3. Wreszcie ujrzałam swoją zwodniczość

Autorstwa Marley, Hongkong

Byłam odpowiedzialna za podlewanie nowych wyznawców w kościele. Jakiś czas temu nie miałam pewności co do kilkorga spośród nich, czy nadają się do tego, by ich szkolić na przyszłych liderów zespołów. Obawiałam się, że stracę tylko czas i energię, jeśli ostatecznie okażą się nieodpowiedni do tej roli. Gdybym ich jednak nie szkoliła, moja przełożona mogłaby stwierdzić, że zbyt wiele od nich wymagam i nie poświęcam wystarczająco dużo uwagi odpowiedniemu ich szkoleniu, lub że po prostu brak mi do tego zadania zdolności. Byłam zatem w kłopotliwej sytuacji i nie wiedziałam, co zrobić. Czułam, że powinnam spytać o to moją przełożoną i pozwolić jej podjąć decyzję. Gdyby potem coś poszło nie tak, nie byłabym jedyną osobą, która ponosiłaby za to odpowiedzialność, i nie musiano by mnie przycinać, nawet gdyby nowi wyznawcy naprawdę nie nadawali się do roli liderów zespołów. Kiedy skontaktowałam się z moją przełożoną, nie powiedziałam jej jednak wprost, że nie jestem zbyt dobra w ocenianiu ludzi i nie wiem, co zrobić. Zamiast tego trajkotałam coś o różnych sytuacjach i trudnościach tych nowych wyznawców: jeden ma słabe łącze internetowe i ciężko się z nim skontaktować, drugi jest zajęty pracą, trzeci nie odzywa się zbyt często na zgromadzeniach… Potem, obawiając się, że moja przełożona stwierdzi, że szufladkuję ludzi, dodałam: „Ale są aktywni na zgromadzeniach i gorliwi w swych poszukiwaniach, więc postaram się z całych sił, aby odpowiednio ich wyszkolić”. Na początku myślałam, że przełożona powie, że ci nowi wyznawcy jednak nie nadają się do tego, by ich szkolić. Wówczas byłaby to jej decyzja. Ja nie byłabym za nią odpowiedzialna i nie ryzykowałabym płacenia ceny związanego z ich szkoleniem. Byłam więc bardzo zaskoczona, gdy nie udzieliła żadnej odpowiedzi, a zamiast tego spytała surowym tonem: „Co chcesz przez to powiedzieć? Lubisz owijać w bawełnę i trudno nadążyć za twym sposobem wyrażania się. Już wcześniej to zauważyłam. Najpierw opowiadasz o problemach nowych wyznawców, starając się wywołać wrażenie, że nie warto ich szkolić, a potem mówisz, że zrobisz, co w twojej mocy, aby odpowiednio ich wyszkolić, tak że koniec końców nie sposób zgadnąć, co tak naprawdę myślisz”. Słysząc te słowa, bardzo się zdenerwowałam: „Czy ona ma na myśli, że lawiruję i wiję się jak wąż, zamiast otwarcie powiedzieć, w czym tkwi problem? Czy naprawdę aż tak ze mną źle? A może ona po prostu wyżywa się na mnie, bo jest w złym nastroju?”. Zdałam sobie jednak sprawę, że myślę o tym w nieodpowiedni sposób: że siostra nie mówiłaby tego tak zupełnie bez powodu, i że to, co powiedziała, musi odzwierciedlać jej prawdziwe odczucia. Oto ja nieświadomie ujawniłam skażone usposobienie, a ta siostra tylko starała mi się pomóc, zwracając mi na to uwagę. Powiedziałam więc do niej: „Nie do końca pojmuję kwestie, do których się odnosisz, ale jestem gotowa przyjąć twoje zdanie i dogłębnie się nad sobą zastanowić”.

