Dlaczego boję się popełniać błędy?
Pracując przy projektach artystycznych dla kościoła z początku miałam pewne trudności, ale dzięki zdaniu się na Boga i współpracy z braćmi i siostrami moje wyniki w pracy bardzo się poprawiły. Później nagle dowiedziałam się, że siostrę Lisę przeniesiono do innych obowiązków, bo jej projekty miały dużo błędów i często musiały być robione od nowa. Mimo częstych upomnień, omówień i wsparcia ze strony braci i sióstr, Lisa nie poprawiała się, co źle wpływało na pracę kościoła. Po tym, jak ją przeniesiono do innych zadań, uznałam, że muszę być ostrożniejsza w pracy i unikać błędów. Jeśli popełnię ich zbyt wiele, okaże się, że nie nadaję się do tej pracy, i też zostanę przeniesiona. Pracowałam tylko jako projektantka w kościele i nie miałam innych umiejętności, więc gdybym miała robić coś, na czym się nie znałam, to czy miałam szansę na zbawienie? Więc potem, przy każdym projekcie wykonywałam po trzy, cztery wersje, ale każda była niedopracowana i w sumie bezużyteczna. Dwie wersje by wystarczyły, ale ja chciałam być sprytna. Myślałam, że jak zrobię ich kilka, z pewnością któraś będzie do przyjęcia. W efekcie, im bardziej byłam ostrożna, tym więcej błędów popełniałam. Liderka grupy upomniała mnie, bym była bardziej poważna i sumienna, poświęcała więcej czasu na rzecz jakości każdego projektu i nie markowała pracy. Gdy to usłyszałam, nie zastanowiłam się nad swoim problemem ani nie przemyślałam swoich błędów, tylko zaczęłam się martwić o to, czy liderka nie uzna, że się nie nadaję i nie przydzieli mi innych zadań. Później zaczęłam jeszcze bardziej się bać popełnienia błędu w projektach. Czasem, kiedy nie zgadzałam się z sugestiami braci i sióstr, chciałam omówić z nimi, jak lepiej wykonać pracę, ale bałam się, że jeśli coś powiem, mogą uznać, że jestem niestaranna i nie chcę wprowadzić zmian. Jeśli zrobię na ludziach złe wrażenie, wzrośnie szansa, że zostanę przeniesiona. Czułam, że muszę być bardziej ostrożna i pokazać, że umiem przyjąć sugestie, że jestem sumienna i odpowiedzialna. Więc się nie odzywałam. W tamtym czasie, im bardziej się bałam, że przydzielą mi inne zadania, tym więcej błędów popełniałam. Jeden projekt był kilka razy odsyłany, co opóźniło naszą pracę. Przez tydzień byłam w stanie zrobić jedną czwartą tego, co zwykle. Widząc, że moja wydajność spadła, przywódczyni grupy rozprawiła się ze mną, mówiąc: „Ostatnio twoje projekty są poniżej średniej, wciąż są odsyłane, a ty jesteś nieudolna – czy skupiasz się na swojej pracy czy nie? Co się dzieje? Zastanawiałaś się nad tym?”. Krytyka liderki bardzo mną wstrząsnęła. Zrozumiałam, że opóźniam postępy naszej pracy i że teraz wszyscy zobaczą moją prawdziwą twarz. Z uwagi na ilość błędów byłam pewna, że zostanę przeniesiona. Popadłam w depresję i straciłam motywację do pracy. Tylko czekałam, aż liderka powie, że mnie przenosi.
