Moje trudności w głoszeniu ewangelii

29 stycznia 2023

Autorstwa An’fen, Mjanma

W 2020 roku przyjęłam dzieło Boga Wszechmogącego w dniach ostatecznych. Możliwość powitania powrotu Pana była dla mnie błogosławieństwem. Chcąc dzielić się dobrymi wieściami, zaczęłam szerzyć ewangelię, aby więcej ludzi wróciło do Boga, słysząc Jego głos. Jednak w lutym 2022 mój kościół padł ofiarą prześladowań ze strony rządu Birmy, co zaszkodziło ewangelizacji. Tchórzliwi lub słabi bracia i siostry opuszczali zgromadzenia, inni stawali się bierni w obowiązkach, ewangelizacja utknęła w miejscu. Ja wtedy również byłam bierna w obowiązkach. Robiłam, co kazał mi przywódca. Czułam, że normalnie podlewam ludzi, ale to oni opuszczali zgromadzenia i byli pasywni. Nic więc nie mogłam zrobić. Czasami nie było Internetu, więc nie mogłam porozmawiać online o postępach pracy braci i sióstr, musiałam szukać dostępu do Internetu. Czasem mimo poszukiwań, nie mogłam znaleźć, a z czasem przestałam mieć ochotę dowiadywać się online o postępy pracy. Głosiłam wtedy ewangelię krewnej jednej siostry. Jej rodzina przyjęła dzieło Boga w dniach ostatecznych, więc mieszkałam u nich przez dziesięć dni, aby ich podlewać. Odpowiadało to zadanie i nie chciałam więcej głosić. Myślałam sobie: „We wsiach tak się plotkuje, że trudno jest tam głosić ewangelię. Jeśli dobrze podleję tę trzyosobową rodzinę, poproszą, bym głosiła też ich rodzinie i znajomym. Czy to nie dobry sposób?”. Więc gdy bracia i siostry wspominali o głoszeniu we wioskach, rzadko rozmawiałam na ten temat. To miało wpływ na ewangelizację.

