Punkt ósmy: Chcą, by ludzie podporządkowywali się tylko im, a nie prawdzie lub Bogu (Część pierwsza)

Suplement: szczegółowa analiza problemów pojawiających się podczas spisywania kazań

Słyszałem od paru osób, że ludzie sporządzający zapisy kazań oddzielili opowieści, od których kilka ostatnich kazań się zaczynało, i pozostawili jedynie ich formalną treść podaną później. Czy tak właśnie było? Które historie oddzielono od wygłoszonych po nich kazań? (Opowieść o Dabao i Xiaobao, Historia Daminga i Xiaominga oraz Rozmowa o kapitale: „Jest w porządku, tak jak jest!”). Te trzy opowieści odłączono od wygłoszonych po nich kazań, ale dlaczego? Z jakiego powodu? Najwyraźniej osoby sporządzające zapisy uważały, że opowieści poprzedzające kazania nie pasowały do ich treści, więc rozdzieliły jedne od drugich. Czy to było zasadne? Tak postąpiły osoby spisujące kazania. Umieszczając te historie w oddzielnych rozdziałach w oderwaniu od treści samych kazań, osoby te okazały zbytnią arogancję i zadufanie w sobie. Czy waszym zdaniem rezultat był dobry, czy zły? A czy uważacie, że opowiedziana wcześniej historia musi pasować do kazania, które po niej następuje? Czy to rzeczywiście konieczne? (Nie). Dlaczego zatem osoby spisujące kazania w taki niewłaściwy sposób zrozumiały swoje zadanie? Skąd wzięło się ich przekonanie? W czym tkwi tu problem? Te osoby myślały sobie tak: „Historie, które opowiedziałeś, zbaczają z tematu. Sprawdzę je, pomogę Ci dokonać odpowiedniego wyboru i gdy będę rozsyłał kazania, wytnę z nich te opowieści. Kazania to kazania – niech jedno będzie spójne z drugim. Treść poprzedzających je historii nie powinna się kłócić z treścią kazań. Muszę je sprawdzić i pomóc Ci dokonać odpowiedniego wyboru, bo Ty tego problemu nie rozumiesz”. Czy to są dobre intencje? Skąd te ich dobre intencje się biorą? Czy wynikają z ludzkich pojęć? (Tak). Czy kiedy głoszę kazania, muszę wszystko rozważać tak dogłębnie? Czy każda historia, którą opowiadam, musi pasować do tego, o czym mówię później? (Nie). Nie ma takiej potrzeby. To przykład reguły, wyobrażenia. Jakie błędy popełniły osoby spisujące kazania? (Kierowały się swoimi pojęciami i wyobrażeniami). Co jeszcze? (Postąpiły nierozważnie i samowolnie). Naturą tego rodzaju zachowań jest niejaka lekkomyślność i samowola – osoby te nie mają bogobojnego serca. Jest to rozsądne stwierdzenie, jednak nie dotarliśmy jeszcze do sedna sprawy. Kiedy te osoby spisywały kazania, jaką przyjęły postawę i z jakiego punktu widzenia spoglądały na wszystko, co mówił Bóg? Czy to słuchając opowieści, czy kazań, jakie miały podejście do tego, co zostało powiedziane, i pod jakim kątem na to patrzyły? (Pod kątem wiedzy i uczenia się). Zgadza się. Słuchanie tych opowieści oraz kazań z perspektywy wiedzy prowadzi do takiego problemu. Niektórzy sądzą, że kiedy wygłaszam kazanie, niezależnie od tego, jaki jego fragment chcę przedstawić, jego treść musi być podana w odpowiedniej kolejności – każde zdanie musi być logiczne i zgodne z ludzkimi wyobrażeniami, a każda część musi mieć ściśle określony cel. Ci ludzie mierzą Moje kazania miarą takich pojęć. Czy to świadczy o braku duchowego zrozumienia? (Tak). Bez dwóch zdań jest to brak duchowego zrozumienia. Posługiwanie się logiką i wnioskowaniem, aby patrzeć na to, o czym mówię, z perspektywy wiedzy, to poważny błąd. Ja omawiam prawdę, a nie piszę przemówienia. Powinniście być tego świadomi. Czy ci, którzy wysłuchali tych kazań na zgromadzeniu, a później odsłuchali ich spisaną treść, zauważyli jakieś wypowiedziane wtedy kwestie czy poruszone istotne punkty, które osoby spisujące pominęły? Czy doszło do czegoś takiego? Być może ktoś z was na przykład usłyszał jakiś fragment na zgromadzeniu, który był bardzo poruszający i budujący, ale później okazało się, że nie ma go na nagraniu z odczytem tego kazania, że został usunięty. Czy przydarzyło się wam coś takiego? Mogliście to przeoczyć, jeśli nie słuchaliście uważnie, dlatego następnym razem dobrze się wsłuchajcie. Ja raz słuchałem nagrania, na którym zacząłem omawiać różne przejawy bycia antychrystem. Wymieniałem po kolei piętnaście z nich, ale szczegółowych wyjaśnień i objaśnień dotyczących poszczególnych przejawów na nagraniu zabrakło. Podany był po prostu pierwszy przejaw, drugi, trzeci i tak dalej. Wszystkie przejawy były wymienione szybko, jeden po drugim, znacznie szybciej niż mówiłby nauczyciel prowadzący lekcję. Większość ludzi, którzy wcześniej nie słyszeli tego kazania i nie znali jego treści, nie miałaby sposobności zastanowić się podczas słuchania. Gdyby chcieli posłuchać uważnie, musieliby co chwilę zatrzymywać nagranie, słuchać jednego zdania, szybko robić notatki, potem się zastanawiać, co to zdanie oznacza, a następnie odtwarzać kolejne zdanie. W przeciwnym razie tempo byłoby zbyt szybkie i nie mogliby nadążyć. To był poważny błąd ze strony osób, które zmontowały nagranie tego kazania. Kazanie to rozmowa, dyskusja. O czym są kazania? Omawiają one różne prawdy i różne stany, w jakich się znajdują ludzie – wszystkie odnoszą się do prawdy. Czy treści dotyczące prawdy są dla ludzi łatwe do zaakceptowania i zrozumienia, czy też wymagają rozważenia, przemyślenia i przeanalizowania, zanim możliwa będzie reakcja? (Wymagają rozważań, przemyśleń i analizy). W związku z tym, z jaką prędkością należy wygłaszać kazania? Czy sprawdziłoby się, gdyby ktoś wyrzucał z siebie słowa jak z karabinu maszynowego? (Nie). Czy lepiej mówić jak nauczyciel prowadzący lekcję? (Nie). Jak ktoś, kto wygłasza przemówienie? (Nie). To zupełnie by się nie sprawdziło. Podczas kazania muszą padać pytania i odpowiedzi, musi być przestrzeń do rozmyślań, a ludzie powinni mieć czas na reagowanie – takie tempo jest odpowiednie. Osoby, które spisywały kazania, nie rozumiały tej zasady – czy to oznaka braku duchowego zrozumienia? (Tak). Rzeczywiście brak im duchowego zrozumienia. Myślały one tak: „Już słyszałem to, o czym mówisz. Po wysłuchaniu raz, pamiętam sedno i wiem, co chcesz powiedzieć. Bazując na swoim doświadczeniu i doskonałych umiejętnościach, które zdobyłem dzięki częstemu obrabianiu nagrań kazań, zrobię to w ten sposób i podkręcę tempo”. Samo podkręcenie tempa nie wydawało się problemem – ale czym stała się przez nie transkrypcja kazania? Kazanie zamieniło się w esej. Kiedy kazanie staje się esejem, jego odbiorca traci poczucie, że słucha czegoś osobiście, a czy wówczas może ono osiągnąć ten sam efekt? Odbiór na pewno będzie inny. Czy to zmiana na lepsze, czy na gorsze? (Na gorsze). To zmiana na gorsze. Ludzie, którym brak duchowego zrozumienia, działają z własnej inicjatywy i uważają się za mądrych. Mają się za wykształconych, wykwalifikowanych, utalentowanych i inteligentnych, ale w ostatecznym rozrachunku postępują nierozsądnie. Czyż tak nie jest? (Jest). Dlaczego w trakcie Moich kazań czasami zadaję wam pytania? Niektórzy mówią: „Może się boisz, że przyśniemy”. Czy tylko o to chodzi? Dlaczego czasami mówię o innych sprawach, zbaczam z tematu i omawiam kwestie błahe i wesołe? Po to, by dać wam czas na odpoczynek i stworzyć przestrzeń do rozważań. Daje wam to również szansę na szersze zrozumienie jakiegoś aspektu prawdy, żeby wasze pojmowanie nie kończyło się na słowach, literalnym ich znaczeniu, strukturze gramatycznej czy na doktrynach – nie ma się do nich ograniczać. Czasami więc mówię o innych rzeczach, czasami opowiadam dowcipy, aby rozluźnić atmosferę, ale w rzeczywistości robię to głównie po to, aby osiągnąć określony rezultat – powinniście to zrozumieć.

Widzisz, kiedy duchowny ze świata religii wygłasza kazanie, staje na ambonie i omawia nudne tematy, które nie mają najmniejszego związku z prawdziwym życiem ludzi, ich stanem psychicznym czy problemami, z jakimi się zmagają. To wszystko martwe słowa i doktryny. Ci duchowni nie mówią nic poza kilkoma przyjemnie brzmiącymi słowami, wykrzykują jedynie pewne puste slogany. To nudzi słuchaczy, którzy nic na tym nie zyskują. Rezultat jest taki, że duchowny przemawia z góry, a tam, w dole, nikt nie zwraca na niego uwagi – brak jakiejkolwiek komunikacji. Czyż ten duchowny nie mówi po próżnicy? Duchowni wygłaszają kazania w ten sposób tylko po to, żeby zarobić na życie, czyli dla własnego przetrwania – nie biorą pod uwagę potrzeb swoich parafian. Jeśli chodzi o nas, nasze kazania nie są wygłaszane w celu odprawienia jakiejś ceremonii religijnej albo wykonania jakiegoś zadania – chodzi o osiągnięcie kilku rezultatów. Aby to było możliwe, należy wziąć pod uwagę wszystkie aspekty – potrzeby wszelkiego rodzaju ludzi, ich pojęcia, wyobrażenia oraz stan, w jakim się znajdują, a także ich punkt widzenia. Należy też uwzględnić, do jakiego stopnia osoby z różnych klas społecznych mogą zaakceptować użyty język. Niektórzy wykształceni ludzie preferują język formalny, więc muszą usłyszeć nieco literackich zwrotów, które są raczej gramatycznie poprawne i logiczne. Będą w stanie je zrozumieć. Są też zwykli ludzie z niższych warstw społecznych, którzy nie są obeznani z takim formalnym językiem – a zatem, co powinienem zrobić? Muszę czasami posługiwać się językiem potocznym. Wcześniej raczej tego nie robiłem, ale z biegiem lat nieco się nauczyłem i teraz czasami nawet rzucam przysłowiami lub dowcipami. Dzięki temu ludzie, którzy Mnie słuchają, mają poczucie, że bez względu na to, z jakiej klasy społecznej się wywodzą, wszystko, o czym mówię, jest łatwe do zrozumienia oraz odnosi się do nich bardziej bezpośrednio. Gdybym jednak posługiwał się wyłącznie językiem potocznym, treść kazania mogłaby brzmieć, jakby nie miała wystarczającej głębi, więc muszę w nią wplatać nieco formalnych sformułowań, a przy tym wszystko wyrażam językiem używanym w codziennym życiu – tylko wtedy kazanie spełnia minimalne standardy. Gdy zaczynam używać języka potocznego, zbyt duża liczba wyrażeń takich jak „tak tylko mówię”, „tak jak”, „to znaczy” itd. może wpłynąć na to, w jakim stopniu przekazana zostanie prawda. A gdyby wszystko było przekazywane językiem formalnym, w sposób uporządkowany, fachowo, zgodnie z logiką gramatyki i regułami wnioskowania, bez najdrobniejszych błędów, jak odczyt jakiegoś eseju lub innego tekstu, jakby wszystko było od początku do końca opracowane zawczasu i przekazane słowo w słowo co do przecinka, czy waszym zdaniem to by się sprawdziło? To byłoby zbyt kłopotliwe, nie mam na to siły. To jest pierwsza rzecz. Ponadto, wykształceni czy niewykształceni, wszyscy ludzie przejawiają najróżniejsze aspekty człowieczeństwa, a te przejawy człowieczeństwa są związane z realnym życiem. Z kolei realne życie jest nierozerwalnie związane z językiem stosowanym na co dzień – nie da się go oddzielić od warunków życia. Codzienny język przenika warunki, w jakich ludzie żyją, a zawiera on potoczne sformułowania i trochę prostego słownictwa o nieco literackim odcieniu. To wystarczy, w zasadzie taki przekaz obejmuje wszystko, co nas interesuje. Niezależnie od tego, czy ktoś jest stary, czy młody, czy posiada jakąś wiedzę, czy jest niewykształcony, w gruncie rzeczy każdy może się w tym połapać, każdy może zrozumieć taki przekaz, nie będzie znudzony i nie poczuje, że wykracza on poza jego możliwości. To właśnie trzeba brać pod uwagę podczas przeprowadzania omówień i wygłaszania kazań, czyli wszelkie aspekty potrzeb ludzi. Jeśli kazanie ma wywołać jakiś efekt, należy uwzględnić wszystkie te kwestie: tempo mówienia, dobór słów i sposób wyrażania się. Ponadto, kiedy coś przekazujemy i omawiamy jakiś aspekt prawdy, w jakim momencie uznamy, że przekaz jest kompletny? A kiedy należy uważać, że temat nie został wyczerpany? Co trzeba dodać? To wszystko należy wziąć pod uwagę. Jeśli nie uwzględniasz tych kwestii, to zdecydowanie brakuje ci odpowiednich zdolności umysłowych. W kwestiach, które inni postrzegają dwuwymiarowo, ty musisz umieć myśleć w trzech wymiarach. Musisz bardziej kompleksowo niż inni patrzeć na sprawy i trafniej je postrzegać, musisz potrafić wyraźnie dostrzegać różnego rodzaju kwestie, a także wyczuwać, które prawdozasady mają do nich zastosowanie. Dzięki temu wszelkie aspekty zepsutych skłonności, o jakich ludzie mogą pomyśleć, jakie mogą oni przejawiać czy zdradzać, a także stany, w jakich mogą się znajdować, zostaną zasadniczo uwzględnione i zrozumiane przez wszystkich. Czy osoby spisujące kazania także muszą posiadać tego rodzaju potencjał i myśleć w ten sposób? Jeśli tak nie myślą i nie mają takiego potencjału, a kiedy podsumowują główną myśl kazania, jego najważniejszy przekaz czy kwintesencję każdej jego części, zawsze polegają na wiedzy, którą zdobyli, to podchodzą do tego zadania podobnie jak chińscy uczniowie do przyswajania tekstów literackich. Nauczyciel najpierw każe im pobieżnie przejrzeć całość, a potem uważnie ją przeczytać. Na pierwszej lekcji dotyczącej lektury nauczyciel opisuje główną myśl pierwszego akapitu, wprowadza nowe słownictwo i omawia gramatykę. Po zapoznaniu się ze wszystkimi częściami tekstu, należy nauczyć się go na pamięć, zbudować zdania z nowymi słówkami oraz zrozumieć główny przekaz i cel przyświecający autorowi podczas pisania. W ten sposób dochodzi się do pełnego zrozumienia tego, co tekst miał za zadanie przekazać. Każdy uczył się takich rzeczy, każdy je zna, ale jeśli zastosujesz takie podejście do spisywania kazań, będzie ono zbyt elementarne. Posłuchaj, kiedy piszesz esej, możesz wykorzystać tę wiedzę – to zdroworozsądkowe podstawy pisania tekstów. Ale jeśli takie myślenie, taką teorię czy metodę zastosujesz do spisywania kazań, czy coś może pójść nie tak? Z pewnością może. Nie wiesz, dlaczego chcę opowiedzieć daną historię, nie starasz się zrozumieć prawdy, którą powinieneś z tej opowieści wynieść, a to błąd. Ponadto czy jesteś w stanie pojąć prawdę zawartą zarówno w danej historii, jak i w treści kazania? Jeśli nie, to brak ci duchowego zrozumienia. Czy osoba bez duchowego zrozumienia może się w ogóle nadawać do spisywania kazań?

Jak sądzicie, dlaczego opowiadam różne historie? Osoby, które spisują kazania, tego nie wiedzą, więc wplatają w nie własny punkt widzenia. Uważają, że jeśli chcę opowiedzieć jakąś historię, to musi ona pasować do następujących po niej treści – te osoby nie wiedzą, dlaczego opowiadam historie. Wy też nie wiecie, prawda? Skoro nie, to powiem wam dlaczego. Do tej pory mówiłem o różnych przejawach bycia antychrystem około dziesięć razy, a omówiłem dopiero połowę z nich. Gdybym przekazał wam całą tę wiedzę za jednym razem, byłoby to dość nużące, prawda? Gdybym za każdym razem od razu zaczynał mówić o tych sprawach i najpierw prosiłbym wszystkich o przypomnienie, o czym rozmawialiśmy poprzednio, a potem przechodziłbym do omawiania tematu, a wy w tym czasie pośpiesznie robilibyście notatki, pisalibyście i pisalibyście, z oczami na zapałkach, a na koniec prosiłbym was, żebyście podsumowali, o czym była mowa, a wy, przecierając oczy, kartkowalibyście swoje zapiski i recytowalibyście ich treść, przedstawiając to, co tego dnia omówiliśmy, i kiedy mogłoby się wydawać, że wszyscy z grubsza zapamiętali przekaz, ja mówiłbym: „To już wszystko na dziś, kończymy i wrócimy do sprawy następnym razem”, wówczas każdy byłby tym nieco wyczerpany i myślałby sobie: „Na każdym zgromadzeniu zawsze omawiamy te kwestie, wszystko jest tak samo, tego jest za dużo, to nudne”. Co więcej, prawdę należy omawiać wielotorowo, żeby ludzie robili postępy pod względem wszystkich jej aspektów jednocześnie. To tak jak z wejściem człowieka w życie. Trzeba się rozwijać w zakresie poznania samego siebie, zmiany usposobienia, wiedzy o Bogu, świadomości, w jakim się jest stanie, człowieczeństwa, wnikliwości i pod dowolnym innym kątem – postęp musi zachodzić pod każdym względem równocześnie. Gdybym w danym czasie omawiał tylko rozpoznawanie różnych przejawów bycia antychrystem, ludzie mogliby odłożyć na bok inne aspekty prawdy i cały dzień zastanawialiby się tylko: „Kto mi wygląda na antychrysta? Czy ja jestem antychrystem? Jak wielu ich jest wokół mnie?”. Coś takiego odbiłoby się na ich wejściu w inne aspekty prawdy. Dlatego myślę o tym, jak w treść kazania wpleść jeszcze jedną prawdę, tak aby ludzie mogli zrozumieć dodatkową – to znaczy, gdy omawiam temat „Demaskowanie antychrystów”, przy okazji ludzie mogą pojąć inne aspekty prawdy. Takie kazanie przynosi lepsze efekty, nie sądzicie? (Tak). Na przykład, gdy jesz podstawowe produkty żywieniowe, czasami dodatkowo bierzesz też jabłko. To zapewnia dodatkowe składniki odżywcze, prawda? (Tak). Powiedz Mi zatem, czy to konieczne, żebym opowiadał różne historie? (Tak). Bez dwóch zdań. Gdyby to nie było konieczne, po co bym je opowiadał? Dzięki wykorzystaniu opowieści do omawiania pewnych lekkich i wesołych tematów ludzie mogą coś zyskać w zakresie innych aspektów prawdy, a to jest coś dobrego. Kiedy skończę mówić o tematach lekkich, wracam do głównego. Taki układ jest właściwy. Co jesz przed głównym daniem? (Przystawkę). To jest właśnie przystawka. Przystawki zwykle są bardzo smaczne i pobudzają apetyt, prawda? Kiedy więc opowiadam jakąś historię, możesz z niej pozyskać pewien aspekt prawdy, a tym samym pogłębić swoją wiedzę lub zrozumienie jakiejś kwestii. To coś dobrego. Oczywiście ci, którym brak duchowego zrozumienia, słuchają opowieści i dociera do nich tylko jej zewnętrzna otoczka, nie widzą zawartej w niej prawdy, którą należy pojąć. Brak im duchowego zrozumienia – nie da się nic z tym zrobić. Na przykład, słuchając „Opowieści o Dabao i Xiaobao”, niektórzy ludzie pamiętają tylko, że Dabao był zły, a Xiaobao – głupi. Pamiętają imiona Dabao i Xiaobao, ale nie to, w jakich okolicznościach ujawniło się zepsute usposobienie bohatera tej historii, jakiego rodzaju było to usposobienie, czego ono dotyczy i jaki ma związek z prawdą. A ty w jakich sytuacjach ujawniłbyś takie usposobienie? Czy wypowiedziałbyś takie słowa? Jeśli odpowiadasz: „Nie wypowiedziałbym takich słów”, to niepokojące, ponieważ dowodzi, że nie zrozumiałeś prawdy. Niektórzy mówią: „Mogę wypowiedzieć takie słowa, kiedy znajdę się w określonej sytuacji. Tego rodzaju usposobienie ujawnia się, gdy człowiek znajduje się w pewnym stanie”. Gdy to zrozumiesz, będzie to oznaczało, że nie słuchałeś tej historii na próżno. Po wysłuchaniu tej opowieści inni mówią: „Jakim człowiekiem jest Dabao? On znęca się nawet nad małym dzieckiem i oszukuje je. On jest podły! Ja nie oszukałbym dziecka w ten sposób”. Czyż takim osobom nie brak duchowego zrozumienia? Oni tylko mówią o samej sprawie, ale nie rozumieją prawdy omawianej w tej historii. Nie potrafią odnieść tej sytuacji do samych siebie, a to pokazuje ich brak duchowego zrozumienia, poważny brak duchowego zrozumienia. Osoby spisujące kazania napotykają taki problem. Kiedy tylko coś odnosi się do prawdy, niektórzy zdradzają swoje poglądy niedowiarków. Kiedy coś odnosi się do prawdy, niektórym brak duchowego rozumienia. Kiedy coś odnosi się do prawdy, niektórzy nabierają skłonności do przeinaczeń, inni stają się nieprzejednani, inni stają się niegodziwi, a jeszcze inni odczuwają niechęć do prawdy. Zatem jakie usposobienie mają te osoby spisujące kazania? Są co najmniej aroganckie i próżne oraz z własnej inicjatywy podejmują działania, nie rozumiejąc niczego i nie starając się zrozumieć. Nawet nie spytały, czy powinny, tylko tak po prostu oddzieliły przytoczone historie od treści, które podano po nich. Ludzie ci myślą tak: „Powierzono mi spisanie tych kazań, więc mam prawo podjąć taką decyzję. Oderwę te historie od kazań i już. Tak właśnie potraktuję kazania, które mi powierzyłeś. Jeśli Ci się to nie podoba, nie posługuj się mną”. Czyż to nie arogancja i pycha? Te osoby nie potrafią przyjąć prawdy, nie rozumieją jej. Nie wiedzą, jaki jest ich obowiązek ani co powinny i czego nie powinny robić – kompletnie tego nie wiedzą. Ludzie, którym brak duchowego zrozumienia, mogą czynić tylko to, co nierozsądne, nieludzkie i niegodne. Robią też tylko takie rzeczy, które naruszają prawdozasady, uważając się przy tym za mądrych i niepodporządkowanych. Powierzono im nagrania Moich kazań, aby je spisali, i cokolwiek myśleli na temat tego zadania, jakiekolwiek mieli w tym względzie opinie, nie zapytali Mnie o zdanie. Czyż to nie jest bardzo poważny problem? (Jest). Jak bardzo poważny? (Naturą takich działań jest manipulowanie słowami Boga). Do pewnego stopnia taka jest ich natura.

Opowiadam jakąś historię, omawiając konkretny aspekt prawdy, a potem wygłaszam kazania na temat innych jej aspektów. Czy zastanawiam się nad tym, czy te dwie części są do siebie dopasowane? Muszę to najpierw przemyśleć, ale dlaczego nie upieram się, by były dopasowane? Czy jestem tego świadomy? (Tak). Dlaczego więc osoby spisujące kazania uznały to za problem? Wiem, że historia, którą opowiadam, nie ma związku z kazaniem, które po niej nastąpi. Czy te osoby są tego świadome? Nie. Nie zastanowiły się nawet dobrze nad tą kwestią. Myślą: „Kieruje Tobą Duch Święty; dopóki to brzmi jak prawda, to jest w porządku. Tego dnia opowiedziałeś tę historię, a potem omówiłeś konkretne treści. Jaki jest między nimi związek? Po co przemawiać w ten sposób? Jaką to przyniesie korzyść? Nie wiesz tego. Tak nie może być!”. Po pierwsze powiedz Mi: czy myślę trzeźwo, kiedy decyduję o tym, o czym zamierzam mówić, jak będę mówić i do jakiego konkretnego tematu się odniosę? (Tak). Zdecydowanie myślę trzeźwo, z pewnością nie mam zamętu w głowie, Mój tok myślenia jest przejrzysty. Jeżeli komuś brak duchowego zrozumienia, jeśli nie wie on, jak szukać prawdy, i ślepo analizuje oraz kategoryzuje wszystko, sądząc, że postępuje całkiem dobrze, to czyż nie jest podręcznikowym faryzeuszem? Tacy ludzie lubią słuchać tylko wspaniałych, pustych teorii, a nie – prawdziwych i praktycznych kazań. Efekt jest taki, że nie rozumieją nawet najprostszych prawd. To wskazuje na poważny brak duchowego zrozumienia! Bez bogobojnego serca ludzie są aroganccy i zadufani w sobie, stają się szczególnie zuchwali i mają czelność osądzać każdą sprawę, sądząc, że wszystko rozumieją. Właśnie taka jest zepsuta ludzkość, takie ma usposobienie. Czy zuchwałość i lekkomyślność w działaniu to coś dobrego, czy złego? (To coś złego). Bycie zuchwałym albo bojaźliwym w gruncie rzeczy nie ma znaczenia. Liczy się to, czy ktoś ma w sercu jakikolwiek lęk przed Bogiem. Później, kiedy będziecie słuchać nagrania kazania, wsłuchajcie się uważnie, żeby przekonać się, czy nie usunięto jakiegoś kluczowego zagadnienia. Czasami ci nieszczęśnicy, którym brak duchowego zrozumienia, swoimi czynami w niezamierzony sposób przeszkadzają i powodują szkody. Mówią, że nie jest to celowe działanie, ale nawet jeśli takie nie jest, to czy to oznacza, że ich usposobienie nie jest skażone? To wciąż zepsute usposobienie. Na tę chwilę to wszystko w tym temacie.

Suplement:

Marzenia Xiaoganga

Dziś znów zacznę od opowieści. Czy chcecie słuchać historii? Czy możecie na tym skorzystać? Historie opowiadają o różnych wydarzeniach, a w nich zawarta jest prawda. Ludzie, o których mowa w tych historiach, są w takim czy innym stanie, przejawiają pewne rzeczy, mają różne intencje oraz zepsute skłonności. W rzeczywistości wszyscy doświadczają takich rzeczy i dotyczą one każdego. Jeśli je rozumiecie i jesteście w stanie rozpoznać je w opowieściach, dowodzi to, że macie duchowe zrozumienie. Niektórzy pytają: „Mówisz, że mam duchowe zrozumienie – czy to oznacza, że jestem osobą, która kocha prawdę?”. Niekoniecznie; to dwie różne rzeczy. Część ludzi posiada duchowe zrozumienie, ale nie kochają oni prawdy. Po prostu rozumieją pewne sprawy i nic więcej. Nie mierzą się miarą prawdy dla porównania ani nie wprowadzają prawdy w życie. Natomiast inni mają duchowe zrozumienie i po wysłuchaniu historii zauważają u siebie te same problemy, o których one opowiadały, i zastanawiają się, jak wkroczyć w prawdę i w przyszłości się zmienić – tacy ludzie osiągnęli pożądane rezultaty. Dlatego dzisiaj opowiem pewną historię. Temat jest lekki i każdy będzie chciał jej wysłuchać. Przez ostatnie dwa dni zastanawiałem się, z wysłuchania jakiej opowieści większość ludzi coś wyniesie i jaka historia będzie dla nich budująca, a ponadto sprawi, że głęboko odciśnie się w nich pewien aspekt prawdy, oraz będą mogli odnieść ją do rzeczywistości i skorzystać na tym, że wkroczą w ten aspekt prawdy lub usuną jakieś odstępstwa od normy. Zapomniałem nadać tytuł ostatniej historii, którą opowiedziałem, więc zrobimy to dzisiaj. Jak sądzicie, jak powinien on brzmieć? (Specjalne prezenty). Pomińmy słowo „specjalne” i zatytułujmy ją „Prezenty”. Słowo „specjalne” ma tu trochę dziwny wydźwięk i ludzie skupialiby na nim uwagę. Słowo „Prezenty” jest bardziej niejednoznaczne. A jaką dziś opowiem historię? Dzisiejsza historia nosi tytuł „Marzenia Xiaoganga”. Jak wiecie „xiao” oznacza „mały”, a co znaczy „gang”? („Stanowisko”). Zgadza się. Słysząc to imię, powinniście już się domyślać, o czym będzie ta historia – powinno wam się udać to odgadnąć. Zatem zaczynam opowieść.

Xiaogang jest pełnym entuzjazmu, sumiennym i gorliwym młodym człowiekiem, a do tego dość inteligentnym. Uwielbia się uczyć, więc poznaje trochę tajników popularnych technologii komputerowych, a w domu Bożym w naturalny sposób zostaje przydzielony do wykonywania obowiązku w zespole zajmującym się montażem wideoklipów. Na początku Xiaogang jest bardzo dumny i szczęśliwy, kiedy dołącza do tego zespołu. Ponieważ jest młody i obeznany z niektórymi technologiami, uważa pracę przy produkcji wideoklipów za swoją specjalność, a także hobby. Sądzi, że tutaj może wykorzystać posiadaną wiedzę podczas wykonywania swojego obowiązku, a przy okazji rozwijać się w tej dziedzinie dzięki ciągłej nauce. Ponadto większość osób, które spotyka w trakcie pracy, to również młodzi ludzie, więc podoba mu się panująca tu atmosfera i cieszy go wykonywanie tego obowiązku. Dlatego też każdy dzień wypełnia sobie pracą i sumienną nauką. I tak oto Xiaogang wstaje wcześnie rano, aby każdego dnia zasiąść do pracy, i czasami znajduje czas na odpoczynek dopiero późno w nocy. Wykonywanie obowiązku kosztuje Xiaoganga wiele, znosi on pewne trudności i oczywiście zdobywa przy tym sporo istotnej wiedzy zawodowej. Ma poczucie, że każdy dzień spędza bardzo produktywnie. Xiaogang ponadto często omawia prawdę i uczestniczy w zgromadzeniach z braćmi i siostrami. Czuje on, że odkąd znalazł się tutaj, robi większe postępy niż wtedy, gdy wierzył w Boga w swoim rodzinnym mieście, a także że dorósł i może podjąć się jakiejś pracy. Jest szczęśliwy i zadowolony. Od kiedy zaczął się uczyć technologii komputerowych, miał nadzieję, że pewnego dnia będzie to jego praca, a teraz jego życzenie miało się w końcu spełnić, dlatego naprawdę docenia tę szansę. Upływa czas, a praca Xiaoganga i jego stanowisko się nie zmieniają. Wytrwale pracuje on i dźwiga swoją odpowiedzialność oraz swój obowiązek. Wydaje się dojrzalszy niż wcześniej. Robi też postępy w zakresie wejścia w życie, często omawia oraz czyta modlitewnie słowa Boże wraz z braćmi i siostrami, a jego zainteresowanie wiarą w Boga przybiera na sile. Można powiedzieć, że wiara Xiaoganga powoli się umacnia. Zaczyna w nim kiełkować nowe marzenie: „Byłoby wspaniale, gdybym pracując z komputerami, mógł się stać bardziej użyteczny!”.

I tak, dzień po dniu, mija czas, a Xiaogang wciąż wykonuje ten sam obowiązek. Pewnego razu ogląda film, który wywiera na nim głębokie wrażenie. Dlaczego? W filmie występuje młody człowiek w wieku podobnym do Xiaoganga. Xiaogang podziwia jego grę aktorską, sposób wypowiadania się oraz poruszania przed kamerą, i robi się odrobinę zazdrosny. Po obejrzeniu filmu czasami wyobraża sobie: „Wspaniale byłoby być tym młodym mężczyzną z filmu. Codziennie siedzę przed komputerem, tworzę i przesyłam najróżniejsze wideoklipy i bez względu na to, jak bardzo jestem zajęty czy zmęczony albo jak ciężko pracuję, wciąż jestem tylko człowiekiem, który działa za kulisami. Skąd ktokolwiek mógłby wiedzieć, jak ciężko tutaj pracujemy? Gdybym mógł kiedyś wystąpić na dużym ekranie jak ten młody chłopak w filmie, a więcej osób zobaczyłoby i poznałoby mnie, to byłoby naprawdę wspaniałe!”. Xiaogang na okrągło ogląda ten sam film oraz wszystkie ujęcia z udziałem wspomnianego młodego człowieka. Za każdym razem, gdy to robi, zazdrości mu coraz bardziej i w głębi serca coraz usilniej pragnie zostać aktorem. W ten sposób rodzi się nowe marzenie Xiaoganga. Jakie to nowe marzenie? „Chcę się uczyć aktorstwa i zostać profesjonalnym aktorem. Chcę zagrać na dużym ekranie i roztaczać wokół siebie taką aurę jak ten młody człowiek. Chcę, żeby ludzie mi zazdrościli i pragnęli być mną”. Od tego momentu Xiaogang zaczyna pracować nad realizacją swojego marzenia. W wolnym czasie zapoznaje się z wszelkiego rodzaju materiałami o aktorstwie dostępnymi online. Ogląda też przeróżne filmy i seriale telewizyjne, zarazem patrząc i ucząc się, a przy tym fantazjując o tym, że mógłby zostać aktorem. Dni mijają mu tak samo jeden za drugim. Xiaogang przyucza się do zawodu aktora, a jednocześnie wciąż zajmuje swoje dotychczasowe stanowisko. Dzięki pracowitości i wytrwałości Xiaogangowi wreszcie udaje się opanować pewne podstawy aktorstwa. Nauczył się sztuki naśladownictwa oraz tego, jak przemawiać i występować przed innymi, a trema to uczucie zupełnie mu obce. Po wielokrotnych prośbach w końcu dostaje swoją szansę. Nagrywany jest film, w którym główną rolę ma zagrać młody mężczyzna. Na castingu reżyser dostrzega, że Xiaogang ma odpowiedni wygląd i klasę oraz podstawowe umiejętności aktorskie. Wystarczy go trochę podszkolić i powinien dać sobie radę. Usłyszawszy o tym, Xiaogang jest zachwycony i myśli sobie: „Wreszcie mogę wyjść z cienia wprost przed kamery – spełni się moje kolejne marzenie!”. Xiaogang zostaje więc przeniesiony do zespołu produkcji filmowej, w którym będzie wykonywał swój obowiązek.

Po przeniesieniu wszystko w nowym otoczeniu wydaje mu się inne i Xiaogang czuje przypływ energii. Ma poczucie, że każdy dzień upływa mu szczęśliwie i nie jest tak ponuro, nudno i schematycznie jak wcześniej. Ponieważ teraz mieszka i pracuje gdzie indziej, a większość z tego, z czym się styka każdego dnia, jest zupełnie inna od jego zadań realizowanych przy komputerze – wkracza on w nowe realia pracy, w inny świat. W taki oto sposób Xiaogang rzuca się w wir pracy przy produkcji filmów. Codziennie zajmuje się zapamiętywaniem i odgrywaniem swoich kwestii, a także słucha poleceń reżysera oraz braci i sióstr analizujących fabułę filmu. Najtrudniejsze dla Xiaoganga jest wejście w rolę, dlatego wciąż i wciąż powtarza swoje kwestie i ciągle myśli o tym, jaką postać ma zagrać, jak ma mówić i jak się zachowywać, jak chodzić czy stać, a nawet jak siedzieć – musi więc jakby nauczyć się tego wszystkiego na nowo. Po pewnym czasie takiej skomplikowanej i zróżnicowanej pracy Xiaogang w końcu uświadamia sobie, jak trudno jest być aktorem. Codziennie musi mieć w pamięci te same kwestie. Czasami potrafi je wyrecytować śpiewająco, ale kiedy staje przed kamerą, zawsze popełnia błędy i musi powtarzać sceny. Reżyser często go upomina, bo któraś z jego kwestii bądź któreś z zachowań nie spełnia oczekiwań. Jeśli kilka razy z rzędu kiepsko zagra, zostanie przycięty, straci twarz, dozna cierpienia, a nawet przyciągnie dziwne spojrzenia i stanie się obiektem żartów. To wszystko nieco zniechęca Xiaoganga: „Gdybym wiedział, że aktorstwo na dużym ekranie jest takie trudne, nie przyszedłbym tutaj, a teraz właściwie utknąłem. Skoro już tu jestem, nierozsądnie byłoby zrezygnować przed zakończeniem zdjęć, nie potrafiłbym tego usprawiedliwić. To było moje marzenie, więc muszę doprowadzić je do końca, tylko jak długo to potrwa? Czy dam radę kontynuować?”. Xiaogang zaczyna opadać z sił. W ciągu kolejnych dni z trudem radzi sobie z codzienną pracą i zwykłym życiem. Każdy dzień trudniej mu znieść niż poprzedni, ale musi wytrzymać i zmuszać się, by brnąć do przodu. Łatwo sobie wyobrazić, że im dalej w las, tym więcej napotyka różnych problemów. Zaczyna bardzo niechętnie podchodzić do wykonywania powierzonej mu pracy. Kiedy reżyser mówi mu, co ma robić, on słucha i na tym się kończy. Stara się najlepiej, jak potrafi, ale jeśli nie umie czegoś zrobić, nie traktuje tego poważnie. W jakim stanie jest teraz Xiaogang? Każdego dnia dopada go zniechęcenie, ma bardzo negatywne i bierne nastawienie do wszystkiego, zupełnie nie bierze sobie do serca rzetelnych wskazówek i szczerej pomocy reżysera oraz braci i sióstr. Myśli w ten sposób: „Taki właśnie jestem i nie ma szans, żebym się zmienił na lepsze. Wymagacie ode mnie zbyt wiele. Jeśli możemy to nakręcić, zróbmy to, a jeśli nie, to po prostu zapomnijmy o całej sprawie. Wrócę do zespołu zajmującego się montażem wideoklipów i w nim będę wykonywać swój obowiązek”. Xiaogang myśli o tym, jak cudownie było pracować w zespole odpowiedzialnym za montowanie wideoklipów i siedzieć codziennie przed komputerem. Wszystko było łatwe i przyjemne; był taki szczęśliwy. Za dotknięciem klawiatury miał cały swój świat i całego siebie w zasięgu ręki, możliwe było wszystko, czego zapragnął, wystarczyło aktywować wybrany efekt specjalny. Wirtualny świat bardzo się podoba Xiaogangowi. Zaczyna on coraz bardziej tęsknić za tym, co było wcześniej, i za czasami, kiedy wykonywał swój obowiązek w zespole zajmującym się montażem wideoklipów. Mijają dni, każdy podobny do poprzedniego, aż Xiaogangowi przydarza się bezsenna noc. Dlaczego nie może spać? Myśli sobie: „Czy ja się nadaję na aktora? Jeśli nie, to powinienem jak najszybciej wrócić do poprzedniego zespołu. Pełnienie obowiązku w zespole zajmującym się montażem wideoklipów jest bezstresowe i nieskomplikowane. Siadam przed komputerem, upływa pół dnia i nie muszę nawet gotować sobie posiłków. Praca tam nie jest uciążliwa, wszystko jest możliwe za dotknięciem klawisza klawiatury, ogranicza mnie jedynie wyobraźnia i nie ma rzeczy niemożliwych. Teraz jako aktor muszę codziennie uczyć się swoich kwestii i powtarzać je w kółko. A moja gra aktorska i tak pozostawia wiele do życzenia. Reżyser często mnie strofuje, a bracia i siostry – krytykują. Wykonywanie tego obowiązku jest zbyt męczące, dużo lepiej pracuje się w zespole zajmującym się montowaniem wideoklipów!”. Im więcej o tym myśli, tym bardziej mu tego brakuje. Pół nocy przewraca się z boku na bok i nie może zasnąć. Udaje mu się to dopiero nad ranem, gdy jest już po prostu zbyt zmęczony. Kiedy wcześnie rano Xiaogang otwiera oczy, oto, co pierwsze przychodzi mu do głowy: „Czy powinienem w końcu odejść, czy nie? Mam wrócić do poprzedniego zespołu? Jeśli zostanę, to nie wiem nawet, czy film po nakręceniu będzie spełniał odpowiednie standardy, a kto wie, ile się do tego czasu natrudzę. Po prostu nie nadaję się na aktora! Wcześniej chwilowa zachcianka, zwykły kaprys kazały mi uczyć się na aktora, miałem prawdziwy zamęt w głowie. Jak widać, jeden fałszywy krok i teraz tak trudno mi poradzić sobie z sytuacją. Nie mam z kim porozmawiać o tych trudnościach. Patrząc na to, jak jest teraz, niełatwo mi będzie zostać dobrym aktorem, więc powinienem zrezygnować jak najszybciej. Od razu powiem reżyserowi, że wracam do poprzedniego zespołu, żeby dłużej nie opóźniać pracy”. Xiaogang zbiera się więc na odwagę i mówi to reżyserowi: „Posłuchaj, nie nadaję się na aktora, a wy musieliście wybrać właśnie mnie. Może pozwolicie mi po prostu wrócić do zespołu zajmującego się montażem wideoklipów?”. Reżyser odpowiada: „Nie ma mowy, nakręciliśmy już połowę filmu. Jeśli zmienimy teraz aktorów, to opóźni pracę, prawda?”. Xiaogang upiera się: „No i co? Zastąpcie mnie kimkolwiek chcecie, nic mi do tego. Bez względu na wszystko, musisz mi pozwolić odejść. Jeśli się nie zgodzisz, nie będę się wcale przykładał do pracy”. Reżyser widzi, że Xiaogang obstaje przy tym, by odejść, i że nie będą w stanie dokończyć kręcenia filmu, więc go nie zatrzymuje.

