Już nigdy nie będę się skarżyć na swój los
Dorastałam w dość biednej rodzinie. Ledwo starczało nam na podstawowe potrzeby. Mama często prosiła sąsiada o ryż, żebyśmy mieli co jeść, i wiele moich ubrań miało łaty. Inne dzieciaki często się mnie czepiały, dyskryminowały mnie i wyzywały od biedaczek. Czułam się skrzywdzona, myślałam, że przypadł mi w udziale zły los, bo nie urodziłam się bogata. Byłam pilną uczennicą, myślałam: „Jeśli się teraz przyłożę, dostanę się na studia i znajdę dobrą pracę, mój los się odmieni i będę miała elitarne życie, czyż nie?”. Uczyłam się po nocach i miałam bardzo dobre oceny. Myślałam, że to mój bilet do lepszego życia. Ale w szkole średniej zdiagnozowano u mnie ciężką krótkowzroczność, zaćmę, leniwe oko i astygmatyzm. Nie byłam w stanie się o siebie zatroszczyć i musiałam rzucić szkołę. Byłam zupełnie zdruzgotana, myślałam, że to koniec, że taki był mój los. Narzekałam na niesprawiedliwość Niebios i uważałam swój los za zły. Pogrążyłam się w depresji.
Po przyjęciu dzieła Boga w dniach ostatecznych, widząc, jak nasz przywódca prowadzi zgromadzenia i omawia prawdę, by rozwiązywać problemy, poczułam zazdrość. Pomyślałam: „Jak wspaniale by to było, gdybym kiedyś została diakonisą lub przywódczynią, gdybym rozwiązywała problemy braci i sióstr, zyskując ich szacunek”. Dlatego czytałam jeszcze więcej słów Boga, przyjmowałam każde zadanie od kościoła i znosiłam trudy i ciężką pracę, licząc, że kiedyś ja też zostanę przywódczynią lub diakonisą. Ale mijały lata, a mnie nie wybierano na żadne stanowisko. Siostra, która wraz ze mną przyjęła ten etap dzieła Boga, została przywódczynią bardzo szybko. Widząc, jak omawia słowa Boga na zgromadzeniach, by rozwiązywać problemy, pomyślałam sobie: „Razem przyjęłyśmy ten etap dzieła Boga i wkrótce po wejściu do domu Bożego ona już jest przywódczynią, wszyscy ją szanują i wspierają. Tymczasem ja, choć bardzo się staram, wciąż nie jestem przywódczynią. Taki już mój zły los”. Czasem, gdy moje sugestie nie były brane pod uwagę, myślałam: „Cóż, i tak nigdy nie zostanę przywódczynią, mogę po prostu iść dalej w tej małej grupie. Czy to w karierze, czy w domu Bożym moim przeznaczeniem jest cierpieć, nigdy się nie wyróżnię”. Po dojściu do takiego wniosku z coraz mniejszym zapałem czytałam słowa Boga i dążyłam do prawdy.
Gdy przywódca dostrzegł mój talent literacki i powierzył mi pracę przy tekstach, byłam bardzo szczęśliwa, myśląc, że w końcu mam szansę się wyróżnić. Zostawałam w pracy po godzinach i udało mi się osiągnąć dobre wyniki. Wkrótce potem dostałam awans. Byłam szczęśliwa i jeszcze bardziej zmotywowana. Ale wtedy zaczęłam mieć coraz większe problemy z kręgosłupem szyjnym i nie mogłam pracować jak należy. Musiałam wrócić do rodzimego kościoła i robić to, co byłam w stanie. Byłam przygnębiona: „Te dolegliwości szyjne trudno jest leczyć i mogą się wzmóc, jeśli będę się przemęczała. Niełatwo mi będzie się wyróżnić przez ten mój problem ze zdrowiem. Skazana jestem na mało ważne obowiązki. Przypadł mi w udziale zły los, nie mam lekko. Musiałam się urodzić pod złą gwiazdą, bo mam strasznego pecha!”. Ta myśl sprawiła, że się zniechęciłam i zaniedbywałam obowiązki, ograniczałam samą siebie, myśląc, że marny czeka mnie los. Stanęłam przed Bogiem, by się nad sobą zastanowić. Czemu ciągle narzekałam na swój los, czemu tak cierpiałam? Podczas poszukiwań odpowiedzi natrafiłam na fragment słów Bożych, który dał mi lepszy wgląd w mój stan.
