30. Nie było mi łatwo zezygnować ze statusu
Urodziłem się w rodzinie rolników. Straciłem rodziców jako dziecko, więc ze starszym bratem byliśmy zdani na siebie. Byliśmy bardzo biedni i ludzie nami pogardzali. Myślałem wtedy: „Pójdę do szkoły i pewnego dnia będę lepszy od nich wszystkich”. Niestety na drugim roku studiów musiałem zrezygnować, ponieważ nie mieliśmy pieniędzy. Moje marzenie, żeby się wyróżnić, zostało zniszczone i byłem zdruzgotany.
W 1990 roku znalazłem wiarę w Pana Jezusa. Kaznodzieja powiedział, że poprzez wiarę w Pana nie tylko znajdziemy pokój w tym życiu, ale także życie wieczne po śmierci. Powiedział też, że im więcej ludzi nawrócimy głosząc ewangelię, tym bardziej będziemy błogosławieni i że otrzymamy nagrodę i koronę i zasiądziemy jako królowie obok Boga. W tym czasie przeczytałem w Biblii: „Dobrą walkę stoczyłem, bieg ukończyłem, wiarę zachowałem. Odtąd odłożona jest dla mnie korona sprawiedliwości” (2Tm 4:7-8). Postanowiłem opuścić rodzinę i zająć się szerzeniem ewangelii dla Boga. Byłem wtedy pełen energii i przez mniej niż rok nawróciłem kilkaset osób. Liczba nowych wyznawców rosła i do 1997 roku założyliśmy setki kościołów dla ponad 30,000 wyznawców. We wszystkich kwestiach miałam ostatnie słowo i gdzie bym nie pojechał pracować, bracia i siostry zawsze pozdrawiali mnie z szacunkiem i wozili, gdziekolwiek chciałem. Miałem zawsze pyszne jedzenie, przyjemne lokum i zwrot kosztów podróży. Polubiłem takie życie.
Pewnego dnia byłem na zgromadzeniu z przywódczynią wyższego szczebla, która powiedziała nam o nowym wyznaniu, Błyskawicy ze Wschodu, głoszącym, że Pan Jezus powrócił jako Bóg Wszechmogący. Dodała, że ich kazania są bardzo patetyczne. Wielu dobrych członków naszych kongregacji zostało przez nich skradzionych, a nawet współpracownicy z naszego kościoła, brat Wang i brat Wu, przeszli do Błyskawicy ze Wschodu. Przywódczyni kazała nam odrzucić tych dwóch braci, a gdybyśmy przyłapali kogoś na słuchaniu kazań Błyskawicy ze Wschodu, jego też mamy natychmiast wyrzucić. Byłem zadziwiony. Nieźle znałem obu braci. Dobrze znali Biblię i szczerze wierzyli w Boga. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego przeszli do Błyskawicy ze Wschodu. Pod koniec roku obaj bracia niespodziewane odwiedzili mnie w domu. Wahałem się, czy ich wpuścić, ponieważ obawiałem się, że chcą mnie oszukać. Ale wtedy pomyślałem: „Co by się nie działo, wierzę w Pana i nie mogę wypędzić ich obu sprzed drzwi”. Zaprosiłem ich zatem do środka. Powiedzieli, że aby przyjąć Pana, muszę skupić się na słuchaniu głosu Boga, i że nie powinienem odrzucać szukania lub sprawdzania prawdziwej drogi ze strachu przed oszukaniem. Następnie dokładnie opisali, jak być panną mądrą, która słyszy głos Boga i jak odróżnić prawdziwą drogę od fałszywej. Ich słowa były ożywcze i oświecające. Byłem całkowicie przekonany. Wychodząc, dali mi książkę, mówiąc, że zawiera wypowiedzi Boga Wszechmogącego. Zachęcali, bym ją przeczytał i nie przegapił szansy na powitanie Pana. Po ich wyjściu zacząłem się martwić, że jestem zwodzony na manowce, i jeśli przywódczyni dowie się, że zaprosiłem tych dwóch braci do domu, zostanę wydalony z kościoła. Ale potem pomyślałem: „Jeśli Bóg Wszechmogący to naprawdę Pan Jezus, który powrócił, a ja tego nie sprawdzę ze strachu przed wydaleniem, to czy nie jestem osobą, która odrzuca Boga i Mu się opiera?”. Na tę myśl postanowiłem, że zainteresuję się dziełem dni ostatecznych Boga Wszechmogącego.
Codziennie czytałem słowa Boga Wszechmogącego. W międzyczasie dwaj bracia opowiedzieli mi o trzech etapach Bożego dzieła zbawienia ludzkości, o tajemnicy wcielenia Boga, o tym, jak Bóg dokonuje dzieła osądzania w dniach ostatecznych, by obmyć i zbawić człowieka, jak Bóg zakończy wszystkie epoki, jak królestwo Chrystusa dokonuje się na ziemi, i więcej. Przez wszystkie lata wiary w Pana nigdy nie słyszałem czegoś podobnego i z każdą chwilą słowa Boga Wszechmogącego wydawały mi się coraz bardziej władcze i potężne. Miałem coraz większe wrażenie, że Bóg Wszechmogący to naprawdę Pan Jezus, który wrócił i że powinienem to zbadać. Czułem jednak wewnętrzny konflikt. Pastorowie i starszyzna od lat potępiali Błyskawicę ze Wschodu, a wraz z nimi i ja zamykałem kościół możliwie szczelnie, żeby nikt nie miał kontaktu z tą wiarą i wydalałem każdego, kto ją przyjął. Jeśli przejdę do Błyskawicy ze Wschodu, co pomyśli o mnie 30,000 wiernych w moim kościele? Byłoby wspaniale, gdyby poszli za mną do Błyskawicy ze Wchodu, ale jeśli tak się nie stanie, na pewno mnie odrzucą. Wspomniałem, jak niezależnie od pogody, głosiłem kazania i pracowałem dniami i nocami, ryzykowałem prześladowanie przez KPCh, budując wszystkie te kościoły wśród krwi, potu i łez. Dużo mnie kosztowało, by dotrzeć do tego miejsca i by tyle osób miało o mnie tak wysokie mniemanie – jak mogę to po prostu odrzucić? Poza tym, jeśli każdy z moich podwładnych przyjąłby Boga Wszechmogącego, czy mógłbym nadal być ich przywódcą? Ale wtedy pomyślałem: „Jeśli Bóg Wszechmogący to naprawdę Pan Jezus, który powrócił, a ja Go nie przyjmę, to czy nie przegapię szansy na powitanie Pana?”. Rozmyślałem nad tym, niezdolny do podjęcia decyzji. Właśnie wtedy moja żona zaskoczyła mnie, kiedy po usłyszeniu słów Boga Wszechmogącego powiedziała: „Słuchałam słów Boga Wszechmogącego i wierzę, że to głos Boga. Jeśli Bóg Wszechmogący to naprawdę Pan Jezus, który powrócił, musimy się tym zainteresować tak szybko, jak się da!”