Moja córka na progu śmierci: modliłam się do Boga i byłam świadkiem cudu
-
Spis treści
- Słowa Boga przynoszą mi pocieszenie po tym, jak moja córka uczestniczy w wypadku samochodowym
- Cudowna opieka Boga w chwili wypadku samochodowego
- Bóg przychodzi z ratunkiem w obliczu ludzkiej obojętności
- Słowa Boga dają mi wiarę, gdy życie mojej córki wisi na włosku
- Stan mojej córki się pogarsza, a ja pogrążam się w rozpaczy
- Kiedy wydawało się, że nie ma nadziei, miłość Boga nas nie opuściła
- Posłuszeństwo daje nową nadzieję
- Moje serce nauczyło się rozumieć
Słowa Boga przynoszą mi pocieszenie po tym, jak moja córka uczestniczy w wypadku samochodowym
Było po 11 przed południem 8 października 2011 roku i właśnie przygotowywałam obiad, gdy nagle zadzwonił telefon. Kiedy tylko podniosłam słuchawkę, osoba, która dzwoniła, powiedziała nerwowo: „Twoja Lanlan uczestniczyła w wypadku samochodowym. Jest w szpitalu powiatowym, gdzie usiłują uratować jej życie. Lepiej przyjedź tu najszybciej, jak możesz!” Kiedy to usłyszałam, poczułam głośne dzwonienie w głowie i zanim zdążyłam coś powiedzieć, tamta osoba się rozłączyła. Kiedy odłożyłam telefon, stałam przez chwilę jak wryta, myśląc: „Moja córka pojechała rano rowerem pozałatwiać jakieś sprawy. Jak to możliwe, że uczestniczyła w wypadku samochodowym? To musi być jakiś dowcip. Ale głos w słuchawce nie brzmiał tak, jak ktoś, kto chciałby mnie oszukać…” Nie miałam czasu, by dłużej o tym myśleć, więc rzuciłam wszystko, co robiłam i wybiegłam z domu. Szybko zatrzymałam taksówkę i pojechałam do szpitala powiatowego. W taksówce byłam tak zdenerwowana, że mocno zaciskałam pięści i po prostu wpatrywałam się w szybę. Miałam zupełny mętlik w głowie i byłam roztrzęsiona. Nie mogłam przestać myśleć: „Jak ciężko ranna jest moja córka? Jakie ma obrażenia? Czy istnieje zagrożenie życia? Ma tylko 17 lat. Jest sama w szpitalu i musi się naprawdę bać...” Im dłużej myślałam, w tym większą wpadałam panikę i nie potrafiłam się uspokoić. Chciałam natychmiast być przy mojej córce, żeby dowiedzieć się, jaka dokładnie jest sytuacja. Czułam się bezradna i pomyślałam o Bogu, a potem od razu zwróciłam się do Niego w swoim sercu: „Boże! Dowiedziałam się, że moja córka uczestniczyła w wypadku samochodowym. W sercu odczuwam niepokój. Naprawdę się martwię i nie wiem, w jakim stanie jest moja córka ani jak poważne są jej obrażenia. Boże! Proszę Cię, byś chronił moje serce, abym mogła zachować przed Tobą spokój. Jakkolwiek poważne są obrażenia mojej córki, daj mi odwagę, bym mogła się z tym zmierzyć”. Kiedy skończyłam się modlić, pomyślałam o tych słowach Boga: „Bo jestem waszym Ojcem, waszą wieżą niezachwianą, waszą ucieczką, waszym oparciem, a co więcej jestem waszym Wszechmogącym i jestem dla was wszystkim!” (Rozdział 109 „Wypowiedzi Chrystusa na początku”). Tak, Bóg jest wszechmogący, dzierży władzę nad wszystkim i zarządza wszystkimi rzeczami. Daje nam mocne wsparcie i jest naszą największą opoką. Doświadczając tej sytuacji, powinnam powierzyć swoją córkę Bogu i polegać na Nim. Gdy o tym myślałam, panika w moim sercu zaczęła ustępować.
