61. Konsekwencje zadowalania innych

Autorstwa Bai Hua, Chiny

Dawniej starałam się zadowalać innych. Ilekroć widziałam, że brat lub siostra przejawia zepsucie lub niedbale wykonuje swoje obowiązki, nie miałam odwagi im tego wytknąć, aby nie zaszkodzić ich reputacji i nie zrobić na nich złego wrażenia. W kontaktach z braćmi i siostrami kierowałam się szatańską filozofią: „Pomyśl zanim powiesz, a potem mów powściągliwie”, a kiedy rzeczywiście zwracałam ludziom uwagę, aby im pomóc, po prostu rzucałam luźny komentarz, bagatelizując sytuację. Czasami, gdy słyszałam, jak bracia i siostry mówią, że jestem miłą osobą, serce mi rosło. Wierzyłam, że mnie lubią i że w związku z tym Bóg na pewno też mnie lubi. Dopiero gdy zostałam przycięta, poniosłam porażkę i się potknęłam, byłam w stanie lepiej siebie zrozumieć i wyraźnie zobaczyć naturę, krzywdę oraz konsekwencje związane z byciem osobą, która chce zadowalać innych.

W 2018 roku zostałam wybrana na przywódczynię kościoła. Wiedziałam, że jednym z najważniejszych elementów pracy na tym stanowisku jest omawianie prawdy, rozwiązywanie trudności innych z wejściem w życie i ochrona życia kościoła. Bałam się jednak kogokolwiek urazić, więc ilekroć odkrywałam jakiś problem, przyjmowałam taktykę życzliwego i łagodnego doradzania. W tym czasie zauważyłam, że diakon zajmujący się podlewaniem, brat Liu Liang, niedbale wykonuje swój obowiązek, nie bierze na siebie ciężaru odpowiedzialności, a kiedy nowi wierzący napotykają problemy, nie omawia ich z nimi, aby szybko znaleźć rozwiązanie, przez co niektórzy słabną i popadają w zniechęcenie. Zdawałam sobie sprawę, jak poważna jest natura tego problemu i że powinnam go z nim omówić oraz przeanalizować jego zaniedbania w wykonywaniu obowiązku. Gdyby nadal tak postępował, nie okazując skruchy, z pewnością wzbudziłby w Bogu wstręt. Jednak kiedy tylko zobaczyłam Liu Lianga, po prostu się wycofałam. Pomyślałam: „On bardzo ceni swoją reputację, więc jeśli wytknę mu te kwestie i naprawdę zranię jego uczucia, z pewnością nie będzie miał o mnie zbyt dobrego zdania. Jeżeli tego nie zaakceptuje i stanie się wobec mnie wrogi lub oschły, nie tylko będzie to dla mnie krępujące, ale też trudno nam będzie potem się dogadać. Czy jeśli bracia i siostry pomyślą, że od kiedy zostałam przywódczynią, besztam i strofuję ludzi, nadal będą mieli o mnie dobre zdanie? Nieważne. Nie będę z nim tego omawiała ani analizowała jego problemu”. Bagatelizując sprawę, po prostu łagodnie mu doradziłam: „Musimy wkładać w nasze obowiązki więcej serca, brać na siebie ciężar…”. W rezultacie Liu Liang nie dostrzegł istoty swojego niedbalstwa w wykonywaniu obowiązku i nadal postępował w ten sam nieodpowiedzialny sposób co zawsze. Patrzyłam na to z niepokojem. Jako przywódczyni kościoła obserwowałam, jak brat byle jak wykonuje swój obowiązek i zakłóca pracę kościoła, ale nie robiłam nic, by rozwiązać problem poprzez omówienie prawdy. Jak to się ma do wykonywania rzeczywistej pracy? To było rażące zaniedbanie obowiązku. Im więcej o tym myślałam, tym gorzej się czułam, ale wciąż nie byłam w stanie nic powiedzieć, aby go zdemaskować. Bałam się, że jeśli go zdemaskuję i przytnę, może pomyśleć, że brakuje mi współczucia, a jeśli nastawi się zniechęci, podda i porzuci swój obowiązek, inni bracia i siostry mogą pomyśleć, że nie nadaję się do pracy. Nie tylko naraziłoby to na szwank nasze stosunki, ale także zaszkodziłoby mojej reputacji. Pomyślałam: „Nieważne. Rozmawiałam już z Liu Liangiem. Dam mu teraz czas, żeby się nad tym zastanowił”. W ten sposób w końcu nie zdemaskowałam ani nie przeanalizowałam jego problemu.