Zaczęłam modlić się do Boga i szukać: Dlaczego wciąż się boję popełniać błędy i tego, że zostanę przeniesiona? Pewnego dnia trafiłam na te fragmenty słów Bożych. „W oczach antychrysta bycie pobłogosławionym jest czymś większym niż samo niebo, większym niż życie, ważniejszym niż dążenie do prawdy, zmiana usposobienia czy osobiste zbawienie, ważniejszym niż dobre wypełnianie obowiązków i bycie istotą stworzoną spełniającą standardy. Uważają, że bycie istotą stworzoną spełniającą standardy, należyte wykonywanie obowiązku i zbawienie to wszystko nieistotne sprawy, niemal niewarte wzmianki, gdy tymczasem zyskanie błogosławieństw jest jedyną rzeczą w całym ich życiu, o której nigdy nie potrafią zapomnieć. Cokolwiek im się przytrafia, czy jest to sprawa duża, czy mała, odnoszą to do bycia błogosławionym przez Boga, traktują niewiarygodnie uważnie i ostrożnie oraz zawsze zostawiają sobie jakąś furtkę. Toteż kiedy zmieni się coś w ich obowiązkach, jeśli oznacza to awans, antychryst uzna, że może mieć nadzieję na błogosławieństwo. Jeśli jest to degradacja z przywódcy zespołu na asystenta przywódcy zespołu albo z asystenta przywódcy na zwykłego członka zespołu, albo też jeśli nie przydzieli im się żadnego w ogóle obowiązku, uważają to za wielki problem i sądzą, że ich nadzieje na uzyskanie błogosławieństw są nikłe. Jakie to jest podejście? Czy jest właściwe? Absolutnie nie. To absurdalne podejście. To, czy ktoś zyskuje aprobatę Boga, nie zależy od rodzaju obowiązku, jaki wykonuje, ale od tego, czy posiada prawdę, czy jest autentycznie posłuszny Bogu i czy jest lojalny. To są najważniejsze rzeczy. W okresie zbawiania ludzkości przez Boga ludzie muszą przejść wiele prób. Szczególnie w pełnieniu swoich obowiązków muszą doświadczyć wielu porażek i niepowodzeń, ale w końcu, jeśli zrozumieją prawdę i będą szczerze posłuszni Bogu, staną się kimś, kto zyska Bożą aprobatę. Jeżeli chodzi o przeniesienie kogoś w jego obowiązku, można zauważyć, że antychryści nie rozumieją prawdy i że w ogóle nie są zdolni do jej przyjęcia” (Punkt dwunasty: Kiedy nie mogą zyskać pozycji ani nie mają nadziei na błogosławieństwa, chcą się wycofać, w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). „Sądząc po postawie i perspektywie antychrysta dotyczącej zmiany jego obowiązku, gdzie leży problem? Czy to jest duży problem? (Tak). Największym błędem antychrystów jest to, że nie powinni łączyć zmiany obowiązku z otrzymaniem błogosławieństw; jest to coś, czego zdecydowanie nie powinni robić. W rzeczywistości nie ma między tymi rzeczami żadnego związku, ale ponieważ serce antychrystów jest przepełnione pragnieniem bycia błogosławionym, bez względu na to, jaki obowiązek wykonują, odnoszą go do tego, czy będą błogosławieni, czy nie. Jako tacy nie są zdolni do właściwego wykonywania swoich obowiązków i mogą być jedynie zdemaskowani i wyrzuceni; jest to ich własna wina, sami weszli na tę desperacką drogę” (Punkt dwunasty: Kiedy nie mogą zyskać pozycji ani nie mają nadziei na błogosławieństwa, chcą się wycofać, w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Słowa Boże ukazują, jak złe usposobienie mają antychryści i jak absurdalnie rozumieją prawdę. Coś tak zwyczajnego jak przeniesienie do nowych obowiązków postrzegają przez pryzmat zdobycia lub utraty błogosławieństw. Martwią się, że jeśli zostaną przeniesieni lub zwolnieni, stracą swoje przeznaczenie. Dlatego robią, co w ich mocy, by