4. Przywódca kościoła to nie dowódca
Trzy lata temu przyjąłem dzieło Boga Wszechmogącego w dniach ostatecznych. W październiku 2020 roku zostałem wybrany na przywódcę kościoła. Wiedziałem, że to duża odpowiedzialność i czułem lekki stres, lecz zarazem byłem bardzo dumny. Sądziłem, że wybrano mnie do pełnienia tego ważnego obowiązku, bo miałem lepszy charakter niż inni. Traktowałem swój obowiązek bardzo poważnie, robiąc co w mojej mocy, by omawiać wszystko z braćmi i siostrami i pomagać im w problemach i trudnościach, na jakie natrafiali. Chciałem wszystkim udowodnić, że jestem doskonałym przywódcą i potrafię wykonywać rzeczywistą pracę.
Potem pewien złoczyńca zaczął szerzyć pogłoski w kościele. Na spotkaniach rozpowiadał bluźniące Bogu i oczerniające Go kłamstwa Chińskiej Partii Komunistycznej, przekręcał i przeinaczał fakty i osądzał dzieło domu Bożego. Chciał odciągnąć nowych wiernych od kościoła i doprowadzić do tego, by zdradzili Boga. Tak więc organizowałem spotkania i rozmawiałem z braćmi i siostrami tyle, ile mogłem, i w sumie czułem się jak dowódca, prowadzący wojska przeciw wrogim frakcjom. Chciałem udowodnić, że potrafię ochronić braci i siostry, pokazać, że dużo udźwignę i jestem odpowiedzialny. Lecz tak naprawdę czułem się słaby. Sam nie wiedziałem, jak obalić niektóre błędne poglądy, a miały one zły wpływ także i na mnie. Nie chciałem jednak okazać słabości przed innymi. Sądziłem, że jako przywódca kościoła mam być twardy niczym prezydent bądź dowódca wojsk. Nikt nie mógł zobaczyć mojej słabości! Tak więc nigdy nie otwierałem się przed braćmi i siostrami na temat mojego stanu. Nie dość ze maskowałem się pod tym względem, to kiedy na spotkaniach rozmawialiśmy o naszym pojmowaniu słów Boga, lubiłem mówić o swoim głębokim rozumieniu, żeby inni widzieli, jak dobrze je pojmuję. Lecz swoje własne porażki i zepsucie pomijałem, szybko zmieniając temat i mówiąc o tym, co zrobiłem dobrze. Na przykład, gdy na spotkaniu czułem się senny, nie przyznawałem się do tego, a gdy rzeczywiście miałem jakąś trudność, ukrywałem to, zamiast podzielić się z innymi.
Siostra Marinette, z którą współpracowałem, bardzo mnie podziwiała, bo zawsze jej pomagałem słowami Boga odpowiednimi do jej stanu. Wiedziałem, że mnie szanuje i byłem bardzo zadowolony, gdy wyrażała swój podziw. Bracia i siostry, którzy zajmowali się podlewaniem nowych wiernych, też bardzo mnie podziwiali. Raz jedna siostra powiedziała mi, że dzięki moim omówieniom i pomocy wiele się nauczyła. Ta aprobata ze strony innych bardzo mnie cieszyła. Podczas spotkań niektórzy bracia i siostry ochoczo mówili „Amen” po moich omówieniach, a niektórzy wręcz twierdzili „Jest dokładnie tak, jak powiedział brat Matthew”. Miałem wrażenie, że mówią o mnie z podziwem, i czułem, że zajmuję ważne miejsce w ich sercach. Wiedziałem, że to nie jest w porządku, ale lubiłem czuć się podziwiany. Któregoś dnia obejrzałem świadectwo zatytułowane „Szkoda wyrządzona przez popisywanie się”. Wyjątkowo mnie ono poruszyło. Pewna siostra zawsze się wywyższała i popisywała, pełniąc obowiązki przywódczyni. Obraziła usposobienie Boga, a On ją zdyscyplinował chorobą. Sedno sprawy polegało na tym, że jej zachowanie obrzydziło Boga. Po obejrzeniu tego filmu zrozumiałem, że przechwalając się i popisując dla podziwu innych, sprzeciwiałem się i opierałem Bogu. Kroczyłem ścieżką antychrysta. Nie byłem świadomy, że wywyższanie się i popisywanie to tak poważny problem. Bardzo się bałem i nie wiedziałem, co robić.
