Zapłata za maskowanie się i ukrywanie

23 października 2022

Autorstwa Lilieth, Honduras

W październiku 2018 roku przyjęłam dzieło Boga Wszechmogącego dni ostatecznych. Pół roku później zostałam diakonką podlewania w moim kościele. Kiedy zaczęłam swoje obowiązki miałam wiele trudności, ale dzięki modlitwie i poszukiwaniom wraz z braćmi i siostrami, stopniowo opanowałam zasady i osiągnęłam wyniki. Pisałam też świadectwa z doświadczeń i często zastanawiałam się nad sobą, dzięki czemu czułam się spełniona.

W styczniu tego roku przywódczyni powiedziała, „Poczyniłaś postępy w wejściu w życie, więc wybraliśmy cię na kaznodziejkę. Chciałabyś głosić ewangelię?”. Byłam zachwycona, więc powiedziałam, „Zrobię, co w mojej mocy”. Przywódczyni powiedziała, „Twoje świadectwa z doświadczeń są bardzo dobre. Tylko bracia i siostry, którzy dźwigają brzemię podczas wejścia w życie, zostają kaznodziejami. Potrafią rozwiązywać problemy braci i sióstr i pokonywać trudności”. Słysząc to, poczułam dumę, zwłaszcza, gdy usłyszałam, że zostałam wybrana, bo skupiam się na wejściu w życie. Czułam, że mogę dobrze wykonywać tę pracę. Potem przywódczyni powierzyła mi nadzór nad pracą kilku kościołów i nauczyła mnie wielu zasad. Zakres pracy był większy i byłam odpowiedzialna za wiele zadań, więc stresowałam się i trochę martwiłam, że nie podołam. Bracia i siostry, którzy wypełniali takie same obowiązki jak ja, znali się na swojej pracy, a ja byłam nowa i nie wiedziałam, jak to się robi. Chciałam powiedzieć o swoich trudnościach, ale pomyślałam o komplementach od mojej przywódczyni. Kiedy się dowie, że nie zrozumiałam, jak wykonywać pracę dla tych kościołów, co o mnie pomyśli? Czy uzna, że się nie nadaję i że wybierając mnie popełniła błąd? Poza tym teraz głosiłam ewangelię. Skoro nie byłam obeznana z pracą, jak miałam wspierać przywódców kościołów? Myśląc o tym, czułam ucisk w gardle. Za bardzo się krępowałam, żeby mówić o tym szczerze.

Kiedyś wyższa przełożona omawiała z nami naszą pracę i zobaczyłam, że siostra Silvia i brat Ricardo bardzo aktywnie odpowiadali na pytania przełożonej, i wiedzieli, jak radzić sobie z każdym aspektem pracy. Przełożona spytała mnie, „Masz jakieś trudności?”. Pomyślałam, „Mamy takie same zadania. Jeśli powiem, że tak, co przełożona o mnie pomyśli? Czy uzna, że się nie nadaję do tej pracy?”. Skłamałam, „Nie, żadnych”. Później, kiedy przełożona się z nami spotykała, rzadko się odzywałam, a jeśli już, to zawsze najpierw się zastanawiałam, co powiedzieć, by inni się nie dowiedzieli, że wielu rzeczy nie wiem. Bałam się, że źle o mnie pomyślą. W ten sposób kryłam się i zwodziłam innych, czułam się bardzo stłumiona i stawałam się coraz bardziej pasywna w pracy. Chciałam nawet opuścić grupę i przestać chodzić na spotkania. Ale nawet wtedy nie chciałam nikomu powiedzieć szczerze o swoim stanie. Chciałam pokazać się innym tylko z dobrej strony. Pewnego dnia umówiłam się na spotkanie z przywódczyniami dwóch kościołów, by poznać stan prac w ich kościołach. Na spotkaniu jedna z nich powiedziała z entuzjazmem, „To wspaniale, że odpowiadasz za naszą pracę! Lubię uczestniczyć w spotkaniach z tobą i podziwiam cię zawsze, gdy słyszę twoje omówienia. Mam nadzieję, że w przyszłości będę taka, jak ty”. Druga przywódczyni dodała, „Dobrze się czujemy, gdy wypełniamy obowiązki razem z tobą. Twoje omówienia zawsze przynoszą nam światło”. Chciałam im powiedzieć, żeby nie myślały o mnie tak dobrze, bo jestem zepsuta, mam trudności w pracy, a pod presją się zniechęcam. Ale potem pomyślałam, „Jeśli powiem im prawdę, czy dalej będą dobrze o mnie myśleć? Czy nadal będą się do mnie zwracać z problemami?”. Stoczyłam wewnętrzną walkę i w końcu nie powiedziałam prawdy.

