Zrozumiałem, że byłem znudzony prawdą

23 października 2022

Autorstwa Li Xiang, Stany Zjednoczone

Pewnego dnia na początku tego roku usłyszałem, że nowa wierna, która niedawno wstąpiła do kościoła, już opuściła dwa spotkania. Spytałem przywódczynię grupy, dlaczego, ale mi nie odpowiedziała. Później ta nowa znów zaczęła przychodzić, więc już nie pytałem o powody. Pomyślałem, „Skoro nowa przychodzi na spotkania, to wszystko w porządku. Mam tyle obowiązków, a badanie szczegółów wymaga wiele czasu i wysiłku. Zapytam o to, kiedy będę miał czas”. Później o tym zapomniałem. Na następnym spotkaniu zauważyłem, że nowa wyszła w połowie spotkania. Spytałem o to przywódczynię grupy, ale znów mi nie powiedziała, a ja dalej nie drążyłem. Nie zapytałem też tej nowej wiernej, czy ma jakieś kłopoty. Po jakimś czasie zauważyłem, że nowa nie przyszła na spotkania kilka razy z rzędu. Wtedy zacząłem się martwić. Szybko do niej zadzwoniłem, ale nie odebrała. Bałem się, że opuści kościół, więc zapytałem przywódczynię grupy, czy ona nie mogłaby skontaktować się z tą nową, ale powiedziała mi, „Ona nie zgodziła się na prośbę mojej przyjaciółki, więc nie mogę się z nią skontaktować”. Poczułem się winny. Gdybym wcześniej się tym zajął, mógłbym znaleźć sposób, by temu zaradzić, a teraz było za późno. Moja wina, bo się tym nie zająłem. Później przeczytałem notatki z rozmów z nową wierną licząc, że dowiem się więcej o jej sytuacji. Okazało się, że oprócz kilku słów powitania, nie rozmawiałem z nią o niczym więcej. Nic o niej nie wiedziałem. Zrozumiałem, że szansa na jej powrót jest niewielka, a powodem tego było moje zaniedbanie. Ale wtedy nie przeprowadziłem autorefleksji. Pomyślałem o tym przez chwilę przyznając, że byłem dość beztroski i tyle.

Wkrótce przełożona zapytała mnie o nową i o to, dlaczego odeszła z kościoła. Zdenerwowałem się. Pomyślałem, „O nie, zaraz zostanę zdemaskowany”. Przełożona z pewnością powie, że zaniedbuję obowiązki i nie można na mnie polegać. Co zrobię, jeśli zostanę zwolniony? Przełożona wytknęła mi problem, jak tylko zobaczyła zapis rozmowy i powiedziała, że kierowałem się wyobrażeniami i nie próbowałem dowiedzieć się, w jakim stanie była nowa. Gdy to usłyszałem, próbowałem się usprawiedliwiać, „Ona nie odpowiadała na powitania, więc nie mogłem kontynuować rozmowy”. Przełożona rozprawiła się ze mną mówiąc, „Nie chodzi o to, że nie mogłeś rozmawiać, chodzi o to, że nowa wcale cię nie obchodziła”. Bałem się, że jeśli się przyznam do niedbalstwa, będę musiał ponieść konsekwencje, więc szybko wyjaśniłem, „To przede wszystkim przywódczyni grupy odpowiada za nowych wiernych. Myślałem, że jest z nią w kontakcie, więc nie pytałem o sytuację nowej”. Spytałem przywódczynię grupy, ale nie odpowiedziała mi na czas. Pokazałem przełożonej wiadomości, które wysłałem przywódczyni, by udowodnić, że troszczyłem się o tę nową. Pokazałem jej też wiadomości, które wysłałem później do nowej, by pokazać, że to ja odkryłem, że nie przychodzi na spotkania, i próbowałem się z nią szybko skontaktować, ale mi nie odpowiedziała. Powiedziałem nawet, że nie mogłem do nowej zadzwonić, bo przywódczyni nie dała mi numeru jej telefonu. Przedstawiłem wiele obiektywnych powodów z nadzieją, że przełożona uzna, iż był jakiś ważny powód i że to nie moja wina, lub chociaż że inni też byli winni, nie tylko ja. Widziała, że się nie przyznałem, że mam problem i że uchylam się od odpowiedzialności. Rozprawiła się ze mną, mówiąc, „Ta nowa była na wielu spotkaniach co oznacza, że pragnie prawdy, a ty nie spytałeś na czas, w jakiej jest sytuacji i jakie ma trudności, a teraz zrzucasz z siebie odpowiedzialność mówiąc, że nie miałeś numeru telefonu. To niedorzeczne!”. Przełożona wyraźnie widziała moje problemy i nie mogłem uniknąć odpowiedzialności. Z obawą pomyślałem, „Co przełożona o mnie pomyśli? Czy powie, że nie wykonuję praktycznej pracy? Zostanę zwolniony?”. Bałem się i nie mogłem się uspokoić. W myślach odtworzyłem wszystko, co do tego doprowadziło. Wiedziałem, że nie byłem uczciwy, nie przyjmowałem przycięcia i rozprawienia się ze mną. Nie wypełniałem obowiązków, odwalałem robotę byle jak, ale wciąż stosowałem sztuczki i wymówki, żeby się usprawiedliwić. Próbowałem nawet obwinić przywódczynię za to, że nie dała mi numeru telefonu. Nie chciałem przyznać, że byle jak wypełniałem obowiązki i nie zastanawiałem się nad sobą. Widząc swoje zachowanie poczułem się niezręcznie. Choć co dzień czytałem słowa Boże, kiedy znalazłem się w takich okolicznościach, kiedy się ze mną rozprawiono, dalej żyłem według swojego zepsutego usposobienia i nie przyjmowałem prawdy. Czułem, że moje zepsucie było zbyt głębokie i uznałem, że trudno mi będzie się zmienić, więc czułem się źle.

