79. Zrozumiałam, co to znaczy być dobrą osobą
Od dziecka rodzice uczyli mnie bycia rozsądną i uprzejmą dla innych, wyrozumiałą dla ich problemów, oraz tego, by przy byle drobiazgu nie dzielić włosa na czworo. Mówili, że tak zachowuje się dobry człowiek i że w taki sposób można sobie zasłużyć na szacunek i poważanie innych. Ja też myślałam, że tak należy postępować, i często starałam się okazywać wyrozumiałość i uprzejmość. Nigdy nie wdawałam się w konflikty z rodziną i innymi mieszkańcami wsi. Bardzo też dbałam o to, by robić na ludziach dobre wrażenie. Inni mieszkańcy wsi często mnie chwalili, mówiąc, że mam dobre człowieczeństwo i jestem wyrozumiała, no i nie sprzeczam się z tymi, którzy mnie obrażają. Takie pochwały bardzo mnie cieszyły. Uważałam, że jako osoba powinnam być przyjazna i wyrozumiała, nawet gdy ktoś się myli. Byłam pewna, że to świadczy o tym, czy ktoś jest dobrym człowiekiem, czy nie. Tak też postępowałam, gdy zaczęłam wierzyć w Boga.
W listopadzie 2021 roku wybrano mnie na diakonkę w kościele i zaczęłam głosić ewangelię z innymi braćmi i siostrami. Jeden z nich, Kevin, pochodził z tej samej wsi co ja. Miał niezły charakter – jego omówienia gdy dzielił się ewangelią, były dość jasne i potrafił używać przykładów wyjaśniając różne kwestie, żeby pomóc badającym prawdziwą drogę wszystko zrozumieć. Odkryłam jednak, że jest dość arogancki i nie lubi przyjmować sugestii ze strony innych osób. Często nie przestrzegał też w swojej pracy zasad. Zamiast głosząc ewangelię wywyższać Boga i nieść o Nim świadectwo, ciągle opowiadał tylko o tym, ilu ludzi nawrócił. Mówił też, że bracia i siostry lubią słuchać, jak naucza, i bezkrytycznie go podziwiają. Kiedyś pewna osoba badająca prawdziwą drogę pochwaliła go za charakter i jakość jego kazań. Zauważyłam, że Kevin wywyższał się i popisywał, i że gdy dzielił się ewangelią, nie skupiał się na dawaniu świadectwa o dziele Boga w dniach ostatecznych ani prostowaniu pojęć religijnych u innych. Chciałam mu o tym powiedzieć, ale po namyśle postanowiłam jeszcze zaczekać. Chciałam, żeby Kevin wiedział, że jestem uprzejmą i rozsądną osobą, która nie zwraca uwagi na każdą drobnostkę. Pomyślałam, że powinnam dodać mu otuchy i bardziej mu pomóc. Później nasza przywódczyni często wysyłała do naszej grupy zasady dzielenia się ewangelią, a ja w omówieniach pośrednio nawiązywałam do kwestii związanych z zachowaniem Kevina. Liczyłam na to, że dzięki tym omówieniom dostrzeże swoje problemy. Ale czas mijał, a on się nie zmieniał. Chciałam po raz kolejny poruszyć tę kwestię, ale ponieważ był trochę arogancki, bałam się, że nie posłucha mojej rady. Obawiałam się, że może pomyśleć, iż jestem nieuprzejma i nierozsądna, i wyrobi sobie o mnie złą opinię. W przypadku impasu w naszej relacji i braku możliwości współpracy mój wizerunek dobrej osoby ległby w gruzach. Dlatego ugryzłam się w język. Źle się wtedy z tym czułam, dlatego stanęłam przed obliczem Boga w modlitwie, prosząc Go o siłę do praktykowania prawdy. Później razem z Kevinem oraz kilkorgiem braci i sióstr udałam się do pewnej wsi, by głosić ewangelię. Kevin nadal się popisywał w trakcie swojego omówienia. Opowiadał, jak to nie troszczy się o pieniądze i jak poświęca się dla Boga. Nie skupiał się na omawianiu prawdy. W drodze do domu zdobyłam się na odwagę i powiedziałam mu: „W trakcie kazań i świadczenia o Bogu nie wkraczałeś w zasady. Musisz skupić się na omawianiu prawdy z potencjalnymi odbiorcami ewangelii, na przyprowadzaniu ich do