55. Wybór w niebezpiecznym otoczeniu
Pracuję w kościele jako kaznodziejka i odpowiadam za pracę w kilku kościołach. Pewnej nocy w styczniu 2024 roku siostra Liu Min przesłała mi dokument o wydaleniu pewnego judasza, kobiety nazwiskiem Zhang, i przekazała mi: „Zhang po aresztowaniu wydała wielu przywódców i pracowników. Ciebie również wydała. Musisz na siebie uważać”. Gdy to usłyszałam, poczułam lekki niepokój i pomyślałam: „Skoro Zhang mnie wydała, KPCh będzie mnie szukać. Mogą mnie aresztować w każdej chwili, więc naprawdę muszę być ostrożna!”.
W kwietniu otrzymałam kolejny list od współpracowniczki: „Po aresztowaniu Yu również okazała się judaszem i cię zdradziła, ale nie wiem, czy zidentyfikowała twoje zdjęcie. Uważaj na siebie”. Te słowa zmartwiły mnie jeszcze bardziej. Pomyślałam: „Jeśli policja KPCh ma moje zdjęcie i na dodatek prosi judasza o zidentyfikowanie mnie na nim, to moja sytuacja jest naprawdę bardzo niebezpieczna! Wszędzie są kamery wysokiej rozdzielczości i drony. Dokądkolwiek pójdę, będę obserwowana, więc prędzej czy później mnie aresztują! Gdy policja łapie przywódców i pracowników, prześladuje ich na śmierć. Jeśli zostanę aresztowana i nie wytrzymam tortur, stając się judaszem, albo zostanę zakatowana na śmierć, to czy cała moja wiara nie pójdzie na marne?”. Im więcej o tym myślałam, tym strach stawał się większy. Czułam, że bycie przywódczynią lub pracowniczką jest zbyt niebezpieczne. W tamtym czasie praca ewangelizacyjna w kościołach, za które odpowiadałam, nie przynosiła owoców. Chciałam pojechać i zbadać przyczyny, ale powstrzymywała mnie myśl, że jestem ścigana przez KPCh, a sytuacja w tych kościołach nie była bezpieczna. Gdybym w drodze była obserwowana przez KPCh, mogliby mnie aresztować w każdej chwili. Na tę myśl nie odważyłam się pojechać. Wielu braci i sióstr żyło wtedy w strachu i lęku, a swoje obowiązki wykonywało w sposób bierny. Szczególnie praca ewangelizacyjna stała w miejscu. Chociaż regularnie pisałam listy, aby nadzorować pracę, postępy były niewielkie.
Pewnego wieczoru otrzymałam list od wyższych przywódców, w którym napisano: „W niektórych kościołach praca ewangelizacyjna nie przynosi żadnych rezultatów. Jako kaznodziejka powinnaś pojechać na miejsce, aby zrozumieć sytuację, zdiagnozować problemy i je rozwiązać”. Czytając to, poczułam wewnętrzny opór: „Wszystkie kościoły, za które odpowiadam, znajdują się w niebezpiecznym otoczeniu. Wyjazd tam osobiście jest zbyt ryzykowny. Poza tym celem KPCh jest aresztowanie przywódców i pracowników. Jeśli mnie złapią, mogę stracić życie. Lepiej nigdzie nie pojadę. Będę się ukrywać i nadzorować pracę listownie. To o wiele bezpieczniejsze”. Myśl ta wytrąciła mnie jednak z równowagi. Praca ewangelizacyjna w podległych mi kościołach praktycznie zamarła i wymagała natychmiastowej interwencji. Ale bałam się aresztowania i nie miałam odwagi jechać. Co miałam robić? Żyłam w ciągłym zmartwieniu i lęku. Następnego dnia dotarł kolejny list od przełożonych: „W kościołach, za które odpowiadasz, postępy w pracy są ostatnio powolne. Bracia i siostry są zastraszeni i bardzo biernie wykonują swoje obowiązki. Powinnaś pojechać i zobaczyć, co się dzieje”. Po przeczytaniu listu od przywódców wiedziałam, że powinnam pojechać i realnie rozwiązać problemy. Ale wtedy przypomniałam sobie, jak niedawno jeden z przywódców został zakatowany na śmierć przez policję trzy dni po aresztowaniu. Ogarnęła mnie trwoga. Pomyślałam nawet, że wolałabym wykonywać jakiś zwykły obowiązek, który nie wiązałby się z tak wielkim ryzykiem. Zdałam sobie sprawę, że mój stan jest niewłaściwy, i zaczęłam szukać rozwiązania w słowach Bożych.
