Czy dążenie do błogosławieństw jest zgodne z wolą Boga?

29 stycznia 2023

Autorstwa Claude, Wielka Brytania

W dwa tysiące osiemnastym roku spotkało mnie szczęście i przyjąłem dzieło Boga Wszechmogącego dni ostatecznych. Byłem przeszczęśliwy, że dane mi było witać powracającego Pana. Wkrótce potem zacząłem uczyć się, jak szerzyć ewangelię, ale ponieważ w dzień głównie pracowałem i wracałem do domu zmęczony, było mi bardzo trudno skupić się na obowiązkach. Chciałem zrezygnować z pracy i poświęcić się głoszeniu ewangelii, ale moja sytuacja na to nie pozwalała. Mam pięcioro dzieci i gdybym nie posyłał ich do szkoły, rząd uznałby mnie za niezdolnego do opieki nad nimi i odebrałby mi je. Moje życie było bardzo stresujące, ale wiedziałem, że jako stworzenie Boże musiałem wypełniać swój obowiązek, choćby było mi bardzo ciężko.

W dwa tysiące dziewiętnastym zostałem przywódcą kościoła i miałem jeszcze więcej na głowie. Postanowiłem pracować cztery zamiast sześciu dni w tygodniu. Myślałem, że może Bóg pobłogosławi mnie za poświęcenie. Choć nie robiłem wtedy dużo zawodowo, gdyż pracowałem mniej godzin, niewiele się w moim życiu zmieniło, bo wszystko szło naprawdę gładko, nie mieliśmy problemów ze zdrowiem ani innych kłopotów. Czułem, że mam spokój w życiu, bo zasługiwałem na to za entuzjastyczne ponoszenie kosztów na rzecz Boga. Byłem szczęśliwy, że mam więcej czasu na obowiązki. Gdy w dwa tysiące dwudziestym pierwszym wybuchła pandemia, wszystko się zmieniło.

Dochód mojego salonu fryzjerskiego w czasie zarazy drastycznie spadł. Nie wystarczało nawet na opłacenie czynszu. Musiałem przenieść się do tańszego lokalu, ale wymagał renowacji. Znalazłem budowlańca, który miał mi z tym pomóc, ale po kilku tygodniach stwierdził, że to zajmuje zbyt wiele czasu. Miał mnóstwo innych zleceń i za mało pracowników, więc musiał zrezygnować z pracy dla mnie. Sąsiedzi i klienci dowiedzieli się, co się działo, i mówili mi, że jeśli nie skończę prac w nowym miejscu, będę płacić czynsz za dwa lokale jednocześnie, co byłoby bardzo kosztowne. Pytali, jak mogło się to przytrafić wierzącemu. Na początku z wysoko uniesioną głową odpowiadałem, że jest tak, jak chce i zarządzi Bóg, a ja nie mogę narzekać. Potem znalazłem kogoś z innej firmy budowlanej, ale i on porzucił moje zlecenie z powodu problemów zdrowotnych. Czas leciał, a mój salon wciąż nie był gotowy. Przez bite trzy miesiące musiałem płacić jednocześnie za dwa lokale. Później w nowym miejscu zaczęła przeciekać rura i żeby znaleźć źródło wycieku, trzeba było zerwać sufit. Ta zmiana lokali kosztowała mnie łącznie jakieś trzy tysiące funtów. Byłem zagubiony i niezadowolony. Dlaczego przytrafiło mi się coś takiego i dlaczego musiałem stracić tyle pieniędzy? Cały czas sądziłem, że Bóg pomoże mi znaleźć odpowiedniego budowlańca. Ale niestety, ten ostatni zawinął się w trakcie instalacji grzejnika. Rura zaczęła przeciekać, przez co zniszczeniu uległa połowa instalacji grzewczej, którą zamontował. W tamtym czasie dopadł mnie też koronawirus. Zacząłem narzekać: Dlaczego Bóg pozwalał, by przytrafiały mi się takie rzeczy? Spełniałem swój obowiązek w kościele, pracowałem i zarabiałem mniej, żeby móc to robić, więc czemu miałem tyle kłopotów? W duchu użalałem się na swój los.

