57. Dlaczego jest tak trudno rekomendować innych?
Byłem odpowiedzialny za projektowanie graficzne w kościele i oprócz tworzenia własnych projektów graficznych, codziennie musiałem nadzorować pracę zespołu oraz rozwiązywać problemy braci i sióstr. Choć byłem zajęty dzień w dzień, ilekroć bracia i siostry mieli kłopoty i przychodzili mnie o coś zapytać, przyjmując w zasadzie wszystkie rady, których im udzielałem, odczuwałem radość i cieszyło mnie to, że wszyscy mnie podziwiają.
Później do zespołu dołączyło kilkoro nowych braci i sióstr. Nie byli wprawni w projektowaniu graficznym i potrzebowali ode mnie pomocy oraz wskazówek. Nagle poczułem ogromną presję. Codziennie musiałem sam tworzyć projekty graficzne, a także kierować tymi braćmi i siostrami oraz nadzorować pracę innych. Miałem za dużo na głowie, ale poradziłbym sobie, gdybym miał partnera do pomocy. Pomyślałem o Cheyenne. Była biegła w sprawach technicznych, odpowiedzialnie wykonywała swoje obowiązki i potrafiła solidnie zrealizować każde zadanie, które jej powierzałem. Chciałem zarekomendować Cheyenne przełożonej i awansować ją na liderkę grupy, żeby mogła zostać moją partnerką. Gdybyśmy podzielili się obowiązkami, nasza praca stałaby się wydajniejsza, a ewentualne problemy moglibyśmy omawiać wspólnie. Ale gdy już miałem powiedzieć przełożonej, pomyślałem nagle: „Jeśli Cheyenne rzeczywiście zostanie liderką grupy, czy nie nadejdzie chwila, gdy odbierze mi autorytet? Jeśli tak się stanie, to gdy bracia i siostry będą mieli problemy, nie będą zwracali się do mnie, a mój prestiż w ich oczach nie będzie już tak wysoki. Zostałem liderem grupy dzięki bezustannej pracy i staraniom: nauczyłem wszystkich projektowania graficznego i rozwiązywałem ich problemy oraz trudności. Gdybym zarekomendował Cheyenne i podzielił się z nią prestiżem i władzą, czy ostatecznie bym na tym nie stracił?”. Gdy przyszło mi to do głowy, zrezygnowałem z polecenia jej. Pomyślałem: „Poczekam trochę. Zastanowię się jeszcze, zapłacę większą cenę, może naprawdę poradzę sobie z pracą. Na koniec to mnie przypadnie cała zasługa”. Po jakimś czasie kościół zlecił mi podjęcie się kolejnego zadania, brakowało mi więc czasu na nadzorowanie pracy braci i sióstr oraz pogłębianie umiejętności zawodowych. Martwiłem się, że jeśli dalej tak pójdzie, praca nad rozwijaniem ludzi z pewnością się opóźni. Sam miałem za mało czasu i energii. Znowu poczułem więc chęć polecenia Cheyenne przełożonej, ale gdy już miałem się odezwać, ponownie się zawahałem: „To ja podejmuję ostateczne decyzje w całej pracy zespołu, a gdyby liderów było dwoje, straciłbym tę władzę. Musiałbym się dogadywać i omawiać każdą sprawę z drugą osobą, a moje słowa nie miałyby już takiej wartości. Może na razie udźwignę to sam? Jeśli nie znajdę czasu na nadzorowanie jakiejś pracy, będę to robił po trochu. Poza tym rozwijanie ludzi nie zachodzi w dzień czy dwa, a przecież ja niczego nie zakłócam ani nie zaburzam celowo. Po prostu nie rekomenduję nikogo innego – Bóg zapewne mnie nie potępi”. Później praca nad rozwojem postępowała powoli i zawsze, gdy o tym myślałem, czułem się winny. Dlatego pomodliłem się do Boga: „Boże, w związku z sytuacją z personelem i obciążeniem pracą korzystna dla naszej działalności byłaby współpraca dwojga liderów grupy. Chcę zarekomendować Cheyenne, ale nie potrafię się odezwać. Dlaczego tak trudno mi polecić kogoś innego? Oświeć mnie, proszę, i poprowadź, abym poznał swoje problemy”.