Cudowna opieka Boga w chwili wypadku samochodowego
Kiedy dotarłam do szpitala powiatowego, popędziłam na oddział ratunkowy i na szpitalnym łóżku zobaczyłam moją córkę, całą we krwi. Miała siną twarz i oddychała z wielkim trudem. Kiedy zobaczyłam, jak poważne są jej obrażenia, serce ścisnęło mi gardło i kompletnie nie wiedziałam, co mam zrobić, żeby pomóc. Po chwili córka powiedziała do mnie słabym głosem: „Mamusiu”. Złapałam ją za rękę i delikatnie pogładziłam po twarzy. Moje usta się trzęsły, serce przepełniał tak niewyrażalny ból, a do oczu napłynęły mi łzy. Stojąca obok mnie kobieta, która potrąciła samochodem moją córkę, ciągle mnie przepraszała i to właśnie od niej dowiedziałam się wtedy, jak doszło do wypadku. Okazało się, że moja córka najpierw została potrącona przez samochód, który potem przejechał po niej i przygniótł ją. Ponieważ samochód tej kobiety miał bardzo niskie zawieszenie, córka utknęła pod podwoziem i zgromadzeni tam ludzie nie byli w stanie jej wyciągnąć. Sytuacja była krytyczna i gdy ludzie myśleli, że już nic nie da się zrobić, córka niespodziewanie wyczołgała się spod samochodu. Kiedy to usłyszałam, ciągle w myślach dziękowałam Bogu za to, że miał moją córkę w opiece. Właśnie wtedy wszedł lekarz i powiedział zdenerwowany: „Widzę, że jest pani członkiem rodziny. Kiedy samochód przygniótł pani córkę, poważnie ucierpiały jej płuca. Teraz ma duże problemy z oddychaniem i nie możemy powstrzymać krwawienia z podbrzusza. Zalecam przewiezienie pani córki do szpitala wojewódzkiego, w przeciwnym razie może umrzeć!” Serce prawie mi pękło, kiedy usłyszałam, co powiedział lekarz. Żeby nie było za późno na podjęcie leczenia córki, zdecydowałam o natychmiastowym przewiezieniu jej do szpitala wojewódzkiego i zadzwoniłam do męża i rodziny, żeby powiedzieć im, co się stało.
Kiedy karetka pędziła autostradą, powietrze w samochodzie było bardzo ciężkie i byłam tak zdenerwowana, że moje serce było ściśnięte jak pięść. Nawet na chwilę nie spuszczałam wzorku ze swojej córki. Właśnie wtedy otworzyła oczy i powiedziała słabym głosem: „Mamusiu. Nie mogę oddychać…” Widząc jej ból i cierpienie zdenerwowałam się jeszcze bardziej i bałam się, że nie będzie w stanie przetrwać tego, co się z nią dzieje. Mocno ścisnęłam jej rękę, położyłam się obok niej i wyszeptałam jej do ucha słowa pocieszenia: „Nie bój się, Lanlan. Pomódlmy się, polegajmy na Bogu i wierzmy, że jest naszą opoką. Wytrzymaj jeszcze trochę. Wkrótce będziemy w szpitalu wojewódzkim”. Moja córka mrugnęła powiekami, żeby dać mi znać, że zrozumiała. Widząc wtedy skalę jej obrażeń i to, że znajduje się na progu śmierci, odczuwałam wielki ból i mimowolnie ogarnęła mnie pewna słabość. Pomyślałam: „Co zrobię, jeśli moja córka z tego nie wyjdzie?” Nie mogłam już więcej o tym myśleć. Po prostu wołałam do Boga, by dał mi wiarę i siłę, oraz prosiłam Go, by prowadził mnie i cokolwiek się nie stanie, pomógł stawić temu czoła.
Bóg przychodzi z ratunkiem w obliczu ludzkiej obojętności
Dwie i pół godziny później dotarliśmy na oddział ratunkowy Wojewódzkiego Szpitala Ludowego. Czekaliśmy na przyjście lekarza, który by się nią zajął, ale kiedy w końcu się pojawił, spojrzał tylko na obrażenia mojej córki i powiedział obojętnym głosem: „Ta pacjentka jest w poważnym stanie. Nie mamy miejsc w części szpitalnej, a na oddziale ratunkowym brak jest wolnych łóżek. Lepiej szybko skontaktujcie się z innym szpitalem”. Potem odwrócił się i odszedł. Mój mąż i krewni, którzy z nami przyjechali, od razu zaczęli dzwonić do dużych szpitali w okolicy, ale okazało się, że wszystkie są przepełnione i po prostu nie ma w nich miejsca dla mojej córki. Co więcej, gdybyśmy pojechali do innego szpitala, jej leczenie znowu by się