Po tym wszystkim nie przykładałem się zbytnio do swoich obowiązków. Nadal je wypełniałem, ale nie wkładałem w to serca. Skupiałem się tylko na rozwiązywaniu problemów z nowym salonem. Byłem naprawdę w rozterce i nie umiałem się skupić na zgromadzeniach. Wcześniej podsumowywałem każde zebranie, ale już nie chciałem tego robić. Zdarzało mi się kosztem snu omawiać z innymi problemy, by pomóc im je rozwiązać, ale teraz gdy dzwonili, by porozmawiać o nich ze mną, nawet nie miałem zamiaru odbierać telefonu. Przedtem chodziłem sprawdzać, czy bracia i siostry dobrze się miewają i czy nie napotkali trudności, pełniąc obowiązki, a jeśli tak, omawiałem z nimi słowa Boga, by pomóc im uporać się z kłopotami, ale tego też już nie chciałem robić. Coraz bardziej niedbale spełniałem swój obowiązek. Raz przywódczyni wyższego szczebla powiedziała, że muszę przyłożyć się do obowiązków i umawiać spotkania dla wszystkich nowych członków kościoła oraz dobrze ich podlewać, by żaden z nich nie przeciekł nam przez palce. Bardzo opornie podszedłem do tego zadania. Wywiązując się z niego, nie miałbym czasu na zajmowanie się sprawami domowymi. Chciałem spędzać wolny czas z rodziną i przyjaciółmi, by dogodzić nieco ciału. Mój stan się pogarszał, nie chciałem wypełniać obowiązków religijnych i czytać słów Boga. Wcześniej wstawałem rano, by czytać słowa Boże, a potem w dzień słuchałem ich odczytów, ale teraz nie chciało mi się ani wstawać, ani czytać słów Boga, bo za swoje wysiłki nie zostałem pobłogosławiony, tylko napotkałem wiele przeszkód. Nie wiedziałem, co omawiać na zgromadzeniach. Udawałem, że wszystko jest w porządku, żebym przynajmniej nie stracił pozycji w kościele. Zacząłem też oszukiwać, pełniąc obowiązki. Gdy ktoś pytał, jak mi szło, mówiłem, że już zrobiłem coś, czego ewidentnie nie skończyłem. Oszukiwałem więc braci i siostry. Miałem takie nastawienie dlatego, że Bóg mnie nie pobłogosławił, tylko pozwolił, bym zmagał się z trudnościami. Nie okazywałem Bogu ani szacunku, ani tym bardziej czci.

Byłem w tragicznym stanie, więc opowiedziałem przywódczyni o wszystkim. Powiedziała, żebym przeczytał te słowa Boże: „To zupełnie normalne, że gdy ludzie przechodzą próby, są słabi, odczuwają w swym wnętrzu negatywne emocje, albo nie mają jasności co do woli Bożej lub swej ścieżki praktyki. Jednakże bez względu na wszystko musisz mieć wiarę w Boże dzieło i nie zaprzeć się Boga, dokładnie tak jak Hiob. Chociaż Hiob był słaby i sam przeklinał dzień, w którym się narodził, nie zaprzeczał, że wszystkie rzeczy w życiu człowieka były darem Jahwe, i że On również jest tym, który może je wszystkie człowiekowi odebrać. Bez względu na to, jak trudnym poddawany był próbom, wciąż trwał w tym przekonaniu. Zgodnie z twoim doświadczeniem, niezależnie od tego, jakiemu oczyszczeniu poddawany jesteś za pośrednictwem słów Bożych, tym, czego Bóg wymaga od rodzaju ludzkiego jest, krótko mówiąc, to, by ludzkość w Niego wierzyła i Go kochała. Rzeczami, które On udoskonala, działając w ten sposób, są zaś wiara i miłość ludzi oraz ludzkie dążenia. Bóg dokonuje w ludziach dzieła udoskonalenia, a oni tego nie widzą ani nie czują; w takich okolicznościach niezbędna jest twoja wiara. Wiara ludzi jest niezbędna, kiedy czegoś nie da się zobaczyć gołym okiem, a twoja wiara jest konieczna, kiedy nie potrafisz wyzbyć się twoich własnych pojęć. Kiedy nie masz jasności co do dzieła Bożego, wymaga się od ciebie, abyś miał wiarę, zajął zdecydowane stanowisko i trwał przy świadectwie(Ci, którzy mają zostać udoskonaleni, muszą przejść oczyszczenie, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boga pokazały mi, że kompletnie nie rozumiałem intencji Boga kryjącej się za tym, co przechodziłem. Czułem się bezradny i opuszczony. Wątpiłem w zwierzchnictwo Boga. Ale powtarzałem jak nakręcony, że byłem oddanym Mu wiernym. Gdy interes się kręcił i cieszyłem się dobrym zdrowiem, uważałem, że Bóg mi niezwykle błogosławi, a ja mogę poświęcić Mu więcej czasu. Ale kiedy znalazłem się w trudnym połączeniu i zmagałem z kłopotami, winiłem Boga. Czy tak wygląda wiara? Kiedy Hiob stracił cały majątek rodziny i wszystkie swoje dzieci, nie obwiniał Boga, a nawet wychwalał Jego imię. Gdy żona próbowała zachwiać Jego wiarą, potępił ją jako niemądrą kobietę, mówiąc: „Czy tylko dobro będziemy przyjmować od Boga, a zła przyjmować nie będziemy?” (Hi 2:10). Hiob nie był wyliczony i nie oczekiwał niczego od Boga. Czy otrzymywał błogosławieństwa, czy cierpiał katusze, poddawał się Bogu. Hiob prawdziwie wierzył w Boga. Czułem, że po prostu nie mogłem się z nim równać. Widząc jedno nieszczęście za drugim, byłem niezadowolony z życia. Ludzie wokoło pytali mnie, dlaczego takie rzeczy przytrafiały się mnie, osobie wierzącej, i choć twierdziłem, że wszystko jest super, z czasem zacząłem mięknąć i powątpiewać w panowanie Boga. Patrząc na historię Hioba, zrozumiałem, że to szatan atakował mnie za pomocą słów innych ludzi, chcąc, bym wyparł się Boga i obwinił Go. Zupełnie zatraciłem wtedy świadectwo wiary, byłem pośmiewiskiem szatana. Żałowałem tego, jak się zachowywałem. Czułem wstyd.

