88. Jak wiele zrozumiałam pośród tortur i udręki

Autorstwa Li Hua, Chiny

Pewnego dnia we wrześniu 2017 roku poszłam na zgromadzenie do domu siostry Fang Ming. Gdy tylko zapukałam, drzwi się otworzyły i czyjaś ręka gwałtownie wciągnęła mnie do środka. Byłam przerażona, a kiedy oprzytomniałam, zdałam sobie sprawę, że w mieszkaniu są ubrani po cywilnemu policjanci i że Fang Ming została już aresztowana. Potem zostałam zabrana do „Bazy Szkolenia Prawnego”, czyli ośrodka indoktrynacji, w którym chrześcijanom robi się pranie mózgu. Na miejscu ujrzałam kilkoro braci i sióstr, którzy także zostali aresztowani. Pewna siostra powiedziała mi, że policja zarekwirowała jej i dwóm innym siostrom ponad 30 tysięcy juanów z kościelnych funduszy, cztery laptopy i dodatkowo 210 tysięcy juanów z ich prywatnych pieniędzy. Słysząc to, bardzo się rozgniewałam, ponieważ wielki czerwony smok tak gorączkowo aresztował chrześcijan i zagarniał pieniądze kościoła. Naprawdę był na wskroś zły! Po cichu poprzysięgłam sobie, że zdam się na Boga, aby się nie ugiąć i wytrwać przy świadectwie, i że nigdy nie pójdę na kompromis z szatanem!

W ośrodku indoktrynacji policja umieściła nas w oddzielnych pokojach, a każdej z nas przydzielono strażnika, który pilnował nas przez 24 godziny na dobę. Kontrolowali, co jemy, kiedy śpimy, a nawet kiedy chodzimy do toalety. Zatrudniono również kilka osób, które stały na straży pod drzwiami naszych pokoi. W ośrodku codziennie od siódmej rano do jedenastej lub dwunastej w nocy puszczano dramaty telewizyjne na cały regulator, a potem słuchowiska radiowe o tej samej tematyce i tym podobne materiały, do trzeciej lub czwartej nad ranem. W tym okresie od czasu do czasu przychodzili policjanci, aby przesłuchiwać mnie w związku z moją wiarą w Boga. Kiedy widzieli, że nie zamierzam nic im powiedzieć, grozili mi i próbowali mnie zastraszać. Gromadzili nas też wszystkich razem i wbijali nam do głów ateistyczne idee. Miało to na celu skłonienie nas do tego, abyśmy zaparli się Boga i Go zdradzili. Kiedy słuchałam ich słów, robiło mi się niedobrze.

Przez ponad dwadzieścia dni poddawali nas w ten sposób przymusowemu praniu mózgu. Codziennie niedojadałam, chodziłam niewyspana i cały czas byłam podenerwowana. Później policjanci ustalili moją tożsamość, odszukali historię połączeń w moim telefonie komórkowym i zaczęli mnie przesłuchiwać. Pewnego ranka pokazali mi zdjęcia kilku sióstr i zapytali: „Znasz je?”. Spostrzegłam, że wszystkie te siostry były odpowiedzialne za opiekę nad pieniędzmi kościoła. Nigdy bym ich nie zdradziła, więc powiedziałam: „Nie rozpoznaję żadnej z nich”. Wtedy jeden z funkcjonariuszy przyskoczył do mnie i dwa razy brutalnie mnie spoliczkował, a następnie uderzył mnie kilkanaście razy w to samo miejsce na prawym ramieniu, które rozbolało mnie tak bardzo, jakby było złamane. Kiedy mnie bił, zgrzytał zębami, pytając: „Naprawdę ich nie znasz? Kontaktowałaś się z nimi ledwie pół roku temu. Myślałaś, że o tym nie wiemy? Jeśli nie powiesz nam wszystkiego, co wiesz, złamię ci rękę”. Potem kazał mi przykucnąć i wyciągnąć ręce. Prawa ręka bolała mnie tak bardzo, że w ogóle nie byłam w stanie jej podnieść. On zaś bił mnie rakietą do badmintona po rękach i nogach, uderzał także w usta i podbródek, aż zdrętwiały mi wargi i broda. Kiedy już kucałam tak przez ponad dziesięć minut, policjanci spytali mnie, czy znam pewnego brata. Byłam zszokowana. Musieli znaleźć jego nazwisko w moim rejestrze połączeń. Wiedziałam, że jeśli im nie powiem, mogą mnie czekać nie wiadomo jakie męki, ale bez względu na wszystko nie mogłam stać się Judaszem i zdradzić mojego brata. Odparłam więc spokojnie: „Nie znam go”. Wtedy trzej policjanci otoczyli mnie, chwycili za kołnierz i jęli popychać tam i z powrotem pomiędzy sobą, aż zakręciło mi się w głowie i zaczęłam się zataczać. Byłam trochę wystraszona i myślałam sobie: „Czy ze swoją wątłą posturą zdołam znieść te tortury, jeśli będą trwały nadal?”. Wciąż tylko modliłam się w swym sercu, prosząc Boga, by mnie chronił. Pomyślałam też o Danielu. Kiedy został wrzucony do jaskini lwów, modlił się do Boga, a Bóg pozamykał paszcze tym zwierzętom, tak że Daniela nie ugryzły. Zrozumiałam, że wszystko jest w rękach Boga, więc bez Jego przyzwolenia policja nie mogła mi nic zrobić. Na tę myśl poczułam się spokojniejsza i już tak bardzo się nie bałam. Policjanci szarpali mnie tak i popychali przez ponad dwadzieścia minut, po czym kapitan policji nagle rzekł: „Mam jeszcze parę rzeczy do zrobienia. Jutro się tobą zajmę!”. To powiedziawszy, pośpiesznie wyszedł. Zastanawiałam się, w jaki sposób policjanci będą mnie torturować następnego dnia, jeśli nic im nie powiem. Czy będę w stanie znieść te męki? Kiedy o tym myślałam, bardzo się bałam i denerwowałam, więc nieustannie modliłam się do Boga. Dręczyłam się tymi rozmyślaniami aż do rana. Kręciło mi się w głowie i czułam taki ucisk w klatce piersiowej, że aż trudno mi było oddychać. Strażniczka tak się przestraszyła, że wezwała głównego instruktora i lekarza z ośrodka indoktrynacji. Kiedy zmierzyli mi ciśnienie krwi, okazało się, że mam 180 na 110 mmHg. Główny instruktor bał się, że umrę w ośrodku, a odpowiedzialność za to spadnie na jego głowę, więc co prędzej skierował mnie do szpitala. Lekarz stwierdził, że mam chorobę wieńcową i muszę się leczyć, a następnie podał mi kroplówkę i tlen. Usłyszawszy, co powiedział lekarz, policjanci zrozumieli, że tak od razu nie umrę, więc natychmiast kazali pielęgniarce odłączyć mi tlen i kroplówkę, a następnie zabrali mnie z powrotem do ośrodka indoktrynacji.

