37. Słowa Boga obudziły mojego ducha
Bóg Wszechmogący mówi: „Na obecnym etapie Bożego dzieła, w dniach ostatecznych, Bóg nie udziela już tylko łaski i błogosławieństw człowiekowi, jak to czynił wcześniej, ani nie nakłania ludzi, by szli naprzód. Co człowiek zobaczył ze wszystkich aspektów Bożego dzieła na tym jego etapie, którego doświadczył? Zobaczył Bożą miłość, Boży sąd i Boże karcenie. W tym czasie Bóg zaopatruje, wspiera, oświeca i prowadzi człowieka, tak aby ten stopniowo poznał Jego intencje, poznał słowa, które On wypowiada, i prawdę, którą obdarza człowieka. (…) Sąd i karcenie od Boga pozwalają ludziom stopniowo poznać skażenie człowieka i jego szatańską istotę. To, co Bóg zapewnia, Jego oświecenie dla człowieka i Jego przewodnictwo, pozwala ludzkości poznawać coraz więcej istoty prawdy i coraz lepiej wiedzieć, czego ludzie potrzebują, jaką drogą powinni obrać, po co żyją, jakie są wartość i znaczenie ich życia oraz jak podążać drogą, która jest przed nimi. (…) Kiedy serce człowieka odradza się, nie chce on już żyć ze zdegenerowanym, skażonym usposobieniem, natomiast pragnie dążyć do prawdy, aby zadowolić Boga. Kiedy serce człowieka się przebudzi, człowiek jest w stanie całkowicie zerwać z szatanem. Człowiek nie będzie już doznawać od niego krzywdy, nie będzie już przez niego kontrolowany ani oszukiwany. Zamiast tego człowiek może aktywnie współpracować z dziełem Boga i Jego słowami, aby zadowolić serce Boga, osiągając w ten sposób bojaźń Bożą i unikając zła. To jest pierwotny cel Bożego dzieła” (Sam Bóg, Jedyny VI, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Ten fragment naprawdę do mnie przemawia.
W czerwcu 2016 roku należałam do zespołu, w którym recytowano w języku angielskim, i czułam się bardzo szczęśliwa, bo wreszcie mogłam wykorzystać swoją znajomość tego języka. Moje umiejętności miały się ukazać w pełnej krasie! Nie mogłam się doczekać, kiedy przekażę te dobre wieści braciom i siostrom z kościoła w mojej miejscowości. Wyobrażałam sobie nawet, jakie będą mieli zazdrosne spojrzenia, jak się o tym dowiedzą.
Gdy zaczęłam pełnić ten obowiązek, zauważyłam, że inni bracia i siostry płynnie czytali po angielsku i mieli świetną wymowę. Często rozmawiali ze sobą w tym języku, a nawet porozumiewali się po angielsku podczas zebrań i pełnienia obowiązków. Mój angielski nie był tak dobry. Byłam zazdrosna i zatroskana, ale mówiłam sobie: „Jeśli tylko będziesz się pilnie uczyć, w końcu staniesz się jeszcze lepsza niż oni!”. Wstawałam więc wcześnie i długo przesiadywałam wieczorami, by się uczyć angielskiego i zapamiętywać słownictwo. Ciągle myślałam o tym, jak lepiej wykonywać swoją pracę. Robiłam notatki, za każdym razem gdy ktoś dzielił się swoimi doświadczeniami z pracy. Jednak choć minęło wiele miesięcy, wciąż robiłam najsłabsze postępy i radziłam sobie najgorzej ze wszystkich w zespole. Świadomość tego, że nie wypełniam swoich obowiązków i że nierzadko sięgam po wskazówki i pomoc młodszych braci i sióstr