97. Czy ten, kto wykonuje obowiązek udzielania gościny, jest gorszy?
Wychowywałam się w odległej górskiej wiosce. Z powodu ubóstwa naszej rodziny sąsiedzi patrzyli na nas z góry. Rodzice często mi powtarzali: „Człowiek musi mieć ambicję i żyć z godnością. Nie pozwól, by inni patrzyli na ciebie z góry. Jak drzewom potrzebna jest kora, tak ludziom potrzebna jest godność”. Pod wpływem tych słów pilnie się uczyłam w szkole, aby zdobyć podziw innych. Każdego dnia przesiadywałam do godziny 11 lub 12 w nocy, ucząc się przy świetle lampy naftowej. Po rozpoczęciu pracy wyrabiałam nadgodziny i starałam się zasłużyć na aprobatę szefa i szacunek kolegów. Zawsze wskazywano mnie jako wzorowego pracownika. Dzięki tym wyróżnieniom czułam, że moja pozycja i status wzrosły. Po odnalezieniu Boga również przejawiałam entuzjazm w swoich dążeniach i po roku zostałam wybrana na przywódczynię kościoła. Później awansowałam na kaznodziejkę i nadzorującą pracę z tekstami. Ponieważ po odnalezieniu Boga zawsze pełniłam rolę przywódczyni lub przełożonej, uważałam się za kogoś, kto dąży do prawdy. Ale pod koniec sierpnia 2022 roku zostałam zwolniona za dążenie do reputacji i statusu, a także za to, że nie wykonywałam rzeczywistej pracy i nie osiągałam żadnych rezultatów w moim obowiązku. W tym okresie refleksji w domu czułam się naprawdę przygnębiona i udręczona. Postanowiłam więc sobie: „Jeśli dostanę kolejną szansę, wykonam swój obowiązek należycie”.
Miesiąc później, pewnego wieczoru, przełożony powiedział do mnie: „Kilkoro braci i sióstr, którzy nagrywają filmy, musi się przenieść ze względów bezpieczeństwa i nie znaleźli odpowiedniego domu goszczącego. Chcielibyśmy, abyś to ty ich gościła”. Słysząc słowa przywódcy, pomyślałam sobie: „Dlaczego przydzielają mi obowiązek udzielania gościny? Czyżby uznali, że po zwolnieniu nie zastanowiłam się nad sobą i nie poznałam siebie, więc chcą, abym świadczyła usługi, udzielając gościny? Czy obowiązek udzielania gościny nie jest nieistotny? Co pomyślą o mnie bracia i siostry, jeśli się dowiedzą? Czy powiedzą, że wykonuję obowiązek udzielania gościny, ponieważ nie dążę do prawdy? Obowiązek udzielania gościny obejmuje codzienne stanie przy garnkach oraz ciężką, męczącą pracę. Nawet jeśli będę to robić dobrze, bracia i siostry tego nie dostrzegą. Poza tym ci, którzy wykonują w kościele obowiązek udzielania gościny, to głównie bracia i siostry o słabszym potencjale lub w starszym wieku. Chociaż nie jestem już taka młoda, nie osiągnęłam jeszcze punktu, w którym mogłabym wykonywać tylko obowiązek udzielania gościny! Poza tym, odkąd odnalazłam Boga, zawsze byłam przywódczynią i przełożoną. Dlaczego teraz przydzielają mi obowiązek udzielania gościny?”. W głębi serca nie potrafiłam się podporządkować, więc wymyśliłam kilka wymówek, by odmówić. Po wyjściu przywódcy poczułam się rozdarta i miałam wyrzuty sumienia. Pomyślałam o tym, że pomimo wiary w Boga przez wiele lat, wciąż nie byłam podporządkowana w swoim obowiązku. Pod jakim względem byłam wierząca? Pod jakim względem miałam sumienie lub rozum? Uklękłam i modliłam się do Boga: „Boże! Dzisiaj przywódca próbował przydzielić mi obowiązek udzielania gościny, ale ja nie potrafiłam się podporządkować, a nawet szukałam wymówek, by odmówić. Nie wiem, jaki aspekt mojego zepsutego usposobienia to spowodował. Proszę o Twoje oświecenie i przewodnictwo, byś pomógł mi poznać siebie”. Po modlitwie przypomniałam sobie słowa Boże dotyczące wykonywania obowiązków, więc je wyszukałam, aby przeczytać. Bóg Wszechmogący mówi: „Obowiązki pochodzą od Boga; są to odpowiedzialności i zadania, które Bóg powierza człowiekowi. Jak więc człowiek powinien je