67. Gdy zdiagnozowano u mnie raka

Autorstwa Zheng Xin, Chiny

W 1997 roku zaczęłam wierzyć w Pana Jezusa, ponieważ nie mogłam wyleczyć przewlekłego zapalenia jelit. Gdy odnalazłam Pana, mój stan zdecydowanie się poprawił. Dwa lata później przyjęłam dzieło Boga Wszechmogącego w dniach ostatecznych i od tej pory wykonuję obowiązki w kościele. Nawet nie zauważyłam, kiedy moje przewlekłe zapalenie jelit całkowicie ustąpiło. Zaczęłam wykonywać swoje obowiązki z jeszcze większym entuzjazmem, nigdy się od nich nie uchylałam i nie odmawiałam wykonania żadnego zadania wyznaczonego mi przez kościół. Niezależnie od tego, czy to mój mąż utrudniał mi życie i mnie dręczył, czy to Partia Komunistyczna próbowała mnie aresztować i prześladować, nigdy się nie wycofałam i nigdy nie zwlekałam z wykonywaniem obowiązków.

Pewnego dnia w maju 2020 roku poczułam ból w szyi, jakby mnie ktoś dusił, więc udałam się do szpitala na badania kontrolne. Zdiagnozowano u mnie guzka tarczycy. Po badaniu lekarz stwierdził: „To nic poważnego. Proszę brać leki i zgłosić się na kontrolę za pół roku. Dopóki nie ma żadnych nieprawidłowości, leczenie nie jest potrzebne”. Słysząc słowa lekarza, pomyślałam: „To nie jest poważna choroba. Dopóki będę starała się jak najlepiej wykonywać swoje obowiązki, Bóg mnie ochroni”. Brałam więc leki i nadal pracowałam w kościele. Wydawało się, że moja choroba nieco złagodniała, ale w 2023 roku mój stan się pogorszył. Gdy spałam, czułam ucisk w szyi i ciężko mi było oddychać. Zaczęłam mieć problemy z mówieniem, które sprawiało mi spory wysiłek. Po badaniu lekarz stwierdził, że może rozwinąć się u mnie nowotwór i konieczna jest operacja. Pomyślałam: „Wykonuję obecnie obowiązki przywódczyni i każdego dnia jestem zajęta od rana do wieczora. Bóg będzie mnie chronił w zamian za moje wysiłki i ponoszone koszty i moja choroba z pewnością nie rozwinie się w raka”. W związku z tym tak bardzo się nie bałam i przeszłam operację. Zabieg się udał i dwa dni później mogłam z pomocą rodziny wstać z łóżka. Czułam, że Bóg o mnie dba i mnie chroni, i z głębi serca Mu dziękowałam.

