Co to znaczy dążyć do prawdy (4)

Zacznijmy od przypomnienia sobie, o czym to rozmawialiśmy na naszym ostatnim zgromadzeniu. (Na naszym ostatnim zgromadzeniu rozmawialiśmy o tym, „co to znaczy dążyć do prawdy”. Najpierw skupiliśmy się na następującym pytaniu: „Zważywszy na to, że rzeczy, które ludzie uważają za dobre i słuszne, nie są prawdą, dlaczego ludzie nadal się ich trzymają, jakby były prawdą, i myślą, że tak właśnie czyniąc, dążą do prawdy?”. Przedstawiłeś nam trzy powody tego stanu rzeczy. Mówiłeś głównie o pierwszym z nich, czyli o tym, czym dokładnie są te rzeczy, które ludzie, zgodnie ze swymi pojęciami, uważają za dobre i słuszne). Na naszym ostatnim zgromadzeniu rozmawialiśmy głównie o pierwszym z tych powodów. Mówiliśmy o rzeczach, które ludzie, zgodnie ze swymi pojęciami, uważają za dobre i słuszne, i podzieliliśmy je na dwie szerokie kategorie: pierwsza to „dobre zachowania”, a druga to „dobre postępowanie moralne”. Podałem w sumie sześć przykładów odnoszących się do tej pierwszej kategorii: bycie dobrze wychowanym i rozsądnym, subtelnym i wyrafinowanym, uprzejmym, darzącym szacunkiem starszych i otaczającym troską najmłodszych, oraz bycie miłym i przystępnym. Nie rozmawialiśmy jeszcze o drugiej kategorii, „dobrym postępowaniu moralnym”. Są pewne kwestie, do których musimy jeszcze powrócić po ich omówieniu, doprecyzowując i wyjaśniając prawdy i zasady dotyczące tego omówienia, tak aby wszystko było jasne i oczywiste. Dzięki temu łatwiej będzie wam zrozumieć prawdę. Nasze ostatnie omówienie składało się z kilku obszernych części, a także kilku konkretnych przykładów. Wydaje się, że to dużo materiału, ale tak naprawdę w ramach tych obszernych części omówiliśmy po prostu pewne konkretne rzeczy, a następnie podzieliliśmy je na jeszcze drobniejsze kwestie, aby nasze omówienie było nieco jaśniejsze i bardziej wyraziste. Podaliśmy sześć przykładów dobrych zachowań, ale nie omówiliśmy ich szczegółowo po kolei. Spośród tych zachowań, bycie dobrze wychowanym i rozsądnym stanowi klasyczny przykład tego, co ludzie, zgodnie ze swymi pojęciami, uważają za dobre i słuszne. Ten właśnie przykład omówiliśmy nieco szerzej. Pozostałe są do niego podobne; możecie posłużyć się podobną metodą, aby je przeanalizować i się w nich rozeznać.

Zanim przejdziemy do tego, co ma być właściwą treścią naszego dzisiejszego omówienia, opowiem dwie krótkie historie. Czy lubicie słuchać takich opowieści? (Tak). Słuchanie opowieści nie jest męczące i nie wymaga zbyt wielkiego skupienia. Nie jest też nazbyt wyczerpujące, a może być całkiem interesujące. Słuchajcie zatem uważnie, a śledząc treść tych historii, zastanówcie się również, dlaczego je opowiadam: jakie konkretne, kluczowe idee są w nich zawarte, lub też, innymi słowy, jakie praktyczne korzyści ludzie mogą zyskać, słuchając tych historii. No dobrze, zacznijmy więc naszą opowieść. Oto historie Xiaoxiao i Xiaoji.

Historie Xiaoxiao i Xiaoji

Od pewnego czasu Xiaoxiao bolały oczy, czemu towarzyszyło niewyraźne widzenie, wrażliwość na światło, łzawienie na wietrze, poczucie ciała obcego w oku i inne tego typu objawy. Tarł wtedy oczy, lecz niewiele to pomagało. Nie wiedział, co mu dolega, i myślał sobie: „Nigdy dotąd nie miałem problemów z oczami, a wzrok mam dobry. Co mi się dzieje?”. Kiedy spojrzał w lustro, jego oczy wyglądały tak samo jak dawniej – może tylko były nieco bardziej zaczerwienione, a czasami lekko przekrwione. Zaskoczyło to Xiaoxiao i trochę zaniepokoiło. Początkowo nie zwracał na to większej uwagi, ale z czasem, gdy te objawy zaczęły pojawiać się coraz częściej, nie mógł już dłużej tego znieść. Zaczął się więc zastanawiać: „Powinienem pójść do lekarza, czy spróbować samemu sprawdzić, co mi dolega? Niełatwo byłoby znaleźć informacje na ten temat, a w dodatku mógłbym źle zdiagnozować rzeczywisty problem. Lepiej od razu pójdę do lekarza; on na pewno postawi trafną diagnozę”. Xiaoxiao udał się więc do lekarza. Ten go zbadał i nie stwierdził żadnych poważniejszych problemów. Przepisał mu jakieś zwykłe krople do oczu i doradził, aby dbał o oczy i starał się ich nie przemęczać. Xiaoxiao odetchnął z ogromną ulgą, gdy się dowiedział, że jego dolegliwości to nic poważnego. Po powrocie do domu codziennie zakraplał sobie oczy, ściśle przestrzegając pór i dawek zaleconych przez lekarza, i w ciągu kilku dni jego objawy zaczęły ustępować. Xiaoxiao spadł kamień z serca: miał poczucie, że skoro proste lekarstwo jest w stanie mu pomóc, to problem nie może być poważny. Jego radość nie trwała jednak długo, gdyż po pewnym czasie niepokojące objawy powróciły. Xiaoxiao sam zwiększył sobie dawkę kropli i jego oczy miały się trochę lepiej, a dolegliwości stały się nieco lżejsze. Ale kilka dni później jego stan znów się pogorszył, a objawy nasiliły się i zaczęły pojawiać się coraz częściej. Xiaoxiao nie mógł tego zrozumieć i poczuł, jak znów ogarnia go fala przygnębienia: „Co ja teraz zrobię? Lekarstwo, które doktor mi przepisał, najwyraźniej nie działa. Czy to oznacza, że ten problem z moimi oczami to naprawdę coś poważnego? Nie mogę tego zlekceważyć”. Postanowił, że tym razem nie pójdzie jednak do lekarza ani nie będzie się go radził w kwestii swych problemów z oczami. Zamiast tego postanowił rozwiązać problem na własną rękę. Zaczął surfować w Internecie, gdzie znalazł najrozmaitsze filmy i informacje dotyczące jego objawów. Większość z tych materiałów mówiła, że problemy te są spowodowane nadużywaniem i przemęczaniem oczu; że musi odpowiednio zadbać o swoje oczy, a jeszcze ważniejsze jest, aby używał ich we właściwy sposób. Xiaoxiao czuł, że te rady nie są zbyt pomocne i nie będą w stanie rozwiązać jego problemu. Nadal więc szukał stosownych informacji. Pewnego dnia natrafił na źródło, z którego dowiedział się, że jego objawy mogą być spowodowane krwotokiem do siatkówki, który może poprzedzać wystąpienie jaskry. Istniała również możliwość, że jeśli jego objawy będą się nasilać, rozwinie się u niego zaćma. Gdy Xiaoxiao przeczytał słowa „jaskra” i „zaćma”, zaczęło mu szumieć w głowie. Pociemniało mu w oczach i omal nie zemdlał, a serce waliło mu w piersi jak oszalałe. „Boże, co się dzieje? Czy naprawdę będę miał jaskrę i zaćmę? Słyszałem, że zaćma wymaga operacji, a jeśli masz jaskrę, możesz nawet oślepnąć! A wówczas byłby już ze mną koniec, nieprawdaż? Jestem jeszcze młody, ale jeśli rzeczywiście oślepnę, jak przebrnę przez resztę życia jako osoba niewidoma? Czego dobrego mógłbym się jeszcze wówczas spodziewać od swego życia? Czy nie będę musiał spędzić reszty swoich dni pogrążony w ciemności?”. Gdy Xiaoxiao spojrzał na słowa „jaskra” i „zaćma” na tej stronie internetowej, poczuł, że nie jest już w stanie dłużej usiedzieć na miejscu. Był zrozpaczony i popadał w coraz większe zwątpienie i przygnębienie. Nie wiedział, co robić, ani jak zdoła stawić czoła kolejnym nadchodzącym dniom. Przepełniał go smutek, a cała jego przyszłość była jakby za mgłą. W obliczu tego problemu Xiaoxiao popadł w bezdenną rozpacz. Stracił zainteresowanie życiem i nie mógł zebrać w sobie dość energii, by wykonywać swój obowiązek. Nie chciał wracać do lekarza ani opowiadać innym ludziom o swych problemach ze wzrokiem. A przy tym bał się, rzecz jasna, że ludzie się dowiedzą, iż niebawem zapadnie na jaskrę lub zaćmę. I tak właśnie mijał mu dzień za dniem, a Xiaoxiao wciąż był przygnębiony, zniechęcony i zdezorientowany. Nie miał odwagi wyobrażać sobie ani planować swojej przyszłości, ponieważ przyszłość była dla niego czymś strasznym i sama myśl o niej sprawiała, że pękało mu serce. Przeżywał więc swoje dni pogrążony w przygnębieniu i rozpaczy. Cały czas miał okropny nastrój. Nie chciał się modlić ani czytać słów Bożych, a już na pewno nie miał ochoty rozmawiać z innymi ludźmi. Było tak, jakby stał się zupełnie inną osobą. Po kilku dniach trwania w przygnębieniu, Xiaoxiao nagle przyszła do głowy pewna myśl: „Zdaje się, że jestem w jakimś żałosnym stanie. Skoro moja przyszłość jest taka mroczna i ponura, a Bóg, zamiast mnie chronić, dopuścił do tego, bym zachorował, dlaczegóż miałbym wciąż należycie wypełniać swój obowiązek? Życie jest krótkie; dlaczego, dopóki mam jeszcze dobry wzrok, nie miałbym skorzystać z okazji, by robić to, co lubię i korzystać z życia? Dlaczego moje życie ma być tak wykańczające? Dlaczego miałbym robić sobie krzywdę i tak źle się traktować?”. I tak, kiedy tylko Xiaoxiao akurat nie spał, nie jadł ani nie pracował, większość czasu spędzał w Internecie, grając w gry, oglądając ciągle różne filmy i programy, a nawet kiedy wychodził z domu, zabierał ze sobą telefon i bez przerwy grał na nim w gry. Spędzał całe dnie pogrążony w wirtualnym świecie Internetu. Rzecz jasna, w miarę jak to robił, coraz bardziej bolały go oczy, a inne dolegliwości także się nasilały. Kiedy nie był już w stanie tego znieść, używał kropli do oczu, aby złagodzić objawy, a gdy tylko trochę mu się poprawiało, na powrót pogrążał się w świecie Internetu, oglądając wszystkie te rzeczy, które lubił. Był to jego sposób na to, by uśmierzyć lęk i przerażenie, które odczuwał w głębi serca, a także sposób na zabicie czasu i przetrwanie kolejnego dnia. Zawsze gdy bolały go oczy, a inne objawy też się zaostrzały, Xiaoxiao podświadomie spoglądał na ludzi wokół niego i myślał sobie tak: „Inni ludzie używają przecież oczu tak samo jak ja. Dlaczego więc ich oczy nie są zaczerwienione i przez cały czas nie łzawią? Dlaczego oni nie mają poczucia, jakby mieli w nich jakieś obce ciało? Dlaczego tylko ja cierpię na tę chorobę? Czyżby Bóg kogoś tu faworyzował? Poniosłem dla Niego tyle kosztów; dlaczego On nie chce mnie chronić? Bóg jest taki niesprawiedliwy! Dlaczego wszyscy inni mają tyle szczęścia, że zyskują Jego ochronę, a ja nie? Dlaczego zawsze to właśnie ja mam pecha?”. Im więcej Xiaoxiao myślał w ten sposób, tym bardziej się złościł i denerwował, a im bardziej się złościł, tym bardziej pragnął korzystać z internetowych rozrywek, aby uśmierzyć swe rozgoryczenie i złość. Chciał też jak najszybciej pozbyć się choroby oczu, ale im bardziej pragnął wyzbyć się złości i goryczy, tym mniej miał w sobie radości i spokoju, i tym bardziej czuł się nieszczęśliwy, bez względu na to, jak bardzo pochłonięty był Internetem. W głębi serca wciąż się skarżył, że Bóg jest niesprawiedliwy. I tak mijały mu kolejne dni. Problem z oczami Xiaoxiao wcale nie ustępował, za to jego nastrój nieustannie się pogarszał. W związku z tym Xiaoxiao czuł się jeszcze bardziej bezsilny i nieszczęśliwy. Jego życie toczyło się dalej w ten właśnie sposób. Nikt nie potrafił mu pomóc, a on sam wcale nie szukał pomocy. Brnął po prostu przez każdy kolejny dzień, trwając w niepewności oraz przygnębieniu, z dojmującym poczuciem bezsilności.

Taka była historia Xiaoxiao. Na tym ją zakończymy. Teraz będzie opowieść o Xiaoji.

Podczas wykonywania swego obowiązku Xiaoji napotkał ten sam problem, co Xiaoxiao. Zaczynał widzieć niewyraźnie, a jego oczy często były opuchnięte i obolałe. Często towarzyszyło temu uczucie, że utkwiło w nich jakieś ciało obce i tarcie oczu nic nie pomagało. Xiaoji myślał sobie: „O co tutaj chodzi? Zawsze miałem świetny wzrok i nigdy nie byłem u okulisty. Co się ostatnio dzieje z moimi oczami? Czy to możliwe, że mam jakiś problem?”. Kiedy spojrzał w lustro, jego oczy nie wyglądały inaczej niż zwykle. Czuł tylko, że go pieką, a kiedy mocniej zamrugał, wydawały się jeszcze bardziej opuchnięte oraz obolałe i zaczęły łzawić. Xiaoji zdawał sobie sprawę, że coś jest z nimi nie tak, i pomyślał: „Problemy z oczami to nie żarty. Nie powinienem tego ignorować. A jednak nie czuję się aż tak źle i moje dolegliwości nie wpływają na moje życie ani na pełnienie mego obowiązku. Ostatnio jestem bardzo zajęty sprawami kościoła, a pójście do lekarza odbiłoby się na pełnionych przeze mnie obowiązkach. Poszukam więc po prostu jakichś informacji na ten temat, gdy będę miał wolną chwilę”. Podjąwszy tę decyzję, Xiaoji poszukał odpowiednich informacji, gdy miał trochę wolnego czasu, i dowiedział się, że jego dolegliwości nie stanowią żadnego poważniejszego problemu – że jego dyskomfort wynika z długotrwałego przeciążania oczu. Przy prawidłowym użytkowaniu narządu wzroku, właściwej pielęgnacji i kilku odpowiednich ćwiczeniach, jego oczy powinny wrócić do normy. Xiaoji był bardzo szczęśliwy, kiedy to przeczytał. „To nie jest żaden poważny problem, więc nie ma potrzeby zanadto się nim martwić. Ta strona mówi, że muszę prawidłowo używać oczu i wykonywać odpowiednie ćwiczenia, więc po prostu sprawdzę, co i jak należy robić, aby moje oczy wróciły do normy”. Następnie wyszukał jeszcze więcej informacji na ten temat i wybrał spośród nich kilka metod i technik, które pasowały do jego sytuacji. Od tej pory, oprócz normalnego życia i wykonywania swego obowiązku, Xiaoji miał nowe zajęcie: dbanie o swój wzrok. Codziennie stosował techniki pielęgnacji oczu, których się nauczył. Gdy je wypróbowywał, starał się sprawdzać, czy łagodzą objawy i dolegliwości, które mu dokuczały. Po pewnym czasie takiego testowania i sprawdzania, Xiaoji miał poczucie, że niektóre z metod rzeczywiście działają, podczas gdy inne są dobre tylko w teorii, ale nie w praktyce – w każdym razie nie były w stanie rozwiązać jego problemu. Tak więc, opierając się na swych ustaleniach z tego początkowego okresu, Xiaoji wybrał kilka metod i technik pielęgnowania oczu, które w jego przypadku okazywały się skuteczne. Codziennie, kiedy tylko nie wywoływało to opóźnień w pełnieniu jego obowiązku, ćwiczył prawidłowe używanie narządu wzroku i zajmował się pielęgnacją oczu. Po pewnym czasie oczy Xiaoji naprawdę miały się coraz lepiej; wcześniejsze dolegliwości – zaczerwienienie, ból, uczucie pieczenia, i tak dalej – zaczęły powoli ustępować i coraz rzadziej się pojawiały. Xiaoji czuł, że ma wielkie szczęście. „Bogu niech będą dzięki za Jego przewodnictwo. To wszystko dzięki Jego łasce i prowadzeniu”. Mimo że jego oczy miały się coraz lepiej, a dolegliwości stawały się coraz mniej dotkliwe, Xiaoji nadal sumiennie stosował metody pielęgnacji i prawidłowego korzystania z narządu wzroku. Po pewnym czasie jego oczy całkowicie wróciły do normy. Dzięki temu doświadczeniu Xiaoji nauczył się kilku sposobów na to, jak utrzymać je w dobrym zdrowiu, a także dowiedział się, jak należy żyć, by prawidłowo korzystać z narządu wzroku. Dodał więc nieco konkretnej, zdroworozsądkowej wiedzy do repertuaru swych życiowych umiejętności. Xiaoji był bardzo szczęśliwy. Czuł, że choć doświadczył pewnych wzlotów i upadków oraz niezwykłych przeżyć, to ostatecznie zyskał przez to cenne doświadczenie życiowe. Za każdym razem, gdy ktoś z jego otoczenia mówił, że bolą go oczy, że są opuchnięte i obolałe, Xiaoji opowiadał otwarcie o swoich doświadczeniach oraz o metodach i technikach, które stosował. Z jego pomocą także i inne osoby doświadczające rozmaitych dolegliwości, jakie wynikają z problemów z oczami, uczyły się sposobów i metod prawidłowego korzystania z narządu wzroku i utrzymywania oczu w dobrym zdrowiu. Xiaoji był szczęśliwy i służył pomocą otaczającym go ludziom. Przez cały ten czas Xiaoji i inni zdobywali pewną zdroworozsądkową życiową wiedzę, którą winni posiadać ludzie. Wszyscy pracowali i razem wykonywali swoje obowiązki, w poczuciu szczęścia i z radością. Przez swoje problemy z oczami Xiaoji nie popadł w zniechęcenie, nie poddał się poczuciu bezsilności, ani nigdy nie narzekał, że ma pecha. Choć przy wyszukiwaniu stosownych informacji widywał niektóre z tych przerażających sugestii, na które natrafił Xiaoxiao, nie zwracał na nie zbytniej uwagi. Zamiast tego wykazał się aktywnością i we właściwy sposób rozwiązał swój problem. Kiedy ten sam problem przytrafił się Xiaoxiao, ten raz za razem popadał w depresję, pogrążając się w bezsilności i dezorientacji. Xiaoji natomiast nie tylko zdołał uniknąć popadnięcia w przygnębienie i zmieszanie, lecz także nie dał się wmanewrować w to, by mieć żal do Boga – a nawet zyskał dzięki wszystkim tym wydarzeniom bardziej pożyteczne, aktywne i pozytywne podejście do życia. Pomógł samemu sobie i pomagał innym.