Potem rozmyślałam nad tym, co powiedziała moja przełożona, i modliłam się do Boga, prosząc Go, by poprowadził mnie ku lepszemu poznaniu samej siebie. Przypomniałam sobie, że słowa szatana były szczególnie zawiłe i mętne. Kiedy Bóg Jahwe zapytał go: „Skąd przybywasz?”, wówczas on rzekł w odpowiedzi: „Z krążenia po ziemi i z przechadzania się po niej” (Hi 1:7). Bóg demaskuje i analizuje sposób, w jaki wyraża się tutaj szatan, mówiąc: „Co zatem czujecie, widząc, jak szatan odpowiada w ten sposób? (Czujemy, że szatan zachowuje się niedorzecznie, ale również przebiegle). Czy potraficie odgadnąć, co Ja czuję? Za każdym razem, gdy widzę te słowa szatana, czuję obrzydzenie, ponieważ szatan mówi, a jednak jego słowa nie mają żadnej treści. Czy odpowiedział na pytanie Boga? Nie, słowa, które wypowiedział, nie były odpowiedzią, nic z nich nie wynikało. Nie były one odpowiedzią na Boże pytanie. »Z krążenia po ziemi i z przechadzania się po niej«. Jak rozumiesz te słowa? Skąd właściwie przychodzi szatan? Czy dostaliście odpowiedź? (Nie). Na tym polega »geniusz« przebiegłych intryg szatana, aby nie pozwolić nikomu odkryć, co faktycznie mówi. Po usłyszeniu tych słów wciąż nie potrafisz rozeznać, co powiedział, chociaż skończył już mówić. On jednak uważa, że odpowiedział doskonale. Co zatem czujesz? Odrazę? (Tak). Teraz zaczynasz czuć odrazę w reakcji na te słowa. Słowa szatana mają to do siebie, iż sprawiają, że drapiesz się po głowie, nie mogąc dostrzec źródła jego słów. Czasem szatan ma motywy i mówi rozmyślnie, czasem jednak, pod wpływem jego natury, takie słowa pojawiają się spontanicznie i wychodzą prosto z jego ust. Szatan nie zastanawia się długo nad takimi słowami, lecz wypowiada je bez zastanowienia. Kiedy Bóg zapytał, skąd się wziął, szatan odpowiedział kilkoma dwuznacznymi słowami. Czujesz się bardzo zdezorientowany, bo nigdy nie wiesz dokładnie, skąd szatan przybył. Czy jest wśród was ktoś, kto mówi podobnie? Jaki to sposób mówienia? (Jest niejednoznaczny i nie daje pewnej odpowiedzi). Jakich słów powinniśmy użyć, aby opisać taki sposób mówienia? Odwraca on uwagę i dezorientuje. Przypuśćmy, że ktoś nie chce ujawnić innym, co zrobił wczoraj. Mówisz do niego: »Widziałem cię wczoraj. Dokąd szedłeś?«. On nie odpowiada ci bezpośrednio na pytanie, gdzie poszedł, tylko mówi: »Ależ to był dzień. Okropnie męczący!«. Czy odpowiedział na twoje pytanie? Tak, ale nie taką odpowiedź chciałeś usłyszeć. Jest to »genialna« sztuczka zawarta w ludzkiej mowie. Nigdy nie odkryjesz, co ktoś taki ma na myśli ani nie dostrzeżesz źródła bądź intencji kryjącej się w jego słowach. Nie wiesz, czego stara się uniknąć, ponieważ w swym sercu ten człowiek ma własną opowieść – to jest podstępne. Czy niektórzy z was również mówią w taki sposób? (Tak). Jaki zatem macie w tym cel? Czy czasem chodzi o ochronę waszych interesów, czasami o utrzymanie dumy, pozycji i wizerunku, zachowanie tajemnic życia prywatnego? Niezależnie od celu, jest on nierozerwalnie związany z waszymi interesami, powiązany z nimi. Czyż nie taka jest ludzka natura?(Sam Bóg, Jedyny IV, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Na podstawie tego, co objawiały słowa Boże, zrozumiałam, że w słowach i czynach szatana zawsze czają się pewne ukryte pobudki i podstępne sztuczki. Aby ukryć swe haniebne zamiary, szatan lubi owijać w bawełnę i wyrażać się dwuznacznie. To zaś wprawia w zakłopotanie słuchaczy, którzy nie są w stanie dociec znaczenia jego słów. Pomyślałam o tym, że sama często rozmawiałam z moimi braćmi i siostrami w taki sam sposób, w jaki robi to szatan, wprawiając ich w zakłopotanie swym zawiłym sposobem mówienia. Gdy mnie pytano, ilu nowych wyznawców nadaje się do szkolenia w kościele, który nadzorowałam, i jakie czynią oni postępy, wszystkim, czego ode mnie oczekiwano, było kilka słów na temat liczby nowych wyznawców i sytuacji, w jakiej się znajdowali, lecz ja nigdy nie odpowiadałam na te pytania wprost. Zwykle wybierałam przykłady słabych wyników u nowych wyznawców i wspominałam o różnych istotnych tego przyczynach, tak aby bracia i siostry myśleli, że ci nowi wierni nie nadają się do dalszego szkolenia, nie zaś, że problem tkwi w tym, jak ja ich szkolę. Potem nagle zmieniałam śpiewkę, mówiąc: „Ale przecież nowych wyznawców koniecznie trzeba szkolić. Spróbujmy więc i zobaczmy, co z tego wyjdzie”. Dopiero co mówiłam, że są z nimi problemy, a teraz stwierdzałam, że będę pracować nad ich kształtowaniem. Nie była to z pewnością bezpośrednia odpowiedź na zadane pytanie. Była to raczej wypowiedź tak mętna i zawiła, że nikt nie miał pojęcia, o co mi chodzi. Bóg mówi, że powodem, dla którego szatan posługuje się okrężną mową, żywiąc ukryte pobudki i używając podstępnych sztuczek, jest chronienie własnych interesów. Zadałam więc sobie pytanie, co próbowałam osiągnąć, mówiąc w ten sposób do braci i sióstr. Zastanawiając się nad tym, zrozumiałam, że zawsze zaczynałam od przedstawienia problemów, tak aby inni od razu wiedzieli, że nie chodzi o to, że jestem niewystarczająco skoncentrowana na szkoleniu nowych wiernych, ale raczej o to, że oni, z różnych powodów, nie są odpowiednimi kandydatami. Potem zaś, aby pokazać braciom i siostrom, że biorę należytą odpowiedzialność za szkolenie nowych wyznawców i mam pozytywne nastawienie, stwierdzałam zazwyczaj, że podejmę próbę ich szkolenia i zobaczę, co z tego wyjdzie. W ten sposób nikt nie mógłby mi zarzucić, że szufladkuję ludzi i nie chcę ryzykować, że zapłacę cenę przy ich szkoleniu. Za tym zawiłym sposobem mówienia kryły się nikczemne pobudki. W rozmowach z moją przełożoną omijałam te kwestie, chcąc, by to ona domyślała się, o co mi chodzi, ale nie miała całkowitej pewności, tak aby w końcu sprawić, by to ona zadecydowała, czy nadal szkolić tych nowych wyznawców, czy nie. W ten sposób, bez względu na rezultat, ja byłabym w korzystnej sytuacji. Gdyby ktokolwiek chciał spytać, dlaczego nie szkoliłam nowych wiernych, mogłabym z łatwością zrzucić winę na moją przełożoną. Gdyby zaś nowi wyznawcy zrobili postępy, wówczas wszyscy mogliby się przekonać, że potrafię szkolić takich ludzi, co stawiałoby mnie w dobrym świetle i dowodziłoby, że jestem zdatna do jakiejś pracy. Sposób, w jaki mówiłam, był dokładnie taki sam, ja sposób wyrażania się szatana – co zostało zdemaskowane przez Boga – i polegał na ukrywaniu własnych pobudek i lawirowaniu oraz wiciu się niczym wąż, tak abym mogła osiągnąć swoje cele, inni zaś nadal nie wiedzieli, do czego zmierzam. Byłam przebiegła i podstępna, tak jak szatan. Na pozór zastanawiałam się wraz z przełożoną, czy da się szkolić nowych wyznawców, ale w rzeczywistości usiłowałam tak nią pokierować, by podjęła tę decyzję za mnie, abym mogła zrzucić z siebie wszelką odpowiedzialność. Było to wyjątkowo perfidne z mojej strony! Normalny człowiek w takiej sytuacji odwołuje się do odpowiednich zasad, aby postępować zgodnie z nimi i skutecznie szkolić nowych wyznawców dla dobra dzieła kościoła. Ja jednak zmierzałam do zupełnie innego celu, którym było zrzucenie z siebie odpowiedzialności, aby móc chronić własne interesy, status i reputację. Jak mogłam być tak przebiegła i zakłamana? Powodem, dla którego przełożona mnie przycięła i zdemaskowała było to, że miałam zwyczaj mówić i działać w oparciu o moje zakłamane usposobienie, nigdy się nad sobą nie zastanawiając. Byłam odrażająca w oczach Boga i odpychająca dla innych. Pomodliłam się więc i przysięgałam Bogu, że od tej chwili będę zwracać baczniejszą uwagę na pobudki i cele, kryjące się za tym, co mówię i robię, i że zacznę praktykować bycie uczciwą osobą. Później, gdy moi bracia i siostry pytali mnie o nowych wyznawców, czasami chciałam znów zacząć od opowiadania o ich problemach, tak abym nie była odpowiedzialna, gdyby nie dało się ich szkolić. Kiedy zdałam sobie sprawę, że znowu jestem zakłamana i mam niewłaściwą motywację, z poczuciem winy modliłam się i buntowałam się przeciwko sobie, a o nowych wyznawcach zaczęłam wyrażać się uczciwie i obiektywnie. Kiedy świadomie wprowadzałam w życie bycie uczciwą osobą, odkryłam, że było wiele spraw, w których potrafiłam być nieszczera i zakłamana, i że moje pobudki były czasami tak głęboko ukryte, że nikt nie był w stanie ich dostrzec.