Bóg Wszechmogący mówi: „Uczucie depresji może na przykład wynikać z nieustającej wiary danej osoby w jej straszny los. Czy to nie jest jedna z przyczyn? (Tak). Gdy ktoś wychowywał się na wsi albo w biednej okolicy, rodzinie się nie powodziło, a w domu poza najprostszymi sprzętami nie było niczego o większej wartości. Taki ktoś miał bardzo niewiele ubrań i choć były dziurawe, musiał je nosić. Nigdy nie jadał posiłków dobrej jakości, a żeby spożyć jakieś danie mięsne, musiał czekać do Nowego Roku lub jakiegoś święta. Nieraz bywał głodny i dokuczał mu chłód, bo brakowało mu ciepłych ubrań. Mógł tylko pomarzyć o talerzu pełnym mięsiwa, a czasem nawet o owoce było trudno. Żyjąc w takim środowisku, czuł się inny od ludzi mieszkających w wielkim mieście, których rodzice byli zamożni, którzy mogli jeść, co tylko chcieli, i nosić takie ubrania, jakie im się podobały, którzy od razu dostawali to, na co mieli ochotę, i którzy znali się na wielu sprawach. Taki ktoś myślał sobie: »Tym ludziom świetnie się powodzi. Dlaczego mnie trafił się taki zły los?«. Taki ktoś zawsze chce wyróżniać się z tłumu i zmienić swoje przeznaczenie. Nie tak łatwo jednak je zmienić. Gdy ktoś przychodzi na świat w takich okolicznościach, to, choćby próbował, w jakim stopniu jest w stanie odmienić swój los i w jakim stopniu jest w stanie go polepszyć? Gdy wkroczy w dorosłość, wszędzie w społeczeństwie trafia na przeszkody, wszędzie jest nękany i dręczony, zawsze ma poczucie, że pech podąża za nim krok w krok. Myśli sobie: »Czemu mam takiego pecha? Czemu zawsze spotykam podłych ludzi? Życie było dla mnie surowe, gdy byłem dzieckiem, tak to już było. Teraz jestem dorosły i nic się nie zmieniło. Stale chcę pokazać, na co mnie stać, ale nigdy nie trafiam na właściwą okazję. Jeśli mam nigdy nie dostać swojej szansy, to trudno. Chcę po prostu ciężko pracować i zarabiać tyle, żeby było mnie stać na dobre życie. Czemu nawet to mi nie wychodzi? Jak to możliwe, że tak trudno jest zarobić na dobre życie? Nie muszę prowadzić życia lepszego niż wszyscy inni. Chcę przynajmniej żyć życiem wielkomiejskim, żeby inni nie patrzyli na mnie z góry, żebym nie był obywatelem drugiego albo trzeciego rzędu. Ludzie, zwracając się do mnie, nie krzyczeliby przynajmniej: „Hej ty, chodź tutaj!”. Zwracaliby się do mnie po imieniu i odnosiliby się do mnie z szacunkiem. Ale nawet to nie zostało mi dane. Czemu mój los jest taki okrutny? Kiedy to się skończy?«. Kiedy taki ktoś nie wierzył w Boga, uważał swój los za okrutny. Jednak uwierzywszy w Boga i zrozumiawszy, że to jest prawdziwa droga, zaczął myśleć: »Całe to dotychczasowe cierpienie było tego warte. Wszystko zostało zaplanowane i dokonane przez Boga i Bóg dobrze uczynił. Gdybym nie doznał tych cierpień, nie uwierzyłbym w Niego. Jeśli będę w stanie przyjąć prawdę, teraz, gdy już wierzę w Boga, to moje przeznaczenie powinno zmienić się na lepsze. Mogę teraz wieść życie w kościele na równej stopie z moimi braćmi i siostrami. Ludzie mówią do mnie „bracie” albo „siostro” i odnoszą się do mnie z poważaniem. Mogę się teraz cieszyć szacunkiem, jaki ludzie mi okazują«. Wydaje się, że przeznaczenie tej osoby się zmieniło, że ona już nie cierpi i nie jest już naznaczona złym losem. Gdy taki ktoś zaczyna wierzyć w Boga, postanawia, że będzie dobrze pełnił obowiązki w domu Bożym, staje się zdolny do znoszenia trudów i do ciężkiej pracy, jest w stanie znieść więcej niż ktokolwiek inny oraz stara się pozyskać aprobatę i estymę wśród większości ludzi. Myśli sobie, że może nawet wybiorą go na przywódcę kościoła, kierownika lub lidera zespołu – czyż nie przyniesie wtedy zaszczytu swoim przodkom i swojej rodzinie? Czy nie zmieni wtedy swojego przeznaczenia? Rzeczywistość nie przynosi jednak spełnienia tych pragnień, przez co taki ktoś wpada w zniechęcenie i myśli: »Wierzę w Boga od lat i bardzo dobrze dogaduję się z moimi braćmi i siostrami, czemu więc zawsze jestem pomijany, ilekroć przychodzi czas wyboru przywódcy, kierownika lub lidera zespołu? Czy to dlatego, że wyglądam zbyt przeciętnie albo nie mam dostatecznie dobrych osiągnięć i nikt mnie nie dostrzega? Ilekroć jest głosowanie, znowu mam cień nadziei i cieszyłbym się nawet, gdyby mnie wybrano na lidera zespołu. Przepełnia mnie zapał, by odwdzięczyć się Bogu, ale za każdym razem, gdy zostaję zupełnie pominięty w głosowaniu, doznaję rozczarowania. O co w tym chodzi? Czy to możliwe, że jedyne, na co mnie w całym moim życiu stać, to bycie przeciętną, zwykłą osobą, kimś niewiele znaczącym? Gdy spoglądam wstecz na swoje dzieciństwo, młodość i wiek średni, widzę, że ścieżka, którą szedłem, zawsze była przeciętna i nigdy nie dokonałem niczego godnego uwagi. To nie jest tak, że nie mam żadnych ambicji albo że mojemu charakterowi wiele brakuje. Nie jest też tak, że uchylam się od podejmowania wysiłków albo nie potrafię znosić trudów. Mam postanowienia i cele, można nawet powiedzieć, że jestem osobą ambitną. Dlaczego więc nigdy nie udaje mi się wyróżnić z tłumu? Koniec końców po prostu przypadł mi w udziale zły los i jest mi przeznaczone cierpienie – Bóg tak to dla mnie zaplanował«. Im bardziej taki ktoś to rozpamiętuje, w tym gorszych barwach widzi swój los. Gdy taka osoba podczas zwykłego wypełniania obowiązków czyni jakieś sugestie lub wyraża opinie i zawsze spotyka się z krytyką, nikt jej nie słucha ani nie traktuje poważnie, to popada w jeszcze większą depresję i myśli: »A niech to! Okrutny jest mój los! W każdej grupie ludzi, w jakiej jestem, zawsze znajdzie się ktoś podły, kto rzuca mi kłody pod nogi i mnie dręczy. Nikt nie traktuje mnie poważnie i nigdy nie mogę się wyróżnić. W ostatecznym rozrachunku wniosek jest zawsze ten sam: po prostu mam zły los!