Po powrocie do ośrodka moje ciśnienie było nadal bardzo wysokie i nie chciało spaść. Miałam też silne zawroty głowy i byłam w stanie chodzić, jedynie opierając się o ścianę. Jednak policjanci w ogóle nie dbali o moje życie. W ciągu dnia zmuszali mnie do oglądania telewizji. Przez cały czas nadawano w niej relacje z XIX Krajowego Zjazdu Komunistycznej Partii Chin, a w nocy funkcjonariusze włączali radio, które grało do trzeciej lub czwartej nad ranem. Byłam tym tak bardzo udręczona, że z moim ciałem było coraz gorzej. Często miewałam ucisk w klatce piersiowej i trudności z oddychaniem. Za każdym razem, kiedy miałam nawrót choroby, policjanci kazali mi łykać siedem lub osiem tabletek nasercowych, tylko po to, abym nie umarła na miejscu. Często przychodzili też, aby mi grozić, każąc mi wydać mych braci i siostry, albo by zmusić mnie do wyjawienia miejsca przechowywania kościelnych pieniędzy. Takie bezustanne przesłuchiwanie i tortury sprawiały, że stałam się bardzo nerwowa, a mój stan zdrowia coraz bardziej się pogarszał. Całą górną część ciała miałam opuchniętą i obolałą, a przy najmniejszym ruchu odnosiłam wrażenie, że moje organy wewnętrzne lada moment mi powypadają. Każdego dnia musiałam trzymać ręce mocno zaciśnięte wokół tułowia i ostrożnie stawiać każdy krok. Gdy szłam spać, nie sprawdzała się ani pozycja leżąca, ani siedząca. Zwykle było tak, że próbowałam jednej, a potem drugiej, i tak w kółko, aż w końcu nie miałam już ani za grosz energii i po prostu na chwilę mdlałam. W miarę upływu czasu moje serce stawało się coraz słabsze i czułam, że naprawdę mogę z tego nie wyjść. Wciąż się modliłam, prosząc Boga, by dał mi wiarę.

Pewnego dnia przypomniała mi się pieśń „Podążanie za Chrystusem zostało zarządzone przez Boga”: „Bóg zarządził, że mamy podążać za Chrystusem i przechodzić próby i udręki. Jeśli naprawdę kochamy Boga, powinniśmy podporządkować się Jego władzy i ustaleniom. Przechodzenie przez próby i udręki oznacza bycie pobłogosławionym przez Boga, a Bóg mówi, że im trudniejsza jest ścieżka, którą kroczymy, tym wyraźniej może ukazać naszą miłość. Ścieżka, którą dzisiaj kroczymy, została z góry zarządzona przez Boga. Podążanie za Chrystusem dni ostatecznych jest największym możliwym błogosławieństwem” (Podążaj za Barankiem i śpiewaj nowe pieśni). Gdy tak śpiewałam sobie tę pieśń w kółko w głowie, zrozumiałam, że Bóg już dawno temu zadecydował o tym, jakie środowisko każdy człowiek napotyka w swoim życiu w wierze, jakiego rodzaju proces hartowania przechodzi i jak wiele znosi cierpień. Aby tego doświadczyć, musiałam poddać się Bogu i zdać się na Niego. Kiedy tak sobie śpiewałam, zyskałam trochę więcej wiary.