Natrafiłem na fragment słów Bożych. „Dążenie do prawdy jest dobrowolne; jeśli miłujesz prawdę, Duch Święty wykonuje dzieło. Kiedy w swoim sercu kochasz prawdę – gdy bez względu na to, jakie spotykają cię prześladowania czy upokorzenia, modlisz się do Boga i polegasz na Nim, a także zastanawiasz się nad sobą i próbujesz siebie poznać – gdy odkrywając problem, aktywnie szukasz prawdy, by go rozwiązać – wówczas będziesz w stanie mocno trwać w świadectwie. Takie przejawy występują naturalnie u ludzi miłujących prawdę; pojawiają się samoistnie, z radością i bez przymusu, są też absolutnie bezwarunkowe. Jeśli potrafisz podążać za Bogiem w taki sposób, tym, co zyskasz na koniec, będzie prawda, a tym, w co wkroczysz – rzeczywistość prawdy. (…) Bez względu na powody, którymi się kierujesz, bez względu na to, czy są godziwe i wykonalne w świetle dziennym – to nie ma znaczenia – podsumowując, bez względu na to, jakie powody wysuwasz czy jakie wymówki znajdujesz oraz bez względu na to, czy w swojej wierze w Boga pełnisz obowiązek, czy podążasz za Bogiem, twój koniec zostanie określony według tego, czy pozyskałeś prawdę. Jeśli tego nie zrobiłeś, to nie ostoją się żadne wysuwane przez ciebie powody czy wymówki; Boga nic nie obchodzą twoje powody. Możesz argumentować, jak tylko zechcesz; możesz się miotać, ile chcesz; czy Boga to obchodzi? Czy Bóg będzie z tobą rozmawiał? Czy mógłby dyskutować i naradzać się z tobą? Czy poradziłby się ciebie? Jaka jest odpowiedź? Nie. Absolutnie by tego nie zrobił. Twój powód jest nieważny, niezależnie od tego, jak jest rozsądny. Ludziom nie wolno błędnie rozumieć woli Bożej, myśląc, że mogą przedstawić różne powody i wymówki, by nie dążyć do prawdy. Bóg chciałby, abyście szukali prawdy w każdym otoczeniu i w każdej sprawie, która pojawi się na waszej drodze, ostatecznie osiągając wejście w rzeczywistość prawdy i zdobywając prawdę. Konkretne okoliczności, które Bóg dla ciebie zaaranżował, ludzie i wydarzenia, z którymi się spotykasz, oraz środowisko, w którym się znajdujesz – aby stawić czoło tym rzeczom, powinieneś modlić się do Boga i szukać prawdy. To są właśnie lekcje, które powinieneś przerobić w dążeniu do prawdy. Jeśli zawsze szukasz wymówek, robisz uniki, odmawiasz, stawiasz opór, to Bóg z ciebie zrezygnuje. Bycie nieustępliwym, utrudnianie lub przedstawianie swojej argumentacji będzie dla ciebie bezużyteczne; jeśli Bóg nie będzie sobie zawracał tobą głowy, to stracisz szansę na zbawienie(Czym jest dążenie do prawdy (1), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Ze słów Boga zrozumiałem, że naprawienie zepsucia i wejście w rzeczywistość prawdy nie jest trudne. Kluczem jest to, jak ludzie wybierają i czy pragną praktykować prawdę. Niezależnie od okoliczności, czy jest to przycinanie lub rozprawianie się, czy też błędy i komplikacje, ludzie muszą umieć zastanowić się nad sobą i aktywnie szukać prawdy. Kiedy już trochę zrozumiesz, wciel to w życie i działaj zgodnie z zasadami prawdy. Zrób tak, a zobaczysz wzrost i zmianę. Jednak kiedy cię przycinają i rozprawiają się z tobą, jeśli wciąż unikasz, odmawiasz, przedstawiasz wymówki, nie tylko nie zdobędziesz prawdy, ale Bóg cię odrzuci. Patrząc na siebie zobaczyłem, że kiedy mnie przycinano i rozprawiano się ze mą, nie przyjmowałem tego, nie słuchałem, nie zastanawiałem się nad swoim problemem, i nie szukałem prawdy, by zmienić swoje zepsute usposobienie. Przeciwnie, sprzeciwiałem się temu, bo uznałem, że zbyt trudno będzie mi się zmienić. Byłem nierozsądny odrzucając okoliczności, w jakich postawił mnie Bóg! To nie była postawa akceptacji prawdy. Gdy to zrozumiałem, nie chciałem dłużej żyć w tym złym stanie i ograniczać się. Chciałem szukać prawdy, by rozwiązać swoje problemy. Zastanawiałem się, dlaczego zwykle mówiłem tak uprzejmie, a kiedy ktoś rozprawiał się ze mną, nie przyjmowałem tego. Jakie usposobienie to ujawniało?

