26. Po tym, jak zdiagnozowano u mnie raka
W kwietniu 2023 roku kościół przydzielił mi obowiązki w innym miejscu. Byłam bardzo podekscytowana, szybko się spakowałam i czekałam na wyjazd. Jednak potem sobie przypomniałam, że mam problem ginekologiczny, i pomyślałam, że znalezienie opieki medycznej w nieznanym miejscu może być trudne, więc przed wyjazdem zgłosiłam się do szpitala na badania kontrolne. Po zapoznaniu się z moimi objawami lekarz zalecił łyżeczkowanie macicy w celu wykonania biopsji, wyrażając obawę, że jakakolwiek zwłoka może spowodować przekształcenie się choroby w nowotwór. Ze zdenerwowaniem czekałam na wyniki, nie wiedząc, co wykaże diagnoza. Gdy kilka dni później przyszły wyniki, w opisie widniały następujące słowa: „Podejrzenie raka endometrium”. Byłam w szoku. Gdy się uspokoiłam, zapytałam: „Tu jest napisane »podejrzenie raka«. Czy to oznacza, że to może nie być nowotwór?”. Lekarz odpowiedział: „Lekarze rzadko stwierdzają wprost, że to rak, pozostawiając pole do interpretacji. Aby określić rodzaj nowotworu, konieczne są dalsze badania. Na tej podstawie zdecydujemy o leczeniu”. Gdy to usłyszałam, miałam w głowie pustkę i nie docierało już do mnie nic z tego, co mówił lekarz. W obliczu nagłego i niespodziewanego raka byłam zupełnie nieprzygotowana. Pomyślałam: „Jak to możliwe, że to rak? Jak to możliwe, że mam raka?”. Chociaż z moich ust nie padły żadne słowa żalu do Boga, w głębi serca nie chciałam zaakceptować tej rzeczywistości. Zastanawiałam się: „Czy tą diagnozą Bóg chce mnie zdemaskować i wyeliminować, czy może uszlachetnić? Jaka jest Boża intencja?”.
Po powrocie do domu czułam w sercu pustkę, a w głowie miałam gonitwę myśli pełnych obaw, że zostało mi zaledwie kilka dnia życia. Gdy tego popołudnia wykonywałam obowiązki z jedną z sióstr, nie miałam humoru. Byłam rozkojarzona i zdemotywowana. W drodze powrotnej spojrzałam na błękitne niebo i pomyślałam: „Jak pięknie! Ile dni życia mi jeszcze zostało? Jak długo jeszcze będę mogła patrzeć na to piękne niebo? Jeśli umrę, nigdy nie będę świadkiem bezprecedensowego dzieła szerzenia ewangelii”. Potem poszukałam w telefonie informacji na temat raka macicy. Przeczytałam w Internecie, że niektóre osoby, które zachorują na raka endometrium po pięćdziesiątce, można wyleczyć, a inne nie. W sieci było też napisane, że pacjenci w późnym stadium nowotworu żyją tylko od trzech do pięciu lat, a w cięższych przypadkach mogą przeżyć tylko rok. Im więcej czytałam, tym bardziej byłam przestraszona. Zastanawiałam się, w jakim stadium jest mój rak i ile czasu mi jeszcze zostało. Gdy leżałam tej nocy w łóżku, w głowie kłębiło mi się mnóstwo myśli: „Miałam nadzieję, że wiara w Boga oznacza możliwość dostąpienia zbawienia i uniknięcia śmierci. Ale czy teraz, gdy mam raka, umrę? Czy te wszystkie lata wiary poszły na marne? Równie dobrze mogłam nie wierzyć w Boga!”. Zdałam sobie sprawę, że te myśli są niewłaściwe i równoznaczne ze zdradą Boga. Myślałam o tym, że nawet ci, którzy nie wierzą w Boga, chorują, a ja, jako osoba wierząca, także muszę stawiać czoła chorobom. Czy jest na świecie ktoś, kto nie choruje? Poza tym, czy w przypadku zepsutej człowieka choroba nie była czymś normalnym? Ponieważ byłam chora, musiałam podporządkować się rozporządzeniom i ustaleniom Boga. Jednak na myśl o śmierci poczułam się nieszczęśliwa. „Boże, nie chcę umierać. Porzuciłam rodzinę i karierę i przez lata wykonywałam swoje obowiązki, a mimo to zachorowałam na raka. Czy to oznacza, że mnie porzucasz i eliminujesz?”