Boga…”. Zanim zdążyłam skończyć, odpowiedział: „Moim omówieniom niczego nie brakuje. Przesadzasz”. Bałam się, że jeśli powiem cokolwiek więcej, zranię jego dumę i popsuję nasze relacje. Martwiłam się też, że będzie źle o mnie myślał, więc nic więcej nie powiedziałam. Uznałam, że to wystarczy – niech teraz stopniowo sam do tego dojdzie. Później dowiedziałam się, że choć cały czas pracowaliśmy, nie mieliśmy dobrych wyników w głoszeniu ewangelii. Niektórzy zainteresowani mieszkańcy tamtej wsi wysłuchali kilku omówień przeprowadzonych przez Kevina, a i tak nic nie zrozumieli. Poza tym kierowali się plotkami, żywili pojęcia religijne i nie chcieli dłużej badać dzieła Boga. Z kolei inni bardzo podziwiali Kevina i chcieli słuchać tylko jego omówień, ale nie nikogo innego. Zrobiło mi się przykro i miałam spore wyrzuty sumienia. Te problemy miały dużo wspólnego z samym Kevinem. Gdybym wcześniej wspomniała o jego problemach, może by je dostrzegł i coś zmienił, a nasza praca ewangelizacyjna tak by nie ucierpiała. Gdy potem chciałam o tym wspomnieć, znów się martwiłam, że to popsuje nasze relacje, i byłam naprawdę rozdarta. Postanowiłam poprosić naszą przywódczynię, żeby z nim porozmawiała, żeby moja z nim współpraca i nasze relacje nie ucierpiały. Porozmawiałam więc z naszą przywódczynią o sprawie Kevina. Znalazła odpowiednie słowa Boga i kazała nam wspólnie w nie wkroczyć. Zdawało się, że Kevin trochę się dzięki temu zmienił. Dlatego odpuściłam.
Kiedyś wspomniałam o tej sprawie innej siostrze, która powiedziała, że zawsze chroniłam swoje relacje z innymi, a to oznaka tego, że lubię zadowalać ludzi. Nie uważałam, że lubię zadowalać ludzi, bo takie osoby są podstępne, a ja nigdy nie byłam podstępna, więc jak mogłam być jedną z nich? Nie przyjęłam wtedy jej uwag, ale wiedziałam też, że mogłam się z jej słów czegoś o sobie dowiedzieć. Modliłam się do Boga, prosząc Go o pomoc w poznaniu siebie. Później przeczytałam te słowa Boga: „Postępowanie ludzi i sposoby ich działania w świecie muszą być oparte na słowach Boga; jest to najbardziej podstawowa zasada ludzkiego postępowania. Jak ludzie mogą praktykować prawdę, jeśli nie rozumieją zasad ludzkiego postępowania? W praktykowaniu prawdy nie chodzi o wypowiadanie czczych słów czy wykrzykiwanie sloganów. Chodzi o to, że bez względu na to, z czym można zetknąć się w życiu, dopóki dotyczy to zasad ludzkiego postępowania, perspektywy w postrzeganiu spraw czy kwestii wypełniania swoich obowiązków, ludzie stają przed dokonaniem wyboru i powinni szukać prawdy, szukać podstawy i zasad w słowach Boga, a następnie powinni znaleźć ścieżkę praktyki. Ci, którzy są zdolni praktykować w ten sposób, to ludzie, którzy dążą do prawdy. Umieć w ten sposób dążyć do prawdy, bez względu na to, jak wielkie napotyka się trudności, to iść drogą Piotra, drogą dążenia do prawdy. Na przykład: jaką zasadą należy się kierować w kontaktach z innymi? Być może wychodzisz z założenia, że »Harmonia to skarb, a wyrozumiałość – cnota«, że powinieneś dbać o pokój, nie narażać nikogo na utratę twarzy ani nikogo nie obrażać, a w ten sposób osiągniesz dobre relacje z innymi. Ograniczony tym punktem widzenia, milczysz, gdy widzisz, jak inni robią złe rzeczy lub naruszają zasady. Wolisz, żeby dzieło Kościoła poniosło straty, niż żebyś miał kogokolwiek urazić. Starasz się pozostawać w dobrych stosunkach ze wszystkimi, bez względu na to, kim są. Kiedy się odzywasz, myślisz tylko o ludzkich uczuciach i zachowaniu twarzy, więc zawsze mówisz