Tak właśnie wyglądały historie Xiaoxiao i Xiaoji. Usłyszeliście je teraz obie. Czy je zrozumieliście? Kto budzi waszą większą sympatię: Xiaoxiao czy Xiaoji? (Xiaoji). Co zatem jest nie tak z Xiaoxiao? (Kiedy spotkało go coś złego, nie potrafił we właściwy sposób stawić temu czoła. Był negatywnie nastawiony i pełen oporu). Trwanie w negatywnym nastawieniu i oporze prowadzi do samozagłady. Gdy innym ludziom przydarza się coś złego, potrafią poszukiwać prawdy, aby rozwiązać swe problemy, lecz kiedy coś podobnego spotkało Xiaoxiao, nie był w stanie szukać prawdy, a zamiast tego wybrał zniechęcenie i opór. W ten sposób sam prosił się o kłopoty. W naszych czasach może być łatwo o szczegółowe informacje na różne tematy, ale w tym skażonym przez szatana świecie nie brak kłamstw i podstępnych sztuczek. Tak naprawdę nasz pogrążony w chaosie świat jest ich pełen. Stając w obliczu jakichkolwiek kłopotów lub wobec wszelkiego rodzaju informacji, ludzie muszą wykazywać się mądrością, muszą być inteligentni i spostrzegawczy oraz muszą mieć krytyczne podejście. Muszą starannie rozróżniać i odrzucać różnego rodzaju informacje, spoglądając na nie z właściwego punktu widzenia. Nie mogą bezkrytycznie we wszystko wierzyć, a z pewnością nie wolno im tak od razu akceptować wszelkiego rodzaju informacji. W tym szatańskim świecie wszyscy ludzie kłamią, a kłamcy nigdy nie są pociągani do odpowiedzialności. Kłamią więc na okrągło i tyle. Nikt na tym świecie nie potępia kłamstwa; nikt nie potępia też podstępnych sztuczek. Niełatwo jest zgłębić człowiecze serce, a każdy kłamca ma jakiś ukryty zamiar i cel. Idziesz sobie, na przykład, do lekarza, a on mówi: „Pańska choroba wymaga natychmiastowego leczenia. Jeśli się nią nie zajmiemy, może się z tego rozwinąć rak!”. Jeśli jesteś bojaźliwy, zaczniesz odczuwać strach: „O nie! To może przerodzić się w raka! Natychmiast rozpocznijmy leczenie!”. W rezultacie, im bardziej starasz się wyleczyć daną dolegliwość, tym staje się ona poważniejsza, i w końcu lądujesz w szpitalu. Tymczasem lekarz tak naprawdę powiedział, że twoja choroba może dopiero przerodzić się w raka, co znaczy, że nie jest to jeszcze nowotwór; lecz ty źle to zrozumiałeś, sądząc, iż to oznacza, że należy ją leczyć tak pilnie, jakby to już był rak. Czy w ten sposób nie igrasz ze śmiercią? Jeśli będziesz traktować swą chorobę jak nowotwór, to im bardziej będziesz starał się ją wyleczyć, tym szybciej umrzesz. Czy zatem byłbyś w stanie pożyć dużo dłużej? (Nie). To, co ci dolega, to tak naprawdę nie jest rak; dlaczego więc lekarz miałby ci mówić, że jeśli nie będziesz się leczyć, rozwinie się z tego nowotwór? Mówi to, aby wyciągnąć od ciebie pieniądze i skłonić cię do tego, abyś traktował swoją chorobę tak, jakby była bardzo poważna. Gdybyś wiedział, że to tylko drobna dolegliwość, nie usiłowałbyś się wyleczyć, a on nie byłby w stanie zdobyć twoich pieniędzy. Wielu lekarzy, widząc swoich pacjentów, mocno chwyta ich w swe szpony, tak jak demon chwyta człowieka, i nie ma zamiaru ich tak łatwo wypuścić. Jest to powszechne podejście, które większość lekarzy stosuje wobec swoich pacjentów. Najpierw mówią ci, jak wspaniałą cieszą się renomą, jak świetnie znają się na medycynie, jak wielu ludzi zdołali wyleczyć, jakie choroby już leczyli i jak długo praktykują medycynę. Przekonują cię w ten sposób, abyś im zaufał, grzecznie usiadł i zgodził się na leczenie, które ci zaproponują. Następnie mówią ci, że niebawem zapadniesz na poważną chorobę, i jeśli nie poddasz się odpowiedniej kuracji, możesz nawet umrzeć. Każdy kiedyś umrze; ale czy to naprawdę ta choroba cię zabije? Niekoniecznie. Życie i śmierć każdego człowieka są w rękach Boga. To On decyduje o takich sprawach, a nie lekarze. Lekarze często posługują się tą metodą, aby oszukiwać ludzi. Ci spośród pacjentów, którzy są bojaźliwi i lękają się śmierci, wszędzie szukają porady medycznej i pozwalają lekarzom wypowiadać się na temat ich zdrowia. Jeśli ich lekarz mówi, że mogą zachorować na raka, wierzą mu i co prędzej każą mu się leczyć, aby nie ryzykować, że umrą na nowotwór. Czy w ten sposób nie straszą tylko niepotrzebnie samych siebie? (Owszem). Nie będziemy już teraz dłużej mówić o lekarzach i będziemy kontynuować naszą rozmowę o Xiaoxiao i Xiaoji. Ich zapatrywania, punkty widzenia i postawy wobec wszystkiego, co się wokół nich dzieje, nie mogłyby być doprawdy bardziej odmienne. Xiaoxiao to prawdziwy kłębek nerwów i otchłań zniechęcenia i negatywnego nastawienia, podczas gdy Xiaoji potrafi we właściwy sposób podejść do tego, co go spotyka. Ma rozum i osąd, jakie cechują zwykłe człowieczeństwo, i aktywnie stawia czoła temu, co mu się przytrafia. A przy tym nie przestaje też pełnić swego obowiązku. Trudno doprawdy o bardziej odmienne osoby niż ci dwaj. Kiedy coś złego spotyka Xiaoxiao, z miejsca uznaje on sytuację za beznadziejną i postępuje nierozważnie. Nie szuka właściwych metod i środków, aby zaradzić temu, co go spotkało, a przy tym jest bezkrytyczny, zagubiony, naiwny, uparty i nieprzejednany – a także dosyć złośliwy. Kiedy zaczyna chorować lub napotka jakieś trudności albo przytrafia mu się coś złego, ma nadzieję, że to samo przydarzy się również wszystkim innym. Nienawidzi Boga za to, że go przed tym nie ustrzegł, i pragnie wyładować jakoś swój gniew. Nie ma jednak odwagi wyładowywać go na innych, więc daje upust swej wściekłości i wyładowuje swój gniew na sobie samym. Czyż nie jest to przejaw nikczemnego usposobienia? (Owszem). Być urażonym, pełnym nienawiści i zawiści, gdy tylko jakaś drobna rzecz nie idzie po twojej myśli – to jest nikczemność. Kiedy natomiast coś złego spotyka Xiaoji, ten wykazuje się rozumem i osądem, jakie cechują zwykłe człowieczeństwo. Okazuje się mądry i dokonuje wyborów, jakich dokonywać powinien ktoś, kto posiada takie właśnie człowieczeństwo. Chociaż Xiaoji cierpiał na tę samą dolegliwość co Xiaoxiao, jego problem został ostatecznie rozwiązany, podczas gdy Xiaoxiao nigdy nie zdołał pozbyć się swego problemu, a jego stan stale się pogarszał i stawał się coraz poważniejszy. Problem Xiaoxiao rzeczywiście jest poważny i nie dotyczy jedynie choroby jego ciała: Xiaoxiao ujawnił usposobienie, jakie kryło się w głębi jego serca: obnażył swój własny upór, nieprzejednanie, głupotę i nikczemność. Na tym właśnie polega różnica między tymi dwoma ludźmi. Skoro macie już bardziej szczegółową wiedzę i zrozumienie tego, jak żyją ci dwaj mężczyźni, a także lepiej pojmujecie ich postawy i metody radzenia sobie z różnymi sprawami, możecie potem kontynuować rozmowę na ten temat, porównując się z nimi i wyciągając z tego odpowiednie wnioski. Wy sami powinniście, rzecz jasna, aktywnie wkraczać w różne sprawy, tak jak Xiaoji. Powinniście właściwie podchodzić do życia i starać się patrzeć na ludzi i sprawy oraz zachowywać się i działać w pełni zgodnie ze słowami Boga, mając prawdę za swoje kryterium, tak abyście mogli stać się kimś, kto dąży do prawdy. Nie możecie być tacy jak Xiaoxiao. Czyż nie tak? (Owszem). W ten właśnie sposób winniście praktykować i do tego dążyć.

Przyjrzymy się teraz ponownie temu, co omawialiśmy na naszym ostatnim zgromadzeniu. Rozmawialiśmy mianowicie o pierwszym aspekcie tych rzeczy, które ludzie w swoich wyobrażeniach uważają za dobre i słuszne – o dobrych zachowaniach – i wymieniliśmy sześć przykładów takich zachowań. Wszystkie one promowane są przez tradycyjną kulturę i są dobrymi zachowaniami, które ludzie lubią przejawiać w swoim prawdziwym życiu. Czy możecie Mi powiedzieć, o jakie zachowania chodziło? (Bycie dobrze wychowanym i rozsądnym, subtelnym, wyrafinowanym i uprzejmym; darzenie szacunkiem starszych i otaczanie troską najmłodszych oraz bycie miłym i przystępnym). Nie podaliśmy żadnych innych przykładów. Być może w ramach tradycyjnych kultur innych krajów istnieją pewne różnice w zakresie tych sześciu reprezentatywnych dobrych zachowań, postulowanych przez tradycyjną kulturę chińską, ale nie będziemy ich tutaj wymieniać. Ostatnim razem omówiliśmy i przeanalizowaliśmy po trosze pewne konkrety dotyczące tych sześciu rodzajów zachowania. Ogólnie rzecz biorąc, te dobre na pozór zachowania nie reprezentują tego, co pozytywne w człowieczeństwie, tym bardziej zaś nie świadczą o tym, że czyjeś usposobienie uległo zmianie – z pewnością też nie dowodzą, że ktoś rozumie prawdę i ją urzeczywistnia. Są to jedynie zewnętrzne zachowania, które człowiek jest w stanie dostrzec. Mówiąc prościej, są tym, co człowiek przejawia na zewnątrz. Te zewnętrzne przejawy to tylko pewne formy i konwenanse, które mają zastosowanie, gdy ludzie wchodzą z sobą w interakcje, dogadują się i żyją ze sobą. Do czego odnoszą się zatem słowa „formy i konwenanse”? Odnoszą się one do pewnych najbardziej powierzchownych spraw, na których widok ludzie czują się bardziej swobodnie. Sprawy te nawet w najmniejszym stopniu nie odzwierciedlają jednak ich istoty, ani myśli i poglądów, ani postawy wobec tego, co pozytywne, a tym bardziej nie dają wyobrażenia o ich stosunku do prawdy. Wymagania i standardy oceny, jakie ludzkość przyjmuje w odniesieniu do zewnętrznych zachowań, są jedynie formami i konwenansami, które ludzie potrafią zrozumieć i na które potrafią się zdobyć. Nie mają one absolutnie nic wspólnego z istotą człowieka. Bez względu na to, jak mili i przystępni na pozór mogą wydawać się ludzie, i bez względu na to, jak bardzo inni lubią, szanują, czczą i wielbią te zewnętrzne zachowania, które oni urzeczywistniają, nie oznacza to, że reprezentują oni sobą człowieczeństwo ani że ich natura i istota są dobre, pełne umiłowania tego, co pozytywne, lub obdarzone poczuciem sprawiedliwości; ani, tym bardziej, nie oznacza to, rzecz jasna, że są ludźmi, którzy potrafią dążyć do prawdy. Wszystkie te dobre zachowania, które zostały nagromadzone przez rodzaj ludzki, nie są niczym więcej jak tylko pewnymi zewnętrznymi przejawami i urzeczywistnianymi postawami, które ludzkość promuje, aby jakoś odróżnić się od innych form życia. Na przykład bycie dobrze wychowanym i rozsądnym, bycie subtelnym i wyrafinowanym oraz bycie uprzejmym – te dobre zachowania pokazują jedynie, że dana osoba jest na pozór dość dobrze wychowana, uprzejma, wykształcona i kulturalna, w przeciwieństwie do zwierząt, które nie przestrzegają żadnych zasad. Na przykład po jedzeniu lub piciu ludzie wycierają sobie usta rękoma lub serwetkami, aby oczyścić nieco twarz. Gdybyś jednak spróbował wytrzeć pysk psu po jedzeniu lub piciu, nie byłby z tego zadowolony. Zwierzęta nie rozumieją takich rzeczy. Dlaczego więc z ludźmi jest inaczej? Dlatego, że ludzie są „zwierzętami wyższego rzędu” i powinni takie rzeczy rozumieć. Tak więc te dobre zachowania są po prostu czymś, czym człowiek posługuje się po to, by regulować zachowania pewnej grupy biologicznej, jaką jest rodzaj ludzki, i co najwyżej sprawiają jedynie, że ludzkość odróżnia się w pewien sposób od niższych form życia. Nie mają one absolutnie nic wspólnego z właściwą postawą, dążeniem do prawdy czy oddawaniem czci Bogu. Oznacza to, że chociaż na pozór możesz spełniać standardy i wymogi, jakie stawia przed człowiekiem bycie dobrze wychowanym i rozsądnym, subtelnym i wyrafinowanym, i tak dalej, i choć możesz przejawiać te dobre zachowania, nie świadczy to jeszcze, że jesteś kimś, kto reprezentuje sobą człowieczeństwo albo kimś, kto posiada prawdę, czy też kimś, kto boi się Boga i stroni od zła. Nie oznacza to bynajmniej żadnej z tych rzeczy. Wręcz przeciwnie: oznacza jedynie, że po przejściu przez system nauczania odpowiednich zachowań i norm etykiety, twoja mowa, mimika, postawa, i tak dalej, stały się nieco bardziej zdyscyplinowane. Pokazuje to, że jesteś lepszy od zwierząt i masz choć trochę podobieństwa do człowieka – ale nie dowodzi, że jesteś kimś, kto dąży do prawdy. Można nawet stwierdzić, że nie ma to absolutnie nic wspólnego z dążeniem do prawdy. To, że przejawiasz te dobre zachowania, wcale nie oznacza, że masz odpowiednie warunki do tego, by dążyć do prawdy, a tym bardziej nie znaczy, że zyskałeś już prawdę i wkroczyłeś w jej rzeczywistość. Zupełnie nic to nie mówi o tych sprawach.