opóźniło, a bałam się, że nie będzie w stanie wytrzymać tak długo. Kiedy zobaczyłam, że oddech mojej córki jest bardzo słaby, a ból sprawia, iż prawie w ogóle nie może nie oddychać, ogarnął mnie wielki niepokój: „Czyż lekarze nie powinni pomagać ludziom? Jak to możliwe, że widzą, w jakim jest stanie i nie próbują jej uratować? Jeśli moja córka na czas nie rozpocznie leczenia, to w każdej chwili może umrzeć! Byłam strasznie zmartwiona i tak bardzo pragnęłam, by pojawił się jakiś życzliwy lekarz i uratował moją córkę, ale nikt nie chciał przyjść i pomóc. Martwiłam się tak bardzo, że odchodziłam od zmysłów, a w moje serce wkradły się lęk i rozpacz. Czułam się bezradna i ponownie w potrzebie zwróciłam się do Boga: „Boże! Stan mojej córki jest tak poważny, a nie chcą jej przyjąć do szpitala. Po prostu nie wiem, co robić. Boże! Wszystko jest w Twoich rękach. Proszę Cię, daj nam szansę!” Kiedy skończyłam się modlić, wyraźnie zobaczyłam w myślach słowa Boga: „Bóg trzyma w swoich rękach serce i ducha człowieka, a przed Jego oczami rozpościera się całe ludzkie życie. Bez względu na to, czy w to wierzysz, czy nie, wszystkie rzeczy, żywe lub martwe, będą się wymieniać, zmieniać, odnawiać i znikać zgodnie z Bożą myślą. W ten sposób Bóg rządzi wszystkimi rzeczami” („Bóg jest źródłem ludzkiego życia”). Tak! Bóg jest władcą wszystkich rzeczy i to od Niego zależą myśli i idee każdego człowieka. To, czy lekarze zajmą się moją córką, czy też nie, to, kiedy się nią zajmą oraz to, czy moja córka znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, czy też nie – wszystko to zależy od Boga. Powinnam wierzyć w Boga i być posłuszna Jego władzy i Jego planom, a także zwrócić się do Boga i powierzyć Mu swoją córkę. Dzięki oświeceniu i przewodnictwu słów Boga mój niepokój nieco zelżał i byłam gotowa polegać na Bogu i Jego planach.
Pół godziny później znowu podszedł do nas ten sam lekarz i widząc, że wciąż tu jesteśmy, spytał, co się dzieje. Kiedy usłyszał, że wszystkie szpitale w okolicy są przepełnione, stał tak przez chwilę, a potem nagle powiedział: „Chodźcie, szybko przewieźcie córkę na korytarz. Przeprowadzę podstawowe badania”. Natychmiast napłynęły mi do oczu łzy wzruszenia. Wiedziałam, że ów lekarz nie uczynił tego z racji swojej etyki medycznej, lecz że to Bóg wysłuchał mojej modlitwy i sprawił, iż lekarz zajął się moją córką. Było to dzieło Boga! W myślach dziękowałam Bogu i zaczęłam rzeczywiście rozumieć, że jest On zawsze przy nas i służy nam nieustannym wsparciem.
Słowa Boga dają mi wiarę, gdy życie mojej córki wisi na włosku
Kiedy lekarz przeprowadził podstawowe badania, zauważył, że moja córka krwawi z podbrzusza i kazał nam natychmiast przewieźć ją na oddział ginekologiczny. Lekarz na tamtym oddziale zbadał ją i od razu zarządził operację. Po operacji zadzwonili na ortopedię i kazali im przygotować łózko dla mojej córki najszybciej jak to możliwe. Było już po 11 wieczorem, gdy moja córka dotarła na ortopedię. Lekarz prowadzący ten oddział skonsultował się ze specjalistami w zakresie chorób klatki piersiowej i medycyny wewnętrznej, a potem zaprosił mnie i mojego męża do swojego gabinetu. Powiedział, że nasza córka jest w stanie krytycznym. Jej kości nie ucierpiały tak bardzo, ale przygniecione przez samochód płuca były w fatalnym stanie. Pojawił się obrzęk i stan zapalny, wskutek czego moja córka miała takie problemy z oddychaniem. Lekarz powiedział, że ponieważ potrzeba czasu, żeby obrzęk i stan zapalny ustąpiły, wszystko rozstrzygnie się w przeciągu najbliższych trzech dni. Mogła umrzeć w każdej chwili i lekarz kazał nam przygotować się na najgorsze. Kiedy usłyszałam, jak lekarz mówi, że córka może umrzeć w każdej chwili, moje serce ścisnął ból i nie mogłam