W trakcie poszukiwań znalazłem dwa fragmenty słów Bożych. „Istnieją ludzie, którzy potrafią przyznać, że są diabłami, szatanem, potomstwem wielkiego czerwonego smoka, którzy naprawdę ładnie mówią o swojej wiedzy o sobie, ale kiedy ujawniają swoje zepsute usposobienie i ktoś ich demaskuje, rozprawia się z nimi i przycina ich, starają się ze wszystkich sił usprawiedliwić się i w najmniejszym stopniu nie przyjmują prawdy. Na czym polega ten problem? Człowiek zostaje tu całkowicie odsłonięty. Kiedy mówią o poznaniu siebie, brzmią tak ładnie, dlaczego więc w obliczu przycinania i rozprawiania się z nimi nie mogą zaakceptować prawdy? Tu leży problem. Czy tego typu kwestie nie są dość powszechne? Czy łatwo je zidentyfikować? Właściwie tak. Jest sporo ludzi, którzy przyznają, że są diabłami i szatanem, kiedy mówią o znajomości samego siebie, ale wcale nie pokutują ani się później nie zmieniają. Czy zatem takie mówienie o samopoznaniu jest prawdziwe czy fałszywe? Czy ich wiedza jest autentyczna, czy też jest to podstęp mający na celu oszukanie innych? Odpowiedź jest oczywista. Dlatego, aby stwierdzić, czy dana osoba szczerze siebie zna, nie powinieneś tylko słuchać, jak mówi o tej wiedzy – powinieneś przyjrzeć się jej postawie oraz sprawdzić, czy potrafi zaakceptować prawdę, gdy ma do czynienia z przycinaniem i rozprawianiem się z nią. To jest najważniejsze. Ten, kto nie akceptuje rozprawiania się z nim i przycinania, ma istotę nieakceptującą prawdy, odmawiającą jej przyjęcia. Usposobienie takich ludzi charakteryzuje znudzenie prawdą. To nie ulega wątpliwości. Niektórzy ludzie, bez względu na to, jak wielkie zepsucie ujawnili, nie pozwalają innym się ze sobą rozprawić. Nikt nie może ich przycinać ani rozprawiać się z nimi. Czują się świetnie, mówiąc o własnym samopoznaniu i są w stanie powiedzieć wszystko, ale jeśli ktoś inny ich zdemaskuje, skrytykuje lub rozprawi się z nimi, choćby nie wiem jak obiektywnie i rzeczowo, nie akceptują tego. Bez względu na to, który aspekt ich ujawnionego zepsutego usposobienia zostanie zdemaskowany, żarliwie się sprzeciwiają i pokrętnie się tłumaczą, pozbawieni choćby odrobiny prawdziwego podporządkowania(Czym jest dążenie do prawdy (1), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). „Główne przejawy znudzenia prawdą nie sprowadzają się tylko do odczuwania niechęci do prawdy, gdy się ją słyszy; obejmują także niechęć do jej praktykowania. Kiedy przychodzi czas na wprowadzenie prawdy w życie, dana osoba wycofuje się i nie ma nic wspólnego z prawdą. Gdy niektórzy ludzie rozmawiają podczas zgromadzeń, wydają się bardzo ożywieni, lubią powtarzać słowa doktryn i wygłaszać wzniosłe stwierdzenia, aby zwieść innych i przekonać ich do siebie; to korzystnie wpływa na ich wizerunek i sprawia, że czują się dobrze, dzięki czemu trwają w tym bez końca. Są też tacy, którzy cały dzień zajmują się sprawami wiary: czytaniem słów Boga, modlitwą, słuchaniem pieśni czy robieniem notatek, jakby nie mogli ani na chwilę rozstać się z Bogiem. Od świtu do zmierzchu są zajęci wykonywaniem swoich obowiązków. Czy zatem ci ludzie naprawdę kochają prawdę? Czy nie mają usposobienia sprawiającego, że mają jej dość? Kiedy można zobaczyć ich prawdziwy stan? (Kiedy nadchodzi czas praktykowania prawdy, uciekają od niej, a kiedy spotykają się z rozprawianiem i przycinaniem, nie chcą tego zaakceptować). Czy nie chcą tego zaakceptować dlatego, że nie rozumieją tego, co słyszą, czy dlatego, że nie rozumieją prawdy? Żadne z powyższych – rządzi nimi ich natura, a problem dotyczy usposobienia. W głębi serca doskonale zdają sobie sprawę, że słowa Boga są prawdą i dobrem, że praktykowanie prawdy może spowodować zmianę usposobienia i doprowadzić człowieka do zaspokojenia woli Bożej, ale po prostu ich nie akceptują ani nie praktykują. Tak to jest być znudzonym prawdą(Jedynie poznanie sześciu rodzajów zepsutego usposobienia jest prawdziwym samopoznaniem, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych).