Przy omawianiu pracy przywódczyni stwierdziła, że nasza ewangelizacja ustała w tym miesiącu i wspomniała o innych problemach. Zrobiło mi się smutno. Później siostra mi przypomniała, że nie szukałam postępu w pracy. To było jak kubeł wody na głowę. Zdałam sobie sprawę, że nie niosę ciężaru. Nie postępowałam, jak powinna przywódczyni, nie rozwiązywałam trudności, a to wpłynęło na ewangelizację. Myśląc o tym, coraz gorzej się czułam. Przeczytałam to w słowach Boga: „Obecnie niektórzy nie dźwigają żadnego brzemienia dla kościoła. Ludzie ci są ospali i gnuśni i troszczą się wyłącznie o swoje własne ciało. Takie osoby są skrajnie samolubne, a zarazem ślepe. Jeśli nie potrafisz wyraźnie dostrzec tej kwestii, to nie będziesz dźwigał żadnego brzemienia. Im bardziej zważasz na wolę Boga, tym cięższe brzemię On ci powierzy. Ludzie samolubni nie chcą znosić takich rzeczy. Nie chcą płacić ceny, więc w rezultacie stracą okazje ku temu, by Bóg ich udoskonalił. Czyż nie wyrządzają sobie krzywdy? Jeśli jesteś kimś, kto zważa na wolę Boga, wówczas będziesz dźwigać prawdziwe brzemię dla kościoła. W gruncie rzeczy, zamiast tak to nazywać, lepiej będzie nazwać to niesieniem brzemienia przez wzgląd na własne życie, ponieważ celem tego brzemienia, które dźwigasz dla kościoła, jest to, byś wykorzystał te doświadczenia i został udoskonalony przez Boga. Dlatego też każdy, kto dźwiga najcięższe brzemię dla kościoła, kto niesie brzemię służące wkroczeniu w życie, zostanie przez Boga udoskonalony. Czy widzisz to wyraźnie? Jeśli kościołowi, do którego należysz, brakuje spoistości, ale ciebie wcale to nie niepokoi ani nie budzi twojego zatroskania, a nawet przymykasz oko wtedy, gdy twoi bracia i siostry na ogół nie jedzą ani nie piją Bożych słów, wówczas nie dźwigasz żadnego brzemienia. Tego rodzaju ludzie nie przynoszą Bogu radości. Bogu sprawiają radość tacy ludzie, którzy są głodni i spragnieni sprawiedliwości oraz zważają na Jego wolę(Zważaj na wolę Boga, aby osiągnąć doskonałość, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Rozważając słowa Boga, czułam się winna. Byłam przywódczynią, ale nie czułam potrzeby rozwijania pracy ewangelizacji, szukałam wymówek a brak śledzenia postępów pracy usprawiedliwiałam trudnościami z Internetem. Rzadko też omawiałam z braćmi i siostrami, jak głosić ewangelię potencjalnym odbiorcom, a chcąc porozmawiać o pracy, siostry nie mogły mnie znaleźć. W obliczu prześladowania kościoła bracia i siostry osłabli, nie mogli gromadzić się i wykonywać obowiązków, ja jednak nie szukałam prawdy i rozwiązania. Zdałam sobie sprawę, że zahamowanie ewangelizacji było moją winą. Słowa Boże mówią: „Obecnie niektórzy nie dźwigają żadnego brzemienia dla kościoła. Ludzie ci są ospali i gnuśni i troszczą się wyłącznie o swoje własne ciało. Takie osoby są skrajnie samolubne, a zarazem ślepe”. To ja byłam tą egoistka ze sów Boga. Nie niosłam ciężaru w pracy kościoła, zadowalałam się status quo, zabiegałam o własny komfort, nie chciałam cierpieć ani płacić ceny. Widząc, że cierpi ewangelizacja, nie przejmowałam się i stałam się słaba i bierna w obowiązku. Byłam tak samolubna. Inne kościoły też cierpiały prześladowania, ale bracia i siostry mimo to głosili ewangelię, a nasza ewangelizacja ustała. To dlatego, że jestem samolubna i podła, nie dźwigałam ciężaru odpowiedzialności. Czułam, że mam wobec Boga dług. Dawniej gdy niosłam ciężar, to zawsze od razu organizowałam ewangelizację, gdy ktoś badał prawdziwą drogę, kiedy zaś bracia i siostry mieli problemy, omawiałam z nimi prawdę. Kiedy współpracowałam, miałam dzieło Ducha Świętego i ewangelizacja była skuteczna a ja czułam spokój i radość. Jednak ostatnio nie niosłam ciężaru w moim obowiązku, więc ewangelizacja ustała. Wtedy wobec tych słów Boga: „Kto dźwiga najcięższe brzemię dla kościoła, kto niesie brzemię służące wkroczeniu w życie, zostanie przez Boga udoskonalony”, wreszcie zyskałam nieco zrozumienia. Tylko zważając na wolę Bożą i niosąc ciężar, można być doskonalonym przez Boga. Zdałam sobie sprawę, że jeśli nie zaradzę swej bierności, nie tylko zaszkodzę pracy kościoła, ale zostanę zdemaskowana i wyrzucona. Przestraszyłam się na myśl o tym. Nie mogłam już być bierna i obojętna. Modliłam się do Boga, by pomógł mi nieść ciężar i poprowadził do dobrego spełniania obowiązku zgodnie z Jego wolą.