. Odparłem poirytowany: „Wiem, ale to nie takie proste. Przywódcy i współpracownicy szczelnie zamknęli nasz kościół, tak aby nikt nie mógł zbadać Błyskawicy ze Wschodu. Jeśli przejdę na ich wiarę, tutaj na pewno zostanę odrzucony”. Ale to tylko zdenerwowało moją żonę i powiedziała: „Po co wierzyliśmy w Pana przez te wszystkie lata? Czy nie czekaliśmy na przyjście Pana, żeby zostać pochwyceni do królestwa niebieskiego? Pan powrócił, więc nawet jeśli nie jesteś przywódcą, musisz przyjąć dzieło Boga i powitać Pana!”. Przyznałem jej rację, ale wciąż myślałem: „Jesteś prostą kobietą. Muszę wziąć pod uwagę 30,000 ludzi. Muszę być ostrożny. Lepiej się jeszcze zastanowię”. Przez wiele miesięcy nie przeszedłem do Błyskawicy ze Wschodu. W tym czasie bracia i siostry z Kościoła Boga Wszechmogącego często mnie odwiedzali. Cierpliwie ze mną rozmawiali i w sercu jasno widziałem, że to faktycznie dzieło Boga, ale z uwagi na moją pozycję, nadal odwlekałem zmianę wiary. Po jakimś czasie bracia i siostry dostrzegli mój stan. Pewnego razu, na zgromadzeniu z bratem Bai i bratem Songiem, brat Song opowiedział mi o swoich doświadczeniach. On też był wcześniej przywódcą odpowiedzialnym za kilkadziesiąt kościołów. Gdy usłyszał ewangelię w formie słów Boga Wszechmogącego, był pewien, że Bóg Wszechmogący to Pan Jezus, który powrócił. Ale kiedy miał naprawdę zmienić wiarę, zaczął się wahać i myślał: „Jeśli przyjmę Boga Wszechmogącego, to czy wciąż mogę być przywódcą? Czy mogę prowadzić tylu ludzi?”. Wtedy przypomniał sobie przypowieść Pana Jezusa o przewrotnych rolnikach z ewangelii według św. Mateusza, rozdział 21, wersy 33 do 41: „Był pewien gospodarz, który założył winnicę. Ogrodził ją płotem, wykopał w niej prasę, zbudował wieżę i wydzierżawił ją rolnikom, i wyjechał. A gdy nadszedł czas zbiorów, posłał swoje sługi do rolników, aby odebrali plony tej winnicy. Lecz rolnicy schwytali jego sługi, jednego pobili, innego zabili, a jeszcze innego ukamienowali. Wtedy posłał inne sługi, więcej niż za pierwszym razem, ale postąpili z nimi tak samo. W końcu posłał do nich swego syna, mówiąc: Uszanują mego syna. Lecz rolnicy, gdy zobaczyli syna, mówili między sobą: To jest dziedzic. Chodźmy, zabijmy go, a posiądziemy jego dziedzictwo. I schwytali go, wyrzucili z winnicy i zabili. Gdy więc przyjdzie pan winnicy, co zrobi z tymi rolnikami? Odpowiedzieli mu: Złych srogo wytraci, a winnicę wydzierżawi innym rolnikom, którzy będą mu oddawać plony we właściwym czasie”. Brat Song powiedział, że miał straszne wyrzuty sumienia. Pan powierzył mu opiekę nad swoją trzódką, a teraz, kiedy Pan powrócił, zamiast prowadzić braci i siostry, by Go powitali, próbował ich sobie przywłaszczyć i odrzucić Pana. Zachowywał się dokładnie jak ci przewrotni rolnicy i sam był przewrotnym sługą, który opierał się Panu. Spytał siebie: „Czy wierzę w Boga po to, żeby zostać przywódcą? Czy robię to dla statusu i zarobku? Czy naprawdę wierzę w Boga?”. Myśląc te rzeczy, czuł głęboką skruchę, więc spowiadał się i pokajał przed Bogiem, a następnie przyjął Boga Wszechmogącego. Potem głosił ewangelię wszystkim podległym mu braciom i siostrom. Kiedy usłyszałem jego słowa, czułem wstyd i smutek. Aby chronić własny status, zwlekałem z przyjęciem dzieła Boga Wszechmogącego, choć wiedziałem, że to naprawdę dzieło Boga. Nie pozwalałem też braciom i siostrom, by się nim zainteresowali. Odmawiałem Bogu Jego owieczek. Byłem przewrotnym sługą i zasługiwałem na przeklęcie i karę. Ale gdy pomyślałem o tym, jak szczelnie zamknąłem kościół i że ani jedna osoba nie przyjęła dzieła dni ostatecznych Boga Wszechmogącego, pomyślałem: „Jeśli ja je przyjmę, to czy nie strzelę sobie w stopę? Będę jeszcze mógł się gdzieś pokazać? Jeśli ludzie w moim kościele dowiedzą się, że przyjąłem dzieło dni ostatecznych Boga Wszechmogącego, na pewno mnie znienawidzą i odrzucą. Wtedy nic mi nie zostanie”. Postanowiłem go nie przyjmować.
Kilka dni później, na innym spotkaniu z dwoma braćmi, powiedziałem im o moich wątpliwościach. Oszukiwałem i owijałem w bawełnę, pytając: „Jeśli ludzie, których prowadzę, też uwierzą w Boga Wszechmogącego, kto będzie ich przywódcą? Czy będą to ci sami przywódcy i współpracownicy co teraz?”. Naprawdę chciałem powiedzieć: „To ja muszę być ich przywódcą”. Ale brat Bai zaskoczył mnie, mówiąc: „Gdy przyjmujemy dzieło dni ostatecznych Boga Wszechmogącego, to sam Bóg nas prowadzi, podlewa i kieruje. W naszym kościele władzę dzierżą Chrystus i prawda. Przywódcy kościoła są wybierani, więc kto rozumie prawdę i posiada fakty, kto umie podlewać braci i siostry i rozwiązywać ich problemy, ten zostaje wybrany”. Dalej powiedział: „Jeśli będziesz dążył do prawdy, możesz zostać wybrany na przywódcę. W kościele jest wiele różnych obowiązków: przywódcy, głoszący ewangelię – każdy ma swoją funkcję. Obowiązków nie dzielimy na ważne i nieważne czy o niskim i wysokim statusie. Dlatego, że każdy jest równy przed Bogiem, czym kompletnie różnimy się od innych wyznań”. Im dłużej słuchałem brata Bai, tym bardziej byłem strapiony, aż miałem nieszczęśliwą minę. Myślałem: „Nie sądzę, że jeszcze kiedyś będę przywódcą tak dużej liczby ludzi”.
