68. Już nie pławę się w wygodzie

Autorstwa Su Fei, Chiny

W 2023 roku wybrano mnie na przywódczynię okręgu. Każdego dnia byłam bardzo zajęta i kładłam się spać późno w nocy, ponieważ odpowiadałam za wiele zadań i miałam ogromny nawał pracy, co wymagało częstych omówień z przywódcami kościoła, diakonami oraz członkami różnych zespołów w celu wdrażania poszczególnych zadań, podsumowywania odchyleń i rozwiązywania problemów. Co więcej, byłam słabego zdrowia, czułam się osłabiona i brakowało mi energii, a czasami dopadało mnie kołatanie serca i ogarniał niepokój. Martwiłam się, że jeśli tak dalej pójdzie, moje zdrowie na dłuższą metę tego nie zniesie.

Później byłam odpowiedzialna głównie za pracę z tekstami oraz pracę przy podlewaniu. Nadzorowanie pracy z tekstami wymagało mojego czynnego udziału w rozwiązywaniu problemów i trudności, jakie bracia i siostry napotykali w swoich obowiązkach. Musiałam też na bieżąco zdawać przywódcom relację z postępów prac. W pracy przy podlewaniu, oprócz szkolenia osób podlewających, musiałyśmy również szkolić nowych wiernych. Widząc, jak wiele szczegółów wiąże się z podlewaniem, pomyślałam sobie: „Już samo monitorowanie tych zadań wystarczająco mnie absorbuje. Jak, u licha, znajdę jeszcze czas na szkolenie nowych wiernych? Mój czas i energia są ograniczone, nie dam rady zająć się tyloma sprawami naraz! Moje zdrowie i tak już szwankuje. Jak ja to wytrzymam? Wystarczy, jeśli zajmą się tym osoby podlewające”. Zasłaniając się nawałem obowiązków, zepchnęłam więc zadanie szkolenia nowych wiernych na osoby podlewające. Nie przywiązywałam zbytniej wagi do zgłaszanych przez nie problemów i jedynie powierzchownie zajmowałam się wdrażaniem pracy. Wyczekiwałam momentu, kiedy będę mogła wykonywać lżejszy obowiązek i nie będę tak wyczerpana każdego dnia. Ostatecznie ani praca z tekstami, ani praca przy podlewaniu nie przyniosły żadnych rezultatów. Jednak zamiast zastanowić się nad sobą i podsumować swoje odchylenia, uznałam, że po prostu nie mam potencjału, by być przywódczynią. Rozważałam nawet wzięcie winy na siebie i rezygnację ze stanowiska. Zaraz potem jednak pomyślałam, że jeśli zrezygnuję, siostra, z którą współpracowałam, po prostu sama nie podoła wszystkim zadaniom. To byłoby z mojej strony bardzo nieludzkie. Chociaż pozornie wykonywałam swój obowiązek, w rzeczywistości robiłam to bardzo niechętnie. Po prostu każdego dnia wykonywałam swoją pracę, bo czułam, że nie mam innego wyjścia, a mój stan coraz bardziej się pogarszał. Pewnego dnia w czerwcu 2024 roku przełożeni zdemaskowali mnie i przycięli, stwierdzając, że nie wykonuję rzeczywistej pracy, a w obliczu trudności jedynie powierzchownie próbuję je zrozumieć, nie wkładając żadnego wysiłku w ich rozwiązanie, przez co dwa obszary pracy, za które odpowiadałam, nie przyniosły absolutnie żadnych rezultatów. W tamtej chwili poczułam strach. Jasno zdałam sobie sprawę, że moja postawa wobec obowiązku budziła w Bogu odrazę i że jeśli natychmiast nie zacznę szukać prawdy, by to naprawić, znajdę się w wielkim niebezpieczeństwie.

