zasadami domu Bożego. W owym czasie przywódczynią i osobą odpowiedzialną za realizację przedsięwzięcia była ta druga kobieta. Wybrała ona do nadzorowania projektu nowego wierzącego, którego nikt nie znał. Lecz człowiek ten był zupełnie jak niewierzący. Następnie w zmowie z nim kupiła wiele ekskluzywnych przedmiotów, marnując mnóstwo pieniędzy. Czyż nie jest to wyprowadzanie pieniędzy z domu Bożego? To sprzeniewierzanie i trwonienie Bożych ofiar! Ów niewierzący całkiem sporo na tym zarobił. Czy kobieta była w to zamieszana? (Tak). Ułatwiła ona niewierzącemu robienie takich rzeczy. Gdy ktoś odkrył tę sprawę i chciał ją zgłosić, zaciekle stawiała opór i groziła temu człowiekowi. Zdradziła interesy domu Bożego, przynosząc mu szkodę i powodując znaczne straty ofiar. Czy Bóg udzielił jej wówczas nagany? (Nie). Kobieta była nieświadoma. Skąd to wiemy? Jest kilka rzeczy, które to potwierdzają: od samego początku doskonale widziała ona, co zamierzał uczynić ów niewierzący, lecz nie powstrzymała go, milcząco na to przyzwalając i stale przelewając mu pieniądze. W efekcie koszty gwałtownie wzrosły, a ostateczny rezultat był poniżej oczekiwań. Kobieta wyraźnie to dostrzegała, lecz nadal topiła w tym coraz większe pieniądze. Czy Bóg cokolwiek wówczas uczynił? Nie. Jakie są ludzkie pojęcia i wyobrażenia w związku z tą sprawą? Ludzie uważają, iż Bóg powinien sam odpowiadać za swoje pieniądze i powstrzymać ową kobietę. Takie jest ludzkie wyobrażenie, lecz Bóg wcale nie postąpił w ten sposób. Gdy zakończono remont i przeprowadzono dochodzenie, dom Boży odkrył, że znaczna część ofiar zniknęła. Co należało uczynić z ową kobietą? Bóg nie uczynił nic; to kościół się nią zajął, tak że i ona zaczęła spłacać pieniądze. Jaka była natura jej czynów? Nie tylko okazała się nieodpowiedzialną przywódczynią, która nie zdołała dopilnować wydatkowania ofiar, lecz także zmówiła się z kimś z zewnątrz, by oszukać dom Boży i sprzeniewierzyć Boże ofiary. Ten przykład jest wręcz poważniejszy od poprzedniego. Jaki jest wynik takiej osoby w oczach Boga? To zniszczenie; przyszłość pokaże, czy zostanie ona ukarana, czy też nie. Taka osoba pewnego dnia może zostać umieszczona przez Boga w siedlisku złych duchów i plugawych demonów, jej ciało fizyczne może zostać zniszczone w tym życiu, a jej dusza – splugawiona i zbezczeszczona przez nieczyste demony i złe duchy. Jeżeli zaś chodzi o przyszłe życie, to jest ono zbyt odległe, by o nim mówić. Oto jaki jest wynik. Dlaczego Bóg obchodzi się z taką osobą w opisany sposób? Ponieważ obraziła ona Boże usposobienie. Czy w takim razie Bóg nadal mógłby ją kochać? Nie pozostaje w Nim już żadna miłość, ani litość, ani łaskawość, a jedynie gniew. Gdy wspomina się o jej czynach, Bóg pała do niej nienawiścią i pogardą. Dlaczego żywi aż taką niechęć? Ponieważ umyślnie popełniła ona grzechy, choć była świadoma prawdziwej drogi. Nie tylko nie może już liczyć na ofiarę przebłagalną za jej grzechy, lecz także musi stawić czoło karze gniewu Bożego. Nie ma ona już żadnego wyniku, przeznaczenia ani szansy na zbawienie. Oto czym skutkuje obraza Bożego usposobienia; oto, co się dzieje, gdy ktoś się jej dopuści.
