87. Presja związana z nauką wyrządziła krzywdę mojej córce
Moi rodzice rozwiedli się, gdy byłam jeszcze mała. Razem ze starszą siostrą mieszkałyśmy z tatą, a nasze życie było naprawdę ciężkie. Nasza rodzina nie była zamożna, a do tego miałam słabe oceny, więc będąc w gimnazjum, rzuciłam naukę i zaczęłam pracować. Ponieważ nie miałam wykształcenia, mogłam wykonywać jedynie pracę fizyczną. To było wyczerpujące i upokarzające. Myślałam: „Ponieważ jestem niewykształcona, mogę być tylko robotnicą z niższej klasy. Gdy będę miała dzieci, nie mogę pozwolić, aby skończyły jak ja”. Gdy wyszłam za mąż i urodziłam pierwszą córkę, miałam nadzieję, że będzie pilnie się uczyć i w przyszłości dostanie się na dobre studia. Dzięki temu miałaby świetlaną przyszłość. Świadczyłoby to też dobrze o mnie jako matce.
W tamtym czasie prowadziłam z mężem w domu małą firmę, jednocześnie opiekując się córką. Gdy miała dwa lata, kupiłam w Internecie kilka książek, aby zacząć ją uczyć. Gdy prałam czy gotowałam, uczyłam ją z Księgi Trzech Znaków albo kazałam jej uczyć się na pamięć poezji z okresu dynastii Tang. Czasami, gdy mówiłam jedno zdanie, potrafiła powtórzyć z pamięci następną linijkę. Widziałam, jak szybko się uczy, i myślałam, że jest bystra i że w przyszłości z pewnością osiągnie doskonałe wyniki w nauce. Gdy skończyła cztery lata, posłałam ją do przedszkola. Po pół roku, widząc, że w młodszej grupie niewiele się uczy, przeniosłam ją do średniej grupy, a zanim zdążyła ją skończyć – do grupy najstarszej. Pierwsze przedszkole, które wybrałam dla córki, znajdowało się niedaleko naszego domu. Po jakimś czasie zauważyłam, że niewiele się w nim uczy, i pomyślałam: „To czas, kiedy dzieci zdobywają podstawy. Jeśli nadal będzie się tu uczyć, zaprzepaści to jej perspektywy na przyszłość”. Poprosiłam więc kogoś, żeby się rozpytał i znalazłam przedszkole, które było dobre, ale znajdowało się dość daleko od naszego domu. Każdego dnia woziłam córkę z domu do przedszkola i z przedszkola do domu. Myślałam: „Posłanie córki do dobrego przedszkola będzie korzystne dla jej przyszłości. Warto to zrobić, bez względu na związane z tym trudności”. Aby moja córka miała dobre oceny, oszczędzałam na jedzeniu i innych kosztach i wydałam ponad 500 juanów na długopis do czytania. Myślałam, że pomoże jej to w nauce. Gdy moja córka poszła do pierwszej klasy, za bardzo lubiła się bawić, więc ustaliłam zasadę, że każdego dnia po posiłkach musi ćwiczyć pisanie, a potem wyrecytować fragment z podręcznika. Dopiero wtedy mogła wyjść na dwór, żeby się pobawić. Widząc, że każę jej spędzać tyle czasu na nauce i że nie może się bawić, dopóki nie skończy, płakała i robiła mi awantury. Złościłam się na nią i ją beształam, mówiąc: „Jeśli będziesz pilnie się uczyć i odrabiać wszystkie prace domowe, nie będę musiała egzekwować tej zasady. Czyż nie jest ona dla twojego dobra? Spójrz na córkę tej i tej. Wiesz, jakie ma dobre oceny? Jej rodziców nigdy nie ma w domu, ale ona i tak się pilnie uczy. Jeśli nie skupisz się na nauce, po szkole nie znajdziesz dobrej pracy, a tym bardziej nie będziesz mogła liczyć na świetlaną przyszłość. Gdy nadejdzie ten czas i nie będziesz miała co jeść, nie przybiegaj do mnie”. Moje połajanki ją uciszyły. Niechętnie spełniła moje żądania i zaczęła się uczyć. Pod moją ścisłą kontrolą jej oceny się poprawiły. W testach zdobywała ponad 90, a czasami nawet 99 punktów. Mimo to nadal ją beształam, mówiąc: „Dlaczego dostałaś tylko 99 punktów, a nie 100?”. Potem zachęcałam ją, aby pilnie się uczyła i kupowałam jej materiały do nauki, aby jak najszybciej mogła zdobyć w testach 100 punktów. W czerwcu 2021 roku moja córka była w drugiej klasie, a jej oceny stale się pogarszały, więc beształam ją, mówiąc: „Dlaczego twoje wyniki testów są coraz gorsze!”. Zarzucałam jej także, że nie uważa na lekcjach. W domu pilnowałam, żeby się uczyła, a czasami, gdy się mnie nie słuchała, biłam ją. Córka bała się, gdy tylko mnie widziała. Nie mając odwagi mi się sprzeciwić, sama się biła. Nie chciała się też do mnie zbliżać. Powiedziała nawet swojej babci, że jej nie kocham. Bardzo mnie to rozzłościło i powiedziałam jej: „Jesteś jeszcze mała i nie wszystko rozumiesz. Robię to dla twojego dobra. Kiedy byłam młoda, nie uczyłam się, więc nie mam żadnych perspektyw i mogę być jedynie obywatelką niższej kategorii. Musisz się pilnie uczyć. Nie możesz skończyć jak ja”. Moja córka nie miała innego wyjścia, jak tylko spełnić moje żądania.
