36. Już nie szukam wymówek, by pławić się w wygodzie
W 2023 roku wykonywałam w pewnym kościele pracę przy oczyszczaniu. Od razu zauważyłam, że w tym kościele wykonywało ją niewiele osób i że nie pojmowały one zasad. Zaczęłam więc w praktyce uczyć ich, jak stosować zasady rozeznawania. Jednocześnie szukałam też osób, które nadawałyby się do tej pracy. Po pewnym czasie personel został wybrany, a jego członkowie pojęli pewne zasady. Zidentyfikowali oni osoby, które należało usunąć, i zebrali informacje o ich zachowaniu, a praca przy oczyszczaniu zaczęła przynosić pewne rezultaty. W kwietniu 2024 roku przywódcy powierzyli mi pełnoetatową odpowiedzialność za porządkowanie dokumentów dotyczących oczyszczania. Poczułam pewną niechęć i pomyślałam sobie tak: „Dokumenty z kilkunastu kościołów będą przesyłane tutaj do nas w celu ich uporządkowania, a my będziemy musiały również odpowiadać na pytania kościołów dotyczące pracy przy oczyszczaniu i rozwiązywać ich trudności. Obciążenie pracą jest znacznie większe niż wcześniej. Nie potrafię jednak dobrze pisać, więc najbardziej martwi mnie to, że muszę faktycznie uczestniczyć w porządkowaniu materiałów. Wcześniej po prostu omawiałam ze wszystkimi zasady rozeznawania, podczas gdy inni porządkowali materiały, ale teraz, gdy sama muszę porządkować dokumenty, na pewno będzie to trudne. Będę musiała zapłacić cenę i rozważać to w sercu. Naprawdę nie chcę zarywać nocy – to byłoby zbyt wielkie cierpienie dla mojego ciała. Wolałabym dalej wykonywać moje obecne obowiązki”. Powiedziałam więc: „Mój potencjał nie jest wystarczająco dobry. Siostra Zhenxin jest bystra, pracuje szybko i ma doświadczenie w porządkowaniu dokumentów dotyczących oczyszczania – dlaczego jej nie awansować?”. Pewna siostra odparła: „Zhenxin jest narażona na ryzyko, więc na razie nie może podjąć się tego obowiązku. To, że ten obowiązek przypadł nam, jest zgodne z intencją Boga i jest to dla nas szansa na szkolenie. Wszystkie mamy przeciętny potencjał, więc musimy współpracować, aby dobrze wykonywać nasze obowiązki”. Słysząc jej omówienie, poczułam się trochę poruszona i pomyślałam: „To, że ten obowiązek przypadł mi w udziale, jest wywyższeniem przez Boga. Chociaż mam dużo braków, mogę wiele zyskać, współpracując z siostrami i ucząc się od nich!”. Więc zgodziłam się.
Na początku codziennie otrzymywałyśmy wiele listów z kościołów. Niektóre dotyczyły poszukiwania odpowiedzi na problemy, inne zawierały prośby o pomoc w uporaniu się ze stanami, w jakich znajdowali się ludzie. Niektórych problemów nie dało się rozwiązać w kilku zdaniach; konieczne było znalezienie zasad i szczegółowe omówienie przez pryzmat słów Bożych, aby wszystko jasno wytłumaczyć. Z czasem zaczęłam odczuwać opór: „Jest tak wiele listów, a odpowiadanie na nie jest zbyt skomplikowane i kłopotliwe. Zajmuje to masę czasu. Po udzieleniu odpowiedzi wciąż muszę przeglądać nadesłane dokumenty dotyczące oczyszczania. Każdego dnia jestem zawalona pracą. Po przeczytaniu listu za listem i dokumentu za dokumentem bolą mnie oczy i obraz mi się rozmazuje ze zmęczenia. Dzień po dniu wkładam w to wszystko masę wysiłku umysłowego. Kiedy to się wreszcie skończy?”