Dwa tygodnie później udałam się do szpitala, aby odebrać dokumentację medyczną. W dokumentach była mowa o złośliwym nowotworze, więc zaczęłam się niepokoić i pomyślałam: „Czyli naprawdę mam raka! Chociaż przeszłam operację, nowotwór może kiedyś powrócić lub dać przerzuty. Czy to znaczy, że wkrótce umrę? Dlaczego Bóg mnie nie ochronił? Wykonując swoje obowiązki przez ponad dwadzieścia lat, tak wiele wycierpiałam. Wytrwałam pomimo licznych niebezpiecznych i trudnych sytuacji. Jak zatem mogłam zachorować na raka? Gdybym wiedziała, że tak się stanie, nie porzuciłabym rodziny ani pracy, aby wykonywać swoje obowiązki. Myślałam, że w przyszłości dostąpię Bożego zbawienia i zyskam dobre przeznaczenie, ale teraz, gdy śmiertelnie zachorowałam i mogłam umrzeć, dobre przeznaczenie jest poza moim zasięgiem!”. Im więcej o tym myślałam, tym bardziej byłam zrozpaczona i przygnębiona. Czułam się strasznie żałośnie i nie mogłam powstrzymać łez. Przez kilka następnych dni w głowie wybrzmiewało mi tylko jedno słowo: rak. Czułam się bardzo przybita. Nie mogłam jeść ani spać, bolały mnie wszystkie kości i drętwiały mi ręce. Stanęłam przed obliczem Boga, aby się pomodlić i opowiedzieć o moim stanie, w nadziei, że pomoże mi zrozumieć swoją intencję. Potem przeczytałam słowa Boże o tym, jak radzić sobie z chorobą. Następujący fragment pomógł mi nieco lepiej zrozumieć intencję Boga. Bóg Wszechmogący mówi: „Gdy Bóg zsyła na kogoś chorobę, mniej lub bardziej poważną, Jego celem nie jest to, żebyś docenił wszystkie aspekty bycia chorym, szkody, jakie choroba ci wyrządza, niedogodności i trudy przez nią powodowane i wszelkiego rodzaju uczucia, jakie z niej wynikają – Jego celem nie jest to, żebyś docenił chorobę, doświadczając jej na własnej skórze. Jego celem jest to, żebyś wyniósł naukę z choroby, żebyś nauczył się, jak uchwycić intencje Boga, żebyś poznał swoje zepsute skłonności, jakie ujawniasz, i błędne postawy, jakie przyjmujesz wobec Boga, gdy chorujesz, i nauczył się, jak podporządkować się suwerennej władzy i zarządzeniom Boga, tak byś mógł osiągnąć prawdziwe podporządkowanie się Bogu i wytrwać w świadectwie – to jest absolutnie kluczowe. Bóg chce cię zbawić i oczyścić poprzez chorobę. Z czego chce On cię oczyścić? Chce oczyścić cię ze wszystkich twoich nadmiernych pragnień i żądań wobec Boga, a nawet z twoich różnych przejawów wyrachowania, osądów i intryg, które czynisz za wszelką cenę, by przetrwać i pozostać przy życiu. Bóg nie domaga się, żebyś robił plany i wydawał osądy, oraz nie pozwala, byś miał wobec Niego jakieś wygórowane pragnienia; On wymaga jedynie, byś Mu się podporządkował i byś poprzez praktykę i doświadczenie podporządkowania się poznał własne nastawienie do choroby i do tych stanów ciała które od Niego pochodzą, a także byś poznał własne osobiste życzenia. Gdy poznasz te rzeczy, wtedy docenisz, jakie korzyści przynoszą ci ta choroba lub te symptomy cielesne zesłane przez Boga; wtedy docenisz, jak bardzo są one pomocne w zmianie twojego usposobienia, w dostąpieniu zbawienia i we wkroczeniu w życie. Dlatego w sytuacji, gdy zapadasz na jakąś chorobę, nie wolno ci ciągle zastanawiać się, w jaki sposób od niej się uwolnić, uciec lub ją odrzucić(Jak dążyć do prawdy (3), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Po przeczytaniu słów Bożych moje serce się rozjaśniło. Okazało się, że przez tę chorobę Bóg nie chciał mnie obnażyć i wyeliminować, ale raczej oczyścić moje zepsute usposobienie i mnie zbawić. Ja jednak nie szukałam Bożej intencji i myślałam, że poprzez tę chorobę Bóg mnie demaskuje i eliminuje. Byłam zrozpaczona, wykłócałam się z Bogiem i miałam do Niego pretensje, a nawet żałowałam swoich wcześniejszych wysiłków i poniesionych kosztów. Zdałam sobie sprawę, że byłam naprawdę niegodziwa! Teraz zrozumiałam, że to, czy moja choroba powróci, czy da przerzuty i jak bardzo się rozwinie, zawiera w sobie Bożą intencję. Nie mogłam już dłużej źle rozumieć Boga. Musiałam poszukiwać prawdy, aby rozwiązać swoje problemy.