Innym razem spotkałam się z kilkoma diakonami. Powiedzieli, że nie mogli wykonać pewnych prac i że mają trudności. Pocieszałam ich, „Wszyscy niedawno zaczęliśmy pełnić nasze obowiązki. Ucząc się zdobędziemy wiedzę”. Niby w tym, co powiedziałam, nie było nic złego, lecz tak naprawdę ja też nie potrafiłam wykonywać swojej pracy. Bałam się, że ujrzą moją prawdziwą postawę, więc nie śmiałam mówić szczerze. Zachęciłam ich trochę, co wcale nie rozwiązało ich problemów. Ponieważ dalej kryłam się i zwodziłam innych, Byłam w okropnym stanie i nie czułam przewodnictwa Ducha Świętego, codziennie byłam słaba i zmęczona. Często myślałam, „Czemu nie mogę wykonywać pracy dla kościoła tak, jak wszyscy?”. Wiedziałam, że powinnam porozmawiać o swoich trudnościach z przywódczynią, ale bałam się, co ona sobie o mnie pomyśli. Myślałam, „Dostałam to zadanie, bo przywódczyni uznała, że skupiam się na wejściu w życie, więc musi myśleć, że mam dobry charakter i dążę do prawdy. Jeśli się dowie, że tylu rzeczy nie rozumiem i nie mogę wykonywać pracy kościoła, z pewnością uzna, że wybór mnie na kaznodziejkę był błędem”. Myśląc o tym, jeszcze bardziej bałam się mówić. Byłam w coraz gorszym stanie, żyłam w ciemności i cierpieniu. Zwróciłam się więc do Boga, „Boże Wszechmogący, nie wiem, jak poradzić sobie w tych okolicznościach. Proszę, poprowadź mnie”.

