88. Więzienna niedola
Pewnego dnia w maju 2004 roku byłam na zgromadzeniu z braćmi i siostrami, kiedy do sali wtargnęło ponad 20 policjantów. Oznajmili, że są z Miejskiej Brygady Bezpieczeństwa Narodowego i od czterech miesięcy monitorowali mój telefon. Powiedzieli, że w całej powincji trwa akcja, w której aresztowano wielu wierzących w Boga Wszechmogącego. Zabrali mnie na przesłuchanie do Szkoły Partii w mieście. Zaraz po przybyciu kazali mi zdjąć buty i ukucnąć. Niebawem nogi mi zdrętwiały, ale kiedy chciałam zmienić pozycję, krzyczeli na mnie, że nie wolno mi ani drgnąć. Siedziałam w kucki ponad dwie godziny, zanim zaczęli przesłuchanie. „Kto jest waszym przywódcą? Gdzie trzymacie pieniądze kościoła?” Nic nie powiedziałam. Kapitan Brygady Bezpieczeństwa Narodowego przyniósł kajdanki i ostro oświadczył: „Nie marnujcie na nią czasu. Pokażcie jej to!”. Potem zwrócił się do mnie: „Słyszysz, co się dzieje w pokoju obok?”. Słyszałam krzyki innej siostry i od razu poczułam zdenerwowanie i strach, myśląc: „Policja też będzie mnie tak torturować. Jak ja to zniosę?”. Odmówiłam cichą modlitwę do Boga, prosząc go o siłę i oświadczając, że pragnę Mu zaufać i trwać przy świadectwie. Wtedy kapitan kopniakiem zepchnął mnie na podłogę, skuł mi ręce za plecami i zaczął nimi szarpać w górę i w dół. Powtórzył to kilkakrotnie, a ja czułam taki ból, że pot lał się ze mnie strumieniami. Robili tak przez ponad dziesięć minut, zanim wreszcie przestali. Widząc, że nic nie wskórali, postanowili spróbować czegoś innego. Wezwali policjantów z innego rejonu oraz oddział prewencyjny z miasta – podzielili się na grupy i zaczęli przesłuchania. W każdej grupie było po czterech funkcjonariuszy i na zmianę pilnowali mnie przez całą dobę – tortura polegała na uniemożliwieniu mi zaśnięcia. Kiedy nie mogłam się powstrzymać i zasypiałam, policjanci spryskiwali mi twarz zimną wodą i ciągnęli za włosy, żeby mnie złamać i zmusić do zdradzenia braci i sióstr oraz Boga. Co dzień miałam nerwy napięte jak postronki, ze strachu, że jeśli na chwilę opuszczę gardę, zdradzę informacje dotyczące kościoła. W sercu wciąż modliłam się do Boga, prosząc Go o przewodnictwo w tych strasznych dniach. Policja również celowo mnie upokarzała. Nie pozwalali mi zamykać drzwi, kiedy korzystałam z toalety, choć na zewnątrz wciąż kręcili się policjanci. Niektórzy nawet specjalnie zaglądali, a czasami stali w drzwiach i patrzyli, jak się załatwiam. Byłam przesłuchiwana i torturowana przez 12 dni. Nie spałam przez ponad 10 dni, a moje nerwy były w strzępach, miałam straszne zaparcie. Przez ich tortury schudłam z 58 do 52 kilo. Przez 12 dni straciłam 6 kilo.