. Z powodu zmartwienia i niepokoju łzy ciekły mi po twarzy. W sercu zwróciłam się do Boga: „Boże, co powinnam zrobić?”. W tamtym momencie przypomniałam sobie następujące słowa Boże: „Jak należy przeżywać chorobę, jeśli nas spotka? Powinieneś przyjść przed oblicze Boga i modlić się, na wszystkie sposoby poszukiwać Bożej intencji i ją pojąć. (…) Zwykle gdy stajesz w obliczu poważnej choroby lub dziwnej dolegliwości, która przysparza wielkiego cierpienia, nie dzieje się to przypadkowo. Niezależnie od tego, czy jesteś chory, czy cieszysz się dobrym zdrowiem, jest w tym Boża intencja” (W wierze w Boga najważniejszą rzeczą jest zyskanie prawdy, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boga przypomniały mi, że ludzie zapadają na poważne choroby nie przez przypadek. Kryją się za tym zawsze Boże intencje. Pomodliłam się więc w sercu do Boga: „Boże, wiem, że Twoją intencją jest, abym zachorowała na raka, i że muszę wyciągnąć z tego naukę. Nie rozumiem jednak Twojej intencji. Proszę, oświeć mnie i poprowadź”.
Potem bracia i siostry przysłali mi następujący fragment słów Bożych: „Gdy przychodzi choroba, jaką ścieżką powinni iść ludzie? Jak powinni wybierać? Ludzie nie powinni pogrążać się w udręce, niepokoju i zmartwieniu ani rozważać swoich ścieżek i widoków na przyszłość. Zamiast tego, im częściej doświadczają takich czasów i znajdują się w takich szczególnych sytuacjach i kontekstach oraz im częściej spotykają ich takie bezpośrednie trudności, tym bardziej powinni poszukiwać prawdy i dążyć do niej. Tylko wtedy kazania, jakie słyszałeś w przeszłości, i prawdy, które pojąłeś, nie będą daremne i przyniosą efekt. Im bardziej dotykają cię tego rodzaju trudności, tym bardziej powinieneś wyrzekać się własnych pragnień i podporządkowywać się rozporządzeniom Boga. Celem Boga w aranżowaniu dla ciebie takich sytuacji i takich warunków nie jest to, żebyś pogrążał się w uczuciach udręki, niepokoju i zmartwienia, ani to, byś mógł poddać Boga próbie i sprawdzać, czy On cię uzdrowi, gdy dopadnie cię choroba, dochodząc w ten sposób prawdy w tej kwestii; Bóg aranżuje dla ciebie takie szczególne sytuacje i warunki, żebyś mógł wynieść z nich praktyczną naukę, żeby udało ci się głębiej wkroczyć w prawdę i w podporządkowanie się Bogu oraz żebyś mógł jaśniej i dokładniej zobaczyć, jak Bóg rozporządza wszystkimi ludźmi, zdarzeniami i rzeczami. Losy ludzi są w rękach Boga i bez względu na to, czy ludzie są w stanie to poczuć, bez względu na to, czy są tego świadomi, powinni się podporządkować i nie opierać się Bogu, nie odrzucać Go, a już na pewno nie poddawać Go próbie. Tak czy inaczej możliwe jest, że umrzesz, ale jeśli opierasz się Bogu, odrzucasz Go i poddajesz Go próbie, nie ma wątpliwości, jaki wynik cię czeka. Jeśli natomiast w takich samych sytuacjach i warunkach potrafisz poszukiwać sposobu, w jaki istota stworzona powinna podporządkować się rozporządzeniom Stwórcy, poszukiwać nauki, jaką masz wynieść, i odkrywać zepsute usposobienie, jakie te sytuacje zaaranżowane przez Boga mają ujawnić, a także pojąć intencje Boga ukryte w tych