Podczas porannych ćwiczeń duchowych bardzo pomógł mi fragment słów Bożych, który zacytowano w obejrzanym przez mnie filmie ze świadectwem opartym na doświadczeniu. Bóg Wszechmogący mówi: „Gdy ludzie nie są w stanie dostrzec, zrozumieć i zaakceptować sytuacji, jakimi Bóg rozporządza, i Jego suwerennej władzy oraz się temu podporządkować oraz gdy napotykają różne trudności w codziennym życiu lub trudności te przekraczają granice wytrzymałości zwykłych ludzi, w ich podświadomości rodzą się zmartwienie, niepokój, a nawet udręka. Nie wiedzą, co przyniesie jutro i dzień następny, nie wiedzą, jak będzie wyglądać ich przyszłość, więc odczuwają udrękę, niepokój i zmartwienie w związku z różnymi rzeczami. Jaki jest kontekst, w którym rodzą się te negatywne emocje? Chodzi o to, że ludzie nie wierzą w suwerenną władzę Boga, to znaczy nie są w stanie uwierzyć w suwerenną władzę Boga ani jej dostrzec, nie mają też w głębi serca autentycznej wiary w Boga. Nawet gdyby ujrzeli na własne oczy fakty potwierdzające suwerenną władzę Boga, nie zrozumieliby jej ani by w nią nie uwierzyli. Nie wierzą, że Bóg sprawuje suwerenną władzę nad ich losem, nie wierzą, że ich życie jest w rękach Boga, więc w głębi serca nie mają zaufania do suwerennej władzy Boga i Jego zarządzeń, a wtedy pojawiają się skargi i ludzie nie potrafią się podporządkować” (Jak dążyć do prawdy (3), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). „Jeśli ludzie dążą do prawdy, nie dadzą się złapać w pułapkę tych trudności i nie pogrążą się w negatywnych uczuciach udręki, niepokoju i zmartwienia. Z drugiej strony, jeśli ludzie nie dążą do prawdy, te trudności i tak są obecne – i jakie będą tego skutki? Uwikłasz się w nich tak bardzo, że nie będziesz potrafił od nich uciec, i jeśli nie będziesz w stanie się z nimi uporać, to ostatecznie stworzą one węzeł splątanych negatywnych uczuć w głębi twojego serca; wpłyną na twoje normalne życie i na normalne wykonywanie przez ciebie obowiązków, będziesz się czuł przytłoczony i zniewolony, bez żadnego wyjścia – z takimi skutkami będziesz się musiał zmierzyć” (Jak dążyć do prawdy (3), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Ze słów Bożych zrozumiałam, że mój lęk przed aresztowaniem i zakatowaniem na śmierć wynikał z braku zrozumienia wszechmocy i suwerennej władzy Boga. Nie wierzyłam, że wszystko Jego suwerennej władzy podlega. Ponieważ zostałam wydana przez judasza, stałam się celem KPCh. Bałam się, że jeśli mnie aresztują i nie wytrzymam tortur, sama stanę się judaszem lub zostanę pobita na śmierć, tracąc szansę na zbawienie. Dlatego nie odważyłam się pojechać do kościołów, by rozwiązywać problemy. Nie chciałam podporządkować się sytuacji, którą Bóg dla mnie przygotował. Narzekałam nawet, że obowiązki przywódców i pracowników są zbyt niebezpieczne, i chciałam wykonywać zwykły obowiązek, wolny od wielkiego ryzyka. W ogóle nie rozumiałam suwerennej władzy Boga.
