89. Refleksje na temat nieakceptowania prawdy
list do Ai Xi
Droga Ai Xi,
ileż to już czasu minęło! Jak Ci się wiedzie? Nie widziałyśmy się od ponad roku, ale to, co działo się, gdy wykonywałyśmy razem nasze obowiązki, wciąż jest żywe w moich wspomnieniach. Ponieważ nie akceptowałam prawdy, skrzywdziłam Cię i nasze relacje się ochłodziły. Ilekroć o tym myślę, odczuwam wyrzuty sumienia. Bardzo chcę powiedzieć Ci „przepraszam”. Piszę ten list, aby podzielić się z Tobą swoimi refleksjami i tym, co udało mi się zrozumieć.
W tamtym czasie byłyśmy odpowiedzialne za pracę przy podlewaniu. Ponieważ dopiero zaczynałam, nie wiedziałam wiele o tym obowiązku, a Ty często mi pomagałaś. Kiedy widziałaś, że coś robię źle, dawałaś mi wskazówki i napominałaś mnie. Wiedziałam, że w ten sposób mi pomagasz. Ale im więcej dawałaś mi wskazówek, tym bardziej czułam się niekomfortowo. Pewnego razu zauważyłam, że podlewający nie współpracują jak należy, więc musiałam napisać list, aby uporać się z tą sytuacją. Czułam do nich pewną pogardę i skarciłam ich, przyjmując inkwizytorski ton. Zobaczywszy to, zapytałaś mnie, jaki był mój stan ducha, kiedy pisałam ten list, i szczerze wskazałaś moje problemy. Powiedziałaś, że pisanie listu w taki sposób nie jest dobre, że zachowałam się wyniośle i że w rezultacie ludzie mogą poczuć się ograniczani. Powiedziałaś mi, żebym się nad sobą zastanowiła i przeredagowała list. Choć ja też zdawałam sobie sprawę, że przejawiam aroganckie usposobienie, w głębi serca stawałam okoniem, myśląc: „Dlaczego za każdym razem, gdy piszę list, masz z nim jakiś problem? Mówiąc tak, sprawiasz, że wyglądam źle, jakbym nie potrafiła rozwiązać nawet tak prostego problemu. Co inni pomyślą o mnie, jeśli się o tym dowiedzą?”. Serce nie pozwalało mi tego zaakceptować i stałam się wobec Ciebie uprzedzona. Myślałam też, że jeśli w przyszłości znajdę problem u Ciebie, również go wskażę, żebyś nie myślała, że możesz mnie rozstawiać po kątach. Pewnego razu okazało się, że ktoś odpowiedzialny za przechowywanie ksiąg ze słowami Bożymi zachowuje się nieodpowiedzialnie i przejawia lekceważące podejście. Napisałaś mu list, w którym używając dość ostrego języka, analizowałaś naturę i konsekwencje takich działań. Zwróciłam ci uwagę, mówiąc, że źle to napisałaś, że zachowałaś się wyniośle i beształaś ludzi i że taki sposób komunikacji utrudnia ludziom akceptację. Omówiłaś ze mną okoliczności, w których możemy innych przycinać, oraz to, w jakich okolicznościach możemy rozmawiać z innymi i im pomagać; stwierdziłaś, że ta osoba wszystko rozumie i jest po prostu nieodpowiedzialna, więc w takim przypadku możemy ją przyciąć. Wiedziałam, że to, co mówisz, jest słuszne i korzystne dla pracy, ale moje serce nie chciało tego zaakceptować. Czułam, że wszystko, co ty mówisz, jest słuszne, a wszystko, co ja robię, jest złe, i że zawsze znajdujesz u mnie wady. Pomyślałam, że w przyszłości muszę być ostrożniejsza i starać się nie przejawić żadnego zepsucia ani nie powiedzieć niczego niewłaściwego, żebyś nie mogła mnie zdemaskować i zawstydzić. Od tego czasu stałam się niepewna i powściągliwa w wykonywaniu obowiązków i nie czułam żadnej ulgi. Czułam się bardzo zmęczona wewnętrznie. Widząc, że wykonuję swoje obowiązki byle jak, zazwyczaj zwracałaś mi uwagę, a kiedy miałam zaległości w pracy, którą nie zajęłam się na czas, mówiłaś, że jestem leniwa i pragnę wygód, nie biorąc na siebie ciężaru obowiązków. Wiedziałam, że mówisz o moich problemach, ale ilekroć to słyszałam, aż się we mnie gotowało i czułam, że stale wytykasz mi moje problemy, mówisz o nich bez ogródek i w ogóle nie jesteś przy tym taktowna, ranisz moją dumę i moje uczucia, stawiając mnie przez to w niezręcznej sytuacji. Nie potrafiłam tego zaakceptować. Mogłam tylko szybko wykonywać swoje obowiązki, czując się bezradna i oporna, żeby uniknąć twojego kolejnego wykładu na temat moich problemów. Ponieważ nie szukałam prawdy ani nie zastanawiałam się nad sobą, problemy związane z moimi obowiązkami nigdy nie zostały rozwiązane.