Później przeczytałem więcej słów Bożych. „Ludzie w swych doświadczeniach życiowych często myślą sobie: porzuciłem swoją rodzinę i karierę dla Boga, a co On mi dał? Muszę to podsumować i potwierdzić: czy otrzymałem ostatnio jakieś błogosławieństwa? W tym czasie dużo dałem z siebie, wysilałem się i wysilałem, i wiele wycierpiałem – czy Bóg dał mi w zamian jakieś obietnice? Czy pamiętał moje dobre uczynki? Jaki będzie mój koniec? Czy mogę otrzymać Boże błogosławieństwa?… Każdy człowiek stale dokonuje takich kalkulacji w swoim sercu i ludzie kierują do Boga żądania wynikające z tych motywacji, ambicji i transakcyjnej mentalności. To znaczy, że w swoim sercu człowiek nieustannie sprawdza Boga, nieustannie wymyśla plany dotyczące Boga i nieustannie spiera się z Bogiem o swój koniec, a także próbuje wydobyć od Boga oświadczenie, sprawdzając, czy Bóg może dać mu to, czego chce, czy nie. Człowiek jednocześnie podąża za Bogiem i nie traktuje Boga jak Boga. Człowiek zawsze starał się targować z Bogiem, nieustannie stawiając Mu wymagania, a nawet naciskając na Niego na każdym kroku, próbując wziąć kilometr po otrzymaniu centymetra. W tym samym czasie gdy człowiek próbuje targować się z Bogiem, również spiera się z Nim, a są nawet ludzie, którzy, gdy spotykają ich próby lub znajdują się w pewnych sytuacjach, często stają się słabi, bierni i leniwi w swojej pracy, i pełni skarg na Boga. Człowiek, od czasu, gdy po raz pierwszy zaczął wierzyć w Boga, uznał Boga za róg obfitości, szwajcarski scyzoryk, a samego siebie uznał za największego wierzyciela Boga, tak jakby próby uzyskania błogosławieństw i obietnic od Boga były jego nieodłącznym prawem oraz obowiązkiem, podczas gdy obowiązkiem Boga było chronić i dbać o człowieka, i zaopatrywać go. Takie jest podstawowe zrozumienie »wiary w Boga« wszystkich tych, co wierzą w Boga, i takie jest ich najgłębsze zrozumienie pojęcia wiary w Boga. Od natury i istoty człowieka po jego subiektywne dążenie nie ma nic, co odnosi się do bojaźni Bożej. Cel człowieka w wierze w Boga nie może mieć nic wspólnego z oddawaniem czci Bogu. To znaczy, że człowiek nigdy nie uważał ani nie rozumiał, że wiara w Boga wymaga bojaźni Bożej i oddawania czci Bogu. W świetle takich warunków istota człowieka jest oczywista. Jaka jest ta istota? Jest ona taka, że serce człowieka jest złośliwe, kryje w sobie zdradę i oszustwo, nie kocha uczciwości i sprawiedliwości i tego, co jest pozytywne, jest też nikczemne i chciwe. Serce człowieka nie może być bardziej zamknięte na Boga; człowiek w ogóle nie oddał go Bogu. Bóg nigdy nie widział prawdziwego serca człowieka ani nigdy nie był czczony przez człowieka. Bez względu na to, jak wielką cenę płaci Bóg, jakie dzieło wykonuje i ile daje człowiekowi, człowiek pozostaje na to wszystko ślepy i zupełnie obojętny. Człowiek nigdy nie oddał swego serca Bogu, chce tylko sam zajmować się swoim sercem, sam podejmować własne decyzje, których podtekstem jest to, że człowiek nie chce podążać drogą bojaźni Bożej i unikania zła ani być posłuszny suwerenności i ustaleniom Boga, ani też nie chce czcić Boga jako Boga. Taki jest dzisiejszy stan człowieka(Boże dzieło, Boże usposobienie i Sam Bóg II, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). „Bez względu na to, jak są wypróbowywani, wierność tych, którzy mają Boga w sercu, pozostaje niezmieniona, ale dla tych, którzy nie mają Boga w swoim sercu, gdy tylko dzieło Boże