Małe rzeczy w życiu również mogą być okazją do nauki
Przez pewien czas musiałam ukrywać się w domu gospodarza, aby móc wykonywać swoje obowiązki i uniknąć pojmania przez Komunistyczną Partię Chin. Pewnego dnia po powrocie ze spotkania przełożona omówiła kilka prawozasad dotyczących rozeznawania się co do ludzi. Nie mogłam powstrzymać zazdrości rosnącej w moim sercu. Pomyślałam: „I tak lepiej jest móc wyjść i wykonywać swoje obowiązki. Można wtedy częściej uczestniczyć w zgromadzeniach, zyskać więcej prawd i szybciej wkroczyć w prawdę. Natomiast dla mnie, która przez cały dzień w domu pracuje z tekstami, jest to niemożliwe. Poza bieżącymi zadaniami mam kontakt tylko z parą gospodarzy i ich psem. Prawie z nikim się nie spotykam. Nie ma nawet sytuacji, w której mogłabym przejawić swoje zepsucie. Jak mam poznać samą siebie? Jak zyskać więcej prawd?”. Wtedy właśnie pomyślałam: „Bóg decyduje, jaki wynik jest ludziom pisany, patrząc na to, czy posiadają prawdę. Jeśli w końcu nie zyskam prawdy i moje usposobienie się nie zmieni, czy będę mogła dostąpić zbawienia?”. Kiedy o tym pomyślałam, nie chciałam już więcej wykonywać pracy z tekstami. Chciałam poprosić przełożoną, aby przydzieliła mi obowiązki, które pozwalają na częstszy udział w zgromadzeniach i więcej interakcji z ludźmi. Później jednak poczułam, że nie to nierozsądne. Obowiązki przydzielano na podstawie kompleksowej oceny potencjału danej osoby i jej mocnych stron. Wybierając samodzielnie obowiązki do wykonywania, okazywałam nieposłuszeństwo. Wpatrywałam się w komputer, bijąc się z myślami i nie mogąc uspokoić serca.
Następnego popołudnia zobaczyłam przełożoną idącą na kolejne spotkanie. Poczułam wyjątkową zazdrość, myśląc: „Przełożona to ma dobrze. Często spotyka się z przywódcami i rozumie wiele prawd, a do tego praktykuje rozwiązywanie problemów za pomocą prawdy w różnych grupach. Każdego dnia coś zyskuje i robi szybkie postępy w życiu. Moje obowiązki trzymają mnie zamkniętą w czterech ścianach, dzięki czemu nie narażam się na niebezpieczeństwo, ale jak mam zyskać prawdy, uczestnicząc w tak niewielu zgromadzeniach?”. Mimowolnie narzekałam i nie chciałam dalej wykonywać swoich obowiązków. Przypomniały mi się jednak słowa przełożonej o tym, jak trudno znaleźć osoby do pracy z tekstami. Gdybym odmówiła wykonywania swoich obowiązków, czy nie przysporzyłabym problemów kościołowi? Nie miałam wyjścia, musiałam pracować dalej. I choć robiłam swoje, w głębi serca nie czułam, że dźwigam brzemię obowiązków. Przez następne dwa dni ciągle miałam problemy z komputerem, a do tego straciłam serce do wykonywania obowiązków, więc miałam opóźnienia. Przełożona przypomniała mi, żebym zastanowiła się nad swoim stanem, zamiast na zewnątrz szukać przyczyn problemu. Dlatego podzieliłem się z nią tym, co ostatnio przejawiałam. Przełożona mnie spytała: „Czy szukałaś prawdy, aby uporać się ze swoim stanem? Nie szukasz prawdy, aby wyzbyć się zepsucia, które przejawiasz. Nie wyciągasz nauki z tego, co masz pod samym nosem. Wydaje ci się, że zmiana obowiązków pomoże ci to zmienić?”. Słowa przełożonej sprawiły, że zaniemówiłam. Miała rację, i to jeszcze jak. Powinnam skupić się na wyciąganiu nauki z tego, co się wokół mnie działo, i na szukaniu prawdy, by wyzbyć się zepsucia.