Któregoś dnia przełożona powiedziała, że pewien nowy wyznawca, którego podlewałam, uczęszcza na zgromadzenia organizowane przez siostrę Alainę i podobają mu się jej omówienia. Pomyślałam sobie wtedy, że przecież ten nowy wierny był dosyć arogancki, miał różne własne pojęcia i wyobrażenia oraz lubił różne światowe mody i trendy. Nie uczestniczył regularnie w moich zgromadzeniach, a podlewanie go wymagało nie lada wysiłku, więc uznałam, że będę miała mniej na głowie, jeśli to Alaina będzie w stanie się nim zająć. Gdybym jednak sama przedstawiła pomysł przekazania go Alainie, przełożona mogłaby stwierdzić, że jestem przebiegła i chcę się pozbyć nowych zhewyznawców, których trudno podlewać. Ale jeśli to przełożona sama zasugerowałaby przeniesienie go do Alainy, wtedy mogłabym w sposób oczywisty pozbyć się kłopotu. Aby więc ją wybadać, zadałam pytanie: „Czy ten nowy powiedział, że woli omówienia Alainy?”. Przełożona odparła, że tak. Wtedy szybko dodałam: „Skoro tak, to może powinniśmy pójść mu na rękę? Na moje zgromadzenia i tak zbyt często nie przychodzi. Co o tym sądzisz?”. Czekałam, że przełożona powie, że powinno się go przenieść, ona jednak nie podjęła od razu odnośnej decyzji. Potem miałam niejasne poczucie niepokoju: czyżby znowu przemawiały przeze mnie ukryte pobudki? Dlaczego zawsze miałam takie niegodziwe intencje? Czemu nie potrafiłam po prostu otwarcie i bezpośrednio powiedzieć, o co mi chodzi?