Pewnego dnia na spotkaniu, nasza przełożona zapytała o nasze doświadczenia z tego okresu. Inni opowiadali o swoim zepsuciu i o niedociągnięciach podczas pracy, więc i ja zdobyłam się na odwagę i opowiedziałam o swoim stanie. Przywódczyni, dzięki swojemu doświadczeniu, pomogła mi, mówiąc, „Jako przywódcy i pracownicy, nie musicie rozumieć wszystkiego, by dobrze wypełniać obowiązki. To błędne założenie. Jesteśmy tylko zwyczajnymi ludźmi, to normalne, że nie rozumiemy niektórych rzeczy. Ale jeśli chcemy być wszystkowiedzący, a nie potrafimy radzić sobie z naszymi wadami, a chcąc zachować status i wizerunek, nosimy maski, żeby się ukryć i zmylić innych, i nigdy nie pokazujemy naszej prawdziwej postawy, to wiedziemy bolesne życie”. Potem przywódczyni przesłała mi dwa fragmenty słów Bożych. „Jak być kimś zwyczajnym i normalnym? W jaki sposób ludzie mogą, według Bożych słów, zająć właściwe miejsce istoty stworzonej – jak człowiek może nie próbować stać się nadczłowiekiem lub jakąś wielką postacią? (…) Po pierwsze, nie daj się złapać w sidła swojego tytułu. Nie mów: »Jestem przywódcą, jestem przełożonym zespołu, jestem superwizorem, nikt nie zna się na tych sprawach lepiej niż ja, nikt nie ma większych umiejętności niż ja«. Nie daj się złapać w pułapkę samozwańczego tytułu. Jeśli tak się stanie, będziesz miał związane ręce i nogi; wpłynie to na wszystkie twoje słowa i uczynki, a także na twoje normalne myślenie i osąd. Musisz się uwolnić z kajdan statusu; najpierw zejdź z tego oficjalnego stołka, na którym we własnym mniemaniu siedzisz, i stań na miejscu zwykłego człowieka; jeśli tak zrobisz, twoja postawa stanie się normalna. Musisz także przyznać i powiedzieć: »Nie wiem, jak to zrobić, i nie rozumiem tego – będę musiał poszukać wiedzy i się nauczyć« lub »Nigdy tego nie doświadczyłem, więc nie wiem, co robić«. Kiedy będziesz w stanie powiedzieć, co naprawdę myślisz, i mówić szczerze, będziesz miał normalny rozsądek. Inni poznają prawdziwego ciebie, a tym samym będą mieć normalny obraz ciebie, a ty nie będziesz musiał niczego udawać ani nie będzie na tobie ciążyła wielka presja, a więc będziesz mógł normalnie komunikować się z ludźmi. Takie życie jest wolne i łatwe; każdy, kto uważa, że ​​życie jest wyczerpujące, sam do tego doprowadził. Nie udawaj niczego ani nie stwarzaj pozorów; najpierw otwórz się na to, co myślisz w sercu, na swoje prawdziwe myśli, by wszyscy mogli je poznać i zrozumieć. W rezultacie twoje obawy oraz podejrzliwość i bariery między tobą a innymi zostaną całkowicie wyeliminowane. Ogranicza cię coś jeszcze. Zawsze uważasz się za szefa zespołu, przywódcę, pracownika, kogoś z tytułem i statusem: jeśli powiesz, że czegoś nie rozumiesz lub nie potrafisz czegoś zrobić, czy tym samym nie umniejszasz siebie? Kiedy w sercu odrzucisz te kajdany, kiedy przestaniesz myśleć o sobie jako o przywódcy lub pracowniku, kiedy przestaniesz myśleć, że jesteś lepszy od innych i poczujesz, że jesteś zwyczajnym człowiekiem, takim samym jak wszyscy inni, że są pewne obszary, w których jesteś gorszy od innych – kiedy z taką postawą będziesz omawiał prawdę i sprawy związane z pracą, efekt będzie inny i atmosfera też będzie inna. Jeżeli w sercu zawsze masz jakieś wątpliwości, jeśli wciąż czujesz się zestresowany i ograniczany i chciałbyś się tego pozbyć, ale nie potrafisz, możesz to zrobić skutecznie, modląc się poważnie do Boga, zastanawiając się nad sobą, dostrzegając swoje niedociągnięcia, dążąc do prawdy i wprowadzając ją w życie. Cokolwiek robisz, nie mów i nie działaj z określonej pozycji czy używając określonego tytułu; najpierw odłóż to wszystko na bok i postaw się na miejscu zwykłego człowieka(Docenianie słów Boga jest fundamentem wiary w Niego, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). „Jeśli masz w sercu jasność co do tego, jaką jesteś osobą, jaka jest