Powiedz mi: czy łatwo jest obrazić Boże usposobienie? Tak naprawdę nie ma ku temu zbyt wielu sposobności, ani nie dochodzi do wielu sytuacji, w których może się to zdarzyć. Niewiele jest takich okazji i szanse na to są nikłe; dlaczego więc, mając tak ograniczone możliwości i przy tak niskim prawdopodobieństwie, ludziom wciąż udaje się obrażać Boże usposobienie? Każda z tych dwóch kobiet wierzyła w Boga od ponad dwudziestu lat, latami słuchały one kazań i długo służyły jako przywódczynie i pracownice. Dlaczego dopuściły się tak poważnych błędów? Z ludzkiego punktu widzenia brakowało im człowieczeństwa, sumienia i racjonalności; jeżeli zaś chodzi o prawdziwą wiarę w Boga, to tak naprawdę jej nie posiadały, nie miały Boga w sercu. Jak przejawiał się ów brak Boga w sercu? Czyny ich były pozbawione lęku i jakichkolwiek granic; nie zastanawiały się: „Co się ze mną stanie, gdy to uczynię? Czy będzie to miało jakieś reperkusje? Być może ludzie nie będą wiedzieć, lecz co się stanie, gdy dowie się o tym Bóg? Muszę wziąć za to odpowiedzialność, gdyż w grę wchodzi mój wynik”. W ogóle nie myślały one o tych sprawach – czy to nie stanowi problemu? Skoro o nich nie myślały, to czy w ogóle miały sumienie lub rozum? (Nie). Były zatem zdolne do tego, by obrazić Boże usposobienie, gotowe popełniać tak poważne błędy. Jeżeli ktoś myśli w sposób charakterystyczny dla zwykłego człowieczeństwa, to będzie miał taką mentalność; gdy jakaś osoba poprosi go o pożyczkę, pomyśli: „Mam pożyczyć pieniądze? One należą do Boga. Jeżeli pożyczę je komuś tylko po to, by zyskać chwilowe uznanie, to co się stanie, jeżeli ten ktoś nie będzie mógł ich zwrócić? Jak je oddam? A nawet jeżeli będę miał taką możliwość, to o jakim zachowaniu świadczy pożyczanie owych pieniędzy? Czyż można ot tak sobie sięgać po Boże pieniądze? Nie można. A gdybym tak postąpił, to jaka byłaby natura mojego czynu?”. Ludzie ci rozważyliby wszystkie te kwestie i nie pożyczyliby pieniędzy pod wpływem impulsu tylko dlatego, że ktoś ich o to poprosił. A jeśli tego nie rozważają albo robią to, nie zastanawiając się nad konsekwencjami, to co nam to mówi o ich poglądzie na temat Boga? Jak wygląda ich wiara? Zasadniczo nie uznają oni istnienia Boga, co jest przerażające! Ponieważ go nie uznają, nie przyjmują do wiadomości, iż Bóg wyznaczy im wynik i wymierzy karę; nie boją się tego i wcale w ową karę nie wierzą. Ogólnie rzecz ujmując: jeżeli ktoś wierzy w pięćdziesięciu czy sześćdziesięciu procentach, to postępuje ostrożnie i wykazuje się umiarem. Jeżeli ktoś wierzy na trzydzieści procent, to również potrafi być dość powściągliwy, lecz gdy nadarzy się okazja, i tak z niej skorzysta. Jeśli zaś podobnych okazji będzie niewiele lub nie będą one odpowiednie, takiemu człowiekowi uda się odrobinę pohamować i ograniczyć. Jednakże ci, którzy nie mają w sobie żadnego pierwiastka wiary, ośmieliliby się popełnić wszelkiego rodzaju złe czyny, postępując lekkomyślnie i nie bacząc na konsekwencje – są w tym podobni do zwierząt. Na pozór wydają się ludźmi, lecz robią to, co ludziom nie przystoi; najdelikatniej można o nich powiedzieć, że są zwierzętami, a dobitniej – że to być może plugawe demony i złe duchy, które przychodzą, by zaburzać i zakłócać Boże dzieło, i które celują w jego sabotowaniu. Czy dokonana przez Boga klasyfikacja owych ludzi jest właściwa? (Tak). Jak najbardziej; nie ma nic błędnego w tym, co czyni Bóg – wszystko to jest precyzyjne. Co więcej, czyny Boga i to, jak wyznacza On ludzkie wyniki, nie zależą od tymczasowych osiągnięć. Te dwie kobiety przez dwadzieścia lat wierzyły w Boga, a mimo to w jakiś sposób dotarły do tego punktu, przypieczętowując tym samym swój wynik. Jak do tego doszło? Nie z dnia na dzień. Biorąc pod uwagę ich dążenia w wierze oraz ścieżkę, którą obrały, nie były to osoby dążące do prawdy – to jest jeden aspekt. Kolejnym aspektem jest to, że prawda w ogóle ich nie interesowała. Gdyby wykazały choć odrobinę zainteresowania, ich człowieczeństwo uległoby przemianie. A co przyniosłaby im taka przemiana? Dzięki niej postępowałyby powściągliwie i nie przekraczały granic, stosowałyby pewne normy oceny i wartościowałyby rzeczy, kierując się rozsądkiem i myśleniem właściwym zwykłemu człowiekowi. Gdyby spostrzegły, że dany czyn jest nieodpowiedni, nie dopuściłyby się go. Jednakże owe kobiety nigdy nie dążyły do prawdy; brakowało im nawet tej fundamentalnej wytycznej i tego sposobu myślenia. Miały czelność czynić każdą rzecz i to właśnie ta ich natura doprowadziła je do ruiny, a nawet do śmierci. Oto powód, dla którego ich podróż w wierze w Boga zakończyła się w taki sposób.