Brat Song zauważył, jak się czuję i opowiedział mi o doświadczeniu króla Niniwy. Powiedział: „Król Niniwy był władcą narodu. Kiedy usłyszał, że Jonasz głosi słowa Boga, mówiące, że Niniwa zostanie zniszczona, zstąpił z tronu i poprowadził całe miasto, by przyodziało włosiennice, pokryło się popiołem, padło na kolana, by spowiadać się i kajać przed Bogiem. Bóg się ulitował i miasto zostało oszczędzone”. Mówił dalej: „Jako przywódca kościoła, czy gdy stoisz w obliczu wielkiego wydarzenia, jakim jest przyjście Pana, nie powinieneś być jak król Niniwy i poprowadzić braci i siostry, by się spowiadali i kajali przed Bogiem?”. Jego słowa naprawdę mnie poruszyły. Miał rację – król Niniwy był władcą narodu. Jeśli ktoś o tak wysokiej pozycji może ukorzyć się, wyspowiadać i kajać przed Bogiem, czemu ja nie mogłem zrzec się mojego statusu i przyjąć Bożego dzieła dni ostatecznych? Brat Song mówił dalej: „Kiedy Pan Jezus dokonał swego dzieła, faryzeusze chcieli zabezpieczyć swoje pozycje i zarobki, więc robili, co mogli, by opierać się i potępiać Pana Jezusa, zatrzymując wiernych pod swoją kontrolą. Pan Jezus skarcił ich, mówiąc: »Lecz biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo zamykacie królestwo niebieskie przed ludźmi. Sami bowiem tam nie wchodzicie ani wchodzącym nie pozwalacie wejść« (Mt 23:13)”. Brat Song powiedział: „Bóg wyraża prawdę i czyni dzieło osądzania w dniach ostatecznych – jest to ewangelia nadejścia królestwa niebieskiego. Najpierw wierzyłeś w opowiadane ci kłamstwa i zgodnie z życzeniem przywódców religijnych zamknąłeś kościół, tak by bracia i siostry nie mogli przyjąć Bożego dzieła dni ostatecznych. Robiąc to, przeciwstawiłeś się Bogu. Teraz przeczytałeś już słowa Boga Wszechmogącego i stwierdziłeś, że On jest Panem Jezusem, który powrócił. Jeśli będziesz nadal uparcie odmawiał przyjęcia dzieła Bożego albo przekazania braciom i siostrom wieści o powrocie Pana, trzymając ich z dala od królestwa niebieskiego, to świadomie uczynisz zło i popełnisz kolejny błąd”. Powiedział: „To byłoby wielkie zło przeciw Bogu! Jeśli bracia i siostry stracą szansę na zbawienie, ponieważ ty ich powstrzymałeś, byłby to krwawy dług! Nie bylibyśmy w stanie spłacić tego długu, nawet gdybyśmy raz za razem umierali. Jeśli jednak poprowadzisz braci i siostry przed Boga, nie dość, że cię nie znienawidzą, ale podziękują ci za podzielenie się z nimi ewangelią królestwa niebieskiego i drogą życia wiecznego”.
Brat Bai przeczytał nam następnie kilka fragmentów słów Boga Wszechmogącego: „Gdy Bóg staje się ciałem i przychodzi, aby działać wśród ludzi, wszyscy widzą Go i słyszą Jego słowa, i wszyscy widzą czyny Boga w ciele. W tym momencie wszystkie wyobrażenia człowieka stają się tylko pianą. Jeśli chodzi o tych, którzy widzieli Boga objawiającego się w ciele, nie będą oni potępieni, jeśli chętnie Mu podporządkują, podczas gdy ci, którzy celowo stawiają opór Bogu, zostaną uznani za Jego obstrukcjonistów. Tacy ludzie są antychrystami i wrogami, którzy świadomie stawiają opór Bogu” (Wszyscy ludzie, którzy nie znają Boga, są tymi, którzy stawiają Mu opór, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „Istnieją ludzie, którzy czytają Biblię w wielkich kościołach i całymi dniami ją recytują, ale żaden z nich nie rozumie celu Bożego dzieła. Ani jeden z nich nie jest w stanie poznać Boga, a ponadto ani jeden z nich nie jest w zgodzie z Bożymi intencjami. Wszyscy są bezwartościowymi, nikczemnymi ludźmi, każdy z nich się wywyższa, by pouczać »Boga«. Są to ludzie, którzy niosą sztandar Boga, a rozmyślnie stawiają Mu opór; którzy noszą etykietkę wierzących w Boga, równocześnie jedząc ciało i pijąc krew człowieka. Wszyscy tacy ludzie to diabły, które pożerają duszę człowieka, główne demony, które celowo przeszkadzają tym, którzy starają się wejść na właściwą ścieżkę, i kłody pod nogami, utrudniające wędrówkę tym, którzy szukają Boga. Może się wydawać, że mają oni »solidną budowę«, więc skąd ich naśladowcy mają wiedzieć, że są samymi antychrystami, którzy doprowadzają człowieka do oporu wobec Boga? Skąd ich naśladowcy mają wiedzieć, że są oni żywymi diabłami przeznaczonymi do pożerania ludzkich dusz?” (Wszyscy ludzie, którzy nie znają Boga, są tymi, którzy stawiają Mu opór, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Kiedy skończył czytać, byłem dość zaniepokojony. Czułem się, jakby ktoś mnie spoliczkował i zrobiłem się czerwony jak burak. Chciałem się zapaść pod ziemię. Doskonale wiedziałem, że Pan Jezus powrócił, że wyrażał wiele prawd i wykonywał dzieło osądzania i obmywania ludzi. Ale w celu zabezpieczenia swojej pozycji i zarobków, nie chciałem przyjąć Bożego dzieła dni ostatecznych i zamknąłem kościół, żeby owieczki Boże nie mogły usłyszeć Jego głosu i się do Niego zwrócić. Czym różniłem się od faryzeuszy, którzy opierali się Panu Jezusowi tyle lat temu? Pan jest naszym Pasterzem, a teraz powrócił, żeby wezwać do siebie swoje owieczki. Musiałem oddać Bogu Jego owieczki. Jak mogłem dalej chronić swoją pozycję? Miałem czekać, aż spadnie na mnie kara Boża? Zdecydowałem, że nie mogę dłużej opierać się Bogu. Nawet jeśli przestanę być przywódcą i wszyscy mnie odrzucą, muszę przyjąć Boże dzieło dni ostatecznych, poprowadzić braci i siostry przed Boga i oddać Mu Jego trzódkę. Kiedy to pomyślałem, zdecydowałem się przyjąć dzieło dni ostatecznych Boga Wszechmogącego i zacząć głosić ewangelię ludziom, którym przewodziłem.