Potem omówiłam z liderami grup i z przełożonym, gdzie jeszcze można iść głosić ewangelię. Znaleźliśmy wioskę, gdzie wszyscy wierzyli w Pana, ale nie było odpowiedniej osoby. Pomyślałam sobie: „Tym razem muszę mieć wzgląd na wolę Bożą, nie mogę już unikać ciężaru. Muszę aktywnie wziąć odpowiedzialność”. Zgłosiłam się więc, aby głosić w tej wiosce. Denerwowałam się, bo wcześniej nie niosłam sama świadectwa o Bogu, więc bałam się, że będę mówić niejasno. Myślałam sobie: „Nie wiem, czy mają tam Internet. Czy bracia i siostry mogą głosić ewangelię online?”. Zdałam sobie sprawę, że mój stan jest niewłaściwy, bo polegam na ludziach, pomodliłam się więc, aby Bóg dał mi mądrość i wiarę, kiedy będę tam głosić ewangelię. W wiosce zaprowadzono mnie do domu burmistrza, abym głosiła ewangelię. Ten chciał zaprowadzić mnie do pastora. Cieszyłam się, słysząc to, ale miałam też obawy. „Nigdy nie głosiłam ewangelii w pojedynkę. Jeśli pastor miał pojęcia, jak miałam z nim rozmawiać? A jeśli nie przyjmie tego, a nawet mi się sprzeciwi? Czy nadal będziemy mogli szerzyć tam ewangelię?”. Bałam się. Kiedy przyszłam do domu pastora, chciałam prosić braci i siostry o pomoc, ale nie miałam Internetu w telefonie. Nie wiedziałam, jak zacząć, wciąż więc się modliłam, by Bóg był ze mną i dał mi wiarę, abym mogła nieść świadectwo. Po modlitwie przyszły mi do głowy te słowa: „Serce i duch człowieka są w ręku Boga; Bóg dostrzega też wszystko, co dzieje się w ludzkim życiu. Bez względu na to, czy w to wierzysz czy nie, wszystkie bez wyjątku rzeczy, tak żywe, jak i martwe, będą przemieszczać się, zmieniać, odnawiać i znikać zgodnie z Bożym zamysłem. W ten właśnie sposób Bóg sprawuje władzę nad wszystkimi rzeczami(Bóg jest źródłem ludzkiego życia, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). To prawda. Bóg jest wszechmogący, ludzie i rzeczy są w Jego rękach, a także ludzkie serca i dusze, musiałam więc nauczyć się polegać na Bogu. W sercu modliłam się: „Boże, jeśli ten pastor to Twoja owca, to na pewno zrozumie Twój głos i przyjmie Twoje dzieło”. Po modlitwie poczułam siłę, jakby z Bogiem u boku wszystko było możliwe. Potem nawiązując do katastrof i wydarzeń na świecie omówiłam przepowiednie o przyjściu Pana. Pastor zgodził się, że Pan prawdopodobnie powrócił. Posłał też po dwóch innych pastorów, aby mogli posłuchać. Bałam się, że nie będę umiała jasno rozwiać ich wątpliwości, więc w sercu wzywałam Boga, by mną pokierował. Pomyślałam o Mojżeszu, który miał wyprowadzić Izaelitów z Egiptu. Wiedział, że rozmowa z faraonem będzie trudna i niebezpieczna, ale był posłuszny. Bóg był z nim i wspierał go, dzięki temu Mojżesz spełnił Jego polecenie. Przypomniał mi się też Dawid i Goliat. Izraelici zlękli się na jego widok. Tylko Dawid stanął do walki. Dawid powiedział do Goliata: „Przychodzisz do mnie z mieczem, włócznią i tarczą, a ja przychodzę do ciebie w imię Jahwe Zastępów” (1Sm 17:45). W końcu Dawid zabił Goliata kamykiem. Z tych historii dostrzegłam, że w obliczu trudności tylko prawdziwa wiara pozwala nam ujrzeć czyny Boga, który działa tam, gdzie człowiek nie może. Ta myśl dodała mi odwagi.

Gdy pastorzy przybyli, nawiązałam do przepowiedni w Biblii, by omówić ukazanie się Boga i Jego dzieło we wcieleniu w dniach ostatecznych, znaczenie Bożego wcielenia i to, czym ono jest. Mówiłam też o Bożym dziele sądu i oczyszczenia, że to powracający Pan Jezus, a Jego imię w dniach ostatecznych to Bóg Wszechmogący. Kiedy skończyłam, pierwszy pastor płakał ze szczęścia. Ocierając łzy, powiedział: „Czekam i głoszę nadejście Pana od 40 lat. Teraz On naprawdę powrócił! Jestem bardzo wdzięczny, że mogę powitać dziś Pana!”. Słysząc jego słowa i ja wzruszyłam się do łez, byłam też wdzięczna Bogu. Moje omówienie naprawdę nie było bardzo dokładne, więc pastor przyjął ewangelię i zrozumiał słowa Boże wyłącznie dzięki Bożemu prowadzeniu.