«. Cokolwiek by mu się nie przytrafiło, taki ktoś zawsze składa to na karb złego losu; nieustannie wkłada wysiłek w podtrzymywanie idei posiadania złego losu i próbuje lepiej to zrozumieć i się w tym rozeznać. Kiedy się tak nad tym głowi, jego depresja jeszcze bardziej się pogłębia. Gdy popełni jakiś drobny błąd podczas wykonywania obowiązków, myśli: »Ech, jak mogę dobrze wypełniać obowiązki, skoro mój los jest taki zły?«. Na zgromadzeniach jego bracia i siostry omawiają różne tematy, a on łamie sobie nad tym głowę, ale niczego nie rozumie i myśli: »No cóż, jak miałbym cokolwiek rozumieć, skoro mój los jest taki zły?«. Ilekroć taki ktoś widzi, że inna osoba jest bardziej elokwentna niż on i że mówi o tym, co pojmuje, w sposób klarowniejszy i bardziej oświecony niż on, to czuje się jeszcze bardziej depresyjny. Gdy taki ktoś widzi, że inna osoba potrafi znosić trudy i płacić cenę, osiąga wyniki w ramach wykonywania obowiązków, zyskuje aprobatę wśród braci i sióstr oraz dostaje awans, to w głębi serca czuje się nieszczęśliwy. Gdy widzi że ktoś zostaje przywódcą lub pracownikiem, czuje się jeszcze bardziej przybity. Ogarnia go depresja nawet wtedy, gdy widzi, że ktoś tańczy i śpiewa lepiej niż on, i czuje się przez to gorszy. Bez względu na to, jakich napotyka ludzi i jakie zdarzenia, jakie sprawy i sytuacje mu się przytrafiają, taki ktoś reaguje na nie właśnie takim uczuciem depresji. Nawet wtedy, gdy widzi kogoś, kto ma trochę lepsze ubrania albo lepszą fryzurę niż on, zawsze odczuwa smutek; zazdrość i zawiść budzą się w jego sercu, aż w końcu wpada znów w depresję. Jakie powody wynajduje taki ktoś? Myśli: »A niech to, czy nie jest tak dlatego, że mam zły los? Gdybym był trochę ładniejszy, bardziej dystyngowany, tak jak oni, gdybym był wyższy i miał ładniejszą figurę, gdybym nosił dobre ubrania, zarabiał mnóstwo pieniędzy i miał dobrze sytuowanych rodziców, czy moje życie nie wyglądałoby inaczej niż teraz? Czy ludzie nie mieliby o mnie wysokiego mniemania, czy by mi nie zazdrościli? Koniec końców mój los jest zły i nie mogę nikogo innego za to winić. Przez mój zły los nic mi się nie udaje, a dokąd bym nie poszedł, to o coś się potykam. To jest po prostu mój los i nic nie jestem w stanie na to poradzić«. Podobnie jest, gdy ktoś taką osobę przycina albo gdy bracia i siostry ją krytykują lub napominają, lub jeśli coś jej sugerują – taka osoba reaguje na to uczuciem depresji. W każdym razie, bez względu na to, czy coś się jej przytrafia, czy coś się wydarza w jej otoczeniu, taka osoba zawsze wtedy reaguje różnymi negatywnymi myślami, poglądami, postawami i punktami widzenia, wynikającymi z jej uczucia depresji” (Jak dążyć do prawdy (2), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy I). Słowa Boga doskonale opisywały mój stan. Kiedyś myślałam, że jeśli ktoś należy do elity i cieszy się szacunkiem oraz wsparciem innych, to los mu sprzyja, a jeśli ktoś pochodzi z biednej rodziny, żyje w nędzy, na marginesie, lekceważony przez innych, to los mu nie sprzyja. Dorastałam w biedzie, ledwo starczało na podstawowe potrzeby. Ludzie patrzyli na mnie z góry, dyskryminowali mnie i poniżali. Uważałam więc, że los mi nie sprzyja. Mając taki start w życiu, postawiłam na naukę, by karta się odwróciła, żebym żyła jak elity. Ale w szkole średniej zdiagnozowano u mnie ciężką krótkowzroczność i musiałam przerwać naukę. Rozwiały się moje nadzieje na spełnienie marzeń i byłam rozgoryczona. Po przyjęciu nie zadowalało mnie bycie zwykłym wierzącym i starałam się zostać przywódczynią. Myślałam, że zdobywając pozycję, zyskam też szacunek i wsparcie wszystkich dokoła, a status i dobra reputacja oznaczają przecież łaskawy los. Ciężko pracowałam, by osiągnąć swój cel, ale po kilku latach wciąż nie byłam przywódczynią ani pracownicą. Gdy siostra, która ze mną przyjęła ten etap dzieła, została przywódczynią, tym bardziej uznałam, że los mi nie sprzyja. Czasem, gdy moje sugestie nie były brane pod uwagę i nie zyskiwałam sobie szacunku, nie śmiałam już wyrażać swoich opinii, zamykałam się w sobie, przeklinając okrutny los. Później, gdy awansowałam do pracy przy tekstach, byłam bardzo szczęśliwa. Ale potem bóle kręgosłupa szyjnego przeszkodziły mi w wypełnianiu obowiązków. Musiałam wrócić do rodzimego kościoła i robić to, co byłam w stanie. Czułam, że mam pecha, że przypadł mi w udziale zły los. Myślałam, że nigdy nie będę miała szansy, żeby się wyróżnić, że nie dostanę awansu ani nie odegram ważnej roli, że inni nigdy nie będę mnie szanować ani wspierać. Popadłam więc w przygnębienie i zaniedbywałam obowiązki, robiąc wszystko po łebkach, byle tylko dzień się skończył. Zrozumiałam, że zależy mi tylko na statusie, szacunku i poparciu ludzi wokoło. Gdy coś szło nie po mojej myśli, skarżyłam się na niesprzyjający los. Traciłam zapał do obowiązków, nie dzieliłam się swoimi poglądami na zgromadzeniach. Nie akceptowałam sytuacji, w których stawiał mnie Bóg, nie zastanawiałam się nad sobą. W rezultacie moje wejście w życie stanęło w miejscu. Czy mój stan zniechęcenia nie był milczącym sprzeciwem wobec Boga? Przez całe lata wiary powtarzałam, że wszystko, co się wydarza każdego dnia, to rezultat Bożych zarządzeń i planów, ale gdy coś szło nie tak, jak chciałam, nie podporządkowywałam się i nie ufałam suwerennej władzy Boga. Czyż nie tak myśleli fałszywi wierzący?