miłe słowa, aby sprawić innym przyjemność. Nawet jeśli odkryjesz, że ktoś ma problemy, decydujesz się go tolerować i tylko go obgadujesz za plecami, ale w jego obecności zachowujesz spokój i podtrzymujesz relacje. Co sądzisz o takim postępowaniu? Czy nie jest to ktoś, kto próbuje przypodobać się wszystkim? Czy to nie jest nieuczciwe? To narusza zasady ludzkiego postępowania. Czy nie jest uwłaczające tak się zachowywać? Ci, którzy tak robią, nie są dobrymi ludźmi, nie jest to szlachetny sposób postępowania. Nieważne, ile wycierpiałeś i jaką cenę zapłaciłeś, jeśli w twoim postępowaniu nie ma zasad, to pod tym względem zawiodłeś i twoje postępowanie nie zostanie uznane, zapamiętane ani przyjęte przed obliczem Boga” (Aby dobrze wypełniać obowiązek, należy mieć przynajmniej sumienie i rozum, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Zastanowiłam się nad sobą w świetle słów Boga. Nie uważałam, że lubię zadowalać ludzi, ale jak tak naprawdę postępowałam? W tamtym czasie widziałam, jak bardzo popisuje się Kevin podczas głoszenia ewangelii. Powinnam o tym wspomnieć, żeby pomóc mu poznać siebie i pełnić obowiązki zgodnie z zasadami, ale bałam się, że taka bezpośredniość popsuje naszą relację. Z troski o jego uczucia nie odważyłam się na bezpośrednie uwagi. Chciałam go nawet zachęcać, żeby pomyślał, jaką jestem dobrą osobą, i żeby miał o mnie dobre zdanie. W gruncie rzeczy wiedziałam jednak, że współpracując z braćmi i siostrami, należy zgłaszać problemy, naprawiać słabości innych i podtrzymywać dzieło kościoła. Świadomie czyniłam zło i nie praktykowałam prawdy. W rezultacie Kevin nie dostrzegł swoich problemów i dalej się popisywał w trakcie głoszenia ewangelii, nie poświęcając uwagi omawianiu prawdy. Pojęcia religijne osób badających prawdziwą drogę nie zostały skorygowane, a niektórzy pod wpływem wzburzenia przestali uczęszczać na spotkania. To miało wpływ na naszą pracę i miałam trochę wyrzutów sumienia, ale bałam się, że mówiąc wprost, zrażę Kevina do siebie i popsuję naszą relację. Dlatego podstępnie poprosiłam przywódczynię kościoła o rozmowę z nim, żebym sama przypadkiem go nie uraziła. Zrozumiałam, że chroniłam moje relacje z ludźmi i starałam się im przypochlebić w pracy, że absolutnie nie działałam w interesie kościoła i nie miałam poczucia sprawiedliwości, oraz że w ogóle nie kierowałam się zasadami. Nie byłam kimś, kto w jakimkolwiek stopniu praktykuje prawdę. Czy nie tak właśnie postępuje ktoś, kto lubi zadowalać innych? Potem przeczytałam fragment słów Boga, który demaskuje antychrystów: „Na pozór słowa antychrystów wydają się wyjątkowo miłe, kulturalne i dystyngowane. Bez względu na to, kto łamie zasady lub zakłóca i zaburza pracę Kościoła, antychryst nie demaskuje jej ani nie krytykuje, lecz przymyka oko, by ludzie uznali go za wielkodusznego we wszystkich sprawach. Niezależnie od tego, jakie zepsucie przejawiają ludzie i jakie złe czyny popełniają, antychryst jest wyrozumiały i tolerancyjny. Antychryści nie złoszczą się, nie wpadają we wściekłość, nie okazują niezadowolenia i nie obwiniają ludzi, robią coś złego i szkodzą interesom domu Bożego. Bez względu na to, kto popełnia zło i zaburza pracę kościoła, nie zwracają na to uwagi, jakby to nie miało z nimi nic wspólnego, i nikogo z tego powodu nie obrażają. O co najbardziej troszczą się antychryści? O to, ilu ludzi dobrze o nich myśli, ilu widzi ich cierpienie i wychwala ich za to. Antychryści uważają, że nie należy cierpieć za darmo; jakiekolwiek trudności