. W sercu nie mogłam przestać narzekać, że pracy jest po prostu za dużo, i czułam, że mój pierwotny obowiązek był łatwiejszy. Wtedy nie musiałam codziennie odpowiadać na tyle listów, a nawet miałam trochę wolnego czasu, aby odpocząć psychicznie. Nie musiałam też tak bardzo męczyć swojego ciała. W rezultacie zaczęłam odpowiadać na mniej listów, a nawet przedstawiałam siostrom wymówki: „Mój potencjał jest zbyt słaby i nie nadaję się do tego obowiązku. To wy odpowiadacie na większość tych listów – ja niewiele wnoszę. Myślę, że bardziej nadaję się do pracy przy oczyszczaniu kościoła. W końcu zakres obowiązków jest tam mniejszy i jestem w stanie sobie z nimi poradzić. Jeśli tu zostanę, tylko spowolnię pracę”. Siostry powiedziały mi: „Kiedy razem porządkujemy materiały, jesteś w stanie zrozumieć zasady. Kiedy ostatnim razem podzieliłaś się swoją opinią na temat pewnego dokumentu dotyczącego oczyszczania, wypadłaś naprawdę dobrze. Jak to brakuje ci potencjału? Jeśli czegoś nie rozumiesz, powiedz o tym, a razem poszukamy odpowiedzi”. Gdy usłyszałam, co powiedziały siostry, nie mogłam już dłużej próbować uchylać się od tego obowiązku. Chociaż potem nie przestałam go wykonywać, moje odpowiedzi na listy stały się pobieżne i niedbałe, a siostry musiały je sprawdzać i uzupełniać. Sprawiałam innym niepotrzebny kłopot i powodowałam pewne opóźnienia. Później jedna z sióstr poleciła mi, abym szkoliła się w porządkowaniu niektórych dokumentów dotyczących oczyszczania, a wcześniej omówiła ze mną pewne zasady. Chociaż ogólnie wiedziałam, jak rozeznawać i charakteryzować różne rzeczy, porządkowanie dokumentów dotyczących oczyszczania wymagało zwięzłości i jasnej struktury, a to było dla mnie nieco trudne. Wielokrotnie nie wiedziałam, jakich słów użyć, i nie mogłam powstrzymać się od myśli: „Porządkowanie dokumentów dotyczących oczyszczania jest zbyt wyczerpujące psychicznie! Nieważne – napiszę to w ten sposób. Siostra, z którą współpracuję, i tak to sprawdzi”. Po napisaniu po prostu oddawałam dokument siostrze, nie sprawdzając go dokładnie. Później siostra wskazała wiele kwestii do poprawy i zachęciła mnie do dalszego szkolenia. Ale ja nadal nie chciałam zapłacić ceny, by się nad tym zastanowić. Pomyślałam sobie: „Ten obowiązek jest zbyt trudny i wyczerpujący psychicznie. Moje poprzednie obowiązki nie wymagały tyle myślenia i byłoby lepiej, gdybym mogła po prostu do nich wrócić!”. Pewnego razu moja partnerka poprosiła mnie o uporządkowanie kolejnego dokumentu dotyczącego oczyszczania. Byłam trochę niechętna, więc zepchnęłam to zadanie na nią. Powiedziałam nawet: „Mój potencjał jest słaby, więc nie będę w stanie zrobić tego dobrze, a poza tym nie nadaję się do tego obowiązku”. Moja siostra powiedziała: „Twoje nastawienie nie jest właściwe. Im gorzej piszesz, tym więcej musisz się szkolić”. Wiedziałam, że ma rację, ale wciąż nie potrafiłam wykazać się inicjatywą i nie byłam gotowa na współpracę. Zdałam sobie sprawę, że mój stan nie jest właściwy, więc tej nocy pomodliłam się do Boga: „Boże, w kategoriach doktryny wiem, że wywyższasz mnie, zlecając mi wykonywanie tego obowiązku, ale cały czas mam poczucie, że mój potencjał jest słaby i że nie potrafię wykonywać tego obowiązku dobrze, i ciągle chcę wrócić do tego, który wykonywałam wcześniej. Boże, proszę, udziel mi wskazówek, abym rozpoznała swoje problemy”.
Później przeczytałam słowa Boże: „Kiedy taka osoba widzi, że jakieś zadanie jest zbyt pracochłonne lub ryzykowne, zrzuca je na kogoś innego; sama wykonuje tylko lekkie prace i znajduje wymówki, mówiąc, że ma za niski potencjał i brakuje jej odpowiednich zdolności do pracy, oraz że nie może wziąć tego zadania na swoje barki – podczas gdy w istocie chodzi o to, że pożąda cielesnych wygód. Nie chce cierpieć, bez względu na to, jaką pracę czy jakie obowiązki wykonuje. Gdy usłyszy, że po skończeniu pracy będzie mogła zjeść duszoną wieprzowinę, wykona zadanie bardzo szybko i sprawnie; nie trzeba jej będzie poganiać, przymuszać ani pilnować. Jeśli jednak nie ma duszonej wieprzowiny na zachętę i osoba ta musi wykonać swój obowiązek po godzinach, będzie to odwlekała i znajdzie wszelkiego rodzaju powody i wymówki, aby odłożyć to na później, kiedy zaś już zacznie pracować, to po jakimś czasie powie: »Kręci mi się w głowie, noga mi zdrętwiała, jestem wyczerpany! Boli mnie każda część ciała. Czy mogę chwilę odpocząć?