Pewnego razu napisałam list do podlewających, aby poinformować ich o pewnych uchybieniach w pracy, które należało skorygować. Gdy pisałam, zauważyłam, że nie wyrażam się jasno, ale nie chciało mi się tego poprawiać. Gdy zobaczyłaś mój list, znowu wskazałaś moje problemy, mówiąc, że nie wyjaśniłam sprawy należycie i że nie dało się zrozumieć, jaki problem chcę rozwiązać. Poprosiłaś mnie, żebym starannie to przemyślała i nie traktowała tego pobieżnie, a także szczegółowo omówiłaś ze mną, jak napisać ten list. Ponownie poczułam opór w sercu i pomyślałam: „Dlaczego zawsze wyłapujesz moje wady i utrudniasz mi życie? Wcześniej nigdy nie miałam tyle problemów, kiedy pisałam listy, więc dlaczego teraz znajdujesz tyle błędów? Jeśli przywódca lub bracia i siostry się o tym dowiedzą, co sobie o mnie pomyślą? Czy stwierdzą, że nie potrafię rozwiązać nawet tak drobnych problemów i że wybranie mnie do zarządzania podlewaniem było błędem? Nie wiem już, jak mam współpracować, żeby było dobrze. Zawsze demaskujesz moje braki i masz mnie za nic. Zrób to więc sama i napisz ten list sama. Praca z tobą sprawia, że czuję się bardzo ograniczana!”. Im więcej o tym myślałam, tym bardziej byłam zdenerwowana i nawet myślałam o zemście: „Jeśli sprawy się nie ułożą, napiszę list do przywódcy, zgłoszę twoje problemy i zaproponuję, że zrezygnuję. W ten sposób przywódca dowie się, że to nie ja nie wykonuję pracy, ale że to twoja arogancja sprawia, że nie chcę współpracować, i na pewno zostaniesz przycięta. Jeśli odejdę, a praca na tym ucierpi, będzie to twój występek, będziesz miała poczucie winy i wyrzuty sumienia. To ci się należy za to, że stale wytykasz mi problemy!”. Wiedziałam, że nie powinnam tego robić, bo to byłby przejaw braku człowieczeństwa, ale nie mogłam nic na to poradzić, bo byłam do Ciebie uprzedzona. Na zgromadzeniach mówiłam o tym, co ostatnio przejawiałam, ale ponieważ nie miałam samoświadomości, za wszystkim, co mówiłam, kryło się narzekanie i obwinianie, co sprawiało, że czułaś się ograniczana. Później, gdy ze mną rozmawiałaś, byłaś bardzo ostrożna, nie chciałaś wskazywać moich problemów ze strachu, że tego nie zaakceptuję, więc starałaś się wyjątkowo taktownie ze mną rozmawiać. Ponieważ jednak nie miałam samoświadomości, kiedy ponownie wspomniałaś o moich problemach, natychmiast zamilkłam i zignorowałam Cię. Raz nie rozmawiałam z Tobą przez więcej niż jeden dzień, co opóźniło pracę, co do której musiałyśmy się porozumieć. Czułam się bardzo stłamszona i cierpiałam, poszłam do łazienki się wypłakać. Zobaczyłam, jak idziesz z laptopem do innego pokoju, aby popracować, i wiedziałam, że też jesteś w złym stanie. Wtedy przyszły mi do głowy słowa „emocjonalne znęcanie się” i poczułam, że tak właśnie się zachowywałam, sprawiając Ci ból. Ale po prostu nie mogłam uwolnić się od tego stanu i płakałam, modląc się do Boga. Chciałam to naprawić.