Xiaogang ostatecznie opuszcza zespół produkcji filmowej i wraca do zespołu odpowiedzialnego za montaż wideoklipów. Znów trafia na swoje dawne stanowisko pracy, które tak dobrze zna. Dotyka swojego krzesła i komputera i te rzeczy wydają mu się takie znajome. Woli być tutaj. Siada na miękkim krześle, komputer jest już gotowy do pracy. „Tworzenie wideoklipów jest lepsze, a ten obowiązek nie tak męczący. Praca za kulisami ma swoje zalety, nikt się nie dowie, jeśli popełnisz błąd, nikt cię nie skrytykuje, po prostu od razu wprowadzasz poprawki i tyle”. Xiaogang wreszcie dostrzega dobre strony pracy w cieniu. Jaki ma teraz nastrój? Jest bardzo zadowolony i szczęśliwy. Myśli sobie: „To był dobry wybór. Bóg dał mi szansę i pozwolił mi wrócić do tej pracy. Taki przywilej to dla mnie zaszczyt!”. Xiaogang się cieszy, że chociaż raz dokonał właściwego wyboru. W kolejnych dniach Xiaogang stosuje się do rutyny pracy w zespole zajmującym się montowaniem wideoklipów. Nic szczególnego się nie dzieje i Xiaogang każdy dzień spędza zupełnie zwyczajnie.

Raz, podczas pracy nad pewnym wideoklipem, nagle jego oczom ukazuje się zabawny i elegancki młody mężczyzna, który występuje w programie tanecznym i świetnie mu to wychodzi. Xiaogang myśli: „On jest w moim wieku, dlaczego on może sobie tańczyć, a ja nie?”. Znów pojawia się pokusa. Jaki pomysł przychodzi mu do głowy? (Chce tańczyć). Xiaogang wpada na pomysł, żeby uczyć się tańczyć. Raz po raz ogląda ten klip wideo i występ młodego człowieka. Potem pyta paru osób, gdzie najlepiej uczyć się tańca, jak się go uczyć i jakie są jego podstawowe rodzaje. Często też korzysta z wygodnego faktu, że pracuje przy komputerze, i wyszukuje na nim teledyski, materiały dydaktyczne i inne źródła, z których uczy się tańca. Oczywiście w trakcie poszukiwań Xiaogang nie tylko je widzi, ale także uczy się z nich i ćwiczy. Aby nauczyć się tańczyć, Xiaogang każdego dnia budzi się wcześnie rano i kładzie się spać bardzo późno. Ponieważ ma bardzo niewielkie umiejętności gimnastyczne potrzebne do tańca, zaczyna uczęszczać na lekcje tańca ludowego i codziennie wcześnie wstaje, żeby się porozciągać i poćwiczyć. Xiaogang dużo czasu poświęca na naukę, której często towarzyszy ból fizyczny, ale wreszcie zaczyna dostrzegać pewne efekty. W końcu, ponieważ uważa, że jest już nieco bardziej rozciągnięty i zna trochę ruchów tanecznych, jego zdaniem nadchodzi moment, gdy jest gotowy, by tańczyć na scenie. Poza tym dzięki temu, że się uczy i naśladuje to, co słyszy, udaje mu się w pewnym stopniu poruszać do rytmu odgrywanej muzyki. W związku z tym uznaje, że czas zwrócić się do kościoła z prośbą o przydzielenie do nowych obowiązków. Znów po wielokrotnych zapytaniach nareszcie spełnia się życzenie Xiaoganga i dołącza on do zespołu tanecznego, żeby zostać tancerzem. Od tej pory, podobnie jak inni tancerze, wstaje wcześnie, żeby trenować, i ćwiczy choreografię, regularnie chodzi na zgromadzenia oraz omawia, analizuje i planuje program taneczny wraz z innymi. Pracuje w ten sposób dzień po dniu, a wieczorem jest tak zmęczony, że bolą go plecy i nogi. Czy pada deszcz, czy świeci słońce, każdy dzień wygląda tak samo. Na początku Xiaogang bardzo się interesował tańcem, ale kiedy już co nieco zrozumiał i zapoznał się z różnymi aspektami życia tancerza, czuje, że to już wszystko i po prostu trzeba tańczyć, powtarzać te same ruchy wciąż i wciąż na nowo, czasami można skręcić kostkę, czasami doznać urazu w dole pleców – zawsze jest ryzyko kontuzji. Kiedy tańczy, Xiaogang myśli sobie: „O nie, praca tancerza też jest trudna. Każdego dnia męczę się tak bardzo, że cały śmierdzę potem. To nie takie łatwe. Na pewno trudniejsze niż praca przy montażu wideoklipów. Nie, muszę wytrwać w tej pracy!”. Tym razem nie poddaje się tak łatwo i nie odpuszcza aż do próby generalnej przed zdjęciami do programu tanecznego, po której występ jest oceniany. W jakim nastroju jest Xiaogang w dniu, w którym ma poznać ocenę występu? Nie może się doczekać wyników oceny swojej ciężkiej pracy. Z przejęcia nawet nie je obiadu. Przecież bardzo się starał, prawda? Kiedy pojawiają się wyniki, okazuje się, że pierwsza z serii ocen ich występu nie jest pozytywna. Wiadomość ta spada na Xiaoganga jak grom z jasnego nieba, a on popada w grobowy nastrój. Ciężko opada na krzesło i myśli: „Tyle czasu pracowaliśmy nad tym występem, a ty skreślasz go jednym słowem? Czy ty w ogóle wiesz coś o tańcu? Tańczymy tak, jak nakazują zasady, wszystkich nas to wiele kosztuje, a ty tak po prostu odrzucasz nasz występ?”. Potem myśli: „To oni decydują, a jeśli ten występ jest dla nich nie do zaakceptowania, musimy jeszcze raz nad nim popracować. Nie ma tu o czym dyskutować. Nic się nie da zrobić, więc zacznijmy od nowa”. W dniu, w którym ich występ został odrzucony po pierwszej ocenie, Xiaogang nie je obiadu i niechętnie siada do skromnej kolacji. Sądzicie, że udaje mu się zasnąć? (Nie udaje mu się). Znów nie może spać, a w głowie mu się kotłuje: „Dlaczego dokądkolwiek pójdę, nic się nie układa? Bóg mi nie błogosławi. Występ taneczny, nad którym pracowaliśmy od dwóch miesięcy, został oceniony negatywnie. Nie wiem, czy druga ocena wypadnie lepiej, i nie wiem, ile czasu będziemy musieli na to poświęcić. Kiedy będę mógł wreszcie wystąpić na scenie? Nie ma szans, że stanę w blasku jupiterów!”. Miota się, zastanawia i rozmyśla: „Praca nad wideoklipami jest lepsza. Po prostu idę tam, siadam, stukam w klawiaturę i na ekranie pojawiają się kwiaty, rośliny i drzewa. Kiedy sobie tego życzę, ptaki śpiewają i konie biegają. Co chcę, to mam. Jeśli chodzi o taniec, to trzeba uzyskać pozytywną ocenę i każdego dnia męczę się tak bardzo, że śmierdzę potem. Czasami jestem tak zmęczony, że nie mogę porządnie zjeść ani się wyspać, a na koniec nasz występ dostaje ocenę negatywną. Ten obowiązek też trudno wykonywać. Czy nie lepiej by było, gdybym wrócił do zespołu zajmującego się montażem wideoklipów?”. Myśli i myśli: „Ale to jest żałosne, dlaczego znowu się waham? Nie powinienem tak myśleć, muszę iść spać!”. Zasypia skołowany. Następnego dnia wstaje i niemal o wszystkim zapomina, więc nie przestaje tańczyć i bierze udział w próbie generalnej. W dniu drugiej oceny Xiaogang znów się denerwuje. Pyta innych: „Czy tym razem ocenią nasz występ pozytywnie?”. Wszyscy odpowiadają: „Kto wie? Jeśli tak się nie stanie, to będzie oznaczało, że nie jest wystarczająco dobry i trzeba jeszcze nad nim popracować. Jeśli zostanie zaakceptowany, to wykonamy go oficjalnie i sfilmujemy. Niech wszystko idzie ustalonym torem, musisz właściwie podejść do sprawy”. Xiaogang mówi: „Nie, to wy musicie właściwie podejść do sprawy, ja nie mam na to czasu”. Wreszcie pojawiają się wyniki drugiej oceny i tym razem występ również zostaje odrzucony. Xiaogang mówi: „Ha! Wiedziałem, że tak będzie! Niełatwo o sukces w tej dziedzinie! Jesteśmy młodzi, atrakcyjni i umiemy tańczyć. Czyż to nie zalety? Osoby, które nas oceniają, zwyczajnie nam zazdroszczą, bo same nie potrafią tańczyć, i dlatego skreślają nasz występ. Pewnie nigdy go nie zaakceptują. Taniec to nie bułka z masłem, wracam do montowania wideoklipów”. Tej nocy Xiaogang śpi spokojnie, ponieważ postanowił się spakować, a następnego dnia pożegnać się i odejść.

W każdym razie, Xiaogang w końcu spełnił swoje marzenie i wraca do zespołu zajmującego się montażem wideoklipów, ponownie siadając przed komputerem. Zastanawia się nad znajomymi uczuciami z przeszłości i myśli: „Urodziłem się, by pracować za kulisami. Mogę być jedynie niedocenianym bohaterem, nie mam w tym życiu żadnych szans na bycie na scenie czy bycie sławnym. Po prostu będę się dobrze zachowywać i dalej stukać w klawiaturę. To mój obowiązek, więc po prostu wykonam tę pracę”. Uspokoił się po tych wszystkich zmianach obowiązków. Jego drugie marzenie zostało niespełnione, rozwiało się i ulotniło. Xiaogang jest osobą „pilną i sumienną” oraz „entuzjastyczną i ambitną” – czy uważacie, że jest prawdopodobne, że będzie tak chętny do siedzenia przy komputerze i wykonywania tak żmudnej pracy? Nie, najprawdopodobniej nie będzie.

Ostatnio Xiaogang ma obsesję na punkcie śpiewania. Jak mógł się tak szybko zmienić? Dlaczego ma obsesję na tym punkcie, dlaczego nie może trzymać się z dala od sceny? Coś kryje się w jego sercu. Tym razem nie prosi od razu o zmianę obowiązków, tylko codziennie szuka odpowiednich materiałów i ćwiczy swoje umiejętności wokalne oraz śpiew. Ćwiczy tak często, aż zachrypł, a czasem nie jest nawet w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Mimo to Xiaogang się nie zniechęca, ponieważ tym razem zmienił strategię. Mówi tak: „Tym razem nie mogę zmienić swoich obowiązków bez zrozumienia rzeczywistej sytuacji. Muszę być naprawdę ostrożny, bo inaczej ludzie mnie wyśmieją. Co sobie o mnie pomyślą, jeśli zawsze będę zmieniał swoje obowiązki? Będą patrzeć na mnie z góry. Tym razem muszę ćwiczyć tak długo, aż uznam, że mogę zostać gwiazdą śpiewu, tak dobrą jak śpiewacy w kościele, a potem zapiszę się do zespołu do spraw hymnów”. Każdego dnia wkłada wysiłek w tego rodzaju ćwiczenia, zarówno w swoim wolnym czasie, jak i w pracy, trenując niestrudzenie. Pewnego dnia, gdy Xiaogang był zajęty pracą, jego lider zespołu nagle powiedział do niego: „Xiaogangu, co ty robisz? Jeśli jeszcze raz będziesz taki niedbały i nie będziesz wkładał wysiłku w swoją pracę, to nie będziesz mógł dalej wykonywać tych obowiązków”. Xiaogang odpowiada na to: „Przecież nic nie zrobiłem”. Wtedy wszyscy gromadzą się wokół niego, mówiąc: „Xiaogangu, co się stało? Och, popełniłeś tak wielki błąd! Zwierzchnictwo tyle razy poprawiało ten błąd, jak mogłeś go ponownie popełnić? To dlatego, że codziennie ćwiczysz śpiew i nie koncentrujesz się na montowaniu wideoklipów, więc wciąż popełniasz błędy i opóźniasz ważne sprawy. Jeśli jeszcze raz popełnisz taki błąd, kościół cię wydali. Nie będzie cię już chciał i wszyscy cię odrzucimy!”. Xiaogang wyjaśnia dalej: „Nie zrobiłem tego celowo, od teraz będę ostrożny, dajcie mi jeszcze jedną szansę. Nie wydalajcie mnie, błagam was, nie wyrzucajcie mnie! Boże, uratuj mnie!”. Kiedy tak woła, nagle czuje, jak wielka dłoń klepie go po ramieniu, i słyszy głos: „Obudź się, Xiaogangu!”. O co chodzi? (To jest sen). Xiaogang śni. Ma zamknięte oczy i jest oszołomiony, a jego ręce chwytają i drapią powietrze. Wszyscy zastanawiają się, co się stało, a potem widzą śpiącego Xiaoganga pochylonego nad klawiaturą. Pewien brat poklepuje go po ramieniu i po kilku szturchnięciach Xiaogang w końcu się budzi. Po przebudzeniu mówi: „Och, ale się bałem, miałem właśnie zostać wydalony”. „Za co?”. Xiaogang myśli o tym i zdaje sobie sprawę, że nic się nie stało. Okazuje się, że wszystko to był sen, a on się z niego w przerażeniu obudził. Tak kończy się opowieść zatytułowana „Marzenia Xiaoganga”.

O jakim problemie opowiada ta historia? O tym, że marzenia i rzeczywistość często stoją ze sobą w sprzeczności. Często ludzie myślą, że ich marzenia są uzasadnione, ale nie wiedzą, że marzenia i rzeczywistość to nie to samo. Marzenia są tylko twoim myśleniem życzeniowym, jedynie tymczasowym zainteresowaniem. W większości przypadków stanowią one wyraz ludzkich preferencji, ambicji i pragnień, które stają się celami ich dążeń. Ludzkie marzenia są całkowicie niezgodne z rzeczywistością. Jeśli ludzie będą mieli zbyt wiele marzeń, jakie błędy często zdarzy im się popełnić? Zignorują pracę, którą powinni wykonywać w danym momencie. Będą ignorować rzeczywistość i odsuwać na bok obowiązki i pracę, które powinni wykonywać, oraz zobowiązania i odpowiedzialność, które powinni w tym czasie wypełnić. Nie będą traktować tych rzeczy poważnie, podążając za swoimi marzeniami, nieustannie pędząc i ciężko pracując, aby je zrealizować, robiąc przy tym wiele bezsensownych rzeczy. W ten sposób nie tylko nie będą w stanie właściwie wykonywać swoich obowiązków, ale także mogą opóźniać i zakłócać pracę Kościoła. Wielu ludzi nie rozumie prawdy i nie dąży do niej. Jak traktują wykonywanie obowiązków? Jak rodzaj pracy, hobby lub inwestycję w swoje zainteresowania. Nie traktują obowiązków jak misji czy zadania danego im przez Boga, lub też odpowiedzialności, którą powinni wypełnić. W jeszcze mniejszym stopniu starają się w trakcie wykonywania swoich obowiązków zrozumieć prawdę lub Boże intencje, tak aby mogli dobrze je wykonywać i ukończyć zadanie wyznaczone przez Boga. Dlatego w trakcie wykonywania swoich obowiązków niektórzy ludzie popadają w zniechęcenie, gdy tylko doświadczą odrobinę trudności, i chcą wtedy uciec. Kiedy napotkają jakieś trudności lub doświadczą niepowodzeń, wycofują się i ponownie chcą uciec. Nie szukają prawdy, a jedynie myślą o ucieczce. Są jak żółwie: jeśli coś pójdzie nie tak, po prostu chowają się w swojej skorupie i czekają, aż problem minie, zanim znów się z tej skorupy wyłonią. Jest wielu takich ludzi. W szczególności są na przykład tacy, którzy poproszeni o wzięcie odpowiedzialności za pewną pracę nie zastanawiają się, w jaki sposób mogą wykazać się swoją lojalnością lub jak dobrze wykonać ten obowiązek i tę pracę. Raczej zastanawiają się oni, jak uchylić się od odpowiedzialności, jak uniknąć przycinania, jak uniknąć brania na siebie ciężaru związanego z tym obowiązkiem oraz jak wyjść z sytuacji bez szwanku, gdy pojawią się jakieś problemy lub błędy. Najpierw zastanawiają się nad własną drogą ucieczki i tym, jak zadbać o własne preferencje i interesy, a nie nad tym, jak dobrze wykonywać swoje obowiązki i wykazać się swoją lojalnością. Czy tacy ludzie mogą zyskać prawdę? Jeśli chodzi o wykonywanie ich obowiązków, to nie wkładają oni wysiłku w odniesieniu do prawdy ani nie wprowadzają jej w życie. Dla nich trawa jest zawsze bardziej zielona po drugiej stronie płotu. Dziś chcą robić to, jutro tamto, i myślą, że obowiązki wszystkich innych ludzi są lepsze bądź łatwiejsze niż ich własne. A jednak nie wkładają wysiłku w odniesieniu do prawdy. Nie zastanawiają się, jakie problemy wiążą się z ich pomysłami, ani nie szukają prawdy, by powstające problemy rozwiązać. Ich umysły są zawsze skoncentrowane na tym, kiedy ich własne marzenia zostaną zrealizowane, kto jest w centrum uwagi, kto cieszy się uznaniem Zwierzchnictwa, kto wykonuje pracę i nie jest przycinany oraz kto otrzymuje awans. Ich umysły są zaprzątnięte tymi właśnie sprawami. Czy ludzie, którzy zawsze myślą o takich sprawach, mogą wykonywać swoje obowiązki na odpowiednim poziomie? Nigdy nie są w stanie tego osiągnąć. Jakiego rodzaju ludzie wykonują swoje obowiązki w ten sposób? Czy są to ludzie, którzy dążą do prawdy? Po pierwsze, jedno jest pewne: tacy ludzie nie dążą do prawdy. Chcą cieszyć się kilkoma błogosławieństwami, zyskać sławę i znaleźć się w centrum uwagi w domu Bożym, dokładnie tak jak funkcjonowali w społeczeństwie. Jeśli chodzi o istotę, to jakimi są oni ludźmi? Niedowiarkami. Niedowiarkowie wykonują swoje obowiązki w domu Bożym tak, jak wykonywaliby pracę w świecie zewnętrznym. Przejmują się tym, kto awansuje, kto zostaje liderem zespołu, a kto przywódcą kościoła, kto jest chwalony przez wszystkich za swoją pracę, a kto jest wywyższany i często wspominany. Takie sprawy są dla nich istotne. To tak jak w firmie: kto awansuje, kto dostaje podwyżkę, kto jest chwalony przez lidera i kto buduje lepszą relację z liderem – ludziom zależy na takich rzeczach. Jeśli szukają tych rzeczy również w domu Bożym i to one całymi dniami zaprzątają ich umysły, to czy nie są tacy sami jak niedowiarkowie? W swojej istocie są oni właśnie niedowiarkami, wręcz typowymi. Bez względu na to, jakie obowiązki wykonują, będą po prostu wykonywać pracę i działać w niedbały sposób. Niezależnie od tego, jakie kazania usłyszą, nadal nie zaakceptują prawdy, a tym bardziej nie wprowadzą jej w życie. Przez wiele lat wierzyli w Boga nie przechodząc żadnej przemiany i bez względu na to, przez ile lat będą wykonywać swoje obowiązki, nie będą w stanie ofiarować swojej lojalności. Nie mają prawdziwej wiary w Boga, brak im lojalności, są niedowiarkami.

Niektórzy ludzie boją się wziąć na siebie odpowiedzialność podczas wykonywania swojego obowiązku. Jeśli kościół daje im zadanie do wykonania, najpierw zastanawiają się, czy to zadanie nakłada na nich brzemię odpowiedzialności, a jeśli tak, nie przyjmują go. Warunkiem pełnienia służby jest dla nich to, że po pierwsze, musi to być praca na luzie, po drugie, nie może być ciężka ani męcząca, i po trzecie, bez względu na to, co robią, nie mogą brać na siebie żadnej odpowiedzialności. Wyłącznie taki obowiązek przyjmują. Jakiego rodzaju człowiek tak postępuje? Czy nie jest to osoba podstępna, zwodnicza? Nie chce wziąć na swoje barki nawet najmniejszej odpowiedzialności. Boją się nawet, że spadające z drzew liście uszkodzą im czaszkę. Jaki obowiązek może wykonywać taka osoba? Jaki może być z niej pożytek w domu Bożym? Praca domu Bożego wiąże się z walką z szatanem, a także z szerzeniem ewangelii królestwa. Jaki obowiązek nie wymaga przyjęcia odpowiedzialności? Czy powiedzielibyście, że bycie liderem niesie ze sobą odpowiedzialność? Czy jego odpowiedzialność nie jest większa i czy nie stanowi większego ciężaru na jego barkach? Bez względu na to, czy szerzysz ewangelię, dajesz świadectwo, nagrywasz filmy i tak dalej, bez względu na to, jaką pracę wykonujesz – jeśli dotyczy ona prawdozasad, to niesie ze sobą odpowiedzialność. Jeśli pełnisz swoje obowiązki bez zasad, będzie to miało wpływ na dzieło domu Bożego, a jeśli boisz się wziąć na swoje barki odpowiedzialność, nie możesz pełnić żadnego obowiązku. Czy ktoś, kto przy pełnieniu obowiązku boi się wziąć na siebie odpowiedzialność, jest tchórzliwy, czy też problem tkwi w jego usposobieniu? Musicie umieć to rozróżnić. Faktem jest, że nie jest to kwestia tchórzostwa. Gdyby ta osoba dążyła do bogactwa lub robiła coś we własnym interesie, jakże mogłaby być tak odważna? Wówczas podjęłaby wszak każde ryzyko. Ale gdy robi coś dla kościoła, dla domu Bożego, nie podejmuje absolutnie żadnego ryzyka. Tacy ludzie są samolubni i podli, najbardziej zdradzieccy ze wszystkich. Każdy, kto przy pełnieniu obowiązku nie bierze na siebie odpowiedzialności, nie jest w najmniejszym nawet stopniu szczery wobec Boga, nie wspominając już o lojalności takiej osoby. Jakiego rodzaju człowiek odważy się wziąć na siebie odpowiedzialność? Jakiego rodzaju człowiek ma odwagę nieść ciężkie brzemię? Ktoś, kto przejmuje inicjatywę i odważnie rusza naprzód w najbardziej decydującym momencie dla dzieła domu Bożego; kto nie boi się wziąć na swe barki ciężaru odpowiedzialności i znosić wielkich trudności, gdy widzi dzieło, które ma największą wagę i znaczenie. To właśnie jest ktoś lojalny wobec Boga, dobry żołnierz Chrystusa. Czy każdy, kto boi się wziąć na siebie odpowiedzialność przy pełnieniu swoich obowiązków, zachowuje się tak dlatego, że nie rozumie prawdy? Nie; problem tkwi w człowieczeństwie takich ludzi. Nie mają oni bowiem poczucia sprawiedliwości ani odpowiedzialności, są samolubni i podli, nie są ludźmi wierzącymi w Boga ze szczerego serca i w najmniejszym nawet stopniu nie przyjmują prawdy. Z tego powodu nie mogą być zbawieni. Wierzący w Boga muszą zapłacić wielką cenę, aby zyskać prawdę, i napotkają wiele przeszkód w jej praktykowaniu. Muszą zrezygnować z różnych rzeczy, porzucić swe cielesne interesy i znosić pewne cierpienia. Tylko wtedy będą w stanie wcielić prawdę w życie. Czy zatem ten, kto boi się wziąć na siebie odpowiedzialność, może praktykować prawdę? Z pewnością nie jest w stanie wcielać prawdy w życie, nie wspominając nawet o jej zyskaniu. Ktoś taki obawia się praktykować prawdę i ponieść straty dla swych interesów; boi się upokorzenia, zdyskredytowania i osądu, toteż nie ma odwagi praktykować prawdy. W rezultacie nie może jej zyskać i bez względu na to, ile lat wierzy w Boga, nie jest w stanie osiągnąć Jego zbawienia. Ci, którzy mogą pełnić obowiązek w domu Bożym, muszą być ludźmi, których brzemieniem jest dzieło kościoła, którzy przyjmują na siebie odpowiedzialność, przestrzegają prawdozasad, a także są zdolni cierpieć i płacić cenę. Jeśli ktoś ma braki w tych obszarach, nie nadaje się do pełnienia obowiązku i nie spełnia warunków do jego pełnienia. Wiele osób obawia się wzięcia na siebie odpowiedzialności przy wykonywaniu obowiązków. Ich lęk przejawia się na trzy zasadnicze sposoby. Po pierwsze, wybierają obowiązki, które nie wymagają wzięcia na siebie odpowiedzialności. Jeśli przywódca kościoła przydziela im wykonanie jakiegoś obowiązku, najpierw pytają, czy muszą wziąć zań odpowiedzialność: jeśli tak, to go nie chcą. Gdy obowiązek nie wymaga od nich przyjęcia odpowiedzialności i nie będą rozliczani z jego wykonania, akceptują go niechętnie, ale najpierw muszą sprawdzić, czy praca nie jest męcząca lub uciążliwa, i choć z oporem przyjęli obowiązek, nie mają motywacji, by wykonywać go dobrze, wolą robić to niestarannie. Czas wolny, żadnej pracy i żadnych cierpień dla ciała – oto ich zasada. Po drugie, kiedy napotykają trudności lub jakiś problem, od razu zgłaszają go przywódcy, by to przywódca się nim zajął i go rozwiązał, z nadzieją, że oni będą mieli spokój. Nie obchodzi ich, jak przywódca poradzi sobie z problemem, nie zwracają na to uwagi – dopóki nie jest to ich odpowiedzialność, wszystko jest ich zdaniem w porządku. Czy takie wykonywanie obowiązków jest wiernością Bogu? Można to nazwać przerzucaniem gorącego kartofla, zaniedbaniem obowiązku, uciekaniem się do sztuczek. Wszystko kończy się na gadaniu. Niczego naprawdę nie robią. Mówią sobie: „Jeśli sam się tym zajmę, to co będzie, jeśli popełnię błąd? Kiedy zaczną szukać winnego, to czy nie mnie będą rozliczać? Czy odpowiedzialność za niepowodzenie nie spadnie przede wszystkim na mnie?”. Tylko o to się martwią. Czy wierzysz jednak, że Bóg nadzoruje wszystko? Wszyscy popełniają błędy. Jeśli osoba, której intencje są właściwe, nie ma doświadczenia i nie zajmowała się wcześniej jakąś sprawą, ale zrobiła wszystko, co w jej mocy, Bóg to widzi. Musisz wierzyć, że Bóg przygląda się wszystkiemu, także sercu człowieka. Jeśli ktoś nie wierzy nawet w to, czy nie jest niedowiarkiem? Jakie znaczenie może mieć pełnienie obowiązku przez taką osobę? W gruncie rzeczy to nie ma żadnego znaczenia, czy wykonuje ten obowiązek, czy nie, prawda? Boi się wziąć na siebie odpowiedzialność i uchyla się od niej. Gdy coś się dzieje, taki ktoś zamiast najpierw próbować sam wymyślić rozwiązanie problemu, od razu znajduje przywódcę i zgłasza mu problem. Oczywiście niektórzy ludzie powiadamiają przywódcę, a równocześnie sami próbują uporać się z problemem, ale niektórzy tego nie robią i tylko wzywają przywódcę, po czym biernie czekają, oczekując na instrukcje. Jeśli przywódca każe im wykonać jakiś krok, wykonują go; jeśli każe im coś zrobić, robią to. Jeśli natomiast przywódca nic nie mówi ani nie daje żadnych instrukcji, nic nie robią i grają na czas. Gdy nie ma nikogo, kto by ich zachęcał bądź nadzorował, w ogóle nie wykonują żadnej pracy. Powiedzcie Mi, czy taka osoba wypełnia obowiązek? Nawet jeśli wykonuje jakąś pracę, to brak jej lojalności! Jest jeszcze jeden sposób, w jaki manifestuje się lęk przed wzięciem na siebie odpowiedzialności podczas wykonywania obowiązku. Niektórzy, wypełniając swój obowiązek, wykonują tylko trochę powierzchownej, prostej pracy, takiej, która nie pociąga za sobą odpowiedzialności. Tę, która wiąże się z trudnościami i braniem odpowiedzialności, zrzucają na innych, a jeśli coś pójdzie nie tak, zwalają na nich winę i mają czyste ręce. Kiedy przywódcy w Kościele widzą ich nieodpowiedzialność, cierpliwie oferują im pomoc albo ich przycinają, by stali się zdolni do przyjęcia odpowiedzialności. Oni jednak i tak nie chcą tego zrobić. Myślą: „Wykonywanie tego obowiązku jest trudne; jeśli coś pójdzie nie tak, będę musiał wziąć na siebie odpowiedzialność, a może nawet mnie usuną i wyeliminują, co oznaczałoby mój koniec”. Co to jest za postawa? Skoro nie mają poczucia odpowiedzialności podczas wykonywania swojego obowiązku, to jak mogą wykonywać go dobrze? Ci, którzy nie ponoszą rzeczywistych kosztów na rzecz Boga, nie mogą dobrze wykonać żadnego obowiązku, a ci, którzy boją się wziąć na siebie odpowiedzialność, tylko wszystko opóźniają, gdy wykonują swoje obowiązki. Tacy ludzie nie są godni zaufania i nie można na nich polegać; wypełniają swój obowiązek tylko po to, by mieć co jeść. Czy takich żebraków powinno się wyeliminować? Tak. Dom Boży nie chce takich ludzi. Są to trzy przejawy widoczne u ludzi, którzy boją się wziąć na siebie odpowiedzialność za wykonywanie swoich obowiązków. Ludzie, którzy się tego boją, nie są w stanie osiągnąć chociażby poziomu lojalnego robotnika i nie nadają się do wykonywania obowiązków. Niektórzy z nich są z powodu takiej postawy wobec swoich obowiązków eliminowani. Nawet teraz mogą nie znać powodu i wciąż narzekać, mówiąc: „Wykonywałem swoje obowiązki z ogromnym entuzjazmem, więc dlaczego tak zimno mnie potraktowali i mnie wyrzucili?”. Do teraz tego nie pojmują. Ci, którzy nie rozumieją prawdy, spędzają całe życie, nie mogąc zrozumieć, dlaczego zostali wyeliminowani. Usprawiedliwiają się i bronią, myśląc: „Ludzie instynktownie próbują się ochronić i powinni to robić. Kto nie powinien trochę o siebie zadbać? Kto nie powinien trochę o sobie myśleć? Kto nie powinien mieć dla siebie przygotowanej drogi ucieczki?”. Jeśli chronisz samego siebie, ilekroć coś ci się przytrafia, i zostawiasz sobie drogę ucieczki, coś w rodzaju tylnego wyjścia, to czy wcielasz prawdę w życie? Nie jest to praktykowanie prawdy – jest to stosowanie podstępów. Wykonujesz teraz obowiązek w domu Bożym. Jaka jest pierwsza zasada dotycząca wypełniania obowiązków? Brzmi ona tak: musisz przede wszystkim wykonywać ten obowiązek, wkładając w to całe serce, nie szczędząc wysiłków i chroniąc interes domu Bożego. To jest prawdozasada, którą należy wcielać w życie. Chronienie samego siebie poprzez pozostawianie sobie drogi ucieczki, tylnego wyjścia, to zasada praktyki, której hołdują niewierzący i to właśnie jest ich najbardziej podniosła filozofia. Stawianie siebie zawsze na pierwszym miejscu, dbanie przede wszystkim o własne interesy, brak względu dla innych, odcięcie się od interesów domu Bożego i interesów innych, myślenie w pierwszej kolejności o własnych korzyściach i przygotowywanie sobie drogi ucieczki – czy nie tak właśnie postępuje niewierzący? Dokładnie taka jest osoba niewierząca. Taka osoba nie nadaje się do wypełniania obowiązków. Nadal istnieją ludzie tacy jak Xiaogang z tej historii – jest on typowym przykładem. Nie potrafią robić niczego twardo stąpając po ziemi. Chcą uniknąć kłopotów we wszystkim, co robią. Nie chcą doświadczyć nawet odrobiny trudności czy frustracji. Ich ciało musi być odprężone, muszą być w stanie jeść i spać o regularnych porach, a wiatr nie może na nich wiać, ani słońce ich parzyć. Co więcej, nie biorą żadnej odpowiedzialności za swoją pracę. To, co robią, musi być czymś, co lubią, w czym są dobrzy i co bardzo chcą robić. Jeśli nie robią tego, co chcą, nie wykazują się nawet najmniejszym posłuszeństwem. Ciągle się miotają i zmieniają zdanie. Nigdy nie są prawdziwie oddani temu, co robią – zawsze zostawiają sobie furtkę bezpieczeństwa. Kiedy cierpią, chcą się wycofać. Nie mogą znieść, gdy się ich przycina. Nie można im stawiać wysokich wymagań. Nie mogą cierpieć. To, co robią, jest całkowicie zależne od ich własnego interesu i własnego planu – nie ma w nich ani krzty posłuszeństwa. Jeśli taka osoba nie posiada umiejętności poszukiwania prawdy i zastanawiania się nad sobą, to trudno zmienić takie praktyki i skażone skłonności. Wykonywanie obowiązku jako osoba wierząca w Boga wymaga przynajmniej odrobiny szczerości. Czy uważacie, że ci ludzie są szczerzy? Kiedy wymagane jest podjęcie poważnego wysiłku – tchórzą. Nie mają w sobie ani krzty szczerości. Jest to bardzo kłopotliwe i trudno sobie z tym poradzić. Uważają, że są wspaniali, i czują się pokrzywdzeni nawet wtedy, gdy są odsuwani od obowiązków lub przycinani. Jest to bardzo problematyczne, jeśli ludzie nie szukają prawdy lub nie wkraczają w prawdorzeczywistość. To by było na tyle, jeśli chodzi o ten temat – przejdźmy do głównego punktu.

Szczegółowa analiza sposobu, w jaki antychryści skłaniają innych do podporządkowywania się tylko im, a nie prawdzie czy Bogu

Dzisiejsze omówienie dotyczy ósmego spośród różnych przejawów bycia antychrystem: chcą, by ludzie podporządkowywali się tylko im, a nie prawdzie lub Bogu. Czy jesteście w stanie zrozumieć tę kwestię? Najpierw zastanówcie się, które przejawy tego typu możecie powiązać z tym, co już rozumiecie. Chcą, by ludzie podporządkowywali się tylko im, a nie prawdzie lub Bogu – łatwo zrozumieć dosłowne znaczenie tego stwierdzenia, jednak kryje ono w sobie liczne stany oraz różne skłonności, które uwidaczniają się u kilku rodzajów ludzi, a także różne zachowania, które wiążą się tymi skłonnościami. To ważny temat i będziemy musieli zacząć jego omawianie od niektórych jego pomniejszych aspektów. Nawiązując do dosłownego znaczenia tego stwierdzenia, ludzie, którzy głoszą słowa i doktryny, najczęściej mówią: „To oznacza słuchanie antychrystów we wszystkim – zmuszają oni ludzi, by ci się z nimi liczyli, nawet gdy to, co mówią, nie jest zgodne z prawdą. Gdy wygłoszą kilka słów i doktryn, inni mają ich słuchać; gdy wypowiedzą jakieś stwierdzenie, inni mają ich słuchać. Zawsze chętnie rozstawiają ludzi po kątach, przydzielają im zadania i zmuszają, żeby ich słuchali”. Czyż nie w taki sposób często o tym mówią, kiedy mają na myśli dosłowne znaczenie tego stwierdzenia? Co jeszcze mówią? „Oni myślą, że mają zawsze rację. Zmuszają wszystkich, żeby się z nimi liczyli i podporządkowywali się temu, co oni mówią, choć to nie jest zgodne z prawdą. Uważają siebie za prawdę i Boga oraz twierdzą, że słuchając ich, ludzie podporządkowują się prawdzie i Bogu. Takie jest znaczenie tego stwierdzenia”. Gdybyście to wy mieli wypowiedzieć się na ten temat, zastanówcie się, co powinniście powiedzieć. Gdybyście mieli zacząć od tego, co sami widzieliście lub czego doświadczyliście, od czego byście zaczęli? Gdy tylko zaczynamy mówić o rzeczywistości, nie macie już nic do powiedzenia. Czy podczas zwykłego omówienia z braćmi i siostrami też nie macie nic do powiedzenia? Jak możecie dobrze wykonywać swoją pracę, nie rozmawiając? Porozmawiajcie najpierw trochę o kilku konkretnych zachowaniach i sposobach bycia związanych z tym przejawem. Które z nich widzieliście których byliście świadkami? Macie o tym jakiekolwiek pojęcie? (Kiedy wykonuję swój obowiązek, miewam pewne pomysły, które są dość dobre, i naprawdę chciałbym je zrealizować. Myślę, że te moje przemyślenia są dobre i słuszne, a kiedy inni zgłaszają co do nich wątpliwości, mówię, że nie należy opóźniać sprawy i trzeba zdecydować od razu. Wtedy forsuję to, co chciałem zrobić. Może inni chcą dalej poszukiwać, ale ja nie chcę im dać na to czasu – chcę, żeby zrobili to, co ja wymyśliłem). To konkretny przejaw. Ktoś opisze kolejny? (Kiedyś rozmawiałem z braćmi i siostrami na temat awansowania i kształcenia pewnej osoby. Tak naprawdę już zdecydowałem, że chcę ją awansować. Uważałem, że skoro już się konsultowałem ze Zwierzchnictwem, nie ma w tym niczego złego. Kilkoro braci i sióstr nie rozumiało jeszcze tej kwestii zbyt dobrze, a ja nie omówiłem z nimi, dlaczego powinniśmy awansować tę osobę ani jakie obowiązywały zasady czy też jaka była prawda, tylko po prostu tonem nieznoszącym sprzeciwu przedstawiłem im powody, dla których ta osoba jest dobra, a awansowanie jej jest zgodne z zasadami. Zmusiłem ich, żeby byli mi posłuszni i uwierzyli, że to, co robię, jest słuszne). Mówicie o pewnej kategorii problemów czy też stanów, które ogólnie pasują do tego przejawu bycia antychrystem. Wygląda na to, że wasze rozumienie prawdy nie wykracza poza to wąskie pojmowanie dosłownego znaczenia tej kwestii, dlatego będę musiał ją omówić. Kiedy dość dobrze ją zrozumiecie, przejdziemy do omawiania kolejnej. Zdaje się jednak, że jeszcze nie możemy tego zrobić i rozmowa musi przebiegać według planu.