Później zauważyłam, że dwaj inni bracia, którzy ze mną pracowali, ciągle się spierają, ponieważ mają różne spojrzenie na sprawy. Żaden z nich nie chciał ustąpić, a ich dyskusje w pracy nigdy nie były produktywne. Czasami, gdy przestawali się kłócić, w ogóle ze sobą nie rozmawiali, co wpływało na pracę kościoła. Zdawałam sobie sprawę z powagi problemu i uważałam, że nie powinnam ociągać się ze zdemaskowaniem przejawów, natury i konsekwencji ich arogancji, zadufania w sobie i zaciętości. Jednak gdy tylko ich zobaczyłam, znowu zrejterowałam. Pomyślałam: „Obaj od lat są przywódcami, więc powinni być świadomi tego problemu bez mojego komentarza. W dodatku obaj są dla mnie naprawdę mili, więc jeśli omówię naturę i poważne konsekwencje ich problemu, mogą pomyśleć, że po prostu się ich czepiam. Wtedy trudno będzie się z nimi dogadać. Nieważne. I tak często czytają słowa Boże, więc może z czasem to przemyślą”. Kiedy zobaczyłam, że znowu się kłócą, zaoferowałam im więc tylko kilka słów porady i poprosiłam, żeby się uspokoili, ale wprost ich nie zdemaskowałam.

Pewnego dnia jedna z sióstr powiedziała do mnie: „Praca kościoła nie idzie nam zbyt dobrze. W obowiązkach niektórych braci i sióstr występują rażące problemy, a wy ich nie omawiacie, aby je rozwiązać. Czy taki brak rzeczywistej pracy nie czyni was fałszywymi przywódcami?”. Naprawdę przykro było to od niej usłyszeć. Było dla mnie oczywiste, że niektórzy bracia i siostry mają problemy, o których nie wspomniałam ani słowa. W ogóle nie wypełniałam obowiązków przywódczyni. Czy nie byłam fałszywą przywódczynią? Wiedziałam, że jeśli nadal nie będę praktykowała prawdy, Bóg mną wzgardzi i mnie wyeliminuje. Ta perspektywa mnie przeraziła, więc pomodliłam się: „Boże, widzę, że niektórzy bracia i siostry kierują się swoimi zepsutymi skłonnościami, a nasze życie kościelne i różne aspekty pracy kościoła poważnie na tym cierpią, ale nie potrafię wprowadzić prawdy w życie, aby to naprawić. Boże, proszę, prowadź mnie do poznania samej siebie”.

