17. Wyrzuty sumienia po utracie możliwości wykonywania obowiązków
Od lat wykonuję swoje obowiązki jako aktorka. W maju 2022 roku przywódcy poprosili mnie, abym przeszkoliła się w reżyserii i dodatkowo zajęła się sprawdzaniem materiałów wideo. W tamtym czasie, mimo że czułam na sobie pewną presję, byłam gotowa się rozwijać i dawać z siebie wszystko. Każdego dnia miałam mnóstwo rzeczy do zrobienia, a wszystko to dawało mi poczucie spełnienia.
W sierpniu 2022 roku rozpoczęliśmy zdjęcia do nowego filmu. Reżyserzy zaprosili mnie i siostrę Judith na casting do głównej roli, ale nie byłam szczególnie chętna. Doszłam do wniosku, że moje bieżące obowiązki już wystarczająco mnie zajmują i że gdybym faktycznie dostała główną rolę, na pewno byłabym przytłoczona ilością pracy. Później Judith została wybrana do roli głównej, a ja dostałam rolę trzecioplanową. Nie tylko nie byłam tym rozczarowana, ale w głębi duszy wręcz się cieszyłam. Ponieważ grana przeze mnie postać miała do wypowiedzenia mniej kwestii i nie była to zbyt ważna rola, moje zadanie było stosunkowo proste, więc z radością się zgodziłam. Później reżyserzy zauważyli, że Judith sprawia wrażenie nieco ponurej, co nie do końca pasowało do pozytywnej i silnej osobowości głównej bohaterki, i zasugerowali, żebym ponownie wzięła udział w castingu do głównej roli. Gdy się o tym dowiedziałam, w pierwszej chwili pomyślałam: „Moje bieżące obowiązki już wystarczająco mnie zajmują. Jeśli dostanę główną rolę w tym filmie, czy nie będę jeszcze bardziej zajęta? Poza tym są w nim sceny, w których główna bohaterka płacze, więc byłoby to spore wyzwanie. Żeby dobrze zagrać tę rolę, musiałabym wykrzesać z siebie dużo energii”. Po namyśle uznałam, że sobie nie poradzę. Powiedziałam więc reżyserom: „Główna bohaterka jest dość opanowana, a ja jestem młoda i dość chaotyczna, więc nie nadaję się do tej roli. Judith włożyła już w nią wiele wysiłku, a jej wiek i temperament również lepiej do tej roli pasują. Ma jedynie problem z mimiką, ale przy odrobinie pomocy powinna sobie z tym poradzić. Wydaje mi się, że nie muszę znów brać udział w castingu”. Później, po krótkiej dyskusji, wszyscy doszli do wniosku, że pod kątem temperamentu Judith lepiej nadaje się do roli głównej bohaterki i że wystarczy jej trochę pomóc. Na tym stanęło, ale ponieważ ukryłam swoją godną pogardy intencję przejawiającą się niechęcią do zagrania głównej roli z obawy przed fizycznym cierpieniem, później czułam się nieco winna. Byłam w pewnym stopniu świadoma swojego stanu, ale nie szukałam prawdy i po prostu zapomniałam o całej sprawie.
Potem każdego dnia miałam mnóstwo spraw na głowie i czułam się trochę zniechęcona. Czasami, gdy reżyserzy spotykali się wieczorami, aby omówić kwestie związane z filmem, czułam opór i niechęć. Myślałam: „No już, kończcie tę dyskusję. Gdy już wszystko omówicie, będziecie mogli odpocząć, a ja mam jeszcze materiały wideo do sprawdzenia. Kiedy będę mogła w końcu odsapnąć?”. Czasami, aby szybciej wykonać powierzone mi zadania, sprawdzałam materiały wideo w trybie szybkiego przewijania, aby skończyć wcześniej i móc iść spać. Obowiązki reżysera wymagają myślenia o takich aspektach jak ujęcia i prezentacja, co w moim odczuciu pochłaniało zbyt dużo wysiłku umysłowego, więc nie chciało mi się przykładać do tej pracy. Gdy główna aktorka miała trudności ze swoją grą, pozostali reżyserzy sumiennie i pilnie jej pomagali, podczas gdy ja wolałam się obijać i nie zaprzątałam sobie głowy jej rolą. Opowiedziałam jej tylko pobieżnie o swoich doświadczeniach, co tak naprawdę nie miało nic wspólnego z faktycznym wykonywaniem pracy reżyserskiej. A jeśli chodzi o moją własną rolę, wymawiałam się dużą ilością zajęć i nie wkładałam wysiłku w jej przemyślenie, co przełożyło się na moją kiepską grę.
Pewnego dnia jedna z sióstr stwierdziła, że wykonując swoje obowiązki, nie chcę płacić ceny, jestem wygodnicka, uciekam się do małostkowych sztuczek i szukam okazji, żeby dać sobie więcej luzu. Wiedziałam, że wskazuje dokładnie na moje problemy, ale nie zdawałam sobie sprawy z powagi sytuacji. Pomyślałam: „W każdym razie nie nadążam z tak wieloma obowiązkami, a ponieważ nic nie wnoszę jako reżyserka, prędzej czy później zostanę zwolniona. Jeśli tak się stanie, to trudno. Jeden obowiązek mniej oznaczałby mniej fizycznego cierpienia i więcej czasu wolnego. Dobrze byłoby mieć do wykonywania tylko jedno zadanie”. Ponieważ nie zmieniłam swojego mentalnego nastawienia, stałam się jeszcze bardziej bierna w wykonywaniu swoich obowiązków. Podczas kręcenia filmu pojawiło się wiele problemów, więc praca postępowała wyjątkowo powoli. Ja jednak byłam skupiona tylko na zawężeniu swoich obowiązków, więc się tym nie przejmowałam. Później, ponieważ wykonując swoje obowiązki, nie miałam poczucia brzemienia, przywódcy odsunęli mnie od reżyserowania i kazali mi całkowicie skupić się na roli, którą miałam do odegrania. Chociaż miałam mniej obowiązków, nadal nie potrafiłam wykrzesać z siebie żadnej motywacji, a z moją grą wciąż było mnóstwo problemów. Ostatecznie, z powodu problemów z filmowaniem i grą głównych aktorów, która nie spełniała standardów, projekt filmu zarzucono. W tym samym czasie, ze względu na pewne szczególne powody, nie mogłam już dłużej występować w filmach ani sprawdzać materiałów wideo. Straciłam możliwość wykonywania obowiązków, ale nie obudziło to mojego otępiałego serca i nadal nie zastanowiłam się nad sobą we właściwy sposób. Zamiast tego miałam poczucie, że istnieją obiektywne powody, przez które straciłam możliwość wykonywania obowiązków. Później kościół powierzył mi odpowiedzialność za pracę ewangelizacyjną. Poczułam, że powinnam docenić te obowiązki, ale po pewnym czasie wróciłam do starych nawyków. W obliczu trudności, jakie napotykali bracia i siostry w głoszeniu ewangelii, problemów ze współpracą między pracownikami ewangelizacyjnymi, problemów potencjalnych odbiorców ewangelii i tak dalej, miałam wrażenie, że moja praca nie ma końca, i znowu zaczęłam się obijać. Ilekroć coś miałam wdrożyć, zrzucałam to na innych. Każdego dnia myślałam o tym, żeby jak najszybciej wykonać zadania zlecone przez przywódców i czym prędzej sobie odpocząć, a gdy byłam zmęczona, zastanawiałam się: „Czy są jakieś lżejsze obowiązki, które mogłabym wykonywać? Ciągle mam tak dużo pracy. Kiedy będę mogła zrobić sobie przerwę? Kiedy ta harówka się skończy?”. Nie spodziewałam się, że te „życzenia” wkrótce się spełnią.