Ósmym spośród różnych przejawów bycia antychrystem jest: chcą, by ludzie podporządkowywali się tylko im, a nie prawdzie lub Bogu. Składa się na to kilka sposobów, na jakie wyraża się istota antychrysta. Z pewnością nie jest to jedna kwestia, jedno stwierdzenie, jeden pogląd czy jednego rodzaju podejście do spraw, to raczej usposobienie. Jakie zatem jest to usposobienie? Przejawia się ono na kilka sposobów. Po pierwsze, takie osoby nie są zdolne do współpracy z nikim. Czy jest to sposób postępowania? (Nie, to usposobienie). Zgadza się, to przejaw usposobienia, którego istotą jest arogancja i zadufanie w sobie. Tacy ludzie nie potrafią z nikim współpracować. To pierwsza rzecz. Druga jest taka, że ich pragnieniem i ambicją jest kontrolowanie i podbijanie ludzi. Czy to jest usposobienie? (Tak). Czy to sposób postępowania? (Nie). Czy to różni się od tego, co mówiliście? Wy mówiliście o pojedynczych wydarzeniach, jednostkowych sposobach robienia czegoś – to nie jest istota. Czy taki przejaw jest poważniejszy niż to, o czym mówiliście? (Tak). To sięga aż do sedna. Po trzecie, takie osoby nie pozawalają innym w nic się wtrącać, o nic pytać ani nadzorować jakiejkolwiek pracy, której one się podjęły. Czy to istota? (Tak). Wiele zachowań i sposobów postępowania wypływa z posiadania takiej istoty. Tego typu istota pasuje do przejawu ósmego, prawda? Po czwarte, gdy takie osoby nabiorą nieco doświadczenia, zdobędą trochę wiedzy i wyciągną naukę z kilku sytuacji, wówczas kreują się na ucieleśnienie prawdy, co oznacza, że jeśli potrafią omawiać odrobinę prawdy, uważają, że posiedli prawdorzeczywistość, i chcą pokazać innym, że są kimś, kto posiada prawdę, kimś, kto praktykuje prawdę, kocha prawdę i ma prawdorzeczywistość. Kreują się na ucieleśnienie prawdy – czyż natura tego nie jest poważna? (Owszem, jest). Czy tego typu postawa pasuje do przejawu ósmego? (Tak). Tak, pasuje. Przejaw ósmy zasadniczo uwidacznia się na te cztery sposoby. Wymieńcie je, zaczynając od pierwszego. (Po pierwsze, takie osoby nie są zdolne do harmonijnej współpracy z nikim). Określenie „harmonijnej” odnosi się do zdolności do współpracy – takie osoby po prostu nie potrafią z nikim współdziałać. One wszystko robią same, działają solo – słowo „solo” definiuje pierwszy objaw. A teraz drugi. (Mają ambicję i pragnienie kontrolowania oraz podbijania ludzi). Czy jest to poważny przejaw? (Tak). Jaka jest zatem cecha definiująca drugi przejaw? Opiszcie to jednym słowem. (Niegodziwy). „Niegodziwy” to przymiotnik, opisuje ich usposobienie. Tym słowem powinna być „kontrola”. „Kontrolowanie” jest tego rodzaju działaniem, które wynika z takiego usposobienia. I trzeci przejaw. (Nie pozwalają innym się wtrącać, o nic pytać lub nadzorować jakiejkolwiek pracy, której się podjęli). Czyż nie jest to usposobienie powszechne u antychrystów? (Tak). To charakterystyczne usposobienie właściwe antychrystom. Czy istnieje trafne słowo podsumowujące ten przejaw? Tak – „opieranie się”. Ktokolwiek do nich przychodzi, opierają się mu, zapominają o przyjmowaniu nadzoru i słuchaniu zapytań braci i sióstr oraz zwykłych ludzi – nie akceptują nawet Bożej kontroli. Czy to nie jest opór? (Tak). I czwarty przejaw. (Gdy zdobędą trochę doświadczenia i wiedzy oraz wyciągną pewne wnioski, udają, że są ucieleśnieniem prawdy). Podsumujmy to odpowiednim słowem: „udawanie”. Udawanie jest poważniejsze niż fałszerstwo. Wszystkie podstawowe, charakterystyczne zachowania, sposoby działania i skłonności, które są związane z punktem ósmym, objawiają się w ramach tych czterech przejawów. Cechą definiującą pierwszy przejaw jest „w pojedynkę”. Antychryści nie współpracują z nikim, lecz chcą działać na własną rękę. Nie baczą na nikogo poza sobą i chcą, by inni baczyli tylko na nich, na nikogo innego. Ma być tak, jak oni chcą, albo wcale. Cechą definiującą drugi przejaw jest „kontrola”. Antychryści chcą kontrolować ludzi i będą używać różnych środków, aby kontrolować ciebie, twoje myśli, twoje sposoby postępowania, twoje serce i twoje poglądy. Nie rozmawiają z tobą o prawdzie. Nie prowadzą cię do zrozumienia prawdozasad ani Bożych intencji. Chcą cię kontrolować, żeby cię wykorzystywać dla własnych celów, abyś ich popierał, robił dla nich różne rzeczy i pracował dla nich, abyś ich wywyższał i świadczył o nich. Chcą cię kontrolować jako swojego niewolnika, swoją marionetkę. Cechą definiującą trzeci przejaw jest „opieranie się”, co oznacza opieranie się wszystkiemu – wszystkiemu, co może stanowić rozeznanie się w tym, jak pracują i co mówią, nadzór nad tymi sprawami lub zagrożenie dla nich, opierają się i sprzeciwiają temu całkowicie. Cechą definiującą czwarty przejaw jest „udawanie” – kogo udają? Udają, że są ucieleśnieniem prawdy, co oznacza, że wymagają od ludzi, aby ci pamiętali, co oni mówią i co robią, a nawet zapisywali to w swoich notatnikach. Mówią: „Jakże miałoby wystarczyć tylko zapamiętywanie? Musisz to zapisać w swoim notatniku. Nikt z was nie rozumie tego, co mówię – wyrażam bardzo głębokie myśli!”. Czym ich zdaniem są ich słowa? Prawdą. Od tego momentu będziemy omawiać to punkt po punkcie.

I. Analiza niezdolności antychrysta do współpracy z kimkolwiek

Pierwszą kwestią jest to, że antychryści nie są w stanie z nikim współpracować. Jest to pierwszy przejaw tego, że antychryści chcą, by ludzie podporządkowali się tylko im, a nie prawdzie lub Bogu. Nie mogą współpracować z nikim – słowo „nikt” oznacza, że wszyscy są wykluczeni. Oni po prostu nie potrafią współpracować bez względu na to, czy ich osobowość jest zgodna z osobowością kogoś innego, czy też nie, i niezależnie od okoliczności. To nie jest kwestia zwykłego objawiania zepsucia – to problem tkwiący w ich naturze. Niektórzy mówią: „Są pewne osoby, których osobowość nie jest dobrze dobrana do mojej, i z tego powodu nie mogę z nimi współpracować”. To nie jest tylko kwestia osobowości, ale zepsutego usposobienia. Mieć zepsute usposobienie to mieć usposobienie antychrysta, ale to nie oznacza, że ktoś ma istotę antychrysta. Jeśli ktoś potrafi poszukiwać prawdy i okazywać posłuszeństwo temu, co mówią inni – o ile jest to zgodne z prawdą – bez względu na to, kim są te osoby, to czy nie będzie mu łatwo harmonijnie współpracować z ludźmi? (Będzie łatwo). Tym, którzy potrafią podporządkować się prawdzie, łatwo jest współpracować z innymi. Natomiast ludzie niezdolni podporządkować się prawdzie, nie umieją współpracować z nikim. Na przykład niektórzy ludzie są dość aroganccy i zadufani w sobie. W najmniejszym stopniu nie przyjmują prawdy i nie potrafią z nikim harmonijnie współpracować. Jest to poważny problem – takie osoby mają naturę antychrysta i nie potrafią podporządkować się prawdzie ani Bogu. Ludzie mają zepsute usposobienie – jeśli są w stanie przyjąć prawdę, z łatwością dostąpią zbawienia, ale jeśli posiadają naturę antychrysta i nie są w stanie przyjąć prawdy, mają problem – niełatwo im będzie dostąpić zbawienia. Wielu antychrystów zdemaskowano głównie z powodu ich niezdolności do współpracy z kimkolwiek oraz dlatego, że zawsze postępowali w sposób dyktatorski. Czy jest to przejaw zepsutego usposobienia, czy też naturoistota antychrysta? Niezdolność do współpracy z kimkolwiek – co to za problem? Jaki to ma związek z tym, że antychryści chcą, by inni podporządkowali się tylko im, a nie prawdzie czy Bogu? Gdybyśmy dokładnie omówili ten punkt, zobaczylibyście, że osoby posiadające naturoistotę antychrysta nie są w stanie z nikim współpracować, że zrywają stosunki z każdym, z kim współpracują, a nawet zmieniają taką osobę w swojego zaciekłego rywala. Z pozoru może się wydawać, że niektórzy antychryści mają pomocników lub partnerów, lecz faktycznie jest tak, że kiedy coś się wydarza, antychryści nigdy nie słuchają tego, co inni mają do powiedzenia, nawet jeśli ci inni mają rację. W ogóle tego nie uwzględniają, a tym bardziej nie chcą o tym rozmawiać ani tego omawiać. Zupełnie nie zwracają na to uwagi, tak jakby innych w ogóle tam nie było. Kiedy antychryści słuchają tego, co inni mają do powiedzenia, robią to tylko dla zachowania pozorów, żeby inni to widzieli. Ale kiedy w końcu przychodzi czas na ostateczną decyzję, to antychryści ją podejmują; słowa innych to tylko strata czasu, w ogóle się nie liczą. Na przykład kiedy dwie osoby są za coś odpowiedzialne, a istota jednej z nich jest istotą antychrysta, co przejawia się w tej osobie? Cokolwiek się dzieje, ta osoba i wyłącznie ona rozpoczyna działanie, zadaje pytania, rozwiązuje problemy, wymyśla rozwiązania i prawie przez cały czas o niczym nie informuje swojego partnera. Kim jest w jej oczach partner? Nie jej zastępcą, lecz czymś w rodzaju dekoracji. W oczach antychrysta ich partner po prostu nie istnieje. Ilekroć pojawia się problem, antychryst rozważa go, a kiedy już zdecyduje o kierunku działania, informuje wszystkich pozostałych, co należy uczynić, i nikomu nie wolno tego kwestionować. Na czym polega istota współpracy antychrystów z innymi ludźmi? Zasadniczo chodzi o to, że antychryści mają ostatnie słowo, nigdy nie dyskutują o problemach z nikim innym, przyjmują na siebie wyłączną odpowiedzialność za pracę, a partnerów traktują jak zbędną dekorację. Zawsze działają w pojedynkę i z nikim nie współpracują. Nie omawiają z nikim pracy, nie komunikują się, często samodzielnie podejmują decyzje i rozwiązują problemy. W wielu sprawach inni dopiero po fakcie dowiadują się, jak coś się skończyło lub zostało przeprowadzone. Inni mówią im: „Wszystkie problemy muszą być z nami przedyskutowane. Kiedy zająłeś się tą osobą? Jak sobie z nią poradziłeś? Dlaczego o tym nie wiedzieliśmy?”. Oni jednak niczego nie wyjaśniają ani nie zwracają na to uwagi; dla nich partnerzy są zupełnie bezużyteczni, pełnią tylko rolę dekoracji. Kiedy coś się dzieje, zastanawiają się nad tym, podejmują decyzję i postępują tak, jak chcą. Bez względu na to, ilu ludzi jest wokół nich, równie dobrze mogłoby nie być nikogo. Antychryst traktuje ich jak powietrze. Czy w takiej sytuacji ich partnerstwo z innymi ma jakikolwiek realny aspekt? Absolutnie nie, oni tylko stwarzają pozory, odgrywają rolę. Inni mówią im: „Gdy natrafiasz na problem, dlaczego nie omawiasz go ze wszystkimi innymi?”. Oni na to odpowiadają: „A co oni wiedzą? To ja jestem przywódcą zespołu, decyzja należy do mnie”. Inni pytają: „A dlaczego nie omówiłeś tego ze swoim partnerem?”. Odpowiadają: „Mówiłem mu, ale on nie miał o tym żadnego zdania”. Używają wymówek, że inni ludzie nie mają własnego zdania lub nie są w stanie myśleć samodzielnie, by ukryć fakt, że oni sami stanowią prawo dla siebie. Nie towarzyszy temu żadna introspekcja. Nie jest możliwe, aby taka osoba przyjęła prawdę. Na tym polega problem z naturą antychrysta.

Jak należy rozumieć termin „współpraca” i stosować go w praktyce? (Jest to omawianie bieżących spraw). Tak, to jeden ze sposobów praktykowania współpracy. Co jeszcze można dodać? (Kompensowanie słabości jednych mocnymi stronami drugich, wzajemne nadzorowanie się). To pasuje jak ulał – taki rodzaj praktykowania jest harmonijną współpracą. Czy można dodać coś więcej? Proszenie drugiej osoby o opinię, gdy coś się dzieje – czy to jest współpraca? (Tak). Jeśli jedna osoba przedstawi swoją opinię, a druga swoją, a ostatecznie po prostu postąpią zgodnie z tym, co mówiła pierwsza osoba, to po co w ogóle zachowywać pozory? To nie jest współpraca – jest to niezgodne z zasadami i nie przynosi rezultatów współpracy. Jeśli w kółko tylko mówisz i mówisz, wyrzucając z siebie słowa jak z karabinu maszynowego, i nie dajesz się wypowiedzieć innym, nie słuchasz ich nawet po tym, jak przedstawisz już wszystkie swoje pomysły, czy to jest dyskusja? Czy to jest rozmowa? To tylko zachowywanie pozorów – to nie jest współpraca. Czym zatem jest współpraca? Współpraca ma miejsce wtedy, gdy po wyrażeniu swoich pomysłów i decyzji możesz poprosić innych o przedstawienie ich opinii i poglądów, a następnie porównujesz ze sobą wypowiedzi oraz poglądy swoje i pozostałych i wraz z kilkoma osobami razem się w nich rozeznajecie i szukacie zasad, dochodząc w ten sposób do wspólnego zrozumienia sytuacji i wyznaczając właściwą ścieżkę praktyki. Na tym właśnie polega dyskusja i budowanie wspólnoty – na tym polega współpraca. Niektórzy przywódcy nie potrafią rozgryźć jakiejś sprawy, ale nie chcą dyskutować o niej z innymi, dopóki nie wyczerpią swoich możliwości. Mówią wtedy grupie: „Nie mogę zająć się tą sprawą w sposób autokratyczny, muszę harmonijnie współpracować ze wszystkimi. Pozwolę wam wszystkim wyrazić swoje opinie na ten temat i przedyskutować to, aby ustalić, co powinniśmy zrobić”. Gdy wszyscy już się wypowiedzą i przedstawią swoje zdanie, pytają przywódcę, co o tym sądzi. Ten odpowiada: „Chcę tego samego, co wszyscy – też o tym myślałem. To właśnie planowałem zrobić od samego początku, a dzięki tej dyskusji jednomyślność jest gwarantowana”. Czy to szczera uwaga? Jest w niej jakaś skaza. Ten człowiek w ogóle nie potrafi rozgryźć tej sprawy, a za tym, co mówi, kryje się zamiar wprowadzenia ludzi w błąd i oszukania ich – ma to sprawić, że ludzie będą go szanować. Jego zabieganie o opinie innych jest tylko formalnością i ma skłonić wszystkich do stwierdzenia, że nie jest on dyktatorski ani autokratyczny. Aby uniknąć tej etykiety, stosuje taką metodę, żeby zatuszować sprawy. Prawda jest taka, że podczas gdy wszyscy się wypowiadają, on w ogóle nie słucha i nie bierze sobie do serca tego, co mówią inni. Nie jest też szczery, dając wszystkim mówić. Na pozór stwarza wszystkim pole do rozmowy i dyskusji, ale w rzeczywistości pozwala ludziom mówić tylko po to, by znaleźć metodę zgodną z jego własnymi intencjami. A kiedy już określi odpowiedni sposób postępowania, zmusi ludzi do zaakceptowania tego, co zamierza zrobić, niezależnie od tego, czy jest to właściwe, czy nie, i sprawi, że wszyscy będą myśleć, że jego sposób jest właściwy, że jest tym, co wszyscy zamierzają zrobić. W końcu realizuje to siłą. Czy to można nazwać współpracą? Nie, jak byście to zatem nazwali? Ta osoba jest dyktatorem. Niezależnie od tego, czy ma rację, czy nie, chce, by do niej należało jedyne, ostatnie słowo. Co więcej, gdy coś się dzieje, a ona nie może tego rozgryźć, każe wszystkim innym wypowiedzieć się najpierw. Kiedy już to zrobią, podsumowuje ich poglądy i szuka w nich metody, która jej się spodoba i którą uzna za odpowiednią, a następnie zmusza wszystkich do jej zaakceptowania. Stwarza pozory współpracy, ale nadal działa tak, jak chce – nadal to do niej należy jedyne i ostatnie słowo. Ten człowiek wynajduje błędy i dziury w tym, co wszyscy mówią, komentując i nadając rozmowie ton, a następnie podsumowuje wszystko jednym kompletnym i trafnym oświadczeniem, za pomocą którego podejmuje decyzję, pokazując wszystkim, że stoi ponad nimi. Z pozoru wydaje się, że wysłuchał, co wszyscy mieli do powiedzenia, i pozwala wszystkim się wypowiedzieć. Faktem jest jednak, że ostatecznie tylko on podejmuje decyzję. Na tę decyzję składają się tak naprawdę spostrzeżenia i poglądy wszystkich, tylko podsumowane przez niego w nieco bardziej kompletny i trafny sposób. Niektórzy ludzie tego nie widzą i myślą, że ten człowiek nad nimi góruje. Jaki charakter ma takie działanie z jego strony? Czyż nie jest to wyjątkowo sprytne? Podsumowuje on wypowiedzi wszystkich i przedstawia je jako swoje własne, aby ludzie go czcili i byli mu posłuszni, a na koniec każdy postępuje tak, jak on chce. Czy to jest harmonijna współpraca? To arogancja i zadufanie w sobie, dyktatura – ta osoba przypisuje wszystkie zasługi sobie samej. Tacy ludzie, współpracując z innymi, są tak nieszczerzy, tak aroganccy i zadufani w sobie, że inni to dostrzegą, jeśli będą mieli wystarczająco dużo czasu. Niektórzy powiedzą: „Mówisz, że nie jestem w stanie z nikim współpracować – cóż, ja mam partnera! Dobrze nam się współpracuje – on idzie tam, gdzie ja, i robi to, co ja; idzie tam, gdzie ja mu każę, i robi to, co ja mu każę, bez względu na to, jak każę mu to zrobić”. Czy na tym polega współpraca? Nie. To się nazywa bycie lokajem. Lokaj wykonuje twoje polecenia – czy to jest współpraca? Najwyraźniej ten partner jest pachołkiem, nie ma pomysłów ani poglądów, a tym bardziej własnych opinii. Poza tym myśli, jak pochlebca. Nie jest skrupulatny w niczym, co robi, tylko niedbale zachowuje pozory działań i nie dba o interesy domu Bożego. Jakiemu celowi może służyć taka współpraca? Niezależnie od tego, czyim partnerem jest taki człowiek, po prostu wykonuje on polecenia danej osoby, niczym jej pachołek. Słucha tego, co mówią inni, i robi to, co inni mu każą. To nie jest współpraca. Czym jest współpraca? Musicie być w stanie dyskutować ze sobą nawzajem i wyrażać swoje poglądy oraz opinie; musicie uzupełniać się nawzajem i wzajemnie nadzorować, szukać rady jeden u drugiego, zadawać sobie nawzajem pytania i podpowiadać jedni drugim. Na tym właśnie polega harmonijna współpraca. Powiedzmy na przykład, że załatwiłeś coś zgodnie z własną wolą, a ktoś to skomentował: „Zrobiłeś to źle, całkowicie wbrew zasadom. Dlaczego postąpiłeś według własnego uznania, nie szukając prawdy?”. Na to ty odpowiadasz: „To prawda – cieszę się, że mnie ostrzegłeś! Gdybyś tego nie zrobił, mogłaby się wydarzyć katastrofa!”. Na tym właśnie polega wzajemne doradzanie sobie. Czym zatem jest wzajemne nadzorowanie się? Każdy ma zepsute usposobienie i może wykonywać swój obowiązek niedbale, dbając jedynie o własny status i własną dumę, a nie o interesy domu Bożego. Takie stany występują u każdego człowieka. Jeśli dowiesz się, że ktoś ma problem, powinieneś podjąć inicjatywę, by z nim porozmawiać i przypomnieć mu, aby wykonywał swój obowiązek zgodnie z zasadami, jednocześnie pozwalając, by stało się to ostrzeżeniem dla ciebie. To jest wzajemny nadzór. Jaką funkcję pełni wzajemny nadzór? Ma na celu ochronę interesów domu Bożego, a także powstrzymanie ludzi przed obraniem złej drogi. Współpraca ma jeszcze jedną funkcję, oprócz wzajemnego podpowiadania sobie i nadzorowania się: zadawanie sobie nawzajem pytań. Na przykład, gdy chcesz podjąć jakieś działania wobec danej osoby, powinieneś porozmawiać ze swoim partnerem i zadać mu pytania: „Nie spotkałem się wcześniej z czymś takim. Nie wiem, jak sobie z tym poradzić. Jak dobrze to rozegrać? Po prostu nie mogę tego rozgryźć!”. On odpowie: „Radziłem sobie już z takimi problemami. Wtedy sytuacja była nieco inna niż w przypadku tej osoby. Gdybyśmy postąpili w ten sam sposób, to by było trochę jak przestrzeganie reguł. Ja również nie znam dobrego sposobu na załatwienie tej sprawy”. Ty mówisz: „Mam pomysł, który chciałbym z tobą skonsultować. Ta osoba wydaje się zła, biorąc pod uwagę jej charakter, ale na razie nie możemy być tego pewni. Może jednak pracować, więc niech na razie to robi. Jeśli nie będzie w stanie pracować i nadal będzie przeszkadzać i powodować zakłócenia, wówczas się nią zajmiemy”. Twój partner, słysząc to powie: „To dobry sposób. Jest rozważny i całkowicie zgodny z zasadami, a przy tym nie jest represyjny ani nie służy wyładowywaniu gniewu. Załatwmy to więc w ten sposób”. Obaj osiągnęliście konsensus poprzez dyskusję. Praca wykonywana w ten sposób przebiega sprawnie. Załóżmy, że wasza dwójka nie współpracuje i nie omawia spraw, a gdy twój partner nie wie, jak sobie z czymś poradzić, zrzuca to na ciebie, myśląc: „Załatw to tak, jak chcesz. Jeśli coś pójdzie nie tak, odpowiedzialność spadnie na ciebie, w każdym razie ja się do niej nie poczuwam”. Widzisz, że postępowanie twojego partnera wynika z niechęci do wzięcia na siebie odpowiedzialności, ale nie zwracasz mu na to uwagi, tylko pochopnie działasz zgodnie z własną wolą, myśląc: „Nie chcesz wziąć na siebie odpowiedzialności? Chcesz mi pozwolić się tym zająć? Dobrze, niech tak będzie – wydalę tę osobę”. Nie jesteście jednomyślni; każdy ma swój własny punkt widzenia i w rezultacie sprawa jest prowadzona chaotycznie, z naruszeniem zasad, a osoba zdolna do pracy jest arbitralnie usuwana. Czy to jest harmonijna współpraca? Harmonijna współpraca to jedyny sposób na osiągnięcie pozytywnych rezultatów. Jeśli jedna osoba nie bierze na siebie odpowiedzialności, a druga działa arbitralnie, to jest to równoznaczne z brakiem współpracy. Obie strony postępują według własnej woli. Jak takie wykonywanie obowiązku może być zadowalające?

Gdy w trakcie współpracy pojawiają się problemy, trzeba zadawać sobie nawzajem pytania i dyskutować ze sobą o różnych sprawach. Czy antychryści potrafią praktykować w ten sposób? Antychryści nie są zdolni do współpracy z kimkolwiek; zawsze pragną ustanowić samodzielne rządy. Cechą charakterystyczną tego przejawu jest „w pojedynkę”. Dlaczego używamy zwrotu „w pojedynkę”, aby to opisać? Ponieważ antychryści, zanim podejmą działanie, nie przychodzą przed oblicze Boga w modlitwie ani nie szukają prawdozasad, a tym bardziej nie poszukują kogoś, z kim mogliby porozmawiać i kogo mogliby spytać: „Czy to jest właściwa droga? Do czego zobowiązują nas ustalenia dotyczące pracy? Jak należy postępować w takich sprawach?”. Nigdy nie omawiają spraw ani nie starają się osiągnąć konsensusu ze swoimi współpracownikami i partnerami – po prostu rozpatrują sprawy i planują na własną rękę, opracowując własne plany i ustalenia. Po pobieżnym zapoznaniu się z ustaleniami dotyczącymi pracy w domu Bożym myślą, że je zrozumieli, a następnie bez zastanowienia organizują pracę i zanim inni się o tym dowiedzą, praca jest już zaplanowana. Nikt nie może z góry usłyszeć ich poglądów lub opinii z ich własnych ust, ponieważ nigdy nie dzielą się z nikim swoimi myślami i przekonaniami, które żywią. Ktoś może zapytać: „Czyż nie jest tak, że wszyscy przywódcy i pracownicy mają partnerów?”. Ktoś może być ich partnerem z nazwy, ale kiedy przychodzi czas na pracę, już nie traktują go jak partnera – działają w pojedynkę. Chociaż przywódcy i pracownicy pracują z partnerami i każdy, kto wykonuje jakiś obowiązek, ma partnera, antychryści uważają, że mają dobry charakter i są lepsi od zwykłych ludzi, więc ci, będąc gorsi, nie są godni, by im partnerować. Dlatego antychryści lubią decydować o wszystkim i nie lubią tego z nikim uzgadniać. Sądzą, że wówczas sprawialiby wrażenie niekompetentnych obiboków. Co to za punkt widzenia? Co to za usposobienie? Czy to aroganckie usposobienie? Uważają, że współpraca i omawianie spraw z innymi, zadawanie pytań i szukanie u innych odpowiedzi jest niegodne i poniżające, uwłacza ich godności. Toteż, by ją chronić, nie pozwalają na jawność w niczym, co robią, nie mówią o tym innym, a tym bardziej nie dyskutują o tym. Uważają, że dyskusja z innymi byłaby oznaką ich niekompetencji; że pytanie innych o opinię oznaczałoby, że są głupi i niezdolni do samodzielnego myślenia; że współpracując z innymi przy wykonywaniu zadania lub rozwiązywaniu jakiegoś problemu wydawaliby się nic niewarci. Czy nie jest to przejaw ich aroganckiej i niedorzecznej mentalności? Czy nie jest to ich zepsute usposobienie? Ich arogancja i zadufanie w sobie są oczywiste; zupełnie stracili zwykły zdrowy rozsądek, mają nie po kolei w głowie. Zawsze są przekonani, że mają zdolności, potrafią doprowadzić wszystko do końca sami i nie muszą współpracować z innymi. Z powodu tak zepsutego usposobienia nie są w stanie harmonijnie współpracować. Uważają, że współpraca z innymi oznacza osłabienie i rozdrobnienie ich władzy, że gdy dzielą się pracą z innymi, ich własna władza się kurczy i nie mogą wówczas decydować o wszystkim sami, a to oznacza brak realnej władzy – dla nich jest to ogromna strata. I tak oto, cokolwiek im się przydarza, jeśli są przekonani, że to rozumieją i wiedzą, jak należy się tym zająć, to nie będą o tym rozmawiać z nikim innym i sami będą o wszystkim decydować. Wolą popełniać błędy, niż informować innych ludzi, wolą się mylić, niż dzielić się władzą z kimś innym, wolą zostać odsunięci, niż pozwolić, by ktoś inny ingerował w ich pracę. To właśnie są antychryści. Wolą narazić interesy domu Bożego, wyrządzić im szkodę, niż dzielić się władzą z kimkolwiek innym. Myślą, że kiedy wykonują jakąś pracę lub zajmują się jakąś sprawą, to nie stanowi to wypełniania obowiązku, lecz raczej szansę na pokazanie się i bycie lepszym od innych oraz okazję na korzystanie z władzy. Chociaż więc mówią, że będą harmonijnie współpracować z innymi i wspólnie z nimi omawiać pojawiające się sprawy, prawda jest taka, że w głębi serca nie chcą zrezygnować z władzy i statusu. Myślą, że jeśli rozumieją kilka doktryn i są w stanie zrobić to sami, nie muszą z nikim współpracować; uważają, że powinni wykonać i zakończyć pracę samodzielnie, że tylko wówczas okażą się kompetentni. Czy to właściwy pogląd? Nie wiedzą o tym, że jeśli łamią zasady, to nie wykonują swoich obowiązków, nie są w stanie zrealizować Bożego zlecenia, a jedynie wykonują pracę. Zamiast szukać prawdozasad przy wykonywaniu obowiązku, oni sprawują władzę zgodnie z własnymi ideami i intencjami, popisują się i afiszują. Bez względu na to, kim jest ich partner i czym się zajmują, nigdy niczego nie omawiają, zawsze chcą działać na własną rękę i mieć ostatnie słowo. W oczywisty sposób bawią się władzą i wykorzystują ją do robienia różnych rzeczy. Wszyscy antychryści kochają władzę, a gdy osiągną status, chcą mieć jej jeszcze więcej. Kiedy mają władzę, zwykle popisują się i afiszują, żeby być podziwiani przez innych i osiągnąć swój cel, którym jest wyróżnianie się z tłumu. Tak właśnie antychryści fiksują się na władzy i statusie, i nigdy w życiu nie wyrzekną się swojej władzy. Bez względu na to, jaki obowiązek wykonują, z jaką sferą profesjonalnej wiedzy się to wiąże, będą udawać, że się na tym znają, nawet jeśli w oczywisty sposób tak nie jest. A jeżeli ktoś oskarży ich o brak zrozumienia i udawanie, powiedzą: „Nawet jeśli zacznę się teraz tego uczyć, zrozumiem to lepiej niż ty. To tylko kwestia wyszukania pewnych zasobów w Internecie, prawda?”. Oto jak aroganccy i zadufani w sobie są antychryści. Wszystko uważają za prostą sprawę i ośmielają się brać wszystko na siebie, działając w pojedynkę. W rezultacie, gdy Zwierzchnictwo sprawdza postępy prac i pyta, jak idzie dana sprawa, oni mówią, że jest mniej więcej załatwiona. Tak naprawdę działają w pojedynkę, nie dyskutując o tych kwestiach z nikim – sami decydują o wszystkim. Jeśli ich zapytasz: „Czy w swoich działaniach kierujesz się zasadami?”, będą powtarzać w kółko cały zestaw teorii, aby udowodnić, że to, co robią, jest słuszne i zgodne z zasadami. W rzeczywistości ich myślenie jest zniekształcone i błędne. W ogóle nie przedyskutowali z innymi tych spraw, ale zawsze mieli ostatnie słowo i sami podejmowali decyzje. Decyzje podejmowane przez jedną osobę muszą w większości przypadków zawierać odchylenia, jakim zatem usposobieniem jest myślenie, że ma się rację i słuszność? To ewidentnie aroganckie usposobienie. Ci ludzie mają aroganckie usposobienie i dlatego są dyktatorami – szaleją i robią złe rzeczy. To autokracja, monopol. To jest usposobienie antychrystów. Oni nigdy nie chcą z nikim współpracować, gdyż uważają to za zbędne, niepotrzebne. Zawsze myślą, że są lepsi od innych, że nikt nie może się z nimi równać. Dlatego w głębi serca antychryści nie pragną i nie chcą współpracować z innymi. Chcą, żeby było tak, jak mówią; chcą mieć monopol. Tylko wtedy czują się zachwyceni, tylko wtedy mogą zademonstrować swoją wyższość i sprawić, by inni byli im poddani i oddawali im cześć.

Jest z tym związana jeszcze jedna rzecz, a mianowicie to, że antychryści zawsze chcą mieć władzę absolutną, chcą, by do nich należało jedyne i ostatnie słowo. Ten aspekt ich usposobienia sprawia również, że nie są w stanie współpracować z innymi. Jeśli zapytasz ich, czy chcą współpracować, powiedzą, że tak, ale kiedy przyjdzie co do czego, nie będą potrafili tego zrobić. Takie jest ich usposobienie. Dlaczego nie potrafią tego robić? Gdyby antychryst miał być, powiedzmy, asystentem przewodniczącego grupy, a ktoś inny byłby tym przewodniczącym, to osoba posiadająca naturoistotę antychrysta zmieniłaby się z asystenta w przewodniczącego, a przewodniczący grupy stałby się jej asystentem. Zamieniliby się rolami. Jak antychryst by to osiągnął? Antychryści mają swoje sposoby. Jednym z nich jest fakt, że wykorzystują czas, w którym podejmują działania na oczach braci i sióstr – czas, w którym prawie wszyscy ich widzą – do tego, by dużo mówić i robić oraz popisywać się, aby ludzie ich szanowali i uznali, że są oni znacznie lepsi niż przewodniczący grupy i że go przewyższyli. Z czasem bracia i siostry zaczynają mówić, że przewodniczący grupy nie jest tak dobry, jak jego asystent. Słysząc to, antychryst jest zachwycony i myśli: „Wreszcie przyznają, że jestem od niego lepszy. Osiągnąłem swój cel”. Jakie obowiązki powinien wypełniać asystent przewodniczącego grupy w normalnych okolicznościach? Powinien współpracować z przewodniczącym w wykonywaniu i wdrażaniu pracy zorganizowanej przez kościół, a także przedstawiać mu różne kwestie, podpowiadać i nadzorować go oraz wspólnie z nim prowadzić działania poprzedzone dyskusją. Przewodniczący grupy musi odgrywać rolę głównego przywódcy, a jego asystent musi go wspierać i współpracować z nim, doglądając, by każdy projekt w pracy był sprawnie realizowany. Nie powinien sabotować działań, tylko robić wszystko we współpracy z przewodniczącym grupy, aby pracę, która ma zostać wykonana, wykonano dobrze. Jeśli działania przewodniczącego grupy naruszają zasady, jego asystent musi mu to uświadomić, pomóc mu i naprawić błąd. A we wszystkim, co przewodniczący grupy robi właściwie, dobrze i zgodnie z prawdozasadami, jego asystent musi go wspierać i współpracować z nim, a przy tym dawać z siebie wszystko i zjednoczyć się z nim w sercu i umyśle, by dobrze wykonywać swoją pracę. Jeśli pojawi się lub zostanie wykryty problem, obaj muszą wspólnie omówić jego rozwiązanie. Czasami trzeba zrobić dwie rzeczy jednocześnie, wtedy obaj powinni to omówić, po czym każdy z nich powinien zająć się swoją pracą. To jest współpraca, harmonijna współpraca. Czy antychryści współpracują w ten sposób z innymi? Zdecydowanie nie. Jeśli antychryst służy jako asystent przewodniczącego grupy, zacznie się zastanawiać, co musi zrobić, aby zamienić się z nim miejscami i uczynić go swoim asystentem, a z asystenta zrobić przewodniczącego i przejąć w ten sposób dowodzenie. Antychryst rozkazuje przewodniczącemu grupy zrobić to i tamto, pokazując wszystkim, że jest znacznie lepszy od niego i że to on nadaje się na przewodniczącego. Dzięki temu jego prestiż w grupie wzrasta i naturalną koleją rzeczy zostaje wybrany na przewodniczącego grupy. Antychryści celowo sprawiają, że przewodniczący grupy wypada głupio i traci twarz, żeby inni patrzyli na niego z góry. Następnie wyśmiewają go i ośmieszają w swoich wypowiedziach, a także demaskują i umniejszają mu. Krok po kroku dysproporcja między nimi staje się coraz większa, toteż zajmują oni coraz bardziej odmienne miejsca w sercach ludzi. W ten sposób antychryst staje się w końcu przewodniczącym grupy – zdobył ludzi, którzy przeszli na jego stronę. Czy z takim usposobieniem antychryści mogą współpracować harmonijnie z innymi? Nie. Bez względu na to, w jakim miejscu się znajdują, chcą być filarem społeczności, mieć monopol na decyzje, trzymać władzę w swoich rękach. Bez względu na to, jaki masz tytuł, czy jesteś przewodniczącym, czy asystentem dużego lub małego kalibru, oni uważają, że status i władza prędzej czy później mają należeć tylko do nich. Niezależnie od tego, kto wykonuje wraz z nimi obowiązki, kto realizuje z nimi jakikolwiek projekt, a nawet dyskutuje z nimi na jakiś temat, pozostają oni samotnikami, którzy działają na własną rękę. Z nikim nie współpracują. Nikomu nie wolno mieć takiego samego prestiżu lub tytułu jak oni ani takich samych zdolności lub takiej samej reputacji. Gdy tylko ktoś ich prześcignie i zagrozi ich statusowi, spróbują odwrócić sytuację o sto osiemdziesiąt stopni wszelkimi dostępnymi środkami. Gdy na przykład wszyscy dyskutują o jakiejś sprawie i dyskusja zmierza do osiągnięcia porozumienia, oni natychmiast to zauważą i już będą wiedzieć, co należy zrobić. Powiedzą: „Czy naprawdę tak trudno się tym zająć? Czy to nadal wymaga dalszej dyskusji? Nic z tego, co mówicie, nie zadziała!”. I zaoferują nowatorską teorię lub szumnie brzmiący pomysł, na który nikt wcześniej nie wpadł, ostatecznie podważając zdanie wszystkich innych. Kiedy już to zrobią, ludzie pomyślą: „On ma wysoką pozycję… Jak to możliwe, że my na to nie wpadliśmy? Jesteśmy tylko niedouczonym motłochem. Nie jest dobrze – potrzebujemy ciebie u steru!”. To jest rezultat, którego chce antychryst – zawsze wykrzykuje górnolotne idee, aby stać się wyjątkową postacią i zdobyć szacunek innych. A jakie wrażenie ostatecznie wywiera na ludziach? Są oni przekonani, że jego idee przewyższają idee zwykłych ludzi i są od nich bardziej wzniosłe. Jak bardzo wzniosłe? Jeśli jego nie ma, grupa nie może podjąć decyzji ani niczego sfinalizować, więc musi czekać, aż on przyjdzie i coś powie. Kiedy już to zrobi, wszyscy go podziwiają, a jeśli to, co mówi, jest niedorzeczne, wszyscy i tak twierdzą, że jest wzniosłe. Czyż w ten sposób antychryst nie wprowadza ludzi w błąd? Dlaczego więc nie potrafi z nikim współpracować? Antychryst myśli: „Współpraca z ludźmi oznacza zrównanie się z nimi. Czy dwa tygrysy mogą zajmować tę samą górę? Może być tylko jeden król góry, a to królestwo przypada temu, kto potrafi je utrzymać – i może to zrobić osoba tak zdolna, jak ja. Wy wszyscy nie macie tak bystrego umysłu, macie niewielki potencjał i jesteście bojaźliwi. I dodajmy do tego, że nie oszukaliście ani nie nabraliście ludzi ze świata – to wy byliście oszukiwani przez innych. Tylko ja nadaję się tutaj na przywódcę!”. W ich przypadku to, co złe, zmienia się w dobre. Antychryści obnoszą się z tym, co w nich złe – czyż to nie jest bezwstydne? Dlaczego mówią takie rzeczy? I jaki jest zatem cel takiego postępowania? Antychryst chce być przywódcą, szczycić się swoją pozycją bez względu na to, w jak dużej grupie ludzi się znajduje. Czy to nie jest jego zamiarem? (Właśnie tak jest). Taka osoba wymyśla więc wszelkie możliwe sposoby, by umniejszać wszystkim, poniżać ich i wyśmiewać, a następnie przedstawiać własne szumnie brzmiące pomysły, by przekonać innych i sprawić, by robili to, co im każe. Czy to jest współpraca? Nie. Co to jest? Pokrywa się to z punktem ósmym, o którym mówimy: chcą, by ludzie podporządkowywali się tylko im, a nie prawdzie lub Bogu. Odnosi się to do współpracy. Czy antychryści – cokolwiek robią, cokolwiek mówią, jakimikolwiek metodami się posługują – mogą wykonywać swój obowiązek we współpracy z innymi? (Nie). Oni nie współpracują, a jedynie żądają, by inni podporządkowali się ich wypowiedziom i metodom. Czy zatem potrafią przyjmować rady od innych? Z pewnością nie. Bez względu na to, jakie rady mogą im zaoferować inni, antychryści są na nie zupełnie obojętni. Nie pytają o szczegóły ani o powody, nie dowiadują się, jak naprawdę należy załatwiać sprawy, a tym bardziej nie szukają prawdozasad. Co gorsza, nie pytają Mnie o to nawet wtedy, gdy stoję przed nimi – traktują Mnie jak powietrze. Pytam, czy mają jakiś problem, a oni odpowiadają, że nie. Najwyraźniej nie wiedzą, co zrobić z czymś, co właśnie się wydarzyło, ale nie pytają Mnie, choć stoję tuż przed nimi. Czy zatem potrafią współpracować z kimkolwiek innym? Nikt nie nadaje się na ich partnera, tylko na niewolnika i lokaja. Czyż tak nie jest? Niektórzy z nich być może mają partnerów, ale w rzeczywistości ci partnerzy są ich lokajami, na podobieństwo marionetek. Mówią: „Przyjdź tutaj”, a ich partner to robi, „Idź tam”, a partner wykonuje polecenie. Ich partner wie to, co antychryści chcą, żeby wiedział, a o to, czego antychryści nie chcą mu zdradzić, partner nawet nie ośmiela się pytać. Wszystko jest tak, jak mówią antychryści. Ktoś może im powiedzieć: „To nie wystarczy. Są pewne rzeczy, za które nie możesz być odpowiedzialny wyłącznie ty. Musisz znaleźć kogoś do współpracy, kogoś, kto będzie cię nadzorował. Co więcej, w przeszłości nie radziłeś sobie zbyt dobrze z niektórymi zadaniami. Musisz znaleźć kogoś o odpowiednim potencjale, zdolnego do wykonania tej pracy, kto będzie z tobą współpracował i ci pomagał – musisz chronić pracę kościoła i interesy domu Bożego!”. Co antychryści na to odpowiedzą? „Jeśli zwolnisz mojego partnera, nie będzie nikogo innego, kto nadawałby się do tego, by ze mną współpracować”. Co takiego mówią? Czy chodzi o to, że nie będą mieli partnera, czy że nie zdołają znaleźć takiego lokaja i niewolnika? Obawiają się, że nie będą w stanie znaleźć takiego niewolnika lub lokaja, takiego „partnera”, który tylko wykonuje ich polecenia. Jak waszym zdaniem należy rozwiązać ten problem, o którym wspominają? Możesz powiedzieć: „Och, nie możesz znaleźć partnera? W takim razie nie ma potrzeby, abyś pracował nad tym projektem – zamiast ciebie może to zrobić ten, kto ma partnera”. Czy problem nie został w ten sposób rozwiązany? Jeśli nikt nie nadaje się na twojego partnera i nikt nie może z tobą współpracować, to kim w takim razie jesteś? Jesteś potworem, dziwadłem. Ci, którzy naprawdę mają rozum, są przynajmniej w stanie współpracować z przeciętną osobą, o ile nie ma ona zbyt małego potencjału. To by się nie sprawdziło. Pierwszym, co rozsądni ludzie muszą zrobić, jest nauczenie się współpracy z innymi podczas wykonywania swojego obowiązku. Muszą oni być w stanie współpracować z kimkolwiek, chyba że ta osoba jest ograniczona umysłowo lub jest diabłem, w takim przypadku nie ma możliwości współpracy. To bardzo ważne, by umieć współpracować z większością ludzi – to oznaka posiadania normalnego rozumu.