Po modlitwie przeczytałam te słowa Boga: „W praktykowaniu prawdy nie chodzi o wypowiadanie czczych słów czy wykrzykiwanie sloganów. Chodzi o to, że bez względu na to, z czym można zetknąć się w życiu, dopóki dotyczy to zasad ludzkiego postępowania, perspektywy w postrzeganiu spraw czy kwestii wypełniania swoich obowiązków, ludzie stają przed dokonaniem wyboru i powinni szukać prawdy, szukać podstawy i zasad w słowach Boga, a następnie powinni znaleźć ścieżkę praktyki. Ci, którzy są zdolni praktykować w ten sposób, to ludzie, którzy dążą do prawdy. Umieć w ten sposób dążyć do prawdy, bez względu na to, jak wielkie napotyka się trudności, to iść drogą Piotra, drogą dążenia do prawdy. Na przykład: jaką zasadą należy się kierować w kontaktach z innymi? Być może wychodzisz z założenia, że »Harmonia to skarb, a wyrozumiałość – cnota«, że powinieneś dbać o pokój, nie narażać nikogo na utratę twarzy ani nikogo nie obrażać, a w ten sposób osiągniesz dobre relacje z innymi. Ograniczony tym punktem widzenia, milczysz, gdy widzisz, jak inni robią złe rzeczy lub naruszają zasady. Wolisz, żeby dzieło Kościoła poniosło straty, niż żebyś miał kogokolwiek urazić. Starasz się pozostawać w dobrych stosunkach ze wszystkimi, bez względu na to, kim są. Kiedy się odzywasz, myślisz tylko o ludzkich uczuciach i zachowaniu twarzy, więc zawsze mówisz miłe słowa, aby sprawić innym przyjemność. Nawet jeśli odkryjesz, że ktoś ma problemy, decydujesz się go tolerować i tylko go obgadujesz za plecami, ale w jego obecności zachowujesz spokój i podtrzymujesz relacje. Co sądzisz o takim postępowaniu? Czy nie jest to ktoś, kto próbuje przypodobać się wszystkim? Czy to nie jest nieuczciwe? To narusza zasady ludzkiego postępowania. Czy nie jest uwłaczające tak się zachowywać? Ci, którzy tak robią, nie są dobrymi ludźmi, nie jest to szlachetny sposób postępowania. Nieważne, ile wycierpiałeś i jaką cenę zapłaciłeś, jeśli w twoim postępowaniu nie ma zasad, to pod tym względem zawiodłeś i twoje postępowanie nie zostanie uznane, zapamiętane ani przyjęte przed obliczem Boga(Aby dobrze wypełniać obowiązek, należy mieć przynajmniej sumienie i rozum, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Te słowa Boże demaskujące osoby, które chcą zadowalać innych, wzbudziły we mnie niepokój. Nie rozwiązywałam problemów w kościele nie dlatego, że wyraźnie ich nie widziałam, ale dlatego, że nie chciałam nikogo urazić i bałam się, że będę źle postrzegana. Starałam się chronić własny wizerunek i status. Bóg gardzi ludźmi takimi jak ja, którzy nie postępują zgodnie z zasadami, nie praktykują prawdy, są samolubni i fałszywi. Przypomniałam sobie swoje dotychczasowe postępowanie. Widziałam, że Liu Liang ciągle zaniedbuje swój obowiązek i wstrzymuje naszą pracę przy podlewaniu, więc powinnam była zdemaskować i przeanalizować naturę jego zachowania. Ja jednak bałam się, że wszyscy zobaczą mnie w złym świetle i powiedzą, że teraz, gdy jestem przywódczynią, besztam ludzi i doszukuję się w nich winy, więc nie przeanalizowałam natury problemu Liu Lianga, aby chronić swój wizerunek. Napomknęłam jedynie o tej kwestii, ale nie zrobiłam nic, aby mu pomóc. I nawet kiedy widziałam tych dwóch braci, którzy nigdy nie mogli się dogadać, co miało poważny wpływ na pracę naszego kościoła, nie zdemaskowałam ani nie przeanalizowałam tej sprawy, aby pomóc im siebie samych zrozumieć. W rezultacie praca kościoła ucierpiała. Żyłam według szatańskich filozofii, takich jak: „Harmonia to skarb, a wyrozumiałość – cnota”, „Przemilczenie błędów dobrych przyjaciół prowadzi do długiej i dobrej przyjaźni” oraz „Kolejny przyjaciel oznacza kolejną ścieżkę”. Chcąc chronić swoją reputację i swój status oraz uchodzić za miłą osobę, ostrożnie dobierałam słowa, choć dobrze widziałam, jak się sprawy mają. To nie tylko szkodziło innym braciom i siostrom, ale także opóźniało pracę kościoła. Widziałam, że całkowicie brakuje mi sumienia i rozumu i że w ogóle nie jestem oddana Bogu. Jak to się miało do bycia dobrym człowiekiem? Nawet jeśli na pozór dobrze dogadywałam się z innymi, a wszyscy mówili, że jestem dobrą osobą i mieli o mnie dobre zdanie, przed Bogiem nie wypełniałam żadnego obowiązku. W Jego oczach byłam osobą niewierną i niegodną zaufania. Budziłam w Nim obrzydzenie. Gdy to do mnie dotarło, szybko okazałam Bogu skruchę. Wiedziałam, że nie mogę tak dalej postępować i że muszę szukać prawdy, aby rozwiązać swój problem.