nie jest korzystne dla ich ciała, zmieniają swoje spojrzenie na Boga, a nawet odchodzą od Boga. Takimi są ci, którzy nie wytrwają do końca, którzy szukają tylko Bożych błogosławieństw i nie mają pragnienia, aby służyć Bogu i poświęcić się Mu. Tacy bezwartościowi ludzie zostaną wyrzuceni, gdy dzieło Boga dobiegnie końca i nie zasługują na żadne współczucie. Ci, którzy nie mają człowieczeństwa, nie są w stanie prawdziwie kochać Boga. Gdy środowisko jest bezpieczne lub gdy można osiągnąć zyski, są oni całkowicie posłuszni Bogu, ale gdy to, czego pragną, jest zagrożone lub ostatecznie odrzucone, natychmiast się buntują. Nawet w ciągu jednej nocy mogą przejść przemianę z uśmiechniętego, »życzliwego« człowieka w ohydnego i okrutnego zabójcę, traktując nagle wczorajszego dobroczyńcę jak śmiertelnego wroga bez widocznej przyczyny. Jeśli te demony nie zostaną wypędzone, demony, które zabiłyby bez mrugnięcia okiem, czy nie staną się źródłem skrytego zagrożenia?(Dzieło Boga i praktykowanie przez człowieka, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boga ukazały mi, co skrywałem głęboko w sercu. Nie wierzyłem w Boga, by poddać się Mu i Go czcić, ale by cieszyć się Jego łaską i błogosławieństwami. Ograniczyłem godziny pracy i zarobki, by spełniać obowiązki tylko dlatego, że liczyłem na błogosławieństwa. Całe to poświecenie było tylko po to, by zawrzeć z Bogiem pakt. Nie wynikało z prawdziwej wiary i miłości. Gdy na początku pojawiły się problemy, nie zaniedbywałem obowiązków, bo sądziłem, że trudności przeminą, a Bóg wynagrodzi mnie za to jeszcze sowiciej. Ale kłopoty mnie nie opuszczały. Przez problemy z nowym lokalem straciłem dużo pieniędzy. Brakowało mi motywacji do wykonywania obowiązków i zacząłem winić Boga. Bez tego nie chciałem dalej się starać dla Boga tak bardzo jak wcześniej. Chciałem tylko zadbać o własny komfort. Mój sposób myślenia był stale bombardowany trudnościami, jakich doświadczałem, a w tych kłopotach nie szukałem woli Boga ani ścieżki praktykowania prawdy czy wytrwałości. Szukałem wyłącznie sposobów na rozwiązanie kłopotów finansowych i niechlujnie, nieodpowiedzialnie wykonywałem obowiązki. Nie miałem Boga w sercu. Widząc swoje nastawienie do obowiązków i do Boga, rozumiałem, że nie podążam za Nim naprawdę. Twierdziłem, że kocham Boga, ale obwiniłem Go za swoje problemy w życiu. Byłem oporny i próbowałem wyrównać z Nim rachunki tak, jak mówił Bóg: „Nawet w ciągu jednej nocy mogą przejść przemianę z uśmiechniętego, »życzliwego« człowieka w ohydnego i okrutnego zabójcę, traktując nagle wczorajszego dobroczyńcę jak śmiertelnego wroga bez widocznej przyczyny”. Zachowywałem się dokładnie tak, jak opisywały słowa Boże. Dobrze pełniłem obowiązki wtedy, gdy Bóg mi błogosławił. Jak gdyby Bóg był mi coś winny, żądałem od Niego tego, czego chciałem. A przecież Bóg dał mi życie – dał mi wszystko. Dostałem więcej, niż trzeba. Czemu wciąż robiłem Bogu wyrzuty, wykłócałem się i spierałem z Nim? Walczyłem z Bogiem, źle wykonując obowiązki. Myśląc o tym, czułem coraz większy wstyd. Jeżeli nie okażę skruchy, Bóg znienawidzi mnie i odrzuci, prawda? Pomodliłem się w duchu: „Boże, naprawdę brak mi sumienia. Zaznałem już tyle Twojej łaski, a wciąż czegoś od Ciebie żądam. Jeśli nie spełnią się moje pragnienia, popadam w negatywizm i narzekam. Boże, ujrzałem swoją prawdziwą twarz i gardzę sobą. Błagam, pomóż mi naprostować błędny w moich dążeniach”.