Każdy, kto trzymał w domu jako swego pupila kota lub psa, będzie czuł, że takie zwierzaki mają w sobie coś uroczego. Niektóre koty i psy potrafią nawet czasem odpowiednio się zachowywać. Bywa, że kot, który chce się dostać do pokoju swojego pana, miauczy kilkakrotnie przy drzwiach, zanim wejdzie. Jeśli jego pan milczy i na to nie reaguje, nie wchodzą do środka, i wejdą tylko wtedy, gdy ich właściciel powie: „No chodź”. Nawet koty są w stanie stosować się do tego rodzaju etykiety: potrafią zapytać o pozwolenie, nim wejdą do pokoju swego pana. Czy nie jest to pewien rodzaj dobrego zachowania? Jeśli nawet zwierzęta mogą przejawiać tego rodzaju dobre zachowania, to o ile wyżej od zwierząt stawiają ludzi ich własne dobre zachowania? Wyznaczają one jedynie pewien minimalny poziom zdrowego rozsądku, jaki ludzie winni posiadać – jest to coś, czego nie trzeba się uczyć, jest to bardzo normalna rzecz. Ludzie mogą mieć poczucie, że tego rodzaju dobre zachowanie jest właściwe i jest w stanie sprawić, że poczują się nieco bardziej komfortowo; ale czy urzeczywistnianie tych dobrych zachowań odzwierciedla jakość lub istotę ich człowieczeństwa? (Nie). Nie odzwierciedla. Są to jedynie pewne zasady i metody, którymi człowiek winien się kierować w swym działaniu – nie mają one absolutnie nic wspólnego z jakością i istotą jego człowieczeństwa. Weźmy na przykład koty i psy – co te zwierzęta mają z sobą wspólnego? Kiedy ludzie dają im coś do jedzenia, zwierzaki łaszą się do nich i wyrażają wdzięczność. Zarówno kot, jak i pies mają w swym repertuarze tego rodzaju zachowania i potrafią je przejawiać. Różni je zaś to, że ten pierwszy specjalizuje się w łapaniu myszy, podczas gdy ten drugi – w pilnowaniu domu. Kot może opuścić swojego pana w dowolnym czasie i miejscu; kiedy jest okazja się zabawić, kot potrafi zapomnieć o swoim właścicielu i zupełnie nie zwracać na niego uwagi. Pies natomiast nigdy nie opuści swego właściciela; jeśli uzna cię za swojego pana, to nawet jeśli zmieni właściciela, nadal będzie cię rozpoznawał i traktował jak swojego pana. Taka właśnie jest różnica między psami i kotami, jeśli chodzi o moralny aspekt ich zachowania oraz ich istotę. Teraz zaś porozmawiajmy o ludziach. Chociaż pośród zachowań, które człowiek uważa za dobre – takich jak bycie dobrze wychowanym i rozsądnym, uprzejmym, przystępnym i tak dalej – istnieją takie, które rzeczywiście przewyższają zachowania innych gatunków (to znaczy, to, co człowiek jest w stanie zrobić, przekracza możliwości innych gatunków), to jednak nie są one niczym więcej jak tylko zewnętrznymi zachowaniami i zasadami; są po prostu pewnymi postawami, które mają za zadanie normować ludzkie zachowania i odróżniać ludzi od innych form życia. Przejawianie tych dobrych zachowań może sprawiać, że ludzie mają poczucie, iż różnią się od innych form życia lub są od nich lepsi, ale faktem jest, że pod pewnymi względami ludzie zachowują się gorzej niż zwierzęta. Weźmy na przykład darzenie szacunkiem starszych i otaczanie troską najmłodszych. W królestwie zwierząt wilki robią to lepiej niż ludzie. W wilczym stadzie dorosłe osobniki opiekują się szczenięciem bez względu na to, do kogo ono należy. Nie będą się nad nim znęcać ani robić mu krzywdy. Człowiek nie postępuje w ten sposób i pod tym względem rodzaj ludzki gorszy jest od stada wilków. Jakiego rodzaju szacunek dla starszych i troskę o najmłodszych wykazuje bowiem ludzkość? Czy ludzie naprawdę są w stanie zdobyć się na takie odruchy? Większość z nich nie potrafi „troszczyć się o najmłodszych”; ludzie nie przejawiają tego rodzaju dobrego zachowania, co oznacza, że nie posiadają tego rodzaju człowieczeństwa. Na przykład, kiedy dziecko jest ze swoimi rodzicami, będą całkiem mili i przystępni, rozmawiając z takim malcem – ale kiedy jego rodziców nie ma w pobliżu, z ludzi wychodzi demoniczna strona ich natury. Jeśli dziecko się do nich odezwie, będą je ignorować, lub nawet uznają, że się im naprzykrza i zaczną się nad nim znęcać. Jakże są niegodziwi! W wielu krajach świata handel dziećmi jest na porządku dziennym – jest to problem o wymiarze globalnym. Jeśli ludzie nie przejawiają nawet tego rodzaju dobrego zachowania, jakim jest darzenie szacunkiem starszych i otaczanie troską najmłodszych, i nie czują najmniejszych choćby wyrzutów sumienia, gdy znęcają się nad dziećmi, to powiedzcie Mi, jakie reprezentują sobą człowieczeństwo? Wciąż udają, że szanują starszych i troszczą się o najmłodszych, ale to tylko pozory. Dlaczego podaję ten przykład? Ponieważ mimo tego, że ludzkość postuluje te dobre zachowania i proponuje takie wymogi i normy dotyczące ludzkiego zachowania, skażona istota człowieka nigdy się nie zmieni, niezależnie od tego, czy ludzie będą w stanie tym postulatom, normom i wymogom sprostać, czy też jak wiele dobrych zachowań będą przejawiać. Kryteria odnoszące się do tego, jak człowiek patrzy na ludzi i sprawy, a także do jego zachowania i działania, wynikają bowiem wyłącznie z myśli i poglądów zdeprawowanej ludzkości i określane są przez jej skażone skłonności. Chociaż wymagania i standardy, które ludzkość proponuje, uważane są za dobre i wysokie, to czy ludzie są w stanie im sprostać? (Nie). W tym właśnie tkwi problem. Nawet jeśli ktoś zachowuje się na pozór nieco lepiej, i jest za to nagradzany i zyskuje uznanie, także i to podszyte jest oszustwem i udawaniem, ponieważ, jak każdy gotów przyznać, nietrudno jest czynić dobro przez pewien czas – cała trudność w tym, by robić to przez całe życie. Jeśli ktoś jest naprawdę dobrym człowiekiem, dlaczego tak trudno mu czynić dobro? Zatem żaden człowiek nie jest w stanie sprostać tak zwanym „dobrym” i powszechnie uznawanym standardom ludzkości. Wszystko to tylko przechwałki, oszustwo i fikcja. Nawet jeśli ludzie na pozór są w stanie spełniać kilka spośród tych norm i przejawiać nieco dobrych zachowań – takich jak bycie dobrze wychowanym i rozsądnym, subtelnym, wyrafinowanym i uprzejmym, darzenie szacunkiem starszych i otaczanie troską najmłodszych oraz bycie miłym i przystępnym – choć więc ludzie mogą robić i przejawiać niektóre z tych rzeczy, to są w stanie to czynić tylko przez krótki czas, doraźnie lub w jakimś nietrwałym środowisku. Wykazują takie przejawy tylko wtedy, gdy jest im to potrzebne. Kiedy tylko coś dotyka ich statusu, dumy, bogactwa, interesów, czy nawet ich losu i perspektyw, w gwałtowny sposób wydobywa się z nich ich prawdziwa natura oraz srogie i okrutne wewnętrzne „ja”. Wtedy nie będą się już wydawać dobrze wychowani i rozsądni, subtelni, wyrafinowani i uprzejmi, darzący szacunkiem starszych i troską najmłodszych, mili ani przystępni. Zamiast tego będą ze sobą walczyć i spiskować przeciwko sobie nawzajem, usiłując przechytrzyć jeden drugiego, wzajemnie się wrabiając i zabijając. Takie rzeczy zdarzają się aż nazbyt często – w imię własnych interesów, dla statusu lub władzy, przyjaciele, krewni, a nawet ojcowie i synowie będą próbowali wzajemnie się pozabijać, aż tylko jeden z nich pozostanie przy życiu. To pożałowania godne położenie, w jakim znajdują się ludzie, jest wyraźnie widoczne. Dlatego właśnie bycie dobrze wychowanym i rozsądnym, subtelnym, wyrafinowanym i uprzejmym, darzenie szacunkiem starszych i otaczanie troską najmłodszych oraz bycie miłym i przystępnym, można nazwać jedynie wytworami pewnych przemijających okoliczności. Żaden człowiek nie jest w stanie prawdziwie urzeczywistniać tych zachowań – nie potrafili tego nawet mędrcy i inne wielkie postaci powszechnie darzone przez Chińczyków czcią. Wszystkie te nauki i teorie są zatem niedorzeczne. Wszystkie są czystym nonsensem. Ludzie, którzy dążą do prawdy, potrafią rozstrzygać kwestie dotyczące ich osobistych interesów zgodnie ze słowami Boga, mając prawdę za swoje kryterium, a także są w stanie praktykować prawdę i podporządkować się Bogu. Dzięki temu rzeczywistość prawdy, którą posiadają, przewyższa standardy dobrego zachowania uznawane przez rodzaj ludzki. Ci zaś, którzy nie dążą do prawdy, nie potrafią przekroczyć bariery własnych interesów i przez to nie mogą wprowadzać prawdy w życie. Nie są nawet w stanie przestrzegać reguł takich jak zasady dobrego zachowania. Jakie są zatem podstawy ich poglądów na ludzi i sprawy oraz ich zachowania i działania, i na jakich kryteriach poglądy te i działania się opierają? Bez wątpienia są to jedynie reguły i doktryny, szatańskie prawa i filozofie, a nie słowo Boże czy prawda. Dzieje się tak dlatego, że ludzie ci nie przyjmują prawdy i dbają tylko o własne interesy, więc, siłą rzeczy, nie są w stanie wprowadzać prawdy w życie. Nie potrafią nawet trzymać się dobrych zachowań – próbują je udawać, ale nie są w stanie podtrzymywać pozorów. W ten sposób ujawniają swe prawdziwe oblicze. W imię własnych interesów będą walczyć, kraść i rabować, będą knuć spiski i intrygi, będą oszukiwać, karać innych, a może nawet kogoś zabiją. Są w stanie robić wszystkie te podłości – czyż nie ujawnia się w tym ich prawdziwa natura? A kiedy ich natura zostaje zdemaskowana, inni mogą z łatwością dostrzec podstawy ich słów i czynów oraz intencje, które się za nimi kryją. Inni mogą wówczas stwierdzić, że ludzie ci żyją w pełni zgodnie z szatańskimi filozofiami, że podstawą ich poglądów na ludzi i sprawy oraz ich zachowania i działania są filozofie szatana. Na przykład: „Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego”, „Pieniądz rządzi światem”, „Póki życia, póty nadziei”, „Mały umysł nie czyni dżentelmena, a prawdziwy mężczyzna nie jest pozbawiony złośliwości”, „Jeśli nie będziesz dla mnie miły, ja nie będę wobec ciebie sprawiedliwy”, „Posmakuj własnego lekarstwa” i tak dalej – te właśnie szatańskie rozumowania i prawa przejmują kontrolę w ludzkich wnętrzach. Kiedy ludzie żyją zgodnie z tymi zapatrywaniami, dobre zachowania, takie jak bycie dobrze wychowanym i rozsądnym, subtelnym, wyrafinowanym i uprzejmym oraz darzenie szacunkiem starszych i otaczanie troską najmłodszych, i tak dalej, stają się maskami, którymi ludzie posługują się jedynie po to, aby się za nimi ukryć; stają się tylko pozorami. Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ fundamenty i prawa, na których ludzie tak naprawdę się w życiu opierają, stanowią rzeczy wpojone człowiekowi przez szatana, a nie prawdę. A zatem najbardziej nawet elementarnie rozumiane sumienie i moralność człowieka nie mają żadnego wpływu na kogoś, kto nie miłuje prawdy. Kiedy wydarzy się coś, co związane jest z interesami takiej osoby, w gwałtowny sposób wyjdzie z niej jej prawdziwe „ja” i wówczas ludzie zobaczą jej prawdziwe oblicze. Powiedzą wtedy, wstrząśnięci do głębi: „Czyż to nie ten sam człowiek, który jest zwykle taki łagodny, uprzejmy i kulturalny? Dlaczego zatem, gdy coś mu się przytrafia, wydaje się zmieniać w kogoś zupełnie innego?”. W rzeczywistości ten ktoś bynajmniej się nie zmienił: po prostu jego prawdziwe „ja” nie zostało dotąd ujawnione i zdemaskowane. Wszystko, co tacy ludzie robią, kiedy sprawy nie dotyczą ich interesów i zanim rozpocznie się bezpardonowa walka, jest jedynie oszustwem i stwarzaniem pozorów. Prawem i podstawą ich egzystencji – co wchodzi na jaw, gdy ich interesy są zagrożone lub doznają uszczerbku, i kiedy ludzie tacy przestają się maskować – jest ich własna natura i istota, oraz to, kim naprawdę są. Tak więc bez względu na to, jakiego rodzaju dobre zachowania przejawia dana osoba – niezależnie od tego, jak nieskazitelne jej zachowanie wydaje się innym ludziom – nie znaczy to, że jest ona kimś, kto dąży do prawdy i miłuje to, co pozytywne. W każdym razie zaś nie oznacza to, że ktoś taki reprezentuje sobą zwykłe człowieczeństwo, a tym bardziej nie znaczy, że jest godzien zaufania i warto się z nim zadawać.

Pośród przykładów dobrych zachowań wymieniliśmy bycie dobrze wychowanym i rozsądnym, subtelnym, wyrafinowanym i uprzejmym, darzenie szacunkiem starszych i otaczanie troską najmłodszych oraz bycie miłym i przystępnym. Teraz zaś omówimy nieco bardziej szczegółowo przykład: darzenie szacunkiem osób starszych i otaczanie troską najmłodszych. Jest to coś zupełnie normalnego w życiu człowieka. Takie zachowania potrafią występować u niektórych gatunków zwierząt; a zatem, siłą rzeczy, tym bardziej powinny pojawiać się pośród ludzi, którzy mają wszak sumienie i rozum. Ludzie winni przestrzegać tej reguły zachowania lepiej niż inne gatunki, w sposób bardziej konkretny i praktyczny niż one, zamiast traktować ją jedynie powierzchownie. Ludzie powinni lepiej od innych gatunków stosować się do tego wymogu dobrego zachowania dotyczącego darzenia szacunkiem starszych i otaczania troską najmłodszych, ponieważ posiadają oni sumienie i rozum, których inne gatunki nie mają. Poprzez spełnianie tego wymogu dotyczącego dobrego zachowania, ludzie winni być w stanie wykazać, że ich człowieczeństwo jest czymś, co przewyższa istotę pozostałych gatunków; czymś, co ich od innych gatunków odróżnia. Ale czy ludzie rzeczywiście tak postępują? (Nie). A czy ludzie wykształceni i posiadający wiedzę tak właśnie czynią? (Oni też tego nie robią). Odłóżmy teraz na bok zwykłych ludzi i porozmawiajmy o tym, co dzieje się pośród elity i na królewskim dworze. W chwili obecnej w kilku krajach rozgrywają się rozliczne pałacowe dramaty, ujawniające wiele spośród burzliwych historii, jakie mają miejsce w rodzinach królewskich. Mieszkańcy pałaców i zwykli ludzie są do siebie podobni pod tym względem, że jedni i drudzy kładą duży nacisk na hierarchie oparte na starszeństwie. Mieszkańcy królewskich dworów i pałaców odebrali bardziej gruntowną i szczegółową niż zwykli ludzie edukację w kwestii dobrego zachowania, jakim jest darzenie szacunkiem starszych i otaczanie troską najmłodszych, i przedstawiciele młodszych pokoleń rodzin królewskich są lepsi jeśli chodzi o słuchanie i okazywanie szacunku starszym niż zwykli ludzie – ogromną rolę odgrywa w tym dworska etykieta. Jeśli bowiem chodzi o darzenie szacunkiem starszych i otaczanie troską najmłodszych, to mieszkańcom królewskich pałaców stawiane są szczególnie wysokie wymagania, których muszą przestrzegać co do joty. Na pozór wydaje się, że tak samo jak zwykli ludzie stosują się oni do wymogu tradycyjnej kultury, by darzyć szacunkiem starszych i otaczać troską najmłodszych – a jednak, bez względu na to, jak ściśle go przestrzegają, i w jak właściwy czynią to sposób, jak wydają się przy tym porządni i nieskazitelni, za fasadą tego nienagannego na pozór zachowania kryją się wszelkiego rodzaju rozgrywki dotyczące przekazywania władzy i przepychanki pomiędzy rozmaitymi siłami: pomiędzy ojcami i synami, wnukami i dziadkami, sługami i panami, ministrami i monarchami. Na pierwszy rzut oka wszyscy oni zdają się przestrzegać tego najbardziej fundamentalnego kryterium zachowania, jakim jest darzenie szacunkiem starszych i otaczanie troską najmłodszych. Ale ponieważ wchodzi tu w grę władza monarsza oraz różne inne siły, ta zewnętrzna manifestacja zachowania nie odgrywa tutaj żadnej faktycznej roli. To zachowanie nie jest w stanie w żaden sposób wpłynąć na ostateczny rezultat przekazywania władzy monarszej oraz rywalizacji rozmaitych sił. Rzecz jasna, ten rodzaj dobrego zachowania z zasady nie jest w stanie powstrzymać kogoś, kto pragnie tronu dla siebie czy też ma ambicję sięgnąć po władzę. Zwykli ludzie przestrzegają przekazanej im przez przodków reguły, każącej im darzyć szacunkiem starszych i otaczać troską najmłodszych. Także i oni żyją pośród wszelkich ograniczeń, jakie reguła ta im narzuca. Jednak bez względu na to, jak wiele rozmaitych interesów wchodzi w grę w danej sytuacji, lub do jakich dochodzi zmagań, gdy interesy te się z sobą ścierają, zwykli ludzie są potem w stanie nadal żyć razem. Natomiast na dworach i w rodzinach królewskich sprawy mają się inaczej, ponieważ ich interesy i spory o władzę mają o wiele większe znaczenie. Ich członkowie nieustannie ze sobą walczą, a ostateczny tego rezultat wygląda tak, że zwycięzcy zostają królami, a przegrani – przestępcami; albo jedna, albo druga strona traci życie. Zarówno zwycięzcy, jak i przegrani przestrzegają zasady, iż należy darzyć szacunkiem starszych i otaczać troską najmłodszych, ale ponieważ każdy z nich dzierży większą bądź mniejszą władzę i ma odmienne pragnienia i ambicje – lub też z uwagi na dysproporcję sił każdej ze stron – jednym w końcu udaje się przetrwać, podczas gdy inni zostają unicestwieni. Co o tym decyduje? Czy chodzi o regułę, która każe darzyć szacunkiem starszych i otaczać troską najmłodszych? (Nie). Co zatem o tym decyduje? (Szatańska natura człowieka). Do czego zmierzam, mówiąc wam to wszystko? Chodzi Mi o to, że te zasady, te nowatorskie tak zwane dobre zachowania rodzaju ludzkiego, nie są w stanie absolutnie o niczym decydować. To, jaką ktoś kroczy ścieżką, nawet w najmniejszym stopniu nie zależy od tego, czy – jeśli chodzi o swe zewnętrzne zachowania – jest dobrze wychowany i rozsądny, miły oraz darzy szacunkiem starszych i otacza troską najmłodszych; decyduje o tym natura człowieka. Krótko mówiąc, dom Boży nie propaguje tych maksym dotyczących dobrego zachowania, które powstały pośród rodzaju ludzkiego. Te zachowania, które człowiek uważa za dobre, nie są bowiem niczym więcej jak tylko pewnym rodzajem dobrego zachowania i czymś, co przejawia się na zewnątrz; nie reprezentują one prawdy, a jeśli ktoś demonstruje te dobre zachowania i wykazuje takie przejawy zewnętrzne, nie znaczy to jeszcze, że praktykuje prawdę, ani tym bardziej nie oznacza to, że do niej dąży.

Skoro zatem te zachowania, które człowiek uważa za dobre, nie pochodzą od Boga ani nie są zalecane przez dom Boży, a tym bardziej nie są zgodne z wolą Bożą, i skoro są sprzeczne ze słowami Boga i stawianymi przez Niego wymaganiami, to czy Bóg ma również pewne wymogi dotyczące zachowania rodzaju ludzkiego? (Owszem). Bóg również przedstawił pewne zalecenia dotyczące zachowania wiernych, którzy za Nim podążają. Różnią się one od wymagań, jakie Bóg postawił człowiekowi w odniesieniu do prawdy, i są nieco prostsze, lecz zawierają jednak pewne konkrety. Jakie zatem wymagania stawia Bóg tym, którzy za Nim podążają? Na przykład zachowywanie przyzwoitości godnej świętych – czyż nie jest to wymóg dotyczący zachowania człowieka? (Owszem). Kolejne dotyczą tego, aby nie być rozwiązłym, zachowywać powściągliwość, nie nosić wyzywających ubrań, nie palić ani nie pić alkoholu, nie bić innych ani nie znęcać się nad nimi werbalnie, a także nie oddawać czci bożkom, szanować swych rodziców, i tak dalej. Są to wszystko wymogi dotyczące zachowania, które Bóg stawia swoim wyznawcom. Są to najbardziej podstawowe wymagania i nie wolno ich lekceważyć. Bóg ma konkretne wymagania odnośnie do zachowania tych, którzy za Nim podążają, i różnią się one od reguł dobrego zachowania dyktowanych przez niewierzących. Te dobre zachowania postulowane przez niewierzących sprawiają jedynie, że ludzie przemieniają się w zwierzęta wyższego rzędu, a tym samym odróżniają ich od innych, bardziej pospolitych zwierząt. Natomiast wymagania, jakie Bóg stawia swoim wyznawcom, odróżniają ich od niewierzących; od ludzi, którzy nie wierzą w Boga. Nie mają one na celu sprawić, by ludzie odróżniali się od zwierząt. W przeszłości mówiło się również, że mają one ludzi „uświęcać”. Jest to wprawdzie określenie nieco przesadzone i nieścisłe, ale Bóg rzeczywiście przedstawił swoim wyznawcom pewne wymagania dotyczące ich zachowania. Powiedzcie Mi, jakie są to wymogi? (By zachowywać przyzwoitość godną świętych, nie być rozwiązłym, być powściągliwym, nie nosić wyzywających ubrań, nie palić ani nie pić alkoholu, nie bić innych ani nie znęcać się nad nimi werbalnie, nie czcić bożków i szanować swych rodziców). A czy oprócz wyżej wymienionych są jeszcze jakieś inne? (Nie przywłaszczać sobie cudzej własności, nie kraść, nie składać fałszywego świadectwa, nie popełniać cudzołóstwa). Słusznie; są jeszcze i takie wymogi. Stanowią one część prawa i są to pewne wymagania, które Bóg na samym początku wysunął w odniesieniu do zachowania rodzaju ludzkiego i które pozostają w mocy i są realne także i dziś. Bóg posługuje się tymi wymaganiami, aby unormować zachowanie swych wyznawców, co oznacza, że te właśnie zewnętrzne zachowania są znakiem rozpoznawczym tych, którzy podążają za Bogiem. Jeśli demonstrujesz takie zachowania i przejawiasz takie cechy, w takim stopniu, że gdy inni na ciebie spojrzą, wiedzą, że jesteś człowiekiem wierzącym w Boga, to będą cię co najmniej aprobować i podziwiać. Będą mówili, że zachowujesz przyzwoitość godną świętych, że wyglądasz jak człowiek, który wierzy w Boga, a nie jak niewierzący. Niektórzy spośród tych, którzy w Niego uwierzyli, pozostają bowiem tacy sami jak niewierzący: często palą, piją alkohol, biją się i awanturują. Są nawet tacy, którzy kradną i dopuszczają się cudzołóstwa. Zupełnie nie panują nad swym zachowaniem, które jest niezgodne ze słowami Boga, a gdy niewierzący na nich patrzy, zapytuje: „Czy ten ktoś naprawdę wierzy w Boga? Dlaczego zatem niczym nie różni się od niewierzących?”. Inni nie darzą kogoś takiego podziwem ani mu nie ufają, więc kiedy próbuje on głosić ewangelię, ludzie jej nie przyjmują. Jeżeli ktoś potrafi czynić to, czego Bóg wymaga od człowieka, to jest człowiekiem miłującym to, co pozytywne, ma serce pełne życzliwości i reprezentuje sobą zwykłe człowieczeństwo. Ktoś taki jest w stanie wcielać słowa Boże w życie zaraz po tym, jak je usłyszy; w tym zaś, co praktykuje, nie ma ani krzty udawania, ponieważ postępuje w ten właśnie sposób przynajmniej dlatego, że tak podpowiada mu sumienie i rozum. W jaki sposób zaś konkretne wymagania Boga wobec człowieka różnią się od propagowanych przez rodzaj ludzki dobrych zachowań? (Boże wymagania wobec człowieka są w całej rozciągłości możliwe do spełnienia i są w stanie umożliwić ludziom urzeczywistnianie zwykłego człowieczeństwa, podczas gdy tradycyjna kultura domaga się od nich jedynie pewnych zachowań, które są na pokaz, i nie pełnią żadnej konkretnej funkcji). Racja. Wszystkie te dobre zachowania, których wymaga od człowieka tradycyjna kultura, są tylko udawaniem i stwarzaniem pozorów. Wszystkie one są fikcją. Ci, którzy się ich trzymają, mogą sypać miłymi słówkami, ale w ich wnętrzu sprawy mają się zupełnie inaczej. Te dobre zachowania są jedynie maską, złudzeniem. Nie są czymś, co wypływa z istoty czyjegoś człowieczeństwa; są to przebrania, które człowiek przywdziewa ze względu na swoją dumę, reputację i status. To tylko przedstawienie, pewien rodzaj obłudnej postawy; coś, co człowiek celowo odgrywa, aby inni mogli to zobaczyć. Czasami ludzie nie potrafią rozpoznać, czy zachowanie danej osoby jest autentyczne, czy fałszywe, lecz z czasem wszyscy ujrzą jej prawdziwe oblicze. Jest dokładnie tak, jak było z obłudnymi faryzeuszami, którzy demonstrowali tak wiele dobrych na pozór zachowań i tak wiele przejawów tej ich tak zwanej pobożności, lecz kiedy Pan Jezus przyszedł, aby wyrazić prawdę i dokonać dzieła odkupienia, potępili Go i ukrzyżowali, ponieważ brzydzili się prawdą i nienawidzili jej. Dowodzi to, że dobre zachowania i zewnętrzne postawy ludzi nie odzwierciedlają ich natury i istoty. Są zupełnie niezwiązane z ludzką naturą i istotą. Natomiast reguły, których przestrzegania wymaga od człowieka Bóg, mogą być wprowadzane w życie i faktycznie urzeczywistniane, o ile tylko ktoś naprawdę wierzy w Boga i posiada sumienie oraz rozum. Powinieneś więc tak właśnie czynić, bez względu na to, czy robisz to na oczach innych, czy za ich plecami; niezależnie od tego, jaka jest istota twego człowieczeństwa, musisz spełniać te wymagania, które stawia Bóg. Skoro podążasz za Bogiem, musisz się hamować i praktykować zgodnie z Jego słowami bez względu na to, jak uciążliwe jest twoje skażone usposobienie. Po pewnym okresie takiego doświadczania doznasz prawdziwego wejścia i naprawdę się zmienisz. Taka prawdziwa zmiana jest bardzo realna.