Później przeczytałam następujące słowa Boże: „Jakie są konsekwencje ich pogoni za sławą, zyskiem i statusem? Po pierwsze, ma to wpływ na sposób, w jaki wybrańcy Boży zwykle jedzą i piją słowo Boga i jak rozumieją prawdę, utrudnia ich wejście w życie, powstrzymuje ich przed wkroczeniem na właściwą drogę wiary w Boga i prowadzi na niewłaściwą ścieżkę – tym samym krzywdząc ich i niszcząc. A jaki jest w końcowym rozrachunku wpływ owej pogoni na dzieło kościoła? Jest to zaburzenie, upośledzenie i demontaż działania. Takie są konsekwencje spowodowane przez ludzkie dążenie do sławy, zysku i statusu. Kiedy przywódcy wykonują swoje obowiązki w ten sposób, czy nie można tego zdefiniować jako kroczenia ścieżką antychrysta? Gdy Bóg prosi, by ludzie odrzucili sławę, zysk i status, nie znaczy to, że pozbawia ich prawa wyboru; chodzi raczej o to, że dążąc do sławy, zysku i statusu, zaburzają i zakłócają oni dzieło kościoła oraz wejście w życie wybrańców Bożych i mogą nawet wpływać na to, że więcej ludzi będzie jadło i piło słowa Boga oraz rozumiało prawdę, a tym samym na osiągnięcie przez nich Bożego zbawienia. To bezsporny fakt. Kiedy ludzie gonią za własną sławą, zyskiem i statusem, jest pewne, że nie będą dążyć do prawdy ani wiernie wypełniać obowiązku. Będą działać i mówić tylko dla dobra własnej sławy, zysku i statusu, i cała wykonywana przez nich praca, bez najmniejszego wyjątku, będzie służyć tym celom. Takie zachowanie i postępowanie bez cienia wątpliwości oznacza kroczenie ścieżką antychrystów; jest to zaburzanie i zakłócanie dzieła Boga, a rozmaite konsekwencje takiego działania hamują szerzenie ewangelii królestwa oraz realizowanie woli Bożej w kościele. Można więc stwierdzić z zupełną pewnością, że ścieżka przemierzana przez tych, którzy dążą do sławy, zysku i statusu, jest ścieżką oporu wobec Boga. Jest to świadomy opór przeciwko Niemu, sprzeciwianie się Mu – jest to współpraca z szatanem w opieraniu się Bogu i przeciwstawianiu się Mu. Taka jest natura ludzkiej pogoni za sławą, zyskiem i statusem. Problem z ludźmi realizującymi własne interesy polega na tym, że cele, do których dążą, są celami szatana – są niegodziwe i nieprawe. Kiedy ludzie dążą do własnych celów, takich jak sława, zysk i status, nieświadomie stają się narzędziem szatana, stają się ujściem, poprzez które szatan działa, a ponadto stają się jego ucieleśnieniem. Odgrywają negatywną rolę w kościele; zakłócają i osłabiają dzieło kościoła, normalne życie kościoła oraz normalne dążenia wybrańców Bożych; mają szkodliwy i negatywny wpływ(Punkt dziewiąty (Część pierwsza), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Dzięki słowu Bożemu zrozumiałam, że natura i konsekwencje chęci zadowalania innych, chronienia własnych interesów i niepraktykowania prawdy zakłócają i sabotują dzieło domu Bożego i że ten, kto tak postępuje, jest sługusem szatana. Gdybym niczego nie zmieniła i nie okazała skruchy, Bóg by mną wzgardził i wyeliminował mnie. Moim obowiązkiem jako przywódczyni kościoła jest omawiać prawdę, aby rozwiązywać problemy i trudności braci i sióstr w ich wejściu w życie, a także dbać o życie kościoła. Zamiast tego, kiedy widziałam problemy ludzi, nie pomagałam im się zmienić, nie demaskowałam i nie analizowałam istoty ich zachowania, ale chciałam im się przypodobać, aby chronić swój status i swoją reputację, działając jako sługus szatana, przynosząc szkodę pracy kościoła oraz życiu braci i sióstr. Dałam się całkiem opanować swojemu zepsutemu usposobieniu i byłam zbyt tchórzliwa, aby praktykować prawdę i stać na straży sprawiedliwości. Byłam pachołkiem szatana, słabym i niekompetentnym, żyjącym w podły i żałosny sposób. Gdybym nie zaczęła praktykować prawdy i nie zbuntowała się przeciwko sobie, byłabym naprawdę niegodna żyć przed obliczem Boga! Bez sądu i obnażenia, którym poddały mnie Jego słowa, nie uświadomiłabym sobie swojego zepsucia ani niebezpieczeństw i konsekwencji bycia kimś, kto stara się dogadzać innym i nie praktykuje prawdy. Byłam gotowa zbuntować się przeciwko sobie i zerwać z ciągłym zadowalaniem innych.