sytuacjach i nieść świadectwo tak, by spełnić żądania Boga, to tak właśnie powinieneś czynić. Gdy Bóg zsyła na kogoś chorobę, mniej lub bardziej poważną, Jego celem nie jest to, żebyś docenił wszystkie aspekty bycia chorym, szkody, jakie choroba ci wyrządza, niedogodności i trudy przez nią powodowane i wszelkiego rodzaju uczucia, jakie z niej wynikają – Jego celem nie jest to, żebyś docenił chorobę, doświadczając jej na własnej skórze. Jego celem jest to, żebyś wyniósł naukę z choroby, żebyś nauczył się, jak uchwycić intencje Boga, żebyś poznał swoje zepsute skłonności, jakie ujawniasz, i błędne postawy, jakie przyjmujesz wobec Boga, gdy chorujesz, i nauczył się, jak podporządkować się suwerennej władzy i zarządzeniom Boga, tak byś mógł osiągnąć prawdziwe podporządkowanie się Bogu i wytrwać w świadectwie – to jest absolutnie kluczowe. Bóg chce cię zbawić i oczyścić poprzez chorobę. Z czego chce On cię oczyścić? Chce oczyścić cię ze wszystkich twoich nadmiernych pragnień i żądań wobec Boga, a nawet z twoich różnych przejawów wyrachowania, osądów i intryg, które czynisz za wszelką cenę, by przetrwać i pozostać przy życiu. Bóg nie domaga się, żebyś robił plany i wydawał osądy, oraz nie pozwala, byś miał wobec Niego jakieś wygórowane pragnienia; On wymaga jedynie, byś Mu się podporządkował i byś poprzez praktykę i doświadczenie podporządkowania się poznał własne nastawienie do choroby i do tych stanów ciała które od Niego pochodzą, a także byś poznał własne osobiste życzenia. Gdy poznasz te rzeczy, wtedy docenisz, jakie korzyści przynoszą ci ta choroba lub te symptomy cielesne zesłane przez Boga; wtedy docenisz, jak bardzo są one pomocne w zmianie twojego usposobienia, w dostąpieniu zbawienia i we wkroczeniu w życie. Dlatego w sytuacji, gdy zapadasz na jakąś chorobę, nie wolno ci ciągle zastanawiać się, w jaki sposób od niej się uwolnić, uciec lub ją odrzucić” (Jak dążyć do prawdy (3), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Ze słów Boga zrozumiałam, że Jego intencją, kryjącą się za tym, że sprowadził na mnie chorobę, nie jest to, żebym się martwiła i niepokoiła, ani żebym poprzez to doświadczenie poznała tajniki mojej choroby. Chodziło raczej o to, żebym wyciągnęła z tego jakąś naukę i poznała skazy swojej wiary oraz swoje ekstrawaganckie żądania wobec Boga. Bóg chciał wykorzystać tę chorobę, aby mnie oczyścić, przemienić i zbawić. Ja jednak nie rozumiałam Bożej intencji. Gdy się dowiedziałam, że mam raka, byłam przygnębiona i zmartwiona. Ciągle się martwiłam, że moja choroba jest nieuleczalna. Bałam się także, że jeśli umrę, nigdy więcej nie będę mogła czytać słów Boga i wykonywać swoich obowiązków, a tym samym nie będę w stanie dostąpić zbawienia. Próbowałam nawet dyskutować z Bogiem. Myślałam, że skoro porzuciłam rodzinę i karierę, aby przez te wszystkie lata wykonywać swoje obowiązki, i nie zdradziłam Boga, gdy spotkały mnie prześladowania ze strony rodziny, to On nie powinien dopuścić do tego, żebym zachorowała na raka. Żyłam w strachu przed śmiercią, nie wierzyłam w Boga i nie miałam motywacji do wykonywania swoich obowiązków. W obliczu faktów zrozumiałam, że jestem pozbawiona sumienia, rozumu i człowieczeństwa i że w ogóle nie mam w sercu Boga. Gdy to wszystko pojęłam, mogłam właściwie podejść do swojej choroby.