Zróbmy sobie teraz krótkie podsumowanie: jakiego rodzaju wymagania stawia Bóg w odniesieniu do ludzkiego zachowania? Ludzie muszą być wierni zasadom i powściągliwi oraz muszą żyć godnie, tak aby inni ich szanowali, i niczego przy tym nie udawać. Takie są Boże wymagania dotyczące zachowania człowieka. Oznacza to, że człowiek musi praktykować w ten właśnie sposób i posiadać tego rodzaju rzeczywistość niezależnie od tego, czy przebywa w obecności innych, czy też nie, w jakim środowisku się znajduje lub z kim ma akurat do czynienia. Zwykli ludzie powinni wykazać się posiadaniem takiej rzeczywistości; jest to minimum tego, co człowiek winien czynić, jeśli chodzi o prowadzenie się. Powiedzmy, na przykład, że ktoś mówi bardzo głośno, ale nie znęca się werbalnie nad innymi ani nie używa wulgarnego języka, a to, co mówi, jest zgodne z prawdą i faktami oraz nie uwłacza innym ludziom. Nawet jeśli ten człowiek mówi o kimś, że jest zły, lub że do niczego się nie nadaje, opiera się to na faktach. Choć jego słowa i czyny nie są zgodne z postulowanymi przez niewierzących wymogami, mówiącymi o tym, że należy być miłym oraz subtelnym i wyrafinowanym, treść i podstawa jego wypowiedzi, jak również zasady, którymi się kieruje, zabierając głos, sprawiają, że żyje w sposób godny i uczciwy. To właśnie znaczy być wiernym zasadom. Ktoś taki nie wypowiada się bowiem w sposób niefrasobliwy o sprawach, o których nie ma pojęcia, ani też arbitralnie nie ocenia ludzi, których nie jest w stanie jednoznacznie zrozumieć. Choć na pozór nie wydaje się zbyt łagodny i nie spełnia głoszonej przez niewierzących normy zachowania, zgodnie z którą należy być kulturalnym i przestrzegać określonych reguł, to ponieważ w głębi serca boi się Boga i jest powściągliwy w słowach i czynach, to, co urzeczywistnia, znacznie przewyższa zachwalane przez rodzaj ludzki zachowania, takie jak bycie dobrze wychowanym i rozsądnym, subtelnym i wyrafinowanym oraz uprzejmym. Czy nie jest to przejaw bycia powściągliwym i pryncypialnym? (Owszem). Tak czy inaczej, jeśli przyjrzycie się uważnie wymaganiom dotyczącym dobrego zachowania, jakie Bóg stawia swoim wyznawcom, które z nich nie jest konkretną regułą odnoszącą się do tego, co ludzie winni urzeczywistniać w praktyce? Które z nich każe ludziom się maskować? Żadne, nieprawdaż? Jeżeli macie w tej kwestii jakiekolwiek wątpliwości, możecie je teraz przedstawić. Niektórzy, na przykład, mogą stwierdzić: „Kiedy Bóg mówi, aby nie bić innych ani nie znęcać się nad nimi werbalnie, wydaje się to nieco obłudne, ponieważ nawet teraz są ludzie, którzy czasami stosują przemoc słowną wobec innych, a Bóg ich nie potępia”. Kiedy Bóg mówi, by nie znęcać się werbalnie nad innymi, do czego odnosi się to „werbalne znęcanie się”? (Do sytuacji, w której ktoś daje upust emocjom z uwagi na swe skażone usposobienie). Dawanie upustu emocjom, używanie wulgaryzmów – to właśnie jest przemoc słowna. Jeśli to, co się o kimś mówi, jest nieprzyjemne, lecz zgodne z jego skażoną istotą, to nie jest to przemoc słowna. Załóżmy, na przykład, że ktoś zakłócił i utrudnił pracę kościoła i uczynił wiele zła, a ty mu powiesz: „Uczyniłeś tyle zła! Jesteś łajdakiem! Nie jesteś człowiekiem!”. Czy wówczas można to uznać za werbalne znęcanie się nad drugim człowiekiem? Albo za przejaw jakiejś skażonej skłonności? A może za dawanie upustu emocjom lub brak przyzwoitości godnej świętych? (Wypowiedź ta zgodna jest z faktami, więc nie można uznać jej za przemoc słowną). Słusznie, nie można, jest bowiem zgodna z faktami – są to słowa prawdy, wypowiedziane szczerze i nic się za nimi nie kryje ani nie czai. Być może wypowiedź ta nie licuje z byciem dobrze wychowanym i rozsądnym lub subtelnym i wyrafinowanym, ale odpowiada wszak faktom. Zbesztana w ten sposób osoba przyrówna samą siebie do treści tych słów i dokona samooceny, dzięki czemu zrozumie, że została zrugana, ponieważ zrobiła coś nie tak i uczyniła wiele zła. Wówczas zaś znienawidzi samą siebie, myśląc: „Naprawdę jestem do niczego! Tylko łajdak mógł zrobić to, czego się dopuściłam! Naprawdę nie jestem człowiekiem! Ten, kto mnie w ten sposób skarcił, miał słuszność i dobrze zrobił!”. Kiedy już to zaakceptuje, zyska trochę wiedzy o własnej naturze i istocie, a doświadczywszy przez pewien czas takich sytuacji i obnażania, okaże prawdziwą skruchę. Na przyszłość będzie zaś wiedzieć, że winna poszukiwać zasad podczas wykonywania swojego obowiązku. Czyż więc to, że została zbesztana, nie otwarło jej oczu? Czy nie ma zatem pewnej różnicy między takim besztaniem a „przemocą słowną”, o której mowa w Bożym wymaganiu, aby ludzie nie znęcali się słownie nad innymi? (Owszem, jest tutaj pewna różnica). Na czym więc różnica ta polega? Co oznacza sformułowanie „przemoc słowna” w Bożym wymogu, by ludzie nie znęcali się werbalnie nad innymi? Jednym z jej aspektów jest to, że jeśli treść wypowiedzi i same słowa są wulgarne, to nie jest to dobre. Bóg wcale nie życzy sobie słyszeć wulgarnego języka z ust swoich wyznawców. Nie lubi słuchać takich słów. Jeśli jednak przy okazji ujawniania pewnych faktów padnie kilka niemiłych słów, to w takich wypadkach robi się wyjątek. Wówczas nie jest to przemoc słowna. A oto kolejny aspekt tego zagadnienia: co jest istotą zachowania określanego mianem przemocy słownej? Czyż nie jest to gwałtowny przejaw nadmiernej porywczości? Jeśli jakiś problem można wytłumaczyć w sposób jasny i przejrzysty poprzez zwykłą rozmowę, napominanie i porozumienie, to po co zamiast tego znęcać się nad kimś werbalnie? Takie postępowanie nie jest dobre; jest niewłaściwe. W porównaniu z tymi pozytywnymi metodami przemoc słowna nie jest normalnym sposobem postępowania, który należy obrać. Jest to dawanie upustu swym emocjom i ujawnianie nadmiernej porywczości, a Bóg nie życzy sobie, aby ludzie traktowali takie zachowanie jako sposób radzenia sobie z jakimikolwiek sprawami. Kiedy ludzie przejawiają nadmierną porywczość i dają upust emocjom, ich zachowanie często sprowadza się do tego, że posługują się językiem po to, aby znęcać się werbalnie nad innymi i ich atakować. Wówczas zaś skłonni są powiedzieć wszystko to, co jest najbardziej nieprzyjemne dla tej drugiej osoby i wszystko, co tylko może ją zranić i uśmierzyć ich własny gniew. A kiedy już skończą, okazuje się, że zhańbili i zranili nie tylko tego drugiego człowieka, lecz także i samych siebie. Nie jest to postawa czy metoda, jaką wyznawcy Boga winni przyjmować przy załatwianiu rozmaitych spraw. Ponadto zdeprawowane istoty ludzkie zawsze są skore do zemsty, do wyładowania swych emocji i własnego niezadowolenia, do przejawiania nadmiernej porywczości. Na każdym kroku chcą znęcać się werbalnie nad innymi, a kiedy pojawiają się jakieś problemy – czy to poważne, czy błahe – natychmiast przejawiają zachowanie zwane przemocą słowną. Robią to nawet wtedy, gdy wiedzą, że nie rozwiąże to problemu. Czyż nie jest to iście szatańskie zachowanie? Robią to nawet wtedy, gdy są same w swoich domach, i kiedy nikt ich nie słyszy. Czyż nie jest to dawanie upustu swym emocjom? Czy nie jest to ujawnianie nadmiernej porywczości? (Owszem). Ujawnianie nadmiernej porywczości i dawanie upustu emocjom, ogólnie rzecz biorąc, oznacza traktowanie porywczości jako sposobu podchodzenia do różnych spraw i radzenia sobie z nimi; oznacza to stawianie wszystkiemu czoła z postawą odznaczającą się porywczością, a jednym z typowych dla takiej postawy zachowań i jej przejawów jest właśnie przemoc słowna. Skoro taka jest istota przemocy słownej, czy nie jest dobrą rzeczą, że Bóg wymaga od człowieka, by się jej nie dopuszczał? (Owszem). Czyż nie jest to rozsądne ze strony Boga, że wymaga od niego, by nie znęcał się werbalnie nad innymi? Czyż nie jest to z korzyścią dla człowieka? (Owszem). W ostatecznym rozrachunku ten Boży wymóg, by człowiek nie bił innych ani nie znęcał się nad nimi werbalnie, ma na celu skłonienie ludzi do zachowywania powściągliwości i zapobieżenie temu, by nieustannie żyli miotani emocjami i wybuchami swej nadmiernej porywczości. Bez względu bowiem na to, co dokładnie ludzie mówią, kiedy znęcają się nad kimś werbalnie, tym, co wylewa się z tych, którzy żyją w ten właśnie sposób, jest pewna skażona skłonność. A jakaż to skłonność? W najlepszym wypadku chodzi o złośliwość i arogancję. Czy wolą Boga jest, aby jakikolwiek problem rozwiązywany był poprzez przejawianie jakiejś skażonej skłonności? (Nie). Bóg nie życzy sobie, aby Jego wyznawcy posługiwali się takimi metodami w odniesieniu do żadnych rzeczy, które wokół nich się dzieją, co oznacza, że Bogu nie podoba się, gdy ludzie podchodzą do wszystkiego, co się wokół nich dzieje, w taki sposób, że biją innych i znęcają się nad nimi werbalnie. Poprzez słowne znęcanie się nad ludźmi nie można rozwiązać żadnych problemów, a stosowanie przemocy słownej negatywnie wpływa na twoją zdolność do postępowania zgodnie z zasadami. Mówiąc najłagodniej, nie jest to wcale zachowanie pozytywne, ani takie, jakie winni przejawiać ludzie reprezentujący sobą zwykłe człowieczeństwo. Dlatego właśnie Bóg wysunął wobec tych, którzy za Nim podążają, wymóg, aby nie bili innych ani nie stosowali wobec nich przemocy słownej. „Przemoc słowna” zawiera w sobie emocje i nadmierną porywczość. Do czego konkretnie odnosi się tutaj słowo „emocje”? Obejmuje ono nienawiść i przekleństwa, życzenie innym nieszczęścia, liczenie na to, że dostaną to, na co sobie rzekomo zasłużyli, oraz żywienie nadziei, że źle skończą. Mówiąc ściśle, „emocje” obejmują takie właśnie negatywne rzeczy. Co oznacza zatem „nadmierna porywczość”? Określenie to oznacza wyładowywanie emocji przy użyciu ekstremalnych, pasywnych, negatywnych i złych metod oraz pragnienie, aby niechciane rzeczy zniknęły, a nielubianych ludzi spotkało coś złego, by można było cieszyć się z ich nieszczęścia wedle własnego życzenia. To właśnie jest nadmierna porywczość. Co zawiera w sobie taka porywczość? Nienawiść, wrogość i przekleństwa, a także trochę złej woli – wszystkie te rzeczy obejmuje pojęcie porywczości. Czy któreś z nich mają pozytywny wydźwięk? (Nie). W jakim stanie jest ktoś, kto żyje miotany takimi emocjami i wybuchami własnej nadmiernej porywczości? Czyż nie jest gotów lada moment przedzierzgnąć się w oszalałego demona? Im więcej znęcasz się werbalnie nad ludźmi, w tym większą wpadasz złość, tym bardziej stajesz się okrutny i tym usilniej chcesz stosować przemoc słowną wobec innych, a w końcu zapragniesz wyciągnąć rękę i kogoś uderzyć. A kiedy już to zrobisz, będziesz chciał go śmiertelnie zranić, odebrać mu życie, co znaczy tyle samo co: „Zniszczę cię! Zabiję cię!”. Jedna błaha emocja – negatywna emocja – prowadzi do eskalacji i wybuchu nadmiernej porywczości, a w ostatecznym rozrachunku sprawia, że ktoś pragnie śmierci i zagłady drugiego człowieka. Czy jest to pragnienie, które winny odczuwać i przejawiać osoby reprezentujące sobą zwykłe człowieczeństwo? (Nie). Czyje oblicze zdradza takie pragnienie? (Oblicze diabła). W ten właśnie sposób diabeł ukazuje, jak naprawdę wygląda. Jest to ten sam wyraz twarzy, jaki przybiera demon, gdy ma właśnie kogoś pożreć. Jego demoniczna natura wychodzi wówczas na wierzch i nie sposób nad nią zapanować. To właśnie znaczy być oszalałym demonem. A jak bardzo szaleni stają się tacy ludzie? Zamieniają się w demona, który pragnie pochłonąć ciało i duszę człowieka. Najpoważniejszą konsekwencją przemocy słownej jest to, że jest ona w stanie obrócić najprostszą sprawę o sto osiemdziesiąt stopni i doprowadzić do czyjejś śmierci. Wiele problemów zaczyna się od drobnych tarć między dwojgiem ludzi, które prowadzą do tego, że krzyczą oni na siebie i stosują wobec siebie przemoc słowną, a następnie zaczynają wymierzać sobie ciosy, co wywołuje w nich pragnienie mordu, który następnie staje się faktem – jeden z nich zostaje zabity, a drugi skazany za morderstwo i ukarany śmiercią. W końcu więc obie strony są przegrane. To właśnie jest ostateczny rezultat. Obaj raz na zawsze skończyli z przemocą słowną, na dobre już przestali dawać upust emocjom, w całej pełni ujawnili swą porywczość i obaj poszli do piekła. Taki właśnie jest końcowy rezultat. Takie konsekwencje człowiek ponosi wskutek dawania upustu emocjom oraz podsycania własnej nadmiernej porywczości i jej gwałtownego wybuchu. Rezultat ten nie jest dobry, tylko zły. Widzisz, jest to tego rodzaju wynik, wobec którego człowiek staje w konsekwencji zachowania wywołanego jedną, prostą, negatywną emocją. Ludzie nie chcą patrzeć na taki wynik ani też sami nie chcą się z nim mierzyć, ale ponieważ żyją pośród wszelkiego rodzaju złych emocji i ponieważ są zniewoleni i kontrolowani przez własną nadmierną porywczość, która często w nich wzbiera i wybucha, w ostatecznym rozrachunku wywołuje to takie właśnie konsekwencje. Powiedzcie Mi, czy werbalne znęcanie się nad innymi jest tylko prostym zachowaniem? Tego rodzaju przemoc słowna, jakiej ludzie dopuszczają się w codziennym życiu, nie zawsze musi przynosić aż tak złe rezultaty – to znaczy, nie każdy przypadek werbalnego znęcania się nad innymi musi koniecznie skończyć się aż tak źle. Istota przemocy słownej jest jednak taka, a nie inna. Jest nią dawanie upustu swym emocjom i wzbudzanie w sobie nadmiernej porywczości, co kończy się gwałtownym jej wybuchem. Dlatego też Boży wymóg wobec rodzaju ludzkiego, aby jego przedstawiciele nie znęcali się werbalnie nad innymi, z całą pewnością ma dobroczynny wpływ na człowieka – przynosi mu korzyści na sto sposobów, w żaden sposób go nie krzywdząc – a jednocześnie na tym polega po części znaczenie tego, że Bóg postawił ludziom takie wymaganie. Wymóg powstrzymywania się od słownego znęcania się nad innymi być może nie jest w stanie wznieść się do poziomu praktykowania prawdy czy też dążenia do niej, ale człowiek i tak winien go przestrzegać.

Czy ludzie są w stanie spełnić Boży wymóg, by nie znęcać się nad sobą nawzajem werbalnie, zdając się wyłącznie na własną powściągliwość? Gdy wpadają w gniew, często nie są w stanie nad sobą zapanować. Jak więc mogą spełnić ów wymóg, aby nie znęcać się werbalnie nad sobą nawzajem? Kiedy masz właśnie lada moment zaatakować kogoś słownie, zwłaszcza gdy czujesz, że nie jesteś w stanie się powstrzymać, powinieneś co prędzej się pomodlić. Jeśli spędzisz chwilę na modlitwie i będziesz wznosił do Boga szczere błagania, twój gniew prawdopodobnie minie. Wówczas zaś będziesz w stanie skutecznie nad sobą zapanować i kontrolować swoje emocje oraz pohamować swoją porywczość. Inni mogą bowiem czasami, na przykład, powiedzieć coś, co sprawi, że poczujesz się urażony, mogą osądzać cię za plecami, świadomie lub nieświadomie cię ranić; mogą trochę cię wykorzystywać, coś ci ukraść, a nawet zaszkodzić twoim żywotnym interesom. Kiedy ci się to przytrafia, myślisz sobie: „Zranił mnie, więc go nienawidzę, chcę obrzucić go obelgami, pragnę się na nim zemścić, a nawet go uderzyć. Chcę zrobić mu jakieś świństwo za jego plecami, aby dać mu nauczkę”. Czy wszystko to nie jest spowodowane złymi emocjami? Konsekwencją złych emocji jest właśnie to, że będziesz chciał zrobić wszystkie te rzeczy. Im więcej będziesz o tym myśleć, w tym większą będziesz popadać wściekłość, i tym usilniej będziesz przekonany, że ten ktoś znęca się nad tobą, i że twoja godność i reputacja zostały znieważone. Będziesz czuł się z tym źle i będziesz chciał się zemścić. Czyż nie jest to właśnie nadmierna porywczość, którą wywołały w tobie negatywne emocje? (Owszem). Jakiego rodzaju zachowaniem jest to twoje pragnienie zemsty? Czy nie masz właśnie lada moment zacząć przejawiać nadmiernej porywczości? W takich chwilach musisz się wyciszyć; przede wszystkim musisz pomodlić się do Boga, zapanować nad sobą, pomyśleć i poszukiwać prawdy oraz postępować mądrze. To jedyny sposób na uniknięcie sytuacji, w której ulegniesz wzburzeniu, a w twoim wnętrzu zrodzi się nienawiść i inne emocje oraz porywczość. Niektórzy mogą powiedzieć: „Jeśli dwoje ludzi pracuje razem przez cały dzień, nie sposób uniknąć tego rodzaju sytuacji”. Nawet jeśli nie można uniknąć takiej sytuacji, nie wolno mścić się na drugiej osobie, trzeba zachowywać powściągliwość. Jak można się pohamować? Przede wszystkim musisz pomyśleć sobie tak: „Gdybym miał się zemścić, z pewnością nie spodobałoby się to Bogu, więc nie mogę tego zrobić. Zarówno niechęć i nienawiść, jak i zemsta, to rzeczy, których On nie lubi”. Bóg wprawdzie nie lubi tych rzeczy, ale ty i tak chcesz je zrobić i nie jesteś w stanie nad sobą zapanować. Jak powinieneś rozwiązać ten problem? Musisz, rzecz jasna, zdać się na Boga; jeśli nie pomodlisz się do Niego, nie będziesz w stanie tego problemu rozwiązać. Ponadto, jeśli twoja postawa jest jeszcze zbyt niedojrzała, a ty sam jesteś nazbyt porywczy i naprawdę nie potrafisz zapanować nad swymi emocjami i własną porywczością, i pragniesz się zemścić, nadal pod żadnym pozorem nie wolno ci otwierać ust, aby znęcać się werbalnie nad drugim człowiekiem. Możesz opuścić miejsce, w którym akurat się znajdujesz, i pozwolić komuś innemu interweniować i rozwikłać tę sytuację. Powinieneś po cichu pomodlić się do Boga i wyrecytować kilka odpowiednich fragmentów słów Bożych. Módl się do Boga w ten sposób, a twoja porywczość powoli zaniknie. Uświadomisz sobie, że słowne znęcanie się nad ludźmi nie jest w stanie rozwiązać problemów, że byłoby przejawem skażenia, i mogłoby jedynie przynieść Bogu wstyd. Czyż taka modlitwa nie rozwiąże waszego problemu? Co sądzicie o takim rozwiązaniu? (Jest dobre). To wszystko, jeśli chodzi o Moje omówienie następującej ustalonej przez Boga zasady dotyczącej zachowania: „Nie bij innych ani nie znęcaj się nad nimi werbalnie”.