Przeczytałam wtedy słowa Boże i znalazłam fragment, który mnie poruszył. Bóg mówi: „Niektórzy mówią: »Zanim zostałem przycięty, czułem, że mam ścieżkę, którą powinienem podążać, lecz po przycięciu nie wiem już, co robić«. Dlaczego nie wiedzą, co robić po tym, jak zostali przycięci? Jaki jest tego prawdziwy powód? (W obliczu przycinania nie akceptują prawdy ani nie próbują zyskać samoświadomości. Trzymają się pewnych utartych pojęć i w ogóle nie szukają prawdy, aby nad nimi popracować. To pozostawia ich bez ścieżki. Zamiast znaleźć przyczynę w sobie, twierdzą coś przeciwnego, że to przycinanie sprawiło, że zgubili drogę). Czyż nie jest to odbijanie oskarżeń w druga stronę? To tak, jakby powiedzieć: »To, co robiłem, było zgodne z zasadami, a twoje przycinanie mnie jasno pokazuje, że nie pozwalasz mi postępować zgodnie z zasadami. Jak więc mam praktykować w przyszłości?«. To właśnie mają na myśli ludzie, którzy mówią takie rzeczy. Czy akceptują bycie przycinanymi? Czy akceptują fakt, że popełnili błędy? (Nie). Czy to stwierdzenie nie oznacza w rzeczywistości, że wiedzą, jak lekkomyślnie popełniać występki, lecz kiedy są przycinani i proszeni o działanie zgodnie z zasadami, to nie wiedzą, co maja robić i stają się zdezorientowani? (Owszem). Jak więc postępowali wcześniej? Kiedy ktoś staje w obliczu przycinania, to czy nie dzieje się tak dlatego, że wcześniej nie postępował zgodnie z zasadami? (Zgadza się). Lekkomyślnie popełnia występki, nie szuka prawdy i nie postępuje zgodnie z zasadami lub regułami domu Bożego, więc jest przycinany. Celem przycinania jest umożliwienie ludziom poszukiwania prawdy i postępowania zgodnie z zasadami, aby zapobiec ponownemu lekkomyślnemu popełnianiu występków. Jednak w obliczu przycinania ci ludzie mówią, że nie wiedzą już, jak postępować ani jak praktykować – czy te słowa zawierają jakikolwiek element samoświadomości? (Nie). Oni nie mają najmniejszego zamiaru zyskiwać samoświadomości ani szukać prawdy. Zamiast tego sugerują: »Kiedyś bardzo dobrze wykonywałem swoje obowiązki, ale odkąd mnie przyciąłeś, wywołałeś chaos w moich myślach i całkiem pomieszałeś moje podejście do obowiązków. Teraz moje myślenie nie jest normalne, nie jestem tak zdecydowany ani odważny jak wcześniej, a to wszystko przez to, że zostałem przycięty. Odkąd zostałem przycięty, moje serce jest głęboko zranione. Muszę więc powiedzieć innym, by byli bardzo ostrożni podczas wykonywania swoich obowiązków. Nie wolno im ujawniać swoich wad ani się mylić; jeśli popełnią błąd, to zostaną przycięci, a wtedy staną się nieśmiali i stracą zapał, który niegdyś mieli. Ich śmiały duch zostanie znacznie przytępiony, a młodzieńcza odwaga i pragnienie dawania z siebie wszystkiego znikną, pozostawiając ich potulnymi, słabymi i bojącymi się własnego cienia, przekonanymi, że nic, co robią, nie jest właściwe. Nie będą już czuć obecności Boga w swoich sercach, zamiast tego czując się od Niego coraz bardziej oddaleni. Nawet modlitwa i wołanie do Boga pozostaną bez odpowiedzi. Poczują, że nie mają tej samej witalności, żywiołowości i miłości, a nawet zaczną patrzeć na siebie nieprzychylnym wzrokiem«. Czy to są słowa płynące z głębi serca wypowiedziane przez kogoś z doświadczeniem? Czy są one szczere? Czy wpłynąć umoralniająco lub przynoszą komukolwiek jakieś korzyści? Czy nie jest to po prostu przekręcanie faktów? (Tak, te słowa są dość absurdalne)” (Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników (17), w: Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). Po przeczytaniu słów Bożych nagle zdałam sobie sprawę z własnego zachowania i tego, co przejawiałam. Zawsze myślałam, że to ja jestem tą ograniczaną. Nigdy wcześniej nie miałam tylu problemów z pisaniem listów wcześniej, ale teraz, kiedy z Tobą pracowałam, wydawało się, że jest ich tak wiele i nie wiedziałam już, jak mam z Tobą współpracować. W rzeczywistości wszystkie te myśli były wypaczone. W listach, które pisałam, przejawiałam aroganckie usposobienie i ograniczałam innych. Byłam niedbała przy rozwiązywaniu problemów i zazwyczaj dość leniwa, nie dźwigałam żadnego brzemienia, wykonując swoje obowiązki. Wskazując mi te problemy, brałaś odpowiedzialność za pracę i pomagałaś mi, dając mi możliwość, żebym w porę uświadomiła sobie swoje problemy i się nad nimi zastanowiła, żebym wykonywała obowiązki zgodnie z prawdozasadami i skutecznie rozwiązywała problemy. Ale ja tego nie akceptowałam i zamiast tego myślałam, że wskazując mi moje problemy, by zmusić mnie do porzucenia błędnych sposobów działania, sprawiasz, że czuję się ograniczana, i nie wiedziałam już, jak mam wykonywać swoje obowiązki. Nie potrafiłam pisać listów tak dobrze jak wcześniej i nie umiałam współpracować, wykonując swoje obowiązki. Wniosek był taki, że mój sposób działania jest zgodny z prawdą, a Twoje wskazówki są błędne, i że gdybyś pozwoliła mi wykonywać obowiązki tak, jak chciałam, wszystko byłoby w porządku. Negatywnie oceniałam Twoje prawidłowe wskazówki, a moje błędne sposoby działania uznawałam za właściwe. Naprawdę nie akceptowałam prawdy, nie umiałam odróżnić tego, co pozytywne, od tego, co negatywne, i byłam głucha na głos rozumu!