Jakiś czas później zaczęłam wierzyć w Boga i zostałam wybrana na przywódczynię kościoła. Byłam bardzo zajęta związaną z tym pracą i nie miałam zbyt wiele czasu, aby nadzorować naukę córki w domu. Jej oceny znacznie się pogorszyły. Na początku dostawała ponad 90 punktów, ale potem jej wyniki stopniowo spadły poniżej 80 punktów. Pomyślalam: „Jeśli dalej tak będzie, nie skończy nawet gimnazjum, nie mówiąc już o dostaniu się na dobre studia czy o świetlanej przyszłości. Jeśli moja córka nie będzie miała perspektyw na przyszłość, będzie to źle świadczyło o mnie jako matce”. W ciągu dnia zajmowałam się więc pracą kościoła, a wieczorami uczyłam córkę. Ona lubiła się jednak bawić i nie była zbytnio zdyscyplinowana, więc jej oceny były coraz gorsze. Któregoś razu zadzwoniła do mnie jej nauczycielka i powiedziała, że oceny mojej córki się pogarszają, dodając, że bez względu na to, jak bardzo jestem zajęta, powinnam dbać o jej edukację. Słysząc słowa nauczycielki, w myślach się skarżyłam, myśląc, że byłam zbyt zajęta swoimi obowiązkami i nie dopilnowałam nauki córki, i dlatego jej oceny tak bardzo się pogorszyły. W związku z tym nie chciałam wykonywać obowiązków przywódczyni, a jedynie uczestniczyć raz w tygodniu w zgromadzeniach. Dzięki temu miałabym więcej czasu na doglądanie nauki córki w domu. Tego popołudnia na nasze zgromadzenie przyszła przywódczyni. Nie chciałam w nim uczestniczyć. Wiedziałam, że to niewłaściwe podejście, więc pomodliłam się do Boga: „Boże, oceny mojej córki bardzo się pogorszyły. Martwię się, że jeśli dalej tak będzie, wpłynie to negatywnie na jej perspektywy na przyszłość, dlatego nie chcę już być przywódczynią. Wiem, że to niewłaściwa postawa. Proszę, poprowadź mnie i wskaż mi ścieżkę praktyki”. Po modlitwie wzięłam udział w zgromadzeniu i powiedziałam przywódczyni o swoim stanie. Omówiła go ze mną, napominając mnie, abym po powrocie do domu przeczytała słowa Boże, które ujawniają błędne metody, jakie ludzie wykorzystują, aby kształcić swoje dzieci.