Jakiś czas później, dzięki przewodnictwu Ducha Świętego, ponad 10,000 osób z mojego kościoła przyjęło Boże dzieło dni ostatecznych. Dzięki Bogu, wreszcie poprowadziłem Bożą trzódkę do Niego i czułem spokój.
Pół roku później coraz więcej ludzi z całego rejonu dołączało do kościoła, więc kościoły trzeba było podzielić regionami oraz wybrać przywódców i pracowników. Jednak ja arogancko myślałem: „Nieważne, jak podzielą kościoły, wciąż będę przywódcą, dzięki moim umiejętnościom i doświadczeniu. Mogę bez problemu zarządzać kilkoma kościołami”. Jednakże kilka dni później byłem na spotkaniu z dwoma braćmi, kiedy podszedł przywódca kościoła i powiedział: „Nadeszła pora głoszenia ewangelii królestwa. Potrzebujemy braci i sióstr o dobrym charakterze, którzy dobrze znają Biblię, żeby głosili ewangelię w innych rejonach. To wyjątkowo ważne zadanie. Czy wy trzej chcecie się go podjąć?”. Dwaj bracia z radością się zgodzili, ale ja nie byłem zadowolony i myślałem: „W mojej poprzedniej wierze przez lata prowadziłem kościoły, zarządzając tysiącami ludzi. Teraz wracam do głoszenia ewangelii, podczas gdy jacyś moi podwałdni zostaną przywódcami. Jak będę mógł się tu jeszcze pokazać? To poniżające!”. Myślałem o latach, gdy byłem przywódcą, byłem poważany i uwielbiany, gdziekolwiek jechałem, wszędzie miałem to, czego sobie życzyłem. Teraz nie miałem nic i musiałem znowu znosić cierpienie głoszenia ewangelii. Nie mogłem się na to zgodzić. Ale odmowa w obecności pozostałych byłaby żenująca, więc niechętnie się zgodziłem. Pomyślałem: „Muszę dobrze głosić ewangelię. Jeśli nawrócę dużo ludzi, bracia i siostry będą mnie podziwiali”. Kiedy już zacząłem, głoszenie ewangelii szło mi dobrze. Niebawem ponad 400 osób przyjęło nowe dzieło Boga. W tamtym momencie czułem, że nieważne, gdzie byłem, bracia i siostry witali mnie entuzjastycznie i mnie podziwiali. Ponownie żyłem przyjemnie, dzięki zajmowanej pozycji, a mój zapał do głoszenia ewangelii tylko urósł.
W sierpniu 2000 roku wyjechałem z miasta z bratem Liu, żeby głosić ewangelię. Brat Liu wierzył w Boga Wszechmogącego dłużej ode mnie i jasno omawiał prawdę. Byłem zadowolony, bo mogłem korzystać z jego mocnych stron, żeby zatuszować własne braki. Pewnego razu poszliśmy głosić ewangelię grupie ludzi należącej do innego wyznania. Przedstawili kilka religijnych pojęć i chciałem je z nimi omówić. Ale ponieważ moje zrozumienie prawdy było niedoskonałe, bardzo chciałem pomóc, ale nie mogłem. W końcu brat Liu spokojnie rozmawiał z nimi, by obalić ich pojęcia. Mówił rzeczowo i rozsądnie. Słuchający go ludzie początkowo tego nie przyjęli, ale z czasem zaczęli nabierać pewności, że słowa brata Liu były prawdziwe, aż ostatecznie zaczęli potakiwać. Widząc taki rozwój wypadków, czułem zazdrość i podziw wobec brata Liu. Myślałem: „Jego omówienia są takie jasne. Jeśli tak dalej pójdzie, będzie na moim tle dobrze wypadał, a ludzie powiedzą, że jest ode mnie lepszy. Nie ma mowy! Muszę uzbroić się w prawdę i prześcignąć brata Liu”. Po powrocie do domu zacząłem czytać słowa Boga od świtu do zmierzchu, uzbrajając się w prawdy do głoszenia ewangelii. Nawet w czasie posiłków rozmyślałem nad interpretacjami brata Liu, żebym następnym razem wiedział, co powiedzieć, żeby wypaść co najmniej tak dobrze jak on.
Jednak ku mojemu zaskoczeniu, następnym razem, gdy głosiliśmy ewangelię tym ludziom, zadali nowe pytania, na które nie mogłem udzielić jasnych odpowiedzi. Widząc, że nie rozumieją, co mówię, poczułem się zażenowany. W tym momencie brat Liu pospiesznie przejął pałeczkę. Słuchali go uważnie, potakując od czasu do czasu, i ostatecznie wszystko dobrze zrozumieli. Mnie udało się tylko narobić sobie wstydu i chciałem się zapaść pod ziemię. Pomyślałem: „Przyjechałem z bratem Liu, ale nie umiałem nic powiedzieć i do niczego się nie nadałem. Nadal potrzebują, żeby się włączył i pomógł odpowiedzieć na ich pytania. Co za upokorzenie!”. Chciałem odzyskać trochę godności, więc wykorzystałem przerwę w wypowiedzi brata Liu, żeby wtrącić kilka słów. Następnego dnia wszyscy przyjęli ewangelię. Byłem z tego zadowolony, ale w środku byłem strapiony. Czułem, że przyjęcie przez nich ewangelii nie miało ze mną nic wspólnego i nie za bardzo się popisałem. Po wspólnym posiłku nowi wyznawcy zapytali o nasze doświadczenia. Pomyślałem: „Zazwyczaj brat Liu się wyróżnia, ale teraz mogę skorzystać z okazji, by opowiedzieć o własnych doświadczeniach, żeby nie sądzili, że nie mam nic do powiedzenia”. Więc zacząłem opowiadać o wykonanej pracy, cierpieniach, które zniosłem i o 10,000 ludzi, których zawiodłem z powrotem do Boga. Niczego nie ominąłem. Niektórzy z braci i sióstr byli zdumieni, inni patrzyli na mnie z uwielbieniem, a jeszcze inni uważnie słuchali. Byłem zachwycony. Siedziałem wyprostowany i mówiłem z przekonaniem.
