97. Refleksje po odmowie wzięcia na siebie obowiązków
W ciągu ostatnich kilku lat zajmowałam się w kościele pracą przy oczyszczaniu i byłam świadkiem, jak kilku kierowników zostało zwolnionych jeden po drugim, a niektórych nawet usunięto. Zwłaszcza dwóch z nich miało duży potencjał, zdolność do pracy i szeroki zakres odpowiedzialności. Byli kierownikami przez dwa, trzy lata, ale zostali zwolnieni, ponieważ nie wykonywali rzeczywistej pracy i nie przyjmowali prawdy. W związku z tym uznałam, że bycie kierowniczką jest zbyt niebezpieczne i że wiąże się z dużą odpowiedzialnością oraz koniecznością stawania w obliczu wielu problemów. Jeśli ktoś nie sprawdza się na tym stanowisku, zakłóca i zaburza pracę kościoła oraz dopuszcza się występków, więc może zostać zwolniony, zdemaskowany i wyeliminowany. Dlatego doszłam więc do wniosku, że lepiej jest być członkiem zespołu, ponieważ wiąże się z tym mniejsze ryzyko i nie trzeba się tak bardzo martwić, a mimo to nadal można mieć szansę na zbawienie.
Na początku sierpnia 2023 roku kierownik musiał wyjechać, aby wykonywać swoje obowiązki w innym miejscu. Podczas zgromadzenia niespodziewanie poprosił mnie, abym przejęła jego zadania. Pomyślałam: „Będąc członkinią zespołu, mam nad sobą kogoś, kto pomaga w przeprowadzaniu ostatecznych kontroli i kierowaniu pracą, więc nie wyrządzę wielkiego zła, za które mogłabym zostać zdemaskowana i wyeliminowana. W przypadku kierownika jest inaczej. Odpowiada się wówczas za całość pracy, napotyka się wiele problemów i bierze na siebie wielką odpowiedzialność. Jeśli odpowiednio się wszystkim nie zajmę, powodując zakłócenia w pracy kościoła, dopuszczę się występków. Jeśli popełnię wiele złych uczynków, czy nie zostanę zdemaskowana i wyeliminowana, tracąc szansę na zbawienie? Lepiej jest być członkiem zespołu i nie ponosić zbyt dużej odpowiedzialności. Tak jest bezpiecznie i pewnie. Mogę też mieć szansę na zbawienie”. Gdy to przemyślałam, odmówiłam, tłumacząc się przeciętnym potencjałem i ograniczoną zdolnością do pracy. Stwierdziłam też, że nie warto mnie szkolić. Potem kierownik pisał do mnie w tej sprawie jeszcze dwa razy, prosząc, abym to przemyślała. Miałam mętlik w głowie i byłam rozdarta: „Nieprzyjęcie tych obowiązków byłoby nieposłuszeństwem. Praca przy oczyszczaniu jest jednak ściśle związana z zasadami, więc jeśli je przyjmę, ale sobie z nimi nie poradzę i naruszę zasady, dopuszczę się występków i popełnię złe uczynki. Jeśli będą to pomniejsze przewinienia, zostanę zwolniona, ale jeśli okaże się, że to coś poważnego, mogę zostać wydalona. Nie tylko ucierpią na tym moja reputacja i status, ale moje szanse na dobry wynik i dobre przeznaczenie również mogą być zagrożone”. Po długim namyśle ostatecznie odmówiłam. Kierownik powiedział: „W głosowaniu otrzymałaś od braci i sióstr najwięcej głosów. Musisz poszukiwać Bożej intencji”. Nie miałam nic do powiedzenia. Poczułam, jakby moje serce było rozdarte na pół, i raz po raz modliłam się do Boga: „Dobry Boże, kiedy mnie to spotkało, w głębi serca wiedziałam, że powinnam się podporządkować, ale po prostu nie potrafię tego zrobić. Obawiam się, że nie będę w stanie dobrze wykonywać swoich obowiązków jako kierowniczka, zakłócę i zaburzę pracę kościoła, a następnie zostanę zdemaskowana i wyeliminowana. Nie wiem, w jakie prawdy powinnam wkroczyć, aby uratować się z tej opresji. Błagam Cię, poprowadź mnie!”.