Jakie macie przemyślenia po wysłuchaniu tych dwóch historii? Niektórzy odpowiadają: „Wiele dziś zyskałem. Poznałem najwyższą prawdę, która brzmi: nie dotykaj Bożych rzeczy; niech ci to nie przejdzie nawet przez myśl, nie majstruj przy nich. Jeśli to uczynisz, nic dobrego z tego nie wyniknie”. Czy tak rzeczywiście jest? Czy to prawda? (Nie). Nie liczy się to, czy ruszasz rzeczy Boga, lecz to, jak w głębi serca jesteś do Niego nastawiony. Jeżeli boisz się Boga i napawa cię On lękiem, szczerze wierzysz w Jego istnienie i rzeczywiście zastanawiasz się nad własnym wynikiem, to są takie rzeczy, których nigdy nie zrobisz, nawet o nich nie pomyślisz. Dlatego nie zostaniesz poddany tego rodzaju pokusie; nigdy nie będziesz mieć z nią do czynienia. Czy strach jest użyteczny? Nie. Jak postąpił Bóg w odpowiedzi na czyny owych dwóch kobiet? Bóg pozwolił na to, by sprawy potoczyły się swoim torem, i wystawił tych dwóch diabłów – nieludzi, których serca w ogóle nie lękały się Boga – na pokuszenie szatana, by móc ostatecznie ich ujawnić i zniszczyć. Czyż nie taka jest Boża postawa? Oto jest sprawiedliwe usposobienie Boga, którego nie należy lekceważyć! Ludzie posługują się człowieczymi metodami radzenia sobie z innymi i wymierzania im kary, odwzajemniając zło złem. Bóg jednak nie postępuje w ten sposób; ma On swoje własne priorytety, zasady i sposoby działania. Gdy wymierza komuś karę, czyni to tak, że ów człowiek nic nie czuje; jest nieświadomy, lecz w oczach Boga problem zostaje rozwiązany. Po latach stopniowo będzie się ujawniało wynikające z tego cierpienie. Po tym, jak Bóg odarł takiego człowieka ze swojej łaski, ze swych błogosławieństw, oświecenia, iluminacji oraz wszelkich działań, jakimi obejmuje zwykłych ludzi, ów zostaje zupełnie odczłowieczony; w oczach Boga nie jest już istotą stworzoną, lecz kimś zupełnie innym, zwierzęciem. Bóg mówi: „On sprawia, że jego słońce wschodzi nad złymi i nad dobrymi”. Czy ludzie tego pokroju są dobrzy czy źli? Nie są oni ani dobrzy, ani źli. W oczach Boga i w Jego spisach zostali usunięci; nie ma ich, to nieludzie. Jaka jest definicja nieludzi? (To bestie, zwierzęta w ludzkiej skórze). Trafiają się nawet tacy, którzy im zazdroszczą, mówiąc: „Pracują oni i zarabiają poza kościołem, żyjąc wśród niewierzących; ich życie jest o wiele bardziej komfortowe od cierpień wewnątrz kościoła i wykonywania od świtu do zmierzchu swego obowiązku”. Zapewniam cię, że nadejdą dni, gdy będą cierpieć. Jeśli im zazdrościsz, możesz ich naśladować – dom Boży nie nakłada na ciebie żadnych ograniczeń. Cierpienia nie ograniczają się do fizycznego bólu wywołanego przez chorobę; jeżeli czyjś wewnętrzny ból osiągnie pewien określony stopień, staje się nieopisany, jak w przypadku traumy psychicznej, szczególnie wtedy, gdy człowiek jest poddawany Bożej karze – to gorsze i bardziej bolesne od śmierci; to swego rodzaju psychiczna udręka. Obie