Później odszukałam słowa Boże dotyczące problemów, na które zwrócili uwagę moi przywódcy, i zaczęłam się nad sobą zastanawiać. Przeczytałam fragment słów Bożych: „Jakie zachowania i cechy charakteryzują wyjątkowo leniwe osoby? Po pierwsze, cokolwiek robią, wykonują to po łebkach, stwarzają pozory, obijają się, nie spieszą się i kiedy to tylko możliwe robią sobie przerwy i odkładają wszystko na później. Po drugie, ignorują pracę kościoła. Uważają, że jeśli ktoś chce się przykładać do pracy, to może to robić. Oni nie zamierzają. Kiedy oni się do czegoś przykładają, robią to dla własnej sławy, zysków i statusu – dla nich liczy się tylko możliwość czerpania korzyści ze statusu. Po trzecie, unikają trudności w pracy; nie godzą się, żeby ich praca była choć odrobinę męcząca – a jeśli taka jest, stają się bardzo drażliwi i nie są zdolni znosić trudności ani płacić ceny. Po czwarte, nie są w stanie wytrwać przy żadnej pracy, jaką wykonują, zawsze porzucają ją w połowie i nie potrafią doprowadzić jej do końca. Jeśli są chwilowo w dobrym nastroju, mogą dla rozrywki wykonać jakąś pracę, lecz gdy coś wymaga długoterminowego zaangażowania, jest bardzo zajmujące, wymaga od nich dużo myślenia i męczy ich ciało, z czasem zaczynają narzekać. Przykładowo, dla niektórych przywódców nadzorowanie pracy kościoła jest początkowo czymś nowym i świeżym. Z ogromną motywacją omawiają prawdę i kiedy widzą, że bracia i siostry mają problemy, są w stanie im pomóc i je rozwiązać. Lecz gdy przykładają się do pracy przez jakiś czas, uznają, że pełnienie roli przywódczej jest dla nich zbyt wyczerpujące i pojawia się u nich negatywne nastawienie – pragną zająć się czymś łatwiejszym i nie chcą znosić trudności. Takim ludziom brak wytrwałości. Po piąte, kolejną cechą charakteryzującą leniwe osoby jest ich niechęć do wykonywania rzeczywistej pracy. Gdy tylko ich ciało doświadcza cierpienia, wynajdują wymówki, aby się uchylać i wykręcać od swojej pracy, albo wyznaczają do jej wykonywania kogoś innego. A kiedy tylko wskazana osoba wykona zadanie, wówczas oni sami bezwstydnie zbierają laury. To jest właśnie pięć głównych charakterystycznych cech leniwych osób. Należy sprawdzić, czy takich leniwych ludzi nie ma wśród przywódców i pracowników kościołów. Jeśli ich znajdziesz, natychmiast powinni zostać zwolnieni. Czy leniwe osoby mogą dobrze pracować jako przywódcy? Niezależnie od rodzaju potencjału czy jakości ich człowieczeństwa, jeśli są leniwi, nie będą w stanie dobrze wykonywać swojej pracy i będą opóźniać pracę oraz ważne sprawy. Praca kościoła ma charakter wieloaspektowy – każdy jej aspekt obejmuje wiele szczegółowych zadań i wymaga omawiania prawdy, aby móc rozwiązywać problemy i należycie te zadania wykonywać. Dlatego też przywódcy i pracownicy muszą być pracowici – codziennie muszą dużo rozmawiać i pracować, aby zapewnić skuteczność pracy. Jeśli zbyt mało rozmawiają lub robią, nie osiągną wyników. Tak więc, jeśli przywódca lub pracownik jest osobą leniwą, z pewnością jest fałszywym przywódcą, niezdolnym do wykonywania rzeczywistej pracy. Leniwi ludzie nie wykonują rzeczywistej pracy, nie mówiąc nawet o osobistych wizytach w miejscu pracy i nie mają ochoty rozwiązywać problemów ani angażować się w żadne konkretne zadania. W najmniejszym stopniu nie rozumieją i nie pojmują problemów związanych z jakąkolwiek pracą. W swoich głowach mają tylko mgliste, powierzchowne pojęcie, oparte na słuchaniu tego, co powiedzieli inni i próbują przebrnąć przez