Potem przeczytałem słowa Boga, które dały mi nieco zrozumienia mojego zepsucia. Słowa Boga mówią: „Wywyższanie się i niesienie świadectwa o sobie, afiszowanie się ze swoją wielkością i wspaniałością, być czczonym przez innych – oto, do czego zdolny jest skażony rodzaj ludzki. W taki właśnie sposób ludzie instynktownie reagują, gdy rządzi nimi ich szatańska natura, i jest to cecha wspólna całej skażonej ludzkości. Jak zatem ludzie zazwyczaj wywyższają się i niosą świadectwo o sobie samych? W jaki sposób osiągają ten cel polegający na tym, że ludzie dobrze o nich myślą i ich czczą? Świadczą o tym, jak wiele wykonali pracy, jak wiele wycierpieli, jak ogromne ponieśli koszty dla Boga i jaką cenę zapłacili. Wykorzystują te rzeczy jako kapitał, dzięki któremu mogą się wywyższyć, który zapewnia im wyższą, trwalszą i pewniejszą pozycję w ludzkich umysłach, tak aby więcej osób darzyło ich szacunkiem, ceniło i podziwiało, a nawet czciło, ubóstwiało i podążało za nimi. By osiągnąć ten cel, ludzie czynią wiele rzeczy, które na pozór dają świadectwo o Bogu, ale w istocie wywyższają ich samych i świadczą o nich samych. Czy takie działanie jest rozsądne? Wszystkie te rzeczy przekraczają granice racjonalnego zachowania. Ludzie ci nie mają wstydu: bez zażenowania niosą świadectwo o tym, co uczynili dla Boga i jak wiele dla Niego wycierpieli. Obnoszą się wręcz ze swymi darami, talentami, doświadczeniem i niezwykłymi umiejętnościami, sprytnymi technikami postępowania, środkami, jakich używają, aby manipulować ludźmi i tak dalej. Ich metodą na to, by się wywyższać i nieść o sobie świadectwo, jest afiszowanie się ze swoją wielkością, przy jednoczesnym lekceważeniu innych. Maskują się ponadto i kamuflują, ukrywając przed ludźmi swe słabości, braki i ułomności, tak aby ci widzieli wciąż jedynie ich wspaniałość. Nie mają nawet śmiałości powiedzieć innym, że odczuwają zniechęcenie; brak im odwagi, aby się przed nimi otworzyć i porozmawiać we wspólnocie, a jeśli zrobią coś złego, ze wszystkich sił starają się to ukryć i zataić. Nigdy zaś nie wspominają o szkodach, jakie poczynili pracy kościoła podczas wypełniania obowiązków. Kiedy jednak wnieśli jakąś pomniejszą zasługę lub osiągnęli drobny sukces, niezwłocznie zaczynają się z tym afiszować. Nie mogą się wprost doczekać, by obwieścić całemu światu, jacy są zdolni, jak wspaniały mają charakter, jacy są wyjątkowi i o ile lepsi od zwykłych ludzi. Czyż nie jest to jeden ze sposobów wywyższania się i niesienia świadectwa o sobie samych? A czy wywyższanie się i niesienie świadectwa o sobie samym jest czymś, co czyni ktoś posiadający sumienie i rozum? Nie, nie jest. Kiedy zatem ludzie tak właśnie postępują, jakie ujawniają zazwyczaj usposobienie? Ujawniają przede wszystkim arogancję, za którą podąża zakłamanie, które każe im robić wszystko, co tylko możliwe, by sprawić, aby inni mieli o nich wysokie mniemanie. Ich