Pewnego razu przeczytałam fragment słów Bożych, który naprawdę poruszył moje serce. Bóg Wszechmogący mówi: „Jak należy postępować zgodnie z sumieniem? Działaj ze szczerego serca i bądź godny Bożej dobroci oraz tego, że Bóg dał ci to życie i tę możliwość osiągnięcia zbawienia. Czy to jest skutek twojego sumienia? Gdy spełnisz to minimum, uzyskasz ochronę i nie będziesz popełniał poważnych błędów. Nie będziesz już tak łatwo buntował się przeciw Bogu lub uchylał się od obowiązku, nie będziesz też miał skłonności do postępowania w sposób niedbały. Nie będziesz też tak skłonny do knucia intryg, by zdobyć status, sławę, zysk i zapewnić sobie perspektywy na przyszłość. Taką rolę odgrywa sumienie. W skład człowieczeństwa powinno wchodzić zarówno sumienie, jak i rozum. Są to najbardziej fundamentalne i najważniejsze składniki. Jakiego rodzaju osobą jest ktoś, kto nie ma sumienia i komu brakuje rozumu, jaki charakteryzuje zwykłe człowieczeństwo? Mówiąc ogólnie, jest to ktoś, komu brakuje człowieczeństwa, czyje człowieczeństwo jest bardzo kiepskiej jakości. Zagłębiając się w szczegóły, jakie przejawy utraconego człowieczeństwa taka osoba ukazuje? Spróbujcie przeanalizować, jakie cechy charakteru można znaleźć u takich ludzi i jak konkretnie się one przejawiają. (Są egoistyczni i podli). Egoistyczni i podli ludzie są powierzchowni w swoich działaniach i zdystansowani od rzeczy, które nie dotyczą ich osobiście. Nie biorą pod uwagę interesów domu Bożego ani nie uwzględniają intencji Boga. Nie biorą na siebie ciężaru wykonywania swoich obowiązków czy dawania świadectwa o Bogu i nie mają poczucia odpowiedzialności. (…) Czy taka osoba ma sumienie i rozum? (Nie). Czy osoba bez sumienia i rozumu, która zachowuje się w taki sposób, odczuwa wyrzuty sumienia? Tacy ludzie nie mają wyrzutów sumienia; sumienie takiej osoby nie służy niczemu. Nigdy nie odczuwali wyrzutów sumienia, więc czy mogą poczuć naganę bądź dyscyplinowanie ze strony Ducha Świętego? Nie, nie mogą” (Oddając serce Bogu, można pozyskać prawdę, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Bóg mówi, że ci, którzy nie mają sumienia ani rozumu, są wyjątkowo samolubni i podli. Biorą pod uwagę tylko swoje własne interesy, nie przejmują się pracą kościoła, nie czują się za nią odpowiedzialni i nie dźwigają żadnego brzemienia. Po namyśle zdałam sobie sprawę, że jestem dokładnie taką osobą. Ze względu na wymagania pracy kierownik musiał wykonywać obowiązki w innej okolicy, więc kiedy bracia i siostry mnie wybrali, powinnam była wziąć na siebie jego zadania. Bałam się jednak, że związana z tym odpowiedzialność będzie zbyt duża i że jeśli dobrze sobie nie poradzę, dopuszczając się występków i czyniąc zło, zostanę zwolniona i wyeliminowana. Ucierpiałaby przez to nie tylko moja reputacja i mój status, ale także mój wynik i moje przeznaczenie. Aby chronić swoje interesy, odmówiłam, tłumacząc się przeciętnym potencjałem i ograniczoną zdolnością do pracy, a także tym, że nie jestem warta, aby mnie szkolić. Kierownik kilkakrotnie pisał do mnie, aby to ze mną omówić, ale ja za każdym razem znajdowałam wymówki, żeby odmówić. Brałam pod uwagę tylko swoje własne korzyści i nie zgodziłam się na przyjęcie tych obowiązków. Byłam naprawdę całkowicie pozbawiona sumienia i rozumu! Nie chciałam już dłużej żyć w taki samolubny i podły sposób, więc się zgodziłam.