twoja istota, jakie są twoje wady i manifestacje zepsucia, powinieneś otwarcie omówić to z innymi, aby mogli zobaczyć twój prawdziwy stan, twoje myśli i opinie, by wiedzieli, na ile zdajesz sobie sprawę z tych rzeczy. Cokolwiek robisz, nie udawaj, nie stwarzaj pozorów, nie ukrywaj przed innymi własnego zepsucia i błędów, tak by nikt się o nich nie dowiedział; tego rodzaju fałszywe zachowanie oznacza, że ​​w twoim sercu istnieją przeszkody, a także zepsute usposobienie, które może powstrzymywać ludzi przed skruchą i zmianą. Musisz się modlić do Boga, poddawać refleksji i analizie takie fałszywe rzeczy jak pochwały innych ludzi, zaszczyty, którymi cię obsypują i laury, jakimi cię obdarzają, musisz dostrzegać, jakie szkody te rzeczy ci wyrządzają – a czyniąc to, poznasz własną miarę, osiągniesz samowiedzę i nie będziesz już widzieć w sobie nadczłowieka ani jakiejś wielkiej postaci. Z taką samoświadomością łatwo ci będzie zaakceptować prawdę, przyjąć i dopuścić do serca słowa Boga oraz to, o co Bóg prosi człowieka, zaakceptować zbawienie przez Stwórcę i wytrwać w byciu zwykłym człowiekiem, twardo stąpającym po ziemi, aby ustanowić normalną relację między tobą – istotą stworzoną, a Bogiem – Stwórcą. Właśnie o to Bóg prosi ludzi i jest to dla nich w pełni możliwe do osiągnięcia(Docenianie słów Boga jest fundamentem wiary w Niego, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Po przeczytaniu słów Bożych zaczęłam zastanawiać się nad swoim stanem. Gdy przywódczyni powiedziała, że będę kaznodziejką, bo skupiam się na wejściu w życie, byłam dumna i pewna siebie. Czułam, że to dlatego, iż dążę do prawdy i jestem zdolna do pracy, zostałam wybrana do tak ważnego zadania. Ale kiedy zaczęłam wypełniać obowiązki, przekonałam się, że nie rozumiem pracy kościoła. Nie znałam wielu zasad, które omawiała przywódczyni, czułam wielką presję, więc często byłam słaba i zniechęcona. Ale nie wspomniałam o swoim prawdziwym stanie, oszukałam przywódczynię mówiąc, że nie mam problemów, bo bałam się, że uzna, iż nie mam kwalifikacji i mną pogardzi. Gdy usłyszałam, że przywódcy kościoła i diakoni mnie chwalą, a nawet uważają, że jestem przykładem do naśladowania, to choć wiedziałam, że powinnam powiedzieć prawdę o swoim zepsuciu i wadach, ujawnić przed nimi swoją prawdziwą postawę, żeby przestali mnie podziwiać, bałam się, że kiedy poznają fakty, nie będą dobrze o mnie myśleć, więc milczałam. Nawet kiedy przywódcy i diakoni zadawali mi pytania, na które oczywiście nie znałam odpowiedzi, nie otworzyłam się i nie rozmawiałam z nimi o tym. Udawałam, że rozumiem to, czego nie rozumiałam, i odpowiadałam zdawkowo. Ciągle maskowałam się i robiłam fałszywe wrażenie, bo uczepiłam się tytułu „kaznodziejka”. Uważałam, że będąc kaznodziejką, powinnam mieć większą wiedzę i zrozumienie niż inni. Nie powinnam mieć wad, być słaba czy negatywnie nastawiona. Myślałam, że tylko tak inni będą mnie podziwiać i chwalić. Chcąc zachować status i wizerunek, włożyłam maskę, by się ukryć, i udawałam osobę wolną od zepsucia. Nawet kiedy cierpiałam, miałam zły nastrój czy byłam słaba, to aby zachować tytuł „kaznodziejka”, wolałam płakać w ukryciu i samotności niż otworzyć serce i poprosić o pomoc. Posiadanie tego tytułu było dla mnie zbyt trudne. Kiedy kościół wybrał mnie na kaznodziejkę, dał mi szansę na praktykę i pozwolił mi szukać i zrozumieć więcej prawdy w trakcie wypełniania obowiązków. Ale nie poszłam właściwą ścieżką. Wykorzystałam okazję, by dążyć do sławy i fortuny. Czy to nie było sprzeczne z wolą Bożą? Bóg nie chce, byśmy byli supermenami czy wielkimi ludźmi. On chce, byśmy zajęli miejsce istot stworzonych, byli zwyczajnymi ludźmi, skromnie dążyli do prawdy i uczciwie mierzyli się ze swoimi słabościami, a ze sprawami, których nie rozumiemy, zwracali się do braci i sióstr. Tak powinniśmy rozumować.

