53. Mój obowiązek obnażył mój egoizm
Od ponad dwóch lat nadzoruję prace przy produkcji wideo. Jakiś czas temu, w wyniku potrzeb związanych z pracą, nasza grupa została podzielona na dwie mniejsze. Siostra Layla nadzorowała jedną grupę, a ja drugą. Mimo że siostra Layla dopiero zaczęła kierować pracami, stale podsuwała ludziom ważne sugestie dotyczące produkcji wideo, a także często prowadziła braci i siostry we wspólnym analizowaniu pracy i nauce technicznych umiejętności. Wcale mnie to nie cieszyło i myślałam: „Jeśli tak dalej pójdzie, z pewnością poczynią szybkie postępy i już niedługo moja grupa będzie słabo wyglądała w porównaniu z ich grupą”. Ogarnęło mnie poczucie zagrożenia i powiedziałam sobie, że muszę starannie pracować nad każdym nagraniem, by nie zostać w tyle za Laylą i jej grupą. Wideo, które wówczas przygotowywaliśmy, stanowiło spore wyzwanie techniczne. Wraz z pozostałymi braćmi i siostrami pilnie zgłębiałam odpowiednie umiejętności. Gdy napotykaliśmy trudności, modliłam się do Boga i wspólnie z innymi szukałam rozwiązań. Po wytężonej pracy ukończyliśmy nagranie, a bracia i siostry, którzy je widzieli, uznali, że było dobrze zrealizowane. Miałam satysfakcję, bo był to dowód, że jestem kimś, z kim należy się liczyć; kimś zdolniejszym od Layli i jej grupy. Rozesłałam wideo do braci i sióstr z innych grup, a oni po kilku dniach odpowiedzieli, że nagranie jest bardzo realistyczne, i pytali, jak udało mi się udoskonalić moje umiejętności techniczne. Ich słowa bardzo mnie ucieszyły i pomyślałam: „Teraz, gdy bracia i siostry zobaczyli, co potrafię, na pewno będą mnie szanować i podziwiać”. Przyrzekłam sobie, że będę pracować z najwyższą starannością nad każdym kolejnym nagraniem wideo.
Jakiś czas później Layla i jej grupa mieli problemy z jednym z nagrań i chcieli, bym pomogła im je rozwiązać. Pomyślałam: „Praca nad tym nagraniem należy do waszych zadań. Jeżeli poświęcę czas na rozwiązywanie waszych problemów, nie tylko nie zyskam uznania, lecz także spowolni to moją własną pracę. Lepiej, żebym włożyła więcej wysiłku w wideo, za które odpowiadam, niż pomagała w rozwiązywaniu waszych problemów”. Postanowiłam zatem im nie pomagać. Jednak Layla nadal nie mogła znaleźć rozwiązania i ponownie zwróciła się do mnie. Powiedziała, że próbowali różnych sposobów, które okazały się bezskuteczne, i zapytała, jak do tej pory radziłam sobie z podobnymi trudnościami. Pomyślałam: „Jeżeli poświęcę swój czas na problemy twojej grupy, a w efekcie wykonasz pracę lepiej ode mnie, czyż wszyscy nie pomyślą, że jesteś lepszą liderką grupy niż ja, choć dopiero zaczynasz? Wyszłoby na to, że jestem niekompetentna!”. Z tą myślą bezceremonialnie odparłam, że nie jestem w stanie jej pomóc. Layla nie miała wyjścia: musiała wrócić do grupy i dalej próbować samodzielnie pokonać trudności. Później wysłała na czacie grupowym próbkę nagrania, byśmy sprawdzili, czy wszystko jest z nim w porządku. Nie zamierzałam odpowiadać, ponieważ uważałam, że oglądanie tego wideo to strata czasu. Obawiałam się jednak, że jeżeli go nie obejrzę, bracia i siostry uznają mnie za niesumienną, jeśli chodzi o nadzorowanie pracy, i nieodpowiedzialną liderkę grupy. Wobec tego niechętnie otworzyłam plik i obejrzałam nagranie. Zauważyłam błędy w kilku miejscach, lecz dokładnie się nad nimi nie zastanowiłam. Później Layla przesłała wideo również przywódczyni – ta zaś wskazała sporo kwestii wymagających zmian i poprawy. W rezultacie praca uległa opóźnieniu. Po pewnym czasie, gdy przywódczyni przyszła do mnie, by wspólnie omówić postępy pracy, wskazała na moje problemy i powiedziała: „Kiedy wykonujemy swoje obowiązki w kościele, dzielimy się pracą, lecz nie oznacza to wcale, że działamy niezależnie od siebie. Ty jesteś liderką grupy, więc spoczywa na tobie większy ciężar. Layla dopiero zaczęła pełnić funkcję liderki, dlatego musisz dokładniej sprawdzać materiały, które tworzy razem ze swoją grupą, aby zawczasu rozwiązać problemy”. Zrozumiałam wówczas, że nie mogę umywać rąk w związku z tym opóźnieniem, ponieważ wynikało ono z mojego zbytniego egoizmu, zajmowania się wyłącznie własną pracą i odmowy współpracy z Laylą. Jednakże nie przemyślałam tego wystarczająco wnikliwie. Po tym wydarzeniu, za każdym razem, gdy nagrywałam wideo, moje myśli były zamglone; czułam się zdezorientowana i zagubiona. Nie potrafiłam dostrzec problemów w zadaniach wykonywanych przez braci i siostry i nie wiedziałam nawet, co powiedzieć podczas modlitwy. Zrozumiałam, że jestem w złym stanie i że Bóg skrył przede mną swoje oblicze. Zaczęłam więc poszukiwać Boga i modlić się do Niego, prosząc, by pomógł mi zrozumieć samą siebie.