Kilka miesięcy później wróciłam na stanowisko członkini zespołu, ponieważ mój mały potencjał sprawił, że nie nadawałam się do tej pracy. Jakiś czas później przywódcy poinformowali mnie, że w jednym z zespołów brakuje ludzi do przygotowywania materiałów niezbędnych do oczyszczania, a pozostałe osoby nie do końca pojmują zasady. Poprosili mnie, żebym została liderką tego zespołu i mu pomogła. Pomyślałam: „Jeśli nie przygotuję właściwie materiałów niezbędnych do oczyszczania i źle kogoś ocenię, będę musiała ponieść za to odpowiedzialność. Jeśli umknie mi choćby jeden szczegół i naruszę zasady, dopuszczając się występków i popełniając złe uczynki, czy nie będzie mi groziło zwolnienie i wyeliminowanie? Bezpieczniej jest być członkinią zespołu”. Dlatego ponownie odmówiłam, tłumacząc się małym potencjałem, ograniczoną zdolnością do pracy oraz tym, że nie warto mnie szkolić.
Jakiś czas później napisali do mnie przywódcy, aby to ze mną omówić. Zwrócili mi uwagę, że wielokrotne odmawiając wykonywania obowiązków, odmawiam przyjęcia prawdy. Wyraźnie zrozumiałam, że omówienie przywódców było napomnieniem i ostrzeżeniem od Boga. Poczułam smutek i wyrzuty sumienia: „Wierzę w Boga od tylu lat, dlaczego więc w ogóle się nie zmieniłam? Dlaczego jestem taka nieprzejednana?”. Zrozumiałam, że jeśli nie będę poszukiwać prawdy, aby poradzić sobie ze swoim stanem, znajdę się w bardzo niebezpiecznej sytuacji. Potem poszukałam słów Bożych związanych z moim stanem. Przeczytałam następujący fragment: „Niektórzy ludzie boją się wziąć na siebie odpowiedzialność podczas wykonywania swojego obowiązku. Jeśli kościół daje im zadanie do wykonania, najpierw zastanawiają się, czy to zadanie nakłada na nich brzemię odpowiedzialności, a jeśli tak, nie przyjmują go. Warunkiem pełnienia służby jest dla nich to, że po pierwsze, musi to być praca na luzie, po drugie, nie może być ciężka ani męcząca, i po trzecie, bez względu na to, co robią, nie mogą brać na siebie żadnej odpowiedzialności. Wyłącznie taki obowiązek przyjmują. Jakiego rodzaju człowiek tak postępuje? Czy nie jest to osoba podstępna, zwodnicza? Nie chce wziąć na swoje barki nawet najmniejszej odpowiedzialności. Boją się nawet, że spadające z drzew liście uszkodzą im czaszkę. Jaki obowiązek może wykonywać taka osoba? Jaki może być z niej pożytek w domu Bożym? Praca domu Bożego wiąże się z walką z szatanem, a także z szerzeniem ewangelii królestwa. Jaki obowiązek nie wymaga przyjęcia odpowiedzialności? Czy powiedzielibyście, że bycie liderem niesie ze sobą odpowiedzialność? Czy jego odpowiedzialność nie jest większa i czy nie stanowi większego ciężaru na jego barkach? Bez względu na to, czy głosisz ewangelię, dajesz świadectwo, nagrywasz filmy i tak dalej, bez względu na to, jaką pracę wykonujesz – jeśli dotyczy ona prawdozasad, to niesie ze sobą odpowiedzialność. Jeśli pełnisz swoje obowiązki bez zasad, będzie to miało wpływ na dzieło domu Bożego, a jeśli boisz się wziąć na swoje barki odpowiedzialność, nie możesz pełnić żadnego obowiązku. Czy ktoś, kto przy pełnieniu obowiązku boi się wziąć na siebie odpowiedzialność, jest tchórzliwy, czy też problem tkwi w jego usposobieniu? Musicie umieć to rozróżnić. Faktem jest, że nie jest to kwestia tchórzostwa. Gdyby ta osoba dążyła do bogactwa lub robiła coś we własnym interesie, jakże mogłaby być tak odważna? Wówczas podjęłaby wszak każde ryzyko. Ale gdy robi coś dla kościoła, dla domu Bożego, nie podejmuje absolutnie żadnego ryzyka. Tacy ludzie są samolubni i podli, najbardziej zdradzieccy ze wszystkich. Każdy, kto przy pełnieniu obowiązku nie bierze na siebie odpowiedzialności, nie jest w najmniejszym nawet stopniu szczery wobec Boga, nie wspominając już o lojalności takiej osoby. Jakiego rodzaju człowiek odważy się wziąć na siebie odpowiedzialność? Jakiego rodzaju człowiek ma odwagę nieść ciężkie brzemię? Ktoś, kto przejmuje inicjatywę i odważnie rusza naprzód w najbardziej decydującym momencie dla dzieła domu Bożego; kto nie boi się wziąć na swe barki ciężaru odpowiedzialności i znosić wielkich trudności, gdy