rozumieć? »Ponieważ jest to mój obowiązek i zadanie, które Bóg mi powierzył jest to moje zobowiązanie i moja odpowiedzialność. To zrozumiałe, że przyjmuję to za swój święty obowiązek. Nie mogę odmówić ani go odrzucić; nie mogę być wybredny. Z pewnością powinienem zrobić to, co przypada mi w udziale. Nie chodzi o to, że nie mam prawa dokonania wyboru – chodzi o to, że nie powinienem go dokonywać. Takie rozumowanie powinno cechować istotę stworzoną«. To jest postawa podporządkowania” (Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). „Bez względu na to, na czym polega twój obowiązek, nie rób rozróżnienia między wzniosłymi i przyziemnymi zadaniami. Przypuśćmy, że powiesz sobie: »Choć zadanie to zostało mi wyznaczone przez Boga i stanowi część dzieła domu Bożego, to jeśli będę je wykonywał, ludzie mogą zacząć mną gardzić. Inni dostają szansę wykonywać dzieło, które pozwala im się wyróżnić. Przydzielono mi zadanie, które nie pozwala mi się wyróżnić, lecz zmusza mnie do wysiłku, którego nikt nawet nie dostrzeże, to nie fair! Nie będę wykonywać tego obowiązku. Moim obowiązkiem musi być coś, co pozwoli mi zabłysnąć i wyrobić sobie nazwisko. A nawet jeśli nie zdołam dzięki niemu wyrobić sobie nazwiska ani się wyróżnić, to i tak muszę na nim skorzystać i czuć się swobodnie podczas jego wykonywania«. Czy takie podejście w ogóle jest do przyjęcia? Bycie wybrednym nie oznacza przyjmowania rzeczy od Boga. Oznacza natomiast dokonywanie wyborów zgodnie z własnymi preferencjami. To nie jest akceptowanie swego obowiązku, a raczej odmowa jego przyjęcia, przejaw twojego buntu wobec Boga. Tego rodzaju wybredność nacechowana jest bowiem twoimi osobistymi preferencjami i pragnieniami. Kiedy zwracasz uwagę na własne korzyści, reputację i tak dalej, twoje podejście do swego obowiązku nie jest bynajmniej uległe” (Czym jest odpowiednie wykonywanie obowiązków? w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Ze słów Bożych zrozumiałam, że obowiązki są zadaniem wyznaczonym ludziom przez Boga i że to oni są za nie odpowiedzialni. Nie powinniśmy też kategoryzować obowiązków według rang. Co więcej, nie powinniśmy wybierać obowiązków w oparciu o nasze preferencje ze względu na własną dumę i status. Zamiast tego powinniśmy je przyjąć i podporządkować się im, postrzegając je jako powinność, od której nie możemy się uchylić. To właśnie oznacza bycie osobą obdarzoną sumieniem i rozumem, i jest to postawa, jaką człowiek powinien mieć wobec swoich obowiązków. Po przeczytaniu obnażenia przez słowa Boże zdałam sobie sprawę, że moja postawa i poglądy dotyczące moich obowiązków były błędne. Dzieliłam obowiązki na kategorie, wierząc, że bycie przywódcą lub pracownikiem oznacza, że dana osoba dąży do prawdy, a także że daje to ludziom status i pozycję i że gdziekolwiek pójdą, bracia i siostry patrzą na nich z podziwem. Wykonywanie takich obowiązków wydawało się bardziej chwalebne, tymczasem obowiązek udzielania gościny w moim mniemaniu wymagał jedynie ciężkiej pracy i nie dawał mi żadnej szansy na zdobycie sławy, statusu czy pozycji. Uważałam też, że ci, którzy wykonują ten obowiązek, nigdy nie będą podziwiani przez innych. Z powodu tego niedorzecznego punktu widzenia, kiedy przywódca przydzielił mi obowiązek udzielania gościny, szukałam wymówek, by odmówić. Zawsze bardziej brałam pod uwagę swoją dumę niż potrzeby pracy kościoła. Czy ja miałam w sobie jakiekolwiek człowieczeństwo? Nie powinnam dokonywać własnych wyborów i stawiać żądań dotyczących moich obowiązków. Przywódca wyznaczył mi obowiązek udzielania gościny w oparciu o potrzeby pracy kościoła. Powinnam była zacząć od przyjęcia i podporządkowania się temu zarządzeniu.