«. W czym tkwi problem? Osoba ta pożąda wygód cielesnych. Również kiedy ludzie ciągle narzekają na różne trudności podczas wykonywania swojego obowiązku, kiedy nie chcą wkładać weń żadnego wysiłku, kiedy przy każdej odrobinie wolnego czasu odpoczywają, wdają się w pogawędki i plotkują, lub oddają się wypoczynkowi i rozrywce. A gdy pracy jest coraz więcej i przez to zmienia się rytm i zaburzona zostaje zwykła rutyna ich życia, czują się nieszczęśliwi i nieusatysfakcjonowani. Skarżą się i narzekają oraz zaczynają niedbale wykonywać swój obowiązek. Czy nie jest to pragnienie cielesnych wygód?” (Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników (2), w: Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). Ze słów Bożych zrozumiałam, że wybieranie w ramach swojego obowiązku łatwych, niewymagających zadań jest pławieniem się w cielesnej wygodzie, i że tym samym jest to, że gdy napotyka się problemy, to zamiast szukać prawdozasad, zaczyna się szemrać, a nawet narzekać. Zastanawiając się nad sobą, zrozumiałam, że w tym okresie wykonywania obowiązku stale myślałam o interesach własnego ciała i w ogóle nie miałam w sercu chęci, by cierpieć lub płacić cenę. Kiedy dowiedziałam się, że mam zostać przydzielona do innego obowiązku, pierwszą moją myślą było to, że zakres mojej odpowiedzialności będzie większy, że będę miała więcej do zrobienia i będę musiała włożyć w to więcej wysiłku umysłowego. Uznałam więc, że wykonywanie mojego pierwotnego obowiązku będzie łatwiejsze i szukałam wymówek, by uchylić się od nowego. Później, gdy zobaczyłam, że niektóre kwestie wymagają poszukiwania zasad i poświęcenia czasu na omówienie, nie tylko czułam niechęć do tego nawału pracy, ale także szemrałam i głośno narzekałam. Chociaż miałam dużo braków i musiałam więcej się szkolić, przy porządkowaniu materiałów dotyczących oczyszczania wciąż myślałam o swoim ciele. Czułam, że ten obowiązek jest zbyt wyczerpujący psychicznie i nie chciałam się szkolić. Twierdziłam nawet, że mam słaby potencjał i nie nadaję się do tego obowiązku. Zastanawiając się nad tym wszystkim, zobaczyłam, że jestem dokładnie taka, jak obnażył to Bóg: wycofywałam się na widok trudności. Kiedy mój obowiązek kolidował z cielesną przyjemnością, myślałam tylko o interesach własnego ciała i nie chciałam cierpieć. Zrozumiałam, że naprawdę brakuje mi człowieczeństwa, że chcę tylko zbierać plony, nie siejąc, i że nie mam żadnego poczucia odpowiedzialności. Kiedy mój obowiązek wymagał ode mnie poświęcenia czasu lub zapłacenia ceny, albo narzekałam, że jest za dużo problemów, albo mówiłam, że nie potrafię pojąć zasad, i wciąż powtarzałam, że mam słaby potencjał, używając tego jako wymówki, by pławić się w cielesnej wygodzie. Byłam naprawdę samolubna, podła, przebiegła i fałszywa!