swoje zadania, głosząc tylko część doktryny. Czy jesteście w stanie rozpoznać takiego przywódcę? Czy jesteście w stanie stwierdzić, że jest on fałszywym przywódcą? (W pewnym stopniu). Podczas wypełniania każdego obowiązku, jakiego się podejmą, ludzie leniwi działają po łebkach. Bez względu na obowiązek, brak im wytrwałości, pracują nieregularnie i narzekają, kiedy tylko napotykają jakieś trudności, wyrzucając z siebie niekończące się żale. Niczym sekutnica lżąca ludzi na ulicy, ubliżają wszystkim, którzy ich krytykują lub przycinają, zawsze pragnąc wyładowywać swoją złość na innych i nie wykonywać obowiązku. O czym świadczy fakt, że nie chcą wykonywać swojego obowiązku? Pokazuje to, że nie niosą brzemienia, nie chcą wziąć na siebie odpowiedzialności i są ludźmi leniwymi. Nie chcą mierzyć się z trudnościami ani płacić ceny. W szczególności odnosi się to do przywódców i pracowników: jeśli nie niosą brzemienia, to czy mogą wypełniać obowiązki przywódców lub pracowników? W żadnym razie(Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników (4), w: Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). To, co Bóg obnażył, idealnie opisywało mój stan. Wykonując obowiązki, nieustannie pławiłam się w wygodzie, bałam się cierpienia i trosk i nie angażowałam się w rzeczywistą pracę. Mimo że doskonale wiedziałam, co powinnam robić, nie robiłam tego. Byłam zupełnie pozbawiona człowieczeństwa. Bóg mówi, że tacy ludzie są zbyt leniwi i ciągle pławią się w wygodzie. Nie są godni bycia przywódcami ani pracownikami. Nie potrafią nawet dobrze pracować i są skazani na eliminację. W końcu zrozumiałam, że moja niechęć do wykonywania obowiązków przywódczyni nie wynikała z braku potencjału. Główną przyczyną było raczej moje lenistwo i to, że zbytnio ceniłam sobie ciało. Na początku dość aktywnie podchodziłam do swoich obowiązków przywódczych. Później, gdy zajmowałam się konkretnymi zadaniami, a mój obowiązek stawał się bardziej absorbujący, męczący i wymagał ode mnie więcej czasu i wysiłku, zaczęłam odczuwać opór i narzekać. Ciągle obawiałam się, że moje ciało będzie cierpieć, a nadmierne zamartwianie się doprowadzi do jego wyczerpania. Wtedy zaczęłam się lenić i lawirować, zrzucając pracę, którą sama powinnam była wykonać, na braci i siostry. Nie zwracałam uwagi na pojawiające się problemy czy trudności, przez co dwa obszary pracy, za które odpowiadałam, nigdy nie przyniosły żadnych efektów. Mimo to, wciąż czułam się z tym dobrze. Kiedy przywódcy monitorowali moją pracę, nie tylko nie potrafiłam się nad sobą zastanowić, ale wciąż narzekałam na swoje cierpienia i trudy, twierdząc, że mam słaby potencjał i nie jestem w stanie rozwiązać tych trudności. Chciałam nawet wziąć na siebie winę i zrezygnować, byle tylko dostać łatwiejszy obowiązek. Pełniłam obowiązki przywódcze, ale nie wykonywałam faktycznej pracy liderki. Jakże nieodpowiedzialna byłam! Pomyślałam o tym, że dobrzy przywódcy i pracownicy mają poczucie odpowiedzialności za swoje obowiązki. Kiedy je wykonują, są gotowi zapłacić cenę i nie boją się trudów ani skrajnego zmęczenia; gdy trzeba, udają się na miejsce pracy i oferują praktyczne omówienie oraz rozwiązania problemów pojawiających się w każdym zadaniu. Jeśli sami nie potrafią rozwiązać problemu, mogą przedyskutować go z braćmi i siostrami lub szukać pomocy u przełożonych. Ja jednak lekceważyłam swój obowiązek, dogadzałam ciału i pławiłam się w korzyściach płynących ze statusu. Czyż nie byłam fałszywą przywódczynią?