Później przeczytałam te słowa Boże: „W słowach Bożych zawarte są prawdy, które człowiek powinien posiąść, rzeczy niezmiernie korzystne i pomocne dla rodzaju ludzkiego, balsam i strawa dla waszych ciał, rzeczy, które pomagają człowiekowi przywrócić jego normalne człowieczeństwo oraz prawdy, w które człowiek powinien być wyposażony. Im więcej będziecie praktykować słowo Boże, tym szybciej wasze życie rozkwitnie i tym jaśniejsza stanie się prawda. Wraz z dojrzewaniem waszej postawy będziecie wyraźniej widzieć strefę duchową i staniecie się silniejsi, by zatryumfować nad szatanem. Gdy będziecie praktykować słowo Boże, znaczna część prawdy, której nie rozumiecie, stanie się jasna. Większość ludzi czuje się usatysfakcjonowana, ledwo rozumiejąc tekst słowa Bożego, i skupia się na poznawaniu doktryn, nie pogłębiając swojego doświadczenia w praktyce. Czyż nie tak właśnie postępowali faryzeusze? Czy w ten sposób ci ludzie mogą posiąść rzeczywistość wyrażenia »słowo Boże jest życiem«? Tylko poprzez wcielanie słowa Bożego w życie, życie człowieka może rozkwitnąć naprawdę. Nie można rozwijać się jedynie dzięki czytaniu Bożego słowa. Jeżeli wierzysz, że zrozumienie słowa Bożego jest wystarczające, aby wieść właściwe życie i mieć właściwą postawę, twoje pojmowanie jest wypaczone. Prawdziwe zrozumienie słowa Bożego ma miejsce wtedy, gdy praktykujesz prawdę. Musisz pojąć, że »można je zrozumieć tylko poprzez praktykowanie prawdy«. Dzisiaj po przeczytaniu słowa Bożego możesz powiedzieć zaledwie tyle, że je poznałeś, ale nie możesz powiedzieć, że je rozumiesz. Niektórzy twierdzą, że jedynym sposobem praktykowania prawdy jest najpierw ją zrozumieć. Jest to jednak tylko częściowo słuszne i nie do końca precyzyjne stwierdzenie. Przed uzyskaniem wiedzy o danej prawdzie, nie mogłeś jej doświadczyć. Poczucie, że zrozumiałeś coś, co słyszysz podczas kazania, nie jest prawdziwym zrozumieniem, lecz tylko poznaniem literalnego znaczenia słów prawdy, a to nie to samo, co zrozumienie zawartego w niej prawdziwego znaczenia. Samo to, że posiadasz powierzchowną wiedzę na temat prawdy, nie oznacza, że faktycznie ją rozumiesz i znasz. Prawdziwe znaczenie prawdy płynie z faktu jej doświadczenia. Dlatego dopiero gdy doświadczysz prawdy, będziesz mógł ją zrozumieć i pojąć jej ukryte części. Pogłębienie doświadczenia prawdy jest jedyną drogą do uchwycenia jej znaczenia i zrozumienia jej istoty” (Zrozumiawszy prawdę, powinieneś wprowadzać ją w życie, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boga sprawiły, że pojęłam iż dogłębne zrozumienie prawdy wymaga jej praktykowania i wkroczenia w nią w rzeczywistym życiu, a tylko ci, którzy skupiają się na praktykowaniu, potrafią zrozumieć istotę prawdy. Samo czytanie słów Boga czy słuchanie, jak inni je omawiają, bez skupienia się na ich praktykowaniu i wkraczaniu w nie, pozwoli ledwie pojąć doktryny, a nie prawdziwie zrozumieć prawdę. Znałam kiedyś dwóch przywódców. Pracowali całymi dniami, wszędzie organizowali zgromadzenia i prowadzili omówienia z braćmi i siostrami. Często czytali słowa Boże i uczestniczyli w licznych zgromadzeniach z wyższymi przywódcami. Rozumieli wiele słów i doktryn, jednak nie skupiali się na badaniu własnego obnażonego zepsucia ani na praktykowaniu słów Boga. Jeden z przywódców stale się wywyższał i dawał o samym sobie świadectwo, skupiając braci i siostry wokół siebie, i ostatecznie stał się antychrystem. Drugi przywódca obsesyjnie skupiał się na statusie, a ktokolwiek mu się nie podporządkował lub dawał mu jakieś sugestie, był przez niego dręczony. Ostatecznie został on wydalony z kościoła za swe liczne złe uczynki. Jednak obowiązki niektórych braci i sióstr stawiały ich w cieniu, poza centrum uwagi, i nie mieli oni zbytniego kontaktu z innymi, ale skupiali się na autorefleksji i poznawaniu samych siebie