Jedną z najbardziej oczywistych cech istoty antychrystów jest to, że monopolizują władzę i wprowadzają swoją własną dyktaturę: nikogo nie słuchają ani nie szanują i nie zwracają uwagi na innych bez względu na to, jakie tamci mają mocne strony lub jakie poprawne poglądy bądź mądre opinie wyrażają, albo też jakie odpowiednie metody mogliby zaproponować. Antychryści zachowują się tak, jakby nikt nie był wystarczająco dobry, by z nimi współpracować czy brać udział w czymkolwiek, co robią. Oto usposobienie antychrystów. Niektórzy ludzie twierdzą, że jest to przejaw miernego człowieczeństwa – ale jakim sposobem mogłoby to być banalne, mierne człowieczeństwo? Jest to całkowicie szatańskie usposobienie, a takie usposobienie charakteryzuje się wyjątkową bezwzględnością. Dlaczego mówię, że ich usposobienie jest wyjątkowo bezwzględne? Antychryści przywłaszczają sobie wszystko, co należy do domu Bożego i kościoła i traktują te rzeczy jako swoją osobistą własność, którą powinni zarządzać sami, nie pozwalając nikomu na interwencję. Przy wykonywaniu pracy kościoła myślą wyłącznie o własnych interesach, własnym statusie i własnej dumie. Nie pozwalają, by ktokolwiek zaszkodził ich interesom, a tym bardziej nie pozwalają, by ktokolwiek, kto ma potencjał, lub ktokolwiek, kto potrafi mówić o swoim świadectwie opartym na doświadczeniu, zagroził ich reputacji i statusowi. Toteż starają się tłamsić i wykluczać z rywalizacji tych, którzy potrafią mówić o swoim świadectwie opartym na doświadczeniu, a także tych, którzy potrafią omawiać prawdę i zaopatrywać wybrańców Bożych; desperacko starają się całkowicie odizolować ich od innych, obrzucić błotem i upokorzyć. Dopiero wtedy antychryści poczują spokój. Jeśli ci ludzie nie pozwolą się zniechęcić i będą w stanie nadal wykonywać swój obowiązek, mówić o swoim świadectwie i wspierać innych, to antychryści sięgną po ostateczne środki, czyli będą się w tych ludziach doszukiwać wad i potępiać ich lub też wrabiać ich i fabrykować powody, by ich dręczyć i karać, dopóki nie doprowadzą do usunięcia ich z kościoła. Dopiero wtedy antychryści całkiem się uspokoją. Właśnie to jest ich najbardziej podstępna i złośliwa strona. Tym, co wywołuje u nich największy strach i niepokój, są ludzie, którzy dążą do prawdy i posiadają prawdziwe świadectwo oparte na doświadczeniu, ponieważ Boży wybrańcy najbardziej aprobują i najmocniej wspierają właśnie ludzi mających takie świadectwo, a nie tych, którzy jałowo plotą o słowach i doktrynach. Antychryści nie posiadają prawdziwego świadectwa opartego na doświadczeniu ani nie są w stanie praktykować prawdy. Co najwyżej potrafią zrobić kilka dobrych uczynków, usiłując przypodobać się ludziom. Ale bez względu na to, ile dobrych uczynków by nie zrobili czy ile miłych słów nie wypowiedzieli, wszystkiego tego nie da się porównać z korzyściami, jakie przynieść może ludziom dobre świadectwo oparte na doświadczeniu. Nic nie jest w stanie zastąpić efektów zaopatrywania i podlewania, jakie przynoszą ludziom ci, którzy potrafią mówić o swoim świadectwie opartym na doświadczeniu. Gdy więc antychryści widzą, jak ktoś dzieli się świadectwem opartym na doświadczeniu, ich spojrzenie staje się ostre jak sztylet. W ich sercach rozpala się wściekłość, buzuje nienawiść, i usiłują uciszyć mówiącego, by nic więcej nie powiedział. Jeśli będzie mówił dalej, reputacja antychrystów legnie w gruzach, a ich szpetne oblicza zostaną przed wszystkimi obnażone, więc znajdują pretekst, by przeszkodzić osobie, która dzieli się świadectwem, by ją powstrzymać. Tylko sobie samym antychryści pozwalają na wprowadzanie ludzi w błąd za pomocą słów i doktryn; nie pozwalają Bożym wybrańcom na wychwalanie Boga poprzez wygłaszanie swojego świadectwa opartego na doświadczeniu, co pomaga dostrzec, jakiego rodzaju ludzi antychryści nienawidzą i obawiają się najbardziej. Gdy tylko ktoś jakkolwiek wykaże się w pracy albo jest w stanie przedstawić prawdziwe świadectwo oparte na doświadczeniu, przynosząc korzyść wybrańcom Bożym, wspierając ich i budując, i zdobywa wielkie pochwały od wszystkich, w sercach antychrystów wzbiera zawiść i nienawiść, próbują takie osoby wykluczyć i stłamsić. W żadnych okolicznościach nie pozwalają takim ludziom na podjęcie jakiejkolwiek pracy, aby nie zagrozili ich statusowi. Ludzie posiadający prawdorzeczywistość podkreślają i uwidaczniają ubóstwo, nikczemność, brzydotę i niegodziwość antychrystów, gdy znajdują się w ich obecności, więc kiedy antychryści wybierają partnera lub współpracownika, nigdy nie wybiorą ludzi posiadających prawdorzeczywistość, nigdy nie wybiorą kogoś, kto potrafi mówić o swoim świadectwie z doświadczenia, nigdy nie wybiorą ludzi uczciwych ani zdolnych do praktykowania prawdy. To są ludzie, którym antychryści najbardziej zazdroszczą i których nienawidzą; są oni solą w oku antychrystów. Bez względu na to, jak dobre i korzystne dla pracy domu Bożego jest to, co robią ci ludzie, którzy praktykują prawdę, antychryści będą starali się z całych sił zatuszować te czyny. Będą nawet przekręcać fakty, aby przypisywać sobie zasługi za dobre rzeczy, jednocześnie zrzucając winę za złe rzeczy na innych, aby siebie wywyższyć, a innych ludzi umniejszyć. Antychryści żywią wielką zazdrość i nienawiść do tych, którzy dążą do prawdy i potrafią mówić o swoim świadectwie opartym na doświadczeniu. Antychryści boją się, że ci ludzie zagrożą ich statusowi, więc robią wszystko, co w ich mocy, aby ich zaatakować i wykluczyć. Zabraniają braciom i siostrom kontaktować się z nimi lub zbliżać się do nich, wspierać lub chwalić tych ludzi, którzy są w stanie mówić o swoim świadectwie opartym na doświadczeniu. Nade wszystko obnaża to szatańską naturę antychrystów, która polega na tym, że czują niechęć do prawdy i nienawidzą Boga. Dowodzi to też, że antychryści są złym przeciwstawnym prądem w kościele, że to oni są winni zaburzania pracy kościoła i przeciwstawiania się woli Bożej. Co więcej, przed braćmi i siostrami, antychryści często fabrykują kłamstwa i przekręcają fakty, umniejszając ludziom, którzy potrafią mówić o swoim świadectwie opartym na doświadczeniu, i potępiając takie osoby. Bez względu na to, jaką pracę wykonują ci ludzie, antychryści znajdują wymówki, aby ich wykluczyć i stłamsić, a także osądzają ich, mówiąc, że są aroganccy i zadufani w sobie, że lubią się popisywać i skrywają ambicje. W rzeczywistości takie osoby mają pewne świadectwo wynikające z doświadczenia i nieco prawdorzeczywistości. Posiadają względnie dobre człowieczeństwo, sumienie i rozum oraz są w stanie przyjąć prawdę. I chociaż mogą mieć pewne braki, niedociągnięcia i sporadycznie przejawiać zepsute usposobienie, to są zdolni do refleksji nad sobą i okazania skruchy. To właśnie takich ludzi Bóg zbawi i to oni mają nadzieję, że zostaną przez Niego udoskonaleni. Podsumowując, tacy ludzie nadają się do wykonywania obowiązku. Spełniają wymogi dotyczące jego wykonywania i trzymają się zasad w tym zakresie. Ale antychryści myślą sobie w duchu: „Za nic w świecie nie przejdę nad tym do porządku dziennego. Chcesz działać w domenie, która mi podlega, chcesz ze mną rywalizować. To niemożliwe, nawet o tym nie myśl. Przewyższasz mnie pod względem wykształcenia, lepiej się wysławiasz, cieszysz się większą popularnością ode mnie i dążysz do prawdy gorliwiej niż ja. Gdybym współpracował z tobą, a ty byś mnie przyćmił, co miałbym zrobić?”. Czy biorą pod uwagę interesy domu Bożego? Nie. O czym więc myślą? Myślą tylko o tym, jak utrzymać swój status. Chociaż antychryści wiedzą, że są niezdolni do wykonywania rzeczywistej pracy, nie pielęgnują ani nie promują ludzi o dobrym charakterze, którzy dążą do prawdy; promują jedynie ludzi, którzy im schlebiają, skłonnych czcić innych, takich, którzy w sercach aprobują ich i podziwiają, lawirantów, którzy nie rozumieją prawdy i nie mają umiejętności rozeznania. Antychryści sprowadzają tych ludzi na swoją stronę, aby im służyli, biegali za nimi wszędzie, gdziekolwiek się udadzą, i spędzali każdy dzień krążąc wokół nich. Daje to antychrystom władzę w kościele, przyciąga do nich wielu ludzi i sprawia, że wielu za nimi podąża, nikt zaś nie odważa się ich urazić. Wszyscy ci, których antychryści pielęgnują, to ludzie, którzy nie dążą do prawdy. Większości z nich brakuje duchowego zrozumienia i nic nie wiedzą, potrafią tylko trzymać się reguł. Zwykle podążają za trendami i za władzą. Są z rodzaju tych, którym posiadanie potężnego pana dodaje śmiałości – banda nierozgarniętych ludzi. Jak brzmi to powiedzenie niewierzących? Lepiej być giermkiem dobrego człowieka niż otaczanym czcią przodkiem złego. Antychryści robią dokładnie odwrotnie – działają jako otaczani czcią przodkowie takich ludzi i zaczynają ich kształtować na swoich nadgorliwych popleczników i klakierów. Ilekroć antychryst sprawuje władzę w kościele, zawsze będzie dobierał na swoich pomocników ludzi nierozgarniętych i tych, którzy bezmyślnie się wokół nich kręcą i im pomagają, jednocześnie wykluczając i tłamsząc osoby o odpowiednim potencjale, które są w stanie zrozumieć i praktykować prawdę oraz mogą podjąć się pracy – a zwłaszcza tych przywódców i pracowników, którzy są zdolni do rzeczywistej pracy. W ten sposób w kościele tworzą się dwa obozy: w jednym obozie są ci, których człowieczeństwo cechuje się względną uczciwością, którzy szczerze wykonują swój obowiązek i dążą do prawdy. Drugi obóz to banda nierozgarniętych ludzi, którzy bezmyślnie się kręcą wokół antychrystów i są przez nich prowadzeni. Te dwa obozy będą stale ze sobą walczyć, dopóki antychryści nie zostaną zdemaskowani i wyeliminowani. Antychryści zawsze walczą i podejmują działania wymierzone przeciwko tym, którzy wykonują swoje obowiązki ze szczerością i dążą do prawdy. Czyż nie zakłóca to poważnie pracy kościoła? Czyż nie zakłóca to i nie zaburza dzieła Bożego? Czyż ta siła antychrystów nie jest przeszkodą i utrudnieniem uniemożliwiającym realizację woli Bożej w kościele? Czyż nie jest to niegodziwa siła sprzeciwiająca się Bogu? Dlaczego antychryści postępują w ten sposób? Ponieważ jest dla nich oczywiste, że gdyby te pozytywne postacie miały powstać i zostać przywódcami oraz pracownikami, byłyby ich konkurentami. Stanowiłyby siłę stojącą w opozycji do nich i absolutnie nie słuchałyby ich ani nie byłyby im posłuszne, zdecydowanie nie byłyby na każde ich skinienie. To by wystarczyło, by takie osoby stanowiły zagrożenie dla statusu antychrysta. Kiedy antychryści je widzą, w ich sercach wzbiera nienawiść. Ich serca nie zaznają spokoju ani pokrzepienia, jeśli nie wykluczą i nie pokonają tych osób oraz nie zniszczą ich dobrego imienia. Dlatego muszą działać szybko, aby wzmocnić swoją władzę i swoje szeregi. Dzięki temu będą mogli kontrolować więcej wybrańców Bożych i nigdy już nie będą się musieli martwić, że garstka osób poszukujących prawdy zagrozi ich statusowi. Antychryści umacniają swoje siły w kościele, wybierając tych, którzy ich słuchają, są im posłuszni oraz im schlebiają, i awansując ich, by kierowali każdym aspektem pracy. Czy jest to korzystne dla dzieła domu Bożego? Nie. Nie tylko nie jest to korzystne, ale także zakłóca i zaburza pracę kościoła. Jeśli ponad połowa ludzi stoi po stronie tej niegodziwej siły, istnieje szansa, że obali ona kościół. Dzieje się tak dlatego, że liczba osób poszukujących prawdy w kościele stanowi mniejszość, podczas gdy robotnicy i niedowiarkowie, którzy są tam tylko po to, by najeść się do syta, stanowią co najmniej połowę. W tej sytuacji, jeśli antychryści skupią się na wprowadzaniu w błąd i przeciąganiu tych ludzi na swoją stronę, to naturalnie będą mieli przewagę, gdy w kościele będą wybierani przywódcy. Dlatego dom Boży zawsze podkreśla, że podczas wyborów należy omawiać prawdę, dopóki nie stanie się ona jasna. Jeśli nie jesteś w stanie zdemaskować i pokonać antychrystów poprzez omawianie prawdy, mogą oni wprowadzić ludzi w błąd i zostać wybrani na przywódców, a następnie przejąć kontrolę nad kościołem. Czyż nie byłoby to niebezpieczne? Gdyby w kościele pojawił się jeden lub dwóch antychrystów, nie byłoby to powodem do strachu, ale gdyby antychryści urośli w siłę i osiągnęli pewien poziom wpływów, byłoby się czego bać. Dlatego antychryści muszą zostać wykorzenieni i wyrzuceni z kościoła, zanim osiągną ten poziom wpływów. To zadanie ma najwyższy priorytet i należy je koniecznie wykonać. Co więcej, ci niedowiarkowie w kościele, zwłaszcza ci skorzy do czczenia człowieka i podążania za nim, którzy lubią iść za siłą, być wspólnikami i poplecznikami diabłów oraz tworzyć kliki – tacy niedowiarkowie i takie diabły jak oni – powinni zostać niezwłocznie usunięci. Jest to jedyny sposób, aby zapobiec temu, by motłoch utworzył siłę zdolną niepokoić kościół i przejąć nad nim kontrolę. Jest to coś, co wybrańcy Boga muszą dobrze rozumieć, a ci, którzy pojmują prawdę, powinni wziąć na siebie to brzemię. Wszyscy, którzy biorą na siebie brzemię pracy kościoła, wszyscy, którzy mają na względzie Boże intencje, muszą widzieć te sprawy takimi, jakimi są. Muszą szczególnie zobaczyć antychrystów takimi, jakimi są, a także pomniejsze diabły, które lubią schlebiać ludziom i oddawać im cześć, a następnie nałożyć na nich ograniczenia lub usunąć ich z kościoła. Taka praktyka jest bardzo potrzebna. Ludzie tacy jak antychryści specjalnie starają się być w dobrych stosunkach z takimi nierozgarniętymi osobnikami, bezużytecznymi próżniakami i nikczemnikami, którzy nie przyjmują ani nie kochają prawdy. Zjednują ich sobie i „współpracują” z nimi całkiem harmonijnie, blisko i entuzjastycznie. Jakimi istotami są ci ludzie? Czyż nie są oni członkami band antychrystów? Jeśli Zwierzchnictwo zastąpi ich „otaczanego czcią przodka”, ci posłuszni potomkowie nie zgodzą się na to – uznają Zwierzchnictwo za niesprawiedliwe i połączą siły, by bronić antychrystów. Czy dom Boży może pozwolić im zwyciężyć? Może jedynie podjąć działania na szeroką skalę i usunąć ich wszystkich. Są oni demonami z bandy antychrysta i żadnemu z nich nie można odpuścić. Ludzie tacy jak antychryści rzadko działają w pojedynkę, przeważnie zbierają grupę, z którą podejmują działania, składającą się z co najmniej dwóch lub trzech osób. Istnieją jednak pewne nieliczne przypadki antychrystów, którzy działają pojedynczo. Dzieje się tak dlatego, że nie mają oni talentów lub być może nie mieli okazji postąpić inaczej. Jednak łączy ich z innymi szczególne zamiłowanie do statusu. Nie zakładaj, że nie kochają statusu, ponieważ nie mają umiejętności lub wykształcenia. To błąd. Nie przejrzałeś dokładnie istoty antychrysta – jeśli tylko ktoś jest antychrystem, lubi status. Skoro antychryści nie są w stanie z nikim współpracować, dlaczego więc tworzą taką grupę nierozgarniętych ludzi, śmieci i robactwa, którzy się przed nimi płaszczą? Czy zamierzają z nimi współpracować? Gdyby naprawdę mogli z nimi współpracować, to stwierdzenie, że „antychryści nie są zdolni do współpracy z kimkolwiek” nie miałoby sensu. Nie potrafią współpracować z nikim – z „nikim”, czyli przede wszystkim z pozytywnymi ludźmi, ale biorąc pod uwagę usposobienie antychrysta, nie potrafią też współpracować ze swoimi wspólnikami. Co więc robią, zabiegając o dobre stosunki z tymi osobami? Tworzą grupę nierozgarniętych ludzi, którymi łatwo rządzić i manipulować, a którzy nie mają własnych poglądów i robią wszystko, co powiedzą antychryści – gdyż będą oni wspólnie chronić ich status. Gdyby antychryst polegał tylko na sobie, byłby zupełnie sam i nie byłoby mu łatwo utrzymać swój status. Dlatego właśnie zjednuje sobie grupę nierozgarniętych ludzi, którzy codziennie go otaczają i robią wszystko dla jego dobra. Wprowadza w błąd nawet wybrańców Bożych – opowiada o tym, jak ci ludzie dążą do prawdy i jak cierpią, twierdzi, że zasługują na to, by ich kształcić. Mówi nawet, że kiedy ci ludzie mają jakiś problem, pytają go o zdanie i szukają u niego rady – że wszyscy oni są posłusznymi, uległymi ludźmi. Czy on współpracuje, wykonując swój obowiązek? Antychryst znajduje grupę ludzi, którzy będą działać na jego rzecz, którzy będą jego poplecznikami i wspólnikami, aby umocnić swój status. To nie jest współpraca – to prowadzenie własnej działalności. W tym tkwi siła antychrystów.

Jak uważacie, czy trudno jest współpracować z innymi ludźmi? Tak naprawdę, to nie. Można nawet powiedzieć, że jest to łatwe. Ale dlaczego ludzie nadal mają wrażenie, że jest to trudne? Ponieważ mają zepsute usposobienie. Dla tych, którzy posiadają człowieczeństwo, sumienie i rozum, współpraca z innymi jest stosunkowo łatwa, a nawet mogą oni uważać, że przynosi radość. Dzieje się tak dlatego, że nikomu nie jest łatwo wykonywać zadania samodzielnie i bez względu na to, czym się zajmuje lub w jaką dziedzinę jest zaangażowany, zawsze dobrze jest mieć kogoś, kto zwróci nam na coś uwagę i zaoferuje pomoc – jest to o wiele łatwiejsze niż działanie w pojedynkę. Istnieją też ograniczenia obejmujące to, do czego ludzki charakter jest zdolny lub czego ludzie mogą doświadczyć. Nikt nie może być najlepszy we wszystkim, jedna osoba nie jest w stanie wszystkiego wiedzieć, wszystkiego umieć, wszystkiego osiągnąć – to niemożliwe i każdy powinien to zrozumieć. A bez względu na to, co robisz, czy to ważne, czy nie, zawsze będziesz potrzebować kogoś, kto ci pomoże, udzieli wskazówek i porad lub zrobi coś we współpracy z tobą. Tylko tak da się zapewnić, że będziesz robić rzeczy poprawniej, będziesz popełniać mniej błędów i mniejsze będzie ryzyko, że zbłądzisz – jest to coś dobrego. W szczególności służenie Bogu to wielka sprawa, a nierozwiązanie problemu zepsutego usposobienia może cię narazić na niebezpieczeństwo! Kiedy ludzie mają szatańskie usposobienie, mogą się buntować i sprzeciwiać Bogu w dowolnym czasie i miejscu. Ludzie, którzy żyją zgodnie z szatańskim usposobieniem, mogą w każdej chwili zaprzeczyć Bogu, sprzeciwić się Mu i Go zdradzić. Antychryści są bardzo głupi, nie zdają sobie z tego sprawy, myślą: „Zadałem sobie dużo trudu, by zdobyć władzę, więc dlaczego miałbym się nią z kimkolwiek dzielić? Jeśli oddam ją innym, to sam nie będę jej miał, prawda? A jak mógłbym zademonstrować swoje talenty i zdolności, nie mając władzy?”. Nie wiedzą, że to, co Bóg powierzył ludziom, to nie władza czy status, lecz obowiązek. Antychryści akceptują tylko władzę i status, odkładają obowiązki na bok i nie wykonują rzeczywistej pracy, lecz jedynie gonią za sławą, zyskiem i statusem, chcą tylko zdobyć władzę i kontrolować Bożych wybrańców oraz folgować sobie, ciesząc się statusem. Takie postępowanie jest bardzo niebezpieczne – to przeciwstawianie się Bogu! Każdy, kto dąży do sławy, zysku i statusu, zamiast należycie wykonywać swoje obowiązki, igra z ogniem i bawi się własnym życiem, a ci, którzy igrają z ogniem i bawią się własnym życiem, mogą w każdej chwili skazać się na zgubę. Dzisiaj jako przywódca lub pracownik służysz Bogu, co nie jest zwykłą rzeczą. Nie działasz na rzecz jakiejś osoby, a tym bardziej nie pracujesz, żeby zapłacić rachunki i zarobić na chleb, lecz wykonujesz swój obowiązek w kościele. A zważywszy w szczególności na to, że ten obowiązek jest zadaniem wyznaczonym przez Boga, co wynika z jego wykonywania? Otóż to, że odpowiadasz za swój obowiązek przed Bogiem, bez względu na to, czy wykonujesz go dobrze, czy nie; ostatecznie musisz rozliczyć się z tego wobec Boga, musi być wynik. Przyjąłeś Boże zlecenie, uświęconą odpowiedzialność, więc bez względu na to, czy obowiązek ten jest ważny, czy błahy, jest to poważna sprawa. Jak bardzo poważna? Na małą skalę wiąże się z tym, czy jesteś w stanie zdobyć prawdę w tym życiu, oraz z tym, jak postrzega cię Bóg. Na większą skalę ma to bezpośredni związek z twoimi perspektywami i przeznaczeniem, z twoim wynikiem; jeśli popełnisz zło i sprzeciwisz się Bogu, zostaniesz potępiony i ukarany. Wszystko, co robisz, gdy wykonujesz swój obowiązek, jest zapisywane przez Boga, a Bóg ma własne zasady i standardy oceny i obliczania wyniku; Bóg określa twój wynik na podstawie wszystkiego, co się w tobie przejawia, gdy wykonujesz swój obowiązek. Czy to poważna sprawa? W rzeczy samej! Jeśli więc przydzielono ci jakieś zadanie, czy to twoja sprawa, jak się z nim uporasz? (Nie). Ta praca nie jest czymś, co możesz wykonać samodzielnie, ale wymaga od ciebie wzięcia za nią odpowiedzialności. Odpowiedzialność spoczywa na tobie, musisz ukończyć to zadanie. Czego dotyczy? Współpraca, to, jak współpracować w służbie, jak współpracować, aby wykonywać swój obowiązek, jak współpracować, aby wypełnić swoje zadanie, jak współpracować, aby podążać za wolą Bożą. Dotyczy to tych kwestii.

Harmonijna współpraca składa się z wielu elementów. Wymaga przynajmniej tego, by dopuścić innych do głosu i pozwolić im na wysuwanie różnych sugestii. Jeśli rzeczywiście jesteś rozsądny, to bez względu na to, jakiego rodzaju pracę wykonujesz, najpierw musisz nauczyć się szukać prawdozasad. Powinieneś również z własnej inicjatywy szukać opinii innych. O ile będziesz traktował wszystkie sugestie poważnie, a potem rozwiązywał problemy w jedności serca i umysłu, to zasadniczo osiągniesz harmonijną współpracę. Dzięki temu będziesz napotykał znacznie mniej problemów przy wykonywaniu obowiązku. Jakiekolwiek problemy się pojawią, łatwo będzie sobie z nimi poradzić i je rozwiązać. Taki jest efekt harmonijnej współpracy. Czasami banalne sprawy stają się przedmiotem dyskusji, jeśli jednak nie wpłyną one na pracę, nie będą stanowić problemu. Jednak w kwestiach kluczowych i w istotnych sprawach dotyczących pracy kościoła musicie osiągnąć konsensus i szukać prawdy, by je rozstrzygnąć. Jeśli jako przywódca lub pracownik zawsze stawiasz siebie ponad innymi i upajasz się obowiązkami, jakby to była posada rządowa, czerpiesz korzyści ze statusu, snujesz własne plany, zawsze kierujesz się i cieszysz własną sławą, zyskami i statusem, prowadzisz własną działalność i zawsze dążysz do zdobycia wyższego statusu, do zarządzania i kontrolowania większej liczby ludzi oraz do poszerzania zakresu swojej władzy, to jest to problem. Bardzo niebezpiecznie jest traktować ważny obowiązek jako szansę na rozkoszowanie się swoją pozycją niczym urzędnik państwowy. Jeśli zawsze zachowujesz się w ten sposób, nie chcesz współpracować z innymi, nie chcesz osłabić swojej władzy ani dzielić się nią z ludźmi w obawie, że ktokolwiek inny zepchnie cię na dalszy plan i cię przyćmi, jeśli chcesz tylko cieszyć się władzą na własną rękę, to jesteś antychrystem. Jeśli jednak często szukasz prawdy, zwykle przeciwstawiasz się cielesności, własnym motywom oraz ideom, a także potrafisz podjąć się współpracy z innymi, otwierasz serce, by konsultować się z innymi i wspólnie poszukiwać, uważnie słuchasz ich pomysłów i sugestii, akceptujesz rady, które są poprawne i zgodne z prawdą, bez względu na to, od kogo pochodzą, to praktykujesz w mądry i właściwy sposób i jesteś w stanie uniknąć wejścia na błędną drogę, a to stanowi dla ciebie ochronę. Musisz odrzucić tytuł przywódcy, odrzucić nieczystą atmosferę statusu, traktować siebie jak zwykłego człowieka, stojącego na tej samej płaszczyźnie co inni, i odpowiedzialnie podchodzić do swojego obowiązku. Jeśli wciąż będziesz utożsamiał swój obowiązek z oficjalnym tytułem i statusem, z czymś w rodzaju wieńca laurowego, i będziesz sobie wyobrażał, że inni są po to, by służyć twojej pozycji i pracować na nią, spowoduje to kłopoty; Bóg znienawidzi cię i poczuje do ciebie odrazę. Jeżeli jednak wierzysz, że jesteś równy innym, tylko po prostu otrzymałeś od Boga nieco większe zlecenie i nieco większą odpowiedzialność, jeśli potrafisz się nauczyć traktować siebie na równi z innymi, a nawet raczysz zapytać, co myślą, a potem szczerze, uważnie i gorliwie słuchać tego, co mówią, to będziesz współpracował w harmonii z innymi. Jakie będą efekty takiej harmonijnej współpracy? Efekty będą wielkie. Zdobędziesz rzeczy, jakich nigdy dotychczas nie miałeś, czyli światło prawdy i rzeczywistość życia; odkryjesz zalety innych i będziesz się uczył z ich mocnych stron. Jest coś jeszcze: uważasz, że inni ludzie są głupi, tępi, nierozgarnięci, gorsi od ciebie, ale gdy wysłuchasz ich opinii albo gdy oni otworzą się przed tobą, mimowolnie przekonasz się, że nikt nie jest tak zwyczajny, jak ci się wydaje, że każdy może podsunąć różne pomysły i koncepcje i każdy ma swoje własne zalety. Jeśli nauczysz się harmonijnej współpracy, oprócz tego, że pomoże ci to uczyć się z mocnych stron innych, twoja arogancja i zadufanie w sobie zostaną obnażone, a to powstrzyma cię od wyobrażania sobie, że jesteś bystry. Kiedy już nie będziesz uważał się za bystrzejszego i lepszego od wszystkich innych, przestaniesz żyć w stanie narcystycznego zachwytu nad sobą. A to będzie cię chronić, czyż nie? Oto korzyści, jakie powinieneś uzyskać, oraz nauka, jaką powinieneś wyciągnąć ze współpracy z innymi.

W kontaktach z ludźmi uważnie słucham tego, co większość z nich mówi. Staram się analizować ludzi różnego rodzaju, słuchać ich wypowiedzi i obserwować język i styl, jakim się posługują. Kiedyś zakładałeś na przykład, że większość ludzi posiada zaledwie odrobinę wykształcenia, ale nie ma fachu w ręku, więc nie trzeba z nimi nawiązywać kontaktów. W rzeczywistości nie jest to prawda. Kiedy nawiązujesz kontakt z tymi ludźmi, a nawet z niektórymi wyjątkowymi osobami, jesteś w stanie zrozumieć to, co skrywają głęboko w sercu, to, czego nie możesz zobaczyć ani dostrzec – jak ich myśli i poglądy. Niektóre z nich są zaburzone, a niektóre słuszne. Oczywiście ta „słuszność” może być bardzo daleka od prawdy. Może nie mieć z nią nic wspólnego. Ale będziesz w stanie poznać więcej aspektów ludzkiej natury. Czy nie jest to dla ciebie dobre? (Jest). Tym właśnie jest wnikliwość, dzięki temu się ona zwiększa. Niektórzy mogą powiedzieć: „Po co być bardziej wnikliwym?”. Korzystnie wpływa to na twoje zrozumienie różnych rodzajów ludzi, na twoją umiejętność ich rozeznania i analizowania, a nawet jeszcze bardziej na twoją zdolność pomagania tym różnym rodzajom ludzi. Podążając tą ścieżką, wykonuje się wiele pracy. Niektórzy ludzie są fałszywie uduchowieni i wierzą: „Teraz, gdy wierzę w Boga, nie słucham żadnych audycji ani wiadomości, nie czytam też gazet. Nie mam styczności ze światem zewnętrznym. Wszyscy ludzie, ze wszystkich środowisk i zawodów, to diabły!”. Cóż, jesteś w błędzie. Czy ktoś, kto posiada prawdę, boi się kontaktu z diabłami? Nawet Bóg czasami ma do czynienia z szatanem w sferze duchowej. Czy On się z tego powodu zmienia? Ani trochę. Boisz się kontaktów z diabłami i to w tym strachu tkwi problem. W rzeczywistości należy się obawiać tego, że nie rozumiesz prawdy, że nie do końca pojmujesz i niewłaściwie postrzegasz wiarę w Boga oraz prawdę, że masz wiele pojęć i wyobrażeń, że jesteś zbyt dogmatyczny. Dlatego, niezależnie od tego, czy jesteś przywódcą, pracownikiem, czy przewodniczącym grupy, niezależnie od tego, za jaką pracę jesteś odpowiedzialny i jaką rolę odgrywasz, musisz się nauczyć współpracować z innymi i utrzymywać z nimi stosunki. Nie wygłaszaj górnolotnych idei i nie udawaj zawsze szlachetnego, by ludzie się z tobą liczyli. Jeśli zawsze wygłaszasz górnolotne idee, ale nigdy nie jesteś w stanie wprowadzić prawdy w życie ani współpracować z innymi, robisz z siebie głupca. Któż miałby wtedy zwrócić na ciebie uwagę? Jak doszło do upadku faryzeuszy? Zawsze głosili teorie teologiczne i wygłaszali górnolotne idee. Postępowali w ten sposób, ale Boga nie było już w ich sercach – zaparli się Go, a nawet wykorzystali ludzkie pojęcia, prawa i reguły, aby potępić Boga i Mu się przeciwstawić oraz przybić Go do krzyża. Całymi dniami nie wypuszczali z rąk Biblii, czytali ją i badali, a także potrafili płynnie recytować Pismo Święte. I co z tego ostatecznie wynikło? Nie wiedzieli, gdzie jest Bóg ani jakie jest Jego usposobienie, i chociaż wyraził On wiele prawd, nie przyjęli ani odrobiny z nich, lecz sprzeciwili się Mu i potępili Go. Czy to nie był ich koniec? Doskonale wiecie, jakie były tego skutki. Czy wasza wiara w Boga charakteryzuje się takimi niedorzecznymi poglądami? Czy nie jesteście wyobcowani? (Jesteśmy). Czy widzisz, żebym Ja się izolował? Czasami czytam wiadomości, oglądam wywiady ze specjalnymi gośćmi i inne tego typu programy, czasami gawędzę dla zabicia czasu z braćmi i siostrami, a czasami ucinam sobie pogawędkę z kimś, kto gotuje lub sprząta. Rozmawiam trochę z każdym, kogo spotkam. Nie myśl, że skoro podjąłeś się jakiegoś zadania, masz jakiś szczególny talent, czy nawet wziąłeś na siebie jakąś specjalną misję, to jesteś kimś bardziej wyjątkowym niż inni. To błąd. Gdy tylko pomyślisz, że jesteś bardziej wyjątkowy niż inni, ten błędny pogląd niepostrzeżenie zamknie cię w klatce – odgrodzi cię od świata zewnętrznego żelazem i brązem. Poczujesz wtedy, że przewyższasz wszystkich, że nie możesz robić tego czy tamtego, że nie możesz mówić ani kontaktować się z taką a taką osobą, że nie możesz się nawet śmiać. I co się w końcu stanie? W kogo się zmienisz? (W odizolowanego samotnika). Staniesz się odizolowanym samotnikiem. Przyjrzyj się temu, co zawsze mawiali dawni cesarze: „Tylko ja jestem…”; „Ja jedynie jestem…”; „Ja i tylko ja myślę…” – zawsze deklarowali, że są sami. Jeśli zawsze oznajmiasz, że jesteś sam, za jak wielkiego musisz się uważać? Za tak wielkiego, że naprawdę stałeś się synem niebios? Czy tym właśnie jesteś? W gruncie rzeczy jesteś zwykłym człowiekiem. Jeśli zawsze myślisz, że jesteś wielki i niezwykły, masz problem. To nie skończy się dobrze. Jeśli twoje działania w świecie opierają się na takim błędnym poglądzie, to zmienią się sposoby i środki, jakimi się będziesz posługiwał – zmienią się twoje zasady. Jeśli zawsze myślisz o sobie, że jesteś wyróżniony, że przewyższasz wszystkich innych, że nie powinieneś robić tego czy tamtego, że robienie takich rzeczy nie przystoi komuś o twoim statusie i twojej pozycji, to czy już nie skończyło się to źle? (Tak się stało). Będziesz myślał: „Mając taki status jak mój, nie mogę po prostu mówić wszystkiego innym!”. „Mając taki status jak mój, nie mogę powiedzieć innym, że jestem buntownikiem!”. „Mając taką pozycję jak moja, nie mogę mówić innym o takich poniżających rzeczach, jak moje słabości, wady, błędy i brak wykształcenia – absolutnie nie mogę pozwolić, by ktokolwiek się o nich dowiedział!”. To byłoby wyczerpujące, prawda? (Na pewno). Gdybyś żył w tak wyczerpujący sposób, czy mógłbyś dobrze wykonywać swój obowiązek? (Nie). Skąd bierze się problem? Jego źródłem są twoje poglądy dotyczące obowiązku i statusu. Bez względu na to, jak wielkim „urzędnikiem” jesteś, jaką pozycję zajmujesz, jak wielu ludzi nadzorujesz, tak naprawdę nie jest to nic więcej, jak tylko jeden z wielu obowiązków. Nie różnisz się niczym od innych ludzi. Nie widzisz, jak jest, ale zawsze w głębi serca czujesz: „To nie jest jeden z wielu obowiązków – to istotnie różnica rangi. Muszę być ponad innymi, jak mógłbym z nimi współpracować? Równie dobrze oni mogą współpracować ze mną – ja nie mogę współpracować z nimi!”. Jeśli zawsze myślisz w ten sposób, zawsze chcesz być ponad wszystkimi innymi, zawsze chcesz się wybijać, bazując na cudzych osiągnięciach, być ponad nimi i patrzeć na nich z góry, nie będzie ci łatwo współpracować z ludźmi. Zawsze będziesz myślał: „Co ten człowiek może wiedzieć? Gdyby coś wiedział, bracia i siostry wybraliby go na przywódcę. Dlaczego więc wybrali mnie? Ponieważ jestem od niego lepszy. Nie powinienem więc omawiać z nim żadnych spraw. Gdybym to robił, oznaczałoby to, że nie jestem wielki. Aby udowodnić, że jestem wielki, nie mogę z nikim omawiać żadnych spraw. Nie ma nikogo, kto nadawałby się do dyskutowania ze mną o pracy – nikogo!”. Tak właśnie myślą antychryści.