Przeczytałam więcej słów Bożych: „Ludzie leniwi nic nie zdziałają. Aby to podsumować w dwóch słowach, są ludźmi bezużytecznymi, przejawiają umiarkowany stopień niepełnosprawności. Bez względu na to, jak dobry charakter mają leniwi ludzie, są jak ozdoby w oknie; choć mają solidny potencjał, na nic im się on nie przydaje. Są za bardzo leniwi, wiedzą, co powinni zrobić, ale tego nie robią, a nawet jeśli dostrzegają problem, nie szukają prawdy, by go rozwiązać; i choć wiedzą, jakie trudności powinni znosić, by praca była skuteczna, nie mają ochoty znosić trudów, które są wszak tego warte. Nie mogą więc zyskać żadnych prawd i nie są w stanie wykonywać żadnej konkretnej pracy. Nie chcą znosić trudów, które ludzie powinni znosić; potrafią tylko pławić się w komforcie, cieszyć się chwilami radości i wolnym czasem, oraz wieść swobodne i zrelaksowane życie. Czyż nie są bezużyteczni? Ludzie, którzy nie potrafią znosić trudności, nie zasługują na to, by żyć. Ci, którzy ciągle chcą wieść życie pasożytów, to ludzie bez sumienia i rozumu; są to zwierzęta, i nie nadają się nawet do wykonywania pracy fizycznej. Ponieważ tacy ludzie nie potrafią znosić trudów, to nawet jeśli wykonują taką pracę, nie są w stanie dobrze jej wykonać, a jeśli chcą zyskać prawdę, to szansa na to jest jeszcze mniejsza. Ktoś, kto nie potrafi cierpieć i nie kocha prawdy, jest człowiekiem bezużytecznym; nie nadaje się nawet do wykonywania pracy fizycznej. To zwierzę bez odrobiny człowieczeństwa. Takich ludzi należy koniecznie eliminować; jedynie takie postępowanie zgodne jest z Bożymi intencjami(Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników (8), w: Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). Bóg obnaża, że ludzie leniwi są bezużyteczni. Nawet jeśli takie osoby posiadają potencjał, to pławią się w wygodzie i nie są zdolne do wykonywania żadnej rzeczywistej pracy. Ostatecznie muszą zostać wyeliminowane. Porównując się ze słowami Bożymi, dostrzegłam, że byłam osobą leniwą i bezużyteczną, dokładnie taką, jaką obnażył Bóg. Mój potencjał być może nie był wielki, ale wciąż potrafiłam wykonać pewne zadania. Chociaż jako przywódczyni miałam wiele obowiązków i napotykałam liczne trudności, to gdybym naprawdę dźwigała brzemię, miała poczucie odpowiedzialności i była gotowa cierpieć oraz płacić cenę, praca mogłaby przynieść pewne konkretne rezultaty. Ja jednak byłam zbyt leniwa, nie chciałam się zamartwiać ani cierpieć. Kiedy w pracy z tekstami i przy podlewaniu pojawiały się problemy wymagające ode mnie konkretnego zaangażowania, bałam się wysiłku umysłowego, więc zrzucałam te zadania na braci i siostry, sama zaś cieszyłam się wolnym czasem. Całkowicie zawaliłam swój obowiązek, nie wykonałam żadnej rzeczywistej pracy, a tym, co robiłam, przysporzyłam więcej kłopotów niż pożytku. Gdybym tak dalej postępowała, czekałaby mnie całkowita degradacja i wylądowałabym na śmietniku historii. Poprzez to, że przywódcy mnie przycięli, Bóg przebudził moje odrętwiałe i nieustępliwe serce. Inaczej wciąż bym się nad sobą nie zastanowiła i nigdy nie pojęła, jakie zakłócenia i niepokoje spowodowałam w pracy kościoła. Kiedy to zrozumiałam, doświadczyłam kryjącej się za tym wszystkim mozolnej Bożej intencji: Bóg chciał, abym potrafiła się nad sobą zastanowić, poznać siebie i okazać skruchę. W duchu powiedziałam też sobie: „Muszę dobrze wykonywać swój obowiązek każdego dnia, dopóki mnie nie zwolnią. Nie wystarczy, że będę słownie przyznawać się do błędów; muszę podejmować działania. W swoim obowiązku muszę dać z siebie wszystko i nie mogę go traktować tak, jak robiłam to wcześniej”.