oraz fakt, że lider zespołu często zlecał mi wtedy nudną, rutynową pracę, sprawiały, że czułam się całkowicie zbędna w zespole. Byłam bardzo zdeprymowana i podenerwowana. Jakiś czas później do zespołu dołączyła nowa siostra. Nie orientowała się w naszych obowiązkach, więc miałam jej pomóc. Potajemnie ucieszyłam się, że już nie jestem tą najsłabszą w zespole. Jednak ku mojemu zdziwieniu siostra ta miała talent i szybko się uczyła, więc jej angielski wkrótce się poprawił. W ciągu kilku miesięcy była lepsza ode mnie. Zaczęłam panikować, myśląc: „W tym tempie wkrótce znów będę najsłabszym członkiem naszego zespołu. To zrozumiałe, że nie jestem tak dobra jak ci, którzy pracują w zespole dłużej. Ale teraz zjawia się ta nowa i mam jej pomóc, a ona od razu jest lepsza ode mnie. To upokarzające!”. Każdego dnia rywalizowałam o status oraz prestiż i cały czas czułam niepokój. Dni mijały, a ja cierpiałam. Zaczęłam tęsknić za wypełnianiem obowiązków w rodzinnym mieście. Wtedy odpowiadałam za dyskusje i planowanie. Wszyscy bracia i siostry zgadzali się z moimi opiniami, a przywódcy kościoła mieli o mnie dobre zdanie. Byłam kimś ważnym, a teraz upadłam tak nisko. Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej urażona i skrzywdzona się czułam. Raz nawet ukryłam się w łazience i popłakałam. W nocy w łóżku przewracałam się z boku na bok i nie mogłam zasnąć. Wciąż myślałam tak: „Jestem najgorsza w zespole od pierwszego dnia. Co myślą o mnie inni bracia i siostry? Nie chcę tu zostać”. Lecz potem przypomniałam sobie uroczystą przysięgę, jaką złożyłam Bogu, że poniosę dla Niego koszty, by aż do śmierci odwdzięczać Mu się za Jego miłość. Gdybym porzuciła swoje obowiązki, czyż nie wycofałabym się z tego przyrzeczenia? Czyż nie oszukałabym i nie zdradziłabym Boga? Było mi źle, więc modliłam się do Boga, mówiąc: „Dobry Boże, nie wiem, jak przebrnąć przez tę sytuację ani czego się z niej nauczyć. Proszę, oświeć mnie i prowadź”.
Potem w telefonie przeczytałam ten fragment słów Boga: „W waszych poszukiwaniach macie zbyt wiele własnych wyobrażeń, nadziei i wizji przyszłości. Obecne dzieło dokonywane jest po to, aby rozprawić się z waszym pragnieniem statusu i waszymi wygórowanymi zachciankami. Wszystkie te nadzieje, pragnienie statusu oraz błędne wyobrażenia są klasycznymi przejawami szatańskiego usposobienia. Powodem, dla którego takie rzeczy istnieją w ludzkich sercach, jest wyłącznie to, że trucizna szatana nieustannie trawi ludzkie myśli, a ludzie nigdy nie są w stanie zrzucić z siebie jarzma tych szatańskich pokus. Żyją pośród grzechu, ale nie wierzą, że jest to grzech, i ciągle sobie myślą: »Wierzymy w Boga, więc On musi obdarzać nas błogosławieństwami i odpowiednio wszystko dla nas organizować. Wierzymy w Boga, więc musimy być lepsi od innych, musimy mieć wyższy status i lepszą przyszłość niż ktokolwiek inny. Ponieważ wierzymy w Boga, musi On obdarzać nas bezgranicznymi błogosławieństwami. Inaczej nie można by tego nazwać wierzeniem w