Następnie przeczytałam następujące fragmenty słów Bożych: „Bóg wie, czy ktoś wykonuje obowiązki zgodnie z prawdozasadami, czy nie – On ma wgląd w myśli i idee ludzi. Jeżeli okaże się, że w duchu dana osoba jest kłamliwa i niegodziwa, że z chciwości działa na rzecz własnych cielesnych interesów, że nie kocha prawdy i odnosi się do niej wrogo, wówczas Bóg z niej zrezygnuje, gdy tylko to sprawdzi. A czy taka osoba sama będzie w stanie coś takiego wyczuć? (Nie). Dlaczego nie? (Ponieważ kiedy natura ludzka rządzi postępowaniem człowieka, nie będzie on analizował siebie, o ile zaspokajane są jego cielesne potrzeby. W efekcie nie wyczuje on, że tego rodzaju działania mijają się z prawdą). Co zatem zapewnia człowiekowi przetrwanie, jeśli chodzi o jego wnętrze? Zepsute szatańskie usposobienie. Istotą człowieka jest istota szatana, a człowiek kieruje się w życiu swoim szatańskim usposobieniem, stając na straży wyłącznie własnej próżności i dumy oraz interesów ciała. Tego rodzaju samolubny i podły sposób myślenia stał się naturą człowieka. Dlatego też praktykowanie prawdy, podporządkowanie się Bogu i bezwzględne posłuszeństwo słowom Bożym oraz stosowanie się do prawdozasad i standardów Boga wydaje mu się bardzo męczące i pracochłonne” (Poznanie własnego usposobienia stanowi podstawę do tego, by je zmienić, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). „Filozofia i logika szatana stały się życiem ludzi. Niezależnie od tego, za czym ludzie podążają, czynią tak dla własnej korzyści – dlatego też żyją wyłącznie dla siebie. »Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego« – to jest życiowa filozofia człowieka, a zarazem definicja ludzkiej natury” (Jak obrać ścieżkę Piotra, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Ze słów Bożych zrozumiałam, że Bóg bada, czy ludzie wkładają serce w swoje obowiązki i czy wykonują je zgodnie z zasadami. Kiedy ludzie w swoich obowiązkach zawsze decydują się chronić własne interesy i nie chcą być uważni, cierpieć ani płacić ceny, jest to związane z samolubstwem w ich naturze. Zrozumiałam, że żyję według szatańskich trucizn, takich jak: „Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego”, „Dbaj o siebie, póki żyjesz” i „Życie jest krótkie, więc korzystaj z niego, póki możesz”. Wierzyłam, że ludzie powinni dbać o siebie za życia i nie cierpieć, i czułam, że bez względu na to, jak wiele było pracy, nie powinnam się przemęczać. Od dzieciństwa prawie nie cierpiałam, ledwo co pracowałam na roli, a moi rodzice zajmowali się wszystkimi pracami domowymi. Później prace, których szukałam, również nie były wymagające fizycznie i nie chciałam wykonywać ciężkiej pracy, nawet jeśli płacono za nią więcej. Widząc, jak inni pracują po godzinach i zarywają noce, wykonując wiele prac, myślałam: „Po co zapracowywać się na śmierć dla pieniędzy? Życie jest krótkie – mija w ciągu zaledwie kilku dekad – więc powinniśmy się nim cieszyć”. Nawet po odnalezieniu Boga wciąż żyłam według tych szatańskich trucizn. Bóg wywyższył mnie, abym wykonywała ten obowiązek, ale ja nie wiedziałam, co jest dla mnie dobre, i wciąż wybierałam pławienie się w wygodach i myślenie o swoim ciele. Nie chciałam wkładać w swój obowiązek nawet odrobiny więcej wysiłku umysłowego ani znosić odrobiny więcej trudów, a gdy miałam do czynienia ze złożonymi lub trudnymi zadaniami, przekazywałam je innym. Chciałam wykonywać tylko łatwe obowiązki. Zbyt bardzo ceniłam swoje ciało! Kiedy rzeczywiście się nad tym zastanowiłam, zdałam sobie sprawę, że możliwość wykonywania tego obowiązku w tym czasie zawierała w sobie dobrą intencję Boga. Pozwoliło mi to wyrabiać sobie rozeznanie i nauczyć się patrzeć na wszystko przez pryzmat prawdozasad, i była to wspaniała okazja do zyskania prawdy. Chociaż było więcej pracy, więcej problemów i większe trudności niż wcześniej, dzięki tym trudnościom i problemom mogłam częściej przychodzić przed oblicze Boga, aby szukać prawdy, i w ten sposób szybciej wzrastać w życiu. Nie potrafiłam jednak tego docenić. Moja partnerka kazała mi intensywniej szkolić sie w