Ze słów Boga zrozumiałem, że ludzie mają usposobienie znużenia prawdą. To objawia się poprzez nieakceptowanie prawdy, przycinania i rozprawiania się w wami oraz poprzez niepraktykowanie prawdy. Ja czytałem słowa Boże i codziennie wypełniałem obowiązki, a na spotkaniach mogłem przyznać, że mam zepsute usposobienie, zgodnie ze słowami Bożymi, podlegałem szatanowi, byłem dzieckiem wielkiego czerwonego smoka i tak dalej. Na zewnątrz niby akceptowałem prawdę, ale gdy mnie przycinano i rozprawiano się ze mną za zaniedbywanie obowiązków, pojąłem, że wcale nie akceptuję prawdy i jej nie praktykuję, i że we wszystkim przejawiam usposobienie znużenia prawdą. Wiedziałem, że jako podlewający, powinienem być odpowiedzialny i cierpliwy. Nowi wierni są jak nowonarodzone dzieci. Jeszcze nie zapuściły korzeni na prawdziwej drodze i są bardzo słabe w życiu. Jeśli nie przychodzą na spotkania, to my musimy znaleźć sposób, by szybko ich podlać i wesprzeć. Rozumiałem te zasady, ale gdy nadszedł czas praktyki, cierpienia i ponoszenia kosztów, nie chciałem tego robić. Jasno rozumiałem prawdę, lecz nie chciałem jej praktykować. Pamiętałem o tym z wyjątkiem tych kilku razów, kiedy witałem tę nową, nie oferując jej podlewania czy wsparcia. Gdy dowiedziałem się, że ona nie uczestniczy regularnie w spotkaniach, nie zaniepokoiłem się, nie próbowałem szybko się z nią skontaktować, albo poznać jej problemy czy trudności. Byłem niedbały i nieodpowiedzialny już w pierwszej, kluczowej fazie podlewania nowej wiernej, przez co zrezygnowała z kościoła. Ale nawet wtedy nie zastanowiłem się nad sobą. Kiedy przełożona wytknęła mi moje problemy, za wszelką cenę próbowałem usprawiedliwiać swoje niedbalstwo licząc na to, że zrzucę odpowiedzialność na przywódczynię grupy i kaznodzieję. Czy taka postawa świadczy o przyjęciu prawdy i podporządkowaniu się jej? Okazywałem usposobienie znużenia prawdą!