Później dalej szukałam odpowiedzi na nurtujące mnie pytania: Dlaczego ciągle narzekałam na swój los? Co było nie tak z moim poglądem? Natrafiłem potem na dwa fragmenty słów Boga: „Zarządzeń Boga dotyczących losu jakiejś osoby – czy będzie to los dobry, czy też zły – nie można postrzegać ani oceniać z punktu widzenia człowieka albo wróżki; nie należy ich także oceniać wedle tego, jak wielkim bogactwem i chwałą cieszy się ta osoba w ciągu swojego życia, ani wedle tego, ile cierpień doznaje, ani wedle tego, z jakim powodzeniem goni za perspektywami, sławą i fortuną. Jednak taki właśnie poważny błąd popełniają ci, którzy mówią, że ich udziałem jest zły los, a los ten oceniają, przykładając miarę stosowaną przez większość ludzi. W jaki sposób większość ludzi ocenia swój los? Jak ludzie światowi oceniają, czy los, jaki komuś przypadł w udziale, jest dobry, czy zły? Zasadniczo kierują się tym, czy życie takiej osoby toczy się gładko, czy taka osoba cieszy się bogactwem i chwałą, czy może sobie pozwolić na styl życia lepszy niż inni, jak dużo cierpi i jak dużo jest rzeczy, którymi może się cieszyć w ciągu całego życia, jak długo żyje, jaką ma karierę, czy jej życie jest mordęgą, czy może jest wygodne i łatwe – te i inne kryteria służą do oceny tego, czy los danej osoby jest dobry, czy zły. Czy wy również nie stosujecie tej samej miary? (Tak). Gdy zatem większość z was napotyka coś, co wam się nie podoba, gdy czasy są ciężkie lub gdy nie możecie sobie pozwolić na lepszy styl życia, uznajecie, że wam też przypadł w udziale zły los i pogrążacie się w depresji” (Jak dążyć do prawdy (2), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy I). „Bóg już dawno temu przesądził o losach ludzi i te losy nie podlegają zmianie. Zarówno »dobry los«, jak i »zły los« jest czymś indywidualnym dla każdej osoby i zależy od środowiska, od tego, jak ludzie się czują i do czego dążą. Dlatego los pojedynczego człowieka nie jest ani dobry, ani zły. Być może jest ci bardzo ciężko w życiu, ale możesz pomyśleć: »Nie dążę do życia na wysokim poziomie. Zadowala mnie to, że mam co zjeść i w co się ubrać. Każdy w swoim życiu jakoś cierpi. W świecie panuje przekonanie, że nie można zobaczyć tęczy, jeśli nie pada deszcz, więc cierpienie ma swoją wartość. Nie jest tak źle i mój los nie jest aż taki zły. Niebiosa zesłały mi ból, próby i udręki. To dlatego, że On mnie docenia. To jest dobry los!«. Niektórzy ludzie myślą, że cierpienie to coś złego, że oznacza, iż mają zły los, i że tylko życie bez cierpienia, wygodne i łatwe, oznacza, że dobry los jest ich udziałem. Niewierzący nazywają to »kwestią opinii«. Jak ludzie wierzący w Boga podchodzą do kwestii »losu«? Czy mówimy, że ktoś ma »dobry los« albo »zły los«? (Nie). Nie mówimy takich rzeczy. Powiedzmy, że masz dobry los, bo wierzysz w Boga, ale potem nie podążasz właściwą ścieżką w swojej wierze, zostajesz ukarany, zdemaskowany i wyeliminowany – czy to oznacza, że masz dobry los, czy zły los? Jeśli nie wierzysz w Boga, nie możesz zostać zdemaskowany ani wyeliminowany. Niewierzący i ludzie religijni nie mówią o demaskowaniu bądź rozeznawaniu ludzi, nie mówią też o ich usunięciu lub wyeliminowaniu. To powinno oznaczać, że ludzie mają dobry los, gdy są w stanie wierzyć w Boga, ale jeśli na koniec zostaną ukarani, czy będzie to oznaczać, że zły los przypadł im w udziale? W jednej chwili mają dobry los, a za chwilę zły los – więc jak to w końcu jest? Nie sposób osądzić, czy ktoś ma dobry los, czy nie; ludzie nie są w stanie tego rozstrzygnąć. Wszystko to czyni Bóg i wszystko, co Bóg aranżuje, jest dobre. Po prostu trajektoria losu każdego człowieka, jego środowisko oraz osoby, zdarzenia i sprawy, jakie napotyka, a także ścieżka życiowa, jakiej w życiu doświadcza, są odmienne; dla każdej osoby wygląda to inaczej. Środowisko życiowe i otoczenie, w jakim każdy człowiek dorastał, oba z góry ustalone przez Boga, zawsze się różnią. Rzeczy, których każdy doświadcza w swoim życiu, są zawsze czymś indywidualnym. Nie ma niczego takiego jak dobry los albo zły los – Bóg to wszystko aranżuje i wszystko to czyni Bóg. Jeśli spojrzeć na sprawę z takiej perspektywy, że wszystko uczynił Bóg, to wszystko jest dobre i słuszne; obierając perspektywę ludzkich upodobań, uczuć i decyzji, niektórzy wybierają wygodne życie, wybierają sławę i fortunę, dobrą reputację, powodzenie w świecie i życie niezależne. Wierzą, iż to oznacza, że mają dobry los, natomiast życie przeciętne, bez sukcesów, zawsze na