Był 9 czerwca 2023 roku. Ze względu na pewne szczególne sprawy w mojej okolicy nie mogłam kontaktować się z kościołem ani braćmi i siostrami i musiałam przerwać wykonywanie obowiązków, nie było innego wyjścia. Sytuacja ta wydarzyła się dość niespodziewanie i przez długi czas nie mogłam dojść do siebie. Nagle nie miałam żadnej pracy do wykonania i znalazłam się w kropce, nie wiedząc, co robić. Jakkolwiek bym się nad tym głowiła, po prostu nie potrafiłam tego zrozumieć. Pracy ewangelizacyjnej jest mnóstwo, a każdy, kto wykonuje swoje obowiązki, ma wiele zadań na głowie. Dlaczego więc ja tkwię tutaj bezczynnie? Nagle przypomniałam sobie następujące słowa Boże: „Jeśli jednak jesteś szczwany i się obijasz, nie zajmujesz się odpowiednio wykonywaniem swojego obowiązku i wciąż schodzisz na niewłaściwą drogę, to Bóg nie wykona w tobie pracy; utracisz swoją szansę, a Bóg powie: »Nie nadajesz się. Nie mogę się tobą posłużyć. Odejdź i stań sobie gdzieś z boku. Lubisz być podstępny i się obijać, tak? Lubisz sobie poleniuchować i pławić się w komforcie, prawda? No cóż, pław się w takim razie już zawsze!«. Bóg obdarzy tą łaską i szansą kogoś innego. Cóż na to powiecie: czy to strata, czy zysk? (Strata). Jest to ogromna strata!” (Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Osądzające słowa Boże natychmiast mnie przebudziły. Czyż zawsze nie chciałam zrobić sobie przerwy? Czyż zawsze nie unikałam trudności, bałam się wyczerpania, obijałam się i dbałam tylko o swoje ciało? No więc teraz nie miałam nic do roboty i nie mogłam wykonywać jakichkolwiek obowiązków! Miałam w głowie pustkę. Nieustannie wracały do mnie następujące słowa Boże: „No cóż, pław się w takim razie już zawsze!”. Miałam w sercu uczucie, którego nie potrafiłam nazwać. Po prostu czułam się pusta. Rozmyślając o tym, jak wcześniej wykonywałam swoje obowiązki, czułam żal i całymi dniami towarzyszyły mi poczucie winy i samooskarżenia: Dlaczego nie doceniałam właściwie swoich obowiązków? Dlaczego tylko udawałam, że coś robię?
Później przeczytałam następujące słowa Boże: „Zwykłe pozorowanie wykonywania obowiązku jest surowo zakazane. Jeżeli stale pozorujesz wykonywanie swojego obowiązku, to nie jesteś w stanie wypełnić go w sposób spełniający standardy. Jeżeli chcesz z oddaniem wykonywać swój obowiązek, musisz najpierw rozwiązać problem stwarzania pozorów. Gdy tylko go dostrzeżesz, powinieneś poczynić kroki zmierzające do naprawy sytuacji. Jeżeli masz zamęt w głowie, nie potrafisz dostrzec żadnego problemu, stale tylko pozorujesz i niedbale wykonujesz czynności, to nie będziesz w stanie dobrze spełniać swojego obowiązku. Dlatego zawsze musisz wkładać w niego serce. Trudno jest znaleźć okazję do wykonywania swojego obowiązku! Jeśli ludzie nie skorzystają z szansy, jaką daje im Bóg, szansa ta przepada. Nawet jeśli później będą pragnęli znaleźć taką możliwość, może się ona już więcej nie pojawić. Boże dzieło na nikogo nie czeka, podobnie jak szanse wykonania obowiązku. Niektórzy ludzie mówią: »Wcześniej nie wykonywałem dobrze swojego obowiązku, lecz teraz nadal pragnę go wykonywać. Muszę tylko wrócić na właściwe tory«. Wspaniale jest powziąć takie postanowienie, jednakże musisz mieć świadomość tego, jak dobrze wykonywać swój obowiązek, oraz dążyć do prawdy. Jedynie ci, którzy rozumieją prawdę, mogą dobrze wykonywać swój obowiązek. Jeśli ktoś jej nie rozumie, nawet wykonywana przez niego praca nie będzie spełniać standardów. Im lepiej pojmujesz prawdę, tym skuteczniej zaczniesz wypełniać swój obowiązek. Postrzegając tę kwestię taką, jaka jest, będziesz dążyć do prawdy z nadzieją na dobre wykonanie swego obowiązku. Obecnie nie ma wielu okazji do wykonywania obowiązków, więc musisz z nich korzystać, kiedy tylko możesz. W obliczu obowiązku musisz wytężyć siły; właśnie wtedy musisz się poświęcić, ponieść koszty dla Boga i zapłacić cenę. Nie zatajaj niczego, nie knuj żadnych planów, nie zostawiaj sobie pola manewru ani drogi wyjścia. Jeśli pozostawisz sobie choć trochę luzu, okażesz się wyrachowany bądź nieuczciwy i leniwy, to na pewno kiepsko wykonasz swoje zadanie. Przypuśćmy, że powiesz sobie: »Świetnie! Nikt mnie nie nakrył na nieuczciwości i lenistwie!