Gdy wróciłam do domu, znalazłam słowa Boże na ten temat i je przeczytałam. Bóg Wszechmogący mówi: „Każdy rodzic ma różne oczekiwania, mniejsze lub większe, wobec swoich dzieci. Rodzice mają nadzieję, że ich dzieci będą się przykładać do nauki, dobrze się zachowywać, mieć same piątki w szkole i że nie będą się obijać. Chcą, żeby ich dzieci zyskały sobie szacunek nauczycieli i pozostałych uczniów oraz żeby regularnie zdobywały ponad 80% punktów na sprawdzianach. Jeśli dziecko zdobywa 60%, dostaje lanie, a jeśli mniej niż 60%, to stawia się je pod ścianą, żeby przemyślało swoje błędy, albo musi za karę stać bez ruchu. Poza tym w ramach kary rodzice nie pozwalają dziecku jeść, spać, oglądać telewizji lub grać na komputerze i nie kupują mu obiecanych zabawek i ubrań. Każdy rodzic różnych rzeczy oczekuje od swoich dzieci i pokłada w nich wielkie nadzieje. Liczy, że osiągną z życiu sukces, będą piąć się szybko po szczeblach kariery oraz przyniosą zaszczyt i chwałę swoim przodkom i swojej rodzinie. Żaden rodzic nie chce, żeby jego dzieci zostały żebrakami, rolnikami, a zwłaszcza złodziejami czy bandytami. Rodzice nie chcą też, by ich dzieci stały się w społeczeństwie obywatelami drugiej kategorii, żeby grzebały w śmietnikach, handlowały na ulicy, zostały domokrążcami lub by inni nimi pomiatali. Bez względu na to, czy te różne oczekiwania mogą zostać przez dzieci spełnione, rodzice i tak zawsze je żywią. Narzucają w ten sposób swoim dzieciom to, co oni sami uważają za dobre, szlachetne i warte zachodu, pokładając w nich nadzieję i licząc, że spełnią życzenia swoich rodziców. Jaki jest niezamierzony wpływ tych rodzicielskich pragnień na dzieci? (Presja). Wywierają one presję, co jeszcze? (Tworzą obciążenia). Wywierają presję i nakładają swego rodzaju kajdany. Ponieważ rodzice mają oczekiwania wobec swoich dzieci, będą dyscyplinować, prowadzić i wychowywać je zgodnie z tymi oczekiwaniami; będą inwestować w swoje dzieci, by te oczekiwania spełniły, będą dla nich ponosić koszty. Na przykład, rodzice liczą, że ich dzieci będą mieć doskonałe wyniki w szkole, że będą najlepsze w klasie, że będą zdobywać ponad 90% punktów na każdym sprawdzianie, że zawsze będą na podium, a przynajmniej w pierwszej piątce. Czy rodzice, wyraziwszy te oczekiwania, nie dokonują jednocześnie określonych poświęceń, aby pomóc swoim dzieciom osiągnąć te cele? (Dokonują). Aby osiągnąć te cele, dzieci wstają wcześnie rano, powtarzają lekcje i uczą się tekstów na pamięć, a ich rodzice też wstają wcześnie, żeby dotrzymać im towarzystwa. W upalne dni rodzice wachlują swoje dzieci, podają im chłodne napoje albo kupują im lody. Od razu z samego rana przygotowują dla swoich dzieci mleko sojowe, faworki i jajka. Zwłaszcza w czasie egzaminów rodzice dają swojemu dziecku faworek i dwa jajka, licząc, że dzięki temu zda egzamin z wynikiem 100 procent. Jeśli powiesz: »Nie zmieszczę tego wszystkiego, jedno jajko wystarczy«, rodzice odpowiedzą: »Głuptasie, jeśli zjesz jedno jajko, zdobędziesz tylko 10 procent punktów na egzaminie. Zjedz jeszcze jedno, za mamusię. Postaraj się; jeśli zjesz drugie jajko, dostaniesz 100 procent punktów«. Dziecko mówi: »Dopiero wstałem, nie mogę tak od razu jeść«. »Musisz jeść! Bądź grzeczny i słuchaj się mamy. Mamusia robi to dla twojego dobra, więc jedz, proszę, za mamusię«. Dziecko myśli sobie: »Mama jest taka troskliwa. Wszystko robi dla mojego dobra, więc zjem«. Dziecko zjada jajko, ale co takiego przełyka wraz z tym jajkiem? To presja; to niechęć i opór. Jedzenie jest czymś dobrym i oczekiwania matki są duże, a z perspektywy człowieczeństwa i sumienia należałoby je zaakceptować, jednak rozum podpowiada, że takiej miłości należy stawiać opór i nie akceptować takiego sposobu postępowania. Ale, niestety, nic nie możesz zrobić. Jeśli nie zjesz, matka się zezłości, zbije cię, zgani, a może nawet przeklnie. (…) Czego uczysz się na podstawie oczekiwań twoich rodziców? (Że muszę dobrze zdać egzaminy i w przyszłości odnieść sukces). Musisz być młodym obiecującym człowiekiem, musisz zrekompensować matce jej miłość, ciężką pracę i poświęcenia. Musisz spełnić oczekiwania swoich rodziców i nie możesz ich zawieść. Oni cię tak bardzo kochają, oddali ci wszystko i wszystko w życiu robią dla ciebie. Czym zatem stają się ich poświęcenia, miłość i wychowanie, które ci dali? Stają cię czymś, za co musisz się im odwdzięczyć, a jednocześnie stają się dla ciebie obciążeniem. W taki właśnie sposób powstaje owo obciążenie” (Jak dążyć do prawdy (16), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Bóg obnażył, że gdy rodzice mają oczekiwania wobec swoich dzieci, zawsze im się wydaje, że robią wszystko dla ich dobra. Chcą, żeby dobrze się uczyły, dostały się na dobre studia i miały dobre oceny, przynosząc chlubę swoim przodkom i osiągając wysoki status społeczny. Wymagają również, aby dzieci postępowały w określony sposób, zgodnie z ich oczekiwaniami. Nie biorą jednak pod uwagę stresu, jaki powodują ich nieustanne