Później przeczytałam kilka fragmentów słowa Bożego, które wskazały mi pewne ścieżki praktyki. Słowa Boga mówią: „Bóg w swej istocie jest kwintesencją wierności, stąd też Jego słowom zawsze można zaufać. Co więcej, Jego czyny są nieskalane i niepodważalne. To dlatego Bogu mili są ci, którzy są wobec Niego całkowicie uczciwi(Trzy przestrogi, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „Jeśli masz typowe motywacje i spojrzenie na życie »pochlebcy«, wówczas we wszystkich sprawach nie będziesz w stanie praktykować prawdy i przestrzegać zasad, i zawsze będziesz doznawał porażek i upadał. Jeśli nie obudzisz się i nigdy nie będziesz szukał prawdy, to jesteś niedowiarkiem, nigdy nie zyskasz prawdy i życia. Co zatem powinieneś robić? Kiedy spotykają cię takie rzeczy, musisz wołać do Boga w modlitwie, błagając Go o zbawienie i prosząc, by dał ci więcej wiary i siły, pozwalając ci przestrzegać zasad, czynić to, co czynić należy, rozwiązywać rozmaite sprawy zgodnie z zasadami, wytrwać w pozycji, którą powinieneś zająć, chronić interesy domu Bożego i nie dopuścić do tego, by dzieło domu Bożego spotkała jakaś krzywda. Jeśli będziesz w stanie zbuntować się przeciwko własnym interesom, dumie i spojrzeniu na życie typowemu dla »pochlebcy«, jeśli będziesz robił to, co powinieneś, ze szczerego serca, które nie jest przy tym rozdarte, to wówczas pokonasz szatana i pozyskasz ten aspekt prawdy. Jeśli wciąż uparcie żyjesz zgodnie z filozofią szatana, chroniąc swoje relacje z innymi, nigdy nie praktykując prawdy i nie odważając się przestrzegać zasad, to czy będziesz w stanie praktykować prawdę w innych sprawach? Nie będziesz miał wiary ani siły. Jeśli nigdy nie jesteś w stanie szukać ani przyjąć prawdy, to czy taka wiara w Boga pozwoli ci zyskać prawdę? (Nie). A jeśli nie możesz zyskać prawdy, czy możesz być zbawiony? Nie możesz. Jeśli zawsze kierujesz się filozofią szatana, całkowicie pozbawioną prawdorzeczywistości, to nigdy nie możesz dostąpić zbawienia. Powinno być dla ciebie jasne, że zdobycie prawdy jest koniecznym warunkiem zbawienia. Jak zatem możesz zyskać prawdę? Jeśli potrafisz praktykować prawdę, jeśli potrafisz się nią kierować, a ona staje się podstawą twojego życia, wtedy zyskasz prawdę i będziesz miał życie, a więc będziesz jednym z tych, którzy są zbawieni(Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Czytając to, zrozumiałam, że Bóg lubi ludzi uczciwych. Nie skupiają się oni na ochronie swoich relacji z innymi i nie dbają o to, jak są postrzegani, ale mają w sercu Boga. We wszystkich sprawach stoją na straży zasad, mają poczucie sprawiedliwości i są wierni Bogu. Myśląc znowu o sobie, zdałam sobie jednak sprawę, że za bardzo dbam o swoje relacje z innymi, reputację i status. Kiedy działy się rzeczy, które wymagały ochrony interesów kościoła i praktykowania prawdy, konsekwentnie trzymałam stronę szatana, nie mając odwagi stać na straży prawdozasad. Zawsze buntowałam się przeciwko Bogu i stawiałam Mu opór, raniąc Go i rozczarowując. W rzeczywistości mówienie prawdy i wskazywanie czyjegoś problemu nie ma na celu zawstydzenia tej osoby. Takie działanie przynosi rzeczywiste korzyści zarówno danemu bratu lub