porządkowaniu materiałów dotyczących oczyszczania, ale bałam się wysiłku umysłowego i wymawiałam się swoim kiepskim potencjałem, by się od tego uchylić. Kiedy napotykałam trudności, nie wkładałam wysiłku umysłowego w ich poważne rozważenie i po prostu robiłam wszystko po łebkach. W rezultacie moja partnerka musiała poświęcać dodatkowy czas na sprawdzanie, co stanowiło dla niej niepotrzebne obciążenie. Zobaczyłam, że nie mam żadnego poczucia odpowiedzialności za swój obowiązek. Nie zastanwiałam się nawet nad tym, co byłam w stanie zrobić, i po prostu chciałam mieć spokój. Byłam naprawdę samolubna i godna pogardy, nie miałam ani krzty człowieczeństwa! Myśląc w ten sposób tylko o interesach własnego ciała, dawałam mu wygodę, ale nie wzrastałam w życiu i to ja ponosiłam straty. Jednocześnie zwiększałam presję na mojej partnerce i wstrzymywałam ogólny postęp pracy. Wszystko, co po sobie zostawiłam, to występki. Jakże moje wykonywanie obowiązku w ten sposób mogło nie ściągnąć na mnie Bożego wstrętu? Pomyślałam o tym, jak Noe, otrzymawszy Boże posłannictwo, nie myślał najpierw o interesach swojego ciała, ale o pilnej intencji Boga – że musi szybko zbudować arkę i wypełnić swoje posłannictwo. Podczas budowy arki Noe nigdy nie myślał o swoim ciele ani nie przestał budować arki z powodu zmęczenia, upału, choroby czy jakichkolwiek innych powodów. Czy to w siarczystym mrozie, czy w palącym upale, nawet w obliczu trudnych przedsięwzięć wymagających przeróbek, Noe nigdy się nie zniechęcał, nie narzekał ani nie miał za złe kłopotów. Bez względu na to, jak wielkie trudności napotykał, podchodził do każdego etapu budowy arki z sumiennością, nie był ani trochę niedbały i wytrwał przez 120 lat. W porównaniu z tym czułam się naprawdę zawstydzona, zdając sobie sprawę, że muszę się pośpieszyć i okazać skruchę, uczyć się od Noego i wypełnić swój obowiązek. Nie mogłam dalej wykazywać się taką postawą polegającą na braku dążenia do postępu.
Później przeczytałam następujące słowa Boże: „W jaki sposób ludzie powinni spełniać sprawiedliwe uczynki oraz w jakim stanie i położeniu muszą to robić, by zostało to uznane za szykowanie dobrych uczynków? Muszą oni mieć co najmniej pozytywne nastawienie i wykazywać się inicjatywą, a podczas wykonywania swoich obowiązków muszą być lojalni, umieć działać zgodnie z prawdozasadami oraz strzec interesów domu Bożego. Bycie pozytywnym i wykazywanie się inicjatywą to podstawa – jeżeli stale jesteś bierny, jest to problematyczne. To tak, jakbyś nie był członkiem domu Bożego, jakbyś nie wykonywał swoich obowiązków, ale nie miałbyś innego wyboru, jak tylko to robić, żeby zarabiać pensję, bo pracodawca tego od ciebie wymaga – nie podejmujesz się tego dobrowolnie, lecz bardzo biernie. Gdyby nie chodziło o twoje interesy, w ogóle byś tego nie robił. Gdyby nikt cię o to nie poprosił, również wcale byś tego nie czynił. A zatem takie postępowanie nie jest spełnianiem dobrych uczynków. Ludzie tego pokroju są więc bardzo głupi – pozostają bierni we wszystkim, co robią. Nie czynią tego, co przychodzi im do głowy, ani tego, co mogą osiągnąć, poświęcając czas i energię. Oni tylko czekają i obserwują. Jest to niepokojące i bardzo żałosne. Dlaczego mówię, że jest to bardzo żałosne? Po pierwsze, nie chodzi o to, że twój potencjał jest niewystarczający; po drugie, nie wynika to z tego, że masz niedostateczne doświadczenie; a po trzecie, nie jest tak, że nie masz odpowiednich warunków, by coś zrobić. Posiadasz odpowiedni potencjał potrzebny do wykonania danej pracy i jeśli tylko poświęcisz na to czas i energię, będziesz w stanie to zrobić, ale