żądania. Bóg dokładnie obnażył mój stan. Gdy moja córka miała dwa lata, zauważyłam że jest bystra, więc miałam nadzieję, że będzie się pilnie uczyć, a gdy dorośnie, dostanie się na dobry uniwersytet. Dzięki temu nie tylko inni dobrze by o mnie myśleli, ale także podniosłoby to prestiż naszego nazwiska. Mając takie oczekiwania, zaczęłam szukać dla córki dobrej szkoły, aby od najmłodszych lat zapewnić jej solidne podstawy. Oszczędzałam na jedzeniu i codziennych wydatkach, aby kupić jej długopis do nauki, żądając, żeby na testach dostawała maksymalną liczbę punktów i zawsze porównując ją do dziecka sąsiadów, które miało dobre oceny. Gdy moja córka nie chciała podporządkować się moim planom, mówiłam, że wszystko, co robię, robię dla jej dobra, a gdy nadal mnie nie słuchała, pouczałam ją, mówiąc, że w przyszłości będzie żebraczką. Nie śmiała mi się przez to przeciwstawić i nie miała żadnej wolności. Nie odważyła się ze mną dyskutować. Zamiast tego sama się biła i coraz bardziej się ode mnie oddalała. Przez to wszystko jedynie wyrządziłam jej młodemu umysłowi krzywdę. Nadal jednak myślałam, że robię to dla jej dobra, nie zdając sobie sprawy, że takie postępowanie wobec córki było niewłaściwe.
Kontynuowałam czytanie słów Bożych. Bóg Wszechmogący mówi: „Oczekiwania rodziców dotyczące dzieci, zanim te osiągną pełnoletność – na przykład: »Muszą się wielu rzeczy nauczyć, nie mogą przegrać na starcie« albo »Gdy dorosną, muszą osiągnąć sukces w świecie i zdobyć pozycję w społeczeństwie« – stopniowo przeradzają się w żądania stawiane dzieciom. Te żądania brzmią: gdy dorośniesz i zdobędziesz pozycję w społeczeństwie, nie zapomnij o swoich korzeniach, nie zapomnij o swoich rodzicach, którym w pierwszej kolejności musisz się odwdzięczyć, musisz okazać im szacunek i oddanie oraz pomagać im dobrze żyć, bo oni są twoimi dobroczyńcami, to oni cię wyedukowali i wyszkolili; to, że masz teraz ugruntowaną pozycję w społeczeństwie, i wszystko, z czego teraz korzystasz i co posiadasz, zostało okupione mozolnymi wysiłkami twoich rodziców, więc powinieneś do końca życia okazywać im wdzięczność, wynagradzać im te wysiłki i być dla nich dobry. Oczekiwania rodziców wobec dzieci, zanim wkroczą one w dorosłość – osiągnięcie sukcesu w świecie i zdobycie pozycji w społeczeństwie – ewoluują, stopniowo zmieniając się z normalnych oczekiwań rodzicielskich w żądania stawiane dzieciom przez rodziców. Przypuśćmy, że w okresie dorastania dzieci nie mają dobrych ocen w szkole, że się buntują, nie chcą się przykładać do nauki i okazują rodzicom nieposłuszeństwo. Ich rodzice powiedzą: »Czy myślisz, że jest mi łatwo? Robię to dla twojego dobra, czyż nie? Wszystko, co robię, robię dla ciebie, a ty tego nie doceniasz. Czy ty głupi jesteś?«. Takimi słowami będą zastraszać swoje dzieci, czyniąc z nich swoich zakładników. Czy takie podejście jest słuszne? (Nie). Nie jest ono słuszne. Ta »szlachetna« cecha rodziców jest jednocześnie ich podłą cechą” (Jak dążyć do prawdy (18), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Bóg obnażył, że za oczekiwaniami rodziców wobec dzieci kryją się ukryte intencje i motywy. Mają oni nadzieję, że skoro zapłacili cenę za ich wychowanie, gdy dzieci wyróżnią się spośród innych, będzie to dobrze o nich świadczyć i doda prestiżu ich nazwisku, a także że otrzymają od swoich dzieci pewne materialne korzyści i w ten sposób zwrócą im się koszty, jakie ponieśli. Gdyby Bóg tego nie obnażył, nadal uważałabym, że pilnowanie córki, aby sumiennie się uczyła i trzymanie jej pod ścisłą kontrolą miało na celu zapewnienie jej świetlanej przyszłości. Okazało się jednak, że robiłam to wszystko tylko z uwagi na własne interesy. Od najmłodszych lat rozwijałam córkę, mając nadzieję, że od początku uda jej się zbudować solidne podstawy, że dostanie się na dobre studia i w przyszłości wyróżni się wśród swoich rówieśników. Nie tylko przyniosłoby to chlubę naszym przodkom, ale także dobrze świadczyło o mnie samej. Co więcej, gdyby moja córka miała w przyszłości dobre życie, byłoby to również dobre dla mnie jako matki. Byłaby oddaną córką i moje życie także nieco by się poprawiło. Kiedy zauważyłam, że moja córka woli się bawić, zaczęłam się martwić, że wpłynie to na jej oceny, więc ją beształam i biłam. Wykonując swoje obowiązki, nie miałam zbyt wiele czasu, aby kierować córką, ponieważ byłam bardzo zajęta. Gdy zorientowałam się, że jej oceny znacząco się pogorszyły, zaczęłam się martwić, że wpłynie to na jej perspektywy, a ja nie osiągnę tego, na czym mi zależało, jeśli chodzi o mój wizerunek i interesy. Dlatego nie chciałam nawet wykonywać obowiązków przywódczyni. Myśląc o tym teraz, doszłam do wniosku, że za wszystkim, co robiłam dla mojej córki, kryły się intencje i motywy, których celem było zaspokojenie moich własnych interesów. Kierowałam się takimi szatańskimi truciznami jak: „Za darmo nie kiwnij nawet palcem” czy „Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego”. Byłam naprawdę samolubna i podła.