Boga«. Przez wiele lat sposób myślenia, który ludzie obrali, aby przetrwać, wyniszczał ich serca do tego stopnia, że stali się zdradliwi, tchórzliwi i podli. Nie dość bowiem, że brak im siły woli i determinacji, to jeszcze stali się także chciwi, butni i samowolni. Zupełnie brak im determinacji do przemiany siebie, a ponadto nie mają ani krzty odwagi, by zrzucić z siebie ograniczenia będące wynikiem tych mrocznych wpływów. Myśli i życia ludzi są tak dalece przegniłe, że ich poglądy na temat wiary w Boga pozostają wciąż nieznośnie, wręcz odrażające, i nawet wtedy, gdy o nich mówią, wprost nie da się tego słuchać. Wszyscy ludzie są tchórzliwi, nieudolni, godni pogardy i słabowici. Nie czują odrazy do sił ciemności, ani nie pałają miłością do światła i prawdy. Zamiast tego, robią, co w ich mocy, aby je odrzucić” (Dlaczego nie chcesz być narzędziem kontrastu? w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boga doskonale wyjaśniały, w jakiej byłam sytuacji! Czyż nie cierpiałam, a nawet chciałam porzucić obowiązki i zdradzić Boga, właśnie dlatego że nie zaspokajałam swojego pragnienia statusu? Odkąd dołączyłam do zespołu, pilnie uczyłam się angielskiego i starałam się lepiej pracować, bo po prostu chciałam się wykazać i wyróżnić na tle innych. Widząc, jak szybko nowa siostra robi postępy, martwiłam się, że będzie ode mnie lepsza i że znów będę najgorsza w zespole. Każdego dnia stresowałam się z tego powodu i było mi bardzo źle. Patrząc na słowa Boga: „sposób myślenia, który ludzie obrali, aby przetrwać, wyniszczał ich serca”, pytałam siebie: „Czemu zabiegam o status? Jakie myśli wywołują u mnie taki stan?”. Dopiero po rozważeniu słów Boga zrozumiałam, że kieruję się szatańskimi dewizami, takimi jak: „Wyróżniać się i przynosić zaszczyt przodkom”, „Człowiek zawsze dąży ku górze, woda płynie w dół”, czy „Sam sobie jestem panem w niebie i na ziemi”. Od najmłodszych lat nauczyciele uczą nas, byśmy byli najlepszymi z najlepszych. Zawsze podziwiałam ludzi, którzy mieli prestiż i sławę, i zazdrościłam im, bo pragnęłam być taka jak oni. Zawsze chciałam, by ludzie mnie cenili, a jeśli do tego mnie podziwiali, wspierali i chwalili, to nawet lepiej. Sądziłam, że to sposób na przyjemne i wartościowe życie. Gdy inni mnie nie podziwiali ani nie chwalili, było mi źle i czułam się przygnębiona. Gdy zaczęłam wypełniać obowiązki w domu Bożym, nadal pragnęłam tego samego co wcześniej. Lecz gdy nie dostrzegłam postępów, choć bardzo się starałam, a inni mnie nie chwalili i nie podziwiali, poczułam przygnębienie, zawód i zniechęcenie. Chciałam nawet porzucić obowiązki i zdradzić Boga. Obsesja na punkcie prestiżu całkowicie mnie pochłonęła. Byłam gotowa znosić trudności i walczyć, by go zdobyć, do tego stopnia, że cały mój świat kręcił się tylko wokół tego. Wtedy zdałam sobie sprawę, że dążę do czegoś złego. Nie wypełniałam swoich obowiązków, by dążyć do prawdy i odpłacić Bogu za miłość, lecz po to, by zaspokoić swoje pragnienie prestiżu i statusu.