Trzynastego dnia przewieźli mnie do ośrodka internowania w mieście. Po niecałym miesiącu zabrali mnie do dozorowanego przez nich ekskluzywnego hotelu. Przywieźli też mojego męża i zostawili nas samych, żeby przekonał mnie do zdradzenia informacji o kościele. Początkowo zaczęłam mięknąć, ponieważ bardzo chciałam możliwie szybko wydostać się z mężem z tego piekła. Ale żeby wyjść, musiałabym zdradzić Boga oraz braci i siostry. Przypomniały mi się słowa Boże: „Musicie czuwać i cały czas wyczekiwać oraz więcej modlić się do Mnie. Musicie przejrzeć liczne podstępy i przebiegłe intrygi szatana, rozpoznać duchy, poznać ludzi oraz potrafić rozróżniać wszystkie rodzaje ludzi, zdarzeń i rzeczy” (Wypowiedzi Chrystusa na początku, rozdz. 17, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boże przypomniały mi, że policja przywiozła mojego męża, żeby mnie zmiękczył i przekonał do zdrady. Były to podstępne knowania szatana, a mnie groziło, że wpadnę w tę zasadzkę. Kiedy policja w czasie przesłuchania podała mi listę nazwisk braci i sióstr oraz kilka zdjęć i kazała wskazać osoby, które znam, odmówiłam. Przypomniało mi się, że mój mąż bardzo wspierał mnie w wierze i postanowiłam spróbować wykorzystać tę sytuację – musi ostrzec braci i siostry z listy, żeby mogli się ukryć i uniknąć aresztowania. Udawałam, że wypłakuję mu się w ramię, a naprawdę szeptem opisałam mu mój plan. Zgodził się pomóc. Ku mojemu zaskoczeniu natychmiast pojawiła się policjantka i powiedziała do mojego męża: „Miałeś nam pomóc. O czym rozmawialiście? Wynocha stąd!”. Policja chciała, żeby mój mąż przekonał mnie do zdradzenia informacji o kościele i zdradzenia Boga, ale kiedy ta policjantka zobaczyła, że to się nie uda, poirytowała się i wygoniła mojego męża. Policjanci byli bardzo złowrodzy i źli! Dzięki przewodnictwu Boga nie wpadłam w podstępne sidła szatana.
Potem policja zabrała mnie znowu na przesłuchanie w Szkole Partii. Przykuli mnie do „tygrysiego krzesła”, a do pokoju wpadła policjantka i zaczęła policzkować mnie plastikowym kapciem. Zrobiło mi się ciemno przed oczami i cała zwiotczałam. Powiedziała, że udaję, więc, przeklinając, złapała mnie za włosy i biła dalej. Moje twarz spuchła jak fioletowa oberżyna, a z oczu zaczęła płynąć krew. Przyszedł policjant i odpiął mnie od krzesła, za włosy ściągnął na podłogę i próbował wcisnąć mnie pod krzesło. Nie mieściłam się, więc kopał mnie i przeklinał, mówiąc, że nie jestem lepsza od psa. Wcisnęli mnie pod krzesło i kazali się nie ruszać, po czym znowu mnie do niego przykuli. Byłam tak brutalnie bita i poniżana, że czułam straszny niepokój i zaczęłam słabnąć. Myślałam: „Nie przestaną mnie torturować. Kiedy to się skończy?”. Tak potwornie cierpiałam, że zaczęłam pragnąć śmierci. Byłam jednak przykuta, więc nawet nie mogłam się zabić. Modliłam się w sercu do Boga, a potem pomyślałam o dawnych świętych, których prześladowano za szerzenie ewangelii Pana. Niektórych rozerwano końmi, niektórych ukamienowano, a innych pocięto na kawałki. Przetrwali tortury, jakich nie zniósłby żaden zwykły człowiek, i własnym życiem nieśli świadectwo o Bogu. Ja, z drugiej strony, nie mogłam znieść takiego bólu i nawet chciałam umrzeć, żeby uciec. Byłam słaba i wcale nie niosłam świadectwa. Myśli te napełniły mnie żalem i cierpieniem, więc szybko pomodliłam się i wyraziłam skruchę. Wtedy zauważyłam ptaszka siedzącego na parapecie. Miał szare pióra i pamiętam, że tego dnia padał drobny deszcz. Ptaszek ćwierkał, a mnie wydawało się, że mówi: „Nieś świadectwo, nieś świadectwo…”. Ptaszek ćwierkał coraz szybciej, aż brzmiało, jakby