Później ujawniłem swój stan przywódczyni, a ona wysłała mi kilka słów Boga. Bóg mówi: „Jako przywódca kościoła musisz nie tylko nauczyć się używać prawdy do rozwiązywania problemów, ale również tego, by odkrywać i szkolić ludzi utalentowanych, których absolutnie nie wolno ci tłamsić i wobec których nie wolno ci okazywać zawiści. Takie praktykowanie przynosi korzyść dziełu kościoła. Jeśli potrafisz wyszkolić kilka osób podążających za prawdą tak, by współpracowały z tobą i dobrze robiły wszystko to, co ty robisz, i na koniec wszyscy będziecie mieć świadectwa oparte na doświadczeniu, to jesteś kompetentnym przywódcą lub pracownikiem. Jeśli potrafisz postępować we wszystkim zgodnie z zasadami, wtedy okazujesz lojalność. Niektórzy zawsze boją się, że inni są od nich lepsi i bardziej zaawansowani, że inni będą szanowani, podczas gdy oni sami będą zaniedbywani, co sprawia, że są wobec innych napastliwi i wykluczają ich. Czyż nie jest to przykład bycia zawistnym wobec ludzi utalentowanych? Czyż nie jest to egoistyczne i nikczemne? Jakiego rodzaju jest to usposobienie? Jest to bycie złośliwym! Ci, którzy myślą tylko o własnych interesach, zaspokajają jedynie swe własne egoistyczne pragnienia, nie myśląc o innych ludziach ani nie biorąc pod uwagę dobra domu Bożego, mają złe usposobienie, a Bóg nie darzy ich miłością. Jeśli naprawdę potrafisz mieć wzgląd na intencje Boga, wówczas będziesz umiał sprawiedliwie traktować innych ludzi. Jeśli promujesz dobrą osobę i pozwalasz jej się szkolić i wykonywać obowiązek, dzięki czemu dom Boży zyskuje utalentowaną osobę, czyż nie łatwiej będzie ci wtedy wykonywać twoją pracę? Czy tym sposobem nie wykażesz się lojalnością w swym obowiązku? Jest to dobry uczynek przed obliczem Boga; jest to minimum sumienia i rozumu, jakie powinni posiadać ci, którzy służą jako przywódcy” (Wolność i wyzwolenie można zyskać tylko przez odrzucenie skażonego usposobienia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Gdy przeczytałem słowa Boga, zrozumiałem, że przywódcy i pracownicy powinni się uczyć, jak odkrywać i rozwijać utalentowanych ludzi, że jest to korzystne dla pracy kościoła i że ludzie powinni mieć właśnie takie sumienie i rozsądek. Jeśli ktoś tłamsi utalentowane osoby z obawy, że polecenie kogoś obniży jego własną pozycję, jest to zazdrość o cudze zdolności, egoizm i podłość. Dlatego zastanowiłem się nad sobą. Niektórzy bracia i siostry dopiero zaczynali się wprawiać w projektowaniu graficznym. Należało ich rozwijać i ulepszać ich umiejętności techniczne. Było tego naprawdę zbyt wiele, żebym mógł to zrobić sam. Jasno zrozumiałem, że tylko z osobą partnerującą mogę podołać tej pracy i że Cheyenne byłaby odpowiednią liderką grupy, a polecenie jej byłoby korzystne dla pracy. Jednakże martwiłem się, że gdyby zaczęła wykonywać pracę lepiej niż ja, bracia i siostry podziwialiby ją, a lekceważyli mnie, i straciłbym swój status. Sądziłem, że poniósłbym straty, więc nie poleciłem Cheyenne. Myślałem też, gdybym zdołał znieść ogrom cierpienia i zapłacić wielką cenę, by podołać tej pracy, ostatecznie zasługa przypadłaby tylko mnie. Zacisnąłem więc zęby i robiłem wszystko sam, i w rezultacie praca nad rozwijaniem innych postępowała powoli. W rzeczywistości Bóg mnie wywyższył i obdarzył łaską, pozwalając mi wykonywać obowiązki lidera grupy, ale ja nie troszczyłem się o intencje Boga. Nie tylko nie rozwijałem utalentowanych osób, ale nawet martwiłem się, że Cheyenne mogłaby dobrze wykonywać swoje obowiązki i mnie przewyższyć. Nadal nie byłem skłonny jej polecić, choć widziałem, że praca się opóźnia. Wykonując swój obowiązek, chroniłem tylko własną renomę, zyski i status, i nie brałem pod uwagę postępów czy efektów pracy. Naprawdę byłem wielkim egoistą i nie wykazywałem nawet cienia lojalności wobec swojego obowiązku!