widzi dzieło, które ma największą wagę i znaczenie. To właśnie jest ktoś lojalny wobec Boga, dobry żołnierz Chrystusa. Czy każdy, kto boi się wziąć na siebie odpowiedzialność przy pełnieniu swoich obowiązków, zachowuje się tak dlatego, że nie rozumie prawdy? Nie; problem tkwi w człowieczeństwie takich ludzi. Nie mają oni bowiem poczucia sprawiedliwości ani odpowiedzialności, są samolubni i podli, nie są ludźmi wierzącymi w Boga ze szczerego serca i w najmniejszym nawet stopniu nie przyjmują prawdy. Z tego powodu nie mogą być zbawieni. (…) Jeśli chronisz samego siebie, ilekroć coś ci się przytrafia, i zostawiasz sobie drogę ucieczki, coś w rodzaju tylnego wyjścia, to czy wcielasz prawdę w życie? Nie jest to praktykowanie prawdy – jest to stosowanie podstępów. Wykonujesz teraz obowiązek w domu Bożym. Jaka jest pierwsza zasada dotycząca wypełniania obowiązków? Brzmi ona tak: musisz przede wszystkim wykonywać ten obowiązek, wkładając w to całe serce, nie szczędząc wysiłków i chroniąc interes domu Bożego. To jest prawdozasada, którą należy wcielać w życie. Chronienie samego siebie poprzez pozostawianie sobie drogi ucieczki, tylnego wyjścia, to zasada praktyki, której hołdują niewierzący i to właśnie jest ich najbardziej podniosła filozofia. Stawianie siebie zawsze na pierwszym miejscu, dbanie przede wszystkim o własne interesy, brak względu dla innych, odcięcie się od interesów domu Bożego i interesów innych, myślenie w pierwszej kolejności o własnych korzyściach i przygotowywanie sobie drogi ucieczki – czy nie tak właśnie postępuje niewierzący? Dokładnie taka jest osoba niewierząca. Taka osoba nie nadaje się do wypełniania obowiązków” (Punkt ósmy: Chcą, by ludzie podporządkowywali się tylko im, a nie prawdzie lub Bogu (Część pierwsza), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Słowa Boże przeszyły moje serce. Bóg wyjawił, że ludzie samolubni, podli i zdradzieccy boją się wzięcia na siebie odpowiedzialności. Gdy coś ich spotyka, zawsze na pierwszym miejscu stawiają swoje własne korzyści i ciągle myślą o tym, jak zostawić sobie otwartą furtkę, zamiast chronić interesy domu Bożego. W ogóle nie chcą brać na siebie odpowiedzialności. Takie osoby nie przyjmują prawdy i nie mają człowieczeństwa. W oczach Boga są niewierzącymi i nie zasługują na to, aby wykonywać obowiązki. Byłam dokładnie taką osobą. Dom Boży od kilku lat szkolił mnie w pracy przy oczyszczaniu. Przez ten czas opanowałam pewne istotne zasady i poznałam pewne sposoby radzenia sobie z problemami. Gdy bracia i siostry wybrali mnie na kierowniczkę, powinnam była się zgodzić i całym sercem współpracować. Martwiłam się jednak o konsekwencje związane z niewłaściwym wykonywaniem obowiązków, więc znalazłam powody i wymówki, żeby odmówić. W ogóle nie brałam pod uwagę pracy kościoła. Gdy przywódcy wyznaczyli mnie na liderkę zespołu, nadal się obawiałam, że jeśli nie wykonam właściwie swojej pracy, zostanę pociągnięta do odpowiedzialności. Pragnąc chronić swoje własne interesy, więc zasłaniałam się różnymi powodami i wymówkami, takimi jak mój mały potencjał czy ograniczona zdolność do pracy, aby się wykręcić i uchylić od obowiązków. Doskonale zdawałam sobie sprawę, czego wymaga praca kościoła i że jestem odpowiednią kandydatką, ale stosowałam różne sztuczki i nie chciałam być liderką zespołu ani brać na siebie żadnej odpowiedzialności, ponieważ brałam pod uwagę swój wynik i swoje przeznaczenie. Pomyślałam o tych niewierzących, dla których najważniejszy jest zysk i którzy we wszystkim, co robią, zawsze kalkulują i planują, dbając o własne interesy. Robią to, co jest dla nich korzystne. Wszystkie moje myśli i zapatrywania również miały na celu moje własne dobro, a kiedy wzywała mnie praca, która wymagała ode mnie wzięcia na siebie odpowiedzialności, stosowałam sztuczki i się wycofywałam. Nie miałam za grosz lojalności wobec Boga i nie byłam Mu podporządkowana. Niczym nie różniłam się od niewierzączych czy niedowiarków. Byłam naprawdę niegodna wykonywania obowiązków! Gdy to zrozumiałam, poczułam żal i wyrzuty sumienia.