Kiedy wróciłem do domu, pomyślałem: „Brakuje mi prawdy, jeśli chodzi o głoszenie ewangelii. Czy powinienem porozmawiać o tym z bratem Liu?”. Ale potem pomyślałem: „Czy jeśli poproszę go o pomoc, nie pokażę, że jest ode mnie lepszy? Zapomnij, będę się potajemnie zbroił w prawdę. Nie poproszę go”. Później, kiedy ponownie poszliśmy głosić ewangelię, bracia i siostry serdecznie powitali brata Liu. Zgromadzili się wokół niego, pytając o różne rzeczy. To mnie zasmuciło, opuściłem głowę i stanąłem z boku, myśląc: „Po co tu jestem, skoro brat Liu tak trafnie odpowiada? Nie jestem w ich oczach piątym kołem u wozu? To on się zawsze wyróżnia i jeśli tak będzie dalej, nikt nie będzie miał o mnie wysokiego mniemania”. Nagle zaświtała mi buńczuczna myśl, że nie chciałem już spełniać obowiązku z bratem Liu. Gdy to pomyślałem, zawsze gdy miałem iść z bratem Liu głosić ewangelię, zaczynałem szukać wymówek, mówić, że źle się czuję i nie chcę iść. Czasami, nawet kiedy z nim szedłem, nic nie mówiłem i tylko gdy ktoś zadawał mi pytanie, niechętnie odpowiadałem w kilku słowach. Po prostu nie chciałem z nim pracować. Ostatecznie pracowaliśmy razem przez dwa miesiące, ale ja ciągle rywalizowałem o sławę i walczyłem o ochronę własnych interesów. Byłem w coraz mroczniejszym nastroju, czułem się coraz gorzej, jednak nie pomyślałem o skrusze. W tym właśnie czasie Bóg poddawał mnie chłoście i dyscyplinowaniu.
Pewnego dnia zostałem wysłany do północnowschodnich Chin, żeby tam głosić ewangelię. Kiedy się o tym dowiedziałem, bardzo się cieszyłem, myśląc: „Przynajmniej nie muszę już pracować z bratem Liu. To moja szansa, by zabłysnąć. Kiedy nawrócę ludzi, głosząc ewangelię, będzie to tylko moja zasługa. Bracia i siostry na pewno będą mnie podziwiać”. Nie mogłem przewidzieć, że po drodze zatrzyma mnie policja, a że nie miałem dowodu osobistego, aresztowali mnie, myśląc, że jestem uciekającym mordercą. Bez względu na to, jak się tłumaczyłem, nie chcieli mnie słuchać i torturowali mnie przez trzy dni i noce. Nie wolno mi było jeść, spać, ani napić się nawet kropli wody. Bili mnie, aż zacząłem krwawić z nosa i ust, a oczy miałem tak spuchnięte, że nie mogłem ich otworzyć. Zbili mnie na miazgę. Pamiętam, że ciągle mdlałem: śmierć byłaby błogosławioną ulgą. Czułem się udręczony i nienawidziłem tych diabłów za czynienie takiego zła. Nie przeprowadzili dokładnego śledztwa i nie mieli dowodów, a jednak zostałem poddany brutalnemu przesłuchaniu. Wtedy ciągle modliłem się do Boga, prosząc Go o ochronę i przewodnictwo. Zrozumiałem, że Bóg pozwala, by to wszystko mi się przytrafiło i że powinienem szukać prawdy i coś z tego doświadczenia wynieść Zacząłem się nad sobą zastanawiać: „Czemu mi się to przytrafia?”. Wtedy przypomniał mi się fragment słów Boga: „Im więcej będziesz poszukiwać w ten sposób, tym mniejsze plony zbierzesz. Im większe u człowieka pragnienie statusu, tym mocniej trzeba go przyciąć i tym bardziej będzie musiał przejść wielkie oczyszczenie. Tacy ludzie są zupełnie nic nie warci! Trzeba koniecznie ich przyciąć i odpowiednio osądzić, aby na dobre wyzbyli się takiego myślenia. Jeśli w ten sposób będziecie podążać za Mną do samego końca, nie zbierzecie żadnych plonów” (Dlaczego nie chcesz być narzędziem kontrastu? w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Gdy rozważałem słowa Boga, zrozumiałem, jak bardzo pragnąłem statusu. Wspomniałem czas, który spędziłem głosząc ewangelię z bratem Liu. Kiedy widziałem, jak dobrze mówił i jak wszyscy patrzyli na niego z uwielbieniem, stałem się zazdrosny i chciałem z nim rywalizować, żeby zobaczyć, kto był lepszy. Opowiadałem nowym wyznawcom o swoich doświadczeniach, by się wynieść i popisać, żeby mnie podziwiali i uwielbiali. Kiedy bracia i siostry mnie nie uwielbiali, byłem negatywny i stawiałem opór i nie chciałem już pracować z bratem Liu, a obowiązek spełniałem mechanicznie. Nie spełniałem obowiązku, żeby dawać świadectwo Bogu, ale chciałem zyskać sławę i status. Byłem ohydny! Dążyłem tylko do sławy i dbałem o swoje interesy. Nawet nie pomyślałem, żeby się pokajać, choć popadłem w bardzo mroczny stan. Byłem niepokorny! Im więcej o tym myślałem, tym bardziej się nienawidziłem. Modliłem się do Boga. Powiedziałem: „Dobry Boże, spełniając obowiązek, dążyłem tylko do statusu i rywalizowałem o sławę i zysk. Jak musiałeś mnie nienawidzić! Teraz mnie chłoszczesz i dyscyplinujesz, a ja naprawdę chcę nad sobą rozmyślać i być posłusznym Twoim ustaleniom i planom. Jeśli to przeżyję, chcę porzucić pogoń za statusem i naprawdę dążyć do prawdy”. Ku mojemu zaskoczeniu, kiedy się podporządkowałem i nauczyłem kilku lekcji, Bóg okazał mi litość. Policja znalazła mój dowód osobisty w systemie i, kiedy zrozumiała, że nie jestem mordercą, wypuściła mnie.