ochrypł. Zrozumiałam, że stanowi on przypomnienie od Boga. Byłam głęboko poruszona. Płakałam i modliłam się: „Drogi Boże, nie chcę być nędznym tchórzem. Nie chcę umierać w takiej słabości i strachu. Proszę, daj mi wiarę i siłę. Chcę nieść świadectwo i zawstydzić szatana”. Wtedy przypomniałam sobie słowa Boże: „Być może wszyscy pamiętacie te słowa: »Ten bowiem nasz chwilowy i lekki ucisk przynosi nam przeogromną i wieczną wagę chwały«. Wszyscy wcześniej słyszeliście te słowa, lecz nikt nie pojął ich prawdziwego znaczenia. Dziś jesteście już głęboko świadomi ich rzeczywistej wagi. Bóg sprawi, że słowa te wypełnią się w czasie dni ostatecznych, a wypełnią się one w tych, którzy byli brutalnie prześladowani przez wielkiego czerwonego smoka w kraju, w którym uwił on sobie leże. Wielki czerwony smok prześladuje Boga i jest Jego wrogiem, dlatego ludzie w tym kraju są poniżani i prześladowani za swoją wiarę w Boga i w rezultacie te słowa wypełniają się w was, w tej grupie ludzi” (Czy dzieło Boga jest tak proste, jak to wydaje się człowiekowi? w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „W dniach ostatecznych musicie dawać świadectwo o Bogu. Bez względu na to, jak wielkie jest wasze cierpienie, powinniście iść do samego końca; nawet wydając ostatnie tchnienie nadal musicie być lojalni wobec Boga i być na łasce Bożych rozporządzeń; tylko to jest prawdziwym umiłowaniem Boga, tylko to jest mocnym i donośnym świadectwem” (Tylko doświadczając bolesnych prób, możesz poznać piękno Boga, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boga pocieszyły mnie i dodały odwagi. Pokazały mi, że prześladowania i tortury ze strony Partii są nieuniknione, kiedy wierzy się w Boga i spełnia obowiązek, ponieważ Partia to diabeł szatan, wróg Boga. Ale poprzez podstęy szatana wyraża się mądrość Boga, który używa prześladowań i okrutnych tortur szatana, by doskonalić naszą wiarę i posłuszeństwo, a czyniąc tak, tworzy grupę zwycięzców. Cierpiałam, żeby pozyskać prawdę, a cierpienie to było znaczące i wartościowe. Wtedy pomyślałam o tym, jak Sam Bóg stał się ciałem, by nas zbawić, i zniósł odrzucenie i szkalowanie, był ściągany i nękany przez Partię, nigdzie nie mogąc się schronić. Bóg wycierpiał tak wielkie upokorzenie i ból, więc co znaczyło moje małe cierpienie jako skażonej istoty ludzkiej? To zaszczyt cierpieć u boku Chrystusa. Nie mogłam bać się śmierci, bez względu na szatańskie tortury, postanowiłam nieść świadectwo, by do ostatniego tchu zadowalać Boga! Później Komendant powiedział ze złowieszczym uśmiechem: „Nieźle się trzymasz. Nie chcieliśmy cię tak traktować. Jeśli powiesz nam wszystko i będziesz współpracować, gwarantuję, że wkrótce wrócisz do domu do swojej rodziny”. Przyniesiono mi udka kurczaka i chleb, ale wiedziałam, że to tylko podstęp, żebym zdradziła Boga. Popatrzyłam na nich i powiedziałam z przekonaniem: „Nie doceniam tego gestu, więc sobie darujcie. Jestem sztuką mięsa, którą traktujecie, jak się wam podoba. Wiem, że nie wyjdę stąd żywa i już się z tym pogodziłam, więc róbcie, co chcecie. Powiedziałam już, że nie znam odpowiedzi na wasze pytania!”. Odpowiedział z zimnym uśmiechem: „Nie bądź taka poważna. Rozchmurz się. Powiedz nam, co chcemy wiedzieć, a wrócisz do domu”. Odwrócił się i wyszedł. Po tej rozmowie policja trzymała mnie przykutą do krzesła. Dwa tygodnie później trafiłam do ośrodka internowania. Widząc moje poważne obrażenia, obsługa odmówiła przyjęcia mnie. Policja zmusiła mnie do powiedzenia, że upadłam i sama się tak poobijałam, więc ośrodek nie miał wyjścia i musiał mnie przyjąć.