Dwa dni później zadzwonił lekarz i powiedział, że ma wyniki moich badań. Okazało się, że to rak we wczesnym stadium. Lekarz stwierdził, że miałam szczęście, wcześnie wyłapując chorobę, i kazał mi jak najszybciej zgłosić się do szpitala na operację. W nocy przed zabiegiem przewracałam się w łóżku z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Czułam niepokój i strach. Nie wiedziałam, czy operacja się powiedzie i przebiegnie gładko, czy może umrę na stole operacyjnym. Modliłam się cicho do Boga: „Boże, jutro mam operację. Niezależnie od tego, czy zabieg się uda, czy umrę na stole operacyjnym, powierzam wszystko w Twoje ręce i podporządkowuję się Twoim rozporządzeniom i ustaleniom”. Potem przeczytałam więcej słów Boga: „Bez względu na to, czy twoja choroba jest poważna, czy lekka, w momencie, gdy ci się pogorszy lub staniesz w obliczu śmierci, pamiętaj o jednym: nie lękaj się śmierci. Nawet jeśli to ostatnie stadium nowotworu i nawet jeśli wskaźnik śmiertelności w przypadku twojej choroby jest bardzo wysoki, nie lękaj się śmierci. Bez względu na to, jak bardzo cierpisz, nie podporządkujesz się, jeśli boisz się śmierci. Niektórzy mówią: »Słysząc, jak to mówisz, czuję inspirację i mam jeszcze lepszy pomysł. Nie tylko nie będę bał się śmierci, ale będę o nią błagał. Czy dzięki temu nie będzie mi łatwiej przetrwać?«. Po co błagać o śmierć? Błaganie o śmierć to skrajny pomysł, a tymczasem nielękanie się śmierci to rozsądna postawa. Czy dobrze mówię? (Tak). Jaka jest właściwa postawa, którą należy przyjąć, by nie bać się śmierci? Jeśli twoja choroba powoduje zagrożenie życia, wskaźnik śmiertelności jest wysoki niezależnie od wieku osoby chorej i okres między zachorowaniem a zgonem jest bardzo krótki, co powinieneś myśleć w głębi serca? »Nie mogę bać się śmierci, każdy w końcu umiera. Jednak podporządkowanie się Bogu jest czymś, czego większość ludzi nie potrafi, i mogę wykorzystać tę chorobę, żeby praktykować podporządkowywanie się Bogu. Powinienem przyjąć sposób myślenia i postawę oparte na podporządkowaniu się rozporządzeniom i zarządzeniom Boga i nie mogę lękać się śmierci«. Łatwo jest umrzeć, dużo łatwiej niż żyć. Możesz doznawać skrajnego bólu i nie będziesz tego świadomy; jak tylko zamkniesz oczy i twój oddech ustanie, dusza opuści ciało i twoje życie dobiegnie końca. Tak wygląda śmierć; to jest aż takie proste. Nie lękać się śmierci – oto postawa do przyjęcia. Ponadto nie możesz się zamartwiać o to, czy twoja choroba się pogłębi, czy umrzesz, jeśli okaże się nieuleczalna, jak dużo czasu ci zostało i jak wielki ból będziesz czuć, gdy przyjdzie po ciebie śmierć. Nie wolno ci się martwić tymi rzeczami; nie są to rzeczy, o które powinieneś się martwić. Jest tak dlatego, że śmierć jest nieunikniona, musi przyjść któregoś roku, któregoś miesiąca, któregoś dnia. Nie ukryjesz się przed nią i jej nie unikniesz – taki jest twój los. Twój tak zwany los został przesądzony z góry i zdeterminowany przez Boga. Długość twojego życia oraz wiek i czas, w którym umrzesz, są już ustalone przez Boga, więc o co się martwisz? Możesz się tym martwić, ale niczego to nie zmieni; możesz się tym martwić, ale nie możesz temu zapobiec; możesz się tym martwić, ale nie możesz sprawić, by ten dzień nie nadszedł. Dlatego twoje zmartwienie jest czymś całkowicie zbędnym i powoduje jedynie, że choroba ciąży ci jeszcze bardziej” (Jak dążyć do prawdy (3), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). „Kwestia śmierci jest z natury taka sama jak inne kwestie. Ludzie nie mają tu możliwości wyboru, nie mówiąc już o tym, by wola człowieka mogła w tym względzie cokolwiek zmienić. Śmierć jest taka sama jak inne ważne wydarzenia w życiu: całkowicie podlega predestynacji i władzy Stwórcy. Jeśli ktoś błaga o śmierć, to wcale nie znaczy, że umrze; jeśli błaga o życie, to wcale nie znaczy, że będzie żył. Wszystko to podlega władzy i predestynacji Bożej, wszelkie decyzje i zmiany podlegają autorytetowi