Pewnej nocy, przed pójściem spać, zastanawiałam się nad swoimi niedawnymi poczynaniami. Myślałam o tym, w jaki sposób Bóg demaskuje antychrystów, którzy pełniąc służbę, dbają jedynie o własną pracę. Znalazłam ten oto fragment Bożych słów: „Antychryści nie mają sumienia, rozsądku ani człowieczeństwa. Nie tylko nie mają za grosz wstydu, ale cechuje ich też inny znak rozpoznawczy: są niezwykle samolubni i podli. Dosłowne znaczenie ich »samolubstwa i podłości« nie jest trudne do uchwycenia: są ślepi na wszystko poza własnymi interesami. Poświęcają całą uwagę wszystkiemu, co dotyczy ich własnych spraw, i są gotowi za to cierpieć, zapłacić cenę, zaangażować się w pełni, oddać się temu. Na wszystko, co nie ma związku z ich interesami, przymkną oko i nie będą tego zauważać; inni mogą robić, co im się podoba – antychrystów nie obchodzi, czy ktoś wprowadza podziały lub zakłócenia; ich zdaniem nie ma to z nimi nic wspólnego. Delikatnie mówiąc, pilnują własnych interesów. Ale trafniej jest powiedzieć, że taka osoba jest podła, nikczemna i wstrętna; określamy ich jako »samolubnych i nikczemnych«. Jak przejawia się egoizm i podłość antychrystów? We wszystkim, co służy ich pozycji lub reputacji, starają się zrobić lub powiedzieć wszystko, co jest konieczne, i chętnie znoszą wszelkie cierpienia. Ale gdy chodzi o pracę, którą organizuje dom Boży lub która służy rozwojowi życia wybranych ludzi Bożych, całkowicie ją ignorują. Nawet wtedy, gdy złoczyńcy powodują zakłócenia, utrudnienia i dopuszczają się wszelkiego rodzaju zła, poważnie tym szkodząc pracy kościoła, antychryści pozostają niewzruszeni i obojętni, jakby zupełnie ich to nie dotyczyło. A jeśli ktoś odkryje i ujawni niegodziwe uczynki złoczyńcy, ten twierdzi, że nic nie widział i udaje nieświadomego. (…) Bez względu na to, jaką pracę podejmuje osoba, która jest antychrystem, nigdy nie myśli ona o interesach domu Bożego. Tacy ludzie patrzą tylko na to, jak ta praca wpłynie na ich własne interesy, myślą tylko o tym jej fragmencie, który mają przed sobą i który przynosi im korzyści. Zasadnicze dzieło kościoła jest dla nich po prostu czymś, czym się zajmują w wolnym czasie. W ogóle nie traktują go poważnie. Dokonują tylko pozornych wysiłków, robią tylko to, co sprawia im przyjemność, a ich praca ma jedynie podtrzymać ich pozycję i władzę. W ich oczach każda praca zorganizowana przez dom Boży, dzieło szerzenia ewangelii i wejście w życie Bożych wybrańców w ogóle nie są ważne. Bez względu na to, jakie trudności w pracy mają inni ludzie, jakie problemy zauważyli i zgłosili antychrystom, jak szczere są ich słowa, antychryści nie poświęcają im uwagi ani nie angażują się, zupełnie jakby to ich nie dotyczyło. Pozostają całkowicie obojętni na sprawy kościoła, bez względu na to, jak są one istotne. Nawet jeśli problem leży tuż przed nimi, zajmują się nim jedynie pobieżnie. Tylko jeśli Zwierzchnik bezpośrednio się z nimi rozprawi i poleci im rozwiązać problem, niechętnie wykonają trochę konkretnej pracy, żeby móc coś pokazać Zwierzchnikowi; zaraz potem wrócą do własnych spraw. Wobec dzieła kościoła oraz ważnych spraw w szerszym kontekście nie wykazują żadnego zainteresowania i pozostają obojętni. Ignorują nawet problemy, które sami odkryli, a gdy ich o to zapytać, udzielają zdawkowych odpowiedzi i zajmują się nimi bardzo niechętnie. Czy nie jest to przejaw egoizmu i podłości? Co więcej, jakikolwiek obowiązek wykonują antychryści, myślą tylko o tym, czy podniesie to ich rangę; jeżeli coś może poprawić ich reputację, łamią sobie głowę, obmyślając sposoby, by się nauczyć, jak to robić; zależy im tylko na tym, by się wyróżnić. Cokolwiek robią lub myślą, mają na względzie tylko własną sławę i status. Bez względu na to, jaki obowiązek wykonują, rywalizują tylko o to, kto stoi wyżej lub niżej, kto wygrywa, a kto przegrywa, kto ma lepszą reputację. Obchodzi ich tylko to, ilu ludzi ich podziwia, ilu jest im posłusznych i ilu za nimi idzie. Nigdy nie dzielą się prawdą ani nie rozwiązują prawdziwych problemów. Nigdy nie zastanawiają się, jak przestrzegać zasady przy wykonywaniu obowiązku, czy okazali się wierni i wypełnili swoją odpowiedzialność, czy