Objawienie w słowach Boga ukazało mi, że błądziłam w swoich dążeniach. Potem przeczytałam ten fragment słów Boga: „Dla wszystkich, którzy wypełniają swój obowiązek, bez względu na to, jak głębokie czy płytkie jest ich zrozumienie prawdy, najprostszą drogą praktyki, dzięki której można wejść w prawdę-rzeczywistość, jest myślenie we wszystkim o interesie domu Bożego i porzucenie samolubnych pragnień, indywidualnych intencji, motywacji, reputacji i statusu. Przedkładaj korzyści domu Bożego ponad wszystko – przynajmniej tyle powinno się zrobić. (…) Ponadto, jeśli jesteś w stanie wypełniać swoje zobowiązania, wykonywać swoje powinności i obowiązki, odłożyć na bok swe egoistyczne pragnienia oraz własne cele i motywy, mieć wzgląd na wolę Bożą i umieścić na pierwszym miejscu korzyści Boga i Jego domu, to po pewnym okresie doświadczania tego sam poczujesz, że to jest właśnie sposób, w jaki należy żyć. Jest to życie uczciwe i szczere, a kto tak żyje, nie jest osobą fałszywą ani nicponiem, i wiedzie żywot sprawiedliwy oraz godny, zamiast być ograniczonym lub nikczemnym. Sam poczujesz, że tak właśnie powinien żyć i postępować człowiek. Stopniowo też słabnąć będzie tkwiące w twym sercu pragnienie realizowania własnych interesów” („Oddaj szczere serce Bogu, by pozyskać prawdę” w księdze „Zapisy wypowiedzi Chrystusa dni ostatecznych”). Po przeczytaniu słów Boga zrozumiałam, że podziw ze strony innych nie jest ważny. Poddanie się zwierzchnictwu i planom Boga, dbanie o dzieło domu Bożego, praktykowanie prawdy i wypełnianie obowiązków – to jest naprawdę ważne i tak należy żyć w jawny i uczciwy sposób. Gdy zrozumiałam wolę Boga, poczułam ogromną ulgę. Nadal byłam najgorsza w zespole, ale nie czułam się już z tym tak źle. A gdy coś szkodziło mojemu prestiżowi i statusowi, nie byłam tak słaba jak do tej pory. Z pełną świadomością modliłam się do Boga i odrzucałam złe pobudki, by móc się uspokoić i wypełniać swoje obowiązki. Jednak trucizna szatana wrosła we mnie głęboko i stała się moją naturą. Samo zrozumienie nie wystarczało, by ją wykorzenić. Musiałam doświadczyć więcej osądzania i oczyszczania, by doznać przemiany i obmycia.
Lider naszego zespołu wyznaczył siostry Liu i Zhang do nadzorowania naszej pracy, bo obydwie cechowały się dużym profesjonalizmem. Zazdrościłam im bardzo. Wydawało mi się, że szkolenie innych braci i sióstr to wielki prestiż. Czemu nie mogłam być taka jak one? Ja zajmowałam się drobnostkami, które nie wymagały żadnych umiejętności. Jakiś czas później miałam przejąć obowiązek podlewania w zespole i pomagać innym rozwiązywać ich problemy. Jednak wcale nie byłam podekscytowana takim obowiązkiem, a nawet nim pogardzałam. Sądziłam, że przydziela się go ludziom bez prawdziwych umiejętności. Jeśli nasz zespół będzie dobrze działał, wszyscy powiedzą, że to dzięki tym dwóm siostrom. Kto zauważy mnie, jak za kulisami będę omawiać prawdę, by rozwiązywać problemy? Ponieważ miałam złe nastawienie i nie mogłam pozyskać dzieła Ducha Świętego, nie czułam motywacji do wypełniania swoich obowiązków i czasami myślałam: „Czemu mój charakter nie dorównuje pozostałym? W czym jestem dobra? Kiedy będę mogła pokazać swoje umiejętności w pełnej krasie?”. Z czasem zaczęłam czuć coraz większy opór i wzburzenie. Gdy siostra Zhang prosiła mnie o zamknięcie drzwi lub otwarcie okna, prawie traciłam nad sobą panowanie. Myślałam: „Od jak dawna wierzysz? Masz tylko ciut lepsze umiejętności i tyle. Czy to daje ci prawo rozstawiać mnie po kątach?”. W końcu zaczęłam ignorować siostrę Zhang. Gdy zadawała mi jakieś pytanie, udawałam, że jej nie słyszę. A gdy już reagowałam, nie byłam miła. Widząc, że ją to krępuje, poczułam się źle, lecz w kwestiach statusu i prestiżu nadal pozwalałam swoim emocjom brać górę.