Boga, sprawiedliwemu usposobieniu Boga, Bożej suwerenności i Bożym zarządzeniom. Załóżmy więc, że dopadła cię ciężka choroba, potencjalnie śmiertelna choroba, ale nie znaczy to przecież, że musisz umrzeć – kto decyduje o tym, czym umrzesz, czy nie? (Bóg). Bóg decyduje. A skoro to Bóg decyduje i ludzie nie mają w tym względzie nic do powiedzenia, to czemu się niepokoją i dręczą? Tak samo jest z tym, kim są twoi rodzice, kiedy i gdzie przychodzisz na świat – o tym również nie ty decydujesz. Najmądrzej postępuje ten, kto akceptuje naturalny bieg rzeczy, podporządkowuje się, nie wybiera, nie poświęca temu myśli ani energii, nie dręczy się tym, nie martwi ani nie trapi. Skoro ludzie i tak nie są w stanie dokonywać wyboru w tych sprawach, to poświęcając im tyle energii i myśli, postępują głupio i nierozsądnie. Kiedy myślą o czymś tak niezwykle ważnym jak śmierć, ludzie nie powinni się zadręczać, zamartwiać ani obawiać, tylko co powinni? Powinni czekać, czy tak? (Tak). Zgadza się? Czy czekanie oznacza czekanie na śmierć? Czekanie na śmierć, gdy stoi się w obliczu śmierci? Czy o to chodzi? (Nie, ludzie powinni przyjąć pozytywną postawę i się podporządkować). Zgadza się, nie chodzi tu o czekanie na śmierć. Nie daj się przerazić śmierci, nie zużywaj całej swojej energii na myślenie o śmierci. Nie roztrząsaj przez cały dzień pytań w rodzaju: »Czy umrę? Kiedy umrę? Co zrobię, gdy umrę?«. Po prostu nie myśl o tym. Niektórzy ludzie mówią: »Czemu o tym nie myśleć? Czemu o tym nie myśleć, skoro za chwilę umrę?«. Bo nie wiadomo, czy umrzesz, czy nie umrzesz; nie wiadomo, czy Bóg pozwoli na to, byś umarł – te rzeczy nie są znane. A zwłaszcza nie wiadomo, kiedy umrzesz, gdzie umrzesz, o której godzinie umrzesz i co twoje ciało będzie czuć w momencie śmierci. Czy nie stajesz się głupcem, głowiąc się i zastanawiając nad tym, o czym nic nie wiesz, gnębiąc się tym i będąc strapionym? Skoro czyni to z ciebie głupca, nie powinieneś łamać sobie nad tym głowy” (Jak dążyć do prawdy (4), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Ze słów Boga zrozumiałam, że życie i śmierć człowieka są z góry przesądzone przez Boga. Nawet gdy ktoś zachoruje na raka, jeśli nie ma umrzeć, nie umrze. Gdy jednak nadejdzie czyjś czas, umrze, nawet jeśli nie jest chory. Nikt nie może umrzeć ani żyć dłużej tylko dlatego, że tak chce. To Bóg o wszystkim decyduje, sprawuje nad wszystkim suwerenną władzę i wszystko ustala. Odkąd dowiedziałam się, że mam raka, martwiłam się, czy moja choroba jest uleczalna, czy umrę i czy moje życie skończy się na stole operacyjnym. Każdego dnia żyłam w stanie ciągłego strachu i niepokoju. Zwykle zawsze powtarzałam, że Bóg sprawuje nad wszystkim suwerenną władzę oraz że życie i śmierć człowieka są w Jego rękach, ale kiedy faktycznie zachorowałam, okazało się, że nie tylko w ogóle nie rozumiem wszechmocy i suwerennej władzy Boga, ale nie mam prawdziwej wiary w Niego, a tym bardziej nie jestem Mu podporządkowana. Gdy to zrozumiałam, poczułam głęboki wstyd. Zdałam sobie sprawę, że muszę pozytywnie podejść do operacji. To, czy się uda, czy nie, było w rękach Boga i nawet jeśli miałabym tego dnia umrzeć, postanowiłam podporządkować się Jego rozporządzeniom i ustaleniom. Słowa Boga dały mi ogromną wiarę i odwagę. Kiedy wwieziono mnie na salę operacyjną, nie czułam już takiego strachu. Operacja trwała sześć godzin. Kiedy się obudziłam i uświadomiłam sobie, że wciąż żyję, poczułam się bardzo szczęśliwa. Następnego dnia, kiedy lekarz przyszedł sprawdzić, jak się czuję, powiedział: „Operacja zakończyła się dużym sukcesem. Jeśli nie wydarzy się nic nadzwyczajnego, dalsze leczenie nie będzie konieczne. Za kilka dni przeprowadzimy badania kontrolne i zobaczymy, co pokażą wyniki. Jeśli konieczna okaże się radioterapia, zastosujemy ją, ale twój stan nie jest poważny”. Gdy to usłyszałam, w głębi serca wiedziałam, że nie zdecydowały o tym umiejętności lekarza, ale suwerenna władza Boga i Jego ustalenia.