zboczyli z drogi i czy istnieją jakieś problemy. Nie dbają też o to, o co prosi Bóg i jaka jest wola Boża. Nie zwracają najmniejszej uwagi na te wszystkie rzeczy. Przykładają się i pracują tylko w trosce o status i prestiż, tylko po to, by zaspokoić swoje ambicje i zachcianki. Czy nie jest to przejaw egoizmu i podłości? Okazują tym samym, że ich serca pełne są po brzegi osobistych ambicji, zachcianek i nierozumnych żądań; wszystkim, co robią, kierują ich ambicje i pragnienia. Cokolwiek robią, ich motywacją i punktem wyjścia są osobiste ambicje, pragnienia i bezsensowne żądania. Jest to archetypowa manifestacja egoizmu i podłości” (Aneks czwarty: Podsumowanie charakteru antychrystów i istoty ich usposobienia (Część pierwsza), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Bóg obnaża antychrystów jako osoby nadzwyczaj samolubne. Gdy chodzi o ich własne interesy lub o to, aby się wyróżnić, pracują sumiennie i z radością, bez względu na to, jaką cenę muszą zapłacić i ile muszą wycierpieć. Lecz gdy coś nie leży w ich interesie, po prostu to ignorują. W takich przypadkach nie są skłonni poświęcić danej sprawie uwagi, bez względu na to, z iloma trudnościami borykają się inni lub jak wielkie szkody przynosi to dziełu kościoła. Wszystko, co czynią, służy jedynie ich reputacji i statusowi. Nie dbają przy tym wcale o dobro kościoła. Uświadomiłam sobie wówczas, że tak właśnie się zachowywałam. Po tym, jak podzielono nas na dwie grupy, zauważyłam, że Layla robi szybkie postępy i niesie brzemię w trakcie wykonywania swoich obowiązków. Obawiałam się, że mnie prześcignie, toteż gdy napotykała trudności i przychodziła do mnie po wsparcie, nie chciałam jej pomóc. Uważałam, że nie należy to do moich obowiązków, a co więcej, pochłonęłoby to mój czas i moją energię. Ponadto, nawet gdyby wideo okazało się udane, moja ciężka praca pozostałaby niezauważona. Zamiast tego inni uznaliby, że Layla prezentuje ten sam poziom co ja, mimo że dopiero zaczęła praktykować jako liderka grupy. W takiej sytuacji nie byłabym w stanie się wykazać. Dlatego gdy Layla poprosiła mnie o sprawdzenie nagrania i o wskazówki, wcale się nie przejęłam. Nie chciałam poświęcać na to czasu ani sił. W końcu obejrzałam wideo, ale niechętnie i pro forma, żeby inni nie mogli zarzucić mi nieodpowiedzialności. Z tego powodu zawierające liczne błędy nagranie trzeba było ponownie poddać obróbce. Gdybym tylko włożyła w to nieco więcej wysiłku, mogłabym wcześniej dostrzec i naprawić wspomniane błędy. Jednakże mój przesadny egoizm i dbałość tylko o własne interesy sprawiła, że prace kościoła uległy opóźnieniu. Na myśl o tym czułam się okropnie winna. Kościół ustanowił mnie liderką grupy – powinnam zatem była wypełniać swoje obowiązki i z uwagą rozwiązywać różnego rodzaju trudności i problemy, które bracia i siostry napotykali w pracy. Nie dbałam jednak wcale o Boże intencje. Obchodziło mnie tylko to, czy materiały wideo, za które ja odpowiadałam, zostały dobrze zrealizowane i czy uda mi się sprawić, by podziwiało mnie więcej osób. Gdy Layla napotkała trudności, miałam rzecz jasna kilka pomysłów na poradzenie sobie z nimi, a mimo to w ogóle jej nie pomogłam. Pomyślałam nawet złośliwie: „To dobrze, że mają problemy; jeżeli efekty ich pracy będą niezadowalające, lepiej na tym wyjdę. Bracia i siostry pomyślą, że jestem filarem tej grupy i że beze mnie sobie nie poradzą”. Moje myśli i czyny były naprawdę podłe! Później, podczas analizowania naszej pracy, usłyszałam, jak kilka sióstr mówiło: „Wideo nie zostało dobrze zrealizowane i czuję się przez to trochę zniechęcona. Sądzę, że nie mam wystarczająco dobrego charakteru, by pełnić ten obowiązek”. Słuchałam tego z przykrością i pogłębiało się moje przekonanie o tym, jak bardzo byłam samolubna. Dbałam jedynie o własną reputację i własny status. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że ci ludzie dopiero zaczęli praktykować, że potrzebują wsparcia i współdziałania. A jednak siedziałam z założonymi rękami, nie okazując nawet odrobiny miłości. Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej czułam, że brak mi człowieczeństwa. Jak mogłam postąpić tak podle i nikczemnie?