zgodnie ze słowami Boga i z czasem ich życie wzrastało. Niektórzy nawet pisali teksty ze świadectwami opartymi na doświadczeniu. Pomyślałam też o Piotrze z Wieku Łaski. Słuchał on wielu kazań Pana Jezusa, ale nie poprzestał tylko na ich słuchaniu, gdyż często rozmyślał nad słowami Pana i starał się je praktykować w codziennym życiu. Jego nagrodą za praktykowanie prawdy było Boże oświecenie i przewodnictwo, a dalsze kroczenie tą drogą spowodowało, że prawda stała się jego życiem. Zyskał on rzeczywistość podporządkowania się Bogu, bojaźni Bożej i miłości do Boga. Podobnie jak Piotr, ja również wysłuchałam wielu słów Bożych, kazań i omówień dotyczących wkraczania w życie, jednak nie dążyłam do prawdy ani nie skupiałam się na poznawaniu siebie w obliczu różnych wydarzeń i rzadko szukałam prawdy w codziennych działaniach, wiec zyskiwałam naprawdę niewiele. Wtedy też pojęłam, że samo skupienie się na doktrynach, bez względu na to, ile się rozumie, wcale nie oznacza tego, że rozumie się prawdę. Myślałam o tym, jak to wcześniej często czytałam o prawdzie dotyczącej podporządkowania się Bogu, i pojęłam, że niezależnie od okoliczności muszę wykonywać swoje obowiązki oraz podporządkowywać się Bożym rozporządzeniom i ustaleniom, ale kiedy sytuacje, w jakich stawiał mnie Bóg, kłóciły się z moimi wyobrażeniami, to brakowało mi rzeczywistości podporządkowania się. Uważałam, że ten obowiązek nie współgrał z moimi pragnieniami, więc opierałam się i nie chciałam się podporządkować. Zrozumiałam, że wysłuchanie wielu omówień, nie oznacza zrozumienia ani zyskania prawdy. Rozumiałam ledwie słowa i doktryny, a bez skupienia się na praktykowaniu prawdy, nadal nie byłam w stanie jej naprawdę zyskać ani też zmienić swojego usposobienia życiowego.
Kontynuowałam swoje poszukiwania i trafiłam na pewien fragment słów Boga o następującej treści: „Przemiana zepsutego usposobienia nie zachodzi z dnia na dzień. Należy nieustannie oddawać się autorefleksji i uzyskiwać wgląd w siebie we wszystkich sprawach. Człowiek musi analizować swoje działania i zachowanie w świetle słów Boga, musi próbować siebie zrozumieć i odnaleźć ścieżkę praktykowania prawdy. Takie podejście należy mieć względem skażonych skłonności. Konieczna jest refleksja i analiza zepsutego usposobienia, które się przejawia w codziennym życiu, konieczne są szczegółowe rozważania i zdobywanie rozeznania na podstawie swojego pojmowania prawdy, aby w końcu nastąpił przełom, a wtedy człowiek będzie w stanie praktykować prawdę i dostosować do niej wszystkie swoje działania. Poprzez takie dążenie, praktykowanie i rozumienie siebie te przejawy zepsucia zaczną zanikać i jest nadzieja, że usposobienie w końcu dozna przemiany. To jest ścieżka. Przemiana usposobienia jest kwestią rozwoju życiowego. Człowiek musi uchwycić prawdę i ją praktykować. Tylko praktykując prawdę, jest w stanie stawić czoła problemowi zepsutego usposobienia. Jeśli nadal będzie się ono regularnie przejawiać, nawet do tego stopnia, że będzie widoczne w każdym czynie i słowie człowieka, oznacza to, że usposobienie tego człowieka nie uległo przemianie. Wszystkie kwestie związane ze skażonym usposobieniem należy rzetelnie poddać analizie i zgłębić. Człowiek powinien szukać prawdy, aby rzucić światło na przyczyny leżące u podstaw zepsutego usposobienia i się z nimi uporać. Jest to jedyny sposób na całkowite rozwiązanie problemu, jakim jest zepsute usposobienie. Gdy już znajdziesz tę ścieżkę, jest nadzieja na przemianę twojego usposobienia. Nie są to czcze sprawy; dotyczą rzeczywistego życia. Kluczowe jest to, czy ktoś jest w stanie z całego serca i sumiennie przyswajać sobie prawdorzeczywistości oraz czy potrafi praktykować prawdę. Jeśli tylko ktoś potrafi ją praktykować, może stopniowo odrzucać swoje zepsute usposobienie. Wtedy jest w stanie postępować