Omówiłem właśnie tego rodzaju dobre zachowania, które Bóg każe ludziom przejawiać. Jakie były to zachowania? (Zachowywać przyzwoitość godną świętych, nie być rozwiązłym, być powściągliwym, nie nosić wyzywających ubrań, nie bić innych ani nie znęcać się nad nimi werbalnie, nie palić ani nie pić alkoholu, nie czcić bożków, szanować swych rodziców, nie kraść, nie przywłaszczać sobie cudzej własności, nie popełniać cudzołóstwa i nie składać fałszywego świadectwa). Tak jest, wszystko to się zgadza. Powiedzcie Mi, czy wymagania zawarte w prawie, takie jak te dotyczące tego, że nie wolno kraść i wykorzystywać innych, nadal są możliwe do podtrzymania? Czy wciąż mają obowiązującą moc? (Są nadal możliwe do podtrzymania i obowiązujące). A co w takim razie z przykazaniami z Wieku Łaski? (One również są wciąż możliwe do podtrzymania). Dlaczego zatem Bóg przedstawił te konkretne wymagania? Jakiego aspektu ludzkiej praktyki dotyczą te wymagania? Gdyby Bóg nie przedstawił tych wymagań, czy ludzie zrozumieliby te sprawy? (Nie). Ludzie by ich nie pojęli. Wszystkie te konkretne wymagania, które Bóg przedstawił w celu uregulowania zachowania człowieka, w istocie związane są z urzeczywistnianiem zwykłego człowieczeństwa. Postawienie tych właśnie konkretnych wymagań miało na celu umożliwienie ludziom trafnego rozróżniania i identyfikowania tego, co pozytywne i negatywne, a także tego, co jest dobre, a co złe. Miało nauczyć ludzi, że cudzołóstwo to coś niedobrego, że jest haniebne, że Bóg się nim brzydzi, a człowiek ma je w pogardzie, i że ludzie powinni panować nad sobą w tej kwestii i nie powinni dopuszczać się cudzołóstwa ani popełniać błędów w tym względzie. Miało również nauczyć ludzi, że wszelkie zachowania takie jak wykorzystywanie innych, kradzież i tak dalej, są czymś niedobrym i że nie powinni ich przejawiać. Jeśli lubisz robić takie rzeczy i już się ich dopuściłeś, nie jesteś dobrym człowiekiem. Jak można odróżnić kogoś, kto reprezentuje sobą dobre człowieczeństwo, od kogoś o kiepskim człowieczeństwie albo postać pozytywną od negatywnej? Przede wszystkim trzeba stwierdzić wyraźnie jedno: jedynie na podstawie słów Bożych można trafnie rozpoznawać ludzi oraz odróżniać od siebie postaci pozytywne i negatywne. Ludzi można rozróżnić i skutecznie przejrzeć, tylko bazując na wymaganiach i standardach, które Bóg ustanowił, aby unormować ludzkie zachowanie. Podam teraz pewien przykład: jeśli ktoś ma lepkie ręce i lubi okradać innych, to jakie reprezentuje sobą człowieczeństwo? (Kiepskie). Kradzież jest złym uczynkiem o poważnym charakterze, więc ci, którzy kradną, są złymi ludźmi. Wszyscy inni mają się przed nimi na baczności, trzymają się od nich z daleka i uważają ich za złodziei. Zdaniem ludzi złodzieje są bowiem negatywnymi postaciami, a kradzież jest czymś złym, jest grzechem. Czyż nie jest to więc potwierdzone? A oto kolejny przykład: powiedzmy, że jest sobie pewien cudzołożnik, a niektórzy ludzie nie wiedzą, czy cudzołóstwo to coś dobrego, czy złego. Wówczas jedynym sposobem, w jaki mogą trafnie rozstrzygnąć tę kwestię, jest odwołanie się do słów Bożych, ponieważ tylko słowa Boga są prawdą. Niezależnie od tego, co na temat cudzołóstwa mówią obecne systemy prawne i dzisiejsza moralność, to nie one są prawdą. Są nią natomiast wypowiedziane przez Boga słowa: „Nie cudzołóż”, a prawda nigdy nie przeminie. Od momentu, kiedy Bóg przedstawił wymóg „nie cudzołóż”, wszyscy powinni zacząć odrzucać ze wzgardą cudzołożników i trzymać się od nich z daleka. Ludzie tacy bowiem nie mają w sobie człowieczeństwa, a w każdym razie, jeśli oceniać ich przez pryzmat człowieczeństwa, na pewno nie są dobrymi ludźmi. Każdy, kto zachowuje się w ten właśnie sposób i reprezentuje sobą tego rodzaju człowieczeństwo, jest niegodziwy, jest znienawidzony przez człowieka oraz spotyka się z pogardą i odtrąceniem w grupach oraz odrzuceniem przez szerokie masy społeczne. Na podstawie słów Bożych można potwierdzić, że cudzołóstwo jest czymś złym, a ludzie, którzy je popełniają, są negatywnymi postaciami. Bez względu na to, jak zły kierunek obierają społeczne trendy, cudzołóstwo i stosunki pozamałżeńskie są negatywnymi zjawiskami, a ludzie, którzy im się oddają, są negatywnymi postaciami. Jest to absolutnie pewne i musisz przejrzeć te sprawy; nie wolno ci dać się zwieść ani skusić złym trendom społecznym. Oprócz wspomnianych wymagań, jest jeszcze więcej konkretnych wymogów: Bóg mówi ludziom, aby nie oddawali czci bożkom, szanowali swych rodziców, nie bili innych ani nie znęcali się nad nimi werbalnie, zachowywali przyzwoitość godną świętych i tak dalej. Wszystkie te szczegółowe wymagania stanowią standardy, którymi posługuje się Bóg, aby normować ludzkie zachowanie. Innymi słowy, zanim Bóg zaopatrzył ludzi w prawdę, pouczył ich, które uczynki są dobre i pozytywne, a które złe i negatywne. Powiedział im, jak być dobrym człowiekiem i jakie dobre zachowania muszą sobie przyswoić, aby być kimś, kto reprezentuje sobą zwykłe człowieczeństwo, a także co muszą czynić, a czego im robić nie wolno jako osobom o zwykłym człowieczeństwie, tak aby mogli dokonywać właściwych wyborów. Wszystkie te wymagania, które normują zachowanie człowieka, są tym, co każdy normalny człowiek powinien szczerze urzeczywistniać, i na ich podstawie każdy faktycznie stawia czoła wszystkiemu, co go spotyka, i radzi sobie z tym wszystkim. Powiedzmy, że widzisz, że ktoś inny ma coś ładnego i chcesz to sobie zabrać, ale wtedy myślisz: „Bóg mówi, że źle jest okradać innych ludzi. Powiedział, że nie wolno nam ich okradać ani wykorzystywać, więc tego nie uczynię”. Czy zatem nie udało ci się właśnie powstrzymać przed dokonaniem kradzieży? A czy twoje zachowanie nie zostało jednocześnie unormowane? Zanim Bóg przedstawił te wymagania, ludzie, widząc coś ładnego w rękach kogoś innego, chcieli to sobie wziąć. Nie myśleli, że jest to zły lub niegodziwy czyn, że jest to coś, czym Bóg się brzydzi, że to coś negatywnego ani że jest to grzech; nie wiedzieli tego wszystkiego, a nawet nie znali takich pojęć. Gdy zaś Bóg wysunął wymóg „Nie kradnij”, wyznaczył ludziom pewną mentalną granicę, jeśli chodzi o przywłaszczanie sobie cudzej własności; oni zaś, dzięki tej granicy, nauczyli się, że istnieje wyraźna różnica pomiędzy tym, że się coś ukradnie, a tym, że się tego nie uczyni. Dokonanie kradzieży równoznaczne jest ze zrobieniem czegoś negatywnego, z popełnieniem zła i dopuszczeniem się haniebnego czynu. Powstrzymanie się zaś od kradzieży oznacza przestrzeganie właściwej człowieczeństwu moralności i poprzez takie właśnie zachowanie przejawia się człowieczeństwo. Boże wymagania dotyczące postępowania człowieka nie tylko rozwiązują problem niewłaściwych ludzkich zachowań i postaw, lecz także regulują jednocześnie zachowanie człowieka i umożliwiają ludziom reprezentowanie sobą zwykłego człowieczeństwa, przyswojenie sobie normalnych zachowań i przejawów oraz pozwalają im przynajmniej wyglądać jak ludzie – jak zwykli ludzie. Powiedzcie Mi, czy te wymagania, które Bóg przedstawił, aby unormować ludzkie zachowanie, nie są wielce znaczące? (Owszem). Są wielce znaczące. Jednakże tym konkretnym wymaganiom, które regulują zachowanie człowieka, wciąż dosyć daleko jeszcze do prawd, które wyraża teraz Bóg, i nie mogą one wznieść się do poziomu prawdy. Jest tak dlatego, że dawno temu, w Wieku Prawa, wymagania te były po prostu prawami, ustalającymi zasady ludzkiego zachowania: oto Bóg, używając najprostszego i najbardziej bezpośredniego języka, mówił ludziom za pośrednictwem tychże zasad, co powinni, a czego nie powinni robić, i stwarzał dla nich pewne reguły. W Wieku Łaski wymagania te były tylko przykazaniami, a w dzisiejszych czasach można jedynie stwierdzić, że są one kryteriami do oceny własnego zachowania i rozmaitych spraw. Chociaż kryteriów tych nie można wynosić do poziomu prawdy i istnieje pewien dystans między nimi a prawdą, stanowią one jednak niezbędny warunek wstępny ludzkiego dążenia do prawdy i wprowadzania jej w życie. Gdy ktoś trzyma się tych zasad, praw i przykazań, oraz tych odnoszących się do zachowania wymagań i kryteriów, które Bóg ustanowił, aby unormować ludzkie zachowanie, to wówczas można powiedzieć, że ten ktoś spełnia podstawowe warunki wstępne do tego, by móc dążyć do prawdy i wprowadzać ją w życie. Jeżeli jednak ktoś pali i pije alkohol, jeśli jego zachowanie cechuje rozwiązłość i dopuszcza się on cudzołóstwa, wykorzystuje innych i często kradnie, a ty miałbyś powiedzieć: „Ten człowiek miłuje prawdę i z pewnością potrafi wprowadzać ją w życie i może dostąpić zbawienia”, to czy takie stwierdzenie miałoby sens? (Nie). Dlaczego nie miałoby sensu? (Ten ktoś nie jest w stanie spełnić nawet najbardziej podstawowych Bożych wymagań, w żaden sposób nie potrafi wprowadzać prawdy w życie, a gdyby ktoś miał stwierdzić, że ów człowiek miłuje prawdę, byłoby to kłamstwo). Racja. Ktoś taki nie ma nawet najbardziej podstawowego poziomu samokontroli. Wynika z tego, że nawet w najbardziej podstawowym stopniu nie posiada on sumienia i rozumu, jaki winien mieć człowiek. Innymi słowy, ten ktoś nie posiada sumienia i rozumu, jakie cechują zwykłe człowieczeństwo. Co to oznacza, że ktoś nie ma sumienia i rozumu? Znaczy to, że słyszał wprawdzie słowa, które wypowiedział Bóg, oraz wymagania, jakie Bóg postawił człowiekowi, a także ustanowione przez Boga zasady, lecz wcale nie potraktował ich poważnie. Bóg mówi, że okradanie innych to coś złego i że ludzie nie powinni kraść, a ten człowiek się zastanawia: „Dlaczego ludziom nie wolno kraść? Jestem taki biedny – jak byłbym w stanie żyć, gdybym nie kradł? Czy zdołałbym się wzbogacić, gdybym nie kradł i nie wykorzystywał innych ludzi?”. Czyż nie brak mu sumienia i rozumu, jakie cechują zwykłe człowieczeństwo? (Owszem). Nie jest w stanie przestrzegać wymagań, które Bóg wprowadził, aby powściągnąć człowiecze zachowanie, więc nie jest kimś, kto posiada zwykłe człowieczeństwo. Gdyby ktoś miał stwierdzić, że osoba, która nie posiada zwykłego człowieczeństwa, miłuje prawdę, to czy byłoby to w ogóle możliwe? (Nie). Ktoś taki nie miłuje tego, co pozytywne, a chociaż Bóg mówi, że ludziom nie wolno kraść ani cudzołożyć, nie potrafi spełnić tych wymagań i jest znudzony tymi słowami Boga – czy jest zatem w stanie miłować prawdę? Prawda to coś znacznie wznioślejszego i przewyższającego te kryteria zachowania – czy będzie potrafił ją pozyskać? (Nie). Prawda nie jest prostym kryterium odnoszącym się do zachowania i nie chodzi tu jedynie o to, że gdy ludzie grzeszą lub postępują samowolnie i lekkomyślnie, przychodzi im na myśl prawda, i myśl o niej sprawia, że się miarkują i już nie grzeszą ani nie postępują w niewłaściwy sposób. Prawda nie tylko bowiem utrzymuje w ryzach ludzkie zachowanie w ten prosty sposób – prawda może stać się życiem człowieka i zawładnąć wszystkim, co go dotyczy. Kiedy ludzie uznają prawdę za swoje życie, osiągają to dzięki doświadczaniu dzieła Bożego, poznawaniu prawdy i wprowadzaniu jej w życie. Gdy przyjmują prawdę, w ich wnętrzu rozpoczyna się walka i jest wielce prawdopodobne, że zaczną wylewać się z nich ich skażone skłonności. Kiedy zaś potrafią posłużyć się prawdą, aby skłonności tych się wyzbyć, prawda może stać się ich życiem i zasadą, zgodnie z którą postępują i żyją. Jest to jednak coś, co osiągnąć mogą tylko ci, którzy miłują prawdę i posiadają człowieczeństwo. Czy ci, którzy nie miłują prawdy i którym brak człowieczeństwa, są w stanie wznieść się do tego poziomu? (Nie). Racja, nawet gdyby chcieli, nie mogą tego dokonać.

Jeśli spojrzymy na wymagania, które Bóg wprowadził, aby unormować zachowanie człowieka, to czy którekolwiek spośród tych wszystkich słów, które wypowiedział oraz wszystkich konkretnych żądań, jakie wsunął, są zbędne? (Nie). Czy mają one zatem swoje znaczenie? Czy mają swoją wartość? (Owszem). Czy ludzie powinni ich przestrzegać? (Tak). Racja, ludzie powinni ich przestrzegać. Przestrzegając ich zaś, powinni jednocześnie odrzucić te maksymy i wartości, które wpoiła im tradycyjna kultura, takie jak bycie dobrze wykształconym i rozsądnym, subtelnym i wyrafinowanym i tak dalej. Winni stosować się do każdego z wymogów, które Bóg przedstawił, aby unormować ludzkie zachowanie, i powinni postępować w ścisłej zgodności z Jego słowami. Powinni urzeczywistniać zwykłe człowieczeństwo poprzez ścisłe przestrzeganie wszystkich postawionych przez Boga wymogów oraz, rzecz jasna, winni również oceniać ludzi i sprawy, zachowywać się i działać w ścisłej zgodności z tymi wymogami. Choć bowiem wymagania te nie mogą się równać ze standardami prawdy, wszystkie są słowami Boga; a ponieważ są Jego słowami, mogą mieć pozytywny wpływ na ludzi i aktywnie kierować ich postępowaniem. W jaki sposób zdefiniowałem dążenie do prawdy? Jest to patrzenie na ludzi i sprawy oraz zachowywanie się i działanie w pełni zgodnie ze słowami Boga, z prawdą jako swoim kryterium. Słowa Boga zawierają w sobie niezwykle szeroki zakres zagadnień. Czasami jedno zdanie złożone z Jego słów reprezentuje pewną część prawdy. Czasami potrzeba kilku zdań lub dłuższego fragmentu, aby przedstawić jeden jej element. Czasami potrzebny jest cały rozdział, aby wyrazić jedną jej cząstkę. Prawda wydaje się prosta, ale w rzeczywistości wcale taka nie jest. By opisać ją w szerszym, bardziej ogólnym znaczeniu – prawdą jest Bóg. Wszystkie Jego słowa są prawdą; słowa Boże są pojemne i obejmują mnóstwo zagadnień, a wszystkie wyrażają prawdę. Słowami Boga są, na przykład, wszystkie prawa i przykazania, które Bóg ustanowił, a także wszystkie wymogi dotyczące zachowania, jakie przedstawił w obecnej, nowej erze. Chociaż niektóre z tych słów nie wznoszą się do poziomu prawdy i choć nie kwalifikują się jako prawda, wszystkie są czymś pozytywnym. Mimo iż są to tylko słowa, które utrzymują w ryzach ludzkie zachowanie, ludzie i tak muszą się do nich stosować. Muszą przynajmniej przyswoić sobie tego rodzaju zachowania i nie wolno im nie spełnić tych standardów. Dlatego człowiecze poglądy na ludzi i sprawy, a także zachowanie i działanie, muszą opierać się na słowach Boga. Ludzie winni się do nich stosować, ponieważ są to słowa Boże; każdy powinien patrzeć na ludzi i sprawy, zachowywać się i działać zgodnie ze słowami Bożymi, ponieważ są to słowa Boga. Czyż nie jest to słuszne? (Owszem). Mówiłem już wcześniej coś podobnego: Bóg nie rzuca słów na wiatr, a Jego słowa się wypełnią, to zaś, czego dokonują Jego słowa, trwa wiecznie, co oznacza, że słowa Boże nigdy nie przeminą. Dlaczego nie przeminą? Ponieważ bez względu na to, ile słów wypowie Bóg, i niezależnie od tego, kiedy je wypowie, wszystkie one są prawdą i nigdy nie przeminą. Nawet gdy świat wkroczy w nowy wiek, słowa Boga się nie zmienią ani nie przeminą. Dlaczego mówię, że słowa Boga nie przemijają? Ponieważ słowa Boże są prawdą, a wszystko to, co jest prawdą, nigdy się nie zmieni. Tak więc wszystkie prawa i przykazania, które przedstawił i wypowiedział Bóg, oraz wszystkie konkretne wymagania, które wysunął w odniesieniu do ludzkiego zachowania, nigdy nie przeminą. Każdy wymóg zawarty w słowach Boga jest korzystny dla stworzonej przez Niego ludzkości. Wszystkie Jego wymogi normują ludzkie zachowanie, a także są budujące i wartościowe, jeśli chodzi o urzeczywistnianie zwykłego człowieczeństwa i to, jak ludzie powinni się zachowywać. Wszystkie te słowa mogą odmienić ludzi i sprawić, że będą urzeczywistniać prawdziwe podobieństwo do człowieka. Jeśli natomiast ludzie wypierają się słów Boga i odmawiają spełnienia wymagań, jakie stawia On ludzkości, a zamiast tego trzymają się pochodzących od człowieka maksym dotyczących dobrego zachowania, to znajdują się w wielkim niebezpieczeństwie. Nie dość bowiem, że nie będzie im przybywać człowieczeństwa i rozumu, to jeszcze będą stawać się coraz bardziej podstępni i fałszywi, coraz bardziej zdolni do oszukiwania, a w człowieczeństwie, które będą urzeczywistniać, będzie coraz więcej zakłamania. Wówczas zaś będą oszukiwać nie tylko innych ludzi, lecz także będą próbowali oszukać Boga.