Pewnego dnia szukałam słów Bożych, które mogłabym jeść i pić, a które odnosiłyby się do mojego stanu, i przeczytałem te oto słowa: „Niektórzy zawsze wysławiają się w taki sposób, który sprawia, że ludziom trudno jest zrozumieć, co mówią. Czasem ich zdania mają początek, lecz nie mają końca, a czasem mają koniec, ale pozbawione są początku. W ogóle nie jesteś w stanie stwierdzić, co chcą powiedzieć; nic z tego, co mówią, nie ma dla ciebie żadnego sensu, a jeśli poprosisz ich, by jasno wytłumaczyli, o co im chodzi, nie zechcą tego zrobić. W swoich wypowiedziach często używają zaimków. Na przykład, relacjonując coś, mówią: »Tamten facet… yyy… myślał sobie to i to, a potem ci bracia i siostry nie byli szczególnie…«. Mogliby tak mówić godzinami, a i tak nie wyraziliby się jasno, jąkając się i zacinając, nie kończąc zdań, rzucając jedynie jakieś pojedyncze słowa, niemające ze sobą żadnego związku, po których wysłuchaniu nie jesteś ani trochę mądrzejszy, a nawet czujesz się z lekka niespokojny. W istocie, wiele studiowali i są dobrze wykształceni – dlaczego więc nie są w stanie wypowiedzieć pełnego zdania? Jest to problem, który wynika z ich usposobienia. Są tak śliscy i wykrętni, że trzeba wielkiego wysiłku, aby mogli powiedzieć choć odrobinę prawdy. We wszystkich wypowiedziach antychrystów nie ma sedna; zawsze jest w nich jakiś początek, ale nie ma końca. Wyrzucają z siebie pół zdania, po czym połykają drugą połowę i zawsze badają grunt, ponieważ nie chcą, abyś zrozumiał, co mają na myśli: chcą, abyś tylko się tego domyślał. Jeśli powiedzą ci wprost, zorientujesz się, o co im chodzi i przejrzysz ich na wylot, nieprawdaż? Oni tego nie chcą. Czego zatem chcą? Chcą, żebyś sam się domyślał, i chętnie pozwolą ci wierzyć, że to, czego się domyślasz, jest prawdą – w takim przypadku oni tego nie powiedzieli, więc nie ponoszą żadnej odpowiedzialności. A co ponadto zyskują, gdy mówisz im, co według ciebie mieli na myśli? Twoje przypuszczenia są dokładnie tym, co chcą usłyszeć, gdyż mówią im one o twoich przemyśleniach i poglądach w danej sprawie. Od tego momentu sami będą mówić w sposób wybiórczy, decydując, co mają powiedzieć, a co przemilczeć, i jak to wyrazić, by następnie wykonają kolejny krok zgodnie ze swoim planem. Każde zdanie kończy się pułapką, a kiedy będziesz ich słuchał, to – jeśli sam będziesz kończył za nich ich zdania – na dobre wpadniesz w tę pułapkę. Czy to ich męczy, że zawsze wyrażają się w ten właśnie sposób? Ich usposobienie jest niegodziwe – nie czują się tym zmęczeni. Jest to dla nich zupełnie naturalne. Dlaczego zaś chcą zastawiać wciąż na ciebie te pułapki? Ponieważ nie rozumieją jasno twoich poglądów i boją się, że to ty ich przejrzysz. Usiłując uniemożliwić ci zrozumienie ich samych, starają się jednocześnie przejrzeć i zrozumieć ciebie. Chcą wydobyć od ciebie twoje poglądy, przemyślenia i metody. Jeśli im się to uda, to znaczy, że ich pułapki zadziałały. Niektórzy ludzie grają na zwłokę, często mówiąc »hm« i »aha«; nie wyrażają konkretnego punktu widzenia. Inni stosują taktykę wymijającą, mówiąc »niby że« i »tak jakby…«, ukrywając to, co naprawdę myślą, i używając takich sformułowań zamiast tego, co rzeczywiście chcą powiedzieć. W każdym ich zdaniu znajduje się wiele bezużytecznych funktorów, przysłówków i czasowników posiłkowych. Gdybyś nagrał a potem spisał sobie ich słowa, przekonałbyś się, że żadne z nich nie ujawnia ich poglądów ani postawy w danej sprawie. Wszystkie ich słowa zawierają natomiast ukryte pułapki, pokusy i przynęty. Jakie jest to usposobienie? (Niegodziwe). Nawet bardzo niegodziwe! Czy w grę wchodzi tutaj oszustwo? Te pułapki, pokusy i przynęty, które stwarzają, nazywamy oszustwem. Jest to powszechna cecha ludzi mających niegodziwą istotę antychrystów. Jak zatem przejawia się ta wspólna im cecha? Przekazują oni dobre nowiny, ale nigdy te złe; wyrażają się wyłącznie w sposób miły dla ucha, mówią z wahaniem, częściowo ukrywając to, o co im naprawdę chodzi, wyrażają się niejasno i chaotycznie, a ich słowa niosą z sobą pokusy. Wszystkie te techniki to pułapki i wszystkie one są środkami, jakimi posługuje się oszustwo(Punkt siódmy: Oni są niegodziwi, podstępni i kłamliwi (Część druga), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Bóg mówi nam, że antychryści zawsze owijają w bawełnę, gdy o czymś mówią. Wyrażają się w sposób dwuznaczny, przez co ich słuchacze nie mogą za nimi nadążyć. Wciąż tylko kuszą i wabią słuchaczy, próbując wciągnąć ich w pułapkę, aby osiągnąć własne cele i ostatecznie uniknąć odpowiedzialności. Tak właśnie było z szatanem, który powiedział Ewie, że wcale nie jest pewne, że umrze, jeśli zje owoc z zakazanego drzewa. Mówiąc to, szatan kusił ją i wystawiał na próbę. Słowa szatana, pełne pokus i zachęt, nie ujawniając w sposób bezpośredni jego celów, kusiły zarazem innych do popełnienia grzechu, pozwalając mu nie brać za to odpowiedzialności. Jak ujawnia Bóg: „W każdym człowieku kryje się szatańskie usposobienie; w każdym sercu znajduje się niezliczona ilość trucizny, z użyciem której szatan kusi Boga i zwabia człowieka. Niekiedy za słowami ludzi kryje się głos i ton szatana oraz zamiar kuszenia i zwabiania. Ludzkie pomysły i myśli są pełne szatańskiej trucizny i wydają jej odór. Czasami wygląd lub działania człowieka wydają ten sam odór pokusy i nęcenia(Wybór właściwej ścieżki jest kluczowym elementem wiary w Boga, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Tak samo było ze mną: zawsze wypowiadałam się w zawiły sposób, rozmawiając z braćmi i siostrami, kusząc ich i wabiąc ze swych własnych, niegodziwych pobudek. Nie miałam ochoty poświęcać czasu i energii na tego nowego wyznawcę, pragnęłam więc skorzystać z okazji, aby się go pozbyć. Nie chciałam jednak, żeby przełożona wiedziała, że go zaszufladkowałam i odrzuciłam. Aby więc podtrzymać swój wizerunek osoby sumiennej i pełnej miłości dla nowych wiernych, ostrożnie zasugerowałam jej, że powinniśmy wziąć pod uwagę uczucia nowego wyznawcy i postąpić zgodnie z jego życzeniem. Próbowałam tak nią pokierować, by to ona zasugerowała przeniesienie go do grupy spotkaniowej Alainy, dzięki czemu ja mogłabym osiągnąć swój cel. Sposób, w jaki mówiłam, był dokładnie taki, jaki w następujących słowach ujawnia Bóg: „Gdybyś nagrał a potem spisał sobie ich słowa, przekonałbyś się, że żadne z nich nie ujawnia ich poglądów ani postawy w danej sprawie. Wszystkie ich słowa zawierają natomiast ukryte pułapki, pokusy i przynęty. Jakie jest to usposobienie? (Niegodziwe). Nawet bardzo niegodziwe!(Punkt siódmy: Oni są niegodziwi, podstępni i kłamliwi (Część druga), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Gdy tylko pojawiał się jakiś problem, z moich ust sypały się same próby sondowania i kuszenia rozmówców, nie padało zaś z nich ani jedno szczere słowo. Czyż nie wchodziło tutaj w grę złe usposobienie? Wolałam mówić ogródkami, niż pozwolić komukolwiek dostrzec, do czego tak naprawdę zmierzam. Uważałam, że głupotą byłoby ujawniać własne wady i niedociągnięcia poprzez mówienie wprost, o co mi chodzi. Szczerość była dobra dla idiotów! Sądziłam przy tym, że mój podstępny sposób mówienia jest bardzo sprytny – że jestem pomysłowa i inteligentna, a kiedy myślę, jestem dwa kroki przed wszystkimi – i że w ten właśnie sposób należy chronić swoje interesy. Żyłam zgodnie z zasadą, że należy być chytrym i podstępnym, i odrzucałam to, co Bóg mówi nam o byciu uczciwym i przejrzystym w słowach i czynach. Miałam wręcz poczucie, że gdybym żyła w ten sposób, poniosłabym straty. Mój punkt widzenia już od dawna był wypaczony. Przyjęłam sposób postępowania szatana jako normę własnego zachowania, na każdym kroku będąc podstępną i zakłamaną. Byłam nieco przerażona, gdy się nad tym zastanawiałam i zrozumiałam, jak byłam pełna mroku i zła. Pojęłam, jak dogłębnie zostałam skażona przez szatana, i zobaczyłam, że prawie już nie przypominam człowieka. Także i w codziennym życiu mówiłam i zachowywałam się dokładnie tak samo. Przypomniało mi się, jak pewnego razu bardzo spodobała mi się designerska torebka, którą kupiła sobie moja ciotka. Nie mogłam jej poprosić o nią wprost, a nie chciałam wydawać mnóstwa pieniędzy, aby kupić sobie taką samą, więc tonem pełnym udawanej troski rzekłam: „Nawet nie będzie używana – jaka szkoda! Masz już przecież, ciociu, torebkę tej marki. Po co kupiłaś drugą?”. Mojej ciotce wydawało się, że jestem po prostu pragmatyczna i nie chcę, aby marnowała pieniądze na rzeczy, których nie potrzebowała. Jednak tak naprawdę chodziło mi o to, że skoro torebka będzie się po prostu marnować, leżąc w jej szafie, to dlaczego nie miałaby dać jej mnie? I rzeczywiście, ciotka podarowała mi tę torebkę. Za pomocą ledwie paru słów sprawiłam, że sama mi ją „zaproponowała”. Zawsze taka byłam: nie mówiłam wprost, czego chcę, tylko sprawiałam, że ludzie dawali mi to z własnej woli. Patrząc wstecz na wszystkie te sytuacje, zastanawiałam się, jak mogłam być taka podstępna. Żałowałam, że nie mogę cofnąć czasu i odwołać tych obrzydliwych rzeczy, które powiedziałam. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że sposób mówienia i działania antychrystów oraz ich złe usposobienie, zdemaskowane przez Boga, zupełnie mnie opanowały. Byłam taka już od wielu lat i, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, z przyzwyczajenia popadałam w ten sam podstępny sposób mówienia. Moje skażone usposobienie było poważnym problemem. Byłoby przeogromnym wprost zagrożeniem, gdybym się z nim nie uporała i nie dokonała jego zmiany.