zgodnie z wymaganiami Boga i zgodnie z zajmowaną pozycją. Znajdując swoje miejsce, trwając przy wypełnianiu roli istoty stworzonej i stając się kimś, kto prawdziwie czci Boga i Mu się podporządkowuje, człowiek zyska aprobatę Boga” (Zasady, jakimi należy się kierować w zachowaniu, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boga jasno wskazują, że skażone skłonności ludzkie wychodzą na jaw każdego dnia. W każdej sprawie i w każdym wypowiedzianym słowie mogą kryć się skażone skłonności oraz błędne myśli i poglądy. Ludzie muszą szukać prawdy, aby zauważyć i rozwiązać te problemy. To, czy ktoś zdoła posiąść prawdę i zmienić swoje usposobienie, zależy od tego, czy ta osoba dąży do prawdy i ją praktykuje. Nie jest tak, że ktoś, kto styka się z wieloma osobami, przejawia większe zepsucie, a ktoś, kto ogranicza swoje kontakty z innymi, przejawia mniejsze zepsucie. A takie miałam na ten temat pojęcie i wyobrażenie. W rzeczywistości, nawet jeśli ktoś ma obowiązki, które wymagają niewielkiej interakcji z innymi, ale dźwiga ciężar związany z wkraczaniem w życie, obserwuje swoje myśli i przekonania, ujawniane w toku codziennych spraw, dokładnie je bada i szuka prawdy w odpowiednim czasie, aby wyzbyć się zauważonego zepsucia, to taka osoba nadal może poznać prawdę i doświadczyć zmiany. Chociaż moje obowiązki nie wymagały wielu interakcji z ludźmi, nadal przejawiałam sporo zepsucia w swojej pracy. Czasami, gdy pracy było dużo i musiałam siedzieć do późna, martwiłam się o mój wzrok z powodu drobnego problemu z oczami. Bałam się, że jeśli będę gorzej widzieć, to nie będę w stanie wykonywać swoich obowiązków i nie zostanę zbawiona, więc zwolniłam tempo i miałam opóźnienia. Niekiedy też wykonywałam swoje obowiązki niedbale i nie przywiązywałam wagi do szczegółów, co skutkowało niedoróbkami, które musiałam poprawiać, przez co znów się spóźniałam z pracą. Widziałem, że moja łajdacka natura stanowi poważny problem. Przypomniałam sobie również, że gdy wcześniej miałam obowiązki, które wymagały interakcji z ludźmi i codziennego uczestniczenia w spotkaniach, to mimo że przejawiałam spore zepsucie, wykorzystywałam nawał obowiązków jako wymówkę, by uniknąć refleksji nad sobą, i rzadko szukałam prawdy, żeby wyzbyć się zepsucia. Wiele doświadczyłam i przejawiałam duże zepsucie, ale nie zyskałam zbyt wiele prawdy. Teraz, wykonując pracę z tekstami, skupiałam się wyłącznie na codziennych zadaniach, a rzadko przychodziłam przed oblicze Boga, by zastanowić się nad swoim zepsuciem. Poza wykonywaniem powierzonych obowiązków w moim umyśle była pustka lub rozmyślałam o przyjemnościach cielesnych, uczuciach rodzinnych, sławie i statusie… czyli o sprawach niezwiązanych z prawdą. Jeśli chodzi o wkraczanie w życie, nie robiłam żadnych postępów. Zrozumiałam, że zyskanie prawdy nie zależy od wykonywanych obowiązków. Kluczowe było skupienie się na autorefleksji i podejmowanie realnych wysiłków, aby wyzbyć się przejawianego zepsucia. Osoba, która nie szuka prawdy i nie zastanawia się nad sobą, nawet gdyby została przełożoną, nie zyska prawdy i nie dostąpi zbawienia. W obliczu tych faktów pojęłam, jak absurdalne i błędne są moje zapatrywania! Nie rozumiałam prawdy, więc patrzyłam na wszystko z błędnej perspektywy, chciałam porzucić swoje obowiązki i nie podporządkowywać się suwerennej władzy Boga i Jego zarządzeniom. Wykonywałam swoje obowiązki bez przykładania się do nich i gdybym dalej to ciągnęła, to opóźniłabym pracę i Bóg by mną wzgardził. Zdałam sobie sprawę z tego, jak ważne w dążeniu do prawdy są właściwe myśli i poglądy. Zrozumiawszy to, przestałam być wybredna w kwestii swoich obowiązków, tylko chciałam wykorzystać tę obecną możliwość, by je wykonywać, zwracać baczną uwagę na swoje myśli i poglądy w obliczu różnych sytuacji oraz szukać prawdy, by szybko się ich wyzbyć.