Przypomniałam sobie fragment słów Bożych o tym, jak prawidłowo stawiać czoła śmierci. Odnalazłam go i przeczytałam. Bóg Wszechmogący mówi: „Kwestia śmierci jest z natury taka sama jak inne kwestie. Ludzie nie mają tu możliwości wyboru, nie mówiąc już o tym, by wola człowieka mogła w tym względzie cokolwiek zmienić. Śmierć jest taka sama jak inne ważne wydarzenia w życiu: całkowicie podlega predestynacji i władzy Stwórcy. Jeśli ktoś błaga o śmierć, to wcale nie znaczy, że umrze; jeśli błaga o życie, to wcale nie znaczy, że będzie żył. Wszystko to podlega władzy i predestynacji Bożej, wszelkie decyzje i zmiany podlegają autorytetowi Boga, sprawiedliwemu usposobieniu Boga, Bożej suwerenności i Bożym zarządzeniom. Załóżmy więc, że dopadła cię ciężka choroba, potencjalnie śmiertelna choroba, ale nie znaczy to przecież, że musisz umrzeć – kto decyduje o tym, czym umrzesz, czy nie? (Bóg). Bóg decyduje. A skoro to Bóg decyduje i ludzie nie mają w tym względzie nic do powiedzenia, to czemu się niepokoją i dręczą? (…) Kiedy myślą o czymś tak niezwykle ważnym jak śmierć, ludzie nie powinni się zadręczać, zamartwiać ani obawiać, tylko co powinni? Powinni czekać, czy tak? (Tak). Zgadza się? Czy czekanie oznacza czekanie na śmierć? Czekanie na śmierć, gdy stoi się w obliczu śmierci? Czy o to chodzi? (Nie, ludzie powinni przyjąć pozytywną postawę i się podporządkować). Zgadza się, nie chodzi tu o czekanie na śmierć. Nie daj się przerazić śmierci, nie zużywaj całej swojej energii na myślenie o śmierci. Nie roztrząsaj przez cały dzień pytań w rodzaju: »Czy umrę? Kiedy umrę? Co zrobię, gdy umrę?«. Po prostu nie myśl o tym. Niektórzy ludzie mówią: »Czemu o tym nie myśleć? Czemu o tym nie myśleć, skoro za chwilę umrę?«. Bo nie wiadomo, czy umrzesz, czy nie umrzesz; nie wiadomo, czy Bóg pozwoli na to, byś umarł – te rzeczy nie są znane. A zwłaszcza nie wiadomo, kiedy umrzesz, gdzie umrzesz, o której godzinie umrzesz i co twoje ciało będzie czuć w momencie śmierci. Czy nie stajesz się głupcem, głowiąc się i zastanawiając nad tym, o czym nic nie wiesz, gnębiąc się tym i będąc strapionym? Skoro czyni to z ciebie głupca, nie powinieneś łamać sobie nad tym głowy(Jak dążyć do prawdy (4), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Po przeczytaniu słów Bożych moje serce jeszcze bardziej się rozjaśniło. Wszystkich nas czeka śmierć, a to, na jaką chorobę zapadniemy i kiedy umrzemy, jest z góry przesądzone przez Boga. Na życie i śmierć człowieka nie mają wpływu czynniki zewnętrzne. Zależą one wyłącznie od suwerennej władzy Boga i predestynacji. Bóg z góry przesądził o długości życia każdego człowieka i nie ma to nic wspólnego z jego kondycją fizyczną ani z tym, czy cierpi na poważną chorobę. Pomyślałam o mojej mamie, która była zawsze zdrowa, a mimo to zachorowała na porażenie połowiczne i w ciągu kilku lat zmarła. Z drugiej strony, moja sąsiadka, o której słyszałam, że od czterdziestego roku życia podupadła na zdrowiu, często chorowała, nie mogła pracować w polu i była w stanie jedynie gotować i wykonywać prace domowe, ma teraz ponad dziewięćdziesiąt lat. To pokazuje, że stan zdrowia i długość życia człowieka są z góry przesądzone przez Boga. Nawet jeśli ktoś ciężko zachoruje, ale zgodnie z Bożą predestynacją nie nadszedł jeszcze jego czas, to nie umrze. Myśląc o tym, mogłam spokojnie stawić czoła własnej chorobie.

Później przeczytałam więcej słów Bożych: „Powiedzcie Mi, kto spośród miliardów ludzi na całym świecie jest tak błogosławiony, że może słuchać wielu słów Boga, rozumieć wiele prawd życiowych i pojmować tak wiele tajemnic? Kto spośród nich może osobiście otrzymywać Boże przewodnictwo, Boże zaopatrywanie, Bożą troskę i ochronę? Kto ma takie błogosławieństwo? Bardzo niewielu. Dlatego to, że wy, w niewielkiej liczbie, możecie dziś żyć w domu Bożym, otrzymać Jego zbawienie i Jego dary, sprawia, że warto było, nawet gdybyście mieli w tej chwili umrzeć. Dostąpiliście wielkiego błogosławieństwa, zgadza się? (Tak). Patrząc z tej perspektywy, ludzie nie powinni przerażać się śmiercią ani dawać się jej ograniczać. Choć nie dane wam było cieszyć się chwałą i bogactwem świata, to przecież otrzymaliście miłosierdzie Stworzyciela i usłyszeliście tak wiele Bożych słów – czy nie jest to ogromne szczęście? (Jest). Bez względu na to, jak długie jest twoje życie, warto żyć i niczego nie żałować, bo przez cały ten czas wykonywałeś obowiązki w domu Bożym, pojąłeś prawdę i tajemnice życia, zrozumiałeś ścieżkę i cele, do jakich należy dążyć – tak wiele zyskałeś! Twoje życie warte było zachodu!(Jak dążyć do prawdy (4), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Fakt, że ktoś tak mało znaczący jak ja, mógł przyjąć dzieło Boże w dniach ostatecznych, oznacza wywyższenie przez Boga. Wierząc w Boga przez ponad dwadzieścia lat, byłam nieustannie podlewana i zaopatrywana przez słowa Boże i cieszyłam się Bożą opieką i ochroną, ale kiedy zachorowałam, nadal źle rozumiałam Boga, narzekałam na Niego, wykłócałam się z nim i Mu się sprzeciwiałam. W ogóle nie dawałam świadectwa i okryłam się hańbą. Na samą myśl, że chociaż od tylu lat wierzę w Boga, nadal nie wkroczyłam zbytnio w prawdorzeczywistość i że jeśli umrę, pozostawię po sobie jedynie żal, czułam straszny ból. Ponieważ wciąż żyłam, miałam poczucie, że muszę gorliwie dążyć do prawdy i że bez względu na to, jak długo będę żyła, muszę doceniać każdy dzień i wypełniać powinność istoty stworzonej bez cienia żalu.