Pewnego ranka zobaczyłam, jak siostry Liu i Zhang wychodzą do pracy. Wyglądały bardzo elegancko i modnie w swoich strojach, a mnie to zasmuciło i poczułam zazdrość. Pomyślałam: „Cała chwała spada na was, a mnie nikt nawet nie podziękuje za moje trudy. Nikt się nie dowie, jak ciężko pracuję”. Gdy siostry wróciły wieczorem, wszyscy z zespołu chcieli je powitać, a niektórzy nawet przygotowali im kolację. Początkowo też chciałam je przywitać i zapytać, jak im poszło, lecz widząc, jak wszyscy reagują, znów poczułam zazdrość i pomyślałam: „Znów spotykają je zaszczyty, a ja wydaję się nic nie warta”. Z tą myślą odwróciłam się na pięcie i wróciłam do swojego pokoju. Nie umiałam się uspokoić, więc modliłam się do Boga, mówiąc: „Dobry Boże, znów odzywa się moja obsesja na punkcie reputacji. Chcę się wyzbyć pragnienia prestiżu i statusu, lecz nie potrafię. Proszę, pokaż mi, jak uwolnić się z tych więzów”.
Następnego dnia jedna z sióstr zobaczyła, że jestem w złym stanie i przeczytała mi taki fragment: „Kiedy tylko mowa jest o pozycji, prestiżu lub reputacji, serce każdego człowieka podryguje w oczekiwaniu, a każdy z was zawsze pragnie się wyróżniać, być sławnym i rozpoznawalnym. Nikt nie jest skłonny ustąpić, zamiast tego zawsze woląc rywalizować, mimo iż rywalizacja jest żenująca i niedozwolona w domu Bożym. Jednakże bez sporów nigdy nie jesteście zadowoleni. Kiedy widzicie, że ktoś się wyróżnia, odczuwacie zawiść i nienawiść oraz macie wrażenie, że to niesprawiedliwe. »Dlaczego to ja nie mogę się wyróżniać? Dlaczego to zawsze tamta osoba bywa wyróżniana, a nigdy nie przychodzi kolej na mnie?«. Czujecie wówczas urazę. Usiłujecie powstrzymać złość, ale nie jesteście w stanie tego zrobić. Modlicie się do Boga i przez chwilę czujecie się lepiej, ale później, kiedy tylko po raz kolejny znajdujecie się w takiej sytuacji, nie jesteście w stanie go przezwyciężyć. Czyż nie ukazuje to niedojrzałej postawy? Czy to, że ktoś popada w takie stany, nie jest pułapką? To są właśnie okowy skażonej natury szatana, które pętają ludzi” („Oddaj szczere serce Bogu, by pozyskać prawdę” w księdze „Zapisy wypowiedzi Chrystusa dni ostatecznych”). Słowa Boga pokazały mi, że tak naprawdę nie zmieniło się to, do czego dążyłam. Wciąż pragnęłam reputacji, statusu i być lepsza od innych. Opętana tymi truciznami zawsze chciałam się wyróżniać i wykonywać obowiązki ważne, które wymagały kwalifikacji. Sądziłam, że jedynie dzięki temu będę szanowana i doceniana, a Bóg mnie pochwali i pobłogosławi. Lekceważyłam każdą pracę, którą uważałam za nieważną, a nawet pogardzałam swoim obowiązkiem podlewania. Widząc, że dwóm siostrom przydzielano ważne obowiązki, a mnie tylko błahe zadania, których nikt nigdy nie doceni, byłam zazdrosna i czułam się urażona, a nawet narzekałam i obwiniałam Boga, że nie dał mi lepszego charakteru bądź umiejętności. To było takie nierozsądne! Przez niezaspokojone pragnienie statusu nie przykładałam się do swoich obowiązków, a nawet wybuchałam gniewem na inne siostry i byłam wobec nich niegrzeczna, by dać upust swojemu niezadowoleniu. Bez wątpienia było to dla nich krępujące i przykre. Im dłużej się nad tym zastanawiałam, tym bardziej winna się czułam. Zrozumiałam, jaka samolubna byłam i jak bardzo brakowało mi człowieczeństwa.