zabezpieczyć swoją przyszłość. Rozmyślając o słowach Bożych, zastanowiłam się nad sobą. Zachowywałam się tak, jak antychryści. Postrzegałam swoje obowiązki przez pryzmat zyskania błogosławieństw i bałam się, że jeśli zostanę przeniesiona, stracę szansę na zbawienie. Gdy usłyszałam, że Lisa została przeniesiona, bałam się, że mnie też to spotka. Moje obowiązki były dla mnie tarczą i myślałam, że jeśli je stracę, nie dostąpię zbawienia. Potem zaczęłam kombinować i robiłam po kilka wersji każdego projektu, licząc, że nie wszystkie zostaną odrzucone. Ale nie skupiałam się na jakości tych projektów, w efekcie w moich pracach było coraz więcej błędów, a liczba zatwierdzonych projektów spadała. Zrobiłam się powściągliwa w relacjach z braćmi i siostrami. Nie zdradzałam im ani nie omawiałam z nimi swoich pomysłów z lęku, że pomyślą, iż nie przyjmuję ich sugestii, źle mnie ocenią, przez co zostanę przeniesiona. Byłam nieufna wobec braci i sióstr i próbowałam ich zwieść. Wciąż myślałam o zdobyciu łask i nie mogłam skupić się na pracy, ale nie zrobiłam bilansu swoich problemów i nie szukałam prawdy ani zasad. W efekcie robiłam błąd za błędem, byłam niewydajna i opóźniałam naszą pracę. Popadałam w coraz głębszą depresję. Gdy liderka rozprawiła się ze mną i mnie przycięła, nie zastanowiłam się nad sobą, tylko nastawiłam się negatywnie i opierałam się. Myślałam: „Już po mnie – liderka grupy myśli, że nie jestem sumienna w pracy i wciąż popełniam błędy. Na pewno mnie przeniesie”. Popadłam w zły nastrój, podejmowałam pochopne decyzje i straciłam motywację do pracy. Bóg dał mi szansę wypełniania obowiązku, abym szukała prawdy, pracowała według zasad i mogła uzyskać Jego zbawienie. Ale ja nie poszłam właściwą ścieżką. Nie przykładałam wagi do szukania prawdy i postępowania według zasad. Gdy pojawiał się problem, martwiłam się tylko o to, że zostanę przeniesiona i nie zyskam błogosławieństw. Moje obowiązki uważałam za środek na zyskanie łask: myślałam, że póki nie będę popełniać błędów w swojej pracy i nie zostanę przeniesiona, z pewnością zyskam zbawienie i gdy zakończy się dzieło Boże, wejdę do królestwa niebieskiego. Pojęłam, że wypełniam obowiązki tylko dla błogosławieństw. Praca była dla mnie „kołem ratunkowym”, wykorzystywałam i oszukiwałam Boga, a On poczuł do mnie odrazę i wzgardził mną. Czułam się winna i żałowałam, dlatego modliłam się do Boga i byłam gotowa okazać skruchę.
Później znalazłam więcej słów Bożych. „Powiedz Mi: jeśli ktoś, kto popełnił błąd, jest zdolny do prawdziwego zrozumienia i pragnie okazać skruchę, czy dom Boży miałby nie dać mu na to szansy? Boży plan zarządzania obejmujący sześć tysięcy lat dobiega końca i jest wiele obowiązków, które trzeba wykonać. Lecz jeśli ludzie nie mają sumienia ani rozumu i opuszczają się w pracy, jeśli zyskali możliwość wypełniania obowiązku, lecz nie potrafią go cenić i w najmniejszym nawet stopniu nie dążą do prawdy, pozwalając, by najlepszy czas przeszedł obok nich, to zostaną obnażeni. Jeśli wciąż pełnisz obowiązek niestarannie i pobieżnie, i w ogóle się nie podporządkowujesz, gdy inni cię przycinają i rozprawiają się z tobą, czy dom Boży nadal będzie ci powierzał obowiązki do wykonania? W domu Bożym króluje prawda, nie szatan. Bóg ma we wszystkim ostatnie słowo. To On dokonuje dzieła zbawienia człowieka, On rządzi wszystkim. Nie potrzeba tu twojej analizy tego, co jest dobre, a co złe; ty masz tylko słuchać