Później główny instruktor kazał mi czytać książki i oglądać materiały wideo, w których bluźniono Bogu i szkalowano Kościół Boga Wszechmogącego, a także sprowadzał ludzi, którzy przeprowadzali ze mną zajęcia polegające na indoktrynacji. W tamtych dniach w ciągu dnia robiono mi pranie mózgu, a w nocy dudniły mi w uszach dźwięki radia i telewizji. Na dodatek bałam się, że w każdej chwili może przyjść policja, aby mnie przesłuchiwać, więc byłam bardzo podenerwowana. Napady ucisku i bólu w klatce piersiowej stawały się u mnie coraz częstsze. Kilka dni później główny instruktor poprosił mnie o napisanie listu, w którym obiecałabym, że już więcej nie będę wierzyć w Boga. Odmówiłam napisania czegokolwiek, a on powiedział: „Mimo tego, że jesteś tak ciężko chora, nadal stawiasz opór. Co ci zależy? Napiszę za ciebie ten list, a ty możesz po prostu przepisać. To nie będą twoje słowa ani to, co naprawdę myślisz. Potem szepnę za tobą słówko i każę cię wypuścić. To właśnie jest oszukiwanie systemu, rozumiesz? Pomogę ci, bo wyglądasz mi na porządną kobietę. Teraz, proszę, przepisz sobie ten list, a potem wracaj do domu i idź do lekarza”. Pomyślałam sobie, że to, co powiedział, ma sens. W ten sposób stwarzałabym tylko pewne pozory, nie zdradzając Boga w swym sercu, więc powiedziałam do głównego instruktora: „Niech mi pan pozwoli wrócić do siebie i się nad tym zastanowić”. Kiedy znalazłam się z powrotem w swoim pokoju, rozmyślałam nad tym w kółko: „Już wcześniej słyszałam, że policja podaje braciom i siostrom zastrzyki oraz narkotyki wywołujące schizofrenię. Funkcjonariusze są skłonni posłużyć się nawet tego rodzaju nikczemną metodą, aby zmusić nas do zdrady braci i sióstr i wydania w ręce policji pieniędzy kościoła. Większość osób, z którymi miałam kontakt, byli to przywódcy i działacze, a także część spośród braci i sióstr, którzy przechowywali kościelne fundusze. Gdyby pewnego dnia policja nafaszerowała mnie lekami wywołującymi schizofrenię lub odurzyła narkotykami, a ja straciłabym świadomość i wydałabym ich, mogłabym bardzo poważnie zaszkodzić interesom kościoła. Popełniłabym w ten sposób wielkie zło i na pewno zostałabym za to w przyszłości ukarana. Gdybym napisała ten list, mogłabym szybciej opuścić ośrodek i nie zdradziłabym moich braci i sióstr. Zdradziłabym jednak Boga i wyparłabym się Go, więc jaki sens miałoby dla mnie dalsze życie po czymś takim? Nie, nie mogę sobie pozwolić na napisanie takiego listu”. Następnego dnia główny instruktor był zły, kiedy zobaczył, że go nie napisałam. Zaczął krzyczeć: „Rząd nakazał, że ludzie wierzący w Boga Wszechmogącego, tacy jak ty, muszą napisać i podpisać taki list, zanim można ich będzie zwolnić. Bez względu na to, jak bardzo jesteś chora, musisz przestrzegać rządowych przepisów, więc napisz go czym prędzej!”. Wezwał do pokoju trzech strażników, aby pomogli mnie przekonać i stwierdził: „Jeśli nie podpiszesz tego listu, nie będziesz mogła wyjść. Rząd wydał mnóstwo pieniędzy na waszą reedukację, a nawet przygotował specjalne zajęcia. Wzięliśmy rządowe pieniądze i musimy robić to, za co rząd nam płaci, więc jeśli nie podpiszesz tego listu, będziemy codziennie cię torturować, dopóki tego nie zrobisz”. Ich groźby i usilne nalegania sprawiły, że poczułam wielki niepokój i napięcie, i po chwili nie mogłam znieść uciskającego bólu w klatce piersiowej. Chociaż modliłam się w sercu, stwarzałam jedynie pozory i nie było to szczere. W rzeczywistości nie chciałam już dłużej cierpieć i zupełnie nie miałam wiary w Boga. Nieustannie się martwiłam, że policja d mi narkotyki do posiłków. Co by się stało, gdybym straciła kontrolę nad swoim umysłem i zdradziła moich braci i siostry? W przyszłości moja kara byłaby jeszcze surowsza, więc równie dobrze mogłabym po prostu napisać ten list i złożyć pod nim podpis. Gdy tylko o tym pomyślałam, poszłam na kompromis i podpisałam list. Wówczas nagle poczułam się tak, jakby w moim sercu powstała pustka, a mój umysł ogarnęła ciemność. Byłam bardzo niespokojna i przerażona. Zdałam sobie sprawę, że podpisując je, zostałam naznaczona piętnem bestii. Byłam Judaszem, który zdradził Boga, i obraziłam Boże usposobienie. Zaczęłam odczuwać dotkliwe wyrzuty sumienia i nienawidzić samej siebie, czując, że nie zasługuję na to, by żyć. Kiedy mój strażnik spał, połknęłam te piętnaście lub szesnaście tabletek na nadciśnienie, które mi jeszcze zostały. Kilka godzin później zaczęło mi się kręcić w głowie, więc leżąc na łóżku ze łzami w oczach modliłam się: „Boże, podpisałam »Trzy listy«. Zdradziłam Cię i poniżyłam Twoje imię. Nie zasługuję na to, by żyć. Boże! Jeśli będę mieć jeszcze jedno życie, nadal będę chciała w Ciebie wierzyć i podążać za Tobą…”. Zanim się spostrzegłam, zapadłam w sen. Następnego ranka dobiegł mnie nagle dźwięk gwizdka, którym nas budzono. Otwarłam oczy i uszczypnęłam się kilka razy. Okazało się, że wcale nie jestem martwa. Nienawidziłam samej siebie. Dlaczego nie umarłam? Właśnie wtedy przypomniał mi się hymn ze słowami Boga pod tytułem „Bóg czyni wiarę doskonałą”: „W dziele dni ostatecznych wymaga się od nas najgłębszej wiary i miłości. Najdrobniejszy przejaw nieostrożności może spowodować potknięcie, bo ten etap dzieła różni się od wszystkich poprzednich: tym, co Bóg doskonali, jest wiara ludzkości, która jest niewidzialna i niematerialna. Bóg przeobraża słowa w wiarę, miłość i życie. Ludzie muszą osiągnąć punkt, w którym po wytrzymaniu setek oczyszczeń posiadają wiarę większą niż Hiob. Muszą znieść niewiarygodne cierpienie i wszelkiego rodzaju męki, nie opuszczając nigdy Boga. Kiedy są podporządkowani aż do śmierci i mają wielką wiarę w Boga, wtedy ten etap dzieła Bożego jest zakończony(Ścieżka… (8), w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowo Boże sprawiło, że wypełniła mnie wezbrana fala niełatwych uczuć i z moich oczu popłynęły łzy. Płakałam i modliłam się: „Boże, ochroniłeś mnie. Wiem, że to jest Twoje miłosierdzie dla mnie. Jeśli tylko będę mogła pełnić dla Ciebie służbę, jestem gotowa żyć dalej. Nawet jeśli umrę, spełniwszy swą służbę, nie będę się skarżyć”.

Mimo że nie chciałam już umrzeć, nadal byłam w stanie wielkiego przygnębienia. Przez tamtych kilka dni opierałam się z trudem o wezgłowie łóżka, zamykałam oczy i siedziałam tak, oszołomiona, w całkowitym bezruchu. Czułam się tak, jakby wszystko to, co się dzieje na świecie, zupełnie mnie nie dotyczyło. Pewnego dnia, kiedy weszłam do łazienki, Fang Ming, która również została aresztowana, rzuciła mi kulkę papieru toaletowego. Kiedy nie było przy mnie mojej strażniczki, rozwinęłam ją. Na papierze napisane było: „Siostro, nie zniechęcaj się i staraj się nie rozumieć Boga opacznie. Zapisałam poniżej pieśń ze słowa Bożego, abyś mogła ją sobie przeczytać”. Płakałam, gdy ją czytałam:

Bogu podobają się ludzie z postanowieniem

1. By podążać za Bogiem praktycznym, musimy podjąć takie postanowienie: Bez względu na to, jak poważne warunki napotykamy, z jakimi borykamy się trudnościami ani jak bardzo jesteśmy słabi czy negatywnie nastawieni, nie możemy stracić wiary w naszą zmianę usposobienia ani w słowa wypowiedziane przez Boga. Bóg złożył ludzkości obietnicę, a to wymaga od ludzi determinacji, wiary i wytrwałości. Bóg nie lubi tchórzy – lubi ludzi zdecydowanych. Nawet jeżeli ujawniłeś wiele zepsucia, wiele razy obrałeś złą drogę, popełniłeś dużo wykroczeń, narzekałeś na Boga lub w sferze religii sprzeciwiłeś się Bogu lub skrywałeś w sercu bluźnierstwo przeciwko Niemu i tak dalej – Bóg na to wszystko nie patrzy. Boga interesuje jedynie to, czy człowiek dąży do prawdy i czy pewnego dnia będzie w stanie się zmienić.