«. Ale co to jest za myślenie? Czy sądzisz, że udało ci się zamydlić oczy ludziom, a nawet Bogu? Czy jednak tak naprawdę Bóg wie, co zrobiłeś, czy nie? Wie. W rzeczywistości każdy, kto przez jakiś czas będzie miał z tobą kontakt, dowie się o twoim zepsuciu i niegodziwości, i chociaż może nie powie ci tego wprost, oceni cię w swoim sercu. Wielu ludzi zostało zdemaskowanych i wyeliminowanych, ponieważ wielu innych ich przejrzało. Gdy wszyscy przejrzeli ich istotę, zdemaskowali, kim ci ludzie naprawdę są, i ich wyrzucili. Toteż ludzie, bez względu na to, czy dążą do prawdy, czy nie, powinni wykonywać swoje obowiązki najlepiej jak potrafią; powinni używać sumienia w praktycznych sprawach. Możesz mieć wady, ale jeśli potrafisz skutecznie wykonywać swój obowiązek, nie zostaniesz wyeliminowany. Jeśli jednak zawsze myślisz, że wszystko jest w porządku i że na pewno nie będziesz wyeliminowany; jeżeli wciąż się nad sobą nie zastanawiasz ani nie próbujesz poznać siebie i ignorujesz swoje właściwe zadania, jeżeli stale działasz niedbale, to kiedy wybrańcy Boży naprawdę stracą do ciebie cierpliwość, wówczas ujawnią twoją prawdziwą twarz i zostaniesz wyeliminowany. To dlatego, że wszyscy cię przejrzeli, a ty straciłeś godność i uczciwość. Jeśli nikt ci nie ufa, czy Bóg mógłby ci zaufać? Bóg ma wgląd w najgłębsze zakamarki serca człowieka: w żadnym razie nie mógłby zaufać takiej osobie. (…) przy wykonywaniu swoich obowiązków ludzie zawsze powinni zbadać samych siebie: »Czy wykonałem ten obowiązek w sposób spełniający standardy? Czy włożyłem w to serce? A może tylko dobrnąłem jakoś do końca?«. Jeśli zawsze wykonujesz obowiązek niestarannie, to jesteś w niebezpieczeństwie. Oznacza to przynajmniej, że nie jesteś wiarygodny i inni nie mogą ci ufać. Mówiąc poważniej, jeśli podczas wykonywania obowiązku ograniczasz się do pozorowanych działań i wciąż oszukujesz Boga, to jesteś w wielkim niebezpieczeństwie! Jakie są konsekwencje świadomego oszustwa? Wszyscy widzą, że rozmyślnie popełniasz występki, że kierujesz się w życiu wyłącznie własnym zepsutym usposobieniem, że jesteś ni mniej, ni więcej, tylko niedbały, że wcale nie praktykujesz prawdy – a to oznacza, że jesteś wyzuty z człowieczeństwa! Jeśli przejawia się to w tobie przez cały czas, jeśli unikasz poważnych błędów, ale nieustannie popełniasz drobne i od początku do końca nie okazujesz skruchy, to jesteś złym człowiekiem, jesteś niedowiarkiem i powinieneś zostać usunięty. To okropne konsekwencje – zostajesz całkowicie zdemaskowany i wyeliminowany jako niedowiarek i człowiek zły” (Wkraczanie w życie zaczyna się od wypełniania obowiązków, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Wcześniej wielokrotnie czytałam ten fragment słów Bożych, ale nigdy nie byłam nimi tak głęboko poruszona. Wykonując niedbale swoje obowiązki i uciekając się do sztuczek, mogłam mydlić oczy ludziom, ale nie mogłam oszukać Boga. Gdybym nadal nie okazała skruchy, zostałabym wyeliminowana. Wróciłam myślami do czasów, gdy wykonywałam swoje obowiązki. Gdy miałam coraz więcej rzeczy do zrobienia, co wymagało mnóstwo czasu i energii, zaczynałam narzekać, czując, że brakuje mi czasu na relaks i regularny odpoczynek, więc byłam oporna i niechętna, ciągle mając nadzieję na przerwę. Sprawdzając materiały wideo, oglądałam je pobieżnie, żeby móc szybciej odpocząć. Chociaż nie spowodowało to żadnych strat, obijałam się i niedbale podchodziłam do swoich obowiązków, a Bóg to wszystko widział. Byłam naprawdę nieuczciwa i niegodna zaufania! Choć kościół dał mi możliwość szkolenia się na reżyserkę, ja tego nie doceniłam, nie wkładałam wysiłku w pracę przy scenariuszu i poszczególnych ujęciach i po prostu narzekałam, że to psychicznie wyczerpujące. Asystując aktorom przy pracy nad rolą, obijałam się, a gdy udzielałam im wskazówek, polegałam jedynie na swoim niewielkim doświadczeniu aktorskim, co nie było dla nich zbyt pomocne. Formalnie zajmowałam określone stanowisko, ale tak naprawdę nie robiłam niczego konkretnego. Gdy wykonywałam obowiązki aktorki, wiedziałam, że główna rola będzie wymagała ode mnie energii, więc odrzuciłam propozycję udziału w castingu. Pomijam już to, czy zostałabym faktycznie wybrana, bo chodzi o to, że nie podjęłam aktywnej współpracy, gdy byłam potrzebna do pracy w domu Bożym. Zamiast tego w pierwszej kolejności chciałam dogodzić swojemu ciału, więc przewidując, że ta rola będzie jak droga przez mękę, odmówiłam udziału w castingu i zasłaniałam się kłamliwymi wymówkami, by uchylić się od odpowiedzialności. Zrozumiałam, jak bardzo byłam samolubna! Nawet gdy później grałam rolę trzecioplanową, nie przykładałam się. Odpowiednio się nie przygotowałam, więc zdjęcia wypadły bardzo słabo. Choć wykonywałam wówczas trzy rodzaje obowiązków, to przecież gdybym odpowiednio zarządzała swoim czasem i twardo stąpała po ziemi, z każdego z nich mogłabym się właściwie wywiązać. Bez względu na to, jak bardzo byłam zajęta swoimi obowiązkami, wymagały one ode mnie jedynie pół godziny lub godzinę więcej dziennie w porównaniu z innymi osobami. Ja jednak nie byłam gotowa zapłacić nawet tej małej ceny, nigdy nie lubiłam trudności i zawsze bałam się wyczerpania. Nawet gdy raz po raz traciłam możliwość wykonywania obowiązków, nadal nie okazywałam skruchy. W końcu, gdy byłam odpowiedzialna za pracę ewangelizacyjną, ciągle wracałam do tych samych złych nawyków. Chcąc dogodzić swojemu ciału, stale się obijałam, a kiedy tylko się dało, pozwalałam sobie na niedbalstwo. Już dawno temu straciłam swoją uczciwość i godność. Nie można mi było zaufać i nie zasługiwałam na możliwość wykonywania obowiązków. Bóg już dawno odrzucił mnie z pogardą.