i być posłusznym. Gdy ktoś cię przycina i się z tobą rozprawia, musisz przyjąć prawdę i umieć naprawić swoje błędy. Jeśli tak uczynisz, dom Boży nie pozbawi cię możliwości wykonywania obowiązków. Jeżeli jednak wciąż się boisz, że zostaniesz wyrzucony, ciągle szukasz wymówek, nieustannie się usprawiedliwiasz, jest to problem. Jeśli inni dostrzegą, że w najmniejszym nawet stopniu nie przyjmujesz prawdy i że nie słuchasz głosu rozsądku, to jesteś w kłopocie. Kościół będzie zobowiązany się tobą zająć” (Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). „Antychryści zachowują te rzeczy w głębi serca i sami siebie przestrzegają: »Ostrożność jest rodzicem bezpieczeństwa; gwóźdź, który najbardziej wystaje, wbija się młotkiem; i na górze jest samotnie«. Nie wierzą, że słowa Boga są prawdą, ani też nie wierzą, że Jego usposobienie jest sprawiedliwe i święte. Spoglądają na to wszystko przez pryzmat ludzkich pojęć i wyobrażeń i podchodzą do dzieła Bożego z ludzkiej perspektywy, poprzez ludzkie myślenie i z ludzką przebiegłością, używając szatańskiego myślenia i logiki, by nakreślić usposobienie Boga, Jego tożsamość i istotę. Antychryści, rzecz jasna, nie tylko nie przyjmują ani nie uznają Bożego usposobienia, tożsamości i istoty, lecz mają całe mnóstwo pojęć, mają też opór i bunt wobec Boga i nie mają ani krzty prawdziwej wiedzy o Nim. Definicja Bożego dzieła, usposobienia i Bożej miłości w ujęciu antychrystów jest niewiadomą – wątpliwością. Są wobec nich pełni sceptycyzmu, zaprzeczają im i oczerniają je. Jak zatem odnoszą się do tożsamości Boga? Boże usposobienie symbolizuje Bożą tożsamość. Z takim spojrzeniem na Boże usposobienie, jakie mają antychryści, ich stosunek do tożsamości Boga jest oczywisty: absolutne zaprzeczenie. Taka jest istota antychrysta” (Punkt dziesiąty: Gardzą prawdą, jawnie lekceważą zasady i ignorują ustalenia domu Bożego (Część szósta), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Słowa Boże ujawniają, że antychryści nie wierzą, iż słowa Boże są prawdą i nigdy nie postrzegają spraw w świetle Jego słów. Zamiast tego, w swej zdradliwości i szatańskiej logice, wszystko kalkulują. Ich usposobienie jest bardzo złe. Patrząc na siebie w świetle słów Bożych, zrozumiałam, że postrzegam wszystko podobnie jak antychryści. Kiedy Lisa została przeniesiona, nie patrzyłam na to pod kątem prawdy i zasad, ale zamiast tego przyjęłam szatańską ideę „Ostrożność jest rodzicem bezpieczeństwa”, i sądziłam, że muszę być ostrożniejsza i nie mogę popełniać błędów. Myślałam, że jeśli popełnię ich zbyt wiele i zostanę przeniesiona, będę całkowicie obnażona i odrzucona. Wypełniając obowiązki, nie chciałam wyrażać swoich myśli podczas rozmów z braćmi i siostrami. Nie chciałam się otworzyć ani omawiać swoich pomysłów w obawie, że jeśli powiem lub zrobię coś nie tak, zostanę przeniesiona. Kiedy liderka rozprawiła się ze mną i przypomniała mi, bym była sumienna w pracy, stałam się nieufna. Myślałam, że rozprawienie się ze mną to wyraźny znak, że będę przeniesiona i stracę szansę na zbawienie. Pojęłam, że choć praktykuję wiarę od lat i przeczytałam wiele słów Bożych, to nie szukam prawdy i nie postrzegam rzeczy zgodnie z Jego słowami. Zamiast tego osądzam dzieło Boże, używając szatańskiej logiki i wierzeń, myśląc, że Bóg jest taki jak światowi przywódcy, którym brak uczciwości i sprawiedliwości. W pracy czułam się jak na ostrzu brzytwy, że mogę zostać