W Chinach kontynentalnych Partia Komunistyczna represjonuje wierzenia religijne. Panują tam straszne warunki. Wierzącym w Boga w każdej chwili grozi aresztowanie, więc przywódcy i pracownicy nie spotykają się tak często. Czasami nie mogą organizować spotkań współpracowników nawet raz w miesiącu. Czekają, aż pozwolą na to okoliczności lub znajdą odpowiednie miejsce. Jak zatem wykonywana jest praca? Jeśli są ustalenia dotyczące pracy, trzeba znaleźć kogoś, kto je dostarczy. Pewnego razu znaleźliśmy w pobliżu brata, który dostarczył przywódcy regionalnemu ustalenia dotyczące pracy. Brat ten był zwykłym wierzącym i kiedy dostarczył te ustalenia, przywódca przeczytał je i powiedział: „Hm. Tego się spodziewałem”. Czym się popisywał przed tym bratem? Obnosił się ze swoją władzą tak, aby każdy, kto to widzi, powiedział: „Ojej, to było takie dostojne. Co za styl!” A to jeszcze nic – zaraz potem powiedział: „To jest facet, którego wysyłają, żeby dostarczył mi ustalenia dotyczące pracy? Jego ranga nie jest wystarczająco wysoka!”. Oznaczało to: „Jestem przywódcą regionalnym, ważnym przywódcą. Jak można wysyłać zwykłego wierzącego, by dostarczał mi przesyłki? Czy nie posunęli się za daleko? Zwierzchnictwo naprawdę mną gardzi. Jestem przywódcą regionalnym, więc powinni byli wysłać przynajmniej przywódcę rejonowego, by mi to dostarczył, a jednak powierzyli to zwykłemu wierzącemu najniższego szczebla – jego ranga nie jest wystarczająco wysoka!”. Jakim człowiekiem jest ten przywódca?! Jak bardzo ceni swój status, mówiąc, że posłaniec nie ma wystarczająco wysokiej rangi? Traktuje swój tytuł jak pretekst do podkreślania swojej władzy. Czyż nie jest on diabelską istotą? (Jest). Dokładnie, jest diabelską istotą. Czy w ramach pracy kościoła jesteśmy wybredni i wybieramy osoby, które mają dostarczać nam przesyłki lub przekazywać zawiadomienia? W warunkach, jakie panują w Chinach kontynentalnych, bracia i siostry są narażeni na tak wielkie ryzyko, gdy dostarczają przesyłki, a jednak kiedy ten brat przybył z ustaleniami dotyczącymi pracy, przywódca powiedział mu, że nie ma wystarczająco wysokiej rangi. Zasugerował on, że należy znaleźć kogoś o wystarczająco wysokiej randze, kogoś, kto odpowiada przywódcy pod względem pozycji i statusu, inaczej jest to okazywanie mu pogardy – czy nie jest to usposobienie antychrysta? (Tak). To usposobienie antychrysta. Ta diabelska istota nie może wykonywać żadnej rzeczywistej pracy i nie ma żadnych umiejętności, a mimo to wciąż stawia takie wymagania – wciąż kładzie taki nacisk na status. Jakie jest jego ulubione powiedzonko? „Jego ranga nie jest wystarczająco wysoka”. Z kimkolwiek rozmawia, najpierw pyta: „Jesteś przywódcą jakiego szczebla? Przewodniczącym małej grupy? Idź precz – twoja ranga nie jest wystarczająco wysoka!”. Jeśli zgromadzenie prowadzi brat ze Zwierzchnictwa, ten przywódca regionalny zawsze wyrwie się do przodu, mówiąc: „Ten brat jest największym spośród przywódców kościoła, a ja jestem następny po nim. Gdziekolwiek on siada, ja siadam tuż obok niego, zgodnie z rangą”. W jego umyśle jest to takie oczywiste. Czyż to nie jest bezwstydne? (Tak). To jest takie bezwstydne – ten człowiek nie ma żadnej samoświadomości! Jak bardzo jest bezwstydny? Wystarczająco, by wzbudzić w ludziach odrazę. Może ma tytuł przywódcy, ale co jest w stanie zrobić? Jak dobrze to robi? Musi mieć jakieś wyniki, którymi mógłby się pochwalić, zanim będzie mógł się afiszować ze swoimi kwalifikacjami – to byłoby właściwe, to byłoby logiczne. Jednak on różnicuje ludzi według rangi, nie osiągnąwszy żadnych rezultatów, nie wykonawszy żadnej pracy! Jaka jest zatem jego ranga? Jako przywódca regionalny nie wykonał zbyt wiele rzeczywistej pracy – nie spełnia wymogów tej rangi. Gdybym Ja miał różnicować ludzi według rangi, to czy znalazłby się ktoś, kto mógłby się do Mnie zbliżyć? Nie. Czy widzicie, żebym traktował ludzi inaczej w zależności od ich rangi, gdy mam z nimi do czynienia? Nie – niezależnie od tego, kogo spotykam, rozmawiam z nim trochę, jeśli mogę, a jeśli nie mam czasu, po prostu pozdrawiam tę osobę i to wszystko. Ten antychryst nie myśli jednak w ten sposób. Postrzega pozycję, status i wartość społeczną jako ważniejsze niż cokolwiek innego, a nawet jako cenniejsze niż jego własne życie. Czy wy różnicujecie ludzi zależnie od rangi, gdy wspólnie wykonujecie swoje obowiązki? Niektórzy ludzie dyskryminują innych na podstawie rangi we wszystkim, co robią. Bez wahania powiedzą, że jacyś ludzie wykraczają poza swoją rangę w pracy, którą wykonują, i w zakresie informacji, jakie przekazują. Poza jaką rangę wykraczają? Najpierw dobrze wykonuj swój własny obowiązek. Nie potrafisz dobrze wykonywać żadnych obowiązków ani żadnej pracy, a mimo to wciąż dyskryminujesz innych na podstawie rangi – kto cię o to prosił? Nie nadszedł jeszcze czas na dokonywanie rozróżnienia według rangi. Robisz to zbyt wcześnie, nie masz samoświadomości. Są takie sytuacje, kiedy udajemy się gdzieś i znajdujemy tam ludzi, którzy mają rozwiązać jakiś problem. Czy szukamy odpowiednich ludzi na podstawie rangi? Zasadniczo nie. Jeśli jesteś odpowiedzialny za pracę, to będziemy szukać ciebie, a jeśli ciebie nie znajdziemy, to poszukamy kogoś innego. Nie różnicujemy ludzi na podstawie rangi ani wysokiego lub niskiego statusu. Jeśli ktoś dokonuje takich rozróżnień, to nie ma samowiedzy i nie rozumie zasad. Jeśli w domu Bożym różnicujesz ludzi na podstawie statusu, rangi i tytułów tak drobiazgowo, jak czynią to niewierzący, to naprawdę brakuje ci rozumu! Nie rozumiesz prawdy; masz wielkie braki. Nie rozumiesz, na czym polega wiara w Boga.

Właśnie rozmawialiśmy o praktykowaniu współpracy z innymi. Czy jest to łatwe do zrealizowania? Każdy, kto potrafi szukać prawdy, kto ma odrobinę poczucia wstydu, a także człowieczeństwa, sumienia i rozumu, jest zdolny do praktykowania współpracy z innymi. To ludzie bez człowieczeństwa, którzy zawsze chcą mieć monopol na status, którzy zawsze myślą o własnej godności, pozycji, sławie i własnych zyskach, nie potrafią z nikim współpracować. Oczywiście jest to również jeden z głównych przejawów bycia antychrystem. Nie współpracują oni z nikim, nie potrafią z nikim wypracować harmonijnej współpracy. Nie praktykują tej zasady. Jaki jest tego powód? Nie chcą zrezygnować z władzy; nie chcą dopuścić do tego, by inni się dowiedzieli, że są rzeczy, których oni nie potrafią przejrzeć, że są rzeczy, co do których muszą zasięgnąć rady. Antychryści przedstawiają ludziom iluzję, przekonują ich, że nie ma nic, czego sami nie potrafiliby zrobić, nic, czego by nie wiedzieli, nic, czego nie byliby świadomi. Sprawiają wrażenie, że mają odpowiedź na wszystko i wszystko jest dla nich wykonalne, możliwe i osiągalne – że nie potrzebują innych ludzi ani pomocy, przypomnień czy rad od innych. To jeden z powodów. Jakie jest poza tym najbardziej rażące usposobienie antychrystów? To znaczy, spotkawszy ich, jakie ich usposobienie będziesz w stanie dostrzec, gdy tylko usłyszysz jedno lub dwa zdania padające z ich ust? Arogancja. Jak bardzo są aroganccy? Nieracjonalnie aroganccy – to jest jak choroba psychiczna. Jeśli na przykład napiją się łyka wody i przyjmą przy tym ładną pozę, będą się tym chwalić: „Zobacz, jak ładnie się prezentuję, kiedy piję wodę”. Są szczególnie dobrzy w afiszowaniu się i popisywaniu; są wyjątkowo bezwstydni i pozbawieni zahamowań. Tacy właśnie są antychryści. Według nich nikt nie może się z nimi równać. Szczególnie dobrze wychodzi im popisywanie się i całkowicie brakuje im samoświadomości. Niektórzy antychryści są wyjątkowo brzydcy, ale uważają, że wyglądają dobrze ze swoją owalną twarzą, oczami w kształcie migdałów i łukowatymi brwiami. Brakuje im nawet takiej odrobiny samoświadomości. W wieku trzydziestu lub czterdziestu lat przeciętny człowiek mniej lub bardziej trafnie ocenia swój wygląd i swoje umiejętności. Antychrystów jednak nie cechuje taka racjonalność. W czym tkwi ich problem? W tym, że ich aroganckie usposobienie przekroczyło granice normalnej racjonalności. Jak bardzo są aroganccy? Nawet jeśli przypominają ropuchę, twierdzą, że wyglądają jak łabędź. Jest w tym coś z niezdolności do odróżnienia tego, co jest, od tego, czego nie ma, i stawiania wszystkiego na głowie. Taki stopień arogancji jest całkowicie bezwstydny; jest ona niepohamowana. Kiedy zwykli ludzie powiedzą coś dobrego o swoim wyglądzie, uważają, że nie wypada o tym wspominać i są zakłopotani. Gdy już to powiedzą, czują się zawstydzeni przez resztę dnia, a ich twarz pokrywa rumieniec. Antychryści się nie rumienią. Chwalą siebie samych za dobre rzeczy, które zrobili, i za własne mocne strony, za wszystko, w czym są dobrzy i lepsi od innych – te słowa po prostu płyną z ich ust, jakby mówili zwyczajne rzeczy. Nawet się nie rumienią! To arogancja ponad miarę, wstyd czy racjonalność. Dlatego w oczach antychrystów każda normalna osoba – a zwłaszcza każda osoba, która szuka prawdy, posiada sumienie i rozum świadczący o zwykłym człowieczeństwie i normalnym myśleniu – jest miernotą, nie ma talentu, o którym warto by wspomnieć, stoi niżej od nich i nie posiada ich mocnych stron ani zasług. Można śmiało powiedzieć, że ponieważ są wyniośli i wierzą, że nie ma nikogo, kto by im dorównał, cokolwiek robią, nie chcą z nikim współpracować ani dyskutować. Mogą słuchać kazań, czytać słowa Boga, być świadkami demaskowania przez Jego słowa, a czasem doświadczać przycinania, ale w żadnym wypadku nie przyznają się do przejawów zepsucia i występków, a tym bardziej do bycia aroganckimi i zadufanymi w sobie. Nie potrafią zrozumieć, że są zwykłymi ludźmi o przeciętnym potencjale. Nie są w stanie zrozumieć takich rzeczy. Bez względu na to, jak ich przycinasz, nadal będą myśleć, że mają spory potencjał, że są ponad zwykłymi ludźmi. Czy to nie jest przypadek beznadziejny? (Tak). Nie ma dla nich nadziei. To są antychryści. Bez względu na to, jak są przycinani, nie potrafią po prostu zwiesić głowy ze wstydu i przyznać, że nie są dobrzy, że bywają nieudolni. W ich mniemaniu przyznanie się do swoich problemów, błędów czy swojego zepsucia byłoby równoznaczne z byciem potępionym, zgładzonym. Taki jest ich sposób myślenia. Sądzą, że gdy tylko inni dostrzegą ich wady lub gdy tylko przyznają, że ich potencjał jest niewielki i brak im duchowego zrozumienia, stracą zapał do wiary w Boga i uznają ją za daremną, ponieważ nie zagwarantuje im już pozycji – stracą swój status. Myślą: „Czy jest sens żyć bez statusu? Lepiej byłoby umrzeć!”. A jeśli mają pozycję, są nieposkromieni w swojej arogancji, wpadają w szał i robią złe rzeczy. Jeśli natomiast znajdą się pod ścianą i zostaną przycięci, będą chcieli porzucić swoje stanowisko, dopadnie ich zniechęcenie i będą tkwić w bezczynności. Chcesz, by działali zgodnie z prawdozasadami? Zapomnij o tym. W co oni wierzą? „Może dasz mi stanowisko i pozwolisz działać na własną rękę? Chcesz, żebym współpracował z innymi? To niemożliwe! Nie szukaj mi partnera – nie potrzebuję go. Nikt nie nadaje się na mojego partnera. Albo po prostu nie posługuj się mną – niech zrobi to ktoś inny!”. Co to za istota? „Może być tylko jeden samiec alfa” – takie jest nastawienie antychrystów i tak się przejawia bycie antychrystem. Czy jest dla nich nadzieja? (Nie ma).

Jeśli chodzi o pierwszy punkt, który mówi o tym, że antychryści nie są w stanie z nikim współpracować, co pociąga za sobą stwierdzenie, że „nie są w stanie” tego zrobić? To, że nie współpracują z nikim i że nie potrafią wypracować współpracy z innymi – czy nie są to dwa aspekty tego problemu? Powyższe określenie zawiera w sobie te dwa znaczenia, warunkuje je istota antychrystów. Chociaż ludzie mogą pracować z nimi w parze, charakter tej relacji nie jest prawdziwą współpracą – ci ludzie są tylko lokajami zapewniającymi wsparcie, są na ich posyłki i załatwiają dla nich różne sprawy. To w żaden sposób nie kwalifikuje się jako współpraca. Jak zatem definiuje się „współpracę”? Faktem jest, że ostatecznym celem współpracy jest zrozumienie prawdozasad, działanie zgodnie z nimi, rozwiązywanie każdego problemu, podejmowanie właściwych decyzji zgodnie z zasadami i bez odchyleń oraz ograniczanie błędów w pracy, tak abyś jedynie wykonywał swój obowiązek, a nie robił to, na co masz ochotę, i szalał. Pierwszym przejawem tego, że antychryści chcą, by ludzie podporządkowywali się tylko im, a nie prawdzie lub Bogu, jest to, że nie są oni w stanie z nikim współpracować. Niektórzy mogą powiedzieć: „Niezdolność do współpracy z kimkolwiek to nie to samo, co podporządkowywanie innych tylko sobie”. Jeśli ktoś jest niezdolny do współpracy, oznacza to, że nie słucha nikogo i nie prosi o sugestie – nie szuka nawet Bożych intencji ani prawdozasad. Taka osoba w swoim postępowaniu i zachowaniu kieruje się jedynie własną wolą. Co się za tym kryje? To oni rządzą swoją pracą, nie prawda, nie Bóg. Tak więc w swojej pracy kierują się zasadą, że inni mają słuchać tego, co mówią, i traktować ich tak, jakby byli prawdą, jakby byli Bogiem. Czyż nie taka jest natura ich działania? Niektórzy mogą rzec: „Może nie są w stanie z nikim współpracować dlatego, że rozumieją prawdę, więc nie muszą współpracować”. Czy rzeczywiście tak jest? Im bardziej ktoś rozumie prawdę i praktykuje ją, tym liczniejsze będą źródła, do których zwraca się z pytaniami i u których szuka porady w swoich działaniach. Taka osoba częściej dyskutuje o różnych kwestiach i rozmawia z ludźmi, starając się zminimalizować szkody i prawdopodobieństwo wystąpienia błędów. Im lepiej ktoś rozumie prawdę, tym więcej ma rozumu i tym bardziej jest skłonny i zdolny do współpracy z innymi. Czyż tak nie jest? A im mniej ktoś jest skłonny i zdolny do współpracy z innymi, tym mniej szuka prawdy i tym mniej ją rozumie. To są ludzie, którzy nie słuchają nikogo, nie biorą pod uwagę cudzych sugestii, nie zważają w swoich działaniach na interesy domu Bożego i nie chcą sprawdzać, czy ich działania są zgodne z prawdozasadami. Jakie mają błędne przekonania? „Bracia i siostry wybrali mnie na swojego przywódcę; Bóg dał mi szansę bycia przywódcą. Więc wszystko, co robię, jest zgodne z prawdą – cokolwiek robię, jest słuszne”. Czyż to nie jest nieporozumienie? Dlaczego mają takie błędne przekonania? Jedno jest pewne: tacy ludzie nie kochają prawdy. I jeszcze coś: tacy ludzie po prostu nie rozumieją prawdy. To nie ulega żadnej wątpliwości.

Antychryści nie są w stanie z nikim współpracować. Jest to poważny problem. Bez względu na to, jaki obowiązek wykonuje antychryst i kto jest jego partnerem w pracy, zawsze będzie dochodzić do konfliktów i sporów. Niektórzy mogą powiedzieć: „Jeśli antychryst na co dzień jest odpowiedzialny za sprzątanie i porządki, to co zyskuje na tym, że nie współpracuje z innymi?”. To problem usposobienia – niezależnie od tego, z kim antychryst utrzymuje stosunki lub z kim wykonuje pracę, zawsze będzie go wyszydzał i zawsze będzie chciał go pouczać, aby ten robił to, co on mu każe. Czy uważacie, że taka osoba będzie w stanie współpracować z innymi? Nie potrafi współpracować z nikim i dzieje się tak dlatego, że jej usposobienie jest poważnie zepsute. Nie tylko nie potrafi współpracować z innymi, ale także zawsze ich poucza i ogranicza, patrząc na nich z góry – chce zawsze trzymać ludzi w żelaznym uścisku i wymuszać na nich posłuszeństwo. To nie jest tylko problem usposobienia – to także poważny problem z człowieczeństwem takiej osoby. Nie ma ona sumienia ani rozumu. Tacy właśnie są źli ludzie. Nie potrafią z nikim współpracować, z nikim się dogadać. Jakie aspekty człowieczeństwa są wspólne dla wszystkich ludzi? Które z nich są kompatybilne? Sumienie i rozum oraz postawa miłości do prawdy – one łączą ludzi. Jeśli obie strony posiadają takie zwykłe człowieczeństwo, to potrafią się dogadać. Jeśli go nie posiadają, to się nie dogadają, a jeśli jedna je posiada, a druga nie, to też nie dojdą do porozumienia. Dobrzy ludzie nie mogą się dogadać z niedobrymi, życzliwi ludzie nie mogą mieć dobrych relacji ze złymi. Aby ludzie mogli mieć ze sobą normalne stosunki, pewne warunki muszą zostać spełnione. Żeby mogli ze sobą współpracować, muszą przynajmniej mieć sumienie i rozum oraz być cierpliwi i tolerancyjni. Ludzie muszą być jednomyślni, aby móc współpracować, wykonując obowiązek. Muszą opierać się na mocnych stronach drugiej osoby i kompensować nimi własne słabości, a także być cierpliwi i tolerancyjni oraz mieć punkt odniesienia dla swojego zachowania. Dzięki temu można się harmonijnie dogadywać z innymi i choć czasami może dochodzić do konfliktów i sporów, współpraca może nadal trwać, a przynajmniej nie pojawi się wrogość. Jeśli jedna osoba nie ma takich fundamentów, nie słucha swojego sumienia i jest nierozsądna, a przy tym robi wszystko z myślą o korzyściach, dążąc wyłącznie do zysku, chcąc zawsze zyskiwać kosztem innych, współpraca będzie niemożliwa. Tak jest wśród złych ludzi i wśród diabelskich królów, którzy nieustannie toczą ze sobą bitwy. Różne złe duchy ze sfery duchowej nie dogadują się ze sobą za dobrze. Chociaż czasami diabły mogą się zrzeszać, generalnie wszystko u nich sprowadza się do wzajemnego wykorzystywania się dla osiągnięcia własnych celów. Ich zrzeszenia są tymczasowe i wkrótce same się rozpadają. Tak samo jest wśród ludzi. Osoby, którym brak człowieczeństwa, są zgniłymi jabłkami w koszyku, które psują pozostałe. Tylko ci z normalnym człowieczeństwem są bezproblemowi we współpracy, cierpliwi i tolerancyjni wobec innych, zdolni do słuchania opinii reszty grupy i odłożenia na bok statusu, jaki daje im ich praca, aby wykonywać ją w porozumieniu z innymi. Oni również mają zepsute skłonności i zawsze chcą sprawiać, aby inni ich słuchali – im również przyświeca taka intencja – ale ponieważ nie brak im sumienia ani rozumu, potrafią szukać prawdy i poznawać siebie, a także czują, że postępowanie w powyższy sposób jest niewłaściwe, więc odczuwają wyrzuty sumienia i są w stanie się powstrzymać, dlatego ich sposoby i środki działania stopniowo będą się zmieniać. Dzięki temu będą mogli współpracować z innymi. Ujawniają oni zepsute usposobienie, ale nie są złymi ludźmi i nie mają istoty antychrysta. Nie będą mieli większych problemów ze współpracą z innymi. Gdyby byli złymi ludźmi lub antychrystami, nie byliby w stanie z nikim współpracować. Tacy właśnie są wszyscy źli ludzie i antychryści, których dom Boży usuwa. Nie potrafią z nikim współpracować, a w rezultacie wszyscy zostają zdemaskowani i wyeliminowani. Jest jednak wielu ludzi o usposobieniu antychrystów, którzy kroczą ścieżką antychrystów, ale po wielokrotnym przycinaniu są w stanie zaakceptować prawdę, autentycznie okazać skruchę i nabrać cierpliwości i tolerancji wobec innych. Tacy ludzie z czasem potrafią wypracować harmonijną współpracę z innymi. Sami antychryści nie są w stanie z nikim współpracować. Bez względu na to, w jak dużym stopniu ujawni się ich skażone usposobienie, nie będą szukać prawdy, by się z nim rozprawić, ale będą uparcie podążać własną drogą, bez skrupułów i bez zahamowań. Nie chodzi tylko o to, że nie potrafią oni współpracować w harmonii z innymi – jeśli widzą, że ktoś ich przejrzał i jest z nich niezadowolony, będą nawet dręczyć tę osobę i przyjmować wobec niej wykluczającą, wrogą postawę. Pozostaną wobec niej wrogo nastawieni, choćby miało to wielce zaszkodzić pracy kościoła. Jest to spowodowane naturoistotą antychrysta.

Czego powinniście się nauczyć podczas szkolenia, aby współpracować w harmonii? Nauka współpracy jest jednym z elementów praktyki kochania prawdy, a także jedną z jej oznak. W ten sposób przejawia się to, że dana osoba posiada sumienie i odznacza się racjonalnością. Możesz twierdzić, że masz sumienie, godność i jesteś racjonalny, ale jeśli nie potrafisz z nikim współpracować, nie umiesz się dogadać z własną rodziną, z osobami z zewnątrz lub z przyjaciółmi, a twoje relacje się rozpadają i toczysz niekończące się spory dotyczące wspólnych zadań, co sprawia, że zyskujesz wrogów – jeśli przez to nigdy nie możesz znaleźć z nikim wspólnego języka, jesteś w niebezpieczeństwie. Jeżeli takie postępowanie jest jedynie jednym z wielu zachowań wynikających z twojego zepsutego usposobienia lub jednym z wielu takich, które są niezgodne z prawdą, i jest to tylko zachowanie, którego jesteś świadomy, które nieustannie starasz się zmienić i odnośnie do którego stale szukasz prawdy, nadal jest dla ciebie szansa. Wciąż możesz mieć nadzieję na zbawienie; nie jest to poważny problem. Ale jeśli jesteś z natury osobą niezdolną do życia w zgodzie z kimkolwiek i żadna rozmowa na ten temat nie pomaga – po prostu nie możesz nad tym zapanować – to jest to poważny problem. Jeśli nie traktujesz tego jako coś godnego uwagi, bez względu na to, jak prawda jest ci przedstawiana, ale czujesz, że ten problem to nic wielkiego, że to twoje normalne życie i twoje zepsute usposobienie przejawia się głównie w ten sposób, to posiadasz istotę antychrysta. A skoro to kwestia twojej istoty, sprawa ma się zupełnie inaczej niż w przypadku kroczenia ścieżką antychrysta. Niektórzy ludzie kroczą ścieżką antychrystów, a niektórzy sami są antychrystami. Czy nie ma tu różnicy? (Jest). Ci, którzy kroczą ścieżką antychrysta, zachowują się jak antychryści i przejawiają usposobienie antychrysta w nieco bardziej zauważalny i oczywisty sposób niż przeciętna osoba, ale nadal są w stanie wykonywać pracę w zgodzie z prawdą i wykazują się człowieczeństwem oraz racjonalnością. Jeśli ktoś w ogóle nie jest w stanie wykonać żadnej pozytywnej pracy, a wszystko, co robi, zalicza się do zachowań antychrystów, do przejawów istoty antychrysta – jeśli cała praca i wszystkie obowiązki, jakie on wykonuje, są takimi przejawami i nie ma w nich nic, co byłoby zgodne z prawdą – w takim przypadku jest antychrystem.

W przeszłości niektórzy przywódcy i pracownicy często przejawiali usposobienie antychrysta: byli nieokiełznani i samowolni, przyjmowali postawę „albo po mojemu, albo wcale”. Nie popełniali jednak żadnych jawnie złych czynów i ich człowieczeństwo nie było najgorsze. Po tym, jak ich przycięto, kiedy otrzymali pomoc braci i sióstr, gdy ich zastąpiono lub przeniesiono, po okresie zniechęcenia w końcu uświadomili sobie, że wcześniej przejawiały się w nich skażone skłonności, zapragnęli okazać skruchę i zaczęli myśleć tak: „Najważniejsze jest to, bym wytrwał w wykonywaniu obowiązku bez względu na wszystko. Chociaż szedłem ścieżką antychrysta, nie zostałem zaliczony w ich poczet. To przejaw Bożego miłosierdzia, więc muszę mocno się starać w swojej wierze i swoich dążeniach. Nie ma nic złego w ścieżce podążania za prawdą”. Krok po kroku dokonują zwrotu i okazują skruchę. Ich postępowanie widocznie się poprawia, potrafią szukać prawdozasad przy wykonywaniu obowiązku, a także szukają prawdozasad w relacjach z innymi. Pod każdym względem zmierzają w pozytywnym kierunku. Czy zatem się nie zmienili? Zawrócili ze ścieżki antychrysta, by wejść na ścieżkę praktykowania i poszukiwania prawdy. Jest dla nich nadzieja i mają szansę na osiągnięcie zbawienia. Czy można zaklasyfikować takich ludzi jako antychrystów, bo kiedyś przejawiali skłonności antychrysta lub podążali ścieżką antychrysta? Nie. Antychryst wolałby umrzeć niż okazać skruchę. Antychryści nie mają poczucia wstydu; poza tym są nikczemni, mają podłe usposobienie i w najwyższym stopniu czują niechęć do prawdy. Czy ktoś, kto czuje niechęć do prawdy, mógłby ją wprowadzić w życie albo okazać skruchę? To zupełnie niemożliwe. Absolutna niechęć antychrystów do prawdy oznacza, że nigdy nie okażą skruchy. Jednej rzeczy na temat ludzi zdolnych do okazania skruchy można być pewnym i można to określić tak: popełnili błędy, ale potrafią przyjąć sąd i karcenie słów Bożych, są w stanie przyjąć prawdę i mogą z całych sił starać się współpracować podczas wykonywania swoich obowiązków, uznając słowa Boga za swoje osobiste maksymy, urzeczywistniając słowa Boga w swoim życiu. Przyjmują prawdę i w głębi serca nie czują do niej niechęci. Czyż nie na tym polega różnica? Na tym polega różnica. Antychryści jednak nie poprzestają na tym, że nie poddają się przycinaniu – nie słuchają żadnej osoby, której słowa są zgodne z prawdą, i nie wierzą, że słowa Boga są prawdą, ani nie uznają ich za prawdę. Jaka jest ich natura? To natura skrajnej niechęci do prawdy i nienawiści do niej. Kiedy ktoś omawia prawdę lub mówi o świadectwie płynącym z doświadczenia, jest to dla nich niebywale odrażające i są wrogo nastawieni do takiej osoby. Jeśli ktoś w kościele rozpowszechnia różne niedorzeczne i złe wywody, mówiąc absurdalne, niedorzeczne rzeczy, bardzo ich to cieszy, natychmiast do niego dołączają i nurzają się w tym bagnie razem z nim, ściśle z nim współpracując. To przypadek, w którym ciągnie swój do swego, a podobieństwa się przyciągają. Jeśli antychryści usłyszą, że wybrańcy Boga omawiają prawdę lub mówią o świadectwie doświadczenia dotyczącym samopoznania i szczerej skruchy, szalenie ich to irytuje i zaczynają się zastanawiać, jak wykluczyć i zaatakować te osoby. Krótko mówiąc, nie patrzą przychylnie na nikogo, kto dąży do prawdy. Chcą go wykluczyć i być jego wrogiem. Jeśli natomiast ktoś jest biegły w popisywaniu się głoszeniem słów i doktryn, to antychryści bardzo go lubią i aprobują, tak jakby znaleźli w nim powiernika i towarzysza podróży. Jeśli ktoś powie: „Ktokolwiek wykona najwięcej pracy i wniesie największy wkład, zostanie sowicie nagrodzony i ukoronowany i będzie królował wraz z bogiem”, oni bez końca będą się tym ekscytować i zapalą się do tego. Poczują, że co najmniej o głowę przewyższają innych, że wreszcie wyróżniają się z tłumu, że jest teraz dla nich przestrzeń, by się pokazać i wykazać swoją wartością. Będą wtedy w pełni usatysfakcjonowani. Czyż to nie jest niechęć do prawdy? Przypuśćmy, że powiesz im w rozmowie: „Bóg nie lubi ludzi takich, jak Paweł, a najbardziej brzydzi się ludźmi, którzy kroczą ścieżką antychrysta, i tymi, którzy cały dzień powtarzają: »Panie, Panie, czyż nie wykonałem dla Ciebie wiele pracy?« Jest zniesmaczony ludźmi, którzy cały dzień błagają Go o nagrodę i koronę”. Te słowa są z pewnością prawdą, ale jakie uczucia im towarzyszą, gdy słyszą takie omówienie? Czy mówią „amen” i akceptują takie słowa? Jaka jest ich pierwsza reakcja? Odraza w sercu i niechęć do słuchania – pokazują przez to: „Jak możesz być tak pewny tego, co mówisz? Czy to do ciebie należy ostatnie słowo? Nie wierzę w to, co mówisz! I tak zrobię swoje. Będę jak Paweł i poproszę boga o koronę. Dzięki temu zostanę pobłogosławiony i moje przeznaczenie będzie dobre!”. Upierają się przy podtrzymywaniu poglądów Pawła. Czyż nie walczą w ten sposób przeciwko Bogu? Czyż nie jest to oczywisty sprzeciw wobec Boga? Bóg obnażył i przeanalizował istotę Pawła, powiedział tak wiele na ten temat i wszystko to było prawdą – a jednak ci antychryści nie przyjmują do wiadomości ani prawdy, ani faktu, że wszystkie działania i zachowania Pawła pozostawały w opozycji do Boga. W swoim umyśle wciąż wątpią: „Czy to, że ty coś mówisz, oznacza, że jest to słuszne? Na jakiej podstawie? W moim odczuciu to, co mówił i robił Paweł, wygląda na słuszne. Nie ma w tym nic błędnego. Dążę do uzyskania korony i nagrody – oto, do czego jestem zdolny! Czy możesz mnie powstrzymać? Będę dążył do wykonywania pracy. Kiedy już dużo zrobię, zgromadzę kapitał, będę miał swój wkład, a tym sposobem będę mógł wejść do królestwa niebieskiego i otrzymać nagrodę. Nie ma w tym nic złego!”. Tak bardzo są uparci. W najmniejszym stopniu nie przyjmują prawdy. Możesz omawiać z nimi prawdę, ale ona do nich nie dotrze; czują do niej niechęć. Taka jest postawa antychrystów wobec słów Bożych i prawdy, taka jest też ich postawa wobec Boga. Co wy czujecie po wysłuchaniu prawdy? Czujecie, że nie dążycie do prawdy i że jej nie rozumiecie. Uważacie, że jeszcze wiele wam brakuje w tej kwestii i że musicie usilnie zabiegać o prawdorzeczywistość. A ilekroć porównujecie się ze słowami Boga, czujecie, że macie zbyt duże braki, niewielki potencjał i brak wam duchowego zrozumienia, że wciąż jesteście niedbali i tkwi w was niegodziwość. I wtedy się zniechęcacie. Czy nie taki jest wasz stan? Z kolei antychryści nigdy nie doznają zniechęcenia. Zawsze są bardzo entuzjastyczni, nigdy nie zastanawiają się nad sobą ani nie poznają samych siebie, tylko myślą, że nie mają większych problemów. Tacy właśnie są ludzie, którzy zawsze pozostają aroganccy i zadufani w sobie – gdy tylko dostaną władzę w swoje ręce, zamieniają się w antychrystów.

II. Analiza pragnień i ambicji kontrolowania i podbijania ludzi, które zawsze żywią antychryści

W dalszej części omówimy kolejny punkt dotyczący tego, że antychryści zawsze żywią ambicje i pragnienia kontrolowania i podbijania ludzi. Ten problem jest dużo poważniejszy niż ich niezdolność do współpracy z innymi. Jakbyście nazwali ten typ ludzi, którzy lubią kontrolować i podbijać innych? Jaki typ człowieka ma ambicje i pragnienie kontrolowania i podbijania innych? Podam wam przykład. Czy tym, którzy wyjątkowo lubią status, sprawia przyjemność kontrolowanie i podbijanie innych? Czyż nie są oni ludźmi pokroju antychrystów? Wprowadzają w błąd, kontrolują i podporządkowują sobie innych, a tamci później wielbią ich i słuchają. W ten sposób antychryści zyskują szacunek i poważanie ludzi oraz sprawiają, że inni darzą ich czcią i podziwiają. Czy zatem nie zagrzewają oni miejsca w ludzkich sercach? Czy ludzie oddawaliby im cześć, gdyby ich nie pochwalali i gdyby oni ich nie przekonali? Zdecydowanie nie. Zatem tacy ludzie po osiągnięciu statusu nadal muszą przekonywać innych, by w pełni ich sobie zjednać oraz zyskać ich podziw. Tylko wtedy ludzie będą oddawać im cześć. To jeden typ człowieka. Jest również inny typ, a należą do niego ludzie wyjątkowo aroganccy. Traktują oni innych w taki sam sposób – zaczynają od podporządkowania sobie ludzi, zmuszania wszystkich do oddawania im czci i podziwiania ich. Dopiero wtedy czują się usatysfakcjonowani. Wyjątkowo nikczemni ludzie również lubią kontrolować innych, zmuszać ich do posłuchu, skupiać ich wokół siebie i wyręczać się nimi w różnych sprawach. Zarówno ludzie bardzo aroganccy, jak i ci o nikczemnym usposobieniu, stają się antychrystami, kiedy zdobędą władzę. Antychryści zawsze mają ambicje i pragnienie kontrolowania i podbijania innych. W kontaktach z ludźmi zawsze próbują się upewnić, jak ci ich postrzegają, czy mają dla nich miejsce w swoich sercach, a także czy ich podziwiają i darzą czcią. Jeśli spotkają kogoś, kto dobrze się podlizuje, płaszczy i schlebia im, czują się szczęśliwi, zaczynają stawiać się ponad innymi, pouczają ich i paplają o szumnie brzmiących ideach, wpajając ludziom reguły, metody, doktryny i pojęcia. Nakłaniają ludzi do przyjęcia ich jako prawdy, a nawet robią słodkie miny i mówią: „Jeśli jesteś w stanie to przyjąć, oznacza to, że kochasz prawdę i dążysz do niej”. Ludzie, którym brak rozeznania, uznają, że ich słowa brzmią rozsądnie i chociaż sami mają o tym mgliste pojęcie i nie wiedzą, czy jest to zgodne z prawdą, to czują, że nie ma nic złego w tym, co antychryści mówią, i że nie jest to pogwałceniem prawdy. Dlatego są im posłuszni. Jeśli ktoś jest w stanie rozpoznać antychrysta i może go zdemaskować, antychryst wścieknie się i bezceremonialnie zrzuci na niego winę, potępi go i będzie mu groził, dając przy tym pokaz siły. Tych, którym brakuje rozeznania, antychryst w pełni sobie podporządkowuje, a oni podziwiają go z całego serca, pozwalając, by zrodziła się w nich cześć, zależność, a nawet strach wobec niego. Czują się zniewoleni przez antychrysta, tak jakby ich serca miał przepełnić niepokój, gdyby utracili jego przywództwo, nauczanie i nagany. Wydaje im się, że bez tego nie mieliby poczucia bezpieczeństwa, a Bóg mógłby już ich nie chcieć. Potem wszyscy uczą się śledzić wyraz twarzy antychrysta, gdy coś robi, w obawie, że mógłby być niezadowolony. Wszyscy starają się go zadowolić – tacy ludzie są zdeterminowani, by podążać za antychrystem. Antychryści głoszą słowa i doktryny w ramach swojej pracy. Dobrze im wychodzi nauczanie ludzi o tym, jak przestrzegać pewnych reguł, ale nigdy nie mówią im, jakich prawdozasad powinni się trzymać, dlaczego mają postępować w taki, a nie inny sposób, jakie są intencje Boga, jakie ustalenia dotyczące pracy obowiązują w domu Bożym, jaka jest najważniejsza i najbardziej kluczowa praca ani jaką pracę należy wykonać w pierwszej kolejności. Antychryści nie mówią absolutnie nic o tych ważnych sprawach. Kiedy wykonują i organizują pracę, nigdy nie omawiają prawdy. Sami nie rozumieją prawdozasad, więc mogą jedynie uczyć innych stosowania się do paru reguł i doktryn, a jeśli ludzie wystąpią przeciwko ich wypowiedziom i regułom, otrzymają reprymendę i naganę od antychrysta. Antychryści często wykonują pracę pod sztandarem domu Bożego, ale stawiają się ponad innymi, by ich karcić i pouczać. Niektórzy ludzie są do tego stopnia speszeni ich pouczeniami, że kiedy nie postępują zgodnie z ich wymogami, czują się dłużnikami Boga. Czyż tacy ludzie nie są pod kontrolą antychrystów? (Są). Czego dopuszczają się antychryści? Zniewalają innych. W języku narodu wielkiego, czerwonego smoka „zniewolenie” nazywamy „praniem mózgu”. Dokładnie to ma miejsce, kiedy wielki, czerwony smok pochwyci wierzących w Boga. Oprócz tortur stosuje jeszcze inną technikę – pranie mózgu. Niezależnie od tego, czy są oni rolnikami, robotnikami czy intelektualistami, wielki, czerwony smok posługuje się swoimi licznymi herezjami i niedorzecznościami – ateizmem, ewolucją i Marksizmem-Leninizmem – by poddawać ludzi praniu mózgu. Siłą wpaja ludziom te filozofie, bez względu na to, jak są dla nich odrażające i wstrętne, następnie zaś wykorzystuje te idee i teorie, by wiązać im ręce i kontrolować ich serca. W taki oto sposób wielki, czerwony smok powstrzymuje ludzi przed wiarą w Boga, przyjęciem prawdy i dążeniem do niej, a co za tym idzie, przed zbawieniem i udoskonaleniem. Podobnie ludzie kontrolowani przez antychrysta bez względu na to, ilu kazań wysłuchają, nie są w stanie pojąć prawdy i tego, czemu naprawdę służy wiara w Boga, jaką ścieżką powinni kroczyć, jakie właściwe spojrzenie powinni mieć na wszystko, co robią, ani jakie stanowisko powinni przyjąć. Nic z tego nie rozumieją. Ich serca przepełnione są jedynie słowami i doktrynami oraz pustymi teoriami tych antychrystów. Kiedy antychryści przez długi czas wprowadzają ich w błąd i kontrolują, ludzie ci całkowicie się do nich upodabniają. Stają się tymi, którzy wierzą w Boga, ale nie przyjmują prawdy w najmniejszym stopniu, a nawet sprzeciwiają się Bogu i stawiają Mu opór. Jakiego rodzaju ludźmi są ci, których antychryści kontrolują i wprowadzają w błąd? Bez wątpienia nikt z nich nie kocha prawdy – wszyscy są hipokrytami, ludźmi, którzy nie dążą do prawdy w swojej wierze w Boga ani nie zajmują się właściwymi sprawami podczas wykonywania obowiązków. W swojej wierze ludzie ci nie podążają za Bogiem, lecz za antychrystami, stają się ich niewolnikami i w rezultacie nie mogą posiąść prawdy. Ten wynik jest nieunikniony.