Zostałam tam przez miesiąc, po czym policja zabrała mnie do Szkoły Partii na kolejne przesłuchania. Przykuwali mnie do „tygrysiego krzesła” na 24 godziny, siedziałam wyprostowana, nogi zgięte pod kątem prostym. Trwało to miesiąc. Miałam potworne bóle karku, a moje nogi bardzo spuchły. Policja ciągle mnie przedrzeźniała, obrażała i biła. W środku aż się gotowałam. Słyszałam, jak mówili, że aresztowali wielu wyznawców Boga Wszechmogącego, Opowiadali, że bez względu kogo aresztowali: mężczyznę czy kobietę, starego czy młodego, wszystkich torturowali, żeby ich wystraszyć, i wszyscy w końcu miękli. Mówili, że to działanie odstraszające. Słysząc, jak te potwory przechwalając się tym, jak ranią moich braci i siostry, i widząc ich zadowolone z siebie, ordynarne uśmieszki, z nienawiścią zgrzytałam zębami. KPCh to banda demonów, które dla zabawy ranią ludzi. Pomodliłam się w duchu, przeklinając te potwory. Policja zorientowała się, że nie uzyskają ode mnie pożądanych informacji, więc przenieśli mnie do ośrodka internowania dla przestępców, a potem gdzieś indziej, żeby poddać mnie praniu mózgu. Następnie wróciłam do ośrodka internowania w mieście, gdzie byłam przetrzymywana przez rok i trzy miesiące. Robili to wszystko, żeby zniszczyć mojego ducha i zmusić mnie do zdradzenia Boga, ale im się nie powiodło. Później oskarżyli mnie o „używanie wiejskich zabobonów w celu zakłócania wykonywania prawa” i skazali na cztery lata.
W więzieniu znowu poczułam się jak w piekle. Zostałam przydzielona do szwalni, na linię produkcyjną, gdzie każdy miał własne zadanie. Jeśli nie mogłaś nadążyć lub dokończyć zadania, musiałaś stać jeszcze pół godziny lub godzinę po skończeniu pracy o 23. W tym okresie, poza posiłkami, cały czas spędzałam w warsztacie. Nie mogłam pić, gdy byłam spragniona, a nawet na toaletę miałam malutko czasu. Cierpiałam na zatwardzenie. Całe dnie spędzałam pracując na siedząco i ponieważ zawsze było tak dużo pracy, a do tego z uwagi na tortury policji i ponad dwa miesiące na „tygrysim krześle”, miałam straszliwe bóle karku i często cierpiałam na bóle głowy i nudności. Raz poślizgnęłam się i przewróciłam się pod prysznicem, uderzając głową o posadzkę. Plecami uderzyłam o stopień, byłam ogłuszona i nie mogłam się ruszać. Myślałam, że złamałam kręgosłup – tak mnie bolało. Nawet inne osadzone mówiły, że już po mnie albo skończę jako kaleka. Wzywały pomoc i wciskały dzwonek alarmowy, ale nikt nie przyszedł. W końcu zaniosły mnie do mojego łóżka. Czułam, jakby moje ciało pękło i nie mogłam przestać płakać z bólu. Tej nocy z bólu nie zasnęłam. Strażniczka pojawiła się wreszcie w mojej celi o 8 rano. Z niecierpliwością pytała, jak bardzo jestem ranna. Odparłam, że chyba złamałam kręgosłup, nie mogę się ruszać, i bardzo boli mnie głowa. Ale tylko prychnęła, mówiąc: „To nic takiego. Rusz się na górę do pracy, masz dużo do zrobienia. Jak się nie możesz ruszać, znajdź kogoś, kto cię zaniesie. Jak nikt ci nie pomoże, musisz się tam doczołgać!”