Zastanawiając się nad swoim postępowaniem, poczułam w sercu głębokie wyrzuty sumienia. Zapłakałam i stanęłam przed Bogiem w modlitwie: „Boże, widzę, że nie wykonywałam swoich obowiązków w sposób, który spełniałby standardy. Wszystko to było spowodowane moim niedbalstwem i wygodnictwem. Zostałam nagle bez żadnych obowiązków do wykonywania i w ten właśnie sposób Ty mnie karcisz i dyscyplinujesz. Boże, chcę okazać skruchę. Proszę, oświeć mnie i poprowadź, abym się nad sobą zastanowiła i siebie poznała”. Później świadomie poszukiwałam tego aspektu prawdy i przeczytałam następujące słowa Boże: „Ludzie leniwi nic nie zdziałają. Aby to podsumować w dwóch słowach, są ludźmi bezużytecznymi, przejawiają umiarkowany stopień niepełnosprawności. Bez względu na to, jak dobry charakter mają leniwi ludzie, są jak ozdoby w oknie; choć mają solidny potencjał, na nic im się on nie przydaje. Są za bardzo leniwi, wiedzą, co powinni zrobić, ale tego nie robią, a nawet jeśli dostrzegają problem, nie szukają prawdy, by go rozwiązać; i choć wiedzą, jakie trudności powinni znosić, by praca była skuteczna, nie mają ochoty znosić trudów, które są wszak tego warte. Nie mogą więc zyskać żadnych prawd i nie są w stanie wykonywać żadnej konkretnej pracy. Nie chcą znosić trudów, które ludzie powinni znosić; potrafią tylko pławić się w komforcie, cieszyć się chwilami radości i wolnym czasem, oraz wieść swobodne i zrelaksowane życie. Czyż nie są bezużyteczni? Ludzie, którzy nie potrafią znosić trudności, nie zasługują na to, by żyć. Ci, którzy ciągle chcą wieść życie pasożytów, to ludzie bez sumienia i rozumu; są to zwierzęta, i nie nadają się nawet do wykonywania pracy fizycznej. Ponieważ tacy ludzie nie potrafią znosić trudów, to nawet jeśli wykonują taką pracę, nie są w stanie dobrze jej wykonać, a jeśli chcą zyskać prawdę, to szansa na to jest jeszcze mniejsza. Ktoś, kto nie potrafi cierpieć i nie kocha prawdy, jest człowiekiem bezużytecznym; nie nadaje się nawet do wykonywania pracy fizycznej. To zwierzę bez odrobiny człowieczeństwa. Takich ludzi należy koniecznie eliminować; jedynie takie postępowanie zgodne jest z Bożymi intencjami” (Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników (8), w: Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). „Już na samym początku Bóg mówił: »Pragnę jedynie doskonałości ludzi, a nie ich liczebności«. Oto standard, jakiego Bóg wymaga od swoich wybrańców, a także wymóg i zasada dotyczące liczby osób w kościele. »Pragnę jedynie doskonałości ludzi« – czy »doskonałość« odnosi się tutaj do dobrych żołnierzy królestwa, czy do zwycięzców? Ani do jednego, ani do drugiego. Dokładnie mówiąc, »doskonałość« odnosi się do tych, którzy posiadają zwykłe człowieczeństwo; do tych, którzy prawdziwie są ludźmi. W domu Bożym spełniasz standardy jako człowiek jedynie wtedy, gdy potrafisz wykonywać obowiązki, które powinien wykonywać człowiek, jeśli nadajesz się do tego, by posłużyć się tobą jako istotą ludzką, jeżeli potrafisz wypełniać ludzkie obowiązki, zadania i powinności bez ciągnięcia, szarpania czy popychania przez innych oraz nie jesteś bezużytecznym śmieciem, darmozjadem czy obibokiem – możesz wziąć na siebie zakres odpowiedzialności i obowiązki oraz misję człowieka! Czy te obiboki i ci, którzy nie wykonują powierzonych im zadań, mogą wziąć na siebie człowieczą misję? (Nie). Niektóre osoby nie chcą wziąć na siebie odpowiedzialności, inne nie są w stanie tego zrobić – są bezużytecznymi śmieciami. Ci, którzy nie potrafią wziąć na siebie obowiązków człowieka, nie zasługują na to miano. (…) Ci, którzy nie są w stanie udźwignąć własnych obowiązków w domu Bożym, nie są normalnymi ludźmi i Bóg ich nie chce. Niezależnie od tego, czy jesteś przywódcą, pracownikiem, czy też wykonujesz konkretną pracę wymagającą umiejętności zawodowych, musisz być w stanie podołać pracy, za którą odpowiadasz. Poza umiejętnością zarządzania własnym życiem i przetrwaniem, twoje istnienie nie polega jedynie na oddychaniu, jedzeniu, piciu i zabawie, lecz na zdolności udźwignięcia misji, którą powierzył ci Bóg. Tylko ktoś taki zasługuje na miano istoty stworzonej i na to, by nazywać go człowiekiem. Ci członkowie domu Bożego, którzy stale chcą żyć na koszt