Wyczytałem to potem w słowach Boga: „Tym, do czego dążysz, jest osiągnięcie spokoju po uwierzeniu w Boga: żeby twoich dzieci nie nękały choroby, żeby twój mąż miał dobrą pracę, żeby twój syn znalazł sobie dobrą żonę, żeby twa córka znalazła porządnego męża, żeby twe woły i konie dobrze orały ziemię, żeby był rok dobrej pogody dla twoich plonów. Oto jest to, czego szukasz. Dążysz tylko do tego, by żyć wygodnie; by twojej rodzinie nie przytrafiały się żadne nieszczęśliwe wypadki, by omijały cię niepomyślne wiatry, by twej twarzy nie tknął piasek, by plonów twojej rodziny nie zalała powódź, aby nie dosięgło cię żadne nieszczęście, byś żył w objęciach Boga, byś wiódł życie w przytulnym gniazdku. Tchórz taki jak ty, który zawsze podąża za cielesnością: czy ty w ogóle masz serce? Czy masz ducha? Czyż nie jesteś zwierzęciem? Ja daję ci drogę prawdy, nie prosząc o nic w zamian, lecz ty nią nie podążasz. Czy jesteś jednym z tych, którzy wierzą w Boga? Ja obdarzam cię prawdziwym człowieczym życiem, lecz ty nie dążysz do jego osiągnięcia. Czyż nie jesteś taki sam jak świnia czy pies?(Doświadczenia Piotra: jego znajomość karcenia i sądu, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „Wszyscy zepsuci ludzie żyją tylko dla siebie. Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego – to jest podsumowanie ludzkiej natury. Ludzie wierzą w Boga dla samych siebie; kiedy wyrzekają się czegoś i dokładają wysiłków dla Boga, czynią to, by uzyskać błogosławieństwa, a kiedy są Mu wierni, to po to, by otrzymać nagrodę. W sumie celem wszystkich ich działań jest zdobycie błogosławieństw, nagród i wejście do królestwa niebieskiego. W społeczeństwie ludzie pracują dla własnych korzyści, a w domu Bożym wykonują obowiązek, aby zdobyć błogosławieństwa. Rezygnuje się ze wszystkiego i jest się w stanie znieść wiele cierpienia właśnie po to, aby uzyskać błogosławieństwa. Nie ma lepszego dowodu na to, że natura człowieka jest szatańska(Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Lektura słów Bożych pokazała mi, jaki byłem samolubny i podły. Wyznawałem zasadę: „Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego”. Uważałem, że powinienem czerpać korzyści ze wszystkiego, co robiłem, bo jeśli nie, nie warto było tego robić. Taka filozofia i taki sposób myślenia były głęboko zakorzenione w moim sercu i sprawiały, że żyłem tylko dla siebie samego. Nawet wiara w Boga i poświęcenia miały tylko jeden cel – zdobyć błogosławieństwa. Oszukiwałem Boga. Byłem wyjątkowo samolubny i przebiegły. Dbałem wyłącznie o własne interesy i o to, jak zdobyć łaskę i błogosławieństwo Boga. Gdy Bóg nie błogosławił mi tak, jak uważałem, że powinien, byłem nieszczęśliwy i narzekałem. Jaka była wola Boża w tej sytuacji? Nie szukałem odpowiedzi, nie obchodziła mnie. Byłem nastawiony na dogadzanie ciału. Czyż nie traciłem szansy na pozyskanie prawdy? Bóg stał się ciałem w dniach ostatecznych, by nas zbawić. Wypowiedział wiele słów, przelał za nas swoją krew, swój pot i swoje łzy, byśmy dzięki nim i tym prawdom zdołali uciec od grzechu i zła, od zepsucia szatana i jego krzywd. Lecz nie dążyłem do prawdy – nie była mi dość droga. Chciwie pragnąłem przyjemności ciała, rozmyślnie obliczając na nie swoje wysiłki. Gdybym wciąż tak postępował, co Bóg zrobiłby z kimś takim jak ja? Zostałbym odrzucony i unicestwiony. Pomodliłem się w duchu: „Boże, błagam, ocal mnie. Pozwól mi poznać siebie i odnaleźć ścieżkę praktyki”. Każdego dnia powtarzałem tę modlitwę.