Podczas zgromadzenia usłyszałam, jak jeden z braci omawiał swoje doświadczenie, i odkryłam, że przyniosło mi to wielką korzyść. Przytoczył on fragment słów Bożych, który wywarł na mnie naprawdę głębokie wrażenie. Słowa Boga mówią: „Jaki jest ten standard, według którego czyny człowieka są osądzane jako dobre bądź złe? Zależy to od tego, czy w swoich myślach, wyrażaniu się i działaniach, ludzie posiadają świadectwo wcielania prawdy w życie i urzeczywistniania rzeczywistości prawdy. Jeśli nie masz tej rzeczywistości lub tego nie urzeczywistniasz, to bez wątpienia jesteś złoczyńcą. Jak Bóg postrzega złoczyńców? Twoje myśli i uczynki nie niosą świadectwa o Bogu ani nie zawstydzają szatana i nie pokonują go, a zamiast tego przynoszą wstyd Bogu i noszą mnóstwo oznak twych intencji, które sprawiają, że to Bóg wstydzi się za ciebie. Ty zaś wcale nie składasz świadectwa o Bogu, nie ponosisz kosztów dla Niego, ani nie wypełniasz swojego obowiązku i zobowiązań wobec Boga. Zamiast tego działasz dla własnego dobra. Co oznacza »dla własnego dobra«? Mówiąc dokładnie, oznacza to działanie na rzecz szatana. Dlatego też na koniec Bóg powie: »Odstąpcie ode mnie wy, którzy czynicie nieprawość«. W oczach Boga nie spełniłeś dobrych uczynków, a raczej twoje postępowanie obróciło się w zło. Twoje postępowanie nie tylko nie zyska aprobaty Boga, lecz będzie potępione. Co chce zyskać osoba z taką wiarą w Boga? Czy taka wiara w końcu nie poszłaby na marne?” (Wolność i wyzwolenie można zyskać tylko przez odrzucenie skażonego usposobienia, w: Słowo, t. 3, Wypowiedzi Chrystusa dni ostatecznych). Ze słów Bożych zrozumiałam, że Bóg nie patrzy na to, ile obowiązków wykonuje człowiek ani jak bardzo jest chwalony. Spogląda On raczej na to, czy dana osoba w swych myślach, wypowiedziach i działaniach podczas spełniania swojego obowiązku niesie świadectwo praktykowania prawdy. W ten sposób Bóg osądza, czy to, co robi człowiek, jest dobre czy złe. Bóg bada ludzkie serca i jeżeli ktoś spełnia swój obowiązek, nie mając zamiaru nieść świadectwa o Bogu ani zadowalać Boga, a zamiast tego szkodzi dziełu kościoła w imię ochrony własnych interesów, to bez względu na to, jak wysoką cenę płaci ów człowiek, w oczach Boga nadal czyni on zło. Zawsze sądziłam, że sumiennie i odpowiedzialnie wykonuję swoje obowiązki i że nie jestem złą osobą. Jednak poddając refleksji swoje zachowanie w świetle Bożych słów, dostrzegłam, że choć starałam się z całych sił i skrupulatnie wykonywałam powierzone mi zadania, to jednak kryła się za tym intencja zdobycia miejsca w sercach braci i sióstr; tą intencją było, aby uważali mnie za filar grupy i nie mogli się beze mnie obejść. Nawet wtedy, gdy Layla borykała się z trudnościami i nie była w stanie kontynuować pracy, w najmniejszym stopniu mnie to nie martwiło. Wręcz przeciwnie: cieszyłam się, że ma kłopoty, gdyż czułam, że to pomoże mi się wyróżnić. Spełniając swój obowiązek z tak podłymi zamiarami, czyniłam zło i byłam potępiona przez Boga. Gdybym nie okazała skruchy, w końcu zostałabym wyeliminowana przez Boga, mimo że wykonałam dużo pracy i zapłaciłam wysoką cenę. Ta myśl mnie przeraziła i poczułam, że jestem w wielkim niebezpieczeństwie. Modliłam się do Boga, postanawiając, że nie będę się więcej kierować swoim zepsutym usposobieniem i że jeśli podobna sytuacja przydarzy mi się w przyszłości, muszę patrzeć całościowo na dzieło kościoła oraz chronić jego interesy.