Wtedy przeczytałam kolejne słowa Boże: „O czym, poza troską o własne bezpieczeństwo, myślą niektórzy antychryści? Mówią oni: »Obecne warunki nie są sprzyjające, więc mniej się pokazujmy i rzadziej głośmy ewangelię. Dzięki temu istnieje mniejsze prawdopodobieństwo, że nas schwytają i że dzieło kościoła zostanie zniszczone. Jeżeli nas nie złapią, nie staniemy się Judaszami, a wówczas mamy szansę na przetrwanie w przyszłości, prawda?«. Czyż nie brakuje antychrystów, którzy stosują takie wymówki, by wprowadzać w błąd braci i siostry? Niektórzy antychryści bardzo obawiają się śmierci i przez to wiodą podłą egzystencję; ponadto cenią sobie reputację i status i dlatego chętnie pełnią funkcje przywódcze. Choć wiedzą, że: »Niełatwo jest nieść na barkach obowiązki przywódcy: jeżeli wielki, czerwony smok dowie się, że objąłem tę funkcję, będzie o mnie głośno i mogę trafić na listę poszukiwanych, a gdy mnie złapią, moje życie znajdzie się w niebezpieczeństwie«, to ignorują owe zagrożenia, by pławić się w korzyściach płynących ze statusu. Pełniąc funkcję przywódcy, pławią się jedynie w swoich cielesnych potrzebach i nie angażują się w rzeczywistą pracę. Nie licząc prowadzenia korespondencji z innymi kościołami, nic więcej nie robią. Ich strach jest tak wielki, że ukrywają się w jakimś miejscu i z nikim się nie spotykają; trzymają się z dala, a bracia i siostry nie wiedzą nawet, kto jest ich przywódcą. Czyż błędem jest więc twierdzenie, że są oni przywódcami jedynie nominalnie? (Nie). Sprawując tę funkcję, nie angażują się w żadną faktyczną pracę; dbają jedynie o to, by się ukryć. Gdy zapytać ich »Jak to jest być przywódcą?«, odpowiedzą »Jestem niezwykle zajęty i ze względów bezpieczeństwa muszę wciąż się przeprowadzać. Te warunki są tak destabilizujące, że nie mogę skoncentrować się na mojej pracy«. Stale czują się tak, jakby śledziło ich wiele par oczu, i nie wiedzą, gdzie mogliby się bezpiecznie ukryć. Oprócz przebieranek i ukrywania się w różnych miejscach, by nie pozostawać zbyt długo w tej samej okolicy, na co dzień nie wykonują oni żadnej rzeczywistej pracy. Czy istnieją tacy przywódcy? (Tak). Jakimi zasadami się kierują? Takie osoby mówią: »Przebiegły królik ma trzy nory. Potrzebuje ich, by się ukryć i tym samym uchronić przed atakami drapieżników. Czy dopuszczalna jest sytuacja, w której na człowieka czyha niebezpieczeństwo i musi on uciekać, lecz nie ma gdzie się ukryć? Musimy uczyć się od królików! Zwierzęta stworzone przez Boga mają ową zdolność przetrwania, którą ludzie powinni od nich przejąć«. Objąwszy funkcję przywódcy, ludzie ci przyswoili sobie ową doktrynę, a wręcz uwierzyli, że pojęli prawdę. W istocie jednak są śmiertelnie przerażeni. Gdy tylko usłyszą o jakimś przywódcy, na którego doniesiono policji, gdyż mieszkał w niebezpiecznej okolicy, albo o innym przywódcy namierzonym przez szpiegów wielkiego czerwonego smoka przez to, że zbyt często opuszczał dom, by spełnić swój obowiązek, i kontaktował się ze zbyt wieloma ludźmi, i gdy dowiedzą się, że ci ludzie zostali aresztowani i skazani, natychmiast zaczynają się bać. Myślą: »Tylko nie to! Czy teraz i mnie aresztują? Niech to będzie dla mnie nauczka. Nie powinienem być zbyt aktywny. Jeśli mogę uniknąć wykonywania jakiejś pracy w kościele, to jej nie wykonam. Jeśli mogę uniknąć odsłaniania twarzy, to jej nie odsłonię. Ograniczę moją pracę do minimum, będę unikał wychodzenia z domu i kontaktów z innymi ludźmi oraz zadbam o to, by nikt nie dowiedział się, że jestem przywódcą. Któż w dzisiejszych czasach może sobie pozwolić na to, by przejmować się innymi? Już samo utrzymanie się przy życiu jest wyzwaniem!