samym dole drabiny społecznej, to los zły. Tak to wygląda z perspektywy niewierzących i światowych ludzi, goniących za rzeczami doczesnymi i dążących do życia w świecie, i stąd właśnie bierze się idea dobrego losu i złego losu. Idea ta ma swoje źródło w wąskim rozumieniu i powierzchownym postrzeganiu losu przez ludzi, a także w ludzkiej ocenie tego, jak dużo fizycznego bólu znoszą oraz jak dużo uciechy, sławy i fortuny zyskują itd. Tak naprawdę, jeśli spojrzeć na to z perspektywy Bożego zarządzania i Bożej władzy nad ludzkim losem, nie będzie miejsca na takie interpretacje dobrego i złego losu. Czyż nie tak się sprawy mają? (Tak). Jeśli postrzegasz los człowieka z perspektywy Bożej władzy, to wszystko, co czyni Bóg, jest dobre i tego właśnie potrzebuje każda osoba. To dlatego, że przyczyna i skutek odgrywają rolę w życiu przeszłym i teraźniejszym, są z góry ustalone przez Boga, Bóg nad nimi ma władzę, Bóg je planuje i aranżuje, a ludzkość nie ma wyboru. Jeśli przyjmiemy taką perspektywę, to ludzie nie powinni osądzać swojego losu, mówiąc, że jest dobry albo zły, czyż nie?” (Jak dążyć do prawdy (2), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy I). Słowa Boga dobitnie wykazały niedorzeczność ludzkiego przekonania o dobrym lub złym losie. Ludzie oceniają swój los przez pryzmat tego, czy dobrze im się wiedzie, czy mają status i bogactwo, czy udaje im się zdobyć sławę i fortunę. Opieranie czegokolwiek na osobistych preferencjach to niezgodna z prawdą postawa niewierzącego. Dla Boga nie ma czegoś takiego jak zły lub dobry los. Bóg decyduje o losie ludzi, bazując na ich poprzednim i obecnym życiu. Jest on z góry przesądzony przez Boga. Dotarło do mnie, że myślałam jak osoba niewierząca. Ciągle goniłam za bogactwem i statusem, pragnęłam sławy, fortuny i wyróżnienia. Myślałam, że jeśli mam szacunek i poparcie, to los mi sprzyja, z kolei moje przeciętne, nijakie życie toczone w ubóstwie, brak szacunku i lekceważenie ze strony innych, są oznakami marnego losu. Dostrzegłam, że się myliłam i że mój błąd pochodził od szatana. To było ograniczone pojmowanie losu, typowe dla niewierzących. Zrozumiałam, że ci, którzy zdobywają sławę i bogactwa, mogą mieć zaszczyty, chwałę, szacunek i poparcie wśród ludzi, może się wydawać, że los im sprzyja, ale duchowo są puści i cierpią, ich życie jest nużące, a niektórzy zaczynają brać narkotyki i zabijają się. Ośmieleni posiadanym autorytetem niektórzy robią awantury, czynią zło i łamią prawo, kończą za kratkami i rujnują sobie reputację. Czy los im faktycznie sprzyja? Zrozumiałam, że czyjś los nie zależy od tego, czy ten ktoś cieszy się chwałą i bogactwem albo jak wiele wycierpiał. Bóg decyduje o tym, czy ktoś będzie bogaty, czy biedny. Bóg daje nam życie, jakiego potrzebujemy, i Jego zarządzenia są dobre. Dla Boga nie ma czegoś takiego jak zły lub dobry los. Weźmy mnie, choć dorastałam w biedzie, spotykały mnie trudy i niepowodzenia, i dość sporo cierpiałam, teraz dzięki temu z większą determinacją stawiam czoła mękom, jest to dla mnie niezwykle cenna zdolność. Ponadto mam przesadnie silne pragnienie reputacji i statusu. Gdybym dostała się na uniwersytet i zdobyła sławę i fortunę, na pewno dałabym się porwać złym trendom. Czy wówczas stanęłabym przed Stwórcą i otrzymałabym zbawienie? Bóg też ustalił z góry, że nie wybiorą mnie na przywódczynię. Potrafiłam w pewnym stopniu pojąć słowa Boga i byłam w stanie rozpoznać niektóre problemy braci i sióstr, ale nie byłam zanadto kompetentna i nie radziłam sobie z większym obciążeniem w pracy. Przywódcy mają wiele na głowie, a jeśli problemy nie są rozwiązywane, szkodzi to dziełu kościoła. Teraz wykonuję obowiązki, które potrafię wykonywać. Jest to z pożytkiem dla mnie i dla pracy kościoła. Dostrzegłam najszczersze intencje w sytuacjach, w jakich postawił mnie Bóg. Dawniej myślałam niedorzecznie, chciałam mieć życie elitarne. Gdy coś szło nie po mojej myśli i moje pragnienia nie były zaspokojone, skarżyłam się na swój zły los, byłem przygnębiona i buntowałam przeciw Bogu. Choć wierzyłam, nie słowami Boga się kierowałam, ale błędnymi przekonaniami niewierzących. Buntowałam się i sprzeciwiałam Bogu! Przeraziło mnie wtedy to, co czyniłam, więc stanęłam przed Bogiem w modlitwie: „O Boże! Nie pojmuję prawdy i nie podporządkowałam się Twojej władzy i Twoim zarządzeniom. Jestem arogancka i bezrozumna. Chcę się wyzbyć absurdalnych przekonań, poddać się Twojej władzy i Twoim zarządzeniom, przestać Ci się sprzeciwiać”.