już dłużej tego słuchać. Z oczami pełnymi łez odwróciłam się i pobiegłam z powrotem na salę. Bałam się, że córka w każdej chwili może mnie opuścić, więc bardzo mocno ścisnęłam jej rękę. Widząc, jak leży na szpitalnym łóżku nieprzytomna i ledwo oddycha, przypomniał mi się każdy błysk w jej oczach i każdy jej uśmiech od kiedy była malutka – było to nie do zniesienia. Mocno trzymałam ją za rękę i szlochałam, a lęk wypełniał każdą komórkę mojego ciała. Pomyślałam: „Czy naprawdę nie ma żadnej nadziei? Czy naprawdę mam patrzeć, jak moje dziecko umiera przede mną?” Przepełniona rozpaczą, raz za razem w myślach zwracałam się do Boga: „Boże! Lekarz powiedział, że moja córka może umrzeć w każdej chwili i tak bardzo się boję! Boże! Proszę Cię, prowadź mnie, bym mogła zmierzyć się z tą sytuacją…”
Kiedy skończyłam się modlić, wyraźnie przyszedł mi na myśl ten fragment z hymnu słów Boga: „Wiara jest niczym most z belki; ci, którzy żałośnie czepiają się życia, będą mieć trudności z przejściem na drugą stronę, jednak ci, którzy gotowi są się poświęcić, mogą przejść po nim bez obaw. Jeśli człowiek jest onieśmielony i ma pełne lęku myśli, jest oszukiwany przez szatana. Szatan boi się, że przejdziemy przez most wiary, by wkroczyć do Boga” („Podążaj za Barankiem i śpiewaj nowe pieśni”). Oświecenie i przewodnictwo słów Boga pozwoliły mi zrozumieć, że odczuwałam cały ten lęk i ból dlatego, że nie mam wiary w Boga i tak naprawdę nie wierzę, iż Bóg zarządza wszystkim, co jest związane z człowiekiem, w tym jego życiem i śmiercią. Bezwiednie żyłam więc w strachu i lęku oraz dałam się oszukać szatanowi, który wystrychnął mnie na dudka. Chociaż wiedziałam, że Bóg sprawuje władzę nad wszystkimi rzeczami, rozumiałam i uznawałam ten fakt czysto teoretycznie, natomiast nie potrafiłam zrozumieć zwierzchnictwa Boga poprzez rzeczywiste doświadczenie. Gdy więc usłyszałam, jak lekarz mówi, że moja córka może w każdej chwili umrzeć, ogarnął mnie straszny lęk i sądziłam, że to od lekarza zależy, czy moja córka przeżyje, czy też nie. Myślałam, że jeśli lekarz powiedział, iż moja córka może stracić życie, to nie było możliwe, by udało się jej uniknąć tego nieszczęścia. Ale kiedy dokładnie to rozważyłam, zrozumiałam, że gdy samochód potrącił moją córkę i utknęła ona pod podwoziem, i gdy zgromadzeni tam ludzie nie wiedzieli, co począć, to Boża opieka sprawiła, że moja córka cudem wyczołgała się spod samochodu; kiedy lekarz nie chciał przyjąć jej do szpitala, modliłam się i zwracałam do Boga, dzięki czemu Bóg zmienił zdanie lekarza i sprawił, że podjął się on leczenia mojej córki. Poprzez te czyny Bóg objawił mi swój autorytet i swoją moc, pozwalając mi zobaczyć Jego wszechmoc, zwierzchnictwo i cudowne uczynki. Wszystkie rzeczy są zaaranżowane i zaplanowane przez Boga, który dzierży w swoich rękach przeznaczenie człowieka oraz jego życie i śmierć. To Bóg, a nie lekarze, ma we wszystkim ostatnie słowo. Jak to możliwe, że moja wiara była tak słaba, iż uwierzyłam w słowa lekarza i zostałam oszukana przez szatana? Byłam taka głupia! Właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że Bóg dopuścił do tego wszystkiego, abym udoskonaliła swoją wiarę w Niego; abym uwierzyła, że Bóg panuje nad wszystkim niezależnie od tego, w jakiej sytuacji się znajduję; oraz abym stała się prawdziwie posłuszna Bogu. Tylko w ten sposób byłam w stanie przejrzeć i odeprzeć podstępy szatana, nie pozwolić, bym przez jego oszustwa żyła w bólu i strachu. Kiedy zrozumiałam wolę Boga, odmówiłam modlitwę posłuszeństwa Bogu: niezależnie od tego, co stanie się z moją córką, pragnęłam być posłuszna zwierzchnictwu i planom Boga oraz podchodzić do nich we właściwy sposób. Moje serce stopniowo ogarniał coraz większy spokój.