Później przeczytałam świadectwa z doświadczeń spisane przez braci i siostry, a odnoszące się do słów Bożych, opisujących mój stan. Bóg Wszechmogący mówi: „Bez względu na kontekst i na to, jaki pełnią obowiązek, antychryści będą się starać sprawiać wrażenie, że nie są słabi, że zawsze są silni, pewni siebie i nigdy nie popadają w przygnębienie. Antychryści nigdy nie ujawniają swojej prawdziwej postawy ani rzeczywistego stosunku wobec Boga. Czy tak naprawdę w głębi serca naprawdę wierzą, że nie ma nic, czego nie byliby w stanie zrobić? Czy szczerze wierzą, że nie ma w nich żadnej słabości, negatywizmu ani przejawów skażenia? W żadnym razie. Potrafią dobrze udawać, są wprawni w ukrywaniu różnych rzeczy. Lubią pokazywać ludziom swoją silną i honorową stronę; nie chcą, by inni zobaczyli tę, która jest słaba i prawdziwa. Mają w tym oczywisty cel: po prostu chcą zachować twarz i bronić miejsca zajmowanego w sercach ludzi. Sądzą, że gdyby otwarcie pokazali innym swoją negatywną i słabą stronę, gdyby ujawnili swoją buntowniczość i zepsucie, stanowiłoby to poważny uszczerbek dla ich statusu i reputacji – że nie byłoby to warte zachodu. Dlatego wolą zachowywać swoje słabości, buntowniczość i negatywność wyłącznie dla siebie. A gdy nadchodzi dzień, kiedy wszyscy widzą ich słabą i buntowniczą stronę, gdy widzą, że są oni zepsuci i wcale się nie zmienili, antychryści mimo to nadal będą udawać. Sądzą, że gdyby się przyznali do swojego skażonego usposobienia, do tego, że są zwykłą osobą, kimś małym i nieistotnym, to straciliby miejsce w ludzkich sercach, utraciliby część i uwielbienie, jakimi wszyscy ich darzą, i w ten sposób ponieśliby zupełną porażkę. Toteż, cokolwiek się dzieje, oni się nie otworzą po prostu przed ludźmi; cokolwiek się dzieje, nie przekażą nikomu innemu swojej władzy i statusu; zamiast tego ze wszystkich sił starają się rywalizować i nigdy się nie poddadzą(Punkt dziewiąty: Wypełniają obowiązki tylko po to, by się wyróżnić, zaspokoić swoje interesy i ambicje; nigdy nie zważają na interesy domu Bożego, a nawet poświęcają je dla osobistej chwały (Część dziesiąta), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). W kolejnym fragmencie Bóg pokazuje naturę i konsekwencje dążenia do statusu. Słowa Boga mówią: „Ciągle starasz się osiągnąć wielkość, rozmaite godności i status; zawsze szukasz wywyższenia. Jak czuje się Bóg, kiedy to widzi? Jest to dla Niego wstrętne i nie będzie przy tobie. Im bardziej zabiegasz o rzeczy takie, jak wielkość, pozycja i bycie lepszym od innych, wybitnym, niezwykłym i godnym uwagi, tym bardziej odrażający jesteś w oczach Boga. Jeśli