Potem trafiłam na dwa inne fragmenty słów Boga, dzięki którym pojęłam szkodliwe skutki negatywnych emocji. Słowa Boga mówią: „Choć ci ludzie, którzy myślą, że mają zły los, wierzą w Boga i są zdolni do wyrzeczeń, potrafią poświęcać się i podążać za Bogiem, to jednocześnie nie są w stanie wypełniać obowiązków w domu Bożym w sposób swobodny, wyzwolony i odprężony. Dlaczego tego nie potrafią? Ponieważ skrywają w sobie skrajne i nieprawidłowe myśli i mniemania, które rozbudzają w nich skrajne uczucia. Te skrajne uczucia wpływają na to, jak ci ludzie oceniają sprawy, jak myślą, i przez to ich postrzeganie rzeczy jest osadzone w skrajnej, niewłaściwej i zniekształconej perspektywie. Spoglądają na ludzi i sprawy z tego skrajnego i niewłaściwego punktu widzenia, przez co cały czas żyją, postrzegają ludzi i rzeczy oraz zachowują się i podejmują działania pod wpływem tego negatywnego uczucia. Ostatecznie, bez względu na to, jak żyją, wydają się tak wycieńczeni, że nie są w stanie znaleźć w sobie zapału do wiary w Boga i dążenia do prawdy. Bez względu na to, jaki sposób życia wybierają, nie potrafią aktywnie i pozytywnie wykonywać swoich obowiązków i mimo że wierzą w Boga od wielu lat, nigdy się nie skupiają na wypełnianiu obowiązków całym sercem i całą duszą, na wypełnianiu ich w sposób zadowalający, nie mówiąc już, rzecz jasna, o dążeniu do prawdy czy o praktykowaniu w zgodzie z prawdozasadami. Dlaczego tak jest? W ostatecznym rozrachunku jest tak, ponieważ oni są niezmiennie przekonani, że przypadł im w udziale zły los, co pogrąża ich w uczuciu głębokiej depresji. Stają się całkowicie apatyczni, bezradni, jak żywe trupy, pozbawieni witalności, nie przejawiający żadnego pozytywnego czy optymistycznego zachowania, nie mówiąc już o determinacji i wytrwałości w wykazywaniu się lojalnością, jaką powinni się wykazywać w stosunku do swojego obowiązku, swoich zadań i swoich powinności. Zamiast tego borykają się niechętnie z każdym dniem, w sposób niedbały, bezcelowy i otępiały, bezwiednie i odruchowo przechodzą przez kolejne dni. Nie mają pojęcia, jak długo będą jeszcze tak dryfować. Koniec końców mogą jedynie zganić samych siebie, mówiąc: »Ech, ciągle tylko brnę na oślep, tak długo, jak się da! Jeśli któregoś dnia już nie dam rady i kościół postanowi mnie wydalić i wyeliminować, to powinien to właśnie zrobić. Wszystko przez to, że zły los jest moim udziałem!«. W tym, co mówią, pełno jest defetyzmu. To uczucie depresji to nie tylko zwykły nastrój, ale – co ważniejsze – ma ono dewastujący wpływ na myśli, serce i dążenie człowieka. Jeśli szybko i w porę nie uwolnisz się od uczucia depresji, to nie tylko wpłynie ono na twoje życie, ale też zniszczy je i wpędzi cię do grobu. Nawet jeśli wierzysz w Boga, to nie będziesz w stanie zyskać prawdy ani dostąpić zbawienia – na koniec czeka cię zatracenie” (Jak dążyć do prawdy (2), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy I). „Tego rodzaju depresja nie jest zwykłym i chwilowym buntem, ani tymczasowym przejawem zepsutego usposobienia, a już na pewno nie jest przejawem skażonego stanu. Jest to raczej milczący opór wobec Boga, pełen niezadowolenia sprzeciw wobec własnego losu, o którym zdecydował Bóg. Choć może to być proste negatywne uczucie, jego konsekwencje dla ludzi są poważniejsze od tych, które przynosi zepsute usposobienie. Depresja nie tylko uniemożliwia ci przyjęcie pozytywnej, prawidłowej postawy względem obowiązków, które masz wykonywać, i względem twojego codziennego życia i życiowej podróży, ale również, co jest o wiele poważniejsze, może popchnąć cię w przepaść depresji i śmierci” (Jak dążyć do prawdy (2), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy I). Dzięki słowom Boga wiem, że jeśli ktoś myśli, iż los mu nie sprzyja, to wierząc w Boga, wykonując obowiązki i traktując ludzi i rzeczy zgodnie z tym błędnym i skrajnym przekonaniem, ulega zniechęceniu i przygnębieniu, wypełnia obowiązki bezmyślnie, po łebkach, obojętnieje i nie chce robić postępów. Uleganie przygnębieniu może się okazać równią pochyłą, która ostatecznie odbiera szansę na zbawienie. Gdybym nie porzuciła tego przekonania, konsekwencje byłyby straszne! Żyłam w tym przekonaniu, że los mi nie sprzyja. Gdy musiałam przerwać naukę z powodu problemów ze wzrokiem, rozwiały się moje marzenia o sławie i fortunie, o tym, że stanę się osobą szanowaną i bogatą, więc bardzo cierpiałam i straciłam nadzieję. Gdy przyjęłam wiarę i pełniłam obowiązki, wciąż zabiegałam o status, a gdy mnie nie awansowano i nie wybrano na przywódczynię, nie zastanowiłam się nad swoimi brakami, nie poznałam siebie, tylko przez cały czas skarżyłam się na swój zły los, byłem zniechęcona, nieskora, aby dążyć do prawdy. Potem, gdy dopadły mnie bóle kręgosłupa, myślałam, że już nigdy się niczym nie wyróżnię, więc zaczęłam zaniedbywać obowiązki i pogodziłam się z porażką, powoli oddalając się od Boga. Tkwiłam w