Stan mojej córki się pogarsza, a ja pogrążam się w rozpaczy
Około czwartej po południu moja córka nagle zaczęła z trudem łapać powietrze i wyglądała coraz gorzej. Mój mąż szybko powiadomił lekarza. Kiedy przybiegli lekarz wraz ze specjalistą, powiedzieli, że moja córka niebawem przestanie oddychać. Dodali, że muszą natychmiast zrobić nacięcie i otworzyć drogi oddechowe, a potem podłączyć ją do respiratora, żeby mogła oddychać, bo w przeciwnym razie umrze. Kiedy to usłyszałam, byłam strasznie zdenerwowana i martwiłam się, że jeśli moja córka nie wróci do zdrowia po otworzeniu jej dróg oddechowych, to do końca życia będzie musiała oddychać przez rurkę. Zgodziliśmy się jednak z mężem na zabieg, bo była to jedyna szansa, żeby córka przeżyła. Zabieg trwał pół godziny. Lekarz powiedział: „To nasza ostatnia szansa. Jeśli nie będzie mogła oddychać przez respirator, to nie możemy nic więcej dla niej zrobić”. Kiedy lekarz to powiedział, mój niepokój powrócił i bałam się, że stan córki znowu się pogorszy. Tamtego dnia razem z mężem czuwaliśmy przy jej łóżku, cały czas wsłuchiwaliśmy się w jej oddech i nawet na chwilę nie straciliśmy czujności.
Około 11 wieczorem oddech córki zaczął stawać się coraz szybszy. Otworzyła oczy i wyciągnęła rękę, żebym podała jej długopis i kartkę papieru. Napisała na niej: „Mamusiu, nie mogę oddychać. Chyba umrę”. Kiedy to napisała, jej ręka bezwładnie się osunęła i córka straciła przytomność. Próbowaliśmy ją obudzić, ale nie mogliśmy. Mąż pobiegł po lekarza. Zalana łzami, cały czas mówiłam do córki. Po chwili na salę weszli lekarze specjaliści z oddziałów ortopedii, otolaryngologii i chorób klatki piersiowej. Otoczyli moją córkę i zbadali ją, a potem poszli do gabinetu, żeby się skonsultować. Mój mąż poszedł z nimi. Położyłam głowę przy twarzy córki i rozpaczałam. W tamtej chwili pragnęłam, żebym to ja leżała na szpitalnym łóżku, bylebym tylko nie musiała patrzeć na jej potworne cierpienie.
20 minut później wrócił mój mąż. Jego oczy były przekrwione. Martwym głosem powiedział: „Lekarze twierdzą, że nasza córka umrze. Mamy jechać do domu”. Popatrzyłam na męża, który czuł się tak słaby i bezsilny, a potem na nieprzytomną córkę i w moim sercu pojawiło się mocne przekonanie: nasza córka nie umrze – Bóg ją ocali! Powiedziałam wtedy do męża stanowczym głosem: „Nie możemy teraz jechać do domu!” Później rozmawiałam z lekarzem prowadzącym, który zasugerował: „Skonsultowaliśmy się wszyscy i naprawdę nie możemy wymyślić niczego, żeby jej pomóc. Waszej córki nie da się uratować. Powinniście pojechać do domu!” Kiedy wysłuchałam lekarza, nagle przyszły mi na myśl te słowa Boga: „Jeśli zostało ci choćby jedno tchnienie, Bóg nie pozwoli ci umrzeć” (Rozdział 6 „Wypowiedzi Chrystusa na początku”). Wierzyłam, że Bóg posiada ten rodzaj autorytetu i mocy oraz że zarządza przeznaczeniem ludzkości, jak również naszym życiem i naszą śmiercią. To od Boga zależało, czy nasza córka przeżyje, czy umrze, a słowa lekarza nie miały żadnego znaczenia. Wierzyłam, że Bóg z pewnością ocali moją córkę. Nie bacząc więc na sugestie lekarza, odparłam stanowczo: „To jeszcze nie jest koniec. Nie możemy pojechać do domu”. Zażądałam, by lekarze jeszcze raz spróbowali ją uratować. Widząc mój upór, lekarz nie miał innego wyjścia i wziął czterdziestocentymetrową rurkę do odsysania flegmy, a następnie wprowadził ją przez nacięcie do dróg oddechowych mojej córki. Korzystając z elektrycznej maszyny lekarz czterokrotnie odessał flegmę i niespodziewanie oddech mojej córki się uspokoił, a ona powoli otworzyła oczy. Pełna radości, ścisnęłam jej rękę i ciągle dziękowałam Bogu. Lekarz powiedział jednak: „Biorąc pod uwagę obecny stan pani córki, mimo że jej oddychanie się poprawiło, nie przeżyje ona do rana. Sądzę, że powinniście jechać do domu, zanim to się stanie”. Mówiąc to, kręcił głową. W ogóle nie zwracałam uwagi na jego słowa. Kiedy zobaczyłam, że moja córka oddycha, moje serce przepełniła wiara w Boga, cicho zaśpiewałam więc jej kilka hymnów: „Pieśń o miłowaniu Boga bez żalu” i „Wraz z prawdziwą wiarą przychodzi świadectwo”. Słysząc mój śpiew, moja córka cicho zasnęła i spokojnie przespała resztę nocy.