W tamtym czasie wykazywałam tylko powierzchowne zrozumienie. Pamiętasz? Później otworzyłyśmy się na siebie i rozmawiałyśmy o naszych stanach. Powiedziałaś, że nie patrzyłaś na mnie z góry i że to nie było wcale tak, że robiłaś mi trudności. Powiedziałaś, że nie wiesz, jak się ze mną komunikować w sytuacji, gdy Cię ignoruję, że czujesz, że wykonywanie obowiązków w taki sposób jest naprawdę trudne, a nawet, że chciałaś prosić o przeniesienie. Powiem Ci, że kiedy to usłyszałam, poczułam, jakby coś we mnie pękło. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy z tego, że czułaś się przeze mnie tak ograniczana i krzywdzona. Zawsze myślałam, że moje człowieczeństwo jest w porządku i że nawet jeśli przejawiam jakieś zepsucie, to nie ograniczam ani nie ranię nikogo. Myliłam się jednak. Musiałam to przyjąć do wiadomości i zastanowić się nad sobą. W ciągu tych dwóch dni powierzono mi inne obowiązki i odeszłam z poczuciem winy i żalu.
Później szukałam prawdy i zastanawiałam się nad sobą, aby zrozumieć swoje problemy. Przeczytałam te słowa Boże: „Kiedy antychryści są przycinani, nie są w stanie tego zaakceptować. Istnieją powody, które za tym stoją, a najważniejszym z nich jest to, że gdy ktoś ich przycina, oni mają poczucie, że stracili twarz, reputację, status i godność, że w efekcie nie będą mogli nikomu spojrzeć prosto w oczy. To wszystko wywiera wpływ na ich serca, dlatego trudno jest im zaakceptować przycinanie. Mają poczucie, że ten, kto ich przycina, uwziął się na nich i jest ich wrogiem. Taki jest stan umysłu antychrystów, gdy się ich przycina. Tego możecie być pewni. To właśnie przy okazji przycinania wychodzi na jaw, czy ktoś potrafi zaakceptować prawdę i czy jest w stanie prawdziwie się podporządkować. To, że antychryści stawiają taki opór wobec przycinania, wystarczy, by pokazać, że czują wrogość do prawdy i w najmniejszym nawet stopniu jej nie akceptują. To jest zatem sedno problemu. Nie ich duma jest sednem całej sprawy, lecz brak akceptacji prawdy. Gdy ktoś przycina antychrystów, oni żądają, by robił to w sposób uprzejmy, przyjmując miły ton głosu. Jeśli natomiast ton jest poważny i postawa surowa, antychryst będzie się sprzeciwiał, stawiał opór i wściekał się ze wstydu. Antychrystów nie obchodzi, czy to, co zostało na ich temat ujawnione, jest zgodne z prawdą, czy jest faktem, i nie zastanawiają się nad tym, gdzie zbłądzili i czy powinni zaakceptować prawdę. Myślą jedynie o tym, czy ich próżność i duma zostały zranione. Antychryści są zupełnie niezdolni do uświadomienia sobie, że przycinanie pomaga ludziom, jest wyrazem miłości i jest zbawienne, że przynosi ludziom korzyść. Antychryści nawet tego nie dostrzegają. Czy to nie pokazuje, że nie mają rozeznania i są nierozsądni? Gdy zatem ktoś przycina antychrystów, jakie usposobienie oni przejawiają? Bez wątpienia jest to usposobienie wrogości do prawdy, usposobienie aroganckie i nieprzejednane. To ujawnia, że naturoistotą antychrystów jest niechęć do prawdy i nienawiść do niej” (Punkt dziewiąty (Część ósma), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). W swoich słowach Bóg ujawnił, że gdy antychryści tracą twarz, będąc prowadzeni, wspomagani i przycinani przez kogoś innego, to nawet gdy wiedzą, że to, co druga osoba demaskuje, jest prawdą, nigdy nie zastanawiają się nad swoimi problemami i wydaje im się, że to ta druga osoba utrudnia im życie, czują więc do niej nienawiść i odrazę, a nawet chcą się na niej zemścić. Pojęłam, że natura antychrysta jest niechętna prawdzie i jej nienawidzi. Czytając Boże słowa, zyskałam pewne zrozumienie skażonego usposobienia, które przejawiałam. Pomyślałam o tym, że wykonuję obowiązki niedbale, nie dźwigając brzemienia, że jestem nieuważna, gdy piszę listy, i nie wyrażam się jasno. Wskazując mi te problemy, chciałaś, żebym szybko je naprawiła, co byłoby korzystne dla pracy, ale ja myślałam tylko