Później odnalazłam w słowach Bożych ścieżkę praktyki. Bóg mówi: „Dla wszystkich, którzy wypełniają swój obowiązek, bez względu na to, jak głębokie czy płytkie jest ich zrozumienie prawdy, najprostszą drogą praktyki, dzięki której można wejść w prawdorzeczywistość, jest myślenie we wszystkim o interesie domu Bożego i porzucenie samolubnych pragnień, indywidualnych intencji, motywacji, dumy i statusu. Przedkładaj korzyści domu Bożego nad wszystko – przynajmniej tyle powinno się zrobić. Jeśli wypełniająca swój obowiązek osoba nie może zrobić nawet tego, to jak można powiedzieć, że wykonuje ona swój obowiązek? Nie na tym polega wykonywanie obowiązku. Najpierw powinieneś brać pod uwagę korzyści domu Bożego, zważać na wolę Boga, brać pod uwagę dzieło kościoła i przedkładać te względy nade wszystko, a dopiero potem możesz myśleć o stabilności swojej pozycji, czy też o tym, jak inni cię postrzegają. Czy nie czujesz, że robi się trochę łatwiej, kiedy dzielisz wszytko na te kroki i ustanawiasz pewne kompromisy? Jeśli będziesz tak praktykował przez pewien czas, poczujesz, że zadowalanie Boga nie jest trudne. Ponadto, powinieneś być w stanie wypełniać swoje zobowiązania, wykonywać swoje powinności i obowiązki, odłożyć na bok swe egoistyczne pragnienia oraz własne cele i motywy, mieć wzgląd na wolę Bożą i umieścić na pierwszym miejscu korzyści domu Bożego, dzieło kościoła i obowiązek, który powinieneś wypełniać. Po pewnym okresie doświadczania tego poczujesz, że to jest sposób na dobre prowadzenie się. Jest to życie uczciwe i szczere, a kto tak żyje, nie jest nikczemnikiem ani nicponiem, wiedzie żywot sprawiedliwy i godny, zamiast być podłym i nikczemnym. Sam poczujesz, że tak właśnie powinien żyć i postępować człowiek. Stopniowo też słabnąć będzie tkwiące w twym sercu pragnienie realizowania własnych interesów” (Wolność i wyzwolenie można zyskać tylko przez odrzucenie skażonego usposobienia, w: Słowo, t. 3, Wypowiedzi Chrystusa dni ostatecznych). Ze słów Boga zrozumiałam, że aby dobrze wykonywać swój obowiązek, człowiek musi odłożyć na bok osobiste intencje, pobudki, dumę oraz status, i na pierwszym miejscu stawiać zawsze interesy kościoła. Potem świadomie wykonywałam swój obowiązek zgodnie z Bożymi wymogami, przestałam być samolubna i podła i nie przejmowałam się już wyłącznie swoją reputacją i statusem. Pewnego razu Layla napotkała trudności podczas przygotowywania wideo i chciała, bym się im przyjrzała i spróbowała je rozwiązać. Miałam pewne opory i myślałam: „Nie skończyłam jeszcze nagrania, nad którym teraz pracuję. Czy to, że pomogę Layli rozwiązać problem, nie będzie rzutować na przebieg mojej pracy? Jeżeli w efekcie nie będę w stanie jej ukończyć na czas, czyż inni nie powiedzą, że jestem nieudolna, choć przecież pełnię funkcję liderki grupy?”. Zdałam sobie sprawę, że znów kieruję się swoim skażonym usposobieniem. Przywołałam w pamięci przyrzeczenie złożone Bogu – że będę patrzeć całościowo na dzieło kościoła, nie zaś zajmować się tylko własną pracą – i modliłam się do Niego, pragnąc zbuntować się przeciwko swojej cielesności, odłożyć na bok swoje interesy i rzetelnie pomóc Layli. Uważnie obejrzałam wideo, wynotowałam wszystkie problemy, a następnie udałam się do Layli i jej grupy, aby przekazać swoje wskazówki. Layla powiedziała, że moje omówienie wskazało jej ścieżkę, a ja poczułam w sercu wielki spokój. Początkowo sądziłam, że pomaganie jej spowolni moją pracę, lecz ostatecznie nie doszło do żadnych opóźnień. W obu naszych grupach praca przebiegała sprawniej niż kiedykolwiek i z powodzeniem ukończyliśmy ją w ciągu miesiąca. Później, gdy bracia i siostry prosili mnie, bym pomogła im w rozwiązywaniu trudności, już im nie odmawiałam, lecz pomagałam najlepiej, jak potrafiłam. Mimo że poświęcałam więcej czasu i wysiłku na weryfikację pracy i przekazywanie sugestii, praktykując w ten sposób, czułam spokój.