Pośród wymagań, jakie Bóg postawił w odniesieniu do zachowania człowieka, jest wymóg, by „szanować swych rodziców”. Ludzie nie mają zazwyczaj żadnych przemyśleń ani pojęć odnośnie do innych Bożych wymagań, więc co myślicie o wymogu: „szanuj swych rodziców”? Czy istnieje jakaś sprzeczność między waszymi poglądami a tą zasadą prawdy, którą wypowiedział Bóg? Jeśli jesteście w stanie jasno to zrozumieć, to dobrze. Tym, którzy nie rozumieją prawdy i potrafią jedynie przestrzegać zasad i wypluwać z siebie słowa oraz całe frazy rozmaitych doktryn, brak rozeznania. Kiedy czytają słowa Boże, zawsze trzymają się ludzkich pojęć, ciągle czują, że w słowach Boga istnieją jakieś sprzeczności i nie są w stanie dobrze zrozumieć słów Bożych. Natomiast ci, którzy rozumieją prawdę, nie znajdują w słowach Boga żadnych sprzeczności, uważają, że są one niewiarygodnie wprost jasne, ponieważ ludzie ci rozumieją sprawy duchowe i są w stanie pojąć prawdę. Czasami nie rozumiecie słów Bożych dostatecznie jasno i nie jesteście w stanie zadawać żadnych pytań – jeśli zaś nie zadajecie żadnych pytań, wydaje się, że nie macie żadnych problemów ze zrozumieniem słów Bożych, ale w rzeczywistości macie wiele problemów i wiele trudności, tylko nie zdajecie sobie z tego sprawy. To pokazuje, że wasza postawa jest zbyt niedojrzała. Przyjrzyjmy się najpierw Bożemu wymogowi, zgodnie z którym ludzie muszą szanować swych rodziców – czy jest on słuszny, czy nie? Czy ludzie powinni go przestrzegać, czy też nie? (Powinni). Jest to pewne i nie sposób temu zaprzeczyć. Nie ma potrzeby się nad tym zastanawiać ani się wahać: wymóg ten jest słuszny. Co sprawia, że jest słuszny? Dlaczego Bóg go ustanowił? Do czego odnosi się „szanowanie swych rodziców”, o którym mówi Bóg? Czy wiecie? Nie wiecie tego. Dlaczego nigdy niczego nie wiecie? Jeżeli coś dotyczy prawdy, nie wiecie tego, a mimo to potraficie mówić bez końca o słowach i wyrażeniach doktryny – w czym tkwi tutaj problem? Jak zatem wprowadzacie w życie te słowa Boga? Czy wprowadzanie ich w życie nie wiąże się z prawdą? (Owszem, wiąże się). Gdy widzisz, że słowa Boże zawierają zdanie, które mówi: „Musisz szanować swych rodziców”, myślisz sobie: „Bóg każe mi darzyć szacunkiem moich rodziców, a zatem będę musiał ich szanować” i zaczynasz tak właśnie czynić. Robisz wszystko, o co poproszą cię rodzice. Kiedy są chorzy, usługujesz im przy łóżku, podając napoje i gotując smaczną strawę, a na święta kupujesz im w prezencie rzeczy, które lubią. Gdy widzisz, że są zmęczeni, masujesz im ramiona i plecy, a kiedy tylko mają jakiś problem, potrafisz wymyślić skuteczne rozwiązanie, które pozwoli się go pozbyć. Ze względu na wszystkie te rzeczy, twoi rodzice są z ciebie bardzo zadowoleni. Szanujesz swoich rodziców, postępując zgodnie ze słowami Boga i urzeczywistniając zwykłe człowieczeństwo, więc czujesz siłę i spokój w sercu i myślisz sobie tak: „Spójrzcie tylko – moi rodzice twierdzą, że się zmieniłem, odkąd zacząłem wierzyć w Boga. Mówią, że potrafię teraz okazywać im szacunek i jestem bardziej wrażliwy na ich potrzeby. Są naprawdę zadowoleni i uważają, że wiara w Boga to coś wspaniałego, ponieważ synowie i córki, którzy wierzą w Boga, nie tylko szanują swoich rodziców, lecz także kroczą właściwą ścieżką w życiu i urzeczywistniają podobieństwo do człowieka – są o wiele lepsi od niewierzących. Po tym, jak uwierzyłem w Boga, zacząłem postępować zgodnie z Jego słowami i działać zgodnie z Jego wymaganiami, i moi rodzice są naprawdę szczęśliwi, widząc, jaka zaszła we mnie zmiana. Jestem z siebie taki dumny! Przynoszę chwałę Bogu – Bóg z pewnością musi być ze mnie zadowolony i powie, że jestem kimś, kto szanuje swoich rodziców i okazuje przyzwoitość godną świętych”. Jednak pewnego dnia kościół postanawia, że masz dokądś wyjechać, aby głosić ewangelię, i jest możliwe, że przez dłuższy czas nie będziesz mógł wrócić do domu. Zgadzasz się jechać, mając poczucie, że nie możesz zlekceważyć Bożego posłannictwa, i myśląc sobie, że musisz okazywać szacunek swym rodzicom, którzy pozostają w domu, i jednocześnie wypełniać Boże posłannictwo poza domem. Ale kiedy rozmawiasz o tym z rodzicami, ci wpadają w gniew i mówią: „Ty nieposłuszne dziecko! Tak ciężko pracowaliśmy, aby cię wychować, a ty teraz tak po prostu wstajesz i odchodzisz. Kiedy ciebie nie będzie, kto będzie się zajmował parą staruszków, takich jak my? Jeśli zachorujemy lub wydarzy się jakieś nieszczęście, kto zawiezie nas do szpitala?”. Nie zgadzają się na twój wyjazd, a ty zaczynasz się martwić: „Bóg każe nam darzyć rodziców szacunkiem, ale moi rodzice nie chcą mi pozwolić wyjechać i wypełniać mojego obowiązku. Jeśli ich posłucham, będę musiał zrezygnować z Bożego posłannictwa, a Bogu się to nie spodoba. Jeśli jednak będę posłuszny Bogu i pojadę wykonywać swój obowiązek, moi rodzice będą niezadowoleni. Co mam teraz zrobić?”. Rozmyślasz nad tym i zastanawiasz się bez końca: „Skoro Bóg najpierw postawił wymóg, że ludzie muszą szanować swych rodziców, to będę go przestrzegać. Nie muszę wyjeżdżać z domu i wypełniać swojego obowiązku”. Rezygnujesz więc z pełnienia swego obowiązku i postanawiasz okazać szacunek rodzicom, pozostając w domu, ale w sercu odczuwasz pewien niepokój. Czujesz, że choć uszanowałeś wolę rodziców, nie wypełniłeś swojego obowiązku i myślisz, że zawiodłeś Boga. Jak można rozwiązać ten problem? Powinieneś modlić się do Boga i poszukiwać prawdy, aż pewnego dnia zrozumiesz prawdę i zdasz sobie sprawę, że najważniejsze jest wypełnianie swojego obowiązku. Wówczas zaś, oczywiście, będziesz potrafił wyjechać z domu i wypełniać swój obowiązek. Niektórzy ludzie mówią: „Bóg chce, abym wypełniał swój obowiązek, a jednocześnie pragnie, abym szanował swoich rodziców. Czy nie ma w tym pewnej sprzeczności? Jak właściwie mam teraz postąpić?”. „Okazywanie szacunku rodzicom” jest wprawdzie wymogiem, który Bóg postawił w odniesieniu do zachowania człowieka, ale czyż Bóg nie wymaga również, aby człowiek wyrzekł się wszystkiego, aby podążać za Nim i wypełniać Boże posłannictwo? Czyż nie jest to coś, czego Bóg domaga się jeszcze usilniej? Czyż nie jest to w jeszcze większym stopniu wprowadzaniem prawdy w życie? (Owszem). Co należy zrobić w przypadku kolizji tych dwóch wymogów? Niektórzy mówią: „A zatem muszę okazać szacunek rodzicom i wypełnić Boże posłannictwo, a także muszę stosować się do słów Bożych i wprowadzać prawdę w życie – cóż, nic prostszego. Pozałatwiam wszystko w domu, przygotuję wszystko, co jest potrzebne rodzicom do życia, zatrudnię opiekunkę, a potem pojadę wypełniać swój obowiązek. Zadbam o to, abym mógł wracać do domu raz w tygodniu: sprawdzę, czy z rodzicami wszystko w porządku, a potem znów wyjadę. Jeśli coś będzie nie tak, zostanę tylko na dwa dni. Nie mogę ciągle być z dala od nich i w ogóle nie wracać do domu, ale nie mogę też wiecznie siedzieć w domu i w ogóle go nie opuszczać, aby wypełniać swój obowiązek. Czyż nie jest to najlepsze, kompromisowe rozwiązanie?”. Co zatem sądzicie o tym rozwiązaniu? (Ono się nie sprawdzi). Jest tylko pewnym wytworem wyobraźni i nie jest realistyczne. Kiedy więc znajdziesz się w tego rodzaju sytuacji, jak właściwie powinieneś postąpić, aby być w zgodzie z prawdą? (Nie sposób zastosować kompromisowego rozwiązania, jeśli chodzi o wierność Bogu i synowskie oddanie: muszę stawiać na pierwszym miejscu pełnienie swego obowiązku). Bóg najpierw kazał ludziom szanować rodziców, a następnie przedstawił im ważniejsze wymagania, odnoszące się do wprowadzania przez nich prawdy w życie, wykonywania swoich obowiązków i podążania drogą Boga – których z tych wymogów powinieneś zatem przestrzegać? (Tych, które są ważniejsze). Czy słusznie jest postępować zgodnie z tymi ważniejszymi wymaganiami? Czy prawdę da się podzielić na prawdy ważne i mniej ważne albo starsze i nowsze? (Nie). Kiedy zatem wprowadzasz prawdę w życie, zgodnie z czym powinieneś postępować? Co to znaczy wprowadzać prawdę w życie? (Załatwiać sprawy zgodnie z zasadami). Załatwianie spraw zgodnie z zasadami jest najważniejsze. Praktykowanie prawdy oznacza wcielanie w życie słów Bożych w różnych momentach, miejscach, środowiskach i kontekstach. Nie chodzi tutaj o to, by uporczywie stosować do wszystkiego określone reguły, ale o to, by przestrzegać zasad prawdy. To właśnie znaczy wprowadzać prawdę w życie. Nie istnieje zatem absolutnie żaden konflikt pomiędzy wprowadzaniem w życie słów Bożych, a przestrzeganiem stawianych przez Boga wymagań. Mówiąc zaś bardziej konkretnie, nie ma absolutnie żadnego konfliktu między okazywaniem szacunku rodzicom a wypełnianiem posłannictwa i obowiązku, jaki powierzył ci Bóg. Który z tych wymogów stanowi obowiązujące słowa i wymagania Boga? Powinieneś najpierw rozważyć tę kwestię. Bóg wymaga różnych rzeczy od różnych ludzi; ma wobec nich odrębne wymagania. Ci, którzy pełnią służbę jako przywódcy i pracownicy, zostali powołani przez Boga, więc muszą wszystkiego się wyrzec i nie mogą pozostać ze swymi rodzicami, okazując im w ten sposób szacunek. Powinni przyjąć Boże posłannictwo i wyrzec się wszystkiego, aby podążać za Bogiem. Jest to jednego rodzaju sytuacja. Zwykli wyznawcy nie zostali powołani przez Boga, więc mogą pozostać ze swymi rodzicami i okazywać im szacunek. Nie ma za to żadnych nagród i nie zyskają w ten sposób żadnych błogosławieństw, lecz jeśli nie okażą synowskiego oddania, będzie to oznaczać, że brak im człowieczeństwa. W rzeczywistości szanowanie swych rodziców jest tylko swego rodzaju zobowiązaniem i nie sięga poziomu wprowadzania prawdy w życie. To okazywanie posłuszeństwa Bogu jest wprowadzaniem prawdy w życie; to przyjęcie Bożego posłannictwa jest przejawem posłuszeństwa wobec Boga, a uczniami Boga są ci, którzy wyrzekają się wszystkiego, aby wypełniać swe obowiązki. Podsumowując, najważniejszym zadaniem, jakie przed tobą stoi, jest należyte wykonywanie swego obowiązku. To właśnie jest wprowadzanie prawdy w życie i przejaw posłuszeństwa wobec Boga. Co jest zatem tą prawdą, którą ludzie winni teraz przede wszystkim wprowadzać w życie? (Wykonywanie swego obowiązku). Racja, lojalne wykonywanie swego obowiązku jest wprowadzaniem prawdy w życie. Jeśli ktoś nie wypełnia swojego obowiązku ze szczerego serca, to wówczas pełni jedynie posługę.