Później zaczęłam się nad sobą zastanawiać: „Dlaczego, skoro wierzę w Boga od tylu lat, ciągle chcę odmawiać wykonywania obowiązków? Jaka jest podstawowa przyczyna tego problemu?”. Któregoś dnia przeczytałam następujące słowa Boże: „Antychryści nigdy nie są posłuszni zarządzeniom domu Bożego i zawsze ściśle łączą swój obowiązek, sławę, zysk i status z nadzieją na zyskanie błogosławieństw oraz na swoje przyszłe przeznaczenie, jak gdyby po utracie reputacji i statusu nie mieli już nadziei na zyskanie błogosławieństw i nagród, a to odczuwają jak utratę życia. Myślą tak: »Muszę być ostrożny, nie mogę pozwolić sobie na niedbałość! Nie można polegać na nikim: na domu bożym na braciach i siostrach, na przywódcach i pracownikach ani nawet na bogu. Nie mogę ufać nikomu. Najbardziej można polegać na sobie samym, nikt bardziej nie zasługuje na zaufanie. Jeśli sam o siebie nie zadbasz, to kto zrobi to za ciebie? Kto weźmie pod uwagę twoją przyszłość? Kto weźmie pod uwagę to, czy otrzymasz błogosławieństwa? Muszę więc poczynić staranne plany i obliczenia, mając siebie samego na względzie. Nie mogę sobie pozwolić na błędy ani na najmniejszą nawet niedbałość, bo w przeciwnym razie co zrobię, jeśli ktoś spróbuje mnie wykorzystać?«. Toteż mają się na baczności przed przywódcami i pracownikami domu Bożego, obawiając się, że ktoś rozezna się co do nich lub ich przejrzy, w konsekwencji czego zostaną zwolnieni i ich marzenie o błogosławieństwach pryśnie. Sądzą, że muszą utrzymać swoją reputację i status, żeby nie utracić nadziei na zyskanie błogosławieństw. W oczach antychrysta bycie pobłogosławionym jest czymś większym niż niebo, większym niż życie, ważniejszym niż dążenie do prawdy, zmiana usposobienia czy osobiste zbawienie, ważniejszym niż dobre wypełnianie obowiązków i bycie istotą stworzoną spełniającą standardy. Uważają, że bycie istotą stworzoną spełniającą standardy, należyte wykonywanie obowiązku i zbawienie to wszystko nieistotne sprawy, niemal niewarte wzmianki ani odniesienia się, gdy tymczasem zyskanie błogosławieństw jest jedyną rzeczą w całym ich życiu, o której nigdy nie potrafią zapomnieć. Cokolwiek im się przytrafia, czy jest to sprawa duża, czy mała, odnoszą to do bycia błogosławionym, traktują niewiarygodnie uważnie i ostrożnie oraz zawsze zostawiają sobie jakąś furtkę” (Punkt dwunasty: Kiedy nie mogą zyskać pozycji ani nie mają nadziei na błogosławieństwa, chcą się wycofać, w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Bóg wyjawił, że antychryści przywiązują zbyt dużą wagę do błogosławieństw i nie ufają nikomu poza sobą. Są przekonani, że mogą polegać tylko na sobie, że tylko sami mogą o siebie naprawdę zadbać i że na każdym kroku muszą być ostrożni i uważni. Na samą myśl, że podporządkowując się ustaleniom domu Bożego, mogliby zniweczyć swoje szanse na otrzymanie błogosławieństw, są