2. Bóg rozumie każdego człowieka tak, jak matka rozumie swoje dziecko. On pojmuje trudności, słabości i potrzeby każdej osoby. Co więcej, Bóg rozumie, z jakimi trudnościami, słabościami i niepowodzeniami ludzie będą się mierzyć podczas wkraczania w przemianę usposobienia. Te właśnie rzeczy Bóg rozumie najlepiej. Oznacza to, że Bóg bada głębię ludzkich serc. Bez względu na to, jak bardzo jesteś słaby, dopóki nie wyrzekniesz się imienia Boga ani nie opuścisz Go w taki sposób, dopóty wciąż będziesz mieć szansę na dokonanie zmiany usposobienia. Skoro masz tę szansę, to masz nadzieję na przetrwanie, a więc na to, że zostaniesz zbawiony przez Boga.

(Ścieżka praktyki prowadząca do zmiany usposobienia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych)

Słowa Boga były takie kojące! Ożywiały moje serce i niosły mu pociechę. Gorzko zapłakałam i w myślach kilka razy zaśpiewałam tę pieśń. Zrobiłam coś, co zraniło Boga, ale Bóg nie tylko mnie nie ukarał, lecz także skłonił moją siostrę, by przepisała dla mnie odpowiednie słowo Boże, aby mnie wesprzeć, kiedy przeżywałam najbardziej bolesne i pozbawione nadziei chwile. Podeszłam do rogu balkonu i padłam na podłogę, płacząc i modląc się: „Boże! Podpisałam »Trzy listy« i zdradziłam Cię. Jestem niegodna miłosierdzia, jakie mi okazujesz. Nie potrafię znaleźć słów, by wyrazić Twoją miłość i zbawienie dla mnie. Boże! Pragnę się przed Tobą pokajać. Proszę, prowadź mnie”.

Później policja wypuściła mnie z ośrodka, ponieważ nie byli w stanie niczego ze mnie wydobyć na przesłuchaniach. Kiedy mnie wypuszczano, przestrzegali mnie, abym już więcej nie wierzyła w Boga, i kazali mojemu mężowi pilnować mnie 24 godziny na dobę. Po powrocie do domu władze miasta nakazały komitetowi wioskowemu poinformować całą wioskę, że byłam więźniem politycznym ze względu na wiarę w Boga, oraz poprosić wszystkich mieszkańców, aby mnie obserwowali. Dokądkolwiek się udałam, ludzie gapili się na mnie i musiałam znosić wytykanie palcami, dziwne spojrzenia, sarkazm, kpiny, wyzwiska i wszelkiego rodzaju nieprzyjemności. Mój mąż wspierał mnie niegdyś w wierze w Boga, ale po moim wyjściu na wolność prześladował mnie i często beształ zupełnie bez powodu. Mój syn nie mógł znieść kpin i obelg ze strony mieszkańców wioski, więc ignorował mnie i traktował jak wroga. Wszystko to bardzo mnie przygnębiało. Zwłaszcza zaś kiedy przypominałam sobie, że podpisałam „Trzy listy”, nie mogąc znieść prześladowań ze strony wielkiego czerwonego smoka – a tym samym popełniłam ciężki grzech przed Bogiem – czułam, że Bóg na pewno mnie nie zbawi, a moi bracia i siostry będą mną gardzić. Czułam się tak, jakbym wpadła w otchłań bez dna, a każdy kolejny dzień upływał mi tak, jakbym była chodzącym trupem. Żyłam w stanie ogromnego bólu i udręki, a moje oczy każdego dnia były pełne łez. W tamtym czasie nie mogłam czytać słów Bożych i nie miałam odwagi kontaktować się z moimi braćmi i siostrami, więc często stawałam przed Bogiem, aby się modlić, prosząc Go, by tak mną pokierował, abym była w stanie pojąć Jego wolę.