Później przeczytałem więcej słów Boga: „Jak uważacie, czy trudno jest współpracować z innymi ludźmi? Tak naprawdę, to nie. Można nawet powiedzieć, że jest to łatwe. Ale dlaczego ludzie nadal mają wrażenie, że jest to trudne? Ponieważ mają zepsute usposobienie. Dla tych, którzy posiadają człowieczeństwo, sumienie i rozum, współpraca z innymi jest stosunkowo łatwa, a nawet mogą oni uważać, że przynosi radość. Dzieje się tak dlatego, że nikomu nie jest łatwo wykonywać zadania samodzielnie i bez względu na to, czym się zajmuje lub w jaką dziedzinę jest zaangażowany, zawsze dobrze jest mieć kogoś, kto zwróci nam na coś uwagę i zaoferuje pomoc – jest to o wiele łatwiejsze niż działanie w pojedynkę. Istnieją też ograniczenia obejmujące to, do czego ludzki charakter jest zdolny lub czego ludzie mogą doświadczyć. Nikt nie może być najlepszy we wszystkim, jedna osoba nie jest w stanie wszystkiego wiedzieć, wszystkiego umieć, wszystkiego osiągnąć – to niemożliwe i każdy powinien to zrozumieć. A bez względu na to, co robisz, czy to ważne, czy nie, zawsze będziesz potrzebować kogoś, kto ci pomoże, udzieli wskazówek i porad lub zrobi coś we współpracy z tobą. Tylko tak da się zapewnić, że będziesz robić rzeczy poprawniej, będziesz popełniać mniej błędów i mniejsze będzie ryzyko, że zbłądzisz – jest to coś dobrego. W szczególności służenie Bogu to wielka sprawa, a nierozwiązanie problemu zepsutego usposobienia może cię narazić na niebezpieczeństwo! Kiedy ludzie mają szatańskie usposobienie, mogą się buntować i sprzeciwiać Bogu w dowolnym czasie i miejscu. Ludzie, którzy żyją zgodnie z szatańskim usposobieniem, mogą w każdej chwili zaprzeczyć Bogu, sprzeciwić się Mu i Go zdradzić. Antychryści są bardzo głupi, nie zdają sobie z tego sprawy, myślą: »Zadałem sobie dużo trudu, by zdobyć władzę, więc dlaczego miałbym się nią z kimkolwiek dzielić? Jeśli oddam ją innym, to sam nie będę jej miał, prawda? A jak mógłbym zademonstrować swoje talenty i zdolności, nie mając władzy?«. Nie wiedzą, że to, co Bóg powierzył ludziom, to nie władza czy status, lecz obowiązek. Antychryści akceptują tylko władzę i status, odkładają obowiązki na bok i nie wykonują rzeczywistej pracy, lecz jedynie gonią za sławą, zyskiem i statusem, chcą tylko zdobyć władzę i kontrolować Bożych wybrańców oraz folgować sobie, ciesząc się statusem. Takie postępowanie jest bardzo niebezpieczne – to przeciwstawianie się Bogu!” (Punkt ósmy: Chcą, by ludzie podporządkowywali się tylko im, a nie prawdzie lub Bogu (Część pierwsza), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Bóg mówi, że nikt nie jest mistrzem we wszystkim. Wszyscy potrzebujemy innych, aby nam współtowarzyszyli i pomagali, nadrabiając nasze mankamenty poprzez uczenie się od siebie nawzajem. W ten sposób możemy ograniczyć błędy i odstępstwa w naszej pracy i wspólnie wypełniać obowiązek, aby zadowolić Boga. Ale