kobiety skończyły w taki sposób, ponieważ obraziły Boże usposobienie swymi lekkomyślnymi czynami. Zgodnie z ludzkimi pojęciami mogłoby się wydawać, że bez względu na to, jakie błędy ludzie popełniają czy jakich dopuszczają się czynów – dopóki są zdolni powrócić przed oblicze Boga, by przyznać się do winy i okazać skruchę, dopóty mogą liczyć na Boże przebaczenie. Miałoby to dowodzić, że miłość Boga jest ogromna i że naprawdę kocha On ludzkość. To człowiecze pojęcie pokazujące, że ludzkie rozumienie Boga jest przepełnione zbyt wieloma wyobrażeniami i nadmiarem ludzkiej woli. Gdyby ludzkie pojęcia ograniczały Boga, wówczas Jego czyny byłyby pozbawione zasad, a On sam nie miałby żadnego usposobienia – taki Bóg nie istnieje. Właśnie dlatego, że Bóg naprawdę istnieje, tętni życiem oraz jest niezaprzeczalnie i faktycznie realny, posiada różne zewnętrzne przejawy. Uwidaczniają się one w różnych Jego czynach i postawach przyjmowanych wobec ludzi, stanowiąc tym samym dowód na Jego autentyczne istnienie. Niektórzy powiadają: „Jakże możemy dostrzec Boże istnienie, skoro tacy ludzie sami nie zdają sobie sprawy z tego, że ktoś się nimi zajmuje?”. Już same przytoczone przeze mnie przykłady pozwalają ujrzeć Bożą postawę i usposobienie, a także poznać Jego zasady postępowania i obchodzenia się z ludźmi. Czyż nie jest to dowód na realne istnienie Boga? (Jest). Gdyby ten Bóg nie istniał i w istocie był tylko powietrzem, wówczas bez względu na to, co by uczynił, nie uwzględniałoby to żadnych zasad ani granic; byłoby niewykrywalne, niedotykalne, puste, nieobecne w życiu ludzi i nieistotne dla ich egzystencji, czynów i wszelkich zewnętrznych przejawów. Byłaby to jedynie teoria, przedmiot sporu, pusta gadanina. Właśnie dlatego, że ów Bóg istnieje, wiele z Jego czynów pozwala ludziom ujrzeć Jego postawę.
Zasadniczo omówiliśmy już najważniejszą grupę rozmaitych pojęć i wyobrażeń, jakie ludzie żywią wobec Bożego dzieła. Wokół czego są one skoncentrowane? Grupa ta obejmuje różne ludzkie pojęcia, wyobrażenia i koncepcje dotyczące Bożego sądu i karcenia, a także pojęcia i wyobrażenia ludzi na temat tego, co stanowi przemianę usposobienia. Co więcej, ludzie mają także liczne wyobrażenia o zasadach stojących za Bożym dziełem osądzania i karcenia oraz o normach, jakich Bóg wymaga od ludzi. Na ogół pojęcia te wydają się człowiekowi mętne i niejasne. O czym świadczy ów brak przejrzystości? O tym, że ludzie nadal nie pojmują prawdy ani nie rozumieją prawd zawartych w dziele, które Bóg w nich czyni. Czy dzięki dzisiejszemu omówieniu zyskaliście ogólny zarys definicji sądu i karcenia oraz standardów, jakich Bóg wymaga od ludzi? (Tak). Zrozumiawszy to, co takiego powinniście dalej uczynić? Przede wszystkim musicie przyznać, że Bóg stosuje owe standardy. Czy są one elastyczne? Czy mogłyby być wyższe lub niższe niż są w istocie? (Nie). Dlaczego? Począwszy od Wieku Łaski