W słowach Boga wyczytałem: „Być może myślisz, że w wierze w Boga chodzi o cierpienie, albo robienie najrozmaitszych rzeczy dla Boga; mógłbyś pomyśleć, że wiara w Boga ma zapewnić spokój twemu ciału, albo sprawić, że wszystko w twoim życiu będzie szło gładko, lub że będzie ci się żyło łatwo i wygodnie pod każdym względem. Jednakże żadna z tych rzeczy nie stanowi celu, jaki ludzie winni kojarzyć ze swą wiarą w Boga. Jeśli wierzysz w Niego mając którąś z nich na celu, to twoje spojrzenie jest niewłaściwe, i po prostu nie sposób, abyś został udoskonalony. Uczynki Boga, Jego sprawiedliwe usposobienie, Jego mądrość i słowa, Jego cudowność i niezgłębioność są to wszystko rzeczy, które ludzie powinni pojąć. Doszedłszy do ich zrozumienia, powinieneś posłużyć się nim, by wyzbyć się ze swego serca wszelkich osobistych pretensji, nadziei i pojęć. Tylko poprzez wyeliminowanie takich rzeczy będziesz w stanie spełnić warunki, jakie stawia Bóg, a jedynie to właśnie czyniąc możesz mieć życie i zadośćuczynić Bogu. Celem wiary w Boga jest to, aby Go zadowolić i urzeczywistniać usposobienie, jakiego On wymaga, tak aby Jego uczynki i chwała mogły ukazać się za pośrednictwem tej grupy niegodnych ludzi. To właśnie jest właściwe spojrzenie na wiarę w Boga, i to także jest cel, do którego powinieneś dążyć(Ci, którzy mają zostać udoskonaleni, muszą przejść oczyszczenie, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „Nie ma żadnej korelacji między obowiązkiem człowieka a tym, czy będzie on pobłogosławiony, czy przeklęty. Obowiązek to coś, co człowiek powinien wypełnić; jest to jego powołanie zesłane mu z nieba, a jego wykonywanie nie powinno zależeć od rekompensaty czy rozmaitych warunków bądź przyczyn. Tylko wtedy bowiem jest to wykonywanie swojego obowiązku. Być pobłogosławionym oznacza zostać udoskonalonym i cieszyć się Bożymi błogosławieństwami, doświadczywszy sądu. Bycie przeklętym oznacza, że usposobienie danej osoby nie ulega zmianie po tym, jak doświadczyła ona karcenia i sądu. Wówczas nie doświadcza ona również doskonalenia, lecz otrzymuje karę. Jednakże bez względu na to, czy zostaną pobłogosławione, czy przeklęte, istoty stworzone winny wypełniać swój obowiązek, robiąc to, co do nich należy i to, co są w stanie zrobić. Każda osoba, – osoba, która podąża za Bogiem – winna zrobić przynajmniej tyle. Nie powinieneś spełniać swojego obowiązku tylko dla uzyskania błogosławieństwa i nie powinieneś odmawiać działania z obawy przed tym, że zostaniesz przeklęty. Pozwólcie, że coś wam powiem: wypełnianie swego obowiązku przez człowieka oznacza, że robi on to, co należy. Jeśli zaś nie jest w stanie swego obowiązku wypełnić, wówczas jest to jego buntowniczość(Różnica pomiędzy służbą Boga wcielonego a obowiązkiem człowieka, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Wiele razy twierdziłem, że prawdziwie