Później zastanawiałam się, dlaczego byłam tak gorliwa w sprawach leżących w moim interesie, a niechętna do współpracy, gdy nie miało to z nimi nic wspólnego. Co właściwie stanowiło istotę tego problemu? Wtedy zobaczyłam następujące słowa Boga: „Aby chronić własną próżność i reputację oraz zachować dobre imię i status, niektórzy ludzie chętnie pomagają innym i poświęcają się dla swoich przyjaciół bez względu na koszty. Ale kiedy muszą chronić interesy domu Bożego, prawdę i sprawiedliwość, nie mają takich dobrych intencji – zniknęły one całkowicie. Kiedy powinni praktykować prawdę, nie robią tego. O co chodzi? Aby chronić własną godność i reputację, zapłacą każdą cenę i ścierpią wszystko. Ale kiedy muszą wykonywać rzeczywistą pracę, chronić to, co pozytywne, oraz chronić i zaopatrywać Bożych wybrańców, dlaczego nie mają już siły, by płacić jakąkolwiek cenę i jakkolwiek cierpieć? To nie do pomyślenia. W rzeczywistości mają rodzaj usposobienia, które jest znużone prawdą. Czemu mówię, że ich usposobienie jest znużone prawdą? Ponieważ zawsze, gdy coś wiąże się z niesieniem świadectwa o Bogu, praktykowaniem prawdy, ochroną Bożych wybrańców, walką z oszustwami szatana lub ochroną tego, co pozytywne, tacy ludzie uciekają i chowają się, nie robiąc tego, co właściwe. Gdzie jest ich heroizm i duch, który niezłomnie znosi cierpienia? Do czego go używają? Łatwo to zauważyć. Nawet gdy ktoś ich krytykuje, mówiąc, że nie powinni być tak samolubni i podli i nie powinni chronić siebie, ich to w istocie nie obchodzi. Mówią sobie: »Nie robię takich rzeczy, to mnie nie dotyczy. Jaką korzyść mogłoby takie zachowanie przynieść dla mojego dobrego imienia i statusu?«. Nie są to ludzie, którzy dążą do prawdy. Szukają rozgłosu i statusu, zamiast po prostu wykonywać pracę, którą powierzył im Bóg. Kiedy są potrzebni w pracy kościoła, wolą uciec. W głębi serca nie przepadają za rzeczami pozytywnymi i nie interesują się prawdą. To wyraźnie pokazuje, że brzydzi ich prawda. Tylko ci, którzy miłują prawdę i posiadają prawdorzeczywistość, mogą zgłosić, gdy wymagają tego praca domu Bożego i wybrańcy Boży. Tylko tacy ludzie mogą odważnie powstać i związani obowiązkiem świadczyć o Bogu i omawiać prawdę, wprowadzić Bożych wybrańców na właściwą drogę, dzięki czemu osiągną oni posłuszeństwo Bożemu dziełu; i tylko to jest odpowiedzialną postawą i przejawem troski o wolę Boga. Jeśli nie przyjmujecie takiej postawy i wciąż tylko różne sprawy załatwiacie niedbale, myśląc sobie: »Zrobię to, co wchodzi w zakres moich własnych obowiązków, ale cała reszta mnie nie obchodzi. Jeśli o coś mnie spytasz, odpowiem ci – o ile będę w dobrym humorze. Inaczej nic z tego. Takie jest właśnie moje podejście«, to macie właśnie tego typu usposobienie. Czy chroniąc tylko swą własną pozycję, reputację, poczucie wartości i dbając jedynie o to, co wiąże się z czyimiś interesami, można bronić słusznej sprawy? Czy w ten sposób wspiera się to, co pozytywne? Te małostkowe, samolubne motywy to właśnie usposobienie nienawistne wobec prawdy” (Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Wypowiedzi Chrystusa dni ostatecznych). „Gdy Bóg widzi, że ludzie mają słaby charakter, pewne wady, skażone usposobienie lub istotę, która się Jemu sprzeciwia, nie czuje do nich odrazy ani nie trzyma ich z dala od siebie. Nie taka jest wola Boża i Jego stosunek do człowieka. Bóg nie nienawidzi słabego charakteru ludzi, nie nienawidzi ich głupoty ani nie nienawidzi tego, że mają zepsute usposobienie. Czego Bóg najbardziej nienawidzi w ludziach? Tego, gdy są znużeni prawdą. Jeśli jesteś znużony prawdą, to tylko z tego powodu Bóg nigdy nie znajdzie w tobie upodobania. Jest to pewne ponad wszelką wątpliwość. Jeśli jesteś znużony prawdą, jeśli jej nie miłujesz, jeśli twój stosunek do niej jest obojętny, pogardliwy i wyniosły, a nawet odpycha cię ona, czujesz wobec niej opór i odrzucasz ją – jeśli zachowujesz się w ten sposób, to Bóg całkowicie tobą gardzi i nie masz żadnych szans, jesteś nie do uratowania” (Aby dobrze wypełniać obowiązek, kluczowe jest zrozumienie prawdy, w: Słowo, t. 