Później, gdy w tajemnicy czytałam słowa Boga w szpitalnej sali, natknęłam się na następujące dwa fragmenty: „W swojej wierze w Boga ludzie dążą do tego, by w przyszłości uzyskać błogosławieństwa: taki jest cel ich wiary. Wszyscy ludzie mają taki zamiar i taką nadzieję. Jednakże zepsucia w ludzkiej naturze trzeba pozbyć się poprzez próby i uszlachetnianie. Musisz zostać uszlachetniony we wszystkich tych aspektach, w których nie jesteś oczyszczony i w których ujawniasz skażenie – takie jest Boże ustalenie. Bóg stwarza ci otoczenie, zmuszając cię, byś został uszlachetniony, tak abyś mógł poznać własne zepsucie. W końcu osiągasz ten moment, kiedy gotów byłbyś oddać życie za to, aby porzucić swoje zamiary i pragnienia i podporządkować się suwerennej władzy Boga i Jego ustaleniom. Dlatego też, jeśli ludzie nie przejdą kilku lat uszlachetniania i nie zaznają ani trochę cierpienia, nie będą w stanie uwolnić się w myślach i w sercach z ograniczeń cielesnego zepsucia. Wszelkie aspekty, w których ludzie nadal są poddani ograniczeniom swojej szatańskiej natury bądź w których mają wciąż swoje własne pragnienia i wymagania, są zarazem tymi aspektami, w których powinni cierpieć. Jedynie poprzez cierpienie ludzie mogą się czegoś nauczyć, czyli zyskać prawdę i zrozumieć intencje Boga. Tak naprawdę wiele prawd pojmuje się przez doświadczanie cierpienia i prób. Nikt nie może zrozumieć Bożych intencji, poznać wszechmocy i mądrości Boga czy zrozumieć Jego sprawiedliwego usposobienia, kiedy pozostaje w wygodnym i bezproblemowym otoczeniu lub gdy okoliczności są dlań sprzyjające. Byłoby to doprawdy niemożliwe!” (Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). „Tylu we Mnie wierzy tylko po to, abym ich uzdrowił. Tylu we Mnie wierzy tylko po to, abym użył swej mocy, aby wypędzić nieczyste duchy z ich ciał i tak wielu wierzy we Mnie po prostu, aby otrzymać ode Mnie pokój oraz radość. Tylu wierzy we Mnie, jedynie po to, aby żądać ode Mnie większego materialnego bogactwa. Tak wielu wierzy we Mnie tylko po to, aby spędzić to życie w spokoju i być całym oraz zdrowym w świecie, który nadejdzie. Tylu wierzy we Mnie po to, aby uniknąć cierpienia piekła i otrzymać błogosławieństwa niebios. Tak wielu wierzy we Mnie tylko dla tymczasowego pocieszenia, jednak nie dąży do zdobycia niczego w tym świecie, który nadejdzie. Kiedy udzielam ludziom Mojego gniewu i zabieram całą radość oraz pokój, które niegdyś posiadali, oni zaczynają wątpić. Kiedy udzielam ludziom cierpienia piekła i odbieram błogosławieństwa niebios, oni wpadają we wściekłość. Kiedy proszą Mnie, abym ich uleczył, a Ja nie zważam na nich i czuję do nich odrazę, odchodzą ode Mnie, aby zamiast tego szukać drogi złej medycyny oraz czarów. Kiedy odbieram wszystko, czego ludzie ode Mnie żądali, wówczas wszyscy znikają bez śladu. Stąd mówię, że ludzie mają wiarę we Mnie, ponieważ Moja łaska jest zbyt obfita i ponieważ jest zbyt wiele korzyści do zyskania” (Co wiesz o wierze? w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boga dokładnie określiły motyw i cel mojej wiary przez wszystkie te lata. Cierpiałam, płaciłam cenę, wielu rzeczy się wyrzekłam i ponosiłam koszty, wykonując obowiązki, aby