znoszą, jakąkolwiek cenę płacą, jakiekolwiek dobre uczynki wykonują, jakkolwiek są wobec innych troskliwi, opiekuńczy i kochający, wszystko to musi się dziać na oczach innych, żeby jak najwięcej ludzi mogło to zobaczyć. A jaki jest cel takiego działania? Zyskanie sobie przychylności ludzi oraz sprawienie, by więcej osób w swoich sercach pochwalało jego działania, zachowanie i charakter, popierając go. Istnieją nawet antychryści, którzy przez takie pozornie dobre zachowanie próbują stworzyć obraz siebie jako »dobrego człowieka«, by więcej ludzi przychodziło do nich po pomoc” (Punkt dziewiąty (Część dziesiąta), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Po przeczytaniu tych słów czułam się tak winna, jakby Bóg stanął tuż przede mną, obnażając moje szatańskie usposobienie. Pomyślałam o tym, że zawsze starałam się być osoba uprzejmą i wyrozumiałą, bo czułam, że w ten sposób inni będą mnie szanować i chwalić – że będę lubiana przez otaczających mnie ludzi. Tak samo postępowałam pełniąc obowiązki z innymi braćmi i siostrami. Na pozór nie ujawniłam problemów Kevina dlatego, bo obawiałam się, że urażę jego dumę i narażę na szwank naszą współpracę, ale tak naprawdę chroniłam własne dobre imię i swój status. Byłam powierzchownie miła, żeby się ukryć i sprawiać wrażenie dobrej osoby, żeby przypodobać się ludziom i sprawić, by myśleli, że jestem troskliwa, cierpliwa i tolerancyjna – że jestem uprzejmą i dobrą osobą. Nie przejmowałam się jednak tym, że narażam na szwank dzieło kościoła oraz życie braci i sióstr. Dopiero wtedy zrozumiałam, jaka byłam podstępna i szczwana. Sprawiałam wrażenie dobrej osoby, która nigdy nikogo nie obraziła, ale w rzeczywistości za wszystkimi moimi czynami kryły się nikczemne pobudki. Zrozumiałam, że miałam usposobienie antychrysta. Dbałam o własny wizerunek i status kosztem dzieła kościoła. Gdybym dalej kroczyła tą ścieżką, znalazłabym się w wielkim niebezpieczeństwie – coraz bardziej oddalałabym się od Boga, aż zostałabym przez Niego odrzucona z pogardą! Gardziłam sobą za to i byłam bardzo przygnębiona. Zmówiłam modlitwę: „Boże, zawsze się ukrywam i sprawiam wrażenie osoby dobrej, skupiając się na budowaniu pozytywnego wizerunku. Nie chcę dalej iść tą drogą. Pragnę okazać skruchę i sprzeciwić się mojemu zepsutemu usposobieniu”.
Przeczytałam potem kolejne słowa Boga: „Wzorzec, według którego ludzie sądzą innych ludzi, opiera się na zachowaniu; ci, których zachowanie jest dobre, są prawi, a ci, których zachowanie jest obrzydliwe, są źli. Wzorzec, według którego Bóg osądza ludzi, opiera się na tym, czy ich istota jest Mu podporządkowana, czy nie; ten, kto jest podporządkowany Bogu, jest prawy, a kto nie jest podporządkowany Bogu, jest wrogiem i złym człowiekiem, niezależnie od tego, czy zachowanie jego jest dobre, czy złe, i niezależnie od tego, czy wypowiada się on poprawnie, czy nie” (Bóg i człowiek wejdą razem do odpoczynku, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „Możliwe, że przez wszystkie lata, kiedy wierzyłeś w Boga, nigdy nikogo nie przekląłeś ani nie popełniłeś złego uczynku, jednak w twoim kontakcie z Chrystusem nie potrafisz mówić prawdy, działać uczciwie, czy podporządkować się słowu Chrystusa; w takim wypadku twierdzę, że jesteś najbardziej nikczemną i groźną osobą na świecie. Możesz zachowywać się wyjątkowo przyjaźnie i być oddany swoim krewnym, przyjaciołom, żonie (lub mężowi), synom, córkom i rodzicom, a także nigdy nie wykorzystywać innych, ale jeśli nie jesteś w stanie