. Odwróciła się i wyszła. Musiałam znieść straszliwy ból i poprosić inne osadzone, żeby powoli pomogły mi zejść z łóżka. Zanim byłam w stanie usiąść, minęło 30 czy 40 minut, a potem bardzo powoli ruszyłam w stronę schodów, a następnie na górę. Dojście do mojego miejsca pracy było walką i próbowałam usiąść, ale po wielu, wielu próbach nie byłam w stanie. W końcu musiałam trzymać się maszyny i zgrzytając zębami z bólu, użyłam całej energii, żeby usiąść. Czułam, jakby coś mi pękło w plecach i ból był koszmarny. Trudno było wytrzymać do przyjazdu lekarza, ale ten tylko natarł mnie jodyną i dał mi trzy tabletki z żeńszenia. Kazał mi je połknąć i wracać do pracy. Tak oto ból, który czułam w ciele i sercu, sprawiał, że nie wiedziałam, ile jeszcze wytrzymam. Nienawidziłam policji za to, jak nieludzko mnie potraktowali. W ich oczach więźniowie byli jak psy – byliśmy tylko maszynami do zarabiania pieniędzy. Byłam w więzieniu niecały rok, a mój wyrok wynosił cztery lata. Jak ja wytrzymam tak długi czas? Nie wiedziałam, czy to przeżyję. Czułam się samotna i opuszczona. Nieświadomie zaczęłam nucić mój ulubiony hymn słów Bożych: „Gdy stajesz wobec cierpienia, musisz umieć odłożyć na bok troskę o swoje ciało i nie uskarżać się na Boga. Kiedy zaś Bóg ukryje się przed tobą, musisz potrafić mieć wiarę, aby za Nim podążać i podtrzymywać swą dotychczasową miłość do Niego, nie dopuszczając do tego, by się zachwiała lub osłabła. Bez względu na to, co Bóg uczyni, musisz pozwolić Mu rozporządzać sobą wedle Jego woli i być gotowym raczej przekląć własne ciało niż zacząć się na Niego uskarżać. Gdy zaś stajesz wobec prób, musisz być gotów znieść ból rezygnacji z tego, co kochasz, być gotów na gorzkie łzy, by zadowolić Boga. Tylko taka postawa oznacza prawdziwą miłość i wiarę. Niezależnie od tego, jaka jest twoja faktyczna postawa, musisz najpierw mieć zarówno wolę znoszenia trudów, jak i prawdziwą wiarę, a także musisz mieć wolę ku temu, by buntować się przeciwko cielesności. Powinieneś być gotów do tego, by osobiście znosić trudy i doznawać uszczerbku we własnych interesach, aby spełnić Boże intencje. Musisz ponadto być zdolny do tego, by okazywać skruchę w swoim sercu: w przeszłości nie potrafiłeś zadowolić Boga, i teraz oto możesz odczuwać skruchę za swe zachowanie. Nie wolno ci zaniedbywać żadnej z powyższych spraw, gdyż to właśnie poprzez te rzeczy Bóg cię udoskonali. Jeśli nie zdołasz spełnić tych kryteriów, nie będziesz mógł zostać udoskonalony” (Podążaj za Barankiem i śpiewaj nowe pieśni, Jak być doskonalonym). Cicho nuciłam hymn i im dłużej śpiewałam, tym bardziej się wzruszałam. Zaczęłam czuć, że siła mi powraca i że choć teraz cierpię w legowisku diabła i jestem bardzo osłabiona, słowa Boga wciąż mnie prowadzą, dając mi wiarę i siłę. Bóg nigdy mnie nie opuścił i mając słowa Bożę, nigdy nie będę sama. Ta myśl bardzo mnie pocieszyła i pożałowałam, że brakowało mi determinacji, żeby znosić cierpienie. W obliczu tych trudności i prób, popadłam w negatywne myśli i zraniłam Boże serce. Od aresztowania zastanawiałam się nad tym, co przeszłam. Przez tak długi czas byłam nękana i torturowana przez policję, że gdyby nie przewodnictwo i opieka Boga, już kilka razy bym umarła. Ponownie cierpiąc te nieludzkie katusze wierzyłam, że dopóki polegam na Bogu, to tym razem też podołam. Bóg korzystał z tej sytuacji, by udoskonalić moją wiarę. Wiedziałam, że nie mogę Go już bardziej zranić. Musiałam na Nim polegać, zahartować się, żyć dalej i nieść o Nim świadectwo. Te myśli sprawiły, że mój niepokój zaczął mijać. Słowa Boga pokierowały mną w czasie nękania i tortur zadawanych mi przez szatana. Ostatecznie mój wyrok dobiegł końca i mogłam opuścić to piekło na ziemi.