Potem znalazłam sposobność, aby pójść do domu mojej matki. Ona zaś odbyła ze mną szczerą rozmowę, mówiąc mi, abym nie rozumiała Boga opacznie, i że muszę wyciągnąć wnioski z sytuacji, jakie mi się przydarzyły. Podsunęła mi też egzemplarz słowa Bożego, abym zabrała go sobie do domu. Pewnego dnia przeczytałam w słowie Bożym następujący fragment: „Większość ludzi popełniła wykroczenie i w ten czy inny sposób się splamiła. Na przykład niektórzy sprzeciwili się Bogu i mówili bluźnierstwa; niektórzy odrzucili Boże zlecenie i nie wykonywali swoich obowiązków, przez co zostali odtrąceni przez Boga; niektórzy zdradzili Boga w obliczu pokus; niektórzy zdradzili Go, podpisując »Trzy listy« podczas aresztowania; niektórzy kradli ofiary; niektórzy je trwonili; niektórzy często zakłócali życie kościoła i wyrządzali krzywdę Bożym wybrańcom; niektórzy tworzyli kliki i szorstko obchodzili się z innymi, powodując zamieszanie w kościele; niektórzy notorycznie szerzyli pojęcia i śmierć, szkodząc braciom i siostrom; a niektórzy winni byli cudzołóstwa i rozwiązłości, szerząc bardzo zły wpływ. Wystarczy powiedzieć, że każdy ma swoje przewinienia i skazy. Jednak niektórzy ludzie są w stanie przyjąć prawdę i okazać skruchę, podczas gdy inni tego nie potrafią i prędzej by umarli. Toteż ludzi powinno się traktować zgodnie z istotą ich natury, jak również z zachowaniem, jakie konksekwentnie przejawiają. Ci, którzy potrafią okazać skruchę, to ci, którzy naprawdę wierzą w Boga; jeśli jednak chodzi o tych, którzy naprawdę nie chcą okazać skruchy, to ci, których powinno się usunąć i wydalić, zostaną usunięci i wydaleni(Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). „Każda osoba, która zaakceptowała to, że jest podbijana przez słowa Boga, otrzyma wiele sposobności, by zostać zbawioną. Zbawienie każdego z tych ludzi przez Boga pokaże Jego najdalej posuniętą pobłażliwość. Innymi słowy, zostanie im okazana najwyższa tolerancja. Dopóki ludzie będą zawracać ze złej drogi, dopóki będą okazywać skruchę, dopóty Bóg będzie im dawał możliwości uzyskania Bożego zbawienia(Powinieneś odłożyć na bok błogosławieństwa, jakie daje status, i zrozumieć Bożą intencję zbawienia człowieka, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Po przeczytaniu słowa Bożego byłam niezwykle poruszona. Padłam na kolana i modliłam się do Boga, gorzko płacząc. Zrozumiałam, że Jego sprawiedliwe usposobienie mieści w sobie nie tylko majestat i gniew, lecz także miłosierdzie i wyrozumiałość wobec ludzi. Bóg jest sprawiedliwy i nie rozstrzyga o ich wyniku na podstawie chwilowych wykroczeń, ale raczej na podstawie motywów, tła i konsekwencji ich poczynań, tego, czy szczerze żałują za grzechy, oraz ich stosunku do prawdy. Bóg nienawidzi i gardzi ludzką zdradą, ale jednocześnie zbawia ludzi, na ile tylko jest to możliwe. Jeśli ktoś zdradza Boga jedynie w chwili słabości, a nie wypiera się Go i nie zdradza go całym sercem, i jest gotów żałować za grzechy, wówczas Bóg jest miłosierny i daje mu jeszcze jedną szansę. Zdawszy sobie z tego sprawę, poczułam, że jestem jeszcze bardziej wdzięczna Bogu i zaczęłam odczuwać jeszcze głębszą skruchę. Złożyłam Bogu przysięgę, że niezależnie od tego, czy mnie zechce, czy nie, będę nadal za Nim podążać, wytrwale dążyć do prawdy i zmiany usposobienia. Nawet gdyby w przyszłości nie miało być dla mnie dobrego zakończenia, absolutnie nie będę tego żałować.

Potem wciąż zastanawiałam się, dlaczego podpisałam „Trzy listy” i zdradziłam Boga, gdy zostałam aresztowana i byłam poddawana prześladowaniom przez KPCh. Myślałam o tym, jak bardzo chciałam wytrwać przy świadectwie, zaraz po tym, jak mnie aresztowano, ale kiedy policja coraz brutalniej mnie zastraszała i mi groziła, a moje dolegliwości stawały się coraz poważniejsze, straciłam wiarę, całkowicie uległam swojemu strachowi i stchórzyłam. Bardzo się bałam, że jeśli policja wstrzyknie mi leki wywołujące schizofrenię lub poda mi środki psychoaktywne, a potem bezwiednie zdradzę moich braci i siostry, spotka mnie później jeszcze dotkliwsza kara, dlatego uznałam, że lepiej będzie podpisać „Trzy listy”. Sądziłam, że o ile tylko interesy kościoła nie doznają szkody, to wówczas kara, jaką otrzymam w przyszłości, będzie lżejsza. Dlatego też, aby chronić swe własne interesy, podpisałam te listy i zdradziłam Boga. W rzeczywistości Bóg pozwolił wielkiemu czerwonemu smokowi mnie prześladować, by udoskonalić moją wiarę, abym mogła żyć według słów Bożych i pokonać szatana. Ja jednak wcale nie dociekałam, jaka jest wola Boża, ani nie zastanawiałam się, co powinnam zrobić, aby się nie zachwiać i zadośćuczynić Bogu. Myślałam tylko o własnym końcu i przeznaczeniu. Zrozumiałam, że byłam bardzo samolubna i nikczemna! Dawniej również zawsze sądziłam, że jeśli ktoś zdradzi Boga to, niezależnie od okoliczności, skończy tak samo jak Judasz: z pewnością zostanie ukarany. Były to jednak wyłącznie moje własne pojęcia i wyobrażenia. Bóg jest sprawiedliwy i bada najtajniejsze zakamarki ludzkich serc. Przygląda się każdemu mojemu słowu i czynowi. Gdybym zdradziła moich braci i siostry, aby chronić własne interesy, stając się w ten sposób wspólnikiem i sługusem wielkiego czerwonego smoka, to z pewnością skończyłabym tak jak Judasz i zostałabym ukarana. Gdybym jednak została siłą nafaszerowana narkotykami przez policję i zdradziła Boga, nie panując zupełnie nad sobą, to Bóg potraktowałby mnie inaczej, uwzględniając sytuację i kontekst. Nie znałam jednak Jego sprawiedliwego usposobienia i nie znałam kryteriów, jakimi posługuje się Bóg, decydując o tym, jaki koniec spotka danego człowieka. Żyłam w potrzasku własnych pojęć i wyobrażeń, wpadłam w pułapkę szatana i popełniłam poważne wykroczenie. Bóg jednak dał mi sposobność do okazania skruchy. Było to miłosierdzie, jakie mi okazał.