innych i którzy zawsze lawirują, mając nadzieję, że uda im się prześlizgnąć do samego końca i uzyskać błogosławieństwa, nie są w stanie udźwignąć żadnej pracy ani żadnej odpowiedzialności, nie mówiąc już o jakiejkolwiek misji. Tacy ludzie muszą zostać wyeliminowani i nie ma tu czego żałować. A to dlatego, że to, co zostaje wyeliminowane, nie jest ludzkie – ktoś taki nie jest uprawniony do tego, by nazywać go człowiekiem. Możesz nazywać takie osoby bezużytecznymi ludźmi, obibokami czy próżniakami – tak czy inaczej nie są godni miana ludzi. Kiedy przydzielasz im jakąś pracę, nie są w stanie samodzielnie jej wykonać, a kiedy powierzasz im jakieś zadanie, nie potrafią udźwignąć odpowiedzialności ani wywiązać się ze spoczywającej na nich powinności – tacy ludzie są skończeni. Nie zasługują na życie, lecz na śmierć. Już to, że Bóg darowuje im życie, stanowi Jego łaskę; to wyjątkowa przychylność z Jego strony” (Jak dążyć do prawdy (5), w: Słowo, t. 7, O dążeniu do prawdy). Bóg obnaża to, że najbardziej charakterystyczną cechą leniwych i bezczynnych ludzi jest to, że nie wykonują oni swojej właściwej pracy. Krótko mówiąc, brną dalej na oślep. Całymi dniami myślą tylko o jedzeniu, piciu, zabawie i fizycznym komforcie, a nie o właściwych sprawach. Kiedy się tylko da, wykonują swoje obowiązki po łebkach, odpoczywają i uchylają się od odpowiedzialności. Nie wykonują dobrze żadnego obowiązku i nie chcą ani nie są w stanie wziąć na siebie jakiejkolwiek pracy. Zależy im jedynie na wypoczynku i wygodzie, a mimo to na koniec oczekują błogosławieństw. Nie są godni, aby nazywać ich ludźmi. Są bezużyteczni, a Bóg się nimi brzydzi. Gdy zastanowiłam się nad swoim zachowaniem, zrozumiałam, że jestem dokładnie taka sama. Nie wykonywałam pracy, którą mogłam wykonać, i uchylałam się od odpowiedzialności, którą powinnam była na siebie wziąć. Zawsze pragnęłam jedynie fizycznego komfortu i bałam się trudności i wyczerpania. Moim największym marzeniem każdego dnia było to, aby szybko skończyć pracę i wcześnie położyć się spać. Chciałam żyć jak świnia: unikać wszelkiej presji i tylko jeść, pić i dobrze się wyspać. Kościół powierzył mi ważny obowiązek polegający na sprawdzaniu materiałów wideo, a ja przeglądałam je tylko w trybie szybkiego przewijania, żeby móc wcześniej położyć się spać. Gdybym z powodu swojej nieodpowiedzialności pozwoliła na publiczne udostępnienie materiału wideo, który nie spełniał standardów, nie tylko nie dałoby to świadectwa o Bogu, ale przyniosłoby Mu ujmę. Skutków czegoś takiego nie byłabym w stanie znieść. Ponadto reżyser kieruje pracą przy produkcji filmów, a możliwość szkolenia się w wykonywaniu tak ważnego obowiązku jest wywyższeniem przez Boga. Tymczasem ja byłam nieodpowiedzialna i się obijałam. Będąc jednocześnie reżyserką i aktorką, ponosiłam niezaprzeczalną odpowiedzialność za tak długie opóźnienie w produkcji filmu i za jego słabą jakość. Popełniłam w ten sposób poważny występek w wykonywaniu swoich obowiązków! Choć kościół przez wiele lat szkolił mnie w rzemiośle aktorskim, to gdy zorientowałam się, że prace nad filmem zostały wstrzymane z powodu problemów z aktorami, pozostałam obojętna, nie odczuwałam niepokoju ani zmartwienia, a nawet odmówiłam wzięcia udziału w castingu do głównej roli, bo nie chciałam się przemęczać. W ogóle nie brałam pod uwagę intencji Boga i nie chroniłam interesów Jego domu. Byłam całkowicie pozbawiona człowieczeństwa! Zastanawiając się nad swoimi działaniami i krzywdą, jaką wyrządziłam pracy domu Bożego, doszłam do wniosku, że byłam dokładnie taka, jak opisał Bóg, kiedy powiedział: „Nie zasługują na życie, lecz na śmierć. Już to, że Bóg darowuje im życie, stanowi Jego łaskę; to wyjątkowa przychylność z Jego strony”. Choć dom Boży wielokrotnie dawał mi okazję do wykonywania moich obowiązków, pozwalając mi zyskać prawdę i zrobić większe postępy, ja zawsze byłam niedbała i nigdy nie przykładałam się do pracy. Byłam naprawdę beznadziejna. Brakowało mi sumienia i rozumu. Nie wypełniłam żadnego z powierzonych mi obowiązków. Byłam zwykłym leniem. Moje życie nie miało żadnej wartości i gdybym umarła, nikt by za mną nie tęsknił! Dając mi możliwość zastanowienia się nad sobą, Bóg już okazuje mi swoją łaskę.