Później natknęłam się na ten fragment słów Boga: „Ludzie zawsze chcą zyskać rozgłos lub stać się celebrytami. Pragną zdobyć wielką sławę i prestiż oraz przynieść zaszczyt swym przodkom. Czy są to pozytywne rzeczy? Są to cele, którym daleko do bycia rzeczami pozytywnymi; co więcej, są one sprzeczne z prawem mówiącym o tym, że Bóg sprawuje władzę nad losem ludzkości. Dlaczego to mówię? Jakiego rodzaju ludzi pragnie widzieć Bóg? Czy pragnie widzieć człowieka otoczonego nimbem wielkości, celebrytę, osobę utytułowaną albo taką, która odmienia oblicze świata? (Nie, nie taką.) Jakiego rodzaju osobę pragnie zatem widzieć Bóg? Chce widzieć stojącą obiema nogami na ziemi osobę, która stara się być godnym tego miana stworzeniem Bożym, potrafi wypełniać obowiązki stworzenia Bożego i trzymać się wyznaczonego człowiekowi miejsca” („Można się pozbyć skażonych skłonności jedynie przez dążenie do prawdy i poleganie na Bogu” w księdze „Zapisy wypowiedzi Chrystusa dni ostatecznych”). Rozważając słowa Boga, zrozumiałam, że On nie chce szlachetnych ludzi ani szokujących talentów, lecz ludzi przyziemnych, którzy umieją wypełniać swoje obowiązki jako stworzenia Boże. Bóg nie wymaga ode mnie doskonałego charakteru ani nieprzeciętnych umiejętności, natomiast oczekuje, bym znała swoje miejsce i jak najlepiej wypełniała przydzielone mi obowiązki. I było to coś, co mogłam zrobić. Bóg daje każdemu człowiekowi inny charakter i inne talenty. Dopóki wykorzystujemy swoje możliwości jak najlepiej, pomagamy sobie nawzajem i współpracujemy, wypełniamy swoje obowiązki i zadowalamy Boga.
Przeczytałam też te słowa Boga: „Decyduję o przeznaczeniu każdej osoby nie na podstawie jej wieku, rangi, głębi cierpienia, a najmniej na podstawie stopnia, w jakim prosi się ona o litość, ale wedle tego, czy posiada prawdę. Nie ma innego wyjścia niż to. Musicie zrozumieć, że wszyscy ci, którzy nie podążają za wolą Boga, także zostaną ukarani. Jest to fakt, którego nie sposób zmienić” (Przygotuj dostatecznie wiele dobrych uczynków, by zasłużyć na swoje przeznaczenie, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Bóg jest sprawiedliwy. Jego pochwały ani przeznaczenie czy zakończenie przewidziane dla każdego z nas nie opierają się na prestiżu, renomie, poparciu innych ani na tym, jakie mamy możliwości. Natomiast zależą od tego, czy praktykujemy prawdę, poddajemy się Bogu i wypełniamy swoje obowiązki stworzeń Bożych. Weźmy na przykład arcykapłanów, uczonych w Piśmie i faryzeuszy. Mieli status i wpływy, a wielu ludzi ich ubóstwiało i popierało, lecz gdy Pan Jezus przybył, by dokonać swojego dzieła, nie szukali prawdy ani nie przyjęli dzieła Boga. Nawet szaleńczo potępiali Pana Jezusa i sprzeciwiali się Mu, by chronić swój status i dochody, a wreszcie przybili Go do krzyża i zasłużyli na przekleństwo oraz karę od Boga. Pomyślałam także o Noem, który posłuchał Boga i poddał się Mu. Sprzedał cały swój dobytek, by zbudować arkę. Wtedy wszyscy sądzili, że zwariował, lecz ponieważ posłuchał Boga, On go wyróżnił, dzięki czemu przetrwał potop. W Biblii jest też mowa o ubogiej wdowie. Wszystkim mogło się wydawać, że dwie monety, które oddała, to niewiele, lecz Bóg ją pochwalił, bo oddała Mu wszystko, co miała. Rozważając te historie, zrozumiałam, że Bóg jest naprawdę