Później przeczytałam kolejny fragment słowa Bożego: „Bez względu na to, jak »potężny« jest szatan, niezależnie od tego, jaki jest on śmiały i ambitny, niezależnie od tego, jak wielka jest jego zdolność do czynienia szkód, niezależnie od tego, jak szeroki jest zakres technik, którymi deprawuje i kusi człowieka, niezależnie od tego, jak sprytne są sztuczki i schematy, którymi zastrasza człowieka, bez względu na to, jak zmienna jest forma, w jakiej istnieje, nigdy nie był w stanie stworzyć choć jednej żywej istoty, nigdy nie był w stanie ustanowić praw ani reguł dla istnienia wszystkich rzeczy i nigdy nie był w stanie rządzić ani kontrolować żadnej rzeczy, czy to ożywionej czy nieożywionej. W całym kosmosie i w obrębie firmamentu nie istnieje ani jedna osoba czy przedmiot, który się z niego zrodził lub istnieje z jego powodu; nie istnieje ani jedna osoba ani przedmiot, który jest przez niego zarządzany lub kontrolowany. Wręcz przeciwnie, nie tylko musi żyć pod zwierzchnictwem Boga, ale, co więcej, musi się podporządkować wszystkim Bożym nakazom i rozkazom. Bez boskiego pozwolenia trudno jest szatanowi dotknąć nawet kropli wody lub ziarenka piasku na ziemi; bez pozwolenia Boga szatan nie może nawet poruszyć mrówek na ziemi – nie mówiąc już o ludzkości, która została stworzona przez Boga(Sam Bóg, Jedyny I, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Ze słów Boga zrozumiałam, że to Bóg ma decydujący głos we wszystkim, co dzieje się we wszechświecie. Bez względu na to, jak podstępna i gwałtowna może być KPCh, nadal jest ona zaledwie pionkiem w rękach Boga. Jest posługującym, którego Bóg używa, by doskonalić swój lud wybrany. Ja jednak nie znałam zakresu Bożej władzy i ciągle tylko martwiłam się, że policja poda mi wywołujące schizofrenię zastrzyki i narkotyki, i że jeśli zdradzę moich braci i siostry, nie będąc w pełni świadomą, interesy kościoła mogą na tym wielce ucierpieć. Jednak zarówno to, czy policja poda mi takie leki, jak i to, czy stracę nad sobą kontrolę, było w rękach Boga. Bez Bożego przyzwolenia policja nie mogła mi nic zrobić. Zrozumiałam, że kiedy coś mi się przytrafiało, naprawdę nie miałam wiary w Boga, nie potrafiłam przejrzeć sztuczek szatana, a moja postawa była żałosna i mizerna. Kiedy to pojęłam, miałam jeszcze dotkliwsze wyrzuty sumienia. Wierzyłam w Boga od wielu lat i korzystałam z podlewania i zaopatrzenia tak wielką ilością słowa Bożego, lecz tak naprawdę niewiele wiedziałam o Bogu. Podpisałam nawet „Trzy listy” i zdradziłam Boga. Na tę myśl poczułam, że mam wobec Niego jeszcze większy dług, więc zaczęłam się modlić: „Boże! Jeśli jest wciąż jeszcze jakaś szansa, jestem gotowa przeżyć kolejne aresztowanie, chcę odrzucić swoje ciało, upokorzyć wielkiego czerwonego smoka i odpokutować za moje grzechy”.

Pewnego dnia w październiku 2018 roku siedmiu ubranych po cywilnemu policjantów wtargnęło nagle do mojego domu i mnie aresztowało. Wiedziałam, że to Bóg daje mi szansę na okazanie skruchy. Nieważne, czy policja pobije mnie na śmierć, czy wyśle do więzienia, tym razem musiałam polegać na Bogu, aby się nie zachwiać. Policjanci zabrali mnie do pokoju przesłuchań, przykuli kajdankami do tygrysiego krzesła, złapali za włosy i kilkanaście razy uderzyli mnie w twarz. Twarz piekła mnie z bólu i natychmiast spuchła. Jeden z funkcjonariuszy zapytał mnie, czy znam takiego a takiego. Odparłam, że nie. Wówczas policjant wpadł w furię, rzucił się na mnie i zaczął mocno bić mnie po twarzy. Następnie inny policjant kazał mi potwierdzić nazwisko przywódcy kościoła, ale ja nic nie odpowiedziałam. Wściekły, złapał mnie za ucho i szczypał paznokciami całą jego krawędź, cały czas naciskając na mnie, abym udzieliła odpowiedzi. Ja jednak kręciłam tylko głową i nic nie mówiłam. Policjant był tak wściekły, że znalazł garść metalowych spinaczy, po czym rzekł ze złowieszczym uśmiechem: „Skoro nie chcesz mówić, to będziesz cierpieć!”. Założył mi metalowe spinacze na brzegi uszu. Za każdym razem, gdy spinacze się zaciskały, ból był tak straszliwy, że zdawał się przeszywać nawet moje serce. Twarz wykrzywiały mi skurcze, a cała głowa rozgrzała mi się tak, jakby właśnie wsadzono ją do pieca. Zamknęłam oczy i zacisnęłam zęby, a kiedy całe moje ciało mimowolnie drżało, modliłam się wciąż w moim sercu, prosząc Boga, aby dał mi siłę i wytrwałość w znoszeniu cierpienia. Przypomniały mi się wówczas następujące słowa Boże: „Wiara jest niczym kładka z jednego pnia: ci, którzy żałośnie czepiają się życia, będą mieć trudności z przejściem na drugą stronę, jednak ci, którzy gotowi są poświęcić samych siebie, mogą przejść po niej pewnym krokiem i bez żadnych obaw. Jeśli człowiek żywi bojaźliwe i strachliwe myśli, to dlatego, że szatan go oszukuje, gdyż szatan boi się, że przejdziemy przez most wiary, by wkroczyć w Boga(Wypowiedzi Chrystusa na początku, rozdz. 6, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Zdałam sobie sprawę, że policja torturuje mnie w ten sposób, ponieważ chce, bym zdradziła Boga i wydała moich braci i siostry. Ja jednak nie mogłam zawieść Boga. Musiałam zdać się na Niego, aby wytrwać. Po kilku minutach policjanci zdjęli mi z uszu spinacze i przynieśli zdjęcie kolejnej siostry, abym ją zidentyfikowała. „Nie znam jej” – powiedziałam. Policjanci ze złością wyszarpnęli mi rękę do przodu i zaczęli mocno wyginać palce. Krzyczałam z bólu i instynktownie zaciskałam dłoń, ale policjant ciągnął za palce jeden za drugim, a potem odginał go w górę. Czułam się tak, jakby lada chwila miał połamać mi palce, a ból był tak dotkliwy, że byłam bliska załamania. Kiedy policjanci zobaczyli, że nadal nie zamierzam mówić, we dwóch zdjęli mi kajdanki, wykręcili mi ręce na plecy, przełożyli je przez otwór w dolnej części oparcia tygrysiego krzesła i ponownie zakuli mnie w kajdanki, a następnie zaczęli mocno je dociskać. Czułam się tak, jakby mi wyrywano dłonie i ramiona, i krzyczałam z bólu. W sercu czułam wielką słabość, więc ze łzami w oczach modliłam się do Boga, prosząc Go, aby dał mi wiarę i siłę do tego, bym mogła znosić te cierpienia. W tej samej chwili przypomniałam sobie pieśń ze słowa Bożego: „Bóg Wszechmogący, Pan wszystkich rzeczy, dzierży królewską władzę, zasiadając na swym tronie. Włada On wszechświatem i wszystkimi rzeczami i jest nam na całej ziemi przewodnikiem. Będziemy więc przez cały czas blisko Niego, przybywając przed Jego oblicze w spokoju i nie marnując ani chwili: zawsze jest bowiem coś, czego możemy się nauczyć(Wypowiedzi Chrystusa na początku, rozdz. 6, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowo Boże dało mi oświecenie, którego potrzebowałam, i nagle zrobiło mi się lżej na sercu. Bóg Wszechmogący jest wielkim Królem wszechświata i ma decydujący głos we wszystkim, co się w nim dzieje. Moje życie i śmierć również są w rękach Boga. Jeśli Bóg by na to nie pozwolił, policja nie mogłaby mi nic zrobić. Te diabły miały Boże przyzwolenie na to, aby torturować mnie w ten sposób, ponieważ Bóg chciał udoskonalić moją wiarę. Przypomniałam sobie również, że podpisałam wcześniej „Trzy listy” i zdradziłam Boga, ugiąwszy się przed prześladowaniami wielkiego czerwonego smoka, ale Bóg nie odrzucił mnie za moje przewinienie i użył swoich słów, aby mnie zaopatrzyć i pocieszyć. Tym razem nie mogłam więc ponownie sprawić Mu zawodu. Musiałam wytrwać, upokorzyć szatana i przynieść Bogu pociechę. Po tym jak policjanci naciskali na kajdanki cztery razy z rzędu, zakręciło mi się w głowie, cała się trzęsłam i dygotałam, czułam się tak, jakbym miała lada chwila umrzeć. Potem policjanci oblali mi twarz wodą mineralną, rozpięli mi kołnierzyk i wlali zimną wodę pod koszulę. Byłam cała spocona i zimna woda wywołała tak wielki wstrząs, że całe moje ciało trzęsło się i drżało. Po chwili policjanci zgasili światło, włączyli dwie latarki, skierowali silne snopy światła wprost na moją twarz i kazali mi trzymać oczy otwarte i się nie ruszać. W sercu modliłam się do Boga, prosząc Go, aby nie dopuścił do tego, bym wydała moich braci i siostry, ani bym Go zdradziła.