Później przeczytałem kolejny fragment słów Bożych. „Niezależnie od okoliczności, które powodują, że ktoś jest przycinany lub inni się z nim rozprawiają, jak wygląda kluczowa postawa, jaką należy wobec tego przyjąć? Po pierwsze, musisz to zaakceptować bez względu na to, kto i z jakiego powodu się z tobą rozprawia, czy wydaje ci się to nazbyt surowe, albo w jakim jest utrzymane tonie i w jakich wyrażone słowach, powinieneś to zaakceptować. Następnie powinieneś rozpoznać, co zrobiłeś źle, jaką skażoną skłonność ujawniłeś, i czy postąpiłeś zgodnie z zasadami prawdy. Kiedy jesteś przycinany i gdy się z tobą rozprawiają, powinieneś przede wszystkim przyjąć taką właśnie postawę. A czy antychryści mają taką postawę? Nie; od początku do końca emanuje z nich postawa oporu i niechęci. Czy z takim nastawieniem mogą wyciszyć się przed Bogiem i pokornie zaakceptować przycinanie i rozprawianie się z nimi? Nie mogą. Co więc wtedy zrobią? Przede wszystkim będą się wykłócać i przedstawiać uzasadnienia, broniąc się i argumentując przeciwko krzywdom, jakie wyrządzili i zepsutemu usposobieniu, jakie ujawnili, w nadziei zyskania zrozumienia i przebaczenia ludzi, aby nie musieli brać żadnej odpowiedzialności ani przyjmować słów, które się z nimi rozprawiają i ich przycinają. Jaką postawę przejawiają w obliczu rozprawiania się z nimi i przycinania? »Nie zgrzeszyłem. Nie zrobiłem nic złego. Jeśli popełniłem błąd, był ku temu powód; jeśli popełniłem błąd, nie zrobiłem tego celowo i nie powinienem brać za to odpowiedzialności. Kto nie popełnia kilku błędów?« Chwytają się tych stwierdzeń i fraz, trzymają się ich kurczowo i nie puszczają, ale oni nie szukają prawdy, nie przyjmują do wiadomości, że popełnili błąd ani że ujawnili zepsute usposobienie – i z pewnością nie przyznają, jakie mieli intencje i cele w czynieniu zła. (…) Bez względu na to, że fakty ujawniają ich skażone usposobienie, nie przyznają tego ani nie przyjmują do wiadomości, tylko kontynuują swój sprzeciw i opór. Cokolwiek mówią inni, oni nie akceptują ani nie uznają tego, tylko myślą: »Zobaczymy, kto kogo przegada; przekonajmy się, kto jest lepszy w toczeniu sporów«. Jest to jeden z rodzajów postawy, jaką antychryści prezentują, gdy się z nimi rozprawia i ich przycina(Punkt dziewiąty: Wypełniają obowiązki tylko po to, by się wyróżnić, zaspokoić swoje interesy i ambicje; nigdy nie zważają na interesy domu Bożego, a nawet poświęcają je dla osobistej chwały (Część ósma), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Z tego, co ujawniły słowa Boże, zrozumiałem, że kiedy zwykli ludzie są przycinani i kiedy ktoś się z nimi rozprawia, potrafią przyjąć to od Boga, zaakceptować, posłuchać, zastanowić się nad sobą i szczerze okazać skruchę. Nawet jeśli nie mogą tego zaakceptować w pierwszej chwili, potem, po nieustannych poszukiwaniach i autorefleksji, potrafią wyciągnąć wnioski z przycinania i rozprawiania się z nimi. Ale natura antychrysta jest znużona prawdą i nienawidzi jej. Kiedy się ich przycina i rozprawia się z nimi, nie zastanawiają się nad sobą. Ujawniają postawę oporu, odrzucenia i nienawiści. Pomyślałem o swoim zachowaniu. Byłem niestaranny i nie pilnowałem nowej wiernej, przez co zrezygnowała z wiary. To już było wykroczenie. Każdy, kto posiada sumienie i rozum poczułby się nieszczęśliwy i winny, i przemyślałby swoje problemy. A ja, nie dość, że nie czułem winy, to nie jeszcze nie przyznałem się, że mam problemy. Stanąłem przed tak oczywistym faktem, lecz nadal próbowałem świadomie zrzucić z siebie odpowiedzialność twierdząc najpierw, że nowa wierna mi nie odpowiedziała, potem, że przywódczyni grupy była nieodpowiedzialna, i w końcu, obwiniłem kaznodzieję licząc na to, że uwolnię się od wszelkiej odpowiedzialności i zyskam zrozumienie przełożonej. Wobec tego, co Bóg ujawnił i po przycięciu i rozprawieniu się ze mną, wcale nie zastanowiłem się nad sobą. Przeciwnie, opierałem się, buntowałem i wynalazłem mnóstwo wymówek, by się usprawiedliwić i bronić, bo nie chciałem wziąć na siebie odpowiedzialności. Zupełnie nie miałem człowieczeństwa ani rozumu! Zrozumiałem, że ujawniłem usposobienie uporu i znużenia prawdą. Nie lękałem się Boga. Zobaczyłem, że choć wierzyłem w Niego tak wiele lat, moje usposobienie wcale się nie zmieniło. Czułem się nieszczęśliwy.