antychrystom brakuje takiego rozsądku. Bezustannie chcą monopolizować władzę, mieć ostatnie słowo, nigdy nie chcą współpracować z innymi po partnersku ani nie pozwalają innym uczestniczyć w swojej pracy. Dzięki zastanowieniu pojąłem, że ja też byłem właśnie taki. Byłem zbyt zajęty, by samodzielnie wykonywać obowiązki lidera grupy. Nie byłem w stanie sprawnie zorganizować i zrealizować wielu zadań, ale kiedy chciałem polecić Cheyenne, obawiałem się, że moja władza zostanie osłabiona. Sądziłem, że zarekomendowanie Cheyenne na pozycję mojej partnerki byłoby równoznaczne ze zrzeczeniem się przeze mnie władzy lidera grupy. Nie miałbym ostatniego słowa, nie mógłbym podejmować wszystkich decyzji i nie błyszczałbym już tak przed braćmi i siostrami. Dlatego nie chciałem zarekomendować Cheyenne. Odkryłem, że nie byłem w stanie zarekomendować innych ani współpracować z nimi po partnersku, ponieważ nie umiałem zrezygnować z posiadanej władzy i statusu. Przywiązywałem zbyt dużą wagę do władzy.
Później usiłowałem znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego władza i status były dla mnie tak ważne. Przeczytałem fragment ze słów Bożych i zyskałem pewną wiedzę o sobie. Bóg Wszechmogący mówi: „Dla antychrystów status i reputacja są ich życiem. Bez względu na to, jak i w jakim środowisku żyją, jaką pracę wykonują, do czego dążą, jakie są ich cele, jaki jest kierunek ich życia, wszystko kręci się wokół zdobycia dobrej reputacji i wysokiego statusu. Ten cel się nie zmienia; nigdy nie potrafią odsunąć takich rzeczy na bok. To jest prawdziwe oblicze antychrystów i ich istota. Gdyby znaleźli się głęboko w górskiej dżungli, i tak nie porzuciliby pogoni za reputacją i statusem. Można umieścić ich w dowolnej grupie ludzi, a i tak będą potrafili myśleć wyłącznie o reputacji i statusie. Chociaż antychryści również wierzą w Boga, uważają, że dążenie do reputacji i statusu jest równoznaczne z wiarą w Boga i przydają mu taką samą wagę. To znaczy, że krocząc ścieżką wiary w Boga, dążą również do osiągnięcia własnej reputacji i własnego statusu. Można powiedzieć, że w swoich sercach antychryści wierzą, że dążenie do prawdy w wierze w Boga jest dążeniem do reputacji i statusu; dążenie do reputacji i statusu jest również dążeniem do prawdy, a zdobycie reputacji i statusu jest równoznaczne z zyskaniem prawdy i życia. Jeśli czują, że nie mają reputacji, zysków i statusu, że nikt ich nie szanuje, nie czci ani za nimi nie podąża, to są rozczarowani, dochodzą do wniosku, że nie ma sensu wierzyć w Boga, że nie ma w tym żadnej wartości, i mówią sobie: »Czy taka wiara w boga jest porażką? Czy jest beznadziejna?