o tym, że przez ciebie mam pod górkę, i nie chciałam zaakceptować twoich uwag, żeby zachować twarz. Zrzuciłam winę na Ciebie, chciałam Cię skrytykować w liście do przywódcy i wręcz Cię ignorowałam, sprawiając Ci ból i opóźniając postępy pracy. Twoja pomoc dla mnie zawsze była pozytywną rzeczą i była w zgodzie z prawdą. Powinnam była ją przyjąć i szybko wprowadzić zmiany. Zamiast tego uznałam Twoją życzliwą pomoc za poniżanie, przez co obudziłam w sobie odrazę, nienawiść i chęć zemsty. Pozornie wydawało się, że nie akceptuję Twojego przewodnictwa, ale w gruncie rzeczy nie akceptowałam ani tego, co pozytywne, ani prawdy, byłam w opozycji do prawdy i to pokazało, że nie jestem kimś, kto podporządkowuje się prawdzie. Nie lubiłam, gdy demaskowałaś moją prawdziwą sytuację. Uwielbiałam być szanowana i chwalona. Zobaczyłam, że z natury jestem próżna, nikczemna i nie kocham prawdy, że idę ścieżką antychrysta. Moje zepsute usposobienie sprawiało, że strasznie cierpiałam, ale sama sobie na to zasłużyłam! Pomyślałam o Bożych słowach: „Jeśli ktoś czuje niechęć do prawdy, jest to bez wątpienia zgubne dla osiągnięcia przez niego zbawienia. To nie jest coś, co można wybaczyć lub nie, to nie jest sposób zachowania ani coś, co się w człowieku przelotnie ujawnia. To jest naturoistota człowieka, a Bóg takich ludzi najbardziej się brzydzi” (Aby dobrze wypełniać obowiązek, kluczowe jest zrozumienie prawdy, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Poczułam, jak Bóg nienawidzi tych, którzy są wrogami prawdy, jak bardzo nimi gardzi. Dobrze wiedziałam, że gdy zwracasz mi uwagę na moje problemy, jest to zgodne z faktami i prawdozasadami, ale ja tego nie akceptowałam. Zamiast tego przesadnie to analizowałam, zupełnie jak niedowiarek. Przez to nie byłam w stanie wyzbyć się zepsucia i nie potrafiłam wykonywać obowiązków zgodnie z zasadami. Powodowałam jedynie straty i stwarzałam przeszkody w pracy kościoła, budząc w Bogu odrazę.
Przeczytałam kolejny fragment słów Bożych i zyskałam pewne zrozumienie szatańskich trucizn stojących za nieakceptowaniem przycinania. Bóg mówi: „Co powinieneś zrobić, jeśli ktoś ciągle wytyka ci twoje braki? Mógłbyś mu powiedzieć: »Jeśli rzucisz mi wyzwanie, to ja też cię wyzwę!«. Czy dobrze jest tak brać się wzajemnie na cel? Czy tak właśnie ludzie powinni się zachowywać i działać oraz traktować innych? (Nie). Ludzie mogą wiedzieć – przynajmniej w teorii – że nie powinni tego robić, a jednak wielu z nich wciąż nie potrafi przezwyciężyć w sobie takich pokus i pułapek. Być może nigdy nie słyszałeś, jak ktoś wytyka ci twoje braki, obiera sobie ciebie za cel lub osądza cię za twoimi plecami, ale kiedy usłyszysz, że ktoś mówi takie rzeczy, nie będziesz w stanie tego znieść. Serce zacznie ci bić szybciej, i zaraz wyjdzie na jaw twoja zapalczywość, a wtedy powiesz: »Jak śmiesz rzucać mi wyzwanie? Jeśli ty będziesz dla mnie niemiły, ja też ci zrobię krzywdę! Skoro ty wytykasz mi moje braki, to nie oczekuj, że ja nie będę wbijał ci szpilek!«. Inni w takiej sytuacji oznajmią: »Jest motto, które mówi: „Jeśli zadajesz cios, nie uderzaj prosto w twarz; jeśli rzucasz innym wyzwanie, nie wytykaj im braków”, więc nie będę wytykał ci twoich braków, ale znajdę inne sposoby na to, by się do ciebie dobrać i dać ci nauczkę! Zobaczymy, kto z nas jest prawdziwym twardzielem!