siostrze, jak i pracy kościoła. Jeśli zauważę, że ktoś przejawia zepsucie, ale nie zwrócę uwagi na naturę i konsekwencje takiego postępowania, osoba ta nigdy nie uświadomi sobie, jak poważny jest jej problem i nie będzie w stanie się zmienić. Nie tylko utrudni to jej wejście w życie, ale także wpłynie na pracę kościoła, co jest obrzydliwe w oczach Boga, bo oznacza, że taki ktoś ulega zepsutemu usposobieniu i nie chroni pracy kościoła. Zawsze przejmowałam się swoją reputacją, swoim statusem i opiniami innych, nie stawiając na pierwszym miejscu zdania Boga. Nie zastanawiałam się nad tym, jak postępować zgodnie z prawdą. Zawsze ograniczało mnie moje zepsute usposobienie. Byłam taka głupia! Nie mogłam dalej pozwalać, by ono brało nade mną górę. Nie chciałam być bezwolnym pośmiewiskiem szatana. Musiałam być uczciwą osobą z poczuciem sprawiedliwości, kimś, kto zadowala Boga. Gdy to zrozumiałam, zyskałam determinację, aby praktykować prawdę i zbuntować się przeciwko swojej cielesności. Postanowiłam, że będę przestrzegać zasad i stać po stronie Boga, chroniąc pracę kościoła, bez względu na to, jak będę postrzegana. Następnego dnia odszukałam tych dwóch braci i kiedy już miałam wskazać im ich problem, zaczęłam się trochę martwić: „A co, jeśli staną okoniem i wyładują się na mnie za to, że ich demaskuję i przycinam? Jak się wtedy pokażę ludziom na oczy?”. Zdałam sobie sprawę, że daje się ograniczać swojemu zepsutemu usposobieniu, więc pomodliłam się, prosząc Boga, aby pomógł mi praktykować prawdę. Wtedy przypomniałam sobie coś, co powiedział Bóg: „Zdradą jest niezdolność do podtrzymania Mojego świadectwa i dbania o Moje interesy. Zdradą jest rozdawanie fałszywych uśmiechów, gdy sercem jest się daleko ode Mnie(Bardzo poważny problem: zdrada (1), w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Ze słów Bożych zrozumiałam, że jeśli nadal będę starać się zadowalać innych i nie będę praktykować prawdy ani chronić interesów kościoła, będzie to zdrada Boga. Wiedziałam, że muszę przestać chronić swoje relacje z innymi i bez względu na to, co sobie o mnie pomyślą, kiedy wskażę im problem, muszę stanąć z Bogiem twarzą w twarz i praktykować prawdę. Obnażyłam więc ich arogancję i brak chęci współpracy, a także istotę i konsekwencje takiego postępowania. Znalazłam też pewne słowa Boga, które im przeczytałam. Po ich wysłuchaniu zastanowili się nad sobą i poznali siebie w świetle słów Bożych. Byli gotowi okazać skruchę i się zmienić. Byłam bardzo szczęśliwa, że udało im się poznać samych siebie, ale czułam się też w pewnym sensie winna. Gdybym wcześniej potrafiła praktykować prawdę, mogłabym pomóc im uświadomić sobie, jak poważny był ich problem i mogliby wcześniej zaradzić sytuacji. Nie żyliby w zepsuciu, nie byliby krzywdzeni przez szatana, stając się jego zabawką, a zwłaszcza nie wstrzymywaliby pracy kościoła. Zawsze bałam się, że jeśli zwrócę innym uwagę na ich problemy, zdenerwują się i będą mieli coś przeciwko mnie. Tak naprawdę to wszystko było w mojej głowie. Dopóki ktoś potrafi przyjąć prawdę, nie będzie miał żadnych uprzedzeń i będzie w stanie się czegoś nauczyć. Taki sposób praktykowania jest korzystny dla innych i dla mnie samej.