tego nie robisz i nie szykujesz dobrych uczynków. Jest to wielce godne pożałowania. Dlaczego mówię, że jest to godne pożałowania? Otóż dlatego, że jeśli spojrzysz na to po wielu latach, odczujesz żal, a jeśli będziesz chciał wrócić do tamtego roku, miesiąca i dnia, aby wykonać tę pracę, przekonasz się, że wszystko już uległo zmianie, a twój czas upłynął. Nie dostaniesz drugiej takiej szansy, a kiedy ta szansa przeminie, to przeminie bezpowrotnie. Gdy tracisz możliwość korzystania z cielesnych przyjemności, takich jak spożywanie smacznego jedzenia czy noszenie ładnych ubrań, nie ma to większego znaczenia, gdyż rzeczy te są puste i nie mają żadnego wpływu na twoje wejście w życie, na szykowanie przez ciebie dobrych uczynków ani na twoje przeznaczenie. Jednakże jeśli coś odnosi się do postawy Boga wobec ciebie czy do tego, jak On cię ocenia, albo nawet do ścieżki, którą kroczysz, i do twojego przeznaczenia, to utrata okazji, by to zrobić, jest czymś wielce godnym pożałowania. A to dlatego, że cię to splami i zrodzi żal na twojej przyszłej ścieżce egzystencji, i przez całe swoje życie już nigdy nie dostaniesz kolejnej szansy, by to nadrobić. Czyż nie jest to godne pożałowania? Jeżeli twój potencjał jest zbyt marny i nie jesteś w stanie podjąć się danej pracy, to nie jest to godne pożałowania – dom Boży może ustalić, by to zadanie wykonał ktoś inny. Jeśli zaś jesteś w stanie zrobić coś dobrze, lecz tego nie robisz, jest to zdecydowanie godne pożałowania. To okazja dana ci przez Boga, ty jednak nie traktujesz jej poważnie, nie wykorzystujesz jej i pozwalasz, by przemknęła ci koło nosa – to niebywale godne pożałowania! Dla ciebie jest to godne pożałowania, dla Boga – rozczarowujące. Bóg dał ci wystarczający potencjał i doskonałe warunki, umożliwiając ci wyraźne dostrzeżenie niektórych rzeczy i wykazanie się kompetencjami niezbędnymi w danej pracy. Ty jednak nie masz właściwego nastawienia, nie jesteś lojalny ani szczery i nie chcesz dać z siebie wszystkiego, by zrobić to dobrze. To bardzo rozczarowuje Boga. … Przypuśćmy, że twoje nastawienie do prawdy i własnego obowiązku zawsze jest niedbałe, że na pozór składasz obietnice, ale za kulisami nie wcielasz ich w życie, że się guzdrzesz i nie masz poczucia pilności sprawy, że brak ci pozytywnej postawy polegającej na liczeniu się z intencjami Boga. Nawet jeżeli na pozór nie powodujesz zakłóceń i niepokojów, nie czynisz zła, nie działasz samowolnie czy lekkomyślnie ani nie wpadasz w szał popełniania występków i wydajesz się być osobą przestrzegającą reguł i całkiem dobrze wychowaną, nie robisz w sposób pozytywny tego, o co prosi cię Bóg, i nie wykazujesz się inicjatywą w tym względzie, jesteś natomiast chytry i lenisz się, unikając wykonywania prawdziwej pracy. W takim razie jaką ścieżką tak naprawdę kroczysz? Nawet jeżeli nie jest to ścieżka antychrysta, jest to co najmniej ścieżka fałszywego przywódcy” (Jak dążyć do prawdy (11), w: Słowo, t. 7, O dążeniu do prawdy). Po przeczytaniu słów Bożych zrozumiałam, że aby dobrze wykonywać swój obowiązek, zadowolić Boga i przyszykować dobre uczynki, muszę odrzucić własne cielesne interesy i aktywnie ofiarować swoją lojalność. Jeśli natomiast ludzie nie cenią obowiązku, który daje im Bóg i uchylają się od niego lub wykonują go niestarannie, to nie szykują dobrych uczynków, ale gromadzą złe, a to ściąga na nich Boży wstręt. W świetle słów Bożych zobaczyłam, że w ogóle nie ceniłam okazji, którą dał mi Bóg, by przyszykować dobre uczynki i dostąpić zbawienia. Kiedy przypadł mi w udziale ten obowiązek, szukałam różnych wymówek, by się od niego