Później przeczytałem kolejny fragment słów Bożych, który dał mi wiedzę o moich problemach z rozprawianiem się ze mną i przycinaniem. Bóg Wszechmogący mówi: „Typowa postawa antychrystów wobec przycinania i rozprawiania się z nimi polega na tym, że stanowczo tego nie przyjmują. Bez względu na to, jak wiele zła czynią albo jak wiele szkód wyrządzają dla dzieła domu Bożego i wkroczenia w życie Bożych wybrańców, nie odczuwają żadnych wyrzutów sumienia ani zobowiązań. Czy z tego punktu widzenia antychryści posiadają człowieczeństwo? W żadnym razie. Wyrządzają najrozmaitsze szkody wybrańcom Bożym, powodują wielki uszczerbek w pracy kościoła – wybrańcy Boży widzą to zupełnie jasno, widzą wszystkie kolejne złe uczynki antychrystów. A jednak antychryści nie przyjmują tego faktu do wiadomości; uparcie nie przyznają, że zbłądzili i że ponoszą odpowiedzialność. Czyż nie świadczy to o tym, że nie znoszą prawdy? Aż do tego stopnia antychryści brzydzą się prawdą. Bez względu na to, ile niegodziwości popełnią, nie chcą się do tego przyznać i pozostają nieugięci do końca. To dowodzi, że antychryści nigdy nie traktują poważnie dzieła domu Bożego ani nie przyjmują prawdy. Nie uwierzyli w Boga – są sługami szatana, przybywają, aby przeszkadzać i zakłócać dzieło domu Bożego. W sercach antychrystów jest tylko reputacja i status. Wierzą, że gdyby uznali swój błąd, musieliby przyjąć odpowiedzialność, a wtedy ich status i reputacja zostałyby poważnie zagrożone. W rezultacie stawiają opór, przejawiając postawę »idź w zaparte«. Zaprzeczają wszystkiemu bez względu na wszelkie ujawnienia czy analizy przeprowadzone przez innych. Czy ich zaprzeczenie jest celowe, czy też nie, mówiąc krótko, z jednej strony obnaża ono naturę i istotę antychrystów, która brzydzi się prawdą i nienawidzi jej. Z drugiej strony, świadczy to o tym, jak cenne dla antychrystów są ich własny status, reputacja i interesy. Tymczasem jaki jest ich stosunek do dzieła i interesów kościoła? Jest to pogarda i odmowa przyjęcia odpowiedzialności. Są całkowicie wyzuci z sumienia i rozumu. Czy fakt, że antychryści uchylają się od odpowiedzialności, nie wykazuje tego jasno? Z jednej strony, uchylanie się od odpowiedzialności dowodzi, że ich istota i natura brzydzi się prawdą i nienawidzi jej, z drugiej zaś ukazuje ich brak sumienia, rozumu i człowieczeństwa. Jakkolwiek mocno miałoby ucierpieć wejście w życie braci i sióstr z powodu ich wpływu i złych uczynków, nie wyrzucają sobie tego ani nie mąci im to spokoju ducha. Co to za stworzenia? Gdyby choć po części przyznali się do swoich błędów, świadczyłoby to o posiadaniu odrobiny sumienia i rozsądku – ale w antychrystach nie ma nawet tej odrobiny człowieczeństwa. Kimże więc są według was? Antychryści mają istotę diabła. Bez względu na to, jak wielką szkodę wyrządzają interesom domu Bożego, nie dostrzegają jej. W najmniejszym stopniu nie trapi to ich serc, nie robią sobie wyrzutów ani nie czują, że coś komuś zawdzięczają. Absolutnie nie to powinno się widzieć w normalnych ludziach. To jest diabeł, a diabeł nie ma sumienia ani rozsądku(Punkt dziewiąty: Wypełniają obowiązki tylko po to, by się wyróżnić, zaspokoić swoje interesy i ambicje; nigdy nie zważają na interesy domu Bożego, a nawet poświęcają je dla osobistej chwały (Część trzecia), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Ze słów Bożych zrozumiałem, że antychryści nie przyjmują rozprawiania się z nimi i przycinania, bo taka jest ich natura znużenia prawdą i odrazą do niej, oraz dlatego, że szczególnie troszczą się o własny interes. Jeśli coś zagraża ich reputacji albo ją niszczy, zrobią wszystko, by się usprawiedliwić i znaleźć powód, by pozbyć się odpowiedzialności. Nawet jeśli ich działania szkodzą interesom domu Boga lub zagrażają życiu innych ludzi, nie mają wyrzutów ani poczucia winy. Zdemaskowani, uparcie nie przyznają się z obawy, że przyjęcie odpowiedzialności zniszczy ich reputację. Widziałem, że antychryści są samolubni i podli, nie mają człowieczeństwa i są w gruncie rzeczy diabłami. Kiedy ujrzałem słowo „diabeł”, załamałem się, bo moje zachowanie i usposobienie były takie, jak u antychrystów. Popełniłem błąd i zaszkodziłem pracy kościoła, lecz nie chciałem tego przyznać. Kiedy mnie przycięto i się ze mną rozprawiono, tłumaczyłem się i zrzucałem odpowiedzialność na innych. Pomyślałem, jak trudno jest nowym wiernym przyjąć ewangelię. Ich akceptacja jest wynikiem stworzenia przez Boga właściwych okoliczności, oświecenia i przewodnictwa, jak również czasu i wysiłków braci i sióstr. Bóg jest odpowiedzialny za wszystkich. Jeśli spośród stu owieczek zgubi choć jedną, zostawi te dziewięćdziesiąt dziewięć, by szukać tej zaginionej. On troszczy się o życie każdego człowieka. Ale kiedy odpowiadałem za podlewanie nowych, traktowałem to beztrosko. Widząc, że nowa nie przychodzi na spotkania, nie przejąłem się. Czasem zachowywałem pozory, że pytam i kontroluję pracę przywódczyni grupy, a pracowałem byle jak i byłem nieodpowiedzialny. Widząc, że nowa wielokrotnie mi nie odpowiedziała, nie sprawdziłem pilnie, dlaczego. Nie sprawdziłem też, czy ma jakieś problemy czy trudności. Traktowałam ją lekkomyślnie i nieodpowiedzialnie i nie traktowałem poważnie jej życia. Ale nawet wtedy nie miałem poczucia żalu ani winy i nie próbowałem tego naprawić. Kiedy przełożona wytknęła mi niedbałość i nieodpowiedzialność, próbowałem się kłócić i usprawiedliwiać, wynajdując wymówki, żeby uniknąć odpowiedzialności, bo bałem się, że jeśli przyznam się do problemów, że zrobię złe wrażenie na przełożonej i zostanę zwolniony. Od początku do końca nie brałem pod uwagę pracy kościoła i nie troszczyłem się o to, czy zaszkodzę życiu nowej wiernej. Troszczyłem się tylko o to, czy nie ucierpią moje interesy i czy zachowam dobre wrażenie o sobie i status. Zrozumiałem, że jestem egoistą, gdyż chronię tylko własny interes. Nie miałem człowieczeństwa i Bóg mnie nienawidził. Zwróciłem się więc do Boga mówiąc, „Boże, wypełniałem obowiązki byle jak, spowodowałem straszne konsekwencje i nie przyznałem się. Nie troszczyłem się o życie nowej wiernej, tylko o swoją reputację i status. Naprawdę nie mam człowieczeństwa! Boże, chcę okazać skruchę”.