się nad sobą nie zastanowisz i nie okażesz skruchy, Bóg wzgardzi tobą i cię porzuci. Nie bądź osobą, którą Bóg uważa za odrażającą, lecz kimś, kogo Bóg kocha. Jak zatem zdobyć miłość Bożą? Przez posłuszne przyjmowanie prawdy, przyjmowanie pozycji istoty stworzonej, ugruntowane działanie na podstawie Bożych słów, właściwe wykonywanie swoich obowiązków, staranie się, by być uczciwym człowiekiem i urzeczywistnianie podobieństwa do ludzkiej istoty. To wystarczy, Bóg będzie zadowolony. Ludzie muszą się wystrzegać ambicji i hołubienia próżnych marzeń, poszukiwania sławy, zysków i statusu oraz tego, by się wyróżnić z tłumu. Ponadto nie wolno im dążyć do bycia wielkim człowiekiem, nadludzką istotą, która przewyższa innych ludzi i domaga się czci. To są pragnienia zepsutej ludzkości, to jest ścieżka szatana; Bóg nie zbawia takich ludzi. Jeśli ludzie nieustannie dążą do sławy, zysków oraz statusu i nie chcą okazać skruchy, to nie ma dla nich lekarstwa i czeka ich tylko jeden wynik: zostaną odrzuceni(Właściwe wypełnianie obowiązków wymaga harmonijnej współpracy, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Przemyślałam słowa Boże i zrozumiałam, że antychryści to hipokryci. Chcąc zdobyć miejsce w sercach innych, zawsze kreują się i wybielają, nigdy nie mówią prawdy, nie pozwalają innym poznać swoich słabych punktów czy prawdziwego oblicza, udają ludzi, którzy rozumieją prawdę i nie mają wad, aby zyskać pochwałę i podziw innych, żeby każdy szedł za nimi i ich czcił. Mają wyjątkowo arogancką i zwodniczą naturę. Pomyślałam o swoim zachowaniu i zrozumiałam, że jestem taka sama jak antychryści. Kościół uczynił mnie kaznodziejką, ale ja nie przyjęłam tego jak obowiązku od Boga, ani nie myślałam, jak być skromną, dobrze wypełniać obowiązki, być czystą i uczciwą. Przeciwnie, zawsze chciałam uchodzić za wszystkowiedzącą. Chciałam, by inni mnie podziwiali, myśleli, że mam dobry charakter i umiem rozwiązać każdy problem, aby mieli dla mnie miejsce w swoich sercach, otaczali mnie i podziwiali. Byłam arogancka i nierozsądna. Wszystko, co myślałam i robiłam było wbrew Bogu. Zwłaszcza, kiedy usłyszałam słowa Boże, „Jeśli ludzie nieustannie dążą do sławy, zysków oraz statusu i nie chcą okazać skruchy, to nie ma dla nich lekarstwa i czeka ich tylko jeden wynik: zostaną odrzuceni”. To było Boże ostrzeżenie dla mnie. Jeśli dalej będę szła ścieżką w poszukiwaniu sławy i statusu, na pewno zostanę odepchnięta przez Boga i ostatecznie zostanę odrzucona. Modliłam się do Boga mówiąc, że pragnę okazać skruchę, bo nie chciałam stracić szansy na zbawienie, i chciałam być czystą i uczciwą osobą.