obnażona i wyrzucona, i że stracę szansę na skruchę, jeśli zrobię lub powiem coś złego. Negowałam sprawiedliwość Boga i bluźniłam Mu! W kościele władzę dzierżą Bóg i prawda. Wyrzucanie i przenoszenie ludzi zawsze odbywa się według zasad. Kościół nigdy nie potępia ich i nie odrzuca na podstawie pojedynczego błędu, ale raczej na podstawie ich postawy wobec prawdy, ich ogólnego zachowania oraz ich natury i istoty. Lisa zawsze markowała pracę, co szkodziło dziełu kościoła. Bracia i siostry omawiali z nią prawdę, wspierali ją, obnażali i rozprawiali się z nią, ale ona nie okazywała skruchy i w końcu została zwolniona. Poza tym jej zwolnienie nie oznaczało, że zostanie całkowicie wyrzucona. Gdyby zastanowiła się nad sobą, poszukała prawdy, szczerze okazała skruchę i się zmieniła, wciąż miałaby szansę na zyskanie prawdy i zbawienia Bożego. Ale gdyby dalej nie okazywała skruchy i nie przyjmowała prawdy, to po licznych omówieniach i wsparciu oraz po rozprawieniu się z nią, zostałaby dogłębnie zdemaskowana i wyrzucona. Przypomniano mi, jak Bóg postąpił z mieszkańcami Niniwy. Kiedy Bóg dowiedział się o zepsuciu, o złu i o grzechu ludzi z Niniwy, wysłał Jonasza, by ich ostrzegł i dał im czterdzieści dni na okazanie skruchy. Wtedy ludzie z Niniwy włożyli worki pokutne, usiedli na popiele i pokajali się. Bóg, widząc ich szczerość, wybaczył im grzechy. Ta opowieść pokazuje, że nie wszyscy, którzy grzeszą, są odtrącani – Bóg widzi, czy ludzie żałują i są szczerzy. Ja nie szukałam prawdy i nie postrzegałam tych spraw zgodnie ze słowami Boga. Wolałam przyjąć postawę nieufności i braku zrozumienia. Opierałam się Bogu i walczyłam z Nim. Gdybym nie okazała skruchy, zostałabym obnażona i odtrącona.
Później znalazłam dwa fragmenty słów Bożych, dzięki którym lepiej poznałam Jego intencje. Słowa Boga mówią: „Niektórzy ludzie stwierdzą: »Tak wiele pracy uczyniłem dla Ciebie, a mimo że nie miałem żadnych głośnych osiągnięć, to i tak byłem skrzętny w mych staraniach. Czy nie możesz po prostu wpuścić mnie do nieba, abym mógł spożywać owoc życia?«. Musisz wiedzieć, jakiego rodzaju ludzi pragnę. Ci, którzy są nieczyści, nie dostaną zezwolenia na wejście do królestwa. Ci, którzy są nieczyści, nie dostaną zezwolenia na kalanie ziemi świętej. Nawet jeżeli wykonałeś dużo pracy i pracowałeś przez wiele lat, to jeżeli na końcu nadal jesteś żałośnie brudny, według niebiańskiego prawa niedopuszczalne będzie, abyś chciał wejść do Mojego królestwa! Od założenia świata po dziś dzień nigdy nie oferowałem łatwego dostępu do Mojego królestwa tym, którzy zabiegają o Moje względy. Jest to niebiańska zasada i nikt nie może jej złamać! Musisz szukać życia. Dziś ci, którzy zostaną udoskonaleni, są takim samym rodzajem ludzi jak Piotr. Są tymi, którzy szukają zmian we własnym usposobieniu i którzy są gotowi nieść świadectwo o Bogu i spełniać swój obowiązek stworzenia Bożego. Tylko tacy ludzie zostaną udoskonaleni. Jeżeli jedynie dbasz o nagrody i nie starasz się zmienić swojego życiowego usposobienia, wówczas wszystkie twoje wysiłki będą nadaremne – jest to niezmienna prawda!” (Sukces i porażka zależą od ścieżki, którą idzie człowiek, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „Wykonywanie przez człowieka jego obowiązku jest tak naprawdę realizacją wszystkiego, co w człowieku wrodzone, to znaczy wszystkiego, co dla człowieka możliwe. Wtedy jego obowiązek jest spełniony. Wady człowieka w trakcie