opowieści są zupełnie hermetyczne: ich słowa zawierają aż nadto wyraźne motywacje i intencje, ludzie ci popisują się, a jednak chcą ten fakt ukryć. W rezultacie tego, co mówią, słuchacze mają poczucie, że są oni lepsi od innych, nikt nie może się z nimi równać i wszyscy inni ustępują im pod każdym względem. A czyż nie osiągają oni tego skutku podstępnymi sposobami? Jakiego rodzaju usposobienie kryje się za takimi środkami? Czy daje się tu zauważyć jakieś oznaki niegodziwości? (Tak). Jest to pewien rodzaj niegodziwego usposobienia” (Punkt czwarty: Wywyższają siebie i świadczą o sobie, w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Gdy przeczytałem słowa Boga, poczułem, jakbym dostał cios prosto w serce. Zobaczyłem, co kryje się w moim wnętrzu. Zawsze chciałem stworzyć wizerunek siebie jako silnego i doskonałego człowieka. Lubiłem opowiadać o swoim głębokim rozumieniu i udanych doświadczeniach, żeby sprawić na ludziach dobre wrażenie, lecz prawie w ogóle nie mówiłem o swoich słabościach i rzeczywistych trudnościach. Gdy odczuwałem słabość bądź zniechęcenie, miałem jakieś problemy, a nawet gdy znajdowałem się w najgorszym stanie, zachowywałem się tak, jakby nic się nie stało, żeby chronić własną dumę i reputację. Jednak tak naprawdę cierpiałem. Miałem pewną świadomość podziwu i uwielbienia ze strony innych i wiedziałem, że to nic dobrego. Lecz i tak nie powiedziałem ludziom, by przestali mnie uwielbiać, bo pragnąłem ich podziwu, uwielbienia i pochwał. Czyż nie byłem tak arogancki jak archanioł? Nie prowadziłem innych do Boga, a wyłącznie do siebie. Gdy pojąłem, że mogę zajmować miejsce Boga w sercach braci i sióstr, zadrżałem ze strachu i w głębi serca poczułem, że Bóg brzydzi się moim zachowaniem. Miałem wielkie poczucie winy i modliłem się do Niego: „Boże, popisywałem się, chcąc, by inni widzieli we mnie dobrego przywódcę, kogoś lepszego od wszystkich. Przejmuję Twoją chwałę. Boże, chcę się przed Tobą ukorzyć”. Potem napisałem pełen skruchy list, ujawniając w nim to, jak się popisywałem i wywyższałem, i wysłałem go do wszystkich grup spotkaniowych. Powiedziałem też wszystkim jednoznacznie, żeby przestali mnie uwielbiać. Znałem kilkoro braci i sióstr, którzy szczególnie mnie uwielbiali, więc posłałem im osobne wiadomości, w których otworzyłem się i przedstawiłem dokładną analizę siebie. Kilka dni później siostra Marinette powiedziała mi szczerze, że wcześniej mnie uwielbiała i że zajmowałem ważne miejsce w jej sercu. Słuchałem tego ze wstydem i czułem, że to dowód mojej niegodziwości. Wtedy dostrzegłem swoją brzydotę i poczułem, że całkiem straciłem rozum, skoro chciałem, by wszyscy oddawali mi cześć. To ma być pełnienie obowiązku? Czy na to liczył Bóg, gdy powierzał mi ten obowiązek? Czułem wstyd i niepokój. Nadal jednak nie szukałem prawdy, by uleczyć swoje skażenie, więc niebawem wróciłem do dawnych przyzwyczajeń.