otrzymać błogosławieństwa i zapewnić sobie taki wynik, żebym nie musiała umrzeć. Wróciłam myślami do chwili, gdy po raz pierwszy zaczęłam wierzyć w Boga. Dowiedziałam się, że wierzący mogą dostąpić zbawienia i zyskać życie wieczne, więc z zapałem czytałam słowa Boże i wykonywałam swoje obowiązki. Nawet gdy rodzina próbowała mnie prześladować i utrudniać mi wiarę, a mąż się ze mną rozwiódł, nadal nie zdradziłam Boga. Angażowałam się we współpracę, wykonując wszystkie obowiązki wyznaczone przez kościół, i nigdy nie próbowałam się od nich uchylać. Jednak kiedy zdiagnozowano u mnie raka i pomyślałam, że chociaż wielu rzeczy się wyrzekłam i przez wszystkie te lata wiary w Boga ponosiłam koszty, i tak umrę, zaczęłam dyskutować z Bogiem. Myślałam, że nie powinnam była zachorować na raka, a nawet żałowałam swojej wiary, nie przejawiając niczego poza buntowniczością i zdradą! Zrozumiałam, że porzucając rodzinę i karierę, aby wykonywać obowiązki, tak naprawdę nie ponosiłam kosztów na rzecz Boga, ale kierowałam się swoim podstawowym celem, jakim było zdobycie błogosławieństw. Chciałam przehandlować swoje wysiłki i wydatki za błogosławieństwo wejścia do królestwa, próbując targować się z Bogiem. Wykonywanie obowiązków przez istotę stworzoną jest całkowicie naturalne i uzasadnione. To odpowiedzialność człowieka i człowiek nie powinien stawiać Bogu żadnych wymagań. Jednak gdy zachorowałam, nie tylko wykłócałam się z Bogiem i na Niego narzekałam, ale stawiałam przed nim żądania, prosząc go, aby zabrał ode mnie tę chorobę. Zrozumiałam, że w ogóle nie mam bogobojnego serca. Pomyślałam o tym, jak Hiob stracił cały swój dobytek i dzieci, a jego ciało pokryło się wrzodami. Chociaż strasznie cierpiał, nie tylko nie skarżył się na Boga, ale nie chciał też pokazać Bogu swojego bólu i Go zasmucać. Hiob wolał sam siebie przekląć niż wyrzec się Boga, był w stanie wysławiać imię Boże i ostatecznie złożył piękne świadectwo o Bogu. Zrozumiałam, że miał uczciwe i dobroduszne człowieczeństwo, że był podporządkowany Bogu i że się Go bał. Był również Piotr, który miał prawdziwą wiedzę o Bogu, przyjął zarówno uszlachetnianie, jak i cierpienie, nie rozumiał Boga opacznie, nie narzekał na Niego i niczego od Niego nie żądał. Podporządkował się Bożym ustaleniom i ostatecznie został ukrzyżowany za Boga głową w dół. Tymczasem moje zachowanie było naprawdę haniebne. Nie wierzyłam w Boga i nie wykonywałam swoich obowiązków, aby Go poznać i dążyć do prawdy, aby przemienić swoje usposobienie życiowe, ale raczej po to, aby otrzymać błogosławieństwa i wynik oraz uniknąć przy tym śmierci. Byłam jak Paweł, który sądził, że ukończył swój bieg, stoczył dobrą walkę i zasłużył na koronę sprawiedliwości. Wysilał się i ponosił koszty, aby targować się z Bogiem i wymienić je na nagrody i koronę. Obraził usposobienie Boga i Bóg go za to ukarał. Moje spojrzenie na wiarę w Boga było takie samo jak spojrzenie Pawła. Gdyby Bóg nie obnażył mnie przez tę chorobę, nigdy nie zdałabym sobie z tego sprawy. Zamiast tego dalej podążałabym tą błędną ścieżką i ostatecznie zostałabym wyeliminowana przez Boga. W tamtej chwili uświadomiłam sobie, że zsyłając na mnie tę chorobę, Bóg mnie zbawia.