przerażeni. Czy moje zachowanie nie było takie samo jak zachowanie antychrysta? Przywiązywałam wielką wagę do błogosławieństw. Kościół wyznaczył mnie na stanowisko kierowniczki, a następnie liderki zespołu, ale ja nie byłam w stanie przestać się martwić o swój wynik i swoje przeznaczenie. Uważałam, że obowiązki związane z każdą z tych ról oznaczają bardzo dużą odpowiedzialność i że gdybym nie wykonywała dobrze swojej pracy, dopuściłabym się występków. Gdyby były one poważne, mogłabym nawet zostać zdemaskowana i wyeliminowana, więc bezpieczniej było być zwykłym członkiem zespołu i pozwolić, aby to ktoś inny przeprowadzał ostateczne kontrole. Chociaż nie miałabym żadnych wybitnych zasług, nie dopuściłabym się występków, a zatem nie zostałabym zdemaskowana i wyeliminowana. Myślałam o tym, żeby postępować w sposób, który będzie dla mnie korzystny, i w ogóle nie brałam pod uwagę interesów kościoła. Całkowicie ulegałam takim szatańskim truciznom jak: „Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego”, „Nie szukaj zasług, lecz unikaj winy” i „Ostrożność jest matką bezpieczeństwa”. Byłam przekonana, że to całkowicie naturalne, że ludzie biorą pod uwagę swoje własne interesy. Czy inne postępowanie nie byłoby głupie? Intencją Boga było, abym dzięki wykonywaniu tych obowiązków dodatkowo się przeszkoliła i potrafiła poszukiwać prawdy, aby robić wszystko zgodnie z zasadami. Ja jednak podejrzewałam Boga, kierując się swoim wypaczonym zapatrywaniem. Byłam przekonana, że wyznaczenie mnie na stanowisko kierowniczki ma na celu zdemaskowanie mnie i wyeliminowanie. Myślałam, że Bóg jest jak ci wszyscy sławni i wspaniali ludzie w świecie, którzy niekoniecznie są prawi i sprawiedliwi, i że ci, którzy podczas wykonywania swoich obowiązków popełnili najmniejszy błąd, zostają wyeliminowani. Czyż to nie jest bluźnierstwo przeciwko Bogu? Byłam taka podstępna i niegodziwa! Wiara w Boga i wykonywanie obowiązków istoty stworzonej są całkowicie naturalne i uzasadnione. Od tej odpowiedzialności nie wolno mi się uchylać. Zostałam jednak skrzywdzona przez szatańskie trucizny. Stałam się samolubna, niegodziwa i podstępna. Odmówiłam wykonywania obowiązków, aby chronić swoje własne interesy, i w najmniejszym stopniu nie brałam pod uwagę intencji Boga. Kierowanie się tymi szatańskimi filozofiami doprowadziłoby mnie tylko do coraz większego oporu wobec Boga, aż w końcu zostałabym przez Niego wzgardzona i wyeliminowana. Gdy to zrozumiałam, przepełnił mnie żal i wyrzuty sumienia, więc pomodliłam się do Boga: „Dobry Boże, jestem taka samolubna, podła, niegodziwa i podstępna. Od kiedy zaczęłam w Ciebie wierzyć, dążyłam jedynie do otrzymania błogosławieństw i nie brałam pod uwagę Twoich intencji ani nie myślałam o pracy kościoła. Dobry Boże, jestem gotowa okazać skruchę. Nie chcę już dalej podążać niewłaściwą ścieżką”.