sidłach tego myślenia o sprzyjającym i złym losie, więc nie potrafiłam się władzy Boga i Jego zarządzeniom podporządkować, a mój opór stale rósł. Myślałam o tych niewierzących, co stale narzekają na swój los. Ponieważ byli biedni i bezsilni, żyli na marginesie społeczeństwa, nikt ich nie szanował i ludzie się ich czepiali, robili oni wszystko, by zmienić swój los, ale gdy ich nadzieje okazywały się płonne, zaczynali myśleć o tym, żeby ze sobą skończyć. Inni niewierzący latami pilnie się uczą, ale nie zdobywają statusu ani bogactwa, myślą wtedy, że spotyka ich zły los, a niektórzy nawet popadają w ciężką depresję bądź obłąkanie. Zrozumiałam, że gdy ludzie nie pojmują prawdy i ulegają niedorzecznościom, nie traktują samych siebie właściwie i nie postrzegają ludzi, zdarzeń i rzeczy prawidłowo, i ostatecznie pogrążają się w depresji. Takie poglądy pochodzą od szatana. On używa tych absurdów, by oszukiwać i krzywdzić ludzi, sprawia, że popadają w przygnębienie, upadlają się, nie dążą do prawdy i zostają na koniec wyrzuceni. Gdy to zrozumiałam, dotarło do mnie, że muszę przestać postrzegać wszystko w kategoriach dobrego i złego losu. Inaczej sama bym się skazała na zatracenie. Dlatego stanęłam przed Bogiem w modlitwie: „Boże! Każda sytuacja, w jakiej mnie stawiasz, wynika z Twoich szczerych intencji. Podporządkuję się. Wyzbędę się zepsucia podczas wykonywania moich obowiązków i będę starała się wypełniać je lepiej”.
Poszukując, natrafiłam na ten fragment słów Boga: „Jaką postawę ludzie powinni przyjąć względem losu? Powinieneś przyjąć zarządzenia Stworzyciela, powinieneś aktywnie i gorliwie poszukiwać celu Stworzyciela i znaczenia, które kryją się w Jego zarządzeniach, a także powinieneś osiągnąć zrozumienie prawdy, wykorzystać swoje największe zdolności w tym życiu, które zaaranżował dla ciebie Bóg oraz wypełniać obowiązki i powinności istoty stworzonej i nadać swojemu życiu więcej znaczenia i wartości, aż w końcu Stworzyciel będzie zadowolony z ciebie i cię zapamięta. Oczywiście, byłoby jeszcze lepiej, gdybyś dostąpił zbawienia poprzez swoje dążenia i żarliwy wysiłek – to byłby najlepszy rezultat. W każdym razie, jeśli chodzi o los, najwłaściwsza postawa, jaką powinna przyjąć stworzona ludzkość, nie polega na bezmyślnym osądzie i sztywnym definiowaniu, czy też na stosowaniu skrajnych metod działania. Nie mówiąc już o tym, że ludzie nie powinni próbować sprzeciwiać się swemu losowi, wybierać albo zmieniać go, natomiast powinni docenić go w głębi serca, poszukiwać, eksplorować i przyjąć go takim, jakim jest, zanim w sposób pozytywny staną ze swoim losem twarzą w twarz. Ostatecznie, w środowisku życiowym i w podróży, jaką wyznaczył ci w życiu Bóg, powinieneś dążyć do postępowania, którego naucza Bóg, szukać ścieżki, jakiej Bóg od ciebie wymaga, i doświadczać losu, który otrzymałeś od Boga, w ten właśnie sposób, a na koniec zostaniesz pobłogosławiony. Gdy w ten sposób doświadczasz losu, jaki Stworzyciel ci wyznaczył, nie tylko doceniasz smutek, żal, łzy, ból, frustrację i porażkę, ale – co ważniejsze – doświadczasz radości, spokoju i pocieszenia, a także oświecenia i iluminacji prawdy, którą Bóg cię obdarza. Ponadto, gdy zagubisz się na swojej życiowej ścieżce, gdy staniesz w obliczu porażki i frustracji i będziesz musiał dokonać wyboru, doświadczysz przewodnictwa Stworzyciela i w końcu zrozumiesz, doświadczysz i docenisz, jak żyć w sposób, który nadaje życiu największe znaczenie” (Jak dążyć do prawdy (2), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy I). Dzięki słowom Boga pojęłam Jego wolę i zobaczyłam, jak życzliwe jest Jego serce. Choć spotykają nas w życiu trudności i rozczarowania, to nie oznacza, że powinniśmy próbować odmienić swój los. Musimy poddać się temu, o czym Bóg przesądził, wyciągać naukę z sytuacji, w których Bóg nas stawia, i zyskiwać prawdę. Tylko wtedy odnajdziemy spokój i pokrzepienie. Myślałam o tym, że to za zgodą Boga nie wybrano mnie na przywódczynię. Nie miałam potrzebnych umiejętności i bardziej nadawałem się do pojedynczego obowiązku, do bycia zwykłą wierzącą, to było właściwe dla mnie miejsce. Teraz kościół powierzył mi obowiązki podlewania. Wykonując je, czytam dużo słów Boga o poznawaniu Jego dzieła i pojęłam niektóre zasady dotyczące głoszenia ewangelii i rozpoznawania ludzi, poznałam lepiej swoje zepsute usposobienie i potrafię podporządkować się sytuacjom, w jakich stawia mnie Bóg. To są realne korzyści i najcenniejsze ze wszystkich bogactw. Pojmuję już teraz, że całe nasze życie jest z góry ustalone przez Boga. Prawdziwie dobry los będziemy mieć tylko wtedy, gdy się podporządkujemy, będziemy dążyć do prawdy, zyskiwać ją, zmieniać usposobienie oraz dostąpimy zbawienia. Potem trzymałam się słów Boga, wypełniałam obowiązki z lojalnością i oddaniem, zastanawiałam się nad sobą i wyciągałam naukę z porażek i przeciwności. Taka praktyka przyniosła mi radość i spokój.