Później przeczytałem więcej słów Bożych i znalazłem ścieżkę praktyki. Bóg Wszechmogący mówi: „Zyskanie prawdy nie jest trudne, podobnie jak wejście w rzeczywistość prawdy, ale jeśli ludzie zawsze mają prawdy powyżej uszu, to czy są w stanie ją zyskać? Nie. Musisz więc zawsze przychodzić przed oblicze Boga, przyglądać się dokładnie swoim wewnętrznym stanom, w których masz dosyć prawdy, zobaczyć, jakie są u ciebie przejawy tego, że jesteś znudzony prawdą i jakie sposoby działania pokazują, że masz dosyć prawdy oraz w jakich sprawach przyjmujesz postawę wskazującą, że masz prawdy powyżej uszu – musisz się nad tym często zastanawiać(Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). „Jeśli chcesz podążać za Bogiem i dobrze wypełniać swój obowiązek, musisz najpierw oduczyć się bycia impulsywnym, gdy sprawy nie idą po twojej myśli. W pierwszej kolejności uspokój się i wycisz przed Bogiem, a w swoim sercu módl się do Niego i szukaj Go. Nie bądź uparty; przede wszystkim się podporządkuj. Tylko z takim nastawieniem można skuteczniej rozwiązywać problemy. Jeśli potrafisz wytrwać w życiu przed obliczem Boga i cokolwiek cię spotyka, jesteś w stanie modlić się do Niego i szukać Go, a także stawić temu czoła z podporządkowaną postawą, to ilość przejawów twojego zepsutego usposobienia nie będzie się liczyć, podobnie jak twoje przeszłe wykroczenia nie będą się liczyć – można sobie z tym poradzić, o ile będziesz szukać prawdy. Bez względu na to, jakie próby cię spotykają, będziesz w stanie wytrwać. Dopóki masz właściwą mentalność, jesteś w stanie przyjąć prawdę i słuchać Boga zgodnie z Jego wymaganiami, to będziesz w pełni zdolny do wprowadzenia prawdy w życie. Chociaż czasami możesz być trochę zbuntowany i oporny, a czasami prezentujesz defensywne rozumowanie i nie jesteś w stanie się podporządkować, to jeśli możesz modlić się do Boga i odwrócić swój buntowniczy stan, będziesz też mógł zaakceptować prawdę. Uczyniwszy to, zastanów się, dlaczego pojawił się w tobie właśnie ten bunt i opór. Znajdź przyczynę, a następnie poszukaj prawdy, aby sobie z tym poradzić, a ten aspekt twojego zepsutego usposobienia będzie mógł zostać oczyszczony. Kiedy kilka razy podniesiesz się po takich potknięciach i upadkach, aż nauczysz się wprowadzać prawdę w życie, twoje zepsute usposobienie będzie stopniowo odrzucane. A wtedy prawda zapanuje w tobie i stanie się twoim życiem i nie będzie już przed tobą żadnych przeszkód w jej praktykowaniu. Zyskasz zdolność do tego, aby prawdziwie podporządkować się Bogu i wprowadzisz w życie rzeczywistość prawdy(Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Ze słów Boga zrozumiałem, że chcąc naprawić usposobienie znużenia prawdą, zawsze muszę zastanawiać się nad sobą, sprawdzać, czy moje twierdzenia, praktyki, intencje, postawy i opinie nie wykazują znużenia prawdą. Kiedy coś się dzieje, niezależnie od tego, czy jest to zgodne z moją wolą, muszę najpierw się uspokoić i nie opierać się. Jeśli nie akceptuję tego, co mówią inni, i chcę szukać powodów, żeby się usprawiedliwić, muszę zwrócić się do Boga, modlić się, słuchać, co mówią słowa Boże i zastanawiać się nad sobą, lub omawiać to z braćmi i siostrami, którzy rozumieją prawdę. W ten sposób mogę stopniowo przyjmować prawdę i wchodzić w rzeczywistość, a potem, krok po kroku, odrzucać swoje zepsute usposobienie. Zrozumiawszy ścieżkę praktyki, postanowiłem się zmienić.