Przeczytałam następujące słowa Boże: „Ponieważ Bóg prosi, aby ludzie byli uczciwi, dowodzi to, że naprawdę nienawidzi ludzi fałszywych, i że nie ma w nich upodobania. Ta niechęć Boga do ludzi fałszywych to wstręt do ich sposobu postępowania, ich usposobienia, zamiarów i podstępnych metod: Bóg nie lubi wszystkich tych rzeczy. Jeśli ludzie fałszywi są w stanie przyjąć prawdę i przyznać się do swojego oszukańczego usposobieni, a także gotowi są przyjąć Boże zbawienie, to także i oni mają nadzieję na to, że zostaną zbawieni – ponieważ Bóg, podobnie jak prawda, traktuje wszystkich ludzi jednakowo. Jeśli więc chcemy stać się ludźmi, którzy zadowalają Boga, musimy przede wszystkim zmienić zasady naszego zachowania. Nie możemy już żyć zgodnie z szatańskimi filozofiami, nie możemy już brnąć przez życie, posługując się kłamstwem i podstępem. Musimy porzucić wszelkie nasze kłamstwa i stać się uczciwymi ludźmi. Wtedy Bóg spojrzy na nas inaczej. Wcześniej ludzie, żyjąc wśród innych, zawsze polegali na kłamstwie, udawaniu i podstępie, a szatańskie filozofie przyjmowali za podstawę swojej egzystencji, za swoje życie i fundament własnego zachowania. Było to coś, czym Bóg się brzydził. Pośród niewierzących jest tak, że jeśli wypowiadasz się szczerze, mówisz prawdę i jesteś uczciwym człowiekiem, zostaniesz oczerniony, osądzony i opuszczony. Podążasz więc za światowymi trendami i żyjesz według szatańskich filozofii; stajesz się coraz bieglejszy w kłamstwie i coraz bardziej fałszywy. Uczysz się też używać podstępnych środków, aby osiągać swoje cele i chronić samego siebie. Coraz lepiej wiedzie ci się w szatańskim świecie, w wyniku czego coraz bardziej pogrążasz się w grzechu, aż w końcu nie jesteś już w stanie się wyswobodzić. W domu Bożym jest dokładnie odwrotnie. Im więcej kłamiesz i grasz w przewrotne gry, tym bardziej Boży wybrańcy będą mieli cię dość i będą cię opuszczać. Jeśli odmawiasz okazania skruchy i wciąż kurczowo trzymasz się szatańskich filozofii i takiejże logiki, jeśli wykorzystujesz podstępy i wyszukane intrygi, aby się maskować i stwarzać fałszywe pozory, to bardzo prawdopodobne, że zostaniesz zdemaskowany i wyeliminowany. Dzieje się tak dlatego, że Bóg brzydzi się ludźmi fałszywymi. Tylko uczciwi mogą prosperować w domu Bożym, a fałszywi zostaną w końcu porzuceni i wyeliminowani. Wszystko to jest z góry zaplanowane przez Boga. Jedynie ludzie uczciwi mogą mieć udział w królestwie niebieskim. Jeśli nie starasz się być uczciwym człowiekiem, jeśli nie doświadczasz i nie praktykujesz w takim kierunku, aby dążyć do prawdy, jeśli nie ujawniasz własnej brzydoty i nie odsłaniasz się całkowicie, to nigdy nie będziesz mógł otrzymać dzieła Ducha Świętego i zyskać Bożej aprobaty(Najbardziej fundamentalna praktyka bycia uczciwą osobą, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Ze słów Boga dowiedziałam się, że lubi On ludzi uczciwych i brzydzi się tymi, którzy są zakłamani. Tylko uczciwi mogą zyskać Jego zbawienie, podczas gdy podstępni zostaną zdemaskowani i wyeliminowani. Przez wszystkie te lata, kiedy byłam osobą wierzącą, pośród ludzi, z których oczyszczano kościół, eliminując ich z kościoła, byli tacy, którzy podczas wykonywania obowiązku stale byli niedbali i dopuszczali się oszustw, a także i tacy, którzy, ze względu na prestiż i status, ukrywali się za fasadą pozorów lub nawet zwodzili ludzi za pomocą różnych intryg i forteli. Bóg jednak wszystko widzi, i planuje takie okoliczności, aby zdemaskować i wyeliminować każdego z nich. Dla ludzi zakłamanych naprawdę nie ma miejsca w domu Bożym. Wracając myślą do czasów, gdy podlewałam i szkoliłam nowych wyznawców, przekonywałam się, że w moim postępowaniu było wiele odchyleń od normy i dużo problemów, ale nie koncentrowałam się wówczas na poszukiwaniu prawdy, aby sobie z nimi poradzić. Zawsze byłam przebiegła i zakłamana, wynajdywałam powody i wymówki, aby ukryć swoje skażenie i inne niedoskonałości, w rezultacie czego nowi wyznawcy nie byli należycie szkoleni. Gdyby sprawy nadal toczyły się w ten sposób, Bóg wzgardziłby mną i mnie wyeliminował. Patrząc na prostych i uczciwych braci oraz siostry wokół mnie, widziałam, że w zakres ich obowiązków wchodziło wiele rzeczy, których nie pojmowali, więc zdarzały się błędy i niedopatrzenia, lecz oni nie uchylali się od odpowiedzialności. Aby zrozumieć prawdę, pojąć zasady i wykonywać swoje obowiązki ku zadowoleniu Boga, byli w stanie odłożyć na bok osobistą dumę, być ludźmi prostymi i otwartymi, przyznawać się do błędów i niedoskonałości oraz uczyć się od innych. Widać było aż nadto wyraźnie, że Bóg ich oświeca i prowadzi. Nawet jeśli byli ludźmi dość przeciętnego charakteru – a czasami bywali trochę naiwni – Bóg i tak ich prowadził, pomagając im stopniowo poznawać zasady prawdy i robić postępy w pełnieniu obowiązków. Widząc to, zdałam sobie sprawę, że Bóg błogosławi tym, którzy są prości i uczciwi. To właśnie jest Jego sprawiedliwość. Zrozumiawszy to, uświadomiłam sobie, że mówienie prawdy i bycie uczciwym może oznaczać, że ludzie zobaczą, jaka naprawdę jestem, ale nie ma w tym nic złego. W danej chwili może to być trochę krępujące, ale takie zachowanie świadczy o otwartości i uczciwości, a to zadowala Boga. Ponadto, chociaż będąc osobą prostą i otwartą, mogę ujawnić przed innymi swe własne problemy, moi bracia i siostry nigdy nie będą z tego powodu spoglądać na mnie z góry. Pomogą mi raczej wprowadzić poprawki i tak mną pokierują, abym wraz z nimi doszła do zrozumienia zasad. A tego rodzaju praktyka nie byłaby bynajmniej ze szkodą dla mego obowiązku. Ewangelia królestwa Bożego szerzy się teraz bardzo szybko, a jej głoszenie wymaga pomocy ze strony mnóstwa nowych wyznawców. Ja jednak nie wyszkoliłam odpowiednio niemal żadnych nowych wiernych. Czyż nie było to utrudnianiem i zakłócaniem pracy kościoła? Stawiałam w ten sposób opór samemu Bogu! Bóg mówi: „Im więcej kłamiesz i grasz w przewrotne gry, tym bardziej Boży wybrańcy będą mieli cię dość i będą cię opuszczać. Jeśli odmawiasz okazania skruchy i wciąż kurczowo trzymasz się szatańskich filozofii i takiejże logiki, jeśli wykorzystujesz podstępy i wyszukane intrygi, aby się maskować i stwarzać fałszywe pozory, to bardzo prawdopodobne, że zostaniesz zdemaskowany i wyeliminowany. Dzieje się tak dlatego, że Bóg brzydzi się ludźmi fałszywymi. Tylko uczciwi mogą prosperować w domu Bożym, a fałszywi zostaną w końcu porzuceni i wyeliminowani. Wszystko to jest z góry zaplanowane przez Boga”. Słowa Boga są niezwykle jasne. To, jaką drogę ktoś wybiera i jaką osobą stara się być, ma bezpośredni wpływ na jego wynik i los. Pomyślałam o tym, że wiele razy próbowałam po prostu przebrnąć przez rozmaite sytuacje, nie poszukując prawdy ani nie uciekając się do autorefleksji, aby lepiej poznać samą siebie. Żyłam zgodnie ze swą szatańską naturą. Nie wkroczyłam nawet w najbardziej podstawową prawdę, jaką jest bycie uczciwą lub dokonywanie zmian w swym życiowym usposobieniu. Pozostawałam wciąż zakłamaną osobą, która należała do szatana. Jak mogłam mieć nadzieję, że zostanę zbawiona? Tylko poprzez praktykowanie bycia uczciwym człowiekiem mogłabym znaleźć się na właściwej drodze.