Ostatnio przywódca poprosił nas o zarekomendowanie utalentowanych braci i sióstr. Pomyślałam sobie: „To byłby doskonały moment na otrzymanie awansu. Mogłabym wnieść swój wkład w szerzenie ewangelii królestwa, inni by mi zazdrościli i patrzyli na mnie z podziwem, słysząc, że dostałam awans”. Przywódca jednak powiedział mi, że przez moją chorobę nie nadaję się do tak forsownych obowiązków. Przybiło mnie to i w duchu narzekałam: „Wszyscy bracia i siostry są zdrowi, mogą dostać awans i mieć więcej okazji na praktykowanie, a ja tymczasem siedzę w domu bez szans na wyróżnienie się i chwałę. Taki już mój zły los”. Gdy te myśli się pojawiły, uświadomiłam sobie, że znów popadam w zły stan, więc stanęłam przed Bogiem w modlitwie. Trafiłam na te słowa Boga: „Bóg nie daje ludziom statusu; daje im prawdę, drogę i życie, i ostatecznie sprawia, że stają się adekwatnym stworzeniem Bożym, małym i nieznaczącym stworzeniem Boga – nie zaś kimś, kto ma status i prestiż i jest czczony przez tysiące ludzi. Dlatego też z jakiejkolwiek perspektywy się na to spojrzy, pogoń za statusem jest ślepym zaułkiem. Bez względu na to, jak rozsądne jest twoje usprawiedliwienie dla dążenia do statusu, ta ścieżka wciąż jest zła i Bóg jej nie pochwala. Bez względu na to, jak bardzo się starasz i jak wielką cenę płacisz, jeśli pragniesz statusu, Bóg ci go nie da; jeśli Bóg go nie da, poniesiesz porażkę w walce o niego, a jeśli będziesz walczył dalej, wynik będzie tylko jeden: zostaniesz zdemaskowany i odrzucony, a wtedy znajdziesz się w ślepym zaułku. Rozumiesz to, prawda?” (Punkt dziewiąty (Część trzecia), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). „Gdy widzą, że dom Boży wypędził wielu antychrystów i niegodziwców, niektórzy dążący do prawdy obserwują porażkę antychrystów i zastanawiają się nad ścieżką, którą tamci obrali, a także dumają nad samymi sobą i poznają siebie samych. Z tego czerpią zrozumienie woli Bożej, postanawiają być zwykłymi wyznawcami i skupiają się na dążeniu do prawdy i dobrym wykonywaniu swoich obowiązków. Nawet jeśli Bóg mówi, że są posługującymi lub po prostu nikim, zadowala ich bycie kimś, kto jest podrzędny w oczach Boga, bycie małym i nieznaczącym wyznawcą, ale takim, który ostatecznie jest nazwany przez Boga akceptowalnym stworzeniem. Tylko taka osoba jest dobra i tylko taką osobę Bóg pochwali” (Punkt dziewiąty (Część trzecia), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Dzięki słowom Boga uświadomiłam sobie, że człowiek to tylko niewiele znaczące stworzenie Boże, pozbawione statusu. Jako osoba rozsądna powinnam być praktyczna i znać swoje miejsce, dążyć do zyskania prawdy i przemiany usposobienia, bo to właśnie pochwala Bóg. Gdybym tylko goniła za statusem i reputacją, Bóg by mnie ostatecznie wypędził. Myślałam o ludziach, których kiedyś podziwiałam, bo los im sprzyjał, jak Zhao Xue, z którą pracowałam. Była utalentowana, miała dar wymowy i awansowano ją na ważne stanowisko. Jednak pełniąc obowiązki, zawsze goniła za reputacją i statusem, co poważnie zakłóciło pracę kościoła. Gdy ją zastąpiono, nie okazała skruchy i została wydalona za swoje złe uczynki. Jej porażka była dla mnie przestrogą. Zrozumiałam, że gdy ludzie nie dążą do prawdy, tylko usiłują zdobyć reputację i status, zostają w końcu zdemaskowani i wydaleni. Z powodu mojego stanu zdrowia nie mogłam pełnić niektórych obowiązków, więc zaczęłam się w duchu skarżyć; moje pragnienie reputacji i statusu znów się obudziło. Myślałam, że się wyróżnię, wykonując te upragnione obowiązki, i że będzie to znaczyło, iż los się do mnie uśmiechnął. Wciąż napędzały mnie reputacja i status. Szłam ścieżką sprzeciwu wobec Boga. Z woli Boga istnieję jako Jego stworzenie; czy pełnię obowiązki w domu, czy poza domem, zawsze mogę je wypełniać oraz dążyć do prawdy i przemiany usposobienia. Wiedziałam, że muszę się poddać zarządzeniom Boga i gorliwie pełnić obowiązki, tylko tak mogłam osiągnąć spokój.
Dzięki temu doświadczeniu zdobyłam nieco wiedzy na temat moich błędnych poglądów, dostrzegłam, że to całe narzekanie na mój rzekomo zły los to bunt przeciwko Bogu i odmowa podporządkowania się Jego władzy i zarządzeniom. Gdybym szła dalej tą drogą, straciłabym szansę na zbawienie. W przyszłości jestem gotowa porzucić swoje błędne przekonania, chcę się podporządkować i dobrze pełnić obowiązki.
Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.