Później przeczytałam następujące słowa Boże i znalazłam ścieżkę praktyki. Bóg Wszechmogący mówi: „Analizując istotę oczekiwań, jakie rodzice mają wobec swoich dzieci, dostrzegamy, że te oczekiwania są samolubne, że są sprzeczne z człowieczeństwem, a co więcej, że nie mają nic wspólnego z obowiązkami rodziców. Gdy rodzice narzucają swoim dzieciom różne oczekiwania i wymagania, nie wypełniają swoich obowiązków. Jakie są zatem ich »obowiązki«? Najbardziej podstawowe obowiązki, które rodzice powinni wypełniać, to nauczyć dzieci mówić, nauczyć je tego, żeby były życzliwe i żeby nie były złymi ludźmi, oraz prowadzić je w pozytywnym kierunku. To są fundamentalne obowiązki rodziców. Ponadto powinni oni pomagać swoim dzieciom w przyswajaniu różnych rodzajów wiedzy, w rozwijaniu talentów i tak dalej, kierując się przy tym wiekiem dzieci, ich możliwościami, charakterem i zainteresowaniami. Nieco lepsi rodzice pomagają też swoim dzieciom zrozumieć, że ludzie zostali stworzeni przez Boga i że Bóg istnieje w tym wszechświecie, nakłaniając dzieci do modlitwy i czytania słów Bożych i opowiadając im historie zawarte w Biblii z nadzieją, że gdy dorosną, będą podążać za Bogiem i wykonywać obowiązek istoty stworzonej, zamiast gonić za trendami światowymi, dać się schwytać w pułapkę różnych skomplikowanych relacji międzyludzkich i zatracić się w różnych modach tego świata i społeczeństwa. Obowiązki, które rodzice powinni wypełniać, nie mają nic wspólnego z ich oczekiwaniami. Obowiązki, które powinni wykonywać jako rodzice, obejmują zapewnienie dzieciom pozytywnego przewodnictwa i odpowiedniej pomocy, zanim te osiągną pełnoletność, a także zatroszczenie się o potrzeby ciała, które obejmują jedzenie, ubranie, dach nad głową i opiekę w czasie choroby. Jeśli dzieci chorują, rodzice powinni zapewnić im odpowiednie leczenie; nie powinni zaniedbywać swoich dzieci ani mówić im: »Nie opuszczaj szkoły, ucz się, nie możesz mieć zaległości w nauce. Jeśli będziesz mieć zbyt duże zaległości, to ich nie nadrobisz«. Gdy dzieci potrzebują odpoczynku, rodzice powinni im na to pozwolić; gdy dzieci chorują, rodzice powinni pomóc im wyzdrowieć. Takie są obowiązki rodziców. Po pierwsze, muszą troszczyć się o zdrowie fizyczne swoich dzieci; po drugie, muszą je wspierać, edukować i pomagać im w zakresie ich zdrowia psychicznego. Takie obowiązki powinni wypełniać rodzice, zamiast narzucać dzieciom nierealistyczne oczekiwania lub wymagania. Rodzice muszą wypełniać swoje obowiązki, jeśli chodzi o zarówno potrzeby psychiczne dzieci, jak i potrzeby fizyczne. Rodzice nie mogą pozwolić, żeby w zimie dzieci marzły, powinni wpoić im ogólną wiedzę życiową, na przykład: w jakich okolicznościach mogą złapać przeziębienie, że powinny jeść ciepłe posiłki, że będą je bolały brzuchy, jeśli zjedzą zimny posiłek, że nie powinny narażać się na podmuchy zimnego wiatru ani w zimne dni zdejmować ubrań w miejscach, gdzie są przeciągi, pomagając w ten sposób dzieciom uczyć się, jak dbać o swoje zdrowie. Co więcej, gdy w umysłach dzieci pojawią się jakieś dziecinne, niedojrzałe mniemania dotyczące przyszłości lub radykalne myśli, rodzice muszą szybko sprowadzić dzieci na właściwą drogę, gdy tylko coś takiego zauważą, zamiast przymusem tłumić takie myśli i mniemania; powinni pozwolić, aby dzieci dały wyraz i upust tym myślom i przekonaniom, bo tylko tak problem może faktycznie zostać rozwiązany. Na tym polega wypełnianie obowiązków. Wypełnianie obowiązków rodzica oznacza, z jednej strony, troskę o dzieci, a z drugiej strony – doradzanie i korygowanie ich zachowania, a także wskazywanie na właściwe myśli i przekonania. Obowiązki, jakie rodzice powinni wypełniać, nie mają nic wspólnego z oczekiwaniami, jakie mają w stosunku do swoich dzieci. Możesz żywić nadzieję, że twoje dzieci będą się cieszyć dobrym zdrowiem i będą posiadać człowieczeństwo, sumienie i rozum, gdy dorosną, albo możesz liczyć na to, że będą ci okazywać szacunek i oddanie, ale nie powinieneś oczekiwać, że staną się takimi czy innymi celebrytami lub wielkimi osobistościami, a już na pewno nie powinieneś im często powtarzać: »Popatrz, jak posłusznym dzieckiem jest Xiaoming u naszych sąsiadów!