Później kontynuowałam swoje poszukiwania i dzięki lekturze słów Bożych stało się dla mnie nieco bardziej jasne, którędy wiedzie moja droga do praktykowania uczciwości. Słowa Boże mówią: „Gdy ludzie zaczynają oszukiwać, jakimi intencjami się kierują? W jakim celu oszukują? Zawsze liczą na zdobycie sławy, zysku i statusu. Krótko mówiąc, chodzi o ich własną korzyść. A co leży u podstaw dążenia do jej osiągnięcia? To, że ludzie uważają, iż ich korzyść jest ważniejsza niż cokolwiek innego. Oszukują, aby samemu coś zyskać, ujawniając tym samym swoje zwodnicze usposobienie. Jak należy rozwiązać ten problem? Najpierw musisz rozeznać się w tym, czym są korzyści, i dowiedzieć się, co dokładnie one dają ludziom oraz jakie są konsekwencje dążenia do nich. Jeśli nie możesz tego rozgryźć, nie będzie ci łatwo się ich wyrzec. Jeśli ludzie nie rozumieją prawdy, niczego nie jest im trudniej się wyrzec niż własnych korzyści. To dlatego, że ich dewizy życiowe brzmią: »Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego« i »Człowiek odda życie za bogactwo jak ptak za ziarno«. To oczywiste, że ludzie żyją z myślą o własnych korzyściach. Sądzą, że bez korzyści dla siebie – gdyby je utracili – nie przeżyliby tego. To tak, jakby ich przetrwanie było nierozerwalnie związane z ich własnymi korzyściami, dlatego większość ludzi jest ślepa na wszystko inne. Uważają własne korzyści za ważniejsze niż cokolwiek innego, żyją tylko dla nich, a zmuszanie ich do rezygnacji z własnych interesów jest jak proszenie ich, by zrezygnowali z własnego życia. Co zatem należy zrobić w takich okolicznościach? Ludzie muszą przyjąć prawdę. Tylko wtedy, gdy ją rozumieją, są w stanie dojrzeć istotę swoich własnych korzyści. Tylko wtedy mogą zacząć z nich rezygnować, przeciwstawiać się im i znosić ból związany z porzuceniem tego, co tak bardzo kochają. Kiedy będziesz umiał to uczynić i porzucić własne korzyści, będziesz czuł się bardziej swobodny i będziesz miał głębszy spokój w sercu, a czyniąc to, pokonasz cielesność. Jeśli kurczowo trzymasz się własnych korzyści i nie zamierzasz z nich rezygnować, a przy tym w najmniejszym stopniu nie akceptujesz prawdy, być może w duchu mówisz sobie: »Co złego jest w dążeniu do własnych korzyści i w tym, że nie chce się ponieść żadnej straty? Bóg mnie nie ukarał, więc co mogą mi zrobić ludzie?«. Nikt ci nic nie zrobi, ale z taką wiarą w Boga w ostatecznym rozrachunku nie zyskasz prawdy ani życia. To będzie dla ciebie ogromna strata: nie będziesz mógł dostąpić zbawienia. Czy jest coś, czego można by bardziej żałować? Oto, co ostatecznie wynika z dążenia do własnych korzyści. Jeśli ludzie zabiegają tylko o sławę, zyski i status – jeśli dbają wyłącznie o własne korzyści – to nigdy nie zyskają prawdy ani życia, a ostatecznie to oni będą tymi, którzy poniosą stratę. Bóg zbawia tych, którzy dążą do prawdy. Jeśli nie przyjmujesz prawdy i jeśli nie jesteś zdolny do refleksji i poznania własnego skażonego usposobienia, to nie okażesz prawdziwej skruchy i nie będziesz miał wejścia w życie. Przyjęcie prawdy i poznanie samego siebie jest ścieżką do rozwoju życiowego i do dostąpienia zbawienia. To szansa dla ciebie, by stanąć przed Bogiem, zaakceptować Jego nadzór, przyjąć Jego sąd i karcenie oraz zyskać prawdę i życie. Jeśli rezygnujesz z dążenia do prawdy na rzecz uganiania się za sławą, zyskiem, statusem i własnymi interesami, jest to równoznaczne z rezygnacją z możliwości przyjęcia Bożego sądu i karcenia oraz dostąpienia zbawienia. Wybierasz sławę, zyski i status, a także własne korzyści, lecz tym, z czego rezygnujesz, jest prawda, a tym, co tracisz, jest życie i szansa na to, by zostać zbawionym. Która z tych rzeczy jest ważniejsza? Jeśli wybierzesz własne korzyści i odrzucisz prawdę, to czyż nie jest to głupota? Mówiąc prostym językiem, jest to wielka strata w zamian za niewielką korzyść. Sława, zyski, status, pieniądze i korzyści to wszystko sprawy chwilowe i ulotne, podczas gdy prawda i życie są wieczne i niezmienne. Jeśli ludzie pozbędą się skażonych skłonności, które sprawiają, że dążą oni do sławy, zysków i statusu, wówczas będą mieli nadzieję na osiągnięcie zbawienia. Co więcej, prawdy, które ludzie zyskują, są wieczne. Szatan ani nikt inny nie może im ich odebrać. Rezygnujesz z własnych korzyści, ale zdobywasz prawdę i zbawienie; te rezultaty są twoje. Zyskujesz je dla siebie. Jeśli ludzie decydują się praktykować prawdę, to mimo że utracili korzyści, zyskują Boże zbawienie i życie wieczne. Właśnie ci ludzie są najmądrzejsi. Jeśli zaś ktoś odrzuca prawdę na rzecz własnych korzyści, to traci życie i Boże zbawienie; tacy ludzie są najgłupsi. To, co dana osoba wybierze – korzyści czy prawdę – mówi o niej bardzo wiele. Ci, którzy miłują prawdę, wybiorą prawdę; będą woleli podporządkować się Bogu i podążać za Nim. Zrezygnują z własnych korzyści, aby tylko dążyć do prawdy. Bez względu na to, jak bardzo będą musieli cierpieć, zdecydowani są niezłomnie trwać przy swoim świadectwie, aby zadowolić Boga. To właśnie jest podstawowa ścieżka praktykowania prawdy i wkraczania w prawdorzeczywistość(Poznanie własnego usposobienia stanowi podstawę do tego, by je zmienić, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). „Często za kłamstwami kryją się pobudki, ale są też kłamstwa bez pobudek, bez premedytacji. Wychodzą one z ust człowieka w sposób naturalny. Takich kłamstw łatwo się wyzbyć, natomiast kłamstw, które wynikają z pobudek, wyzbyć się trudno. Jest tak, ponieważ te pobudki biorą się z natury człowieka i reprezentują matactwa szatana, są to pobudki świadomie wybierane przez ludzi. Jeśli ktoś nie miłuje prawdy, nie będzie w stanie zbuntować się przeciw ciału, więc powinien modlić się do Boga i na Nim polegać oraz szukać prawdy, aby rozwiązać ten problem. Ale z kłamstwem nie można sobie poradzić za jednym zamachem. Zdarzy ci się znów skłamać, raz, dwa razy, a nawet częściej. To zupełnie normalne i jeśli będziesz wyrzekał się każdego swojego kłamstwa i konsekwentnie w tym wytrwasz, to kiedyś uda ci się zerwać z kłamaniem na dobre. Walka z kłamstwem to długa wojna: kiedy skłamiesz, zastanów się nad sobą i pomódl się