Pewnego dnia uczestniczyłem w spotkaniu, w którym brali też udział inni przywódcy kościoła. Czułem, że omówienia braci i sióstr są zbyt uproszczone, co mnie irytowało. Sądziłem, że ich omówienia są płytkie i trochę patrzyłem na nich z góry. Chciałem im pokazać, że moje omówienie jest bardziej praktyczne niż ich. Przygotowałem więc w głowie to, co chciałem powiedzieć. Myślałem o tym, żeby powiedzieć coś bardziej pouczającego, by się wyróżnić się na tle reszty i podzielić ważnym omówieniem. Zastanawiałem się nad doborem najlepiej pasujących słów. Chciałem udowodnić, że dysponuję lepszym zrozumieniem, by inni docenili moją wiedzę. Mówiąc, użyłem wielu przykładów, by wiedzieli, że moje omówienie jest szczegółowe i bogate. Gdy skończyłem, byłem bardzo zadowolony, słysząc od wszystkich „Amen”. Potem od razu spojrzałem na okno czatu, żeby sprawdzić, czy bracia i siostry powiedzieli coś miłego o moich słowach. Przed samym końcem brat Zen przedstawił swoje omówienie. Zamiast, jak miał w zwyczaju, zacytować słowa Boga i mówić o tym, jak powinniśmy praktykować na ich podstawie, odniósł się do mojego omówienia. Dostrzegłem, że znów się wywyższam i popisuję. Wściekłem się na samego siebie. Dopiero co przedstawiliśmy na spotkaniu pewne słowa Boga, wedle których powinno się mówić prosto z serca. Jak mogłem się przechwalać i popisywać? Wprost nie mogłem uwierzyć, że zachowuję się w ten sposób. Wyszukałem fragmenty Bożych słów, które czytaliśmy na spotkaniu, by starannie je przemyśleć. Bóg mówi: „Jeśli bracia i siostry mają być zdolni do zwierzania się sobie, pomagania sobie nawzajem i troszczenia się o siebie, to każda osoba musi mówić o własnych prawdziwych doświadczeniach. Jeśli nic nie mówisz o swoich prawdziwych doświadczeniach, jeśli jedynie przytaczasz słowa i doktryny, które ludzie rozumieją, jeśli mówisz co nieco o doktrynie dotyczącej wiary w Boga i sypiesz banalnymi frazesami, ale nie wyznajesz tego, co masz w sercu, to nie jesteś osobą uczciwą i nie jesteś zdolny taką osobą być” (Najbardziej fundamentalna praktyka bycia uczciwą osobą, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). „Kiedy niesiecie o Bogu świadectwo, powinniście przede wszystkim mówić o tym, jak Bóg sądzi i karci ludzi oraz jakim próbom ich poddaje, aby ich oczyszczać i zmieniać ich usposobienie. Powinniście także mówić o tym, ile zepsucia ujawniono w waszym doświadczeniu, ile wycierpieliście, jak wiele uczyniliście, by opierać się Bogu, oraz jak w końcu zostaliście przez Niego podbici. Mówcie o tym, ile posiadacie prawdziwej wiedzy na temat Bożego dzieła, jak powinniście nieść o Nim świadectwo i jak powinniście się Mu odpłacić za Jego miłość. Włóżcie w swoje słowa treść i ujmujcie ją w prosty sposób. Nie mówcie o pustych teoriach. Mówcie w sposób przyziemny, mówcie z serca. Tak powinniście doświadczać rzeczy. Nie uzbrajajcie się w pozornie głębokie, puste teorie, by się popisywać. Wygląda to dość arogancko i nierozsądnie. Powinniście mówić więcej o realnych rzeczach z własnego, rzeczywistego doświadczenia i więcej mówić z serca – to właśnie przynosi najwięcej korzyści innym i to jest najbardziej odpowiednie dla ich oczu” (Jedynie dążąc do prawdy, można uzyskać zmianę usposobienia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Dzięki słowom Boga zrozumiałem, że muszę się otworzyć przed braćmi i siostrami, dzielić się tym, co mam w sercu, swoimi