Po powrocie do domu pojechałem na kontrolę w szpitalu. Miałem złamaną prawą nogę i jedno z żeber. Przez następne miesiące w czasie rekonwalescencji w domu jadłem i piłem słowa Boga i rozmyślałem nad sobą. Pewnego dnia przeczytałem dwa fragmenty słów Boga. Bóg Wszechmogący mówi: „W waszych dążeniach macie zbyt wiele własnych wyobrażeń, nadziei i wizji przyszłości. Obecne dzieło dokonywane jest po to, aby przyciąć wasze pragnienie statusu i wygórowane zachcianki. Wszystkie te nadzieje, pragnienie statusu oraz błędne wyobrażenia są klasycznymi przejawami szatańskiego usposobienia. Powodem, dla którego takie rzeczy istnieją w ludzkich sercach, jest wyłącznie to, że trucizna szatana nieustannie trawi ludzkie myśli, a ludzie nigdy nie są w stanie zrzucić z siebie jarzma tych szatańskich pokus. Żyją pośród grzechu, ale nie wierzą, że jest to grzech, i ciągle sobie myślą: »Wierzymy w Boga, więc On musi obdarzać nas błogosławieństwami i odpowiednio wszystko dla nas organizować. Wierzymy w Boga, więc musimy być lepsi od innych, musimy mieć wyższy status i lepszą przyszłość niż ktokolwiek inny. Ponieważ wierzymy w Boga, musi On obdarzać nas bezgranicznymi błogosławieństwami. Inaczej nie można by tego nazwać wierzeniem w Boga«. Przez wiele lat sposób myślenia, który ludzie obrali, aby przetrwać, wyniszczał ich serca do tego stopnia, że stali się zdradliwi, tchórzliwi i podli. Nie dość bowiem, że brak im siły woli i determinacji, to jeszcze stali się także chciwi, butni i samowolni. Zupełnie brak im determinacji do przekroczenia siebie, a ponadto nie mają ani krzty odwagi, by zrzucić z siebie ograniczenia będące wynikiem tych mrocznych wpływów. Myśli i życia ludzi są tak dalece przegniłe, że ich poglądy na temat wiary w Boga pozostają wciąż nieznośnie, wręcz odrażające, i nawet wtedy, gdy o nich mówią, wprost nie da się tego słuchać. Wszyscy ludzie są tchórzliwi, nieudolni, godni pogardy i słabowici. Nie czują odrazy do sił ciemności, ani nie pałają miłością do światła i prawdy. Zamiast tego, robią, co w ich mocy, aby je odrzucić. Czyż nie takie właśnie są wasze obecne myśli i zapatrywania? »Skoro wierzę w Boga, powinienem być obsypywany błogosławieństwami, a także mieć pewność, że mój status nigdy się nie obniży i pozostanie wyższy niż status niewierzących«. W waszym wnętrzu żywicie takie zapatrywania nie od roku czy dwóch; myślicie tak już od wielu lat. Wasza wyrachowana mentalność jest aż zanadto rozwinięta. Chociaż dotarliście dzisiaj do tego etapu dzieła, nadal nie zrezygnowaliście ze statusu, tylko ciągle staracie się do niego dążyć i co dnia przyglądacie mu się z głęboką obawą, że któregoś dnia wasza pozycja przepadnie i utracicie dobre imię. Ludzie nigdy nie wyrzekli się pragnienia wygody. (…) Jest wam trudno odrzucić wasze perspektywy i wasze przeznaczenie. Jesteście teraz uczniami i zyskaliście pewne zrozumienie tego etapu dzieła. Nie odrzuciliście jednak nadal swego pragnienia statusu. Gdy status wasz jest wysoki, wasze dążenie jest gorliwe, lecz kiedy jest niski, nie chce wam się już do niczego dążyć. Ciągle macie na uwadze korzyści płynące ze statusu. Dlaczego większość ludzi nie jest w stanie wyzwolić się od negatywnej postawy? Czyż nie jest to zawsze spowodowane niewesołymi perspektywami na przyszłość?” (Dlaczego nie chcesz być narzędziem kontrastu? w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło).
„Człowiek żyje wśród ciała, co oznacza, że żyje w ludzkim piekle i bez Boskiego sądu i karcenia jest równie ohydny jak szatan. W jaki sposób człowiek może być święty? Piotr uważał, że karcenie i sąd Boży są dla człowieka najlepszą ochroną i największą łaską. Jedynie przez karcenie i sąd Boży człowiek może się obudzić i znienawidzić ciało, znienawidzić szatana. Surowa dyscyplina ze strony Boga uwalnia człowieka spod wpływu szatana, uwalnia go z jego własnego małego świata i pozwala mu żyć w świetle Boskiej obecności. Nie ma lepszego zbawienia niż karcenie i sąd!” (Doświadczenia Piotra: jego znajomość karcenia i sądu, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Po przeczytaniu tych słów rzewnie płakałem. Wreszcie pojąłem, że Bóg osądza i karci nie dlatego, że nienawidzi ludzi, ale dlatego, że chce ich zbawić. Chce naprawić moje błędne pojęcie o dążeniu do sławy i statusu. Od dziecka żyłem według szatańskich trucizn: „Wyróżniać się i przynosić zaszczyt przodkom” i „Człowiek zawsze dąży ku górze, woda płynie w dół”. Przy każdej okazji chciałem się wyróżnić, a nawet o tym marzyłem. Kiedy zacząłem wierzyć w Pana, dokonałem poświęceń i poniosłem koszty, by zdobyć wysoki status, żeby bracia i siostry podziwiali i ubóstwiali mnie. Chciałem nawet rządzić jak król u boku Chrystusa. Moja ambicja nie miała granic! Kiedy usłyszałem ewangelię Boga Wszechmogącego, wiedziałem, że Pan przyszedł, ale nie chciałem tego przyjąć, ponieważ nie chciałem oddać swojej pozycji przywódcy, i niemal stałem się przewrotnym sługą, który powstrzymał wiernych od dostania się do królestwa Boga. Przez dwa lata, odkąd przyjąłem dzieło Boga Wszechmogącego, pozornie wydawało się, że porzuciłem rolę przywódcy, ale moje serce pozostawało we władaniu sławy i statusu. Kiedy bracia i siostry podziwiali i ubóstwiali mnie, spełniałem mój obowiązek z radością i energią. Ale kiedy reagowali obojętnie, byłem osowiały i smutny i nie chciałem spełniać obowiązku. Zauważyłem, że nie spełniam obowiązku, żeby dążyć do prawdy i zmienić swoje usposobienie lub być chwalonym przez Boga, ale żeby wywyższać się nad innych, żeby mnie podziwiali i żeby spełnić własne ambicje i pragnienia. Czy nie chciałem wykorzystać Boga i nie próbowałem Go oszukać? Przeciwstawiałem się Bogu! Żyłem według tych szatańskich trucizn, robiąc się coraz bardziej aroganckim, bez cienia człowieczeństwa czy rozumu. Gdyby nie osądzanie i oświecenie przez słowa Boga oraz Jego chłosta i dyscyplina, nigdy bym nie zrozumiał, jak bardzo skaził mnie szatan i jak bardzo pragnę statusu. Coraz bardziej pragnąłbym błogosławieństw szatana i stawał się coraz bardziej zdeprawowany, aż zostałbym przeklęty i ukarany przez Boga. Wreszcie doceniłem to, że cokolwiek Bóg robi: osądzanie, karcenie, chłosta czy dyscyplinowanie, wszystko to stanowi zbawienie i miłość wobec ludzkości.