Po powrocie do domu dowiedziałam się, że policja rozpuściła plotki, że jestem oszustką. Mój mąż musiał znaleźć nową pracę, żeby uniknąć plotek i wytykania palcami przez sąsiadów. Zażądał też rozwodu. Jego mama tak się wstydziła tego, że byłam w więzieniu, że prawie nie mogła na mnie spojrzeć. Moja córka także padła ofiarą kpin ze strony nauczycieli i uczniów, tak że ani jedno dziecko w wiosce nie chciało się z nią bawić. Kiedy to zobaczyłam, nie mogłam powstrzymać łez. Stanowiliśmy szczęśliwą rodzinę, która została zniszczona przez prześladowania KPCh. Nienawidzę KPCh do szpiku kości! Następujący fragment słów Boga przyszedł mi na myśl. Bóg Wszechmogący mówi: „Przodkowie starożytnych? Umiłowani przywódcy? Wszyscy oni sprzeciwiają się Bogu! Ich ingerencje sprawiły, że cała kraina pod niebem pogrążyła się w ciemności i chaosie! Wolność religijna? Uzasadnione prawa i interesy obywateli? Wszystko to sztuczki mające ukryć zło! (…) Czemu stawiać przed Bożym dziełem taką nieprzebytą przeszkodę? Po cóż stosować różne sztuczki, aby zwodzić lud Boży? Gdzie jest prawdziwa wolność oraz uzasadnione prawa i interesy? Gdzie uczciwość? Gdzie pociecha? Gdzie serdeczność? Czemu używać zwodniczych intryg, by oszukać lud Boży? Czemu używać siły, by zahamować przyjście Boga? Dlaczego nie pozwolić Bogu, by swobodnie przemierzał ziemię, którą stworzył? Dlaczego prześladować Boga, że aż nie będzie miał miejsca, gdzie by mógł głowę złożyć? Gdzież podziała się serdeczność pomiędzy ludźmi? Gdzie powitanie dla Niego? Czemuż wywoływać w Bogu tak rozpaczliwą tęsknotę? Po co sprawiać, by Bóg raz za razem nawoływał? Czemu popychać Go do tego stopnia, by musiał martwić się o swego umiłowanego Syna? To społeczeństwo jest tak ponure – dlaczego jego żałosne stróżujące psy nie pozwalają Bogu swobodnie poruszać się w świecie, który On stworzył?” (Dzieło i wejście (8), w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Rozważając słowa Boga, całkowicie pojęłam ohydę KPCh. Na zewnątrz udaje prawość, opowiadając o „wolności wyznania”, „zachowywaniu prawa i porządku dla ludzi” i „umiłowaniu narodu”. Mówi to, co się powinno o cnocie i moralności, ale w tajemnicy używa wszystkich dostępnych środków, by aresztować i prześladować wierzących, i rozpuszcza plotki, przez które niezliczeni chrześcijanie lądują w więzieniu, nie mogą wrócić do domu, a ich rodziny zostają zniszczone. Nigdy nie widziałam prawdziwego oblicza KPCh i ją ubóstwiałam. Ale po wycierpieniu jej prześladowań, wreszcie zobaczyłam, że KPCh to główny demon, który rani ludzi. W swej istocie jest to wróg Boga i prawdy oraz najpodlejsza, reakcyjna banda diabłów.