Podczas rozmyślań zdałam sobie sprawę, że moja niezdolność do podporządkowania się moim obecnym obowiązkom wynika nie tylko z moich niedorzecznych poglądów, ale także z chęci zyskania błogosławieństw. Wydawało mi się, że wykonując swoje obowiązki, zyskam mniej prawd, co oznaczało nikłe nadzieje na błogosławieństwa, więc nie chciałam ich wykonywać. Zrozumiałam, że w swojej wierze w Boga i przy wykonywaniu obowiązków kierowałam się niewłaściwymi pobudkami. Przeczytałam te słowa Boże: „Ludzie wierzą w Boga, aby zostać pobłogosławionym, nagrodzonym, ukoronowanym. Czy nie ma go w sercu każdego człowieka? Jest, to fakt. Chociaż ludzie nieczęsto o tym mówią, a nawet ukrywają motywację i pragnienie otrzymania błogosławieństw, to jednak ta motywacja i pragnienie w głębi ludzkich serc zawsze były niewzruszone. Bez względu na to, jak wiele duchowych teorii ludzie rozumieją, jakie mają doświadczenie i wiedzę, jakie obowiązki mogą wykonać, jak wiele cierpienia znoszą lub jak wysoką cenę płacą, nigdy nie porzucają motywacji do uzyskania błogosławieństw ukrytej głęboko w ich sercach i zawsze w milczeniu trudzą się w służbie dla niej. Czyż nie jest to coś, co tkwi najgłębiej w ludzkich sercach? Jak czulibyście się bez tej motywacji do otrzymywania błogosławieństw? Z jakim nastawieniem wykonywalibyście swoje obowiązki i podążali za Bogiem? Co by się stało z ludźmi, gdyby pozbyto się tej motywacji do otrzymywania błogosławieństw, która kryje się w ich sercach? Jest możliwe, że wielu ludzi ogarnęłoby zniechęcenie, a inni staliby się zdemotywowani do wykonywania swoich obowiązków. Straciliby zainteresowanie swoją wiarą w Boga, tak jakby ich dusza zniknęła. Wyglądaliby tak, jakby wyrwano im serce. Dlatego właśnie mówię, że motywacja do błogosławieństw jest czymś głęboko ukrytym w ludzkich sercach” (Sześć wskaźników rozwoju życiowego, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boże obnażyły mój stan. Celem mojej wiary w Boga, wyrzeczeń, poświęceń i ciężkiej pracy było wyłącznie otrzymanie błogosławieństw. Jeśli nie mogłam ich otrzymywać, traciłam motywację do wykonywania obowiązków i cały mój zapał znikał. Odkąd zaczęłam wierzyć w Boga, zawsze z entuzjazmem wykonywałam swoje obowiązki, porzuciłam karierę i zrezygnowałam z małżeństwa, byłam gotowa cierpieć i płacić cenę, wykonując obowiązki. Kiedy wyznaczono mnie do pracy z tekstami, pomyślałam, że będę brać udział w niewielu zgromadzeniach i będę mieć mniej okazji do zyskania prawdy, przez co dużo trudniej mi będzie dostąpić zbawienia. Chciałam więc, aby przełożona przydzieliła mi inne obowiązki, i narzekałam, że te, które wykonuję, są nieodpowiednie. Zaczęłam je zaniedbywać, ociągałam się i opóźniałam pracę. Zrozumiałam, że do poświęceń i wysiłków w wykonywaniu obowiązków pchało mnie pragnienie błogosławieństw. W swojej wierze brałam pod uwagę jedynie swoje własne korzyści, a obowiązki traktkowałam jako sposób na zyskanie błogosławieństw. Jeśli jakiś obowiązek miał mnie do nich przybliżyć, chętnie go wykonywałam, w przeciwnym razie byłam zniechęcona i oporna. Nie dążyłam do tego, żeby się Bogu podporządkować i Go zadowolić, ani nie wypełniałam swoich obowiązków jako istota stworzona ze szczerością wobec Boga. Dalsze podążanie tą drogą doprowadziłoby jedynie do tego, że Bóg by mną wzgadził, a na koniec mnie wyeliminował. Powinnam być posłuszna ustaleniom kościoła, pilnie i sumiennie wykonywać swoje obowiązki, skupić się na refleksji nad sobą we wszystkich sprawach, aby wyciągnąć wnioski i dążyć do zmiany usposobienia.