«. Twoje dzieci to twoje dzieci – twoim obowiązkiem nie jest mówienie im, jak wspaniały jest ich sąsiad Xiaoming, albo sugerowanie, żeby brały z niego przykład. Rodzice nie powinni tak robić. Każdy jest inny. Ludzie różnią się, jeśli chodzi o myśli, przekonania, zainteresowania, hobby, charakter i osobowość, a także jeśli chodzi o to, czy istota ich człowieczeństwa jest dobra, czy nikczemna. Niektórzy ludzie to urodzone gaduły, inni są z natury introwertyczni i mogą przez cały dzień w ogóle się nie odzywać. Toteż jeśli rodzice chcą wypełniać swoje obowiązki, powinni starać się zrozumieć osobowość, skłonności, zainteresowania i charakter swoich dzieci, a także potrzeby ich człowieczeństwa, zamiast czynić z własnej dorosłej gonitwy za światem, prestiżem i zyskiem oczekiwań wobec swoich dzieci, narzucając im tę społecznie generowaną pogoń za prestiżem, zyskiem i światem. Rodzice mówią o tych rzeczach, używając przyjemnie brzmiącego określenia »oczekiwania wobec dzieci«, ale mijają się z prawdą. Jest jasne, że próbują wepchnąć swoje dzieci do paleniska i posłać je w ramiona diabłów. Jeśli rzeczywiście jesteś dobrym rodzicem, to powinieneś wypełniać swoje obowiązki związane ze zdrowiem fizycznym i psychicznym twoich dzieci, zamiast narzucać im twoją wolę, zanim osiągną pełnoletność, na siłę obciążając ich młode umysły tym, czym nie powinny być obciążane” (Jak dążyć do prawdy (18), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Ze słów Bożych zrozumiałam, że rodzice powinni wyzbyć się niewłaściwych wymagań i oczekiwań wobec swoich dzieci. Muszą je traktować na podstawie rzeczywistej sytuacji i nie mogą narzucać im swoich własnych dążeń do sławy i zysku. Jeśli chodzi o kształcenie mojej córki, nie praktykowałam w zgodzie ze słowami Bożymi. Powinnam była właściwie traktować jej złe oceny. Nie powinnam była porównywać jej z dzieckiem sąsiadów, wpajać jej błędnego przekonania, że musi się pilnie uczyć i dostać się na dobre studia, aby wyróżnić się wśród rówieśników, przynosząc jednocześnie chlubę naszym przodkom. Co więcej, dzieciom w różnym wieku należy stawiać wymagania w oparciu o ich rzeczywistą sytuację. Moja córka nie miała nawet 10 lat. To, że zanim zabrała się za odrabianie lekcji, chciała się najpierw trochę pobawić, było czymś normalnym. Nie powinnam była stawiać jej wymagań zgodnie z moimi własnymi metodami kształcenia, a gdy ich nie spełniała, besztać ją. Przyniosło to jedynie szkody jej młodemu umysłowi i nie miało nic wspólnego z jej dobrem. Aby faktycznie robić to, co dobre dla naszego dziecka, należy praktykować zgodnie ze słowami Bożymi, traktując je na podstawie jego potencjału, osobowości i wieku. Co więcej, gdybym kształciła córkę po swojemu, to nawet gdybym zrealizowała swój cel i moja córka wyróżniłaby się wśród rówieśników, w miarę, jak zdobywałaby coraz większą ateistyczną wiedzę, coraz bardziej oddalałaby się od Boga. Gdy będę jej w przyszłości głosiła ewangelię, mogłaby wykorzystać tę wiedzę, aby wyrzec się Boga i Mu się sprzeciwić. Gdyby tak się stało, moja córka byłaby skończona. Gdy to zrozumiałam, przestałam zwracać tak dużą uwagę na jej oceny, a także liczyć na to, że dostanie się na studia i w przyszłości przyniesie chlubę naszemu nazwisku. Miałam tylko nadzieję, że w szkole nauczy się czegoś praktycznego. Jeśli chodzi zaś o to, czy odniesie sukcesy w nauce, czy znajdzie w przyszłości dobrą pracę i jakie perspektywy na przyszłość będzie miała, podporządkowałam się suwerennej władzy Boga i Jego ustaleniom.