«. Często rozważają takie rzeczy w sercach, zastanawiają się, jak znaleźć dla siebie miejsce w domu Bożym, jak zdobyć wielkie uznanie w kościele, by ludzie słuchali ich słów i wspierali ich działania, by wszędzie za nimi podążali; by mogli mieć ostatnie słowo w kościele, a także sławę, zysk i status – w głębi serca często są skupieni na takich sprawach. Za tym tacy ludzie gonią. Dlaczego zawsze myślą o takich kwestiach? Choć czytali słowa Boga, słuchali nauk, czy naprawdę nic z tego nie rozumieją, czy naprawdę nie potrafią tego przeniknąć? Czyż słowa Boga i prawda rzeczywiście nie są w stanie zmienić ich pojęć, wyobrażeń i opinii? Zupełnie nie w tym rzecz. Problem tkwi w nich samych, w pełni spowodowany jest tym, że nie kochają prawdy, bo w swoich sercach są wrodzy prawdzie i w rezultacie są na nią zupełnie odporni – a zdeterminowane jest to ich naturoistotą” (Punkt dziewiąty (Część trzecia), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Bóg ujawnia, że bez względu na to, gdzie antychryści się znajdą i jaką pracę wykonują, nigdy nie zrezygnują z pogoni za statusem. Mniemają, że dopóki są w stanie zdobywać status i władzę, będą zaskarbiać sobie pochwały i podziw innych, cieszyć się prestiżem, mieć prawo do zabierania głosu i decydowania. Wierzą, że takie życie ma wartość i sens, a gdyby nie mieli statusu, zostaliby okradzeni z życia. Właśnie tak było ze mną. Pozostawałem pod silnym wpływem szatańskich trucizn, takich jak: „Wyróżnij się i przynieś zaszczyt przodkom” i „Może być tylko jeden samiec alfa”. Dlatego od najmłodszych lat nie mogłem się doczekać, aż wyrobię sobie reputację, gdy dorosnę, aby wszyscy mnie podziwiali i na każdym kroku skupiali się wokół mnie. Pamiętam, gdy podjąłem studia, dzieliłem się obowiązkami starosty roku z innym studentem. Po jakimś czasie odniosłem wrażenie, że przy dwóch starostach nie będę błyszczał, więc zaproponowałem, aby wybrano spośród nas jednego starostę roku. Oczekiwałem z niecierpliwością, że zostanę wybrany, abym odtąd znajdował się w centrum uwagi jako najważniejszy na roku… ale przegrałem. Ponieważ nie zostałem starostą, odrzuciłem za jednym zamachem inne funkcje w kadrze roku i nie przyjąłem ich. Gdy wstąpiłem do kościoła, dalej uważałem zdobywanie statusu za cel moich dążeń. Sądziłem, że jako jedyny lider grupy będę miał decydujące słowo i wszyscy będą mnie podziwiali. Gdy przyszedł czas, aby zarekomendować Cheyenne, uznałem, że robiąc tak, podzieliłbym się z nią swoim statusem i władzą, a gdy któregoś dnia wykona pracę lepiej ode mnie, przestanę mieć cokolwiek do powiedzenia i już nigdy nie będę delektował się poczuciem wyższości wynikającym z tego, że wszyscy stawiają mnie na piedestale i słuchają, co mam do powiedzenia. Z tego względu wolałem opóźniać pracę, niż zarekomendować Cheyenne. Stałem się niewolnikiem statusu. Pomyślałem o tym, że wtedy, ponieważ pragnąłem korzyści płynących ze statusu i nie wykonywałem realnej pracy, popełniłem występek i zostałem odwołany. To wtedy przekonałem się, że życie według filozofii i praw szatana może tylko sprowadzić mnie na złą drogę i sprawić, że wbrew sobie sprzeciwię sie Bogu.