Później przeczytałam omówienie słów Bożych na temat Noego budującego arkę i zrozumiałam, że Noe nie szukał wymówek w obliczu zadania wyznaczonego przez Boga. Bezwarunkowo je przyjął i podporządkował się. Zbudował arkę, jednocześnie wytrwale głosząc ewangelię przez 120 lat. Chociaż nie mogę się równać z Noem, powinnam brać z niego przykład i być posłuszna. Po tym powiedziałam przywódcy, że jestem gotowa wykonać obowiązek udzielania gościny, ale wkrótce potem, z powodu pandemii COVID-19, ten obowiązek został tymczasowo odłożony. Podczas pierwszego spotkania po zniesieniu lockdownu przywódca powiedział: „Teraz, gdy lockdown został zniesiony, chcielibyśmy na nowo przydzielić ci obowiązek udzielania gościny”. W tym momencie poczułam się naprawdę zakłopotana, ponieważ oprócz dwóch diakonów obecne były również dwie siostry, które wykonywały pracę ewangelizacyjną. Zaczęłam mieć pretensje do przywódcy, myśląc: „Dlaczego musiałeś to powiedzieć przy tylu braciach i siostrach? Teraz wszyscy wiedzą, że wykonuję obowiązek udzielania gościny. Jak mam się im jeszcze kiedyś pokazać na oczy?”. Czułam, że moja twarz płonie. Wydawało mi się, że bracia i siostry szydzą ze mnie, że nie dążę do prawdy i że z tego powodu przydzielono mi obowiązek udzielania gościny. Później podczas zgromadzenia bracia i siostry aktywnie omawiali, jak głosić ewangelię i rozwiewać wyobrażenia religijne, ale nic z tego do mnie nie docierało, ponieważ ciągle myślałam o tym, że niektórzy z nich są przywódcami i pracownikami, a inni pracownikami ewangelizacyjnymi, podczas gdy ja wykonuję tylko obowiązek udzielania gościny. Im więcej o tym myślałam, tym bardziej się smuciłam. Podczas tego zgromadzenia wydawało mi się, że czas płynie bardzo wolno, a słowa „wykonywanie obowiązku udzielania gościny” wciąż odbijały się echem w mojej głowie. Po zgromadzeniu mój umysł zaprzątały myśli o tym, co pomyślą o mnie bracia i siostry. Wierzyłam, że skoro wszyscy wiedzą, że wykonuję obowiązek udzielania gościny, całkowicie straciłam twarz i status. Przez kilka następnych dni nie miałam motywacji do robienia czegokolwiek i wszędzie chodziłam ze zwieszoną głową. Bardzo bałam się spotkania z braćmi i siostrami, ponieważ obawiałam się, że dowiedzą się, że wykonuję obowiązek udzielania gościny.
Przez kolejne dni zastanawiałam się: „Przywódca, który przydzielił mi obowiązek udzielania gościny, najwyraźniej kierował się potrzebami pracy kościoła. Ale dlaczego boję się, że inni się o tym dowiedzą? Dlaczego nie chcę się podporządkować temu przydziałowi? Jaki rodzaj zepsutego usposobienia to powoduje?”. Potem przeczytałam fragment słów Bożych: „Troska antychrystów o własną reputację i status wykracza poza troskę przejawianą przez normalnych ludzi i jest częścią istoty ich usposobienia; nie jest to chwilowe zainteresowanie ani przejściowy wpływ otoczenia, lecz część ich życia, coś, co mają we krwi, a zatem ich istota. To znaczy, że we wszystkim, co robią antychryści, najważniejsze są ich reputacja i status, nic poza tym. Dla antychrystów reputacja i status są całym życiem i życiowym celem. Cokolwiek robią, pierwsze pytanie brzmi: »Jak to wpłynie na mój status? A na moją reputację? Czy zrobienie tego poprawi moją reputację? Czy mój status w oczach innych ludzi wzrośnie?