Później nadal zastanawiałam się nad swoimi problemami: Dlaczego zawsze byłam tak niechętna, by się zamartwiać lub cierpieć, kiedy wykonywałam swój obowiązek? Co było główną przyczyną tego problemu? Przeczytałam te słowa Boże: „Masz nadzieję, że twoja wiara w Boga nie będzie wymagać żadnych wyzwań czy udręki, ani najmniejszego nawet cierpienia. Ciągle dążysz do osiągnięcia tych rzeczy, które są bezwartościowe, a nie przywiązujesz wagi do życia, przedkładając zamiast tego własne ekstrawaganckie myśli ponad prawdę. Jakże jesteś bezwartościowy! Żyjesz jak świnia: jaka jest różnica pomiędzy tobą a świniami czy psami? Czyż wszyscy ci, którzy nie dążą do prawdy, a zamiast tego kochają cielesność, nie są zwierzętami? Czy wszyscy ci umarli bez ducha nie są chodzącymi trupami? Jak wiele słów zostało wypowiedzianych pomiędzy wami? Czyż tylko niewiele pracy wykonane zostało pomiędzy wami? W jak wiele was zaopatrzyłem? Dlaczego zatem tego nie zyskałeś? Na co możesz się uskarżać? Czyż nie jest tak, że nie zyskałeś niczego przez to, że zanadto ukochałeś ciało? Czy to nie przez to, że twoje myśli są nazbyt ekstrawaganckie? Czy nie dlatego, że jesteś nazbyt głupi? Jeśli nie jesteś w stanie pozyskać tych błogosławieństw, czy możesz winić Boga, że cię nie zbawi?(Doświadczenia Piotra: jego znajomość karcenia i sądu, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „Dopóki ludzie nie doświadczą Bożego dzieła i nie zrozumieją prawdy, kontroluje ich i dominuje nad nimi ich szatańska natura. (…) Filozofia i logika szatana stały się życiem ludzi. Niezależnie od tego, za czym ludzie podążają, czynią tak dla własnej korzyści – dlatego też żyją wyłącznie dla siebie. »Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego« – to jest życiowa filozofia człowieka, a zarazem definicja ludzkiej natury. Owe słowa stały się już naturą skażonej ludzkości i są prawdziwym portretem jej szatańskiej natury. Ta szatańska natura stała się już podstawą egzystencji skażonej ludzkości. Od kilku tysięcy lat aż po dzień dzisiejszy skażona ludzkość kieruje się w życiu ową trucizną szatana(Jak obrać ścieżkę Piotra, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Kiedy porównałam siebie z tym, co obnażają słowa Boże, zyskałam pewne zrozumienie co do źródła mojego pławienia się w wygodzie. Chociaż wierzyłam w Boga od wielu lat, wciąż żyłam według reguł egzystencji zaszczepionych ludziom przez Szatana, takich jak: „Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego”, „Życie jest krótkie, więc korzystaj z niego, póki możesz”, czy „Traktuj siebie dobrze, póki żyjesz”. Te szatańskie trucizny stały się fundamentem mojego życia, a moje myśli i poglądy uległy wypaczeniu. Wierzyłam, że w życiu należy o siebie dbać, umieć czerpać z niego