prawdziwymi doświadczeniami, oraz unikać popisywania się i pustosłowia. Gdyby pomyśleć o tym, co sam robiłem, to było to właśnie mówienie o pustych teoriach, by się przechwalać i zyskać podziw ze strony innych. Konsekwencje takiego postępowania były oczywiste. Inni mnie podziwiali i nie nieśli świadectwa o słowach Boga, natomiast kierowali się moimi omówieniami. Na spotkaniach często słyszałem, jak mówili „Dzięki omówieniu brata Matthew” czy „Tak jak powiedział brat Matthew”. Przyszedł mi na myśl Paweł, który zawsze się wywyższał, był pretensjonalny i nie niósł świadectwa o słowach Pan Jezusa. Wskutek tego wierzący uwielbiali Pawła i nieśli świadectwo o Jego słowach przez dwa tysiące lat. Czy nie robiłem tego samego, co Paweł, krocząc tą samą ścieżką antychrysta, ścieżką oporu wobec Boga? Bardzo się przestraszyłem i nienawidziłem siebie. Modliłem się tak: „Boże, ponownie popełniam ten sam błąd. Twoje słowa wskazały mi drogę, lecz wciąż podążam za szatanem i zaspokajam swoją próżność. Znów odgrywam rolę szatana. Boże, potrzebuję Twojej pomocy. Proszę, zbaw mnie!”.
Któregoś wieczora znalazłem ten fragment sów Bożych: „Czy wiecie, jakie jest największe tabu w służbie człowieka dla Boga? Niektórzy przywódcy i pracownicy zawsze chcą się wyróżnić, popisywać, bić wszystkich na głowę i wymyślać jakieś nowe sztuczki, aby Bóg dostrzegł, jak bardzo są zdolni. Nie koncentrują się jednak na rozumieniu prawdy i wejściu w rzeczywistość słów Boga. Jest to bardzo głupi sposób działania. Czyż właśnie to nie ujawnia ich aroganckiego usposobienia? (…) Służąc Bogu, ludzie pragną czynić ogromne postępy, dokonywać wielkich rzeczy, wypowiadać ważkie słowa, wykonywać wielkie dzieło, organizować tłumne spotkania i być wspaniałymi przywódcami. Jeśli zawsze będziesz mieć takie wygórowane ambicje, to naruszysz Boże dekrety administracyjne; ludzie, którzy to uczynią, nie pożyją długo. Jeśli nie zachowujecie się należycie, jeśli nie jesteście pobożni i rozważni w swojej służbie Bogu, to wcześniej czy później obrazicie Jego usposobienie” (Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Gdy przeczytałem te słowa Boga, sparaliżował mnie strach. Dzięki temu objawieniu Bożych słów dostrzegłem swoją chorą ambicję i swoje pragnienie osiągnięcia wielkości. Chciałem prowadzić spotkania i wygłaszać wielkie przemowy. Na spotkaniach uwielbiałem się popisywać i chciałem być uwielbiany przez braci i siostry, mając nadzieję, że pomyślą, iż mam dobry charakter i cechuje mnie głębokie zrozumienie. Wiedziony tymi pragnieniami, chciałem głosić i popisywać się na każdym spotkaniu, w którym uczestniczyłem, w nadziei, że inni będą mnie uwielbiać. Kochałem ten rodzaj przywództwa. Lecz przeczytawszy: „Jeśli zawsze będziesz mieć takie wygórowane ambicje, to naruszysz Boże dekrety administracyjne; ludzie, którzy to uczynią, nie pożyją długo”, zadrżałem i głęboko w sercu poczułem strach. Sądziłem, że zadowalałem Boga, lecz teraz zrozumiałem, że Go brzydzę. Chciałem zrobić coś wspaniałego, przewodzić wielkim spotkaniom, głosić coś wzniosłego. Nie niosłem świadectwa o Bogu, nie praktykowałem prawdy ani nie brałem na siebie ciężaru życia braci i sióstr. Wywyższałem się, by zyskać miejsce w ich sercach. Obrażało to Boże usposobienie. W Dziesięciu dekretach administracyjnych, które muszą być przestrzegane przez wybranych ludzi Boga w Wieku Królestwa jest napisane:
1. Człowiek nie powinien się wyolbrzymiać ani wywyższać. Powinien czcić i wywyższać Boga.
(…)
8. Ludzie wierzący w Boga powinni być posłuszni Bogu i czcić Go. Nie wywyższaj nikogo ani nie podziwiaj; nie stawiaj Boga na pierwszym miejscu, ludzi, których podziwiasz, na drugim, a siebie na trzecim. Nikt nie powinien zajmować miejsca w twoim sercu i nie powinieneś uważać ludzi – szczególnie tych, których czcisz – za równych Bogu, na poziomie odpowiadającym Bogu. Jest to nie do przyjęcia dla Boga.
(Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło)
Po lekturze słów Boga w głębi duszy bardzo cierpiałem i myślałem, że Bóg mi nie wybaczy obrażenia Jego usposobienia. Modliłem się: „Boże! Odczuwam wielki ból i cierpię. Nie wiedziałem, że wzbudzam Twój gniew, i chcę okazać skruchę. Boże, szukam Twojego oświecenia, bym mógł zrozumieć Twoją wolę”.
Pogrążony w przerażeniu, przeczytałem ten fragment słów Boga: „Dzisiaj Bóg was sądzi, karci i potępia, lecz musisz zdawać sobie sprawę, że sednem tego potępienia jest umożliwienie ci poznania samego siebie. Bóg potępia, przeklina, sądzi i karci, żebyś ty mógł poznać siebie, żeby twoje usposobienie mogło ulec zmianie oraz, co więcej, żebyś mógł poznać swoją wartość i zrozumieć, że wszystkie Boże czyny są sprawiedliwe i zgodne z Jego usposobieniem oraz wymogami Jego dzieła, że działa on zgodnie ze swoim planem zbawienia człowieka oraz że jest sprawiedliwym Bogiem, który kocha, zbawia, sądzi i karci człowieka. Jeśli wiesz tylko tyle, że twój status jest niski, że jesteś zepsuty i nieposłuszny, ale nie wiesz o tym, że Bóg pragnie ukazać zbawienie poprzez sąd i karcenie, które wykonuje w tobie dzisiaj, wówczas nie masz możliwości, by zyskać doświadczenie, a już na pewno nie jesteś zdolny do tego, by dalej iść naprzód. Bóg nie przybył po to, by zabijać lub niszczyć, tylko by sądzić, przeklinać, karcić i zbawiać. Dopóki Jego sześciotysiącletni plan zarządzania nie zostanie zrealizowany – zanim ujawni wynik każdej kategorii człowieka – dzieło Boga na ziemi będzie służyć zbawieniu; jego celem jest wyłącznie uczynienie tych, którzy Go kochają, pełnymi – dogłębnie – oraz sprawienie, by poddali się Jego panowaniu” (Powinieneś odłożyć na bok błogosławieństwa, jakie daje status, i zrozumieć Bożą wolę zbawienia człowieka, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Po lekturze tych słów poczułem spokój. Sądziłem, że obraziłem Boga w niewybaczalny sposób, lecz tak nie było. Choć Bóg użył swych słów, by mnie osądzić i zdemaskować, nie nienawidził mnie ani nie potępiał. Chciał, bym się zmienił i okazał skruchę. Dostrzegłem sprawiedliwe usposobienie Boga, jak również Jego miłosierdzie i tolerancję. Wiedziałem, że tym razem muszę szukać prawdy i rozwiązać problem mojego skażonego usposobienia.