«. Taki człowiek od momentu objęcia funkcji przywódcy nie wykonuje żadnej pracy, a jedynie przenosi bagaże i się ukrywa. Żyje jak na szpilkach, w ciągłym strachu, że zostanie złapany i skazany. Powiedzmy na przykład, że usłyszy, jak ktoś mówi: »Jeżeli cię schwytają, zabiją cię! Gdybyś nie był przywódcą, a jedynie zwykłym wierzącym, być może wyszedłbyś na wolność po zapłaceniu niewielkiej grzywny, lecz los przywódców jest niepewny. To bardzo niebezpieczne! Byli tacy przywódcy i pracownicy, którzy, gdy ich schwytano, odmówili udzielenia jakichkolwiek informacji i zostali śmiertelnie pobici przez policję«. Wiadomość o tym, że ktoś został pobity na śmierć, potęguje jego strach i człowiek ten jeszcze bardziej boi się pracować. Codziennie myśli tylko o tym, jak nie dać się złapać, jak ukryć swoją twarz, jak nie zostać wyśledzonym i uniknąć kontaktu z braćmi i siostrami. Łamie sobie głowę, rozmyślając o tych sprawach, i zupełnie zapomina o swoich obowiązkach. Czy taki człowiek jest lojalny? Czy ludzie tego pokroju są w stanie podołać jakiejkolwiek pracy? (Nie)” (Punkt dziewiąty (Część druga), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Słowa Boże obnażyły to, że antychryści w obliczu zagrożenia troszczą się tylko o własne bezpieczeństwo. Myślą wyłącznie o tym, by im samym nie stała się krzywda, i zupełnie nie biorą pod uwagę interesów kościoła. Ich natura jest samolubna i godna pogardy. Zrozumiałam, że moje zachowanie było równie samolubne, jak zachowanie antychrysta. Doskonale wiedziałam, że praca w kościołach, za które odpowiadałam, postępuje powoli, a bracia i siostry żyją w lęku i strachu. Samo pisanie listów nie przynosiło żadnych rezultatów. Musiałam natychmiast pojechać do tych kościołów i rozwiązać problemy. Ale nie odważyłam się, bo bałam się aresztowania, a nawet narzekałam, że obowiązki przywódców i pracowników są zbyt niebezpieczne. Zwłaszcza na myśl o przywódcy, który niedawno został zakatowany na śmierć przez policję trzy dni po aresztowaniu, strach przed schwytaniem paraliżował mnie jeszcze bardziej. Nie chciałam jechać do kościołów, by rozwiązywać te problemy, a nawet zapragnęłam wykonywać obowiązek, który nie wiązałby się z żadnym ryzykiem. Jako przywódczyni zawiodłam w kluczowym momencie, nie chroniąc pracy kościoła. Nie myślałam o swoim obowiązku i swojej odpowiedzialności, nie okazując Bogu żadnej lojalności ani posłuszeństwa. Bóg wywyższył mnie, powierzając mi obowiązek przywódczyni; powinnam była prowadzić braci i siostry, by dobrze wykonywali swoje obowiązki i szykowali dobre uczynki. Zamiast tego, aby ochronić samą siebie, ukrywałam się, w haniebny sposób kurczowo trzymając się własnego życia. Nie przejmowałam się losem braci i sióstr, lekceważyłam interesy kościoła i nie byłam lojalna wobec swojego obowiązku. Praca w tych kościołach stała w miejscu, a ja, opóźniając ją, już dopuściłam się występków. Gdybym natychmiast nie okazała skruchy, to nawet jeśli udałoby mi się ukryć i uniknąć aresztowania, nie wypełniłabym swojego obowiązku ani swojej odpowiedzialności. Zdradziłabym Boga, a na końcu, tak jak antychryst, zostałabym przez Niego wyeliminowana i ukarana.