Później przeczytałam więcej słów Bożych: „Zanim ludzie doświadczą Bożego dzieła i zrozumieją prawdę, to natura szatana przejmuje nad nimi kontrolę i dominuje nad nimi od wewnątrz. Co konkretnie obejmuje ta natura? Na przykład dlaczego jesteś samolubny? Dlaczego chronisz swój status? Dlaczego tak bardzo ulegasz wpływom swoich uczuć? Dlaczego lubisz te niesprawiedliwe i złe rzeczy? Na czym bazuje fakt, że je lubisz? Skąd te rzeczy pochodzą? Dlaczego je lubisz i akceptujesz? Do tej pory wszyscy zrozumieliście, że główny tego powód polega na tym, iż w człowieku znajdują się trucizny szatana. Czym zatem są trucizny szatana? Jak można je wyrazić? Na przykład jeśli zapytasz: »Jak ludzie powinni żyć? Po co powinni żyć?«, to wszyscy ci odpowiedzą »Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego«. Już to jedno powiedzenie wyraża samo sedno problemu. Filozofia i logika szatana stały się życiem ludzi. Niezależnie od tego, za czym ludzie podążają, tak naprawdę robią to dla własnej korzyści – dlatego też wszyscy żyją wyłącznie dla siebie. »Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego« – to jest życiowa filozofia człowieka, reprezentująca zarazem ludzką naturę. Owe słowa stały się już naturą skażonej ludzkości i są prawdziwym portretem jej szatańskiej natury. Ta szatańska natura stała się już zupełnie fundamentem egzystencji skażonej ludzkości. Od kilku tysięcy lat aż po dzień dzisiejszy skażona ludzkość kieruje się w życiu ową trucizną szatana” (Jak kroczyć ścieżką Piotra, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Ze słów Bożych zrozumiałam, że ilekroć powierzano mi obowiązki, nigdy nie lubiłam trudności, bałam się wyczerpania i nie byłam w stanie prawdziwie ponosić kosztów na rzecz Boga. Wynikało to nie tylko z mojego wielkiego lenistwa, ale także z tego, że kontrolę nade mną przejęły takie trucizny szatana jak: „Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego”, „W życiu chodzi tylko o to, by dobrze zjeść i ładnie się ubrać”, „Nie troszcz się dzisiaj o dzień jutrzejszy”, „Żyj chwilą i naucz się być dla siebie dobrym” czy „Fizyczna przyjemność oznacza szczęście”. Kierując się tymi maksymami i przekonaniami, stawałam się coraz bardziej samolubna i godna pogardy. Nie chciałam cierpieć ani płacić za cokolwiek ceny, a komfort fizyczny był dla mnie najważniejszy. Tak samo było, gdy jeszcze jako dziecko widziałam, jak uczniowie, którzy dostali się do liceum, wstają przed świtem, by zdążyć na lekcje, a po szkole muszą odrabiać prace domowe. Miałam wtedy wrażenie, że takie życie byłoby zbyt męczące i że nawet jeśli bardzo cierpieli, i tak mogli nie dostać się na studia. Chciałam po prostu cieszyć się dniem dzisiejszym i żyć wygodnie. Miałam poczucie, że to wystarczy. Po ukończeniu szkoły podstawowej rzuciłam więc naukę. Po ślubie także nie miałam ochoty zaprzątaś sobie głowy wszystkimi sprawami domowymi, zarówno dużymi, jak i małymi, dlatego wszystkim zajmował się mój mąż. Moi krewni twierdzili, że mam szczęście, bo mogę wieść beztroskie życie, a ja myślałam, że tak właśnie należy żyć i że życie bez zmartwień i stresu, pełne swobody i wygód, jest najszczęśliwszym życiem, jakie można wieść. Zrozumiałam, że te szatańskie trucizny stały się już moją naturą i kryteriami mojego postępowania i zachowania. Kierując się nimi, zaczęłam jeszcze bardziej dogadzać swojemu ciału i żyłam jak w chlewie. Gdy przyszłam do domu Bożego, aby wykonywać swoje obowiązki, nadal stawiałam na pierwszym miejscu swój fizyczny dobrostan i byłam gotowa płacić jedynie niewielką cenę pod warunkiem, że nie miało to negatywnego wpływu na mój komfort fizyczny. Jednak gdy mój fizyczny dobrostan był zagrożony, łamałam sobie głowę, jak znaleźć wyjście z tej sytuacji i niedbale podchodziłam do swoich obowiązków. Jak mówią słowa hymnu: „Żyjąc dla rzeczy cielesnych, nie poświęcili niczego dla prawdy” (Podążaj za Barankiem i śpiewaj nowe pieśni, Lament nad tragicznym światem). Nawet gdy miałam wyrzuty sumienia w związku z niedbałym podejściem do obowiązków i doskonale wiedziałam, jak osiągnąć dobre rezultaty, nadal nie chciałam znosić cierpienia ani płacić ceny. Zawsze uważałam, że taki wysiłek będzie dla mnie niedobry, dlatego wykonując swoje obowiązki, nieustannie pragnąłam wygody. Choć będąc reżyserką i aktorką, spowodowałam ogromne straty w pracy domu Bożego, w ogóle się tym nie przejmowałam, nie odczuwałam żadnego niepokoju, a nawet myślałam, że istnieją ku temu obiektywne powody. Myśląc o tym, nieco się przestraszyłam. Te szatańskie trucizny naprawdę sprawiły, że stałam się samolubna i wstrętna. Choć moje ciało miało się świetnie, całkowicie straciłam swoją ludzką godność i uczciwość, a teraz nie miałam nawet możliwości wykonywania swoich obowiązków. Żal, jaki odczuwałam z powodu moich poprzednich obowiązków, stał się teraz plamą na mojej wierze w Boga. Myślałam o tym, jak Bóg, aby zbawić ludzkość, nie wahał się stać się ciałem i zstąpić na ziemię, osobiście doświadczając ludzkiego cierpienia, i o tym, jak wyraził wszelkiego rodzaju prawdę, aby zaopatrywać ludzi, prowadzić ich, osądzić i oczyścić. Mozolny wysiłek, jakiego Bóg się podjął ze względu na ludzkość, jest naprawdę wielki, a mimo to nie chciałam nawet wykonywać obowiązku, który powinna wykonywać istota stworzona. Jak to się miało do posiadania jakiegokolwiek sumienia czy rozumu? Byłam naprawdę niegodna, aby podążać za Bogiem!
Podczas mojej izolacji nie miałam możlwości kontaktu z kościołem. Mogłam jedynie oglądać na YouTubie filmy nakręcone przez braci i siostry. Gdy zauważyłam, że liczba udostępnianych filmów, świadectw opartych na życiowych doświadczeniach, hymnów i materiałów wideo z tańcami każdego dnia rośnie, poczułam, że ci bracia i siostry posiadają dzieło Ducha Świętego, a Bóg im błogosławi i prowadzi ich. Byłam bardzo zazdrosna. Tęskniłam za czasami, kiedy wykonywałam obowiązki z braćmi i siostrami. Myślałam o tym, że kiedyś byłam jedną z nich, ale ponieważ nie doceniałam swoich obowiązków i raz po raz wykonywałam je niedbale, zostałam ich pozbawiona. Bardzo mnie to zasmuciło. Moje żale i występki były niczym ciernie przebijające moje serce, które sprawiały mi ogromny ból. To właśnie wtedy naprawdę zrozumiałam, że prawdziwe szczęście nie wiąże się z tym, ile komfortu fizycznego odczuwamy, ale z tym, ile dobrych uczynków szykujemy i ile rzeczy robimy, aby zadowolić Boga. Patrząc wstecz, doszłam do wniosku, że nic w tym celu nie zrobiłam, a ilekroć o tym myślałam, ogarniał mnie żal i czułam się zobowiązana. W tamtym czasie słuchałam hymnu ze słowami Bożymi pod tytułem „Tylko wypełniając swoje obowiązki, można urzeczywistniać wartość ludzkiego życia” i w moim sercu zagościło światło.