Później przeczytałam następujące słowa Boże: „Niektórzy nie wierzą, że dom Boży traktuje ludzi sprawiedliwie. Nie wierzą, że Bóg króluje w swoim domu i że króluje tam prawda. Sądzą, że bez względu na to, jaki obowiązek ktoś wykonuje, jeśli pojawi się problem, to dom Boży natychmiast się zajmie taką osobą, pozbawi ją prawa do wykonywania tego obowiązku, odeśle ją, a nawet usunie z kościoła. Czy tak rzeczywiście jest? Z pewnością nie. Dom Boży traktuje każdego człowieka zgodnie z prawdozasadami. Bóg traktuje każdego człowieka sprawiedliwie. Nie patrzy tylko na to, jak człowiek zachowuje się w jednej sytuacji; patrzy na jego naturoistotę, na jego intencje, postawę, a szczególnie na to, czy człowiek potrafi się zreflektować, kiedy popełni błąd, czy żałuje tego i czy potrafi dotrzeć do istoty problemu w oparciu o Jego słowa, dojść do zrozumienia prawdy, nienawidzić siebie i okazać prawdziwą skruchę. Jeśli komuś brakuje takiej właściwej postawy i całkowicie zawładnęły nim intencje osobiste, jeśli ma w głowie wyłącznie przebiegłe intrygi i przejawy skażonych skłonności, a w obliczu problemów ucieka się do stwarzania pozorów, do wykrętów i usprawiedliwiania się oraz uparcie odmawia przyznania się do swoich czynów, to takiej osoby nie da się zbawić. W ogóle nie przyjmuje ona prawdy i zostaje całkowicie ujawniona. Osoby, które nie są odpowiednie i nie potrafią w nawet najmniejszym stopniu przyjąć prawdy, są w istocie niedowiarkami i mogą być wyłącznie wyeliminowane. (…) Powiedz Mi: jeśli ktoś popełnił błąd, ale jest zdolny do prawdziwego zrozumienia i pragnie okazać skruchę, czy dom Boży miałby nie dać mu na to szansy? Boży plan zarządzania obejmujący sześć tysięcy lat dobiega końca i jest wiele obowiązków, które trzeba wykonać. Lecz jeśli nie masz sumienia ani rozumu i nie zajmujesz się swoją właściwą pracą, jeśli zyskałeś możliwość wypełniania obowiązku, lecz nie potrafisz go cenić i w najmniejszym nawet stopniu nie dążysz do prawdy, pozwalając, by najlepszy czas przeszedł obok ciebie, to zostaniesz ujawniony” (Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Po przeczytaniu słów Boga zrozumiałam, że w domu Bożym rządzi prawda i sprawiedliwość. Dom Boży zwalnia i eliminuje ludzi zgodnie z zasadami. Nikogo nie traktuje arbitralnie ze względu na jego zachowanie w danym czasie lub w danej sprawie. Wszystko opiera się na schematach zachowania ludzi, ich stosunku do przyjmowania prawdy oraz na tym, czy naprawdę okazali skruchę. Jeżeli ktoś dopuszcza się wielu złych uczynków, które zakłócają i zaburzają pracę domu Bożego, nie wyraża skruchy i się nie zmienia, bez względu na to, jak inni mu pomagają, zostanie zwolniony i wyeliminowany. Jeśli jednak podczas wykonywania swoich obowiązków ktoś przejawi zepsute usposobienie albo zakłóci i zaburzy pracę kościoła, ale szybko się nad sobą zastanowi, sam siebie zrozumie, wyrazi skruchę i się zmieni, dom Boży ponownie umożliwi mu wykonywanie obowiązków. Pomyślałam o tym, że odkąd zaczęłam pracować przy oczyszczaniu, trzymałam się reguł, bo nie rozumiałam zasad, i w rezultacie dopuściłam się występku. Dom Boży mnie jednak z tego powodu nie zwolnił ani mnie nie wyeliminował, lecz omówił ze mną sytuację i mi pomógł. Później, ponieważ byłam gotowa wyrazić skruchę, pozwolono mi kontynuować wykonywanie obowiązków. Jeśli zaś chodzi o tych, którzy zostali zwolnieni i wyeliminowani, nie stało się tak dlatego, że wykonywali obowiązki liderów zespołu czy kierowników, ale dlatego, że podążali niewłaściwą ścieżką. Choć dopuścili się występków, nie przyjęli przycinania i nie okazali skruchy. Dopiero wtedy zostali zwolnieni i wyeliminowani. Pomyślałam o jednej z sióstr w zespole. Choć nie była kierowniczką, podczas wykonywania swoich obowiązków rywalizowała o sławę i zysk z siostrami, z którymi współpracowała, sabotując je za ich plecami. Zakłóciło to i zaburzyło pracę kościoła, a ponieważ po omówieniu nie wyraziła skruchy, ostatecznie została zwolniona. Ponadto powodem zwolnienia dwóch poprzednich kierowników nie było to, że duża odpowiedzialność, jaka nich spoczywała, doprowadziła do ich zdemaskowania, ale to, że notorycznie nie dążyli do prawdy i nie wykonywali rzeczywistej pracy. Choć zostali przycięci, a bracia i siostry omawiali z nimi prawdę, aby im pomóc, tak naprawdę nie okazali skruchy ani się nie zmienili. Dopiero wtedy zostali zwolnieni. Nie miało to nic wspólnego z wykonywanymi przez nich obowiązkami ani z odpowiedzialnością, jaka na nich spoczywała. Zdałam sobie sprawę, jak niedorzeczne, absurdalne i sprzeczne z prawdozasadami było moje przekonanie, że bycie liderką zespołu jest niebezpieczne, bo wiąże się z ogromną odpowiedzialnością, a bycie członkiem zespołu jest stosunkowo bezpieczne i trwałe. Dom Boży dał mi możliwość wykonywania obowiązków, a intencją Boga było, abym poszukiwała prawdy w ludziach, wydarzeniach i sprawach, z którymi mam do czynienia, a także abym pojęła i zrozumiała więcej prawdozasad. Powinnam była docenić tę rzadką okazję i wziąć na siebie swoje obowiązki.