Jaką zasadą kieruje się Bóg w swoim postępowaniu z ludźmi? Czy jest to zasada siły? A może kontroli? Nie, to dokładne przeciwieństwo kontroli. Jaką zasadą kieruje się Bóg, obchodząc się z ludźmi? (Daje im wolną wolę). Tak, daje ci wolną wolę. Pozwala ci dojść do własnych wniosków pośród okoliczności, w jakich cię stawia, żebyś w sposób naturalny posiadł ludzkie zrozumienie i doświadczenie. Dzięki temu w taki sam sposób osiągasz zrozumienie pewnego aspektu prawdy po to, by wiedzieć, co robić i jakie decyzje podjąć, gdy po raz kolejny znajdziesz się w takiej samej sytuacji. Bóg pozwala ci również w głębi serca pojąć, co jest słuszne, a co nie, żebyś ostatecznie wybrał właściwą ścieżkę. Bóg cię nie kontroluje ani do niczego nie zmusza. Antychryst natomiast postępuje dokładnie odwrotnie – będzie ci robił pranie mózgu i będzie cię indoktrynował, wprowadzając cię w błąd, a potem uczyni z ciebie swojego niewolnika. Dlaczego używam słowa „niewolnik”? Kim jest niewolnik? Bycie niewolnikiem oznacza, że nie rozpoznasz, czy antychryst ma rację, czy nie, i nie odważysz się tego przeanalizować. Nie będziesz wiedział, czy on ma rację, czy nie. Będziesz miał mętlik w głowie i będziesz ogłupiały. Nie będziesz miał pewności, co jest słuszne, a co nie; nie będziesz wiedział, co powinieneś robić, a czego nie. Będziesz tylko czekał na instrukcje antychrysta niczym marionetka, nie mając odwagi niczego zrobić, jeśli on się nie wypowie, i dopiero kiedy wyda ci rozkazy, ośmielisz się działać. Utracisz wrodzone zdolności, a wolna wola nie spełni swojej roli. Będziesz martwym człowiekiem. Będziesz miał serce, ale nie będziesz w stanie myśleć, będziesz miał umysł, ale nie będziesz umiał analizować problemów – nie będziesz odróżniał dobra od zła, tego, co pozytywne, od tego, co negatywne, ani właściwego sposobu postępowania od niewłaściwego. Antychryst niepostrzeżenie przejmie nad tobą kontrolę. Co będzie kontrolował? Twoje serce czy twój umysł? Twoje serce. Potem twój umysł w sposób naturalny mu się podporządkuje. Antychryst sprawi, że będziesz miał związane ręce, spęta cię mocno i skutecznie, byś z każdym kolejnym krokiem wahał się i wątpił coraz bardziej, aż się wycofasz. Później będziesz chciał zrobić kolejny krok i podjąć działanie, ale ponownie się cofniesz. Wszystko, co będziesz robił, wyda ci się mgliste i niejasne. Jest to nierozerwalnie związane z prowadzącymi na manowce wypowiedziami antychrysta. Jaką techniką głównie posługują się antychryści, by kontrolować ludzi? Mówią tylko to, co jest zgodne z ludzkimi pojęciami, wyobrażeniami, uczuciami i ludzkim rozumowaniem. Kiedy oni przemawiają, wydaje się, że mają odrobinę człowieczeństwa, ale zupełnie brakuje im prawdorzeczywistości. Powiedz Mi, czy sterowani przez antychrysta ludzie, którzy za nim podążają, są w stanie wkładać całe serce i wszystkie swoje siły w wykonywanie obowiązków w domu Bożym? (Nie). Jaki jest tego powód? Nie rozumieją prawdy – oto główny powód. Jest też inny – antychryści stosują rozwiązania siłowe, a wykonując swój obowiązek, nie praktykują prawdy i nie wkładają w pracę całego serca ani nie starają się ze wszystkich sił. Czy zatem ich „lokaje” są w stanie praktykować prawdę? Jakikolwiek będzie antychryst, tacy sami będą jego „lokaje”, których on kontroluje. Antychryści przodują w niepraktykowaniu prawdy, sprzeciwianiu się zasadom, sprzeniewierzaniu się interesom domu Bożego, nierozsądnym postępowaniu i dyktatorskich zapędach. Czy to mogłoby pozostać bez wpływu na ich „lokajów”? Zdecydowanie nie mogłoby. Co więc stanie się z ludźmi, których antychryst ogranicza i kontroluje? Będą się mieli na baczności przed sobą nawzajem, będą podejrzliwi jeden wobec drugiego i będą ze sobą walczyć, rywalizując o sławę i zyski, o szansę zabłyśnięcia oraz zdobycia karty przetargowej w postaci zasług. Wszyscy ludzie, którymi steruje antychryst, w głębi serca trwają w niezgodzie i brak im jednomyślności. W swoich działaniach są ostrożni i powściągliwi, brak im otwartości i nie mają zwyczajnych, ludzkich relacji ze sobą nawzajem. Nie rozmawiają normalnie ze sobą, nie modlą się, czytając, nie prowadzą zwykłego, duchowego życia. Są podzieleni, dokładnie tak samo, jak szatańskie grupy ludzi niewierzących w świecie. Tak się właśnie dzieje, kiedy antychryst jest u władzy. Pośród ludzi pojawiają się rezerwa, jawne i niejawne walki, sabotaż, zazdrość, osądzanie i porównywanie, kto bierze na siebie mniejszą odpowiedzialność: „Jeśli ty nie weźmiesz na siebie odpowiedzialności, ja również tego nie zrobię. Na jakiej podstawie chcesz, żebym miał wzgląd na interesy domu bożego, kiedy ty sam nie masz na nie względu? Tak więc ja też nie będę tego robił!”. Czy takie miejsce jest domem Bożym? Nie. Jakie to miejsce? To obóz szatana. Prawda tutaj nie rządzi, nie ma tu dzieła Ducha Świętego, Bożego błogosławieństwa ani przywództwa. W związku z tym wszyscy ludzie, którzy się tam znajdują, są jak małe diabły. Słowa pochwały, które wypowiadają pod adresem innych, pozornie brzmią dobrze: „Och, on naprawdę kocha boga, składa ofiary i cierpi podczas wykonywania obowiązku!”. Ale poproś ich, żeby przygotowali ocenę danej osoby, a to, co powiedzą ci za jej plecami, będzie się różniło od tego, co mówią w jej obecności. Jeśli bracia i siostry wpadną w ręce fałszywego przywódcy, to podczas wykonywania obowiązków powstaną pomiędzy nimi takie podziały, jakby byli luźnymi ziarenkami w pryzmie piasku. Nie osiągną rezultatów, nie będą mieli dzieła Ducha Świętego, a większość z nich nie będzie dążyć do prawdy. Zatem co by się stało, gdyby antychryst zyskał nad nimi kontrolę? Tych ludzi nie można by było już nazywać kościołem. W pełni należeliby do obozu szatana i gangu antychrysta.

Dlaczego antychryści zawsze chcą kontrolować ludzi? Ponieważ nie chronią oni interesów domu Bożego ani nie troszczą się o wejście w życie wybrańców Bożych. Dbają jedynie o własną władzę i własny status oraz prestiż. Wierzą, że dopóki mają kontrolę nad ludzkimi sercami i nakłaniają wszystkich do oddawania im czci, ich ambicje i pragnienia zostaną spełnione. Jeśli chodzi o sprawy, które dotyczą interesów domu Bożego, pracy kościoła lub wejścia w życie wybrańców Bożych, w ogóle ich to nie obchodzi. Nawet gdy pojawiają się problemy, oni nie potrafią ich dostrzec. Nie widzą takich problemów, jak to, że organizacja personelu w domu Bożym nie jest odpowiednia lub że mienie domu Bożego zostało rozdysponowane nierozsądnie i zbyt wiele z niego utracono, a także kto je roztrwonił. Nie widzą, kto zakłóca i zaburza pracę, kto posługuje się ludźmi w nieodpowiedni sposób ani kto niedbale pracuje – a tym bardziej nie rozwiązują takich problemów. Jakimi sprawami się zajmują? W jakich sprawach interweniują? (W trywialnych sprawach). Co zalicza się do trywialnych spraw? Podajcie jakieś szczegóły. (Niektórzy przywódcy zajmują się rozwiązywaniem problemów rodzinnych braci i sióstr, na przykład dotyczących tego, że w ich rodzinie ktoś nie dogaduje się z drugą osobą. To są sprawy życia codziennego). To są rzeczy, które robią fałszywi przywódcy. A co robią antychryści? (Nie przywiązują wagi do wejścia w życie braci i sióstr ani do tego, co jest sprzeczne z prawdozasadami. Zwracają uwagę jedynie na to, co wpływa na ich wizerunek i pozycję, na przykład na to, że ludzie nie robią tego, co oni im każą, albo na to, że niektórzy ich nie lubią. Zajmują się tego typu sprawami). Między innymi. Takie rzeczy się dzieją. Antychryści sprawdzają, kto nie jest przez nich mile widziany, kto nie okazuje im poważania oraz kto jest w stanie ich przejrzeć. Widzą to i zapamiętują, to są kwestie szczególnie dla nich ważne. Co jeszcze? (Jeśli osoba wybrana przez któryś kościół potrafi ich przejrzeć i nie jest z nimi jednomyślna, doszukują się w niej wad i doprowadzają do zastąpienia jej przez kogoś innego. Lubią to robić). Bez względu na to, jakie wady lub problemy ma osoba dopuszczająca się złych rzeczy oraz jakie powoduje zakłócenia i zaburzenia, antychryst nie zwraca na to uwagi. Dopatruje się natomiast wad w ludziach, którzy wykonują swój obowiązek i dążą do prawdy, szuka on usprawiedliwienia i wymówek, żeby tych ludzi zastąpić innymi. Jest jeszcze jeden kluczowy sposób, w jaki objawia się kontrola antychrystów nad innymi – oprócz zwyczajnych braci i sióstr próbują oni kontrolować też osoby odpowiedzialne za każdy aspekt pracy. Zawsze chcą mieć w swoich rękach całą władzę. Dlatego dopytują się o wszystko, wszystkiemu się przyglądają i wszystkiego pilnują, żeby wiedzieć, jak ludzie wykonują swoje zadania. W ogóle nie omawiają z nimi prawdozasad, nie dają im też swobody w działaniu. Chcą, żeby wszyscy robili to, co oni im każą, i im się podporządkowywali. Ciągle się boją, że ich władza osłabnie albo ktoś ją przejmie. Podczas dyskusji nad jakimś problemem nie ma znaczenia, ile osób się wypowiada ani do jakich konkluzji dochodzą, kiedy przychodzi ich kolej – antychryści wszystko to odrzucają i dyskusja musi się rozpocząć na nowo. Jaki jest tego rezultat? Sprawy nie można zamknąć, dopóki antychryst nie zyska u wszystkich posłuchu, a póki do tego nie dojdzie, dyskusja musi się toczyć dalej. Takie omówienie czasem przeciąga się do późnej nocy, przez co ludzie nie mogą iść spać, i nie kończy się, dopóki inni nie zgodzą się z tym, co antychryst mówi. Takie rzeczy robią antychryści. Czy są ludzie, którzy wierzą, że postępując w ten sposób, antychryst bierze na siebie odpowiedzialność za pracę? Jaka jest różnica pomiędzy braniem na swoje barki odpowiedzialności za pracę a despotyzmem antychrystów? (Stoją za tym różne intencje). Kiedy ludzie sumiennie i odpowiedzialnie podchodzą do pracy, ich celem jest jasne omawianie prawdozasad, żeby każdy mógł pojąć prawdę. Natomiast antychryści postępują jak despoci po to, by zachować władzę, zyskać przewagę i odrzucić wszystkie poglądy niezgodne z ich opinią, przez które mogą utracić twarz. Czyż nie ma różnicy pomiędzy tymi intencjami? (Jest różnica). Czym one się różnią? Potraficie to dostrzec? Pomaganie ludziom w zrozumieniu prawdozasad poprzez omówienia w przeciwieństwie do zabiegania o szacunek – jaka jest różnica pomiędzy tymi dwoma postawami? (Różnią się intencjami). Nie tylko intencjami, choć oczywiście intencje są różne. (Jedna z tych postaw przyniesie większe korzyści domowi Bożemu). Kolejna różnica polega na tym, że jedna z nich przyniesie większe korzyści domowi Bożemu. Jest to zważanie na interesy domu Bożego. Jaka jest jednak podstawowa różnica? Kiedy ktoś autentycznie omawia prawdę, słuchając tego, masz pewność, że nie jest to usprawiedliwianiem się ani obroną. Wszystko, o czym ta osoba mówi, ma pomóc innym pojąć Boże intencje – jest świadectwem Bożych intencji. Takie omówienie sprawia, że prawdozasady stają się jasne, a po wysłuchaniu go ludzie widzą ścieżkę, którą mogą podążać – wiedzą, jakie są zasady, co powinni robić w przyszłości, nie będą skłonni do łamania zasad podczas wykonywania obowiązku, a cel ich praktyki będzie bardziej trafny. Takie omówienie w najmniejszym stopniu nie jest skażone usprawiedliwianiem się ani obroną samego siebie. Z kolei w jaki sposób nauczają ludzie, którzy chcieliby doprowadzić do korzystnego dla nich obrotu spraw i podporządkować sobie innych? Czego nauczają? Usprawiedliwiają się, opowiadają o własnych myślach, intencjach i celach, które im przyświecały w ich postępowaniu, po to, by ludzie to zaakceptowali, nabrali się na to i by nie było nieporozumień pomiędzy nimi a mówiącym. To tylko usprawiedliwianie się, nie ma w tym za grosz prawdy. Jeśli dobrze się wsłuchasz, zauważysz, że w omówieniu takich osób nie ma ani odrobiny prawdy, są tam tylko ludzkie powiedzonka, wymówki i usprawiedliwienia, nic więcej. Czy po takim omówieniu wszyscy pojmują zasady? Nie, ale rozumieją całkiem sporo intencji mówiącego. To metoda antychrystów. W taki sposób kontrolują ludzi. Gdy tylko czują, że ich status i prestiż w grupie ucierpiały oraz zostały nadwątlone, natychmiast zwołują zgromadzenie i próbują je odzyskać wszelkimi możliwymi sposobami. Jak je odzyskują? Przedstawiając wymówki i usprawiedliwienia oraz mówiąc to, co w danym czasie myśleli. Jaki przyświeca im cel, gdy mówią takie rzeczy? Chcą wyjaśnić wszystkie nieporozumienia dotyczące ich samych. Są podobni do wielkiego, czerwonego smoka, który najpierw torturuje i karze człowieka, a potem go rehabilituje i oczyszcza z wszelkich postawionych mu zarzutów. Jaki ma w tym cel? (Wybielanie się). Rehabilituje cię i rekompensuje ci zło, które właśnie ci wyrządził, żebyś myślał, że wielki, czerwony smok tak naprawdę jest dobry i godny zaufania. Dzięki temu jego władza nie jest zagrożona. Antychryści również tacy są. Nie powiedzą ani nie zrobią niczego, co nie służy im samym. Nie powiedzą niczego dla dobra prawdy, a tym bardziej nie powiedzą i nie zrobią niczego w interesie domu Bożego. Wszystko, co mówią i robią, służy ich własnej reputacji i pozycji. Niektórzy mogą powiedzieć: „To niesprawiedliwe, że przypinasz im łatkę antychrystów, przecież ogromnie się trudzą dla domu Bożego i pilnie wykonują swoje zadania, pracując i krzątając się od świtu do nocy. Czasem są zbyt zapracowani, by coś zjeść. Bardzo wiele wycierpieli!”. A dla kogo cierpią? (Dla siebie samych). Dla siebie samych. Czy robiliby to samo, gdyby nie mieli żadnej pozycji? Są tak zabiegani ze względu na swoją własną reputację i pozycję – robią to dla nagrody. Gdyby nie byli nagradzani i gdyby nie sława, zyski lub pozycja, już dawno by się wycofali. Robią to wszystko na oczach innych, a kiedy to robią, chcą, żeby Bóg się o nich dowiedział. Chcą Go nakłonić, by dał im należną nagrodę, zważywszy na wszystko, co zrobili. W ostatecznym rozrachunku chcą nagrody, nie pragną zdobyć prawdy. Musisz wyraźnie to dostrzec. Gdy antychryści poczują, że mają już wystarczająco mocną kartę przetargową, o czym będą mówić, zwracając się do innych? Po pierwsze będą obnosić się ze swoim wkładem w pracę – to atak psychologiczny. Czym jest atak psychologiczny? To przekonywanie wszystkich, by w głębi serca uznali, że antychryści zrobili wiele dobrego dla domu Bożego, wnieśli swój wkład, podjęli ryzyko, wykonali niebezpieczną pracę, dużo się nabiegali i wiele wycierpieli – to przedstawianie swoich kwalifikacji i mówienie innym o własnych zasługach stanowiących kartę przetargową. Po drugie antychryści będą w ekstrawagancki i bezsensowny sposób mówić o pewnych nierealistycznych teoriach, które ludzie uważają za zrozumiałe, choć wcale ich nie pojmują. Teorie te wydają się bardzo wnikliwe, tajemnicze, abstrakcyjne i sprawiają, że ludzie czczą antychrystów. W dalszej kolejności antychryści z rozmachem opowiadają w niezrozumiały sposób o rzeczach, których ich zdaniem nikt nigdy nie pojmował – na przykład o technologii i kosmosie, finansach i księgowości, sprawach społecznych i politycznych, a nawet o przestępczym półświatku i oszustwach. Opowiadają swoją osobistą historię. Co zatem robią? Eksponują samych siebie, a ich celem jest przeprowadzenie ataku psychologicznego. Myślicie, że są głupi? Gdyby to, co mówią, nie miało wpływu na ludzi, czy mimo wszystko, by to mówili? Nie. Mówiąc to, dążą do pewnego celu – chcą przedstawić swoje kwalifikacje, popisywać się i chwalić.

Idąc dalej, jaką postawę często przyjmują antychryści? Bez względu na to, gdzie się udają, przyjmują postawę pana domu – gdziekolwiek idą, mówią: „Nad czym pracujecie? Jak wam idzie? Czy są jakieś trudności? Pospieszcie się i zajmijcie się sprawami, które wam przydzielono! Nie bądźcie niedbali. Wszystkie prace w domu bożym są ważne i nie można ich opóźniać!”. Są jak pan domu – zawsze nadzorują pracę ludzi w swoim domostwie. Co to znaczy, że są panem domu? Oznacza to, że każdy w ich domu może popełnić błąd lub obrać złą drogę, więc muszą nad wszystkimi czuwać, a gdyby tego nie robili, nikt nie wykonałby swojego obowiązku – każdy w końcu by się potknął. Antychryści wierzą, że wszyscy inni to idioci, małe dzieci, że gdyby nie poświęcali im uwagi albo na chwilę spuścili ich z oka, niektórzy z nich popełniliby błędy i obrali złą drogę. Co to za pogląd? Czy nie przyjmują postawy pana domu? (Przyjmują). Czy zatem wykonują konkretną pracę? Nigdy tego nie robią. Zlecają innym wykonanie całej pracy, sami zaś zajmują się jedynie biurokracją i sprawowaniem władzy, a kiedy inni wykonują pracę, jest tak, jakby to oni sami ją wykonali – to oni otrzymują całe uznanie. Po prostu cieszą się korzyściami płynącymi ze swojej pozycji. Nigdy nie robią niczego, co przyniosłoby korzyść dziełu domu Bożego, a nawet jeśli zauważą, że ktoś jest niedbały lub nieuważny w wykonywaniu swojego obowiązku, że zakłóca i zaburza pracę kościoła, po prostu udzielają mu krótkiego napomnienia i pocieszają go, ale nigdy go nie demaskują ani nie ograniczają – nigdy nikogo nie obrażają. Jeśli nikt nie chce ich słuchać, powiedzą: „Tak bardzo się o was wszystkich martwię, że pęka mi serce. Mówiłem tak długo, że aż zaschło mi w ustach – tak bardzo mnie to wyczerpało, że niemal złamało mnie w pół! Dajecie mi tyle powodów do zmartwień!”. Czy to nie bezwstydne, że tak mówią? Czy słysząc to, nie czujecie odrazy? Jest to jeden ze sposobów, w jaki u antychrysta przejawia się ciągłe pragnienie kontrolowania ludzi. W jaki sposób tacy antychryści rozmawiają z ludźmi? Na przykład mówią do Mnie: „Ludzie, których mam pod sobą, nie robią tego, co im nakazano. Nie traktują poważnie pracy kościoła. Są niedbali i bezkrytycznie wydają pieniądze domu Bożego. Ci ludzie to prawdziwe bestie – są mniej warci od psów!”. Jaki jest ton ich wypowiedzi? Robią z siebie wyjątek, sugerując: „Ja dbam o interesy domu Bożego, a oni nie”. Za kogo uważają się antychryści? Za „ambasadora marki”. Kim jest ambasador marki? Przyjrzyjcie się ambasadorom marek z niektórych krajów – jakimi są ludźmi? Są wybierani ze względu na swoją urodę, są bardzo ładni, potrafią prawidłowo się wysławiać i wszyscy przeszli różne szkolenia. Wszyscy oni mają zakulisowe powiązania i kontakty z wysokimi, przystojnymi i bogatymi mężczyznami, z wysokimi rangą urzędnikami, z bogatymi biznesmenami – dlatego są ambasadorami marki. Na czym polegają, aby zostać ambasadorami marki? Czy jest to wyłącznie ich ładny wygląd, odpowiednia figura i elokwencja? Polegają głównie na swoich zakulisowych powiązaniach. Czy nie tak to działa? (Tak). Tak to właśnie działa. Antychryści, którzy zawsze zachowują się jak przywódcy lub panowie domu, chcą w ten sposób i tą postawą stale zwodzić ludzi i ich kontrolować. Czy nie przypomina to trochę stylu ambasadora marki? Stoją z rękami splecionymi za plecami, a kiedy bracia lub siostry potakują im i kłaniają się przed nimi, mówią: „Dobrze – przyłóżcie się do pracy!”. Kim oni są, by tak mówić? Jaką pozycję sobie wyznaczyli? Ja nigdy nie mówię takich rzeczy – czy kiedykolwiek słyszeliście, abym powiedział coś takiego? (Nie). Od czasu do czasu powiem: „Niełatwo o taką szansę, jaką wam dano, by wykonywać obowiązek ze spokojem ducha! Musicie tę szansę wykorzystać i pracować, jak należy – nie dopuście do tego, by odesłano was za czynienie zła i powodowanie zakłóceń”. Z czego jednak wynikają te słowa? Ze szczerości. Ale czy tak myśli antychryst? Nie tak myśli i nie tak działa. Antychryst każe innym wykonywać dobrą robotę, ale czy sam to robi? Nie. Chce, aby inni wykonali dobrą robotę, zaharowując się dla niego na śmierć, pracując na niego, żeby to jemu na koniec przypadły zaszczyty. Czy wy teraz zaharowujecie się dla Mnie na śmierć, wykonując swoje obowiązki? (Nie). Nie pracujecie też na Mnie – wykonujecie swoje własne obowiązki i wypełniacie zobowiązania, a potem dom Boży was zaopatruje. Czy byłoby przesadą powiedzieć, że Ja was zaopatruję? (Nie). Nie jest to błędne stwierdzenie i w rzeczywistości tak właśnie jest. Ale gdybyście chcieli, żebym to powiedział, nie zrobiłbym tego – to nigdy nie wyszłoby z Moich ust. Powiedziałbym tylko, że dom Boży was zaopatruje – wy wykonujecie swoje własne obowiązki w domu Bożym, a Bóg was zaopatruje. Dla kogo więc wykonujecie swoje obowiązki? (Dla siebie samych). Wykonujecie własne obowiązki i wypełniacie własne zobowiązania – jest to odpowiedzialność, która spoczywa na was jako istotach stworzonych. Robicie to przed obliczem Boga. Absolutnie nie wolno wam mówić, że pracujecie dla Mnie – Ja tego nie potrzebuję. Nie potrzebuję, by ktokolwiek dla Mnie pracował, nie jestem szefem ani prezesem jakiejś firmy. Nie wzbogacam się na was, a wy nie jecie Mojego jedzenia. Po prostu współpracujemy ze sobą. Omawiam prawdy, które powinienem wam przedstawić, abyście mogli je pojąć, a wy podążacie właściwą ścieżką i dzięki temu Moje serce jest spokojne – wywiązałem się ze swojej odpowiedzialności i swoich zobowiązań. To współpraca, w której każdy odgrywa swoją rolę. Nie ma to żadnego związku z tym, kto kogo wyzyskuje, kto kogo wykorzystuje, kto kogo karmi. Nie stosuj takiej taktyki – to bezużyteczne i odrażające. Naprawdę pracuj, jak należy, tak aby było to widoczne dla wszystkich, a ostatecznie będziesz dobrze przygotowany do rozliczenia się z tego przed Bogiem. Czy antychryści mają na tyle rozumu? Nie. Jeśli wezmą na siebie trochę odpowiedzialności, wniosą jakiś wkład w pracę i nieco jej wykonają, popisują się tym w sposób, który jest po prostu obrzydliwy, a nawet chcą być ambasadorami marki. Jeśli nie aspirujesz do bycia ambasadorem marki i zabierasz się do konkretnej pracy, wszyscy okażą ci trochę szacunku. Jeśli przyjmiesz postawę ambasadora marki, ale nie będziesz w stanie wykonać żadnej konkretnej pracy i doprowadzisz do tego, że Zwierzchnictwo będzie musiało osobiście doglądać całej pracy i wydawać wytyczne co do niej, a następnie podejmować dalsze działania, jednocześnie nadzorując cię i prowadząc, więc to Zwierzchnictwo wykona każdy aspekt pracy, a ty nadal będziesz uważał, że jesteś uzdolniony i zyskałeś jeszcze większe kwalifikacje, że to ty tego wszystkiego dokonałeś, to czy nie będzie to bezwstydne? Antychryści są do tego zdolni. Okradają Boga z Jego chwały. Kiedy normalni ludzie czegoś doświadczą, są w stanie pojąć odrobinę prawdy i stwierdzić: „Mój potencjał jest naprawdę marny – jestem niczym. Bez troski i nadzoru Zwierzchnictwa, bez tego, że pomagając mi, prowadziło mnie za rękę, nie byłbym w stanie niczego zrobić. Byłem jedynie marionetką. Teraz trochę poznałem samego siebie. Wiem, jak bardzo jestem nędzny. Nie będę narzekał, jeśli w przyszłości Zwierzchnictwo znów mnie przytnie. Po prostu się podporządkuję”. Wiedząc, jak nędzny jesteś, grzecznie wykonasz pracę, która do ciebie należy, mocno stąpając obiema nogami po ziemi. Cokolwiek Zwierzchnictwo ci przydzieli, wykonasz to zadanie dobrze, wkładając w to całe serce i wszystkie siły. Czy tak postępują antychryści? Nie, nie biorą pod uwagę interesów domu Bożego ani dzieła domu Bożego. Co jest największym interesem domu Bożego? Czy jest to bogactwo kościoła? Czy są to ofiary dla Boga? Nie. Co to zatem jest? Jaki aspekt pracy jest punktem centralnym, wokół którego skupiają się wszyscy, wykonując swoje obowiązki? Jest to szerzenie ewangelii i składanie świadectwa o Bogu, aby cała ludzkość zrozumiała Go i powróciła do Niego. To jest największy interes domu Bożego. I ten największy interes obejmuje każdą grupę i każdy aspekt pracy, sięgając aż do najprostszych poszczególnych obowiązków, które wykonuje każdy człowiek. To jest interes domu Bożego. Czy widzieliście to wcześniej? Nie widzieliście! Kiedy mówię o interesach domu Bożego, sądzicie, że są to pieniądze, domy i samochody. Cóż to za interesy? Czy nie jest to tylko kilka rzeczy materialnych? Czy zatem niektórzy ludzie powiedzą: „Skoro te dobra nie są powiązane z interesem domu Bożego, roztrwońmy je według własnego uznania”? Czy to jest w porządku? (Nie). Zdecydowanie nie! Trwonienie ofiar jest ciężkim grzechem.

Co jeszcze interesuje antychrystów poza ich pragnieniem i ambicją kontrolowania ludzi? Zasadniczo nic. Nie są zbytnio zainteresowani niczym innym. Czy każda osoba wykonuje odpowiedni obowiązek, czy personel jest właściwie dobrany, czy ktoś zakłóca i zaburza pracę kościoła, czy każdy aspekt pracy kościoła jest sprawnie realizowany oraz w którym obszarze pracy pojawia się problem, który obszar jest nadal słabo zorganizowany, o którym obszarze jeszcze nie pomyślano, gdzie praca nie jest wykonywana prawidłowo – antychryści nie zajmują się takimi sprawami ani o nie nie pytają. Nigdy o te kwestie nie dbają, nigdy nie wykonują tych konkretnych zadań. Na przykład, gdy chodzi o pracę tłumaczeniową, edycję nagrań wideo, produkcję filmową, pracę nad tekstami, szerzenie ewangelii i tak dalej, nie podejmują oni skrupulatnie żadnych działań następczych w tych obszarach pracy. Jeśli coś nie ma wpływu na ich sławę, zyski lub status, to tak jakby nie miało to z nimi nic wspólnego. Czym więc się jedynie zajmują? Tylko pewnymi ogólnymi sprawami – błahą pracą, na którą ludzie zwracają uwagę i którą ci ludzie widzą. Na tym antychryści kończą i następnie przedstawiają to jako swoje kwalifikacje, a potem zaczynają się cieszyć korzyściami płynącymi ze swojego statusu. Czy antychryści troszczą się o wejście w życie wybrańców Boga? Nie, dbają tylko o swoją reputację i pozycję, o sprawy, które pozwolą im się wyróżniać i zdobyć szacunek oraz uwielbienie ludzi. Tak więc bez względu na to, jakie problemy pojawiają się w pracy kościoła, antychryści ani się nimi nie zajmują, ani o nie nie pytają. Nieważne, jak poważny jest to problem, nieważne, na jak wielką stratę naraża interesy domu Bożego, oni nie uznają tego za problem. Powiedzcie Mi, czy oni w ogóle mają serce? Czy są to ludzie lojalni? Czy są to ludzie, którzy kochają i przyjmują prawdę? Należy przy tych sprawach postawić znaki zapytania. Co takiego muszą robić całymi dniami, żeby wywołać chaos w pracy kościoła? To wystarczy, by pokazać, że w najmniejszym stopniu nie liczą się z Bożymi intencjami. Nie wykonują zasadniczej pracy, którą Bóg im powierzył, ale zajmują się wyłącznie drobnymi, ogólnymi sprawami, aby innym ludziom wydawało się, że pracują. Pozornie są zajęci wykonywaniem obowiązku, aby pokazać ludziom, że są gorliwi i mają wiarę. W ten sposób zamydlają niektórym oczy. Ale nie realizują ani jednego aspektu zasadniczej pracy kościoła – nie zajmują się podlewaniem ani przekazywaniem prawdy. Nigdy nie posługują się prawdą, by rozwiązywać problemy, biorą się tylko za sprawy ogólne i trochę pracują, jeśli sprawia to, że dobrze wypadają w oczach innych. Gdy chodzi o zasadniczą pracę kościoła, są po prostu niedbali i niefrasobliwi – nie mają najmniejszego poczucia odpowiedzialności. Bez względu na to, ile pojawi się problemów, nigdy nie szukają prawdy, by je rozwiązać, i raczej stwarzają pozory, niż wykonują swoje obowiązki. Myślą, że naprawdę się napracowali, ponieważ załatwili kilka drobnych, ogólnych spraw. Wykonując obowiązki, antychryści szaleją, robią złe rzeczy i postępują w sposób samowolny oraz dyktatorski. Wprowadzają do pracy kościoła chaos i okropny bałagan. Żaden aspekt pracy nie jest wolny od błędów ani zgodny z odpowiednimi standardami. Ani jeden aspekt pracy nie jest realizowany, jak należy, bez konieczności interwencji ze strony Zwierzchnictwa, które musi się dopytywać o pracę i ją nadzorować. Mimo to niektórzy mają pretensje i buntują się po tym, jak zastąpi się ich kimś innym, oraz przedstawiają zwodnicze argumenty w swojej obronie, zrzucając odpowiedzialność na przywódców i pracowników wyższego szczebla. Czyż to nie jest kompletnie niedorzeczne? Gdy nic się nie dzieje, nie widać prawdziwej postawy człowieka wobec prawdy, ale gdy zostanie on przycięty i zastąpiony kimś innym, jego prawdziwa postawa wobec prawdy wychodzi na jaw. Ludzie, którzy przyjmują prawdę, są w stanie to zrobić w każdych okolicznościach. Jeśli się mylą, potrafią przyznać się do błędu, stawić czoła faktom i zaakceptować prawdę. Ludzie, którzy nie kochają prawdy, nie przyznają, że się mylą, nawet jeśli ich błąd zostanie ujawniony, a tym bardziej nie zaakceptują tego, że dom Boży się z nimi rozprawia. Jakie wymówki niektórzy przedstawiają na swoje usprawiedliwienie? „Chciałem dobrze, po prostu mi nie wyszło. Nie można mnie winić za to, że źle mi poszło. Miałem dobre intencje, znosiłem cierpienia, zapłaciłem cenę i poniosłem koszty. Niewykonanie czegoś dobrze nie jest tym samym, co czynienie zła!”. Czy właściwym jest przedstawianie takiego usprawiedliwienia, takiej wymówki, aby uchronić się przed konsekwencjami, jakie dom Boży wobec nich wyciągnie? Bez względu na to, jakie usprawiedliwienia i wymówki podaje człowiek, nie ukryje swojego stosunku do prawdy i Boga. Wiąże się to z jego naturoistotą i najwięcej o nim mówi. Niezależnie od tego, czy coś się wydarzyło, czy nie, twoja postawa wobec prawdy odzwierciedla twoją naturoistotę. To twój stosunek do Boga. To, jak traktujesz Boga, widać po tym, jak traktujesz prawdę.

Co omówiliśmy przed chwilą podczas naszej dyskusji na temat zachowania antychrystów, które polega na kontrolowaniu ludzi? (Antychryści są zainteresowani wyłącznie kontrolowaniem ludzi). Zgadza się. Osoby, które są szczególnie aroganckie i mają wyjątkowe zamiłowanie do statusu, wykazują duże „zainteresowanie” kontrolowaniem ludzi. To „zainteresowanie” nie jest pozytywne – te pragnienia i ambicje są negatywne, pejoratywne. Dlaczego antychryści są zainteresowani kontrolowaniem ludzi? Z obiektywnego punktu widzenia taka jest ich natura, ale jest też inny powód – osoby, które chciałyby kontrolować ludzi, mają szczególną pasję i zamiłowanie do statusu, sławy, zysków, próżności i władzy. Czy mogę to tak ująć? (Tak). Czy ta szczególna pasja i szczególne zamiłowanie nie przypominają szatańskich pragnień? Czyż nie jest to istota szatana? Szatan przez cały dzień rozmyśla, jak zwodzić i kontrolować ludzi. Każdego dnia wpaja im niedorzeczne idee i poglądy, czy to poprzez edukację, tradycyjną kulturę, naukę, czy też wzniosłą wiedzę – a im bardziej wpaja to wszystko ludziom, tym bardziej oni go czczą. Jaki cel przyświeca szatanowi w związku z tym? Gdy już to wszystko ludziom wpoi, będą oni mieć takie idee i filozofie oraz taki sposób bycia jak szatan. Jest to równoznaczne z zakorzenieniem się szatana w sercach ludzi. Żyją oni na modłę szatana, a ich życie jest życiem szatana – to życie diabłów. Czyż tak nie jest? Czyż nie taka jest natura kontrolowania ludzi przez antychrystów? Chcą oni ukształtować wszystkich ludzi na swoje podobieństwo. Chcą, by wszyscy żyli dla nich, byli do ich dyspozycji i robili dla nich różne rzeczy. Wszystko musi być pod ich kontrolą: myśli i wypowiedzi ludzi, ich styl mówienia, idee i poglądy, perspektywa i postawa, na podstawie których działają, nawet ich stosunek do Boga oraz wiara, a także wola i aspiracja do wypełniania swoich obowiązków – wszystko to musi być pod kontrolą antychrystów. Jak głęboko sięga ta kontrola? Najpierw poddają oni ludzi praniu mózgu i indoktrynacji, a następnie zmuszają wszystkich do robienia tego samego, co robią oni sami. Stają się „ojcem chrzestnym”. Aby ukształtować ludzi w ten sposób, antychryści używają wielu metod takich jak wprowadzanie w błąd, wpajanie różnych rzeczy i straszenie. Co jeszcze? (Ataki psychologiczne). To część wprowadzania w błąd. Co jeszcze? (Przymus i przekupywanie innych). Jak oni ich przekupują? Niektórzy ludzie szaleją i robią złe rzeczy podczas wykonywania swoich obowiązków w domu Bożym. Czy antychryści widzą to wyraźnie? Jest to dla nich aż nazbyt jasne. Czy zatem rozprawiają się z tym? Nie. A dlaczego tego nie robią? Chcą wykorzystać tę sytuację, żeby przekupić tych ludzi, mówiąc im: „Nie rozprawiając się z tobą, wyświadczyłem ci przysługę. Musisz mi podziękować. Widziałem, że zrobiłeś coś złego, ale nie zgłosiłem tego i nie rozprawiłem się z tobą. Byłem pobłażliwy. Czy nie będziesz miał teraz wobec mnie długu wdzięczności?”. Ci ludzie są im więc wdzięczni i uważają ich za swoich dobroczyńców. Antychryści i ci ludzie są wówczas jak świnie taplające się w tym samym błocie. Będąc u władzy, antychryści mogą przekupić takich ludzi – tych, którzy czynią zło, szkodzą interesom domu Bożego, na osobności osądzają Boga i podkopują dzieło domu Bożego. Taką właśnie bandę złych ludzi chronią antychryści. Czy nie jest to rodzaj kontroli? (Jest). Faktem jest, że antychryści w głębi serca wiedzą, że ci ludzie nie chronią interesów domu Bożego. Oni wszyscy o tym wiedzą – istnieje między nimi milczące porozumienie – a zatem wchodzą ze sobą w konszachty. „Dobraliśmy się jak w korcu maku. Nie zważasz na interesy domu Bożego. Ty oszukujesz boga i ja również; ty nie dążysz do prawdy i ja też tego nie robię”. Antychryści przekupują takich ludzi. Czy to nie jest przekupstwo? (Jest). Nie mają żadnych skrupułów i pozwalają, by ucierpiały na tym interesy domu Bożego. Przyzwalają na to, by ci ludzie szaleli i robili złe rzeczy oraz pasożytowali na domu Bożym kosztem jego interesów. To tak, jakby utrzymywali tych ludzi, za co ci są im podświadomie wdzięczni. Kiedy nadchodzi czas, by dom Boży rozprawił się z tymi złymi ludźmi, jak postrzegają oni antychrystów? Taki człowiek mówi sam do siebie: „O nie. Już go zwolniono. Gdyby do tego nie doszło, moglibyśmy dłużej odnosić wzajemne korzyści – gdyby nadal mnie krył, nikt nie mógłby się ze mną rozprawić”. Taki człowiek wciąż czuje się bardzo przywiązany do antychrysta! Oczywiste jest, że wszystko, co robią antychryści, powoduje zakłócenia i niepokoje oraz wprowadza ludzi w błąd – to złe uczynki, które sprzeciwiają się Bogu. A każdy, kto nie kocha prawdy, nie będzie czuć nienawiści do tych złych uczynków, a nawet będzie je kryć. Na przykład był pewien przywódca, który chronił antychrystów. Zwierzchnictwo zapytało go, czy ktoś w kościele wywołuje zakłócenia i niepokoje albo szaleje i robi złe rzeczy lub czy są jacyś antychryści wprowadzający ludzi w błąd. Przywódca powiedział: „Cóż, popytam. Sprawdzę to”. Czyż nie była to część jego pracy? Odpowiadając w tym tonie i mówiąc „sprawdzę to”, uporał się ze Zwierzchnictwem i ono nigdy już nic na ten temat nie usłyszało. Ten przywódca niczego nie sprawdził – nie chciał urazić tych ludzi! A kiedy Zwierzchnictwo zapytało go ponownie: „Sprawdziłeś to?”, odpowiedział: „Sprawdziłem – nie ma takich osób”. Czy to była prawda? On sam był największym antychrystem ze wszystkich, głównym winowajcą zaburzania pracy kościoła i szkodzenia interesom domu Bożego. Sam był antychrystem – co miał sprawdzać? Gdy on tam był, nikt nie mógł sprawdzić, co złego robili ludzie, którzy mu podlegali, ani jakie zakłócenia i niepokoje powodowali. Uniemożliwił im to. Czy w konsekwencji nie odsunął w takich okolicznościach podległych mu ludzi od Boga? Odsunął. A kogo ci ludzie słuchali, skoro zostali przez niego odsunięci od Boga? Czy nie słuchali jego? I w ten sposób stał się dręczycielem, przywódcą bandytów, lokalnym tyranem – miał tych ludzi w garści. Jakiej metody użył? Oszukał Zwierzchnictwo i wystrychnął na dudka tych, którzy mu podlegali. Ludzi pod sobą przekupywał i mówił im miłe słowa, a wobec Zwierzchnictwa użył podstępu – nie dopuszczał, żeby dowiedziało się, co się dzieje na niższych szczeblach. Nic o tym nie mówił Zwierzchnictwu oraz skrył się za fasadą. Za jaką fasadą? Powiedział Zwierzchnictwu: „W naszym kościele jest pewna osoba, o której wszyscy bracia i wszystkie siostry donoszą, że brak jej człowieczeństwa, jest niewiarygodnie złośliwa i niezdolna do wykonywania jakiegokolwiek obowiązku. Jak uważacie, mogę się z nią rozprawić? Słysząc, jak antychryst to przedstawił, wydawało się jasne, że osoba przejawiająca takie cechy jest zła i należy się z nią rozprawić. Zatem Zwierzchnictwo powiedziało: „W takiej sytuacji możecie się z nią rozprawić. Czy już to zrobiliście?”. Przywódca odpowiedział: „Rozprawiliśmy się z nią w ubiegłym miesiącu i usunęliśmy ją”. Czy fakty rzeczywiście miały się tak, jak on je przedstawił? Co się okazało po dokładniejszym zbadaniu sprawy? Ta osoba nie dogadywała się z tym przywódcą i był tego powód – on nie wykonywał faktycznej pracy i zawsze tworzył grupki i kliki pośród braci i sióstr – przejawiał cechy antychrysta, a ta osoba go przejrzała i zgłosiła oraz zdemaskowała te problemy. Jak tylko złożyła raport, odkryli to sługusi przywódcy i w konsekwencji osoba ta została przez niego ukarana i usunięta. Antychrystowi udało się nakłonić wszystkich podwładnych, żeby powstali przeciwko tej osobie i odrzucili ją, a ostatecznie sam się z nią rozprawił i usunął ją, po czym przekazał tę „dobrą wiadomość” Zwierzchnictwu. Ale tak naprawdę coś zupełnie innego miało miejsce. Czy takie rzeczy dzieją się w kościele? Tak. Ci antychryści uciszają braci i siostry oraz osoby, które mogą ich rozgryźć i zgłosić ich problemy, a także tych, którzy mogą przejrzeć ich naturoistotę. Jako pierwsi wnoszą nawet skargi na swoje ofiary, zgłaszając Zwierzchnictwu, że to właśnie te osoby wywołują niepokoje. Kto tak naprawdę wywołuje niepokoje? To antychryści, którzy przeszkadzają kościołowi i kontrolują go.