«. Czy takie metody są dobre, czy nie? (Nie). W przypadku niemal każdego człowieka, jeśli tylko się dowie, że ktoś rzucił mu wyzwanie, osądzał go lub mówił o nim źle za jego plecami, pierwszą reakcją będzie gniew. Ktoś taki zjeży się ze złości, nie mogąc jeść ani spać – a jeśli już uda mu się zasnąć, będzie przeklinać nawet przez sen! Jego zapalczywość będzie wręcz niepohamowana! Cała ta sprawa jest tak błaha, a jednak człowiek nie potrafi przejść nad nią do porządku dziennego. Oto wpływ, jaki zapalczywość wywiera na ludzi, i niekorzystne skutki, jakie wynikają ze skażonych skłonności. Gdy jakaś skażona skłonność staje się czyimś życiem, gdzie to się przede wszystkim objawia? Jest to widoczne w tym, że kiedy takiego człowieka spotka coś, co jest dla niego nie do przyjęcia, zdarzenie to wpływa najpierw na jego uczucia, a potem jego zapalczywość bierze nad nim górę. A gdy tak się stanie, człowiek ten będzie żył w granicach wyznaczonych mu przez jego własną zapalczywość i będzie traktował tę sprawę przez pryzmat swego skażonego usposobienia. W jego sercu powstaną szatańskie filozofie i zacznie rozważać, jakich sposobów i środków użyje, aby się zemścić, obnażając w ten sposób swe skażone usposobienie. Zarówno ludzkie myśli i zapatrywania na temat tego, jak radzić sobie z problemami takimi jak ten, jak i sposoby i metody działania, które przychodzą ludziom do głowy, a nawet ich uczucia i zapalczywość, mają swe źródło w skażonych skłonnościach. Jakie zatem skażone skłonności przejawiają się w tym przypadku? Pierwszą z nich jest z pewnością złośliwość, a następnie arogancja, zakłamanie, niegodziwość, nieprzejednanie oraz niechęć i nienawiść do prawdy. Spośród tych skażonych skłonności najłagodniejszy wpływ wywierać może arogancja. Jakie są zatem skażone skłonności, które są w stanie najbardziej zdominować uczucia i myśli danej osoby i decydować o tym, w jaki sposób poradzi sobie ona ostatecznie z tą sprawą? Są to: złośliwość, nieprzejednanie oraz niechęć i nienawiść do prawdy. Te właśnie skłonności są w stanie zniewolić człowieka w swym śmiertelnym uścisku, a wówczas jest oczywiste, że żyje on schwytany w sieci szatana. Jak powstaje taka szatańska sieć? Czy to nie skażone skłonności dają jej początek? Twoje skażone skłonności utkały dla ciebie najrozmaitsze szatańskie sieci. Kiedy, na przykład, słyszysz, że ktoś, za twoimi plecami, osądza cię, przeklina czy wytyka ci braki, pozwalasz, by szatańskie filozofie i skażone skłonności były twoim życiem i zdominowały twoje myśli, poglądy i uczucia, wywołując w ten sposób cały ciąg działań. Te naznaczone skażeniem działania są zaś głównie wynikiem tego, że masz szatańską naturę i usposobienie. Niezależnie od tego, w jakim znajdujesz się położeniu, jeśli tylko jesteś zniewolony, kontrolowany i zdominowany przez szatańskie skażone usposobienie, to wówczas wszystko, co urzeczywistniasz, wszystko, co ujawniasz, i wszystko, co wyrażasz – czy też twoje uczucia, myśli i poglądy oraz metody i sposoby postępowania – są bez wyjątku szatańskie w swej naturze. Wszystko to narusza prawdę oraz jest wrogie słowom Bożym i prawdzie. Im bardziej oddalasz się od słowa Boga i od prawdy, tym dogłębniej jesteś kontrolowany i tym usilniej uwikłany w szatańską sieć. Jeżeli jednak jesteś w stanie wyrwać się z oków i wyzwolić spod kontroli swoich skażonych skłonności, zbuntować przeciwko nim, przyjść przed oblicze Boga, działać i rozwiązywać problemy za pomocą metod i zasad, o których mówią ci słowa Boże, to wtedy stopniowo uwolnisz się z sieci szatana. Kiedy zaś tego dokonasz, to wówczas to, co urzeczywistniasz, nie jest już, jak niegdyś, postępowaniem na podobieństwo człowieka owładniętego przez szatana, człowieka, nad którym mają władzę jego skażone skłonności, lecz jest to obraz człowieka nowego, który przyjmuje słowa Boże jako swoje życie. Zmienia się wówczas cały twój sposób bycia. Jeśli jednak poddasz się uczuciom, myślom, poglądom i praktykom, które wywodzą się z szatańskich skłonności, to wówczas będziesz trzymać się całej litanii szatańskich filozofii i rozmaitych strategii w rodzaju: »Jeśli zadajesz cios, nie uderzaj prosto w twarz; jeśli rzucasz innym wyzwanie, nie wytykaj im braków«, »Dla dżentelmena nigdy nie jest za późno na zemstę«, »Lepiej być szczerym łotrem niż fałszywym dżentelmenem«, lub »Ten, kto nie szuka zemsty, nie jest prawdziwym mężczyzną«. Będą one tkwiły w twoim sercu, dyktując ci, co