osiągnąć zgodności z Chrystusem, jeśli nie potrafisz utrzymywać z Nim harmonijnych relacji, to nawet gdybyś oddał wszystko bliźnim lub opiekował się troskliwie ojcem, matką i swoimi domownikami, i tak twierdziłbym, że jesteś złym człowiekiem, do tego pełnym przebiegłych sztuczek” (Ci, którzy nie są zgodni z Chrystusem, z pewnością są przeciwnikami Boga, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Zrozumiałam z tych słów, że nasze standardy oceniania ludzi opierają się na ich zachowaniu. Ci, którzy postępują dobrze, są dobrzy, a ci, którzy postępują źle, są źli. Jednak Boży standard polega na tym, czy ktoś kroczy drogą Boga, i na tym, jaka jest jego istota i postawa wobec podporządkowania się Bogu. Nie zależy on od tego, czy ktoś jest miły w zachowaniu. Uważałam się za dobrą osobę, ponieważ od dziecka nigdy się nie kłóciłam z rodziną ani innymi osobami. Gdy ktoś wszczynał ze mną kłótnię, próbowałam załagodzić sytuację. Mieszkańcy mojej wsi zawsze chwalili mnie za bycie dobrą osobą; też sądziłam, że dzięki temu zasłużyłam na miano dobrego człowieka. Jednak teraz stało się dla mnie jasne, że choć wydawało się, iż nie czynię zła, to nie byłam szczera w mowie i uczynkach. Widziałam, jak Kevin pełni obowiązki nie kierując się zasadami i cały czas się popisuje, co obniżało skuteczność naszej pracy. Aby jednak chronić wizerunek dobrej osoby, nie ujawniłam go ani mu nie pomogłam i nie dbałam o interesy kościoła. Tak więc choć inni uważali mnie za dobrą osobę, w oczach Boga wciąż byłam przeciwniczką Jego i prawdy. Zasadniczo wszystko, co robiłam, było złe. Zrozumiałam, że ocenianie tego, czy ktoś jest dobry, czy zły po jego zewnętrznym zachowaniu nie jest właściwym standardem. Niektórzy zdają się robić wiele miłych rzeczy, ale mocno opierają się słowom i dziełu Boga i potępiają je. To źli ludzie. Pomyślałam o pewnej siostrze, z którą pracowałam. O ile mi wiadomo, nie dbała o to, czy wyraża się miło i uprzejmie, ale miała dość mocne poczucie odpowiedzialności. Gdy widziała, że inni nie postępują w zgodzie z prawdą, mówiła to, co należało powiedzieć. Pomagała braciom i siostrom szukać prawdy i wypełniać ich obowiązki zgodnie z zasadami, co przynosiło im rzeczywiste korzyści. Myśl o niej pomogła mi w podjęciu decyzji, że nie będę dłużej kierować się moimi błędnymi zapatrywaniami, starając się wyjść na miłą osobę. Muszę postępować zgodnie z prawdą słów Boga i dążyć do bycia naprawdę dobrą osobą.
Przeczytałam fragment słów Boga, który pokazał mi ścieżkę praktyki. Bóg Wszechmogący mówi: „Tym, do czego ludzie powinni dążyć najbardziej, jest uczynienie ze słów Boga swojego fundamentu, a z prawdy kryterium; tylko wtedy będą mogli żyć w świetle i urzeczywistniać podobieństwo do normalnego człowieka. Jeśli chcesz żyć w świetle, powinieneś postępować zgodnie z prawdą; powinieneś być uczciwym człowiekiem, którego mowa jest szczera, a uczynki – prawe. Podstawową kwestią jest trzymać się prawdozasad w swoim postępowaniu; kiedy ludzie tracą prawdozasady i skupiają się tylko na dobrym zachowaniu, nieuchronnie prowadzi to do fałszerstw i udawania. Jeśli zachowaniu ludzi nie przyświeca zasada, to bez względu na to, jak dobre jest ich zachowanie, są hipokrytami; mogą przez jakiś czas wprowadzać innych w błąd, ale nigdy nie będą godni zaufania. Tylko wtedy, gdy ludzie działają i zachowują się zgodnie ze słowami Boga, mają prawdziwe ugruntowanie. Jeśli nie postępują zgodnie ze słowami Boga i skupiają się tylko na udawaniu, że dobrze się zachowują, czy