Później przeczytałam kolejny fragment słów Bożych, który głęboko mnie poruszył. Bóg Wszechmogący mówi: „Wielu wyznawców Boga martwi się jedynie o to, jak uzyskać błogosławieństwa lub oddalić katastrofę. (…) Tacy ludzie mają tylko jeden prosty cel w podążaniu za Bogiem, a celem tym jest otrzymanie błogosławieństw. Ludziom takim nie chce się zważać na nic innego, co bezpośrednio nie dotyczy tego celu. Dla nich wiara w Boga prowadząca do otrzymania błogosławieństw jest najbardziej słusznym celem i centralną wartością ich wiary. Jeśli coś nie przyczynia się do realizacji tego celu, pozostają tym zupełnie niewzruszeni. Tak to dziś wygląda w przypadku większości wierzących w Boga. Ich cel i zamiar wydają się słuszne, ponieważ, czcząc Boga, jednocześnie ponoszą dla Niego koszty, oddają się Bogu i wykonują swoją powinność. Poświęcają swoją młodość, rodzinę i karierę, spędzając nawet lata zajęci, z dala od domu. Dla dobra swojego najważniejszego celu zmieniają swoje zainteresowania, poglądy na życie, a nawet kierunek, którego szukają w życiu, jednak nie potrafią zmienić celu swojej wiary w Boga. (…) Przez chwilę nie rozmawiajmy o tym, ile ci ludzie dali z siebie. Jednakże ich zachowanie warte jest naszej szczegółowej analizy. Oprócz korzyści, z którymi się mocno utożsamiają, czy mogą istnieć jakiekolwiek inne powody, aby te osoby, które nigdy nie rozumiały Boga, tak wiele dla Niego poświęcały? Odkrywamy tu wcześniej nieokreślony problem – Związek człowieka z Bogiem oparty jest wyłącznie na czystej korzyści własnej. To związek pomiędzy biorcą a dawcą błogosławieństw. Upraszczając, jest to relacja pomiędzy pracownikiem i pracodawcą. Pracownik ciężko pracuje jedynie po to, by otrzymać wynagrodzenie przyznawane przez pracodawcę. W takiej opartej na interesach relacji nie ma przywiązania, tylko transakcja. Nie ma kochania i bycia kochanym, wyłącznie jałmużna oraz litość. Nie ma zrozumienia, a tylko bezradne, stłumione oburzenie i oszustwo. Nie ma zażyłości, jedynie przepaść nie do przebycia(Dodatek 3: Człowiek może dostąpić zbawienia jedynie pod Bożym zarządzaniem, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boga dokładnie obnażyły mój stan. Kiedy uwierzyłam w Boga i zobaczyłam, że mnie uzdrowił, porzuciłam rodzinę i karierę, aby wykonywać swoje obowiązki, a kiedy moja rodzina mnie prześladowała i groziło mi aresztowanie, nie ugięłam się. Jednak kiedy dowiedziałam się, że mam raka, a moje nadzieje na błogosławieństwa legły w gruzach, wykłócałam się z Bogiem i narzekałam, że mnie nie ochronił, żałowałam poniesionych wcześniej kosztów i wysiłków i nie chciałam już modlić się do Boga ani czytać Jego słów. Dopiero wówczas zdałam sobie sprawę, że moja relacja z Bogiem była wyłącznie transakcyjna. Chciałam wymienić swoje poświęcenia i wysiłki na dobre przeznaczenie. Próbowałam oszukać i wykorzystać Boga. Byłam taka samolubna i podła! W chwili próby osoba z człowieczeństwem nie rozumiałaby źle Boga ani się na niego nie skarżyła, ale szukała Jego intencji i nawet cierpiąc z bólu, nadal stałaby we właściwej pozycji jako istota stworzona i pozwoliłaby Bogu sobą rozporządzać. Tymczasem ja brałam wszystkie łaski i błogosławieństwa, którymi obdarzał mnie Bóg, za pewnik, a kiedy moje żądania nie zostały spełnione, winiłam za to Boga. Byłam naprawdę pozbawiona człowieczeństwa i nie zasługiwałam na to, aby żyć. Nawet gdyby Bóg mnie zniszczył, byłby to przejaw Jego sprawiedliwości! Bóg dał mi szansę na okazanie skruchy, używając swoich słów, aby mnie oświecić i skłonić do zastanowienia się nad sobą. Nie mogłam już dłużej źle rozumieć Boga i się na Niego skarżyć. Musiałam dążyć do prawdy i właściwie wykonywać swoje obowiązki.