Pastor to przyjął i chciał, by wysłuchała tego cała wieś. Ze szczęścia dziękowałam Bogu w sercu. Pastor i burmistrz zebrali tego wieczora dwie wioski i przekazali dobre wieści o nadejściu Pana. Ponad 30 osób przyjęło wtedy dzieło Boga w dniach ostatecznych. Niektórzy mieszkańcy mówili: „Cztery lata temu rząd zabronił nam wierzyć w Pana. Żyjemy w bólu, nie możemy się gromadzić. Dzięki Bogu!”. Ktoś inny mówił za łzami: „Od lat nie mieliśmy spotkań. Dzięki twojej wizycie możemy usłyszeć głos Boga, jestem ogromnie wdzięczny Bogu”. W ciągu wieczora cała wioska usłyszała ewangelię. Nie spodziewałam się, że pastor przyjmie ewangelię już za pierwszym razem, a z nim wielu innych. To było wprost niewiarygodne! Wiedziałam, że to działanie Ducha Świętego, jednak uznałam też, że mam talent do obowiązku. Wkrótce zaczęłam czuć dumę i chciałam osiąść na laurach, chciałam podlewać tych nowicjuszy z drugą siostrą i nie chciałam już głosić ewangelii. W tym czasie rzadko pytałam o pracę kościoła i mniej się modliłam.

Kiedyś podczas ładowania telefonu zrobiłam spięcie. Przełożyłam kartę SIM do innego telefonu, ale ten również się zepsuł. Wtedy zrozumiałam, że dojechałam do ściany, a to może być dyscyplina od Boga, zaczęłam więc rozważać moje problemy. Przeczytałam fragment słów Boga: „Na ogół wszyscy trwacie w stanie rozleniwienia, brak wam motywacji i nie macie ochoty ponosić żadnych ofiar, bądź też czekacie biernie, a niektórzy z was nawet się skarżą. Nie rozumieją oni celów ani znaczenia dzieła Bożego i trudno jest im dążyć do prawdy. Tacy ludzie nienawidzą prawdy i zostaną ostatecznie odrzuceni. Żaden z nich nie może zostać udoskonalony i żaden też nie będzie mógł przetrwać. Jeśli ludzie nie mają choć odrobiny stanowczości, dzięki której mogliby opierać się siłom szatana, to nie ma dla nich żadnej nadziei!(Praktyka (7), w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „Nie bądź biernym wyznawcą Boga i nie podążaj tylko za tym, co budzi twoją ciekawość. Nie będąc ani zimnym, ani gorącym, doprowadzisz samego siebie do ruiny i opóźnisz swoje życie. Musisz wyzbyć się takiej bierności oraz bezczynności i stać się biegłym w dążeniu do osiągnięcia pozytywnych rzeczy i pokonywaniu własnych słabości, abyś mógł zyskać prawdę i ją urzeczywistniać. Nie ma niczego przerażającego w twoich słabościach, a twoje niedociągnięcia nie są twym największym problemem. Twoim największym problemem i największym niedociągnięciem jest to, że nie jesteś ani zimny, ani gorący oraz twój brak chęci do poszukiwania prawdy. Największym problemem was wszystkich jest bojaźliwa mentalność, przez którą jesteście zadowoleni z obecnego stanu rzeczy i tylko biernie czekacie. To jest wasza największa przeszkoda i największy przeciwnik waszego dążenia do osiągnięcia prawdy(Doświadczenia Piotra: jego znajomość karcenia i sądu, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Po przeczytaniu słów Boga zastanowiłam się nad sobą. Widząc, że ewangelia dotarła do całej wsi, czułam, że Bóg pochwala moje spełnianie obowiązku, więc byłam dumna i osiadłam na laurach, nie chciałam już szerzyć ewangelii. Miałam wyniki, więc nie zależało mi na dalszym rozwoju. Za bardzo cieszyło mnie status quo. Dawniej właśnie w ten sposób szkodziłam ewangelizacji, a teraz znów to robiłam. Bóg wymaga, byśmy włożyli w obowiązek serca i umysły. Jak mógłby być zadowolony z mojego spełaniania obowiązku? Wtedy zrozumiałam, że jeśli nie idę do przodu, to się cofam i zostanę w tyle jeśli chodzi i wejście w życie i wyniki ewangelizacji. Cieszyło mnie status quo, nie dążyłam do prawdy i oddalałam się od Boga. W ten sposób mogłam tylko zrobić sobie krzywdę. Zadowolenie ze status quo było największą przeszkodą w obowiązku i dążeniu do prawdy, mogłam sobie tylko zaszkodzić. Jak mówią słowa Boga: „Nie będąc ani zimnym, ani gorącym, doprowadzisz samego siebie do ruiny i opóźnisz swoje życie”. A Księga Objawienia głosi: „A tak, ponieważ jesteś letni i ani zimny, ani gorący, wypluję cię z moich ust(Obj 3:16). Ja byłam letnia, ani zimna, ani ciepła, zadowolona ze status quo. Gdyby to trwało dalej, nie byłoby dla mnie nadziei i zostałabym wyrzucona. Myśląc o tym, trochę się przestraszyłam, więc modliłam sie do Boga ze skruchą, mówiąc, że bez względu na przyszłe trudności będę dokładać starań i nie osiądę na laurach.