w rezultacie mogą stać się dobrymi ludźmi? Absolutnie nie. Właściwe poglądy i zachowanie nie mogą odmienić skażonych skłonności człowieka ani jego istoty. Tylko prawda i słowa Boga mogą zmienić skażone usposobienie, myśli i opinie ludzi oraz stać się ich życiem. (…) Bóg żąda od ludzi, by mówili prawdę, mówili to, co myślą, a nie zwodzili, nie wyśmiewali, nie ośmieszali, nie wykpiwali, nie szydzili, nie krępowali innych, nie obnażali ich słabości i ich nie ranili. Czy nie takie są zasady mowy? Co to znaczy, że nie należy obnażać słabości innych? Oznacza to, że nie należy obrzucać ludzi błotem. Nie nawiązuj ciągle do ich przeszłych błędów lub wad, aby ich osądzać lub potępiać. Przynajmniej do tego powinieneś się stosować. W aktywnym aspekcie, jak wyraża się konstruktywna mowa? Jest to głównie zachęcanie, ukierunkowywanie, prowadzenie, napominanie, rozumienie i pocieszanie. Czasami, w niektórych szczególnych przypadkach, konieczne jest obnażenie cudzych błędów i przycinanie ludzi, po to by mogli poznać prawdę i wzbudzić w sobie pragnienie skruchy. Dopiero wówczas osiąga się pożądany efekt. Taki sposób praktyki jest bardzo korzystny dla ludzi. Jest to dla nich zarazem budujące, jak i realnie pomocne, czyż nie?” (Co to znaczy dążyć do prawdy (3), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). W słowach Boga odnalazłam zasady postępowania. Musimy być uczciwymi ludźmi zgodnie ze słowami Boga. Widząc problemy innych, musimy je zgłaszać, żeby im pomóc – tylko to przyniesie ludziom korzyść. Musimy chronić dzieło kościoła oraz budująco wpływać na innych. Od razu, jak tylko zrozumiałam tę ścieżkę, chciałam wcielić prawdę w życie i szczerze porozmawiać z Kevinem o jego problemach. Miało to na celu poprawę jego postawy wobec pełnienia obowiązku i umożliwienie mu zrozumienia jego skażonego usposobienia i odchyleń obecnych w pełnionych przez niego obowiązkach – miało to mu pomóc. Dlatego też odszukałam go, żeby zwrócić mu uwagę na te problemy. Ale wtedy znów poczułam obawę o to, co on sobie o mnie pomyśli. Od razu pomodliłam się do Boga, sprzeciwiając się żywionym przeze mnie niewłaściwym pobudkom. Przypominałam sobie, jak ostatnimi czasy nie praktykowałam prawdy, co niekorzystnie wpłynęło na naszą pracę, i poczułam się bardzo winna. Wiedziałam, że Bóg dokładnie przygląda się wszystkim moim myślom i uczynkom i że muszę być uczciwa. Nie mogłam dłużej chronić swojego wizerunku i pogwałcać prawdę. Ta myśl dodała mi odwagi do sprzeciwienia się mojemu zepsutemu usposobieniu i do szczerej rozmowy z Kevinem o jego problemach. Ku mojemu zdziwieniu wysłuchał mnie, zaakceptował moje zdanie i powiedział: „Nie do końca rozumiałem niektóre zasady. Proszę cię, abyś w przyszłości mówiła mi o dostrzeżonych przez ciebie problemach. W ten sposób możemy sobie pomóc i lepiej wypełniać obowiązki”. Słysząc jego słowa, ucieszyłam się i byłam niezwykle wdzięczna Bogu. Czułam też jednak wstyd i żal, że wcześniej nie wcielałam prawdy w życie. Gdybym wcześniej poruszyła ten problem, można było szybciej poprawić wyniki naszej pracy, a on szybciej poznałby swoje zepsute usposobienie. Zrozumiałam, że praktykowanie prawdy przynosi korzyść innym, nam samym i naszym obowiązkom.
Gdy teraz widzę problemy braci i sióstr, sama aktywnie zwracam im na nie uwagę, bo na tym polega praktykowanie prawdy i niesienie pomocy. Doświadczyłam też, że życie według wymagań Boga i postępowanie w zgodzie z prawdozasadami to jedyna droga do praktykowania prawdy i bycia dobrą osobą.