Później przeczytałam kolejny fragment słów Bożych i znalazłam pewne ścieżki praktyki. Bóg Wszechmogący mówi: „Nie ma żadnej korelacji między obowiązkiem człowieka a tym, czy otrzyma on błogosławieństwa, czy też doświadczy nieszczęścia. Obowiązek to coś, co człowiek powinien wypełnić; jest to jego powołanie zesłane mu z nieba, a jego wykonywanie nie powinno zależeć od rekompensaty czy rozmaitych warunków bądź przyczyn. Tylko wtedy bowiem jest to wykonywanie swojego obowiązku. Otrzymanie błogosławieństw oznacza zostanie udoskonalonym i cieszenie się Bożymi błogosławieństwami, doświadczywszy sądu. Doświadczenie nieszczęścia oznacza, że usposobienie danej osoby nie ulega zmianie po tym, jak doświadczyła ona karcenia i sądu, nie doświadcza ona również doskonalenia, lecz otrzymuje karę. Jednakże bez względu na to, czy otrzymają błogosławieństwa, czy doświadczą nieszczęścia, istoty stworzone winny wypełniać swój obowiązek, robiąc to, co do nich należy i to, co są w stanie zrobić. Każda osoba, – osoba, która podąża za Bogiem – winna zrobić przynajmniej tyle. Nie powinieneś spełniać swojego obowiązku tylko dla otrzymania błogosławieństw i nie powinieneś odmawiać działania z obawy przed tym, że doświadczysz nieszczęścia. Pozwólcie, że coś wam powiem: wypełnianie swego obowiązku przez człowieka oznacza, że robi on to, co należy. Jeśli zaś nie jest w stanie swego obowiązku wypełnić, wówczas jest to jego buntowniczość. To przez proces wykonywania swego obowiązku człowiek stopniowo ulega zmianom, a w jego trakcie pokazuje swoją lojalność. Skoro tak, im bardziej jesteś zdolny wykonywać swój obowiązek, tym więcej prawdy otrzymujesz i tym bardziej realne staje się twoje wyrażanie. Ci, którzy tylko udają, że spełniają swój obowiązek i nie szukają prawdy, zostaną ostatecznie wyeliminowani, ponieważ tacy ludzie nie wykonują swojego obowiązku w praktykowaniu prawdy ani nie praktykują prawdy przy wykonywaniu swojego obowiązku. To są ci, którzy pozostają niezmienieni i doświadczą nieszczęścia. Nie tylko ich wyrażanie jest nieczyste, ale wszystko, co wyrażają, jest złe(Różnica pomiędzy służbą Boga wcielonego a obowiązkiem człowieka, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Ze słów Bożych zrozumiałam, że wykonywanie obowiązków nie ma nic wspólnego z otrzymywaniem błogosławieństw czy doświadczaniem katastrof, że dla istot stworzonych jest to coś całkowicie naturalnego i uzasadnionego, że wykonują obowiązki, i że muszą je wykonywać bez względu na to, czy mają dobry wynik bądź przeznaczenie i czy mogą zyskać błogosławieństwa. Co więcej, ludzie otrzymują błogosławieństwa, gdy dążą do prawdy, zmieniają swoje usposobienie, wykonując swoje obowiązki, i gdy zostają ostatecznie zbawieni przez Boga. Jeśli nie zmienią swojego zepsutego usposobienia, w końcu zostaną ukarani. W świetle słów Boga dostrzegłam, jak absurdalne były moje poglądy. Zawsze myślałam, że jeśli będę więcej cierpiała, poświęcała się i ponosiła koszty na rzecz Boga, to zostanę zbawiona i otrzymam dobre przeznaczenie, jakie Bóg daje ludziom. To były z mojej strony jedynie pobożne życzenia. Gdybym wykonywała jedynie swoje obowiązki, nie zwracając uwagi na pojawiające się w nich skazy, nie skupiała się na dążeniu do prawdy i nie zmieniła swojego zepsutego usposobienia, a nie otrzymując błogosławieństw, nadal winiła Boga, w końcu zostałabym ukarana za sprzeciwianie się Bogu. Widząc to, zdałam sobie sprawę, w jakim niebezpieczeństwie się znalazłam. Gdybym nadal podążała tą ścieżką, zostałabym wyeliminowana, nawet nie wiedząc dlaczego! Szczerze podziękowałam Bogu za to, że pozwolił, aby ta choroba pomogła mi dostrzec złą ścieżkę, którą podążałam w mojej wierze, i na czas z niej zawróciła. Zrozumiałam także, że wiara w Boga nie powinna polegać na dążeniu do zdobycia błogosławieństwa, ale na dążeniu do prawdy, zmianie usposobienia i podporządkowaniu się wszystkim ustaleniom Boga. Gdy zdałam sobie z tego wszystkiego sprawę, od razu poczułam w sercu ulgę i wyzwolenie. Choroba i śmierć już mnie nie ograniczały. Jeśli moja choroba powróci lub da przerzuty, jestem gotowa podporządkować się rozporządzeniom Boga. Niezależnie od tego, czy moją chorobę uda się wyleczyć i czy w przyszłości otrzymam błogosławieństwa, będę robiła, co w mojej mocy, aby dobrze wykonywać swoje obowiązki. Potem zaczęłam pracować z braćmi i siostrami, aby rozwiązywać trudności i problemy związane z głoszeniem ewangelii, i osiągnęliśmy pewne rezultaty. Ponad dziesięć dni później udałam się na kolejne badania kontrolne. Okazało się, że wszystkie wyniki są w normie.