Następnego dnia o 7 rano moja córka niespodziewanie znów zaczęła szybko oddychać i wyglądała tak, jakby doskwierał jej poważny ból. Wyciągnęła rękę, dając mi znać, żebym podała jej kartkę papieru i długopis. Z trudnością trzymając długopis w ręce, napisała: „Tatusiu, mamusiu, nie mogę oddychać. Czuję, że z tego nie wyjdę. Myślę, że umrę tego ranka”. Czytając to, co napisała, poczułam rozdzierający ból i moje serce znowu zalała rozpacz. Mocno ścisnęłam ją za rękę i w myślach zwróciłam się do Boga: „Boże! Moja córka tak bardzo cierpi i wydaje się, że naprawdę z tego nie wyjdzie. Boże! Nie wiem, jak mam stawić czoła temu, co się zaraz stanie. Błagam Cię, pomóż mi”. Na myśl przyszły mi te słowa Boga: „Skoro wierzysz w Boga i Go naśladujesz, powinieneś ofiarować Mu wszystko i nie powinieneś podejmować osobistych wyborów lub stawiać żądań, a także powinieneś zaspokoić pragnienia Boga. Ponieważ zostałeś stworzony, powinieneś być posłuszny Panu, który cię stworzył, bo z natury nie masz panowania nad sobą ani zdolności do kontrolowania swojego przeznaczenia. Ponieważ jesteś osobą wierzącą w Boga, powinieneś poszukiwać świętości i zmiany” („Sukces i porażka zależą od ścieżki, którą idzie człowiek”). Gdy rozmyślałam nad słowami Boga, zrozumiałam, że jestem bytem stworzonym i powinnam wiedzieć, jakie jest miejsce bytu stworzonego i podporządkować się temu, co zaaranżował i zaplanował Stwórca. Nie powinnam stawiać Bogu tych wszystkich wymagań, by spełnił moje dzikie pragnienia, ponieważ jest to nierozsądne zachowanie. Kiedy pomyślałam o tych dniach, które dzieliły mnie od wypadku córki, zdałam sobie sprawę, że za każdym razem, gdy modliłam się do Boga, zawsze prosiłam go o to, by ją uratował, a nie o to, by pozwolił jej umrzeć. Zrozumiałam, jak bardzo byłam skażona przez szatana; wierzyłam w Boga i szłam za Nim, a jednak nie było we mnie ani krztyny szacunku czy posłuszeństwa wobec Boga i nie znałam swojego miejsca jako byt stworzony. Zamiast tego stawiałam Bogu nieuzasadnione wymagania i bez zastanowienia prosiłam Go o Jego błogosławieństwa i łaskę – zaprawdę byłam tak arogancka, zarozumiała, samolubna i godna pogardy! Bóg jest Stwórcą i wszystko jest w Jego rękach. Bóg już dawno ustanowił, kiedy ktoś ma się narodzić, a kiedy umrzeć – to On decyduje o tym wszystkim. Również życie mojej córki było w rękach Boga i niezależnie od tego, co Bóg zrobi, przejawi się w tym Jego dobra wola. Powinnam być posłuszna zwierzchnictwu i planom Boga oraz nie podejmować moich własnych decyzji – tylko taka postawa i takie nastawienie były dopuszczalne dla bytu stworzonego. Wypowiedziałam więc w myślach modlitwę do Boga i podjęłam postanowienie: „Boże! Naprawdę pragnę oddać Ci moją córkę. Nie będę narzekać niezależnie od tego, czy ją weźmiesz, czy zostawisz. Pragnę jedynie być posłuszna Twojemu zwierzchnictwu i Twoim planom oraz mocno trwać w świadectwie o Tobie”. Kiedy skończyłam się modlić, zaczęłam przygotowywać się na najgorsze. Gdy już opanowałam swoje uczucia, trzymałam córkę za rękę i, powstrzymując łzy, powiedziałam: „Lanlan, Nasze życie zawdzięczamy Bogu. Niezależnie od tego, czy żyjemy, czy umieramy, zawsze musimy podporządkować się ustaleniom i planom Boga. Mimo że wierzymy w Boga od stosunkowo niedawna, w porównaniu z niewierzącymi mamy wielkie szczęście. Nie znaleźliśmy się na tym świecie na próżno, ponieważ usłyszeliśmy głos Boga i wiemy, że w całym wszechświecie jest tylko jeden Stwórca i wiemy, że jako żyjący ludzie powinniśmy czcić Boga. Niezależnie od tego, co stanie się na koniec, musimy zatem zawsze dziękować Bogu i absolutnie nie wolno nam Go obwiniać. Dobrze?” Córka zdawała się słyszeć i rozumieć to, co mówiłam. Skinęła głową, mrugnęła powiekami i dwie strużki łez spłynęły z kącików jej oczu. Później jej oddech stawał się coraz cięższy i ponownie straciła przytomność. Siedziałam bezsilna przy córce, patrzyłam na nią, a z moich oczu płynęły łzy.