jego służby są stopniowo redukowane poprzez postępujące doświadczenie oraz proces przechodzenia sądu; nie ograniczają one obowiązku człowieka ani go nie zmieniają. Ci, którzy przestają służyć lub przynosić plony i wycofują się z obawy, że w ich służbie mogą się pojawić niedoskonałości, to najwięksi tchórze ze wszystkich” (Różnica pomiędzy służbą Boga wcielonego a obowiązkiem człowieka, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Myśląc o słowach Bożych zrozumiałam, że Bóg określa ostateczne przeznaczenie ludzi nie w oparciu o ich obowiązki, nie o to, ile wycierpieli ani ile zgromadzili kapitału, ale o to, czy są lojalni w pracy, podporządkowują się Bogu, mają świadectwo praktykowania prawdy i zdołali zmienić swoje usposobienie. Bóg wymaga, by ludzie byli praktyczni przy wypełnianiu obowiązków. Nie każe ludziom, by byli perfekcyjni i nigdy nie popełniali błędów, lecz aby w pełni wykorzystywali swoje umiejętności, robili, co w ich mocy, nie markowali pracy i nie byli cwani. Taki sposób wypełniania obowiązków zadowala Boga. Myślałam o tym, jak niektórzy ludzie, choć bezbłędnie wypełniają obowiązki, nikt się z nimi nie rozprawia ani ich nie przycina, to nie szukają prawdy, markują pracę, są nieodpowiedzialni i na dłuższą metę nie mają wyników. W końcu są demaskowani i odtrącani, a w poważniejszych sprawach mogą nawet zostać wydaleni z kościoła. A niektórzy bracia i siostry zdradzają zepsute usposobienie, w ich pracy pojawiają się błędy wynikające z niestosowania się do zasad, ktoś się z nimi rozprawia i ich przycina, a mimo to skupiają się na autorefleksji, szukają prawdy i naprawiają swoje zepsute usposobienie, szacują swoje błędy, szukają zasad prawdy i w końcu ich postępowanie się poprawia i robią postępy w życiu. Te fakty pokazały mi, że uzyskanie zbawienia nie ma nic wspólnego z tym, jakie obowiązki ktoś wypełnia. Najważniejsze jest, aby w trakcie ich wypełniania człowiek skupiał się na szukaniu i praktykowaniu prawdy, aby mógł działać zgodnie z zasadami. To, i tylko to, jest właściwą ścieżką. Myślałam o tym, jak pozornie wypełniałam swoje obowiązki, a gdy zostałam obnażona i poniosłam klęskę, potrafiłam tylko się martwić. Nie szukałam prawdy, by rozwiązać swoje problemy. Pojęłam, że jestem w niebezpiecznym punkcie. Szybko zwróciłam się do Boga, by się zastanowić – czemu wciąż popełniam błędy i ociągam się w pracy, dlaczego jestem niewydajna? W końcu pojęłam, że nie doceniam partnerstwa z braćmi i siostrami. Gdybym przed rozpoczęciem projektu była w stanie przekazać im swoje myśli, osiągnąć konsensus i podjąć decyzję o kierunku projektu w oparciu o zasady, miałabym o nim większe pojęcie i mogłabym uniknąć odrzucania pracy i opóźniania postępów. Co więcej, nie próbowałam poprawić się w pracy i byłam zadowolona z osiągniętego poziomu. Nie skupiałam się na oszacowaniu problemów w pracy, szukaniu zasad czy określeniu obszarów dla dalszej nauki, więc problemy się pojawiały, a jakość i wydajność mojej pracy projektowej słabła. Myśląc o tym wszystkim w końcu pojęłam, ile problemów było w moim podejściu do pracy. Przywódczyni tylko wskazywała mi problemy i asystowała mi, bym sama je rozpoznała i szybko naprawiła. Lecz ja wystrzegałam się rozmów z braćmi i siostrami i nie tylko nie rozpoznałam swoich problemów, ale też zaczęłam się opierać. Byłam taka niemądra! Żałowałam i czułam skruchę. Postanowiłam jak najszybciej naprawić swoje postępowanie.