przyjemność i nie przemęczać swojego ciała. Pomyślałam o tym, jak kiedyś, pracując, ceniłam sobie swobodę i brak ograniczeń. Wolałam zarabiać mniej, niż wykonywać ciężką i męczącą pracę, która wydawała mi się zbyt krępująca i uciążliwa. Byłam przekonana, że życie ludzkie to zaledwie kilkadziesiąt lat, które mijają jak z bicza strzelił, i że najważniejsze to być dla siebie dobrym. Kiedy zaczęłam wierzyć w Boga i wykonywać swój obowiązek, nadal kierowałam się tym błędnym przekonaniem. Nieustannie pławiłam się w wygodzie i dogadzałam ciału, nie chciałam się martwić ani brać na siebie ciężaru obowiązku, unikałam pracy wymagającej fizycznego wysiłku i narzekałam, gdy tylko pojawiały się trudności. Ciągle szukałam łatwiejszego obowiązku do wykonywania. To, że mogłam wykonywać obowiązek przywódczyni okręgu, było wywyższeniem od Boga, dającym mi lepsze warunki i więcej okazji do wejścia w prawdorzeczywistość. Chociaż w ramach wykonywanego obowiązku napotykałam wiele problemów i trudności, co mogło mnie skłonić do polegania na Bogu i szukania prawdy dla ich rozwiązania, a tym samym przyspieszenia mojego postępu w życiu, nie potrafiłam tego docenić, bojąc się, że moje ciało nie podoła stresowi i troskom. Nie współpracowałam z braćmi i siostrami, by rozwiązywać trudności, lecz zrzucałam je na nich, wywierając na nich presję. Problemy nowych wiernych nie były rozwiązywane na czas, a ci spośród nich, których należało szkolić, nie byli szkoleni. Jako przywódczyni, w ogóle nie czułam ciężaru swojego obowiązku i podchodziłam do niego bez jakiegokolwiek poczucia odpowiedzialności. Zależało mi jedynie na cieszeniu się wolnym czasem. Nie przyczyniłam się w żaden sposób do postępu tych ważnych prac, a mimo że tak bardzo zaniedbałam swój obowiązek, nie czułam wyrzutów sumienia ani dyskomfortu. Chciałam nawet zrzucić z siebie odpowiedzialność i zrezygnować, by móc jeszcze bardziej cieszyć się wolnym czasem. Czy tak postępuje osoba posiadająca człowieczeństwo? Chociaż moje ciało nie doświadczało trosk ani zmęczenia, moje życie stało w miejscu, praca, za którą odpowiadałam, nie przynosiła owoców, dzieło kościoła było poważnie opóźnione, a ja pozostawiałam za sobą jedynie występki i złe uczynki. Jak Bóg mógłby nie czuć odrazy do mojej postawy wobec obowiązku? Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że przez te wszystkie lata kierowałam się tymi błędnymi myślami i przekonaniami. Nie potrafiłam dobrze wykonywać swojego obowiązku, nie cierpiałam ani nie płaciłam ceny za dążenie do prawdy. Zamiast tego zaczęłam pławić się w wygodzie i nie myślałam o robieniu postępów, tracąc tym samym wiele okazji do zdobycia prawdy! Chciałam odtąd skupić się na praktykowaniu prawdy, aby uporać się ze swoim skażonym usposobieniem.