aż do dziś, na przykładzie tych, których Bóg udoskonalił, możemy dostrzec, iż normy te są ścisłe i precyzyjnie określone – Bóg nigdy ich nie zmieni. Nie zmienił ich dwa tysiące lat temu i nie uczynił tego aż do dziś. Po prostu dziś, jako że Bóg powiedział tak wiele, więcej ludzi zostanie udoskonalonych. Wówczas czynił On dzieło na mniejszą skalę i nie przekazywał ludziom bezpośrednio większej dozy prawd. Dziś wyjawił im ich więcej, a także uświadomił kolejne ze swoich zamiarów, wyraził też wszystkie normy, których wymaga, oraz prawdy, jakie ludzie powinni poznać. Jednocześnie Duch Boży wspólnie z Nim również czyni dzieło wśród ludzi w taki właśnie sposób. Połączenie owych dwóch aspektów dowodzi, że w tym okresie Bóg zamierza doskonalić więcej ludzi – ma to być grupa, a nie tylko jedna czy dwie osoby. Biorąc pod uwagę te informacje: czy większość z was żywi nadzieję na udoskonalenie? Niektórzy mówią, że nie są pewni, lecz nawet jeżeli tak jest – podejmijmy próbę; lepiej jest ponieść porażkę niż błagać teraz o miłosierdzie. Błaganie w tym momencie o miłosierdzie – jakie to byłoby zachowanie? Tchórzliwe, bezwartościowe, niewydarzone, nikczemne zachowanie hańbiące Boga. Nie możecie być tchórzami! Warunki i normy bycia doskonalonymi zostały ludziom jasno i wyraźnie przedstawione; pozostaje jedynie kwestia tego, jak praktykować i współpracować z Bogiem czyniącym dzieło. Nie ma znaczenia, jak wiele porażek poniesiesz w tym czasie; dopóki nie obrażasz Bożego usposobienia, dopóty nie powinieneś się zniechęcać ani poddawać – nie ustawaj w wysiłkach. Niektórzy twierdzą, że mają słaby charakter. Czyż Bóg tego nie wie? Samo to, że przyznają się do słabości charakteru, jawi się w oczach Boga jako coś dobrego, gdyż skażona ludzkość jest arogancka i zadufana w sobie, i niewielu przyznaje się do własnych słabości. Uczynienie tego jest czymś dobrym; takie wyrażenie siebie jest dobre. Niektórzy opowiadają o swoich doświadczeniach, jednocześnie uświadamiając sobie, że ich człowieczeństwo jest niewiele warte i złe. Dlaczego inni nie zdają sobie z tego sprawy? Przyznanie się do miernego, złego człowieczeństwa świadczy o tym, iż pojąłeś Boże słowa i powiązałeś je z sobą samym; pokazuje, że żywisz wiarę w Boże dzieło zbawienia, że jesteś zdeterminowany, by zadowolić Boga, i chcesz Go zadowolić, a przynajmniej, że byłeś zdolny wyznać prawdę. Kto spośród niewierzących mówi dziś o sobie, że jest zły? Nawet ci źli twierdzą, że są dobrzy; utrzymują, że ich złe uczynki są wspaniałe i pozytywne, że stanowią cnotliwe zachowanie, tym samym rażąco zniekształcając dobro i zło. Dlatego nie ma znaczenia, jak wiele przeszkód napotkasz na swojej drodze, ile poniesiesz porażek i ile razy się potkniesz – musisz być zdolny dostrzec przed sobą nadzieję. Któż jest przed tobą? Bóg! Boże słowa przewodzą ludziom i ich prowadzą, dzięki czemu mogą oni wkroczyć na właściwą drogę.