1. Jaka jest wartość życia człowieka? Z jednej strony chodzi o wypełnienie obowiązku istoty stworzonej. Pod innym względem, w ciągu swojego życia musisz wypełnić przypisaną ci misję; to jest najważniejsze. Nie będziemy tu mówić o wypełnieniu jakiejś wielkiej misji, obowiązku czy powinności; ale przynajmniej powinieneś coś osiągnąć. Na przestrzeni życia człowieka po znalezieniu swojego miejsca trwa on mocno na swoim stanowisku, utrzymuje je, zużywa całą swoją krew serdeczną i całą swoją energię, osiąga i kończy to, nad czym powinien pracować i co powinien ukończyć. Kiedy w końcu staje przed Bogiem, aby zdać relację z tego, co zrobił, czuje się względnie usatysfakcjonowany, wolny od wyrzutów sumienia i żalu w sercu. Czuje się pocieszony, ma poczucie, że coś zyskał i że przeżył wartościowe życie.
3. Zatem, aby wieść wartościowe życie i ostatecznie zebrać tego rodzaju plon, warto, aby fizyczne ciało człowieka trochę pocierpiało i poniosło pewne koszty, nawet jeśli zaczyna on fizycznie chorować z powodu wyczerpania lub ma jakieś problemy zdrowotne. Kiedy ktoś przychodzi na ten świat, nie robi tego po to, by cieszyć się przyjemnościami ciała, ani też po to, by jeść, pić i bawić się. Nie należy żyć dla tych rzeczy; nie taka jest wartość ludzkiego życia i nie jest to właściwa ścieżka. Wartość życia ludzkiego i właściwa ścieżka, którą należy podążać, obejmują osiągnięcie czegoś wartościowego i wykonanie jednej lub kilku wartościowych prac. Nie nazywa się to karierą; nazywa się to właściwą ścieżką, i nazywa się to również właściwym zadaniem. Warto zapłacić tę cenę, aby ukończyć jakąś wartościową pracę, żyć sensownie i wartościowo oraz dążyć do prawdy i ją zdobyć.
(…)
(Jak dążyć do prawdy (6), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy)
Ten hymn otworzył mi oczy na wartość i sens życia. Zrozumiałam wówczas, że fizyczny komfort jest tylko chwilowy i że prawdziwie znaczące życie odnajdujemy tylko wtedy, gdy dobrze wykonujemy swoje obowiązki i znajdujemy pocieszenie w sercu. Zdałam sobie sprawę, że gdyby problem mojego zepsutego usposobienia nie został rozwiązany, moje lenistwo i pragnienie fizycznego komfortu zawsze powstrzymywałyby mnie od wypełniania moich obowiązków. Pomodliłam się więc do Boga, poszukując ścieżki praktyki.
Później przeczytałam następujące słowa Boże: „Chcesz wykonywać swój obowiązek niedbale. Próbujesz się obijać i unikać Bożego nadzoru. W takich chwilach śpiesz przed oblicze Boga, aby się pomodlić i zastanów się, czy to był właściwy sposób postępowania. Następnie przemyśl to: »Dlaczego wierzę w Boga? Taka niedbałość uszłaby przed ludźmi, ale czy ujdzie przed Bogiem? Co więcej, moja wiara w Boga nie ma na celu obijania się – tylko dostąpienie zbawienia. Moje postępowanie w ten sposób nie jest wyrazem normalnego człowieczeństwa ani nie jest umiłowane przez Boga. O nie. Mogłem się obijać i robić, co mi się podoba, w świecie zewnętrznym, ale teraz jestem w domu Bożym, jestem pod suwerenną władzą Boga, pod nadzorem Bożych oczu. Jestem osobą, muszę postępować zgodnie z moim sumieniem, nie mogę robić tego, co mi się podoba. Muszę postępować zgodnie ze słowami Boga, nie wolno mi być niedbałym, nie mogę się obijać. Jak zatem mam się zachowywać, żeby się nie obijać, żeby nie być niedbałym? Muszę włożyć w to trochę wysiłku. Właśnie teraz poczułem, że to zbyt trudne, aby zrobić to w ten sposób, chciałem uniknąć trudności, ale teraz rozumiem: może trzeba dużo zachodu, aby tak to zrobić, ale jest to skuteczny sposób i tak należy to zrobić«. Kiedy pracujesz i nadal boisz się trudności, musisz w takich chwilach modlić się do Boga: »Boże! Jestem leniwą i przebiegłą osobą, błagam Cię, dyscyplinuj mnie, rób mi wyrzuty, aby ruszyło mnie sumienie i abym miał poczucie wstydu. Nie chcę być niedbały. Błagam Cię, abyś mnie prowadził i oświecał, pokazywał mi moją buntowniczość i moją brzydotę«. Kiedy będziesz modlić się w ten sposób, zastanawiać się nad sobą i próbować siebie poznać, wywoła to w tobie uczucie żalu, będziesz w stanie nienawidzić swojej brzydoty, a twój zły stan zacznie się zmieniać, i będziesz w stanie to kontemplować i pytać siebie: »Dlaczego jestem niedbały? Dlaczego zawsze próbuję się obijać? Postępowanie w ten sposób to postępowanie bez sumienia i rozumu – czy nadal jestem kimś, kto wierzy w Boga? Dlaczego nie traktuję rzeczy poważnie? Czy nie muszę po prostu poświęcić trochę więcej czasu i wysiłku? To nie jest wielki ciężar. To właśnie powinienem czynić; jeśli nie potrafię zrobić nawet tego, to czy zasługuję na miano człowieka?