Później przeczytałam kolejne słowa Boże: „Potężni mogą się zdawać z zewnątrz przewrotnymi, lecz nie obawiajcie się, ponieważ jest to skutek waszej słabej wiary. Jeśli tylko wasza wiara będzie wzrastać, nic nie będzie zbyt trudne. Radujcie się i podskakujcie do woli! Wszystko leży u waszych stóp i spoczywa w Mym ręku. Czyż to nie Ja jednym słowem decyduję o spełnieniu lub zniszczeniu?” (Wypowiedzi Chrystusa na początku, rozdz. 75, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „Nie powinieneś obawiać się tego czy tamtego; bez względu na to, ilu trudom i niebezpieczeństwom miałbyś stawić czoła, powinieneś zachować spokój przed Moim obliczem, niczym nie niepokojony, tak aby Moja wola mogła się wypełnić w niezakłócony sposób. Jest to twój obowiązek. (…) Musisz wszystko znieść. Musisz wyrzec się dla Mnie wszystkiego, podążać za Mną z całej swojej siły i być gotowym zapłacić każdą cenę. Nadszedł czas, żebym poddał cię próbie – czy okażesz Mi swoją wierność? Czy będziesz wiernie podążał za Mną aż do końca drogi? Nie obawiaj się; z Moją pomocą, któż mógłby stanąć ci na tej drodze?” (Wypowiedzi Chrystusa na początku, rozdz. 10, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boże dały mi wiarę i siłę. Czego miałam się bać, skoro Bóg jest moim oparciem? Niezależnie od tego, jak bardzo szaleńczy i okrutny jest wielki czerwony smok, i tak podlega on suwerennej władzy Boga. Jest on narzędziem w Jego rękach. Bez Bożego pozwolenia policja nie byłaby w stanie mnie aresztować, nawet gdybym była tuż pod ich nosem. Pomyślałam o latach swojego podążania za Bogiem i zdałam sobie sprawę, że wielokrotnie groziło mi niebezpieczeństwo i byłam o krok od aresztowania. To cudowna Boża ochrona za każdym razem ratowała mnie z opresji. Na przykład pewnego wieczoru w 2020 roku dwie osoby przyszły sprawdzić dom, który wynajmowałyśmy. Ponieważ groziło mi niebezpieczeństwo i nie mogłam pokazać im dowodu osobistego, chcieli nas zgłosić. Jeden z mężczyzn powiedział z furią: „Poczekaj, pójde wezwać policję, żeby cię aresztowali!”. Po tych słowach wyszedł. Razem z siostrami skorzystałyśmy z okazji i szybko opuściłyśmy to miejsce. Następnego ranka do domu przyjechało dziesięciu policjantów. Nie mogli nas aresztować, więc zamiast tego zabrali naszego niewierzącego gospodarza. Zrozumiałam, że to, czy zostanę aresztowana, zależy wyłącznie od Boga. Tak jak mówi Bóg: „Bez Bożego pozwolenia trudno jest szatanowi dotknąć nawet kropli wody lub ziarenka piasku na ziemi; bez pozwolenia Boga szatan nie może nawet poruszyć mrówek na ziemi – nie mówiąc już o ludzkości, która została stworzona przez Boga” (Sam Bóg, Jedyny I, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Gdyby Bóg pozwolił mnie aresztować, bylaby w tym Jego dobra intencja, a ja powinnam podporządkować się suwerennej władzy i ustaleniom Boga, trwając przy swoim świadectwie o Nim.
Przeczytałam kolejny fragment słów Bożych i zyskałam znacznie jaśniejszą perspektywę na śmierć. Bóg Wszechmogący mówi: „Jak umarli uczniowie Pana Jezusa? Wśród uczniów byli tacy, którzy zostali ukamienowani, włóczeni końmi, ukrzyżowani głową w dół, rozerwani przez pięć koni – doświadczyli każdego rodzaju śmierci. Dlaczego ich zgładzono? Czy zostali zgodnie z prawem straceni za swoje zbrodnie? Nie. Głosili ewangelię Pańską, ale ludzie ze świata jej nie przyjęli, a zamiast tego potępiali ich, bili, besztali a nawet zabijali – oto dlaczego zginęli śmiercią męczeńską. (…) W gruncie rzeczy tak umarły i odeszły ich ciała; w ten sposób opuścili świat ludzi, ale to nie znaczy, że ich wynik również taki był. Bez względu na to, w jaki sposób umarli i odeszli, czy jak do tego doszło – nie oznacza to, że Bóg właśnie tak określił ostateczny wynik tych