Potem przeczytałam więcej słów Bożych: „Kiedy ktoś opuszcza swoich rodziców i staje się niezależny, warunki społeczne, z jakimi się styka, oraz dostępny rodzaj pracy czy kariera są wyznaczone przez los i nie mają nic wspólnego z jego rodzicami. Niektórzy wybierają dobry kierunek w koledżu i udaje im się po uzyskaniu dyplomu znaleźć satysfakcjonującą pracę, a tym samym postawić pierwszy triumfalny krok w podróży swojego życia. Niektórzy uczą się i opanowują wiele różnych umiejętności, a jednak nigdy nie znajdą pracy, która im odpowiada, ani swojego miejsca, a tym bardziej nie zrobią kariery. Na początku życiowej wędrówki ich plany są na każdym kroku udaremniane, nękają ich kłopoty, ich perspektywy są ponure, a życie niepewne. Niektórzy pilnie przykładają się do nauki, ale o włos tracą każdą szansę na uzyskanie wyższego wykształcenia; wydają się skazani na niepowodzenie, a ich pierwsze aspiracje w podróży życia rozpływają się w powietrzu. Nie wiedząc, czy droga przed nimi jest gładka, czy wyboista, po raz pierwszy czują, jak pełne zmiennych czynników jest ludzkie przeznaczenie, więc patrzą na życie z oczekiwaniami i strachem. Niektórzy ludzie, mimo że nie są bardzo dobrze wykształceni, piszą książki i cieszą się pewną sławą; inni, choć są niemal analfabetami, zarabiają w biznesie i dzięki temu mogą się utrzymać… To, jaki ktoś wybierze zawód albo jak zarabia na życie: czyż ludzie mają jakąkolwiek kontrolę nad tym, czy dokonują w tych kwestiach dobrego, czy złego wyboru? Czy te obszary ich życia są zgodne z ich pragnieniami i decyzjami? Większość ludzi życzyłaby sobie następujących rzeczy: pracować mniej i zarabiać więcej, nie trudzić się w słońcu i deszczu, dobrze się ubierać, zadawać wszędzie szyku, górować nad innymi i przynosić zaszczyt swoim przodkom. Ludzie mają nadzieję osiągnąć stan idealny, lecz kiedy stawiają pierwsze kroki w podróży życia, stopniowo uświadamiają sobie, jak niedoskonałe jest ludzkie przeznaczenie i po raz pierwszy naprawdę pojmują fakt, że choć można czynić śmiałe plany na przyszłość i mieć zuchwałe marzenia, nikt nie ma ani zdolności ani mocy do realizacji własnych marzeń, nikt nie jest w stanie kontrolować własnej przyszłości. Zawsze będzie jakiś rozdźwięk między marzeniami a rzeczywistością, z którym trzeba się zmierzyć; nic nie jest takie, jak by się chciało, a w obliczu takiej rzeczywistości ludzie nie potrafią osiągnąć ani satysfakcji, ani zadowolenia. Niektórzy ludzie podejmą wszelkie wyobrażalne starania, włożą ogromny wysiłek i poniosą wielkie ofiary, aby zdobyć środki na utrzymanie i przyszłość, próbując zmienić swój los. Ale w ostatecznym rozrachunku, nawet jeśli zdołają zrealizować swoje marzenia i pragnienia dzięki własnej ciężkiej pracy, nigdy nie zmienią swojego losu, i bez względu na to, jak zawzięcie próbują, nigdy nie osiągną nic ponad to, co los im przeznaczył. Niezależnie od różnic pod względem zdolności, inteligencji i siły woli, wszyscy ludzie są równi wobec losu, który nie odróżnia wielkiego od małego, wysokiego od niskiego, wysoko postawionego od nędznego. Wykonywany zawód, sposób zarabiania na życie ani zgromadzone bogactwo nie są uzależnione od rodziców, talentów, wysiłku ani ambicji, tylko są predeterminowane przez Stwórcę” (Sam Bóg, Jedyny III, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Ze słów Bożych zrozumiałam, że