«. To jest pierwsza rzecz, o jakiej myślą, co wystarczająco dowodzi, że mają usposobienie i istotę antychrystów; właśnie dlatego tak na to patrzą. Można powiedzieć, że dla antychrystów reputacja i status nie są jakimś dodatkowym wymogiem ani tym bardziej rzeczami im obcymi, bez których mogliby się obejść. Są częścią natury antychrystów, są w ich kościach, we krwi – są czymś wrodzonym. Antychrystom nie jest obojętne, czy posiadają reputację i status – nie taka jest ich postawa. Jaka więc ona jest? Reputacja i status są ściśle związane z ich codziennym życiem, ich codziennym stanem, tym, do czego na co dzień dążą. I tak dla antychrystów status i reputacja są ich życiem. Bez względu na to, jak i w jakim środowisku żyją, jaką pracę wykonują, do czego dążą, jakie są ich cele, jaki jest kierunek ich życia, wszystko kręci się wokół zdobycia dobrej reputacji i wysokiego statusu. Ten cel się nie zmienia; nigdy nie potrafią odsunąć takich rzeczy na bok. To jest prawdziwe oblicze antychrystów i ich istota. Gdyby znaleźli się głęboko w górskiej dżungli, i tak nie porzuciliby pogoni za reputacją i statusem. Można umieścić ich w dowolnej grupie ludzi, a i tak będą potrafili myśleć wyłącznie o reputacji i statusie. Chociaż antychryści również wierzą w Boga, uważają, że dążenie do reputacji i statusu jest równoznaczne z wiarą w Boga i przydają mu taką samą wagę. To znaczy, że krocząc ścieżką wiary w Boga, dążą również do osiągnięcia własnej reputacji i własnego statusu. Można powiedzieć, że w swoich sercach antychryści wierzą, że dążenie do prawdy w wierze w Boga jest dążeniem do reputacji i statusu; dążenie do reputacji i statusu jest również dążeniem do prawdy, a zdobycie reputacji i statusu jest równoznaczne z zyskaniem prawdy i życia. Jeśli czują, że nie mają reputacji, zysków i statusu, że nikt ich nie szanuje, nie czci ani za nimi nie podąża, to są rozczarowani, dochodzą do wniosku, że nie ma sensu wierzyć w Boga, że nie ma w tym żadnej wartości, i mówią sobie: »Czy taka wiara w boga jest porażką? Czy jest beznadziejna?«. Często rozważają takie rzeczy w sercach, zastanawiają się, jak znaleźć dla siebie miejsce w domu Bożym, jak zdobyć wielkie uznanie w kościele, by ludzie słuchali ich słów i wspierali ich działania, by wszędzie za nimi podążali; by mogli mieć ostatnie słowo w kościele, a także sławę, zysk i status – w głębi serca często są skupieni na takich sprawach. Za tym tacy ludzie gonią. Dlaczego zawsze myślą o takich kwestiach? Choć czytali słowa Boże, słuchali nauk, czy naprawdę nic z tego nie rozumieją, czy naprawdę nie potrafią tego przeniknąć? Czyż słowa Boże i prawda rzeczywiście nie są w stanie zmienić ich pojęć, wyobrażeń i opinii? Zupełnie nie w tym rzecz. Problem tkwi w nich samych, w pełni spowodowany jest tym, że nie kochają prawdy, bo w swoich sercach są wrodzy prawdzie i w rezultacie są na nią zupełnie odporni – a zdeterminowane jest to ich naturoistotą” (Punkt dziewiąty (Część trzecia), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Zastanawiając się nad słowami Bożymi, zrozumiałam, że antychrystom naprawdę zależy na reputacji i statusie. Nieważne, co robią w jakiejkolwiek grupie ludzi, robią wszystko po to, by zdobyć podziw i uwielbienie. Reputacja i status to cele, do których dążą przez całe życie. Zastanawiając się nad moimi własnymi dążeniami, uświadomiłam sobie, że moje poglądy były takie same jak poglądy antychrysta. Ja również przedkładałam reputację i status ponad wszystko inne. Od dzieciństwa rodzice uczyli mnie, że człowiek musi mieć ambicje i godność, nie może pozwolić innym patrzeć na siebie z góry, i że „Jak drzewom potrzebna jest kora, tak ludziom potrzebna jest godność” oraz „Człowiek zostawia po sobie ślad, gdziekolwiek jest, tak jak gęś wydaje krzyk, dokądkolwiek leci”. Te trucizny szatana głęboko zakorzeniły się w moim sercu i wierzyłam, że możliwość bycia podziwianą przez innych w każdej grupie jest tym, co przynosi chwałę. Kiedy chodziłam do szkoły, dążyłam do zdobycia najwyższych ocen z egzaminów, aby zyskać podziw i pochwały ze strony nauczycieli i kolegów z klasy. Często siedziałam do późna, odrabiając zadania domowe, a po każdym egzaminie z dumą odbierałam potwierdzenie moich osiągnięć. Kiedy poszłam do pracy, aby zdobyć uznanie przełożonych i pochwały kolegów, brałam nadgodziny, a nawet