Później przeczytałam więcej słów Bożych: „Jak zatem winna zachować się osoba uczciwa? Powinna poddać się Bożym ustaleniom, lojalnie wykonywać powierzony jej obowiązek i starać się wypełnić intencje Boga. Przejawia się to na kilka sposobów. Jednym jest przyjęcie swojego obowiązku ze szczerym sercem, nie zważając na interesy własnego ciała, pracując z pełnym przekonaniem i nie knując dla własnej korzyści. To są przejawy uczciwości. Inny sposób to wkładanie całego serca i wszystkich sił w należyte wykonywanie obowiązku, robienie wszystkiego jak trzeba, wkładanie serca i miłości w wypełnianie obowiązku, by zadowolić Boga. Takie przejawy uczciwości powinny charakteryzować ludzi podczas wykonywania obowiązku” (Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). „Nie ma żadnej korelacji między obowiązkiem człowieka a tym, czy otrzyma on błogosławieństwa, czy też doświadczy nieszczęścia. Obowiązek to coś, co człowiek powinien wypełnić – jest to jego powołanie zesłane mu z nieba i powinien on je realizować, nie oczekując rekompensaty, nie stawiając warunków i nie zważając na powody. Tylko wtedy bowiem można to uznać za wykonywanie obowiązku. (…) Nie powinieneś wykonywać swojego obowiązku tylko dla otrzymania błogosławieństw i nie powinieneś odmawiać jego wykonywania z obawy przed tym, że doświadczysz nieszczęścia” (Różnica pomiędzy służbą Boga wcielonego a obowiązkiem człowieka, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Bóg mówi, że uczciwi ludzie potrafią podporządkować się Jego rozporządzeniom i ustaleniom, a także wkładać serce i wysiłek we właściwe wykonywanie swoich obowiązków. Nie knują dla własnych korzyści ani nie myślą o własnych zyskach i stratach. Poza tym wykonywanie obowiązków to nasza odpowiedzialność, od której nie wolno nam się uchylać. Nie ma to nic wspólnego z błogosławieństwami, jakie otrzymujemy, ani z nieszczęściami, jakie nas spotykają. Nie powinniśmy odmawiać wykonywania obowiązków z obawy przed tym, że spotkają nas jakieś nieszczęścia, ani się ich podejmować ze względu na błogosławieństwa. Jest całkowicie naturalne i uzasadnione, że ludzie powinni wypełniać swoje obowiązki. Gdy to zrozumiałam, wiedziałam już, jak traktować swoje obowiązki. Chociaż mój otencjał i moja zdolność do pracy są przeciętne, to wykonując swoje obowiązki, mogę więcej poszukiwać na temat rzeczy, których nie rozumiem, i robić wszystko, co w mojej mocy, aby wypełniać obowiązki, które powinnam wypełniać, na tyle, na ile pozwalają mi mój potencjał i moje umiejętności. Takie właśnie podejście powinnam mieć. Chociaż nie udało mi się jeszcze za bardzo wkroczyć w życie ani się zmienić, to dzięki temu, że zostałam zdemaskowana, zyskałam pewne zrozumienie błędnych zapatrywań stojących za tym, do czego dążę w swojej wierze w Boga, i nauczyłam się, jak właściwie wykonywać swoje obowiązki, aby mieć wzgląd na intencje Boga. Jestem gotowa podporządkować się Bożym rozporządzeniom i ustaleniom. Z głębi serca dziękuję Bogu za te zmiany i za wszystko, co zrozumiałam.