Nawet po moim wyjściu z więzienia policja nie przestała mnie obserwować. Miejscowi policjanci ciągle pytali, czy nadal wierzę w Boga, a kiedy czytałam słowa Boże w domu, dokładnie zamykałam drzwi wejściowe. Książkę ze słowami Boga skrzętnie ukrywałam i musiałam bardzo uważać, kiedy szłam na zgromadzenia albo szerzyłam ewangelię. W marcu 2013 roku przywódczyni i dwóch diakonów z mojego kościoła zostało aresztowanych, więc musiałam zorganizować szybkie przeniesienie materiałów kościelnych, jak też powiadomić braci i siostry, by mieli się na baczności. Kiedy wszystko załatwiałam, usłyszałam słowa siostry: „Aresztowana przywódczyni miała przy sobie listę braci i sióstr, więc na pewno trafiła ona w ręce policji”, Dodała, że policja rekwiruje wszystkie kamery przemysłowe, szukając obcych, i że planują chodzić od drzwi do drzwi, szukając wierzących. Zagrozili też: „Lepiej niesłusznie aresztować tysiąc osób, niż pozwolić jednej, żeby się wymknęła!”. Gdy to usłyszałam, byłam zdenerwowana i wystraszona. Ponieważ zostałam już aresztowana za wiarę, byłam w kartotece. Jeśli policja użyje programu do identyfikacji twarzy, na pewno zostanę aresztowana. Gdyby do tego doszło, nie było szans, żebym przeżyła – oni by tego dopilnowali. Zrozumiałam, że muszę uciec tak szybko, jak to możliwe. Kiedy jednak dotarłam do innego kościoła, nie mogłam się uspokoić i miałam wyrzuty sumienia. Pomyślałam o zadaniach, które wymagają wykonania, a które porzuciłam, by chronić własne życie. Jeśli teraz ucieknę, nie ochronię interesów domu Bożego! Gdzie moje sumienie i człowieczeństwo? Czy nie zachowywałam się jak nędzny tchórz? Nie miałam prawdziwej wiary w Boga – gdzie moje świadectwo? Gdy to pomyślałam, szybko pogrążyłam się w modlitwie, prosząc Boga, by dał mi wiarę i siłę oraz by mnie chronił, bym mogła nieść świadectwo.
Potem przeczytałam słowa Boga Wszechmogącego: „Kiedy ludzie są gotowi poświęcić swoje życie, wszystko staje się błahe i nikt nie może ich pokonać. Co może być ważniejsze od życia? W ten sposób szatan staje się niezdolny do dalszego działania w ludziach, nie ma niczego, co może zrobić z człowiekiem. Chociaż w definicji »ciała« mówi się, że ciało jest skażone przez szatana, jeśli ludzie naprawdę oddają się i nie są motywowani przez szatana, to nikt nie może ich pokonać” (Interpretacje tajemnic „Słowa Bożego dla całego wszechświata”, rozdz. 36, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Rozważając słowa Boga zrozumiałam, że ta sytuacja była próbą od Boga i że w świecie duchowym rozpętała się wojna. Musiałam stać przy Bogu i zaoferować własne życie, by zawstydzić szatana i nieść świadectwo o Bogu. Nie mogłam podwinąć ogona i uciec w tak kluczowym momencie! „Prawdziwa natura ujawnia się w trudnych chwilach” mówi powiedzenie. Musiałam chronić pracę domu Bożego – tak powinna postąpić osoba mająca sumienie i człowieczeństwo. Cierpiałam prześladowania w imię prawości i nawet jeśli umrę, to będzie tego warte. Gdybym wiodła niecne życie i poddała się szatanowi, to choć moje ciało by przetrwało, byłabym jak żywy trup. Ta myśl mnie wyzwoliła, więc szybko wróciłam do kościoła. Poleciłam braciom i siostrom przeniesienie książek ze słowami Boga i kazałam im się ukryć. Szybko zorganizowałam wszystkie zadania i podziękowałam Bogu za przewodnictwo!
Wierzę w Boga Wszechmogącego od ponad 20 lat i ciągle cierpię prześladowania i ucisk ze strony KPCh. Choć przeżyłam sporo bólu, dzięki przewodnictwu słów Bożych, zrozumiałam część prawd i nauczyłam się odróżniać dobro od zła, prawość od bezprawia. Nauczyłam się też polegać na Bogu w tak skrajnych okolicznościach. Naprawdę czuję władzę w słowach Boga, a moja wiara w Niego pogłębiła się. Wszystko dzięki łasce Boga. Dziękujmy Bogu Wszechmogącemu!