Później przeczytałam więcej słów Bożych: „Noe nie cofnął się w obliczu rozmaitych kłopotów, trudnych sytuacji i wyzwań. Kiedy pewne z jego trudniejszych zadań inżynieryjnych często się nie udawały, a ich efekty ulegały zniszczeniu, to mimo że Noe odczuwał w sercu przygnębienie lub niepokój, gdy myślał o słowach Boga i przypominał sobie każdą rzecz, którą Bóg mu nakazał, oraz Boże wyniesienie go, często czuł się niezwykle zmotywowany: »Nie mogę się poddać, nie mogę odrzucić tego, co Bóg mi nakazał i powierzył. To jest zadanie wyznaczone przez Boga, a skoro je przyjąłem, skoro usłyszałem słowa wypowiedziane przez Boga i Jego głos, skoro wziąłem na siebie to zadanie od Boga, to powinienem się bezwzględnie podporządkować. Właśnie do osiągnięcia czegoś takiego powinien dążyć człowiek«. Tak więc, bez względu na to, z jakimi trudności, kpinami lub oszczerstwami się spotykał, jak wyczerpane było jego ciało, jak bardzo był zmęczony, nie porzucił zadania, które powierzył mu Bóg, i stale pamiętał o każdym jednym słowie z tego, co Bóg powiedział i nakazał. Niezależnie od tego, jak zmieniało się jego otoczenie, jak wielkie trudności napotykał, ufał, że nic z tego nie będzie trwało wiecznie, że tylko słowa Boga nigdy nie przeminą i tylko to, co nakazał On uczynić, z pewnością zostanie wykonane. Noe miał w sobie prawdziwą wiarę w Boga oraz podporządkowanie, jakie powinien mieć, i nadal budował arkę, którą Bóg kazał mu skonstruować. Z dnia na dzień, z roku na rok, Noe stawał się coraz starszy, ale jego wiara nie słabła ani nie zmieniały się jego nastawienie oraz determinacja, by wypełnić zadanie wyznaczone przez Boga. Choć zdarzało się, że jego ciało czuło się zmęczone i wyczerpane, że chorował, a jego serce było słabe, jego determinacja i wytrwałość w dążeniu do wypełnienia zadania wyznaczonego przez Boga i podporządkowania się słowom Bożym nie osłabły. W ciągu tych wszystkich lat, w których Noe budował arkę, praktykował on słuchanie słów wypowiedzianych przez Boga oraz podporządkowywanie się im, a także ważną prawdę o tym, że istota stworzona i zwykły człowiek muszą wypełnić zadanie wyznaczone przez Boga(Aneks trzeci: Jak Noe i Abraham okazywali posłuszeństwo słowom Boga i podporządkowywali się Mu (Część druga), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Kiedy porównałam swoją postawę z podejściem Noego do Bożego posłannictwa, poczułam ogromny wstyd! Noe miał bogobojne serce oraz był lojalny i podporządkowany wobec Bożego posłannictwa. W tamtych czasach nie istniał nowoczesny przemysł, a wszystko – od ścinania drzew po budowę arki – musiało być wykonane ręcznie. Noe wszystko robił własnymi rękami, a jego ciało z pewnością było wyczerpane tą ciężką pracą. Doświadczał również wielu trudności, presji i chorób, lecz nigdy nie myślał o swojej cielesności i nigdy nie zrezygnował z Bożego posłannictwa z powodu cierpienia i wyczerpania swojego ciała. Zamiast tego odważnie stawił czoła trudnościom i przez sto dwadzieścia lat wytrwale budował arkę, ostatecznie wypełniając Boże posłannictwo. Między moim sposobem wykonywania obowiązków a postawą Noego była prawdziwa przepaść. Od teraz musiałam polegać na Bogu, by zbuntować się przeciwko cielesności, i wkładać całe serce i umysł w moje główne obowiązki, zwłaszcza wtedy, gdy wymagało to ode mnie cierpienia lub zapłacenia ceny. To, czy w przyszłości mój stan zdrowia pogorszy się, spoczywa w rękach Boga. Bóg ma suwerenną władzę nad wszystkim i kieruje narodzinami, starzeniem się, chorobami i śmiercią ludzi. Jeśli Bóg nie dopuści, by moja choroba stała się poważna, to niezależnie od tego, jak bardzo zmęczone będzie moje ciało, nigdy nie zasłabnie. Czyż wszystkie moje obawy nie były zbędne? Pomodliłam się więc do Boga, gotowa okazać skruchę, naśladować postawę Noego wobec jego obowiązku, podchodzić do swojego z bogobojnym sercem i już więcej nie dogadzać ciału ani nie pławić się w wygodzie.