sprawiedliwy. Bóg ceni u ludzi szczerość. Nasze życie ma sens tylko wtedy, gdy słuchamy słów Boga, poddajemy się Mu, praktykujemy Jego słowa i wypełniamy swój obowiązek stworzenia Bożego. Dążenie do pochwał spowoduje jedynie to, że będziemy czynić zło, przeciwstawimy się Bogu i zasłużymy na Jego karę. Zrozumiałam, że Bóg nie zaaranżował dla mnie takiego obowiązku, bo chciał mojego cierpienia i poniżenia, ale ponieważ miał wobec mnie plan. Miałam zbytnią obsesję na punkcie statusu, więc trzeba mnie było zdemaskować i oczyścić, bym dobrze poznała siebie, zrzuciła kajdany prestiżu oraz statusu i żyła wolna, nieskrępowana przed obliczem Boga. Był to najlepszy sposób, by Bóg mógł mnie przemienić i oczyścić, to miłość i zbawienie od Boga. Potem nie chciałam już żyć dla prestiżu i statusu. Bez względu na to czy przydzielony mi obowiązek mógł innym wydawać się podrzędny, byłam gotowa się podporządkować i współpracować z braćmi i siostrami, by wypełniać nasze obowiązki.
Jakiś czas potem kilka osób miało zająć się sprawami kościoła poza nim. Gdy o tym usłyszałam, moje pragnienie znów się obudziło. Pomyślałam, że może w końcu dostanę szansę, by się wykazać. Gdy bracia i siostry rozważali kandydatury, ja miałam nadzieję, że wybiorą mnie, lecz postanowili posłać siostry Liu i Zhang. Poczułam lekkie rozczarowanie. Wydawało mi się, że moje pięć minut nigdy nie nadejdzie. Zrozumiałam, że znów zabiegam o sławę, więc pomodliłam się do Boga i porzuciłam złe pobudki. Pomyślałam, że do tej pory nie skupiałam się na pracy, lecz marnowałam czas i energię, zabiegając o status, i nie wypełniałam należycie swoich obowiązków. Codziennie walczyłam o status, co było naprawdę czymś okropnym. Czułam, że szatan mnie oszukał. Status i prestiż potrafią naprawdę zaszkodzić ludziom. Tak naprawdę każda osoba w naszym zespole ma inne umiejętności i charakter. Bóg zaaranżował wszystko tak, byśmy współpracowali, bo chce, byśmy wykorzystywali swoje umiejętności, uzupełniali i uczyli się od siebie nawzajem oraz dobrze współpracowali, by wypełnić nasze obowiązki. Już dawno temu Bóg zdecydował, jaki charakter i jaką postawę będę miała. Przesądził także z góry to, jaką rolę odegram w zespole i jaką funkcję będę pełniła. Powinnam więc cieszyć się swoim obowiązkiem, wypełniać go jak najlepiej i być rozsądną osobą, która umie podporządkować się Bogu. Gdy to zrozumiałam, uspokoiłam się. Ilekroć te dwie siostry wychodziły pełnić swoje obowiązki, modliłam się za nie i ze wszystkich sił starałam się wykonać swoją rutynową pracę, by pozostałe siostry mogły się skupić na swoich obowiązkach. Zachęcałem też braci i siostry do modlitwy i lektury słów Boga, by oprócz pracy znaleźli też czas na wejście w życie. Gdy zaczęłam się bardziej przykładać, poczułam spokój i stabilizację. Czułam, że zbliżyłam się do Boga, a moje relacje z braćmi i siostrami również się unormowały. Nie przywiązywałam już takiej wagi do prestiżu oraz statusu i otworzyłam się na innych. Serce przepełniała mi wdzięczność Bogu za tę małą przemianę. To osąd i skarcenie słowami Boga obudziły moje serce, ukazały mi bezsens i cierpienie związane z dążeniem do statusu i pomogły zrozumieć, że nasze życie ma sens tylko wtedy, gdy wierzymy w Boga, dążymy do prawdy i wypełniamy obowiązek istoty stworzonej!