W tamtej chwili przypomniała mi się następująca pieśń „Jestem zdecydowany kochać Boga”:

1. O Boże! Widziałem, że Twoja sprawiedliwość i świętość są tak piękne. Postanawiam podążać za prawdą i jestem zdecydowany kochać Cię. Proszę, otwórz moje duchowe oczy i niech Twój Duch poruszy moje serce. Spraw, abym stając przed Tobą, odrzucił wszystko, co negatywne, by nie ograniczała mnie żadna osoba, sprawa ani rzecz, i bym w pełni obnażył przed Tobą swoje serce. Spraw, bym potrafił złożyć przed Tobą całą swoją istotę. Jestem gotowy na wszelkie próby, jakim możesz mnie poddać. Teraz już nie zważam na własne perspektywy na przyszłość ani nie więzi mnie jarzmo śmierci. Z kochającym Cię sercem pragnę szukać drogi życia.

2. Wszelkie sprawy i wszelkie rzeczy pozostają w Twoich rękach; mój los spoczywa w Twoich rękach, spoczywa w nich samo moje życie. Teraz pragnę Cię kochać i bez względu na to, czy mi na to pozwolisz i jak szatan będzie mi przeszkadzał, jestem zdeterminowany, by Cię miłować. Sam jestem gotów szukać Boga i podążać za Nim. Nawet jeśli Bóg zechce mnie opuścić, nadal będę za nim podążać. Czy On mnie pragnie, czy też nie, będę Go nadal kochał i ostatecznie muszę Go zdobyć. Ofiaruję Bogu moje serce, i choćby nie wiem, co zrobił, będę za nim szedł przez całe moje życie. Cokolwiek by się nie działo, muszę kochać Boga i muszę Go zdobyć; nie spocznę aż Go nie zdobędę.

(O praktyce modlitwy, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło)

Nucąc sobie w kółko tę pieśń w myślach, przypominałam sobie męczeństwo świętych ze wszystkich minionych epok. Szczepan został ukamienowany, Jakub ścięty, a Piotr ukrzyżowany głową w dół dla Boga… Wszyscy oni poświęcili swe życie, aby dać świadectwo o Bogu, a ja już po chwili cierpienia czułam, że nie zdołam tego dłużej znieść. Zrozumiałam, że mam zbyt mało wiary, i w milczeniu złożyłam samej sobie przysięgę: bez względu na to, jak policja będzie mnie torturować, nigdy nie zdradzę Boga ani nie wydam moich braci i sióstr. Jakimś cudem, choć silne promienie światła z dwóch latarek skierowane były prosto na moją twarz, wcale nie czułam się oślepiona. Było tak, jakbym spoglądała na płomyki dwóch świec. Wpadłam w uniesienie i dziękowałam Bogu w swym sercu. Wiedziałam, że to wszystko dzięki Jego opiece i ochronie. Później jeden z policjantów powiedział: „Synowie i córki ludzi takich jak ty, którzy wierzą w Boga Wszechmogącego, nie mogą wstąpić do wojska ani pracować w służbie cywilnej”. Dodał, że umieści moje zdjęcie w Internecie i rozpuści plotki, że zdradziłam kościół, aby wszyscy bracia i siostry mnie odrzucili. Wiedziałam, że to tylko jedna z policyjnych sztuczek i się nie poddałam.