3, Wypowiedzi Chrystusa dni ostatecznych). Ze słów Bożych zrozumiałam, że ludzie, którzy nie miłują prawdy lub nie chronią interesów kościoła, zawsze dbają o własną reputację i status oraz ochoczo czynią wszystko to, co służy ich interesom i pozwala im się wyróżnić, ignorując i odrzucając to, co nie przynosi im korzyści, to ludzie o szatańskim usposobieniu, którzy są niechętni prawdzie. Bez względu na to, jak sumienni są tego rodzaju ludzie w sprawach dotyczących ich własnych interesów, jak wysoką cenę za nie płacą lub jak imponujące są wyniki ich pracy, ich intencją jest zawsze zaspokojenie własnej potrzeby reputacji i statusu. Gdy chodzi o interesy kościoła, doskonale znają prawdę, ale jej nie praktykują i w żadnej mierze nie stoją na straży pracy kościoła. Po namyśle zdałam sobie sprawę, że w taki właśnie sposób wykonywałam swój obowiązek. Byłam gotowa podjąć wysiłek i zapłacić cenę, byle tylko móc się wyróżnić i dobrze wypaść. Nawet w obliczu trudności pozostawałam niewzruszona i koncentrowałam się wyłącznie na robieniu wszystkiego, co w mojej mocy, aby osiągnąć wyniki. Lecz gdy tylko dostrzegłam, że właściwe wykonywanie pracy nie pozwoli mi się wyróżnić ani nie przysporzy mi osobistych korzyści, nie angażowałam się w nią. Nie martwiło mnie nawet to, że dzieło kościoła ponosiło wówczas straty. Ujawniłam szatańskie usposobienie człowieka niechętnego prawdzie! Dzięki mojej wieloletniej wierze i wszystkim słowom Boga, które przeczytałam, wiedziałam, że jeśli chodzi o doktrynę, jako istota stworzona muszę wypełniać swój obowiązek całym sercem, umysłem i ze wszystkich sił, a także zawsze stawiać interesy kościoła na pierwszym miejscu. Często modliłam się do Boga, mówiąc, że będę wykonywać swój obowiązek najlepiej, jak potrafię, aby odwdzięczyć się za Jego miłość. Lecz gdy przychodziło co do czego, wybierałam zaspokajanie swoich samolubnych pragnień, zamiast chronić interesy kościoła. Zawsze przedkładałam własną reputację i status nad interesy kościoła. Jakże źle postępowałam! Gdybym nie uporała się z moim szatańskim usposobieniem osoby niechętnej prawdzie, nigdy nie udałoby mi się zmienić mojego usposobienia życiowego, nie mówiąc już o osiągnięciu zbawienia, bez względu na to, jak długo wierzę w Boga. Pod wpływem tej myśli zrozumiałam, jak fatalne było moje zepsute usposobienie. Modliłam się do Boga, prosząc, by pomógł mi odrzucić jego więzy.
Nieco później przeczytałam kolejny fragment słów Bożych: „W domu Bożym ci, którzy dążą do prawdy, nie są przed Bogiem podzieleni, lecz są zjednoczeni. Wszyscy mają wspólny cel: wypełnianie obowiązku, wykonywanie pracy, która im przypadła w udziale, działanie zgodnie z prawdozasadami, robienie tego, czego wymaga Bóg oraz spełnianie Jego intencji. Jeśli nie jest to twoim celem, ale jesteś skupiony na sobie samym, na zaspokojeniu swoich egoistycznych pragnień, to jest to przejaw zepsutego, szatańskiego usposobienia. W domu Boga obowiązki wypełnia się zgodnie z prawdozasadami, podczas gdy działaniami niewierzących kieruje ich szatańskie usposobienie. Są to dwie bardzo różne ścieżki. Niewierzący snują własne intrygi, każdy z nich ma swoje własne cele i plany i każdy żyje dla własnych interesów. Dlatego usilnie zabiegają o własne korzyści i nie mają zamiaru ani odrobinę rezygnować z tego, co mogą zyskać. Są podzieleni, nie ma wśród nich jedności, ponieważ nie mają wspólnego celu. Intencje stojące za tym, co robią i natura tego, są takie same. Wszyscy oni zabiegają o siebie. Nie ma w tym panowania prawdy, włada i rządzi natomiast zepsute szatańskie usposobienie. Włada nimi ich szatańskie, zepsute usposobienie i nie są w stanie sobie pomóc, dlatego pogrążają się coraz głębiej w grzechu. Gdyby zasady, metody, motywacja i punkt wyjścia waszych działań w domu Bożym nie różniły się od działań niewierzących, gdyby wami również kierowało zepsute szatańskie usposobienie, gdybyście podlegali kontroli i manipulacji z jego strony, a punktem wyjścia waszych działań byłyby wasze własne interesy, reputacja, duma i status, wykonywalibyście swój obowiązek tak samo, jak niewierzący