Później przeczytałem inny fragment słów Boga: „Aby stać się uczciwą osobą, musisz najpierw obnażyć swoje serce, aby wszyscy mogli w nie wejrzeć, zobaczyć wszystkie twoje myśli i ujrzeć twoje prawdziwe oblicze. Nie wolno ci się maskować ani ukrywać tego, kim jesteś. Tylko wtedy inni ci zaufają i będą cię uważać za uczciwego. Jest to najbardziej fundamentalna praktyka i warunek wstępny bycia uczciwą osobą. Jeśli ciągle udajesz, ciągle stwarzasz pozory świętości, szlachetności, wielkości i wspaniałego charakteru, jeśli nie pozwalasz ludziom dostrzec swojego zepsucia i swoich braków, jeśli przedstawiasz ludziom fałszywy wizerunek, aby myśleli, że jesteś uczciwy, wspaniały, gotowy do poświęceń, bezstronny i bezinteresowny, czy nie jest to oszustwo i fałsz? Czy ludzie nie będą w stanie cię przejrzeć po pewnym czasie? Nie ukrywaj się więc pod przebraniem i nie ukrywaj tego, kim jesteś. Zamiast tego otwórz się i obnaż swoje serce, aby inni mogli je zobaczyć. Jeśli potrafisz obnażyć swoje serce przed innymi i jeśli potrafisz obnażyć swoje myśli i plany – zarówno te pozytywne, jak i negatywne – czy to nie jest właśnie szczerość? Jeśli potrafisz otworzyć się przed innymi, by ujrzeli, kim jesteś, to Bóg także cię takiego ujrzy. Powie wtedy: »Otworzyłeś się przed innym, by ujrzeli, jaki jesteś, a zatem z pewnością jesteś też szczery i uczciwy wobec Mnie«. Jeśli otwierasz się jedynie przed Bogiem, kiedy jesteś z dala od innych ludzi, a w ich towarzystwie zawsze udajesz kogoś wspaniałego, szlachetnego lub bezinteresownego, to co pomyśli o tobie Bóg? Co Bóg powie? Otóż powie tak: »Jesteś zakłamany do szpiku kości. Jesteś pełen obłudy i podłości, nie jesteś uczciwą osobą«. W ten właśnie sposób Bóg cię potępi. Jeśli pragniesz być uczciwą osobą, to niezależnie od tego, czy stoisz przed Bogiem, czy przed innymi ludźmi, powinieneś być w stanie jasno i otwarcie przedstawić swój wewnętrzny stan i wypowiedzieć słowa, jakie nosisz w sercu. Czy łatwo to osiągnąć? Wymaga to pewnego okresu praktyki oraz częstej modlitwy do Boga i polegania na Nim. Musisz się ćwiczyć w mówieniu otwarcie i prosto z serca o wszystkich rzeczach. Tego rodzaju praktyka sprawi, że zrobisz postępy” (Najbardziej fundamentalna praktyka bycia uczciwą osobą, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Dzięki temu fragmentowi słów Boga zrozumiałem, czego Bóg ode mnie oczekiwał. Chciał, bym był uczciwą osobą. Znaczyło to, że musiałem nauczyć się ujawniać innym swoje zepsucie i szczere myśli, by zobaczyli moje słabości i niedociągnięcia. Gdybym dalej się wywyższał, nie przyznając się do niepowodzeń i słabości, a zamiast tego ciągle wykorzystywał omówienia i spotkania do popisywania się, byłoby to skrajnie nieuczciwe. Byłoby to oszukiwanie moich braci i sióstr. Wtedy pojąłem, że absolutnie muszę być osobą uczciwą. Zrozumiałem też nieco lepiej swoje błędne poglądy. Sądziłem, że przywódca powinien być bohaterem wolnym od słabości, jak jakiś dyrektor ze świata: na wyższym szczeblu i lepszy od innych. Lecz Bóg nie chce takiego przywódcy. On chce prostych, uczciwych