Kiedy jednak zaczęłam aktywnie głosić, napotkałam inną sporą trudność. Ktoś doniósł władzom, że głosimy ewangelię. Razem z mieszkańcami i burmistrzem mogliśmy zostać aresztowani. Ci ludzie bali się konsekwencji, więc poprosili, byśmy wróciły, kiedy będzie spokojniej. Pomyślałam: „Co się z nimi stanie po naszym odejściu? Dopiero przyjęli ewangelię, nie mają fundamentów. Jednak jeśli zostaniemy, będziemy rzucać się w oczy”. Ustaliłyśmy, że siostra odejdzie, a ja sama zostanę we wsi, by wspierać nowicjuszy. Choć wiedziałam, że to najlepsze rozwiązanie, było mi trochę smutno. Byłam całkiem sama w obcym miejscu. Pastor miał dużo pojęć i nie był pewien prawdziwej drogi, bał się aresztowania, więc chciał, żebym odeszła. Byłam rozżalona. Pastor i burmistrz mnie odprawili i nie miałam się gdzie podziać. W tym stanie nie miałam motywacji do modlitwy i tęskniłam za domem. W rozmowie z pastorem dostrzegłam, że wciąż ma dużo pojęć. Uznałam więc, że nie ma dobrego rozumienia. Widząc, że na zgromadzenia przychodzi garstka ludzi, nie wzięłam ciężaru wspierania ich. W tym czasie myślałam: „Dobrze, że choć oni przyszli. Wzywałam innych, ale nic więcej nie mogę zrobić”. Z czasem ludzi na regularnych spotkaniach ubywało, a ja ugrzęzłam w trudnościach i przygnębieniu. Później rozmawiałam z jedną siostrą o moim stanie, a ona przysłała mi i fragment Bożych słów. „Tak się dzieje z ludźmi, którzy nie zyskali prawdy, żyją pasją – pasją, którą niezmiernie trudno jest podtrzymywać. Musi być ktoś, kto codziennie będzie im wygłaszał nauki i omówienia; kiedy nie ma nikogo, kto by ich podlewał i zaopatrywał, nikogo, kto by ich wspierał, ich serca znów stygną i słabną. A gdy ich serca słabną, stają się mniej efektywni w wykonywaniu obowiązku; kiedy pracują ciężej, efektywność wzrasta, stają się bardziej produktywni w obowiązku i więcej zyskują. Czy takie jest wasze doświadczenie? (…) Ludzie muszą mieć wolę; tylko ci, którzy mają wolę, potrafią rzeczywiście dążyć do prawdy, a dopiero kiedy zrozumieją prawdę, mogą właściwie wykonywać swój obowiązek, zadowolić Boga i upokorzyć szatana. Jeśli masz w sobie tego rodzaju szczerość i nie czynisz planów dla własnej korzyści, lecz tylko po to, by pozyskać prawdę i właściwie wykonywać obowiązek, to twoje wykonywanie obowiązku osiągnie normalność i przez cały czas będzie pozostawać takie samo; niezależnie od okoliczności, jakie napotkasz, będziesz potrafił wytrwale wykonywać swój obowiązek. Bez względu na to, kto lub co wprowadzi cię w błąd czy zaniepokoi albo czy będziesz w dobrym nastroju, czy w złym, i tak będziesz w stanie normalnie wykonywać swój obowiązek. Dzięki temu Bóg może być o ciebie spokojny, a Duch Święty będzie mógł cię oświecać przy zrozumieniu zasad prawdy i prowadzić we wkraczaniu w rzeczywistość prawdy, a w rezultacie twoje wykonywanie obowiązku z pewnością będzie spełniać standardy. (…) Musisz mieć wiarę w to, że wszystko jest w rękach Boga i że ludzie jedynie z Nim współpracują. Jeśli twe serce będzie szczere, Bóg to dostrzeże i otworzy przed tobą wszystkie ścieżki, sprawiając, że wszelkie trudności przestaną być trudne. Taką właśnie wiarę musisz mieć. Dlatego wypełniając swój obowiązek, nie musisz się o nic martwić, jeśli tylko starasz się ze wszystkich sił i wkładasz w to całe swe serce. Bóg nie będzie ci robił trudności ani zmuszał cię, byś robił coś, do czego nie jesteś zdolny(W wierze w Boga niezwykle ważne jest praktykowanie i doświadczanie Jego słów, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Zrozumiałam, że obowiązek spełniam z entuzjazmu, a nie z wierności wobec Boga. Gdy nastały prześladowania, burmistrz mnie odprawił, a nowicjusze ze strachu opuszczali spotkania. W tych trudnościach byłam zniechęcona, nie szukałam Bożej rady ani nie podlewałam nowicjuszy, aby zyskali fundament wiary. Byłam bierna i zadowalałam się tą garstką nowicjuszy. Ponieważ nie niosłam ciężaru i nie dążyłam do postępu w obowiązku, nowicjusze coraz częściej opuszczali spotkania. Jak mówią słowa Boga: „Gdy ich serca słabną, stają się mniej efektywni w wykonywaniu obowiązku; kiedy pracują ciężej, efektywność wzrasta, stają się bardziej produktywni w obowiązku i więcej zyskują”. To rzeczywiście prawda. Gdy niosłam ciężar i chętnie płaciłam cenę, widziałam Boże kierownictwo i błogosławieństwa, skutecznie szerzyłam ewangelię. Jednak wobec trudności nie dźwigałam ciężaru w obowiązku, byłam słaba i bierna, więc mój obowiązek był nieskuteczny. To była łaska Boga, że mogłam spełniać obowiązek, ale nie potrafiłam zadowolić w nim Boga. Byłam zbyt zbuntowana! Później przeczytałem inny fragment Bożych słów: „Co to znaczy »trzymać się mocno swoich obowiązków«? Oznacza to, że bez względu na to, jakie trudności ktoś napotyka, nie załamuje rąk, nie staje się dezerterem, nie uchyla się od odpowiedzialności. Robi wszystko, co może. To właśnie jest trzymanie się mocno swojego obowiązku. Powiedzmy, na przykład, że ustalono, że masz coś zrobić. Nie ma nikogo, kto by cię pilnował, ani nikogo, kto by cię nadzorował i zachęcał. Co byłoby dla ciebie trzymaniem się mocno swojego obowiązku? (Przyjęcie Bożej kontroli i życie przed Bogiem). Przyjęcie Bożej kontroli to pierwszy krok; to pierwsza część. Drugą częścią jest czynienie tego całym swoim sercem i całym swoim umysłem. Co musisz zrobić, aby móc działać całym swoim sercem i całym swoim umysłem? Musisz przyjąć prawdę i wprowadzić ją w życie; musisz przyjąć Boże wymagania i być im posłusznym; musisz traktować swój obowiązek jako swoją własną, osobistą sprawę, nie wymagającą niczyjej troski, ani ciągłego czuwania, sprawdzania i ponaglania, ani nadzoru – ani nawet rozprawiania się i przycinania. Musisz myśleć sobie: »Wykonywanie tego obowiązku jest moją odpowiedzialnością. To jest moja część, a ponieważ dano mi to do wykonania, powiedziano mi zasady, które zrozumiałem, zacisnę zęby i zrobię to z pełnym przekonaniem. Zrobię wszystko, co w mojej mocy i dopilnuję, by wykonać to dobrze. Przestanę tylko wtedy, gdy ktoś mi każe; do tego czasu, będę to robił z pełnym przekonaniem«. Oto co oznacza trzymać się mocno swojego obowiązku całym sercem i całym umysłem. To jest sposób, w jaki ludzie powinni się zachowywać. W co więc musi być wyposażony ktoś, aby mógł całym sercem i całym umysłem wytrwać przy swoim obowiązku? Najpierw musi mieć sumienie, które powinna mieć istota stworzona. To jest minimum. Poza tym musi być także oddany. By człowiek mógł przyjąć zadanie wyznaczone przez Boga, musi być Mu oddany. Trzeba być całkowicie oddanym Bogu, nie można być oddanym tylko w połowie, albo odmawiać przyjęcia odpowiedzialności; działanie w oparciu o własne interesy czy nastroje jest złe i nie jest oddaniem. Co oznacza bycie oddanym? Oznacza, że kiedy wypełniasz swoje obowiązki, nie mogą na ciebie wpływać ani cię ograniczać twoje nastroje, otoczenie, inni ludzie, sprawy czy rzeczy. Powinieneś pomyśleć sobie: »To zadanie wyznaczył mi Bóg. On mi je dał. Właśnie to mam zrobić. Dlatego potraktuję to zadanie jak własną sprawę, wykonam je tak, by dało dobre rezultaty, kładąc nacisk na zadowolenie Boga«. Gdy jesteś w takim stanie, kontroluje cię nie tylko twoje sumienie; również oddanie odgrywa swoją rolę. Jeśli satysfakcjonuje cię tylko sam fakt wykonania zadania i nie zależy ci na tym, by było wykonane skutecznie i przyniosło efekty, jeśli sądzisz, że wystarczy to, iż zadałeś sobie trochę trudu, zaspokajasz tylko wymogi sumienia; nie można tego uznać za oddanie(Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Dzięki słowom Boga wiedziałam już, jak spełniać obowiązek. Został mi powierzony, więc musiałam zrobić wszystko, by go wypełnić bez nadzoru z zewnątrz. Czy miałam trudności, czy groziło to moim interesom, czy też przyszło mi cierpieć, musiałam przyjąć Boże badanie i dobrze spełniać obowiązek. Kiedy trwała ewangelizacja, musiałam traktować obowiązek jak swoją misję, nie mogłam się uchylać, czy kierować się swoim nastrojem. Tak należy spełniać obowiązek.