Później przeczytałem kolejny fragment słów Boga: „Każdy, kto dąży do sławy, zysku i statusu, zamiast należycie wykonywać swoje obowiązki, igra z ogniem i bawi się własnym życiem, a ci, którzy igrają z ogniem i bawią się własnym życiem, mogą w każdej chwili skazać się na zgubę. Dzisiaj jako przywódca lub pracownik służysz Bogu, co nie jest zwykłą rzeczą. Nie działasz na rzecz jakiejś osoby, a tym bardziej nie pracujesz, żeby zapłacić rachunki i zarobić na chleb, lecz wykonujesz swój obowiązek w kościele. A zważywszy w szczególności na to, że ten obowiązek jest zadaniem wyznaczonym przez Boga, co wynika z jego wykonywania? Otóż to, że odpowiadasz za swój obowiązek przed Bogiem, bez względu na to, czy wykonujesz go dobrze, czy nie; ostatecznie musisz rozliczyć się z tego wobec Boga, musi być wynik. Przyjąłeś Boże zlecenie, uświęconą odpowiedzialność, więc bez względu na to, czy obowiązek ten jest ważny, czy błahy, jest to poważna sprawa. Jak bardzo poważna? Na małą skalę wiąże się z tym, czy jesteś w stanie zdobyć prawdę w tym życiu, oraz z tym, jak postrzega cię Bóg. Na większą skalę ma to bezpośredni związek z twoimi perspektywami i przeznaczeniem, z twoim wynikiem; jeśli popełnisz zło i sprzeciwisz się Bogu, zostaniesz potępiony i ukarany. Wszystko, co robisz, gdy wykonujesz swój obowiązek, jest zapisywane przez Boga, a Bóg ma własne zasady i standardy oceny i obliczania wyniku; Bóg określa twój wynik na podstawie wszystkiego, co się w tobie przejawia, gdy wykonujesz swój obowiązek. Czy to poważna sprawa? W rzeczy samej! Jeśli więc przydzielono ci jakieś zadanie, czy to twoja sprawa, jak się z nim uporasz? (Nie). Ta praca nie jest czymś, co możesz wykonać samodzielnie, ale wymaga od ciebie wzięcia za nią odpowiedzialności. Odpowiedzialność spoczywa na tobie, musisz ukończyć to zadanie. Czego dotyczy? Współpraca, to, jak współpracować w służbie, jak współpracować, aby wykonywać swój obowiązek, jak współpracować, aby wypełnić swoje zadanie, jak współpracować, aby podążać za wolą Bożą. Dotyczy to tych kwestii” (Punkt ósmy: Chcą, by ludzie podporządkowywali się tylko im, a nie prawdzie lub Bogu (Część pierwsza), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Przestraszyłem się trochę, gdy skończyłem czytać słowa Boga, zwłaszcza po przeczytaniu tych zdań: „Każdy, kto dąży do sławy, zysku i statusu, zamiast należycie wykonywać swoje obowiązki, igra z ogniem i bawi się własnym życiem, a ci, którzy igrają z ogniem i bawią się własnym życiem, mogą w każdej chwili skazać się na zgubę”. Dostrzegłem, że pogoń za sławą, zyskami i statusem jest równoznaczna z igraniem z ogniem i ze swoim życiem, z nieuznawaniem swojego życia za ważne. Obowiązek człowieka to posłannictwo Boże, bardzo poważna sprawa. Ale ja wykorzystałem swój obowiązek jako narzędzie do pozyskania władzy i statusu; choć wiedziałem, że nie podołam tej pracy sam, nie zarekomendowałem Cheyenne, aby została moją partnerką, nie zastananawiając się nawet w najmniejszym stopniu, czy nie odbije się to na pracy kościoła. To było coś, co sprzeciwiało się Bogu i obrażało Go; czy nie igrałem z ogniem? Jako lider grupy nie tylko nie wypełniłem swoich obowiązków, ale też praca, którą nadzorowałem, uległa opóźnieniu. Z czegoś takiego nie można się wytłumaczyć przed Bogiem! Dążyłem tylko do sławy, zysków, statusu i zabiegałem o podziw innych, a droga, którą obrałem, była drogą antychrystów. Gdybym nie okazał skruchy, nie uzyskałbym dobrego wyniku i przeznaczenia. Gdy sobie to uświadomiłem, wtedy dostrzegłem, że mój wcześniejszy punkt widzenia – „Choć nie rekomenduję innych, jeśli tylko nie powoduję jawnych zakłóceń i przeszkód, Bóg mnie nie potępi” – nie był zgodny z prawdą. Choć z pozoru wydawało się, że jestem zajęty wykonywaniem swojego obowiazku, cierpię i płacę cenę, nie robiąc nic wyraźnie złego, to aby zabezpieczyć swoją władzę i status, wolałem opóźniać pracę, niż zarekomendować Cheyenne. Myślałem tylko o tym, jak chronić swoją sławę, zyski i status. Wszystko, o czym myślałem, było złe i potępiane przez Boga. Bóg bada serca i umysły ludzi. Gdybym nie porzucił złej drogi i dalej zabiegał o reputację i status, ostatecznie musiałbym zostać potępiony i ukarany przez Boga.