Jaką to kwestię właśnie omawialiśmy? (Bóg najpierw domagał się od ludzi, aby szanowali swoich rodziców, a następnie przedstawił im ważniejsze wymagania dotyczące wprowadzania prawdy w życie, wykonywania swoich obowiązków i podążania drogą Boga. Których z tych wymagań ludzie powinni zatem przestrzegać w pierwszej kolejności)? Przed chwilą stwierdziliście, że ludzie powinni postępować zgodnie z tymi ważniejszymi wymaganiami. Na poziomie teoretycznym jest to słuszne stwierdzenie. Dlaczego mówię, że jest ono słuszne na poziomie teoretycznym? Oznacza to, że gdybyś miał zastosować w tej sprawie zasady i reguły, to ta odpowiedź byłaby właściwa. Kiedy jednak ludzie mają do czynienia z prawdziwym życiem, rozwiązanie to bywa często niepraktyczne i trudne do zrealizowania. Jak więc należy zareagować w takiej sytuacji? Po pierwsze, powinieneś przyjrzeć się sytuacji i środowisku życiowemu, z którym masz do czynienia, oraz kontekstowi, w jakim się znajdujesz. Jeżeli w twoim środowisku życiowym i kontekście, w jakim się znajdujesz, okazywanie szacunku rodzicom nie kłóci się z wypełnianiem przez ciebie Bożego posłannictwa i wykonywaniem swojego obowiązku – lub też, innymi słowy, jeśli okazywanie im szacunku nie wpływa na lojalne wypełnianie przez ciebie twego obowiązku – możesz spełniać oba te wymogi jednocześnie. Nie musisz oficjalnie odcinać się od swoich rodziców i nie musisz formalnie ich odrzucać ani się ich wyrzekać. W jakiej sytuacji ma to zastosowanie? (Gdy okazywanie szacunku rodzicom nie koliduje z wykonywaniem swego obowiązku). Racja. Innymi słowy, jeśli twoi rodzice nie próbują przeszkadzać ci w wierze w Boga i sami również są wierzący oraz rzeczywiście wspierają cię i zachęcają do lojalnego wykonywania twego obowiązku, a także wypełniania Bożego posłannictwa, to wówczas twoja relacja z rodzicami nie jest relacją o cielesnej naturze pomiędzy krewnymi w powszechnie przyjętym tego słowa znaczeniu, ale relacją pomiędzy braćmi i siostrami w kościele. W takim przypadku oprócz zadawania się z nimi jako ze współbraćmi i siostrami w wierze, musisz również wypełniać część spośród swych synowskich obowiązków wobec nich. Musisz okazywać im trochę dodatkowej troski. O ile tylko nie wpływa to na wykonywanie twoich obowiązków – to znaczy, dopóki twoje serce nie czuje się przez nich zniewolone – możesz dzwonić do rodziców, aby ich pytać, jak się miewają, i okazywać im nieco troski, możesz pomóc im pokonać pewne trudności i rozwiązać niektóre z ich życiowych problemów, a nawet wesprzeć ich w przełamywaniu niektórych spośród trudności, jakich doświadczają w związku ze swoim wkraczaniem w życie – wszystko to możesz zrobić. Innymi słowy, jeśli twoi rodzice nie utrudniają ci wiary w Boga, powinieneś podtrzymywać relacje z nimi i wypełniać swoje obowiązki wobec nich. Dlaczego zaś powinieneś okazywać im troskę, opiekować się nimi i pytać ich, jak się miewają? Ponieważ jesteś ich dzieckiem i łączy cię z nimi taka właśnie relacja, spoczywa na tobie jeszcze innego rodzaju odpowiedzialność, a z uwagi na tę właśnie odpowiedzialność, musisz staranniej się dopytywać, co u nich słychać, i zapewniać im bardziej konkretną pomoc. Dopóki nie wpływa to na efekty twojej pracy i dopóki rodzice cię nie wstrzymują ani nie utrudniają ci wiary w Boga i wykonywania twojego obowiązku czy też nie próbują cię przed tym powstrzymywać, jest rzeczą zupełnie naturalną i stosowną, byś wypełniał swoje obowiązki wobec nich i musisz wypełniać je w takim stopniu, by twe własne sumienie nie czyniło ci wyrzutów – przynajmniej takie standardy musisz pod tym względem spełnić. Jeśli jednak, będąc w domu, nie jesteś w stanie okazywać szacunku rodzicom, z uwagi na ich niekorzystny wpływ i przeszkody wynikające z okoliczności panujących w waszym domu, nie musisz trzymać się tej zasady. Powinieneś wówczas zdać się na łaskę Boga i podporządkować się Jego zarządzeniom. Nie musisz upierać się przy tym, że masz szanować swoich rodziców. Czy Bóg to potępia? Bóg tego nie potępia; nie zmusza ludzi, by to czynili. O czym teraz rozmawiamy? Rozmawiamy o tym, jak ludzie mają postępować, gdy okazywanie szacunku rodzicom kłóci się z wykonywaniem ich obowiązków. Rozmawiamy o zasadach praktyki i o prawdzie. Masz obowiązek szanować swoich rodziców i, jeśli okoliczności na to pozwalają, możesz obowiązek ten wypełniać, ale nie powinieneś czuć się ograniczany przez swoje emocje. Na przykład, jeśli jedno z rodziców zachoruje i musi udać się do szpitala, i nie ma nikogo, kto mógłby się nim zająć, a ty nie możesz wrócić do domu, ponieważ jesteś zbyt zajęty pełnieniem swojego obowiązku, co wówczas powinieneś zrobić? W takich chwilach nie można kierować się emocjami. Powinieneś przedłożyć tę sprawę w modlitwie, powierzyć ją Bogu i zdać się na Jego łaskę. Taką właśnie postawę powinieneś przyjąć. Jeśli Bóg zechce pozbawić życia twojego rodzica i ci go odebrać, mimo wszystko powinieneś się temu podporządkować. Niektórzy mówią: „Chociaż się podporządkowałem, wciąż jestem nieszczęśliwy i płaczę z tego powodu od wielu dni – czyż to nie jest wyraz emocji?”. To nie są emocje: to przejaw ludzkiej dobroci i życzliwości, oznaka tego, że posiada się człowieczeństwo, i Bóg tego nie potępia. Możesz płakać, ale jeśli płaczesz przez kilka dni i nie jesteś w stanie spać ani jeść, i nie jesteś w nastroju do pełnienia swego obowiązku, a nawet pragniesz wrócić do domu i odwiedzić rodziców, to nie możesz dobrze wykonywać swojego obowiązku i nie wprowadzasz prawdy w życie, co oznacza, że nie wypełniasz swoich obowiązków, okazując szacunek rodzicom, tylko żyjesz pośród własnych emocji. Jeśli okazujesz szacunek rodzicom, żyjąc pośród własnych emocji, to wówczas nie wypełniasz swoich obowiązków i nie stosujesz się do słów Bożych, ponieważ porzuciłeś Boże posłannictwo i nie jesteś kimś, kto podąża drogą Boga. Kiedy znajdziesz się w tego rodzaju sytuacji, to jeśli nie spowoduje to opóźnień w wykonywaniu twojego obowiązku ani nie wpłynie na lojalne pełnienie go przez ciebie, możesz zrobić pewne rzeczy, które jesteś w stanie uczynić, aby okazać synowskie oddanie swoim rodzicom, i możesz wypełnić te obowiązki wobec nich, które jesteś w stanie wypełnić. Podsumowując, to jest to, co ludzie powinni zrobić i co są w stanie uczynić w ramach człowieczeństwa. Jeśli pozwalasz się zniewolić własnym emocjom i powstrzymuje cię to od wypełniania twojego obowiązku, to jest to całkowicie sprzeczne z Bożymi intencjami. Bóg nigdy od ciebie nie wymagał, abyś poddawał się własnym emocjom: wymaga On jedynie, abyś wypełniał swoje obowiązki wobec rodziców, to wszystko. To właśnie oznacza okazywanie synowskiego oddania. Kiedy Bóg mówi o „szanowaniu rodziców”, wiąże się z tym pewien określony kontekst. Wystarczy mianowicie wypełnić kilka obowiązków, na co można się zdobyć w każdych okolicznościach, i to wszystko. Jeśli zaś chodzi o to, że twoi rodzice ciężko zachorują albo umrą, czy to ty decydujesz o takich sprawach? Jak wygląda ich życie, kiedy umrą, jaka choroba ich zabije lub jaka śmierć ich czeka – czy te rzeczy mają cokolwiek wspólnego z tobą? (Nie). Nie mają z tobą nic wspólnego. Niektórzy ludzie mówią: „Muszę wypełniać swoje obowiązki tak, abym mógł okazywać szacunek rodzicom. Muszę zadbać o to, by nie zachorowali, zwłaszcza na raka albo na inną śmiertelną chorobę. Muszę też zadbać o to, by dożyli stu lat. Tylko wtedy naprawdę wypełnię swoje obowiązki wobec nich”. Czyż tacy ludzie nie są niedorzeczni? Są to najwyraźniej ludzkie wyobrażenia i z pewnością nie tego wymaga Bóg. Nawet nie wiesz, czy sam zdołasz dożyć setki, a mimo to żądasz, by twoi rodzice osiągnęli ten wiek – to marzenie ściętej głowy! Kiedy Bóg mówi o „szanowaniu swych rodziców”, prosi cię jedynie o wypełnianie obowiązków, które wchodzą w zakres zwykłego człowieczeństwa. Jeżeli tylko nie znęcasz się nad swoimi rodzicami ani nie robisz niczego, co byłoby sprzeczne z twoim sumieniem i moralnością, to wystarczy. Czy nie jest to zgodne ze słowami Boga? (Owszem). Oczywiście, przed chwilą wspomnieliśmy również o przypadku, w którym rodzice przeszkadzają w wierze w Boga, mając naturę i istotę taką jak ludzie niewierzący i ateiści, a nawet taką, jak źli ludzie i diabły, i nie znajdują się na tej samej ścieżce co ty. Innymi słowy, nie są wcale ludźmi tego samego rodzaju co ty, i chociaż przez wiele lat żyłeś z nimi pod jednym dachem, nie mają takich samych dążeń ani charakteru jak ty i z pewnością nie mają takich samych preferencji ani aspiracji. Ty wierzysz w Boga, a oni w ogóle w Niego nie wierzą, a nawet są Mu przeciwni. Co należy zrobić w takiej sytuacji? (Wyprzeć się ich). Bóg nie mówi ci, abyś się ich wyparł lub przeklął ich w takich okolicznościach. Bóg niczego takiego nie powiedział. Nadal obowiązuje wszak Boży wymóg „szanowania swoich rodziców”. To zaś oznacza, że dopóki mieszkasz ze swymi rodzicami, powinieneś ciągle wymogu tego przestrzegać. Nie ma w tym żadnej sprzeczności, nieprawdaż? (Nie). Nie ma w tym absolutnie żadnej sprzeczności. Innymi słowy, kiedy uda ci się przyjechać do rodzinnego domu w odwiedziny, możesz ugotować rodzicom posiłek lub zrobić pierogi, a jeśli to możliwe, możesz kupić im jakieś produkty zdrowotne, a będą z ciebie bardzo zadowoleni. Jeżeli mówisz o swojej wierze, a oni tego nie akceptują lub nie wierzą, a nawet obrażają cię słownie, to wówczas nie musisz głosić im ewangelii. Jeśli jesteś w stanie się z nimi widywać, postępuj w ten właśnie sposób; jeśli nie, widocznie tak ma być i jest to zrządzenie Boże, a ty musisz co prędzej zacząć trzymać się od nich z daleka i ich unikać. Jaką zasadą należy się przy tym kierować? Jeśli twoi rodzice nie wierzą w Boga, nie znajdują z tobą wspólnego języka ani nie podzielają twoich dążeń oraz celów i nie kroczą tą samą ścieżką co ty, a nawet utrudniają ci wiarę w Boga i cię za nią szykanują, możesz rozpoznać, jacy są naprawdę, przejrzeć ich istotę i się ich wyrzec. Oczywiście, jeśli werbalnie znieważają Boga lub obrzucają cię przekleństwami, możesz przekląć ich w swoim sercu. Do czego zatem odnosi się „szanowanie rodziców”, o którym mówi Bóg? W jaki sposób powinieneś wypełniać ten wymóg? Powinieneś postępować tak, że jeśli jesteś w stanie wypełniać swe obowiązki względem rodziców przynajmniej w pewnym stopniu, to tak właśnie rób, a jeśli nie masz takiej możliwości lub jeśli tarcia między wami stały się już zbyt poważne, istnieje pomiędzy wami konflikt, i dotarliście do punktu, w którym nie możecie na siebie patrzeć, powinieneś co prędzej zerwać z nimi kontakty. Kiedy Bóg mówi o szanowaniu tego rodzaju rodziców, ma na myśli to, że powinieneś wypełniać swe synowskie obowiązki z perspektywy, którą narzuca ci fakt, iż jesteś ich dzieckiem, i robić to, co winno czynić dziecko. Nie powinieneś źle traktować swoich rodziców, kłócić się z nimi, bić ich, krzyczeć na nich ani ich maltretować; powinieneś za to wypełniać swoje obowiązki wobec nich najlepiej jak potrafisz. Są to wszystko rzeczy, które winno się realizować w ramach człowieczeństwa; są to zasady, które należy wprowadzać w życie w odniesieniu do wymogu „szanuj swoich rodziców”. Czyż nie jest łatwo je realizować? Nie musisz zaraz gorączkowo rozprawiać się ze swymi rodzicami, krzycząc: „O, wy diabły i niedowiarkowie, Bóg przeklnie was i skaże na strącenie do jeziora ognia i siarki, na zrzucenie do bezdennej otchłani! Bóg ześle was na ostatni, osiemnasty poziom piekła!”. Nie jest to konieczne, nie musisz posuwać się aż do takich skrajności. Jeśli okoliczności na to pozwalają i jeśli wymaga tego sytuacja, możesz wypełniać swoje synowskie zobowiązania wobec rodziców. Jeśli nie jest to konieczne lub jeśli okoliczności na to nie pozwalają i nie jest to możliwe, możesz z tego zrezygnować. Musisz jedynie spełniać swoje synowskie obowiązki, gdy spotykasz się z rodzicami i masz z nimi kontakt. Kiedy tak czynisz, wypełniłeś już swoje zadanie. Co sądzicie o tej zasadzie? (Jest dobra). Muszą istnieć zasady odnoszące się do traktowania wszystkich ludzi, w tym także rodziców. Nie możesz działać pod wpływem impulsu i nie możesz znęcać się werbalnie nad swymi rodzicami tylko dlatego, że szykanują cię z powodu twojej wiary w Boga. Na świecie jest tak wielu ludzi, którzy w Niego nie wierzą, jest tak wielu niedowiarków i tak wielu tych, którzy Go znieważają – czy zatem zamierzasz ich wszystkich przeklinać i krzyczeć na nich wszystkich? Jeśli nie, to nie powinieneś też krzyczeć na swoich rodziców. Jeśli krzyczysz na swoich rodziców, a na wszystkich wyżej wymienionych ludzi już nie, to znaczy, że wiedziesz żywot owładnięty porywczością, a Bóg tego nie lubi. Nie myśl, że Bóg będzie z ciebie zadowolony, jeśli będziesz słownie znęcać się nad swymi rodzicami i przeklinać ich bez uzasadnionej przyczyny, nazywając ich diabłami, wcieleniem szatana oraz jego sługusami i przekleństwami posyłając ich do piekła – po prostu tak nie będzie. Z uwagi na ten pokaz fałszywej nadgorliwości Bóg nie uzna wcale, że się nadajesz, ani nie stwierdzi, że reprezentujesz sobą odpowiednie człowieczeństwo. Zamiast tego powie, że twoje działania niosą z sobą ładunek emocji i porywczości. Bogu nie spodoba się to, że działasz w ten sposób. Jest to nazbyt skrajne postępowanie i jest ono niezgodne z Jego wolą. Muszą istnieć zasady dotyczące tego, jak należy traktować wszystkich ludzi, w tym także rodziców – bez względu na to, czy wierzą w Boga, czy nie, i niezależnie od tego, czy są złymi ludźmi, czy też nie, musisz traktować ich zgodnie z zasadami. Bóg przekazał człowiekowi tę oto zasadę: dotyczy ona sprawiedliwego traktowania innych, przy czym ludzie mają po prostu pewne dodatkowe zobowiązania wobec swoich rodziców. Wszystko, co musisz zrobić, to wypełnić te zobowiązania. Niezależnie od tego, czy twoi rodzice są ludźmi wierzącymi, czy nie, bez względu na to, czy ich wiara jest żywa, czy nie, i niezależnie od tego, czy ich spojrzenie na życie i człowieczeństwo są takie jak twoje, czy też nie, musisz po prostu wypełnić swoje zobowiązania wobec nich. Nie musisz ich też unikać – po prostu pozwól, by wszystko potoczyło się swoim naturalnym torem, zgodnie z Bożymi planami i ustaleniami. Jeśli rodzice przeszkadzają ci w wierze w Boga, powinieneś mimo to wypełniać swe synowskie zobowiązania najlepiej jak potrafisz, tak abyś przynajmniej w swym sumieniu nie czuł się wobec nich zobowiązany. Jeśli zaś rodzice ci nie przeszkadzają i wspierają twoją wiarę w Boga, powinieneś również postępować zgodnie z zasadami, traktując ich dobrze, kiedy należy tak właśnie czynić. Podsumowując, bez względu na wszystko, Boże wymagania wobec człowieka nie zmieniają się, a zasady prawdy, które ludzie winni wprowadzać w życie, nie mogą ulec zmianie. W tych sprawach musisz po prostu przestrzegać zasad i wypełniać te obowiązki, które jesteś w stanie wypełnić.

Będę teraz mówił o tym, dlaczego Bóg wprowadził wymóg dotyczący zachowania człowieka, taki jak „szanuj swych rodziców”. Wszystkie inne Boże wymagania to odnoszące się do ludzkiego zachowania normy, które dotyczą indywidualnego postępowania każdego człowieka; dlaczego zatem Bóg ustanowił innego rodzaju wymóg w kwestii synowskiego oddania? Powiedzcie Mi: jeśli ktoś nie potrafi uszanować nawet swych własnych rodziców, to jaka jest jego natura i istota? (Zła). Jego rodzice wiele wycierpieli, aby go zrodzić i wychować – a wychowanie go z pewnością nie było łatwe – i tak naprawdę nie oczekują, że ich dziecko przysporzy im wiele szczęścia czy zadowolenia: mają tylko nadzieję, że gdy dorośnie, będą wieść szczęśliwe życie i nie będą musieli się o nie zbytnio martwić. Ale ich dziecko zanadto się nie stara ani zbyt ciężko nie pracuje i nie wiedzie mu się dobrze: wciąż zdaje się na swych rodziców, aby się o nie troszczyli, i staje się pijawką, która nie tylko ich nie szanuje, lecz także usiłuje ich zastraszać i szantażem pozbawiać majątku. Jeśli jest zdolne do tak nikczemnego zachowania, to jakim jest człowiekiem? (Reprezentuje sobą kiepskie człowieczeństwo). Ktoś taki nie wypełnia żadnego ze swych zobowiązań wobec ludzi, którzy go zrodzili i wychowali, i wcale nie ma poczucia winy z tego powodu – jeśli spojrzeć na niego z tej perspektywy, to czy taki człowiek ma sumienie? (Nie ma). Będzie bić wszystkich i znęcać się werbalnie nad każdym, w tym nad własnymi rodzicami. Traktuje swych rodziców jak każdego innego – bijąc ich i znęcając się nad nimi słownie dla kaprysu. Kiedy czuje się nieszczęśliwy, wyładowuje swój gniew na rodzicach, tłukąc miski i talerze oraz zastraszając ich. Czy ktoś taki w ogóle ma rozum? (Nie). Jeśli ktoś nie ma sumienia bądź rozumu i potrafi, tak od niechcenia, znęcać się nawet nad własnymi rodzicami, to czy jest człowiekiem? (Nie). Kim zatem jest? (Jest zwierzęciem). Owszem, jest zwierzęciem. Czy to właściwe określenie? (Tak). W rzeczywistości bowiem jeśli ktoś wypełnia niektóre ze swoich zobowiązań wobec rodziców, troszczy się o nich i bardzo ich kocha, to czyż nie są to rzeczy, które ludzie obdarzeni zwykłym człowieczeństwem winni przyswoić sobie jako coś oczywistego? (Owszem). Gdyby ktoś miał źle traktować swoich rodziców i się nad nimi znęcać, czy jego sumienie byłoby w stanie to zaakceptować? Czy normalny człowiek mógłby zrobić coś podobnego? Ludzie, którzy mają sumienie i rozum, nie mogliby tego zrobić – gdyby zdarzyło im się rozgniewać swych rodziców, czuliby się nieszczęśliwi przez dobrych kilka dni. Niektórzy mają ognisty temperament i mogą wprawdzie wściec się na swoich rodziców w akcie desperacji, ale potem sumienie będzie czynić im wyrzuty i nawet jeśli nie przeproszą rodziców, to nie rozzłoszczą się na nich ponownie. Jest to coś, co winni mieć w sobie ludzie reprezentujący sobą zwykłe człowieczeństwo i jest to jeden z przejawów takiego właśnie człowieczeństwa. Ci zaś, którzy nie posiadają człowieczeństwa, mogą znęcać się nad swymi rodzicami na wszelkie sposoby, nie odczuwając przy tym niczego, i tak właśnie robią. Jeśli, gdy byli dziećmi, rodzice uderzyli ich jeden jedyny raz, zapamiętają to sobie do końca życia, a gdy dorosną, wciąż będą chcieli odwzajemnić im się w ten sam sposób i zadać im cios. W dzieciństwie większość z nich nie odda rodzicom, gdy ci ich uderzą; niektórzy nie oddadzą także i wtedy, gdy będą mieli już ponad trzydzieści lat, i nie poskarżą się ani słowem, nawet jeśli ich zaboli. To właśnie winni mieć w sobie ludzie reprezentujący sobą zwykłe człowieczeństwo. Dlaczego nie poskarżą się ani słowem? Gdyby ktoś inny miał ich uderzyć, czy dopuściliby do tego i pozwoliliby, aby ktoś ich bił? (Nie). Gdyby to był ktoś inny – bez względu na to, kto by to był – nie pozwoliliby mu się zbić – nie dopuściliby nawet do tego, by rzucił pod ich adresem choćby jedno obraźliwe słowo. Dlaczego więc nie odwzajemniają ciosów i nie wpadają w gniew niezależnie od tego, jak mocno biją ich rodzice? Dlaczego to znoszą? Czy nie dlatego, że ich człowieczeństwo zawiera w sobie sumienie i rozum? Myślą sobie tak: „Moi rodzice mnie wychowali. I chociaż nie powinni mnie bić, muszę to znieść. Poza tym, to ja ich rozzłościłem, więc zasługuję na to, by dostać cios. Biją mnie tylko dlatego, że byłem nieposłuszny i ich rozzłościłem. Zasłużyłem sobie na to! Nigdy więcej tego nie zrobię”. Czy nie jest to przejaw tego rodzaju rozumu, jaki posiadać winni ludzie reprezentujący sobą zwykłe człowieczeństwo? (Owszem). To właśnie ów rozum cechujący zwykłe człowieczeństwo pozwala im znosić takie traktowanie ze strony rodziców. To właśnie jest zwykłe człowieczeństwo. Czy zatem ludzie, którzy nie potrafią znieść takiego traktowania, którzy oddają swoim rodzicom, mają w sobie tego rodzaju człowieczeństwo? (Nie). Zgadza się, nie mają go. Ci, którzy nie mają sumienia i rozumu cechującego zwykłe człowieczeństwo, są w stanie bić nawet własnych rodziców i znęcać się nad nimi werbalnie – strach pomyśleć, jak mogą potraktować Boga oraz braci i siostry w kościele. Zdolni są w ten sposób podchodzić do ludzi, którzy ich zrodzili i wychowali, więc czy nie będą okazywać jeszcze większego lekceważenia innym osobom, z którymi nie łączą ich więzy krwi? (Owszem). Jak będą traktować Boga, którego nie są w stanie zobaczyć ani dotknąć? Czy będą umieli wykazać się przy tym sumieniem i rozumem? Czy będą w stanie podporządkować się wszelkim okolicznościom, jakie przygotował dla nich Bóg? (Nie). Gdyby Bóg miał się z nimi rozprawiać, przycinać ich, osądzać i karcić, czy stawiliby Mu opór? (Tak). Zastanówcie się: jaką funkcję pełnią sumienie i rozum człowieka? Sumienie i rozum mogą do pewnego stopnia hamować i regulować jego zachowanie – umożliwiają mu przyjęcie odpowiedniej postawy i dokonywanie właściwych wyborów, gdy coś mu się przytrafia, oraz pozwalają mu patrzeć na wszystko, co go spotyka, przez pryzmat sumienia i rozumu. W większości przypadków kierowanie się w działaniach sumieniem i rozumem pozwala ludziom uniknąć wielu nieszczęść. Oczywiście ci, którzy dążą do prawdy, są w stanie na tej podstawie wybrać ścieżkę dążenia do prawdy, wkroczyć w jej rzeczywistość i podporządkować się Bożym planom i ustaleniom. Tym zaś, którzy nie dążą do prawdy, brakuje człowieczeństwa i nie posiadają oni tego rodzaju sumienia i rozumu, czego skutki są tragiczne. Są oni w stanie na wszelkie sposoby znieważać Boga – tak jak traktowali Pana Jezusa faryzeusze. Ludzie tacy potrafią obrażać Boga, mścić się na Nim, bluźnić przeciwko Niemu, a nawet oskarżać Go i zdradzać. Jest to bardzo poważny problem – czyż nie oznacza to bowiem kłopotów? Ludzie, którym brak cechującego człowieczeństwo rozumu, często mszczą się na innych z uwagi na swoją nadmierną porywczość; ich zachowania nie powściąga typowy dla człowieczeństwa rozum, więc nietrudno jest im ukształtować w sobie pewne skrajne myśli i poglądy, a następnie zacząć przejawiać różne skrajne zachowania i podejmować wiele działań, które cechuje brak sumienia i rozumu, a ostateczne tego konsekwencje całkowicie wymykają się spod kontroli. Zakończyłem już mniej więcej Moje omówienie związku „szanowania swych rodziców” z wprowadzaniem prawdy w życie – ostatecznie wszystko sprowadza się to do kwestii człowieczeństwa. Dlaczego Bóg wysunął żądanie takie jak „szanuj swych rodziców”? Ponieważ ma ono związek z zachowaniem człowieka. Z jednej strony Bóg posługuje się tym wymogiem w celu normowania ludzkiego zachowania, z drugiej zaś za jego pomocą poddaje jednocześnie próbie i definiuje człowieczeństwo poszczególnych osób. Jeśli bowiem ktoś nie traktuje swoich rodziców, jak nakazuje sumienie i rozum, to z pewnością nie posiada człowieczeństwa. Niektórzy powiedzą: „A co, jeśli jego rodzice nie mają w sobie odpowiedniego człowieczeństwa i nie wypełnili do końca swoich obowiązków wobec dziecka – czy wówczas ten ktoś nadal powinien okazywać im synowskie oddanie?”. Jeśli ktoś taki ma sumienie i rozum, to jako córka lub syn nie będzie znęcać się nad swymi rodzicami. Ludzie, którzy znęcają się nad własnymi rodzicami, z całą pewnością nie mają sumienia i rozumu. Tak więc, bez względu na to, jaki wymóg stawia Bóg, czy wymóg ten odnosi się do postawy, jaką ludzie przyjmują wobec swoich rodziców, czy też do człowieczeństwa, jakie zazwyczaj urzeczywistniają i przejawiają, w każdym wypadku wszystkie Jego wymagania odnoszą się do pewnych zewnętrznych postaw i zachowań, a skoro Bóg wymagania te ustanowił, musi mieć ku temu własne powody i cele. A choć tym przedstawionym przez Boga wymaganiom odnośnie do zachowania wciąż dosyć daleko jest do prawdy, to jednak stanowią one normy, które Bóg ustanowił, aby regulować zachowanie człowieka. Wszystkie one mają więc swoje znaczenie i wciąż obowiązują w dniu dzisiejszym.