masz czynić. Jeśli przyjmiesz te szatańskie filozofie za podstawę swoich działań, charakter twoich poczynań ulegnie zmianie i będziesz czynił zło oraz sprzeciwiał się Bogu. Jeśli przyjmujesz te negatywne myśli i poglądy za podstawę swoich działań, to jest oczywiste, że bardzo oddaliłeś się od nauk Boga i Jego słów, i że wpadłeś w sieć szatana i nie jesteś w stanie się z niej wyplątać” (Co to znaczy dążyć do prawdy (8), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Po przeczytaniu Bożych słów zrozumiałam, że szatan indoktrynuje ludzi swoimi szatańskimi filozofiami typu: „Jeśli zadajesz cios, nie uderzaj prosto w twarz; jeśli rzucasz innym wyzwanie, nie wytykaj im braków”, „Jeśli nie będziesz dla mnie miły, ja nie będę wobec ciebie sprawiedliwy”, i „Odpłacać komuś pięknym za nadobne”. Skłaniają one ludzi do impulsywnych działań, mówiąc, że każdemu, kto psuje czyjąś reputację i interesy, należy się odpłata. To prowadzi do kłótni, atakowania i ranienia się nawzajem. W ten sposób ludzie stają się coraz bardziej zaciekli i złowrodzy, tracąc zwykłe człowieczeństwo. Zrozumiałam, że stale kieruję się w życiu tymi szatańskimi truciznami. Kiedy ktoś demaskował moje zepsucie i problemy, nie przyjmowałam tego pokornie, ale zamiast tego reagowałam impulsywnie i traktowałam taką osobę chłodno i wrogo. Podobnie jak wtedy, Twoje wskazówki i pomoc postrzegałam jako coś negatywnego, uznając, że demaskujesz moje braki oraz szkodzisz mojej reputacji i moim interesom, więc odwróciłam sytuację i zafiskowałam się na Twoich problemach. Mówiłam, że Twoje przycinanie, które było zgodne z zasadami, to przejaw Twojego wywyższania się, i nawet chciałam, by przywódca Cię przyciął, a moja rezygnacja ze stanowiska, miała wzbudzić w Tobie poczucie winy i wyrzuty sumienia. Udawałam ofiarę i umyślnie Cię ignorowałam i wykluczałam. Chodziło mi o to, żebyś przestała mówić o moich problemach, bo w ten sposób nie ucierpiałyby moja reputacja i moje interesy. Naprawdę byłam jak rozwścieczony niedźwiedź, którego nikt nie śmie tknąć, bez krzty człowieczeństwa i rozumu! Wytykając mi moje problemy, bacznie przyglądałaś się, jaki mam wyraz twarzy, i czułaś się przeze mnie ograniczana, chciałaś uciec od tej sytuacji i nie wykonywać już swojego obowiązku, aż w końcu praca została opóźniona. Czy moje działanie było czymś, co zrobiłby człowiek? To było zło z mojej strony i sprzeciw wobec Boga! Brzydziłam się swoim zachowaniem i w sercu czułam nienawiść do samej siebie. Żyłam według szatańskich trucizn i stałam się arogancka, złośliwa i samolubna. Nie tylko Cię zraniłam, ale dopuściłam się występków i czułam żal. Naprawdę krzywdziłam zarówno siebie, jak i innych! Pomyślałam o tym, jak niektórzy antychryści reagują, kiedy bracia i siostry, którzy dążą do prawdy z poczuciem sprawiedliwości, dają im sugestie i ujawniają rzeczy, które ci antychryści robią i które są sprzeczne z prawdozasadami, co wpływa na reputację i status antychrystów. Czują oni odrazę, opór i wstyd, który prowadzi do złości. Zniekształcają fakty i obwiniają braci i siostry, tłamsząc i dręcząc ludzi z poczuciem sprawiedliwości, aby umocnić swoją pozycję. Ich działania szkodzą braciom i siostrom, zakłócają, dezorganizują i niszczą pracę kościoła oraz obrażają usposobienie Boga, co prowadzi do ich wydalenia z kościoła. Czy natura mojego zachowania nie była taka sama? Zrozumiałam, że moje postępowanie i działanie pod wpływem mojego szatańskiego usposobienia naprawdę budzi w Bogu odrazę i że jeśli nie okażę skruchy, to, podobnie jak antychryści i ludzie źli, prędzej czy później zacznę robić złe rzeczy, które niszczą i zakłócają pracę kościoła, czym obrażę usposobienie Boga i zostanę przez Niego wyeliminowana. Naprawdę byłam w wielkim niebezpieczeństwie! Myśląc o tym, poczułam strach i wyrzuty sumienia. Byłam gotowa stanąć przed Bogiem, aby okazaś skruchę i wyznać swoje winy.