Jakimi technikami posługują się antychryści, by podporządkować sobie ludzi? Jedną z takich technik jest stosowanie różnych środków, żeby kontrolować twoje myśli i metody działania oraz ścieżkę, którą kroczysz. Wykorzystując swoją władzę, kontrolują nawet obowiązek, który wykonujesz. Jeśli zbliżysz się do nich, dadzą ci łatwy obowiązek, który pozwoli ci się wyróżnić. Jeśli zawsze będziesz im nieposłuszny i będziesz wytykał im wady oraz ujawniał problem ich zepsucia, zorganizują dla ciebie pracę, której ludzie nie lubią – na przykład młodszej siostrze zlecą wykonywanie męczącej pracy, przy której trzeba się ubrudzić. Załatwiają łatwą pracę, przy której nie trzeba brudzić rąk, każdemu, kto się do nich zbliży, schlebia im i zawsze mówi to, co oni chcą usłyszeć. Tak właśnie antychryści traktują ludzi i kontrolują ich. Gdy chodzi o władzę nad obsadzaniem stanowisk i przenoszeniem ludzi oraz nad tym, kto się czym zajmuje, wszystko to zależy od nich i mają to w pełni pod kontrolą. Czy to tylko rodzaj ambicji i pragnień? Nie tylko. Czy nie pokrywa się to dokładnie z punktem ósmym na liście cech przejawianych przez antychrysta: „Chcą, by ludzie podporządkowywali się tylko im, a nie prawdzie lub Bogu”? Do czego odnosi się zdanie: „Chcą, by ludzie podporządkowywali się tylko im, a nie prawdzie lub Bogu”? Co jest złego w tym zachowaniu? Dlaczego jest to niewłaściwe? Chodzi o to, że antychryści chcą, by ludzie podporządkowali się czemuś, co jest absolutnie wbrew prawdzie. Nie jest zgodne z prawdozasadami. Jest to całkowicie sprzeczne z interesami domu Bożego oraz z intencjami Boga. W najmniejszym stopniu nie chroni to interesów domu Bożego i ani trochę nie jest to zgodne z prawdą. Antychryst chce, żeby ludzie w pełni podporządkowali się jego własnym ambicjom, pragnieniom, preferencjom, interesom i pojęciom. Czyż nie jest to sedno problemu? Jest to jeden ze sposobów, w jaki przejawia się istota antychrysta. Czy to nie jest meritum sprawy? Ten sposób działania antychrystów powinien być łatwy do rozpoznania. Istnieją przywódcy i pracownicy, którzy przedstawiają słuszne i poprawne poglądy, a chociaż niektórzy ludzie nie są do nich przekonani i nie mogą ich zaakceptować, przywódcy ci są w stanie wytrwale wdrażać te poprawne poglądy i wprowadzać je w życie. Jaka jest różnica między takim postępowaniem a zachowaniem antychrystów? Na pierwszy rzut oka obie te postawy wydają się podobne, ale różnią się w swojej istocie. To, co robią antychryści, to celowe sprzeciwianie się prawdzie i zasadom pracy w domu Bożym oraz zmuszanie ludzi do robienia tego, co oni im każą, pod pozorem wykonywania obowiązku na rzecz domu Bożego i podporządkowania się prawdzie. To jest złe – skandalicznie, absurdalnie złe. Niektórzy przywódcy i pracownicy trzymają się poprawnych poglądów. Należy bronić tego, co jest zgodne z prawdozasadami. Nie jest to arogancja i zadufanie w sobie ani też ograniczanie ludzi – jest to stanie na straży prawdy. Z pozoru te dwie postawy wydają się podobne, ale ich istota jest inna – jedno to stanie na straży prawdozasad, a drugie to propagowanie błędnych poglądów. Wszystko, co czynią antychryści, jest wbrew prawdzie, jest wobec niej wrogie i całkowicie napędzane ich osobistymi ambicjami i pragnieniami – dlatego antychryści chcą, by ludzie okazywali posłuszeństwo tylko im, a nie prawdzie lub Bogu. To jest sedno tego zagadnienia. To, o czym rozmawialiśmy przed chwilą, jest uznanym faktem. Do czego odnoszą się tutaj pragnienia i ambicje? Odnoszą się one do niektórych ludzi, którzy nie robią oczywistych rzeczy, jakie zrobiłby antychryst, ale mimo wszystko mają takie tendencje. Mają te tendencje i przejawiają takie cechy, co oznacza, że nieobce są im takie pragnienia i ambicje. Bez względu na to, w jakiej grupie się oni znajdą, zawsze chcą rozkazywać ludziom jak urzędnicy: „Ty idź przygotować jedzenie!”, „Ty idź przekazać komuś wiadomość!”, „Gdy wykonujesz obowiązek, pracuj ciężko i wykazuj się większą lojalnością – bóg patrzy!”. Czy muszą mówić takie rzeczy? Co to za ton? Kim oni są, żeby zawsze zachowywać się jak pan i władca? Są nikim, a jednak ośmielają się mówić takie rzeczy – czyż nie jest to brak rozumu? Niektórzy mogą powiedzieć: „To głąby”. Ale oni nie są zwykłymi głąbami – oni są wyjątkowi. Pod jakim względem są wyjątkowi? Kiedy kłócą się lub dyskutują z kimś, niezależnie od tego, czy mają rację, czy nie, muszą ostatecznie zwyciężyć. Niezależnie od tego, czy mają rację, czy nie, muszą mieć ostatnie słowo, wydawać rozkazy i podejmować decyzje. Niezależnie od tego, jaki jest ich status, chcą decydować. Jeśli druga osoba zwycięży, wyrażając poprawną opinię, wpadają w złość, rezygnują ze stanowiska i przerywają pracę – odchodzą, mówiąc: „Możecie mówić, co wam się podoba, przecież i tak nie robicie tego, co mówię!”. Czyż nie mają takich ambicji i pragnień? Jakie konsekwencje wynikają z tego, że tacy ludzie są panami i władcami, że są tymi, którzy rządzą i stają się przywódcami? Zostają standardowymi antychrystami. Czy wy przejawiacie takie cechy? To nie byłoby nic dobrego! Czyż nie byłoby wielkim nieszczęściem, gdyby wierzący w Boga zamiast zdobyć prawdę stał się antychrystem?

Jak niewierzący postrzegają ludzi? Kiedy spotykają jakąś osobę, najpierw patrzą na jej wygląd i ubranie. Kiedy słuchają, jak inni mówią, zawsze chcą sprawdzić, czy mają oni wiedzę. Jeśli stwierdzą, że twój wygląd i twoje ubranie nie są zbyt atrakcyjne, że nie jesteś zbyt dobrze wykształcony i nie masz dużej wiedzy, pogardzają tobą i chcą uzyskać przewagę podczas rozmowy. Mówię: „Jeśli chcesz się kłócić, to śmiało – mów”. Trzymam język za zębami, ustępuję. Większość ludzi w domu Bożym słucha Mnie, gdziekolwiek pójdę. Szukam więc okazji, by posłuchać, jak mówią inni, by pozwolić im zabrać głos – staram się, by każdy mógł mówić prosto z serca o trudnościach, których doświadcza w swoim wnętrzu, i o swojej wiedzy. Kiedy słucham, wyłapuję pewne odchylenia. Jestem w stanie wychwycić kilka problemów i niedociągnięć oraz jakie problemy pojawiły się na ścieżce, którą mój rozmówca podąża, a także który aspekt pracy kościoła nie jest dobrze wykonywany, jakie kłopoty się z tym wiążą i czy muszą one zostać rozwiązane. Skupiam się na wyłapywaniu takich rzeczy. Jeśli debatujemy nad jakąś kwestią – na przykład Ja mówię, że kubek jest z papieru, a ty upierasz się, że jest plastikowy, powiem: „Dobrze. Masz rację”. Nie będę się z tobą kłócić. Niektórzy zastanawiają się: „Skoro masz rację, to dlaczego się nie kłócisz?”. To zależy od sprawy. Jeśli jest to coś, co dotyczy kwestii prawdy, to jedynie słuszną postawą jest usłuchanie Mnie. Jeśli jest to jakaś zewnętrzna sprawa, to bez względu na to, co powiesz, nie będę się w to mieszał – takie rzeczy nie mają ze Mną nic wspólnego. Nie ma sensu spierać się o takie kwestie. Są ludzie, którzy dyskutują o pewnych sprawach państwowych. Im mówię: „Z tego co rozumiem, tak się ma ta sprawa”. Na początku dodaję „z tego co rozumiem”; jest w tym trochę samoświadomości. Przywołuję znany mi fakt, aby zilustrować sprawę, mówię: „Obecnie ta sytuacja wygląda tak, ale jeśli zaszły jakieś szczególne okoliczności, to o nich nie wiem”. Mogę tylko ocenić sprawę na podstawie jakiegoś faktu, ale nie popisuję się tym, ile wiem. Przekazuję im tylko trochę informacji, żeby mogli się do tego odnieść – nie mam zamiaru stawiać się ponad nimi i ich uciszać, by pokazać im, jaki jestem błyskotliwy, że wiem wszystko, a oni nie wiedzą nic. Nie tak na to patrzę. Kiedy pewni ludzie rozmawiają ze Mną, a Ja przytaczam jakieś informacje, których oni nie znają, wówczas mówią: „Całymi dniami nie wychodzisz na zewnątrz – co ty wiesz?”. Nie słyszeli takich informacji, a mimo to chcą się o nie kłócić i walczyć ze Mną. Mówię: „Zgadza się. Nie wychodzę, ale wiem tę jedną rzecz. Po prostu ci o tym mówię i tyle – możesz mi wierzyć lub nie”. O co tu się spierać? Kłótnie o tego rodzaju rzeczy to kwestia usposobienia. Niektórzy ludzie chcą nawet rywalizować, by zyskać przewagę w zakresie spraw zewnętrznych, i mówią: „Skąd się o tym dowiedziałeś? Dlaczego ja o tym nie wiem? Dlaczego ty możesz mówić o tym, jak to się przedstawia, a ja nie?”. Na przykład mówię: „Przez lata pobytu tutaj odkryłem coś charakterystycznego dla tego klimatu – jest dość wilgotny”. Jest to spostrzeżenie, do którego doszedłem po długim pobycie w tym miejscu – to fakt. Jednak niektórzy słyszą to i pytają: „Czy naprawdę tak jest? Jak to więc możliwe, że ja nie odczuwam wilgoci?”. To, że nie poczułeś wilgoci, nie oznacza, że nie jest wilgotno. Nie możesz kierować się tylko tym, co czujesz – musisz kierować się danymi. Codzienne prognozy pogody są bardzo szczegółowe, a gdy zobaczysz ich wystarczająco dużo, będziesz wiedział, że faktycznie jest tu wilgotno. To nie jest coś, co sobie wymyśliłem i nie mówię tego na podstawie odczuć. A dlaczego tak jest? Na zacienionych podmurówkach przez cały rok zawsze jest mech. Wiosną są miejsca, po których nie odważyłbym się chodzić, są tak śliskie. Moje obserwacje wynikają z tego, że przez to przeszedłem, doświadczyłem tego, zobaczyłem to na własne oczy i osobiście to poczułem. Takie wypowiedzi nie są sprzeczne z faktami, prawda? Ale są ludzie, którzy to kwestionują, kiedy ze Mną rozmawiają – mówię, że jest tu wilgotno, a oni mówią, że nie jest. Czyż nie są nierozgarnięci? (Są). Niektóre stwierdzenia opierają się na rzeczywistości, ponieważ wynikają z doświadczenia, nie wymyślam ich sobie. Dlaczego mówię, że nie są wymyślone? Ponieważ jasno, precyzyjnie i gruntownie prezentują szczegóły, a kiedy dana osoba widzi i doświadcza tego, co zostało opisane w tych stwierdzeniach, dokładnie zgadza się to z tym, co zostało powiedziane. Czy te stwierdzenia nie są więc trafne? (Są). Jednak nawet w przypadku takich trafnych stwierdzeń, znajdą się ludzie, którzy są zawsze kłótliwi i spierają się ze Mną w ten sposób. O co oni się kłócą? Czy jest to walka na śmierć i życie? Czy walczą o swoje przetrwanie? Nie o to się spierają, chcą tylko rywalizować o to, kto więcej wie. Po prostu lubią się kłócić, takie mają usposobienie. Jak waszym zdaniem należy traktować takich ludzi? Czy trzeba ich demaskować i spierać się z nimi, dopóki nie zagotujecie się z gniewu? (Nie). Z takimi ignorantami nie ma sensu się kłócić. To poniżające. Dajcie sobie z nimi spokój. Czy to nie wystarczy? Jaki jest pożytek z kłótni z tak głupimi i porywczymi ludźmi? Jeśli dochodzi do kłótni lub debaty, ponieważ ktoś nie rozumie jakiejś kwestii dotyczącej prawdy, to w porządku – ale czy nie jest ignorancją spieranie się o te zewnętrzne sprawy? Usposobienie antychrystów polega przede wszystkim na tym, że nie akceptują oni prawdy, są aroganccy, zadufani w sobie i czują niechęć do prawdy. Antychryści nie przyjmują do wiadomości nawet żadnych słusznych słów, uwag i wypowiedzi zgodnych z faktami. Będą je analizować, spierać się z tobą i kłócić o nie – nie mówiąc już o prawdzie. Czyż nie jest to usposobienie? (Jest). Jakie to usposobienie? Arogancja. Oni myślą w ten sposób: „Rozumiesz tylko odrobinę prawdy, czyż nie? Nie pojmujesz spraw zewnętrznych, więc dobrze by było, gdybyś posłuchał, co mam do powiedzenia na ich temat! Nie gadaj jak najęty – to naprawdę mnie wkurza. Nie do ciebie należy zarządzanie tymi sprawami zewnętrznymi. Gdy chodzi o twoją odpowiedzialność, o wypowiadanie prawdy, będę cię słuchał, ale przestań mówić o tych zewnętrznych sprawach. Dlaczego się wreszcie nie zamkniesz? Nigdy nie miałeś do czynienia z tymi sprawami, więc co ty możesz wiedzieć? Musisz posłuchać mnie!”. Tacy ludzie chcą, by inni słuchali ich we wszystkim. Chcą podbić każdego, nawet nie patrząc, kim ta osoba jest. Co to za usposobienie? Czy takie osoby wykazują się choć odrobiną rozumu? (Nie).

Powiedzcie Mi, czy utrzymywanie dobrych stosunków ze Mną jest łatwe, czy trudne? (Łatwe). Na jakiej podstawie tak twierdzicie? Dlaczego mówicie, że to łatwe? Powiem wam, a wy stwierdzicie, czy Mój opis Mnie samego jest właściwy i dokładny. Po pierwsze, Moja racjonalność jest zwyczajna. Jak można wytłumaczyć tę zwyczajność? Oznacza to, że mam odpowiednie standardy i właściwą perspektywę w odniesieniu do wszystkich spraw. Czy zatem Moje poglądy i twierdzenia dotyczące wszelkich tematów oraz Moje nastawienie do wszystkiego nie są zwyczajne? (Są). Są zwyczajne – a przynajmniej zgodne ze standardami zwykłego człowieczeństwa. Po drugie, prawda trzyma Mnie w ryzach. Zwykłą racjonalność wyróżniają przynajmniej te dwie cechy. Ta kwestia ma jeszcze jeden aspekt – widzicie, że łatwo się ze Mną porozumieć, ponieważ w odniesieniu do ludzi każdego rodzaju posługuję się właściwą miarą i znam odpowiednie standardy. Mierzę każdy typ człowieka właściwą miarą i traktuję każdego we właściwy sposób, stosując w tym celu właściwe środki. Dotyczy to przywódców oraz zwykłych braci i sióstr, starszych i młodszych, aroganckich ludzi, którzy są skłonni się popisywać, oraz tych, którzy mają duchowe zrozumienie, i tych, którzy go nie mają, i tak dalej. Czym przede wszystkim jest ta właściwa miara oraz te właściwe sposoby i środki? To postępowanie zgodnie z prawdozasadami, a nie na chybił trafił. Przypuśćmy na przykład, że ceniłbym cię za to, że jesteś studentem uniwersytetu lub gardziłbym tobą za to, że jesteś wieśniakiem – nie takie są zasady. Jak więc uchwycić te zasady? Należy patrzeć na potencjał i człowieczeństwo danej osoby, obowiązek, który ona wykonuje, jej wiarę w Boga i jej stosunek do prawdy. Postrzegam ludzi na podstawie kombinacji tych różnych aspektów. Jest jeszcze jeden powód, dla którego postrzegacie Mnie jako osobę, z którą łatwo żyć w zgodzie. Wielu ludzi być może ma wyobrażenia co do tej kwestii i nie jest w stanie tego zaakceptować. Myślą: „Masz pozycję, dlaczego jednak nie wyglądasz na kogoś, kto ją ma? Nie podkreślasz swojego statusu, nie jesteś wyniosły i potężny. Ludzie myślą, że powinni Cię podziwiać, więc dlaczego jest tak, że kiedy Cię widzą, uważają, że najlepiej jest traktować Cię, jakbyś był na tym samym poziomie, a nawet że można patrzeć na Ciebie z góry?”. Sądzą wobec tego, że łatwo być ze mną w dobrych stosunkach i odprężają się. Czyż tak nie jest? Tak właśnie jest. W rezultacie uważają, że nie ma się czego bać i że takie życie w zgodzie ze Mną jest wspaniałe. Powiedzcie Mi, gdybym was tłamsił na każdym kroku, przycinał bez wyraźnego powodu, całymi dniami ganił i pouczał z posępnym wyrazem twarzy, czy sprawy nie wyglądałyby wtedy inaczej? Myślelibyście: „Tak trudno być z Tobą w dobrych stosunkach, z Twoją ekscentryczną osobowością i huśtawką nastrojów!”. Niełatwo byłoby żyć ze mną w zgodzie. Wydaję się wam zwyczajny pod każdym względem – czy to Mojej osobowości, czy też tego, co sprawia Mi przyjemność, co Mnie gniewa, co smuci i co cieszy – a choć jesteście przekonani, że ludzie o wysokiej pozycji i wysokim statusie powinni być wyniośli i potężni, Ja, którego teraz widzicie, jestem całkiem zwyczajny i właśnie dlatego opuszczacie gardę i czujecie, że łatwo być ze Mną w dobrych stosunkach. Poza tym, czy uważacie, że używam w mowie biurokratycznego żargonu? (Nie). Nie robię tego – jeśli chodzi o sprawy, których nie rozumiecie, pomagam wam, jak tylko mogę, w czym tylko mogę i rzadko z was szydzę. Dlaczego rzadko to robię? Są chwile, kiedy czuję się bardzo zirytowany i nie mogę się powstrzymać od powiedzenia kilku drwiących słów, ale muszę też wziąć pod uwagę, że to może was osłabić, więc mówię do was w ten sposób tak rzadko, jak to możliwe. Przeciwnie, jestem tolerancyjny, wyrozumiały i cierpliwy. Pomagam wam, jak tylko mogę i w czymkolwiek mogę, oraz uczę was tyle, ile mogę, i tego, co mogę – tak właśnie postępuję w większości przypadków. A dlaczego tak jest? Dlatego, że większość ludzi ma największe braki, jeśli chodzi o składanie świadectwa o Bogu i rozumienie prawdy – ale jeśli chodzi o jedzenie, picie i weselenie się, ubrania czy makijaż, gry lub inne tego typu światowe sprawy, ludzie wiedzą o nich wszystko. Z drugiej strony, gdy idzie o kwestie dotyczące wiary w Boga i prawdy, są ignorantami. Jeśli chodzi o składanie świadectwa o Bogu i wykorzystywanie swoich umiejętności zawodowych, mocnych stron i talentów, aby nieco popracować nad tym, by dawać świadectwo o Bogu, albo dokonać czegoś, co będzie stanowić takie świadectwo, ludzie nie mają nic do powiedzenia. Co mam zrobić, gdy widzę taką sytuację? Muszę was edukować i szkolić krok po kroku, ucząc was najlepiej, jak potrafię. Wybieram to, co rozumiem, znam i potrafię zrobić, i ciągle was tego uczę, aż pewien fragment dzieła się dokona. Uczę was wszystkiego, co mogę, na tyle, na ile mogę – a jeśli chodzi o kwestie, których nie mogę wam przekazać lub których nie można się nauczyć, zrozumiecie tyle, ile zdołacie. Niech to się potoczy swoim naturalnym torem. Nie będę cię zmuszał do tego, byś je pojął. Ostatecznie są tacy, którzy mówią: „Ci z nas, którzy znają się na swoim zawodzie, ulegli laikowi. My, którzy mamy fach w rękach, nie byliśmy w stanie nic zrobić, a ten człowiek, który nic o nim nie wie, zawsze musi nas uczyć. To takie upokarzające!”. To nie jest upokarzające. Cała ludzkość staje się bezradna, gdy ma dawać świadectwo o Bogu z pozycji osoby wierzącej – gdyby ludzie rodzili się z umiejętnością niesienia świadectwa o Bogu, nikt by się Mu nie sprzeciwiał! Ludzie nie są w stanie robić rzeczy, które wiążą się z prawdą i świadectwem o Bogu, dlatego że są podobni do szatana, a ich naturoistota jest wroga Bogu. Co zatem mają robić? Wystarczy, że dołożą wszelkich starań, by zrobić to, co w ich mocy. Jeśli mam siłę, by zaoferować pomoc i nauczanie, robię to. Jeśli nie mam lub jestem zajęty innymi rzeczami i nie mogę znaleźć czasu, to wtedy po prostu róbcie, co możecie. To jest zgodne z zasadami, prawda? Tylko tak może być. Nie zmuszam was do niczego, co wykraczałoby poza wasze możliwości. To bezsensowne – nie da się tego zrobić. Ostatecznie ludzie myślą: „Łatwo mieć z Tobą dobre stosunki, a Twoje wymagania nie są trudne do spełnienia. Ty mówisz nam, co mamy robić, a my robimy to, co nam każesz”. Niektórzy ludzie mogą zostać przycięci od czasu do czasu. Większość z nich dobrze na tym wychodzi i zyskuje właściwe zrozumienie. Kilka osób rezygnuje z pracy, a kilka potajemnie wywołuje niepokoje, nie przykłada się do swoich obowiązków i nie wykonuje rzeczywistej pracy. Wtedy takich ludzi zastępuje się innymi. Jeśli nie chcesz pracować, zrezygnuj. Dlaczego to właśnie ty masz się daną kwestią zajmować? Zastąpimy cię kimś innym i tyle. Proste, prawda? Jeśli w przyszłości tacy ludzie okażą skruchę, zmienią się i będą dobrze wykonywać swoją pracę, otrzymają kolejną szansę – a jeśli nadal będą tak samo powodować zakłócenia i niepokoje, nigdy więcej się nimi nie posłużymy. Lepiej będzie, jeśli posłużę się kimś posłusznym. Jaki jest pożytek z ciągłego wikłania się w stosunki z takimi ludźmi? Nie sądzicie? To byłoby trudne dla nich i wyczerpujące dla Mnie. Zarówno załatwiając takie sprawy, jak i dogadując się z innymi, kieruję się pewnymi zasadami. Innym powodem, dla którego łatwo mieć ze Mną dobre relacje, jest to, że nigdy nie wymagam od ludzi czegoś, co jest dla nich zbyt wymagające. Rób wszystko, co potrafisz, a to, czego nie umiesz zrobić, omówię z tobą krok po kroku. Angażuj się całym sercem w to, co potrafisz robić, ale jeśli nie wkładasz w to całego serca, nie będę cię do tego zmuszał. Co do reszty, czyli tego, jak wierzysz w Boga, to twoja osobista sprawa. Jeśli ostatecznie nic nie zyskasz, nie będziesz miał kogo winić. Co sądzicie o Moich zasadach traktowania ludzi? Czy uważacie, że są one nieco pobłażliwe? Absolutnie tak nie jest – sposób, w jaki sobie z tym radzę, jest całkowicie zgodny z zasadami. Jakie to zasady? Posłuchajcie Mnie, a zrozumiecie.

Ja, Bóg wcielony, działam pośród ludzkości – czy mogę całkowicie zastąpić Ducha Świętego lub Ducha Bożego w wykonywaniu dzieła Bożego? Nie mogę. Nie próbuję więc wykraczać poza Moje ograniczenia, mówiąc, że chciałbym zastąpić Boga w niebie i wykonać całe Jego dzieło. To byłoby wywyższanie siebie – nie jestem do tego zdolny. Jestem zwyczajną osobą. Robię wszystko, co mogę. Robię to, co mogę zrobić dobrze, robię to do końca i robię to właściwie. Wkładam w to Moje serce i całą Moją siłę. To wystarczy. To jest praca, która przypadła Mi w udziale. Ale gdybym tego nie rozumiał i gdybym buntował się przeciwko temu faktowi oraz nie uznawałbym go, ale zawsze próbowałbym udawać, że jestem wielki, zawsze próbowałbym błyszczeć i popisywać się niesamowitymi umiejętnościami, czy byłoby to zgodne z zasadami? Nie. Myślicie, że rozumiem tę kwestię? Rozumiem aż za dobrze! Zakres tego, co ciało Boga może powiedzieć i jakie dzieło może wykonać, jest zakresem dzieła, którego On dokonuje w ciele. Sprawy, które wykraczają poza ten zakres – to, kto osobiście doświadczy zdyscyplinowania i przycięcia przez Boga, oświecenia i przewodnictwa Ducha Świętego, a nawet to, kto otrzyma wizje od Boga, kogo Bóg udoskonali, a kogo wyeliminuje, oraz to, jaki pogląd ma Bóg na wszystkich ludzi i jaką postawę wobec nich przyjmuje – te kwestie zależą od Boga. Jeśli jesteście w bliskim kontakcie ze Mną, Ja również to widzę, ale jakkolwiek bym patrzył, ile z tego wszystkiego mogę dostrzec? Jestem w stanie zobaczyć ograniczoną liczbę osób i z ograniczoną liczbą osób mogę nawiązać kontakt – jak mógłbym objąć wzrokiem wszystkich? To byłoby niemożliwe. Nie powinieneś mieć jasności co do tej kwestii? Powiedz Mi, czy wyrażam się jasno na ten temat? Tak. Tak powinna postępować zwyczajna osoba. Nie myślę o rzeczach, których nie powinienem robić. Czy ludzie są do tego zdolni? Nie – brakuje im tej racjonalności. Niektórzy pytają Mnie: „Czy nie przyglądasz się zawsze ukradkiem różnym rzeczom? Czy nie pytasz zawsze o to, kto co robi i co złego mówi o Tobie na osobności albo kto potajemnie Cię osądza i szuka informacji na Twój temat?”. Będę z tobą szczery – nigdy nie pytałem o takie rzeczy. Kto jest odpowiedzialny za te rzeczy? Duch Boży – Bóg nadzoruje wszystko, sprawdza całą ziemię i ludzkie serca. Jeśli nie wierzysz w Bożą kontrolę, czy nie świadczy to o tym, że brak ci rozumu, który byłby zwyczajny? (Świadczy). W takim razie nie jesteś kimś, kto naprawdę wierzy w Boga, przyjmujesz niewłaściwe stanowisko i jest to duży problem. Wymagam od was wiary w Boga i pokładam w tym bezwzględną wiarę. Tak więc Moje słowa i czyny wznoszą się na tym fundamencie. Nie robię rzeczy wykraczających poza Moje granice; nie robię niczego, co wykraczałoby poza zakres Moich możliwości. Czy to nie jest usposobienie? (Jest). Niektórzy ludzie nie patrzą na to w ten sposób. Myślą, że mam taką tożsamość, pozycję i moc, więc zastanawiają się, dlaczego nie działam adekwatnie do nich. Sądzą, że powinienem rozumieć więcej spraw i pojmować więcej kwestii, aby wydawało się, że mam większą pozycję i moc oraz większy autorytet i wyższy status. Posiadam tyle autorytetu i mocy, ile daje Mi Bóg. Nie są to rzeczy, o które walczę ani które zagarniam. Boży autorytet, Boża moc i wszechmoc, to nie są atrybuty, które może reprezentować nic nieznaczące ciało. Jeśli nie masz co do tego jasności, to coś jest nie tak z twoim rozumem. Jeśli nie potrafisz pojąć tej sprawy po wielu latach wiary w Boga, to jesteś zbyt głupi i nieświadomy. Jest wiele rzeczy, o które nie pytam, ale czy wiem o nich w głębi serca? (Wiesz). Co wiem? Czy znam imię każdego człowieka? Czy wiem, od ilu lat każdy wierzy w Boga? Nie muszę wiedzieć takich rzeczy. Wystarczy, że znam stan wszystkich ludzi, wiem, czego im brakuje, w jakim stopniu weszli w życie i jakie prawdy każdy powinien usłyszeć oraz jakimi powinien być podlewany i zaopatrywany. Wystarczy, że wiem takie rzeczy. Czyż to nie Moja powinność? Świadomość tego, co jest Moją powinnością – co powinienem mówić i jaką pracę wykonywać – czy to nie jest racjonalność? (Jest). Skąd bierze się taka racjonalność? Gdyby Bóg wcielony nie miał nawet takiej racjonalności, gdyby nie miał nawet takiego standardu mierzenia wszystkich spraw i wydarzeń, o jakiej prawdzie miałby wtedy mówić? Gdyby Bóg wcielony walczył z Duchem Bożym i rywalizował z Nim o status, czyż to nie oznaczałoby, że coś poszło nie tak? Czyż nie byłoby to niewłaściwe? Czy mogłoby tak być? Nie, to nigdy nie mogłoby się wydarzyć.

Niektórzy ludzie zawsze pytają z obawą: „Czy Ty zawsze wypytujesz o nas i potajemnie próbujesz nas wybadać? Czy Bóg zawsze próbuje ocenić, co o Nim myślimy i jak w głębi serca Go postrzegamy?”. Ja nie myślę o takich sprawach. To zbyteczne! Jaki jest pożytek z myślenia o nich? Wszystko to jest pod Bożą kontrolą. Istnieje zakres działania Ducha Bożego, a tym bardziej działań Boga wcielonego. Bóg wcielony jest Bogiem, jest ujściem i wyrazem prawdy, a dzieło, które wykonuje na tym etapie, jest reprezentatywne dla tego etapu, a nie dla etapu ostatniego. Bóg wcielony może dokonać tylko dzieła, które mieści się w tym okresie i w tym zakresie. Czy zatem to dzieło może być reprezentatywne dla następnego etapu? Cóż, nie wiemy, co wydarzy się w przyszłości. To sprawa samego Boga. Ja nie wybiegam naprzód. Robię to, co do mnie należy, robię to, co powinienem i co mogę. Nigdy nie przekraczam swoich granic, mówiąc: „Jestem wszechmocny! Jestem wielki!” Taki jest Duch Boży; Bóg wcielony stanowi jedynie wyraz i ujście dla dzieła, którego Bóg dokonuje w tym okresie. Zakres Jego dzieła i to, jaką pracę ma wykonać, zostały już określone przez Boga. Gdybyś powiedział: „Wcielony Chrystus jest wszechmocny”, miałbyś rację czy nie? Częściowo tak, częściowo nie. Duch Boży jest wszechmocny, ale nie można powiedzieć, że Chrystus jest wszechmocny. Powinieneś mówić, że Bóg jest wszechmogący. To stwierdzenie jest trafne i precyzyjne oraz zgodne z faktami. Jaką racjonalność muszę posiadać? Wszyscy mówią, że jestem Bogiem, samym Bogiem, że jestem Bogiem wcielonym, czy zatem wierzę, że mógłbym zastąpić samego Boga, Jego Ducha? Nie mógłbym. Nawet gdyby Bóg dał mi tę moc i zdolność, nie mógłbym tego osiągnąć. Gdybym mógł w ten sposób zastąpić Boga, czy nie byłoby to rodzajem niemalże bluźnierstwa przeciwko Jego usposobieniu i istocie? Ciało jest tak ograniczone! Nie tak należy to rozumieć; nie pod takim kątem należy patrzeć na ten temat. Nieprawdaż? (To prawda). Zatem, ponieważ mam takie myśli, takie zasady postępowania i swoje przemyślenia dotyczące wszystkiego, co robię, wielu ludziom nie jawię się jako Bóg, a są nawet tacy, którzy zanim się ze Mną zetkną, żywią pewne fantazje, wyobrażenia i pojęcia, którzy są ostrożni i rozważni w swoich działaniach, a potem, gdy tylko Mnie spotkają, myślą: „To przecież tylko człowiek. Nie ma w nim nic strasznego”. Potem odprężają się, nabierają odwagi i zaczynają szaleć oraz robić złe rzeczy. Jak ich nazywamy? Niedowiarkami. Jeśli wierzysz tylko w Boga wcielonego, a nie w Ducha Bożego, to jesteś niedowiarkiem, jeśli wierzysz tylko w Ducha Bożego, a nie w Boga wcielonego, to również jesteś niedowiarkiem. Bóg wcielony i Duch Boży są jednym – Obaj są jednym. Nie walczą ze sobą, a tym bardziej nie są od siebie oddzieleni, a już na pewno nie można uznać, że każdy jest osobnym bytem. Są jednością – po prostu Bóg wcielony musi podchodzić do swojego dzieła i Boga z perspektywy ciała. To jest sprawa ciała i nie ma nic wspólnego z wami – to sprawa Chrystusa i nie ma związku z ludzkością. Nie możesz powiedzieć: „Więc ty też myślisz, że jesteś zwykłym człowiekiem. Świetnie, jesteśmy ludźmi tego samego rodzaju, więc wszyscy jesteśmy tacy sami”. Czy można tak powiedzieć? To błąd. Niektórzy mówią: „Wydaje się, że łatwo być z tobą w dobrych stosunkach, więc porzućmy formalności. Traktujmy się jak kumple, jak przyjaciele, bądźmy dla siebie powiernikami – zaprzyjaźnijmy się ze sobą”. Czy można tak robić? Tacy ludzie nie mają duchowego zrozumienia, są niedowiarkami. Im częściej dzielisz się z nimi swoimi uczuciami i rozmawiasz z nimi o prawdzie, faktach i prawdorzeczywistości, tym bardziej oni tobą gardzą – ci ludzie są niedowiarkami. Im więcej mówisz o głębokich tajemnicach i wypowiadasz chwytliwe hasła oraz głosisz doktryny i abstrakcje, a także im bardziej zaznaczasz swoją pozycję, afiszujesz się i popisujesz, tym bardziej cię szanują – to są niedowiarkowie. Im bardziej ktoś kieruje się zasadami i jest wyważony w swoich działaniach, im bardziej postępuje zgodnie z prawdą, potrafi rozeznać się w tym, co pozytywne, i w tym, co negatywne, wyraźnie to rozgraniczając, im bardziej ktoś jest właśnie taki, tym bardziej tacy ludzie patrzą na tę osobę z góry i uważają ją za niegodną uwagi – tacy są niedowiarkowie.

Kiedy stykam się z ludźmi i nawiązuję z nimi kontakt, bez względu na to, kim są i jak długo mamy ze sobą do czynienia, czy ktokolwiek z nich czuje: „On zawsze próbuje mnie kontrolować, zarządza wszystkimi sprawami mojego domu, zawsze próbuje mnie podbić”? Ja cię nie podbijam! Jaki byłby z tego pożytek? Sam czytaj słowa Boże, zastanawiaj się nad nimi i powoli w nie wkraczaj. Jeśli jesteś osobą, która dąży do prawdy, Duch Święty będzie nad tobą pracował, a Bóg będzie miał dla ciebie błogosławieństwa i wskazówki. Jeśli nie jesteś osobą, która dąży do prawdy, jeśli zawsze sprzeciwiasz się wszystkiemu, co mówię, nie chcesz tego słuchać i nie akceptujesz tego, to ostatecznie zawsze zostaniesz zdemaskowany, a to, co robisz, zawsze źle się skończy – nie będziesz miał Bożego przewodnictwa. Dlaczego tak będzie? (Bóg nadzoruje wszystko). Nie chodzi tylko o to, że Bóg nadzoruje wszystko. Przejdź przez to i doświadcz tego sam. Kiedy coś mówię – niezależnie od tego, czy ludzie się z tym zgadzają, czy nie, czy to akceptują, czy nie – czy Duch Święty to popiera, czy się tym nie przejmuje? (Popiera to). Duch Święty z pewnością to popiera i absolutnie tego nie podważa. Dobrze byłoby, gdybyście o tym pamiętali. Bez względu na to, czy ludzie są w stanie zaakceptować to, co mówię, czy nie, nadejdzie dzień, w którym fakty staną się oczywiste, i natychmiast wszyscy powiedzą: „Cały czas miałeś rację w kwestiach, o których mówiłeś! Powiedziałeś to dawno temu – dlaczego nie miałem o tym pojęcia?”. Bez względu na to, czy wierzyłeś wtedy, że Moje słowa pochodzą z Mojej wyobraźni, wiedzy, czy z Mojego umysłu – pewnego dnia, po doświadczeniu niektórych rzeczy, pomyślisz: „Przez cały czas mówiłeś prawdę!”. W jaki sposób dojdziesz do tego wniosku? Wypłynie on z doświadczenia. Jeśli będziesz w stanie posiąść tę wiedzę, czy stanie się to poprzez analizę intelektualną? Zdecydowanie nie, będziesz prowadzony przez Ducha Świętego – to zdziała Bóg. Niewierzący idą przez całe życie, mając odrobinę wiedzy na temat niektórych reguł dotyczących niebios i ziemi oraz wszystkich pozostałych spraw, ale czy są w stanie zdobyć prawdę? (Nie). Czego im więc brakuje? (Nie mają dzieła Ducha Świętego). Racja. Nie mają dzieła Ducha Świętego – tego im brakuje. Tak więc, bez względu na to, jak Mnie postrzegasz i oceniasz jako osobę, i bez względu na to, jak traktujesz słowa, które wypowiadam, oraz to, co robię, ostatecznie musi to wywołać określone skutki. Bóg będzie działał i ujawni, czy twój wybór był słuszny, czy nie, czy twoja postawa była właściwa, czy nie, oraz czy twoje poglądy były błędne, czy nie. Bóg popiera dzieło swojego ciała. Dlaczego więc Bóg nie udziela poparcia innym ludziom? Dlaczego nie udziela poparcia antychrystom? Dlatego, że Duch i ciało są jednym – mają to samo źródło. W rzeczywistości nie jest to popieranie – to znaczy, kiedy skończysz gromadzić doświadczenia, bez względu na to, czy usłyszysz słowa wypowiedziane przez Boga wcielonego, czy słowa płynące z oświecenia Ducha Świętego, będą one spójne. Nigdy nie będą ze sobą sprzeczne, lecz będą zgodne. Czy możecie to potwierdzić? Niektórzy mogą, a inni nie dotarli jeszcze do tego etapu gromadzenia doświadczeń i nie posiadają niczego na potwierdzenie tego. Oznacza to, że ich wiara nie osiągnęła jeszcze tego poziomu, wciąż jest bardzo mała. Innymi słowy, gdy twoja wiara osiągnie pewien poziom, nagle nadejdzie dzień, w którym poczujesz, że zwykłe zdanie wypowiedziane przez to zwykłe ciało, zdanie, które nie zrobiło na tobie wrażenia, gdy je usłyszałeś, stało się twoim życiem. W jaki sposób stanie się ono twoim życiem? Będziesz na nim polegać w swoich działaniach, nawet o tym nie wiedząc. Stanie się przewodnikiem w twoim codziennym życiu. A kiedy nie będziesz widział ścieżki przed sobą, to zdanie stanie się twoją rzeczywistością i twoim celem, który wskaże ci drogę. Kiedy będziesz cierpiał, to zdanie pozwoli ci otrząsnąć się ze zniechęcenia i zrozumieć, na czym polega twój problem. Po takim doświadczeniu zobaczysz, że choć to zdanie jest zwyczajne, są to słowa wielkiej wagi i kryje się w nich życie – zrozumiesz, że jest prawdą! Jeśli nie skupiasz się na dążeniu do prawdy i nie kochasz jej, możesz potępić Boga, Jego wcielenie i prawdy, które On wyraża. Jeśli jesteś osobą, która dąży do prawdy, nadejdzie taki dzień w trakcie gromadzenia przez ciebie doświadczeń, kiedy powiesz: „Z Bogiem dość łatwo mieć dobre stosunki. Z wcielonym Bogiem łatwo żyć w zgodzie”, ale nikt nie powie: „Miałem z Nim takie relacje, jakby był człowiekiem”. Dlaczego tak jest? Ponieważ twoje doświadczenie słów Chrystusa oraz dzieło, którego Duch Święty dokonuje w tobie, gdy nie widzisz Go w swoim codziennym życiu, są tym samym. Jaką reakcję wywoła w tobie fakt, że są tym samym? Powiesz: „Bóg przyjął zwyczajny, pospolity wygląd zewnętrzny, przybrał cielesną formę, więc ludzie nie dostrzegli Jego istoty. To właśnie dlatego, że ludzie mają zepsute usposobienie, nie widzą tej strony Boga, która jest Jego istotą. Widzą tylko tę stronę, którą jest w stanie dostrzec człowiek. Ludziom naprawdę brakuje prawdy!”. Czyż nie tak właśnie jest? (Tak jest). Tak właśnie jest. Weźmy na przykład jakąś pracę; jeśli ma ona wiele aspektów, których nie potrafię wykonać, wielu ludzi z pewnością wyrobi sobie jakieś wyobrażenia. Ale kiedy jestem w stanie po trosze wykonać każdy z aspektów pracy, wszyscy są nieco spokojniejsi i czują otuchę w sercu: „No dobrze. Wydaje się być Bogiem – to wszystko, co mogę powiedzieć. Wydaje się być Bogiem wcielonym, wydaje się być Chrystusem. Prawdopodobnie jest Chrystusem”. To jedyny rodzaj definicji, jaką ludzie mają. Jeśli jednak miałbym jedynie omawiać prawdę i wyrażać trochę słów Bożych, a nie robiłbym nic więcej – jeśli nie udzielałbym żadnych praktycznych rad dotyczących jakiejkolwiek pracy i nie byłbym w stanie udzielać takich rad, zmniejszyłoby to szacunek ludzi dla tego ciała i wagę, jaką Mu przypisują. Ludzie wierzą, że ciało musi posiadać pewne zdolności i talenty. Czy w rzeczywistości jest to talent? Nie. Bóg może obdarzać ludzi talentami, darami i zdolnościami wszelkiego rodzaju, więc powiedzcie mi, czy sam Bóg je posiada? Jak najbardziej! Pewni ludzie nie potrafią tego pojąć i mówią: „Jak możesz pouczać nas, jak mamy śpiewać, skoro sam nie potrafisz śpiewać? Czy to nie jest tak, że laik daje instrukcje profesjonalistom? Czy nie jest to sprzeczne z zasadami?”. Powiem wam, że Ja jestem wyjątkiem. Dlaczego? Jeśli nie potraficie czegoś robić dobrze, muszę wyjść wam naprzeciw i wam pomóc. Jeśli potraficie coś zrobić, nie mam nic przeciwko temu, by trzymać się od tego z dala, nie chcę interweniować – to by Mnie wyczerpało. Jeśli umiecie coś zrobić dobrze, dlaczego miałbym wychodzić wam naprzeciw i pomagać? Nie popisuję się tutaj i nie głoszę wzniosłych idei. Chcę was tylko uczyć, zarówno w sferze umiejętności zawodowych, jak i w sferze prawdozasad. Kiedy już wszyscy opanujecie umiejętności i pojmiecie zasady, wielki ciężar spadnie Mi z serca, ponieważ te rzeczy wykraczają poza dzieło, które mam wykonać. Niektórzy mówią: „Jeśli to nie jest praca, która przypada Tobie, dlaczego to robisz?”. To musi zostać wykonane, a ludziom daleko do sprostania temu zadaniu. Gdybym nie udzielał rad tak, jak to robię, stworzone dzieła nie byłyby niczym szczególnym, a składanie świadectwa o Bogu dawałoby mierne rezultaty. Gdybym nie miał żadnych znaczących dzieł do pokazania, byłoby to pewne zaniedbanie z Mojej strony i czułbym się z tym nieswojo, więc trochę pracuję, na ile starcza mi sił i na ile pozwala mi na to kondycja mojego ciała. Dlaczego? Jest kilka powodów. Kiedy cała ludzkość widzi rzeczy, które ludzie stworzyli, i przyswaja je, to perspektywy, poglądy i umiejętność pojmowania tych ludzi różnią się tylko pod względem tego, jak długo są oni wierzący, jakie mają doświadczenia oraz jaki mają potencjał, ale ich punkt wyjścia jest zasadniczo taki sam. Punktem wyjścia jest doświadczenie prawdorzeczywistości na podstawie zrozumienia prawdy. Takie rzeczy mogą robić ludzie. Ja nie mógłbym nic robić ani tworzyć dzieł z perspektywy zwykłego człowieka. Jaką perspektywę muszę zatem przyjąć? Perspektywę ciała? Tego też nie mógłbym zrobić. Byłoby to niewłaściwe, nie sądzicie? Oczywiście będąc w ciele, przyjąłbym perspektywę Boga i Jego dzieła, aby wypowiadać słowa, robić różne rzeczy i wyrażać poglądy. Czy wartość tych rzeczy wśród ludzkości można zmierzyć pieniędzmi? (Nie). Nie można. Jest tak dlatego, że te rzeczy, kiedy już staną się ukończonymi dziełami, będą trwać wiecznie dla ludzkości. Oczywiście te zwykłe dzieła również będą trwać wiecznie. Ale ponieważ te dzieła będą trwać wiecznie i wniosą coś w przyszłość całej ludzkości, czy to jako wskazówki dotyczące wiary w Boga, czy też jako zaopatrzenie i pomoc, powinienem dokonać kilku ważniejszych dzieł, prawda? Dlatego muszę wypowiadać słowa i tworzyć dzieła z perspektywy, której ludzkość nie może przyjąć. Po co to robię? Aby zwiększyć sławę kościoła. Czy ta pobudka jest właściwa? (Tak). Powiedzcie Mi, czy jest to korzystne dla składania świadectwa o Bogu, jeśli sława kościoła rośnie? (Tak). Czy takie postępowanie sprzyja niesieniu świadectwa, czy to powstrzymuje? (Sprzyja). To pewne – zdecydowanie sprzyja. Kiedy pewne grupy osób niewierzących i religijnych oglądają takie dzieła w postaci filmów, ludzie są zdumieni tym, jak dobrze są one zrobione i zawsze pragną spotkać się z twórcą filmu za kulisami. Nie spotykam się z tymi ludźmi. Nie mam na to czasu i nie wiem, w jakim celu mieliby się ze Mną spotykać. Jaki byłby więc pożytek z Mojego spotkania z nimi? Jeśli ludzie, którzy oglądają te filmy, są w stanie przyjąć prawdę, to wystarczy, a jeśli są gotowi poznawać prawdziwą drogę, to jeszcze lepiej. Nie ma konieczności, by spotykali się ze Mną. Krótko mówiąc, tworzę kilka ważnych dzieł, aby przyniosły ludziom nieco większą korzyść, kiedy je zobaczą. Czy pozostawienie takich rzeczy ludzkości jest dobre czy złe? (Dobre). Jest to warte zachodu; jest to warte zrobienia.