ludzi. Tacy ludzie umieją otwarcie mówić o swoim zepsuciu i swoich niedociągnięciach oraz kochają i praktykują prawdę. Celem ich omówień nie jest popisywanie się, lecz wykorzystywanie własnego doświadczenia, by pomóc braciom i siostrom. Pamiętam słowa Pana Jezusa: „Ale wy nie nazywajcie się Rabbi. Jeden bowiem jest wasz Mistrz, Chrystus, a wy wszyscy jesteście braćmi. (…) Niech też was nie nazywają mistrzami, gdyż jeden jest wasz Mistrz, Chrystus. Ale kto z was jest największy, będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony” (Mt 23:8-12). Zdałem sobie sprawę, że przywódca ma grać rolę sługi, sługi z ogromną odpowiedzialnością. Bez względu na wszystko ma pamiętać o swojej odpowiedzialności, a odpowiedzialność ta polega na podlewaniu i wspieraniu braci i sióstr oraz na szukaniu prawdy, dzięki której będą mogli rozwiązać swoje problemy. Przywódca to nie urzędnik ani niczyj przełożony. Tymczasem ja przez cały ten czas bycia przywódcą udawałem, mając nadzieję, że ludzie będą mnie podziwiać i uwielbiać. Czyż takie postepowanie nie było sprzeczne z wymaganiami Boga? Bóg jest Stwórcą, a ludzie, bez względu na swoją wysoką bądź niską pozycję, są istotami stworzonymi i powinni czcić Stwórcę. Znałem swoją rolę i odpowiedzialność – mam dalej być istotą stworzoną i właściwie pełnić swój obowiązek. Od tamtej chwili zmieniłem swój sposób myślenia i zacząłem świadomie praktykować uczciwość. Gdy zauważałem, że się wywyższam i popisuję, otwierałem się i świadomie obnażałem swoje zepsucie i niedociągnięcia. Czasem było to bolesne, lecz ukazało mi, jak nieszczery byłem. Zrozumiałem, że strasznie zwodziłem swoich braci i siostry. Im bardziej się otwierałem, tym lepiej widziałem swoją prawdziwą twarz i swoją rzeczywistą postawę. Pojąłem, że nigdy nie byłem taki wspaniały, jak mi się wydawało. Wcześniej, gdy prowadziłem omówienia z braćmi i siostrami, wywyższałem się, a wspierałem ludzi i pomagałem im za pomocą doktryn. Teraz zacząłem ujawniać swój prawdziwy stan moim braciom i siostrom, otwierając przed nimi swoje serce podczas omówień. Gdy to robiłem, nie czułem się mądrzejszy od innych, lecz mogłem wyciągać dla siebie wnioski z ich doświadczeń oraz zyskiwać iluminację i oświecenie dzięki ich omówieniom. Wcześniej ledwie słuchałem omówień innych ludzi, arogancko zakładając, że to ja zapewniam wszystkim iluminację. Teraz prowadziłem z innymi szczere rozmowy. Potrafiłem naprawdę słuchać doświadczeń i wiedzy, o których mówili bracia i siostry. Byłem mniej wyniosły i zarozumiały i potrafiłem współpracować z nimi na równej stopie. Mój rozum wracał do normy i na spotkaniach byłem w stanie otworzyć się podczas omówień. Jestem wdzięczny Bogu za tę przemianę, która we mnie zaszła.
Czasem wciąż mam chęć się popisać, co pokazuje, jak bardzo szatan mnie zdeprawował. Nie jest to coś, co mija – mam to we krwi i w kościach. Muszę czytać więcej Bożych słów, doświadczać sądu i ujawnienia Jego słowami, poznać moje zepsucie i wady, odrzucić swoje szatańskie usposobienie i zostać zbawionym przez Boga. Dziękujmy Bogu Wszechmogącemu!