Dzięki tej chorobie dużo zyskałam. Zobaczyłam swoją prawdziwą postawę i zdałam sobie sprawę, że lata temu porzuciłam rodzinę i karierę wyłącznie dla błogosławieństw i korzyści. Moje serce było takie nieustępliwe! Bóg dał mi tak wiele łaski i błogosławieństw i nieustannie działał, aby mnie zbawić, ale z powodu tej jednej rzeczy, która nie spełniała moich żądań, spierałam się z Nim i Go obwiniałam. Bóg zapłacił za mnie tak wielką cenę, a mimo to nie potrafiłam dać mu w zamian mojego szczerego serca! Myśląc o tym, czułam się niezwykle zobowiązana wobec Boga. Jednocześnie byłam wdzięczna Bogu, bo gdyby nie ta choroba, nigdy bym samej siebie nie poznała i się nad sobą nie zastanowiła. Nadal próbowałabym oszukiwać i szantażować Boga oraz zawierać z nim transakcje. Gdyby Bóg tego nie obnażył, nadal bym uważała, że mogę zostać zbawiona. Teraz widzę, że moja postawa jest żałośnie marna i daleko mi do dostąpienia zbawienia! Muszę zacząć od początku, ale tym razem kierując się rozumem. Niezależnie od tego, jakim próbom Bóg będzie mnie w przyszłości poddawał, muszę podporządkować się Jego rozporządzeniom, dążyć do prawdy i starać się zmienić swoje usposobienie.

Wstecz: 66. Czy bycie sympatycznym jest zasadą postępowania?

Dalej: 68. Jak traktować życzliwość rodziców

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

70. Koniec z popisami

Autorstwa Mo Wen, HiszpaniaPamiętam, jak w 2018 r. ewangelizowałem w kościele, a później odpowiadałem za ten obowiązek. Dostrzegałem...

Ustawienia

  • Tekst
  • Motywy

Jednolite kolory

Motywy

Czcionka

Rozmiar czcionki

Odstęp pomiędzy wierszami

Odstęp pomiędzy wierszami

Szerokość strony

Spis treści

Szukaj

  • Wyszukaj w tym tekście
  • Wyszukaj w tej książce

Połącz się z nami w Messengerze