Następnego dnia przywódczyni wspomniała kilka rzeczy do omówienia na najbliższym zgromadzeniu. Poprosiła, bym je przygotowała i prowadziła i spytała, czy rozumiem. Nie byłam wtedy pewna, ale bałam się, że uzna, iż mam słaby charakter, więc skłamałam, że rozumiem. Ale kiedy zaczęłam je przygotowywać, nie wiedziałam, jak je zorganizować. Byłam zdenerwowana, pociły mi się dłonie i nie wiedziałam, co robić, więc zwróciłam się do Boga, „Boże Wszechmogący, jestem tak głęboko zepsuta przez szatana. Wciąż ogranicza mnie reputacja i status. Nie umiem poświęcić cielesności i być uczciwa. Proszę, prowadź mnie, bym znalazła ścieżkę praktyki”.

Przeczytałam słowa Boże, „Niektórzy ludzie są awansowani i kształceni przez kościół i jest to coś dobrego, to dobra okazja, aby zostać wyszkolonym. Można powiedzieć, że zostali wywyższeni i obdarzeni łaską przez Boga. Jak zatem mają wypełniać swój obowiązek? Pierwszą zasadą, której powinni przestrzegać, jest zrozumienie prawdy. Kiedy nie rozumieją prawdy, muszą jej poszukiwać, a jeśli po poszukiwaniu nadal jej nie rozumieją, mogą znaleźć kogoś, kto rozumie prawdę, aby z nim rozmawiać i wspólnie poszukiwać, dzięki czemu uda się rozwiązać problem szybko i na czas. Jeśli koncentrujesz się tylko na tym, by więcej czasu spędzać na samotnej lekturze słów Boga albo na przemyśliwaniu tych słów po to, aby zrozumieć prawdę i rozwiązać problem, trwa to zbyt długo; jak mówi przysłowie: »Woda, która jest daleko, nie ugasi palącego pragnienia«. Gdy chcesz czynić szybkie postępy, jeśli chodzi o prawdę, to musisz nauczyć się harmonijnie współpracować z innymi, zadawać więcej pytać i więcej poszukiwać. Tylko wtedy będziesz szybko wzrastać w życiu i będziesz w stanie migiem rozwiązywać problemy, bez żadnych opóźnień ani w jednym, ani w drugim. Ponieważ dopiero co cię awansowano i jesteś na okresie próbnym oraz nie pojmujesz prawdy lub nie posiadasz rzeczywistości prawdy, ponieważ wciąż brakuje ci tej postawy, nie myśl, że ten awans oznacza, iż posiadłeś rzeczywistość prawdy; tak nie jest. Stało się to tylko dlatego, że umiesz nieść brzemię pracy i posiadasz charakter przywódcy; dlatego wybrano cię, aby cię awansować i kształcić. Taki rozsądek powinieneś mieć. Jeśli po tym, jak cię awansowano i posłużono się tobą, zajmujesz pozycję przywódcy lub pracownika, uważając się za kogoś, kto posiada rzeczywistość prawdy i kto dąży do prawdy, i jeśli niezależnie od problemów braci i sióstr, udajesz, że rozumiesz i że jesteś uduchowioną osobą, jest to głupota i postępowanie na wzór obłudnych faryzeuszy. Musisz mówić i postępować zgodnie z prawdą. Gdy czegoś nie rozumiesz, możesz zapytać innych lub szukać odpowiedzi i porozmawiać ze Zwierzchnikiem – nie ma w tym żadnego wstydu. Nawet jeśli nie zadajesz pytań, Zwierzchnik i tak będzie znał twoją prawdziwą postawę i będzie wiedział, że nie ma w tobie rzeczywistości prawdy. Poszukiwanie i omawianie to czynności, jakie powinieneś wykonywać; to jest rozsądek, jaki powinien cechować zwykłe człowieczeństwo, i zasada, której powinni przestrzegać przywódcy i pracownicy. Nie trzeba się tego wstydzić(Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). Po przeczytaniu słów Bożych zrozumiałam, że kościół promował mnie na kaznodziejkę, żeby dać mi szansę praktyki, i żebym nauczyła się wykonywać pracę. To nie oznaczało, że byłam lepsza od innych, czy że byłam ponad nimi i że wiedziałam wszystko. Dopiero zaczęłam tę pracę, więc wielu zadań nie umiałam wykonać i nie znałam wielu zasad. To było całkiem normalne. To, że umiałam pisać świadectwa z doświadczeń, oznaczało tylko, że miałam powierzchowne doświadczenie i zrozumienie słów Bożych, a nie, że rozumiałam prawdę i posiadłam jej rzeczywistość. Wierzyłam w Boga od niedawna i wciąż nie rozumiałam prawdy, a moje zepsute usposobienie się nie zmieniło, więc powinnam właściwie traktować swoje słabości i braki, i omawiać z braćmi i siostrami to, czego nie rozumiem. Nie ma się czego wstydzić. To karygodne, że udawałam, że rozumiem, kiedy nie rozumiałam, bo wiele problemów nie zostało rozwiązanych na czas, co opóźniło pracę kościoła, a ja traciłam szansę na szukanie prawdy i żyłam w stanie zniechęcenia i słabości. Byłam taka głupia! To nie mogło dłużej trwać. Musiałam właściwie skierować swoje zamiary, otworzyć się, szukać i omawiać z braćmi i siostrami oraz dobrze wypełniać swoje obowiązki.

Spytałam przywódczynię o to, czego nie rozumiałam, a ona cierpliwie to ze mną omówiła. Wszystko stało się jasne. Spotkanie było bardzo owocne, a ja zrelaksowana i spokojna. Teraz, gdy wypełniam obowiązki, wciąż napotykam problemy i trudności, ale modlę się i ufam Bogu, i często proszę o pomoc braci i siostry. W czasie spotkań jestem szczera z braćmi i siostrami i pozwalam, by widzieli moje zepsucie i błędy. Dzięki temu czuję się spokojna i bezpieczna. Bogu dzięki!

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Znalazłam swoje miejsce

Autorstwa Rosalie, Korea PołudniowaKiedy uwierzyłam w Boga, podążałam za Nim z wielkim entuzjazmem. Niezależnie od tego, jakie kościół...

Jakże mądre jest dzieło Boże

Autorstwa Shiji, Prowincja Anhui Zazwyczaj, uczęszczając na spotkania współpracowników, mój przywódca często nauczał o doświadczeniach...

Połącz się z nami w Messengerze