Potem rozmawiałam z nowicjuszami, którzy opuszczali zebrania. Powiedziałam im: „Jeśli nie możecie przyjść wieczorem, mogę przyjść pomówić z wami w ciągu dnia”. To trafiło do niektórych z nich i zaczęli przychodzić. Pewnego wieczoru mieliśmy zgromadzenie z pastorem i mieszkańcami. Powiedziałam: „Dzieło Boga zmierza do końca, więc powinniśmy mimo prześladowań spotykać się, by czytać Jego słowo. Jeśli się zlękniemy, utracimy Boże zbawienie. Katastrofy nasilają się i tylko Bóg Wszechmogący może nas zbawić. Powinniśmy wierzyć, że Bóg kieruje wszystkim, i nie uginać się przed prześladowaniami. Głosiłam ewangelię w waszej wsi i jeśli mnie znajdą, to aresztują. Jestem młodą kobietą, boję się, dlaczego więc zostaję? Bo to moja odpowiedzialność. Właśnie przyjęliście ewangelię Bożego królestwa, wreszcie usłyszeliście głos Boga. Przy pierwszych prześladowaniach odprawiliście mnie, ale gdybym odeszła, chroniąc siebie, porzuciłabym obowiązek”. Słysząc moją szczerość, pastor powiedział ludziom: „Teraz musimy ją chronić. Nie mówcie nikomu, że głosi tutaj ewangelię. Jeśli ktoś spyta, mówcie, że nie wiecie”. Wzruszyłam się słowami pastora. Choć miał pojęcia religijne, chciał poszukiwać, więc omówiłam z nim kwestie jego pojęć a bracia i siostry przysłali mu słowa Boga Wszechmogącego. Pastor słuchał uważnie i niektóre z jego pojęć zostały rozwiązane. Później aktywnie uczestniczył w spotkaniach i mówił mieszkańcom wsi: „Przychodźcie wszyscy na spotkania. Musimy przyjąć dzieło Boga w dniach ostatecznych, nie możemy zostać w tyle. Bóg Wszechmogący to Pan Jezus, który powrócił!”. Dzięki Bogu! Po tym doświadczeniu naprawdę pojęłam, że wszystko jest w Bożych rękach. Wcześniej tylko mówiłam, że tak jest, ale teraz naprawdę tego doświadczyłam oraz że jeśli ludzie szczerze współpracują z Bogiem, On ich poprowadzi. Z Bogiem nic nie jest niemożliwe.