«. W rezultacie podejmiesz postanowienie i złożysz przysięgę: »Boże! Zawiodłem Cię, naprawdę jestem zbyt głęboko zepsuty, nie mam sumienia ani rozumu, nie mam człowieczeństwa, pragnę pokutować. Błagam Cię o wybaczenie, na pewno się zmienię. Gdybym nie okazał skruchy, chciałbym, abyś mnie ukarał«. Potem twoja mentalność się odmieni i zaczniesz się zmieniać. Będziesz działać i wykonywać swoje obowiązki sumiennie, mniej niedbale, będziesz też w stanie cierpieć i płacić cenę. Poczujesz, że wykonywanie swojego obowiązku w ten sposób jest cudowne, a w twoim sercu zagoszczą spokój i radość. Kiedy ludzie będą w stanie przyjąć Boży nadzór, kiedy będą potrafili modlić się do Boga i na Nim polegać, ich stan szybko się zmieni. Gdy negatywny stan, w jakim znajduje się twoje serce, zostanie przezwyciężony, a ty zbuntujesz się przeciwko swoim zamiarom i samolubnym pragnieniom ciała, gdy będziesz zdolny zrezygnować z cielesnych wygód i przyjemności oraz działać zgodnie z Bożymi wymaganiami, i nie będziesz już samowolny ani lekkomyślny, wówczas w twoim sercu zagości spokój, a sumienie nie będzie ci czynić wyrzutów. Czy łatwo jest zbuntować się przeciwko ciału i postępować zgodnie z Bożymi wymaganiami w taki właśnie sposób? Dopóki ludzie odczuwają ogromne pragnienie Boga, dopóty są zdolni zbuntować się przeciwko ciału i praktykować prawdę. Także i ty, dopóki będziesz zdolny praktykować w ten sposób, ani się obejrzysz, a wkroczysz w prawdorzeczywistość. To wcale nie będzie trudne” (Docenianie słów Boga jest fundamentem wiary w Niego, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Po przeczytaniu słów Bożych znalazłam ścieżkę praktyki: aby wykonywać swoje obowiązki w wierze, muszę mieć ogromne pragnienie Boga i stawiać obowiązki na pierwszym miejscu. Jeśli korci mnie, by potraktować swoje obowiązki niedbale, powinnam szybko pomodlić się do Boga, prosząc Go o determinację, abym potrafiła znieść cierpienie, a także powinnam przyjąć Boży nadzór. Gdy będę praktykowała w ten sposób, zacznę stopniowo wyzbywać się niedbalstwa. Zdałam sobie sprawę, że intencją Boga w pozbawieniu mnie obowiązków było skłonienie mnie do zastanowienia się nad moimi problemami. Był to punkt zwrotny na mojej ścieżce wiary. Musiałam dążyć do prawdy, buntować się przeciwko swojej cielesności, wypełniać swoje obowiązki i urzeczywistniać człowieczeństwo. Uklękłam i pomodliłam się do Boga: „Boże, teraz wyraźnie widzę przyczynę mojej porażki. Nie chcę już kierować się w życiu szatańskim usposobieniem. Chcę się rozwijać. Jeśli będę miała okazję ponownie wykonywać obowiązki, postawię je na pierwszym miejscu i zrobię wszystko, aby Cię zadowolić”. W sierpniu 2024 roku udało mi się w końcu nawiązać kontakt z kościołem i znów mogłam wykonywać swoje obowiązki. Byłam tak podekscytowana, że nie potrafiłam wyrazić tego, co czułam. Przez chwilę poczułam nieopisaną mieszankę szczęścia, wdzięczności i winy. Wiedziałam, że Bóg daje mi w ten sposób szansę na okazanie skruchy, i w duchu postanowiłam, że w trakcie wykonywania swoich obowiązków nigdy więcej nie będę dogadzała swojemu ciału, jak to robiłam wcześniej, i że muszę pamiętać, aby stawiać swoje obowiązki na pierwszym miejscu i przyjmować Boży nadzór.
Później kościół polecił mi wrócić do pracy na planie filmowym. Szkoliłam się w występowaniu w materiałach wideo ze swiadectwami opartymi na doświadczeniu, a dodatkowo podejmowałam się także innych obowiązków. Tym razem nie czułam już, że są one zbędne, i gdy tylko miałam czas, zawsze je wykonywałam. Zauważyłam, że bracia i siostry, których wcześniej znałam, w ciągu ostatniego roku poczynili duże postępy w wykonywaniu swoich obowiązków. Zdałam sobie sprawę, że mam ogromne braki, i także chciałam się rozwijać, ale miałam poczucie, że nie dorastam im do pięt, ponieważ tempo produkcji materiałów wideo ze świadectwami opartymi na doświadczeniu stało się bardzo szybkie i nie było zbyt dużo czasu na przygotowanie się. Pamiętam, że miałam na to tylko krótką chwilę przed swoim pierwszym materiałem wideo ze świadectwem opartym na doświadczeniu, i pomyślałam wtedy: „Dopiero zaczynam się szkolić. Czy inni nie mogliby być bardziej wyrozumiali? Dajcie mi więcej czasu na przygotowanie się. Czy naprawdę musimy się tak spieszyć?”. Gdy podzieliłam się swoimi przemyśleniami z reżyserem, ten stwierdził: „Nie ma problemu. Będziemy polegać na Bogu i po prostu robić, co w naszej mocy”. W tamtym momencie zdałam sobie sprawę, że znów ulegam podszeptom wygodnickiego ciała, chcąc wykonywać swoje obowiązki w łatwy i komfortowy sposób. Myśląc o swoich poprzednich porażkach, sama siebie ostrzegałam, mówiąc sobie, że nie mogę już dłużej dogadzać swojemu ciału. Jeśli czasu było mało, to trudno. Musiałam po prostu dać z siebie wszystko. Potem szybko się przygotowałam. Mój pierwszy materiał wideo ze świadectwem opartym na doświadczeniu został nagrany zgodnie z planem. Potem, gdy grałam w dłuższych produkcjach tego typu, czasami nadal odczuwałam dużą presję, a gdy było mało czasu, myślałam o tym, jak nie lubię trudności i boję się wyczerpania, ale gdy tylko tego typu myśli pojawiały się w mojej głowie, udawało mi się w porę je rozpoznać i szybko modliłam się do Boga, prosząc Go, aby chronił moje serce i odegnał ode mnie te natrętne myśli. Potem w kółko praktykowałam i starałam się grać jak najlepiej. Chociaż moja gra nie jest tak naturalna i swobodna jak u innych, to gdy wkładam w nią cały swój wysiłek, w głębi serca już sama siebie nie oskarżam. Zamiast tego czuję się spokojna i zrelaksowana.
Doświadczając tego typu sytuacji – najpierw miałam kilka obowiązków, ale ich nie doceniałam, potem zostałam ich pozbawiona, a na koniec przywrócono mnie do ich wykonywania – naprawdę poczułam dobre intencje Boga i zdałam sobie sprawę, że celem Jego zarządzeń jest to, abym wyzbyła się swojego zepsutego usposobienia i stała się osobą posiadającą sumienie i człowieczeństwo. Dziękuję Bogu za to, że dał mi możliwość zrozumienia siebie i zyskania prawdy. Chcę doceniać czas, który mi pozostał, właściwie wykonywać swoje obowiązki i nie zawieść Boga.