W kolejnych dniach starałam się wyciągać jakąś naukę z tego, co mnie spotykało. Brat w domu gospodarzy miał entuzjastyczne nastawienie do swoich obowiązków, ale nie przykładał dużej wagi do wkroczenia w życie. W przeszłości pomagałam mu z dobrymi intencjami, zawsze starając się skłaniać go poznawania samego siebie w obliczu tego, czego doświadczał, ale to wywołało jego opór i wstręt. Wtedy poczułam się pokrzywdzona. Nie rozumiałam, dlaczego moje dobre intencje nie zostały docenione. Dzięki refleksji zdałam sobie sprawę, że mam aroganckie usposobienie i zmuszam innych, by mnie słuchali. Brakowało mi też zasad w pomaganiu innym. Później przeczytałam „Zasady pomagania innym z miłością i oddaniem” i zrozumiałam, że pomaganie innym powinno przynosić im korzyści, a co najmniej nie szkodzić, i że powinnam traktować innych stosownie do ich postawy, prowadzić ich cierpliwie i życzliwie, nie zmuszając do przyjmowania moich poglądów. Co więcej, jakiś czas temu wielu braci i wiele sióstr opuściło miasto, aby głosić ewangelię. Nie mogłam pojechać z nimi, przez co czułam się bardzo zniechęcona i przygnębiona. Narzekałam, nie rozumiejąc, czemu Bóg pozwolił, by spotkało mnie coś takiego. Później skupiłam się na poszukiwaniu prawdy, a czytając słowa Boże i zastanawiając się nad sobą, zrozumiałam, że moje zapatrywania są niedorzeczne, a moją intencją jest dążenie do błogosławieństw. Myślałam, że wyjazdy za miasto w celu wykonywania obowiązków dają więcej okazji do praktykowania, a tym samym większą nadzieję na zyskanie prawdy i dostąpienie zbawienia. Kiedy w tym nie uczestniczyłam, zniechęcałam się i narzekałam. Zdałam sobie sprawę, że jako istota stworzona powinnam podporządkować się rozporządzeniom i ustaleniom Stwórcy. Zrozumiałam, że możliwość zyskania prawdy zależy od tego, czy dąży się do niej i płaci za nią cenę, a nie od tego, gdzie wykonuje się swoje obowiązki. Powinnam trwać przy swoich obowiązkach, dążyć do prawdy, wyciągąć naukę z mojej aktualnej sytuacji i dobrze wykonywać obowiązki. Do tego właśnie powinnam dążyć.
Zastanawiając się nad swoimi doświadczeniami z tamtego okresu, zrozumiałam, że to, czy ktoś wierzący w Boga zyska prawdę, nie zależy od obowiązków, które wykonuje, ale od tego, czy miłuje i praktykuje prawdę. Jeśli ktoś poważnie podchodzi do codziennych spraw, koncentruje się na refleksji nad swoim zepsuciem i na poszukiwaniu prawdy, by się go wyzbyć, oraz stara się zmienić swoje usposobienie, każdego dnia będzie coś zyskiwać. Teraz nie mam już oporów przed wykonywaniem pracy z tekstami i potrafię się podporządkować. Chcę poza tym docenić właśnie te obowiązki i włożyć wysiłek w dążenie do prawdy.