do Boga. Gdy znów zdarzy ci się skłamać, zastanów się nad sobą i pomódl się do Boga. Im więcej będziesz się modlić, tym bardziej będziesz nienawidzić swojego zepsutego usposobienia i tym bardziej będziesz chciał praktykować prawdę i ją urzeczywistniać. Z czasem zyskasz wtedy siłę, aby porzucić kłamstwo. Po takim doświadczaniu i praktykowaniu zobaczysz, że kłamiesz coraz rzadziej, że żyje ci się łatwiej i że nie musisz już kłamać ani tuszować swoich kłamstw. Być może na co dzień nie będziesz mówił dużo, ale każde zdanie będzie pochodzić prosto z serca i będzie zawierać prawdę, a kłamstw będzie bardzo niewiele. Jakie to będzie uczucie, żyć w ten sposób? Czy to nie będzie wyzwalające i uwalniające? Twoje zepsute usposobienie nie będzie cię ograniczać, nie będziesz w jego niewoli, i w końcu zobaczysz rezultaty bycia uczciwą osobą. Oczywiście mogą zdarzyć się szczególne okoliczności, które sprawią, że powiesz jakieś małe kłamstewko. Być może na swojej drodze napotkasz jakieś zagrożenie, wpadniesz w tarapaty lub będziesz musiał zadbać o swoje bezpieczeństwo i kłamstwo okaże się nieuniknione. W takiej sytuacji musisz się jednak zastanowić, zrozumieć ją i rozwiązać problem. Powinieneś w modlitwie do Boga powiedzieć: »Wciąż nie wyzbyłem się skłonności do kłamania i nieuczciwości. Oby Bóg wybawił mnie od mojego zepsutego usposobienia raz na zawsze«. Gdy ktoś świadomie kieruje się mądrością, nie liczy się to jako przejaw zepsucia. Tego właśnie trzeba doświadczyć, aby być uczciwą osobą. W ten sposób twoje kłamstwa będą pojawiać się coraz rzadziej. Dziś skłamiesz dziesięć razy, jutro może dziewięć, pojutrze osiem. Potem już tylko dwa lub trzy. Coraz częściej będziesz mówił prawdę i będąc uczciwym, będziesz coraz bardziej zbliżał się do intencji Boga, do Jego wymagań i standardów – a jakież to będzie dobre! Aby praktykować bycie uczciwym, musisz mieć ścieżkę i cel. Najpierw rozwiąż problem mówienia kłamstw. Musisz poznać istotę, która kryje się za tym, że wypowiadasz te kłamstwa. Musisz szczegółowo przeanalizować, jakie pobudki i motywy skłaniają cię do mówienia tych kłamstw, dlaczego masz takie pobudki i jaka jest ich istota. Gdy będziesz mieć jasność co do tych spraw, to przejrzysz na wylot problem kłamania i gdy coś ci się przydarzy, będziesz znał zasady praktykowania. Jeśli będziesz dalej praktykował i doświadczał w taki sposób, to zobaczysz efekty. Pewnego dnia powiesz: »Łatwo jest być uczciwym. Bycie fałszywym strasznie męczy. Nie chcę już być fałszywą osobą i ciągle tylko myśleć o tym, jakie kłamstwo powiedzieć i jak je zatuszować. To jest jak życie osoby chorej psychicznie, która miota się w sprzecznościach. Taki ktoś nie zasługuje, by go nazywać człowiekiem! Takie życie jest wyczerpujące i nie chcę już tak żyć!«. Wtedy będzie dla ciebie nadzieja, że staniesz się osobą uczciwą, i dowiedzie to, że czynisz postępy na drodze do bycia taką osobą. To jest przełom. Oczywiście niektórzy z was, gdy zaczną tak praktykować, będą się czuć upokorzeni, mówiąc szczere słowa i odsłaniając swoje prawdziwe oblicze. Zaczerwienisz się, będziesz czuć wstyd, będziesz się bał, że inni cię wyśmieją. Co powinieneś wtedy zrobić? Pomodlić się do Boga i poprosić, by dał ci siłę. Powiedz: »Boże, chcę być uczciwą osobą, ale boję się, że ludzie będą się ze mnie śmiać, gdy powiem prawdę. Błagam, wybaw mnie z uwięzi mojego szatańskiego usposobienia; pozwól mi żyć w zgodzie z Twoimi słowami, osiągnąć wolność i wyzwolić się«. Kiedy będziesz się modlić w ten sposób, w twoim sercu panować będzie coraz większa jasność i powiesz sobie tak: »Dobrze jest wcielać to w życie. Dzisiaj praktykowałem prawdę. W końcu choć raz udało mi się być uczciwą osobą«. Gdy tak się będziesz modlić, Bóg cię oświeci. Będzie działał w twoim sercu i poruszy cię, pozwalając ci docenić, jak to jest być uczciwym człowiekiem. Tak właśnie należy wcielać prawdę w życie. Na samym początku nie ma ścieżki, ale dzięki poszukiwaniu prawdy można ścieżkę znaleźć. Kiedy ludzie zaczynają poszukiwać prawdy, niekoniecznie mają wiarę. Kiedy ludzie nie mają ścieżki, jest im trudno, ale kiedy już zrozumieją prawdę i mają ścieżkę praktykowania, ich serca odnajdują w tym radość. Jeśli są w stanie praktykować prawdę i postępować zgodnie z zasadami, ich serca znajdą ukojenie, a oni sami zyskają wyzwolenie i wolność(Najbardziej fundamentalna praktyka bycia uczciwą osobą, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). W słowach Boga odnalazłam zasady praktyki, pozwalające uporać się z kłamstwami i zwodniczością. Przede wszystkim musimy zrezygnować z własnych interesów. Ten aspekt praktyki jest szczególnie ważny. Celem kłamstwa jest ochrona swoich interesów oraz osiąganie własnych celów, i gdy taki właśnie jest nasz zamiar, uciekamy się do oszustw i podstępów. Dlatego tak ważne jest, aby najpierw zrezygnować z osobistych interesów. Pomaga to ponadto uporać się z problemem zwodniczości w sercu. Ważne jest również, aby często zastanawiać się nad sobą, pozwalając Bogu wejrzeć w każde nasze słowo i czyn. Kiedy zauważymy, że mamy ochotę mówić lub działać w sposób podstępny, musimy zadać sobie pytanie, co takiego chcemy przez to osiągnąć. Jeśli uświadomimy sobie, że żywimy jakieś podstępne zamiary lub ujawniamy złe usposobienie, musimy szybko przyjść przed oblicze Boga, aby się pomodlić i zawrócić ze złej drogi. Musimy świadomie praktykować bycie uczciwą osobą i nauczyć się otwierać przed naszymi braćmi i siostrami, odsłaniając przed nimi nasze myśli, zapatrywania, skażenie i wady oraz poszukując prawdy, aby je naprawić i odmienić. To jedyny sposób na to, by stopniowo obmyć zakłamane i złe szatańskie usposobienie. Uświadomiwszy to sobie, skontaktowałam się z moją przełożoną i otworzyłam się przed nią, mówiąc o nikczemnych pobudkach, jakie kierowały mną, kiedy z nią rozmawiałam, a także przepraszając ją za nie. Ona zaś nie dość, że wcale mnie nie odrzuciła, to sama także otworzyła się przede mną i wspólnie oszacowałyśmy niedociągnięcia w naszych obowiązkach. Praktykowanie w ten sposób sprawiło, że poczułam się swobodnie. Czułam, że nie żyję już dłużej w mroku, a to dawało mi spokój ducha.