żywotów, tych istot stworzonych. Musisz to jasno zrozumieć. Było zupełnie odwrotnie: użyli właśnie tych środków, by potępić ten świat i dać świadectwo o czynach Boga. Te istoty stworzone wykorzystały to, co najcenniejsze – swoje życie, wykorzystały ostatnie chwile swojego życia, aby świadczyć o czynach Boga, świadczyć o wielkiej mocy Boga oraz oznajmić szatanowi i światu, że czyny Boże są słuszne, że Pan Jezus jest Bogiem, że On jest Panem i ciałem wcielonego Boga. Aż do ostatniej chwili życia nigdy nie zaparli się imienia Pana Jezusa. Czy nie była to forma osądu tego świata? Wykorzystali swoje życie, aby ogłosić światu i potwierdzić przed istotami ludzkimi, że Pan Jezus jest Panem, że Pan Jezus jest Chrystusem, że jest ciałem wcielonego Boga, że dzieło odkupienia całej ludzkości, którego On dokonał, pozwala tej ludzkości żyć dalej – ten fakt jest niezmienny na zawsze. W jakim stopniu ci, którzy zostali umęczeni za szerzenie ewangelii Pana Jezusa, wypełnili swój obowiązek? Czy w najwyższym stopniu? Jak się przejawił ten najwyższy stopień? (Ofiarowali swoje życie). Zgadza się, zapłacili cenę swojego życia” (Głoszenie ewangelii jest powinnością, którą wszyscy wierzący są zobowiązani wypełniać, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boże bardzo jasno wyjaśniają sens śmierci. Uczniowie Pana Jezusa zginęli śmiercią męczeńską za głoszenie ewangelii Pana. Jedni zginęli od miecza, inni zostali powieszeni, a jeszcze inni ukrzyżowani. Swoim życiem złożyli piękne i doniosłe świadectwo o Bogu i upokorzyli szatana. Ich śmierć miała sens i wartość, zyskała aprobatę Boga. Z pozoru ich ciała umarły, ale to nie była prawdziwa śmierć: ich dusze wciąż żyją. W dziele Boga w dniach ostatecznych wielu braci i sióstr również złożyło świadectwo zwycięstwa nad szatanem. Po aresztowaniu, bez względu na to, jak torturowała ich policja, woleli umrzeć, niż zdradzić Boga lub stać się judaszami. Ja jednak, zanim jeszcze mnie aresztowano, bałam się, że zostanę zakatowana na śmierć, i jak żółw chowający się w skorupie, nie odważyłam się wykonywać swojego obowiązku. Gdzie w tym było świadectwo? Im więcej o tym myślałam, tym większy czułam żal i wyrzuty sumienia. Czułam się tak zawstydzona, że chciałam zapaść się pod ziemię, i nienawidziłam siebie za to, że jestem tak samolubna, godna pogardy i pozbawiona człowieczeństwa. Modliłam się do Boga: „Dobry Boże, aby się ocalić, chcę tylko ratować własną skórę – żyję w tak żałosny, haniebny sposób, nie okazując Ci żadnej lojalności ani posłuszeństwa. To Ty masz ostatnie słowo w kwestii tego, czy zostanę aresztowana. Chcę całkowicie powierzyć się w Twoje ręce i nie być już ograniczana przez strach przed śmiercią. Jestem gotowa osobiście udać się do tych kościołów, aby na miejscu rozwiązywać rzeczywiste problemy i wypełniać swoje obowiązki”. Po modlitwie poczułam znacznie większy spokój i ulgę.
Następnie udałam się do jednego z kościołów. Dowiedziałam się, że jego przywódcy bali się, iż bracia i siostry zostaną aresztowani za głoszenie ewangelii, a oni zostaną pociągnięci do odpowiedzialności, dlatego bardzo biernie podchodzili do nadzorowania pracy. W odpowiedzi na ten stan wspólnie jedliśmy, piliśmy i omawialiśmy słowa Boże. Przywódcy kościoła zrozumieli, że ich lęk przed odpowiedzialnością i unikanie rzeczywistej pracy wynikały z ich samolubnego i godnego pogardy szatańskiego usposobienia, i zapragnęli zmienić swoje postępowanie. Następnie zaczęli spotykać się z liderami zespołów, diakonami i pracownikami ewangelizacyjnymi, aby omawiać i rozwiązywać problemy w pracy ewangelizacyjnej. Działaliśmy wspólnie, a praca kościoła stopniowo zaczęła się poprawiać. Z całego serca dziękuję Bogu Wszechmogącemu za Jego objawienie i zbawienie!