Wiedząc, że brak zainteresowania sytuacją nowej to wykroczenie, chciałem szybko wszystko odkręcić. Sprawdziłem, czy nie zaniedbałem innych nowych, których nadzorowałem. W rozmowie z nową wierną odkryłem, że nie rozumiała prawdy w kwestii powrotu Pana ani trzech etapów Bożego dzieła. Spytałem przywódczynię, czy to nie kaznodzieja powinien z nią to omówić, ale ona kazała mi to zrobić. Choć wiedziałem, że szybkie rozwiązywanie problemów nowych wiernych jest moim obowiązkiem, wciąż się opierałem. Chciałem się spierać i nie chciałem słuchać. Uważałem, że tak się stało, bo kaznodzieja nie omówił tego jasno, więc czemu byłem odpowiedzialny za nadzorowanie? A teraz, przy tylu nowych wiernych, nie miałem dość czasu, więc powinien to robić kaznodzieja. Potem zrozumiałem, że mój stan jest zły. Moja przywódczyni miała rację. Jej sugestia była słuszna, więc czemu nie chciałem jej przyjąć? Czemu wciąż chciałem się kłócić? Czemu nie mogłem posłuchać? Prosiłem więc Boga, by mnie poprowadził ku uległości, ku niebraniu pod uwagę własnych interesów i odpowiedzialności za nowych wiernych. Przypomniałem sobie, że każdy ma inną zdolność akceptacji. Niektórzy słyszą omówienie kaznodziei i od razu je rozumieją, ale później to nie jest takie jasne. To wymaga, by pracownicy podlewający kontrolowali ich i uzupełniali braki. To jest harmonijna współpraca. Byłem podlewającym, więc do mnie należało rozwiązywanie problemów, gdy na nie natrafiłem. Nie powinienem narzekać i robić tylko tego, co łatwe, zostawiając problemy dla innych, a samemu starać się ich unikać i być na luzie. Nie powinienem nalegać na warunki lub przedstawiać wymówek w pracy. Jeśli przydzielają mi nowych wiernych, moim obowiązkiem jest ich podlewać, dopilnować, by zrozumieli prawdę i położyć fundamenty na prawdziwej drodze. Moje obowiązki są zadaniem od Boga. To praktykowanie prawdy i rzeczywista zmiana. Wtedy serce mi pojaśniało. Po spotkaniu odszukałem tę nową wierną i omówiłem z nią jej problem. Praktykując w ten sposób nie tylko nie czułem już oporu, ale też byłem całkiem szczęśliwy. Zrozumiałem, że praktykowanie prawdy nie jest działaniem na pokaz. Przeciwnie, oznacza akceptację słów Bożych w sercu, działanie zgodnie z zasadami prawdy i używanie Bożych słów jako kryteriów do tego, jak widzimy ludzi i rzeczy, jak działamy i postępujemy. W ten sposób nasze błędne intencje i poglądy oraz nasze zepsute usposobienia będą nieświadomie zastąpione przez Boże słowa i prawdę.

Potem, im dłużej myślałem, tym bardziej czułem, że obnażenie, przycięcie i rozprawienie się ze mną było konieczne. Bóg mówi, że głównym powodem tego, że nie szukamy prawdy jest fakt, że mamy usposobienie uporu i znużenia prawdą. Wcześniej nie wiedziałem, że mam takie usposobienie. Gdyby Bóg nie stworzył tych okoliczności, by nie obnażyć, albo osądzić mnie i zdemaskować Swoimi słowami, nie poznałbym swojego usposobienia znużenia prawdą i nigdy bym nie żałował i się nie zmienił. Dalsze takie postępowanie znacząco przeszkodziłoby w moim dążeniu do prawdy i w moim życiowym rozwoju. Objawienie i osądzenie poprzez słowa Boże było dla mnie bardzo korzystne. Bogu dzięki!

Koniec wszelkich rzeczy jest blisko. Czy chcecie wiedzieć, jak Pan wynagrodzi dobro i ukarze zło i ustali wynik człowieka, kiedy On powróci? Zapraszamy do kontaktu z nami, aby pomóc Ci znaleźć odpowiedź.

Powiązane treści

Wyzwolenie od sławy i prestiżu

Autorstwa Xiao Min, Chiny Słowa Boga mówią: „Szatan używa sławy i zysku, aby kontrolować myśli człowieka, aż ludzie są w stanie myśleć...

Połącz się z nami w Messengerze