To jest sposób, w jaki utrzymuję z wami dobre stosunki. Widzicie i czujecie, jaką mam z wami relację. Jaki więc rodzaj relacji ma z wami Bóg? Czy można ją poczuć? Jest z nią tak samo. Nie myślcie: „Bóg wcielony jest osobą, łatwo się z Nim dogadać. Ale z Bogiem w niebie tak nie jest, On jest przerażający w swoim majestacie i gniewie!”. Bóg jest taki jak Ja. On by cię nie podbił ani nie kontrolował za pomocą rzuconej uwagi, siły ani żadnej innej metody. Nie zrobiłby tego. On żyłby z wami w zgodzie w taki sam sposób, w jaki według waszych odczuć Ja to robię. Uczę was wszystkiego, co mogę, i umożliwiam wam zrozumienie wszystkiego, na ile mogę. A jeśli chodzi o rzeczy, których nie jesteście w stanie zrozumieć, nie indoktrynuję was nimi na siłę. Niektórzy mogą powiedzieć: „Mówisz, że nie indoktrynujesz nas na siłę – cóż więc robisz, głosząc prawdę przez cały czas?”. Czy to jest indoktrynacja? To się nazywa zaopatrywaniem was – to nie jest zmuszanie do czynienia postępów, tylko podlewanie. Podlewanie jest właściwe, to coś pozytywnego. Niektórzy powiedzą: „Czy podbój ludzi przez antychrystów nie jest tym samym, co podbój przez Boga?”. (Nie jest). Czym one się różnią? To samo słowo jest używane w odniesieniu do podboju ludzi przez antychrystów i podboju ludzi przez Boga; czym te dwa zastosowania tego słowa różnią się w swojej istocie? Umiecie to jasno wyjaśnić? Jeśli nie potraficie nawet tego, wasze zrozumienie prawdy jest po prostu zbyt mizerne. (Szatański podbój ludzi opiera się na przymusowej kontroli, podczas gdy Boży polega na dostarczaniu prawdy – na przekazywaniu ludziom prawdozasad, które mogą oni następnie praktykować, a tym samym zyskać życie). Pytam więc was: szatan kontroluje i podbija ludzi, ale czy posiada prawdę? (Nie). Czym jest szatan? Na jakiej podstawie podbija ludzi? Innymi słowy, co uprawnia szatana do podbijania i pozyskiwania ludzi? Szatan nie posiada absolutnie niczego. Czym więc się posługuje, podbijając ludzi? Co może zapewnić ludziom, gdy już to zrobi? Może cię tylko zdeprawować, może się tobą tylko bawić i cię niszczyć, a na koniec, kiedy już cię zniszczy, wyśle cię do piekła. Jaki to rodzaj podboju i kontroli? To po prostu znęcanie się. Szatan kontroluje cię i podbija, aby powstrzymać cię przed podporządkowaniem się Bogu i prawdzie oraz zmusić cię do podporządkowania się jemu. Kiedy podporządkowujesz się Bogu, dla szatana jest to niewłaściwe, a podporządkowanie się jemu uznaje za słuszne. Jeśli się mu podporządkujesz, jeśli będzie cię kontrolował i cię podbije, opuścisz Boga i całkowicie Go odrzucisz. Jak zatem działa Boży podbój ludzi? Bóg sam jest prawdą, jest rzeczywistością i źródłem wszystkiego, co pozytywne, źródłem prawdy. Czym zatem są ludzie? Ludzie należą do rodzaju istot skażonych przez szatana. Nie mają prawdy. Tak więc Bóg musi sądzić i karcić ludzi oraz próbować ich udoskonalać, wyrażając prawdę i obnażając ich zepsute skłonności, aby mogli zrozumieć słowa, które On wypowiada, i uznać Go za Stwórcę, a siebie za istoty przez Niego stworzone, i przyjść przed Jego oblicze, pokłonić się przed Nim oraz zaakceptować Jego zarządzenia i suwerenną władzę. Czy to wszystko nie jest zgodne z prawdą? (Jest). Czym więc jest ten podbój? To zdobywanie ludzi, to zbawienie, to coś pozytywnego. To ci nie szkodzi. Czy nie ma różnicy między tym a podbojem dokonywanym przez szatana? Jest rzeczą właściwą, by Bóg podbijał ludzi. On jest prawdą, źródłem wszystkiego, co pozytywne. Powiedzenie, że On „podbija ludzkość” jest nader trafne! Ludzkość nie ma prawdy, została dogłębnie zepsuta przez szatana i przemieniona na jego podobieństwo. Dlatego ludzie nie podporządkowują się Bogu, zapierają się Go i odrzucają. Co należy z tym zrobić? Bóg musi wyrazić prawdę i użyć metod karcenia oraz sądu, aby ludzie zrozumieli, kim On jest, kim jest Stwórca, kim są istoty stworzone i kim jest szatan, oraz aby rozpoznali Pana i powrócili do Niego, a także by w Jego obecności uznali Stwórcę, a siebie samych za istoty stworzone przez Niego. To właśnie oznacza podbój. Czy ludzie podbici przez Boga rozumieją prawdę, czy nie? (Rozumieją). A ludzie podbici przez szatana – co zyskują? Nie rozumieją żadnych prawd, unikają, zdradzają i odrzucają Boga, mają o Nim wyobrażenia, a nawet podążają za szatanem i antychrystami. Mogą też osądzać Boga, buntować się przeciwko Niemu i przeklinać Go, odmawiając uznania Jego suwerennej władzy, a tym bardziej podporządkowania się jej. Czy takie istoty stworzone można zaakceptować? (Nie). Są dokładnym przeciwieństwem ludzi podbitych przez Boga; efekt jest odwrotny do Bożego podboju ludzi.

Jeśli ktoś taki jak antychryst ma status i udaje się w miejsce, gdzie ludzie nie wiedzą, że jest on przywódcą, to czy będzie z tego powodu szczęśliwy? Nie. Gdziekolwiek się uda, użyje wszelkich dostępnych środków, aby oznajmić wszystkim: „Jestem przywódcą, zróbcie mi coś do jedzenia. Muszę zjeść coś smacznego!”. Jakie waszym zdaniem są Moje poglądy na temat statusu? (Nie jesteś nim zainteresowany). Jak przejawia się ten brak zainteresowania? Kiedy gdzieś się udaję, stale powtarzam tamtejszym ludziom, aby nie rozpowiadali wszem i wobec o Mojej tożsamości. Dlaczego to robię? Ponieważ kiedy ludzie o tym wiedzą, jest to prawdziwa udręka. Jeśli tego nie wiedzą, mogą zdradzić Mi odrobinę tego, co skrywają w sercach, ale gdy już wiedzą, to prawdziwe utrapienie – zamykają się przede Mną. Powiedzcie Mi, czy nie czułbym się samotny, gdybym nie miał nikogo, kto otwierałby przede Mną swoje serce? Staram się jak mogę, by ludzie się o tym nie dowiedzieli, by mogli Mnie traktować jak zwykłą osobę i mówić Mi to, co tylko chcą. To takie miłe, gdy ludzie czują się wolni i swobodni, gdy Ja nie zawsze ich krępuję, a oni nie zawsze odnoszą się do Mnie z tak wielkim poważaniem, gdy jestem z nimi. Nie ma potrzeby, by tak się zachowywali, nie lubię tego. Ci, którzy nie rozumieją prawdy, myślą: „Z pewnością to lubisz, więc tak będę Cię traktować”. Gdy zobaczę takich ludzi, chowam się. Kiedy widzę kogoś, kto zawsze się płaszczy, ukrywam się tak szybko, jak tylko mogę. Absolutnie nie chcę mieć kontaktu z takimi ludźmi – to zbyt duży kłopot, zbyt duży wysiłek! Antychryści są jednak inni. Gdziekolwiek się pojawią, mają nadzieję, że zdobędą szacunek ludzi i będą traktowani w szczególny sposób. A na co liczą jeszcze bardziej? Na to, że dopóki są w pobliżu, ludzie pod ich przywództwem będą w pełni stosować się do ich poleceń i bezwarunkowo będą im okazywać posłuszeństwo aż do posłuchu absolutnego. Wtedy myślą: „Spójrzcie, co myślicie o żołnierzach, którymi dowodzę, o zespole, któremu przewodzę? Wszyscy posłusznie robią to, co ja im każę”. Antychryści czują wówczas szczególne poczucie spełnienia. Tresują ludzi, by byli jak marionetki, jak niewolnicy, niezdolni samodzielnie myśleć i pozbawieni własnych opinii czy poglądów. Antychryści wprawiają ich wszystkich w odrętwienie i otępienie. W głębi serca są wtedy radośni i zadowoleni, gdyż czują, że ich praca przyniosła rezultaty, a ich pragnienia i ambicje zostały spełnione. Jeśli tak nie jest, ich serce przepełnia smutek: „Dlaczego ludzie po prostu nie robią tego, co mówię? Jakiej metody muszę użyć, aby skłonić ich do posłuszeństwa? W porządku – jeśli nie wiesz, że jestem wspaniały, będę musiał ci to pokazać! Mam dyplom ukończenia studiów, codziennie noszę go ze sobą, żebyście go widzieli. Zdałem końcowy test z języka angielskiego dla studentów filologii angielskiej i byłem przewodniczącym samorządu studenckiego. Widząc, że nie rozumiecie mnie zbyt dobrze, popiszę się trochę przed wami!”. Ilekroć dyskutują o pracy, mówią: „Cokolwiek wszyscy myślicie, powiedzcie to, swobodnie wyrażajcie swoje poglądy – nie czujcie się ograniczani przeze mnie”. I ludzie zaczynają wyrażać swoje poglądy. Gdy już to zrobią, ta „wyjątkowa osoba” z dyplomem ukończenia studiów mówi: „Wasze poglądy nie są dobre. Wszystkie są przeciętne, to poglądy pospolitych ludzi. Naprawdę muszę interweniować. Spójrzcie, nie potraficie wykonać tej pracy! Właściwie nie chcę brać jej na siebie, ale gdyby mnie tu nie było, naprawdę nie bylibyście w stanie udźwignąć tego ciężaru, więc muszę wam pomóc. Przemyślałem tę sprawę. Oto jak sobie z tym poradzimy. Żaden z wymienionych przez was trików nie zadziała, dam wam coś lepszego. Tego wymagały od nas ustalenia dotyczące pracy w przeszłości – od teraz nie będziemy się trzymać tych przepisów. Już nie będziemy załatwiać spraw w ten sposób”. Niektórzy ludzie powiedzą: „Jeśli nie będziemy postępować zgodnie z ustaleniami dotyczącymi pracy, spowoduje to ogromne straty dla domu Bożego”. A oni odpowiedzą: „Nie myślcie o tym za wiele – czy dom Boży przejmie się tak małą sumą pieniędzy? Skupmy się na rezultatach – to one się liczą. Od teraz po prostu róbcie, co mówię. Jeśli coś pójdzie nie tak, ja poniosę za to odpowiedzialność!”. Nikt nie może ich od tego pomysłu odwieść. Czyż nie wygłaszają tylko górnolotnych idei? Jaki mają w tym cel? Chcą się popisywać i nieustanne przypominać wszystkim o swoim istnieniu, a także o swojej błyskotliwości. Czym objawia się ta ich błyskotliwość? Tym, że dla zwykłych ludzi są nieprzeniknieni. Nawet jeśli antychryści podzielają ten sam pogląd co inni ludzie, to i tak go odrzucają, gdy to inni go wyrażają, po czym zaczynają od nowa i przejmują inicjatywę, powtarzając go własnymi słowami. Grupa słyszy to i mówi: „Czy to nie ten sam pogląd?”. A oni odpowiadają: „Ten sam czy nie, to ja go przedstawiłem, a nie wy. To ja przejąłem inicjatywę, proponując ten pomysł”. Bez względu na to, jak kombinują, kiedy się wypowiadają, ich celem jest przekonanie wszystkich i obwieszczenie ludziom: „Nie bez powodu jestem przywódcą. Nie jestem byle liderem grupy, który za nic nie odpowiada. Nie zajmuję się czczą gadaniną – nie byłbym na tym stanowisku bez moich talentów, zdolności i umiejętności”. Jeśli coś się wydarzy pod ich nieobecność, nikt inny nie może wydawać poleceń, a jeśli są obecni, to oni muszą wszystkim kierować. Wszyscy muszą obserwować wyraz ich twarzy i mogą odetchnąć z ulgą dopiero wtedy, gdy antychryści mają decydujący głos, a jeśli to nie antychryści są u steru, wszyscy czują się zaniepokojeni. Jeśli im nie wolno decydować, rozwiązanie danego zadania nie będzie możliwe. Czy postępując w ten sposób, nie mają jakiegoś celu? Czasami myślą sobie: „Czy to, co robię, jest właściwe? Lepiej, żebym tego nie robił – robię z siebie głupca. Czyż nie tak postępują antychryści? Trudno, liczy się moja duma. »Antychryst«? Zwierzchnictwo mnie nie potępiło, więc nim nie jestem!”. I nadal postępują tak, jak postępowali. Czasami dobrze wiedzą, że to, co robią, narusza ustalenia dotyczące pracy oraz prawdozasady, że w oczywisty sposób mają na uwadze swoją dumę i swój status oraz że mają własne intencje – a mimo to nadal robią to, co robili, pozbawieni bogobojnego serca i nie myśląc o konsekwencjach. Czy nie jest to problem usposobienia? Do czego prowadzi takie usposobienie? Do skrajnego egoizmu i popadania w obłęd robienia złych rzeczy. Czy naprawdę w głębi serca nie wiedzą, jak należy postępować? Czy naprawdę nie rozumieją, że to, co robią, narusza zasady? Czy naprawdę nie wiedzą, że to, co robią, jest wprowadzaniem innych w błąd i kontrolowaniem ich? Nie wiedzą, że czynią zło? Wiedzą o tym i to rozumieją. To, że mogą nadal postępować w ten sposób, oznacza, że nie kochają prawdy i czują do niej niechęć. Odrzucają każdy pogląd i sposób, każdą metodę lub każde stwierdzenie, jeśli nie pochodzi od nich. Czy to nie jest ambicja? (Jest). Jest w tym ambicja i są złe intencje. Jakie złe intencje? Co się za tym kryje? (Zmuszanie ludzi, by robili to, co antychryści im każą). Zmuszanie ludzi, by robili to, co antychryści im każą – oni nie mogą zrezygnować z żadnej przewagi czy też szansy na wyróżnienie się ani pozwolić, by przypadły one komukolwiek innemu. Za każdym razem to oni muszą podejmować decyzje i wydawać polecenia, owoce pracy muszą zawsze należeć się tylko im, a zasługi zostać im przypisane. W końcu sprawiają, że u wszystkich zarysowuje się pewna tendencja. Jaka? Tendencja do myślenia, że praca może postępować tylko wtedy, kiedy antychryści są w grupie – bez nich jest tak, jakby nikt inny nie był w stanie wziąć na siebie tego ciężaru. Czy w ten sposób nie osiągnęli swojego celu? Ludzie znaleźli się pod ich kontrolą. Co jest wstępem do poddania się kontroli? Wstępem jest to, że człowiek zostaje całkowicie podbity i pokonany – antychryści dręczą cię, żebyś im się poddał do tego stopnia, aż nie będziesz rozróżniał, co jest słuszne, a co nie, nie będziesz wcale próbował ich rozpoznać ani powiązać z nimi żadnego aspektu prawdy i będziesz głęboko przekonany, że wszystko, co robią antychryści, jest właściwe, nie będziesz już miał odwagi analizować, czy mają rację, czy nie. Takie są konsekwencje tego, że antychryści wprowadzają w błąd i kontrolują ludzi, a gdy tylko do tego dojdzie, ludzie ci zaczynają za nimi podążać. Czyż tak nie jest? (Jest). Czy nie jest to wyraźny przejaw tego, że antychryści chcą, by ludzie okazywali posłuszeństwo tylko im, a nie prawdzie lub Bogu? (Tak). Jakie są motywy i złe intencje stojące za wszystkim, co robią antychryści? Co jest źródłem ich działań, metod i sposobów postępowania, a nawet ich wypowiedzi? Chodzi o to, że oni chcą cię pokonać, podporządkować sobie, zmusić cię do uległości i pokazać ci, kto jest szefem, kto nadaje się do objęcia przywództwa, do kogo należy ostatnie słowo i że to nie prawda ostatecznie przesądza o wszystkim – że nikt poza nimi nie może być panem tych ludzi, nie może wydawać poleceń ani podejmować decyzji. Chciałbyś wspomnieć o prawdzie, ale nie jest to możliwe. Chciałbyś wyrazić odmienne opinie, ale nawet o tym nie myśl. Jaki to jest rodzaj usposobienia antychrystów? To bezwzględność. Oni chcą podbijać i kontrolować ludzi. Niezależnie od tego, czy spojrzymy na pragnienia i ambicje antychrystów, czy też na ich rzeczywiste działania, wszystkie one pokazują ich bezwzględne usposobienie i niechęć do prawdy. Sposoby, w jakie objawia się fakt, że antychryści podbijają i kontrolują ludzi, oraz przejawy tego, a także istota samych antychrystów, doskonale pokrywają się z głównym tematem, który omawiamy. Antychryści chcieliby, aby ludzie podporządkowali się tylko im – sugeruje to, że ludzie muszą robić to, co antychryści im każą, a w ten sposób podporządkowują się Bogu. Jeśli ktoś wyrazi odmienną opinię i powie, że to, co robią antychryści, jest sprzeczne z prawdą, odpowiedzą oni: „Sprzeczne z prawdą? Powiedz nam, czym jest prawda. Jeśli potrafisz to klarownie wyjaśnić, to ci ustąpię, ale jeśli nie, to postawię cię w kłopotliwej sytuacji!”. Kiedy to mówią, niektórzy ludzie naprawdę się boją i odpowiadają: „Tak naprawdę nie potrafię tego jednoznacznie wyjaśnić, więc po prostu zrobię to, co mi powiesz”. W ten sposób antychryści osiągają swój cel. Czy są ludzie, którzy tak czynią? (Tak). Czy wy robiliście takie rzeczy? (Nie). Antychryści mają tę umiejętność. Zwyczajna osoba się poddaje, gdy widzi, że nie może przekonać innych, nie wykorzystuje takiej techniki. Z jednej strony jest to spowodowane tym, że nie jest w stanie mówić i wyrażać się w ten sposób – nie potrafi sprawnie przemawiać i debatować. Z drugiej strony, jej serce nie jest wystarczająco bezwzględne. Ci, którzy potrafią robić takie rzeczy, muszą mieć niegodziwe usposobienie. Muszą być brutalni, wystarczająco bezwzględni i nie dbać o uczucia innych. Jeśli ktoś się z nimi nie zgadza, dręczą go w niewiarygodnie nikczemny sposób i bez względu na to, jak bardzo są przy tym okrutni, nie odczuwają z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia, a ich sumienie nie zdaje sobie nawet z tego sprawy. Ktoś mógłby powiedzieć: „Ci ludzie są już wystarczająco godni pożałowania. Po co zmuszam ich, by robili, co im każę? Zostawię ich w spokoju – oni wierzą w Boga, nie we mnie. Mogą po prostu słuchać kogoś, kto mówi w sposób zgodny z prawdą – nie ma znaczenia, kto to jest. Tym razem po prostu odpuszczę”. Czy antychryści myślą w ten sposób? Nie, antychryści absolutnie nie kierują się taką logiką. Są dość jednowymiarowi, jeśli chodzi o ich własne ambicje i pragnienia. Trzymają się ich kurczowo i nie odpuszczają, tak jak wilk, który schwytał owcę w zęby. Jeśli spróbujesz negocjować z wilkiem i powstrzymać go przed zjedzeniem owcy – czy to zadziała? Nie. Dlaczego nie? Ponieważ takie jest jego usposobienie. Co myśli wilk? „Jestem głodny. Lubię jeść owce. To jest w porządku. Czy chcę zjeść owcę, czy nie, nie ma w tym nic złego”. To jest jego filozofia, standard i podłoże jego działań. Podobnie gdy antychryści podbijają i kontrolują ludzi, czy myślą: „Nie jestem Bogiem. Jakże bezwstydne jest to, że kontroluję ludzi. Jeśli ludzie poznają się na mnie, jak będę mógł gdziekolwiek się pokazać?”. Czy odczuwają taki wstyd? (Nie). Nie mają żadnego wstydu. Czego więc brakuje ich człowieczeństwu? Wstydu, racjonalności i sumienia. Ich człowieczeństwo jest pozbawione tych cech. Czy bez nich nadal są ludźmi? Nie są. Nie wszyscy, którzy są w ludzkim ciele, muszą być ludźmi – niektórzy są demonami, inni chodzącymi trupami, a jeszcze inni zwierzętami. Czym zatem są antychryści? Są diabłami, niektórzy są złymi demonami, a inni złymi duchami. Podsumowując, nie są ludźmi. Ponieważ nie posiadają rozumu, sumienia i wstydu charakterystycznych dla zwykłego człowieczeństwa, antychryści są w stanie rywalizować z Bogiem o ludzi i ich serca. To pokazuje, że ich naturoistota jest niegodziwa. Nic nie usprawiedliwia ich rywalizacji o status z innymi, a co dopiero rywalizacji z Bogiem o status i ludzi! Tym bardziej pokazuje to, że są oni prawdziwymi antychrystami, diabłami i szatanami.

Omówiliśmy przejawy antychrystów aż do punktu ósmego. Czy możecie teraz znaleźć powiązania między sobą a antychrystami, a także ludźmi, którzy kroczą ścieżką antychrystów i tymi, którzy posiadają ich usposobienie, po to, by przekonać się, jakiego rodzaju ludźmi jesteście? (Tak). Możecie zobaczyć niektóre z tych powiązań. Jakie ludzkie problemy może to rozwiązać? (Może uchronić nas przed obraniem złej drogi). Może uchronić was przed obraniem złej drogi. Co jeszcze? (Pozwala nam poznawać się na ludziach, wydarzeniach i sprawach wokół nas). Pozwala wam poznawać się na niektórych ludziach wokół was. Poznawanie się na innych jest tego częścią. Przede wszystkim jednak musisz wiedzieć, jak przejrzeć samego siebie, usposobienie antychrysta w sobie i ścieżkę, którą kroczysz. Pomoże ci to nie zbłądzić podczas wykonywania swojego obowiązku i nie wkroczyć na ścieżkę antychrystów. Czy łatwo jest zawrócić z raz obranej ścieżki antychrysta? Nie. Kiedy ktoś już wyruszy, nie jest mu łatwo zawrócić. Wiesz, jaki jest tego powód? (Duch Święty w takiej osobie nie działa). To jest główny powód. Wejście na złą ścieżkę jest niebezpieczne, ponieważ wybrałeś zmaganie się z Bogiem, rywalizację z Nim o Jego wybrańców i walkę z Nim do końca. Nie szukasz prawdy ani nie starasz się przyjąć Bożego zbawienia. Wkrocz na taką ścieżkę, a będziesz w tarapatach. Będziesz stał w opozycji do Boga, a stanie się tak przez twoją subiektywną wolę. To znaczy, że twoje myśli, poglądy, opinie i wybory będą wrogie Bogu. Jeśli przed wkroczeniem na tę ścieżkę z obiektywnego punktu widzenia przejawiasz pewne cechy, usposobienie i pewną istotę, które są przeciwstawne i wrogie wobec Boga, a mimo to przez cały czas w głębi serca uważasz, by nie kroczyć ścieżką antychrystów lub wrogości wobec Boga, to masz szansę na zbawienie. Jeśli wejdziesz na ścieżkę antychrystów i wrogości wobec Boga, znajdziesz się w niebezpieczeństwie. Jak wielkie jest to niebezpieczeństwo? Na tyle duże, że nie będzie ci łatwo zawrócić. Niektórzy właśnie powiedzieli, że Duch Święty nie będzie już w tobie działał – to takie oczywiste! Jak Duch Święty mógłby działać w takiej osobie? Kiedy już wkroczysz na taką ścieżkę, kiedy dokonasz takiego wyboru, jesteś w niebezpieczeństwie. Jeśli w głębi serca to rozumiesz, ale mimo wszystko to robisz – podążasz taką drogą, dokonujesz takiego wyboru i zawsze postępujesz zgodnie z własnymi zasadami i dawnymi, wcześniejszymi sposobami działania, nie zawracasz z raz obranej drogi, nie okazujesz skruchy, nie zmieniasz kursu – to jest twój wybór; podjąłeś decyzję o podążaniu właśnie taką ścieżką z wrogością wobec Boga. To nie jest tak, że nie rozumiesz, co robisz – świadomie popełniasz grzech. Tak jak Paweł, który powiedział: „Kim jesteś, panie? Dlaczego chcesz mnie powalić?”. Dobrze wiedział, że Pan Jezus jest Panem, że jest Chrystusem, ale mimo to sprzeciwiał Mu się do końca. To jest świadome popełnianie grzechu. Paweł nie niósł świadectwa o Panu ani Go nie wywyższał. Myślał: „Czyż nie jesteś zwykłym człowiekiem? Czyż nie powalasz mnie tylko dlatego, że masz taką moc? Może i masz moc, ale ja wciąż wierzę w boga w niebie. Ty, wcielenie, nie jesteś bogiem, nie jesteś związany z bogiem. Jesteś synem bożym i jesteś nam równy”. Czyż nie takie były jego poglądy? Jaki był fundament tego przekonania, które żywił Paweł? Po tym, jak dowiedział się, że Pan Jezus jest wcielonym Chrystusem, nadal podtrzymywał ten pogląd, tak jak wcześniej. Był to poważny problem, który zadecydował o jego wyniku. Biorąc pod uwagę, że przez cały czas trzymał się tego poglądu, czy ścieżka, którą podążał, mogła się zmienić? Ścieżka, którą podąża człowiek, opiera się na jego poglądach – jakiekolwiek są twoje poglądy, taka jest ścieżka, którą kroczysz. I odwrotnie, jaką ścieżką idziesz, takie będą poglądy, które w tobie się zrodzą, poglądy, które będziesz mieć, poglądy, które będą na ciebie wpływać i tobą kierować. Gdy tylko wkroczysz na ścieżkę wrogości wobec Boga, twoje przekonania nabiorą formy i zakorzenią się w tobie, a wtedy jedno jest pewne: będziesz się sprzeciwiać Bogu do końca, będziesz zawsze trzymać się swoich błędnych poglądów i postaw oraz wadliwej wiedzy, podnosząc krzyk przeciwko Bogu aż po kres. W ogóle nie zmienisz raz obranego kursu – ani jeśli ktoś ci powie, że masz to zrobić, ani jeśli Duch Święty cię oświeci, ani jeśli bracia i siostry cię napomną, ani jeśli Bóg będzie cię iluminował. Nie będzie na to miejsca. To jest twój wybór. Otrzymasz pierwszą, drugą i trzecią szansę – jeśli po trzech szansach na okazanie skruchy nie uczynisz tego, nie będziesz miał więcej szans w przyszłości. Bez względu na to, jak będziesz wtedy pracować i płacić cenę, Boga to nie poruszy – On już podjął decyzję w twojej sprawie. Co Bóg w związku z tobą postanowił? Że zostaniesz zmuszony do świadczenia usług, że zostaniesz wykorzystany, a po tym, jak zostaniesz wykorzystany, umieści cię On gdzieś, gdzie zostaniesz skarcony i ukarany, tak jak postanowił. Jak to się dzieje, że Bóg podejmuje taką decyzję? Czy dzieje się tak z powodu twojej chwilowej myśli? Czy jest to oparte na twoich przelotnych ideach? Na chwilowym wkroczeniu na złą ścieżkę? Nie. Bóg opiera to na poglądach, które nosisz głęboko w sercu, na twojej długofalowej postawie wobec prawdy i na ścieżce, którą decydujesz się kroczyć. Podjąłeś decyzję, by postępować w ten sposób i nie ma znaczenia, co ktoś powie, zdecydowałeś się wykorzystać taką teorię jako podstawę ścieżki, którą będziesz kroczyć w przyszłości. A skoro już podjąłeś decyzję, to czy Bóg nie musi przesądzić o twoim wyniku? Twój wynik został określony już dawno temu – nie ma potrzeby, by Bóg czekał z tym do samego końca. W przypadku niektórych ludzi Bóg zawsze patrzy na ich przejawy – kiedy ci ludzie docierają do końca swojej drogi, ich wynik jest ostatecznie określany na podstawie ich przejawów. Niektórzy ludzie zrobili więcej dobrych uczynków niż złych, częściej wykazywali się dobrą i pozytywną postawą wobec Boga niż negatywną i złą, a po podsumowaniu ich poszczególnych zachowań i przejawów określa się ich ostateczny wynik. Są jednak inni, których wynik jest określany przez Boga na podstawie ich ścieżki życiowej. Czy zatem Bóg daje ludziom szanse przed określeniem ich wyniku? Daje. Ile? Najprawdopodobniej nie ma konkretnej liczby. Zależy to od naturoistoty danej osoby, a także od jej dążeń. Niektórzy ludzie mogą dostać trzy szanse. Dla niektórych nie ma nadziei, są niewiarygodnie głupi oraz nieprzejednani i w ogóle nie przyjmują żadnych prawd – ich wynik jest przesądzony, zanim otrzymają trzy szanse. Jednak w przypadku niektórych ludzi Bóg aranżuje dla nich pewne okoliczności na podstawie ich stanu, a opierając się na ich wieku i na tym, co przeszli, może dać im pięć szans. To zależy od ich natury, istoty i postawy podczas przyjmowania prawdy. Bóg określa wynik i przeznaczenie danej osoby na podstawie tych kwestii.

Ludziom przytrafiają się różne rzeczy i często nie wiedzą, jak stawić im czoła. Czy byłoby dobrze, gdyby nie starali się zrozumieć prawdy? Ludziom łatwo jest obrać złą drogę, gdy nie rozumieją prawdy. Dlaczego to mówię? Ludzie w życiu kierują się skażonymi szatańskimi skłonnościami, a to, co wypływa z ich wnętrza, ujawniają w sposób naturalny, i wszystko to jest niezgodne z prawdą i zdradzieckie wobec Boga. Dlaczego więc zawsze powinni słuchać kazań? Ciągłe słuchanie kazań, rozważanie ich i branie ich sobie do serca, nieustanna modlitwa i stałe poszukiwanie prawdy, przychodzenie przed oblicze Boga z bogobojnym, pobożnym sercem, które tęskni za prawdą, wyznaczanie każdego dnia czasu na ćwiczenia duchowe, modlitwę, jedzenie i picie słów Bożych, rozmowy z innymi oraz harmonijna współpraca podczas wykonywania obowiązków, postępowanie każdego dnia zgodnie z zasadami i trzymanie się ich każdego dnia – Bóg obserwuje, czy te poszczególne elementy praktyki ludzi przynoszą rezultaty. Niektórzy mogą spytać: „Czy to nie są tylko sposoby postępowania?”. Czym są sposoby postępowania? To, co wymieniłem, to nie są tylko pozorne zachowania – możesz się ich trzymać tylko wtedy, gdy masz do tego serce. Ile dni mógłbyś to robić, nie mając do tego serca? Nie byłbyś w stanie w tym wytrwać. Niektórzy przywódcy nigdy nie jedzą i nie piją słów Bożych i nigdy nie oddają się ćwiczeniom duchowym. Co to oznacza? Że nie są prawdziwymi wierzącymi. Jeśli nimi nie są, to w jaki sposób zostali przywódcami? W niektórych miejscach nie ma nikogo, kto nadawałby się na to stanowisko, więc kościół musi zadowolić się takimi ludźmi. Błędnie myślą oni: „Zostałem wybrany na przywódcę. Mogę wykonywać tę pracę bez jedzenia i picia słów Bożych – kto nie ma dwóch lewych rąk, może się tym zajmować”. To głupota. Bóg nie patrzy na to, czy potrafisz wykonać tę pracę – patrzy na to, co zrobiłeś. Pracę, którą ty możesz wykonać, może też wykonać ktoś inny. Każdy obdarzony przeciętną inteligencją może to zrobić. Nie myśl, że skoro zostałeś wybrany na przywódcę i potrafisz wykonać tę pracę, to twój sukces jest gwarantowany, że zostałeś udoskonalony i masz szansę przetrwać. To tak nie działa. Bóg nigdy nie patrzy na to, ile robisz, patrzy na to, co zrobiłeś, na ścieżkę, którą kroczysz. Nie oszukuj się. Możesz myśleć: „Jest tak wielu ludzi, którzy nie zostali wybrani, a ja zostałem. Wygląda na to, że jestem wybitny, że mam większy potencjał i jestem lepszy od innych”. Co jest w tobie dobrego? Nawet jeśli jesteś dobry, z pewnością nie upoważnia cię to do niepraktykowania prawdy i działania wbrew prawdzie? Nawet jeśli jesteś dobry, z pewnością nie upoważnia cię to do zaniedbywania ćwiczeń duchowych lub modlitwy albo szukania prawdy przy okazji swoich działań. Nie masz prawa tak postępować. Żaden status ani tytuł nie są twoim kapitałem. Są to sprawy ulotne, pozorne. Bóg patrzy na twoją lojalność, na to, jak praktykujesz prawdę, jak do niej dążysz i jaki masz do niej stosunek, patrzy na twoje podporządkowanie i na nastawienie do twojego obowiązku oraz twojej misji. Niektórzy ludzie mogą wkładać wiele wysiłku w wykonywanie swojego obowiązku, ale nie robią tego zgodnie z prawdozasadami. Jeśli mówisz im, że powinni postępować zgodnie z prawdozasadami, opierają się, wściekają i nie akceptują tego. W ten sposób zostają zdemaskowani. Co zostaje zdemaskowane? To, że nie przyjmują prawdy. Jakimi ludźmi są ci, którzy nie przyjmują prawdy? Są niedowiarkami. Czym niedowiarkowie tak ślepo się trudzą? Dlaczego są stale zajęci, a tryskają przy tym taką energią? Mają cel – myślą sobie: „Widzę, że jest szansa, abym został tutaj urzędnikiem, a jeśli tak się stanie, będę mógł czerpać korzyści z pracy w kościele i wszyscy będą mnie czcić. To miejsce jest wspaniałe! Tak łatwo jest tutaj o posiłki, prestiż i zyski, tak łatwo jest osiągnąć status – bardzo prosto jest być tu urzędnikiem!”. Ci ludzie nigdy nie sądzili, że zostaną „urzędnikami” w tym życiu. Ale kiedy tracą swój „urząd”, pokazują prawdziwe oblicze. Nie podejmują już żadnych wysiłków na rzecz domu Bożego. Czy nadal będą w stanie cierpieć i płacić cenę? Nie. Czy zatem nie zostali zdemaskowani? Niektórzy ludzie dają z siebie wszystko, gdy mają status, podejmują wysiłki i pracują w pocie czoła, nie narzekając bez względu na to, jak bardzo cierpią – ale gdy tylko tracą status, zniechęcają się do tego stopnia, że to ich przytłacza. Czy zatem nie zostali zdemaskowani? Status ich zdemaskował. Czy trzeba ich jeszcze poddawać próbom? Nie. Dobrze, na tym zakończymy dzisiejsze omówienie.

1 października 2019 r.

Wstecz: Punkt siódmy: Oni są niegodziwi, podstępni i kłamliwi (Część trzecia)

Dalej: Punkt ósmy: Chcą, by ludzie podporządkowywali się tylko im, a nie prawdzie lub Bogu (Część druga)

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Ustawienia

  • Tekst
  • Motywy

Jednolite kolory

Motywy

Czcionka

Rozmiar czcionki

Odstęp pomiędzy wierszami

Odstęp pomiędzy wierszami

Szerokość strony

Spis treści

Szukaj

  • Wyszukaj w tym tekście
  • Wyszukaj w tej książce

Połącz się z nami w Messengerze