Od tamtej pory, wykonując swój obowiązek, świadomie wykonuję rzeczywistą pracę i autentycznie angażuję się w zadania, którymi powinnam się zająć. W obliczu problemów w pracy z tekstami już nie uciekam, lecz zastanawiam się, jak rozwiązać te trudności, szukając rozwiązań poprzez omawianie ich z braćmi i siostrami. Nadzoruję również pracę przy podlewaniu i faktycznie chodzę podlewać nowych wiernych, których warto szkolić. Na bieżąco też omawiam i pomagam rozwiązywać problemy zgłaszane przez osoby podlewające. Kiedy rzeczywiście angażuję się w te zadania, moje ciało jest z pewnością bardziej obciążone niż wcześniej. Jednakże, gdy wkładam serce w swój obowiązek, to niezależnie od tego, jak bardzo wyczerpane jest moje ciało, nie czuję aż takiego zmęczenia. Czasami, gdy faktycznie czuję zmęczenie, pozwalam sobie na odpowiedni odpoczynek, a potem kontynuuję pracę. Dzięki takiemu praktykowaniu moje serce jest spokojne, a moja choroba również stopniowo łagodnieje. Doświadczyłam, że cierpienie dla dobrego wykonywania obowiązku nie zrujnuje mojego ciała. Chociaż w zadaniach, za które obecnie odpowiadam, nie widać jeszcze wielkiej poprawy, to dzięki moim doświadczeniom z tego okresu oraz temu, co obnażyły słowa Boże, zobaczyłam konsekwencje pławienia się w wygodzie. Zrozumiałam, że szatańskie filozofie, takie jak: „Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego”, „Życie jest krótkie, więc korzystaj z niego, póki możesz” oraz „Traktuj siebie dobrze, póki żyjesz”, zatruwają ludzkie myśli i deprawują ludzi. Sprawiają, że ludzie myślą wyłącznie o ciele i żyją w sposób samolubny i zdegenerowany, nie mając żadnych celów ani kierunków, do których mogliby dążyć. Co więcej, zyskałam też pewne powierzchowne zrozumienie źródła mojego pławienia się w wygodzie oraz mojej naturoistoty i zmieniłam swoje nastawienie do obowiązku. Dzięki Bogu za Jego przewodnictwo!

Wstecz: 67. Co kryło się za moim dążeniem do przywództwa

Dalej: 69. Refleksje na temat niewykonywania rzeczywistej pracy

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

38. Uwalnianie się od statusu

Autorstwa Dong En, FrancjaW 2019 roku zostałam przywódczynią kościoła. Wszystko robiłam po swojemu, w swoim obowiązku byłam...

37. Bóg jest przy mnie

Autorstwa Guozi, USAUrodziłam się w rodzinie chrześcijańskiej i kiedy miałam rok, moja mama przyjęła nowe dzieło powracającego Pana Jezusa...

Ustawienia

  • Tekst
  • Motywy

Jednolite kolory

Motywy

Czcionka

Rozmiar czcionki

Odstęp pomiędzy wierszami

Odstęp pomiędzy wierszami

Szerokość strony

Spis treści

Szukaj

  • Wyszukaj w tym tekście
  • Wyszukaj w tej książce

Połącz się z nami w Messengerze