Następnego dnia około drugiej po południu do mojego pokoju wszedł policjant. Próbował mnie zwieść, mówiąc: „Jeśli nie chcesz nam teraz nic powiedzieć, to w porządku. Jeżeli napiszesz list, w którym wyrzekniesz się wiary w Boga, pozwolimy ci wrócić do domu i już nigdy więcej nie będziemy cię nachodzić. Jestem upoważniony do tego, by ci to obiecać”. Potem naciskał na mnie, bym napisała ten list, ale odmówiłam. W porywie wściekłości uderzył mnie siedem czy osiem razy, a potem przyszedł jeszcze jeden policjant i ze złością kopnął mnie w goleń, wywołując przeszywający ból w całym ciele. Skuto mi ręce z tyłu, a on jedną ręką tak mocno przygiął mi plecy, że moja głowa dotknęła metalowej płytki przymocowanej do przedniej części tygrysiego krzesła. Jednocześnie drugą ręką podciągnął kajdanki tak wysoko w górę, jak tylko zdołał. Miałam poczucie, że ciało na moich nadgarstkach odrywa się od kości. Zaczęłam krzyczeć z bólu. W tym czasie podszedł do mnie również policjant, który mnie przesłuchiwał. Kopnął mnie w goleń i krzyknął: „Chcesz wrócić do domu, czy chcesz swojego Boga? Musisz coś wybrać. A teraz odpowiadaj!”. Nie odezwałam się ani słowem. Przycisnęli mi z całej siły plecy do krzesła i jeszcze cztery razy unieśli w górę kajdanki, a dali mi spokój dopiero wtedy, gdy zobaczyli, że zaczynam dostawać drgawek. Kręciło mi się w głowie, obie ręce miałam zupełnie zdrętwiałe. Czułam narastający ucisk w klatce piersiowej. Całe moje ciało się trzęsło i zaczynałam tracić przytomność. Wciąż jednak modliłam się w sercu, prosząc Boga, aby nie dopuścił, bym zdradziła mych braci oraz siostry i Jego. Bez względu na to, jak policja będzie mnie torturować, nie zachwieję się i upokorzę wielkiego czerwonego smoka. Policjanci nie przestawali zadawać mi pytania, czy chcę wrócić do domu, czy chcę Boga. „Nigdy nie opuszczę Boga!” – odparłam. Jeden z funkcjonariuszy tak się wściekł, że spojrzał na mnie i wrzasnął: „Jesteś taka uparta, że zupełnie straciłaś rozum! Nic z ciebie nie będzie!”. W końcu nie udało im się nic ze mnie wyciągnąć, więc wysłano mnie do aresztu śledczego, a następnie wypuszczono po 15 dniach. Wiedziałam, że tym razem zdołałam wytrwać tylko dzięki Bożej opiece i przewodnictwu.

Kiedy wróciłam do domu, policja zaczęła jeszcze baczniej mnie obserwować. Szefowa Federacji Kobiet w mojej wiosce często przychodziła do mnie, wypytując o moją sytuację. Rodzina i sąsiedzi również mnie obserwowali. Policja zjawiała się u mnie prawie co miesiąc, aby sprawdzić, czy wciąż wierzę w Boga. Pamiętam, że w ciągu jednego miesiąca odwiedziła mnie aż cztery razy. W październiku 2020 roku przyszło trzech przedstawicieli władz miasta, którzy powiedzieli: „Obserwujemy cię od trzech lat. Dzisiaj jesteśmy tutaj, aby poprosić cię o napisanie listu, w którym przyrzekniesz, że nie wierzysz już w Boga, listu z samokrytyką i przyznaniem się do winy oraz listu, w którym stwierdzisz, że zrywasz z kościołem. Zrób to, a my usuniemy twoje nazwisko z czarnej listy. Nie będziemy cię już obserwować, będziesz mogła żyć sobie swobodnie, jak normalny człowiek, a wszystko to nie będzie miało wpływu na życiowe perspektywy twojego syna”. Kiedy to usłyszałam, bardzo się rozgniewałam. Pomyślałam sobie: „Jesteście naprawdę podli! Próbujecie wszelkich możliwych sposobów, aby skłonić mnie do zdrady Boga, ale nie uda wam się mnie oszukać!”. Odmówiłam im bez wahania. Wtedy sekretarz okręgowego komitetu partii powiedział: „To może my napiszemy te listy za ciebie? Możesz tylko udawać, że je piszesz, a my zrobimy ci zdjęcie, aby poinformować naszych przełożonych o wykonaniu zadania. Nie chcemy tu ciągle przychodzić, żeby ci przeszkadzać”. Na dźwięk tych pełnych hipokryzji słów zrobiło mi się niedobrze. Przypomniałam sobie, że już wcześniej dałam się przechytrzyć szatanowi, aby chronić swe własne interesy: podpisałam „Trzy listy” i zdradziłam Boga. Tamto upokorzenie pozostawiło niezatarte piętno w moim sercu. Pomyślałam sobie: „Nawet jeśli będziecie mnie obserwować już do końca życia, nawet jeśli mnie aresztujecie i skażecie, nigdy więcej nie zdradzę Boga”. W końcu zrozumieli, że nie zmienię zdania, i odeszli zrezygnowani.

Po tym, jak mnie dwukrotnie aresztowano, mimo że byłam torturowana i wiele wycierpiałem, wiele też zyskałam. Zrozumiałam, że byłam bardzo samolubna i nikczemna, i że nie miałam prawdziwej wiary w Boga. Zyskałam także zrozumienie sprawiedliwego usposobienia Boga. Sprawiedliwe usposobienie Boga jest nie tylko majestatyczne i gniewne, lecz także pełne wielkiego miłosierdzia i zbawienia dla ludzi. W czasie tej drogi doświadczyłam prawdziwej miłości Boga. Jestem za to Bogu wdzięczna z głębi serca. Bez względu na to, jak trudna i uciążliwa może być droga, którą mam przed sobą, będę podążać za Bogiem aż do końca!

Wstecz: 87. W końcu znalazłem ścieżkę do oczyszczenia

Dalej: 89. Zobaczyłam rodziców takich, jakimi są

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

32. Przełom

Autorstwa Fangfang, ChinyWszyscy w mojej rodzinie wierzymy w Pana Jezusa i chociaż ja byłam po prostu zwykłą osobą wierzącą, mój ojciec...

14. Smak bycia szczerym

Autorstwa Yongsui, Korea PołudniowaNa jednym ze spotkań w marcu lider mówił o tym, że aresztowano i torturowano jednego z braci. W chwili...

Ustawienia

  • Tekst
  • Motywy

Jednolite kolory

Motywy

Czcionka

Rozmiar czcionki

Odstęp pomiędzy wierszami

Odstęp pomiędzy wierszami

Szerokość strony

Spis treści

Szukaj

  • Wyszukaj w tym tekście
  • Wyszukaj w tej książce

Połącz się z nami w Messengerze