Później przeczytałam więcej słów Bożych: „Powiedzcie Mi, kto spośród miliardów ludzi na całym świecie jest tak błogosławiony, że może słuchać wielu słów Boga, rozumieć wiele prawd życiowych i pojmować tak wiele tajemnic? Kto spośród nich może osobiście otrzymywać Boże przewodnictwo, Boże zaopatrywanie, Bożą troskę i ochronę? Kto ma takie błogosławieństwo? Bardzo niewielu. Dlatego to, że wy, w niewielkiej liczbie, możecie dziś żyć w domu Bożym, otrzymać Jego zbawienie i Jego dary, sprawia, że warto było, nawet gdybyście mieli w tej chwili umrzeć. Dostąpiliście wielkiego błogosławieństwa, zgadza się? (Tak). Patrząc z tej perspektywy, ludzie nie powinni przerażać się śmiercią ani dawać się jej ograniczać. Choć nie dane wam było cieszyć się chwałą i bogactwem świata, to przecież otrzymaliście miłosierdzie Stworzyciela i usłyszeliście tak wiele Bożych słów – czy nie jest to ogromne szczęście? (Jest). Bez względu na to, jak długie jest twoje życie, warto żyć i niczego nie żałować, bo przez cały ten czas wykonywałeś obowiązki w domu Bożym, pojąłeś prawdę i tajemnice życia, zrozumiałeś ścieżkę i cele, do jakich należy dążyć – tak wiele zyskałeś! Twoje życie warte było zachodu! Nawet jeśli nie potrafisz tego dokładnie wyjaśnić, jesteś w stanie praktykować niektóre prawdy i posiadasz jakąś rzeczywistość, a to dowodzi, że zyskałeś to, czego potrzeba do życia, i zrozumiałeś niektóre prawdy dzieła Bożego. Zyskałeś tak wiele – prawdziwą obfitość – to takie ogromne błogosławieństwo! Od zarania dziejów ludzkości nikt, przez wszystkie wieki, nie cieszył się tym błogosławieństwem, jakie dziś stało się waszym udziałem. Czy jesteście gotowi teraz umrzeć? Ta gotowość czyni waszą postawę wobec śmierci prawdziwie uległą, zgadza się? (Tak)” (Jak dążyć do prawdy (4), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Słowa Boga wzruszyły mnie do łez. W tym potwornym wieku, spośród miliardów ludzi to ja miałam szczęście wejść do domu Bożego, gdzie byłam podlewana i zaopatrywana przez Boga, dzięki czemu zrozumiałam wiele prawd i tajemnic. Dowiedziałam się, że człowiek pochodzi od Boga i że to Bóg dał każdemu z nas życie, jak powinniśmy żyć i wielbić Boga, jak być uczciwym człowiekiem, czym jest dobro, a czym jest zło, i znacznie, znacznie więcej. Dało mi to cel w moich dążeniach i wprowadziło na właściwą życiową ścieżkę. Podążając za Bogiem przez wszystkie te lata, tak wiele zyskałam. Zostałam naprawdę pobłogosławiona, więc nawet gdybym wtedy umarła, byłoby warto. Rozważając słowa Boga, byłam taka szczęśliwa, że zapłakałam. Później, po kolejnych badaniach, lekarz stwierdził, że nie mam przerzutów, więc radioterapia nie jest konieczna i muszę jedynie zgłaszać się co trzy miesiące na kontrolę. Mogłam zostać wypisana ze szpitala i wrócić do domu. Gdy to usłyszałam, poczułam się niezmiernie szczęśliwa i bez końca dziękowałam Bogu. Później, gdy zrobiłam badania kontrolne, okazało się, że wszystko jest w porządku.
Dzięki doświadczeniu choroby zyskałam pewną wiedzę na temat mojego błędnego spojrzenia na to, do czego powinnam dążyć w swojej wierze, a także nieco lepsze zrozumienie wszechmocy i suwerennej władzy Boga. To, czego człowiek doświadcza w swoim życiu, w tym narodziny, starość, choroby i śmierć, nie zależy od niego, ale zostało z góry przesądzone przez Boga. Niezależnie od tego, czy będę żyła, czy umrę, chcę po prostu podporządkować się Bożym rozporządzeniom i ustaleniom, dążyć do prawdy i wypełniać swoje obowiązki.