Omówiliśmy dziś owe trzy przykłady, objaśniając kwestię rozmaitych ludzkich pojęć i wyobrażeń o Bożym dziele. Czy wszyscy zrozumieliście ten przekaz? (Tak). Wasza zdolność pojmowania dowodzi, iż posiadacie odpowiedni format oraz umiejętności niezbędne do tego, by przyjąć prawdę – możecie mieć więc nadzieję na to, że pojmiecie ją i uzyskacie. Dlaczego owych prawd nie można w przejrzysty sposób wyjaśnić w ciągu jednej, dwóch czy trzech godzin? Ponieważ by móc porozmawiać o dalszych szczegółach, należy nakreślić wiele wstępnych zagadnień. Nie nakreśliwszy zawczasu podstawowych kwestii, nie będziecie w stanie nadążyć za dalszą częścią przekazu. Gdybym wypowiedział się lakonicznie, nie poprzedzając tego żadnym wstępem, trudno byłoby wam za mną nadążyć. Dlatego omawiam parę przykładów, a następnie rozpatruję ich pozytywne i negatywne strony, by pomóc wam to pojąć i się w tym rozeznać, abyście wiedzieli, o co dokładnie chodzi w tych sprawach i jak należy w pełni je rozumieć. Jeżeli jesteście w stanie to osiągnąć, to moje słowa nie poszły na marne. Od momentu, w którym, usłyszawszy owe prawdy, zaczynasz mieć o nich pewne pojęcie, do chwili, gdy osiągasz dogłębne zrozumienie, gdy w głębi serca uświadamiasz sobie, dlaczego Bóg to mówi, jaka część twego własnego skażonego usposobienia jest zawarta w wypowiedzianych przez Niego prawdach i dlaczego Bóg chce ci to powiedzieć – aby osiągnąć ten poziom zrozumienia należy dotrzeć do pewnego etapu. Musisz powiązać owe prawdy z własnym skażonym usposobieniem, tym, jak mówisz i jak się zachowujesz, z własnymi myślami i koncepcjami – to znaczy odnieść je do swojej bieżącej sytuacji – a wówczas podświadomie zaczniesz stopniowo je pojmować. Jeżeli nie odniesiesz ich do samego siebie, lecz sporządzisz dziś notatki, a jutro je przejrzysz i nauczysz się ich na pamięć, następnie zaś podzielisz się owymi prawdami z osobami, które nigdy o nich nie słyszały, to może ci się zdawać, że je posiadłeś, lecz w rzeczywistości wcale tak nie jest. Z dniem, w którym zaczniesz być zdolny do szerzenia doktryn, prawdy nie będą już dla ciebie prawdami i trudno ci będzie je uchwycić, zupełnie jakby prawda całkiem zniknęła. W momencie, w którym staje się ona dla ciebie zwyczajną doktryną, trudno, by w jakikolwiek sposób na ciebie oddziaływała. Musisz przekształcić prawdę w swoją własną rzeczywistość, stopniowo wdrażać praktyczny aspekt każdej z nich poprzez poszukiwania i ich omawianie, a ostatecznie pojąć, jakich stanów dotyczy owa prawda i co takiego w sobie zawiera, po to by zrozumieć, co miał na myśli Bóg, gdy wypowiadał te słowa. Od tego rozpoczyna się pojmowanie prawdy. Co pojmujecie teraz? (Doktryny). Gdy ludzie po raz pierwszy mają styczność z prawdą, to, co z niej pojmują, stanowi rodzaj doktryny. Zrozumienie doktryny nie jest jednak proste; to również wymaga odpowiedniego formatu i zdolności pojmowania. Co więcej, twoje serce musi być ciche i skupione, by móc słuchać kazań z pełną uwagą. Odkryłem, że niektórzy ludzie, słuchając kazań, myślą: „To, o czym mówisz, nie jest nic warte, nie chcę tego słuchać. Chcę słuchać kazań, a nie jakichś historii”. Sądzą, że to, o czym opowiadam, to dobro i zło. Ponieważ postrzegają to w taki sposób, nie są w stanie przyswoić tego, co słyszą; robią się senni, niczego nie pojmują i nie nadążają. Tacy ludzie nie potrafią pojąć prawdy; ich format jest niewystarczający. Niektórzy ludzie, mieniący się uduchowionymi, nie chcą słuchać Moich historii. Piją wodę, ziewają i nieustannie się wiercą. Myślą: „To, co opowiadasz, dotyczy zewnętrznych spraw; to nazbyt płytkie i nie jestem w stanie tego przyswoić. Powinieneś mówić więcej o domenie duchowej; to bardziej przypadłoby mi do gustu”. Niektórzy ludzie prezentują właśnie taką postawę. Po wielu latach pełnienia roli przywódcy lubią mówić o wzniosłych kazaniach, wielkich teoriach i słowach należących do trzeciego nieba, a im więcej mówią, tym większym tryskają entuzjazmem. Gdy zaś rozmawiamy o kościelnych sprawach, praktycznych doświadczeniach, a zwłaszcza o analizie procesów rządzących ludzką psychiką, oni uważają to za płytkie i nudne. Jaki to rodzaj usposobienia? Czy takie osoby posiadają prawdorzeczywistość? Czy są w stanie rozwiązać realne problemy w swojej pracy? Darzycie takich ludzi sympatią? Omawianie prawdy nie może być oderwane od rzeczywistości. Czy ludzie, których nie interesuje rzeczywistość, są w stanie miłować prawdę? Nie sądzę; takie osoby czują niechęć do prawdy, a to jest bardzo niebezpieczne.
8 listopada 2018 r.