Nie jestem jeszcze całkowicie wolna od mojego podstępnego, złego, skażonego usposobienia, ale mam w sobie wiarę i wolę, aby być uczciwą osobą, która jest miła Bogu i skupić się na tym, aby być szczerą i otwartą na Bożą kontrolę we wszystkim, co mówię i robię w życiu.

Wstecz: 2. Ścieżka do Królestwa Bożego nie zawsze jest prosta

Dalej: 4. Konsekwencje niewykonywania rzeczywistej pracy

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

2. Ścieżka do obmycia

Autorstwa Allie, Stany ZjednoczonePrzyjęłam chrzest w imię Pana Jezusa w 1990 roku, a 8 lat później zaczęłam pracować dla kościoła. Dzieło...

14. Smak bycia szczerym

Autorstwa Yongsui, Korea PołudniowaNa jednym ze spotkań w marcu lider mówił o tym, że aresztowano i torturowano jednego z braci. W chwili...

Ustawienia

  • Tekst
  • Motywy

Jednolite kolory

Motywy

Czcionka

Rozmiar czcionki

Odstęp pomiędzy wierszami

Odstęp pomiędzy wierszami

Szerokość strony

Spis treści

Szukaj

  • Wyszukaj w tym tekście
  • Wyszukaj w tej książce

Połącz się z nami w Messengerze