Później przeczytałem kolejne dwa fragmenty słów Boga i odkryłem ścieżkę praktykowania. Bóg Wszechmogący mówi: „Dla wszystkich, którzy wykonują swój obowiązek, bez względu na to, jak głębokie czy płytkie jest ich zrozumienie prawdy, najprostszą drogą praktyki wkraczania w prawdorzeczywistość jest myślenie we wszystkim o interesie domu Bożego i porzucenie samolubnych pragnień, osobistych intencji, motywacji, dumy i statusu. Przedkładaj korzyści domu Bożego ponad wszystko – przynajmniej tyle powinno się zrobić. Jeśli osoba, która wypełnia swój obowiązek, nie jest w stanie zrobić nawet tyle, to jak można powiedzieć, że wykonuje ona swój obowiązek? Nie na tym polega wykonywanie obowiązku. Najpierw powinieneś pomyśleć o korzyściach domu Bożego, zważać na intencje Boga i brać pod uwagę dzieło kościoła i przedkładać te względy nade wszystko, a dopiero potem możesz myśleć o stabilności swojej pozycji, czy też o tym, jak inni cię postrzegają. Czy nie czujecie, że robi się trochę łatwiej, kiedy podzielicie wszytko na te dwa kroki i pójdziecie na pewne kompromisy? Jeśli będziesz tak praktykował przez pewien czas, poczujesz, że zadowalanie Boga nie jest takie trudne. Co więcej, powinieneś być w stanie wypełniać swoje zobowiązania, wykonywać swoje powinności i obowiązki oraz odłożyć na bok swe egoistyczne pragnienia, cele i pobudki; powinieneś okazywać wzgląd na Boże intencje i umieścić na pierwszym miejscu korzyści domu Bożego, dzieło kościoła i obowiązek, który masz wypełniać. Doświadczywszy tego przez pewien czas, poczujesz, że jest to dobry sposób postępowania. Jest to życie uczciwe i szczere, a nie bycie kimś podłym i niegodziwym; to życie sprawiedliwe i godne, zamiast bycia nikczemnym, podłym nicponiem. Sam poczujesz, że tak właśnie powinien postępować człowiek, że taki obraz winien urzeczywistniać. Stopniowo też słabnąć będzie twoje pragnienie realizowania własnych interesów” (Wolność i wyzwolenie można zyskać tylko przez odrzucenie skażonego usposobienia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). „Jeśli jako przywódca lub pracownik zawsze stawiasz siebie ponad innymi i upajasz się obowiązkami, jakby to była posada rządowa, czerpiesz korzyści ze statusu, snujesz własne plany, zawsze kierujesz się i cieszysz własną sławą, zyskami i statusem, prowadzisz własną działalność i zawsze dążysz do zdobycia wyższego statusu, do zarządzania i kontrolowania większej liczby ludzi oraz do poszerzania zakresu swojej władzy, to jest to problem. Bardzo niebezpiecznie jest traktować ważny obowiązek jako szansę na rozkoszowanie się swoją pozycją niczym urzędnik państwowy. Jeśli zawsze zachowujesz się w ten sposób, nie chcesz współpracować z innymi, nie chcesz osłabić swojej władzy ani dzielić się nią z ludźmi w obawie, że ktokolwiek inny zepchnie cię na dalszy plan i cię przyćmi, jeśli chcesz tylko cieszyć się władzą na własną rękę, to jesteś antychrystem. Jeśli jednak często szukasz prawdy, zwykle przeciwstawiasz się cielesności, własnym motywom oraz ideom, a także potrafisz podjąć się współpracy z innymi, otwierasz serce, by konsultować się