perspektywy i los ludzi podlegają suwerennej władzy Boga. To, czy moje dziecko dostanie się na dobre studia i znajdzie dobrą pracę nie zależy od tego, czego od niej wymagam, ani od jej ciężkiej pracy. Wszystko to zostało z góry ustalone przez Boga. Bóg zaplanował całe życie człowieka jeszcze przed jego urodzeniem. Niektórzy ludzie dostają się na studia i mają dobre oceny, ale nie są w stanie znaleźć satysfakcjonującej pracy, podczas gdy innym, którzy nie mają wyższego wykształcenia, udaje się zrobić karierę. Miałam znajomą, której syn dostał się wprawdzie na studia, ale nigdy nie znalazł pracy i był bezrobotny. Synowa mojej babci też dostała się na studia, ale nie mogła znaleźć dobrej pracy, więc wróciła do domu i pracowała na roli, podczas gdy wujek mojego męża nie skończył nawet szkoły podstawowej i nie potrafił dobrze czytać, a mimo to otworzył fabrykę i został szefem, zarabiając dużo pieniędzy. Na podstawie tych wziętych z życia przykładów zrozumiałam, że to, czy ktoś znajdzie dobrą pracę i będzie miał świetlaną przyszłość, nie zależy od tego, czy dostanie się na studia, ani od tego, jak wykształcili go rodzice. Wszystko zależy od tego, co rozporządził Bóg. Muszę zmienić swoje błędne poglądy i porzucić oczekiwania wobec córki, nie wymagając od niej, żeby poszła na studia tylko po to, aby zaspokoić moją potrzebę wyróżnienia się wśród innych.
Potem normalnie wykonywałam swoje obowiązki i nie kształciłam już córki jak wcześniej. W czasie wolnym rozmawiałam z nią także o wierze w Boga, aby uświadomić jej, że niebo, ziemia i wszystkie rzeczy, a także cała ludzkość zostały stworzone przez Boga, że wszystko, co mamy, zostało nam dane przez Niego, i że ludzie powinni w Niego wierzyć i Go czcić. Moja córka chętnie czytała ze mną słowa Boże i słuchała moich omówień, co bardzo mnie cieszyło. Po jakimś czasie stała się posłuszna. Odrabiała pracę domową na czas, a jej oceny zaczęły się powoli poprawiać. Z każdego testu dostawała ponad 80 punktów. Chociaż byłam szczęśliwa, było to inne szczęście niż to, które czułam wcześniej. Powiedziałam do córki: „Nie ma znaczenia, ile punktów dostaniesz z testu. Nie będę od ciebie wymagała, żebyś zdobyła 100 punktów, a w przyszłości dostała się na dobre studia. Słowa Boże nauczyły mnie, że perspektywy i los człowieka są w rękach Boga. Życie człowieka pochodzi od Niego. Mogę mieć tylko nadzieję, że kiedy dorośniesz, będziesz właściwie wierzyć w Boga i wykonywać swoje obowiązki w domu Bożym”. Moja córka powiedziała z radością w głosie: „Wiem”. Dodała też, że jest teraz o wiele szczęśliwsza niż inne dzieci. Zrozumiałam, że odkąd zaczęłam praktykować zgodnie ze słowami Bożymi, moja córka przestała cierpieć i mogłam sprowadzić ja na właściwą ścieżkę. Poczułam się wyzwolona i mogłam poświęcić więcej energii na wykonywanie swoich obowiązków.
Dzięki temu doświadczeniu zrozumiałam, że Bóg sprawuje suwerenną władzę nad życiem człowieka. Podobnie jest w przypadku losu mojej córki. Był on poza jej kontrolą, a co więcej, był także poza moją kontrolą. Zrozumiałam także, że pragnienie, aby moja córka miała doskonałe wyniki w nauce i świetlaną przyszłość, było podyktowane wyłącznie moją pogonią za sławą i zyskiem. Było to podłe i samolubne. Teraz potrafię już wyzbyć się swoich oczekiwań wobec córki i praktykować zgodnie ze słowami Bożymi. Bogu niech będą dzięki!