Omówiłem właśnie rozmaite powiązania i różnice pomiędzy dotyczącymi zachowania kryteriami, jakie Bóg przedstawił człowiekowi, a prawdami, których On wymaga. Czy w tym momencie nie zakończyliśmy mniej więcej rozmowy na temat tego rodzaju dobrych zachowań, stanowiących część spośród tych rzeczy, które ludzie, zgodnie ze swymi pojęciami, uważają za dobre i słuszne? Po zakończeniu naszego omówienia tej kwestii rozmawialiśmy o pewnych normach i powiedzeniach, które Bóg przedstawił, aby unormować ludzkie zachowanie i to, co człowiek urzeczywistnia, i wymieniliśmy kilka przykładów, takich jak: nie bij innych ani nie znęcaj się nad nimi werbalnie, szanuj swoich rodziców, nie pal i nie pij alkoholu, nie kradnij, nie wykorzystuj innych, nie składaj fałszywego świadectwa, nie czcij bożków i tym podobne. Oczywiście są to tylko najważniejsze spośród nich i jest w tej materii o wiele więcej szczegółów, w które nie będziemy się zagłębiać. Jakie zatem prawdy powinniście byli zyskać po omówieniu tych kwestii? Jakie zasady winniście wprowadzać w życie? Co powinniście czynić? Czy musicie okazywać szacunek starszym i otaczać troską najmłodszych? Czy musicie być ludźmi uprzejmymi? Czy musicie być mili i przystępni? Czy kobiety muszą być subtelne i wyrafinowane albo dobrze wychowane i rozsądne? Czy mężczyźni muszą być ludźmi wielkimi, ambitnymi i pełnymi ogłady? Nie muszą. Przeprowadziliśmy na ten temat, rzecz jasna, bardzo wiele rozmów. Najwyraźniej wszystkimi tymi poglądami i zapatrywaniami, za którymi opowiada się tradycyjna kultura, szatan posługuje się w celu oszukiwania ludzi. Są one bardzo bałamutne i to one właśnie ich zwodzą. Powinniście starannie zbadać swe wnętrze i przekonać się, czy wciąż żywicie niektóre spośród tych poglądów i zapatrywań lub czy nadal macie takie zachowania i przejawy. Jeśli tak, to winniście co prędzej poszukiwać prawdy, aby się ich wyzbyć, a następnie przyjąć prawdę i żyć zgodnie ze słowami Boga. Dzięki temu zdołacie zyskać Bożą aprobatę. Powinniście zastanowić się nad tym, jaki stan panował w waszym wnętrzu, kiedy żyliście zgodnie z tradycyjną kulturą: jak czułeś się w głębi serca, co zyskałeś i jaki był tego rezultat, a następnie zobacz, jak to jest postępować zgodnie ze standardami, których wymaga od człowieka Bóg, takimi jak okazywanie powściągliwości, zachowywanie przyzwoitości godnej świętych, nie bicie innych i nie znęcanie się nad nimi werbalnie i tak dalej. Przekonaj się, który z tych sposobów życia pozwala ci wieść łatwiejsze, bardziej swobodne, stabilniejsze i spokojniejsze życie oraz w większym stopniu umożliwia ci życie na podobieństwo człowieka, a który powoduje, że czujesz się tak, jakbyś żył pod maską pozorów, i sprawia, że twoje życie jest bardzo nieszczęśliwe i pełne zakłamania. Zobacz, która z tych życiowych dróg pozwala ci coraz bardziej zbliżać się do spełnienia Bożych wymagań i sprawia, że twoja relacja z Bogiem staje się coraz bardziej normalna. Kiedy faktycznie tego doświadczysz, będziesz już to wiedział. Tylko wprowadzanie w życie słów Bożych i prawdy może przynieść ci wyzwolenie i swobodę oraz pozwolić ci zyskać Bożą aprobatę. Załóżmy na przykład że, aby inni ludzie mówili, że okazujesz szacunek starszym i otaczasz troską najmłodszych, że przestrzegasz zasad i że jesteś dobrym człowiekiem, ilekroć spotykasz starszego brata lub siostrę, zwracasz się do nich w ten właśnie sposób („starszy bracie” lub „starsza siostro”) i nigdy nie ośmielasz się mówić im po imieniu, czujesz się nazbyt zawstydzonym, aby tak się do nich odnosić, i sądzisz, że byłoby to wielce niestosownym wyrazem lekceważenia. To wywodzące się z tradycji wyobrażenie o tym, że należy okazywać szacunek starszym i otaczać troską najmłodszych kryje się wciąż w twoim sercu, więc kiedy widzisz starszą osobę, zachowujesz się bardzo delikatnie i uprzejmie, jakbyś był człowiekiem bardzo zasadniczym i kulturalnym, i jakbyś, chcąc nie chcąc, musiał kłaniać im się w pas. Traktujesz starszych z wielkim szacunkiem – im starsza jest osoba, którą masz sprzed sobą, tym lepiej wychowanego człowieka udajesz. Czy jednak okazywanie dobrych manier w taki właśnie sposób to rzeczywiście coś dobrego? Jest to raczej życie bez kręgosłupa moralnego i godności. Kiedy tacy ludzie widzą małe dziecko, udają, że są słodcy i zabawni, tak jak dziecko. Na widok jednego ze swoich rówieśników, podnoszą się, prostują i zachowują się jak dorośli, aby inni nie śmieli traktować ich w sposób lekceważący. Jakiego rodzaju są to ludzie? Czyż nie są to osoby o wielu twarzach? Szybko zmieniają się te ich oblicza, nieprawdaż? Kiedy widzą leciwą osobę, nazywają ją „dziaduniem” lub „babunią”. Gdy widzą kogoś nieco starszego od siebie, zwracają się do niego per „wujku”, „ciociu”, „starszy bracie” lub „starsza siostro”. Kiedy spotykają kogoś młodszego, nazywają go „młodszym bratem” lub „młodszą siostrą”. Nadają ludziom różne tytuły i przydomki, w zależności od ich wieku, i zwracając się do nich, bardzo ściśle przestrzegają tych form. Te poglądy i zapatrywania zakorzeniły się w nich tak głęboko, że przeniknęły ich aż do kości, więc ludzie tacy są w stanie posługiwać się nimi z wielką łatwością. Zwłaszcza zaś kiedy już zaczną wierzyć w Boga, umacniają się w takim oto przekonaniu: „Teraz, gdy jestem osobą wierzącą, muszę przestrzegać zasad i być kulturalny; muszę być dobrze wychowany i rozsądny. Nie mogę łamać zasad ani być skory do buntu jak ta niewierząca, sprawiająca problemy młodzież, gdyż ludziom się to nie spodoba. Jeśli chcę, by wszyscy mnie lubili, muszę okazywać szacunek starszym i otaczać troską najmłodszych”. Tacy ludzie narzucają sobie jeszcze bardziej rygorystyczne reguły, jeśli chodzi o zachowanie, dzieląc ludzi z poszczególnych grup wiekowych na różne poziomy, nadając im wszystkim tytuły i przydomki, a następnie nieustannie stosują te podziały i określenia w swym codziennym życiu, a potem nabierają takiego oto przekonania: „Proszę, proszę – rzeczywiście się zmieniłem, odkąd zacząłem wierzyć w Boga. Jestem dobrze wychowany, rozsądny i uprzejmy, szanuję starszych i troszczę się o najmłodszych oraz jestem sympatyczny. Naprawdę żyję na podobieństwo człowieka. Wiem, jak właściwie zwracać się do każdego, kogo spotkam, bez względu na to, ile ma lat. Nie musieli mnie tego uczyć rodzice, nie musieli mnie do tego skłaniać ludzie z mojego otoczenia: po prostu wiedziałem, jak należy to robić”. Po pewnym czasie przejawiania tych dobrych zachowań ludzie tacy myślą, że rzeczywiście posiadają człowieczeństwo, że naprawdę przestrzegają zasad i że Bogu musi się to podobać – czy jednak nie łudzą samych siebie i nie zwodzą innych? Od tej chwili musicie porzucić takie zapatrywania i poglądy. Opowiedziałem wcześniej historię Daming i Xiaominga, która wiązała się z kwestią okazywania szacunku starszym i otaczania troską najmłodszych, nieprawdaż? (Owszem). Niektórzy, widząc starszą osobę, myślą, że zwracanie się do niej per „starszy bracie” lub „starsza siostro” nie jest dostatecznie uprzejme i nie sprawi, że ludzie pomyślą, że mają dość ogłady, więc nazywają ją „dziaduniem” lub „ciotuchną”. Wygląda na to, że w ten sposób okazałeś im dostatecznie dużo szacunku; a skąd bierze się ten twój szacunek do nich? Z twarzy nie wyglądasz Mi na kogoś, kto szanuje innych. W twym spojrzeniu jest coś przerażającego, dzikiego, zuchwałego i butnego, postępujesz zaś w sposób bardziej arogancki od wszystkich znanych mi osób. Nie tylko sam nie poszukujesz zasad prawdy, lecz także nie radzisz się nikogo innego; sam dla siebie jesteś prawem i nie masz ani krzty człowieczeństwa. Patrzysz tylko na to, kto ma odpowiedni status, a potem nazywasz go „wujem” lub „ciotuchną”, mając nadzieję, że ludzie cię za to pochwalą – jaki pożytek z takiego udawania? Czy będziesz posiadać człowieczeństwo i odpowiednią moralność, jeśli będziesz tak postępować? Wręcz przeciwnie, gdy inni zobaczą, że udajesz, poczują się tobą jeszcze bardziej zniesmaczeni. Kiedy pojawiają się sprawy dotyczące interesów domu Bożego, jesteś w stanie wręcz zaprzedać jego interesy. Żyjesz tylko po to, by zadowolić samego siebie, a choć posiadasz takiego właśnie rodzaju człowieczeństwo i tak zwracasz się do ludzi per „ciotuchno” – czy to nie udawanie? (Owszem). Naprawdę jesteś w tym dobry! Powiedzcie Mi, czy tacy ludzie nie są odrażający? (Owszem, są). Tacy ludzie zawsze zaprzedają interesy domu Bożego – w ogóle nie stoją na ich straży. Kąsają rękę, która ich karmi, i nie zasługują na to, by mieszkać w domu Bożym. Przyjrzyjcie się więc samym sobie i zobaczcie, jakie tkwią w was wciąż myśli, poglądy, postawy, podejścia i sposoby traktowania ludzi, które należą do rzeczy powszechnie uznawanych przez rodzaj ludzki za dobre zachowania, a które w rzeczywistości są właśnie tym, czym Bóg się brzydzi. Powinniście co prędzej wyzbyć się tych bezwartościowych poglądów oraz zapatrywań i pod żadnym pozorem nie wolno wam się ich kurczowo trzymać. Niektórzy mówią: „Cóż złego jest w takim postępowaniu?”. Jeśli będziesz tak postępował, wprawisz Mnie w oburzenie i będę cię nienawidził, wiec absolutnie nie wolno ci się tak zachowywać. Niektórzy powiedzą: „Nic nie szkodzi, jeśli będziesz się na nas oburzał; w końcu to nie z Tobą żyjemy na co dzień”. Mimo iż nie mieszkamy ze sobą na co dzień i tak nie wolno ci tak postępować. Będę czuł do ciebie obrzydzenie, ponieważ nie jesteś w stanie przyjąć prawdy ani wprowadzać jej w życie, co oznacza, że nie możesz dostąpić zbawienia. Dlatego byłoby lepiej, gdybyś porzucił te poglądy i zapatrywania tak szybko, jak to możliwe. Nie udawaj i nie żyj za maską pozorów. Myślę, że ludzie Zachodu są pod tym względem bardzo normalni. Na przykład w Ameryce wystarczy zwracać się do wszystkich po imieniu. Nie musisz nazywać jednej osoby „dziaduniem”, a drugiej „babunią”, co brzmi bardzo niezręcznie, i nie musisz się martwić, że ludzie będą cię osądzać – możesz po prostu zwracać się do wszystkich po imieniu, w sposób pełen godności, a kiedy ludzie to usłyszą – zarówno dorośli, jak i dzieci – będą bardzo zadowoleni i uznają, że okazujesz im szacunek. Z drugiej natomiast strony, jeśli wiesz, jak mają na imię, a mimo to nadal zwracasz się do nich per „proszę pana” lub „ciociu”, nie będą zadowoleni i zaczną chłodno cię traktować, a ty będziesz dziwnie się z tym czuł. Kultura Zachodu różni się bowiem w tym względzie od tradycyjnej kultury chińskiej. Chińczycy są przesiąknięci tradycyjną kulturą i pozostają pod jej wpływem: zawsze chcą mieć wysoki status, być starszymi w grupie i sprawić, by inni okazywali im szacunek. Nie wystarcza im, że ludzie mówią do nich „dziaduniu” czy „babuniu” – chcą, by dodawali jeszcze przymiotnik „starszy” i nazywali ich „starszym dziaduniem”, „starszą babunią” lub „starszym wujaszkiem”. A są jeszcze takie określenia jak „ciotuchna” lub „wuj” – jeżeli więc inni nie chcą dodawać przymiotnika „starszy”, ludzie tacy każą się nazywać „ciotuchną” albo „wujem”. Czy nie są w tym odrażający? Cóż to za usposobienie? Czyż nie jest ono godne pożałowania? Ależ mnie ono mierzi! Tacy ludzie nie tylko nie są w stanie zaskarbić sobie szacunku innych, lecz inni czują do nich odrazę i gardzą nimi, trzymają się od nich z daleka i odrzucają ich. Jest zatem pewien powód, dla którego Bóg obnaża te aspekty tradycyjnej kultury i nienawidzi tych rzeczy. Chodzi o to, że takie poglądy i zapatrywania zawierają w sobie podstępy szatana oraz jego usposobienie i mogą negatywnie wpływać na metody oraz kierunek czyjegoś postępowania. Mogą również, rzecz jasna, wywierać wpływ na perspektywę, z jakiej ktoś spogląda na ludzi oraz sprawy, a jednocześnie pozbawiają ludzi zdrowego rozsądku i sprawiają, że nie są zdolni wybrać właściwej życiowej drogi. Czy zatem ludzie nie powinni porzucić tych poglądów i zapatrywań? (Owszem, powinni).

Chińczycy pozostają pod przemożnym wpływem tradycyjnej kultury. Oczywiście każdy kraj na świecie ma swą własną tradycyjną kulturę, a kultury te różnią się od siebie tylko w niewielkim stopniu. Chociaż niektóre spośród powiedzeń wywodzących się z innych tradycji różnią się od tych pochodzących z tradycyjnej kultury chińskiej, wszystkie one mają tę samą naturę. Wszystkie te porzekadła istnieją dlatego, że ludzie mają skażone usposobienie i brak im zwykłego człowieczeństwa. Przejawiają więc pewne bardzo zwodnicze zachowania, które na pozór wydają się dobre, są zgodne z ludzkimi pojęciami oraz wyobrażeniami, i które łatwo jest im wprowadzać w życie. Chcą w ten sposób zaprezentować się przed innymi tak, aby móc uchodzić za pełnych ogłady, szlachetnych oraz porządnych i aby wydawali się uczciwi i pełni godności. Ale to właśnie te aspekty tradycyjnej kultury mącą ludziom wzrok i ich mamią i to właśnie one przeszkadzają im w urzeczywistnianiu prawdziwego podobieństwa do człowieka. Co gorsza, szatan wykorzystuje te poglądy i zapatrywania do tego, by deprawować ich człowieczeństwo i sprowadzać ich z właściwej drogi. Czyż tak nie jest? (Tak właśnie jest). Bóg mówi ludziom, by nie kradli, nie cudzołożyli i tak dalej, podczas gdy szatan wmawia im, że muszą być dobrze wychowani i rozsądni, subtelni i wyrafinowani, uprzejmi i tym podobnie – czyż nie jest to dokładne przeciwieństwo wymagań, które postawił im Bóg? Czyż wszystkie te rzeczy nie są rozmyślnym zaprzeczeniem Bożych wymagań? Szatan uczy ludzi, jak wykorzystywać pozory, pewne zewnętrzne jedynie metody i zachowania oraz to, co urzeczywistniają, do oszukiwania innych ludzi. Czego natomiast uczy ludzi Bóg? Że nie powinni wykorzystywać takich pozorów i zewnętrznych zachowań, aby w sposób fałszywy zdobywać zaufanie innych ludzi, a zamiast tego powinni postępować zgodnie z Jego słowami i prawdą. W ten sposób staną się godni ludzkiego zaufania – a tylko tacy ludzie mają w sobie człowieczeństwo. Czyż nie ma tu pewnej różnicy? Jest, i to ogromna. Bóg mówi ci, jak masz się prowadzić, podczas gdy szatan uczy cię, jak udawać i oszukiwać innych – czyż nie jest to diametralna różnica? Czy zatem rozumiecie już teraz w końcu, jakiego ludzie winni dokonać wyboru? Która z tych ścieżek jest właściwa? (Słowa Boże). Racja, to słowa Boże są właściwą życiową drogą. Bez względu na to, jakiego rodzaju wymagania słowa te stawiają w odniesieniu do zachowania człowieka, nawet jeśli są to reguły, przykazania lub prawa, o których Bóg mówił do człowieka, wszystkie one są bez wątpienia właściwe i słuszne, a ludzie muszą ich przestrzegać. Jest tak dlatego, że słowa Boże zawsze będą właściwą ścieżką i czymś pozytywnym, podczas gdy słowa szatana zwodzą i deprawują ludzi, podszyte są szatańskimi intrygami i nie są właściwą życiową drogą, bez względu na to, jak bardzo mogą przypaść ludziom do gustu lub być zgodne z ich pojęciami i wyobrażeniami. Czy to rozumiecie? (Tak). Jak się czujecie po wysłuchaniu dzisiejszego omówienia? Czy jego treść ma związek z prawdą? (Owszem). Czy wcześniej pojmowaliście ten aspekt prawdy? (Niezbyt jasno). A czy teraz dobrze go rozumiecie? (Lepiej niż przedtem). Podsumowując, zrozumienie tych prawd przyda się ludziom nieco później. Okaże się korzystne dla ich przyszłego dążenia do prawdy, urzeczywistniania człowieczeństwa oraz celu i kierunku ich życiowych dążeń.

26 lutego 2022 r.

Wstecz: Co to znaczy dążyć do prawdy (3)

Dalej: Co to znaczy dążyć do prawdy (5)

Koniec wszelkich rzeczy jest blisko. Czy chcecie wiedzieć, jak Pan wynagrodzi dobro i ukarze zło i ustali wynik człowieka, kiedy On powróci? Zapraszamy do kontaktu z nami, aby pomóc Ci znaleźć odpowiedź.

Ustawienia

  • Tekst
  • Motywy

Jednolite kolory

Motywy

Czcionka

Rozmiar czcionki

Odstęp pomiędzy wierszami

Odstęp pomiędzy wierszami

Szerokość strony

Spis treści

Szukaj

  • Wyszukaj w tym tekście
  • Wyszukaj w tej książce

Połącz się z nami w Messengerze