wykorzystywałam wolne dni na pracę. Naprawdę byłam chętna do ciężkiej pracy. Po odnalezieniu Boga nadal żyłam według tych trucizn i niezależnie od tego, jaki obowiązek wykonywałam, moim głównym zmartwieniem było to, czy mogę zyskać reputację i status oraz czy będę w stanie zdobyć szacunek innych. Wierzyłam, że bycie przywódczynią w kościele sprawi, że inni będą mnie podziwiać, że zyskam pozycję i status, i że gdziekolwiek pójdę, będę szanowana. Chętnie więc zgodziłam się na ten obowiązek i byłam gotowa cierpieć i płacić cenę za aktywną współpracę. Kiedy przydzielono mi obowiązek udzielania gościny, doskonale wiedziałam, że KPCh prowadzi masowe aresztowania chrześcijan, sytuacja jest tragiczna, a bracia i siostry pilnie potrzebują bezpiecznego miejsca do wykonywania swoich obowiązków. Ale ja brałam pod uwagę tylko swoją dumę i status. Uważałam, że wykonywanie obowiązku udzielania gościny jest mało zauważalne i sprawi, że inni będą patrzeć na mnie z góry. Szukałam więc wymówek, by odmówić. Byłam mocno ograniczona przez reputację i status. We wszystkim, co robiłam, zawsze zastanawiałam się, co pomyślą o mnie bracia i siostry, i przedkładałam reputację i status ponad wszystko inne. Byłam naprawdę samolubna, podła i niegodna miana człowieka! Powróciłam myślami do okresu zwolnienia i refleksji. Wtedy codziennie miałam nadzieję, że będę wykonywać swój obowiązek. Ale teraz, gdy Bóg dał mi możliwość wykonywania obowiązku, byłam wybredna i przez cały czas żyłam dla własnej dumy, zupełnie nie postrzegając mojego obowiązku jako posłannictwa od Boga. Ponieważ przywódca przydzielił mi obowiązek udzielania gościny, musiałam przyjąć to zadanie od Boga i wykonywać ten obowiązek dobrze i z powagą, aby bracia i siostry mogli mieć bezpieczne środowisko do wykonywania swoich obowiązków. Modliłam się do Boga ze skruchą: „Boże, ten obowiązek spadł na mnie przez Twoje rozporządzenia i ustalenia, a jednak ogranicza mnie moja pycha i okazuje się, że jestem wybredna i niechętna do podporządkowania się. Naprawdę brakuje mi sumienia! Boże, jestem gotowa się podporządkować i dobrze wykonać ten obowiązek, aby Cię zadowolić”.
Poprzez refleksję uświadomiłam sobie, że moja niechęć do wykonywania obowiązku udzielania gościny wynika z innego niedorzecznego poglądu, mianowicie, że uważam obowiązki gospodarza za mało dostrzegalne, takie, które pełnią starsi bracia i siostry o słabszym potencjale. Uważałam też, że ci, którzy pełnią obowiązki przywódcze, są podziwiani przez innych, gdziekolwiek pójdą, i są ludźmi, którzy dążą do prawdy, a te obowiązki pokazują, że dana osoba ma pozycję i status. Przeczytałam kolejny fragment słów Bożych: „Każdy jest równy wobec prawdy. Ci, którzy awansowali i są pielęgnowani, nie są o wiele lepsi od innych. Każdy zaczął doświadczać dzieła Bożego mniej więcej w tym samym czasie. Ci, którzy nie zostali awansowani i nie są pielęgnowani, powinni także dążyć do prawdy, wykonując swoje obowiązki. Nikt nie może pozbawiać innych prawa do dążenia do prawdy. Niektórzy chętniej dążą do prawdy i mają dość dobry charakter, więc się ich awansuje i pielęgnuje. Wynika to z potrzeb dzieła domu Bożego. Dlaczego zatem dom Boży stosuje takie zasady przy awansowaniu ludzi i korzystaniu z nich? Ponieważ ludzie mają różny potencjał i różne charaktery, każdy człowiek wybiera inną ścieżkę, a to prowadzi do różnych wyników ludzkiej wiary w Boga. Ci, którzy dążą do prawdy, są zbawieni i stają się ludem królestwa, zaś ci, którzy w ogóle nie przyjmują prawdy i nie są lojalni w pełnieniu swojego obowiązku, zostają wyeliminowani. Dom Boży pielęgnuje i korzysta z ludzi w oparciu o to, czy dążą do prawdy i czy są lojalni przy pełnieniu swojego obowiązku. Czy istnieje hierarchizacja rozmaitych ludzi w domu Bożym? Na razie nie ma żadnej hierarchii, jeśli chodzi o