Wtedy przeczytałem te słowa Boga: „Ze swojej perspektywy Bóg wymaga, aby człowiek przywrócił swój pierwotny obowiązek i status. Człowiek jest istotą stworzoną i dlatego nie powinien przekraczać samego siebie, stawiając jakiekolwiek żądania Bogu oraz nie powinien robić nic poza spełnianiem swojego obowiązku istoty stworzonej” (Sukces i porażka zależą od ścieżki, którą idzie człowiek, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „Człowiek, Jako istota stworzona, także musi wypełniać obowiązek człowieka. Niezależnie od tego, czy jest panem, czy opiekunem wszystkich rzeczy, niezależnie, jak wysoki jest status człowieka pośród wszystkich rzeczy, jest on nadal zaledwie maleńkim stworzeniem, znajdującym się pod panowaniem Boga, niczym więcej niż maleńką istotą ludzką, istotą stworzoną, i nigdy nie znajdzie się ponad Bogiem. Jako istota stworzona człowiek powinien starać się spełniać obowiązek istoty stworzonej i kochać Boga bez dokonywania innych wyborów, gdyż Bóg jest godny miłości człowieka. Ci, którzy starają się kochać Boga, nie powinni poszukiwać żadnych osobistych korzyści i zabiegać o to, czego osobiście pragną. Jest to najpoprawniejszy sposób dążenia. Jeżeli prawda jest tym, czego szukasz, jeśli to, co wprowadzasz w życie, jest prawdą i jeśli to, co zdobywasz, jest zmianą twojego usposobienia, wówczas ścieżka, którą kroczysz, jest właściwa. Jeżeli to, czego szukasz, to błogosławieństwo ciała, a to, co wprowadzasz w życie, jest prawdą zgodną z twoimi pojęciami i jeżeli nie następuje zmiana twojego usposobienia, a ty w ogóle nie podporządkowujesz się Bogu wcielonemu i nadal żyjesz w niejasnym stanie, wówczas to, czego szukasz, z pewnością zaprowadzi cię do piekła, bo ścieżka, którą idziesz, jest ścieżką porażki. To, czy zostaniesz udoskonalony, czy wyeliminowany, zależy od twojego własnego dążenia i należy powiedzieć, że sukces i porażka zależą od ścieżki, którą idzie człowiek” (Sukces i porażka zależą od ścieżki, którą idzie człowiek, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Po przeczytaniu słów Boga zrozumiałem, że jestem istotą stworzoną, która powinna zająć należne sobie miejsce, kochać Boga, być Mu posłusznym, odrzucić skażone usposobienie i dobrze spełniać swój obowiązek. To jedyne słuszne dążenie. Zrozumiałem też, że osiągnięcie zbawienia i udoskonalenia nie ma związku ze statusem. Bez względu na spełniany obowiązek, Bóg patrzy na szczerość i posłuszeństwo, patrzy, czy dąży się do prawdy i czy zmieniło się swoje życiowe usposobienie. Kiedy to zrozumiałem, pomodliłem się: „Nieważne, jaki obowiązek dostanę w przyszłości, czy będę miał status, czy nie, chcę naprawdę dążyć do prawdy i dobrze spełniać swój obowiązek istoty stworzonej”. Po ponad dwóch miesiącach moje rany zaczęły się goić i mogłem znowu głosić ewangelię. Zmieniło się to, że nie czułem się już pozbawiony statusu i pracując z innymi, nie rywalizowałem o pierwsze miejsce. Samo spełnianie obowiązku pokazywało, że Bóg mnie wyniósł.