wierzę w Boga, ale okazało się, że tylko tak mi się wydawało. Taką wiarę jak moja Paweł opisał w drugim liście do Tymoteusza (rozdział czwarty, wersety od siódmego do ósmego): „Dobrą walkę stoczyłem, bieg ukończyłem, wiarę zachowałem. Odtąd odłożona jest dla mnie korona sprawiedliwości”. Paweł oczekiwał wieńca sprawiedliwości za swoją służbę Panu i ja też miałem taki cel – otrzymać błogosławieństwo. Słowa Boże ukazały mi znaczenie wiary i do czego należy w wierze dążyć. Byłem gotów zmienić błędną ścieżkę, jaką kroczyłem, bo ona prowadziła do dalszej deprawacji, a na jej końcu stałbym się wrogiem Boga. Byłem niczym dziecko, które zamiast cenić rodzicieli, ciągle tylko czegoś od nich chce. Na takiego potomka rodzice nie spojrzą przychylniejszym okiem, gdyż on sprawia im ból. Wstydziłem się swoich pobudek i swojego spojrzenia na wiarę. Na jakiego rodzaju rekompensatę od Boga liczyłem? Zaznałem już tyle Jego łaski i błogosławieństw, otrzymałem tak wiele wsparcia płynącego z Jego opieki i z prawd zawartych w Jego słowach, nie wspominając już o powietrzu, słońcu i chlebie powszednim. To wszystko dał mi Bóg. Nawet moje życie podarował mi On Sam. Jak mógłbym odpłacić się za miłość Stwórcy? To nie byłoby możliwe, nawet gdybym oddał każdą cząstkę swojego jestestwa. Lecz ja winiłem Boga, wykłócałem się i próbowałem wyrównać z Nim rachunki. Brakło mi choćby odrobiny człowieczeństwa i samoświadomości. Podążałem za Bogiem i pracowałem w kościele, co było moim obowiązkiem i to najbardziej podstawowym. To była też szansa od Boga, by podążać za prawdą i uzyskać zbawienie. Gdybym nie pełnił obowiązków, nie mógłbym posiąść prawdy ani zmienić zepsutego usposobienia. Dzięki Bogu! Teraz rozumiem, że stworzenia Boże, ludzie, po prostu muszą wywiązywać się z obowiązków. Wypełnianie obowiązków nie może być transakcją z Bogiem. Pojmuję też, że bez względu na to, jakie mam kłopoty, czy jestem chory, czy interesy nie idą, muszę się z tym pogodzić i nie narzekać. Stworzenie Boże powinno mieć takie rozumne podejście. Jestem wdzięczny Bogu, że pozwolił mi osiągnąć tego rodzaju zrozumienie. Nie zarabiam teraz zbyt wiele i moja stopa życiowa nieco się obniżyła, ale jestem oszczędniejszy i mniej wydaję. Daję radę. Problemy zdrowotne i inne nie mogą rzutować na mój stosunek do obowiązków. Teraz znów oferuję pomoc braciom i siostrom, bardzo starając się wypełnić każdy swój obowiązek. Ta sytuacja pokazała mi, jaki byłem samolubny i wstrętny. Pomogła mi lepiej zrozumieć mój skrzywiony ogląd na wiarę i dążenia w wierze. To wszystko było możliwe dzięki przewodnictwu słów Bożych.

Koniec wszelkich rzeczy jest blisko. Czy chcecie wiedzieć, jak Pan wynagrodzi dobro i ukarze zło i ustali wynik człowieka, kiedy On powróci? Zapraszamy do kontaktu z nami, aby pomóc Ci znaleźć odpowiedź.

Powiązane treści

Połącz się z nami w Messengerze