stanowiska, wartość, status czy znaczenie rozmaitych osób. Przynajmniej w tym okresie, kiedy Bóg działa, by ich zbawić i prowadzić ludzi, nie ma różnicy między ranami, stanowiskami, wartością czy statusem różnych ludzi. Różnice wynikają jedynie z podziału pracy i obowiązków do wykonania. To oczywiste, że w tym okresie niektórzy ludzie, w drodze wyjątku, są awansowani i kształceni do tego, by wykonywać pewne szczególne zadania, natomiast inni nie dostają takich możliwości z rozmaitych powodów, takich jak problemy z charakterem czy środowiskiem rodzinnym. Lecz czy Bóg nie zbawi tych, którzy nie dostali takich możliwości? Tak nie jest. Czy ich wartość i pozycja są niższe niż innych? Nie. Wobec prawdy każdy jest równy, każdy ma możliwość dążenia do niej i jej zyskiwania, a Bóg każdego traktuje sprawiedliwie i rozsądnie. W którym momencie pojawiają się zauważalne różnice pod względem stanowiska, wartości i statusu poszczególnych osób? Wtedy, gdy ludzie dochodzą do kresu swojej drogi, a dzieło Boże dobiega końca, i formułowane są wreszcie wnioski na temat postaw i poglądów, jakie każdy człowiek przejawiał w procesie dążenia do zbawienia i podczas wykonywania swoich obowiązków, a także na temat różnych przejawów i postaw każdego człowieka wobec Boga – to znaczy wtedy, gdy zapiski w Bożej księdze będą już kompletne. Rozbieżności te pojawią się właśnie w tym czasie, ponieważ wynik i przeznaczenie poszczególnych ludzi będą różne, pojawią się także różnice w ich wartości, pozycji i statusie. Dopiero wtedy wszystkie te rzeczy będzie można dojrzeć i w pewnym przybliżeniu ustalić, podczas gdy teraz wszyscy są tacy sami” (Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników (5), w: Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). Słowa Boże mówią nam, że wobec prawdy i słów Bożych wszyscy są równi. Zasadniczo nie ma różnicy, jeśli chodzi o stanowiska uważane za wysokie lub niskie. W domu Bożym ludzie są przydzielani do wykonywania różnych obowiązków w zależności od ich potencjału, mocnych stron lub potrzeb kościoła. Jedyną różnicą między poszczególnymi osobami jest wykonywany przez nie obowiązek. Jednak niezależnie od obowiązku, pozycja i status każdego są takie same. Bycie przywódcą lub pracownikiem nie oznacza, że dana osoba ma wyższą pozycję niż inni. Osoba wykonująca obowiązek udzielania gościny nie ma niższej pozycji ani statusu niż osoby wykonujące inne obowiązki. Jednak wierzyłam, że bycie przywódcą lub pracownikiem jest znakiem rozpoznawczym tych, którzy dążą do prawdy i że gdziekolwiek oni pójdą, są podziwiani, podczas gdy pełnienie obowiązku udzielania gościny jest po prostu ciężką pracą, a zatem oznacza niższą pozycję i status. Moje poglądy były naprawdę błędne! Przypomniałam sobie pewną starszą siostrę w kościele, która pełniła obowiązek udzielania gościny, odkąd odnalazła Boga, ale jej intencje były właściwe, była lojalna w swoich obowiązkach i miała Boże przewodnictwo. Tymczasem niektórzy byli przywódcami i pracownikami przez wiele lat, ale ponieważ nie dążyli do prawdy, szukali jedynie reputacji i statusu oraz angażowali się w osobiste sprawy, posuwając się nawet do zakłócania i zaburzania pracy kościoła oraz atakowania i wykluczania innych dla osobistych korzyści. Ostatecznie zostali scharakteryzowani jako źli ludzie lub antychryści i wydaleni z kościoła, a w konsekwencji stracili szansę na zbawienie. Z tych faktów wynika, że wszyscy są równi wobec prawdy. To, czy ktoś może zostać zbawiony, nie ma związku z tym, jakie obowiązki wykonuje, w jakim jest wieku czy jaki ma status. Kluczem jest to, czy dana osoba dąży do prawdy i czy jest lojalna w swoich obowiązkach. Bóg jest sprawiedliwy i patrzy, czy ludzie mają prawdę i czy ich usposobienie się zmieniło. To jest standard, według którego Bóg ocenia ludzi.