Kiedy wydawało się, że nie ma nadziei, miłość Boga nas nie opuściła
Właśnie wtedy podszedł lekarz prowadzący, spojrzał na respirator i na elektrokardiogram, a potem zaświecił swoją małą latarką w oczy mojej córki, uszczypnął ją w ramię i pokręcił głową. Powiedział lodowatym głosem: „Mówiłem wam, że córka nie przeżyje do rana. Teraz sami to widzicie! Jej źrenice są powiększone, a twarz robi się sina. Nie ma dla niej żadnego ratunku”. Potem odwrócił się i poinstruował pielęgniarkę, żeby monitorowała kroplówkę i wyjęła ją, jeśli płyn przestanie skapywać. Następnie wyszedł, nie oglądając się za siebie. Kiedy mój mąż usłyszał słowa lekarza, położył głowę przy twarzy naszej córki i zaczął płakać z bólu. W oczach innych ludzi przebywających na sali również pojawiły się łzy współczucia. Mimo że przygotowywałam się na to, słowa lekarza sprawiły mi wielki ból i w jednej chwili poczułam, jakby zapadło mi się serce. Położyłam się obok córki i zwróciłam się do Boga, prosząc Go, by chronił moje serce. W tej chwili słowa Boga rozbłysły w moich myślach: „Na tym etapie pracy wymaga się od nas wielkiej wiary i wielkiej miłości. Możemy się potknąć przez najmniejsze zaniedbanie, ponieważ ten etap pracy różni się od wszystkich poprzednich. Tym, co Bóg doskonali, jest wiara ludzkości – coś, czego nie można zobaczyć ani dotknąć. To, co Bóg robi, polega na obracaniu słów w wiarę, miłość i życie. Ludzie muszą osiągnąć punkt, w którym przeszli setki oczyszczeń i posiedli wiarę większą niż Hiob. Muszą znosić niewiarygodne cierpienia i wszelkiego rodzaju tortury, nie odszedłszy kiedykolwiek od Boga. Kiedy pozostają posłuszni aż do śmierci i żywią wielką wiarę w Boga, ten etap Bożego dzieła jest zakończony” („Ścieżka… (8)”). Słowa Boga dały mi wiarę i siłę. Czułam się tak, jakby Bóg był tuż przy mnie, mówiąc mi, że muszę w Niego mocno wierzyć, że muszę być jak Hiob. Kiedy na Hioba spadły nieszczęścia, stracił cały majątek i wszystkie swoje piękne dzieci, a na całym jego ciele pojawiły się okropne czyraki. Ale chociaż doznał wielkiego bólu, wierzył, że wszystko dzieje się z przyzwoleniem Boga. Czy otrzymujemy błogosławieństwa, czy też spotykają nas nieszczęścia, jako byty stworzone musimy znać swoje miejsce i niezależnie od tego, co Bóg robi, musimy sławić Jego święte imię, zaakceptować Jego zwierzchnictwo i być mu być bezwarunkowo posłuszni oraz nigdy nie narzekać. Taka postawa przystoi człowiekowi. Ponieważ Hiob to rozumiał, ostatecznie polegał na swojej wierze, posłuszeństwie i szacunku dla Boga oraz mocno trwał w świadectwie. Słowa Boga przyniosły mi teraz pocieszenie i otuchę, więc uklękłam przy łóżku córki i pomodliłam się do Boga: „Boże! W obliczu śmierci widzę, jak mało ważni i żałośni są ludzie. Widzę kruchość ludzkiego życia, a w jeszcze większym stopniu dostrzegam niedojrzałość własnej postawy. W obliczu próby, jaką jest zbliżająca się śmierć mojej córki, moje pragnienie bycia Ci posłuszną jest tak słabe. Boże! Proszę Cię, spraw, żebym przestała narzekać i daj mi odwagę, żebym mogła stawić czoła śmierci córki. Kiedy Hiob przechodził przez próby, powiedział: ‚Jahwe dał, i Jahwe zabrał; błogosławione niech będzie imię Jahwe’ (Hi 1:21). Pragnę naśladować Hioba i być Ci naprawdę posłuszna…” Kiedy skończyłam się modlić, trzymałam rękę córki i w milczeniu na nią patrzyłam. W moim sercu panował dużo większy spokój i czułam, że jestem w stanie ze spokojem stawić czoła temu, co się stanie.