Mijały lata i sądziłem, że jestem wolny od więzów i kajdan statusu. Ale kiedy Bóg zaplanował dla mnie nową sytuację, moje pragnienie statusu znów wychyliło swój ohydny łeb. Była zima 2012 roku. Policja gorączkowo aresztowała chrześcijan i sytuacja była bardzo napięta. Pewnego dnia przywódcy i diakoni zwołali zgromadzenie w naszej wsi. Ponieważ miałem trochę wolnego czasu, przywódca poprosił mnie, żebym stanął na rogu na czujce. Byłem niezadowolony, ale zgodziłem się ze względu na bezpieczeństwo braci i sióstr. Kiedy przywódca odszedł, pomyślałem: „Przez lata byłem przywódcą i wyjeżdżałem głosić ewangelię. Lepiej znaleźć kilku zwykłych wyznawców do tej poniżającej pracy. Czemu ja mam to robić? Wy siedzicie na zgromadzeniu, a ja stoję na zimnie i ryzykuję. Jest tak ponieważ nie mam statusu? Gdybym był przywódcą, nie musiałbym stać na warcie”. Nagle zrozumiałem, że moje pragnienie statusu znowu wraca do swoich starych sztuczek. Pomodliłem się szybko: „Drogi Boże, muszę spełnić ten poniżający obowiązek i moje pragnienie statusu znów się pojawiło. Boże, nie chcę być znowu zniewolony przez status. Proszę, poprowadź mnie, żebym mógł zrzucić pęta statusu”. Wtedy przeczytałem te słowa Boga: „Niektórzy ludzie szczególnie ubóstwiają Pawła. Lubią wychodzić z domu, wygłaszać przemowy i pracować, lubią uczestniczyć w zgromadzeniach i prawić kazania i lubią, gdy ludzie ich słuchają, czczą i kręcą się wokół nich. Lubią zajmować miejsce w sercach innych i są wdzięczni, kiedy inni cenią wizerunek, który oni prezentują. Przeanalizujmy szczegółowo ich naturę na podstawie tych zachowań. Czym ona jest? Jeśli rzeczywiście zachowują się w ten sposób, to wystarczy to do wykazania, że są aroganccy i zarozumiali. W ogóle nie czczą Boga; dążą do uzyskania wyższego statusu i chcą mieć władzę nad innymi, zdobyć ich i zajmować miejsce w ich sercach. Jest to klasyczny wizerunek szatana. Na pierwszy plan w ich naturze wybija się arogancja i zarozumiałość, brak chęci, by czcić Boga i pragnienie bycia czczonym przez innych. Takie zachowania dają wam dokładny wgląd w ich naturę” (Jak poznać naturę człowieka, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Po przeczytaniu tych słów Boga zrozumiałem, że zawsze pragnąłem wysokich pozycji, żeby inni mnie podziwiali i ubóstwiali. Chciałem zająć miejsce w sercach ludzi, co w zasadzie oznacza, że chciałem zająć ich serca. Rywalizowałem z Bogiem o ludzi! Miałem tak arogancką naturę! Wspomniałem, jak Paweł zawsze wynosił się i świadczył o sobie świadectwo, żeby inni go podziwiali i ubóstwiali. Dlatego powiedział: „Dla mnie bowiem życie to Chrystus, a śmierć to zysk” (Flp 1:21). Dzięki temu wielu ludzi go podziwiało i wielbiło, nawet tak bardzo, że zajął w ich sercach miejsce Pana Jezusa. Czy moje ówczesne myśli i dążenia nie upodobniały mnie do Pawła? Naprawdę szedłem ścieżką oporu wobec Boga, ścieżką antychrystów: Napełniłem Boga i ludzi obrzydzeniem i zasłużyłem na karę. W dniach ostatecznych Bóg wyraża prawdę, żeby obmyć i ocalić ludzi, jednak po tylu latach wiary, nie zadałem sobie trudu podążania za prawdą ani nie próbowałem się zmienić w osobę, która jest posłuszna Bogu i Go czci. Zamiast tego użyłem wszystkich myśli i energii na dążenie do statusu. Gdybym dalej tak postępował, zostałbym przeklęty i ukarany przez Boga. Jakim byłem głupcem!
Wtedy przeczytałem te słowa Boga: „Ludzie są w sumie istotami stworzonymi, które nie mają czym się chwalić. Ponieważ jesteście istotami stworzonymi, musicie wypełniać obowiązki istot stworzonych. Nie ma wobec was innych wymagań. Oto jak powinniście się modlić: »O, Boże! Bez względu na to, czy mam wysoką pozycję, czy też nie, teraz wreszcie rozumiem samego siebie. Jeśli mój status jest wysoki, to dzięki Twojemu wywyższeniu, a jeśli niski, to z uwagi na Twoje zarządzenie. Wszystko jest w Twoich rękach. Ja nie mam żadnych możliwości wyboru ani zażaleń. To Ty zarządziłeś, że mam urodzić się w tej krainie i pomiędzy tymi ludźmi, a ja mam jedynie w pełni podporządkować się Twojemu panowaniu, ponieważ wszystko mieści się w granicach tego, co Ty nakazałeś. Nie zwracam uwagi na status; koniec końców jestem tylko istotą stworzoną. Jeśli umieścisz mnie w otchłani bez dna lub w jeziorze ognia i siarki, będę tylko istotą stworzoną. Jeśli się mną posłużysz, wciąż będę tylko istotą stworzoną. Jeśli mnie udoskonalisz, i tak nadal będę tylko istotą stworzoną. Jeśli mnie nie udoskonalisz, wciąż będę Cię kochać, ponieważ nie jestem niczym więcej, jak tylko istotą stworzoną. Jestem niczym więcej, jak tylko maleńką istotą stworzoną przez Pana wszelkiego stworzenia; tylko jednym pośród stworzonych ludzi. To Ty mnie stworzyłeś, a teraz raz jeszcze umieściłeś mnie w swoich rękach, abym był zdany na Twoją łaskę«. Kiedy nadejdzie czas, że nie będziesz już więcej skupiać się na statusie, wówczas uwolnisz się od takiego myślenia. Dopiero wtedy będziesz w stanie dążyć śmiało i z ufnością i dopiero wtedy serce twoje będzie mogło uwolnić się od wszelkich ograniczeń” (Dlaczego nie chcesz być narzędziem kontrastu? w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Po przeczytaniu tych słów Boga zrozumiałem, że jeśli ktoś ma wysoki status, to znaczy, że Bóg go wyniósł, a jeśli ktoś ma niski status, to takie było zamierzenie Boga. Jakkolwiek traktuje On ludzi i gdziekolwiek ich umieszcza, zawsze powinniśmy się podporządkować, dobrze spełniać obowiązek i nie narzekać. To rozsądne zachowanie i tak robi prawdziwa stworzona istota. Kiedy to zrozumiałem, chciałem się podporządkować i praktykować prawdę. Poświęciłem się więc staniu na warcie. Pilnowałem, żeby przywódcy i diakoni mogli w spokoju odbywać zgromadzenia. Przywódca jeszcze kilka razy prosił mnie, żebym stał na warcie w czasie zgromadzeń, a ja nie zastanawiałem się już, czy to zadanie o wysokim, czy niskim statusie. Czułem się wolny i spokojny.
Przez te lata Bóg wielokrotnie zaplanował sytuacje, by mnie obnażyć i użył swoich słów, by mnie osądzić i skarcić, żebym dojrzał, jak bardzo zostałem skażony przez szatana i jak bardzo pragnąłem statusu. Zrozumiałem też, że szatan używa statusu by więzić ludzi: im bardziej dąży się do statusu, tym bardziej szatan cię rani i się tobą bawi, przez co bardziej opierasz się Bogu i jesteś nieposłuszny. Zrozumiałem też, do czego ludzie powinni dążyć w swej wierze w Boga, by dostąpić zbawienia. Miałem tak silne pragnienie statusu i tak wielkie ambicje, ale zmieniłem się, podporządkowuję się ustaleniom i planom Boga, posłusznie spełniam obowiązek: to wszystko zawdzięczam osądzeniu i skarceniu przez Boga. Bóg wykonał dla mnie tak wielką pracę. Z głębi serca dziękuję Bogu Wszechmogącemu za ocalenie mnie!