Jakiś czas później do wioski przyszły władze i zabrały pastora i mnie na komisariat. Byłam w strachu i nerwach, ale pamiętałam, że wszystko jest w rękach Boga i skoro Bóg pozwolił, bym znalazła się w takiej sytuacji, musiałam być posłuszna. Kiedy szliśmy ulicą, w ciszy modliłam się, by Bóg był ze mną. Myślałam o Bożych słowach: „Bez względu na to, jak »potężny« jest szatan, niezależnie od tego, jaki jest on śmiały i ambitny, niezależnie od tego, jak wielka jest jego zdolność do czynienia szkód, niezależnie od tego, jak szeroki jest zakres technik, którymi deprawuje i kusi człowieka, niezależnie od tego, jak sprytnie są sztuczki i schematy, którymi zastrasza człowieka, bez względu na to, jak zmienna jest forma, w jakiej istnieje, nigdy nie był w stanie stworzyć choć jednej żywej istoty, nigdy nie był w stanie ustanowić praw ani reguł dla istnienia wszystkich rzeczy i nigdy nie był w stanie rządzić ani kontrolować żadnej rzeczy, czy to ożywionej czy nieożywionej. W całym kosmosie i w obrębie firmamentu nie istnieje ani jedna osoba czy przedmiot, który się z niego zrodził lub istnieje z jego powodu; nie istnieje ani jedna osoba ani przedmiot, który jest przez niego zarządzany lub kontrolowany. Wręcz przeciwnie, nie tylko musi żyć pod zwierzchnictwem Boga, ale, co więcej, musi przestrzegać wszystkich Bożych nakazów i rozkazów. Bez boskiego pozwolenia trudno jest szatanowi dotknąć nawet kropli wody lub ziarenka piasku na ziemi; bez pozwolenia Boga szatan nie może nawet poruszyć mrówek na ziemi – nie mówiąc już o ludzkości, która została stworzona przez Boga(Sam Bóg, Jedyny I, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Gdy myślałam o słowach Boga, nie bałam się aż tak bardzo i wierzyłam, że wszystko jest w Jego rękach.