uchylić. Kiedy zobaczyłam, że nawał pracy jest duży, a zadań wiele, zawsze myślałam o swoim ciele i nie chciałam wkładać więcej wysiłku w rozważanie zasad. Zamiast tego wymawiałam się kiepskim potencjałem, twierdząc, że nie nadaję się do tego obowiązku. Traktowałam go jak ciężar, brzemię, a nawet chciałam z niego zrezygnować. Byłam zupełnie nieświadoma tego, co jest dla mnie dobre! W rzeczywistości wymagania Boga wobec mnie nie były wysokie i dopóki aktywnie współpracowałam, gdy pojawiały się problemy, i wkładałam więcej wysiłku umysłowego w ich rozważanie, mogłam tym wymaganiom sprostać. Nawet gdybym na końcu została zwolniona, ponieważ z powodu słabego potencjału nie mogłam podołać pracy, nie miałabym żalu, a moje sumienie nie czułoby wyrzutów. W kościele wciąż byli wówczas niedowiarkowie i źli ludzie, którzy powodowali zakłócenia i zaburzenia i którzy nie zostali usunięci, a ja powinnam była wziąć na siebie ciężar i wraz z moimi braćmi i siostrami wejść w prawdę dotyczącą rozeznawania, aby ci ludzie, którzy powodowali zakłócenia i zaburzenia lub czynili zło, mogli zostać wkrótce usunięci. Tylko w ten sposób mogę pocieszyć serce Boga. Zrozumiawszy intencję Boga, kiedy ponownie napotykałam problemy lub trudności w wykonywanym przez siebie obowiązku, nie myślałam już o swoim ciele i nie zrzucałam spraw na innych. Zamiast tego omawiałam je z siostrami i gorliwie szukałam prawdozasad. Praktykując w ten sposób, nie czułam się bardzo zmęczona nawet po całym dniu. Kiedy ponownie porządkowałam materiały dotyczące oczyszczania, chociaż niektóre części nie zostały uporządkowane jak należy, dzięki omówieniu i pomocy mojej siostry byłam w stanie zrozumieć i pojąć pewne zasady.
Później nasze obciążenie pracą wzrosło i musiałyśmy nie tylko codziennie zajmować się listami z różnych kościołów szukających odpowiedzi na problemy i porządkować materiały dotyczące oczyszczania, ale także robić takie rzeczy, jak przyglądanie się stanom naszych braci i sióstr oraz nadzorowanie i śledzenie, czy w kościelnej pracy przy oczyszczaniu występują odchylenia i problemy. Szczególnie gdy niektóre kościoły zbyt wolno porządkowały materiały dotyczące oczyszczania, musiałyśmy poświęcić czas i energię na ich śledzenie, i znowu zaczęłam czuć, że jest zbyt wiele problemów i że jest to zbyt uciążliwe i wyczerpujące psychicznie. Chciałam więc po prostu wybrać łatwe zadania, a te trudne i wymagające wysiłku umysłowego przekazać mojej partnerce. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że znowu znajduję się w stanie, w którym pożądam wygody. Przeczytałam słowa Boże: „Skoro wykonujesz dany obowiązek, powinieneś wziąć za niego odpowiedzialność. Dlaczego nie traktujesz go poważnie? Dlaczego jesteś niedbały? I czy nie jesteś opieszały w wypełnianiu swych powinności, kiedy wykonujesz swój obowiązek w taki właśnie sposób? Bez względu na to, kto ponosi główną odpowiedzialność, wszyscy inni są odpowiedzialni za to, by mieć oko na sprawy; każdy musi nieść ten ciężar i mieć to poczucie odpowiedzialności. A jednak żaden z was nie zwraca na to najmniejszej uwagi, naprawdę jesteście niedbali, nie macie za grosz lojalności i nie wywiązujecie się ze swych obowiązków! Nie chodzi o to, że nie widzicie problemu, ale o to, że nie jesteście skłonni wziąć na siebie odpowiedzialności, a gdy już dostrzegacie problem, nie chcecie poświęcić mu uwagi, zadowalając się »wystarczająco dobrym rozwiązaniem«. Czy okazywanie w ten sposób niedbalstwa w stosunku do obowiązku nie jest próbą oszukania Boga? Gdybym to ja, gdy dokonywałem dzieła i omawiałem z wami prawdę, miał poczucie, że »wystarczająco dobre rozwiązanie« jest w porządku, to stosownie do potencjału i dążeń każdego z was, co moglibyście na tym zyskać? Gdybym miał takie podejście jak wy, nic byście nie mogli zyskać. Dlaczego to mówię? Po części dlatego, że nie czynicie nic gorliwie, a po części dlatego, że jesteście dość słabego charakteru, dosyć odrętwiali. Właśnie dlatego, że widzę was wszystkich odrętwiałych, pozbawionych miłości do prawdy i nie dążących do niej, a do tego macie słabe charaktery, muszę mówić szczegółowo. Muszę wszystko przeliterować, wyklarować i wyłuszczyć w Mojej mowie, omówić rzeczy pod każdym kątem i na wszystkie sposoby. Dopiero wtedy trochę zrozumiecie. Gdybym traktował was niedbale i mówił trochę na jakiś temat, kiedy przyjdzie mi ochota, nie zastanawiając się nad tym głębiej ani nie zadając sobie trudu, nie wkładając w to serca, a nie mówiłbym, gdybym nie miał ochoty, co moglibyście zyskać? Z takim charakterem, jaki macie, nie zrozumielibyście prawdy. Nic byście nie zyskali, a tym bardziej nie osiągnęlibyście zbawienia. Nie mogę zatem postępować w taki sposób, lecz muszę mówić szczegółowo. Muszę mówić szczegółowo i podawać przykłady dotyczące stanów wszelkiego rodzaju ludzi, ludzkiego stosunku do prawdy i każdego rodzaju skażonego usposobienia; tylko w takim wypadku będziecie rozumieli, co mówię, i pojmowali to, co słyszycie. Bez względu na to, jaki aspekt prawdy się omawia, przemawiam na różne sposoby, dostosowując styl omówienia do dorosłych i dzieci. Mówię też w formie wywodów i opowieści, odwołując się do teorii i praktyki, oraz rozmawiając o doświadczeniach, aby ludzie mogli zrozumieć prawdę i wejść w rzeczywistość. W ten sposób ci, którzy mają odpowiedni charakter i serce, będą mieli szansę zrozumieć i przyjąć prawdę i zostać zbawieni” (Aby dobrze wypełniać obowiązek, należy mieć przynajmniej sumienie i rozum, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Abyśmy mogli zrozumieć różne aspekty prawdy, Bóg niestrudzenie omawia je z nami, używając analogii i przykładów, i nigdy nie jest niedbały w zaopatrywaniu nas w nią. Raz po raz wyaśnia różne rzeczy, rozkładając je na czynniki pierwsze, w obawie, że możemy nie zrozumieć. Bóg zapłacił tak wielką cenę, aby nas zbawić. Istota Boga jest tak dobra i piękna! Ja jednak, gdy zobaczyłam, że wiele zadań wymaga wysiłku umysłowego i zapłacenia ceny, bałam się, że się zmęczę, i chciałam zepchnąć je na innych. Nie miałam żadnego poczucia odpowiedzialności za swój obowiązek ani za grosz szczerości wobec Boga. Byłam naprawdę pozbawiona sumienia! Nie mogłam dalej myśleć o ciele i cofać się na widok trudności, jak to robiłam wcześniej. Gdybym tak postępowała, w końcu nie nauczyłabym się żadnej lekcji i nie zyskałam żadnej prawdy. Myśląc o tym wszystkim, zaczęłam we współpracy z siostrami śledzić różne zadania zespołu i porządkować materiały dotyczące oczyszczania. Chociaż wciąż były pewne problemy z tym, co uporządkowałam, zyskałam coś dzięki przemyślanemu rozważaniu zasad podczas procesu porządkowania. Kiedy bracia i siostry w niektórych kościołach byli w złym stanie, z własnej inicjatywy pisałam do nich listy, aby z nimi porozmawiać. Kiedy w pracy niektórych kościołów pojawiały się odchylenia, pisałam listy i komunikowałam się z nimi wraz z moją partnerką i omawiałyśmy problemy, używając odpowiednich zasad i słów Bożych. Gdy uczestniczyłam w pracy z poczuciem odpowiedzialności i wkładałam w nią więcej wysiłku umysłowego, z czasem poczułam, że zyskałam lepsze zrozumienie różnych zasad. To słowa Boże poprowadziły mnie do tego zrozumienia i tej przemiany. Dzięki Bogu!