Kilka miesięcy później przywódca poprosił mnie o udzielenie gościny braciom i siostrom, którzy wykonywali pracę z tekstami. W głębi serca zaczęłam sobie myśleć: „Kiedyś nadzorowałam pracę z tekstami, ci ludzie byli członkami mojego zespołu, a teraz tylko udzielam im gościny. Co sobie o mnie pomyślą?”. Kiedy to rozważałam, zdałam sobie sprawę, że znów myślę o swojej dumie i statusie. Pomodliłam się więc w ciszy do Boga i przypomniałam sobie fragment Jego słów: „Nie rób wszystkiego tylko dla własnego dobra i nie myśl ciągle o własnych korzyściach, nie bierz pod uwagę ludzkich interesów i nie zważaj na własną dumę, reputację i status. Musisz brać pod uwagę przede wszystkim interesy domu Bożego i uczynić z nich swój priorytet. Powinieneś mieć wzgląd na Boże intencje i zacząć od zastanowienia się, czy w to, jak wykonywałeś swój obowiązek, nie zakradły się jakieś nieczystości, czy byłeś lojalny, czy uniosłeś swoją odpowiedzialność i czy dałeś z siebie wszystko; a także czy myślałeś wyłącznie o swoich obowiązkach i pracy kościoła. Musisz przemyśleć te rzeczy. Jeśli będziesz często o nich myślał i zrozumiesz je, łatwiej ci będzie dobrze wykonywać swój obowiązek. Jeśli masz mały potencjał, mało doświadczenia bądź nie jesteś biegły w wykonywaniu specjalistycznych zadań, w twojej pracy mogą pojawiać się pewne błędy lub braki i możesz nie osiągnąć dobrych rezultatów, ale zrobiłeś, co w twojej mocy. Nie zaspokajasz własnych egoistycznych pragnień i preferencji. Zamiast tego nieustannie zważasz na dzieło kościoła i interesy domu Bożego. Nawet jeśli nie osiągniesz dobrych rezultatów w ramach swojego obowiązku, twoje serce będzie na właściwym miejscu; jeżeli ponadto potrafisz szukać prawdy, by rozwiązywać problemy pojawiające się przy wykonywaniu obowiązku, to twoje pełnienie obowiązku będzie spełniało standardy, a zarazem będziesz w stanie wejść w prawdorzeczywistość. Oto, co oznacza posiadanie świadectwa” (Wolność i wyzwolenie można zyskać tylko przez odrzucenie skażonego usposobienia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Dzięki słowom Boga zrozumiałam Jego intencje i poznałam ścieżkę praktyki. W przeszłości zawsze żyłam dla dumy i statusu, ale tego dnia powinnam zaakceptować Boże rozporządzenia i ustalenia i podporządkować się im, brać pod uwagę interesy kościoła i dobrze wykonywać swój obowiązek. Chętnie się więc zgodziłam. Kilka dni później bracia i siostry wykonujący pracę z tekstami przyszli do mojego domu, by uczestniczyć w zgromadzeniu. Kiedy ich zobaczyłam, nie czułam, że moja duma została zraniona, ale raczej uważałam, że wykonywanie jakiegokolwiek obowiązku jest wywyższeniem od Boga. Później pilnie współpracowałam i myślałam o tym, jak utrzymać dobre środowisko, aby bracia i siostry mogli gromadzić się i wykonywać swoje obowiązki w bezpiecznym i spokojnym miejscu. Praktykując w ten sposób, poczułam spokój i swobodę w sercu. Zdałam sobie sprawę z tego, że obowiązek udzielania gościny również stanowi lekcję i okazję do poszukiwania prawd.