Pastora i mnie zamknięto w pokoju przesłuchań. W tamtym momencie miał nawrót migreny. Był słaby, trzęsły mu się ręce i nogi, czuł ból i bał się, że tam umrze. Powiedziałam mu w rozmowie: „Ta sytuacja to dla nas test, czy rzeczywiście podążamy za Bogiem. Wszystko jest w Jego rękach, a szatan nic nie zrobi bez przyzwolenia Boga, musimy więc wierzyć”. Pastor wzruszył się do łez moim omówieniem. Powiedział: „Bogu niech będą dzięki! Wszystko jest w rękach Boga, a Bóg jest z nami, więc nie mogę bać się śmierci”. Potem powiedział mi: „Jeśli będą nas przesłuchiwać, powiem że jesteś moją córką i przyjechałaś pomóc mi w pracy”. Tak więc pastor i ja z ufnością stawiliśmy czoła sytuacji. W końcu naczelnik miasteczka ukarał nas grzywną po 300 yuanów i wypuścił.

Dzięki temu aresztowaniu ujrzałam zwierzchność Boga oraz to, że serca ludzi są w Bożych rękach. Choć ścieżka głoszenia ewangelii jest ciężka i niebezpieczna, w tym czasie nieco dojrzałam. W przeszłości byłam bierna wobec prześladowań, ale teraz byłam w stanie aktywnie wziąć odpowiedzialność. Zmiany, którą zyskałam, nie zyskałabym w inny sposób. Bogu dzięki!

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Refleksje w czasie choroby

Autorstwa Shiji, Stany Zjednoczone Byłam słaba i chorowita już od dziecka. Mama mówiła, że urodziłam się za wcześnie i chorowałam już w...

Połącz się z nami w Messengerze