wykonują swoje rzeczy. Jeśli zabiegacie o prawdę, powinniście zmienić sposób działania. Powinniście zrezygnować z własnych interesów, zamiarów i pragnień. Kiedy robicie różne rzeczy, powinniście najpierw wspólnie omawiać prawdę i rozumieć Boże intencje oraz wymogi, zanim rozdzielicie pomiędzy siebie pracę, zwracając uwagę na to, kto jest w czym dobry, a kto sobie nie radzi. Powinniście wziąć na siebie to, co jesteście w stanie robić i mocno trzymać się swojego obowiązku. Nie wysilajcie się i nie bądźcie zbyt gorliwi. Musicie się nauczyć chodzić na kompromis i być tolerancyjni. Jeśli ktoś dopiero rozpoczął wykonywać obowiązek albo dopiero zdobył jakieś umiejętności w danej dziedzinie, ale nie wykonuje pewnych zadań, nie możesz go zmuszać. Musisz mu wyznaczyć nieco łatwiejsze zadania. To mu ułatwi osiągnięcie rezultatów podczas wypełniania obowiązku. To właśnie oznacza bycie tolerancyjnym, cierpliwym i bezkompromisowym. Jest to niezbędny element normalnego człowieczeństwa; tego Bóg wymaga od ludzi i to powinni oni praktykować” (Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Wypowiedzi Chrystusa dni ostatecznych). Ze słów Boga zrozumiałam, jak bardzo wykonywanie obowiązku w kościele różni się od postępowania niewierzących, którzy kierują się takimi szatańskimi filozofiami doczesnego postępowania jak „Pozostaw rzeczy własnemu biegowi, jeśli nie dotykają one nikogo osobiście” i „Każdy zamiata śnieg przed własnymi drzwiami, nie troszcząc się o szron na dachu sąsiada”. Biorą oni pod uwagę jedynie własne interesy oraz możliwość zdobycia awansu bądź bogactwa. Nie wykazują zainteresowania i nie przejmują się trudnościami innych. Zastanawiając się nad tym, w jaki sposób zachowuję się podczas wykonywania swojego obowiązku, uświadomiłam sobie, że postępuję zupełnie tak samo jak osoba niewierząca. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że Layla dopiero zaczęła praktykować oraz że napotykała trudności podczas wykonywania swojego obowiązku, lecz bałam się, że sama z czymś się spóźnię lub że ona mnie przewyższy, dlatego nie miałam ochoty jej pomagać. W efekcie przerabianie nagrania nie tylko opóźniło postępy prac, ale żyłam ze skażonym usposobieniem, znienawidzona przez Boga i pozbawiona Jego przewodnictwa podczas wykonywania mojego obowiązku. Pozwoliło mi to dostrzec, że usposobienie Boga jest sprawiedliwe, że Bóg ma wgląd w najskrytsze zakamarki naszych serc i widzi z całkowitą jasnością nasze samolubne intencje podczas wykonywania obowiązków, oraz że nie jesteśmy w stanie dostąpić dzieła Ducha Świętego, jeżeli podczas wykonywania obowiązków skrywamy niewłaściwe intencje. Z Bożych słów zrozumiałam, że w kościele wykonujemy obowiązki, a nie załatwiamy własne sprawy, i że nie możemy zajmować się osobistymi sprawami, kierując się skażonym usposobieniem. Bez względu na wszystko musimy praktykować prawdę i stać na straży interesów kościoła, a także udzielać wzajemnej pomocy i wsparcia swoim braciom i siostrom, aby praca kościoła przebiegała bez zakłóceń. Byłam podlewana i zaopatrywana przez tak wiele słów Bożych, a kościół przez bardzo długi czas mnie rozwijał. Gdybym nadal knuła dla własnej korzyści, zaspokajając samolubne pragnienia, równocześnie nie będąc zdolną do właściwego wykonywania swojego obowiązku, by odwdzięczyć się za Bożą miłość, to rzeczywiście byłabym pozbawiona sumienia i niegodna tego wszystkiego, czym Bóg mnie obdarzył, a tym bardziej życia przed obliczem Boga. Obudziło to we mnie wyrzuty sumienia. Nie powinnam była traktować w ten sposób swojego obowiązku. Musiałam jak najszybciej zmienić swoje postępowanie. Gdy w przyszłości będę zajmować się sprawami związanymi z dziełem kościoła, muszę o nie dbać i wypełniać swoje obowiązki bez względu na to, czy dane zadanie leży w mojej gestii i czy dobrze dzięki niemu wypadnę. Po tym wszystkim nigdy więcej nie odmawiałam braciom i siostrom, którzy, napotkawszy trudności, potrzebowali mojej pomocy, i potrafiłam mówić im o pewnych dobrych ścieżkach, które dla nich podsumowywałam. Wykonując swój obowiązek w ten sposób, czułam swobodę i spokój.