Po tym wszystkim miałam więcej pewności co do praktykowania prawdy i bycia uczciwą osobą. Myśli o statusie i reputacji już tak bardzo mnie nie ograniczały. Kiedy widziałam problemy moich braci i sióstr, potrafiłam je omawiać i od razu służyć pomocą, demaskując i analizując ich problemy. Dzięki tym doświadczeniom naprawdę poczułam Bożą miłość i zbawienie. To osąd i obnażenie wynikające ze słów Bożych zmieniły moje podejście do zadowalania innych. Czułam, że praktykowanie prawdy jest bardzo relaksujące i zapewnia prawdziwy spokój ducha, co było o wiele lepsze niż stawanie na głowie, aby kogoś nie urazić. Mogłam też żyć odrobinę na podobieństwo człowieka. Przekonałam się, że tylko Boże słowa są prawdą i mogą wskazać nam kierunek oraz ścieżkę tego, co robimy i kim jesteśmy. Jedynym sposobem na bycie dobrym człowiekiem jest uczciwe życie zgodnie ze słowami Boga.

Wstecz: 60. Hipokryzja sprawia tak dużo bólu

Dalej: 62. Jak zgłosiłam skargę na antychrysta

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

9. Wiara oznacza poleganie na Bogu

Autorstwa Cheng Cheng, WłochyBóg Wszechmogący mówi: „Jedynie dzięki głębokiej wierze będziesz mógł ujrzeć Boga, a kiedy będziesz miał...

37. Bóg jest przy mnie

Autorstwa Guozi, USAUrodziłam się w rodzinie chrześcijańskiej i kiedy miałam rok, moja mama przyjęła nowe dzieło powracającego Pana Jezusa...

38. Ocalona w inny sposób

Autorstwa Huang Lin, ChinyKiedyś byłam zwyczajną wierną ruchu charyzmatycznego i od kiedy zaczęłam wierzyć w Pana, nigdy nie opuściłam ani...

Ustawienia

  • Tekst
  • Motywy

Jednolite kolory

Motywy

Czcionka

Rozmiar czcionki

Odstęp pomiędzy wierszami

Odstęp pomiędzy wierszami

Szerokość strony

Spis treści

Szukaj

  • Wyszukaj w tym tekście
  • Wyszukaj w tej książce

Połącz się z nami w Messengerze