Posłuszeństwo daje nową nadzieję
Po ponad dziesięciu minutach zauważyłam, że płyn w kroplówce ciągle skapuje i kropelka po kropelce znajduje drogę do ciała mojej córki. Oznaczało to, że córka ciągle żyje! W moim sercu zaświtała wtedy nowa nadzieja: moja córka wciąż żyje i nie możemy tak po prostu się poddać. Szybko poprosiłam pielęgniarkę, żeby zawołała lekarza. Kiedy przyszedł, powiedział zniecierpliwionym głosem: „Powiedziałem wam, że córka nie przeżyje. Co tu jeszcze robicie?” Musieliśmy poprosić go kilka razy, ale w końcu wziął rurkę do oddychania, wprowadził ją w drogi oddechowe mojej córki i, ponownie korzystając z maszyny, zaczął odsysać płyn z jej płuc. Kiedy maszyna trzykrotnie odessała trochę flegmy i wody z krwią, moja córka nagle otworzyła oczy, a na jej twarz stopniowo wróciły kolory. Niezwykle poruszona, trzymałam córkę za rękę i w myślach dziękowałam Bogu. Lekarz nachylił się, spojrzał na elektrokardiogram, a potem na respirator i zdumiony powiedział: „Jak to możliwe, że wszystko tak nagle się ustabilizowało? Nie da się tego wytłumaczyć!” Następnie spojrzał na twarz mojej córki i potwierdził, że jej cera znowu wygląda normalnie. Podniósł ręce do góry i tańczył po sali, mówiąc radośnie: „Uratowałem Lanlan! Uratowałem Lanlan!” Kiedy córka to usłyszała, wyciągnęła rękę, dając mi znać, że chce coś napisać. Dałam jej długopis i kartkę papieru, a ona napisała: „Bóg nie pozwoli mi umrzeć dopóty, dopóki zostało mi chociaż jedno tchnienie. W niebie przesądzono o tym, że mam żyć i dziękuję za to Bogu!” Kiedy lekarz przeczytał to, co napisała, bez słowa wyszedł z sali. Popłakałam się, nie wiedząc, jak wyrazić swoją wdzięczność wobec Boga. Mogłam tylko dziękować Mu w sercu: „Boże! Dziękuję Ci za Twoją miłość do mnie i dziękuję Ci za ocalenie mojej córki. Przez te trzy krótkie dni zyskałam tak wiele. Kiedy byłam bezsilna i pogrążona w rozpaczy, cały czas byłeś przy mnie, za pomocą Twoich słów przynosząc otuchę i pocieszenie, dając mi wiarę, korygując moje błędne poglądy na temat wiary w Boga, umożliwiając mi bycie autentycznie posłuszną Tobie oraz dostrzeżenie Twojej wszechmocy, zwierzchności i Twoich cudownych czynów! Chwała niech będzie Tobie, jedyny prawdziwy Boże! Amen!”
Od tamtego dnia stan mojej córki z każdym dniem się poprawiał, a jej drogi oddechowe odzyskały pełną sprawność. Kiedy wypisywaliśmy się ze szpitala, lekarz i pielęgniarka poprosili mnie i córkę, byśmy napisały do lekarza list z podziękowaniami, ale odmówiłyśmy, ponieważ wiedziałam, że to Bóg dał życie mojej córce, więc nasze podziękowania złożyłyśmy wyłącznie Jemu!
Po ponad miesiącu dochodzenia do zdrowia w domu, moja córka znowu mogła żyć normalnie, a później zaczęła wykonywać obowiązki w kościele.
Moje serce nauczyło się rozumieć
Od tych wydarzeń minęło już kilka lat, ale za każdym razem, gdy myślę o tym, w jaki sposób moja córka została uratowana z objęć śmierci, odczuwam głęboką wdzięczność wobec cudownego Bożego zbawienia: nie tylko Bóg przedłużył życie mojej córki, ale także, co jest nawet ważniejsze, dzięki tym wydarzeniom rzeczywiście zrozumiałam tę prawdę, że los ludzkości jest w rękach Boga. Równocześnie zrozumiałam też, że niezależnie od tego, co nas może spotkać, powinniśmy zawsze szczerze polegać na Bogu i zwracać się do Niego, zajmować miejsce przypisane nam jako bytom stworzonym, podporządkowywać się zwierzchnictwu i planom Stwórcy, zrezygnować z naszych zamiarów i pragnień, a także nie stawiać Bogu nierozsądnych wymagań. Jest to najmądrzejszy i jedyny wybór, jakiego możemy dokonać! Bogu niech będą dzięki!
Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.