z innymi i wspólnie poszukiwać, uważnie słuchasz ich pomysłów i sugestii, akceptujesz rady, które są poprawne i zgodne z prawdą, bez względu na to, od kogo pochodzą, to praktykujesz w mądry i właściwy sposób i jesteś w stanie uniknąć wejścia na błędną drogę, a to stanowi dla ciebie ochronę” (Punkt ósmy: Chcą, by ludzie podporządkowywali się tylko im, a nie prawdzie lub Bogu (Część pierwsza), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Choć byłem wyznawcą Boga, choć zjadłem i wypiłem tak wiele Jego słów, nie byłem zdolny chronić interesów kościoła podczas wykonywania swojego obowiązku, ale wszędzie przemawiałem i działałem przez wzgląd na własne egoistyczne pragnienia, reputację i status. Naprawdę brakowało mi sumienia oraz rozumu i byłem niegodny wykonywania obowiązku w kościele. W domu Boga rządzi prawda, rządzi sprawiedliwość; ktoś, kto ma potencjał i zdolności oraz niesie brzemię odpowiedzialności za pracę kościoła, powinien zostać zarekomendowany i taką osobę należy poprosić, aby podjęła się odpowiedniej pracy w kościele. Gdy zarekomenduje się kogoś, jeszcze jedna osoba może wykonywać pracę kościoła, co jest korzystne i dla postępów pracy, i dla rozwoju braci oraz sióstr. Jeśli ktoś zawsze pragnie tylko korzyści wynikających ze statusu i chce mieć monopol na władzę, wywyższać się ponad innych, mieć ostatnie słowo i nie jest skłonny współpracować z innymi po partnersku, taka osoba podąży ścieżką antychrysta. Ale jeśli ma partnera, a w pracy potrafią dyskutować, uczyć się od siebie i wzajemnie kontrolować, to unikną zmonopolizowania władzy przez jedną osobę i unikną wejścia na ścieżkę antychrystów – stanie się to czymś w rodzaju chroniącej ich niewidzialnej tarczy. Gdy się nad tym zastanawiałem, uświadomiłem sobie, że zarekomendowanie utalentowanych osób byłoby korzystne nie tylko dla pracy kościoła, ale pomogłoby też mnie. Potem napisałem wiadomość do przywódczyni i zarekomendowałem Cheyenne, a przywódczyni zgodziła się, abyśmy ja i Cheyenne zostali partnerami. Poczułem wtedy wielką ulgę i było mi niezwykle lekko na sercu. Od tej pory dyskutowałem o pracy z Cheyenne, a następnie dzieliliśmy się obowiązkami i, krok po kroku, rozwijanie ludzi zaczęło przynosić coraz lepsze efekty. W trakcie tego doświadczenia zacząłem powoli pojmować, co mówią następujące słowa Boga: „Jeśli promujesz dobrą osobę i pozwalasz jej się szkolić i wykonywać obowiązek, dzięki czemu dom Boży zyskuje utalentowaną osobę, czyż nie łatwiej będzie ci wtedy wykonywać twoją pracę? Czy tym sposobem nie wykażesz się lojalnością w swym obowiązku? Jest to dobry uczynek przed obliczem Boga; jest to minimum sumienia i rozumu, jakie powinni posiadać ci, którzy służą jako przywódcy” (Wolność i wyzwolenie można zyskać tylko przez odrzucenie skażonego usposobienia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Ze słów Boga zrozumiałem, że rekomendowanie innych nie szkodzi moim interesom i że jest praktykowaniem prawdy oraz przygotowaniem dobrych uczynków. Jest to korzystne i dla mnie, i dla pracy kościoła. Praktykując w taki sposób, czuję spokój. Dzięki Bogu!