Potem natrafiłam na ten fragment słów Bożych. „Jeśli ktoś jest szczery, to jest uczciwą osobą. Oznacza to, że w pełni otworzył swoje serce i duszę przed Bogiem – nie ma nic do ukrycia ani przed niczym się nie ukrywa. Całkowicie powierzył i pokazał swe serce Bogu, czyli w pełni się Mu oddał. Czy taka osoba nadal jest obca Bogu? Nie. Taki sposób postępowania ułatwia jej poddanie się Bogu. Jeśli Bóg uzna, że jest fałszywa, to taka osoba przyzna Mu rację. Jeśli Bóg uzna, że jest arogancka i zadufana w sobie – wówczas również to przyzna. Jednakże taka osoba nie tylko zaakceptuje te stwierdzenia, nic z tym dalej nie robiąc, lecz będzie w stanie okazać skruchę, dążyć do zasad prawdy oraz do rozpoznania swoich błędów i ich naprawienia. Zanim się spostrzeże, porzuci wiele niewłaściwych ścieżek postępowania i stanie się coraz mniej fałszywa, podstępna, nierozważna i lekceważąca. Im dłużej ktoś taki żyje w ten sposób, tym większą otwartością i honorem się odznacza i tym bardziej zbliża się do celu, jakim jest bycie osobą uczciwą. Na tym właśnie polega życie w świetle. (…) Czy ludzie żyjący w świetle są w stanie zaakceptować Boży nadzór? Czy mogą wciąż ukrywać przed Bogiem swe serca? Czy mają tajemnice, których nie mogą Mu powierzyć? Czy wciąż mają w zanadrzu jakieś podejrzane sztuczki? Nie. W pełni otworzyli serca przed Bogiem i absolutnie niczego przed nim nie ukrywają. Pokładają w Bogu zaufanie, rozmawiają z Nim o wszystkim i o wszystkim Go informują. Nie ma rzeczy, których by Mu nie powiedzieli lub nie pokazali. Kiedy ludzie są w stanie osiągnąć taki poziom otwartości, ich życie staje się łatwe, wolne i wyzwolone” (Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boże pokazały mi, że aby dobrze wypełniać obowiązki, musimy mieć uczciwe podejście. Najcenniejsza cecha uczciwego człowieka to jego umiejętność przyjęcia prawdy i nadzoru Boga. Nawet gdy zostanie obnażony bądź poniesie klęskę, potrafi rozpoznać swoje wady, szukać prawdy, zastanowić się nad sobą i naprawić błędy w pracy. Tacy ludzie mają większą szansę zyskać Boże oświecenie i przewodnictwo, a ich wyniki w pracy będą się poprawiać. Kiedy zaczną wkładać wysiłki we właściwą ścieżkę, poprawią się, a wszystkie obawy i lęki w sposób naturalny znikną.
Gdy zrozumiałam wolę Bożą, świadomie tak praktykowałam w swojej pracy. Raz, kiedy wspólnie z Alicją pracowałam nad projektem i mój szkic został odesłany, bo nie trzymałam się zasad, znów zaczęłam się martwić, że jeśli zrobię zbyt wiele błędów, zostanę zwolniona. Ale gdy tylko poczułam ten lęk, natychmiast zrozumiałam, że znów myślę o przyszłych korzyściach, więc szybko pomodliłam się do Boga i byłam gotowa przyjąć właściwą postawę, nie mieć się na baczności przed Bogiem, właściwie postrzegać własne wady, oszacować swoje błędy i szukać zasad, których powinnam się trzymać. Potem zwierzyłam się Alicji ze swojego stanu, a ona, nie dość, że mnie nie zganiła, to jeszcze omówiła ze mną sposoby, w jakie mogę nadrobić swoje braki. Moje projekty znacznie się poprawiły. Później ten problem w pracy pojawiał się znacznie rzadziej. Kiedy przyjęłam właściwą postawę wobec wejścia, stałam się mniej nieufna wobec Boga, przestałam się bać zwolnienia, mogłam skupić się na szukaniu prawdy i zastanawianiu nad sobą. Z czasem zrobiłam postępy w pracy i popełniałam coraz mniej błędów. Wiele też zyskałam w moim wejściu w życie i czułam się zrelaksowana i spokojna.