Wtedy zaczęłam szukać ścieżki praktyki i trafiłam na ten fragment słów Bożych: „Co powinieneś zrobić, jeśli chcesz się trzymać z dala od ścieżki antychrysta? Powinieneś wykazać inicjatywę i zbliżyć się do ludzi prawych, miłujących prawdę, takich, którzy potrafią zwrócić ci uwagę na twoje niedociągnięcia, którzy umieją mówić szczerze i zganić cię, gdy dostrzegą w tobie problemy, a zwłaszcza do takich, którzy mogą cię przyciąć, gdy odkryją twoje problemy – tacy ludzie przyniosą ci najwięcej pożytku i powinieneś ich cenić. Jeśli odetniesz się od takich dobrych ludzi i pozbędziesz się ich, to stracisz Bożą ochronę i nieszczęście zawiśnie w powietrzu. Zbliżenie się do ludzi dobrych i takich, którzy rozumieją prawdę, przyniesie ci spokój oraz radość i będziesz mógł uniknąć katastrofy. Pozostając blisko z ludźmi podłymi, bezwstydnymi i takimi, którzy ci schlebiają, znajdziesz się w niebezpieczeństwie. Nie tylko łatwo cię będzie oszukać i wystrychnąć na dudka, ale w każdej chwili może na ciebie spaść nieszczęście. Musisz wiedzieć, jakie osoby mogą ci przynieść najwięcej pożytku – to te, które są w stanie cię ostrzec, gdy zrobisz coś złego lub gdy będziesz się wywyższać i świadczyć o sobie samym oraz wprowadzać innych w błąd. To może ci przynieść największy pożytek. Jeśli zbliżysz się do takich ludzi, wybierzesz właściwą drogę” (Punkt czwarty: Wywyższają siebie i świadczą o sobie samych, w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Po przeczytaniu Bożych słów znalazłam ścieżkę praktyki. Powinnam zbliżyć się do tych, którzy mnie prowadzą i mi pomagają, a nie ich unikać. Myślałam o tym, że nie miałaś złych intencji, gdy wskazywałaś na moje problemy. Choć czasem mówiłaś bez owijania w bawełnę, to twoje słowa były zgodne z faktami i zasadami, więc nie powinnam była reagować impulsywnie. Nawet jeśli nie mogłam tego zaakceptować lub nie rozumiałam tego w tamtym momencie, powinnam była mieć serce poszukujące prawdy, zastanowić się nad tym, co byłoby korzystne dla pracy w domu Bożym, i potem to robić, minimalizując problemy i uchybienia. Tymczasem wcale nie dźwigałam brzemienia, wykonując obowiązki, miałam tendencję do przejawiania wyniosłości w listach, nie brałam pod uwagę prawdziwych trudności i uczuć drugiej osoby, a ponadto byłam niedbała i nieuważna. Wskazując moje problemy i demaskując moje skażone skłonności, pomagałaś mi zastanowić się nad sobą, pokazując, jak wykonywać obowiązki w sposób poważny i uważny oraz osiągać rezultaty. Powinnam była Ci dziękować i bardziej akceptować Twój nadzór i Twoją pomoc. Zwracając uwagę na moje problemy, zrobiłaś coś pozytywnego, co kazało mi się zreflektować, w przeciwnym razie dalej nieświadomie ulegałabym swoim skażonym skłonnościom, dalej wykonywałabym swoje obowiązki po łebkach, nie dźwigając brzemienia, powodując straty w pracy, i stałabym się osobą niegodną zaufania i wzgardzoną przez Boga. Zdawszy sobie z tego sprawę, świadomie zmieniłam swoje podejście i zaczęłam dźwigać brzemię, wykonując obowiązki. Kiedy pojawiały się problemy, skupiałam się na ich rozwiązywaniu, bez ulegania impulsywności i swojemu aroganckiemu usposobieniu, i zastanawiałam się, jak poprzez omówienie osiągać rezultaty. Praktykując w ten sposób, czułam w głębi serca, że odzyskuję równowagę. Poczułam też, że kiedy zapominamy o swojej reputacji oraz akceptujemy prawdę i się jej podporządkowujemy, możemy rzeczywiście odnaleźć sobie uczciwość, godność, człowieczeństwo i rozum. Jeśli ktoś czuje niechęć do prawdy, nie tylko jej nie rozumie, ale również nie może dobrze wykonywać swojego obowiązku i budzi w Bogu odrazę. Postępowanie w ten sposób czyni człowieka miałkim i bezwartościowym.
Później, współpracując przy wykonywaniu obowiązków z braćmi i siostrami, nadal przejawiałam te skażone skłonności, ale świadomie modliłam się do Boga, wyrzekałam się siebie, akceptowałam wskazówki i pomoc innych oraz praktykowałam wejście w życie. Stopniowo moje przejawy tych skłonności stawały się coraz mniej rażące. Czułam, że przyjęcie sugestii od innych rzeczywiście daje ogromną pomoc i jest korzystne dla pracy. Czułam się stabilnie i moje serce się wyzwoliło. To był doskonały sposób praktykowania. Kiedy patrzę wstecz, przepełnia mnie wielka wdzięczność dla Boga. Gdyby poprzez swoje słowa mnie nie zdemaskował i nie osądził, w ogóle nie poznałabym samej siebie i nie widziałabym, że zostałam tak bardzo zdeprawowana przez szatana, że moje usposobienie stało się nikczemne i wrogie prawdzie. Kiedy moje interesy były naruszane, wyładowywałam swoją złość podczas wykonywania obowiązków, nie podporządkowując się Bogu i żyjąc bez żadnego podobieństwa do człowieka. Byłam plugawa, zepsuta i miałam złe człowieczeństwo, ale Bóg nie wyeliminował mnie z tego powodu. Zamiast tego dał mi jeszcze szansę na refleksję i skruchę, abym doszła do tego, jak mam się zachowywać. Prowadził mnie krok po kroku, abym zrozumiała i zaakceptowała prawdę, i dziękuję Bogu za to z całego serca. Choć nadal jestem bardzo zepsuta i mam pełno braków, jestem gotowa dążyć do prawdy i wyzbyć się zepsucia. Dziękuję Bogu za Jego przewodnictwo i zbawienie!
To wszystko, czym chciałam się teraz podzielić. Jeśli myślisz, że jest coś, czego nie zrozumiałam, proszę, daj mi znać, ponieważ byłoby to dla mnie wielką pomocą.
Z poważaniem,
Shi Jing
19 września 2023 r.